Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk
Plac handlowy, Bury St Edmunds
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Plac handlowy Bury St Edmunds
W marcu 1958 roku przez miasto przeszła szatańska pożoga pozostawiając w zgliszczach większość miasta. Mordercza siła dosięgnęła także szesnastowiecznej Katedry, jaka finalnie została wyburzona, a w jej miejscu powstał plac handlowy, który jednocześnie stał się częścią traktu, biegnącego aż po sam Newmarket.
Legendy głoszą, że w mugolskim miejscu obrządków dochodziło do dziwnych incydentów i mimo, że samego budynku już nie było, to duchy zdawały się pozostać.
Rzut kością k6:
1,2 - Jeden ze straganów, tuż obok ciebie, przesuwa się nagle, a gdy odwracasz się w jego stronę, wszystkie przedmioty spadają na ziemię. Część z nich ulega zniszczeniu. Choć wiesz, że nie była to twoja wina sprzedawca od ciebie żąda rekompensaty.
3,4 - Nic się nie dzieje.
5,6 - Przeszywa cię przeraźliwe zimno, obraz przed oczyma zaczyna się nieco rozmywać. Niczym przez mgłę dostrzegasz dziesiątki ludzkich ciał rozrzuconych tuż pod ruinami Katedry - budynku, którego już nie było. Miałeś tego świadomość. Tuż nad jej dachem buchał ogień, rozprzestrzeniał się z niebywałą prędkością. Po chwili wszystko wróciło do normy, jednak do końca dnia będziesz czuć dziwne mrowienie w okolicy karku oraz niepokój.
Legendy głoszą, że w mugolskim miejscu obrządków dochodziło do dziwnych incydentów i mimo, że samego budynku już nie było, to duchy zdawały się pozostać.
Rzut kością k6:
1,2 - Jeden ze straganów, tuż obok ciebie, przesuwa się nagle, a gdy odwracasz się w jego stronę, wszystkie przedmioty spadają na ziemię. Część z nich ulega zniszczeniu. Choć wiesz, że nie była to twoja wina sprzedawca od ciebie żąda rekompensaty.
3,4 - Nic się nie dzieje.
5,6 - Przeszywa cię przeraźliwe zimno, obraz przed oczyma zaczyna się nieco rozmywać. Niczym przez mgłę dostrzegasz dziesiątki ludzkich ciał rozrzuconych tuż pod ruinami Katedry - budynku, którego już nie było. Miałeś tego świadomość. Tuż nad jej dachem buchał ogień, rozprzestrzeniał się z niebywałą prędkością. Po chwili wszystko wróciło do normy, jednak do końca dnia będziesz czuć dziwne mrowienie w okolicy karku oraz niepokój.
Lokacja zawiera kości.
Dziwaczne zachowanie tłumu nie uszło jej uwadze, ale nie poświęcała jej zbyt wiele, koncentrując się na odnalezieniu dwóch mężczyzn. Miała nadzieję, że zaklęcie, rzucone poprawnie mimo trudności, pozwoli jej rozglądać się w miarę swobodnie, nie wzbudzając paniki. Wyostrzała wzrok, próbując odszukać w pierwszych rzędach ludzi, którzy mogli posiadać cenne informacje, pamiętała ich charakterystyczne rysy oraz cechy wyglądu rzucające się w oczy; w odszukaniu mężczyzn pomogło też spojrzenie Cilliana, pochwyciła je pytająco, tak, nie powinna się mylić. Ignorowała śpiewy i resztę absurdalnych zachowań tłumu, który i tak miał wkrótce zginąć lub cierpieć na przeróżne sposoby. Ruszyła spokojnie ku dwójce mężczyzn, spoglądając na nich z lekkim uśmiechem, przywdziewając go na twarzy z wyuczoną perfekcją. Uprzejmy, łagodny, ale poważny, budzący zaufanie. Podeszła do nich, po czym pochyliła się nad nimi w miarę dyskretnie, jak na warunki, w których się znajdowali. - Sir James Harrison? Sir William Aitken? - zapytała spokojnie i cicho, uważnie obserwując twarze mężczyzn. - Nazywam się Evelyn Moore. Wiem, że przeszkadzam w ważnym momencie, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki, dotycząca bezpieczeństwa tego miejsca i przebywających tu ludzi - zaczęła od razu, zniżając głos do ujmującego szeptu. Wiedziała, jak uspokoić i zarazem przykuć uwagę do wypowiadanych przez siebie słów. - Musimy o tym porozmawiać na zewnątrz, teraz - podkreśliła, nie chcąc dać mężczyznom czasu na zastanowienie się; presja otoczenia mogła też paradoksalnie wpłynąć na szybkie podjęcie przez nich decyzji i opuszczenie kościoła, by nie przeszkadzać współtowarzyszom. Odgarnęła lewą ręką kosmyk czarnych włosów opadających na czoło, miękkim gestem mającym podświadomie podkreślić kobiecą niewinność oraz zdenerwowanie sytuacją. Mówiła wtedy, gdy wokół rozbrzmiewały śpiewy lub głośny monolog mężczyzny prowadzącego mszę[/i.- To niespodziewane, ale proszę mi wierzyć, że to pilna kwestia. [i]Oni - wiedzą panowie, o kim mówię - planują coś groźnego. Znają panowie ich sposoby działania, zwłaszcza pan, panie baronecie. To, czego świadkiem był pan kilka miesięcy temu, przy wrogim nam ministerstwie, może się powtórzyć - kontynuowała poufnym szeptem, z powagą spoglądając intensywniej na drugiego z mężczyzn, przywołująć informacje, którymi mógł dzielić się zapewne tylko z tymi, którzy współpracowali z nim przy promugolskich działaniach. Budowała też słowami poczucie wspólnoty, pozwalając kocim oczom nieco zalśnić wilgocią, z przejęcia, z powagi, z dobrze oddawanej manipulacji. - Sama należę do mniejszości, wiem, co to znaczy być uznaną za zbędną. Nie mogę zdradzić szczegółów tutaj, nie wywołujmy paniki, wyjdźmy na zewnątrz, mogą panowie zabrać swych ochroniarzy, jeśli taka jest panów wola, ale muszę przekazać panom pilnie istotne informacje - dodała zagryzając dolną wargę, starając się nadać swym szeptanym gorączkowo, lecz z godną zaufania intensywnością, słowom prawdziwej wagi. Spoglądała mężczyznom prosto w oczy, przykucnięta przed nimi, by nie zasłaniać innym widoku na groteskową ceremonię, jednocześnie w ten sposób pokazując swoją uległość. Nie stanowiła zagrożenia, martwiła się, przychodziła z pilną informacją; przedstawiła się, nie wyglądała na kogoś, kto ma cokolwiek do ukrycia, a na kobietę, która nie chce dzielić się ważnymi informacjami w tłumie ludzi. Starała się nadać całej swojej sylwetce, melodii słów i aurze przychylności, niegroźności, dając szansę tej dwójce na opuszczenie kościoła po dobroci.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Zrozumiał swój błąd w chwili, gdy próbował jak najdyskretniej rzucić zaklęcie. Nie wyszło ani jedno, ani drugie, ruch różdżką nie był dość precyzyjny. Mimo to nie wszystko było stracone, a cierpliwość tym razem popłaciła, podobnie, jak spokojne działanie bez przyciągania większej uwagi. Zauważył dwie interesujące ich sylwetki w drugim rzędzie i jeden problem był z głowy. Odszukał wzrokiem Deirdre, przytaknął lekkim skinięciem. To oni. Zawahał się, zastanawiając, jak ich stamtąd wyciągnąć, ale zaraz rozproszyło go coś innego. Powiódł spojrzeniem po tłumie, który nagle zgodnie uklęknął, a mężczyzna stojący na środku rozpoczął swój bełkot. Wcześniej zauważył, jak równo mugole wstają, siadają i teraz również klęczą, jakby ktoś im kazał. Nie miał pojęcia, co się tutaj wyprawia i czego jeszcze powinien się spodziewać. Starał się nie poświęcać temu uwagi, zwłaszcza kiedy poczuł na sobie czyjś wzrok. Błękitne tęczówki zatrzymał na grubszym z dwójki, konfrontując z nim spojrzenie przez chwilę, całkowicie obojętnie. Dopiero później lekko skinął głową, jakby co najmniej go znał, jakby czegokolwiek chciał. Wiedział, że jeśli teraz cofnie się za filar lub zrobi krok w tył, aby zniknąć mu z pola widzenia, to nie będzie mądry ruch. Zerknął raz jeszcze w kierunku Mericourt, zauważając, że zbliżyła się do burmistrza i barona. Nie miał pojęcia, co wymyśliła, ale postanowił czekać, nie wtrącać się. Nie wątpił, że wiedziała, co robi. Korzystając z chwili, cofnął się te parę kroków, aby znaleźć jeszcze bliżej drzwi, które prowadziły na zewnątrz. Zamierzał pójść za nimi, jeśli kobiecie uda się wyciągnąć dwójkę mężczyzn z ławy.
Spojrzał na Lykanona, stojącego na prawo, zastanawiając się czy znalazł cokolwiek interesującego, a co jemu umknęło, kiedy poszukiwał celów w tłumie.
Spojrzał na Lykanona, stojącego na prawo, zastanawiając się czy znalazł cokolwiek interesującego, a co jemu umknęło, kiedy poszukiwał celów w tłumie.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Mężczyzna z wąsem przyglądał się Cillianowi, ale zaskoczony głosem kobiety, obrócił głowę w przeciwną stronę, napotykając na spojrzenie egzotycznie wyglądającej osoby. Działający urok sprawił jednak, że nie wyglądał na zaniepokojonego. Przyglądał jej się przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy mógł ją znać lub mało dyskretnie oceniał ją pod kątem urody. Zarówno przed nimi, jak i za nimi siedzieli mężczyźni, wszyscy elegancki ubrani, odświętnie wyglądający. Ci także spojrzeli na Deirdre z typowym dla siebie zainteresowaniem. Sam baronet z bliska wydawał się starszy niż na fotografii, którą miała okazję zobaczyć podczas spotkania Rycerzy Walpurgii. Jego spojrzenie było na swój sposób przeszywające i przenikliwe. Sposób jego patrzenia przypominał umiejętność zaglądania do ludzkiego umysłu, lecz oczywiście nic podobnego nie mógł potrafić, jeśli był mugolem. Śpiewy wokół nie cichły, ale mugol już nie uczestniczył w całym tym obrzędzie. James Harwood Harrison wysłuchał Deirdre w milczeniu, by w końcu zerknąć na siedzącego obok Williama Aitkena. W pierwszych chwilach nie wyglądali na przekonanych. burmistrz nawet odchrząknął w pewnym momencie, zerkając na boki — inni mogli w śpiewie usłyszeć poszczególne słowa, a ci siedzący obok dwóch mężczyzn znaczne więcej. Nie poruszyli się także z miejsc, ale dalsze słowa sprawiły, że cień niezadowolenia przemknął po twarzy baroneta.
— Wystarczy, nie tutaj — powiedział cicho, spinając usta. Zerknął na swojego towarzysza i obaj, jakby przez porozumienie bez pomocy słów wstali z miejsc, by przejść przez nawę i od razu w milczeniu skierować się w stronę drzwi wyjściowych. Szli szybko, energicznie, nie oglądając się za kobietą, wiedząc, że jeśli miała im do przekazania coś rzeczywiście ważnego to z pewnością się pospieszy.
Baronet chwycił za klamkę wielkich drzwi do katedry, ale te nie chciały puścić. Potrząsnął nimi odruchowo, ale wydawały się zamknięte. Obaj mężczyźni spróbowali, a część spojrzeń obróciła się za cichym lecz roznoszącym się echem źródłem niepokojącego dźwięku.
— Co to ma być? — spytał baronet z niezadowoleniem, odwracając się za czarownicą. Dzięki zaklęciu, które spowiło jej twarz, jakkolwiek wyglądała nie wzbudzała sama sobą niepokoju w mugolach. Mimo to obaj szybko się poddenerwowali, a w niej szukali odpowiedzi na dziwaczną sytuację.
— Gdzie są drugie drzwi? Coś musiało się popsuć — spytał burmistrz, rozglądając się z innym przejściem.
— Z pewnością zaraz ktoś je otworzy. — odparł mu baronet, zawieszając wzrok na [b
]Mericourt[/b]. — Proszę tu powiedzieć o co chodzi. Konkretami, co pani wie? Co to za pilne informacje?— Nie wydawał się niecierpliwy, nawet jeśli sytuacja z drzwiami była podejrzana i niepasująca do tego, co znał. Spojrzał w kierunku prezbiterium, a potem poprowadził kobietę na bok, w okolice konfesjonału, gdzie nie było innych mugoli. Spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale i pewną surowością. Deirdre mogła być przekonana, że jeśli spróbuje wyprowadzić ich innymi drzwiami z katedry, podążą za nią bez oporu.
Lykanon stał w bocznej nawie, rozglądając się i choć chwilę wzbudzał zainteresowanie wiernych, szybko minęło i ci, którzy mu się przyglądali wrócili do śpiewania. Cillian mógł dostrzec, w którą stronę czarodziej patrzył i tym samym zwrócić uwagę na znajdujące się przy prezbiterium poszerzenie. Na ścianach znajdowały się obrazy w złotych lub pozłacanych ramach, rzeźby, kwiaty i świeczniki z zapalonymi świecami. Choć znajdowało się na podwyższeniu Cillian mógłby dostrzec, że na podłodze leżała gruba stalowa płyta z wystającymi elementami na środku.
Tura szósta. Mistrz Gry przeprasza za opóźnienie i kaja się bardzo. Z tego powodu możecie wykonać do trzech akcji angażujących i bonusowo otrzymujecie ode mnie +15 do wszystkich rzutów. Na odpis macie czas do 19 listopada godz: 20:00
Zaklęcia:
Sphaecessatio - Deirdre
Żywotność:
Deirdre: 196/196
Cillian: 212/212
Lykanon: 245/245
Energia magiczna:
Deirdre: 49/50
Cillian: 48/50
Lykanon: 49/50
— Wystarczy, nie tutaj — powiedział cicho, spinając usta. Zerknął na swojego towarzysza i obaj, jakby przez porozumienie bez pomocy słów wstali z miejsc, by przejść przez nawę i od razu w milczeniu skierować się w stronę drzwi wyjściowych. Szli szybko, energicznie, nie oglądając się za kobietą, wiedząc, że jeśli miała im do przekazania coś rzeczywiście ważnego to z pewnością się pospieszy.
Baronet chwycił za klamkę wielkich drzwi do katedry, ale te nie chciały puścić. Potrząsnął nimi odruchowo, ale wydawały się zamknięte. Obaj mężczyźni spróbowali, a część spojrzeń obróciła się za cichym lecz roznoszącym się echem źródłem niepokojącego dźwięku.
— Co to ma być? — spytał baronet z niezadowoleniem, odwracając się za czarownicą. Dzięki zaklęciu, które spowiło jej twarz, jakkolwiek wyglądała nie wzbudzała sama sobą niepokoju w mugolach. Mimo to obaj szybko się poddenerwowali, a w niej szukali odpowiedzi na dziwaczną sytuację.
— Gdzie są drugie drzwi? Coś musiało się popsuć — spytał burmistrz, rozglądając się z innym przejściem.
— Z pewnością zaraz ktoś je otworzy. — odparł mu baronet, zawieszając wzrok na [b
]Mericourt[/b]. — Proszę tu powiedzieć o co chodzi. Konkretami, co pani wie? Co to za pilne informacje?— Nie wydawał się niecierpliwy, nawet jeśli sytuacja z drzwiami była podejrzana i niepasująca do tego, co znał. Spojrzał w kierunku prezbiterium, a potem poprowadził kobietę na bok, w okolice konfesjonału, gdzie nie było innych mugoli. Spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale i pewną surowością. Deirdre mogła być przekonana, że jeśli spróbuje wyprowadzić ich innymi drzwiami z katedry, podążą za nią bez oporu.
Lykanon stał w bocznej nawie, rozglądając się i choć chwilę wzbudzał zainteresowanie wiernych, szybko minęło i ci, którzy mu się przyglądali wrócili do śpiewania. Cillian mógł dostrzec, w którą stronę czarodziej patrzył i tym samym zwrócić uwagę na znajdujące się przy prezbiterium poszerzenie. Na ścianach znajdowały się obrazy w złotych lub pozłacanych ramach, rzeźby, kwiaty i świeczniki z zapalonymi świecami. Choć znajdowało się na podwyższeniu Cillian mógłby dostrzec, że na podłodze leżała gruba stalowa płyta z wystającymi elementami na środku.
Zaklęcia:
Sphaecessatio - Deirdre
Żywotność:
Deirdre: 196/196
Cillian: 212/212
Lykanon: 245/245
Energia magiczna:
Deirdre: 49/50
Cillian: 48/50
Lykanon: 49/50
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
Deirdre:
-czarny płaszcz ze skór tebo i ozdobnym pasem oraz zielone trzewiki ze skóry kelpii (+14 maks. żywotność; +50 wytrzymałość szaty; +1 pole poruszania się podczas biegu);
-wywar wzmacniający, 1 porcja
-eliksir uspokajający, 1 porcja, moc +43
-różdżka
-fluoryt
- sztylet
Cillian:
-różdżka
-Eliksir kociego wzroku, (moc +30)
-Eliksir uspokajający (moc +46)
-Eliksir niezłomności (stat. 40)
Lykanon:
-różdzka
Udało się. Mężczyźni, choć nieco różniący się od swych uwiecznionych na papierze pierwowzorów, zostali zidentyfikowani i znalezieni, Deirdre przyglądała im się dalej z uwagą, starając się nawet najmniejszym gestem czy grymasem twarzy wzbudzić zaufanie oraz potwierdzić przejęcie, z jakim zwróciła się do burmistrza i baroneta. Przez moment obawiała się, że ci zaprotestują albo zaczną domagać się kolejnych detali, lecz widocznie trafiła na względnie rozsądnych przedstawicieli mugolskiego plugastwa. Posiedli na tyle zdrowego rozsądku, by nie wszczynać niepotrzebnego zamieszania podczas ich dziwnego obrządku, a także zaufać komuś, kto miał pojęcie o istnieniu nieoficjalnej, promugolskiej grupy wsparcia. Mericourt nie spoczywała jednak na laurach, wiedziała, że to dopiero początek, a przeszywające ją spojrzenie baroneta, zdające się sięgać aż pod skórę, potwierdzało, że miała do czynienia z kimś potencjalnie problematycznym. Pozbawionym magii, lecz to nie oznaczało, że nie mógł uprzykrzyć niedzielnego popołudnia - pamiętała o tym, dlatego spokojnym, choć szybkim krokiem ruszyła wraz z baronetem i burmistrzem w stronę drzwi. Byli szybsi, zamiast opuścić nawę dyskretnym bocznym wyjściem, wybrali to główne; nie zdążyła ich powstrzymać, machnęłą tylko dyskretnie dłonią, to nic, to nie było istotne. - Na zewnątrz, panowie, proszę - wypowiedziała bezgłośnie i spokojnie, niewzruszona problemem z klamką; wskazała boczne odrzwia, te niezakleszczone przez zaklęcia współtowarzyszy, po czym przeprowadziła mężczyzn przez nie. - Dziękuję, że się panowie pośpieszyli, to nie może czekać - rzuciła przez ramię, nieco pobladła, przesuwając się kilkanaście kroków dalej, w cień drzewa lub budynku, nie chcąc, by rozmawiali od razu na ganku lub schodach pomieszczenia. Tak byłoby dyskretniej i wygodniej. - Jak panowie wiedzą, grozi wam wielkie niebezpieczeństwo - zaczęła, zgodnie z prawdą, od konkretów, obracając się w końcu w stronę baroneta i burmistrza, w międzyczasie, w półkroku, wyciągając różdżkę głębiej z półcienia szerokiego rękawa. - Imperio - wypowiedziała tym samym tonem, cichym i spokojnym, celując różdżką w burmistrza. Chciała go spętać, podporządkować, złamać do swej woli, wślizgnąć się w ten łatwy w obsłudze, bo pozbawiony magii, umysł, rozkazując mu. - Imperio - powtórzyła, gładko przesuwając różdżkę lekko w bok, by wycelować w pierś baroneta, skupiona, z lekko zmarszczonymi brwiami, starając się sięgnąć do esencji czarnej magii, do palącego pragnienia - i potrzeby - spełnienia rozkazu Czarnego Pana; do tego, co w niej najmroczniejsze i zarazem najlepsze, doskonałe, wierne plugawej sile, jaką nauczyła się władać. Koncentracja na jednym z najpotworniejszych uroków wymagała od niej wiele, czuła szybsze bicie serca i krew buzujacą w żyłach, lecz nie ustępowała, całą swą czarodziejską siłę przelewając w różdżkę i w więzy zaklęcia niewybaczalnego, mające zacisnąć się na podatnych umysłach. - Salvio hexia - dodała jeszcze, tym razem przekręcając różdżkę zupełnie w bok, by wyczarować barierę czyniącą ich niewidocznymi. Chciała ustanowić ją między kościołem a bokiem budynku lub drzewa, przy którym się znajdowali, od strony głównego rynku miasta, skąd mogło zobaczyć ich najwięcej potencjalnych przechodniów - o ile jacyś pojawiliby się tu podczas mszy.
1 kość imperius burmistrz
2 kość imperius baronet
3 kość salvio hexia
+ k10 na CMx2
1 kość imperius burmistrz
2 kość imperius baronet
3 kość salvio hexia
+ k10 na CMx2
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 9
--------------------------------
#3 'k100' : 100
--------------------------------
#4 'k10' : 3, 2
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 9
--------------------------------
#3 'k100' : 100
--------------------------------
#4 'k10' : 3, 2
Widział, jak cała trójka idzie do głównych drzwi. Wiedział dobrze, że nie wyjdą przez nie, gdy pozostawały zablokowane wcześniej rzuconym zaklęciem. W międzyczasie powiódł wzrokiem w stronę w którą patrzył Lykanon. Przyjrzał się wszystkim pozłacanym ramom w których znajdowały się obrazy. Poświęcił chwilę rzeźbą, kwiatom i świecom, przypominając sobie, jak ktoś na spotkaniu wspominał o czczeniu jakichś symboli. Pozostawały mu nadal całkiem obce, dlatego szybko stracił tym zainteresowanie. Coś jednak znajdowało się w podłodze, nie bardzo wiedział czym mogła być ta płyta. Zawahał się na krótką chwilę czy podejść i sprawdzić to czy wyjść do Deirdre, kiedy razem z dwójką mugoli zniknęła mu z oczu. Podjął szybko decyzję, ustalając priorytet w tym momencie i pozostając przy wcześniejszym planie. Podszedł bliżej Lykanona, by przystanąć obok niego.- Na podwyższeniu w podłodze jest jakaś metalowa płyta. Zobacz, co to jest.- szepnął do niego, starając się najdyskretniej, jak się da wskazać mu kierunek. Nie miał pewności czy kompan zauważył wcześniej to miejsce, ale przynajmniej dla niego wyglądało na tyle inaczej od reszty, że może warto było sprawdzić.- Zerknę czy tych dwóch nie sprawia kłopotów na zewnątrz.- dodał jeszcze, aby Harkness wiedział, że przez parę minut, cokolwiek stanie się wewnątrz pozostanie sam wśród żałosnych mugoli, dalej śpiewających swe bezsensowne pieśni.
Dopiero wtedy zgodnie z tym, co zamierzał wcześniej wyszedł na dwór, najbliższym wyjściem. Od razu wyjął różdżkę z kieszeni płaszcza, nawet jeśli byli to tylko mugole, wolał być przygotowany na wszystko. Uniósł wzrok na trzy sylwetki kawałek dalej, widział ruch różdżki w dłoni kobiety. Nie traciła czasu. Skierował judaszowiec przeciwko baronetowi.- Silencio.- wypowiedział, wykonując płynny ruch.- Petrificus Totalus.- rzucił zaraz w kierunku tego samego mężczyzny, nie tracąc czasu. Oberwanie zaklęciem w plecy, nie było najprzyjemniejsze, ale w tym przypadku nie wydawało mu się to istotne w żadnym stopniu.
1. Silencio 2. Petrificus Totalus + k8
Dopiero wtedy zgodnie z tym, co zamierzał wcześniej wyszedł na dwór, najbliższym wyjściem. Od razu wyjął różdżkę z kieszeni płaszcza, nawet jeśli byli to tylko mugole, wolał być przygotowany na wszystko. Uniósł wzrok na trzy sylwetki kawałek dalej, widział ruch różdżki w dłoni kobiety. Nie traciła czasu. Skierował judaszowiec przeciwko baronetowi.- Silencio.- wypowiedział, wykonując płynny ruch.- Petrificus Totalus.- rzucił zaraz w kierunku tego samego mężczyzny, nie tracąc czasu. Oberwanie zaklęciem w plecy, nie było najprzyjemniejsze, ale w tym przypadku nie wydawało mu się to istotne w żadnym stopniu.
1. Silencio 2. Petrificus Totalus + k8
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cillian Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k100' : 40
--------------------------------
#3 'k8' : 7, 1, 8, 6
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k100' : 40
--------------------------------
#3 'k8' : 7, 1, 8, 6
Nie potrzebowałeś, Harknessie, rozglądać się za bardzo. W końcu zaczynałeś nawet powoli wchodzić w tłuszczę tego miejsca, stając się pomału, pomalutku niczym oni sami - zwykłym parafianinem, który zabłądził na swojej drodze ku doskonałości i musiał odpokutować. Nawet nie potrzebowałeś pomocy innych ludzi, aby zorientować się, że coś się działo. Ale jedyne co zrobiłeś to dołączyłeś do grona gapiów, którzy zaraz stracili jakiekolwiek chęci na to, aby skupić się na tobie. Dla ciebie to praktycznie spełnienie oczekiwań - nadal bycie po prostu osobą, która może zrobić coś więcej bez używania zaklęć. Spokojnie więc przechodziłeś powoli do clue tego wszystkiego jakim była chęć rozglądania się wokół i chęć znalezienia miejsca prowadzącego do krypt. Chciałeś wykorzystać ogólne zamieszanie, gdyż nie wiedziałeś jak długo sobie z tym poradzisz. Rozpatrywałeś i tak wszystko w negatywie, bo tak było najlepiej tobie myśleć - wtedy przynajmniej myślałeś o pozytywnych momentach i tym co się może wydarzyć w sytuacji A, B lu C.
Do twoich uszu dotarł głos mężczyzny, który przybył w waszym trio i pomógł rozprawić się z tą zjawą, która pojawiła się przed kościołem. Powiedział Ci dość cenną informację, którą zamierzałeś wykorzystać. Twoim kolejnym celem było zatem wypatrzenie tej płyty i dowiedzenie się mniej więcej czy istnieje tam jakiś bezpośredni sposób dotarcia. Próbowałeś użyć odpowiedniego momentu, gdy nikt nie patrzył i zakraść się do tego miejsca, nie wiedziałeś nawet czy możesz to otworzyć, jednak starałeś się wszelkimi zmysłami "poczuć" czy wieje z niego chłodem lub jakimś innym odczuciem zdradzającym, że może do czegoś prowadzić. Niech się dzieje wola Merlina i Czarnego Pana, przeszło Ci przez głowę. Jeśli będzie trzeba, być może też uda Ci się przy owocnych wiatrach spojrzeć w stronę mężczyzny i chociaż wskazać mu jakoś mimiką, że "jakiś trop może być". Czy pozytywny czy negatywny.
1. Spostrzegawczość
2. Skradanie
Do twoich uszu dotarł głos mężczyzny, który przybył w waszym trio i pomógł rozprawić się z tą zjawą, która pojawiła się przed kościołem. Powiedział Ci dość cenną informację, którą zamierzałeś wykorzystać. Twoim kolejnym celem było zatem wypatrzenie tej płyty i dowiedzenie się mniej więcej czy istnieje tam jakiś bezpośredni sposób dotarcia. Próbowałeś użyć odpowiedniego momentu, gdy nikt nie patrzył i zakraść się do tego miejsca, nie wiedziałeś nawet czy możesz to otworzyć, jednak starałeś się wszelkimi zmysłami "poczuć" czy wieje z niego chłodem lub jakimś innym odczuciem zdradzającym, że może do czegoś prowadzić. Niech się dzieje wola Merlina i Czarnego Pana, przeszło Ci przez głowę. Jeśli będzie trzeba, być może też uda Ci się przy owocnych wiatrach spojrzeć w stronę mężczyzny i chociaż wskazać mu jakoś mimiką, że "jakiś trop może być". Czy pozytywny czy negatywny.
1. Spostrzegawczość
2. Skradanie
Ostatnio zmieniony przez Lykanon Harkness dnia 19.11.21 21:33, w całości zmieniany 1 raz
Lykanon Harkness
Zawód : Funkcjonariusz Patrolu Egzekucyjnego
Wiek : 36
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You Either Die a Hero, or You Live Long Enough To See Yourself Become the Villain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Lykanon Harkness' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'k100' : 32
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'k100' : 32
Cillian obserwował, jak mężczyźni kroczą główną nawą w stronę drzwi, a następnie kierują się boczną, by wyjść przejściem, przez które wszedł wcześniej Lykannon. Wypatrzył go wzrokiem, a następnie zbliżył się, by przekazać mu parę szczegółów, które udało mu się wypatrzyć.
Ani burmistrz ani baronet nie protestowali, kiedy Deirdre poprosiła ich na zewnątrz. Spojrzeli po sobie krótko, ale zaraz skierowali się szybkimi krokami w boczną nawę i tamtędy, z lekkim zniecierpliwieniem przekroczyli próg, zamykając za sobą boczne drzwi kościoła. Kiedy wszyscy wychodzili, ze środka dało się słyszeć serię dzwonków, ale żaden z czarodziejów nie był w stanie wiedzieć, co oznaczają.
— No to niech pani mówi, o co chodzi?— ponaglił kobietę burmistrz. Ani on ani baronet nie wyglądali, jakby podejrzewali cokolwiek — podstęp lub pułapkę. I wtedy kobieta sięgnęła dłonią po różdżkę, którą wycelowała w burmistrza, rzucając na niego niewybaczalną klątwę. Wiązka iskrzącego zaklęcia pomknęła z końca drewna prosto w pierś wysokiego mężczyzny, który nie mógł i nie miał szans ani się obronić ani odskoczyć, zupełnie zaskoczony nagłym atakiem. Deirdre czuła, jak wola burmistrza wiąże się z jej wolą, a on sam nieświadomie podporządkowuje się. W tej chwili baronet spojrzał wystraszony na niego, a gdy wrócił spojrzeniem do kobiety gotów był do czegoś — ucieczki lub ataku. Za jego plecami, jakby znikąd pojawił się jednak Cillian, ograniczając mu możliwości. Deirdre szybko przesunęła w powietrzu dłonią i powtórzyła inkantację. Tym razem jednak magia okazała się nieskuteczna, promień minął mężczyznę o cale — a może to był wynik nagłej słabości, jaka dopadła kobietę. Czerń przysłoniła widok, wszystko wokół straciło swoje barwy, zupełnie jakby z otoczenia uleciało całkowite życie. Ono uchodziło również ze Śmierciożesrczyni, odbierając jej energię i siły życiowe. Macinairwypowiedział dwie inkantacja i choć pierwsza z nich spudłowała, druga uderzyła w korpulentnego mężczyznę. Ten w ułamku sekundy zesztywniał i spetryfikowany po chwili runął na ziemię.
Obaj mężczyźni wydawali się pokonani. Burmistrz - całkowicie zniewolony i baronet, leżący ciężko na zimnym bruku.
Kiedy Deirdre powróciła do sił, a słabość odeszła, kolory także powróciły. Koncentrując się na kolejnym zaklęciu wykorzystała całą swoją determinację i siłę do tego, by utkać silną i nieprzeniknioną barierę. Machnęła różdżką a powietrze wokół zadrżało. Niewidzialna fala energii popłynęła falą — nie tylko w kierunku, w którym celowała, lecz wokół nich, zamykając czarodziejów w sporej wielkości niewidzialnej kopule, która chroniła wszystkich przed widokiem innych. Kopuła była tak silna i perfekcyjna, że Deirdre była w stanie ją obkurczyć i się z nią przemieszczać, lecz wymagało to od niej sporego skupienia i energii.
Z wewnątrz cicho dochodziły do nich znów śpiewy i przemówienia, których jednak nie slyszeli zbyt wyraźnie — na tyle, by zrozumieć padające tam słowa. W końcu nastała cisza, a później rozbrzmiały organy.
W tym samym czasie, poinstruowany wcześniej przez Cilliana Lykanon skierował się w stronę miejsca, które wcześniej wypatrzył. By nie budzić zbytniego zainteresowania musiał obejść cały kościół, co zajęło mu chwilę czasu. Śpiewu ucichły, głos podjął kapłan stojący na środku prezbiterium, wznosząc ręce do góry. Zaraz potem rozległy się dzwonki, a coś podpowiadało mu, że wszyscy musieli się spieszyć. Mugole uklęknęli w swoich ławkach, w chwili, gdy Lykanon znalazł się przy metalowej płycie, która zgodnie z przypuszczeniami okazała się być drzwiami, bez wątpienia do podziemnej krypty. Od spodu wiało, a gdyby czarodziej przyłożył nos do szczeliny poczułby zapach wilgoci i stęchlizny. Drzwi otwierające się na boki były ciężkie, nich otwarcie z pewnością przysporzy sporo hałasu — były także zamknięte kłódką. Mugole zaczęli powtarzać słowa kapłana, a ten — zajęty prowadzeniem wydarzenia nie zwrócił uwagi na Lykanona, którego powinien ze swojego miejsca doskonale widzieć.
Tura siódma. Na odpis macie czas do 22 listopada godz: 20:00.
Obrażenia
Zaklęcia:
Sphaecessatio - Deirdre
Żywotność:
Deirdre: 188/196
-8 (osłabienie)
Cillian: 212/212
Lykanon: 245/245
Energia magiczna:
Deirdre: 36/50
Cillian: 44/50
Lykanon: 49/50
Ani burmistrz ani baronet nie protestowali, kiedy Deirdre poprosiła ich na zewnątrz. Spojrzeli po sobie krótko, ale zaraz skierowali się szybkimi krokami w boczną nawę i tamtędy, z lekkim zniecierpliwieniem przekroczyli próg, zamykając za sobą boczne drzwi kościoła. Kiedy wszyscy wychodzili, ze środka dało się słyszeć serię dzwonków, ale żaden z czarodziejów nie był w stanie wiedzieć, co oznaczają.
— No to niech pani mówi, o co chodzi?— ponaglił kobietę burmistrz. Ani on ani baronet nie wyglądali, jakby podejrzewali cokolwiek — podstęp lub pułapkę. I wtedy kobieta sięgnęła dłonią po różdżkę, którą wycelowała w burmistrza, rzucając na niego niewybaczalną klątwę. Wiązka iskrzącego zaklęcia pomknęła z końca drewna prosto w pierś wysokiego mężczyzny, który nie mógł i nie miał szans ani się obronić ani odskoczyć, zupełnie zaskoczony nagłym atakiem. Deirdre czuła, jak wola burmistrza wiąże się z jej wolą, a on sam nieświadomie podporządkowuje się. W tej chwili baronet spojrzał wystraszony na niego, a gdy wrócił spojrzeniem do kobiety gotów był do czegoś — ucieczki lub ataku. Za jego plecami, jakby znikąd pojawił się jednak Cillian, ograniczając mu możliwości. Deirdre szybko przesunęła w powietrzu dłonią i powtórzyła inkantację. Tym razem jednak magia okazała się nieskuteczna, promień minął mężczyznę o cale — a może to był wynik nagłej słabości, jaka dopadła kobietę. Czerń przysłoniła widok, wszystko wokół straciło swoje barwy, zupełnie jakby z otoczenia uleciało całkowite życie. Ono uchodziło również ze Śmierciożesrczyni, odbierając jej energię i siły życiowe. Macinairwypowiedział dwie inkantacja i choć pierwsza z nich spudłowała, druga uderzyła w korpulentnego mężczyznę. Ten w ułamku sekundy zesztywniał i spetryfikowany po chwili runął na ziemię.
Obaj mężczyźni wydawali się pokonani. Burmistrz - całkowicie zniewolony i baronet, leżący ciężko na zimnym bruku.
Kiedy Deirdre powróciła do sił, a słabość odeszła, kolory także powróciły. Koncentrując się na kolejnym zaklęciu wykorzystała całą swoją determinację i siłę do tego, by utkać silną i nieprzeniknioną barierę. Machnęła różdżką a powietrze wokół zadrżało. Niewidzialna fala energii popłynęła falą — nie tylko w kierunku, w którym celowała, lecz wokół nich, zamykając czarodziejów w sporej wielkości niewidzialnej kopule, która chroniła wszystkich przed widokiem innych. Kopuła była tak silna i perfekcyjna, że Deirdre była w stanie ją obkurczyć i się z nią przemieszczać, lecz wymagało to od niej sporego skupienia i energii.
Z wewnątrz cicho dochodziły do nich znów śpiewy i przemówienia, których jednak nie slyszeli zbyt wyraźnie — na tyle, by zrozumieć padające tam słowa. W końcu nastała cisza, a później rozbrzmiały organy.
W tym samym czasie, poinstruowany wcześniej przez Cilliana Lykanon skierował się w stronę miejsca, które wcześniej wypatrzył. By nie budzić zbytniego zainteresowania musiał obejść cały kościół, co zajęło mu chwilę czasu. Śpiewu ucichły, głos podjął kapłan stojący na środku prezbiterium, wznosząc ręce do góry. Zaraz potem rozległy się dzwonki, a coś podpowiadało mu, że wszyscy musieli się spieszyć. Mugole uklęknęli w swoich ławkach, w chwili, gdy Lykanon znalazł się przy metalowej płycie, która zgodnie z przypuszczeniami okazała się być drzwiami, bez wątpienia do podziemnej krypty. Od spodu wiało, a gdyby czarodziej przyłożył nos do szczeliny poczułby zapach wilgoci i stęchlizny. Drzwi otwierające się na boki były ciężkie, nich otwarcie z pewnością przysporzy sporo hałasu — były także zamknięte kłódką. Mugole zaczęli powtarzać słowa kapłana, a ten — zajęty prowadzeniem wydarzenia nie zwrócił uwagi na Lykanona, którego powinien ze swojego miejsca doskonale widzieć.
Obrażenia
Zaklęcia:
Sphaecessatio - Deirdre
Żywotność:
Deirdre: 188/196
-8 (osłabienie)
Cillian: 212/212
Lykanon: 245/245
Energia magiczna:
Deirdre: 36/50
Cillian: 44/50
Lykanon: 49/50
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
Deirdre:
-czarny płaszcz ze skór tebo i ozdobnym pasem oraz zielone trzewiki ze skóry kelpii (+14 maks. żywotność; +50 wytrzymałość szaty; +1 pole poruszania się podczas biegu);
-wywar wzmacniający, 1 porcja
-eliksir uspokajający, 1 porcja, moc +43
-różdżka
-fluoryt
- sztylet
Cillian:
-różdżka
-Eliksir kociego wzroku, (moc +30)
-Eliksir uspokajający (moc +46)
-Eliksir niezłomności (stat. 40)
Lykanon:
-różdzka
Czuła, że jej moc przepływa przez różdżkę, igrając z umysłem burmistrza, że oplata go i gnie do swej woli, lecz nie zdążyła nacieszyć się triumfem. Czarna magia znów wymogła na niej krwawą ofiarę, ogarnęła ją ciemność, ssąca, lepka, na moment wyłączająca ją z działań. Cilliana dostrzegła dopiero po chwili, gdy znów mogła widzieć, a szarości świata przebiły się przez kurtynę czerni. Wzięła głęboki, ochrypły oddech, jedyna względnie werbalna oznaka słabości, po czym mocniej zacisnęła zbielałe palce na zitanowym drewnie. Słabość minęła, a mrok przerodził się w siłę. Zaklęcie Salvio Hexia wydało się jej silne, potężne, mocne, rozbłyskujące wokół niej satysfakcjonującym kloszem. - Niezły refleks, Macnair - pochwaliła cicho Cilliana, obserwując spetryfikowanego baroneta. Zadziałał instynktownie i skutecznie, niwelując zagrożenie ze strony pożal się Merlinie mugolskich elit. Ci ciągle jednak znajdowali się za blisko katedry, Deirdre musiała ich zabezpieczyć, odesłać tam, gdzie poczekają na przesłuchanie, dzieląc się cennymi informacjami o mugolskim ruchu oporu. A przynajmniej jednego z nich. Drugi mógł przydać się w środku; Deirdre wydawało się, że obrządek może trwać jeszcze długo, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nie wiedziała, co czyha na nich w podziemiach i jak długo zajmie im wejście do krypt. - Imperio - wychrypiała ponownie, skupiona na więzi z obezwładnionym baronetem, na tym, by wślizgnąć się do i tak nadwyrężonego umysłu, pojmać go, nagiąc do swej woli. Czuła, że się udało, że musiało się udać; skinęła więc na Cilliana.- Cofnij swoje zaklęcie - poleciła Cillianowi, wskazując na baroneta, do którego się zwróciła. - Podaj adres swojego domu, a potem - zamilcz. Zachowuj się dyskretnie, ale w miarę możliwości naturalnie. Nie rozmawiaj z nikim, poza mną, tym mężczyzną - wskazała na Cilliana - i ludźmi z Mrocznym Znakiem na przedramieniu. Nie mów nikomu o tym, że zostałeś zaatakowany. Idź bocznymi uliczkami do swojego domu, powiedz, że dostałeś ważną wiadomość i musisz popracować, potem zamknij się w gabinecie i czekaj tam na pojawienie się baroneta, Rycerza Walpurgii lub osoby z Mrocznym Znakiem. Wpuścisz ich bez robienia problemów - poleciła baronetowi, spoglądając uważnie w jego nieco wilgotne oczy. Potem przeniosła wzrok na burmistrza.
- Ty - wskazała na burmistrza, skupiając się na łączącej ich więzi, na tym, że łączył ich jeden umysł. - Wejdź do kościoła, zachowuj się naturalnie, jak masz to w zwyczaju. Zajmij swoje miejsce. Gdy tylko wasze obrządki będą zbliżać się do końca i nadejdzie nie budzący kontrowersji moment, wejdź na ten wasz postument, przy którym stoi ksiądz lub wasz przewodnik modlitw i przekaż mu, że jako burmistrz masz coś ważnego do przekazania społeczności. A potem: rób to, co politycy robią najlepiej: przemawiaj na temat, w którym czujesz się pewnie. Opowiedz o planach na nadchodzący rok dla miasteczka, podziel się wdzięcznością za polityczne wsparcie, zaprezentuj jakąś pasującą do atmosfery miejsca anegdotę, wspomnij coś o datkach na prowadzone działania waszej organizacji. Nie mów o tym, że zostałeś zaatakowany ani nic, co mogłoby sprowadzić na mnie, tego mężczyznę lub mojego trzeciego kompana, uwagę lub złość tłumu. Staraj się, w miarę możliwości przedłużyć swoje przemówienie. Później, jeśli będzie to możliwe, udaj się do domu baroneta - mówiła spokojnie, konkretnie, patrząc burmistrzowi w oczy, wymagając od niego pełnego posłuszeństwa. Później obserwowała działania mężczyzny idącego przed nimi i skinęła głową Cillianowi. - Zabezpieczmy wyjście i szukajmy Lykanona oraz krypt. Trzymaj się blisko mnie - poleciła, po kilku chwilach ruszając wraz z Macnairem do bocznego wyjścia, przez które ponownie znaleźli się w kościele, kilkanaście kroków za burmistrzem. Zatrzymała się chwilę przy drzwiach, za konfesjonałem, czekając aż Cillian zamknie drzwi. Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem Lykanona pochylającego się nad czymś, po czym, korzystając z głośnej gry organów i mając nadzieję, że bariera chroni ją dalej przed wzrokiem postronnych, ruszyła z Cillianem w tamtą stronę, ostrożnie i cicho. - Carpiene - pomyślała, starając się skierować różdżkę dookoła miejsca, w którym przebywał Lykanon, by odkryć ewentualne pułapki lub niespodzianki na tym terenie.
rzut na Imperio
- Ty - wskazała na burmistrza, skupiając się na łączącej ich więzi, na tym, że łączył ich jeden umysł. - Wejdź do kościoła, zachowuj się naturalnie, jak masz to w zwyczaju. Zajmij swoje miejsce. Gdy tylko wasze obrządki będą zbliżać się do końca i nadejdzie nie budzący kontrowersji moment, wejdź na ten wasz postument, przy którym stoi ksiądz lub wasz przewodnik modlitw i przekaż mu, że jako burmistrz masz coś ważnego do przekazania społeczności. A potem: rób to, co politycy robią najlepiej: przemawiaj na temat, w którym czujesz się pewnie. Opowiedz o planach na nadchodzący rok dla miasteczka, podziel się wdzięcznością za polityczne wsparcie, zaprezentuj jakąś pasującą do atmosfery miejsca anegdotę, wspomnij coś o datkach na prowadzone działania waszej organizacji. Nie mów o tym, że zostałeś zaatakowany ani nic, co mogłoby sprowadzić na mnie, tego mężczyznę lub mojego trzeciego kompana, uwagę lub złość tłumu. Staraj się, w miarę możliwości przedłużyć swoje przemówienie. Później, jeśli będzie to możliwe, udaj się do domu baroneta - mówiła spokojnie, konkretnie, patrząc burmistrzowi w oczy, wymagając od niego pełnego posłuszeństwa. Później obserwowała działania mężczyzny idącego przed nimi i skinęła głową Cillianowi. - Zabezpieczmy wyjście i szukajmy Lykanona oraz krypt. Trzymaj się blisko mnie - poleciła, po kilku chwilach ruszając wraz z Macnairem do bocznego wyjścia, przez które ponownie znaleźli się w kościele, kilkanaście kroków za burmistrzem. Zatrzymała się chwilę przy drzwiach, za konfesjonałem, czekając aż Cillian zamknie drzwi. Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem Lykanona pochylającego się nad czymś, po czym, korzystając z głośnej gry organów i mając nadzieję, że bariera chroni ją dalej przed wzrokiem postronnych, ruszyła z Cillianem w tamtą stronę, ostrożnie i cicho. - Carpiene - pomyślała, starając się skierować różdżkę dookoła miejsca, w którym przebywał Lykanon, by odkryć ewentualne pułapki lub niespodzianki na tym terenie.
rzut na Imperio
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
Starał się działać, jak najbardziej precyzyjnie, a mimo to pierwsze zaklęcie chybiło celu. Nie przejął się jednak, gdy zaskoczony mężczyzna nie wydał z siebie żadnego dźwięku, a przynajmniej nie miał okazji by to zrobić. Drugie zaklęcie okazało się trafione w punkt, chociaż nie czuł zbyt wiele satysfakcji z tego powodu. Opuścił dłoń, spoglądając przy tym na Mericourt, kiedy postanowiła go pochwalić.- Ostatnio niezawodny.- dziś już dwukrotnie miał okazję się tym popisać, co wcale mu nie przeszkadzało. Przywykł do szybkiego działania, nawet jeśli pozostając w kraju, nie wykorzystywał tego już tak bardzo, jak kiedyś.
Obserwował, kiedy raz jeszcze usłyszał tą samą czarnomagiczną inkantację. Słysząc polecenie, bez zwlekania uniósł nieco judaszowiec. Finite Incantatem.- Już.- poinformował tylko, aby Deirdre mogła działać dalej. Cofnął się o parę kroków, kiedy niewyraźnie dotarły do niego słowa z wewnątrz, a później na krótko zapadła cisza. Coraz bardziej żałował, że nie miał pojęcia, jak przebiegały podobne mugolskie msze, tylko dla świadomości ile czasu im pozostawało. Zerknął w bok, gdy burmistrz dostawał wytyczne, co ma zaraz zrobić. To był dobry plan, nikt przecież nie zwróci na to większej uwagi... politycy mieli w końcu swoje odchyły i potrzebę zabierania głosu w dużym gronie. Właśnie dlatego cholernie ich nie lubił.
- Lykanon powinien być nadal blisko przedniej części. Zanim wyszedłem, widziałem metalową płytę w podłodze, miał to sprawdzić.- poinformował kobietę, aby w sumie od razu skierowali się w tamtym kierunku. Za moment zamknięte drzwi i współpracujący już burmistrz ze swoją przemową, miał nadzieję, że dadzą im chwilę na ostatnią kwestię przed zrujnowaniem katedry.
Rozejrzał się pobieżnie, kiedy znów byli wewnątrz, ale zaraz podobnie jak wcześniej odwrócił w stronę drzwi, których próg dopiero przekroczyli.- Colloportus.- szepnął pod nosem, wskazując różdżką na zamek, aby i ten odciął drogę ucieczki. Nie tracąc czasu, podszedł wraz z towarzyszką do podwyższenia i Lykanona. Czyżby trafili na to, czego szukali od pewnej chwili.
- Alohomora.- wypowiedział najciszej, jak mógł kolejną inkantację, zaciskając mocno palce na judaszowcu i kierując go na metalową płytę.
Obserwował, kiedy raz jeszcze usłyszał tą samą czarnomagiczną inkantację. Słysząc polecenie, bez zwlekania uniósł nieco judaszowiec. Finite Incantatem.- Już.- poinformował tylko, aby Deirdre mogła działać dalej. Cofnął się o parę kroków, kiedy niewyraźnie dotarły do niego słowa z wewnątrz, a później na krótko zapadła cisza. Coraz bardziej żałował, że nie miał pojęcia, jak przebiegały podobne mugolskie msze, tylko dla świadomości ile czasu im pozostawało. Zerknął w bok, gdy burmistrz dostawał wytyczne, co ma zaraz zrobić. To był dobry plan, nikt przecież nie zwróci na to większej uwagi... politycy mieli w końcu swoje odchyły i potrzebę zabierania głosu w dużym gronie. Właśnie dlatego cholernie ich nie lubił.
- Lykanon powinien być nadal blisko przedniej części. Zanim wyszedłem, widziałem metalową płytę w podłodze, miał to sprawdzić.- poinformował kobietę, aby w sumie od razu skierowali się w tamtym kierunku. Za moment zamknięte drzwi i współpracujący już burmistrz ze swoją przemową, miał nadzieję, że dadzą im chwilę na ostatnią kwestię przed zrujnowaniem katedry.
Rozejrzał się pobieżnie, kiedy znów byli wewnątrz, ale zaraz podobnie jak wcześniej odwrócił w stronę drzwi, których próg dopiero przekroczyli.- Colloportus.- szepnął pod nosem, wskazując różdżką na zamek, aby i ten odciął drogę ucieczki. Nie tracąc czasu, podszedł wraz z towarzyszką do podwyższenia i Lykanona. Czyżby trafili na to, czego szukali od pewnej chwili.
- Alohomora.- wypowiedział najciszej, jak mógł kolejną inkantację, zaciskając mocno palce na judaszowcu i kierując go na metalową płytę.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cillian Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'k100' : 17
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'k100' : 17
Kolejna próba okazała się niebywale skuteczna. Zaklęcie uderzyło w spetryfikowanego baroneta i połączyło jego umysł z wolą śmierciożerczyni nierozerwalnym węzłem. Kobieta wiedziała, że zaklęcia działały na mugoli inaczej, znacznie silniej. Mogła być więc pewna, że nie istniała żadna samoistna przyczyna, dla której nici, z którymi kobieta splotła swoje życzenia będą przerwane. Kiedy Cillian cofnął oba swoje zaklęcia, baronet jeszcze przez chwilę wydawał się niemalże martwy. Nie ruszał się, a kiedy w końcu to zrobił, zachowywał tak, jakby tkwił w jednej pozycji przez wieki. Skrzywił się, złapał pod bok, próbując rozprostować kości i wstał, spoglądając na Deirdre, zupełnie nie dostrzegając w niej zagrożenia, i to dzięki zaklęciu, które wciąż na nią działało. Zmarszczył brwi w zastanowieniu, a potem odezwał się ciężkim głosem, gdy odzyskał go z powrotem:
— Bourne Ave 28, Bury St Edmunds, proszę panią.— Zamilkł, zgodnie z jej rozkazem, choć nie wyglądał na takiego, w którym budziła naturalny posłuch. Przyglądał jej się przez chwilę czujnie, by ostatecznie z niezadowoleniem westchnąć i wymienić pojedyncze spojrzenie ze stojącym obok burmistrzem. W ciszy słuchał jej jednak uważnie, a w końcu skinął głową i kiedy mu pozwolono, ruszył energicznym krokiem w przeciwnym kierunku, poprawiając swój ubłocony płaszcz. Burmistrz odprowadził go wzrokiem, marszcząc brwi.
— Msza nie potrwa długo. Razem z ogłoszeniami zajmie jeszcze — zerknął na zegarek kieszonkowy, po czym westchnął. — piętnaście minut. Ale oczywiście, zrobię co pani sobie życzy. Rozumiem, że to ma związek z tym zagrożeniem, o którym pani wspominała. Zajmie się pani tym, tak? — spytał, z jakiegoś powodu uznając, że Deirdre rzeczywiście zażegna kryzys, o którym mu wspomniała. Poprawił swój płaszcz, a następnie ruszył w kierunku drzwi do kościoła. Odchrząknął, przechodząc przez boczne wejście, by w końcu wrócić do swojej ławki i zająć dyskretnie to samo miejsce, które zajmował wcześniej. Nikt obok niczego nie zauważył, choć kilku mężczyzn obok z ciekawością na niego zerknęło. Burmistrz nie wdał się jednak w niemą konwersację. Patrzył przed siebie, w kierunku prezbiterium aż w końcu włączył się w śpiewanie.
Zamknąwszy za sobą kolejne przejście, znajdujący się pod niewidzialną barierą czarodzieje ruszyli w kierunku bocznej przestrzeni, która pozostawała widoczna z głównej części katedry. Niewidoczni czarodzieje mogli poruszać się swobodnie, nie obawiając się wzbudzenia czyjegokolwiek zainteresowania. Szybko znaleźli się u boku trzeciego z czarodziejów. Mericourt rzuciła zaklęcie, które niczego nie wykryło, żadnej pułapki, żadnych zabezpieczeń — wyglądało na to, że cokolwiek znajdowało się pod nimi, było wolne od wszelkiego rodzaju ochronnych zaklęć. Macnair otworzył kłódkę banalnym zaklęciem, nie budząc tym drobnym dźwiękiem niczyjego zainteresowania.
W dół prowadziły kamienne stopnie — poniżej, zgodnie z oczekiwaniami znajdowała się krypta. Było w niej zimno, wilgotno, nieprzyjemnie, a do tego śmierdziało stęchlizną. Było także przede wszystkim bardzo ciemno. Jedynym źródłem światła było to dobiegające z katedry przez przejście w suficie i oświetlało małą, kamienną przestrzeń na dole, w tym kamienny cokół. Na cokole znajdował się zwój, który opisany był Psalm do zmarłych, ale tuż obok niego tkwiła fiolka ze zwyczajnym atramentem i gęsie pióro. Po rozwinięciu pergaminu, czarodzieje mogli odczytać tekst w języku angielskim, niektóre wyrazy były w nim napisane dwa razy, pogrubione:
Wznosimy ręce w górę;
O Panie nasz, Jezu nasz.
Wznosimy oczy w górę
byś pobogłosławił nas.
Patrzymy w lewo
Patrzymy w prawo
Na bliskich naszych
Siostry, braci.
Zmiłuj się nad nami.
Parzymy w prawo
Patrzymy w lewo
Wznosimy ręce w górę;
O Panie nasz, Jezu nasz.
Wznosimy oczy w górę
Patrzymy w prawo
Gdzie nasze siostry i nasi bracia
Pod nami Piekło
Nie patrz w dół
Patrzymy w lewo
Gdzie nasi bracia i nasze siostry są.
Pod tekstem znajdowało się kółko z ogonkiem skierowanym w górę, narysowane leżącym obok piórem i dokładnie tym samym atramentem. Trudno było się rozeznać w otoczeniu. Przez ciemność na pierwszy rzut oka czarodzieje nie byli w stanie nic dostrzec, ani to, jak wielka była krypta ani co się w niej znajdowało, nie licząc czterech pierwszych kamiennych grobowców, które częściowo ogarniało jeszcze światło z góry. Były stare, naznaczone czasem, opisane w języku, którego żaden z czarodziejów nie znał — lecz do kogo należały i co się znajdowało w kamiennych trumnach, nikt nie wiedział.
Tura ósma. Na odpis macie czas do 10 listopada godz: 20:00. Lykannon: nieobecność 2/3.
Zaklęcia:
Sphaecessatio - Deirdre
Żywotność:
Deirdre: 188/196
-8 (osłabienie)
Cillian: 212/212
Lykanon: 245/245
Energia magiczna:
Deirdre: 30/50
Cillian: 44/50
Lykanon: 49/50
— Bourne Ave 28, Bury St Edmunds, proszę panią.— Zamilkł, zgodnie z jej rozkazem, choć nie wyglądał na takiego, w którym budziła naturalny posłuch. Przyglądał jej się przez chwilę czujnie, by ostatecznie z niezadowoleniem westchnąć i wymienić pojedyncze spojrzenie ze stojącym obok burmistrzem. W ciszy słuchał jej jednak uważnie, a w końcu skinął głową i kiedy mu pozwolono, ruszył energicznym krokiem w przeciwnym kierunku, poprawiając swój ubłocony płaszcz. Burmistrz odprowadził go wzrokiem, marszcząc brwi.
— Msza nie potrwa długo. Razem z ogłoszeniami zajmie jeszcze — zerknął na zegarek kieszonkowy, po czym westchnął. — piętnaście minut. Ale oczywiście, zrobię co pani sobie życzy. Rozumiem, że to ma związek z tym zagrożeniem, o którym pani wspominała. Zajmie się pani tym, tak? — spytał, z jakiegoś powodu uznając, że Deirdre rzeczywiście zażegna kryzys, o którym mu wspomniała. Poprawił swój płaszcz, a następnie ruszył w kierunku drzwi do kościoła. Odchrząknął, przechodząc przez boczne wejście, by w końcu wrócić do swojej ławki i zająć dyskretnie to samo miejsce, które zajmował wcześniej. Nikt obok niczego nie zauważył, choć kilku mężczyzn obok z ciekawością na niego zerknęło. Burmistrz nie wdał się jednak w niemą konwersację. Patrzył przed siebie, w kierunku prezbiterium aż w końcu włączył się w śpiewanie.
Zamknąwszy za sobą kolejne przejście, znajdujący się pod niewidzialną barierą czarodzieje ruszyli w kierunku bocznej przestrzeni, która pozostawała widoczna z głównej części katedry. Niewidoczni czarodzieje mogli poruszać się swobodnie, nie obawiając się wzbudzenia czyjegokolwiek zainteresowania. Szybko znaleźli się u boku trzeciego z czarodziejów. Mericourt rzuciła zaklęcie, które niczego nie wykryło, żadnej pułapki, żadnych zabezpieczeń — wyglądało na to, że cokolwiek znajdowało się pod nimi, było wolne od wszelkiego rodzaju ochronnych zaklęć. Macnair otworzył kłódkę banalnym zaklęciem, nie budząc tym drobnym dźwiękiem niczyjego zainteresowania.
W dół prowadziły kamienne stopnie — poniżej, zgodnie z oczekiwaniami znajdowała się krypta. Było w niej zimno, wilgotno, nieprzyjemnie, a do tego śmierdziało stęchlizną. Było także przede wszystkim bardzo ciemno. Jedynym źródłem światła było to dobiegające z katedry przez przejście w suficie i oświetlało małą, kamienną przestrzeń na dole, w tym kamienny cokół. Na cokole znajdował się zwój, który opisany był Psalm do zmarłych, ale tuż obok niego tkwiła fiolka ze zwyczajnym atramentem i gęsie pióro. Po rozwinięciu pergaminu, czarodzieje mogli odczytać tekst w języku angielskim, niektóre wyrazy były w nim napisane dwa razy, pogrubione:
Wznosimy ręce w górę;
O Panie nasz, Jezu nasz.
Wznosimy oczy w górę
byś pobogłosławił nas.
Patrzymy w lewo
Patrzymy w prawo
Na bliskich naszych
Siostry, braci.
Zmiłuj się nad nami.
Parzymy w prawo
Patrzymy w lewo
Wznosimy ręce w górę;
O Panie nasz, Jezu nasz.
Wznosimy oczy w górę
Patrzymy w prawo
Gdzie nasze siostry i nasi bracia
Pod nami Piekło
Nie patrz w dół
Patrzymy w lewo
Gdzie nasi bracia i nasze siostry są.
Pod tekstem znajdowało się kółko z ogonkiem skierowanym w górę, narysowane leżącym obok piórem i dokładnie tym samym atramentem. Trudno było się rozeznać w otoczeniu. Przez ciemność na pierwszy rzut oka czarodzieje nie byli w stanie nic dostrzec, ani to, jak wielka była krypta ani co się w niej znajdowało, nie licząc czterech pierwszych kamiennych grobowców, które częściowo ogarniało jeszcze światło z góry. Były stare, naznaczone czasem, opisane w języku, którego żaden z czarodziejów nie znał — lecz do kogo należały i co się znajdowało w kamiennych trumnach, nikt nie wiedział.
Zaklęcia:
Sphaecessatio - Deirdre
Żywotność:
Deirdre: 188/196
-8 (osłabienie)
Cillian: 212/212
Lykanon: 245/245
Energia magiczna:
Deirdre: 30/50
Cillian: 44/50
Lykanon: 49/50
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
Deirdre:
-czarny płaszcz ze skór tebo i ozdobnym pasem oraz zielone trzewiki ze skóry kelpii (+14 maks. żywotność; +50 wytrzymałość szaty; +1 pole poruszania się podczas biegu);
-wywar wzmacniający, 1 porcja
-eliksir uspokajający, 1 porcja, moc +43
-różdżka
-fluoryt
- sztylet
Cillian:
-różdżka
-Eliksir kociego wzroku, (moc +30)
-Eliksir uspokajający (moc +46)
-Eliksir niezłomności (stat. 40)
Lykanon:
-różdzka
Plac handlowy, Bury St Edmunds
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk