Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire
Rzeka Severn
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Rzeka Severn
Rzeka Severn jest najdłuższą rzeką Wielkiej Brytanii. Jej koryto wije się przez setki kilometrów zarówno tworząc miejsca przystępne, doskonałe do letniej kąpieli, zimowej jazdy na łyżwach, jak i te całkowicie niedostępne, zarośnięte chaszczami, bardzo głębokie, unikane przez mugoli. Jej brzegi łączy wiele, najczęściej żeliwnych mostów. Jednakże w tej części biegu rzeki nie uświadczy się żadnego z nich w promieniu wielu kilometrów. Choć rzeka traci na przystępności podczas roztopów, w trakcie suchego lata jej nurt jest spokojny, mało rwący, przynajmniej na tyle, by nie utonąć. W tej części dorzecza nie pojawia się zbyt wiele osób, być może jest to spowodowane działaniem zaklęć antymugolskich, a może związane jest to z położeniem miejsca na terenach należących do rodu Averych, którzy słyną z przetrzymywania na swoich terenach groźnych trolli rzecznych. Mówi się, że przy odrobinie pecha można je tutaj spotkać. Dlatego, by uniknąć nieproszonych gości, pewne części rzeki i pobliskich lasów chronią przed czarodziejami zaklęciami uniemożliwiającymi teleportację.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.01.19 7:45, w całości zmieniany 3 razy
Drobny uśmiech plątał gdzieś po bladości warg, dawno nie widziany, przez dłuższy czas pozbawiony szczerości; tego dnia Tatiana Dolohov unosiła kąciki ust autentycznie. Nie przeszkadzał jej nawet mroźny wicher; zdawać by się mogło, że jedynie dodawał animuszu i swego rodzaju srogiej efektywności, kiedy raz po raz, ciężki, wełniany płaszcz unosił się w powietrzu wokół kruchej sylwetki.
Otulone czarną skórą rękawiczek dłonie dzierżyły różdżkę pewnie, pewnie też lśniło jasne spojrzenie, obdarzające okolice czujnością. Shropshire; być może była w tych okolicach po raz pierwszy, być może również dziwna beztroska splątana z wyczekiwaniem pozwalała na czerpanie z zimowego krajobrazu jak najwięcej. Dodatkowo, zebrana grupa miała w sobie coś z czystej zabawości – lub Dolohov faktycznie cierpiała na nadmiar nieodpowiedniego humoru. Widzieć jednak słodką pannę Multon, z którą nie tak dawno, i nie tak rzadko, z pełną zawziętością kurzyła różnorakimi proszkami nos, wraz z Corneliusem i lordem Bulstrode – było w tym wszystkim coś niespodziewanego, równocześnie nieco ekscytującego.
Wspólny sztandar łączył przeróżnych ludzi; na tyle jednak sobie podobnych, by we wspólnie stawianych krokach i posyłanych czarach mieszkał szacunek – szacunek, czasem podziw, czasem po prostu święty obowiązek.
Wiatr znów zagwizdał, wprawiając w ruch okoliczne krzewy i drzewa, kiedy Dolohov zbliżała się do miejsca ich spotkania. Ciężkie, wysokie buty dudniły cicho, ciepłe odzienie zapewniało komfort w takich warunkach pogodowych, zabudowany golf chronił szyję. Ciemne pasma włosów spięła w wysoki, gładki kok; wraz z dymną smugą na oku i ustami umalowanymi karminowym specyfikiem sprawiała wrażenie rzeczywiście wschodniej; do pełni ruskości brakowało jedynie czerwieni na materiale ubrań.
Nienaganne, wymagane życzliwości uraczył kolejny uśmiech; wzrok Tatiany powoli przesunął się po jej towarzyszach wraz z powitaniem; krótkim, wyuczonym, niosącym w sobie jednak faktyczną gotowość – Piękny dzień – bo w istocie taki był, spowity mrozem i skrzącymi odłamkami śniegu nieopodal.
Przeniosła spojrzenie na Maghnusa, później na moment zawiesiła je na jego różdżce, nim nie postanowiła unieść swojej.
– Carpiene – odpowiedni ruch ręką nakreślił interesujący ich obszar, skoncentrowanie wymalowane na twarzy prędko zrodziło pewność; zagryzając wargę Tatiana odwróciła się z powrotem do Elviry i dwójki towarzyszących jej mężczyzn – Jest ich kilka – kilka przeszkód, z którymi wspólnie mieli poradzić sobie sprawnie i szybko. Wciąż uniesiona różdżka obejmowała określony teren, zaklęcie pozwoliło na zidentyfikowanie pułapek, które czekały na nich niewidoczne.
– Na pewno Strach na gremliny – mruknęła, zerkając jedynie na moment przez ramię – I coś silniejszego. Możliwe, że to Zawierucha. I... Lignumo. Może coś jeszcze. Nie jestem pewna, jest ich kilka.
ekwipunek we wsiąkiewce, carpiene
Otulone czarną skórą rękawiczek dłonie dzierżyły różdżkę pewnie, pewnie też lśniło jasne spojrzenie, obdarzające okolice czujnością. Shropshire; być może była w tych okolicach po raz pierwszy, być może również dziwna beztroska splątana z wyczekiwaniem pozwalała na czerpanie z zimowego krajobrazu jak najwięcej. Dodatkowo, zebrana grupa miała w sobie coś z czystej zabawości – lub Dolohov faktycznie cierpiała na nadmiar nieodpowiedniego humoru. Widzieć jednak słodką pannę Multon, z którą nie tak dawno, i nie tak rzadko, z pełną zawziętością kurzyła różnorakimi proszkami nos, wraz z Corneliusem i lordem Bulstrode – było w tym wszystkim coś niespodziewanego, równocześnie nieco ekscytującego.
Wspólny sztandar łączył przeróżnych ludzi; na tyle jednak sobie podobnych, by we wspólnie stawianych krokach i posyłanych czarach mieszkał szacunek – szacunek, czasem podziw, czasem po prostu święty obowiązek.
Wiatr znów zagwizdał, wprawiając w ruch okoliczne krzewy i drzewa, kiedy Dolohov zbliżała się do miejsca ich spotkania. Ciężkie, wysokie buty dudniły cicho, ciepłe odzienie zapewniało komfort w takich warunkach pogodowych, zabudowany golf chronił szyję. Ciemne pasma włosów spięła w wysoki, gładki kok; wraz z dymną smugą na oku i ustami umalowanymi karminowym specyfikiem sprawiała wrażenie rzeczywiście wschodniej; do pełni ruskości brakowało jedynie czerwieni na materiale ubrań.
Nienaganne, wymagane życzliwości uraczył kolejny uśmiech; wzrok Tatiany powoli przesunął się po jej towarzyszach wraz z powitaniem; krótkim, wyuczonym, niosącym w sobie jednak faktyczną gotowość – Piękny dzień – bo w istocie taki był, spowity mrozem i skrzącymi odłamkami śniegu nieopodal.
Przeniosła spojrzenie na Maghnusa, później na moment zawiesiła je na jego różdżce, nim nie postanowiła unieść swojej.
– Carpiene – odpowiedni ruch ręką nakreślił interesujący ich obszar, skoncentrowanie wymalowane na twarzy prędko zrodziło pewność; zagryzając wargę Tatiana odwróciła się z powrotem do Elviry i dwójki towarzyszących jej mężczyzn – Jest ich kilka – kilka przeszkód, z którymi wspólnie mieli poradzić sobie sprawnie i szybko. Wciąż uniesiona różdżka obejmowała określony teren, zaklęcie pozwoliło na zidentyfikowanie pułapek, które czekały na nich niewidoczne.
– Na pewno Strach na gremliny – mruknęła, zerkając jedynie na moment przez ramię – I coś silniejszego. Możliwe, że to Zawierucha. I... Lignumo. Może coś jeszcze. Nie jestem pewna, jest ich kilka.
ekwipunek we wsiąkiewce, carpiene
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Shropshire. Dom. Dawno tutaj nie był, od momentu przeprowadzki do Londynu unikał w końcu wizyt w Sallow Manor. Odwiedzał hrabstwo przy okazji uroczystości, świąt, czy rodzinnych kolacji, ale po śmierci brata ustały nawet te.
To wciąż były jednak ziemie Averych, ziemie Sallowów, ziemie związane z długą historią jego rodu. Dlatego zwrócił uwagę na ich bezpieczeństwo i z niepokojem przyjął wieści o obecności rebeliantów przy Rzece Severn. Bywał tutaj jako dziecko, to jego rzeka, to rzeka dla czarodziejów, to teren, którego powinni chronić i który powinni odzyskać. Dlatego zjawił się tutaj z różdżką w ręku, gotowy do działania. Mile zaskoczyła go chęć pomocy lorda Bulstrode, prawdziwego patrioty, oddanego nie tylko swoim ziemiom. Cieszył się z towarzystwa Tatiany, swojej pilnej uczennicy, której prześliczny uśmiech potrafił rozweselić nawet jego.
Z drugą towarzyszką wyprawy starannie unikał kontaktu wzrokowego. Nie spodziewał się, że spotkają się jeszcze w tym... niezręcznym dla niego gronie. Na szczęście, nikt poza nim nie wiedział, że jest tutaj kobieta, którą podziwiał i kobieta, z którą spał. Jedynie z Maghnusem nie łączyły go sekrety - był dumny ze wszystkiego, czego razem dokonali, od publicznej egzekucji rebeliantów po grożenie niesubordynowanej pielęgniarce.
-Będzie jeszcze piękniejszy, gdy zabezpieczymy teren. - uśmiechnął się do Tatiany, a w jego głosie zadźwięczała cieplejsza nuta niż zwykle. Choć nigdy nie lubił stwierdzeń w stylu "chyba", jej był gotów je wybaczyć - i tak wydawała się być bardziej wprawioną w zdejmowaniu pułapek niż on sam. Nic dziwnego, w końcu to oklumentka.
-Zajmę się strachem na gremliny. - to pułapka oparta na urokach, a choć znał wszystkie wymienione przez pannę Dolohov zabezpieczenia w teorii i z numerologicznych podręczników, to najlepiej rozumiał działanie tej w praktyce. Nie był wprawiony w zdejmowaniu pułapek, ale ostatnia wyprawa do londyńskich kanałów uświadomiła mu istotność białej magii - próbował trochę ćwiczyć, choć był człowiekiem zapracowanym. W skupieniu skierował różdżkę ku miejscu, z którego - jak mu się zdawało - czuł magiczną energię i spróbował użyć białej magii do wyciszenia Strachu na Gremliny.
opcm 5, numerologia I, próbuję przełamać strach na gremliny (st 60), +5 do kości
To wciąż były jednak ziemie Averych, ziemie Sallowów, ziemie związane z długą historią jego rodu. Dlatego zwrócił uwagę na ich bezpieczeństwo i z niepokojem przyjął wieści o obecności rebeliantów przy Rzece Severn. Bywał tutaj jako dziecko, to jego rzeka, to rzeka dla czarodziejów, to teren, którego powinni chronić i który powinni odzyskać. Dlatego zjawił się tutaj z różdżką w ręku, gotowy do działania. Mile zaskoczyła go chęć pomocy lorda Bulstrode, prawdziwego patrioty, oddanego nie tylko swoim ziemiom. Cieszył się z towarzystwa Tatiany, swojej pilnej uczennicy, której prześliczny uśmiech potrafił rozweselić nawet jego.
Z drugą towarzyszką wyprawy starannie unikał kontaktu wzrokowego. Nie spodziewał się, że spotkają się jeszcze w tym... niezręcznym dla niego gronie. Na szczęście, nikt poza nim nie wiedział, że jest tutaj kobieta, którą podziwiał i kobieta, z którą spał. Jedynie z Maghnusem nie łączyły go sekrety - był dumny ze wszystkiego, czego razem dokonali, od publicznej egzekucji rebeliantów po grożenie niesubordynowanej pielęgniarce.
-Będzie jeszcze piękniejszy, gdy zabezpieczymy teren. - uśmiechnął się do Tatiany, a w jego głosie zadźwięczała cieplejsza nuta niż zwykle. Choć nigdy nie lubił stwierdzeń w stylu "chyba", jej był gotów je wybaczyć - i tak wydawała się być bardziej wprawioną w zdejmowaniu pułapek niż on sam. Nic dziwnego, w końcu to oklumentka.
-Zajmę się strachem na gremliny. - to pułapka oparta na urokach, a choć znał wszystkie wymienione przez pannę Dolohov zabezpieczenia w teorii i z numerologicznych podręczników, to najlepiej rozumiał działanie tej w praktyce. Nie był wprawiony w zdejmowaniu pułapek, ale ostatnia wyprawa do londyńskich kanałów uświadomiła mu istotność białej magii - próbował trochę ćwiczyć, choć był człowiekiem zapracowanym. W skupieniu skierował różdżkę ku miejscu, z którego - jak mu się zdawało - czuł magiczną energię i spróbował użyć białej magii do wyciszenia Strachu na Gremliny.
opcm 5, numerologia I, próbuję przełamać strach na gremliny (st 60), +5 do kości
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Gdyby sama miała wybierać towarzystwo, w jakim udadzą się nad rzekę Severn, z pewnością podjęłaby inne decyzje. Misję zdecydowała się podjąć w chwili, gdy dowiedziała się, że wyrusza tam również Tatiana, jedna z jej ulubionych sojuszniczek. Lord Bulstrode, nieznajomy, a więc i nie wzbudzający antypatii, obojętny. No i Sallow. Mimo wielu miesięcy, które minęły od tamtego wieczoru oraz faktu, że zdążyli już wszystko między sobą wyjaśnić, wciąż musiała na jego widok powstrzymywać przewrócenie oczami. Tym trudniej, że zgodziła się dołączyć do projektu. Pal licho jednak projekt - w terenie, w miejscu, gdzie mógł odnaleźć ich wróg, wolałaby mieć przy sobie wyłącznie ludzie zaufanych lub chociaż dość potężnych - jak Rookwood - by mogła zignorować ich parszywą naturę.
- Dopiero... - stanie się piękny, chciała odpowiedzieć Tatianie na swobodną uwagę, ale w tym samym momencie odezwał się Sallow, używając podobnego zwrotu. Zacisnęła zęby i odetchnęła przez nos, żeby powstrzymać przypływ złości. Zerknęła na Tatianę z ukosa, zastanawiając się, czy dziewczyna jest w stanie dostrzec w jej oczach mieszankę złośliwego rozbawienia i frustracji.
Spodziewali się, że w strategicznym dla okolicznych terenów punkcie przy rzece Severn czekać będą na nich pułapki, być może również samozwańczy obrońcy przestarzałej sprawiedliwości, różdżki mieli więc w gotowości. Elvira starała się kroczyć cicho, nie nadeptując na przemoknięte błoto ani trzaskające gałązki i choć nie należała do najzwinniejszych, przez większość czasu poruszała się zgrabnie. Im bliżej celu się znajdowali, tym rzadziej pozwalali sobie na szepty. Przed punktem docelowym zatrzymali się, a czarodzieje wyspecjalizowani w ściąganiu zabezpieczeń sięgnęli po zaklęcia alarmujące o ich istnieniu.
- Hmm - mruknęła tylko na wypowiedź Tatiany, bo informacje, jakie dostali, nie należały do precyzyjnych. Nie mogli jednak pozwolić sobie na marnowanie czasu, zwłaszcza, że w pobliżu mogli czaić się wrogowie. - Niech będzie, spróbuję z Lignumo - Uniosła różdżkę i podjęła próbę wyczucia zawisłej w powietrzu magicznej energii. Subtelnymi ruchami nadgarstka starała się jej uczepić, zaburzyć równowagę, przełamać nałożoną pułapkę.
Ściągam Lignumo ST 75 (6 OPCM, +5 do rzutu = ST 64)
Ekwipunek we wsiąkiewce
- Dopiero... - stanie się piękny, chciała odpowiedzieć Tatianie na swobodną uwagę, ale w tym samym momencie odezwał się Sallow, używając podobnego zwrotu. Zacisnęła zęby i odetchnęła przez nos, żeby powstrzymać przypływ złości. Zerknęła na Tatianę z ukosa, zastanawiając się, czy dziewczyna jest w stanie dostrzec w jej oczach mieszankę złośliwego rozbawienia i frustracji.
Spodziewali się, że w strategicznym dla okolicznych terenów punkcie przy rzece Severn czekać będą na nich pułapki, być może również samozwańczy obrońcy przestarzałej sprawiedliwości, różdżki mieli więc w gotowości. Elvira starała się kroczyć cicho, nie nadeptując na przemoknięte błoto ani trzaskające gałązki i choć nie należała do najzwinniejszych, przez większość czasu poruszała się zgrabnie. Im bliżej celu się znajdowali, tym rzadziej pozwalali sobie na szepty. Przed punktem docelowym zatrzymali się, a czarodzieje wyspecjalizowani w ściąganiu zabezpieczeń sięgnęli po zaklęcia alarmujące o ich istnieniu.
- Hmm - mruknęła tylko na wypowiedź Tatiany, bo informacje, jakie dostali, nie należały do precyzyjnych. Nie mogli jednak pozwolić sobie na marnowanie czasu, zwłaszcza, że w pobliżu mogli czaić się wrogowie. - Niech będzie, spróbuję z Lignumo - Uniosła różdżkę i podjęła próbę wyczucia zawisłej w powietrzu magicznej energii. Subtelnymi ruchami nadgarstka starała się jej uczepić, zaburzyć równowagę, przełamać nałożoną pułapkę.
Ściągam Lignumo ST 75 (6 OPCM, +5 do rzutu = ST 64)
Ekwipunek we wsiąkiewce
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Sytuacje takie jak ta wymagały od nich odłożenia na bok czegoś tak zwyczajowego jak sentyment; i choć Dolohov wiedziała o tym doskonale, naturalną koleją rzeczy był fakt, że rozpoczynanie kolejnych przedsięwzięć w grupie przynajmniej raz sprawdzonej, było prostsze i przyjemniejsze. I choć brak Rookwood u boku mógłby jej faktycznie doskwierać, gdyby tylko o tym pomyślała, towarzystwo jakie pojawiło się przy rzece mogła najbardziej szczerze uznać za zadowalające – poniekąd nawet rozbudzające ciekawość i ekscytację.
Poza tym, choć ufnością nie darzyła wielu, nie licząc samej siebie i nadmiernie rozszerzonego ego, czuła, że mogła polegać na swoich towarzyszach – wciąż miała z tyłu głowy wspomnienie jakże przyjemnego spotkania z lordem Bulstode, które zaowocowało nader efektywnym finałem. Elvira była swoja, a Cornelius... Cornelius miał przed nią otworzyć jeszcze wiele drzwi.
Musieli na sobie polegać.
Cień zawahania przemknął przez gęste brwi tylko na moment, później Tatiana kiwnęła kolejno głową pierw na słowa Sallowa, później panny Multon. Pułapek było kilka, tego była absolutnie pewna, jedynie ich specyfika zostawiała minimalne pole niepewności. Wkrótce mieli się przekonać.
Obserwowała działania dwójki w ciszy, zerkając w międzyczasie na Maghnusa i stawiając kolejne, ciche kroki wzdłuż terenu. Było tu spokojnie, jak na razie aż za spokojnie, ale wsparta doświadczeniami z tego typu wypadów, wiedziała, że mogła to być tylko i wyłącznie cisza przed burzą.
– Spokojnie – rzuciła tylko nim Elvira i Cornelius dobyli swoich różdżek; nie powinni pozwalać sobie na razie na nieodpowiednie ruchy i pełne emocjonalności czyny – choć samą Dolohov rozpierała jakaś dziwna, niespotykana dlań samej pozytywna, energia, musiała skoncentrować się na celu. Bo choć miasto przyjęło ogień oczyszczenia by finalnie odetchnąć pełną piersią, tereny takie jak Shropshire wciąż nawiedzał duszący zapach szlamu, przedzierający się raz po raz z kolejnym podmuchem wiatru.
Choć nie mogła być stuprocentowo pewna, coś podpowiadało jej, że jednym z zabezpieczeń mógł być Błyskotek. Wzniosła więc dłoń dzierżącą magiczne drewienko i wraz z przymrużeniem powiek starała się wyczuć magiczną przeszkodę; wyczuć, przełamać, rozbroić. Bez tego nie mogli iść dalej.
próba przełamania błyskotka
Poza tym, choć ufnością nie darzyła wielu, nie licząc samej siebie i nadmiernie rozszerzonego ego, czuła, że mogła polegać na swoich towarzyszach – wciąż miała z tyłu głowy wspomnienie jakże przyjemnego spotkania z lordem Bulstode, które zaowocowało nader efektywnym finałem. Elvira była swoja, a Cornelius... Cornelius miał przed nią otworzyć jeszcze wiele drzwi.
Musieli na sobie polegać.
Cień zawahania przemknął przez gęste brwi tylko na moment, później Tatiana kiwnęła kolejno głową pierw na słowa Sallowa, później panny Multon. Pułapek było kilka, tego była absolutnie pewna, jedynie ich specyfika zostawiała minimalne pole niepewności. Wkrótce mieli się przekonać.
Obserwowała działania dwójki w ciszy, zerkając w międzyczasie na Maghnusa i stawiając kolejne, ciche kroki wzdłuż terenu. Było tu spokojnie, jak na razie aż za spokojnie, ale wsparta doświadczeniami z tego typu wypadów, wiedziała, że mogła to być tylko i wyłącznie cisza przed burzą.
– Spokojnie – rzuciła tylko nim Elvira i Cornelius dobyli swoich różdżek; nie powinni pozwalać sobie na razie na nieodpowiednie ruchy i pełne emocjonalności czyny – choć samą Dolohov rozpierała jakaś dziwna, niespotykana dlań samej pozytywna, energia, musiała skoncentrować się na celu. Bo choć miasto przyjęło ogień oczyszczenia by finalnie odetchnąć pełną piersią, tereny takie jak Shropshire wciąż nawiedzał duszący zapach szlamu, przedzierający się raz po raz z kolejnym podmuchem wiatru.
Choć nie mogła być stuprocentowo pewna, coś podpowiadało jej, że jednym z zabezpieczeń mógł być Błyskotek. Wzniosła więc dłoń dzierżącą magiczne drewienko i wraz z przymrużeniem powiek starała się wyczuć magiczną przeszkodę; wyczuć, przełamać, rozbroić. Bez tego nie mogli iść dalej.
próba przełamania błyskotka
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Tatiana Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Dzień być może zapowiadał się całkiem przyjemnie, lecz jak się okazało zaledwie parę chwil po przystąpieniu do działania; powiedzieć, że im nie szło, to jak nie powiedzieć nic. Bulstrode nie potrafił zrozumieć felernej serii niepowodzeń, zapoczątkowanych przez jego nieudaną próbę wykrycia i zidentyfikowania zabezpieczeń (czyż powtarzane po tysiąckroć zaklęcie nie powinno mu wychodzić w nocy o północy z zamkniętymi oczami?) i kontynuowanych przez wszystkich zebranych po kolei, aktywujących każdą możliwą pułapkę. To nie był ich dzień, lecz czy wynikało to z ich winy, czy w tym regionie obecne były może resztki przedziwnej anomalii sabotującej ich starania? Żałował, że nie ma z nimi Augustusa, jako wprawiony numerolog z pewnością byłby w stanie szybko przeprowadzić wstępną analizę nabrzeżnego pasa rzeki Severn, sam Maghnus jednak nie posiadał podobnych zdolności, pozostawały mu więc tylko domysły i domniemania. Niby niewinne i dość niewyszukane zabezpieczenia okazały się być dla nich problematyczne, bo oto pan Sallow niechcący naruszył strach na gremliny i przywołał w ich zacne towarzystwo bogina, obca szlachcicowi panna Multon została łapczywie otoczona roślinnymi pędami, unieruchamiającymi ją w miejscu, a panna Dolohov doczekała się ataku w postaci wymierzonej w jej twarz chmury brokatu, który - choć pobłyskujący całkiem ładnie - nie był wcale miłą rzeczą, gdy lądował w oczach w ilości hurtowej. Zawierucha wciąż na nich czekała, Maghnus w pierwszym odruchu uniósł różdżkę, by przemieściwszy się w kierunku, w którym najprawdopodobniej swe korzenie miała ostatnia z pułapek, delikatnie ją zneutralizować. Wstrzymał się jednak, rozglądając się wokół i stwierdzając, że w parę chwil znaleźli się w dość niekorzystnym położeniu i jeśli wkrótce w okolicy miałyby się zjawić wrogie siły zaalarmowane poruszeniem, ich sytuacja nie malowałaby się w zbyt kolorowych barwach. Zacisnął usta w wąską linię, zmieniając swe plany i zbliżając się o krok w stronę Corneliusa, którego paraliżował widok... płonącej kołyski? Dziwna postać bogina, nad którą w przyjaźniejszych okolicznościach Bulstrode być może postanowiłby się zastanowić, jednak tym razem nie było to miejsce ani czas na podobne rozważania. Wycelował zitanem w bogina. - Riddiculus! - zainkantował, wyobrażając sobie, że płonąca kołyska nagle puchnie jak nadmuchany balon i pęka, rozpadając się na setki baniek mydlanych wypełnionych złocistym brokatem, podobnym do tego, który obsypał Tatianę. Liczył na to, że i tę wizję zobaczy Cornel, a paraliżujący go strach popadnie w zapomnienie, ustępując miejsca wesołości.
| Riddiculus st 45, bonus +5 do wszystkich rzutów
| Riddiculus st 45, bonus +5 do wszystkich rzutów
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Maghnus Bulstrode' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Zaklęcie Maghnusa okazało się zaskakująco skuteczne. Promień uroku ugodził serce przeraźliwej wizji, doszczętnie niszcząc magiczną konstrukcję bogina. Ten wydał z siebie ostatnie, rozdzierające zakwilenie, po czym cała wizja istoty budzącej lęk po prostu rozmyła się w skrzącej się wesoło, lśniącej mgiełce o różano-srebrzystej barwie. Mgiełka zdawała się emanować dobrą energią, wesołością, spokojem i zadowoleniem, w dodatku, gdy czarodzieje zgromadzeni wokół niej przyjrzeli się dokładniej rozmywającej się w powietrzu chmurce, mogli dostrzeć w niej coś...pięknego. Dla Maghnusa wizja była wyjątkowo wyraźna, przez moment przypominała mu powierzchnię lustra, w której mógł się przejrzeć, oglądając samego siebie w swym gabinecie, pochylonego nad biurkiem zastawionym pradawnymi artefaktami, emanującymi potężną magią. Na blacie dostrzegł też ten artefakt, wyjątkowy, legendarny, podobno nieistniejący, a jednak - pozostający w jego posiadaniu. Wizja ta napełniła Maghnusa radością, pozostającą z nim nawet wtedy, gdy mgiełka po boginie rozmyła się zupełnie.
Interwencja w związku z k100 Maghnusa. Bogin został zlikwidowany, nie ma już na was wpływu. Maghnus, w związku z krótką szczęśliwą wizją dodającą ci sił i napełniającą spokojem otrzymujesz +10 do kości w następnym rzucie.
MG nie kontynuuje rozgrywki.
MG nie kontynuuje rozgrywki.
Zaklął siarczyście w myślach - przy kobietach i lordzie nie wypadało na głos - rejestrując, jak wszyscy po kolei aktywują pułapki, przy których stali. Zanim zdążył zobaczyć kątem oka jak pędy oplatają nogi Elviry, dostrzegł coś zgoła gorszego.
Ognia bał się panicznie odkąd zobaczył w cudzych wspomnieniach śmierć własnego brata. Solas spłonął żywcem, ale Cornelius zapamiętał najintensywniej nie jego krzyk ani nie swąd palonej skóry, a właśnie płomienie - nieokiełznane, wznoszące się coraz wyżej i pochłaniające ludzkie ciało. Co dziwne, samemu władał przecież magią ognia, ale pożary i klątwy przerażały stokroć bardziej od zaklęciami, nad którymi miał kontrolę. Zdziwił go za to widok kołyski - nie widział własnego bogina od dawna, od bardzo dawna, nie wiedział, że ten nie zdążył się znacząco zmienić przez dwadzieścia lat. Płomienie były nowym elementem, wcześniej kołyska po prostu była pusta, a śmierć wyczuwalna. Z trudem wziął głęboki wdech, wznosząc różdżkę do ataku, ale uprzedził go lord Bulstrode, przychodząc z niespodziewaną pomocą. Wyjątkowo silne zaklęcie trafiło w stwora, upiorny widok rozmył się i ustąpił miejsca nieokeślonej chmurze, która w przedziwny sposób kojarzyła się Corneliusowi z fotelem Ministra Magii. Uśmiechnął się z ulgą i natychmiast zracjonalizował sobie, że boginy to istoty tępe, może i upiorne, ale żerujące na najniższych instynktach. Ten tutaj najwyraźniej zobaczył w Corneliusie lęk, którego Sallow już dawno powinien się wyzbyć, który był już nieaktualny.
-Dziękuję. - zwrócił się krótko do Maghnusa, mając na końcu języka pytanie o kolejne pułapki - co dalej i co z Dolohov? Pierwsza jego uwagę przykłuła jednak Elvira Elisabeth, uwięziona w pędach. Widział już podobną pułapkę, w kanałach w Londynie. Wiedział, jak się jej pozbyć.
-Pomogę, tylko proszę uważać na ogień. - zwrócił się uprzejmie, niemal nadmiernie uprzejmie, do panny Multon. -Za dużo tych pułapek. - skwitował z nutą ostrożności. Nie zdjęli ich w porę, niepotrzebnie marnując czas.
Skierował różdżkę na pędy, uważając, by celować z dala od stóp Elviry.
-Ignitio. - ogień powinien osłabić pnącza na tyle, by Multon wyszła z nich bez trudu.
podpalam pędy, st 70, +5 do rzutu z lokacji
Ognia bał się panicznie odkąd zobaczył w cudzych wspomnieniach śmierć własnego brata. Solas spłonął żywcem, ale Cornelius zapamiętał najintensywniej nie jego krzyk ani nie swąd palonej skóry, a właśnie płomienie - nieokiełznane, wznoszące się coraz wyżej i pochłaniające ludzkie ciało. Co dziwne, samemu władał przecież magią ognia, ale pożary i klątwy przerażały stokroć bardziej od zaklęciami, nad którymi miał kontrolę. Zdziwił go za to widok kołyski - nie widział własnego bogina od dawna, od bardzo dawna, nie wiedział, że ten nie zdążył się znacząco zmienić przez dwadzieścia lat. Płomienie były nowym elementem, wcześniej kołyska po prostu była pusta, a śmierć wyczuwalna. Z trudem wziął głęboki wdech, wznosząc różdżkę do ataku, ale uprzedził go lord Bulstrode, przychodząc z niespodziewaną pomocą. Wyjątkowo silne zaklęcie trafiło w stwora, upiorny widok rozmył się i ustąpił miejsca nieokeślonej chmurze, która w przedziwny sposób kojarzyła się Corneliusowi z fotelem Ministra Magii. Uśmiechnął się z ulgą i natychmiast zracjonalizował sobie, że boginy to istoty tępe, może i upiorne, ale żerujące na najniższych instynktach. Ten tutaj najwyraźniej zobaczył w Corneliusie lęk, którego Sallow już dawno powinien się wyzbyć, który był już nieaktualny.
-Dziękuję. - zwrócił się krótko do Maghnusa, mając na końcu języka pytanie o kolejne pułapki - co dalej i co z Dolohov? Pierwsza jego uwagę przykłuła jednak Elvira Elisabeth, uwięziona w pędach. Widział już podobną pułapkę, w kanałach w Londynie. Wiedział, jak się jej pozbyć.
-Pomogę, tylko proszę uważać na ogień. - zwrócił się uprzejmie, niemal nadmiernie uprzejmie, do panny Multon. -Za dużo tych pułapek. - skwitował z nutą ostrożności. Nie zdjęli ich w porę, niepotrzebnie marnując czas.
Skierował różdżkę na pędy, uważając, by celować z dala od stóp Elviry.
-Ignitio. - ogień powinien osłabić pnącza na tyle, by Multon wyszła z nich bez trudu.
podpalam pędy, st 70, +5 do rzutu z lokacji
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
Ten dzień był jakąś cholerną kpiną. Nie zdążyli nawet dotrzeć do kluczowego punktu nadrzecznej chałupy, ponieważ zatrzymały ich pułapki; zwyczajne, pospolite, z którymi spotykali się nie po raz pierwszy. Ona spotykała się nie po raz pierwszy i miała olbrzymią nadzieję, że nie jest w tym towarzystwie jedyną doświadczoną czarownicą. Starała się zachować ostrożność, na krótką chwilę zignorować pozostałych czarodziejów i całe skupienie skierować na wibrujące w powietrzu nici magii. Prawie była w stanie je dostrzec, połyskujące niczym pajęcze sieci skroplone wodą, na której zatrzymywała się fałszywa tęcza. To nie powinno być trudne, wybrała sobie pułapkę o stosunkowo prostej konstrukcji, ale nadgarstek i tak zadrżał jej w nieodpowiednim momencie, magia okręciła się kpiąco wokół dłoni, drewno pod palcami rozpaliło gorącem, które zwiastowało nieszczęście. Nie zdążyła wydać z siebie żadnego dźwięku nim szybko rosnące pędy splotły się wkoło jej ciała, unieruchamiając w miejscu. Jeden z nich przycisnął jej prawą rękę do ciała, nie mogła więc dłużej unosić różdżki, a czarowanie w ten sposób - nie widząc celu - byłoby zwyczajną głupotą.
- Cholera jasna - zaklęła, rozglądając się i licząc na to, że reszta poradziła sobie już z pułapkami i była bardziej niż gotowa do tego, aby ją uwolnić. Zamiast tego dostrzegła jednak roztrzęsioną bandę walczącą z mocami, nad którymi nie dało się przejąć zupełnej kontroli. Przygryzła policzek aż do krwi. Może tak było lepiej. Przynajmniej się nie upokorzyła. - Uwolnijcie mnie - syknęła, bardziej jak rozkaz niż prośbę, ponieważ wokół nich narastał już szum bitewny, widmowe sylwetki nacierały ze wszystkich stron, zaklęcia świszczały wkoło uszu.
Ignitio Corneliusa osłabiło i spopieliło pędy wystarczająco, aby silniejszym machnięciem ramion zdołała się z nich wyswobodzić. Zdeptała część z kruszących się roślin, a potem przekrzyczała hałas, zwracając się do wszystkich, lecz nie patrząc nikomu w oczy.
- W górę rzeki! Biegiem i nie odwracajcie się za siebie. Wrócimy tu jeszcze - skwitowała, cedząc ostatnie zdanie przez zęby. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, po drodze potykając się o Tatianę, która ślepo wpatrywała się w przestrzeń, wyciągając ręce do przodu, jakby nie była pewna, gdzie jest. - Głucha jesteś? - szepnęła kobiecie do ucha, chwytając ją pod ramię i ciągnąc za łokieć.
Musieli odejść, póki aktywowane pułapki nie zaalarmowały wroga. Nie mogli pozwolić na to, aby ktokolwiek miał nad nimi taką przewagę.
/zt x4
- Cholera jasna - zaklęła, rozglądając się i licząc na to, że reszta poradziła sobie już z pułapkami i była bardziej niż gotowa do tego, aby ją uwolnić. Zamiast tego dostrzegła jednak roztrzęsioną bandę walczącą z mocami, nad którymi nie dało się przejąć zupełnej kontroli. Przygryzła policzek aż do krwi. Może tak było lepiej. Przynajmniej się nie upokorzyła. - Uwolnijcie mnie - syknęła, bardziej jak rozkaz niż prośbę, ponieważ wokół nich narastał już szum bitewny, widmowe sylwetki nacierały ze wszystkich stron, zaklęcia świszczały wkoło uszu.
Ignitio Corneliusa osłabiło i spopieliło pędy wystarczająco, aby silniejszym machnięciem ramion zdołała się z nich wyswobodzić. Zdeptała część z kruszących się roślin, a potem przekrzyczała hałas, zwracając się do wszystkich, lecz nie patrząc nikomu w oczy.
- W górę rzeki! Biegiem i nie odwracajcie się za siebie. Wrócimy tu jeszcze - skwitowała, cedząc ostatnie zdanie przez zęby. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, po drodze potykając się o Tatianę, która ślepo wpatrywała się w przestrzeń, wyciągając ręce do przodu, jakby nie była pewna, gdzie jest. - Głucha jesteś? - szepnęła kobiecie do ucha, chwytając ją pod ramię i ciągnąc za łokieć.
Musieli odejść, póki aktywowane pułapki nie zaalarmowały wroga. Nie mogli pozwolić na to, aby ktokolwiek miał nad nimi taką przewagę.
/zt x4
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
26 II 1958
Przeklęte oczy piekły ją do tej pory.
Przepłukane kilkukrotnie pod bieżącą wodą i tą, wydostającą się dzikim strumieniem z różdżki; powieki niosły na sobie jeszcze ślady maleńkich drobinek brokatu, podobnie jak wełniany płaszcz, którym Dolohov otuliła się poprzedniego dnia.
Przeklęte mrozy, przeklęte pułapki, przeklęte Shropshire; doskonały humor, który przyświecał jej zaledwie kilkanaście godzin temu rozmył się w powietrzu momentalnie, kiedy wszystko się spieprzyło. Wyczuwalne pod zaklęciem carpiene pułapki okazały się być zbyt trudne dla czwórki czarodziejów? Wciąż nie potrafiła zrozumieć jakim piekielnym cudem coś tak oczywistego dla nich okazało się czymś nie do przejścia. Wchodzili kolejno w każdą następną, przeklętą niespodziankę, którą zostawił dla nich jebany zakon, jedynie Maghnus pozostał względnie bez szwanku.
Rzeka Severn nie mogła pozostawać niczyja; nie mogła nader wszystko pozostawać pod wpływem tych szczurów; choć złość płynęła w żyłach Tatiany dziko, nie zamierzała dawać za wygraną. Nie tym razem.
Podobne zdanie miała reszta, dlatego miejsce spotkania wybrano to samo – ta sama przeklęta ziemia, te same przeklęte tereny. Ubrała się tak samo jak dnia poprzedniego, w wygodne i ciepłe odzienie; obfity płaszcz, gruby golf, wysokie buty i ocieplane spodnie – wszystko utrzymane w kolorach czerni, która o tej porze dnia zlewała się z półmrokami krajobrazu. Włosy znów spięła wysoko, w gładki lśniący kucyk, oczy natomiast nie zdobiła dymną, czarna kredka, a pozostałości brokatu i zaczerwienione od podrażnień białko.
Pierdolony brokat.
Nie odzywała się, przodując ich wyprawie; zdawała się nawet oddychać wolniej i rzadziej, stawiając kroki zupełnie bezszelestnie, choć zdeterminowany wyraz twarzy i usta ściśnięte w wąską linię zdradzały nerwowość kobiety.
Krok ustał w niedużej odległości od miejsca, które dnia wczorajszego okazało się dla nich wszystkich zgubą; dystans od znanych już pułapek wykorzystała na moment skupienia się i koncentracji. Było możliwe, że to miejsce było przeklęte? Objęte jakimś okrutnym fatum? Nie potrafiła znaleźć innego wytłumaczenia dla którego wczoraj ponieśli porażkę.
Dziś musiało być inaczej.
Czy coś zdążyło się zmienić pod wpływem wieczora, później nocy? Czy te szumowiny już tutaj były? Nie chcąc ryzykować kolejnej wpadki, zdecydowała się raz jeszcze sprawdzić teren.
– Carpiene – wypowiedziała płynnie, czyniąc odpowiedni gest ręką i kreśląc różdżką w powietrzu dany obszar.
ekwipunek we wsiąkiewce
Ostatnio zmieniony przez Tatiana Dolohov dnia 07.09.21 19:33, w całości zmieniany 2 razy
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Tatiana Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Rzeka Severn
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire