Wydarzenia


Ekipa forum
Francesca Dolohov
AutorWiadomość
Francesca Dolohov [odnośnik]23.08.15 21:52

Francesca Dolohov

Data urodzenia: 24 maja 1932 roku
Nazwisko matki: Rowle
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi:  Czysta ze skazą
Zawód:  Aktorka teatralna
Wzrost:  161 cm
Waga:  49 kg
Kolor włosów:  Jasny blond
Kolor oczu:  Błękitne
Znaki szczególne: Uwodzicielski uśmiech oraz znamię w kształcie księżyca w nowiu na prawym biodrze.


Urodziłam się 24 maja 1932 roku. Nie tego się po mnie spodziewałeś, prawda? Zaczęłam nudno, wiem. Postaram się to szybko naprawić, obiecuję. Chociaż cóż mogę takiego powiedzieć o czym wcześniej nie słyszałeś lub chociażby się nie domyślałeś? Naprawdę nie wiem.



Powszechnie znanym faktem jest to, że moja matka w chwili zaręczyn z moim ojcem była rozwódką z czteroletnim synem z poprzedniego małżeństwa. Ciekawy bonus, prawda? Niestety nie będzie to historia dwojga ludzi, którzy nareszcie po latach niepowodzeń odnaleźli swoją wielką, prawdziwą miłość. Owszem, darzyli się sympatią i szacunkiem, jednak romantyzmu można by u nich szukać z lupą, a i tak niewiele by to dało. Ojcu zależało na kontaktach, które mogło zapewnić mu panieńskie nazwisko matki. Był młodym ambitnym czarodziejem, szybko piął się po szczeblach kariery w Ministerstwie, a do pełni szczęścia brakowało mu ponoć tylko jednego – powiązań z arystokracją. Dla jednej i drugiej strony był to układ niezwykle korzystny; Dolohov mógł pochwalić się wysoko urodzoną małżonką, a Rowle’owie mieli z głowy kłopot z córką mającą na swoim koncie już jedno prawnie rozwiązane małżeństwo. Swoją drogą, niezła afera, prawda? Rozwód w tych czasach… Ale to nie moja historia, więc może o tym kiedy indziej? Gwarantuję, uśmiejesz się.


Wiedziałeś o tym, że byłam rozczarowaniem od samego początku? Nie? Zabawne. Czasami myślę, że zrobili ze mnie czarną owcę zanim jeszcze słusznie można było mnie nią nazwać. Sprawiłam im zawód czymś zupełnie niezależnym ode mnie. Nie urodziłam się chłopcem, nie można było nazwać mnie małym dziedzicem. Pewnie nie byłoby to szczególnie znaczące, gdyby nie komplikacje mające miejsce przy porodzie. Matka nawet gdyby bardzo się starała nie byłaby w stanie dać mu kolejnego dziecka. Ich wynik był dla mojego ojca niczym zaklęcie ogłuszające, jego jedynym prawnym potomkiem miałam pozostać ja. Nie miałam jak przekazać kolejnym pokoleniom czarodziejów nazwiska ojca, byłam tylko kolejną mało znaczącą dziewczynką, która kiedyś miała zostać idealnym dodatkiem do cudzego imienia.


Żaden mężczyzna nigdy nie pytał mnie jaka byłam jako mała dziewczynka, wiesz? W sumie na co byłaby im ta wiedza. No, ale dobrze. Skoro chcesz wiedzieć… Zaskoczę Cię bardzo jeśli powiem, że byłam nieznośnym bachorem? Widzę jak się uśmiechasz! Pewnie pomyślałeś, że niewiele się zmieniło pod tym względem, niegodziwcze. Rodzice niespecjalnie się mną zajmowali, co w sumie nie było czymś niezwykłym wśród czystokrwistych zamożnych rodzin. Miałam za to cały batalion guwernantek; w ciągu pierwszych jedenastu lat mojego życia przez nasz dom przewinęło się tyle różnych kobiet mających sprawować nade mną opiekę, że nie każdą twarz jestem sobie w stanie przypomnieć. Niektóre z nich lubiłam bardziej, inne mniej. A niektórych w ogóle nie znosiłam. Te ostatnie miały zdecydowanie najciężej. Grymasiłam wtedy podwójnie, a wierz mi to coś znaczy. Wybuchy gniewu zdarzały mi się często, czasami tak długo płakałam lub krzyczałam, aż nie dostałam tego na czym mi zależało. Szybko nauczyłam się sztuki wymuszania, manipulacją tego nie nazwę, ponieważ arkana tej poznałam znacznie później. Doskonale pamiętam tik nerwowy, który udzielał się pannie Crown za każdym razem gdy ze złością rzucałam pióro na ziemię i upierałam się, że nie będę kaligrafować. Na cycki Roweny, ależ tego nie znosiłam! Prawie tak samo jak lekcji rysunku. Na szczęście przy tej drugiej umiejętności rodzice nie upierali się za bardzo. Bez większych problemów opanowałam czytanie, pisanie, sztukę savoir vivre oraz język rosyjski. Nie wiedziałeś, że płynnie posługuję się mową Puszkina? Cieszę się, że nie katowano mnie żabojadzkim gulgotem. No już, nie dąsaj się i słuchaj dalej, monsieur. Później przejdziemy do francuskiego, skoro tak bardzo Ci na tym zależy… Oczywiście, że potrafiłam być także urocza! Nie samymi wadami człowiek żyje. Pewnie Cię szalenie zaskoczę, gdy powiem, że już od najmłodszych lat wcielałam się w różne role? Och, gdybyś tylko mógł usłyszeć krzyk mojej matki, gdy nakryła mnie w swojej najnowszej sukni od madame Malkin i diamentowej biżuterii będącej poślubnym podarkiem od mojego ojca! Mogłaby posłużyć za wzorzec przy tworzeniu wyjców. A ja? Przecież tylko chciałam zostać Marią Antoniną, której to postać widziałam na deskach teatru… Nie muszę mówić, że blisko było abym skończyła jak ona?


Pamiętam nawet godzinę i czynność, którą wykonywałam, gdy na parapecie wylądowała nieznana mi sowa z listem z Hogwartu. Potrafisz przypomnieć sobie tę ekscytację, gdy dowiadujesz się, że całkiem nowy świat stoi przed Tobą otworem? Możesz być odkrywcą i zdobywcą w jednym. Dni dzielące mnie od wyjazdu do Hogwartu upłynęły mi na sennych marzeniach, snuciu planów i szykowaniu wyprawki do szkoły. Nareszcie stałam się właścicielką upragnionej różdżki za pomocą, której miałam w swoich dziecięcych marzeniach stać się drugim Albusem Dumbledorem. Tak, byłam złakniona wiedzy. Nowe możliwości intrygowały mnie, poszerzanie własnych horyzontów jeszcze nigdy nie wydawało mi się tak kuszące.


Tiara Przydziału rozdzieliła mnie z moim bratem, który był na ostatnim roku w Ravenclawie. Ja zgodnie z rodzinną tradycją trafiłam do Slytherinu, chociaż na tym jednym, a może i jedynym, polu spełniając pokładane we mnie nadzieje. Hogwart okazał się miejscem jeszcze bardziej magicznym niż wynikało z opowieści rodziców i Grahama. Na każdym kroku napotykało się nowe zaskakujące rzeczy, zarówno przyjemne, jak i takie wywołujące dreszcze na karku. Do tych drugich należało chociażby odkrycie, że nie jestem jedynym rodzeństwem Grahama. Czemu robisz takie wielkie oczy? Nie opowiadałam Ci o tym nigdy wcześniej? Nie wierzę. Pierwszy mąż mojej matki doczekał się kolejnego potomka zaledwie dwa lata po narodzinach swego pierworodnego. Z arystokratki przerzucił się na zwykłą kurwę. Jak widać nie miał szczególnych wymagań względem kobiet. Chociaż jeśli się nad tym zastanowić spora ilość tych szlachetnie urodzonych zapatrzonych w siebie i swoje dziedzictwo kobiet nie różni się specjalnie od zwykłych ulicznic sprzedających swoje ciało… Bo cóż te wielkie arystokratki mają do zaoferowania prócz tego? Nie patrz się tak na mnie, mówię prawdę i nie mam najmniejszej ochoty dyskutować na ten temat. Vasyl był ode mnie cztery lata starszy, jak już pewnie zdążyłeś policzyć. Nie mogę powiedzieć, by swoją osobą wzbudził we mnie jakiś szczególny entuzjazm… Gdybyś go poznał wiedziałbyś o czym mówię. Ja jego również nie za bardzo interesowałam, byłam  tylko smarkatą siostrą jego przyrodniego brata. Nasze kontakty stały się zdecydowanie ciekawsze parę lat później…


Nigdy nie byłam wzorową uczennicą, oprócz zaklęć i obrony przed czarną magią niewiele mnie interesowało. Opieki nad magicznymi stworzeniami oraz zielarstwa wprost nie cierpiałam, omijanie ich opanowałam do perfekcji. Były to zajęcia brudne i cuchnące, zupełnie nie przystające do mojej romantycznej duszy. Nie śmiej się ze mnie, toż to sama prawda! Do tej pory wzdrygam się na myśl o nawozach, błocie oraz smrodzie hipogryfa. To samo mogę powiedzieć o eliksirach. Owszem, doceniam ich właściwości, sama przecież posiadam całkiem pokaźny zbiór magicznych mikstur. Jednak pomysł, aby tworzyć je samodzielnie uważam za niedorzeczny. Wspominając moje sukcesy w tej dziedzinie mogę śmiało powiedzieć, że zdanie to towarzyszy mi od lat… Z resztą przedmiotów radziłam sobie całkiem przeciętnie, daleko było mi do mojego przyrodniego brata, który bez większych problemów dostał się na kursy aurorskie. Ja z moimi wynikami mogłam aspirować co najwyżej na jakieś mało znaczące staże w Ministerstwie… Nie było to jednak moim zamiarem.


Już w wieku lat szesnastu wiedziałam co chcę w życiu robić. Zdawałam sobie sprawę również z tego, iż moja decyzja spotka się z ogromnym sprzeciwem ze strony rodziny. Marzyłam żeby grać na deskach teatru, wcielać się w role będące moim zupełnym zaprzeczeniem, przywdziewać przeróżne maski. Zabawiać publiczność, a przy tym pławić się w jej uwielbieniu. Chciałam aby kobiety zieleniały z zazdrości na sam mój widok, a mężczyźni pożądali mojej osoby w stopniu wręcz obsesyjnym. Łaknęłam sławy, przebywanie w centrum zainteresowania było uzależniające. Łatwo możesz się domyślić, że byłam popularna w swojej grupie rówieśników, chociaż i starsze roczniki nie unikały mojego towarzystwa. Z rozkapryszonego dziecka przeistoczyłam się w naprawdę charyzmatyczną panienkę, której czarowi nie łatwo było się oprzeć. Nigdy nie odmawiałam dobrej zabawy… Cecha ta była cholernie pożądana w tym szczeniackim wieku, prawda? Byłam chętna na nowe wyzwania, jeśli wiesz o czym mówię. Miałam zdecydowanie więcej kolegów niż koleżanek, nigdy za dobrze nie dogadywałam się z dziewczętami… Nie żeby sprawiało mi to kiedykolwiek przykrość. Kobiety są zawistne i sztuczne, mój drogi. Nie można im ufać. Mężczyźni są o wiele bardziej prawdziwi…


Hogwart ukończyłam z wynikami bardzo przeciętnymi, ale z silnym przekonaniem przeciwstawienia się rodzicom. Moje plany na życie zupełnie nie pokrywały się z tymi powziętymi przez nich. Nie w głowie było mi ukartowane przez nich małżeństwo, nie chciałam skończyć jako kolejna strażniczka domowego ogniska, nie wyobrażałam sobie siebie w tej roli. Miałabym ograniczyć się do dyrygowania skrzatami domowymi, spotkaniami z osobami, z którymi wcale widzieć się nie chciałam oraz wydawania z siebie kolejnych dziedziców mego zapracowanego małżonka? Po moim trupie. Od pamiętnej kłótni z moimi rodzicami minęło pięć lat, a ja do dziś pamiętam każdy jej szczegół. Doskonale zapamiętałam łomot, który wydawały z siebie moje kolejno wyrzucane z domu rzeczy. Leciały nie tylko drzwiami, ale także oknami. Widok zapierający dech w piersiach, szczególnie gdy miało się lat osiemnaście i sto galeonów w sakiewce. Skoro nie chciałam grać według ich zasad miałam radzić sobie sama… Szczerze powiedziawszy nie przewidziałam tego, że ot tak po prostu wyrzucą mnie z domu. Wyobrażasz to sobie? Duma nie pozwoliła mi starać się załagodzić sytuację, zabrałam co moje i przekroczyłam próg swojej rodzinnej rezydencji po raz ostatni.


Z bogatej dziedziczki państwa Dolohov stałam się… nikim? Na Merlina, nie potrafisz sobie nawet wyobrazić co wtedy czułam. Nie miałam nikogo do kogo mogłabym zwrócić się ze swoim problemem. Graham? Prędzej wróciłabym do domu prosząc rodziców o wybaczenie. Rodzina matki także nie wchodziła w grę. Nie wiem czy miałeś kiedykolwiek okazję poznać przedstawiciela Rowle’ów… Wystarczy, że powiem, że prędzej dostałabym gwiazdkę z nieba niż pomoc w realizacji swoich marzeń. Pamiętam, że siedząc samotnie na ławce w parku i ćmiąc papierosa za papierosem pomyślałam, że to moje życie i jeśli sama nie nadam mu odpowiedniego toru to czy zasługuję na to, by przeżyć je po swojemu?  Miałam kilkoro przyjaciół gotowych udzielić mi pomocy, jednak czy chciałam zaczynać od zaciągania długów? Niekoniecznie. Musiałam spróbować poradzić sobie sama, gotowa prosić o pomoc wyłącznie wtedy gdy byłaby to moja ostatnia szansa do zrealizowania celu.


Wynajęłam mały pokoik na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, oszalałabym w nim zapewne gdyby nie magia. To dzięki niej ta ponura nora była przynajmniej czysta i pozbawiona nielegalnych lokatorów takich jak szczury i karaluchy. Nie mogłam narzekać, było tanio i anonimowo, a właśnie na tym najbardziej mi zależało, chociaż okolica była paskudna. Za każdym razem gdy musiałam opuścić pokój po zmroku ściskałam różdżkę kurczowo w dłoni zaklinając w myślach każdego podejrzanie wyglądającego przechodnia. Któregoś po południa wracając z lombardu, w którym zastawiłam jeden ze swoich pierścionków, natknęłam się na ogłoszenie, w którym poszukiwano piosenkarki mającej zabawiać gości nowo otwartego lokalu. Potrafiłam śpiewać, tańczyć oraz grać. Wyczułam, że może to być okazja, na którą od dawna czekałam. Rozmowa z właścicielem Wenus miała odbyć się tego samego wieczora. Czy wiedziałam wtedy, że pod przykrywką eleganckiej restauracji kryje się luksusowy burdel? Oczywiście, że nie. Czy by mnie to zraziło? Znasz mnie, więc nie spoglądaj na mnie takim oburzonym spojrzeniem. Nie miałam wiele czasu na przygotowania, lecz szczerze powiedziawszy nie stresowałam się tą rozmową. Wiedziałam, że jestem bezkonkurencyjna, a kontakty z mężczyznami nie sprawiały mi najmniejszych kłopotów. Caesara Lestrange’a kojarzyłam z hogwardzkich murów, uczęszczaliśmy do jednego domu. Oczywiście nie rozpoznał mnie; był sześć lat starszy i nie zaprzątał sobie głowy jedenastoletnimi podlotkami. Intuicyjnie wyczuwałam, że spodobało mu się to co zobaczył i usłyszał. Dostałam tę pracę, tym razem zawdzięczałam to tylko i wyłącznie swojemu talentowi.


Wykupiłam zastawioną biżuterię. Przeprowadziłam się do lepszej kwatery, w której przebywanie nie wpędzało mnie w stany depresyjne. Dzielnica, w której zamieszkałam nie wywoływała na mojej twarzy nerwowego tiku i dreszczy przebiegających po karku za każdym razem, gdy moje spojrzenie krzyżowało się ze spojrzeniem mijanej z naprzeciwka osoby. Uzupełniłam garderobę o nowe stroje oraz biżuterię. Wreszcie czułam, że wszystko zmierza tam gdzie powinno. Wieczorami występowałam w Wenus, odrzucając jednak liczne aczkolwiek nie nachalne propozycje spotkania tête-à-tête. Byłam artystką, a nie kolejną dziwką Caesara i nie chciałam zmieniać tego stanu rzeczy. Nie mam pojęcia, jakby potoczyło się moje życie, gdyby Lestrange’a nie przedstawił mnie któregoś wieczoru pewnemu mężczyźnie w średnim wieku, jak się później okazało dyrektorowi londyńskiego teatru… Żadne z nas nie zagrało czysto, a mimo to interes ubiliśmy uczciwie dla obydwóch stron. Krzywisz się, widzę że zaczynasz się domyślać jak skończyła się dla mnie ta noc. Owszem, spędziłam ją z owym dżentelmenem. Ani nie jestem z tego specjalnie dumna, ani też zawstydzona, a już na pewno nie żałuję tego kroku. Otworzyło mi to drzwi do kariery, o której marzyłam. Mówiłam Ci już kiedyś, że nie cofnęłabym się przed niczym, aby osiągnąć swój cel.


Zaczynałam od ról, którymi pogardziły moje starsze i sławniejsze koleżanki, pamiętasz? Były to niewielkie epizody, jednak dla mnie znaczyły one więcej niż możesz sobie wyobrazić. Nareszcie byłam tam gdzie chciałam znaleźć się od lat! Przez pierwszy rok pracy na teatralnych deskach, występowałam również w Wenus. Niekiedy zdarzało mi się kończyć noc w łóżku mojego nowego szefa, jednak z miesiąca na miesiąc miało to coraz rzadziej miejsce. Aż w końcu zaczęłam dostawać coraz bardziej znaczące role, stawałam się rozpoznawalna i z dnia na dzień bardziej samodzielna. W końcu udało mi się wypracować taką pozycję, iż mogłam pożegnać się z Wenus i w pełni zaangażować się w realizację swojego marzenia. Zaczęłam grywać główne role, a do łóżka wpuszczać wyłącznie tych, na których faktycznie miałam ochotę. W wieku dwudziestu jeden lat byłam prawdziwą gwiazdą oraz kobietą niezależną. Nie zależało mi na opinii publicznej, nie przejmowałam się nagłówkami w gazetach krzyczącymi o kolejnych skandalach z moim udziałem. Miałam świat u stóp i zamierzałam z tego korzystać tak długo jak mogłam. Zatraciłam się w wolności, którą dysponowałam. Zachłysnęłam się nią, wplątując się niekiedy w naprawdę nieprzyjemne sytuacje. Najczęściej wychodziłam z nich bez większego uszczerbku…


Słucham? Nie. Niczego nie żałuję






Patronus: Nie potrafi wyczarować










 
17
0
10
0
0
0
0


Wyposażenie

Różdżka, teleportacja, dwanaście punktów statystyk



Gość
Anonymous
Gość
Re: Francesca Dolohov [odnośnik]30.09.15 23:05

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Francesca jest prawdziwą kobietą, która z pewnością niejednemu złamała serce. Mężczyźni nie przechodzą obok niej obojętnie. Aktorstwo zawsze kojarzyło się z pewnego rodzaju wyzwoleniem i panna Dolohov z pewnością się w to wyobrażenie wpisuje. Droga do celu, po trupach przyjaciół czy wrogów, nie ma znaczenia, liczy się jedynie cel. I pewnie równie wielu ją za to kocha jak i nienawidzi.

OSIĄGNIĘCIA
Niczego nie żałuje
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:17
Transmutacja:0
Obrona przed czarną magią:10
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:0
Inne
teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[30.09.2015r.] 900 - 720 - 100 - 50 = 30


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Francesca Dolohov
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach