Valerie Sallow
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci: 220
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 178 - 198 |
71-80% | brak | -10 | 156 - 177 |
61-70% | brak | -15 | 134 - 155 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 112 - 133 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 90 - 111 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 68 - 89 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 46 - 67 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 45 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
tradition honor excellence
Ostatnio zmieniony przez Valerie Sallow dnia 20.02.23 19:47, w całości zmieniany 9 razy
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sierpień 1957 | Cornelius | One Good Deed | Z
Prąd ekscytacji przepływał przez całe ciało.
Scena była jej domem. Tym prawdziwym, z którego nigdy nie można było przepędzić, który należał wyłącznie do niej, w którym była prawdziwie bezpieczna. Czasami miała wrażenie, że magia słuchała jej tylko w twórczym szale. Że potrzeba ekspresji miała moc zduszenia każdej innej zachcianki, a choć w trakcie występu podobna była kelnerce w restauracji — balansującej pomiędzy stolikami ze ściśniętymi wokół blatów gośćmi, choć kielichy jej podsuwane wypełniała nie kolejną dawką wina, a emocji; czystych, niezanieczyszczonych cynicznymi uwagami, w pewnym sensie pierwotnymi, a w tym niezrozumiale wręcz majestatycznymi — nigdzie wcześniej nie czuła się tak silna.
Scena była jej domem. Tym prawdziwym, z którego nigdy nie można było przepędzić, który należał wyłącznie do niej, w którym była prawdziwie bezpieczna. Czasami miała wrażenie, że magia słuchała jej tylko w twórczym szale. Że potrzeba ekspresji miała moc zduszenia każdej innej zachcianki, a choć w trakcie występu podobna była kelnerce w restauracji — balansującej pomiędzy stolikami ze ściśniętymi wokół blatów gośćmi, choć kielichy jej podsuwane wypełniała nie kolejną dawką wina, a emocji; czystych, niezanieczyszczonych cynicznymi uwagami, w pewnym sensie pierwotnymi, a w tym niezrozumiale wręcz majestatycznymi — nigdzie wcześniej nie czuła się tak silna.
Lipiec 1957 | Cornelius | Andante, andante, presto, presto | Z
Misterium i perfekcja nie były kwestią sekund. Nie były kwestią minut, nawet godzin, bowiem rozciągały się na przestrzeni wielu, wielu lat. Podobnych upięć uczyć się poczęła, gdy wychodzić jej przyszło z wieku dziecięcego, gdy wchodziła w wiek panieński, a rozpuszczone włosy łopoczące wśród zimnych wiatrów burzowego hrabstwa stanowić mogły widok skrajnie wręcz intymny, zamknięty w granicach rodzinnego domu w Caynham. Nie pozwalała sobie na podobną nonszalancję gdziekolwiek indziej. W szkole, po jej ukończeniu także poza nią, dbała o swoją prezencję z nieskończoną starannością, była w końcu jednym z jej atutów; mocną stroną, która odpowiednio wykorzystana przyczyni się wreszcie do upragnionego sukcesu. Zawsze misterne upięcie podtrzymywane przez kilka szpilek, odpowiednio dobrana do okazji kreacja, już wtedy, jeszcze jako panna lubiła spędzać czas na nanoszeniu czerwonej szminki pędzelkiem na usta, ćwicząc przy tym własną precyzję i cierpliwość.
KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS
KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS
KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS
tradition honor excellence
Ostatnio zmieniony przez Valerie Vanity dnia 03.04.22 12:09, w całości zmieniany 7 razy
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
2 I | Samotnie | Kwatera Główna Aurorów
Była wdzięczna za wszelką pomoc, którą okazali jej bracia w związku z finalizacją przeprowadzki do stolicy Anglii. Powietrze wiszące nad Londynem wciąż było ciężkie i gęste, pomimo panującego w kraju chłodu. A mimo to Valerie oddychało się nim znacznie lżej, milej, jego drżące z mrozu cząstki układały się pomiędzy jej strunami głosowymi tak, jakby do tego tylko były stworzone. Drogi do Ministerstwa nie przechodziła zbyt często — nie miała szczególnych powodów na znajdowanie się w takich miejscach. Wielkość tego budynku onieśmielała ją delikatnie, zwłaszcza w połączeniu z wiedzą, kto mógł poszczycić się zaszczytem bycia zatrudnionym w tym miejscu. Jeden ze starszych braci trzymał ją pod ramię, smutną wdowę z twarzą schowaną za czarnym woalem. Choć szeptał jej, że nic złego przecież się nie stanie — ot, nowa komisja, nowe nakazy Ministra i prawo, którego należało przestrzegać, którego przestrzegać mieli wspólnie i czerpać z tego dumę, jako obywatele Anglii Nowego Porządku — pani Vanity nie mogła powstrzymać się od myśli, że oddanie różdżki równać się będzie z chwilową bezbronnością.
3 I | Samotnie | Akwarium z ośmiornicą
Z zarejestrowaną różdżką mogła już cieszyć się spokojem podobnie jak każdy prawy obywatel. Postanowiła więc następnego dnia skorzystać z uroków zimowego jarmarku; jej córka była szczególnie ciekawa tego, jak wyglądało życie w Anglii. Czy było lepsze miejsce na podarowanie dziecku odrobiny zimowej magii? Pamiętała akwarium z ośmiornicą jeszcze z czasów panieńskich. Kiedyś spacerowała tu z ojcem i starszymi braćmi, pierwszy raz pewnie wtedy, gdy była w wieku podobnym jej córki. Przystanąwszy w cierpliwie poruszającej się kolejce, Valerie kucnęła, by zrównać się wzrostem z pociechą. Czułym gestem poprawiła kołnierz płaszcza córki, aby później złożyć ciepły pocałunek na jej czole.
3 I | Hector | Promenada nad Tamizą | Z
Rozczarowanie przemknęło po twarzy córki Valerie, gdy okazało się, że złota kula, którą otrzymały od wiedźm, zawierała w sobie wyłącznie list. Mimika jej matki — dla kontrastu — pozostała niewzruszona. Odziane w czarne rękawiczki palce prędko uporały się z zapieczętowanym listem, którego treść przeczytała córce, gdy spacerowały dalej, zjawiając się wreszcie na promenadzie. Zapach grzańców uderzył prędko w nozdrza, powodując krótkie oderwanie jasnoniebieskiego spojrzenia od trzymanej w dłoni kartki papieru; nie wypadało jej jednak oddawanie się takim rozrywkom. Miała pod opieką córkę, wciąż jeszcze tkwiła w żałobie. W dodatku perspektywa raczenia się gorącym trunkiem w samotności wydała jej się paskudnie nieprzyjemną. Zwróciła się więc na powrót do córki, wciąż nieco urażonej loteryjną niesprawiedliwością.
3 I | Marcelius | Arena Carringtonów | Z
To wszystko jakoś nie tak. Począwszy od pechowego losu z listem (to rozczarowanie udało się Valerie na całe szczęście zdusić w zarodku), przez spotkanie z człowiekiem, który był chyba jedyną osobą, która zasiała w jej sercu żal tak głęboki, tak mocno zakorzeniony w rozjątrzonej ranie życia, że nie potrafiła się go pozbyć z pamięci przez niemal dekadę — dzisiejszy przyjemny spacer po porcie nie przebiegał nawet w połowie według planu. Obiecała jednak córce, że dotrzyma danej obietnicy i spędzą ten dzień wspólnie oraz, co ważniejsze, w dobrym humorze. Ostatnią z przygotowanych na dziś atrakcji była wizyta na Arenie Carringtonów. Choć nie była w Londynie długo, a podobne przybytki kojarzyły jej się raczej z rozrywką niską, ot idealną dla dziecka, zdążyła już usłyszeć kilka opinii rekomendujących to miejsce. Może w istocie warto było dać im szansę? Artysta cyrkowy wciąż był przecież artystą, a Vanity, choć ukochali sobie przede wszystkim muzykę, wrażliwi byli na bolączki swych pobratymców z innych dziedzin. Wojna nie była okresem idealnym dla żadnej ze sztuk pięknych, temu nie można było przeczyć. Valerie szukała powodu, którym mogłaby usprawiedliwić swe ewentualne zadowolenie po obejrzanym występie, zaś artystyczna solidarność wydawała się być dobrą determinantą. A przynajmniej wystarczającą, gdyby ktokolwiek zdecydował się spytać.
7 I | Odetta | Galeria nowości | Z
Kto by pomyślał, że stworzenie sobie nowego domu było tak pochłaniające; niedługo minie tydzień odkąd zjawiły się z córką w Londynie, po krótkim, grudniowym okresie rezydowania w Vanity Palace i samym Shropshire. Dom musiał być przyszykowany na zamieszkanie w nim nowych lokatorek, a Valerie — podobnie jak większość jej krewnych — nie znajdywała komfortu w niczym, co nie było szczerze perfekcyjne. Gorące życzenia o nowym życiu, gorące życzenia o bezpieczeństwie, które mogła znaleźć w stolicy Anglii, doprowadziły ją do miejsca, w którym była dziś. I choć wdowia czerń wciąż odcinała się od jasnej skóry i włosów, choć ciążyła na ramionach tym cięższa, im bliżej było do jej zrzucenia, Valerie nie potrafiła żałować podjętych kroków. Przed każdym wyjściem z domu przypominać musiała sobie o tym, że wdowy nie powinny być równie szczęśliwe, co ona. Że całą radość mogła okazywać właśnie tam — w bezpieczeństwie czterech ścian, w trakcie czesania i zaplatania bliźniaczo podobnych w barwie włosów córki, w trakcie kolejnych prób do pierwszego koncertu, który miała dać już jako wolna kobieta.
21 I | Septimus | Łazienka | Z
Trzynaście prób przygotowania posiłku. Tyle zajęło Valerie przygotowanie czegoś, co przynajmniej odrobinę przypominało lina w sosie grzybowym. Była to jedyna potrawa, która zapadła Valerie w pamięć z okresu niemieckiego. Jeszcze na początku gehenny, niemal dekadę wcześniej, Franz zabrał ją nad jedno z okolicznych jezior, do miejsca, które — to jego słowa — szczyciło się najlepszym linem w całych północnych Niemczech. Małżonek lubił otaczać się tym, co piękne i drogie, a Valerie w pewien przewrotny sposób zaliczała się do obu kategorii. Z jedzeniem było podobnie. Trzymała wspomnienie tamtego obiadu w swej pamięci, odtwarzała je z pewną manią za każdym razem, gdy mówiła sobie, że już dłużej nie wytrzyma. Zawsze jednak wytrzymywała, trwała na obcej ziemi tak długo, aż sprytny, pozbawiony wad plan najstarszego braci i jego przyjaciela nie doprowadził do jej cudownego uwolnienia.
23 I | Elvira | Salonik muzyczny | Z
Upokorzenie nie było jednolite. Miało wiele odcieni, smaków i fraktur. Upokorzenie było szczypiącym od ognia uderzenia policzkiem, który wcześniej całowany był przez kochanka, z którym nie można było związać się na zawsze. Upokorzenie ćmiło w skroniach na wspomnienie gorzkich słów ojca, upokorzenie było śliskie od rozczarowań, jak śliska potrafi być wypolerowana podłoga długich korytarzy operowych, gdy biegło się za kulisy, bo zamek sukni się zaciął, bo sekundy mijają zbyt prędko, przesypują się przez palce jak ziarenka piasku. Upokorzenie smakowało jak obiad w drogiej restauracji, ale jedzony samotnie, bo mąż zniknął gdzieś z kolejnym dziewczęciem, na którym zawiesił swój wzrok. Upokorzenie było rozdarciem od środka wbrew swej woli, podłóg woli człowieka wciskającego na palec złotą obrączkę.
30 I | Yvette | Madame Tussaudus | Z
Pstrokaty budynek Muzeum Figur Woskowych odbił się w pamięci panieńskich lat Valerie wyjątkowo wyraźnie, prawdopodobnie właśnie za sprawą swojej niezwykłej krzykliwości. Zielona kopuła, czerwone ściany poobwieszane plakatami... Nic dziwnego, że miejsce to wydawało się ledwo osiemnastoletniej czarownicy czymś niezwykłym, że przyciągało jej spojrzenie i kusiło cudami mogącymi być zamknięte w środku. Jej rodzinne Shropshire nie było fanem koloru — lordowie Avery w żadnym wypadku nie przypominali artystów, rządzili swym hrabstwem twardą ręką i lubowali się przede wszystkim w konkretach. Podobny manieryzm przyjmowały inne rodziny wiążące się blisko z suwerenami, lecz nigdy nie Vanity. Vanity, którzy swe korzenie mieli gdzie indziej, w tętniącej pięknem Kumbrii, którą opuścili w nagłości zdrady, nie pozbywając się jednak naturalnej ciągoty do wszystkiego, co z pięknem się wiązało. Choć pod czujnym okiem Averych i oni wreszcie opadli na grunt rzeczywistości, jaskrawość ekspresji przekuwając w to, co bliższe sercom Wielkich Rycerzy, zawsze tęsknie spoglądali w kierunku bijących serc angielskiej sztuki.
Następnego dnia miała wybrać się do Shropshire, raz jeszcze odwiedzić rodzinne Caynham, a następnie skierować się do Manchester. Tydzień zapowiadał się wyjątkowo pracowicie i właśnie z tego powodu Valerie postanowiła podarować sobie odrobinę rozluźnienia. Dzisiejsza wizyta w muzeum miała być swego rodzaju zaliczką pod prawdziwą nagrodę, którą odbierze za następne dwa tygodnie. Wtedy, gdy oplatająca jej ciało od sześciu miesięcy czerń wreszcie odpuści, gdy świat zakwitnie prawdziwą feerią barw.
Następnego dnia miała wybrać się do Shropshire, raz jeszcze odwiedzić rodzinne Caynham, a następnie skierować się do Manchester. Tydzień zapowiadał się wyjątkowo pracowicie i właśnie z tego powodu Valerie postanowiła podarować sobie odrobinę rozluźnienia. Dzisiejsza wizyta w muzeum miała być swego rodzaju zaliczką pod prawdziwą nagrodę, którą odbierze za następne dwa tygodnie. Wtedy, gdy oplatająca jej ciało od sześciu miesięcy czerń wreszcie odpuści, gdy świat zakwitnie prawdziwą feerią barw.
1 II | Ramsey, Prudence, Junona, Manannan | Magiczne Drzewo w Oversley Wood | Z
Nakreślenie kilku słów i aroganckie wezwanie na obrzeża Londynu — w nagłości ich spotkania czaiła się jeszcze nieuchwytna ekscytacja, mgliste wrażenie o podniosłości celu, w którym wybierali się akurat do Warwickshire. Przed wyjściem z domu Valerie musiała załatwić jednakże kilka spraw; choć Londyn znał ją przede wszystkim z rozmaitych scen, które zaszczycała swą obecnością, była przede wszystkim matką. Jej córka miała w tym roku skończyć osiem lat, była dziewczynką nie tylko rezolutną, ale przede wszystkim grzeczną. Krótkie wytłumaczenie, mama musi wyjść na próbę, zostaniesz chwilę z ciocią, a po południu odwiedzi nas wujek Septimus, tak jak się umawiałyśmy, ciepły, taliowany płaszcz zapięty przed wyjściem, miękki, srebrzysty szal owinięty wokół szyi. W ostatniej chwili zmieniła buty z botek na wysokim obcasie, które ostatnimi czasy bywały jej ulubionym obuwiem na spacery po okolicznych ogrodach, na ocieplane trapery na grubej podeszwie. Nie tak eleganckie, jakby chciała, jednakże sam fakt spotkania na obrzeżach miasta napawał ją lekkim niepokojem co do stabilności terenu. Ostatnie, czego teraz potrzebowali to zwichnięta kostka pani Vanity.
2 II | Septimus | Long Mynd
Powietrze było rześkie, grunt lekko błotnisty, dłonie Septimusa zimne, a policzki Valerie delikatnie zaróżowione od szczypiącego mrozu. Pozwoliła przesunąć swe palce w wygodniejszą dla brata pozycję, skupiając się momentalnie na pluskającym rytmie, który wystukiwali w trakcie wspólnego marszu. Nie musieli szczególnie starać się o harmonię — naturalnie dostosowywali swój rytm do siebie, ktoś powiedziałby, że przypominali w swym zgraniu żołnierzy poddanych wielogodzinnym musztrom. Prawda leżała jednak gdzieś zupełnie indziej. Wrażliwe dusze wyłapywały cząstki artyzmu, które drgały między nimi. Czasami wyskakiwały z ich postaci, na przykład w żywiołowej gestykulacji brata, czasami po prostu stanowiły część niemal nieuchwytnej aury, jak w przypadku siostry. Wciąż jednak były wyczuwalne, nie dawały się pominąć, o sobie zapomnieć.
8 II | Septimus | Manchester Opera House
Do czternastego lutego pozostało mniej niż siedem dni. Sześć, będąc precyzyjnym. Valerie miała już dość dusznej, wdowiej czerni, lecz nie mogła porzucić jej prędzej niż równo sześć miesięcy po tragicznym i och, jak bardzo zapierającym dech w piersiach swą gwałtownością, odejściem Franza Kruegera ze świata żywych. Dlatego też kolejny dzień, który miała spędzić w zakupionej jeszcze w Niemczech, eleganckiej, choć stonowanej kolorystycznie szacie, drażnił ją niesamowicie. Do tego stopnia, że gdyby nie towarzystwo najdroższego brata Septimusa i misja, z którą zjawili się dzisiaj w Manchester Opera House, właściwie wypływająca tylko z ich delikatnie bezczelnej inicjatywy, pewnie nie postawiłaby w tym miejscu stopy przed czternastym lutym.
14 II | Cornelius | Restauracja Czar Par | Z
Sześć miesięcy.
Dla jej córki to przecież cała wieczność. Jej minęły niczym mrugnięcie okiem. Gdy kładła się spać, w każdą noc wśród pustki małżeńskiego łoża odnajdywała spokój. Gdy wstawała rano — gdy za oknami kupionego za wdowią część spadku londyńskiego domu widywała krajobraz Londynu, ze wszystkimi jego przypadłościami — czuła, że żyje. Oddychała lżej, z dnia na dzień coraz prościej, jakby wreszcie palce zmniejszały ucisk na drogi oddechowe, jakby wreszcie uwolniła się od tej okropnej sensacji. Tak w istocie rzeczy było. Franz Krueger zmarł w wyniku napadu agresywnych mugoli. Franz Krueger odbywał wieczny spoczynek w niemieckiej ziemi. Franz Krueger uczynił ją szczęśliwą drugi raz w życiu. Pierwszy raz, gdy na świat przyszło ich dziecko. Drugi, gdy frau Krueger mogła na powrót zostać panią Vanity. Wdową.
Dla jej córki to przecież cała wieczność. Jej minęły niczym mrugnięcie okiem. Gdy kładła się spać, w każdą noc wśród pustki małżeńskiego łoża odnajdywała spokój. Gdy wstawała rano — gdy za oknami kupionego za wdowią część spadku londyńskiego domu widywała krajobraz Londynu, ze wszystkimi jego przypadłościami — czuła, że żyje. Oddychała lżej, z dnia na dzień coraz prościej, jakby wreszcie palce zmniejszały ucisk na drogi oddechowe, jakby wreszcie uwolniła się od tej okropnej sensacji. Tak w istocie rzeczy było. Franz Krueger zmarł w wyniku napadu agresywnych mugoli. Franz Krueger odbywał wieczny spoczynek w niemieckiej ziemi. Franz Krueger uczynił ją szczęśliwą drugi raz w życiu. Pierwszy raz, gdy na świat przyszło ich dziecko. Drugi, gdy frau Krueger mogła na powrót zostać panią Vanity. Wdową.
18 II | Amelia | Kuchnia | Z
Jeżeli miałaby wskazać największą niedogodność, z jaką wiązał się jej wdowi stan, zapewne wybór padłby na ograniczone zasoby pieniężne. Nieboszczykowi—mężowi można było zarzucić wiele: okrucieństwo, bezwzględność, doprowadzoną do przesady potrzebę kontroli, ale nie to, że był skąpcem. Franz lubił obracać się wokół rzeczy pięknych i drogich, a przez to, dokładnie tak samo postępowała Valerie. I choć wraz z jego śmiercią udało jej się zrzucić ciężkie kajdany obowiązku z nadgarstków i kostek, choć odzyskana kobieca godność smakowała słodko, rozpływała się na języku podobnie makaronikom z najlepszych francuskich cukierni, tęskniła za czasami, gdy nie musiała martwić się o zawartość spiżarki.
25 II | Deirdre | Podwodna scena | Z
Powiedzieć, że wizyta w tym miejscu stanowiła swego rodzaju artystyczną nobilitację to jak nie powiedzieć nic. O magicznym balecie znajdującym się pod opieką i czujnym okiem madame Mericourt mówiło się; dużo i gęsto, miejsce to obrosło swego rodzaju legendą, która dodatkowo nęciła spragnioną artystycznych wrażeń i najwyższej perfekcji Valerie. Valerie, która domyślała się, że rozbudzona wyobraźnia tych, których orzeczono niegodnymi tych progów, podpowiadała im obrazy często fantastyczne, ale momentami niezgodne z prawdą. Jedynym więc sposobem na dowiedzenie się, cóż naprawdę oferowało to miejsce, a w pewnym przedłużeniu także madame Mericourt było zjawienie się tu osobiście.
3 III | Cornelius | Ogrody Preen Manor | Z
Ostatni raz była w Shropshire na początku stycznia; żegnała się wylewnie ze starą matką, gdy bracia pomagali w przenoszeniu ostatnich mebli potrzebnych do przeprowadzki. Gdy powracała do Wielkiej Brytanii po latach spędzonych na obczyźnie, odniosła wrażenie, że w rodzinnych stronach absolutnie nic się nie zmieniło. Zupełnie tak, jakby przestrzeń, wśród której wyrośli i żyli przez lata, zatrzymała się w czasie. Zmiany odbijały się jednak na ludziach — widziała, jak czas odkładał się w płytkich zmarszczkach pojawiających się na twarzy matki, jak wyziębiał jej szczupłe dłonie. Jak pierwsze pasma siwizny pojawiały się w jasnych włosach jednego z najmłodszych braci, jak skóra marszczyła się przy oczach kolejnego z nich, gdy uśmiechał się szeroko do zabawiającej go siostrzenicy. Vanity Palace pozostało nietknięte pomimo niemalże dekady dzielącej wyjazd i przyjazd Valerie.
10 III | Cornelius | Salon | Z
— Corneliusie — gdy wspinali się po schodkach prowadzących do wejścia do domu, ciepłe pomimo standardowej chropowatości akcentu ze Shropshire głoski wypełniły drżące od zimna powietrze. Narzeczony ofiarowywał nie tylko zmianę statusu matrymonialnego, lecz także otwierał szeroko drzwi do świata, do którego wkroczyć mieli oboje, do świata informacji i historii, kształtowania opinii publicznej (Valerie rozumiała siłę przekazu płynącą z jej dzieł, lecz gdyby Cornelius uznał za stosowne przepytanie swej narzeczonej z ich istoty, uznałby pewnie odpowiedzi za rozkosznie głupiutkie), a co ważniejsze — ciepłe ramię, o które mogła się wesprzeć. Drobna dłoń zacisnęła się na rękawie płaszcza mężczyzny nieco bardziej asekuracyjnie, choć gdy znaleźli się już przy drzwiach, gdy dżentelmeńska asysta nie była już wymagana, wyślizgnęła ją z uścisku, układając się skromnie ze swą siostrą na wysokości brzucha, w cierpliwym oczekiwaniu na wpuszczenie do środka.
12 III | Cornelius | Shrewsbury | Z
Shrewsbury było naprawdę ciekawym miejscem na mapie całego Shropshire. Vanity nie odwiedzali go często — znacznie bliżej było im do innego miasta targowego, znajdującego się pod bezpośrednią protekcją rodu Avery Ludlow — lecz Valerie pamiętała podekscytowanie, jakie wywoływało w niej słuchanie przy kolacji ojca, który oznajmiał żonie oraz czwórce swoich pociech, że w następnym tygodniu wybierają się właśnie tam, na magiczny targ. Nie zdarzało się to często — ojciec traktował podobne wypady raczej jako formę nagrodzenia swoich domowników; sam wybierał się tam nader często, na tyle ile pozwalał mu jego własny, wypchany występami po brzegi kalendarz. Gdy ten delikatnie się rozluźnił, Valerie zaczęła natomiast uczęszczać do szkoły, przez co jeszcze więcej podobnych okazji przeszło jej koło nosa.
tradition honor excellence
Ostatnio zmieniony przez Valerie Sallow dnia 04.08.22 16:41, w całości zmieniany 1 raz
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
1 IV | Odznaczeni i nieodznaczeni | Pomnik Cronusa Wyzwoliciela | Z
Dziś wszystko miało — musiało — być idealne. Słynąwszy ze swej pychy Vanity nie pozwalali przecież na nic innego, a Valerie, będąca nieodrodną córką swej rodziny i niestarająca się nawet zaprzeczać swemu pochodzeniu, nie stanowiła w tym przypadku wyjątku. Odkąd powrócili z Corneliusem ze Shropshire niecałe dwa dni wcześniej, wszystko krążyło wokół wielkiej ceremonii. Wczorajszy dzień spędziła bowiem z Elvirą, wtedy niepewna werdyktu lorda Kentu odnośnie jej udziału w dzisiejszym wydarzeniu. Decyzję pozostawiono jednak jej, a list, który tegoż ranka poniósł Andante nie niósł ze sobą dobrych wieści. Panna Multon musiała pozostać w domu. Mimo to nie uznawała tamtego dnia za stracony — z każdej porażki można i należy wyciągnąć lekcje, a nawet jeżeli zaproszenie nie odnajdzie się w dłoniach panny Multon, będzie przynajmniej wiedzieć jak dobrać odpowiedni strój do okazji. Uwolniwszy się jednak od obowiązków, które przyjęła na siebie kornie i z których wywiązywała się według najwyższych standardów od trzech miesięcy, mogła wreszcie zadbać także i o swoją prezencję.
1 IV | Cornelius | Kuchnia z jadalnią | Z
Kobiety potrafiły być niezwykle wręcz uparte, a Valerie Vanity nie stanowiła w tym przypadku wyjątku. Postanowiwszy sobie, że dzisiejszy dzień, a przede wszystkim dzisiejszy wieczór będą p e r f e k c y j n e (nic mniej, nic więcej, porażki przyjmowała równie ciężko, co jej narzeczony), robiła wszystko, by tak właśnie się stało. Długie godziny przygotowań, by zabłysnąć na czerwonym dywanie, wśród osobowości czarodziejskiego świata, wśród ludzi, którzy prawdziwie coś znaczyli, przy boku, pod rękę z kawalerem dwóch orderów, wojennym bohaterem. Niezliczona ilość lat, kolejna scena, premiera nowej kompozycji, nowego utworu, jutro gazety będą o nich pisać, ale póki co — skryci byli przed świdrującymi spojrzeniami gapiów — mieli przed sobą cały wieczór, wieczór słodkiego, ciągnącego się triumfu.
3 IV | Hunter | Galeria Sztuki | Z
To dziś.
Osoba Huntera Schneidera stała na jej celowniku już od kilku dni, odkąd otrzymała list od Deirdre i odkąd wymieniła się korespondencją z niemieckim kuratorem. Z pewnym zaskoczeniem, pozytywnym zaskoczeniem, przyjęła wieści o jego stałym pobycie w Londynie. Wiedziała, jak Anglia działa na prawdziwie czyste, chłonne umysły. Nęciła swą potęgą, dobrodziejstwem wieków kultury wysokiej, stanowiła przecież idealną przeciwwagę do wciąż romantyzowanej (zdaniem Valerie—patriotki—na—miarę—nowych—czasów zupełnie niezasłużenie) Francji. Schneider był człowiekiem, którego nazwisko znaczyło wiele. Który posiadał wpływy także tam, gdzie jeszcze nie sięgały te należące do Rycerzy Walpurgii. Pozyskanie jego sympatii, jego umiejętności, kontaktów i wpływów, wreszcie też i jego samego stanowiło więc zadanie szczególnej wagi, do którego podejść należało jeszcze staranniej niż do przyjacielskiej pogawędki. A to był przecież jej żywioł — wiry towarzyskich powiązań były jej wodami, znajomymi w równym stopniu co żwawy prąd rzeki Severn.
Osoba Huntera Schneidera stała na jej celowniku już od kilku dni, odkąd otrzymała list od Deirdre i odkąd wymieniła się korespondencją z niemieckim kuratorem. Z pewnym zaskoczeniem, pozytywnym zaskoczeniem, przyjęła wieści o jego stałym pobycie w Londynie. Wiedziała, jak Anglia działa na prawdziwie czyste, chłonne umysły. Nęciła swą potęgą, dobrodziejstwem wieków kultury wysokiej, stanowiła przecież idealną przeciwwagę do wciąż romantyzowanej (zdaniem Valerie—patriotki—na—miarę—nowych—czasów zupełnie niezasłużenie) Francji. Schneider był człowiekiem, którego nazwisko znaczyło wiele. Który posiadał wpływy także tam, gdzie jeszcze nie sięgały te należące do Rycerzy Walpurgii. Pozyskanie jego sympatii, jego umiejętności, kontaktów i wpływów, wreszcie też i jego samego stanowiło więc zadanie szczególnej wagi, do którego podejść należało jeszcze staranniej niż do przyjacielskiej pogawędki. A to był przecież jej żywioł — wiry towarzyskich powiązań były jej wodami, znajomymi w równym stopniu co żwawy prąd rzeki Severn.
4 IV | Thalia | Teatr Palladium | Z
Wiele osób marzyło o tym, by pewnego dnia stanąć na scenie, by zabłysnąć niczym gwiazda na nocnym firmamencie. Niestety — niewielu z nich wiedziało, jak wiele wysiłku wymagało osiągnięcie poziomu zadowalającego, takiego zupełnie przeciętnego. Zresztą — samą ciężką pracą, nawet połączoną z prawdziwym diamentem talentu nie było pewności, że dotrze się na poziom, po którym coraz pewniej poruszała się Valerie. Jej kariera na Wyspach nabierała rozpędu z każdym kolejnym miesiącem, Vanity mogła nawet momentami rozpędzić się i myśleć o progresie w kategoriach tygodni, może dni. Trzy dni temu śpiewała przecież przed najważniejszymi osobistościami kraju, przed samym Ministrem Magii, przed swym narzeczonym—rzecznikiem, lordami i damami, całą masą zwyczajnych mieszkańców stolicy. Głód ambicji dopiero zaczynał się w niej budzić, układał się jeno w jej ciele, pobudzony dodatkowo sukcesem nawiązanej współpracy z czarodziejską operą w Hampshire. Uwadze Czarownicy nie umknął też zaręczynowy pierścionek, chociaż i w tym — ku zaskoczeniu Valerie i drobnej złości, której Cornelius nie chciał przy niej okazywać — pomogła jej własna matka. Wieści o ślubie stały się jednak faktem i to dość szeroko znanym. A za życzliwość pisma oraz w szczególności jego redaktorki naczelnej narzeczeństwo miało zapłacić między innymi chwilami wytchnienia na zbliżającym się wielkimi krokami recitalu Valerie.
11 IV | Amelia | Magiczne Arboretum | Z
Zachwyty nad galą odznaczenia bohaterów zdążyły już nieco przygasnąć, choć duma, która towarzyszyła Valerie od czasu, gdy pierś jej narzeczonego poczęły zdobić medale, zdawała się pozostawać tak samo rozbudzona. Cornelius w pewnym sensie miał rację, twierdząc, że przyszłej pani Sallow wystarczały małe gesty; zapominał jednak o tym, że małe były wyłącznie w jego odczuciu i zawsze niosły ze sobą szczególny ładunek emocjonalny. Śpiewaczka w przeciągu ostatnich kilku miesięcy była na nie niemalże nadwrażliwa. Im mniej czasu pozostawało do obranej przez nowożeńców daty ślubu, tym ciężej było jej zapanować nad własnymi uczuciami. Tym mocniej zalewała ją fala weny twórczej, tym wyżej wspinała się łaskocząca nerwowość. Potrzebowała chwili odpoczynku od stolicy. Londynu znajdującego się od ponad tygodnia pod czujnym okiem madame Mericourt. Potrzebowała — wreszcie — pomówić z Amelią o pewnej szczególnej kwestii, która zaprzątała jej głowę od kilkunastu dni. Wreszcie należało wziąć sprawy w swoje ręce.
12 IV | Hunter, Adeline | Liquid Paradise| Z
Wreszcie nadeszła kolejna wyczekiwana data. Sobota za tydzień, godzina dwudziesta. Proszę się nie spóźnić — niemieckie głoski powracały w jej umyśle w dźwięk stukania obcasów, gdy zbliżała się do dobrze sobie znanego budynku, w którym znajdowało się Liquid Paradise. Lokal znany jej od lat, bowiem podobnie jak znaczna część angielskiej sceny muzycznej, stawiała w nim niegdyś pierwsze kroki, gdy ojciec niekoniecznie przekonany był do tego, by puścić swą córkę w świat muzyki poważnej. Wtedy liczyła się każda ekspozycja, znalezienie się w uwadze i na językach jak największej ilości ludzi — chociażby miało to trwać tylko chwilę, tylko ułamek sekundy. Z pewnym sentymentem odwiedzała to miejsce, wiedząc, że dziś była w zupełnie innej pozycji. Wzięta śpiewaczka występująca na pierwszych stronach Czarownicy, o której ponownym zamążpójściu rozpisywała się prasa, a w dodatku narzeczona wojennego bohatera. Mogła być z siebie dumna.
14 IV | Cornelius | Mglisty gaj | Z
Przekazane przez panią Bones wspomnienia okazały się niezwykle cennym elementem dowodowym w śledztwie. Valerie nie spodziewała się, że tak bardzo przejmie się losem magicznego arboretum; do tego stopnia, że naciskać będzie na swego narzeczonego, że to sprawa granicząca z jej honorem, że powinna pełnić aktywną rolę w doprowadzeniu sprawców przed wymiar sprawiedliwości. Ambicja śpiewaczki sięgała jednakże daleko dalej, niż na samą scenę — Cornelius mógł pragnąć uczynić z niej gwiazdę opisującą sukcesy nowej, właściwej władzy, swoją partnerkę w trakcie wieczorowych przyjęć, ale nie rozumiał jeszcze, że zrzuceniem na nią części odpowiedzialności za losy ich przyszłej, wspólnej rodziny, jeszcze bardziej podsycił płonący w niej dotychczas w ciszy, niedostrzeżony płomień ambicji. Adoratorskie próby Huntera Schneidera stanowiły dodatkową słodycz, która rozlewala się na jej języku, dodatkową motywację do stanowienia o nowym porządku. Tam, gdzie cierpiało czarodziejskie dziedzictwo kulturowe, tam pragnęła być Valerie, pokazać niezgodę — swoją oraz świata czarodziejskiego — na takie barbarzyńskie zachowania. Wierzyła bowiem szczerze, że magiczne arboretum stało się ofiarą pożaru wyłącznie dlatego, że umocnione w ideologii Czarnego Pana Shropshire nie obawiało się już mugoli, w efekcie czego ściągnięte zostały zabezpieczenia, chroniące ogród przed mugolskim wzrokiem.
17 IV | Elvira | Altanka | Z
Valerie miała nadzieję, że przeprowadzka z Londynu na wieś przysłuży się jej podopiecznej. Miasto bardzo często bywało zdradliwe — wystawiało nieprzygotowanych na próby, które zakończyć się mogły spektakularną katastrofą. Valerie wciąż uważała, że Elvira nie powinna pojawiać się w miejscach publicznych bez odpowiedniego nadzoru. Po części dlatego, że nie mogła jeszcze zaufać pannie Multon, po części dlatego, że wciąż było przed nimi ogromnie dużo materiału, którego wcześniejsze przyswojenie było konieczne, aby można było ocenić wiedzę sojuszniczki Rycerzy Walpurgii w praktyce. Cel postawiony przez lorda nestora Kent był jasny — sprawienie, by Elvira godnie reprezentowała Rycerzy Walpurgii przez godne prowadzenie się. Głównym problemem, który został przez nie zdiagnozowany jeszcze w styczniu, okazał się pociąg do wszelkiego rodzaju używek, duma, brak pokory i coś, co doskwierało znacznej większości dziewcząt — impulsywność. Bardzo często bywało bowiem tak, że chowane pod kloszem dziewczęta (w znakomitej przewadze jedynaczki lub córki, mające zbyt mocne więzi z ojcami) unikały stosownych kar w okresie dorastania, co sprawiało, że nie czuły nad sobą autorytetu, nie obawiały się nieuchronności kary, przez co decydowały się na przekroczenie ustalonych granic.
1 V | Hersilia | Lalkarnia
Przygotowania do ślubu zajmowały zdecydowaną większość wolnego czasu madame Vanity. Niekończące się przymiarki, sowy wysyłane prawie bezustannie między Pałacem Zimowym a parą narzeczeńską, konieczność pamiętania o wszystkich, nawet najdrobniejszych szczegółach... To wszystko w połączeniu z pracą, której Valerie nie zamierzała — ani w pewnym sensie nie mogła zawiesić — powodowały, że nie znajdowała wystarczająco dużo czasu, zadowalająco dużo czasu, który mogłaby spędzić z córką. Była wdzięczna Corneliusowi, że tak gładko, jej zdaniem, wszedł w rolę ojca i odnalazł wspólny język z ich córką.
10 V | Cillian | Oko selkie
Shropshire nigdy nie było skore okazywać łagodności; nikomu i niczemu. Może właśnie dlatego to właśnie stalowi Avery objęli te ziemie w swe władanie? Nikt inny, nawet zdziwaczali Rowle rozmawiający z duchami i łączący się między sobą nie mógł opanować surowej dzikości, która zwarła się z gruntem, która płynęła wraz z rwącymi wodami rzeki Severn, surowej dzikości, która temperowana była prędko przez równie stalową, co ich seniorzy ludność hrabstwa. Jedyne ślady tegoż zjawiska pozostawały więc czasami w męskiej aparycji, gdy hart ducha odkładał się w zabliźniających się ranach i zmarszczkach zdobiących twarze, a niezależnie od płci i zawsze — w pozornie uprzejmych spojrzeniach, których chłód przeszywał obserwowanego na wskroś.
14 V | Imogen | Royal Opera House | Z
Dzisiejsza premiera była szczególna, jedyna w swoim rodzaju. Pierwszy raz w historii nie tylko Royal Opera House, ale także całej Magicznej Anglii miała mieć miejsce premiera Carskiej Panny Młodej Nikolaia Rimskiego-Korsakowa. Wpływy rosyjskie w Wielkiej Brytanii nie mogły zostać niezauważone, chociażby przez ogłoszenie namiestnikiem Warwickshire nikogo innego jak pana Mulcibera. Valerie podejrzewała, że właśnie chęć upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu skłoniła reżysera dzisiejszej premiery do podjęcia się tego tytułu. Złożenie hołdu historii ojczyzny Mulciberów (i ich samych, wszak Iwan Groźny również należał do dynastii Rurykowiczów) w sposób, który mógłby zwrócić uwagę także madame Mericourt stanowiło dość sprytny plan, jednak nie na tyle zamaskowany, by śpiewaczka nie mogła go przejrzeć.
1 VI | Pan Młody i Goście | Ogrody | Z
To dziś. To ten dzień.
Tygodnie chaotycznie uporządkowanych przygotowań, przeplatanych złotymi wstęgami dumy i zwycięstwa. Tygodnie, miesiące, l a t a krążenia wokół siebie, boleśnie blisko, u krańców palców, by wreszcie siebie sięgnąć, zachłannie, bezpośrednio, bez śladu smutku i żalu. Czas okupiony krwią, czas lepki od posoki, czas lepki od wyczekiwania, ale wreszcie, wreszcie, wreszcie wynagrodzony. Wreszcie ich. Słodycz nadchodzącego triumfu, triumfu nad losem, nad Franzem, nad wszystkimi, którzy w nich nie wierzyli, którzy pragnęli rzucić pod nogi kłody, uciechę czerpiąc z potknięć i upadków... Słodycz rozpływała się na języku Valerie, kobiety czujnej, kobiety gotowej. Nie była kwiatem o łodydze, którą prosto było zgnieść w dwóch palcach, która puści wonne soki raz i już nigdy więcej nie będzie cieszyć oczu. Była drzewem — córą swego hrabstwa, potomkinią swych przodków, wiatr smagał ją raz po raz, a ona trwała, zdecydowana, gotowa do najwyższych poświęceń, gdy na szali miał stanąć los najważniejszych w Shorpshire pryncypiów.
Tygodnie chaotycznie uporządkowanych przygotowań, przeplatanych złotymi wstęgami dumy i zwycięstwa. Tygodnie, miesiące, l a t a krążenia wokół siebie, boleśnie blisko, u krańców palców, by wreszcie siebie sięgnąć, zachłannie, bezpośrednio, bez śladu smutku i żalu. Czas okupiony krwią, czas lepki od posoki, czas lepki od wyczekiwania, ale wreszcie, wreszcie, wreszcie wynagrodzony. Wreszcie ich. Słodycz nadchodzącego triumfu, triumfu nad losem, nad Franzem, nad wszystkimi, którzy w nich nie wierzyli, którzy pragnęli rzucić pod nogi kłody, uciechę czerpiąc z potknięć i upadków... Słodycz rozpływała się na języku Valerie, kobiety czujnej, kobiety gotowej. Nie była kwiatem o łodydze, którą prosto było zgnieść w dwóch palcach, która puści wonne soki raz i już nigdy więcej nie będzie cieszyć oczu. Była drzewem — córą swego hrabstwa, potomkinią swych przodków, wiatr smagał ją raz po raz, a ona trwała, zdecydowana, gotowa do najwyższych poświęceń, gdy na szali miał stanąć los najważniejszych w Shorpshire pryncypiów.
1 VI | Cornelius | Apartamenty | Z
Smak alkoholu i delikatnych przystawek rozlewał się na języku w przyjemnych falach, z każdą mijającą sekundą przemieniając się jednak w coś słodszego. Triumf, osobiste zwycięstwo nad czernią demonów czającą się od dekady w kącikach oczu, tuż za granicą wzroku. Ponownie w białej sukni, tym razem jednak w zgodzie z własnym zdaniem, z własnym sercem, ale z tą samą determinacją utrzymania rodziny w glorii, niezachwianym obrazie harmonii i unii, z miłością życia (te słowa, choć prawdziwe, wciąż jeszcze brzmiały w jej głowie nierealnie, choć gotowa była sypać nimi jak z rękawa, gdyby jakiś ciekawski dziennikarz za kilka dni zdecydował się przeprowadzić z nią wywiad na temat ponownego zamążpójścia) przy boku. W towarzystwie szlachetnych, wybitnych gości, w byłej królewskiej rezydencji służącej za miejsce całej ceremonii.
3 VI | Cornelius | Sypialnia pana domu | Z
— Byłam u uzdrowiciela — oznajmia, wkraczając do sypialni; gdyby miała dziś na sobie futro, to zsunęłoby się z jej ramion płynnie, formując na podłodze srebrzystą kałużę. Dziś go jednak nie ma, jest upalny czerwiec, a ona sama jest panią domu. Złota obrączka lśni na dłoni, obok niej znajduje się zaręczynowy pierścionek z oczkiem z kamienia księżycowego. Jasne oczy Valerie szukają okazji na podjęcie zielonego spojrzenia Corneliusa, ma wszak dla niego istotne dla nich wieści.
8 VI | Tatiana | Salon Piękności "Zapach Amortencji" | Z
Zapach maślanych ciastek i miętowych pastylek splótł się w jednym momencie w zupełnie słodką, deserową woń, która jako pierwsza owiała powonienie Valerie, doprowadzając do momentalnego rozluźnienia napiętych dotąd ramion. Subtelny uśmiech tańczący na wargach madame Sallow poszerzył się nieco, gdy do zapachowego kotła dołączyły jeszcze dwa zapachy — kwiatowy — bo tym pachniała jej świeżo prana pościel oraz inny, cięższy i bardziej przydymiony, zapach starych książek, które wypełniały wolną przestrzeń jej nowego domu, domu na Mallord Street w Chelsea, do którego przeprowadziły się z córką ledwie kilka dni wcześniej. Czerwiec dokazywał z pogodą, zupełnie letnią i burzową, kontrastującą ze zziębniętym spokojem Pałacu Zimowego. Upięte nisko włosy skrzyły się jednak w promieniach późnowiosennego słońca, przybierając barwę bardziej złotą niż platynową.
14 VI | Cornelius | Kamienica, Warwick | Z
Sala główna ratusza w Warwick wypełniała się powoli gośćmi. Każden z nich na wejściu proszony był o opłacenie biletu wstępu, który jednocześnie pełnił funkcję cegiełki. Wszystkie dochody, które trafią do kilkunastu przygotowanych wcześniej skrzynek trzymanych przez rozstawionych strategicznie po całym budynku chłopców i dziewczynki, miały zostać przeznaczone przede wszystkim na remont, w dalszej perspektywie także bieżące utrzymanie Szpitala Asfodela, nad którym pieczę przejął nikt inny, jak znana Valerie ze szkoły panna Vablatsky. Obie kobiety nie miały okazji spotkać się ze sobą w wieku dorosłym; w dziecięcym zaś różnice narosłe między nimi były nie do przeszkodzenia. Teraz jednak znajdowały się po tej samej stronie barykady. Vablatsky potrafiła wyrobić sobie opinię, która gwarantowała jej zaufanie namiestnika Warwickshire, według pogłosek radziła sobie w swym zawodzie wyśmienicie — a to w zupełności wystarczyło Valerie do tego, by wesprzeć jej starania w sposób, jaki uważała za najbardziej stosowny i który — była tego pewna — odniesie najlepszy skutek.
15 VI | Nicholas | Słodka Eea
Ileż to ludzi wracało do kraju.
Sama była jednym z nich. Po dziesięcioletnim zesłaniu ubranym w piękną biel sukni ślubnej, raz za razem zdobioną brązowiejącymi kroplami krwi, której upuszczał jej mąż, a także kalejdoskopem odcieni tej krzepnącej bezpośrednio pod skórą w formie siniaków, wreszcie odzyskała wolność. Teraz kolejna obrączka spoczywała na jej dłoni, w towarzystwie zaręczynowego pierścionka z kamieniem księżycowym, który ogniskował w sobie promienie słoneczne, rozbijając je i nadając kamieniu kolory całego spektrum światła. Z każdego wilczego rowu dało się wyjść, każdą przeszkodę pozbawić tego, co stanowiło o jej zagrożeniu. Czasami ta sztuka udawała się w samotności, czasem należało sięgnąć po asystę.
A od czego byli przyjaciele?
Sama była jednym z nich. Po dziesięcioletnim zesłaniu ubranym w piękną biel sukni ślubnej, raz za razem zdobioną brązowiejącymi kroplami krwi, której upuszczał jej mąż, a także kalejdoskopem odcieni tej krzepnącej bezpośrednio pod skórą w formie siniaków, wreszcie odzyskała wolność. Teraz kolejna obrączka spoczywała na jej dłoni, w towarzystwie zaręczynowego pierścionka z kamieniem księżycowym, który ogniskował w sobie promienie słoneczne, rozbijając je i nadając kamieniu kolory całego spektrum światła. Z każdego wilczego rowu dało się wyjść, każdą przeszkodę pozbawić tego, co stanowiło o jej zagrożeniu. Czasami ta sztuka udawała się w samotności, czasem należało sięgnąć po asystę.
A od czego byli przyjaciele?
tradition honor excellence
Ostatnio zmieniony przez Valerie Sallow dnia 12.11.23 13:09, w całości zmieniany 2 razy
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
2 VII | Elvira | Sala główna
Nie lubiła Nokturnu. To miejsce, przez lata kojarzone wyłącznie z chaotyczną zbieraniną szumowin nigdy nie było jej destynacją. Jako panna, jeszcze nastolatka, zaznawszy odrobinę wolności w objęciach Londynu i tak nie zwracała oczu ku Nokturnowi. Jej miejsce znajdowało się w blichtrze, w jasności wśród elit, jak nakazywała długa, rodzinna tradycja. Czym wtedy był Śmiertelny Nokturn? Rynsztokiem, przede wszystkim. Schronieniem dla tych, którzy nie mogli go sobie zbudować własnoręcznie w bezpieczniejszych częściach miasta. Przez lata karty się odwróciły, reguły gry zmieniały i choć pojawianie się w miejscach takich jak to Valerie zamierzała ograniczać do potrzebnego minimum, powód spotkania z Elvirą Multon nakazywał obranie jako miejsca jego odbycia Białą Wywernę.
3 VII| Imogen | Czarodziejska Opera
Nie mogła sobie wyobrazić gorszej nocy przed próbą generalną. Noc niedająca odpoczynku, noc kumulująca się nad rankiem uczuciem niepokoju, rozdrażnieniem płynącym z bólu głowy. Irytacja rosła, tym bardziej, że była świadoma, iż w jej stanie powinna na siebie uważać jeszcze bardziej. Specjalnie kładła się spać wcześniej, niż wcześniej, do diety dodała więcej ryb, aby zadbać o rosnące pod jej dzieckiem serce. A jednak sen nie przynosił odpoczynku, czuła się chyba gorzej niż przed zaśnięciem. Wydawało jej się, że przebudzona w środku nocy widziała czerwone światło. A może to tylko wyobraźnia płatała jej figle?
7 VII | Irina | Salon
Największym pięknem odnowionej elity angielskiej była niewątpliwie jej wielka różnorodność. Valerie zresztą tę właśnie różnorodność ceniła szczególnie — nauczyła się jej na obczyźnie, gdy żegnała się z krajem, Anglia była zupełnie innym miejscem od tego, którym była teraz. Słaba, krusząca się w dłoniach pragnących złapać je w czułym geście, dziś odżywała na nowo, kwitła, cieszyła oczy swą siłą i kolorem. Valerie również była barwnym ptakiem, momentami zbyt barwnym, przynajmniej względem pewnych gustów. Posiadała jednak szczególną umiejętność przystosowania się do środowisk, w których miała się pojawić. Umiejętność swego rodzaju społecznego kamuflażu była chyba jej ulubioną spośród całego wachlarza, których uczyła się całe życie. Kariera operowej śpiewaczki wystawiała jej wrażliwość na próbę, kazała poświęcać się nauce emocji tak, aby trafiać nawet w te skamieniałe serca, aby poznać upodobania nawet najbardziej zamkniętych w sobie indywiduów. To, w połączeniu ze znakomitym zrozumieniem i poznaniem zasad wysokiej etykiety sprawiło, że wobec każdego spotkania, tak zaaranżowanego, jak i nie, czuła się swobodnie, jak ryba w wodzie.
26 VII | Cornelius | Wenlock Edge
Z przyjemnością, choć również pewnym trudem wyczyściła swój kalendarz, aby spełnić prośby swego małżonka. Co prawda jej kariera wciąż nabierała tempa, zdawała się nie chcieć zatrzymać — wciąż nowe propozycje, piętrzące się spotkania z najwybitniejszymi przedstawicielami magicznej socjety muzycznej, nieustające w trudach dbanie o urodę oraz opieka nad ich córką, wszystko to zajmowało jej dni nad wyraz dobrze, nie pozwalając nawet na chwilę wytchnienia. Nawet pomimo potwierdzonych wieści o stanie błogosławionym, Valerie nie mogła, nie chciała zwolnić. Chciała korzystać z czasu, póki jeszcze go mieli. Wiedziała, że Cornelius dawał jej swoisty kredyt zaufania, wierząc, że skoro przeżyła już jedną ciążę, będzie wiedziała, czego spodziewać się w drugiej i jak się prowadzić. Nie mogła jednakże dać po sobie poznać owej nowiny za wcześnie, a nagłe wstrzymanie koncertów mogłoby mieć taki właśnie skutek. Niemniej jednak każdy dzień, który mogła spędzić w przyjemnym towarzystwie, jakim niewątpliwie było towarzystwo lordów i lady Avery, świętując urodziny bratanka lorda nestora, lorda Augustusa.
1 VIII | Świętujący | Polana świetlików
— Jakże tu pięknie — napowietrzony szept, dzięki po części naturalnej, choć przede wszystkim wyuczonej kontroli nad głosem miał dolecieć wyłącznie do uszu męża. Pojawienie się małżeństwa Sallow na Polanie Świetlików odbyło się z właściwą dla polityka i artystki oprawą — ze Shropshire przybyli także w towarzystwie ojca Corneliusa, małej Hersilii, a także skrzata domowego Beksy i ochroniarza Corneliusa, milczącego Dirka. Nie znała Londynu z tej strony — i miała wrażenie, że zdecydowana większość przybyłych na obchody Brón Trogain również podzielała ten sentyment. Niemniej jednak zadowolona była, że w tym roku będzie miała okazję wziąć udział w uroczystościach Festiwalu Miłości i Płodności. Pierwszy raz od niemal dekady, pierwszy raz w towarzystwie kochającego męża. Ileż to pierwszych razy miała okazję przeżyć przy nim przez ostatnie kilka miesięcy?
2 VIII | Cornelius | Namiot rodziny Sallow
Czuła się lekko, czuła się błogo.
Wieczór trwał; wieczór naznaczony magią, której nie poczuła nigdy w życiu równie mocno, równie ż y w o. Wciąż czuła na ustach smak krwi reema, jej cierpki strumień spływający w dół gardła. Smakowała ją z ust męża, który śladem swych przodków pożywił się na reemim sercu, dając wyraz swemu męstwu i sile. Oboje przekroczyli wcześniej stawiane sobie granice, w imię wiary w duchy przodków, w prowadzących ich dłonie, ich różdżki, umysły i życia bóstw. Wszak to one musiały zjawić się na polanie, gdy nagle światła przygasły, gdy wszyscy poczuli czyjąś obecność. Była pewna, że poczuł ją Cornelius, odruchowo występując do przodu, pragnąc ochronić ją przed nieznanym. Ale nieznane nie zawsze musiało być złe. Czasami mogło nieść ze sobą nadzieję, mogło nieść dar sprawiedliwości, cierpliwości, siły i łagodności. A Valerie wierzyła, wierzyła całym swym sercem, że ten wieczór, przechodzący powoli w ciemność nocy będzie nowym początkiem.
Wieczór trwał; wieczór naznaczony magią, której nie poczuła nigdy w życiu równie mocno, równie ż y w o. Wciąż czuła na ustach smak krwi reema, jej cierpki strumień spływający w dół gardła. Smakowała ją z ust męża, który śladem swych przodków pożywił się na reemim sercu, dając wyraz swemu męstwu i sile. Oboje przekroczyli wcześniej stawiane sobie granice, w imię wiary w duchy przodków, w prowadzących ich dłonie, ich różdżki, umysły i życia bóstw. Wszak to one musiały zjawić się na polanie, gdy nagle światła przygasły, gdy wszyscy poczuli czyjąś obecność. Była pewna, że poczuł ją Cornelius, odruchowo występując do przodu, pragnąc ochronić ją przed nieznanym. Ale nieznane nie zawsze musiało być złe. Czasami mogło nieść ze sobą nadzieję, mogło nieść dar sprawiedliwości, cierpliwości, siły i łagodności. A Valerie wierzyła, wierzyła całym swym sercem, że ten wieczór, przechodzący powoli w ciemność nocy będzie nowym początkiem.
3 VIII | Deirdre | Dawny most
— Musisz być szczególnie zajęta w ostatnim czasie — miękkie słowa Valerie spływały z jej ust podobnie do miodu, którego używała na noc, smarując je dla nawilżenia. Zwróciwszy się w kierunku wyższej od siebie czarownicy o egzotycznej urodzie, ofiarowała jej swój ulubiony, szczery uśmiech. — Tym bardziej cieszę się, że mogłyśmy się spotkać — mogłyby to zrobić z wielu, raczej mniej przyjemnych powodów. Valerie natomiast pragnęła wykorzystać czas festiwalu dla zacieśniania więzi. Nie tylko tych romantycznych, nie tylko tych rodzinnych. Deirdre była kobietą, która zaimponowała jej w sposób szczególny już kilka miesięcy wcześniej, przy okazji ich pierwszego spotkania. Wtedy jednak widywała się z kobietą, która pod swoją opieką miała jedynie (aż?) syreni balet w portowej dzielnicy miasta. Dziś u jej boku kroczyła namiestniczka Londynu, zasłużona bohaterka wojenna. Kobieta nietuzinkowa, jedyna w swoim rodzaju.
5 VIII | Imogen | Królewska Szkoła Baletowa
Czy była w stanie odmówić prośbie, która w swym sensie dotykała kontaktu z młodymi duszami? Wizyty w placówce, ku której z pewną skrywaną skrzętnie, choć wyraźną dla oka matki tęsknotą wyglądała jej własna córka? Oczywiście, że nie. Królewska Szkoła Baletowa była jedyną taką placówką w kraju, cieszącą się renomą i wielowiekową tradycją. Odpowiadała za wykształcenie kolejnego pokolenia artystów, którzy staną kiedyś, prędzej czy później, na deskach Royal Opera House. Do tego dochodził jeszcze fakt, że prośba spływała z ust samej lady Imogen, młodej kobiety, którą Valerie zdążyła już mocno polubić, z którą łączyło ją więcej, niż mogłaby podejrzewać nawet w najśmielszych snach. Sympatia ta była silniejsza niż zalążek, odpowiednio pielęgnowana mogła splątać pnącza ich żyć całkiem mocno, nie tylko w sposób ograniczony do czerpania obopólnych korzyści. Bo madame Sallow wierzyła, że odnalazły z lady Travers coś więcej. Wspólny język.
5 VIII | Wendelina | Teatr Palladium
Deski Teatru Palladium gościły ją coraz częściej — i dla kogoś, kto nie był blisko związany z rodziną Sallow wydawać by się mogło, że sytuacja ta nie zmieni się w najbliższym czasie. Valerie wkładała całe swe serce w występy, pilnując każdego szczegółu tak, aby zapisać się w pamięci słuchaczy jak najpiękniej. Jak najbardziej profesjonalnie. W drodze na szczyt nie mogła przecież pozwalać sobie na półśrodki. Odpowiednio zasiane, a następnie pielęgnowane ziarno było jedynym sposobem, aby w przyszłości zebrać odpowiednie plony. Nie wiedziała, na jak długo będzie musiała zniknąć ze sceny, ale ta przymusowa separacja była nie do obejścia. Ze stanem błogosławionym w wyższych sferach wiązały się określone rytuały. A dzięki pozycji męża Valerie — choć wciąż należąca do klasy średniej — nie była w sytuacji, która wymagała od niej nieprzerwanej pracy. Zresztą, jej status celebrytki pozwalał jej na dalszą pracę, po prostu nie na scenie.
6 VIII | Corinne | Ruiny
Dobrze było od czasu do czasu się zatrzymać.
Ostatni raz, gdy pragnęła porozmawiać ze zmarłymi, przeszkodziła jej wychudzona młoda dziewczyna napotkana przypadkiem na londyńskim cmentarzu. Wciąż nie miała więc okazji zwrócić się do osób, które opuściły już krainę żywych, a którzy w jej sercu w dalszym ciągu trwali tacy, jakich ich zapamiętała (lub jakich przedstawili jej ci, którzy zdążyli ich poznać). Valerie Sallow nie była zresztą pogodzona ze śmiercią — przynajmniej nieszczególnie świadomie, bo myśl o niej wzbudzała w niej silny niepokój, niezgodę, przestrach. Tym silniejszy, że ledwie kilka dni wcześniej widziała śmierć człowieka na własne oczy, w miejscu, które miało być bezpieczne, a wcale takim nie było.
Ostatni raz, gdy pragnęła porozmawiać ze zmarłymi, przeszkodziła jej wychudzona młoda dziewczyna napotkana przypadkiem na londyńskim cmentarzu. Wciąż nie miała więc okazji zwrócić się do osób, które opuściły już krainę żywych, a którzy w jej sercu w dalszym ciągu trwali tacy, jakich ich zapamiętała (lub jakich przedstawili jej ci, którzy zdążyli ich poznać). Valerie Sallow nie była zresztą pogodzona ze śmiercią — przynajmniej nieszczególnie świadomie, bo myśl o niej wzbudzała w niej silny niepokój, niezgodę, przestrach. Tym silniejszy, że ledwie kilka dni wcześniej widziała śmierć człowieka na własne oczy, w miejscu, które miało być bezpieczne, a wcale takim nie było.
7 VIII | Nicholas | Ognisty gaj
Podobno na świecie nie istnieją przypadki, a jednak Valerie miała wrażenie, że wpada na swego przyjaciela ze szkolnych lat wyłącznie dzięki sprawkom przypadków. Mogła spodziewać się obecności Notta na Brón Trogain ― co jak co, ale nikt, kto nosił to nazwisko, nie pomijał okazji do świętowania. Valerie natomiast uwielbiała bywać w towarzystwie, dzięki czemu w trakcie trwania obchodów w Waltham Forest zdążyła nadrobić interpersonalne zaległości, zawiązać nowe więzi, jak i zaciskać te już istniejące. Widok oddającego się zabawie Nicholasa przypomniał jej jednak o czymś, co słyszała już kiedyś, jeszcze jako uczennica Hogwartu.
tradition honor excellence
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Valerie Sallow
Szybka odpowiedź