Wydarzenia


Ekipa forum
Cela zbiorowa
AutorWiadomość
Cela zbiorowa [odnośnik]03.01.16 18:56
First topic message reminder :

Cela zbiorowa

Jedna z największych i najzimniejszych cel w całej Tower. Traktowana jako zbiorowa i tymczasowa, dlatego brak w niej sienników czy nawet krzeseł. Więźniowie siedzieć mogą jedynie, na chłodnych, wilgotnych kamieniach stanowiących jej posadzkę. w rzeczywistości okazuje się jednak, że osadzeni spędzają w niej nawet kilka lat. Jedynym plusem tego miejsca jest brak szczurów. Z nieznanego powodu zwykle omijają celę. Więzienna legenda głosi, że to przez ducha pewnego czarodzieja, którego kiedyś zamurowano tu żywcem. Przeżyć miał dziesięć lat żywiąc się złapanymi szczurami, które zwabiał gwiżdżąc. Faktycznie, w jednym rogu wybudowana jest dziwna, krzywa konstrukcja, która burzy plan idealnego kwadratu, jakim powinno być pomieszczenie. Usłyszeć zeń można gwizd, człowieka, ducha czy powietrza - ciężko orzec.
Trzy ściany celi stanowią grube, kamienne mury Tower, jedną, tę, na której znajduje się wejście, solidna, stalowa krata. Braku tu okien, jedyne światło dają magiczne pochodnie z korytarza, stąd w środku jest dość ciemno. Nieodpowiednia wentylacja powoduje zaś, że w powietrzu unosi się zapach stęchlizny i pleśni.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
cela - Cela zbiorowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Cela zbiorowa [odnośnik]10.01.16 16:36
Wiedziałam, że za tą tanią wymówką kryje się po prostu brak wiedzy. Pewnie przestał słuchać gdy tylko ktoś zwrócił się do niego złym tytułem albo co gorsza wcale go nie użył.  Dobrze, że przynajmniej Deimos był pijany przynajmniej obyło się bez oskarżenia o napaść na funkcjonariusza.  Mogłam jedynie westchnąć i wrócić do czekania na jakiś znak ze świata zewnętrznego. Zimno zaczęło mi coraz mocniej doskwierać ale nie chciałam się skarżyć.  Owinęłam się mocniej lekkim płaszczem, który miałam na sobie, próbowałam skupić na czymś myśli ale nic nie przynosiło upragnionego rezultatu.  Słysząc słowa Demosa chciałam od razu zaprzeczyć ale nie zdążyłam nawet otworzyć ust.  Wszyscy skupili się na nadchodzących krokach strażnika. Słyszałam jak niektórzy rzucając się do krat próbując się czegokolwiek dowiedzieć. Ja nie miałam już sił na choćby jeden krok. Ponownie opadłam na drewnianą ławę próbując się jakoś pozbierać. Tylko dla czego wszystko się tak szybko kręciło? Głupoty wypowiadane przez mojego męża dochodziły do mnie z lekkim opóźnieniem.  W wyobraźni właśnie rzuciłam w jego pustą głowę butem. W rzeczywistości nie pozostało mi nic innego jak położyć głowę na kolanach i modlić się, żeby to się w końcu skończyło. Ciemność przyniosła lekką ulgę. Przez chwilę miałam wrażenie, że zasnęłam i już nic złego nie może mi się stać.  I znów wróciło światło. Zmarszczyłam czoło próbując ukryć się przed powrotem do rzeczywistości. Tyle, że usłyszałam bulgot wody. Podniosłam się ostrożnie coraz mocniej chwiejąc się na nogach. Uklękłam przez zagłębieniem nabierając do zdrowej ręki trochę wody i wypijając ją. Powtórzyłam tę czynność kilka razy mając w głębokim poważaniu czy było tam verita serum czy moje zachowanie było uwłaczające dla osoby szlachetnie urodzonej. Potrzebowałam tych kilku kropel bez względu na ich cenę. Podnoszą się z miejsca poczułam  kolejny zawrót głowy.  Chroniąc się przed upadkiem przytrzymałam się w miarę blisko stojącego Morta. Chciałam się do niego odezwać  i porozmawiać choć przez chwil ale to, że właśnie miał dwóch braci bliźniaków niczego nie ułatwiało.  Wciąż się na nim spierając zmusiłam go, żeby pomógł mi usiąść.  Po czym wróciłam do poprzedniej pozycji z głową ułożoną na kolanach. Niech się dzieje co chce. Ja i tak już umieram. No a przynajmniej tak się czułam.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]10.01.16 18:33
Myślałem o kimś jeszcze innym niż szlachta, o kimś niepozornym i kogo nikt by nie podejrzewał o niecne zagrywki - jak roboty. Ale prawda była taka, że nie znałem aż tak dobrze czarodziejów, a skoro Mo twierdził, że ci, którzy byli łasi na władzę, siedzieli razem z nami, to zapewne tak było. Wprawdzie nie wiedziałem czy się z tego powodu cieszyć czy nie... ale co tam. Może szukałem dziury w całym i rzeczywiście okaże się, że to tylko pomyłka, albo manifestacja władzy przez rządzących - i jak wszystko ucichnie, to nas wypuszczą...?
Nie wychylać się? Kiwnąłem głową. Jasne, nie miałem takiego zamiaru - stryj Greg mówił to samo, żeby się wtopić w tłum i nie zwracać na siebie uwagi. I nie mówić jak mugole i się tak też nie zachowywać - wziąłem to sobie do serca. 
Może to trochę niepoprawne, ale cieszyłem się, że jest tu ze mną Mortimer. Bez niego czułbym się tu kompletnie zagubiony i obcy. A tak... miałem chociaż nadzieję, że ktoś się nami zainteresuje i jakoś nas stąd wyciągnie. Obu. 
Przez jakiś czas siedziałem cicho rozmyślając jeszcze nad całą sytuacją i z boku obserwując zachowanie czarodziejów. To niesamowite, że aż tylu się znało i że nawet ja znałem całą trójkę. Przemknąłem wzrokiem jeszcze raz po zebranych i dostrzegłem czarownicę, dzięki której dostałem się na Pokątną (przynajmniej na chwilę). Brunetka nie wyglądała zbyt dobrze - wprawdzie wcześniej nie miałem okazji jej się przyglądnąć, ale teraz jak nic była blada. No i wtedy tak na nią wpadłem... Już miałem ruszyć w jej stronę, ale w tym momencie na korytarzu dostrzegłem, jak zapewne wszyscy, błysk światła. Zaraz potem zapadła zaś absolutna ciemność. Mrugałem starając się przyzwyczaić na nowo oczy do półmroku. Tak właściwie to co się stało? Przemieściłem dotąd skrępowane ręce do przodu i roztarłem bolące nadgarstki. Przynajmniej tyle dobrego. Na widok jedzenia zaś momentalnie poczułem głód, co już takie radosne nie było. Tak samo jak fakt, że nadal nikt nie przyszedł, żeby nas uwolnić. 
Odepchnąłem się w końcu plecami od ściany i podszedłem do Dairine, żeby przystanąć obok niej.
- Przepraszam, że wtedy na ciebie wpadłem - powtórzyłem swoje przeprosiny. Może nie powinienem? A nuż już zapomniała o całej sprawie, no i o mnie? Wywlekanie tego ponownie miało jakiś sens? Dla mnie miało - niewielki - ot, żeby uciszyć moje wyrzuty sumienia. 
- Nie jest ci zimno? - dodałem też szybko, już ściągając z grzbietu swoją skórzaną kurtkę, żeby okryć nią dziewczynę. Zawsze to jakaś rekompensata, nie? A miałem nieodparte wrażenie, że to właśnie przeze mnie trafiliśmy do więzienia.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]10.01.16 18:48
Był zachwycony faktem, że nikt, nic od niego nie chce. Ludzie świetnie dawali sobie radę bez jego nieocenionych uwag. Czuł się z tym wybornie. Pozostało mu tylko kilka rzeczy do zrobienia zanim całkiem się załamie psychicznie. Ostatnie obowiązki i wreszcie będzie mógł wpaść w wołające go sidła czarnej rozpaczy i depresji. Dlaczego musi być dorosłym i odpowiedzialnym mężczyzną, a nie rozkapryszonym arystokratom jak ci, którzy siedzieli z nimi w celi? Życie było o wiele prostsze, kiedy można było marudzić, że nie ma się celi z wygodami. Oni nie musieli się bać, że tu zostaną. Wysoko postawieni krewni nie pozwolą, by jakikolwiek arystokrata siedział w Tower dłużej niż to konieczne.  i cholerne dupki narzekają jeszcze bardziej niż ktokolwiek inny z tu obecnych, gorzej niż kobiety. Barty mógłby przysiąc, że w małżeństwie Carrowów to Megara nosi spodnie. Zachowywała się znacznie lepiej niż mąż. Dlatego niezmiernie Herewarda ucieszył żarcik czarnowłosej kobiety. Może przynajmniej jako pożywienie by się na coś przydał.
- Jak mówią - mruknął patrząc znacząco na tłustego arystokratę - jesteś tym, co jesz.
Uśmiechnął się porozumiewawczo do kobiety, już ją lubił. Niestety nie wszyscy potrafili zachować się w obecnej sytuacji. Do Caesara Lestrange'a Hereward do tej pory czuł umiarkowaną niechęć, której źródłem była kompromitująca porażka na turnieju u Colina Fawleya. Przeważał jednak wstyd, poczucie winy i niezidentyfikowane pragnienie przeproszenia byłego oponenta. Obecne jednak zachowanie przesunęło wskaźnik w stronę mocnej niechęci. Człowiek ten okazał się bowiem idealnym przykładem mężczyzny, któremu od dobrobytu przewróciło się w dup... głowie. Naprawdę, zachowywał się gorzej niż... Nie, porównanie mogłoby się okazać krzywdzące dla osoby, z którą się Lestrange'a porówna. Herewarda brzydziła hipokryzja arystokratów. Co z tego, że w więzieniu znalazły się inne kobiety, liczą się tylko te z odpowiedniej grupy społecznej. Obrzydliwe.
Nie było jednak czasu na wyrażanie swojej niechęci. Przybycie strażnika nie rozwiało żadnych wątpliwości i nawet prośby:
- Człowieku, do jasnej cholery, powiedz wreszcie, ile mamy tu siedzieć,
wygłoszone przez Herewarda na niewiele się zdały. Czarodziej przyszedł, rzucił zaklęcie, dwa bochenki chleba i poszedł. Po prostu świetnie. Władza deprawuje, tak mówią i chyba mają rację. Hereward nabrał już pewności, że prawo było tylko pretekstem do rozpoczęcia aresztowań. Dekret wyszedł tylko po to, by zacząć łapankę. Teraz pozostaje czekać i liczyć na jakiekolwiek wyjaśnienia od kogokolwiek. Może następna osoba, która się tu pojawi będzie w sytuacji orientowała się nieco lepiej.
Eileen zdawała się go nawet nie dostrzegać, gdy zmieniła się w królika i uciekł na kolana Alana, o którym Hereward miał raczej nikłe pojęcie. Przynajmniej jednak jedna osoba zachowywała się jakoś racjonalnie i nie zastawiała się swoimi pierścieniami. Aż dziw, że Caesar nie uznał współwięźniów za złodziei, którzy z pewnością czyhają, by ukraść jego cenne, rodowe klejnoty.
Miał ochotę usiąść w kącie i udawać, że go nie ma, popaść w apatię i rozpacz, mieć w nosie to, co wokół się dzieje, zamartwiać nad nagle zrujnowanym życiem, przeklinać los, że znowu robi mu coś takiego. Ale nie mógł. Gdyby tak każdy zajął się własną tragedią nie zostałby nikt, kto spróbowałby rozwiązać ich wspólny kłopot. A skoro samemu nic się nie robi nie można oczekiwać jakiegokolwiek działania po innych. A zacząć należy od rzeczy ważnych. Podszedł więc do Daniela, który dzielnie dzierżył chleb.
- Podzielisz się kawałkiem czy wolisz zjeść cały sam? - Uśmiechnął się przy tym, więc trudno było jego słowa odebrać jako atak.
- Niedługo nas stąd wypuszczą - dodał głośniej, by wszyscy go usłyszeli. - Chcą nas tylko nastraszyć, zademonstrować kto ma władzę. To już im się udało. Teraz musimy tylko wyjść i świadczyć przed innymi, że coś takiego rzeczywiście nam się przytrafiło i może spotkać też każdego innego. Nie mają więcej powodów, żeby nas tu przetrzymywać.
Sam bardzo chciałby w to uwierzyć. Miał szczerą nadzieję, że ma rację, że niebawem stąd wyjdzie i wróci do Hogwartu. Coś mu jednak podpowiadało,że wcale nie będzie tak kolorowo. Coś, co nazywało się logika. Bo kto przyjmie do szkoły nauczyciela po więzieniu? Wiedział, że wcale nie będzie tak miło jak było dotychczas. Ale dopóki żyje, może mieć nadzieję. Prawda? Dum spiro spero.


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]10.01.16 23:57
Uparcie milczałam, leniwie obserwując twarze. W akcie kapitulacji oparłam się o kamienny mur, którego chłód sprawił, że zadrżałam. Objęłam się ramionami, niby chcąc się ogrzać, ale tak naprawdę potrzebowałam postawić barierę - widoczną granicę pomiędzy mną a resztą świata przepełnioną ćwierćinteligentami telepiącymi się jak naiwne ptaki na uwięzi. Czy coś wam to da? Obijanie się o kraty, wycie jak do księżyca, wbijanie paznokci w przedramiona i wylane łzy? Nie. Nie dam wam to, cholera, nic.
Zamknęłam na chwilę oczy, stabilizując oddech. Wiedziałam, że wszystko się ułoży, takim jak ja - wyrzutkom społeczeństwa? - zawsze sprzyjał los, zupełnie jakby czuwała nade mną jakaś boska opatrzność. Przejęłam czyjeś życie praktycznie niedostrzeżona, wdzięcznie balansowałam na granicy kłamstwa i rzeczywistości, grałam, bawiłam się, igrałam. I dotąd uchodziło mi to płazem.
Kiedy rozchyliłam powieki, tknięta nagłym poruszeniem, wokół mnie wciąż królowała ciemność. Mrugnęłam raz, drugi, trzeci, a potem poczułam nacisk znikający z nadgarstków. Ruszyłam nimi, mrużąc lekko oczy i  próbując zrozumieć, co miało miejsce.
Woda. Chleb.
Czy spodziewali się, że rzucimy się na niego, zaczniemy walczyć, będziemy gotowi wybić się dla najmniejszego okrucha i kilku kropel? W jaki sposób taka mała ilość czerstwego pokarmu zaspokoi głód tylu osób?
I w tym momencie zniknęły resztki moich wątpliwości - przypadek wplątał mnie w jakąś przeklętą, pseudoarystokratyczną grę, w której wcale nie powinnam uczestniczyć. Dlatego nie wychylałam się, milczałam, uciekałam spojrzeniem, chcąc po prostu przetrwać.
Och, zamilknijcie wszyscy, miałam ochotę powiedzieć, wasze jęki i marudzenia w niczym nie pomogą, a tylko nabawię się migreny. Ale w tym momencie poczułam czyjąś obecność; uniosłam spojrzenie i natrafiłam nim prosto na klatkę piersiową karykaturalnie wysokiego chłopaka. Podniosłam wzrok, wbiłam go w jego twarz. Odrobinę zbyt wolno łączyłam fakty, ocknęły mnie dopiero wypowiedziane słowa. Wpadł we mnie na Pokątnej. No tak. Gdyby nie on, najprawdopodobniej dałabym radę uciec.
Ale mimo to dalej milczałam, po prostu patrząc na niego (z nienaumyślną pogardą, która zawsze czaiła się w moim spojrzeniu?) i zastanawiając się, co chciał osiągnąć. Nigdy nie wierzyłam w bezinteresowność.
- Nie, zostaw mnie - rzuciłam tylko, choć widać było, że drżałam; nie chciałam jego pomocy, nie chciałam jego litości. Niech odejdzie, zostawi mnie w spokoju, żebym mogła przeczekać koszmar i jak najszybciej się stąd wymknąć. Cofnęłam się o krok, wpadając w kogoś - czy nie był to mój ulubiony szlachcic o dostojnym wąsie i drogim pierścieniu zdobiącym palec? Nie zerkając w jego kierunku, wykonałam - z racji braku lepszych perspektyw - krok powrotny do Louisa. Pięknie.
Rudy czarodziej coś mówił, coś o władzy, coś o chlebie. Zaczynałam odczuwać głód, ale nie miałam najmniejszego razu spoufalać się z kimkolwiek, żeby go zdobyć. Nie będę o nic prosić. Nie będę błagać. Nie będę demonstrować własnej beznadziei.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]11.01.16 0:28
Jej zielone oczy były utkwione w twarzy Kruegera. Ciągle pokładała w nim pewne nadzieje i ufność. W porównaniu z tymi wszystkimi rozhisteryzowanymi lub narzekającymi ludźmi wydawał jej się ostoją spokoju i opanowania, co koiło jej niepokój. Oby tylko nie doszło do poważniejszego spięcia pomiędzy nim i Alanem. To był kolejny powód, dla którego trzymała się blisko, licząc, że w jej obecności darują sobie poważniejsze spięcia. To naprawdę nie był odpowiedni czas. Nie wtrącała się jednak w ich wymianę zdań.
Daniel, zamiast rozwiać jej obawy, niestety wydawał się je potwierdzać. Nawet, jeśli zostaną stąd wypuszczeni (oby tak było!) to co dalej? Nie będzie można czarować na magicznych ulicach i nawet za najbardziej błahe zaklęcie będzie można wylądować w tym okropnym miejscu? Na samą myśl aż zadrżała, jednak wciąż zastanawiała się nad celowością takich działać ze strony ministerstwa. Jak dla niej to działanie nie miało żadnego logicznego sensu. Pożałowała swej mizernej wiedzy o ministerialnych i politycznych zawiłościach.
- Chciałabym już coś wiedzieć, cokolwiek. Niech ktoś tu w końcu przyjdzie... – westchnęła tylko, słysząc jego słowa. Wrócić do domu, wpełznąć pod ciepłą kołdrę i zapomnieć o tym koszmarze. Ach, jak o tym marzyła! Chciałaby, żeby to był tylko zły sen, z którego zaraz się wybudzi.
Nie budziła się.
Znowu usiadła obok Daniela, skulając się ciasno, by było jej cieplej. I tak minęły kolejne minuty (a może godziny), podczas których siedziała w ciszy, starając się nie słuchać pozostałych, a po prostu zająć myśli czymkolwiek przyjemnym (co wcale nie było tak łatwe). Bolące, zdrętwiałe ręce, chłód posadzek oraz strach nie dawały o sobie zapomnieć.
Wtedy jednak nagle usłyszała odległe kroki, jakby dobiegające z korytarza. Poruszyła się i podniosła wzrok, usłyszała chaotyczne głosy rozbrzmiewające w celi, ale zanim wstała, od strony drzwi uderzyło ją intensywne światło. Jej oczy przyzwyczajone już do wcześniejszej ciemności zapiekły, więc zacisnęła powieki. Nie mogła jednak nie poczuć, że nieprzyjemny ciężar metalu wokół nadgarstków nagle zniknął. Jej ręce były wolne. Pocierając je niespokojnie, zmusiła się do ponownego spojrzenia na kraty, gdzie już rzucili się inni, dopytując o jakiekolwiek informacje, ale niestety, ani oni, ani nasłuchująca spod ściany Lyra nie doczekali się odpowiedzi. Znowu zostali pozostawieni samym sobie, jedynie z poidełkiem zrobionym we wgłębieniu z boku celi, i z dwoma czerstwymi bochenkami rzuconymi na brudną posadzkę. A potem kroki znowu się oddaliły.
Czy to znaczyło, że czas ich uwolnienia jeszcze nie nadszedł? Ile jeszcze czasu tu spędzą?
Wzdrygnęła się, zastanawiając się jednocześnie, jaka pora dnia była na zewnątrz. Wieczór? A może już noc? Nie miała nic, co mogłoby wyznaczyć jej upływ czasu. Dostrzegła gdzieś w pobliżu Eileen przemieniającą się w królika i pozazdrościła jej tej możliwości oderwania się od beznadziei sytuacji, ucieczki w zwierzęcy umysł. Daniel sprawiał wrażenie, jakby zupełnie odleciał gdzieś myślami, i już miała znowu się do niego odezwać, kiedy podszedł do nich Hereward. Lyra spojrzała najpierw na niego, a potem na chleb; dwa bochenki będą musiały wystarczyć dla nich wszystkich, póki znowu się ktoś nie pojawi i miała nadzieję, że dostanie jej się choć kawałeczek. Pochodząc z biednej rodziny, nie raz chodziła głodna i pewnie zniosłaby to lepiej niż spora część osób obecnych w celi, ale mimo wszystko...
Przez chwilę rozważała słowa byłego nauczyciela, teraz dla odmiany patrząc w dół, na posiniaczone nadgarstki, którymi mogła już swobodnie poruszać.
- Tylko dlaczego chcą to robić? Co im to daje, poza zastraszeniem nas i innych? – zapytała go; znowu przypomniała jej się podsłuchana wcześniej rozmowa Louisa i jego towarzysza oraz komentarz Daniela, więc teraz próbowała dopasować do siebie obie wersje.
I myślała o ewentualnych konsekwencjach, zarówno grożących ze strony ministerstwa, jak i otoczenia. Co powie Glaucus, gdy się dowie, że jego narzeczona wylądowała za kratkami? Co powie Garrett? Teraz już chyba nie uniknie odesłania do domu matki, ale to był w tej chwili chyba jej najmniejszy problem.
Chciała po prostu jak najszybciej stąd zniknąć. Zanim zrobi się jeszcze gorzej, niż było. Za kilka godzin pewnie zacznie odczuwać swoje komplikacje pozaklęciowe, a eliksiru posiadała tylko jedną porcję, starannie pilnowaną w kieszeni płaszcza.
I co wtedy?




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
cela - Cela zbiorowa - Page 4 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]11.01.16 13:56
Czas zdawał się stanąć w miejscu. Miałem wrażenie, że siedzę w tej zimnej celi co najmniej dwie noce. Kurtka, którą miałem na sobie, pomału przestawała pełnić swoją rolę i zaczynałem czuć nieprzyjemny chłód na całym ciele. Stałem w rogu razem z Louisem i bez przerwy zastanawiałem się co dalej. Zgodnie z prawem mogli nas tutaj chwilę przetrzymać, ale ta chwila chyba już minęła. Może Louis miał rację? Może to wcale nie władzy odbiło tylko komuś innemu? Tylko komu i dlaczego? Widząc tych dwóch wątpiłem, żeby sami zgotowali sobie ten los. Chociaż z drugiej strony może właśnie o to im chodziło, żebym przez ich areszt pomyślał w ten sposób? Czułem się fatalnie, bo nie lubiłem żyć w niewiedzy. Miałem nadzieję, że wkrótce ta sytuacja się rozwiąże. Zresztą każdy z nas miał jakiś bliskich, którzy z pewnością zainteresowali się naszą nieobecnością. No, może nie moją, bo teoretycznie długo już mnie nie było, ale cała reszta? Przynajmniej ta, którą znam.
Czyjeś kroki i widoczne światło niepotrzebnie dały mi nadzieję. Naiwnie myślałem, że przyszli nas wypuścić. Może powinienem był razem z innymi krzyczeć i mówić co sądzę o strażnikach zamiast dalej stać jak kołek pod ścianą? Pewnie tak, ale nie miałem siły z nimi dyskutować. Jak będą chcieli nas wypuścić to to zrobią, a jak nie - nasz krzyki i pogróżki na nic się nie zdadzą. Rozmasowałem nadgarstki, kiedy zdjęto nam kajdanki. Wcale mnie to nie ucieszyło, bo według mnie oznaczało to, że będziemy tutaj siedzieć dłużej niż nam się wydaje. Po co uwalnialiby nam ręce skoro zaraz przyszliby nas wypuścić? Na ich miejscu zdjąłbym kajdanki dopiero po wyjściu z więzienia, bo pewnie znaleźliby się wśród nas tacy, którzy od razu by się na nich rzucili za bezprawne aresztowanie. Westchnąłem cicho, rozglądając się po towarzyszach niedoli. Zauważyłem suche bochenki chleba, ale o dziwo nie byłem głodny. Nie czułem żadnej potrzeby oprócz wydostania się na zewnątrz. Zabawne. Jeszcze parę dni temu byłoby całkiem na odwrót. Spojrzałem na Louisa, kiedy się ode mnie oddalił, żeby porozmawiać z jakąś czarownicą. Miałem nadzieję, że wziął sobie moją uwagę do serca, bo jeszcze tego brakowało, żeby ci wszyscy szlachcice dowiedzieli się o jego niemagicznym pochodzeniu. Czułem się za niego w tym momencie odpowiedzialny. Co prawda nawet o siebie nie potrafiłem zadbać, ale jakby nie było to ja byłem w tym momencie w swoim... naturalnym... środowisku. I myślałem tutaj o czarodziejach, a nie o celi, chociaż kto wie... Może powinienem się zacząć przyzwyczajać? Może kiedyś zamkną mnie w takim miejscu przez moje włochate alter ego. Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie dopiero czyjś dotyk i jak się okazało, był to dotyk Megary. Nawet nie zauważyłem, kiedy podeszła, żeby napić się wody. Ba! Nawet nie zauważyłem, że obok mnie była jakaś woda. - Co się stało? - Zapytałem zaniepokojony, pomagając jej usiąść na ławce. Zaczynała mi dorównywać bladością, a to nie wróżyło dobrze. - Może coś było w tej wodzie - powiedziałem, zerkając w kierunku małej kałuży. Zmarszczyłem lekko brwi. Na pewno coś było w tej wodzie pomyślałem. Zaczynając od tego, że podłoga miała tutaj milion bakterii, a kończąc na tym, że dolanie do niej jakiś eliksirów to żaden problem. Zerknąłem na jakiegoś gościa (Herewarda). - Teraz powinniśmy zacząć wiwatować - mruknąłem cicho do Megary, bo jego słowa zabrzmiały tak... patetycznie. Aczkolwiek uważałem, że ma rację i cieszyłem się, że ktoś powiedział coś takiego zamiast dalej się użalać. - Przepraszam za tamto - dodałem, korzystając z tego, że jej, ekhm, mąż zajmował się wyglądaniem przez kraty na ciemny korytarz. Musiałem wyglądać w jej oczach jak człowiek z rozdwojeniem jaźni, ale stwierdziłem, że skoro już uratowaliśmy się przed krwiożerczymi psidwakami i wylądowaliśmy razem w więzieniu to nie było sensu dalej jej oszukiwać i zachowywać się jak cham.
Mortimer Bott
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1921-mortimer-bott https://www.morsmordre.net/t1926-elfrik#27119 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1928-mortimer-bott
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]11.01.16 18:38
Na pytanie Morta opowiedziałam przeczącym kiwnięciem głowy. Nic się przecież nie stało. Tylko źle się poczułam. To miejsce mogło przyprawić o zawrót głowy nawet najsilniejszych. Tyle krzyków wokół, chłód i ta krew. To miejsce było przepełnione złą energią. To przecież tutaj ginęli ludzie tyko za to, że ośmielali się  sprzeciwić swojemu władcy. Kilkanaście metrów od nas znajdował się cmentarz pełen nieoznakowanych trumien i ciał pozbawionych głów… Zawsze miałam się za silną kobitę a teraz po prostu nie dawałam sobie rady.  Mając zamknięte oczy marzyłam jedynie o chwili snu ale nie dane było mi odpocząć. -To to miejsce - mruknęłam cicho. - Za długo tu siedzimy - pożaliła się choć nie wiedziałam czy zwracam się do siebie czy do niego. Przynajmniej nie przyprowadzali już nikogo nowego. Może za chwilę znów pojawi się strażnik i udzieli nam jakiś informacji. A jeśli nie to może Deimos w końcu go przekupi i uda nam się stąd wyjść. Tyle, że nie byłabym wstanie zostawić tu swoich przyjaciół. Leandra wyjdzie za sprawą brata lub męża ale Mort…Niby jak miałam przekonać Deimos, żebyśmy go stąd wydostali? Moje usta wygięły się w lekko ironicznym uśmiechu. Nikt nie wie, że tu jesteśmy a ja już myślę o wyjściu. W spokoju wysłuchałam słów mojego dawnego profesora a później przyjaciela. - publiczny proces - nieświadomi wymówiłam swoje myśli na głos. Na szczęście mówiłam na tyle cicho, że jedynie Mort był wstanie to usłyszeć.  Gdybym była w pełni świadome tego co robie może nie odbierałabym mu tak szybko tych skrawków nadziei. 
Do otworzenia oczu zmusiło mnie słowo przepraszam . Skupiłam na nim całą swoją uwagę uśmiechając się nieznacznie. - I usłusznie- stwierdziłam trochę buńczucznie - To było bardzo niemiłe z twojej strony - uśmiechnęłam się  przybliżając się w jego stronę w miarę możliwości. Chciałam by był blisko mnie.  Nawet nie czując się najlepiej byłam wstanie dostrzec szansę na przebicie się przez tą ścianę lodu wzniesioną już na sam mój widok. - Przepraszam, że nic ci nie powiedziałam - ruchem ręki wskazała w stronę Deimosa - Pół roku to za długo - uniosłam lekko głowę czując, że przynajmniej zawrotu ustąpiły. -  Kiedy tak szybko dorośliśmy? - spytałam retorycznie uśmiechając się z wyraźnym smutkiem. Czemu znów nie mogliśmy być w Hogwarcie gdzie wszystko było…mniej przytłaczające. . W pewnym momencie chwyciłam go za rękę. Dla mnie było to tylko przyjacielski gest, który miał już na stałe pogodzić.. Choć wciąż nie wiedziała co takiego złego zrobiłam. - Nie zostawiaj mnie już dobrze? - miałam nadzieję, że  mi to obieca. Nie spuszczałam z niego wzroku choćby na chwilę nie przejmując się  nikim wokół.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]12.01.16 7:30
Zimno. Ponuro.
Niezmiennie.
Wizyta strażnika nie zmieniła absolutnie n i c, nadal błąkali się wśród niemogących znaleźć odpowiedzi pytań. Nadal pogrążeni w ciemności, która otulała przyzwyczajające się powoli oczy, sycące się choćby najdrobniejszymi promieniami światła, jakiego obecność w tym pomieszczeniu była wyjątkowo skąpa. Jakby go nie było. Jakby podróżowali w sennej, zszarzałej mgle, roztaczającej swą niewyraźną powierzchnię od podłogi aż po sam sufit. Nadal nic nie wiedział. Mogli mówić. Mogli zastanawiać się, lecz wszystko było wyłącznie serią przypuszczeń. Czy sprowadzą one choć odrobinę przebłysku sprawiedliwości? Nie, sprawiedliwość nie istniała. Nie było jej na tym świecie, niezależnie od przeprowadzonych z rozmachem, zupełnie nieuzasadnionych aresztowań. Dało się jedynie przewidywać, poddawać zastanowieniu. Nic więcej. Nie mogli nic uczynić, nie mogli się wydostać, rozbić żelaznych prętów, które odcinały im drogę ku wolności.
Właściwie to nic nie mogli.
Z każdą chwilą zanurzenia pośród tłumu zdezorientowanych sylwetek, coraz bardziej obojętniał. Nie czuł już złości, przeminęła w nim bezsilność, wydawał się być w całości pusty, jedynie bezwiednie podając się rozgrywanym kolejom losu. Natura obserwatora kazała siedzieć cicho, nie wypowiadać się, tylko analizować wewnątrz i wyłapywać fakty. Kazała czekać. Czekać na nieznane, bo tylko to mogło wprowadzić zmiany, mogło sprawić, że wyjdzie stąd i znowu będzie wolnym człowiekiem, albo jeszcze mocniej zakuć go w kajdany, traktując jako niebezpiecznego więźnia. Za co? Usta mimowolnie wygięły się w lekkim, zdającym się kpić uśmiechu. Za nic. Dlatego, że sobie coś ubzdurali. To było tak absurdalne, że nawet nie umiał o tym myśleć. Dziś on był Oskarżonym. Oczekiwał od władzy logicznego uzasadnienia, a w zamian za to otrzymał wyłącznie bełkot. Pogrążony w zapomnieniu zdawał się niemal nie dostrzec, że trzyma w rękach bochenek chleba. Opuszki palców badały odruchowo jego nieregularną, chropowatą powierzchnię, która wydawała się być twarda jak kamień.
- Zabawne - odpowiedział ze zdawkową ironią, kierując swój wzrok na Herewarda. Nawet nie miał ochoty jeść. Wątpił, by w tej chwili cokolwiek przeszło mu przez gardło. Ale Lyra... Inni. - Trzeba to jakoś podzielić - stwierdził nagle, czując ogromną ochotę, by pozbyć się dzierżonego aktualnie ciężaru. Dalej jedynie wsłuchiwał się w przemowę. Brzmiała logicznie. Mogła być logiczna. Zastraszeni, ludzie różnych stanów i różnych zawodów. Ale co jeśli... To nie tylko to? Nie umiał tego wyjaśnić, rozwinąć, jedynie nadal przysłuchując się w milczeniu.
Zobaczymy, odpowiedział mu wyłącznie w myślach, wraz z wykonywanym, głębokim wydechem. Zobaczymy. [bylobrzydkobedzieladnie]


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape



Ostatnio zmieniony przez Daniel Krueger dnia 19.01.16 8:53, w całości zmieniany 1 raz
Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
cela - Cela zbiorowa - Page 4 Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]12.01.16 10:23
Trzymałam w dłoniach chleb, a już cisnęło mi się na usta, kilka obelg w stronę strażnika. Nim zdążyłam się przyzwyczaić do tego kształtu, światło nagle zgasło, a my znów zostaliśmy sami. Obezwładniająca ciemność otulała całe moje zmarznięte ciało. Nie kontrolowałam już kto jest z nami w celi dłużej, a kto niedawno przyszedł. Głosy współwięźniów scalały się w jeden nieznośny gwar. Wciąż próbowałam je zagłuszyć, układając dłonie na uszach, ale nie dało się opanować wszech panującej paniki. Co z nami będzie? Nie mają na nas nic, chcę krzyknąć na zebranych, bo dlaczego nie mogą spokojnie poczekać na drugi dzień? Zawsze jak po raz kolejny wstaje słońce to jest chociaż trochę lepiej. Jest mi przykro, że nie mogę ucałować Setha na dobranoc i przeczytać mu książkę, którą pewnie chowałam pod płaszczem. Harriett może mi powiedzieć, że zabieram mu dzieciństwo, kupując coraz to bardziej zaawansowane podręczniki szkolne. I nagle jest mi przykro, że może nie będą się martwić tym, że nie wrócę do domu tej nocy. W brzuchu, chociaż burczy, czuję ciasto zaciśnięty supeł. Wracam na chwilę na ziemię, starając się dojrzeć jakąś przyjazną twarz. Potrzebuję się przespać, obudzić się w zupełnie innym miejscu, najlepiej w swoim łóżku i myśleć, że to był tylko sen.
W końcu słyszę słowa Herewarda. Czy znalazłam swojego sprzymierzeńca? Oddycham z ulgą, pomimo tego, że trzęsę się z zimna. Chcę krzyczeć, aby nas już wszystkich wypuścili do domu. Pomimo tego, że nie potrafię się teleportować, nawet na piechotę w ciemną oraz zimną noc potrafiłabym trafić do własnego łóżka. Nie wiem, gdzie kto stoi, mogłabym w zasadzie zacząć chodzić po całej celi i rozdawać chleb, ale jakbym wbiła komuś obcas w stopę... Nieważne, trzeba się podzielić. Ostrożnie wstaję, a ból stawów kolanowych promieniuje aż do bioder. Jęknęłam cicho, zamknęłam oczy nawet, żeby ta okropna fala przeszła, ale już mija tyle czasu od mojej choroby, więc wiem, że będzie tylko gorzej. Robię ostrożny krok od ściany i już czuję się niepewnie. Próbuję nas zliczyć, ale zarysy ciemnych postaci zlewają mi się z cieniami. 
- Proszę się odezwać, kto jest głodny - bochenek aż ciąży mi w dłoniach. Nasłuchuje głosów, aby po omacku znaleźć daną osobę i dać jej kawałek. Teraz nawet nie jest ważne, czy się znamy i czy się lubimy. Trzeba sobie pomagać. Nie wiadomo, ile tu jeszcze zostaniemy. Czy to kilka godzin i nad ranem obudzi nas bezczelne lumos czy aż do końca miesiąca? Myślę, że jeśli dwa bochenki chleba to racja żywieniowa dla tyle osób, to za kilka dni możemy zacząć się w tej celi próbować zabić. Może nie dla jedzenia, ale z trudem kontrolowało się gniew, czy żołądek robił fikołki w brzuchu. Ostrożnie stawiam stopy, aby nikomu nie zrobić krzywdy w tych ciemnościach. Kto jest głodny, odezwijcie się.
Eilis Avery
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1783-eilis-sykes http://morsmordre.forumpolish.com/t1792-dziob#21925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1853-pokoj-eilis#24478 http://morsmordre.forumpolish.com/t1793-eilis-sykes#21929
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]12.01.16 11:50
Obecność przyjaciółki wpływa na nią kojąco. Niezbyt dobrze radzi sobie ze świadomością, a widok coraz większej ilości znajomych twarzy, skrytych w mroku, napełnia ją nadzieją. Skoro wszyscy trafili tu przez nieporozumienia, muszą wyjaśnić je jak najszybciej, jeśli nie chcą narazić się na gniew najbardziej wpływowych rodzin na wyspach. Avery, Carrow, Lestrange, Malfoy... a sięgając dalej? Crouch, Nott, Flint, Bulstrode. Wszyscy zaalarmowani ich obecnością tutaj.
- Czekam, aż mnie stąd zabiorą - odpowiada Calypso, nie chcąc po raz kolejny powtarzać tego, co od dłuższego czasu odbija się od kamiennych ścian Tower. Pomyłka. To tylko pomyłka, którą jej rodzina wyjaśni tak szybko, jak to tylko możliwe. Już za moment w drzwiach pojawi się strażnik, usłużnie przeprosi i oznajmi, że lady Malfoy zostanie odprowadzona do dworku w Wiltshire. Przymyka powieki, wciąż trudząc się by uspokoić oddech. Zaraz weźmie gorącą kąpiel w aromatycznych olejkach, by zmyć z siebie cały ten brud i smród mugolaków. A potem opadnie na miękkie poduszki, wsunie się pod jedwabną pościel, a opiekuńcze ramiona męża utulą ją do snu. Wraz ze słowami, że oni wszyscy za to zapłacą. - Jestem spokojna - kręci głową, czyżby jej przyjaciółka zapomniała, że inna opcja jest wielce niewskazana? Ze względu na stan zdrowia, nie wolno jej się denerwować. O co w takiej sytuacji niebywale trudno.
Jak długo tu już siedzi? Minutę, godzinę, a może kilka dni? Czas zlewa się w jedną niespójną całość pozbawioną przedziałów czasowych. Nie ma ochoty brać udziału w niegodnych protestach, jest damą, której nie przystoi narzekać i roszczeniowo wołać strażników, przypominając o swoim statusie. Skulona gdzieś pod ścianą, w milczeniu obserwuje kłótnię pomiędzy Bennetem i Kruegerem, znudzona już przedstawieniem, w którym główną rolę grał lord Carrow. Przeraźliwy chłód powoli staje się dotkliwy i nawet jesienny płaszcz nie powstrzymuje jej mięśni przed niekontrolowanym drżeniem. Nieznacznie unosi się do góry, gdy przytłumiona smuga światła anonsuje przybycie strażnika. A potem znowu nastaje ciemność, w trakcie której z jej nadgarstków znikają kajdany. Już jest gotowa by wstać i opuścić celę, jednak drzwi zamykają się od zewnątrz, pozbawiając ją resztek nadziei. Perseus, Fabian... Dorian. Dlaczego ich tu jeszcze nie ma? Rozmasowuje delikatną skórę, na której metalowe kajdany pozostawiły sine ślady. Z obrzydzeniem spogląda na to, jak jej kuzynka rzuca się na wodę. Jest spragniona, ale nie pozwoli, by ktoś kazał jej upaść aż tak nisko. Po chleb też nie sięgnie. Zapłacą, zapłacą za każdą ujmę, jaką jej uczynili.
- Nie wytrzymam tu dłużej - mówi cicho do panny Lestrange.
Leandra Malfoy
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1927-leandra-argentia-malfoy https://www.morsmordre.net/t1985-poczta-leandry#28529 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-wiltshire-dworek-malfoyow https://www.morsmordre.net/t2074-leandra-malfoy-budowa#31187
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]15.01.16 2:56
Och, czy on miał mieć pojęcie? Oczywiście nie rzekł nic, bo wszystko miał pod kontrolą, bo nic im się nie stanie. Dlatego że jest tutaj, ochroni ją i wyprowadzi stąd za moment.
Jeszcze chwila, krótka chwila i będzie mógł nabrać powietrza, przestanie dusić się w tej zatęchłej celi wdychając przez nozdrza trujące opary nienawiści kierowane w jego kierunku. Nie odpowiedział jednak nic nerwowo częstując się papierosami – wszak Carrowowi wypadało w końcu zamknąć usta czymkolwiek - i dziękując jej jedynie czułym uśmiechem.
-Zaraz stąd wyjdziemy – rzucił uspokajająco, nadzwyczaj pewny siebie podając Deimosowi narzędzie zbrodni, coby choć odrobinę się odstresował, biedaczyna, odetchnął toksycznym powietrzem, ponieważ dobrego słowa i pocieszenia potrzebował bardziej niźli znajdująca się tuż przy nim Calypso, do której wrócił spojrzeniem, uwagą i słowem – To nie ma żadnego znaczenia, rozumiesz? To pomyłka – wypowiedział z mocą obierając tego dnia rolę podpory dla całego, spanikowanego i nieprzystosowanego do sytuacji ekstremalnych szlacheckiego towarzystwa – Będą nas całować po stopach w ramach przeprosin, kiedy już zostaniemy wypuszczeni – takie rzeczy się po prostu nie zdarzały. Nie miały prawa. Nie ludziom o jego wpływach, nie ludziom o jej statusie. Byli szlachcicami, nie rozgorączkowanym, zezwierzęconym motłochem, który goni w owczym instynkcie za każdą tanią sensacją.
Nie skomentował w żaden sposób teorii spiskowej wykreowanej przez naczelnego bajkopisarza dzisiejszego spektaklu, nadal odwołując się w swej racji do spraw stałych i niezmiennych – krwi i nazwiska, które stanowiły o tym, że nigdy nie powinien się tutaj znaleźć. Nawet gdyby faktycznie był czemukolwiek winny, a jego sumienie nosiło wiele grzechów, kwestia prawna nadal znajdowała się po jego obleczonej pieniędzmi stronie. Choć w tej dziwacznej chwili, gdy oto jego, Caesara Lestrange, wrzucono do jednego pomieszczenia z czarodziejami o wątpliwym statusie krwi, zaczynał powątpiewać, że to wszystko było jedynie przypadkiem. Lecz kto byłby na tyle szalony, by nadepnąć na odcisk nestorom poważanych rodów? To oni rządzili ministerstwem, oni ustalali zasady i opłacali świadków, aby wpędzić do więzienia swych wrogów, to oni rozdawali karty w tym tradycjonalnym, czarodziejskim światku.
-Masz mnie po swojej stronie – zapewnił ją naiwnie i czule, nadal mówił cichutko, coby tylko ona go słyszała. Chwila ta była wszak na tyle intymna, że wolał, aby wszelakie ciepłe obietnice pozostały między nimi. Nie potrzebował świadków dla swych zapewnień. Nie miały prawa, by się nie spełnić.
Wtem jednak coś drobnego wręcz – to było ledwie muśnięcie – tknęło go w ramię. Obrócił się automatycznie, instynktownie – w jego oczach na moment odbiła się... niechęć?, zimna uwaga?, może strach?, było to jednak spojrzenie człowieka, który oswoił się z niebezpieczeństwem, który przy każdym swym czujnym kroku spodziewał się ciosu w plecy – aby zorientować się, że to tylko niegroźne, drobne dziewczę, które roztargnione i zagubione miotało się po pomieszczeniu – Przepraszam? - oczekiwał odpowiedzi?, wyjaśnień?, przeprosin?
Znów jednak coś odwróciło jego uwagę.
Zbyt wiele ludzi, których znał. Zbyt wiele obcych. Zbyt wiele rzeczy, z którymi musiał się mierzyć – zwłaszcza świadomość, dość przytłaczająca, że został uwięziony, że on, nosząc na dłoni pierścień rodowy warty majątek, tkwił w jednej celi z tymi ludźmi. Przestraszonymi, zagubionymi i zaszczutymi. Tracili rozum, gubili się w zakamarkach własnego umysłu popędzani irracjonalnym strachem.
-Panienko Sykes? - rzucił głucho w ciemną, pożerającą go czerń nadal nie opuszczając swojej kuzynki na krok i nie dostrzegając nawet, jak ujmuje ją za dłoń w opiekuńczym geście. Nie miał zamiaru jej opuszczać. Zostawiać. Musiał być przy niej, aby kolejno wyprowadzić ją z tego straszliwego miejsca i odstawić ją tam, gdzie być powinna – do domu.
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
cela - Cela zbiorowa - Page 4 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]19.01.16 0:59
Czyjeś głosy ponownie poniosły się korytarzem. Kroki i coraz silniejsze światło zapowiedziały ponowne przyjście strażników. Było ich dwóch. Znudzonych życiem z podartym kawałkiem pergaminu i różdżkami w dłoniach.
- Pod ścianę - mruknął jeden, ale niespecjalnie przejął się swoimi słowami. Podobnie drugi z funkcjonariuszy. Przy pomocy magii, niespiesznie ponownie skuli każdego osadzonego. Jeden z nich zwiększył nieco ilość światła i wsadził nos, niemalże dosłownie, w trzymany pergamin.
- Wyczytani mają podejść do krat - mruknął drugi jednocześnie ponaglając ruchem dłoni towarzysza.
- Jasna cholera, kto to pisał - zaklął zanim udało mu się rozszyfrować pierwsze nazwisko. - Weasley Lyra, Malfoy Leandra, Carrow Deimos... Jakieś to dziwne tutaj, patrz.... Malfoy Megara i Carrow Megara, Calypso Lestrange i jeszcze jakiś Lestrange, ale nie widzę imienia.
Drugi strażnik spojrzał na niego jak zwykło patrzeć się na idiotów.
- Dwie Megary? I "jakiś Lestrange"? Jaja sobie robisz?
Mężczyzna wręczył niedowiarkowi pergamin, który ten studiował przez dobre kilka minut.
- Mogą być i dwie Megary - mruknął po chwili, by zaraz dodać głośniej - wyczytani do krat i potwierdźcie swoją tożsamość!
Strażnik wzruszył jeszcze ramionami czekając aż więźniowie wykonają polecenie.

|macie 4 dni na odpis w dowolnej kolejności, jeśli nie zdążycie, założę, że postaci zastosowały się do poleceń, spowodowane jest to wieloma nieobecnościami, które zostały zgłoszone i pewnie sporo czasu minie zanim wszyscy odpiszą, a nie chcę przedłużać bardziej niż to konieczne
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
cela - Cela zbiorowa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]19.01.16 2:45
Głosy przestały mieć znaczenie, Cassandra wyłączyła się z rozmowy, powracając wspomnieniami do widoku uciekającej Lisy. Biegnij, kochana, znajdziesz Ritę i uda Ci się stąd wydostać. A potem do was dołączę. Łypnęła spode łba na bochenki chleba, nie, jeszcze nie była głodna - ale wkrótce będzie, a wtedy już nikt nie przyniesie im jedzenia. Z rozsądku więc już otworzyła usta - gdy przy kratach, Morgano, nareszcie, pojawili się strażnicy. Cassandra z lekko uniesioną brwią przyglądała się wymianie zdań strażników, wsłuchując się w ich słowa z mieszaniną zażenowania i bezradności. Dwie Megary i jakiś Lestrange, z niesmakiem odwróciła spojrzenie, natrafiając nim na Ceasara. Nie przyznajesz się do mnie, co, sutenerze? W jednej chwili jak grom strzeliła ją myśl wyjątkowo głupia, położyła dłoń na ramieniu stojącej obok Dairine, lekko je ściskając w porozumiewawczym geście - i ciągnąc ją do krat. Takie jak one potrafiły kłamać jak z nut.
- Lestrange, Evandra - oświadczyła butnie, śmiało zadzierając brodę. Zbyt wiele razy widziała, jak czyniła to ta piękna półwila - choć wiedzieć nie mogła, czy strażnikom jej aparycja nie jest znana. - Evandra Colette Lestrange, lady Hampshire, siostra Ceasara, nieustraszonego łowcy wilkołaków, alchemiczka w szpitalu św. Munga. - Na jednym tchu, bo to wszystko przecież wiedziała. - W mojej różdżce znajdziecie wyłącznie zaklęcia uzdrowicielskie, które potwierdzą moją profesję. A to moja garderobiana, która towarzyszyła mi w momencie aresztowania. Tylko na moment opuściłyśmy wyspę Wight... - Najwyraźniej miała na myśli Dairine, bowiem to do niej skierowała ostatnie zdanie. - Ten drań ukradł mi rodowy sygnet, który akurat niosłyśmy do Kruegerów, by zwęzili go na palec mojego bratanka, małego Rudolfa - dodała do strażników szeptem, nim inni podeszli do krat, marszcząc w złości brew i wskazując na barczystego, o wiele wyższego od niej mężczyznę, o którym wiedziała, że jest prawdziwym bratem Evandry, a który tak ochoczo chwalił się publicznie rodową biżuterią. - Ludzie tutaj nie są nam przychylni - ton jej z butnej arogancji płynnie przeszedł w żałosną kobiecą rozpacz z naiwną nadzieją na skruszenie serc strażników. Czy nie tak zachowywały się dobrotliwe księżniczki? - Pomóżcie, proszę, tęskno mi do rodziny i brata. Żadna z nas nic złego nie uczyniła. - Jak daleko można zajść na kłamstwie, Cassandro? Serce łomotało jej jak oszalałe, fortel był tak bezsensowny, że aż oczywisty do rozwikłania - tutaj, wśród ludzi, którzy doskonale wiedzieli, kim był Caesar. Nie spojrzała na Alana, mając nadzieję, że i on gardził interesami ważniejszych od nich czarodziejów i zrozumie, przecież widział, jak osierociła dziecko. Musiała spróbować.

Wybacz, Caesarze, nigdy nie zrozumiesz matki, która walczy o dziecko, choć chyba właśnie straciłam jedno ze źródeł naszego utrzymania.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]19.01.16 8:05
Przepraszam za jakość, ale mam tak mało czasu

Gdy wstałam z podłogi, czułam się jeszcze gorzej. Zesztywniałe stawy od zimna aż trzeszczały z każdym moim krokiem. Drżała mi dolna warga, a przecież nie miałam przy sobie nic więcej niż parę książek i figurkę smoka dla Charliego. Wciąż wściekła na Lyrę, że najchętniej to zostawiłaby mnie w tłumie oprawców, stawiałam ostrożnie kroki. Tak jak dotąd stukot obcasów kojarzył mi się z wesołym przechodzeniem po korytarzu do swojej pracowni i zagadywaniem pacjentów, tak teraz z każdym uderzeniem czułam szpilę wbijaną w staw kolanowy. Dotyk Meduzy bardzo nie lubił zimna. Zaczęłam wmawiać sobie, że jest mi ciepło, ale to tylko pogarszało sytuacje. Jak mogłabym wyobrażać sobie trzydzieści stopni, gdy moje żeby uderzają o siebie z zimna?
Usłyszałam głos, który tak kojarzyłam, może ostatnimi czasy bardziej charakter pisma, lecz moje serce uradowane zabiło szybciej. To naprawdę lord Lestrange? Chwieje się na nogach, a ból nie daje mi o sobie zapomnieć. Zapiera mi dech w piersiach.
- Caesar? – pytam, choć odpowiedź jest oczywista. Mówię, abyś mnie nawigował swoim głosem. Starałam się nikomu nie zrobić krzywdy obcasami, uważnie stawiając stopy. Słysząc już jak jesteś blisko, opadłam bez sił na twoje kolana, a potem wręcz błyskawicznie zsunęłam się na drugą stronę, abyś i mnie mógł objąć i ogrzać. Jeśli nas nie wypuszczą za kilka godzin, ja będę zwijać się z bólu i drzeć w niebogłosy. Podaje ci chleb, może jesteś głodny albo Calypso. Zrób coś z nim, nie mogę go trzymać. Opieram głowę o twoje ramię i chcę zasnąć, choć wiem, że nie powinnam. Każdy poradnik „jak przetrwać w trudnych warunkach” mówił o czujności. Podczas snu nie potrafimy kontrolować temperatury ciała, możemy wpaść w głęboką hipotermię. Dłonie chowam pod swój płaszcz, walcząc o każdą jednostkę ciepła. Gdy już prawie zasypiam, kraty nagle brzęczą, otwierają się i czytane są nazwiska. Sama szlachta, świetnie. Weasley Lyra, wtedy przeklinam w swojej głowie. Czy nie powinnam się cieszyć, że ona może wyjść? A ja znów powtarzałam jak mantrę, że mnie chciała zostawić i zostawi teraz, przymuszona bądź nie, lecz rozkaz to rozkaz. Kiedy słyszę nazwisko Caesara i wiem, że może on wstać i podać się do kontroli, ściskam jego ramię mocniej, a na mojej twarzy pojawiają się łzy. Czy teraz powinnam wrzeszczeć, że znam aż zbyt blisko Samaela Avery’ego i mają mnie wypuścić? I mogłabym się poddać za drugą Megarę, ale siedzę i czuję jak luzuje swój uścisk, pozwalając Caesar’owi i Calypso odejść.
- Nikt z nas nie czarował – mówię w buncie z tego swojego kąta – Jestem alchemikiem w Szpitalu Świętego Munga, psia kość, moim zadaniem jest pomagać ludziom, a nie łamać  prawo, wypuście nas stąd, sprawdźcie wszystkich różdżki – mój ton jest jednak błagalny niż surowy, rzucający polecenia. Ja nawet nie miałam przy sobie różdżki, to jak miałam czarować w Hogsmeade? Po raz kolejny wołam w myślach o Avery’ego, bo ten chyba zamienił się w mojego anioła stróża. Choć wiem, że nic nie zdziałam, to nadal walczę za wszystkich, bo wszyscy byli niewinni, czyż nie? Zdążyliśmy to ustalić. Chyba.



self destruction is such a pretty little thing



Eilis Avery
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1783-eilis-sykes http://morsmordre.forumpolish.com/t1792-dziob#21925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1853-pokoj-eilis#24478 http://morsmordre.forumpolish.com/t1793-eilis-sykes#21929
Re: Cela zbiorowa [odnośnik]19.01.16 9:33
Cassandra chciała igrać z ogniem i łapać gryzące płomienie nagimi dłońmi, ale zrozumiałam to odrobinę zbyt późno. Wpatrywałam się w dwóch strażników, a z jakiegoś powodu ich słowa zdawały mi się niepokojące; wyczytane nazwiska coś mi mówiły, choć nie mogłam przypomnieć sobie, co. Milczałam, a mój instynkt samozachowawczy krzyczał, szarpiąc się i telepiąc jak słodki ptak na uwięzi, jak dzika bestia niechlubnie zamknięta w klatce. Co, jeśli wyczytano nazwiska, by rozstrzelać ich właścicieli? Moje serce przyspieszyło, gdy poczułam dotyk palców uzdrowicielki na ramieniu. Ufałam jej, wierzyłam, że wie, co robi, ale... ale co, jeśli był to błąd, za który przypłacę wszystkim, co mam - skradzionym życiem? Mimo to nie protestowałam, pozwoliłam jej, by zaprowadziła mnie prosto pod kraty oddzielające nas od wizji wolności. Wprost do paszczy lwa.
Opuściłam pokornie głowę, patrząc błagalnie na własne stopy i przywołując łzy, które już wkrótce zakręciły się w kącikach moich oczu. W żaden sposób nie przypominałam garderobiany, tak samo jak ciemnowłosa kobieta nie wyglądała na na arystokratkę; och, Cassandro, czy na pewno w przypływie strachu nie popełniłaś wielkiego błędu?
Bo jeśli sprawdzą moją różdżkę, domyślą się zbyt wielu rzeczy. Kiedy ostatnio wypłynęły z niej magiczne iskry? W czerwcu? W najlepszym wypadku na początku lipca?
Pozwoliłam wymuszonym łzom spływać po policzkach i wreszcie spojrzałam z przerażeniem i niemym błaganiem na strażników, choć w duszy marzyłam o splunięciu im w twarz. Nie byłam jednak pewna, czy popis aktorski Cassandry wystarczy, by wywalczyć wolność.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 4 z 19 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11 ... 19  Next

Cela zbiorowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach