Ronan Haddad
Nazwisko matki: Soren
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: 50%
Status majątkowy: ubogi
Zawód: W poszukiwaniu pracy
Wzrost: 1,80
Waga: 73
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Zielone
Znaki szczególne: Wytatuowane słowo "życie" w języku arabskim, na prawym nadgarstku. Specyficzna uroda
Drewno pistacjowe, Szpon Hipogryfa, 10 cali
Gryffindor
Gekon
Ogień, pożar, niszczący wszystko na swojej drodze.
Zapach Imbiru, tytoniu i cytryny
On, jako dobry, szczęśliwy człowiek. Z matką która jest z niego dumna.
Jego pasją są ćwiczenia fizyczne i książki.
Nie kibicuje żadnej konkretnej drużynie.
Za czasów Hogwartu grał w quidditcha i gargulki, aktualnie, czyta książki i zajmuję się poszukiwaniem pracy.
Rock'n'roll
Rami Malek
Trzyletni Ronan schował się pod łóżko. Rodzice znów się kłócą. Znów słychać krzyki. Jedne po angielsku, inne po arabsku. Arabski był dla niego bliskim językiem, a jednak takim trudnym. Rozumiał tylko część. Co on mógł rozumieć. Przecież to trzylatek. Nie rozumiał, bał się. Miał tyle zabawek, tata był bogaty. Powinien się cieszyć, ale jednak tak nie było. Ostatnio kłócili się co noc. Ronan starał się nie płakać, ale to było trudne. Do pokoju wparował mężczyzna, o arabskiej urodzie. Miał na imię Abdul, Abdul Haddad. Pochodził z bogatej rodziny, z Egiptu. Przyjechał do Londynu parę lat temu. Nie miał problemu ze znalezieniem pracy, pieniądze robiły swoje. Co innego jak pochodzi się z biednej, arabskiej rodziny. A co innego gdy jest się synem wpływowego polityka. Wtedy świat staję się o wiele mniej rasistowski. Abdul wykrzykiwał coś po arabsku. Ale Ronan coś z tego zrozumiał. -To mój syn. Zrobię z niego poprawnego muzułmanina, czy ci się to podoba, czy nie.- Krzyczał, powtarzając te słowa. Mężczyzna spojrzał pod łóżko, i siłą wyciągnął z niego małego Ronana. Chłopiec przerażony spojrzał na rozpłakaną mamę która stała w drzwiach. Patricia Soren, angielka o zielonych oczach i brązowych włosach. Zauroczyła się w pewnym arabskim szejku, parę lat temu. Wzięła ślub, a owocem ich "miłości" jest Ronan -Mogłem się nie zgadzać na to pogańskie imię. Teraz zabiorę go do Egiptu. Gdzie tam zmienię mu imię, by zasłużył na łaskę Boga!- Wykrzyczał, tym razem po angielsku. Ronan nie wiedział co tu się dzieje. Bał się. Raz już go tata uderzył. Zaczął płakać. -Zamknij się!- Krzyknął Abdul, i już chciał uderzyć chłopca, kiedy to coś go odepchnęło. Matka Ronana użyła zaklęcia. -Wiedźma! Wiedźma! Wynocha stąd! Wynocha z mojego mieszkania! Zabierz siebie i tego swojego przeklętego syna! Pewnie jest taki sam jak ty! Powinienem cię zabić, ale jestem nie w swoim kraju. Znaj moją łaskę, wynoś się!-Wykrzyczał. I tak o to Ronan z mamą trafili do domu babci chłopca. Ronan leżał na kanapie w drugim pokoju, kiedy to przyszła do niego jego mama. -Przepraszam, to moja wina. Zakochałam się, dla niego zrezygnowałam z mojego życia. Wróciłam do mugolskiego świata, dla niego. Byłam ślepa, nie chciałam cię narażać. Przepraszam.- Powiedziała przez łzy. Przytulając się do syna. Ale on nic nie rozumiał. Wtedy, bardzo mało rozumiał. Miał dopiero trzy lata. Nie wiedział że jego życie obróci się o 180 stopni.
1939 rok. Rozpoczęła się II Wojna Światowa. Mama, wraz z babcią i Ronanem, żyli w biednej mugolskiej dzielnicy. Chłopiec wiedział kim jest. A był czarodziejem. Nie rozumiał tego słowa. Swojego ojca nie pamiętał. Przynajmniej tak mu się wydawało. Poza tym, jaką pamięć ma sześciolatek. Pewnego dnia do miasta wkroczyli żołnierze. Wśród nich Ronan rozpoznał jednego mężczyznę. Był to jego ojciec, który walczył po stronie aliantów. Widocznie syn egipskiego szejka postanowił wkroczyć w Angielskie jednostki. On również rozpoznał syna. Chciał się do niego zbliżyć, ale chłopiec uciekł. Następnego dnia zapukał do drzwi ich mieszkania. Chciał przeprosić, chciał żeby znowu byli razem. Upierał się że Ronan to jego syn, że płynie w nim arabska krew. Patricia, nie potrafiła jednak wybaczyć. Ze względów bezpieczeństwa, przeprowadziła się wraz ze swoją mamą i synem do jednej z czarodziejskich dzielnic. Ona była wolna, wolna od wojny, i nachalnego araba. Ronan doznał tam dużej dyskryminacji. Co prawda nie był muzułmaninem, gdyż jego mama nie wyznawała żadnej religii. Ale arabskie nazwisko odpychało. Koledzy z podwórka się z niego śmiali. Poza tym, jego ojciec był mugolem. Chłopiec zrozumiał to, mając osiem lat. Na tej ulicy większość rodzin była czystej krwi. Nie byli ze szlacheckich rodów, byli biedni. Ale dzieciaki próbowały się dowartościować tym że Ronan jest pół krwi. Wyzywali jego mamę, od zdrajców krwi. Ale chłopiec i tak czuł się tam lepiej, niż z ojcem. Lubił słuchać opowieści babci, czarodziejki, która opowiadała mu o magicznym świecie i o szkole. Nie mógł się doczekać, kiedy to on pójdzie do szkoły. Z drugiej strony, jednak wiedział że jest w połowie mugolem. Poza tym, ma pochodzenie arabskie. Czuł, że powinien coś z tym robić. Dlatego uczył się arabskiego, który dobrze mu wychodził. Mamie to nie przeszkadzało. Lubiła ten język. Też go znała. Mówiła że jest on piękny. Kobieta wychowywała Ronana na porządnego człowieka. Pomimo tego wszystkiego co przeszła. Mówiła mu że nie powinien się wywyższać. Że należy szanować każdego człowieka. I nie należy oceniać ludzi z góry.
1944 rok. Ronan miał skończone jedenaście lat. Dostał długo wyczekiwany list. List, który miał zmienić jego zycie. Chłopak tuż przed rozpoczęciem roku wybrał się na Pokątną. Tak aby jak każdy inny młody czarodziej, zakupił potrzebne mu rzeczy. Przez jego status majątkowy nie mógł pozwolić sobie na drogie rzeczy. Do Hogwartu postanowił zabrać kota, który towarzyszył mu juz od trzech lat. Kocur był czarno-biały, a na imię miał Kaszmir. Był typowym kotem, który od czasu do czasu wynagradzał Ronanowi jego "służbę" mruczeniem. Chłopiec lubił swojego kota, chociaż zawsze chciał mieć psa. Zanim się obejrzał, Ronan siedział w pociągu. Machał do swojej mamy i babci, które stały na peronie. W pociągu poznał parę osób, które trafiły do innych domów. A ich koleżeństwo ograniczało się do krótkich pogaduszek raz na parę tygodni. Chłopak został przydzielony do Gryffindoru. Uważał że zupełnie tam nie pasuję. Gryfoni byli odważni, rozrabiali, byli gadatliwi. On natomiast był inny. Szykanowany, przez swoje pochodzenie. Zazwyczaj był sam. Nie szukał przyjaciół. Słyszał wiele obelg na temat swojej rasy. Jak to dzieci w tym wieku miały zwyczaj, dokuczać wszystkiemu co się rusza. Ronan nic sobie z tego nie robił. Był dość odporny psychicznie, by nie zwracać uwagi na złośliwe komentarze. Już od pierwszej klasy marzył o zostaniu aurorem. Jednak marzenia nie zmotywowały go na tyle by mieć odbre oceny z eliksirów. Uczył się w miarę dobrze. Niestety, eliksiry to była jego pięta Achillesa. Z czasem porzucił marzenie. Ronan nie widział się jako odważnego gryfona. Nie brał udziału w żadnych akcjach, jakie urządzali jego rówieśnicy z domu lwa. Miał odwagę, ale ona była okazywana w inny sposób. Ronan był trochę pyskaty. Mówił, co myśli. przez co nie każdy z nauczycieli go lubił. Tylko nieliczni widzieli w nim bystrego, inteligentnego i sprytnego chłopca.
