Emily Brand
Nazwisko matki: White
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka, West Country
Czystość krwi: mugolska
Zawód: urzędniczka w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wzrost: 174cm
Waga: 67kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: okulary - tak, absolutnie; bez nich wygląda jak zupełnie inna czarownica
13 cali, dziki bez, sierść psidwaka
Hufflepuff
Lwica
Płacząca matka, obwiniająca o całe cierpienie swoją małą córkę
Tulipany, świeżo skoszona trawa i gorące kakao
Rodzina w komplecie
Czytanie kryminałów w przerwie między opieką nad dzieciakami a pieczeniem najlepszych szarlotek na świecie
Sokoły z Heidelbergu, oczywiście!
Za stara jestem na takie rzeczy
Tej radiowej - zawsze puszczą coś ciekawego
Cate Blanchett
kohana babció
Nigdy nie przysyłaj mi smaczków marcepanowych! Som fój! Mama muwi, że bende miała popsute zemby i nie dorzyje ośmió lat. Myślisz, że to zabawne? Nie! Mam sześć lat i wolę jeść naleśniki z drzemem mamuni. Jest fajnie.
PS. Ale morzesz mi przysłać te truskawkowe cókierki, bo som pycha. Buźaczki.
Kochana Babciu
Mam już osiem lat i nie robię błędów w listach. Mama mówi, że to dobrze, bo takie niewychowane dziewczynki nie żyją długo, a jak już żyją, to zostają starymi pannami. Nie wiem, co to znaczy. Powiesz mi? Bo ty chyba taką panną nie byłaś?
Trochę się martwię, że rodzice niedługo bardzo zaczną na mnie krzyczeć. Tobie mogę to powiedzieć, bo ty nawet wierzysz w to, że orki potrafią skakać aż do nieba. Bo wiesz, że orki to takie pandy, ale w wodzie? Wiciałam Widziałam wczoraj w książce taty! No ale wracam w temat. Dzisiaj w szkole pani na mnie krzyczała, bo brzydko pisałam na tablicy i zaczęła się palić. A ja nie wiem czemu! Tylko smutno mi się zrobiło i spojrzałam tak na nią, a potem fju jej się włosy podpaliły!
Babciu, jak rodzice będą krzyczeć, to przyjadę do ciebie i pomogę ci doić Mariettę. Marietta jest kohana.
Tata przyjechał i mama jest bardzo szczeńśliwa. Powiedziała, że jest najodważniejszym żołnierzem na świecie.
PS. Jednak robię błędy.
Kochana Babciu
Dzisiaj przyszedł do nas ksiądz i kazał mi usiąść na krześle. Musiałam mrugać często, bo mnie psikał takim dziwnym czymś i krzyczał coś głośno. Trochę się przestraszyłam. Jak ksiądz poszedł, to mama mi powiedziała, że mam w sobie złego ducha i trzeba go wygonić.
Może to przez Daniela, który wczoraj wypluł mi gumę na włosy, a potem upadł na ziemię z zawiązanymi sznurówkami? Śmiesznie wyglądał, kiedy tak leciał! Ale to nie ja mu je zawiązałam, naprawdę! One same tak! A włosy uratowałam. Nie zetnę ich nigdy, som piękne!
Jutro idę do nowej szkoły, bo w tamtej mnie nie chcieli, chociasz uczę się bardzo ładnie. Pani Acton mówi, że języki mi dobrze wchodzą do głowy. Angielski jest prosty, umiem też trochę duńskiego, bo tatuś jest stamtąd i mnie uczył. To taki śmieszny język! Ma wywijasy i kółeczka nad literkami! Kiedyś do ciebie przyjadę i będę tak mówiła, a ty nic nie zrozumiesz!
PS. Przyślesz mi jeszcze te truskawkowe cukierki? Proszę, proszę! Ślicznie tak proszę!
Kochana Babciu
Mam jedenaście lat i wiem, skąd wziął się ten cały bałagan kilka lat temu. To ja podpaliłam pani Findwick włosy. Niespecjalnie, jak mi powiedział starszy pan, który do nas przyszedł, ale to byłam ja. Mama zemdlała, ale tata szybko ją złapał. W sumie nie pamiętam imienia ani nazwiska tego pana, ale był wysoki i dobrze mu z oczu patrzyło. A nie pamiętam, bo to, co mi powiedział, było takie super, że o niczym innym już nie myślałam! Wiesz, co mi powiedział? Że jestem czarownicą! No nie tą Babą Jagą z bajek na dobranoc, które opowiadał mi tata, ale taką fajną czarownicą, która bardzo dużo potrafi, a jeszcze więcej się nauczy. Dał mi list z taką ładną czerwoną pieczątką!
Jutro idę z ciocią Gryzeldą na zakupy! Ale będzie fajnie!
PS. Ciocia powiedziała, że będę mogła wybrać sobie zwierzątko. Mogę kupić sobie małą orkę? Orki są milusie!
Kochana Babciu
Wybacz, że przez ostatnie trzy lata nie napisałam do ciebie ani słowa. Jeśli mam być wobec ciebie szczera, to nie miałam czasu ani chęci. Jak już przyszły chęci, to sił zabrakło. Jak siły były, nie było czasu ani chęci. Hogwart to cudowne miejsce. Jest pełen rzeczy, których istnienia nigdy nie byłam świadoma. I wiesz, co ci powiem? Jestem na ciebie zła, że mi niczego nie powiedziałaś. Ciotka musiała mi to wszystko tłumaczyć. Obie jesteście czarownicami, ale moją matkę jakoś ten talent ominął szerokim łukiem. A teraz znowu ja musiałam go otrzymać. Oczywiście, że się cieszę, ale… jak mogę w pełni wykorzystać ten dar, kiedy bez przerwy muszę być psychicznie przygotowana na szykany i wyzwiska ze strony innych uczniów? Mogłaś mnie chociaż ostrzec, naprawdę! A teraz muszę się z nimi użerać na każdym kroku. Większość obelg puszczam mimo uszu, ale jeśli już naprawdę się wkurzę, to dostają aquamenti po głowie.
Wracam na każde wakacje do domu. Mama powiedziała, że już nie może grać na wiolonczeli, bo wczoraj ktoś podłożył bombę pod rozgłośnię radiową, gdzie grała i trzymała instrument. Tuliłam ją całą noc, bo płakała. Szkoda mi jej, była w tym naprawdę dobra. Wielokrotnie mówiła mi, że mam dobry słuch i mogę z powodzeniem zostać muzykiem, ale… los wybrał dla mnie chyba inną ścieżkę.
PS. Nie przysyłaj mi niczego. Nie mam ochoty na słodycze.
Kochana Babciu
Żyjesz jeszcze? Mam nadzieję, że tak. Wczoraj były moje siedemnaste urodziny. Nie będę cię oszukiwać, jest mi smutno. Kończy się moja przygoda w Hogwarcie. Uczę się cały czas do ostatnich testów, ale wydaje mi się, że nie będę miała większych problemów z ich zdaniem. Starałam się wyciągnąć z tego miejsca wszystko, co tylko mogłam. Świetnie radzę sobie z zaklęciami, transmutacja też nie idzie mi najgorzej… tylko eliksirów nie trawię, chociaż mam nadzieję, że wyciągnę je przynajmniej na zadowalający. Mam już pewne plany na przyszłość. Są ambitne, ale wciąż w zasięgu mojego wzroku i dłoni. Chcę dostać pracę w Ministerstwie Magii. Pokażę tym zapyziałym, bogatym dzieciakom, że czarodzieje z moją krwią nie są wcale gorsi! I wiesz? Wczoraj pani profesor Goodwing powiedziała mi, że mam ogromne szanse! Ta nadzieja trzyma mnie przy zdrowych zmysłach.
Mam do ciebie ogromną prośbę. Przyślesz mi z powrotem moje listy? No, chyba że je spaliłaś, w co nie wierzę!
PS. Nie umieraj jeszcze, dobrze? Kocham cię.
Kochana Babciu
Jestem na trzecim roku stażu w Ministerstwie. Regały w mojej głowie zasypane są tonami dokumentów, które przeszły przed moimi oczami. Mój przełożony powiedział, że na pewno przyjmą mnie na stałe. Nie spocznę na laurach, będę starała się pokazać im, że jestem lepsza od tych, którym umiejętność magi należy się z samego nazwiska. (doczytaj się hektolitrów ironii w tym zdaniu) Najbardziej zależy mi na udowodnieniu sobie, że naprawdę potrafię. Jak to kiedyś sama powiedziałaś - walka z samym sobą jest tą najtrudniejszą, jaką można w życiu stoczyć.
Dziękuję, że przysłałaś mi moje stare listy! Będę miała co czytać, kiedy będę starsza. To miłe wspomnienie.
PS. Wybacz, że piszę tak krótki list po tak długim czasie. Nie mam ani czasu, ani siły, by pisać cokolwiek dłuższego.
Najukochańsza z ukochanych
Tego listu nie dostaniesz już do rąk. Nie poczujesz pod opuszkami palców szorskiej faktury pergaminu, nie powąchasz go, by móc jeszcze raz przypomnieć sobie zapach domu swojej wnuczki. Nie przeczytasz słów, którymi chciałabym ci pokazać jak bardzo tęsknię. Tak, owszem, mam już dwadzieścia pięć lat, ale doskonale wiem, co to tęsknota. Nawet praca nie może pomóc mi jej przezwyciężyć.
Byłam wczoraj w domu. Oprócz twojego pogrzebu i stypy, z której szybko się ulotniłam, mieliśmy w domu skromny deser. Mama upiekła twój ulubiony sernik z rodzynkami. Wszyscy go spróbowaliśmy, a ona potem płakała do nocy. Widzisz, co jej zrobiłaś? Ona cierpi. Nie gorzej, jak wtedy, gdy straciła swoją ukochaną wiolonczelę.
Rok temu poznałam pewnego czarodzieja. Staliśmy obok siebie w windzie w Ministerstwie. Wysiedliśmy nawet na tym samym piętrze. Komiczny zbieg okoliczności, prawda? Było ich potem kilka po drodze do naszego związku. Razem oglądaliśmy zdjęcia, na którym Jocunda Sykes stała dumnie z tymi swoimi goglami na czole i miotłą uniesioną do góry, niczym ze swoim najpiękniejszym trofeum. Opowiadaliśmy sobie o podróżach, które się nam od życia należą, o chmurach, których moglibyśmy posmakować przelatując po nich na swoich miotłach. Kocham go. To człowiek, jakiego ty byś mi w życiu życzyła. Myślisz, że mogłabym wyjść za niego i być najszczęśliwszą kobietą pod słońcem?
PS. Tęsknię za twoimi truskawkowymi cukierkami.
Babciu
Wiesz co? To były żarty z tym Caspienem. Dwa lata temu przeprowadziłam się do niego do domu. Matka stwierdziła, że to może być dobry początek dobrego związku, ale poprosiła, żebym na siebie uważała. Oh, oczywiście! Bo na zostawioną bieliznę w łazience trzeba koniecznie uważać! Na brudne kubki po kawie też! Na Proroki Codziennie odkładające się tonami na szafce w łazience też! I wiesz, co ci jeszcze powiem? On w nocy chrapie. Nie, żebym była nietolerancyjna, oh, proszę cię! Jestem najbardziej tolerancyjną osobą, jaka żyje na tym świecie! Moja krew nie jest szlachetna ani nawet czysta, ale akceptuję wszystkich, którzy chodzą po tym padole. Ten argument wystarczy, by potwierdzić moje słowa, prawda? Mam na ciebie haka. Nie zaprzeczysz, więc punkt dla mnie!
Poza tym, dobrze, niech ci będzie! Te wszystkie argumenty były tylko składowymi powodu naszego rozstania. Caspien spotykał się na boku z naszą koleżanką z pracy - Mefildą Dippet. Nigdy jej nie lubiłam. Obnosiła się ze sobą jak paw z rozpostartym, wyczesanym dopiero co ogonem.
Na pewno chcesz wiedzieć, co sądzę o gatunku męskim. Zawsze wszystko chciałaś wiedzieć, prawda? Mężczyźni są koszmarni! Wolę zostać starą panną niż użerać się z nimi pod jednym dachem! I mówię ci to, bo ty jedna tylko rozumiesz powagę tych słów. Matka mówi, że jestem niepoważna. A niech sobie mówi!
Mam trzydzieści lat i znam swoje miejsce na tym świecie. Jest ono w Ministerstwie, na dobre i na złe, w szczęście i chorobie.
PS. Jutro lecę do Norwegii. Powinnam wziąć kilka swetrów, prawda?
Droga babciu
Chyba się zakochałam. Ma ciężkie do wymówienia imię, ale jest cudowny. Fridtjof. Inteligentny, szczery, zabawny, przystojny... czego chcieć więcej? Wiem, co byś mi powiedziała. Tamten list się nie liczy. Nie wrzuciłam go do kominka, ale zwyczajnie się nie liczy!
Teraz liczy się w moim życiu tylko jedna osoba. Jestem do niego nieco zdystansowana, bo wydarzenia z przeszłości nieźle dały mi w kość, ale daję temu nadzieję. Nie, już nie chcę stać się starą panną. Zamiast kotów, pragnę mieć wspaniałą rodzinę.
Ah, Norwegia. Cudowna kraina. Przyjechałam tu zimą, kiedy mrozy chwytają za nos, a zimny wiatr targa włosami. Swetry są tu absolutnie koniecznym elementem życia codziennego, więc tymczasowo zrezygnowałam z sukienek i założyłam spodnie. Mam nadzieję, że moja opinia na tym nie ucierpi. Muszę się z tobą jeszcze czymś podzielić. Mimo mojego statusu, jestem tu całkiem poważaną osobą. Mój przełożony docenił mój wkład w ich pracę i powiedział, że da mi bardzo dobre rekomendacje. Nie miałam problemów z językiem - w końcu duński, którego uczyłam się w dzieciństwie, należy do tej samej grupy, co norweski. Szybko douczyłam się różnic między nimi.
Wróćmy do tematu Fridtjofa. Wpatruję się w niego, kiedy odwraca wzrok. Czy to niepoprawne? Często rozmawiamy, poruszamy głównie tematy świata mugoli, który jest mi wyjątkowo bliski. W gruncie rzeczy przyjechałam tu pracować, zbierać informacje, pomagać, ale potrafię też znaleźć czas na niewinne spotkania z tym cudownym człowiekiem.
Tylko wiesz... jest jeden malutki, maluteńki problem. On ma syna z poprzedniego małżeństwa.
Najdroższa babciu
Jestem przerażona macierzyństwem. Ale dobrze, zacznijmy od początku. Nie zakochałam się "chyba". Zakochałam się "na pewno". Szybko przeprowadziłam się do Frida. Rudolf jest charyzmatycznym nastolatkiem, którego staram się poznać jak najlepiej i, choć nie msm zbyt wiele okazji, by to zrobić, zawiązałam z nim nić porozumienia. Wiesz, jest młodym graczem Quidditcha, porywczym, energicznym. Frid kocha go nad życie. Ja również staram się go kochać, ale na swój własny sposób - łagodny i nie próbujący wcisnąć się na miejsce jego matki. Nie zrobiłabym tego, nie mogłabym. Pamiętasz, czego mnie kiedyś uczyłaś? "Nieważne, ile będziesz miała przyjaciół, Emily, rodziców zawsze będziesz miała tylko jednych. Tylko jedną matkę, tylko jednego ojca".
Ja i Frid jesteśmy już rok po ślubie. Dokładnie rok, bo trojaczki mają teraz trzy miesiące (tak, to było w czasie naszej pierwszej nocy i nie, nie żałuję!). Fryburg, Elisabeth i Olgierd. W tej kolejności, to bardzo ważne. Moja wyobraźnia zgrabnie podrzuca mi obraz twojej pobladłej twarzy i uchylonych ze zdziwienia ust. Tak, urodziłam trojaczki i jestem z tego absolutnie dumna! Nie będę opowiadała ci szczegółów, bo przecież sama je dostatecznie dobrze znasz. Byłaś cudowną matką dla swoich dwóch córek.
Pierwsze tygodnie, kiedy moje ukochane dzieci pojawiły się w domu, były wielkim wyzwaniem. Trzy razy więcej zmienionych pieluszek, trzy raz więcej płaczu, bekania, marudzenia, usypiania. Trzy razy więcej szczęścia i miłości. Rudolf uwielbia pomagać przy swoim przyrodnim rodzeństwie, kiedy zjeżdża do domu w ramach przerwy świątecznej albo wakacji. Ramiona do pomocy są towarem deficytowym, więc szalenie cieszę się, kiedy Rudolf nas odwiedza.
Opieka nad maluchami absorbuje cały mój czas i siły, ale nigdy, ale to przenigdy nie będę żałowała takiego stanu rzeczy. Jest przy mnie Fridtjof, dumny ojciec i kochający mąż. Nie mam czelności prosić o coś więcej, skoro już tak wiele dostałam. Byłabyś najbardziej szczęśliwą prababcią na świecie, gdybyś mogła ich zobaczyć. Wychowamy ich w duchu tolerancji, którą ty zawsze wszystkim okazywałaś.
Muszę już kończyć, bo w pokoiku dziecięcym któreś z trójki moich szkrabów zaczęło płakać. Jeśli to Elisabeth, to zaraz po niej obudzi się Fryburg, a potem Olgierd.
Droga babciu
To ostatni list, jaki do ciebie piszę. Nie będzie on długi. Powiem ci tylko o tym, jak się teraz sprawy mają. Fryburg, Elisabeth i Olgierd mają po trzynaście lat. Trzynaście i pół, przepraszam. Ciągle to powtarzają. Ja i Fridtjof jesteśmy trzynaście i pół roku po ślubie. Rudolf ma dwadzieścia siedem lat i najwyraźniej zamierza za jakiś czas się ożenić. Pytasz mnie, co teraz robię? Oddycham spokojnie mocnym aromatem kawy o poranku, czytam kryminały i piekę szarlotki. Ponoć najlepsze na świecie. Nadal pracuję w Ministerstwie, ale teraz nigdzie mnie nie wysyłają. Wiodę spokojne życie matki i żony.
Mam czterdzieści pięć lat i nigdy nie sądziłam, że dożyję tak cudownych chwil w swoim życiu.
Wspomnienie, które pozwala jej nadać ten dumny kształt patronusowi, to obraz ślicznych, dobrych twarzyczek trojaczków, które dosłownie przed kilkoma chwilami przyszły na świat. Szczyt szczęścia!
8 | |
9 | |
5 | |
0 | |
0 | |
0 | |
2 |
Różdżka, sowa, 7 punktów statystyk, magiczny zegar
Ostatnio zmieniony przez Emily Brand dnia 30.09.15 0:17, w całości zmieniany 2 razy
Witamy wśród Morsów
Ocalałeś, bo byłeś
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.