Julien Skamander
Nazwisko matki: Sprout
Miejsce zamieszkania: Somerset
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: pracownik i przyszły właściciel rodzinnej hodowli aetonanów
Wzrost: 181 cm
Waga: 79 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: ciemnobrązowe; lewe oko w połowie zielone
Znaki szczególne: wysoki wzrost, leworęczność, pieprzyk pod lewym okiem, dwukolorowe oczy, rozległe blizny po oparzeniach na prawej ręce - od ramienia do nadgarstka
13 cali, wiąz, sierść mantykory
Hogwart, Ravenclaw
płonące kobiece ciało
jaśmin, petrichor, siano
matkę w postaci kota, śpiącą spokojnie na grzbiecie aetonana
aetonanami, jazdą konną, literaturą, animagią
Jastrzębiom z Falmouth
jazda konna, czytanie
spokojnych, melodyjnych utworów jazzowych; wszystkiego po trochu
Thomas Alexander
Pierwsze wyraźne wspomnienie z jego życia przywołuje odległy zapach siana i wilgotnej ziemi po deszczu. Tak samo kojarzy miękką, aksamitną sierść źrebięcia — młodego jak wtedy on sam. Konie są nieodłączną częścią jego życia — były w nim obecne od zawsze i ma wrażenie, że już zawsze będą. Czasami Julien żartuje, że szybciej nauczył się jeździectwa niż zaczął porządnie chodzić, ale, prawdę mówiąc, nie jest to takie dalekie od prawdy. Matka jeździła z Julienem przywiązanym do siebie szczelnie chustami, podczas gdy ten wtedy mógł jedynie uśmiechać się do niej błogo, bez świadomości na temat żadnego zła na świecie. Od samego początku wiadome było dla niego, gdzie leży jego przeznaczenie, to znaczy: przejmie rodzinny interes. Ten przez jego dzieciństwo i nastoletniość w zasadzie dopiero rozkwitał. Ich hodowla była niewielka; stanowiła zaledwie drobną część dużo większej stadniny — swego rodzaju gałąź — wujostwa Juliena, również Skamanderów. Także z nią chłopak ma wiele wspólnego — spędził tam ogromną część młodzieńczych lat, gdzie uczono go od podstaw jak zajmować się aetonanami, jak wytwarzać różne potrzebne tym majestatycznym zwierzętom przedmioty za pomocą magikowalstwa, a także jak gospodarować przedsiębiorstwem, w tym jak zarządzać jego finansami. Gdy był jeszcze dzieckiem, to ostatnie wcale nie wydawało się mu atrakcyjne; zresztą, jak to dziecko, wydawało mu się, że pieniądze po prostu są, a nie że trzeba je zarabiać. Miał w końcu szczęście urodzić się w dość zamożnej rodzinie; nie musiał tak stresować się samym przetrwaniem, a zamiast tego cieszyć się dzieciństwem: obcowaniem z magicznymi stworzeniami, pływaniem w pobliskich rzekach, zabawą z rówieśnikami.
Sama magia obudziła się w nim bardzo naturalnie, w wieku około pięciu lat; otoczony nią od zawsze, wydawało się, że wziął pewnego dnia głęboki oddech i przy wydechu ona już tam była, w axis mundi jego ciała. Tak przynajmniej wydawało się jemu — rodzice z kolei często dogryzali mu żartobliwie, że przez swoje temperamentne „Ja też chcę umieć latać!” omal nie wysadził się w samo niebo (na szczęście zatrzymał się na suficie stajni). Julien mógł tylko kwitnąć w środowisku, które stworzyła mu rodzina — wymagało od niego siły, determinacji, chęci uczenia się i ciągłego bycia w ruchu, a tych aspektów właśnie potrzebowała jego osobowość. Później, gdy już musiał większość roku mieszkać w Hogwarcie, upewniał się, że lato spędzi po równo nie tylko w swoim domu, ale też u wujostwa. Doświadczeni hodowcy byli, rzecz jasna, skarbnicą wiedzy na temat opieki nad magicznymi stworzeniami. Julien, pomimo swojego łobuzerskiego usposobienia, chłonął każdą informację na ten temat, zawsze głodny wiedzy.
Zdecydowanie wśród rodziny i znajomych znany jest ze swoich odważnych, czasem może wręcz szaleńczych pomysłów oraz chaotycznej, niemożliwej do opanowania energii, która jednak w jakiś dziwny sposób normowała się w obecności jego matki. Ta była, w kontraście, niezwykle spokojną i wyważoną osobą, i tym samym ujarzmiała Juliena nawet samą swoją obecnością. Można rzec, że to z nią właśnie miał dużo głębszą więź niż ze swoim ojcem. To ona też zasiała w nim ziarno zainteresowania animagią. Sama posiadała umiejętność zamieniania się w puszystego kota o kremowym futrze i lubiła często przebywać w tej postaci. Widok jej, zwiniętej w ciasny kłębek, wygrzewającej się w słońcu na grzbiecie jednego ze skrzydlatych koni, wyrył się w jego pamięci już na zawsze, pozostając w jego umyśle jako definicja spokoju, szczęścia, zadowolenia z życia.
Choć matka i syn dość różnili się od siebie, Julien zdaje się mieć po niej naturalny urok i charyzmę. Wie, jak sprawić, by druga osoba zachowała się tak, jak on tego chce. Od matki nauczył się, że są na osiągnięcie tego celu dwa sposoby — poprzez piękne słowa lub piękny uśmiech, a najlepiej oba naraz. Niejednokrotnie widział ją w akcji, przez co już nigdy nie zlekceważy tych atutów, dostrzegając, jak przydatne są nie tylko w zwykłej komunikacji międzyludzkiej, ale także w biznesie, w którym tak ważna jest siatka odpowiednich znajomości.
W szkole poniekąd spodziewano się po nim talentu do zwierząt ze względu na samo nazwisko — i nie zawodził pod tym względem. Solidne fundamenty wyuczone w stadninie pozwoliły mu na bezproblemowe zdawanie tego przedmiotu w szkole, wręcz z wyróżnieniem. Równie istotne jednak okazało się dla niego przyswajanie wiedzy o transmutacji. Cel był jasny: pójść w ślady rodzicielki i również zostać animagiem. Zdawał sobie sprawę, jak ciężka to sztuka — Skamanderowi nigdy nie brakowało jednak upartości i wytrwałości. Niektórzy dziwili się, że znalazł się w Ravenclaw, ponieważ usposobieniem był bardziej Gryfonem, a przynajmniej takie wrażenie odnosiło się przy pierwszym spotkaniu Julienia. Jednakże inni nie byliby w stanie wskazać żadnego innego domu, do którego pasowałby lepiej. Jego zamiłowanie do zdobywania wiedzy z dziedziny transmutacji i magicznych istot było widoczne gołym okiem. Natomiast równie wyraźne było, że Julien musiał mieć pasję do czegoś, by w ogóle przyswoić dane informacje, a świadczyły o tym całkiem przeciętne i niekiedy bardzo kiepskie oceny z innych dziedzin nauki. I tutaj niekiedy pomagały mu jego… wdzięki, tak samo jak umiejętność dobierania odpowiednich słów, dzięki którym zjednywał sobie przychylność nauczycieli, pomimo słabych wyników z ich przedmiotów. Czasem po prostu… nie sposób się mu oprzeć. A on w pewnym przypadkach nie zawaha się tego wykorzystać.
Był w drużynie quidditcha swojego domu przez trzy lata, zajmując pozycję pałkarza. Dostał się do niej na drugim roku, grał wciąż w trakcie trzeciego, lecz po czwartym uznał, że musi skupić się na SUMach, a szczególnie na tych przedmiotach, które niestety zaniedbał przez lata faworyzowania swoich dwóch ukochanych dziedzin. Cóż, byleby chociaż zdać.
Nigdy nie rozumiał, i dalej nie rozumie, czemu czystość krwi miałaby stanowić jakąkolwiek różnicę wśród czarodziejów — nie wpływa przecież na ich faktycznie umiejętności. Jednakże samemu będąc czystej krwi, nie od zawsze był w pełni świadomy realiów, z jakimi musieli się zmagać inni. Choć początkowo nie obierał twardego stanowiska na ten temat, tak z czasem moralne wartości jego rodu — ale też własny rozum — pchnęły go do żywej krytyki gloryfikowania czystości krwi. Gdy tylko mógł, bronił innych, niekiedy — jak na gorącą krew przystało — kończąc zamieszany w bójkę. Jego reputacja cierpiała na tym w pewnych kręgach, ale… nie mógł bardziej mieć tego gdzieś. Nie wahał się również kłamać jak z nut, gdy pojawiała się potrzeba krycia któregoś ze swoich przyjaciół — tyle razy, ile to było konieczne, aż zaczął brzmieć bardzo wiarygodnie. Do tej pory uważa zresztą, że żyją w czasach, w których prawdomówność niestety nie ma prawa być najlepszą opcją do wyboru; bardzo łatwo jest nieumiejętnym wygłaszaniem prawdy pozbawić życia siebie lub, co gorsza, swoich bliskich.
Uwielbiał zawracać głowę swoim natarczywym zainteresowaniem nauczycielowi wykładającemu transmutację. Pytał go na temat wszystkiego, co mogło dotyczyć animagii, aż ten wreszcie ustąpił, udostępniając mu wszelkie potrzebne materiały, nierzadko ze swojej prywatnej kolekcji. Julien nauczył się wiele — tyle, że jeszcze przy skrupulatnej pomocy od matki, w latach następujących po Hogwarcie, był w stanie zamieniać się w srebrnego lisa już w wieku 23 lat. Od tamtej pory ciągle doskonali tę umiejętność, jako że wciąż daleko mu do perfekcji.
Po ukończeniu szkoły Julien poświęcił się przede wszystkim hodowli; poznał lepiej świat i uświadomił sobie procesy, jakie nim sterują. Z tą wiedzą nie mógł dłużej uciekać od zagłębienia się w ekonomię, jeżeli faktycznie biznes miał zostać przekazany w jego ręce w przyszłości. W ciągu tych kilku lat umacniała się jednocześnie pozycja jego rodziny jako hodowców, ale także samego Juliena jako jednego z przedsiębiorców, choć naturalnie wciąż uczącego się. W tej kwestii i ojciec, i wuj nie traktowali go pobłażliwie, często wrzucając na głęboką wodę z — przykładowo — zadaniem samodzielnego zawiązania kontraktu z ważnym dla nich dostawcą, wyperswadowaniem lepszej ceny zakupu surowców czy sprzedaży jednego z koni. Nie zawsze był stuprocentowo skuteczny, aczkolwiek z czasem i dzięki ciągłej praktyce wyszkolił w sobie pewną siłę przebicia, zdolność umiejętnego negocjowania, z wykorzystaniem zdobytych umiejętności i wiedzy. Nie przeszkadzał także fakt, że podczas tych wszystkich biznesowych spotkań stał się rozpoznawalny — tym samym jego twarz stała się znajoma i kojarzyła się z owocną współpracą. Można by więc rzecz, że pomimo ciężkich czasów… życie zapowiadało się całkiem dobrze.
Nastąpił 10 maja 1956 roku, czyli dzień, w którym Anomalie przyniosły tragedię na jego dom. Piorun uderzył pierwszy — dopiero potem, za późno, ostrzegł ich przeraźliwy grzmot. Nie potrzeba było dużo czasu, by budynki zajęły się ogniem, który ostatecznie zdewastował ich drobną hodowlę. Nigdy nie zapomni osobliwego, mrożącego krwi w żyłach widoku płomieni, bez problemu wytrzymujących szalejącą w tym samym momencie nawałnicę; katastrofalnego spotkania dwóch przeciwnych sobie żywiołów. Co jednak okazało się dla niego najbardziej druzgocące — pożar odebrał mu matkę, której płonąca postać nadal ukazuje mu się w koszmarach. Tamtej nocy stracił poniekąd też i ojca, który wciąż nie wrócił do siebie po stracie małżonki. Nawet dziś obwinia siebie — że przeżył on zamiast niej — a także Juliena, którego ocalenie w rzeczywistości można przypisać jedynie niesamowitemu szczęściu. Nie wyszedł z tej klęski całkiem bez szwanku — kolejnym przypomnieniem o majowym wydarzeniu jest rozległa blizna po oparzeniach na niemal całej prawej ręce. Odnosi się też wrażenie, że Julien otoczył się wewnętrznym murem w konsekwencji tego, co się stało, zarówno nabierając mentalnej siły, jak i pogrążając się w — niecharakterystycznie dla niego — cichym cierpieniu i żałobie.
Najbardziej naturalnym rozwiązaniem było wyprowadzenie się już na dobre do wujostwa, razem ze swoim ojcem, z którym kontakt nadal ma niesamowicie trudny i skomplikowany. Natomiast rodzina, która od zawsze traktowała go jak własnego syna, otoczyła go opieką bez krzty wahania. Tam zajmuje się stadniną aetonanów Skamanderów, u boku wujka. Szkolony jest też ciągle do przejęcia biznesu, gdy przyjdzie na to czas — niby ciągle podążając za czymś, co od samego początku zna jako swoje przeznaczenie, a jednak nigdy już nie będąc taki sam jak kiedyś.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 3 | 0 |
Uroki: | 2 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 16 | +5 (różdżka) |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 15 | 0 |
Zwinność: | 9 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Kokieteria | I | 2 |
ONMS | III | 25 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | I | 2 |
Szczęście | II | 10 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Magikowalstwo | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Quidditch | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Taniec współczesny | I | 0.5 |
Walka wręcz | I | 0.5 |
Jazda konna | II | 7 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 (+0) |
Reszta: 4.5 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Julien Skamander dnia 17.04.24 1:25, w całości zmieniany 13 razy
and throw us to the wolves
that is how we are wired
that's where we b e l o n g
Witamy wśród Morsów
twoja karta została zaakceptowana- znajdź towarzystwo •
- wylosuj komponenty •
- załóż domek
- mapa forum •
- pogotowie graficzne i kody •
- ekipa forum
Kartę sprawdzał: William Moore