Będąc w trzeciej-czwartej klasie życie towarzyskie chłopaka znacznie się polepszyło. Już nie był tylko "tym arabem" Który od czasu do czasu komuś się odgryzie. Teraz również zaczął się zadawać z rówieśnikami. Nie był nikim wysoko postawionym w tej grupie. Był tylko cichym pomocnikiem, który planował różne imprezy. Bo to mu wychodziło najlepiej. Planowanie, rozporządzanie. Byłby dobrym przywódcą, gdyby tylko chciał. Ale nigdy nie chciał. Zawsze wolał byc tylko szarym człowiekiem, biorącym udział w czymś wielkim. Wraz z wiekiem dojrzewania, popadał w małe kompleksy. Nie przejmował się swoim wyglądem, ale nie uważał siebie za atrakcyjnego. O dziwio, miał powodzenie u dziewczyn. Może to dlatego że był w tej grupce lubianych, albo dlatego że był przystojny na swój sposób. W porównaniu do innych nastolatków, był odporny psychicznie. Jego mama już od dziesięciu lat leczyła depresję, go często nie było na nic stać, a jego ojciec to był zwykły dupek. Ale on mimo wszystko żył dalej. Chociaż wraz z SUMami jego marzenia o zostaniu aurorem legły w gruzach. Przeklęte eliksiry. Miał co prawda jeszcze dwa lata. Ale nie mógł sie zmotywować do nauki. Poddał się, to prawda, ale nie rozpaczał nad tym. Również z wiekiem inni zaczynali zauważać, że nie bez powodu trafił do Ravenclawu. Pomimo tego że był leniwy, nie lubił się uczyć, zawsze miał coś do powiedzenia, i zadawał się z tymi "łobuziakami". Był również inteligentny. Kiedy wraz z kolegami mieli okres młodzieńczego buntu, często łazili po szkole w nocy. Albo urządzali imprezy. To właśnie Ronan rozplanowywał wszystko tak, aby nikt ich nie przyłapał. A kiedy już ich przyłapali, zawsze potrafił się logicznie wybronić. Oczywiście czasami dostawało im się po łapach, ale to było do przewidzenia. Dlatego też był szanowanym członkiem grupy. I dlatego też dziewczyny na niego leciały. Oprócz tego, na szóstym roku został ścigającym Gryffindoru. Drużyna nigdy na niego nie narzekała. To również sprawiało na korzyść jego reputacji. I tak o to skończył szkołę. Wyniki z egzaminów nie były złe. Wręcz były dobre, ale nie wystarczająco. Ronan z czasem wyprowadził się od mamy i babci, i zamieszkał w małym mieszkanku w centrum Londynu. Teraz musiał stawić czoła dorosłemu życiu.
Która to była godzina? Czy pora wstać? Myślał Ronan leżąc na swoim materacu w małym mieszkanku. Pierwsze co zrobił, to sięgnął prawą ręką po magicznego papierosa. Potarł go palcami i zaciągnął się. Pod kołdrę wpakował mu się stary już kocur. -Kaszmir, wyłaź łobuzie.- Powiedział, próbując wstać tak, żeby nie przygnieść kota. Pierwsze co zrobił, to oczywiście dał mu jeść, nie mogło być inaczej. Siwy, gruby kocur, podbiegł do miski, i łapczywie jadł swoje śniadanko. Ronan też zrobił sobie śniadanie. Jakie miał plany na dzisiaj? Takie jak zawsze. Będzie szukać pracy, albo spotka się z jakimś znajomym na Pokątnej. Potem pewnie pójdzie do mamy. Teraz jest sama od kiedy babcia zmarła. Pomimo depresji, jego mama trzymała się dzielnie. A ponieważ zaczęła pracować w domu, młody Haddad załatwił jej psa do towarzystwa. Jego mama zajęła się pisaniem. Pisała artykuły do nic nieznaczących, mugolskich gazetek. Dużo pieniędzy z tego nie było, ale zawsze coś. Teraz przynajmniej częściej się uśmiecha. Chłopak po zjedzeniu śniadania, wziął różdżkę do ręki i umył naczynia zaklęciem, jak na czarodzieja przystało. Ehhh, używanie różdżki do prostych czynności, to zawsze coś. Ostatnio Ronan nie miał okazji by się wykazać. Potrzebował pracy. Mieszkanie samo się nie opłaci. Przez ten czas pożyczał od mamy. Czasami łapał robotę na garach, ale kiedy już przychodziło co do czego, każdy zwalał winę na araba. I tak wyrzucali go z roboty. Ronan usiadł na chwilę. Był zmęczony. Brakowało mu...No właśnie? Czego? Jakiś czas temu, zaczął brać coś mocniejszego. Pomagało mu zapomnieć, odprężyć się. Jak narazie nikt nie wiedział. Nikt, oprócz paru osób u których załatwiał co nieco. Chłopak, a raczej młody mężczyzna, pożegnał się ze swoim kotem (przydałaby mu sie dziewczyna) i wyszedł. Rozpoczął swój zwykły dzień, taki jak wczoraj, dzisiaj i jutro.
8 | |
6 | |
8 | |
2 | |
0 | |
0 | |
3 |
Różdżka, teleportacja, kot, sowa, 9 pkt statystyk (+4 zaklęcia, +4 obrona, +1 transmutacja)
Witamy wśród Morsów
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see