Wydarzenia


Ekipa forum
Wioska Flash
AutorWiadomość
Wioska Flash [odnośnik]17.09.21 11:56
First topic message reminder :

Wioska Flash

Wioska Flash to najwyżej położona wioska w Wielkiej Brytanii, górująca nad okolicą z wysokości 463 metrów nad poziomem morza. Choć co jakiś czas pojawiają się głosy o tym, że to inna wioska powinna nosić ów tytuł, za każdym razem okazuje się, że włodarze Flash nie kłamią - najdłuższą historię ma rywalizacja z wioską Wanlockhead w Szkocji. Niegdyś ośrodek wytwórczy, ze szczególnym uwzględnieniem kowalstwa i jubilerstwa, pod koniec XIX wieku zyskał złą sławę przez organizację nielegalnych walk kogutów oraz fałszowania pieniędzy. Proceder został ukrócony dzięki porozumieniu mugolskich włodarzy znanych jako Trzy Głowy Shire krótko przed wybuchem mugolskiej I Wojny Światowej. Dziś wioska jest miejscem wyjątkowo sennym, zamieszkanym przez mieszaną, czarodziejsko-mugolską społeczność.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
flash - Wioska Flash  - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wioska Flash [odnośnik]10.03.22 22:32
Hałasy i krzyki docierały zewsząd, dom na nowo się budził przez strażnika, który podniósł alarm. Wszystko mogło skończyć się o wiele łatwiej i o wiele szybciej, jednak nie dane im było dokończyć wszystkich spraw po cichu - ale byli na to gotowi. W końcu nie mogli pozwolić, aby nadzieja o tym, że zakradali się do domu, który nie byłby przygotowany na potencjalny atak, przysłoniła im trzeźwą oceną sytuacji i doprowadziła do niedoceniania ludzi odpowiedzialnych za wojnę. Nie mogli pozwolić sobie na takie błędy - a z doświadczeniem ludzi walczących w tej wojnie od samego początku mogli być bardziej niż pewni, że podobne niedopatrzenie nie będzie miało miejsca.
- Wycofujemy - potwierdził krótko, nie w rozkazie, a w chęci wyrażenia, że oboje mieli ten sam zamiar. I mimo pierwszego oporu i powolnie stawianych kroków, w końcu uzyskali potwierdzenie, którego potrzebowali o tym, że ich towarzystwu udało zabezpieczyć się, miał nadzieję że bez większych komplikacji dla nich, cel dla którego pojawili się tutaj w pierwszym miejscu.
Mogli się odwrócić już zupełnie w pełni. Słyszał jak Percival wezwał Wichroskrzydłego do nich, więc w tym czasie jeszcze przed opuszczeniem domu, Elroy wycelował ponownie w korytarz dla odcięcia wrogich im czarodziejom.
- Pavor veneno - wymówił, a choć zaklęcie wyraźnie się nie powiodło, wcale nie było czasu na kolejne poprawki, bo jego kroki już poprowadziły go poza obszar domu. Dostrzegli wkrótce nie tylko wierzchowca należącego do Percivala, ale również i jedną z mioteł, którą mogli się domyślić że wezwał Fox lub Josephine. Nie musieli jednak temu poświęcać większej myśli, powinni skupić się na powrocie do Derby, tym razem z człowiekiem, który był jednym z odpowiedzialnych za to, co wydarzyło się na ich ziemiach. Mieli człowieka, który miał okazać się przykładem, jak będą traktowani zdrajcy.
W ciemnościach błyski oddalonych świateł były doskonale widoczne, ale były również jasnym sygnałem, że mieli rację chcąc zachować bezpieczeństwo - nigdy nie mogli lekceważyć przeciwnika czy sytuacji, w których się znajdywali z nimi.
Kiedy Wichroskrzydły pojawił się w ich zasięgu wzroku, skierował się zaraz za Percivalem. On osobiście nie miał ogromnego doświadczenia w jeździectwie - nie była to umiejętność, na której skupiałby się kiedykolwiek w swoim życiu i choć w tym momencie czułby się o wiele pewniej na miotle, widział że nie było na to czasu, a hipogryf mógł zapewnić im szybką drogę ucieczki. I element, którego pozostali mogli się nie spodziewać.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Wioska Flash [odnośnik]12.03.22 20:21
Pajęcza, utkana z magii sieć, przecięła powietrze, oplatając się szczelnie wokół stojącego na schodach mężczyzny; mimo panującego w holu półmroku, Percival miał wrażenie, że dostrzegł na jego bladej, zaspanej twarzy zaskoczenie, dezorientację, strach; wyrwany z łóżka wyciem alarmu z pewnością jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się działo – a zaplątany w srebrzyste nici, zachwiał się i upadł, zsuwając się w dół o kilka niskich stopni. Obserwował go jeszcze przez sekundę, opuszczając różdżkę zaledwie o milimetry – nim jednak zdążyłby znaleźć się na zewnątrz, poruszenie na górnym poziomie po raz kolejny zwróciło jego uwagę. Szarpnął wiodącą ręką, odruchowo zatrzymując koniec różdżki na postaci, która wybiegła z korytarza, ale zanim na jego usta dotarłaby formująca się na języku inkantacja, zrozumiał, że patrzy na Foxa.
Mamy go.
Kiwnął głową, krótko, stanowczo, nie do końca pewien, czy udało mu się skrzyżować spojrzenia z przyjacielem – ale nie było to istotne; informacja była jasna, podobnie jak słowa potwierdzenia padające z ust Elroya; cofnął się, przechodząc przez próg, mijając nadal unieruchomionych wartowników, a później biegiem ruszając za dom – instynktownie przemieszczając się po pozostawionych przez nich wcześniej śladach, wiedząc, że od zarośli nie dzieliło ich już wiele. Gdzieś za sobą usłyszał ruch, kroki, szamotaninę, okrzyk; przestrzeń pomiędzy nim a Elroyem przecięła wiązka zaklęcia, uderzając w śnieg kilka metrów dalej. Rozsądek kazał mu się nie zatrzymywać – ale z drugiej strony nie miał zamiaru zignorować pościgu; walka w powietrzu mogła okazać się zdradziecka, wystarczyłaby jedna zbłąkana wiązka zaklęcia, by posłać miotłę z Felixem na ziemię – a chociaż nie miał w sobie współczucia dla młodego tchórza, to wiedział doskonale, że bardziej był im potrzebny żywy niż martwy.
Pavor veneno – wypowiedział pewnie, odwracając się na pięcie, podrywając różdżkę do góry – i przez jedno uderzenie bijącego szaleńczo serca obserwując, jak spod śniegu zaczyna wypływać gęsta mgła, jak kłębiące się opary wzbijają się w górę, wspinając po nogach i krążąc wzdłuż kostek; wstrzymał powietrze odruchowo, nie chcąc zbyt wcześnie poddać się zniechęceniu – po czym ruszył dalej, po drodze upewniając się, że Elroy znajduje się tuż obok. Wichroskrzydły wybiegł im na spotkanie w połowie drogi, jego widok wywołał roznoszącą się po ciele ulgę – ale nie pozwolił sobie jeszcze na rozluźnienie. Wyciągnął dłoń, żeby uspokajającym gestem pogładzić porastające szyję pióra, a później wprawnym ruchem wspiął się na grzbiet potężnego stworzenia. – Prędko – pospieszył swojego towarzysza, wychylając się i wyciągając rękę, żeby pomóc mu zająć miejsce z tyłu; czarodziej był silny, wprawiony w pracy ze smokami – wiedział, że sobie poradzi, gdy tylko więc znalazł się tuż za nim, dał hipogryfowi znak do odlotu. Rozłożyste skrzydła przecięły powietrze, ruszyli – najpierw wzdłuż ścieżki biegnącej wokół posiadłości, później odrywając się od ziemi, wyżej, dalej; rozejrzał się, starając się w mroku dostrzec sylwetki na miotłach, byli tam – lecieli kilkanaście metrów przed nimi, zgodnie z wcześniejszymi założeniami obierając kurs na Derbyshire. Pozwolił sobie na uśmiech, po raz pierwszy od dłuższego czasu oddychając spokojniej – i odwracając się jeszcze za siebie, żeby skierować wzrok w stronę ziemi. Wyczarowana mgła nadal się tam kłębiła, w szaroczarnych oparach nie widział już sylwetek; miał nadzieję, że oni również nie widzieli ich – a nawet jeśli, to że nim zdołają wydostać się spod działania zniechęcającej magii, to cała ich piątka znajdzie się poza zasięgiem ich różdżek.

| zt x4




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wioska Flash [odnośnik]22.10.22 14:39
15 maja 1958

Felix Everton został odpowiednio skazany przez sąd wojskowy Podziemnego Ministerstwa Magii, ale to nie oznaczało zakończenia sprawy styczniowej masakry Stafforshire. Pomimo brzemienności Mare nie mogła pozwolić sobie na wycofanie się z obowiązków, które wydawały się nie kończyć, a tylko kumulować. Do każdego z nich podchodziła z właściwą dla siebie skrupulatnością, wiedząc doskonale, jak wiele waży i znaczy ludzkie zaufanie. Nadszarpnęli ją swoją niefrasobliwością, dobrotliwie wierząc, że wojna skumulowała się w Londynie, że łapska swe wyciągała na Półwysep Kornwalijski, ale nim sięgnie do nich, będą mieli jeszcze dużo czasu na przygotowania.
Nie mieli.
Tak samo jak nie mieli czasu na roztrząsanie tego, co by było gdyby.
Z przeszłości mogli i wyciągali odpowiednie wnioski. Teraźniejszość pozostawała ich do kształtowania, przyszłość zależała od tego, jak postąpią teraz.
Wioska Flash i jej mieszkańcy potrzebowali silnego przywództwa. Wiary w to, że już nikt nigdy nie rozleje nawet kropli krwi sprawiedliwych, a nawet jeżeli w swym zuchwalstwie postanowi spróbować, nie będzie mógł liczyć na pobłażliwość, że sięgnie go zasłużona kara.
Lady Greengrass wierzyła, że taka sytuacja mogła zdarzyć się właściwie wszędzie — a najbardziej narażeni byli na nią ludzie, którzy wierzyli, że żyli w bezpiecznym miejscu. Z początkiem kwietnia rozmawiała z Rhennardem także o tym, jak niezdecydowanie obrońców działa na korzyść atakujących, ale dzisiaj do wioski Flash udała się nie z nim, a jego młodszą siostrą Melpomene. Młoda lady Abbott była od niej młodsza o cztery lata, ku uciesze wszystkich członków rodu Greengrass połączyła ją z Delilah silna więź przyjaźni, stąd wybór dzisiejszej towarzyszki wydawał się być dość prosty. Ze wszystkiego, co o niej słyszała, Melpomene była damą ułożoną i błyskotliwą, przekonanie Rhennarda do zgody na wspólną wyprawę nie stanowiło problemu. Młode damy powinny być przygotowane na każdą ewentualność — w końcu zamążpójście nie ograniczy ich do ciągłego przesiadywania w rodzinnej rezydencji. Od urodzenia niosły na swych barkach ciężar nieporównywalnie większy od niżej urodzonych rówieśniczek. Korzystając z wielkich przywilejów, pracowały równie wiele, by oddać je w służbie swym ziemiom.
Na miejsce wybrały się w powozie panów Derby. Mare unikała podróżowania na miotle, ciążowy brzuch był już wyraźny, ale i to lady Greengrass potrafiła przekuć na własną korzyść w relacjach międzyludzkich. Siedziwszy naprzeciw Melpomene, postanowiła wprowadzić ją w sytuację, którą zastaną na miejscu.
— Niezwykle cieszę się, że zgodziłaś się wyruszyć ze mną w tę podróż — rozpoczęła ciepłym tonem, lustrując z uwagą sylwetkę swej towarzyszki. Do Derby dotarły plotki o jakiejś chorobie, która miała dręczyć biedną lady Abbott, ale wydawało się, że chyba zdołała już sobie z nią poradzić, na całe szczęście. Flash jest szczególnym miejscem na mapie Staffordshire. Po ataku Rycerzy Walpurgii część mugolskiej populacji, w szczególności tej, która nie miała krewnych ze zdolnościami czarodziejskimi, postanowiła uciec z tego miejsca. Lord Abraxas Malfoy, syn Cronosa — delikatnie zmarszczony nos, jak i przymrużone powieki w trakcie wypowiadania tego konkretnego imienia i nazwiska wystarczyły, by zobrazować pełnię niechęci, którą lady Mare darzyła tegoż człowieka. — Nagrodził jednego ze zdrajców jednym z opuszczonych przez mugoli domów w zamian za zdradzenie kryjówek mugoli w Stoke—on—Trent. Olbrzymia tragedia — zielone spojrzenie Mare przeniosło się z Melpomene za okno. Widać było, że rekolekcja tamtych wydarzeń wciąż sprawia jej ból, pomimo upływu czasu wspomnienia były dalej świeże, a każdy ich powrót przypominał rozdrapywanie niezagojonych jeszcze ran. — Mój mąż, lord Elroy i przyjaciele z Zakonu Feniksa pojmali tego człowieka, został osądzony przez sąd wojskowy. Teren jest więc bezpieczny, otrzymałam ostatnio wieści o tym, że mugole powoli powracają do swych starych domostw, ale jak możesz sobie wyobrazić, w dalszym ciągu są pełni obaw — kto by nie był? Obawy nie odchodziły nawet od rudowłosej damy, chociaż w trakcie rozmów ze swymi poddanymi zawsze dbała o to, by rozwiązywać ich problemy, wlewać w serca nadzieje. Być silną dla nich, dla swej rodziny i dziedzictwa przodków. — Potrzebują wsparcia. Nie zawsze może być to wsparcie pieniężne, wojna zjada niesamowitą ilość pieniędzy i staramy się robić, co tylko możemy. Ludzie wciąż są zmęczeni, przerażeni, potrzebują opieki. I dlatego właśnie tu jesteśmy — posłała lady Abbott ciepły uśmiech. Może nigdy nie będzie im dane stanąć na pierwszej linii frontu i walczyć na śmierć i życie, ale miały do wykonania równie istotną, jeżeli nie ważniejszą rolę. To na ich staraniach zbuduje się nowy porządek, gdy to wszystko wreszcie się zakończy.
Powóz zatrzymał się powoli, a drzwi powozu otworzyły się, zapraszając obie damy do wyjścia.
— Och, jeszcze jedno. Odwiedzimy dziś jeszcze dwie rodziny, przeprowadziły się tutaj w zeszłym miesiącu z West Riding of Yorkshire, magiczny huragan zniszczył ich domy, zaproponowałam im schronienie tutaj, część z potrzebujących zamieszkała także w Dolinie Godryka, mam nadzieję, że Rhennardowi udało się nie zapomnieć wspomnieć ci także i o tym fakcie — to głównie z bratem Melpomene prowadziła w tamtej chwili korespondencję, ale miała nadzieję, że lord Abbott nie zapomniał podzielić się tymi wieściami z innymi mieszkańcami Norton Avenue.


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Wioska Flash [odnośnik]23.10.22 19:56
W pierwszym odruchu chciała odmówić. Każde kolejne słowo padające z ust brata napełniało młodą arystokratkę coraz większym przerażaniem. W Somerset podobne tragedie jeszcze nie miały miejsca. Otoczeni przez rody sprzeciwiające się tyranii Londynu mogli czuć się względnie bezpiecznie. Melpomene nie chciała opuszczać znajomych granic i patrzeć w twarz ludziom, o których cierpieniu i trwodze nie miała pojęcia. Jakich słów miałaby użyć, by uśmierzyć ich ból? Jednak Rhennard nie prosiłby, nawet by o tym nie wspominał gdyby sprawa nie była ważna. Zresztą z tego co zrozumiała zaproszenie wyszło od samej lady Mare. Bez względu na swoje życzenia nie mogła odmówić.
Po przybyciu do Derby wewnętrzny niepokój jedynie się wzmógł. Nawet perspektywa ponownego spotkania z ukochaną przyjaciółką nie była w stanie uciszyć szeptów narastających w głowie panienki Abbott. Miała wrażenie, że robi coś złego, miesza się w sprawy, w które nie powinna. Wkładała wszystkie siły, by po prostu stamtąd nie uciec lub nie wymigać się od dalszych obowiązków złym stanem zdrowia. Rozczarowałaby Rhena, rozczarowałaby Greengrassów, którzy przez te wszystkie lata okazywali jej jedynie dobroć i pewnie rozczarowałaby samą siebie. Podobno bezpowrotnie minął czas gdy unikała wszelkich wyzwań, a perspektywa skupienia na sobie zbyt wielu par oczu doprowadzała ją do płaczu. Chciała być traktowana jak dorosła i o to miała do tego pierwszą możliwość, chciała więcej obowiązków i odpowiedzialności, proszę bardzo. Może czas najwyższy przestać marzyć i myśleć o tym co by było gdyby i w końcu zmierzyć się z rzeczywistością.
Gdy obie weszły do powozu, Melpomene zajęła swoje miejsce starając się usiąść możliwie jak najwygodniej. Uważniej słuchała relacji Mare, skrzętnie uzupełniając braki w dotychczasowych informacjach udzielanych przez Rhena. Choć ze wszystkich sił starała się panować nad emocjami kilkukrotnie się wzdrygnęła, za co odpowiedzialna była głównie zbyt wybujała wyobraźnia. Wyczuwała jednak w lady Mare przyjazną duszę co pozwalało na nieco większą swobodę. Gdy już opuszczą bezpieczne ściany powozu, nie będzie mogła sobie pozwolić na podobny komfort.
W tym samym momencie gdy spojrzenie lady Greengrass skupiła się na widokach za oknem, szaro-niebieski wzrok Abbottówny zdawał się zachodzić mgłą. Potrzebowała możliwie precyzyjnego planu działania, poukładania wszystkich informacji z logiczną całość. Zamiast swojej towarzyszki i wyłożonego poduszkami powozu widziała szachownice i przesuwające się po niej pionki. Zajęła to kilka może zbyt długich chwil, ale gdy mgła zamyślenia w końcu zniknęła sprzed jej oczu wydawała się nieco pewniejsza siebie i bardziej zdecydowana. I dlatego właśnie tutaj jesteśmy. To zdanie dotarło do niej z opóźnieniem, wywołując tym samym kolejne pytania. Ile trzeba mieć w sobie siły i poczucia obowiązku, by mimo tak wyraźnego stanu wciąż wypełniać swoje powinności z takim oddaniem? Przecież gdyby chciała mogła spokojnie zamknąć się w swoim komnatach i nikt nie miałby do niej najmniejszych pretensji.
Mimo że już wcześniej zdążyła polubić Mare, to teraz zaczęła nabierać do niej zupełnie innego rodzaju szacunku. Na ten rodzaj uznania można zdobyć jedynie przez własne czyny, a nie przez noszone nazwisko. Melpomene miała silne wrażenie, że tak właśnie postrzegają swoją lady mieszkańcy Staffordshire.
-Tak, tak. - Odezwała się po raz pierwszy od rozpoczęcia podróży. - Domy, które zasugerowałam wydają się być dla nich odpowiednie, choć mam wrażenie, że nie uskarżaliby się nawet gdyby zamieszkali w dziurawej stodole. - W głosie Melpomene zabrzmiała dziwna nuta, którą łatwo było pomylić z ironią, lecz tak naprawdę była to mieszanka frustracji i smutku. Lady Abbott doskonale zdawała sobie sprawę, że nikt nie ośmieli się przy niej wprost uskarżać się na swój los. Gdyby doszłoby do takiej sytuacji, oznaczałoby to, że powoli zaczęli dochodzić do momentu, w którym ludzkie zmęczenie wojną mogłoby przybrać nową niebezpieczną formą. - Na pewno ucieszą się gdy przyniosę im wieści o dawnych sąsiadach. - Uśmiechnęła się przyjaźnie, starając się tym samym zatrzeć nieprzyjemnie wrażenie, jakie mogły spowodować jej ostatnie słowa. - Pomogę jak tylko będę umieć i postaram się przy tym nie przeszkadzać. - Nikt tego oficjalnie nie powiedział, ale było dość oczywiste, że głównym zdaniem Melpomene było nauczyć się możliwie jak najwięcej i wyciągnąć wnioski na przyszłość.



Przejdę przez życie jak chmura- wędrując wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
Melpomene Abbott
Melpomene Abbott
Zawód : radość Somerset
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I give hope to men, I leave none for myself.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11388-melpomene-abbott https://www.morsmordre.net/t11393-idun#351034 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11401-skrytka-bankowa-nr-2487 https://www.morsmordre.net/t11405-melpomene-abbott#351508
Re: Wioska Flash [odnośnik]26.10.22 20:48
Wiedziała, że były wśród nich damy, które nie były przyzwyczajone do okrucieństwa, które szło ramię w ramię z wojną. Najczęściej oddzielane były od informacji z frontu przez troskliwych rodziców i rodzeństwo, uważające, że tym zabiegiem oszczędzą damom cierpienia, może ulżą w bolączkach, które już teraz zjadały ich dusze, a momentami nawet ciała. Bywały przecież damy, które wrażliwością swego serca powalały na kolana poetów, śpiewaków i aktorów, pragnących dostąpić choć odrobiny tej uczuciowości, wystawiającej je na szereg bolesnych ciosów ze strony rzeczywistości. Sama lady Greengrass należała kiedyś do tego rodzaju dziewcząt — w małżeństwie i naukach medycznych odnajdując swą misję, powinność i spełnienie nie interesowała się przesadnie polityką i właśnie to był błąd.
Bo gdy człowiek nie interesuje się polityką, nie dostrzega, gdy ta sama polityka zaczyna interesować się nim.
Nie zamierzała jednak rzucać Melpomene na głęboką wodę. Spotkanie w wiosce Flash odbywało się przede wszystkim pod auspicjami lady Mare, która miała je prowadzić, a lady Abbott towarzyszyć jej i nabierać stosownego obycia na przyszłość. W rozszarpanym wojną hrabstwie znalazłyby się miejsca, których odwiedziny napełniłyby ich serca trwogą, tym tępym rodzajem gniewu na tych, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za złamanie i przedwczesne zakończenie kolejnych żyć. Flash miało to szczęście, że nie zostało dotknięte osobiście, nie w ten sam sposób, co na przykład Lavedale.
Ale nawet tak głębokie rany, jak te, które nosiło Staffordshire, dało się załatać przy odrobinie cierpliwości, uwagi i dobrych chęci.
— Jeżeli poczujesz, że musisz odpocząć, koniecznie daj mi znać. Występujemy jako oficjalne posłanki naszych rodzin, ale pamiętaj, że nasze zdrowia są najważniejsze — słowa same spłynęły z ust szlachcianki, gdy tylko zobaczyła delikatnie zamglone wejrzenie lady Melpomene. Jako damy posiadały nieco więcej przywilejów niż niżej urodzone kobiety i zdarzały się momenty, w których należało z nich korzystać, bez myśli o wstydzie. Chodziło przede wszystkim o naukę, obycie z problemem, nie o znęcanie się nad biedną lady Abbott, kwitnącym kwiatem Somerset.
Niedługo później rozpogodziła się także rudowłosa dama. Słowa o stodole sprawiły, że uśmiechnęła się odrobinę gorzko, po czym na moment zwiesiła głowę w dół, wzdychając ciężko.
— Czasami taka stodoła to wszystko, co jesteśmy w stanie zaoferować. I choć wszyscy wiemy, że to nie są warunki do życia dla człowieka, w szczególności na dłuższą metę, ciężko jest przelać z pustego w próżne — budowy nowych domostw także zajmowały wiele czasu, nie wspominając już o środkach pieniężnych. Archibaldowi ledwie udało się zdążyć przed zimą z wybudowaniem niewielkiego schroniska dla uchodźców na terenie Dorset, Mare musiała radzić sobie w nieco inny sposób. — Chociaż zdarzają się i takie sytuacje, w których dobre serce i chęci pomocy są wykorzystywane. Zimą w Devon zdarzyło się, że kobieta przygarnęła potrzebujących pod swój dach, a ci wygonili ją z jej własnego domu — pominęła historię włamujących się do domu Uriena przemarźniętych mugoli, których ratowała z Nealą i panem Greyem, wszystko po kolei. — Dlatego choć pragniemy pomóc wszystkim, nie możemy pozwalać sobie na przesadne obietnice. Plan i możliwości, droga Melpomene. Trudno jest decydować o tym, kto bardziej cierpi, ale trzeba to robić. Nie tutaj, ale w świecie znajdują się osoby, które tylko czekają, by zagrać na strunach wrażliwych dusz i wprowadzić je w manowce — rozmowa przybrała niespodziewanie ciemny i ciężki ton, lecz była konieczna. Spodziewała się, że Melpomene może słyszeć podobne słowa pierwszy raz w swoim życiu, przynajmniej sformułowane jako tak oczywiste ostrzeżenie.
W tym samym momencie powóz zatrzymał się, a damy wymieniły między sobą ostatnie zdania.
— Melpomene, na przyjaźń łączącą Derby i Dolinę Godryka — kąciki ust arystokratki zadrżały w próbie zduszenia uśmiechu. Młodsza siostra Rhennarda była absolutnie przeuroczą osobą. — Wystarczy, że porozmawiasz z ludźmi tak, jak rozmawiasz ze mną. Jestem pewna, że cię pokochają.
Woźnica pojawił się przy drzwiach, aby służyć asystą obu damom przy wychodzeniu z powozu. Gdy tylko to zrobiły, wystąpiły wprost na brukowaną nawierzchnię wioskowego targowiska. To zbierało się w Flash w każdy czwartek, ale dziś wydawało się, jakby trafiły do wioski akurat w dzień targowy — na miejscu roiło się od ludzi, choć stoiska pozostawały puste.
Do arystokratek podeszła prędko korpulentna, niska kobieta. Na głowie miała zawiązaną chustkę, spod której wystawały nitki cienkich, srebrnych włosów. Skłoniła się przed Melpomene i Mare odrobinę niezgrabnie, choć wyraźnie szczerze.
— Milady Greengrass i milady Abbott, jakież to szczęście nas spotkało, że damy trafiły do naszej wioski — pomimo lat głos dalej miała ciepły, choć odrobinę zachrypnięty. — Proszę, proszę, wszystko jest przygotowane, wymieniliśmy sowy z panem Greenem z Lavedale, żeby wszystko przeszło tak, jak powinno! — dodała, a Mare nie mogła powstrzymać się od szerszego uśmiechu. Wytłumaczy Melpomene później, że pan Green był włodarzem innej z wiosek w Staffordshire, Lavedale, którą odwiedziła ze swym mężem jeszcze w styczniu, aby uczestniczyć w pogrzebie ofiar masakry.
Staruszka zaklaskała kilkukrotnie w dłonie, a ciekawa gawiedź, najwyraźniej poinformowana o znaczeniu tego gestu, rozstąpiła się na boki, oferując trzem kobietom dojście do postawionej na środku placu skrzynki. Nie było to najgodniejsze z podium, lecz w czasach wojny musiały radzić sobie z tym, co tylko mieli.
Sonorus szepnęła, kierując na siebie różdżkę. Wiązka zaklęcia rozmyła się jednak przed uderzeniem w jej klatkę piersiową. Mare zmarszczyła lekko brwi i powtórzyła zaklęcie. Sonorus tym razem bezbłędnie. Dzięki temu skorzystała jeszcze raz z pomocy, tym razem przy wstąpieniu na podwyższenie. W zaawansowanej ciąży nie miała już aż tak dobrej koordynacji ruchowej, do jakiej przywykła, ale musiała sobie jakoś radzić. Melpomene, jeżeli miała takie życzenie, również mogła skorzystać z pomocy.
— Szanowni mieszkańcy Flash, panie i panowie, najdrożsi — skłoniła lekko głowę przed ludźmi, do których przemawiała, jednocześnie składając odzianą w rękawiczkę z delikatnej koronki dłoń na sercu. — Caelum et terra transibunt, verba autem mea non praeteribunt — choć Mare nie była szkolona w łacinie, poprawna wymowa rodowej maksymy nikogo nie mogła dziwić. To punkt honoru. Niebo i ziemie przeminą, ale słowa moje nie przeminą. To maksyma, która przyświeca mojej rodzinie od pokoleń, wyznaczając także ścieżkę, którą porusza się nie tylko Derbyshire, ale także, a dziś przede wszystkim nasze przepiękne Staffordshire. Chciałabym, żeby i Flash, położone na szczycie Anglii, spoglądające na naszą ojczyznę z wysoka, pamiętało tę maksymę. Bowiem to pamięć zawsze będzie naszym największym atutem, a historia — najlepszą nauczycielką. Niebo i ziemie przeminą, ale pamięć nasza nie przeminie. Będziemy pamiętać to, co stało się naszym udziałem, każdą chwilę cierpienia i każdą kroplę krwi, która niesprawiedliwie i nagle skropiła naszą ziemię. Pamiętać będziemy, kto odpowiedzialny jest za naszą krzywdę, a kto zjawił się w godzinie pomocy, aby nie tylko nieść ze sobą ogień zemsty, ale też pielęgnować to, czego żadne z nas nie może stracić.
Mówiła spokojnym, choć wyraźnie przejętym podniosłą tematyką przemówienia tonem, szukając kontaktu wzrokowego ze zgromadzonymi na placu ludźmi. Lubiła czytać z ich reakcji, widzieć, czy jej słowa trafiają do odbiorców i czy są zrozumiałe. Specjalnie starała się nie używać zbyt kwiecistej mowy po to, aby jak najwięcej przekazu zostało zrozumiane także przez ludzi niezbyt mocno wykształconych.
— Nadzieja, dobro i wiara w lepsze jutro. Dobrze wiecie, że są na świecie ludzie, którzy pragnęli skruszyć naszego ducha. Którzy przypuścili się ataku na niewinnych, na bezbronnych, w imię czego? Wybujałych ambicji jednostki, która rości sobie prawa do decydowania, czyje życie jest mniej lub bardziej warte? Nie będzie na to zgody. Ród Greengrass nie ugnie się pod naporem nawet najsilniejszych ataków i zawsze stać będzie ramię w ramię ze swym ludem. Z wami. Nie ma i nie będzie naszej zgody na rządy terroru.
Gdzieś z tłumu wydostał się głos mężczyzny, którego Mare w pierwszej chwili nie mogła dostrzec.
— Nie będzie! — za chwilę dołączyły do niego inne głosy, kilkanaście osób zaczęło klaskać.
— Tylko zjednoczeni i we wspólnocie jesteśmy w stanie budować nowe jutro. Dumą napawa mnie otwarta postawa, pomocne dłonie, które wyciągnęło Flash aby pomóc potrzebującym z West Riding of Yorkshire. Jako lady Staffordshire jestem z was dumna. Nie mogłam wyobrazić sobie piękniejszego miejsca, jeszcze lepszej grupy ludzi niż państwo. Jeszcze raz, z głębi serca, dziękuję państwu za cały wysiłek. Nie pozostanie on zapomniany. Brawa! — dłonie arystokratki same złożyły się do oklasków; kobiety nie musiały długo czekać, przez zgromadzonych na placu ludzi przeszła fala zadowolonego, energicznego klaskania.
Ludzie potrzebowali pochwał, dostrzeżenia ich wysiłku. A Mare z postawy mieszkańców swego hrabstwa była szczególnie dumna.


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Wioska Flash [odnośnik]28.10.22 21:57
Słowa Mare wywołały na twarzy blondynki mimowolną konsternację. To nie tak, że nie rozumiała czy nie zgadzała się z tym co próbowała przekazać jej kobieta. Chodziło raczej o sposób, w jaki się to dokonało. Lady Greengrass była z Melpomene zwyczajnie szczera. Rozmawiając o rzeczach trudnych, dylematach, które mogą się wydawać nierozwiązywalne, traktowała ją jak dorosłą. Mimo że jej straszy brat szanował i uwzględnia jej rady oraz sugestie to dla niego wciąż pozostawała dzieckiem, które należało chronić przed złym i okrutnym światem. - Mimo to wciąż pozostajemy tylko ludźmi, którzy będą popełniać błędy. - Był to jeden z powszechnie znanych i mocno wytarty już frazesów, ale wydawał się pasować. Melpomene jako jedynie córka nie miała żadnej władzy i to nie na jej barki spadała odpowiedzialność związana z podejmowanymi decyzjami. Tak naprawdę nikt nie mógłby mieć do niej pretensji gdyby zamknęła się w ogrodach rodzinnej twierdzy i tam przeczekała wszystko, co najgorsze. Była tutaj, jak się wydawało, głównie po to, by nauczyć się, choć odrobinę wspierać tych, którzy mierzyli się z najgorszymi decyzjami. Uśmiechnęła się szeroko słysząc kolejne słowa Mare. Kiwnęła potakująco głową dając znak, że przyjmuje i jest wdzięczna za słowa wsparcia. Może wszystko naprawdę pójdzie dobrze i szybko odegna wcześniej zmartwienia.
Po wyjściu z powozu Melpomene posłusznie podążała tropem Mare czując lekki niepokój wobec tak gęstego tłumu, ale mimo wszystko starała się być pogodna i obdarzała każdego, z kim złapała kontakt wzrokowy przyjaznym uśmiechem.
Podobnie jak Mare skorzystała z uprzejmie ofiarowanej pomocy przy wejściu na podwyższenie. Zajęła miejsce z boku, tak by nie zabierać uwagi od głównej mówczyni. Słysząc rodowej motto rodziny Greengrass stała się uważniejsza. Zaskakujące, jaką siłę miało jedno zdanie wypowiadanie przez całe pokolenia. Zaskakujący był również fakt, że Mare zdradzały szczere przywiązanie do tej frazy. To nie było motto jej rodziny, wydawało się, że to było właśnie jej motto. Czy stała się Greengrassem zupełnie zapominając o Z głębi serca ? Czy ona też będzie musiała zapomnieć o własnej krwi gdy w końcu na jej białej dłoni pojawi się złota obrączka? Jakie słowa wypalą się w jej sercu? Dzieło mistrza chwali. Gdzie zgoda tam zwycięstwo. Z głębi serca. Niebo i ziemie przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Śmiałym los sprzyja. Mogła mieć tylko nadzieję, że nestorowie nie postanowią zrobić z niej gołębice zwiastującą pokój i uznają, że najlepiej pasują do niej słowa Przez trudy do gwiazd, tego żadna szanująca się Abbottówna by nie zniosła. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się niepokojąca myśl, że to ma być kolejna lekcja, jaką miała wyciągnąć z tej wizyty. Jak wyzbyć się dawnych zasad, przyjąć nowe i oddać się im w pełni. W tej samej chwili bolesna obręcz zacisnęła się wokół kruchego serca. Jeszcze kilka miesięcy temu oddałaby się tej wizji bez reszty, teraz przestawała już nawet śnić o zamążpójściu. Jeśli ma zostać starą panną poświęci całe swoje życie Somerset i jego mieszkańcom. Istniała jeszcze możliwość, że lekcja ofiarowana jej przez los miała zupełnie inny wydźwięk. Miała pokazać jak umiejętnie łączyć pierwotne dziedzictwo z tym zupełnie nowym. Szczerość i oddanie pobrzmiewające w słowach Mare płynęły, choć brzmi to nieco patetycznie, z głębi serca. Melpomene słuchała dalej jednocześnie obserwują przemawiającą jak i oddany jej tłum. Zazdrościł kobiecie przede wszystkim niepodważalnego opanowania. Sama potrafiła rozmawiać z ludźmi zarówno o plonach, przeciekającym dachu, problemach z dziećmi czy upartym zwierzęciu, ale zdecydowanie nie nadawała się do publicznych przemów. Miała głęboką nadzieję, że nikt nie oczekuje po niej podobnego wyczynu. Wydawało jej się, że rozumie myśl przewodnią kryjącą się za słowami Mare. Wbrew pozorom nie składała żadnych obietnic. Twierdziła tylko, że ona i jej rodzina będą walczyć w obronie pokoju, póki tchu im nie zabraknie. Dziękowała im za to, że do tej pory stali wraz z Greengrassami i prosiłaby dalej w nich wierzyli, by dalej walczyli. Arystokracja nie miała prawa wymagać od ludzi więcej niż sama robiła. Wyglądało na to, że trud przynosił oczekiwane efekty. Idąc śladem głównej mówczyni złożyła dłonie do oklasków, by w końcu dołączyć do wielu innych głosów. Wówczas nieco zbyt spontanicznie z jej gardła wyrwało się donośne. - Niech żyje lady Mare. Niech żyje ród Greengrass. - ten nagły przypływ entuzjazmu wyraźnie odbił się na silnie zaróżowionych policzka młodej Abbottówny. W pierwszej chwili nie dostrzegła w tym akcie nic niestosownego. Uznanie dla ich lady ze strony kogoś praktycznie rzecz biorąc obcego mogło wzmocnić dumę, jaką czuli wobec swojej małej ojczyzny i powiązaną z nią rodziną panującą. Z drugiej strony oczywiście, można było uznać, że w miesza się w sprawy, które jej jednak nie dotyczą.



Przejdę przez życie jak chmura- wędrując wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
Melpomene Abbott
Melpomene Abbott
Zawód : radość Somerset
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I give hope to men, I leave none for myself.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11388-melpomene-abbott https://www.morsmordre.net/t11393-idun#351034 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11401-skrytka-bankowa-nr-2487 https://www.morsmordre.net/t11405-melpomene-abbott#351508
Re: Wioska Flash [odnośnik]29.10.22 15:47
Mężczyźni mieli niesamowitą zdolność do traktowania wszystkich młodszych od siebie osób jak dzieci. Kobiety również popadały czasem w takie pułapki, sama Mare potrzebowała czasu, aby dostrzec, że jej młodszy braciszek Roratio wcale nie był już tym małym chłopcem, którego lata temu nosiła na rękach, który biegał za nią z zabawkową różdżką i przybiegał do komnat, poszukując pomocy w zatarciu śladów swych małych, dziecięcych zbrodni. W obliczu wojny, spotykając się z młodszymi od siebie lordami i damami, pragnęła jednak przyjmować inne podejście, może odrobinę niesprawiedliwe. Pragnęła traktować ich jako równych sobie — to prawda, że momentami zdarzała się prześcigać ich doświadczeniem, w szczególności tym, które pomagało jej w prowadzeniu oficjalnych obowiązków, przemawianie do tłumów i oficjalne wizyty stanowiły jej niewątpliwe forte — tak, jak robiła to z chociażby Roratio, sir Leonem, a teraz także lady Melpomene. Wierzyła, że im prędzej młodsze rodzeństwo, jej własne, męża, przyjaciół, dorośnie do wykonywania przez siebie obowiązków samemu, tym lepiej dla nich wszystkich. Wojna nie pozwalała na bierne obserwatorstwo, prędzej czy później wyciągała swe szpony nawet ku tym, którzy wkładali najwięcej wysiłku w wymsknięcie się jej spod uwagi.
— Oczywiście, że tak. Miarą naszego rozwoju i pozycji jest jednakże to, co robimy z naszymi błędami — uśmiechnęła się do siedzącej naprzeciw lady Abbott, chcąc ją przy tym odrobinę pocieszyć. Z przeciągającego się zamartwiania nie wychodziło nic prawdziwie dobrego. Popełniane błędy wracały, bolały podobne do poparzenia żywym ogniem, wżynały w skórę pazury wstydu, ale każdy popełniony błąd był również nauką, którą każdy powinien wyprowadzić z niej na swój sposób, ochronić siebie — i innych, gdy miał ku temu sposobność — przed ich powtórzeniem.
Obecność Melpomene na podwyższeniu była nie tylko przyjemna dla lady Mare z racji jej towarzystwa — pomimo raczej ograniczonych kontaktów przed ich wspólną podróżą, zdążyła polubić młodą damę, wydawała jej się być osobą niezwykle wręcz wrażliwą i pomimo delikatnej rezerwy, naprawdę zainteresowaną pomocą potrzebującym. Przede wszystkim jednak wskazywała na jednomyślność i przyjaźń łączącą rody, które sprzeciwiły się agresji wypełzającej spod sztandarów londyńskiego ministerstwa. Takie gesty współpracy i wzajemnego szacunku również były ważne. Zapadały w pamięć może nawet mocniej od słów, które zdążyły dziś paść.
— Nie przybyłyśmy tu wraz z lady Abbott wyłącznie po to, by prosić was o kolejne bohaterstwo, kolejne wyrzeczenia. Przybyłyśmy tu przede wszystkim wysłuchać waszych próśb, tak jak wy słuchacie próśb moich i mojej rodziny. Jeżeli cokolwiek leży wam na sercu, chcielibyście podzielić się z nami swymi troskami — znajdziemy czas na każdą z nich, postaramy się rozwiązać je w miarę naszych możliwości — spojrzała na swą towarzyszkę kątem oka, chcąc sprawdzić, czy nie chciała także zabrać paru słów przed większą publicznością. Jeżeli jednak Melpomene nie wyraziła takiego życzenia, lady Greengrass uśmiechnęła się do niej szerzej i dyskretnym gestem wskazała, że mogły zejść już z podwyższenia i przejść do tej części wizyty, która chyba najbardziej radowała jej serce. Uwielbiała kontakt z ludźmi, możliwość poznania każdej osoby z imienia, nazwiska, twarzy i historii. Wszyscy zgromadzeni tego dnia na placu targowym w Flash nie byli dla niej przecież jednolitą masą ludzką, nigdy nie będą. Obdarzając ją szacunkiem jako panią tych ziem, zasłużyli sobie na ten sam rodzaj szacunku względem siebie.
Ponownie skorzystała z pomocy, tym razem próbując jak najostrożniej zejść z podwyższenia. Poczekała na lady Abbott, a gdy obie znalazły się już bezpiecznie na twardym gruncie, zaprosiła ją, aby towarzyszyła jej, gdy wejdą pośród ludzi.
Młodsza z arystokratek nie musiała długo czekać, aż stanie w centrum czyjejś uwagi. Kilkuletnia dziewczynka znalazła się przy niej niemal znikąd, delikatnie stukając ją w łokieć, samym tylko wyciągniętym palcem wskazującym dłoni. Gdy Melpomene spojrzała w dół, zobaczyła parę dużych, brązowych oczu wpatrujących się w nią z wyczekiwaniem, ale także swego rodzaju fascynacją.
— Czy jest milady prawdziwą księżniczką? — spytała, przyciskając do ust swą przytulankę. — Kiedyś miałam taką książkę, o księżniczce, która potrafiła rozmawiać z ptaszkami. Umie milady rozmawiać ze znikaczami? Naprawdę znikają? I czy są tak szybkie, jak o nich mówią? Widziała milady jakiegoś? — słowa płynęły z ust dziewczynki, pytanie za pytaniem, prawie bez przerwy na oddech. Melpomene mogła zauważyć, jak pomiędzy ludźmi przeciska się młoda jeszcze kobieta, może kilka lat starsza od Mare, która prędko złapała dziewczynkę za rękę.
— Coral, skarbie, prosiłam cię, żebyś się nie włóczyła samopas... — zniżyła głos, kierując swe pełne niezadowolenia słowa wyłącznie do dziewczynki. Po chwili wyprostowała się i skłoniła prosto przed Melpomene. — Milady wybaczy, moja córka jest bardzo dociekliwa, marzy o tym, by kiedyś pracować z magicznym ptactwem...
Mare przyglądała się całej scence z rosnącym w sercu rozbawieniem. Spojrzała jeszcze raz na lady Abbott, w powietrzu zawisło pytanie, czy poradzi sobie z tym spotkaniem, czy będzie potrzebowała pomocy. Póki co lady Greengrass znajdowała się całkiem niedaleko, w razie potrzeby lady Melpomene nie powinna mieć trudności z odnalezieniem swej dzisiejszej towarzyszki.
Wokół rudowłosej damy znalazł się bowiem prędko wianuszek seniorów.
— Ma może milady jakieś wieści, co się stało z tym podłym — jeden ze staruszków skrzywił się przed wypowiedzeniem nazwiska. Obrócił się przez lewe ramię i splunął na ziemię — Tfu, milady wybaczy, ale nie potrafię tego powiedzieć bez obrzydzenia... Z Evertonem? Ile on to krwi napsuł nam tutaj, co za bezczelność...
Na wargach lady Greengrass zafalował uśmiech, choć nie był on radosny, bardziej uprzejmy i współczujący.
— Nie potrafię sobie wyobrazić, co musieli państwo czuć z takim sąsiadem — rozpoczęła, lecz jej spojrzenie nie spoczęło na staruszkach, a w oddali, gdzie rysowały się kontury zajętego bezprawnie przez zdrajcę domu. Domu, do którego już nigdy nie wróci. — Po aresztowaniu został poddany sądowi wojskowemu, zgodnie ze stosownymi dekretami podziemnego ministerstwa. Jedno jest pewne, nigdy już więcej tu nie powróci i nie będzie nikomu zagrażał. Są państwo niezwykle dzielni, że dali sobie radę z kimś takim zaraz za miedzą.


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Wioska Flash [odnośnik]01.11.22 9:56
W szaro-niebieskich oczach pojawił się cień, który łatwo można było zinterpretować jako oznakę strachu i niepewności. Wchodząc pomiędzy ludzi do pewnego stopnia zostawała sama i sama musiała poradzić sobie z płynącymi w jej stronę prośbami. Serce zabiło jej nieco mocniej, gdy poczuła, że ktoś ją zaczepia. Odwróciła się w stronę pierwszego petenta z ulgą odkrywając, że to mała dziewczynka. Melpomene kucnęła, tak by móc nawiązać z dzieckiem swobodny kontakt wzrokowy. Zupełnie nie zważając przy tym, że tym samym mogła pobrudzić noszoną suknie. Z każdym słowem uśmiech młodej arystokratki przybierał na sile. Fala ciepłych uczuć zalała jak dotąd niespokojne serce. Nie odpowiedziała na pierwsze pytanie, uznając, że gdyby to zrobiła ograbiłaby dziewczynkę z wyobrażeń, zapewne dających jej pociechę w najgorszych chwilach. - Nie znikają, ale latają ta szybko, że czasem ciężko je nawet dostrzec. - Melpomene z dużą świadomością panowała nad swoim głosem, tak by wydawał się ciepły i spokojny. - W Somerset mamy cały wielki ogród, w którym znikacze mogą bezpiecznie żyć i w którym są szczęśliwe. Jestem pewna, że mama cię kiedyś tam zabierze, a ja cię oprowadzę tak byś mogła poznać każdy zakamarek.- Kończąc odpowiadać na pytania dziewczynki Mel zobaczyła jak przedziera się w ich stronę wspomniana mama. Abbottów posłała w jej stronę przyjazny uśmiech uznając, że to dobry moment, by przyjąć ponownie postawę stojącą. Jednym ruchem ręki strzepnę kurz i błoto, które zdążyło osiąść na materiale i odwróciła się w stronę kobiety. - Nic się nie stało. Somerset, jak i cały kraj potrzebuje dzielnych i mądrych magiizoolożek.- Ostrożnie dotknęła przedramienia kobiety chcąc w ten sposób okazać dobre chęci. - Przyślę dla Coral książkę, dzięki której dowie się czegoś więcej. Nie będzie to co prawda wymarzona bajka na dobranoc, ale kiedyś może się przydać. Obrazki powinny się jej spodobać. - Uśmiechnęła się po raz kolejny i po tym, jak pogłaskała dziewczynkę po pięknych włosach pozwoliłaby kobieta odeszła w swoją stronę. Jednym uchem wciąż nasłuchiwała, o czym rozmawiała z ludźmi Mare. Gdy po raz kolejny tego dnia usłyszała hasło sąd wojskowy, dreszcz przeszedł ją po plecach. Zdaniem Melpomene taka instytucja była wbrew wszelkiej filozofii i poglądom etycznym wyznawanych przez rodzinę Abbott. Wszystko wskazywało jednak na to, że ludzi byli wdzięczni za jej istnienie. Szybka i bezwzględna kara za wyrządzone krzywdy. Nowy rodzaj wojennej sprawiedliwości. Blondynka obiecała sobie, że spróbuje wypytać Mare jak to w rzeczywistości wygląda. Miała dość wyraźne przeczucie, że nikt nie będzie z nią równie szczery, jak lady Greengrass. Czy to nie jest choć trochę zabawne, że Abbott musi prosić o wytłumaczenie jak działa system sprawiedliwości? O ile on faktycznie jeszcze istnieje. Melpomene chciała podejść by móc lepiej słuchać i być w stanie zaobserwować ludzkie reakcje ale wtedy coś brutalnie uderzyło ją w policzek, co sprawiło, że wyraźnie zachwiała się na nogach. Skonsternowana nie miała pojęcia co się dzieje, gdy w końcu odzyskała równowagę opuszkami palców dotknęła długiego brązowego śladu, który czuła na skórze. Podsunęła zabrudzony palec do nosa, z ulgą rejestrując, że jest to tylko błoto. Z wdzięcznością przyjęła ofiarowaną jej chusteczkę i szybko doprowadziła się do porządku. W tym samym czasie postawny mężczyzna ciągnął w jej stronę wyrywającego się chłopca mającego góra trzynaście lat. Melpomene czuł jak serce podchodzi gdzieś na wysokość przełyku. Wiedziała co to znaczy, oczekiwano, że wyciągnie konsekwencje. Rzuciła błagalne spojrzenie w stronę Mare nie mając pojęcia co robić. Za nim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, arystokratka zaczęła się śmiać. - Ostatni raz dostałam kulką z błota, gdy miałam może sześć lat. - Dziękowała Merlinowi za to, że jej śmiech, jak i głos brzmiały naturalnie. - Czuje się jakbym nagle odmłodniała. - Dość umiejętnie wykorzystywała swoje atuty, by przekonać gapiów, że nic wielkiego się nie stało. - Niech pan puści chłopaka.- Melpomene podeszła do dziecka i dwoma palcami uniosła mu brodę by ten musiał spojrzeć jej w oczy. - Uznajmy to za akt odwagi, które w przyszłości zaprocentuje. - Puściła do chłopaka oko i pozwoliła mu uciec. Obserwowała jeszcze przez chwilę jak przeciska się pomiędzy zebranymi ludźmi i mimo wszystko nie mogła przestać się uśmiechać. – To Thomas milady - odezwała się w końcu jakaś kobieta. – Jego rodzice zginęli kilka miesięcy temu. Wychowuje go siostra, ale chłopak to żywe srebro, ciężko go upilnować.- Melpomene kiwnęła głową, dając znak, że rozumie. - Dzieci są naszą przyszłości i zarówno w Thomasie, jak i w Coral dostrzegam potencjał, którego nie wolno nam zmarnować. Staffordshire czeka wspaniała przyszłość, jeśli wszyscy jego potomkowie będą tak dzielni. - Wypowiedziane słowa mogły zabrzmieć jak frazes, ale nie można było odmówić Melpomene szczerości i jak najlepszych chęci. Rodzice nieco ośmieleni postawą młodej arystokratki zaczęli wysyłać w jej stronę swoje pociechy. Po chwili wokół Abbottówny wyrósł mały wesoły tłumek. Dziewczyna starała się z każdym porozmawiać choć przez chwilę i dla każdego miała przyjazny uśmiech. Tylko co jakiś czas zerkała w stronę Mare upewniając się, czy ta przypadkiem nie ma jakichś zastrzeżeń wobec jej zachowania.



Przejdę przez życie jak chmura- wędrując wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
Melpomene Abbott
Melpomene Abbott
Zawód : radość Somerset
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I give hope to men, I leave none for myself.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11388-melpomene-abbott https://www.morsmordre.net/t11393-idun#351034 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11401-skrytka-bankowa-nr-2487 https://www.morsmordre.net/t11405-melpomene-abbott#351508
Re: Wioska Flash [odnośnik]03.11.22 18:40
Sądy wojskowe były z pewnością potrzebną częścią wojennej rzeczywistości — Mare uważała, że nieuchronność kary temperowała część rozbudzonych przemocą Rycerzy Walpurgii wyobraźni. Arystokratka chciała wierzyć, że nie wszyscy ludzie byli inherentnie źli, że zdecydowana większość z nich była przede wszystkim oportunistami i w trakcie wojennego chaosu zapominała o tym, czym kierowali się w godzinie pokoju. Z drugiej strony wymiar sprawiedliwości sprawiał, że zwykli ludzie, chociażby tacy, jak mieszkańcy wioski Flash, którą dziś odwiedziły, nie musieli brać spraw w swoje ręce. Nie nakręcali dalszej spirali agresji i nienawiści, mogli ochronić swe sumienia. Podziemne Ministerstwo posiadało stosowne struktury, które pomimo swego elitarnego charakteru, a przez to niewielkiej ilości czarodziejów wykonywających te zawody, skutecznie zaspokajały potrzeby sprawiedliwości terenów sojuszu. Choć tradycyjnie moc osądzania zbrodniarzy leżała przede wszystkim w rękach lordów danego hrabstwa, lady Mare była wdzięczna, że lord Minister Longbottom dekretem ustalającym instytucje sądów wojennych zdjął z jej ramion tę odpowiedzialność, tak jak za dobrych czasów czynił to Wizengamot. Teraz jednak nie mogli spoglądać z zaufaniem w kierunku londyńskich sędziów, musieli radzić sobie sami, bez powrotu do ciemnych, słusznie minionych czasów.
Perspektywa zależała przede wszystkim od osobistych doświadczeń oceniającego; nie mogłaby mieć za złe dość idyllicznej, czy też marzycielskiej postawy Melpomene. W jej rodzinnym Somerset rzadko kiedy zdarzały się zbrodnie, które wymagały interwencji sądu wojennego, społeczność skutecznie radziła sobie z małymi przestępstwami. Rozlew krwi w Staffordshire nie mógł wyrwać się spod kontroli, choć ujarzmić było go trudno. Wciąż miała w pamięci samosądy z końca marca, które dodatkowo uświadomiły ją w konieczności edukacji lokalnej społeczności w kwestii wymiaru sprawiedliwości.
Zaraz miało się okazać, że okazja do tego przyjdzie sama.
— Gdyby tylko wysunął nos z tej swojej nory sam, nie kryjąc się za tymi swoimi ochroniarzami jak ostatni szczur — jeden ze staruszków zacisnął mocno dłoń w pięść, którą podniósł do swojej twarzy, wyraźnie rozgniewany próbując zagrozić człowiekowi, który opuścił już to miejsce, a którego wspomnienie musiało dalej być dla starszego pana bardzo ciężkie. Po krótkiej chwili dołączyły do niego popierające pomruki ze strony pozostałych zgromadzonych niedaleko osób. Choć wyraz twarzy lady Greengrass nie uległ zmianie, odruchowo i dyskretnie zerknęła w bok, chcąc upewnić się, że lady Abbott radzi sobie pozostawiona na kilka minut sam na sam z grupką dzieci.
— Nie możemy wpadać w błędny krąg i odpowiadać agresją na agresję — wtrąciła się mężczyźnie w słowo, z powagą spoglądając na wszystkich zgromadzonych wokół niej dorosłych. — Tego właśnie pragną nasi wrogowie. Żebyśmy zaczęli postępować według ich reguł, odrzucili wzajemne zaufanie, szukali wokół siebie wrogów, sięgali po samosądygdy postawiła szczególny nacisk na to ostatnie słowo, wszystkie głosy wokół ucichły na moment, a ona sama złożyła powoli dłonie na swym brzuchu, przybierając już łagodniejszy, cieplejszy wyraz twarzy. Podobnie jej słowa, następne, które pokierowała do ludzi, brzmiały już inaczej, tak, gdyby wcale nie dzieliła ich różnica pochodzenia, wieku i stanu. Jakby wszyscy stanowili wielką rodzinę. W pewnym sensie tak było, czyż nie byli rodziną Staffordshire, wspólnie odpowiedzialną za losy hrabstwa? — Dlatego chciałam też przypomnieć państwu o sądach wojennych. Nie możemy odwracać wzroku, gdy komuś dzieje się krzywda. Ale wierzę, że każdy z państwa ma możliwość poinformowania kogoś zaufanego, ostatecznie można również wysłać sowę do mnie lub mego męża, informując o całym zajściu. Szkolone do tego osoby posiadają najlepszą i najszerszą wiedzę, aby osądzić sprawiedliwie. Dać temu człowiekowi możliwość wyjaśnienia, obrony. Nikt, kto na swym sztandarze nosi praworządność, dobro i honor nie ocenia człowieka wyłącznie przez jeden tylko jego przymiot, nie wymierza kary bez procesu — wzniosła na moment podbródek w górę. Chciała, by słuchający jej mieszkańcy wiedzieli, że mówi zupełnie poważnie, a jednocześnie wierzy w swe słowa, że płyną one znikąd indziej jak z głębi serca. — I jak bardzo boli mnie myślenie, że żyjemy w świecie, w którym może się tak zdarzyć, trzydniowy proces chroni także każdego z nas, w przypadku fałszywego oskarżenia. Nie możemy w końcu poddać się paranoi i zagubić wiary w drugiego człowieka, czyż nie zgodzą się państwo? Wszak chcemy zostawić naszym dzieciom lepszy świat od tego, który zastaliśmy sami.
Przechyliła głowę w bok, spoglądając na zgromadzonych przed nią ludzi. Z zadowoleniem zdążyła zauważyć, że ludzie w większości przytakują jej zdaniu, zgadzając się z nim, a w ich oczach widać większe niż wcześniej zrozumienie do tejże instytucji. W ostatniej chwili zauważyła jednak niepokojący ruch, gdzieś w samym kąciku oka. Nim zdążyła się odwrócić i ostrzec Melpomene, kulka błota uderzyła ją w twarz. Lady Mare prędko wypatrzyła w tłumie winowajcę, posyłając mu surowe spojrzenie, po czym przeprosiła swych dotychczasowych rozmówców, zbliżając się do swej towarzyszki.
— Wszystko w porządku? — spytała przejętym szeptem, dotykając delikatnie ramienia damy. Nie musiały długo czekać, aż Thomas został podprowadzony pod ich oblicza. Chłopiec nie wydawał się szczególnie skruszony swym zachowaniem, raczej faktem, że został złapany tak prędko. Lady Abbott z kolei nie panikowało i nie wyglądało na to, by odniosła jakieś obrażenia. Humor również jej dopisywał, biorąc pod uwagę kolejne słowa, które wypłynęły z jej ust. Przynajmniej tyle dobrego.
— Thomas? — powtórzyła, kierując wzrok na Melpomene znajdującą się najbliżej chłopaka. Ten próbował odwrócić wzrok przed damą, wyrwać się jakoś, ale był zbyt ściśle otoczony, aby dać nogi za pas. — Ile masz lat? — spytała, nie do końca przejmując pobłażliwą postawę Melpomene, specjalnie oczekując skruchy chłopca.
— Trzynaście... — odparł wreszcie, nie patrząc na nikogo, wzrok wbił w czubek swoich butów.
— Trzynaście lat i nadal interesujesz się rzucaniem błotem? — spytała, skracając dystans i znajdując się po drugiej stronie chłopca od Melpomene. Coś mówiło jej, że nie stanowił prawdziwego zagrożenia, może był trochę porywczy, co już zdążyły zaobserwować, ale był wszak "żywym srebrem"...
— Do szkoły nie ma co wracać, to co mi zostało... — burknął, ale tyle wystarczyło, by Mare wzniosła wymowne spojrzenie na Melpomene. Należało dowiedzieć się przede wszystkim o powodzie, dla którego młody Thomas nie mógł powrócić do Hogwartu. Lady Abbott mogła jednak z powodzeniem stwierdzić, że myśli lady Greengrass prędko pomknęły gdzieś dalej niż tylko plac targowy w Flash.


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Wioska Flash [odnośnik]14.11.22 19:11
Melpomene obserwowała rozmowę, o ile można było to tak nazwać, pomiędzy Thomasem, a Mare. Nie zamierzała się wtrącać tym samym niejako uznając wyższość autorytetu lady Greengrass. Słysząc ostatnie słowa rzucone tak niedbale przez młodego czarodzieja, kącik ust Mel uniósł się w ironicznym grymasie, zdradzając tym samym charakter myśli krążących po głowie blondynki. Po kilku sekundach podeszła do swojej towarzyszki wcześniej prosząc jednak by zgromadzone wokół niej dzieci wróciły do swoich opiekunów. Spojrzała na profil rudowłosej czarownicy bez większych problemów dostrzegając na nim objawy utonięcia we własnych rozmyślaniach. - Jest taka teoria mówiąca o tym, że można wykorzystywać zwierzęta w różnego rodzaju terapiach i próbach radzenia sobie z traumą. - Zaczęła bardzo ostrożnie co jakiś czas sprawdzając, czy Mare w ogóle jej słucha. Zaraz jednak oderwała spojrzenie szaro-niebieskich oczu od idealnej arystokratycznej twarzy. Przeniosła je na te mniejsze, wciąż wesołe buzie najmłodszych mieszkańców wioski Flash. - Nie mówiąc o tym, że istnieje z tuzin książek mówiących o tym, jak zbawienny wpływ na proces wychowania dziecka ma kontakt ze zwierzętami. - Melpomene trochę odeszła od tego, co chciała powiedzieć. Jednak mało kto rozumiał złożoność i wagę tego tematu tak dobrze, jak (przynajmniej niektórzy) arystokraci. Większość z nich uczyła się jazdy konnej zanim jeszcze w pełni opanowała sztukę poruszania się na dwóch nogach. Mało tego, w co drugim hrabstwie znajdowała się jakaś stadnina czy rezerwat, nad którym przecież ktoś musiał sprawować piecze. Mimo to Mel nie mogła się powstrzymać przed nieco zgryźliwą myślą, że zna całkiem sporo przykładów wśród przedstawicieli szlachty, którym nawet czworonożni przyjaciele nie byli w stanie w żaden sposób pomóc w kwestii pracy nad ich paskudnymi charakterami. - Nie ważne - skarciła samą siebie próbując wrócić do głównego tematu przy jednoczesnym pozbyciu się z głowy niepotrzebnych rozważań. - Mam taki plan, żeby zorganizować w Exmoor zajęcia dla dzieci, na początku z najbardziej potrzebujących rodzin. Kuce są spokojne i w większości są przyczajone do stałej obecności człowieka. Przy okazji nauczą się czegoś z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami. Następny etap to oczywiście znikaczę, a jeśli twój mąż się zgodzi to może i jaja smoków. Poza dość nudnymi wykładami z historii magii i umiejętnością rozpoznawaniu kilku kwiatów nie będę w stanie przekazać ich nic więcej. Zresztą tu nie chodzi o naukę. Spożytkują energię, opiekunowie na kilka godzin nie będą się musieli nimi martwić i przy odrobinie szczęścia jeszcze coś z tego wyciągnąć. - Urwała dość nagle, zdając sobie sprawę, że za bardzo się rozgadała. Jednak osoba mająca nawet nikłe pojęcie w kwestii odczytywania mowy ciała byłby w stanie zorientować się, że młoda lady Abbott jest wyraźnie podekscytowana nowym projektem, który z dnia na dzień zaczął przyjmować coraz wyraźniejsze kształty. - Poniosło mnie prawda? - Spytała nieco niepewnie, a na bladych policzkach pojawił się rumieniec świadczący o zakłopotaniu. Mimo to jakby nie mogą się powstrzymać, kontynuowała swój monolog. - Wiem, że naszym podstawowym obowiązkiem jest zapewnienie w miarę możliwości podstawowych potrzeb takich jak schronienie i żywność, ale ostatnio naszła mnie taka myśl, że zupełnie zapomnieliśmy o dzieciach i ich potrzebach. Jeśli nawet nasze rodzinne twierdze i ich potężne biblioteki spotkałby ostateczny kres to my i tak będziemy w stanie przekazać następnym naszym potomkom znacznie więcej niż większość zgromadzonych tutaj ludzi. - Niespokojne ogniki pojawiały się w szaro-niebieskich oczach. Mel starała się zarazić swoim zaangażowaniem lady Mare ale miała wrażenie, że swoim nie do końca przemyślanym gadulstwem jedynie ją odstrasza.



Przejdę przez życie jak chmura- wędrując wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
Melpomene Abbott
Melpomene Abbott
Zawód : radość Somerset
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I give hope to men, I leave none for myself.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11388-melpomene-abbott https://www.morsmordre.net/t11393-idun#351034 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11401-skrytka-bankowa-nr-2487 https://www.morsmordre.net/t11405-melpomene-abbott#351508
Re: Wioska Flash [odnośnik]18.11.22 16:40
Przeczucie nie myliło młodej lady Abbott. Lady Mare poszybowała ze swoimi myślami daleko dalej, ale nie oznaczało to, że przestała poświęcać uwagę swojej towarzyszce. Jej pojawienie się obok sprawiło, że ostrość powróciła do zielonego spojrzenia, zaś sama Mare uśmiechnęła się do niej nieco szerzej i cieplej.
— Tak, słyszałam, animaloterapiaskinęła głową, zgadzając się ze słowami Melpomene. Nie wiedziała, czy młoda dama mogła w ogóle wiedzieć, że dziecięcym marzeniem Mare było otrzymanie edukacji uzdrowicielskiej i praca jako magipediatra. Niemniej jednak w ramach oferowanego przez siebie patronatu medycznego interesowała się nie tylko medycyną ogólną, ale także — zgodnie z tym, co kiedyś nazwałaby powołaniem — także wszelkimi kwestiami związanymi ze zdrowiem najmłodszych. Nie przeszkadzała jednak Melpomene w doborze jej kolejnych słów, tego, co chciała jej przekazać. Na całe szczęście dla weryfikacji ich toku myślenia mogła skorzystać z pomocy Hectora, bliskiego przyjaciela jej starszego brata.
Zielone spojrzenie zogniskowało się wprost na twarzy jasnowłosej lady, choć mogło być początkowo nieco nietypowe, przynajmniej dla tego obrazu lady Mare, który zdążyła już poznać. Nie było w nim już tej samej łagodności i ciepła, na moment zostały wyparte przez pełną uwagę i skupienie. Do tak ważnych — bo niewątpliwie poruszony przez Melpomene temat do takich należał — kwestii należało podchodzić przede wszystkim z chłodną głową i spokojem we krwi.
— Zajęcia z kucami i znikaczami są cudownym pomysłem, moja droga. Nie karć się za niego — zaczęła, gdy mrugnęła raz, powracając do swej standardowej, przyjemnej maniery. Jasna dłoń złożyła się w geście pokrzepienia na ramieniu arystokratki, jakby pragnęła dodać jej odwagi. — Co do smoczych jaj niestety nie mogę ci odpowiedzieć nic więcej, że musiałabym zapytać mojego męża o zgodę, a sama uważam, że nie jest to odpowiednie dla młodszych dzieci. Tych przed otrzymaniem różdżki — Smoki zresztą, nawet w postaci jaj, nie były pierwszym lepszym, łagodnym stworzeniem. Do poprawnego i co ważniejsze bezpiecznego obchodzenia się z nimi konieczne było zdobywane latami doświadczenie, już rozległa wiedza na temat magicznych stworzeń i zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Lady Mare zresztą zawsze z ostrożnością podchodziła do tych stworzeń — stworzeń odpowiedzialnych za śmierć jej najstarszego brata.
Słysząc krótkie dopytanie uciekające spomiędzy warg lady Melpomene, lady Greengrass uśmiechnęła się szerzej, za dłonią odzianą w rękawiczkę chowając próby utrzymania powagi. Była naprawdę uroczą młodą damą, zarażała swoim entuzjazmem jak mało kto.
— Trochę wiary w siebie, lady Abbott — zwróciła się do niej miękko, zachęcająco. Przyjemnie było mieć możliwość porozmawiania z kimś, kto miał głowę pełną pomysłów i kto tak żywo pragnął przystąpić do ich realizacji. Sama lady Mare obawiała się zresztą, że jej zachowawcze, skądinąd doświadczone już podejście, pomimo wcale nie tak dużej różnicy wieku, może zostać odebrane jako niechęć, lecz w żadnym stopniu nie taka była jej intencja. — Dzięki temu spotkaniu słusznie udało ci się dostrzec problem i zaproponować jego rozwiązanie. Jeżeli będziesz miała takie życzenie, możemy się pochylić nad tym problemem wspólnie — zaoferuje jej swoje wsparcie, jednocześnie rozszerzając odrobinę fundamenty postawione już przez uroczą gadatliwość lady Melpomene. — Twój pomysł na zajęcie się dziećmi, ich stanem zdrowia i wolnym czasem jest cudowny i pokazuje tylko, jak dobrą osobą jesteś. Musimy jednakże pamiętać jeszcze, że od września do Hogwartu nie pójdzie kolejna fala uczniów, w różnym wieku. To, co dobre jest dla siedmiolatka, nie będzie interesujące dla czternastolatka — splotła palce dłoni ze sobą, wzdychając cicho. — Ale edukacja przyszłego pokolenia nie powinna przepływać nam przez palce. Peak District jest bezpiecznym miejscem, chronionym potężnymi zaklęciami, ponadto posiada spore zbiory biblioteczne... Nie jest to Hogwart i nie będzie nim, ale pełni również funkcje edukacyjne. A dalszy rozwój zdolności magicznych byłych lub przyszłych uczniów Hogwartu w tak bezpiecznych warunkach, jakie jesteśmy tylko w stanie im zapewnić, powinien być także jednym z naszych priorytetów. Nie sądzisz? — uśmiechnęła się szerzej, jeszcze raz spoglądając na swoją rozmówczynię, teraz już z czystą ciekawością jej reakcji. Przechyliła lekko głowę w bok, w jej kierunku, nim kontynuowała. — Gdybyś uzyskała zgodę swych krewnych na zajęcia w Exmoor dla młodszych dzieci, a mi udało się zorganizować coś dla starszych w Peak District... To już byłoby coś, na czym można budować fundament przyszłości i podarować tym dzieciom choć odrobinę normalności w nienormalnych czasach.

| z/t[bylobrzydkobedzieladnie]


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Wioska Flash [odnośnik]10.12.23 18:27
22 lipca
Niebieskawy półmrok przegonił pojedyncze pasma pomarańczowego światła, rozsmarowanego na rozległej przestrzeni wieczornego, lipcowego nieba. Ogromna, gorejąca kula była dziś niezwykle wyraźna; każdy najdrobniejszy szczegół kosmicznej struktury, docierał do ciekawskich oczu wieczornych spacerowiczów. Ulotne spojrzenia były jednak subtelnie nieśmiałe, nasączone strachem i dziwną niepewnością. Ów niespotykane zjawisko emanowało tą niezrozumiałą energią pełną niepokoju, paraliżującego strachu, ciężkiej, nieodgonionej bojaźni o kolejny dzień, o nadchodzącą przyszłość. Setki maleńkich, złotawych punktów, rozbłysło na szerokim, grafitowym sklepieniu, akompaniując swej niepoznanej matce. Charakterystyczne wzgórza pięły się do góry, eksponując walijskie ukształtowanie. Kręta dróżka ciągnęła się przez sam środek samotnych polan i kamiennych murów, przypominających o zamierzchłej historii. Głośne cykady wyśpiewywały nieznane melodie, wiatr szumiał między rozłożystymi konarami, mieszając zbyt ciepłe i otulające powietrze - zwiastowało nadchodzącą burzę. Mimo później pory zdawało się być ciężkie, szorstkie, oblepiające włosy, ubrania i odsłonięte kończyny. Znajomy pomruk świetlistego, atmosferycznego incydentu, migotał w oddali, dopełniając efekt, dodając grozy i pewnej dozy niebezpieczeństwa. Mężczyzna ubrany w ciemne spodnie oraz, cienką bluzkę z długim rękawem, stał na samym środku krętej ścieżki, spoglądając w górę. Skórzana torba zwisała z prawego ramienia, kryjąc najpotrzebniejsze przedmioty:  kilka runicznych manuskryptów i pustych fiolek. Koniuszek głogowej różdżki, płonął zawzięcie doświetlając wyboiste, kamienne przejście. Jego wątły blask opadał na zarośniętą twarz, nie wyrażającą żadnych, rozpoznawalnych emocji. Była blada, zamyślona i nieobecna. Smutek przewijał się w zapadniętych policzkach, szarości wymalowanej w granicy oczodołu. Patrzył właśnie na nią. I choć żadna myśl nie pojawiła się wewnątrz umysłu, nie umiał przejść do oczekiwanego porządku. Pogrążył się w niezrozumiałym letargu, swego rodzaju transie. Dopiero po kilku minutach, gdy grzmot znalazł się tuż obok, zdecydowanie zbyt blisko, potrząsnął głową, zamrugał powiekami, próbując zorientować się w swym położeniu oraz szczytnym celu. Niespodziewane wezwanie zaburzyło nadchodzące dni pracy. Nagłe powiadomienie wpadło w jego ręce, dzisiejszego, wczesnego popołudnia, gdy razem z zagranicznymi handlarzami, rozładowywał jedną z potencjalnych dostaw. Niewielka sowa zakręciła potężne koło, upuściła pognieciony zwitek, napisany drżącą, dziewczęcą dłonią. Poznawał ów pismo, widząc kształtne litery z charakterystycznymi ozdobnikami. Kobieta pisała o dziwnym przypadku swojego męża, który z dnia na dzień zachowywał się zupełnie inaczej. Podobno zaniemógł, przestał chodzić do pracy, barykadując się w ich sypialni. Zarzekał się, iż jest w stanie zobaczysz swych zmarłych rodziców, brata, który kilka lat temu zginął w tragicznym wypadku podczas podróżny na miotle. Mówił coś o nieżyjącym już wuju, starej sąsiadce w rozdartej koszuli, poplamionej świeżą krwią. Podobno były to żywe trupy, nocne mary, które chodziły za nim, mówiły do niego, wystawiały ręce, aby dotknąć ciepłego ciała. Potrafił bez zawahania wskazać ich położenie, opisać każdy detal wyglądu. Krzyczał, nie dawał sobie rady, stanowił zagrożenie dla całej rodziny. Kobieta błagała o pomoc. Zastanawiał się, jakim cudem zdobyła jego kontakt? List był pełen smutku, nawoływań i czystej niepewności, pomieszanej ze paniką i strachem. Ciemnowłosy wiedział, że nie mógł zostawić ich na pastwę losu. Dlatego też uwijając się z portową pracą, nie zamierzał wracać do domu. Kończąc fizyczne sprawunki, niemalże od razu teleportował się w pobliże wioski, zmierzając pod wyznaczony w korespondencji adres. Zdołał napisać krótką i treściwą odpowiedź, wysyłając maleńką, brązową płomykówkę. Westchnął ciężko, wspinając się pod górę i przekroczył granicę miejscowości. Pojedyncze lampy oświetlały brukową kostkę. Obcy pies zaszczekał głośno, węsząc obcą obecność. Pierwsze, olbrzymie krople deszczu, spadły na jego twarz oraz teren nieopodal. Było spokojnie, melancholijnie, zbyt cicho. Pogoda odzywała się coraz mocniej, dlatego podciągając torbę i przyspieszając tempa, ruszył przed siebie i skręcił w prawo, wprost do drewnianego domostwa o niezbyt dobrej kondycji. Gdy zapukał do drzwi, te otworzyły się praktycznie od razu. Wątła postać o zapłakanych policzkach, stanęła na progu, trzymając na biodrze kilkuletnią dziewczynkę. Ta nie odezwała się ani słowem, a wielkie, zielone oczy świdrowały niepewnego przybysza. Po krótkiej chwili, dołączyła do niej jeszcze dwójka dzieci: dwóch chłopców, nieco starszych chłopców, z czego jeden ciągnął ją za nogawkę: – Mamo, mamo, tata… – zaczął przyciszonym głosem, nie dostrzegając obcego. Żona odepchnęła go do tyłu delikatnie, sugerując, aby nie przeszkadzał. Skonfrontowała swe przygnębione spojrzenie z tym, należącym do Łamacza i powiedziała wątło, chrypiąc niedbale. Wiedział, że szloch wydobywał się z niej niezwykle długo:   – Pan Rineheart jak mniemam? Jak dob… – w tej samej chwili ogromny huk rozniósł się po domostwie. Coś ciężkiego upadło na podłogę, tłukąc mnogie szkło. Kobieta przymknęła powieki i zadrżało. Dziecko na ramieniu rozpłakało się rzewnie, a starsza dwójka, przytuliła do siebie, czekając na rozwój wydarzeń. – Odejdź ode mnie zjawo… Nie dotykaj… Przecież ty nie ży… – wrzask, mnogie obelgi, pisk i pojedyncze odgłosy. Sytuacja wisiała na włosku, robiło się niebezpiecznie. Mężczyzna rozszerzył powieki, kiwnął głową i bez kurtuazji wszedł do środka, instruując kobietę: – Czy może go pani gdzieś zamknąć, choć na chwilę, żeby nie przeszkadzał? – zapytał. – Potrzebuję zrobić krótki wywiad, sprawdzić dom… – matka, szybko przeszła do działania. Próbowała uspokoić płaczącą dziewczynkę, którą oddała odważnym chłopcom. Sama pobiegła przez wąską sień, do sąsiedniego pomieszczenia. Mężczyzna słyszał jak siłuje się ze swym mężem, próbuje przekonać go, aby przeszedł dalej: – Steve proszę… – błagała. – Boję się…. – łkał, nie kontrolując emocji oraz stanów pełnych skrajności. Jego zdrowie psychiczne było nadszarpnięte, bardzo poważnie zaburzone. Rineheart ułożył torbę na jednym z rozpadających się krzeseł. Ujmując różdżkę, mimo gromkich hałasów, spróbował uspokoić umysł, skoncentrować magię, płynącą w jego żyłach. Chodząc po pokojach, szeptał wiązkę powtarzalnych zaklęć: – Hexa Revelio, specialis revelio, festivo… – i tak kilkukrotnie, upewniając się, że plugastwo, które mogło pojawić się pośród rodziny, nie znajduje się na szerszym obszarze. Był niespokojny, głowa przekręcała się na różne strony, czując niepewną magię i złowrogi dotyk. Coś zakłócało jego oględziny, gdy zbliżał się do sypialni, w której zamknięto gospodarza. Kobieta zaprosiła go do kuchni. Usiadła na brzegu ławki, splatając dłonie na kolanach. Hamowała łzy, choć te spływały po policzkach – mimowolnie: – Kiedy to się zaczęło, jakie były pierwsze objawy? – zaczął, nachylając się do przodu, marszcząc brwi i świdrując ją ciemniejszym błękitem. – Jakieś dwa tygodnie temu, gdy wrócił z pracy. Był wtedy jakiś dziwny, trochę nieobecny. Mówił, że widział po drodze teściową, jego matkę… Była jakby żywa, pokryta chorobą, na którą zmarła jakieś… – tu zawiesiła na moment, spojrzała w bok, aby przypomnieć sobie dokładną datę: – Osiem lat temu… Początkowo myślałam, że jest zmęczony, przepracowany, wie pan w dzisiejszych czasach, pracując w administracji… – wyjaśniła wzdychając ciężko. – Lecz kolejnego dnia było to samo. Kolejnego jeszcze gorzej. Mówił, że widział swojego brata Thadeusa, rozmawiał z nim. Szwagier został znaleziony nieopodal wioski, dwa lata temu. Spadł z miotły, miał wiele rozległych złamań, urazów… – zachlipała przypominając sobie ów zdarzenie i ocierając łzy wierzchem rękawa. – Jakie były kolejne objawy? – ciemnowłosy kontynuował. – Zaczął zamykać się w pomieszczeniach. Miał ataki paniki, krzyczał. Mówił często, że się boi, e mówią do niego, że chcą go dotknąć, zabrać ze sobą. Wyżywał się na dzieciach, przestał pojawiać się w pracy, pewnego razu nie wrócił na noc…. Medycy rozkładali ręce. Nie wiem co mam robić. – wyszeptała i rozpłakała się w głos ukrywając twarz w dłoniach i szerokiej bluzce. Zielarz zapisywał wszystko na wolnej stronie notatnika i marszczył czoło. Kojarzył ów objawy, lecz były one niejednoznaczne. Sięgając do torby, wyciągnął zapisane pergaminy i rozłożył je na kuchennym stole. – Da mi pani jeszcze trochę czasu? Muszę coś sprawdzić. – studiowanie papierów zajęło mu godzinę. Mężczyzna nie odzywał się przez ostatnie pół godziny. Czyżby zasnął choć na chwilę? Jego żona postawiła przed nim kubek ciemnej, zbożowej kawy, a on notował, wypisywał, rysował runiczne znaki, gotowe do zastosowania. Następnie przeniósł się pod drzwi, które kobieta uchyliła najciszej jak się da. Mąż wybudził się od razu, wydając z siebie przeraźliwe dźwięki, pełne niepokoju. – Csiii… – Vincent zabrał się za standardową procedurę. Zaklęcie wykrywające przekleństwo, skoncentrowało się na ciele mężczyzny, pokazując kilka wiodących run, a przede wszystkim jedną – Ehwaz. Odpowiadała za wiele klątw, jednakże tej, nie dało się pomylić z żadną inną: klątwa Tanatosa. Okrutnie zmyślna, niebezpieczna, niszcząca organizm. Posługując się rozpisanym manuskryptem, dokonał głębszej analizy. Wyszeptał pomocnicze zaklęcia w tym, wielokrotne Finite. Poczuł jak ciepło rozchodzi po jego ciele, a plugastwo rozpływa się w powietrzu. Wiedział, że jego działanie, przyniosło efekty: – Proszę skontaktować się z magiipasychiatrą, będzie wam bardzo potrzebny. Nałożę kilka zaklęć ochronnych i oczyszczę dom ze złej energii. – wyjawił i zabrał się do działania. Dobra robota.

| zt (1366)



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Wioska Flash
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach