Melpomene Liliane Abbott
Nazwisko matki: Longbottom
Miejsce zamieszkania: Norton Avenue, Dolina Godryka
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: arystokratka
Wzrost: 165 cm
Waga: 50
Kolor włosów: ciemny blond
Kolor oczu: niebiesko-szare
Znaki szczególne: bardzo drobna budowa ciała, lekko zadarty nos, dość krótkie włosy ścięte po niedawno przebytej chorobie, drobny medalion w kształcie znikacza, lekki zapach kwiatowych perfum
16 cali Dziki bez Włókno z serca smoka
Hufflepuff
-
śmierć najbliższych krewnych
miód, goździki, las iglasty, pomarańcze
moje imię na stałe wpisane w rodową historię
muzyka, opieka nad magicznymi stworzeniami, balet
brak
podjadanie ciastek z nugatem, wygrywanie w szachy, przejażdżki konne i czytanie niezbyt lotnych romansideł
Opera, jazz, po cichu rock&roll
Milly Alcock
Gdy przyszłam na świat wszyscy mieli jasną i wyraźną wizję tego, jak będzie wyglądało moje życie. Jestem jedyną córką lorda Abbotta i jego ukochanej żony. Jestem oczkiem w głowie całego Somerset. Jestem jego dumą i radością. Kim jestem, by sprzeciwiać się tak ważnemu przeznaczeniu?
Wychowywano mnie w umiłowaniu do wszystkiego, co dobre i piękne. Znałam nazwiska największych malarzy i muzyków, zanim jeszcze nauczyłam się tytułów magicznych rodów. Trzymałam smyczek, zanim jeszcze w pełni nauczyła się trzymać pióro. Zawsze w pierwszych rzędach w filharmonii, zawsze w pierwszym rzędzie w galerii. Nic co złe, podłe i brudne nie miało do mnie dostępu. Nawet moi bracia nie śmieli mi dokuczać. Dla nich była uroczym kwiatuszkiem, o którego należy dbać i chronić za wszelką cenę. Nie pozwalano mi nawet na lot na miotle. Mówiąc szczerze nauczyłam się tej sztuki dopiero w Hogwarcie. Gdy miałam pięć, lat zdobyłam się na akt buntu, ukradłam miotłę ze składziku i przeleciałam na niej wzdłuż ogrodu. Do dziś ze śmiechem wspominam te wszystkie przerażone spojrzenia. Zachowywali się tak jakby miotła miała się zaraz rozpaść na kawałki, a przecież upadłam dopiero z niej schodząc. Najdziwniejsze jest to, że posadzono mnie w siodle jednego z rodowych kuców, zanim jeszcze nauczyłam się stać na dwóch nogach. Nikt nie wpadł na to, że jazda konna mogła być znacznie niebezpieczniejsza niż latanie. Moje dzieciństwo krążyło wokół sztuki, muzyki, lekcji baletu, znikaczy, kuców i śmiechu moich braci. Byłam kochana, wiecznie zajęta, ale przede wszystkim szczęśliwa.
Jednym z elementów wychowania młodej damy są występy przed rodziną oraz przyjaciółmi. Wysoko urodzone panienki mają zaprezentować efekty wielogodzinnych ćwiczeń, poświęceń i nie raz cierpień. Wierzcie mi, że nawet oberwanie tłuczkiem nie boli tak jak wyćwiczenie do perfekcji najprostszej figury baletowej. Taniec nie był jeszcze taki zły. Zawsze miałam partnera, na którym mogłam polegać albo stado kuzynek opanowujących właśnie ten sam układ. Najgorsze były recitale. Mam wrażenie, że tylko Ren dostrzegał moje drżące palce i łamiący się głos. Przy każdej okazji błagałam los by zakończył moją męczarnię, gromem z jasnego nieba. Tylko anioł stróż ratował mnie przed kolejnymi kompromitacjami. W końcu nawet mama przestała snuć marzenia o mojej muzycznej karierze. Okazało się, że nawet ja mam jakieś wady i nawet ja nie jestem w stanie poświęcić wszystkiego, by zadowolić innych.
Pierwszy rok w Hogwarcie był szokiem. Na początku czułam ekscytacje. W końcu miałam poznać świat, o którym przecież tak wiele słyszałam. Problem polegał na tym, że nie do końca była przygotowana na…to wszystko. Nagle zmuszono mnie do kontaktu z ludźmi zupełnie innymi niż ja. Z ludźmi, którzy znali może ze dwie rymowanki po francusku a o łacinie nawet nie słyszeli. Z dziewczynkami zachowującymi się niemal tak swobodnie, jak chłopcy i z chłopcami, którzy nie wiedzieli nawet czym jest galanteria. Miałam oczywiście wokół siebie kilku przyjaciół z dzieciństwa, ale to nie wystarczało. Nie byli w stanie ochronić mnie przed rzeczywistym światem. Biedna, mała zagubiona Mela. Nikt za bardzo nie wiedział, jak mnie uratować.
Zaadaptowałam się dopiero na drugim roku, gdy pod swoje skrzydła wzięła mnie jedna z kuzynek. To nie tak, że nie lubiłam ludzi niżej urodzonych czy oceniałam kogoś przez pryzmat czystości krwi. Ten świat był inny, nikt nie wiedział, jak przygotować mnie na tę inność, nikt nie chciał burzyć mojego idealnego świata. Poradziłam sobie, bo przecież to był mój obowiązek. Potrzebowałam tylko odpowiedniego planu i odrobiny czasu.
Tak naprawdę jedynymi przedmiotami, którymi szczerze się interesowałam były zielarstwo, astronomia i przede wszystkim opieka nad magicznymi stworzeniami. Pozostałe traktowałam jak kolejny obowiązek, z którego należało się wywiązać, tak by spełnić swoją powinność wobec rodziny. Gwiazdy i kwiaty były piękne i wiedziałam, że muszę je zrozumieć, tak by móc w pełni korzystać z ich darów. Tak samo przecież było ze sztuką. Należało posiadać odpowiedni poziom wiedzy, by móc się nią szczerze cieszyć. Opieka nad magicznymi stworzeniami była czymś naturalnym i oczywistym. Znałam już pewne podstawy obserwując i pomagając zarówno w rezerwacie, jak i stadninie, ale musiałam wiedzieć więcej, nie było co do tego, żadnych wątpliwości. Gdzieś z tyłu głowy, gdzieś gdzie kryją się najdziwniejsze myśli, pojawił się pomysł, że może kiedyś zostanę magizoologiem, a Somerset już na zawsze pozostanie moim domem.
Początek piątego rok szkoły, sowa z listą podręczników pojawiła się jak już miało miejsce wiele razy wcześniej. Tym razem niosła ze sobą klątwę, która brutalnie naznaczyła moje życia na kolejne miesiące. Gdy z koperty wypadła oznaka prefekta mój płacz zwabił do pokoju połowę domowników. Nikt nie rozumiał co się właśnie stało. Moi bracia zaczęli chodzić po pokoju w poszukiwaniu potwora, który śmiał zaatakować ich maleńką siostrzyczkę. Wciąż stałam w jednym miejscu nie mogąc się uspokoić, a trzęsącym się palcem wskazywałam coś na stole. W końcu Rhen podniósł ze stołu odznakę patrząc na mnie z niezrozumieniem. Rodzice puchli z dumy, bracia się podśpiewywali, a ja wciąż uparcie płakałam. Ja miałam wziąć na siebie taką odpowiedzialność? Ja miałam przewodzić i pilnować porządku? Czy ktoś tu do końca oszalał?! Słuchanie o tym, że to zaszczyt było jak posypywanie rany solą. Jeszcze na dodatek nie mogłam odmówić, bo to przecież przyniosłabym wstyd. Dobrze, moim oceną nie można było nic zarzucić, ale głównie dlatego, że lubiłam być zajęta. Parę razy zlitowałam się na zagubionym pierwszakiem czy jako mało inteligentny kaduceusz wpadłam pomiędzy awanturujących się chłopców, ale to jeszcze nie powód, żeby powierzać mi władzę. Gdy rozpoczął się rok szkolny byłam istnym kłębkiem nerwów. Miałam tylko nadzieję, że aura spokoju i dobroci, którą podobno wokół siebie roztaczałam nie postanowi nagle zniknąć bo stwierdzi, że przez te wszystkie lata zbyt mocno jej nadużywałam. Przez pierwszy tydzień całkowicie polegałam na moim partnerze, na którego chyba podziałał kolejny element roztaczanej przez mnie aury, czyli chęć pomagania i opiekowania się drobniutką Mel. Chociaż może to moja szczęśliwa gwiazda po raz kolejny uchroniła mnie przez całkowitą kompromitacją. Mało co poszerza twoje zdolności poznawcze jak kontrola korytarzy w poszukiwaniu kolejnego głupca, któremu wydaje się, że może wszystko. Muszę jednak przyznać, że moment, w którym mogłam odebrać punkty mojemu bratu za mało inteligentne zachowanie, nieco wynagrodził moje cierpienia.
Plan nie uwzględniał uczestnictwa w jakichkolwiek kursach. Gdybym wyraziła podobną chęć ojciec lub dziadek znaleźli by dla mnie odpowiednich nauczycieli. Jednak po co miałabym to robić, skoro odkąd skończyłam osiem lat wiedziałam kto zostanie moim mężem i jak będzie wyglądało moje życie. Nasi ojcowie przyjaźnili się od dziecka. Nestorowie dawno temu przyklasnęli pogłębieniu wielowiekowego sojuszu pomiędzy naszymi rodami. Wszystko było ustalone, on miał wrócić z nauki za granicą, ja miałam przykładnie czekać na męża i dbać o to by o mnie nie zapomniał. Gdy znów zamieszkał na rodzimej ziemi, zaręczyny zostały oficjalnie ogłoszone. Zaczęły się wielkie przygotowania a ja byłam szczęśliwa, miałam być najszczęśliwszą panną w całym Somerset. Wszystko odbywało się według planu. Porządek został zachowany, choć cały świat próbował go zburzyć. W końcu się udało…zginął. W płucach zaczęło brakować mi powietrza. Nie z żalu, lecz ze strachu. Podstawy, na których budowałam swoje życie, swoje plany, zaczynały się powoli osuwać. Nie pamiętam okresu żałoby. Wszystko spowiła czerń i pożerająca mnie od środka melancholia. Najgorsze jednak było to, że gdy opadły wszystkie emocje poczułam…ulgę. Nie jestem wstanie tego zrozumieć nie mówiąc, już o wybaczeniu. Z nikim nie podzieliłam się tą myślą. Jak mogłabym przyznać się do czegoś tak okropnego? Jestem potworem? Jestem potworem zamkniętym w złotej klatce? Myślałam nawet o tym, by raz na zawsze skończyć z tym wszystkim. Unosząc się na grzbiecie jednego z wierzchowców, patrzyłam na fale rozbijające się o kamienne brzegi. Wiatr był tak silny, że ledwie zdołałam utrzymać się w siodle. Nie umiem pływać, zresztą to i tak nieistotne. Prądy łatwo poradziłby sobie z moim wątłym ciałem. W trakcie wojny wciąż ktoś przecież znikał. Moja śmierć i tak nie miałaby znaczenia.
Zaburzony porządek, plan, który przestał mieć racje bytu. Chaos wywołujący uczucia, które nie powinny zaistnieć, pytania i wątpliwości. Miałam być żoną i matką, ale dziś już nią nie zostanę. Sama wybrałam tą ściężkę. Nie mogę mieć do nikogo pretensji. Wojna to kiepski czas na zakładanie rodziny. Zresztą mężczyźni, chcąc być uznanymi za bohaterów zbyt chętnie poświęcają własne serca walce, zapominając zabrać ze sobą jeszcze głowę. Zostałam sama i nie wiem co dalej. Wciąż uciekam do moich czworonożnych przyjaciół, bo tylko oni zapewniają spokój, którego potrzebuje. Nowy plan, potrzebuje nowego planu. Powoli zaczynam się starzeć, a nie mam nic czemu mogłabym się szczerze oddać. Czy ja potrafię coś poza uśmiechaniem się, wygrywaniem kilku utworów czy zgrabnym poruszaniem nogami? Nawet tak kochany przezemnie balet przestał dawać mi jakąkolwiek radość. Po co były te całe tysiące godzin spędzone na sali ćwiczeń? Komu przydały się poranione opuszki palców od strun i smyczka? Dobrze, że przynajmniej miałam na tyle oleju w głowie i byłam na tyle spostrzegawcza, by uczyć się opieki nad magicznymi stworzeniami czy obserwować pracę opiekunów w rezerwacie. Tak, może przynajmniej do tego się nadaje. Rezerwat znikaczy i wybieg dla kuców to moje miejsce. Tam przynajmniej nie łapie się na ironicznych uśmiechach czy niechętnym przewracaniu oczami. Czuje, że jeszcze chwila a z radości Somerset zmienię się w jego ponury cień. Nie mam już siły, świat jest zbyt zajęty, by usłyszeć moje ciche wołanie o pomoc. Dlatego wciąż pozostaje uśmiechnięta. Wciąż staram się odegnać smutek z serc tych, którzy są mi tak bliscy. Są przecież znacznie ważniejsze rzeczy niż kilka wątpliwości młodej trzpiotki. Nawet jeśli tracę już siły to dam sobie sama rade. Wsiądę na grzbiet wierzchowca i zniknę za kolejną górą. Wolna od ludzkich spojrzeń pozwolę na sobie kilka chwil szczerych uczuć. Wyrzucę je z siebie, by móc wrócić w bezpieczne objęcia rodziny i wciąż być ich dumą i radością. Niektóre rzeczy przecież nigdy się nie zmieniają.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | +5 (różdżka) |
Uroki: | 9 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 13 | 0 |
Zwinność: | 18 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
łacina | II | 2 |
francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | II | 10 |
ONMS | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szczęście | II | 10 |
Savoir-vivre | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Sztuka (wiedza) | II | 7 |
Muzyka (skrzypce) | II | 7 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Taniec balowy | I | 0.5 |
Taniec klasyczny | II | 7 |
Jeździectwo | II | 7 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 0 |
Ostatnio zmieniony przez Melpomene Abbott dnia 09.09.22 22:04, w całości zmieniany 2 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: William Moore
[23.01.23] Spokojnie jak na wojnie: +50 PD