Wydarzenia


Ekipa forum
Miasto Bath
AutorWiadomość
Miasto Bath [odnośnik]09.06.21 9:53
First topic message reminder :

Miasto Bath

Położone w dolinie rzeki Avon miasto to jedna z perełek architektonicznych Somerset. Podczas kolonizacji Rzymianie wybudowali w Bath charakterystyczne dla ichniej kultury łaźnie oraz świątynie, które przetrwały próbę upływających lat i dzięki skrupulatnej pielęgnacji czarują urokiem do dziś. Czasy gregoriańskie, podczas których w miasteczku koronowano angielskiego króla, również zaopatrzyły uliczki miejscowości w zabytki. Dziś Bath stało się nieformalną perłą w koronie turystyki Somerset, dzięki mnogości pięknych widoków, spokojnej atmosferze i czystej rzece przecinającej je niemal równo w połowie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
bath - Miasto Bath - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Miasto Bath [odnośnik]27.05.23 19:42
Poły purpurowej sukienki łopotały za nią łagodnie przy każdym kroku przez ciepłe uliczki Bath, gdzie dziś postanowiła spróbować szczęścia. Treść spiżarki w dolinowym domu zaczęła niebezpiecznie się kurczyć, drewniane półki z dnia na dzień świeciły coraz bardziej gryzącą ją pustką, żołądków do wykarmienia wcale nie ubywało - a mimo wszystko skłamałaby, gdyby powiedziała, że było to dla niej problemem. Przyzwyczaiła się już do obecności Percy'ego, doceniała jego towarzystwo, to, ile czasu mogli spędzać razem w ogrodzie bez znoju, zamotani w wici roślin, które wbrew rozkazom słońca nawadniał nocny deszcz; skromne włości Elrika nigdy wcześniej nie wyglądały tak pięknie. Gdyby tylko mogła, żyłaby razem z bratem i Percy'm żywiąc się refleksami promieni mknących z nieba, jednak ich rzeczywistość, ludzka rzeczywistość, rzadko kiedy bywała tak prosta. Radość i inspiracja nie wystarczały do nasycenia apetytów.
Z wiklinowym koszem u boku i żarem wypełniającym płuca przemierzała alejkę w pobliżu targu. Był jej drugim wyborem, zaraz po sklepie, gdzie kilka lat temu uwielbiała zaopatrywać się w świeże pieczywo o złotej i chrupiącej skórce; dziś piekarnia była zamknięta, a z drewnianego szyldu zdrapano kolorowy niegdyś napis zachęcający do wstąpienia do środka. Przystanęła przed ciaśniejszym fragmentem chodnika, który z każdej strony otaczały stragany, przy których tłoczyli się ludzie, i spróbowała nasycić się głębszym oddechem, lecz powietrze, zamiast spokoju, pchało w nią kakofonię zapachów - perfum, żywności i słonego ludzkiego potu. Czy tutaj mogła mieć więcej szczęścia? Zyskać przychylne spojrzenie, skorzystać z dobroci handlarzy, poprosić o mały bonus do zakupów? Nie tylko godność odgrywała kluczową rolę w tym, że nie zdobyła się jeszcze na wykorzystanie swojego czaru nawet w obliczu wielkiego brytyjskiego głodu; Tower naszpikowało ją skrupułami, trauma przyblokowała w niej dar. Obawiała się po niego sięgnąć, przekonana, że jeśli to zrobi, więzienie powróci w całej swej okazałości. Odrzucała swoją kobiecość, czując się jak brzydka, pomarszczona i pobliźniona zmora, ledwie cień dawnej Celine. W ostatnim czasie rozpoczęła jednak konfrontację z tym przekonaniem, skradała się przez trudną, ciernistą drogę zaszczepionych w niej lęków i ułomności, by wreszcie i w tym temacie stanąć na nogi.
Rozpoznała znajomy głos, obróciła głowę i rozejrzała się za sobą w poszukiwaniu jego ślicznej, złotowłosej właścicielki, której nie spodziewała się tu ujrzeć. W końcu odnalazła ją wzrokiem, jej nonszalancko usadowioną sylwetkę, rozwiane włosy i zdrową cerę, a przede wszystkim jej roziskrzone oczy, które zdawały się pałać nienazwanym jeszcze zadowoleniem.
- Och, cześć! - ucieszyła się i podeszła do niej bez wahania, układając koszyk na wolnym miejscu na pomalowanym na zielono drewnie. Nie był ciężki, świecił pustkami, ale bez niego mogła bez trudu pochylić się nad Adrianą i ucałować jej policzek na powitanie. - Ciebie też, tym razem w bardziej zaludnionych okolicznościach - uśmiechnęła się promiennie. Poznały się nad osamotnioną wieżą otoczoną przez duchy zamrożone w kleszczach tragedii, później natomiast wybierały miejsca odległe, położone nad malowniczymi krajobrazami, dalekie od natrętnych spojrzeń i wścibskich uszu. - Przyszłam na zakupy, ale obawiam się, że wrócę do domu z niczym... Większość moich ulubionych sklepów jest od dawna zamknięta. Nawet o tym nie wiedziałam - westchnęła, po czym sama usiadła obok Addy. Pomiędzy de Verley a koszem wiklinowym zmieściła się bez problemu, wciąż drobna, pomimo ostatniego przybrania na wadze. - Jak to łowisz ludzi? Na co ich łowisz, po co? Bo chyba nie tak jak ryby... - zamrugała z niezrozumieniem, przechyliła głowę do boku i przyjrzała się przyjaciółce ze zdezorientowaną ciekawością.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Miasto Bath [odnośnik]18.06.23 12:01
Z ochotą odwzajemniła gest ― nieczęsto witała się z kimś tak spoufale, choć może była to raczej wina tego, że w Londynie niektóre czarownice były sztywne jeszcze bardziej niż kij od miotły. Bądź co bądź, sama Adda nie miała problemów z bliskością, spoufalaniem właśnie, czy przekraczaniem granic ― wręcz przeciwnie, na każdym kroku zdawać by się mogło, że ― zwłaszcza to ostatnie ― należy do zakresu jej zainteresowań. Podobnie, jak testowanie granic ludzkiego zakłopotania.
Przesunęła się nieznacznie na ławce, choć prędko okazało się, że niepotrzebnie ― Celine była tak drobna, że bez trudu wślizgnęła się pomiędzy nią, a koszyk. Uwadze Addy nie umknął fakt przykrej pustości, ale niewiele mogła w tym temacie poradzić ― wszędzie było ciężko, problemy z zaopatrzeniem nie ustawały. Nawet jej, pracownicy Ministerstwa Magii, osoby o kontaktach szerokich i rozległych, było coraz trudniej zdobyć ulubione produkty i coraz częściej zadowalała się tym, co dało się dostać bez zbędnego kombinowania.
Zaśmiała się cicho, szczerze, w odpowiedzi na kolejne słowa towarzyszki. Faktycznie, do tej pory nie miały okazji spotkać się publicznie, ale i to miało przecież swój urok. Na końcu świata, wśród duchów czy wśród piasku i powiewów morskiej bryzy, mogła szybciej odpuścić, nie zajmować się obserwacją otoczenia pod kątem potencjalnego niebezpieczeństwa czy równie potencjalnej ofiary. Czasami łapała się na myśli, że przez wykonywany zawód stała się zdecydowanie przeczulona na wszystko.
Ja też mam problemy ze skompletowaniem zapasów do spiżarki ― westchnęła rozczarowana. ― A jakich produktów szukasz konkretnie? Może mogę pomóc? ― dopytała, wiedziona ciekawością. Choć sama nie proponowałaby Celine udania się w wątpliwe moralnie miejsca i pomiędzy niebezpiecznych ludzi, to sama nie miałaby problemu by zanurzyć się w podobnym towarzystwie i zdobyć co trzeba. Nie byłby to także pierwszy przypadek pomocy z zaopatrzeniem ― jakiś czas temu proponowała podobne wsparcie Michaelowi i ― co najlepsze ― zdecydował się nawet przyjąć tę pomoc, odrzucił dumę na bok. Zaskoczył ją wtedy, to musiała przyznać.
Ha! ― zaśmiała się, klepnęła dłonią w udo. ― Nie jak ryby, zdecydowanie nie. Wtedy byliby martwi, a martwi ludzie nie są do niczego potrzebni ― wyjaśniła pół-żartem, pół-serio i mrugnęła do niej zaczepnie.
Nachyliła się po chwili, odgarnęła jasne pasmo włosów za ucho przyjaciółki.
Łowię ludzką uwagę. Spojrzenia i myśli, bo to od nich zaczyna się kontakt. A jak pewnie wiesz, takie kontakty mogą być przydatne ― szepnęła konspiracyjnie i cofnęła się płynnie, kątem oka dostrzegając, jak jegomość czytający gazetę znów zerka w ich stronę. Do głowy by jej nawet nie przyszło, że Celine raczej nie jest wprawiona w tematach damsko-męskich; była w końcu absolutnie przepiękną młodą kobietą i Adda sama chętnie wodziła za nią spojrzeniem. Umiejętnie, rzecz jasna, doskonale świadoma tego, że nieczęsto spotyka się osoby o tak szerokich zainteresowaniach jak jej własne.
Z takich łowów zawsze można zyskać coś ciekawego ― kontynuowała niezrażona ― albo samą znajomość, albo inne korzyści. O, kawę chociażby. Tamten pan na ławce, z gazetą ― taktycznie odwróciła głowę w innym kierunku, nie chcąc by się domyślił, że o nim rozmawiają ― zerka w naszą stronę już drugi raz, wiesz?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Miasto Bath [odnośnik]18.06.23 19:12
- Przyszłam po pieczywo, ale nie pogardziłabym jeszcze jakimś mięsem na obiad. Sprawia najwięcej problemów. Albo mnie na nie nie stać, albo kolejki są tak długie, że zanim dotrę do lady, nie zostaje już prawie nic - stwierdziła kwaśno i zanurzyła palce w srebrnych kosmykach, rozczesując ich miękkość, jakby dotyk, jakiś, jakikolwiek, mógł odepchnąć od niej widmo pustoszejących zapasów. Roztapiały się jak śnieg ucałowany pierwszym ciepłem wiosny i obecnością słońca o wzbierającej sile promieni, do tego stopnia, że każdego dnia coraz trudniej było jej wymyślać nowe dania. Nawet książka kucharska, którą wysługiwała się przez brak kulinarnej kreatywności, zdawała się nieprzygotowana na tak dotkliwe problemy ekonomiczne, męczące ziemie wybrzeża. W Londynie miałaby więcej szczęścia, ale do niego nie miała odwagi się zapuścić. Mury stolicy obrosły cierniami nasączonymi trucizną i gdyby tylko ich dotknęła, umarłaby natychmiast. - Nie jesteś przypadkiem rzeźnikiem? - spytała zaczepnie, ale widać było, że jej spojrzenie przygasło. Pod dachem domu na rozdrożu mieszkało teraz dwóch mężczyzn o przepastnych żołądkach, których należało nakarmić, a choć przybyło ich w gnieździe, spiżarka pozostała niewzruszona, tak ciasna i pustawa jak wcześniej. Nie, gorzej niż wcześniej. - Mam nadzieję, że ty masz więcej szczęścia w poszukiwaniach - dodała ciepło. Zdążyła poznać Addę jako kobietę obrotną i pomysłową, a ktoś taki powinien otrzymać od losu bardziej sprzyjającą kartę.
De Verley miała też w sobie wolność, z jaką korzystała ze swoich wdzięków. Potrafiła się nimi bawić. Coś, co Celine utraciła przez areszt, zblokowana we własnym ciele, w klatce osnutych lękami myśli. Nie potrafiła jeszcze przedrzeć się przez tę granicę, nie sama, a podjąć taki temat z Hectorem... Och, nie, to byłoby już zbyt krępujące.
Jej spojrzenie nabrało zdumienia, wpatrzone w twarz czarownicy, milczące, zbite z tropu. Zapewne były to jedynie niefortunnie dobrane słowa, w końcu Adda pokazała, że los pogrążonych w śmierci dusz nie był jej obojętny, jednak nawet z tą wiedzą serce półwili szarpnęło się w buncie. - To nieśmieszne - rzuciła cicho, z lekko wydętymi policzkami. Bała się, że ją urazi, ale nie potrafiła pohamować słów, które wylewały się z ust w zderzeniu z żartobliwym komentarzem. - Marianne była potrzebna - choćby po to, żeby złączyć je ze sobą w nowej, nieplanowanej znajomości. W rzeczywistości chciała powiedzieć, że to jej tata był potrzebny. Że każdy martwy człowiek noszony w sercu był potrzebny po to, by pamiętać o słodyczy przeszłości i wzmacniać spojrzenie kierowane w przyszłość, przeżywaną już nie tylko dla siebie, ale i dla nich. - Sama mi mówiłaś, że są dla nas siłą i inspiracją. Złapaliby się za głowy, gdyby cię teraz usłyszeli - tym razem kąciki jej ust uniosły się delikatnie i w łagodnym pląsie odbiła się ramieniem od ramienia Adriany. Było w tym coś przyjemnie świeżego - bo nawet jeśli lęki podpowiadały, że niezgoda mogłaby wprowadzić między nie oddech zimnego powietrza, to zdobyła się na to, żeby obronić myśli, która wydawała się jej ważna. A to był postęp.
Zamrugała, wsłuchana w wyjaśnienia starszej przyjaciółki. Łowienie ludzkiej uwagi, kontaktów? Z jej słów wyskakiwały iskierki logiki, ta jednak ułożyła się w ciele Celine jak kanciasty, ostro zakończony kształt, rozpychający się pomiędzy połami zbyt ciasnej skóry. Przekrzywiła głowę na wspomnienie korzyści. - Czyli ich wykorzystujesz? - upewniła się powoli. Nie była lepsza, to samo robiła w porcie, wmawiając sobie, że nie sprawiało jej to przyjemności, a po prostu ułatwiało przetrwanie. Prawda była inna. Lubiła owijać sobie męskie uwagi wokół palca, bo czuła, że tylko wtedy miała nad swoim życiem jakąkolwiek kontrolę - zredukowana z primabaleriny na eleganckich parkietach scen do żebraczki na wilgotnych portowych uliczek. Czy miała prawo kogokolwiek osądzać? Po tym, jak kleiła się do dilera zakazanych używek, żeby podarował jej wróżkowy był za darmo? - Nie boisz się, że napytasz sobie biedy? - inaczej postrzegała już pewne kwestie, odkąd Tower of London wkradło się do jej myśli i zmieniło ich bieg. Świat pokarał ją za kokieteryjną beztroskę i zamroził dawną gładkość zjednywania sobie nieznajomych, świadomego i nakierowanego na konkretny cel, oszukiwałaby samą siebie, gdyby lekkość, z jaką mówiła o tym Adda nie ukłuła ją zazdrością. Jej wzrok omiótł plac naszpikowany targowymi straganami, zanim zahaczył o wspomnianego przez blondynkę jegomościa. Okulary na jego nosie odbijały blask słońca, ale tego, że ogniskował na nim spojrzenia ukradkiem rzucane znad gazety, nie można było nie zauważyć. Na przestrzeni swojego życia Celine przywykła do takich spojrzeń, nie dostrzegłaby go nawet, gdyby Adriana nie zwróciła na niego uwagi. - Widzę. I co? Złowisz go? Dla kontaktu czy dla korzyści? - spytała z nutą zaintrygowania.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Miasto Bath [odnośnik]25.06.23 14:22
Westchnęła cicho, pod naciskiem słonecznego żaru i ciężkich myśli. Znakomita większość mieszkańców tej ziemi przechodziła teraz prawdziwie ciężki czas, jedynie szlacheckie dwory i klakierzy londyńskiego Ministra nie musieli się nadto martwić o stan spiżarek. Dotykały ich problemy ― oczywiście, że tak ― ale głód nigdy nie zajrzał im w oczy, nie tak na poważnie. Co zaś tyczyło się reszty… cóż, reszta radziła sobie tak, jak mogła. Lub umierała z głodu.
Zrób listę produktów, których ci brakuje i których nie możesz nigdzie dostać, postaram się coś zaradzić w tej kwestii ― powiedziała, uśmiechając się przelotnie i odchyliła się nieznacznie na ławeczce, wsparła plecy o muśnięte zielenią drewno. Upał, z początku całkiem cieszący jej ciało, zaczął dawać się we znaki. Ciekawe, czy jej skóra opali się równie szybko, co w zeszłe lato.
Niczego nie mogę obiecać, ale mam paru znajomych, którzy wiedzą, gdzie pytać. I kogo pytać… ― dodała leniwym głosem, który nijak nie współgrał ze wspomnieniem podejrzanych typów z doków i portu; typów, którzy znali ją pod mianem Szelmy, osoby zdolnej załatwić wszystko za odpowiednią ceną. Znajomości z przemytnikami, przestępcami i paserami miały swoje plusy i minusy, ale w dobie ograniczonego dostępu do jedzenia i produktów podstawowej potrzeby, nie zamierzała kręcić na nie nosem. Zresztą, na Merlina, część z nich naprawdę lubiła. Z wzajemnością.
Jakoś sobie radzę ― odparła, spoglądając na przyjaciółkę z troską ― i staram się nie narzekać ― dodała skromnie, choć goszczący na jej wargach uśmiech przeczył iluzji, pozwalał sądzić, że cokolwiek Adda wymyśliła ― sprawdza się na tyle, by nie przymierać głodem.
Zdumiała się nagłym buntem Celine, ale już po chwili wyjaśnił się powód nadętych policzków i urażonego tonu. Adda poprawiła się na ławeczce, przechyliła nieznacznie głowę, pozwalając włosom zsunąć się po szyi, połaskotać ramię.
Oczywiście, że była potrzebna. Na swój sposób. ― Ton Addy nie zdradzał urazy, zdawał się zamyślony, jakby odpłynęła myślami zdecydowanie dalej niż ławeczka i jej bezpośrednie otoczenie. ― I nie cofam swoich słów, jeśli tak to odebrałaś. ― Mrugnęła, oprzytomniała, duch wrócił do ciała. Uśmiechnęła się łagodnie i sięgnęła po dłoń Celine. ― Chodziło mi o to, że widmo umarłych nie przydaje się w codziennym życiu. Ciągłe myślenie o tych, których już z nami nie ma, może ściągnąć człowieka na dno, przygnieść go ciężarem mogiły, którą Śmierć ma mu dopiero przeznaczyć. Ciągnąć z ich postaw, ideałów i historii dobre wzorce ― tak. Ale zadręczać się myślami, wspomnieniami, wyobrażeniami o tym “co by było gdyby” ― nie. Do tego nie są nam potrzebni, Celine. ― Uśmiech jeszcze zmiękł, kiedy przyjaciółka odbiła się z wdziękiem od jej ramienia, ciężar przykrego tematu rozwiał się wraz z kolejnym powiewem suchego wiatru.
Parsknęła, słysząc jak Celine ukrywa wszystkie jej machinacje, zręczne gesty i zachowania pod jednym, bardzo nieładnym słowem.
Czasem ― przyznała z ociąganiem. ― Trochę. ― Zmrużyła oczy w ten koci, zadziorny sposób, doszukując się na twarzy towarzyszki jakiejkolwiek wskazówki co do jej stanowiska odnośnie machinacji tego typu. Nie każdy jej przyklaskiwał, nie każdy się z tym godził. ― Wykorzystywanie jednego człowieka byłoby okropne, ale wielu ludzi jednocześnie… ― wyjaśniła miękko, z błyskiem uznania w zielonym oku. ― Na takie wygibasy mój dość elastyczny kręgosłup moralny w pełni pozwala. Zwłaszcza, kiedy sami tę pomoc oferują.
Trochę boję, a trochę nie, ale to w tym wszystkim jest przecież najlepsze. Nieprzewidywalność ludzkich reakcji i konieczność błyskawicznego dostosowania się do sytuacji. ― Zarzuciła nogę na nogę i obrysowała koniuszkiem buta kółeczko w powietrzu. ― No i bez ryzyka nie ma zabawy. Lubię takie sytuacje, choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie prezentuję raczej postawy typowej dla większości dam. ― Znów pokręciła głową, jakby z niedowierzaniem. Czasem zastanawiała się, co z niej za ziółko wyrosło, przecież była grzecznym dzieckiem. Trochę ciekawskim, trochę złośliwym, ale nie odbiegała zbytnio od szeroko pojętej normy.
Złowię ― mruknęła nisko, aksamitnie, jak kot prężący grzbiet pod pieszczotą. ― Może dla kontaktu, jest całkiem przystojny, podoba mi się ― zawyrokowała niezrażonym tonem, prawie tak, jakby zaręczyn sprzed paru dni w ogóle nie było. ― Chyba, że… ― wróciła spojrzeniem do Celine, nawinęła sobie pasmo srebrnych włosów przyjaciółki na palec ― ty chcesz spróbować. To nic trudnego, a ja jestem tuż obok, w razie czego przyjdę ci pomóc.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Miasto Bath [odnośnik]12.07.23 0:22
Tęczówki opromieniły się zdumieniem - życzliwość w dobie wojny wydawała się towarem tak deficytowym, jak samo pożywienie, przeznaczone dla wywyższonych czy obrotniejszych mieszkańców, sprytniejszych, potrafiących przekuć okazję w nagrodę. Na dnie jej żołądka zakwitła nawet ciężka zgnilizna wyrzutu, że może wymusiła na niej deklarację ckliwą historią o głodzie i targowych trudnościach... ale twarz przyjaciółki nie wyrażała goryczy czy niewygody.
- Jesteś zbyt dobra, wiesz? Zbyt dobra i zbyt wielkoduszna. Dziękuję - szepnęła, poruszona, z ustami wygiętymi we wdzięcznym uśmiechu i z dłonią przykrywającą dłoń Adriany. - Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, to i tak będę twoją dłużniczką. Tylko jak ci się odwdzięczę? Co mogłabym ci dać? - zapytała niepewnie, mrugając trochę szybciej, jakby każde opadnięcie powiek i ponowne ich wzniesienie mogło rozrysować przed nią wspaniały pomysł na odpłacenie się za szczodrość Adriany. Tak jednak się nie stało. Bilet na przedstawienie we Wrończyku? Pogłaskanie puszka pigmejskiego w szarości trudniejszego dnia? Związanie złotawych kosmyków w ładny warkocz? Bzdety. Ostatnia nauka plecenia wianków zdążyła się przedawnić, a chociaż mogłyby spróbować wspiąć się na trudniejsze wyżyny, to wciąż nie rekompensowałoby próby dotarcia do zapasów, jakich jej brakowało.
Melancholia zastygła między nimi jak omyłkowo wylewany na pergamin atrament, którego nie dało się zagonić z powrotem do przewróconego kałamarza. Lęk podszedł do gardła i rozepchnął w nim łokciami, choć półwila wyjątkowo spróbowała przełknąć jego kwaśną żółć, zamiast pozwolić mu wybrzmieć w ekspresji, w ruchach i w słowach. Na kapitulację zawsze przyjdzie czas, ale na obronę swoich przekonań? To było kruche i niemalże nierealne, wpatrywała się więc w oczy Adriany, studiując ich barwę i niewypowiedziane jeszcze słowa. Nie dostrzegła w nich złości ani rozczarowania, czy to możliwe? Czy dało się dyskutować bez czarnego omenu kary?
- Ale to, że do tego nie są nam potrzebni, brzmi tak surowo - zauważyła powoli, ze zmrużonymi oczyma i lekko zmarszczonym nosem. Racja nie usprawiedliwiała ostrości, jakiej w mniemaniu półwili nabrały komentarze przyjaciółki. - Chociaż oprócz tego jednego, jedynego słowa, chyba masz rację. Nasza rozmowa o festiwalu... Przemyślałam sobie potem to, co powiedziałaś i znów doszłam do wniosku, że właśnie tak jest. Z tego dna, gdzie nie dochodzi już żaden zagubiony promyk słońca, trudno się odbić. Ale to nie oni nas tam trzymają, tylko my sami - westchnęła przeciągle. - Myślimy, że należy tonąć, więc bronimy się, gdy próbują wypchnąć nas na powierzchnię. Trwamy w zawieszeniu. Półżyciu. W tęsknocie do czegoś, co nie wróci. I dopiero jak wybaczymy sobie to, że wciąż tu jesteśmy, wtedy wszystko stanie się lżejsze, jakbyśmy obudzili się z długiego snu... Staram się już to robić - snuła, pozwoliwszy, by przygaszony ton głosu potokiem naturalnie płynących słów naszkicował portret prawdy, którą poznała między innymi właśnie dzięki Adrianie. Umartwiała się, sądząc, że robiła to w imię tatka, ale tak naprawdę skazywała się na torturę z czystego egoizmu i własnej masochistycznej potrzeby, z poczucia winy, przekuwając go w kulę u nogi, zamiast w siłę, w zbroję błyszczącą na ciele. Wzrok poderwał się z płótna ich zbliżonych skór i sięgnął malachitowych tęczówek obramowanych pierzem ciemnych rzęs. - Źle zrozumiałam, co dziś miałaś na myśli - dodała przepraszająco, wyjaśnienie ściągane z warg de Verley znów pozwoliło jej dojrzeć świeży fason rozumowania. Było warto, jakie to dziwne. Czyżby częstsze stawanie za swoją wiarą rzeczywiście mogło przynosić kosz dobrych skutków, słodkich jak dojrzałe w słońcu owoce?
A w tym słońcu zawieszonym nad Bath dojrzewało także coś innego - wężowisko wyzysku, tak subtelnego i chytrego, wręcz lisiego, że druga strona nie byłaby go nawet świadoma. Celine tym razem zmarszczyła brwi, chłonąc w ciszy podejście Adriany, które kłuło ją tu i tam, bo wykorzystywanie jednostki wcale nie wydawało się brutalniejsze od wykorzystywania tłumów. To łagodziło przewiny? To, że ofiar było więcej? Ból wcale się nie rozkładał, nie stawał się łatwiejszy do zniesienia, kiedy atakował dziesiątki czy setki serc. Wszyscy cierpieli tak samo, czy to z wyzysku, czy fizycznej i psychicznej tortury. Jej oddech spuścił z naszpikowanego niedowierzaniem tonu dopiero kiedy przyjaciółka powiedziała, że pomoc jest jej zaoferowana - dobrowolnie czy nie, to inna kwestia. Przynajmniej nie wyduszała jej przemocą i groźbą.
- Sama nie wiem - zaczęła z przekąsem. - Dlaczego jeden człowiek jest gorszy niż wielu? Jedna krzywda jest tak samo ważna i zła jak wiele krzywd - znów odważyła się na wyrażenie opinii, bo naprawdę chciała zrozumieć. Może gdzieś pod pajęczyną podejścia Adriany czaiło się podobieństwo, które otworzyłoby ją na dawną wprawę, pozwoliło przestać postrzegać ciało jak skorupę bólu, słowa jak ryzyko domagające się kary, a gesty jak ślepe brodzenie prowadzące nad skalne urwisko, ale póki co jeszcze wydawało się to odległe i obce. - Bez ryzyka nie ma też siniaków - dodała markotnie, rozmasowując nieistniejący kleks krwiaka na przedramieniu. Od dawna go tam nie było, a jednak wciąż go czuła. Pulsował i szczypał, w głębi skóry skrywając wykluwające się larwy.
Wspomnienie przystojnego lica zachęciło ją, mimo to, do powrócenia spojrzeniem do dżentelmena czytającego najświeższe wydanie Horyzontów; wydawał się odrobinę starszy od nich, z kruczoczarnymi włosami muskanymi przez słabe podmuchy wiatru, w kremowej koszuli i czystych butach. Na tle stłoczonych mieszkańców Bath dobijających do przystani straganów w potliwej duchocie wyglądał spokojnie i statecznie, jak posąg z niedopowiedzianym błyskiem w oku. Ułożona obok niego teczka zbudowana była z przetartej, starej skóry, ale zadbanej. Chciała spróbować? Czy to było wyzwanie? Bezmyślnie podniosła się z ławki, zostawiwszy koszyk na siedzisku, po czym zastygła w zagubieniu i znów zmarszczyła brwi, nerwowo błądząc opuszkami palców po wierzchu drugiej ze swych dłoni. - Och, ale co mam mu powiedzieć? Przecież niczego od niego nie chcę... - obwieściła, obróciwszy się tak, by stanąć przed Adrianą i spojrzeć na nią z góry, a tym samym przysłoniwszy jej widok na nieznajomego.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Miasto Bath [odnośnik]18.10.23 21:40
To ja zaproponowałam pomoc, więc w moim rozumowaniu nie musisz mi nic dawać ― odparła z uśmiechem. ― Ale jeśli gryzłoby cię sumienie, to umówmy się tak, że kiedyś ty pomożesz mi. W zakresie możliwości oczywiście, nie będę wymagać czegoś, co jest poza twoim zasięgiem. Pasuje ci taka wymiana? Przysługa za przysługę? ― spytała. W jej fachu nie było to nic nowego, przysługi bywały nawet cenniejsze i niż zapłata “tu i teraz”, bo można było je odebrać w dowolnym czasie i mniej-więcej dowolnej formie. Poza tym, być może i z tej praktyki Celine wyniesie jakąś naukę na przyszłość, może pomoże jej to zapełnić domową spiżarkę. Gdyby tylko jeszcze mogła ją jakoś nauczyć jak rozróżniać dobrego jegomościa od złego chuja z życzliwą maską przyklejoną do twarzy…
Wysłuchała dalszych słów przyjaciółki w tym ważnym temacie, jakim (najwyraźniej) był dla Celine świat duchów i jego mieszkańcy. Odnotowała w pamięci, by następnym razem stosować łagodniejsze określenia, może inaczej ubierać swoje racje, dobrać inne słowa, by nie sprawiać jej przykrości i nie generować nikomu niepotrzebnych nieporozumień. Stanięcie w obronie swojego stanowiska przyjęła bez cienia przygany w oczach i choć mogła to być czysta gra, utrzymana doświadczeniem mimika twarzy, to w tej chwili Adda prezentowała w głównej mierze swoje własne oblicze. Zestaw zmyślnych gestów i ról pozostawiła w obszernej szafie własnego umysłu, tego dnia stawiając na szczerość. A przynajmniej na takie jej ilości, jakie im nie zaszkodzą.
Nic się nie stało ― odparła łagodnie. ― Cieszę się, że potrafisz bronić swoich racji. Wydaje mi się, że niewiele młodych dziewcząt to potrafi, uczy się nas trzymać gębę na kłódkę i potakiwać męskiej części społeczeństwa. Zresztą, nawet w pewnym artykule przedstawia się nas w niekorzystnym świetle ― mruknęła, przewracając oczami na samo wspomnienie tego żenującego tekstu. ― Uważaj jednak z kim stajesz w szranki ― przestrzegła ją od razu, na wzór starszej, bardziej doświadczonej siostry ― nie każdy lubi, kiedy podejmujesz dyskusję i bronisz swojego zdania. Czasem ocalenie skóry i kłamstwo to lepsza droga niż sprzeciw ― dodała, błogo nieświadoma tego, jak wiele przeszła jej młoda towarzyszka.
Od słowa do słowa, od gestu do gestu, temat zdawał się odchodzić od duchów, przysług i tym podobnych, a jednocześnie nadal pozostawał w tej samej niszy. Teraz jednak zalążki asertywności zamieniły się w przydatną zdolność do wykorzystywania innych. Adda przyjrzała się Celine z uwagą kury na grzędzie, usiłując z samych jej oczu wyczytać, czy kręgosłup moralny drobnej kobiety będzie na tyle elastyczny, by pozwolić sobie na podobny fortel.
Kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupę ― stwierdziła nieco obcesowo, ale nie zamierzała się tym przejąć. Ubrane w słowa podejście było jak najbardziej realne i prawdziwe. Może czasem nawet zbyt boleśnie prawdziwe. ― Pomyśl o sobie, Celine. O tych, którzy są ci bliscy. Czy ktoś, kto czynił im krzywdę zastanawiał się nad jej naturą? Nad tym, czy będziecie mieli co jeść? Nad tym, co dzieje się z samotnymi wędrowcami na drogach? Nie ― odsunęła się, wsparła plecy o oparcie ławeczki, przyjęła niewymuszoną, nonszalancką pozę ― nikt się nami nie przejmuje. Zatem to my musimy zadbać o swój byt. Kupno bochenka nie zmieni życia twojej ofiary, ale może zmienić twoje.
Skinęła powoli głową, gdy wspomniała o siniakach. O tak, tu musiała jej oddać rację, choć sama lubiła ryzyko metaforycznego siniaka. Fizycznego już nieco mniej, wciąż nosiły w sobie echo przeszłości i zimnych, błękitnych oczu.
Od tego masz mnie ― zapewniła z bandyckim uśmiechem i iskrą w zielonym oku ― mam wprawę w dostawaniu tego, czego chcę. Mam wprawę w rozmawianiu z ludźmi. Będę z tobą za każdym razem gdy spróbujesz się podjąć sztuczki i wkroczę do akcji, jeśli coś się zepsuje. Ochronię cię, Celine. A kiedy poczujesz się pewnie, możesz śmiało próbować sama.
Podążyła spojrzeniem za sylwetką przyjaciółki i odruchowo przysunęła koszyk bliżej siebie, gotowa strzec pozostawionego tuż obok przedmiotu, choć nie było w nim zbyt dużo. Usłyszawszy pytanie, odruchowo powędrowała wzrokiem nieco w bok, w nadziei, że jeszcze raz dane jej będzie przyjrzeć się mężczyźnie, ale nic z tego.
Zastanowiła się chwilę, odchyliła głowę w tył i zapatrzyła się na wyzłocone promieniami słońca liście niewysokiego drzewka pod którym znalazły schronienie od upału. Kiedy wróciła do pierwotnej pozycji, w oczach czaił się diabelski chochlik i nowy pomysł.
Większość mężczyzn nie spodziewa się śmiałości u kobiety, zwłaszcza takiej ładnej jak ty. To już jest twoja przewaga, element zaskoczenia. Porozmawiaj z nim o czymś, spróbuj zauważyć, kiedy traci zainteresowanie, a kiedy wręcz przeciwnie. Nie musisz nic od niego chcieć, a przynajmniej nie teraz. Kto wie, może następnym razem, gdy wrócisz tu na zakupy, nasz miły pan z ochotą sam zaproponuje ci słodką bułkę lub kilo czereśni, bo miło cię zapamiętał? ― Przechyliła głowę w bok, zmrużyła oczy jak rozleniwiony słońcem kot. ― Zawsze warto spróbować, prawda? I nie bój się, jestem tu. Jeśli poczujesz, że sytuacja wymyka ci się spod kontroli, pomachaj do mnie.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Miasto Bath [odnośnik]18.10.23 22:48
Ochoczo pokiwała głową na propozycję Adriany. Odłożona w czasie przysługa mogła mieć większą wartość niż miedziaki, którymi dziś mogłaby się zrewanżować, a pokładane w kobiecie zaufanie nakazywało wierzyć, że ta nie wykorzysta długu na coś zdrożnego. Zresztą biegła w sztuce manipulacji Adriana wcale nie potrzebowała podobnych forteli, by przekonać ją do postąpienia wbrew swojej moralności, jeśli miałaby taką ochotę - z czego Celine szczęśliwie nie zdawała sobie sprawy. Ich relacja, chociaż okraszona ciepłem i serdecznością, była naszpikowana wachlarzem niewiadomych, luk, które półwila zapełniała własnymi domysłami, niejako idealizując sylwetkę czarownicy. Pierwsze zderzenie z rzeczywistością czekało jednak tuż za rogiem, w postaci wywodu na temat korzyści przysparzanych przez umiejętnie tkane relacje...
Ale na to przyjdzie czas; póki co skoncentrowała uwagę na pochwale spływającej z pełnych, podkreślonych czerwienią ust, nie tyle miłej, co chyba przede wszystkim niebywale zaskakującej. Bronienie swoich racji? Mistyczna, zatracona w stęchliźnie Tower of London sztuka. Budziła się w niej powoli, rozchylała płatki jak świeży kwiat uczący się życia w blasku słońca. Celine parsknęła i założyła za ucho srebrzysty kosmyk, wzruszywszy ramionami.
- Och, tak naprawdę nie potrafię ich bronić za dobrze. Kiedyś to potrafiłam, ale... teraz muszę sobie przypomnieć, jak to robić. A z ludźmi, których się lubi, paradoksalnie jest trudniej - wyznała, opuściwszy wzrok na kolana skryte pod purpurową tkaniną. By mówić o tym, co ją spotkało, nie ufała Adrianie tak bardzo. Nawet Neala, poza rodziną najbliższa jej dusza, nie wiedziała wszystkiego i przez pewien czas tak miało jeszcze pozostać. - Strach przed zrobieniem przykrości bliskiej osobie jest znacznie silniejszy, przynajmniej w moim przypadku. Też tak masz? - spytała osowiale. Ciskanie urazą w serca, którym ciężej byłoby odejść, przychodziło niektórym ludziom łatwiej niż stosowanie tej techniki na nieznajomych, ale Celine kochała i szanowała zbyt mocno, by się tego dopuścić. A Adda? Tych kilka spotkań wystarczyło, by wyrysować jej charakter jako dostatecznie silny do obrony przekonań niezależnie od środowiska, z lwią odwagą. - Jakim artykule? - zainteresowała się, podrywając wzrok z powrotem ku jej oczom. Irracjonalny strach podpowiedział, że ktoś o niej napisał, może Czarownica, łasa na skandale i okazje do spisanego tuszem potępienia, na szczęście użyta przez de Verley liczba mnoga ostudziła wijący się w trzewiach lęk. To nie to, Celine, nie to. - Wiem o tym - wymamrotała cicho, posępniejąc, znów spoglądająca gdzieś przed siebie niewidzącymi oczyma. Bunt w Tower zawsze skutkował bólem i odbieraną wodą, a kiedy z jej ust spłynęło pierwsze obrzydliwe kłamstwo, potęgujące poczucie strażniczej wyższości, życie stało się fizycznie łatwiejsze. Nie psychicznie; nienawidziła siebie za spolegliwość, nienawidziła za karmienie ich wyuzdanych oczekiwań, nienawidziła za strach i stagnację. W pewnym momencie te kłamstwa przemieniły się w ciszę, gdy stała się zbyt słaba i schorowana, ale i zbyt pogodzona z pragnieniem śmierci; nie wypuścili jej, tak jak liczyła, że postąpią, jeśli będzie mówić to, czego wymagali - i nie pozwolili jej umrzeć.
Te wspomnienia dryfowały gdzieś z tyłu głowy, mamiąc i nęcąc, by pozwoliła wybrzmieć im głośniej, ale Celine przygryzła wargę, odpychając od siebie powłóczystą czerń koszmarów. Spokojny, głęboki oddech, tak jak uczył ją Hector. Skupiła się na tym, co ją otaczało, niemal łapczywie przylegając do instruktażu Adriany i na tym, jak jej się nie podobał, a zachęcona wcześniejszym komentarzem o obronie swoich racji, zdecydowała się spróbować ponownie.
- Myślę, ale myślę też o nich. To mógłby być mój brat i ktoś, kto wykorzystałby go w taki sposób. Zresztą to pewnie jest czyjś brat. Ojciec kilkorga dzieci, syn schorowanych rodziców - wytknęła w zamyśleniu. De Verley nie myślała o tym w taki sposób? Musiała być świadoma, że za każdym wyrolowanym amantem kryła się historia, czyżby po prostu nie pochylała się nad tą kwestią? Krótkotrwała odwaga, która później zachęciła ją do podniesienia się z ławki, szybko opuściła półwilę. Słowa Adriany miały w sobie sporo prawdy, której jednak nie chciała przekuwać w czyn. Zupełnie przyjemniej było słuchać, niż doświadczać; spoglądać na nią, zamiast brać w tym udział. A kiedy zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie musi podążać za zachętą Adriany, z jej piersi uleciał ciężar, którego do tej pory nie była świadoma; pozwalała sobie słuchać swojego serca i szanować przekonania, tym samym stając na przekór podszeptom traum, że nie była do tego zdolna. - Poczułam, że sytuacja wymknęła mi się spod kontroli - oznajmiła żartobliwie, lżej. - Nie zrozum mnie źle, po prostu... nie chcę tego robić. Dzisiaj, tutaj. To prawie jak... - jak prostytucja, słowa te jednak ugrzęzły jej w gardle. Wdzięczenie się przed obcym mężczyzną, zabawianie go rozmową, i po co? Za bochen chleba albo kiść winogron? Co innego spotkać się w naturalnych okolicznościach, organicznych, ale czymś zupełnie innym wydawało jej się dosiadanie się do lustrującego ją wzrokiem mężczyzny, któremu ślina niemal skapywała na brodę. Odchrząknęła, uśmiechnąwszy się do towarzyszki. - Twoja odwaga musi wielu oburzać - rzuciła zaczepnie, zaczesując srebrne włosy przez ramię. Śmiałość Adriany kojarzyła się z portem, z Rain i Philippą, które wprowadziły ją do newralgicznego świata władania męską atencją, do sztuki, którą wciąż oswajała po ucieczce z aresztu. - Zawsze taka byłaś? - spytała zaintrygowana.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Miasto Bath [odnośnik]22.10.23 16:22
Trochę tak ― westchnęła ― a trochę nie. Czasem trzeba wybrać mniejsze zło, a zrobienie przykrości może być tarczą przed czymś o wiele gorszym ― przyznała, pozwalając, by jej ton ubarwiła nuta goryczy. Aż za dobrze wiedziała o czym mówi, przecież parę lat temu dokonała jednego z największych kłamstw w swojej historii i wmówiła Michaelowi, że nim gardzi, że widzi w nim tylko chwilę rozrywki i brudną krew, kiedy rzeczywistość była tak odmienna, a złamane serce miało go uchronić przed czymś o wiele, wiele gorszym.
Spojrzała spod oka na Celine; czy i ona będzie musiała kiedyś kogoś tak ochronić? Czy szczerość w sercu jednak jej w tym przeszkodzi i nie będzie w stanie uchronić swoich bliskim przed czymś gorszym niż rana?
Nie wiesz? Był taki, który sprowadzał kobiety do roli niewyraźnej istoty pomiędzy dzieckiem, a mężczyzną, nierozwiniętej na tyle, by stanowić o sobie. Ozdoba ― mruknęła niechętnie ― rozpłodowa klacz, która powinna siedzieć w domu i trzymać gębę na kłódkę, gdy mężczyźni robią co chcą. Nie podoba mi się wpisanie w ten schemat, a od zawsze lubiłam kombinować. Więc kombinuję ― uśmiechnęła się z podejrzanym błyskiem w oku ― bo absolutnie nie widzę się w takiej roli, jaką narzuca nam autor tego artykułu.
Z tematu artykułu przeszły trochę dalej, do sedna aktualnej sprawy. Adda nie podzielała podejścia Celine, ale też i nie zamierzała jej do niczego namawiać ― w nowej towarzyszce chciała podbudować pewność siebie, może nakłonić do ułatwienia sobie życia, ale nic na siłę. Podsumowania dotyczącego obcego człowieka nie skomentowała, a przynajmniej nie od razu. Nie spoglądała na sprawę w ten sam sposób, dla niej jegomość zza gazety był tylko kolejnym krokiem naprzód, kolejną potencjalną ofiarą. Życie dawno temu nauczyło ją, by dbać przede wszystkim o siebie i o swoich najbliższych, bo nikt inny tego nie zrobi ― nie potrafiła zastanawiać się nad cudzym losem i krzywdami, tło relacyjne pozostawało nieważne tak długo, jak nie jawiło się Addzie jako coś, co mogła wykorzystać dla własnych celów. Rozkładając to podejście na czynniki pierwsze ― odniosła wrażenie, że być może jest zbyt wyrachowana, być może zbyt skupia się na realizacji celu. Czy Celine miała szansę to zrozumieć? Bez znajomości jej historii, bez wiedzy o podwójnej agenturze? Z uroczym, ale miękkim podejściem do innych?
Westchnęła.
Może nim być ― przyznała po chwili. ― A może być też dupkiem z Ministerstwa, który wysyła przykre sowy do rodzin półkrwi, bo nie wierzy w ich magiczne pochodzenie ― wzruszyła ramionami. ― Nie szkodzi ― dodała, obserwując, jak Celine wraca na swoje miejsce. ― Przecież nie będę cię zmuszać, to była tylko propozycja, jeden ze sposobów ułatwienia sobie życia, który dla mnie okazał się bardzo wygodny. ― Przechyliła nieznacznie głowę, przyglądając się towarzyszce w sposób otwarty. ― Ale każdy ma swój sposób i swoje racje. Mam nadzieję, że kiedyś podzielisz się jakąś swoją sztuczką ― dokończyła, okraszając wywód miłym uśmiechem. Lubiła uczyć się od innych, bo każdy miał do pokazania tyle różnych rzeczy.
Równie wielu oburza, co pociąga. I tak, wydaje mi się, że zawsze… ― Zadumała się na moment i uniosła spojrzenie w niebo; teraz błękitne i przetkane pojedynczymi białymi chmurami. ― Krukońską przypadłością jest pożądanie wiedzy, a wydaje mi się, że stąd dość niedaleko do odwagi ― w końcu by sięgnąć po tę wiedzę trzeba wykonać krok, a po nim kolejny i jeszcze jeden. Można się sparzyć i zranić, ale nagroda to rekompensuje. Wygląda więc na to, że obie te cechy mnie ukształtowały. A ty? ― zwróciła się znów w jej stronę. ― Co miało na ciebie największy wpływ, Celine? Który dom przydzieliła ci Tiara?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Miasto Bath [odnośnik]22.10.23 19:41
Takie ewentualności wyścielały dno duszy złowróżbną czernią - więc odsuwała je, tłumiła, odpychała iskierki rozważań mknących instynktownie w kierunku rodziny. Nie wyobrażała sobie okrutnych słów cedzonych do cioci Primy, wyrzutów tkanych na gobelinie relacji z Susanne, czy prawdziwie bolesnych ciosów wymienianych z Elrikiem, nawet fałszywych; potrafiłaby to zrobić, by zagwarantować ich bezpieczeństwo? Zastanawiając się, czy Addę postawiono kiedyś przed takim wyborem, przyglądała się jej i przysłuchiwała goryczy obmywającej nuty jej głosu, ale nie zapytała. Ciekawość osoby de Verley mogłaby zaspokoić na wielu innych płaszczyznach, tego jednak dotykać nie chciała, nie kiedy niejasny sygnał elektryzujący oplatającą je atmosferę podpowiadał, że za nauką kryła się niekoniecznie łatwa do przełknięcia prawda - rejon, w który nie powinny brnąć pod ognistym żyrandolem słońca tuż przy targu pęczniejącym od uwijających się ludzi. Kiedyś, może. W kameralniejszych okolicznościach, w ciszy sprzyjającej wyznaniom.
- Czego to ludzie nie wymyślą... - westchnęła ponuro, dowiedziawszy się więcej odnośnie artykułu, który oburzył Adrianę. Świat należał do nich, nie musieli o tym przypominać, wspinać się na lewitującą wieżę Big Bena i krzyczeć, żeby usłyszały ich te, które od wieków były podporządkowane. - By poczuć się silnymi, niektórzy z nich są gotowi przejść po kręgosłupach własnych matek - wymamrotała. Matek, żon, córek, sióstr.
Obie potrafiły zjednywać męską uwagę, obie potrafiły się nią bawić, żonglować nią i sycić się słodyczą zauroczenia, półwila niegdyś znacznie bardziej niż teraz, a jednak każda z nich posiadała zupełnie odmienny sposób, by do tego dotrzeć. Adriana korzystała z bezpośredniej figlarności, podczas gdy Celine obracała się w subtelnościach i płomiennych niedopowiedzeniach, w aksamitnych gestach okraszonych lukrowaną niewinnością, pozostawiającą wyobraźni nieco większe pole do popisu. Wyzwolenie Addy by do niej nie pasowało, już nie. Portowa otwartość przepadła, co nie oznaczało, że ją potępiała - ot, wyglądały dobrze w różnych sukienkach, nie tej samej, i tak właśnie skonstruowany był świat. Uśmiechnęła się, pochylona lekko w kierunku towarzyszki, a długie rzęsy zatrzepotały przy powołanej konspiracji.
- Podobno iluzjonista nigdy nie zdradza swoich sekretów - wyszeptała, nim z gardła wyrwało się promienne parsknięcie. Palce przesuwały się po wiklinowych splotach rączki koszyka, niespiesznie, paznokieć czasem haczył o wystające włókienka, i było to jedyną sugestią, że tak naprawdę nie miałaby nic przeciw takiej rozmowie. Niezobowiązującej, sycącej ciekawość. Pewnego dnia, gdy stanie się na to gotowa - a ciało przestanie przypominać wiążącą ją klatkę cudzych dłoni i wstrętnych sapnięć, zyskując w zamian za to nową świadomość. Podążyła za wzrokiem Adriany, odchyliwszy głowę, kilka srebrzystych pasm zakołysało się za oparciem ławki. Postrzępione obłoki wyglądały tak, jakby ktoś ich skosztował, zabrał tu i ówdzie kilka łakomych kęsów. - Ach, wszystko jasne! Byłaś w Ravenclampie - domyśliła się z dumą. Ravenclaw, Rondleclaw, Ravenclamp, brzmiało identycznie. - Poznałam już kilkoro wychowanków tego domu. Wasze umysły są niesamowite - zaćwierkała, splatając dłonie na wysokości serca. - Czy to prawda, że żeby wejść do dormitorium, za każdym razem musieliście rozwiązywać jakąś strasznie trudną zagadkę? - obróciła głowę, by spojrzeć na czarownicę. Jeśli tak, i trafiłaby do niego sama Celine, musiałaby rychło przyzwyczaić się do spania na zimnym zamkowym korytarzu, ewentualnie korzystać z łutu szczęścia i wrót otwieranych przez innych kolegów. - W moim przypadku Tiara musiała obejść się smakiem. Uczyłam się w Beauxbatons, byłam w domu Gryfów, gdzie królowały muzyka i taniec. Wśród alpejskich szczytów i nieskończonych widnokręgów, w zamku jak z bajki, z wolnością wpisaną w powietrze - senny uśmiech pociągnął za kąciki ust, a znajome widoki stanęły przed jej oczyma, wyidealizowane, utęsknione. Jak bardzo pragnęła kiedyś tam wrócić... Znów przejść się marmurowymi labiryntami i wsłuchać w śpiew nimf. Zanim jednak nostalgia położyła na niej swe szpony, Celine z łabędzią gracją podniosła się z ławki i chwyciła koszyk, wolną rękę wyciągając ku Adrianie. - Widziałam na rogu sklep z różnymi bibelotami, zupełnie uroczymi. Nie wiem jakie mają tam ceny, ale może warto wstąpić do środka? Chodź, przejdź się ze mną - zachęciła słodko, by po chwili chwycić de Verley pod rękę i razem z nią udać się w dół uliczki.

zt x2


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Miasto Bath [odnośnik]16.02.24 19:34
13 IX 1958


Nie wiedziała, czy dotarłaby w to miejsce sama, nawet ze świadomością, że łaźnie w Bath miały być miejscem oczyszczającej kąpieli, gdyby nie list od Aishy. Ostatnie dni, przeradzające się powoli w tygodnie, były dla niej zbyt ciężkie. Zbyt męczące. Wciąż zdarzały się momenty, w których czuła się zupełnie jak w transie ― jej ciało pracowało samo, bez większego udziału umysłu, który i tak przesłonięty był żalem, poczuciem winy, strachem. Czasami, przed zaśnięciem, zdrowy rozsądek wreszcie podpowiadał jej, że nawet gdyby wtedy była na miejscu, nie zaś schowana w relatywnie bezpiecznym miejscu pod ziemią, jak szczur, nie dałaby rady odwrócić biegu zdarzeń. Zapewne zostałoby po niej to samo, co wraz z siostrami złożyła do grobu. Zwęglone szczątki śniły jej się przez kilka nocy, obraz powracał w trakcie narastającego zmęczenia.
Potrzebowała zmiany, choć nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo. List Aishy przyniósł pewien powiew świeżości. Zmobilizował do zebrania się w sobie, do wyruszenia w drogę inną niż te znane ― do rezerwatu, do Warwick, do Londynu. Nigdy jeszcze nie była w Bath, nigdy nie brała kąpieli w łaźni, ale miała nadzieję, że wszystko odbędzie się dość płynnie, bez żadnych wpadek. W końcu dopiero w chwili, gdy wylądowała na ziemi i zeszła z miotły uświadomiła sobie, że zupełnie nie wie, jak wygląda taka kąpiel. Żołądek ścisnął się nerwowo, serce załopotało w klatce piersiowej ― co, jeżeli będzie musiała się rozebrać, tak zupełnie? Przesunęła dłonią po materiale sukienki. Czarnej, kontrastującej z bielą, która dotychczas towarzyszyła jej przy większości spotkań. Teraz jedynym białym elementem została wstążka, którą związała gruby warkocz, przewidując, że w trakcie kąpieli nieelegancko będzie paradować z rozpuszczonymi włosami. Nie dostrzegła nawet, że jej dłoń, sunąca po materiale, zadrżała lekko, zdradzając zdenerwowanie, które kłębiło się w niej już od dłuższego czasu. Zdążyła się przyzwyczaić, choć to absolutnie nie była rzecz warta przyzwyczajania się do.
Przełknęła ślinę, rozglądając się po okolicy. Ludzie faktycznie tłumnie schodzili się, bądź zlatywali do łaźni, lecz ona czekała właściwie tylko na jedną osobę. Na czuprynę czarnych loków, chochliczy błysk w oku i uśmiech, który mógł zmiękczyć nawet serce skute lodem. Stanęła na palcach, pragnąc podarować sobie przynajmniej iluzję lepszej widoczności, aż wreszcie, nareszcie dostrzegła tę personę, którą z takim zapałem wypatrywała.
Ruszyła na spotkanie Aishy, płynnie przemykając pomiędzy ludźmi. Szła co prawda pod prąd, co wymagało od niej dodatkowego skupienia, aby nie wpaść na kogoś przypadkiem lub nie zostać podeptaną, ale szczęście ― jeżeli jakiekolwiek istniało ― wydawało się wreszcie być po jej stronie, wreszcie uraczyć ją swoim uśmiechem, bo nim się spostrzegła, Aisha znalazła się na wyciągnięcie ręki.
A Maria nie mogła się powstrzymać przed prędkim skróceniem dystansu. Nie było czasu i nie było miejsca na spokojne przywitania. Tęskniła za przyjaciółką, tęskniła tak bardzo, że nie potrafiła tego wyrazić słowami, ale gesty... Och, gesty przychodziły zdecydowanie łatwiej. Dlatego też od razu rzuciła się na szyję młodej dziewczyny, chowając twarz ― a przez to też szarozielone spojrzenie, które zaszło łzami wzruszenia, tęsknoty, radości ― w zagłębieniu szyi Aishy.
― Tak bardzo tęskniłam... ― wyszeptała słabym głosem, lecz dziewczę nie powinno mieć żadnych problemów w zrozumieniu tych słów, nawet w otaczającym je gwarze. Dopiero po dobrej minucie odsunęła się na moment, wierzchem dłoni ocierając łzy z pobladłych policzków, nim uśmiechnęła się szeroko, chcąc zapewnić Aishę, ale chyba bardziej siebie, że wszystko było w porządku. Nareszcie. ― Jeszcze... Jeszcze czekamy na kogoś, prawda? ― dopytała; z listu Aishy wynikało, że miały nie być same, ale dla Marii było to odrobinę niejasne. Nie wiedziała, czy przyjaciółka mówiła o tym, że wiele osób odwiedzi tego wieczora łaźnię, czy może chodziło o to, że Aisha zaprosiła do kąpieli kogoś jeszcze. Jeżeli to drugie, grzecznie było poczekać na nich przed wejściem.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Miasto Bath [odnośnik]17.02.24 10:15
13.09

Just ride on that cloud until we fall from the sky
No tears for the night


Wahała się, czy aby na pewno winna rezygnować z dyżuru w leśnej lecznicy na rzecz oczyszczających kąpieli w Bath - kiedy pierwszy raz usłyszała o tym przedsięwzięciu zdawało się to wręcz nie na miejscu w obliczu nadal krytycznej sytuacji w niemal wszystkich hrabstwach kraju. Szła zima, a ludzie nadal nie mieli dachu nad głową, brakowało jedzenia po zalaniu plonów, miesiące mrozów malowały się w barwach dość ciemnych by złamać silniejszych od niej ludzi - a jednak nie zdołało to zainfekować jej zapału do niesienia pomocy w możliwym sobie zakresie. Pewnie zrezygnowałaby z tego wieczoru - choćby nawet dlatego, że bardzo dużo dziewcząt z Doliny Godryka liczyło na to, że mimo przeciwności uda im się przybyć - gdyby nie fakt, że wspólne wyjście zaoferowała jej Justine.
Po nocy spadających gwiazd podjęła decyzję o zażegnaniu niechęci, która toczyła ją od środka jak czarna żółć. Nie wpłynęły na to żadne przeprosiny, nie wpłynęły nawet słowa Marcela (będziesz żałowała, że tego nie zrobiłaś), lecz wspólna ucieczka, przejmujący strach przed końcem świata i myślą, że w tak nagły i niespodziewany sposób mogłyby się obie stracić. Bo kto mógł przewidzieć eksplozję niebiańskiej komety? Kto mógł przewidzieć szereg katastrof, które nastąpiły później?
Justine wciąż zdawała się odległa, tak charakterem jak obowiązkami, ale tym bardziej więc Kerstin cieszyła się każdą spędzoną wspólnie chwilą, rozumiejąc, że jest ona darem, nie oczywistością. Myślałby kto, że przy wszystkim co spotkało już rodzinę Tonksów powinna była to zrozumieć znacznie wcześniej.
- Na pewno wzięłaś wszystko? Masz dwa ręczniki? Na jednym będziesz siedzieć, a drugim się wycierać, nie możesz siedzieć na gołym kamieniu - trajkotała pogodnie, decydując się przynajmniej udawać, że na krótką chwilę zapomniała o ich wszystkich zmartwieniach. Ta wspólna kąpiel czarownic i mugolek miała być przecież nie tylko przyjemnością, ale też... profilaktyką? Kerstin nie miała szans się nawet domyślać jak wpływa na zdrowie kosmiczny pył z magicznej komety, a skoro tak to przyszło jej ufać mądrzejszym od niej. - Nie wiem czy będą nas czymś częstować, na wszelki wypadek wzięłam sok tłoczony z papierówek. Posłodziłam go miodem, nie powinien być taki kwaśny. Och... - Zdążyła już otrząsnąć się po podróży, spacer był po stokroć przyjemniejszy, a kiedy dotarły w okolice łaźni parna woń wody i czegoś słodszego od razu ją zachwyciła. Kiedy ostatni raz tak bardzo cieszyła się bliskością wody? Z pewnością nie w Exmoor nad morzem. Wydarzenia w Weymouth zaostrzyły tylko jej wcześniejszy lęk przed bezkresem otchłani. - Myślisz, że dobrze wyglądam? Ten strój nie będzie zbyt beztroski? - Na górę narzuconą miała sukienkę w zielone grochy z małymi, plastykowymi guziczkami, włosy związała w dwa warkocze, ale pod spodem miała przecież strój kąpielowy; klasyczny jednoczęściowy i gruby, ale nie mogłaby nie zastanawiać się w co ubiorą się czarodziejki.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Miasto Bath [odnośnik]19.02.24 14:12
Jako człowiek nauki nieco sceptycznie podchodziła do plotek i rzekomego gdybania odnośnie niezwykłej chorobotwórczości wszędobylskiego pyłu. Nie słyszała o żadnych faktycznych przypadkach, nie widziała na oczy żadnych autentycznych badań, uznani i szanowani uzdrowiciele nie bili na alarm, szpitale i uzdrowiska były przepełnione ofiarami, lecz nie z powodu nieznanych nikomu chorób, a zwykłego fizycznego okrucieństwa konfliktu oraz naturalnej katastrofy. Sama pracowała często bezpośrednio w miejscach katastrof będąc narażoną na działanie magicznej anomalii, lecz jedyna dolegliwość którą nabyła to przemęczenie z powodu nadmiernej ilości zgłoszeń - to właśnie to sprawiło, że postanowiła przełamać swoją rutynę po usłyszeniu kilku wyznań klientek ekscytujących się wydarzeniem.
Jeszcze gdy podejmowała decyzję pomysł wydawał jej się odświeżający. Nawet całkiem szalony. Nie pamiętała kiedy ostatnio wyszła z domu z innego powodu niż praca i naukowe zobowiązania. Kiedy jednak przyszła na miejsce i widziała innych ludzi zaczęła nabierać niepewności. Było duże zainteresowanie wydarzeniem co przyciągnęło nie mały tłum do którego nie była przyzwyczajona. Przyszła też sama bez towarzystwa co tylko pogłębiło irracjonalne poczucie "odstawania". Nie mogła nic na to poradzić, że zaczęła odczuwać z tego powodu nieznaczny dyskomfort. Mimowolnie położyła dłoń na swoim ramieniu fantomowo czując pod materiałem kremowej sukienki z długimi rękawami zgrubienia starej rany. Właśnie - starej rany. Sapnęła ganiąc samą siebie w myślach. W tym tłumie była prawdopodobnie jedyną osobą która się tym przejmowała i jedyną, która zwracałaby uwagę na takie głupoty. Podniosła kąciki ust ustawiając się przy wejściu w kolejce po ręcznik. Nie chciała sobie psuć humoru. To, że przyszła sama nie oznaczało, że nie może przecież kogoś poznać wewnątrz. Przyjemnie byłoby porozmawiać dla odmiany o czymś innym niż teoriach numerologicznych z kimś żywym. Nie miała wygórowanych oczekiwań. Poprawiła delikatnie zapięte w ciasny koczek włosy i ułożyła cętkowaną apaszkę pod szyją. W torbie pod ramieniem miała przybory mogące pomóc w doprowadzeniu się do porządku. Zaczęła się zastanawiać, czy może powinna rozejrzeć się również za noclegiem w tutejszej okolicy.
Riana Vane
Riana Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 2
UROKI : 1 +1
ALCHEMIA : 3
UZDRAWIANIE : 9 +2
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
 Nie cofa się, kto się związał z gwiazdami.
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12235-riana-vane https://www.morsmordre.net/t12242-herezja https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f463-lancashire-forest-of-bowland-magiczna-pracownia-rezonans https://www.morsmordre.net/t12244-skrytka-bankowa-nr-2629#376857 https://www.morsmordre.net/t12243-riana-vane#376856
Re: Miasto Bath [odnośnik]25.02.24 20:36
Nie widziała, czy to rzeczywiście prawda stara jak świat, jednak plotki oraz pomówienia potrafiły płynąć szybciej niż prądy w rwącej rzece i fakt ten był absolutnie niezaprzeczalny. Szczególnie miejsce miało to w aktorskiej trupie, która w końcu na powrót się zjednała tylko po to, by dramatyczne wejście do dzielonego wozu mieszkalnego Pansy, miało na nowo ich rozdzielić. Nie na długo, na ledwie jedną noc, ekscytującą noc jak zapewniła rozchichotana angielska róża, biorąc pod ramie swoje współlokatorki. Piętno wydarzeń sprzed miesiąca odcisnęło się na każdej z nich, czy nie byłoby absolutnie wspaniałe zmyć z siebie cały ten smutek i strach, a także przy okazji podejrzeć to i owo w Łaźniach? Gia wątpiła, marszcząc lekko nos jakby sama sugestia nieco ją gorszyła, lecz podniesione głosy zagłuszyły wszelkie potencjalne protesty. Idą. Muszą. Nikt im nie zabroni przecież, pierwsze przedstawienie z ich udziałem odbędzie się za tydzień, na razie skupieni są na próbach, na powrocie do starej rutyny. Nie może też zasłonić się Vito, wcielić się w postać skłonnej do poświęcenia starszej siostry, odkąd do grona artystów dołączyła pani Attenberry, podeszłego wieku wiedźma, która po utracie dobytku i rodziny, raczej chętnie pełniła rolę zaufanej piastunki. Niezbyt często oczywiście, ale wystarczająco na tyle, żeby Moretti nie odczuwała wyrzutów sumienia na samą myśl oddalenia się, chociażby na trochę od swojego lwiątka. Zapadła więc zgoda, decyzja została podjęta oraz plany uknute, bardzo skrzętnie, bardzo szczegółowo na tyle, żeby mogły w sposób wyjątkowo elegancko totalnie nie wypalić.
Nie wiedziała nawet jak to się stało. Były przecież razem. Na początku zwiedziły Bath, ciesząc się pomyślną pogodą, żeby później skierować się śladem tłumów ku Łaźniom i to chyba był ten moment, w którym wszystko się posypało. Tyle ludzi, takie zgromadzenie, nie dziwne, że posiała towarzyszki swojej niedoli w momencie, w którym każdy zaczął się przepychać.
- Przepraszam! Przepraszam! Mi scusi! - wypowiada w pośpiechu Gianna, stając na palcach i rozglądając się gorączkowo. Nie lubiła być sama, należała do stworzeń stadnych niezależnie jak bardzo próbowała udawać, że jest taka dorosła i niezależna. Lewą zaciska na połach długiej ciemnożółtej spódnicy, prawa dzielnie dźwiga koszyk z dodatkowym ręcznikiem oraz drobnymi przedmiotami, dolna warga natomiast przygryzana jest z nerwowością, gdy próbuje przecisnąć się dalej. I wydaje z siebie cichy pisk, kiedy ktoś ją popycha, przez co prawie wpada na dwie przytulające się dziewczęta. Odskakuje jak rażona prądem, a blady pąs wkrada się na smagłe policzki.
- Aaah, miscusiprzepraszammiscusi...Maria? - litania przeprosin zamiera, kiedy ciemne oczęta padają na postać blondynki. Nie widziały się bardzo dawno, ale czy mogła zapomnieć pannę Multon biorąc pod uwagę okoliczności? Nie, nie mogła. Ręce instynktownie splatają się ze sobą w zakłopotaniu, gdy koszyk dynda u zgięciu łokcia, a paznokcie niemal natychmiast zaczynają skubać nieszczęsne skórki - Nie chciałam na was wpaść, jest tutaj tak tłoczno - wymamrotała czując się głupio, że przerwała bardzo ładną scenę powitania. Chyba powitania? - Nie widziałyście może blondynki w zielonej sukience? Jest bardzo głośna i niska - pyta, uśmiechając się nieśmiało i z lekką nadzieją, że może jednak nie została okrutnie porzucona sama sobie. To byłoby wyjątkowo przykre.




Złoty klucz na dłoni, to nie mój dom
Siwy włos na skroni - ucieknę stąd
Gia Moretti
Gia Moretti
Zawód : aktorka w wędrownej trupie teatralnej
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Nothing ever ends poetically.
It ends and we turn it into poetry. All that blood was never once beautiful.
It was just red.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
  older sister
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t12011-gianna-moretti https://www.morsmordre.net/t12015-felice https://www.morsmordre.net/t12110-gia-moretti https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12013-szuflada-gianny https://www.morsmordre.net/t12014-gianna-moretti
Re: Miasto Bath [odnośnik]25.02.24 23:09
Zmieniło się naprawdę wszystko. Świat, który znała, wywrócił się do góry nogami, a wpływ na to miała równie mocno, tak katastrofa i zniszczenia, jaka miała miejsce niemal równo miesiąc wcześniej, jak i narodziny jej maleńkiej bratanicy. Czas spędzony w Menażerii Woolmanów, wyryć się miał w jej pamięci po równo ze względu na tragedie, jak i cudu, który wyrwał się krążącym nad ich głowami cieniom - mimo wszelkim przeciwnościom. Zastała mieszanka sprawiała, że Aisha długo nie potrafiła poukładać wszystkiego w całość. Działa - na teraz - próbując reagować na zaistniałe w danej chwili potrzeby. A praca w Menażerii, chociaż ciężka, zawrotna, ale dawała zajęcie rozbieganym myślom, przynajmniej, dopóki wraz z Eve i malutką, nie wróciły do domu.
List, jaki wysłała przyjaciółce, miał upewnić, że mimo panującego wokół chaosu - wciąż istniały rzeczy i relacje, które - trzymały je obie w objęciach. Bolały ją wieści, jakie otrzymała, ale - tym większą nadzieję pokładała w spotkaniu i miejscu, które - chociaż na chwilę  - miało pomóc im rozegnać tłoczące się ciasno niepokoje. Wiedziała też, oh jak bardzo mocno, że smutek dzielony na dwoje, to połowa smutku. I tego, chciała przyjaciółce odjąć chociaż trochę, oderwać wiążący raną strach i zapewnić - że była. A dziś szczególnie - była dla niej. Dla jej słodkiej Mari, jak czasem cicho mówiła, skracając imię i nadając zgłoskom bardziej rodzimego zmiękczenia. Wciąż czasem zastanawiała się, czy jasnowłosa wie, jakie znaczenie miało dla Aishy - że mimo tak wielu różnic, chciała ją blisko siebie, niepomna na wszelkie brzydkie określenia, jakie czasem serwowano "brudnej cygance". W taborze nauczyła się, jak ważne były relacje i jak ważni byli ci, których określała mianem bliskich, rodziny. Brakowało jej tego.
Na miejscu pojawiła się chwile później, niż przyjaciółka. W prostej spódnicy w kolorze głębokiego fioletu, koszuli schludnie białej, zapinanej pod szyję i szarfy czarnej, przewiązanej w pasie. Włosy pozostawiła rozpuszczone, kruczą czernią opadające na plecy. Z nadgarstków zdjęła kilka luźno plecionych bransoletek, a na szyi, pozostawiła jedyną biżuterię, jaką miała, wisiorek z zanurzonym w żywicy fiołku. Pamiątka, którą trzymała zawsze blisko serca. I chociaż niewiele pamiętała o swojej mamie, wiedziała - że była od niej.
Nie miała problemu, by zwinnie, tanecznie wręcz, wymijać zbierających się - całkiem tłumnie - gości Łaźni. Okazja była nietypowa, ale i wyczekiwana, a sama Aisha, nie miała okazji nigdy korzystać z atrakcji w podobnym wykonaniu. Usłyszała jednak wystarczająco, by spróbować chociaż przygotować się ma odwiedziny w przybytku jak ten. A gdy w oddali dostrzegła jasnowłosą przyjaciółkę, uśmiech zakołysał się jasno, ciepło. I tęsknie. Okolone czernią spojrzenie błysnęło radością. Nie miała nawet świadomości, że wcześniej spoglądała na wszystko bardziej nieufnie, z nienaturalną jej powagą, sprawiając, że ludzie, którzy przypadkowo na nią spoglądali, lub zbyt długi śledzili jej krok, odwracali się prędko, speszeni.
Wsunęła dłonie pod dziewczęce boki równo z chwilą, gdy znalazła się wystarczająco blisko. Ramiona oplotła wokół smukłej sylwetki, pozwalając, by jasne czoło wsparło się przy jej szyi - Jesteś - szepnęła, składając lekki pocałunek przy skroni przyjaciółki, jednocześnie, jedną rękę wsuwając na włosy, gładząc jasne pasma. Musiały przedstawiać dziwny obrazek. Różniły się, jak noc i dzień, a teraz - oba splotły się w uścisku, wyrywając scenerii okruch czułości - Ja też tęskniłam, Mari dodała, odsuwając nieco głowę, by złapać oddech, ale jeszcze, nie wypuszczając przyjaciółki z uścisku. Nie widziały się zbyt dawno i wiele - miała wrażenie - wymagało połączenia. Jak nici pajęcze, co zetknięte ze sobą, znowu mogły stanowić jedno.
Odetchnęła cicho, w końcu stawiając lekkie pół kroku w tył, by móc spojrzeć na zarumienione lica - Możliwe - potwierdziła tajemniczo, tęczówki przemknęły przez otoczenie weselej - myślałam, że uda się tu być z nami Eve, ale jednak... rozumiesz - dodała ciszej, łagodnie - I wspomniałam jeszcze dwóm przyjaciółkom.. ale wszystko to takie teraz szalone i skomplikowane i nie wiem, czy uda im się dotrzeć. Ale one są kochane i... - trącona cudzą dłonią, obróciła się w stronę... nieznajomej, obcej, ale równie ładnej twarzy - Nic się nie stało - przechyliła głowę, zwracając się do nieznajomej, która - najwidoczniej z jej przyjaciółką się znała - Niższa... niż my? - usta rozciągnęły się bardziej radośnie, łobuzersko, bo - żadna nie wychylała się wzrostem z tłumu. Nie puszczając ręki Marii, kucnęła, podwijając jak w tańcu, brzeg spódnicy wokół łydek, zerkając od dołu w poszukiwaniu wspominanej zieleni - Nie widziałam - odpowiedziała poważnie, zerkając - wciąż - z pochylonej pozycji, na obie dziewczyny.


...światło zbudź,
Co stracone znajdź,
I wróć mi dawny skarb



Ostatnio zmieniony przez Aisha Doe dnia 25.02.24 23:59, w całości zmieniany 1 raz
Aisha Doe
Aisha Doe
Zawód : tancerka, przyszły alchemik, siostra
Wiek : 18
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Prick your finger on a spinning wheel
But don’t make a sound
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11832-aisha-doe#365247 https://www.morsmordre.net/t12177-poczta-aishy#375018 https://www.morsmordre.net/t12269-aisha-doe https://www.morsmordre.net/f386-dom-bathildy-bagshot https://www.morsmordre.net/t12176-szuflada-skrytka-aishy#375010 https://www.morsmordre.net/t11838-aisha-doe#365410
Re: Miasto Bath [odnośnik]25.02.24 23:18
Miała w pamięci słowa Michaela - nadal nie do końca uważając, że to ona jest tą, która cokolwiek mogła zmienić, ale kiedy dotarła do niej wiadomość o wieczorze oczyszczenia w Bath z krótkim westchnieniem zdecydowała się zaproponować spotkanie siostrze. Brakowało jej jej niemal niewinnej beztroski. Niewinności. Młodości, której nie mogła przeżywać normalnie. Gdyby nie wojna może sprawy mogłby wyglądać inaczej - ale nie wyglądały i nie miały wyglądać. Nic nie dało się z tym zrobić - a ona nie była w stanie zmienić się na powrót w tą Justine za którą Kerstin tęskniła.
Przybyła po nią, do domu w którym mieszkała z Michaelem i zabrała w kierunku Bath, droga trochę trwała ale Justine nie próbowała jej na siłę zapychać słowami - zaprzestała tego typu działania nie widząc w nich więcej sensu. W końcu znalazły się na miejscu. Rozejrzała się wokół - bardziej w odruchu niż w poszukiwaniu czegoś konkretnie - jeszcze zanim weszły do łaźni. Spodziewała się niebezpieczeństwa teraz już wszędzie. Spadające wcześniej z nieba gwiazdy to jedno - kolejnym był fakt, że czas zawieszenia broni minął - atak mógł więc nadejść wszędzie. Przeniosła jasne spojrzenie na Kerstin kiedy ta zaczęła wyrzucać z siebie pytanie za pytaniem. Otworzyła usta po pierwszym chcąc jej odpowiedzieć by po chwili je zamknąć nie zdążywszy wypuścić z siebie dźwięku. Zmarszczyła lekko brwi. - Czemu mam siedzieć na kamieniu? - spytała bez zrozumienia siostry. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się jej być w łaźniach, ale wydawało jej się to po prostu większą wanną, nie miały się po prostu wykąpać w wodzie czy coś i wrócić do domu? Ale trochę jej ulżyło - Kerstin zdawała się mieć dobry nastrój. Wędrowała obok niej ze spokojem - gotowa jednak zareagować w razie potrzeby. - Na pewno jest dobry. - skomentowała nie chcąc sprawić siostrze przykrości - znaczy była pewna, że taki jest. W przeciwieństwie do niej Kerstin naprawdę dobrze radziła sobie z gotowaniem. Zatrzymała się żeby zerknąć na Kerstin. Czy dobrze wyglądała? Była niewinnie śliczna - nie posiadała surowości która odbijała się w naznaczonej bliznami i anemią twarzy Justine. Dźwignęła kącik warg ku górze. - Szkoda że zawiesili tą kotarę, co? - mruknęła wskazując głową rzecz oddzielająca dwie strony łaźni - prawdopodobnie bardziej dla komfortu kobiet, niż samych mężczyzn. Nie przyznała siostrze że nie zabrała żadnego stroju. Nawet nie zastanawiała się czy powinna. - Beztroski? - podjęła kompletnie bez zrozumienia, odbierając ręcznik, który został jej wręczony. Przyciągały spojrzenia - a bardziej to ona je przyciągnęła, ale zwyczajnie udawała że ich nie widzi. - Chyba dostrzegłam znajomą. - powiedziała po krótkiej chwili zawieszając tęczówki na sylwetce Vane. Ile się nie widziały? Nie była w stanie nawet powiedzieć. - Idziesz ze mną, Młoda? Przywitam się. - zapytała siostry, swoje kroki kierując w stronę kobiety przy której przystanęła. - Riana Vane, ile to już minęło? - zapytała jej pozornie lekko i beztrosko, choć spojrzenie pozostawało poważne i czujne. Zmieniła się - ona, nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Nadal zbyt chuda i bardziej poważna niż wcześniej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
bath - Miasto Bath - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Miasto Bath
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach