Wydarzenia


Ekipa forum
Magrit Lupin
AutorWiadomość
Magrit Lupin [odnośnik]12.02.16 23:04

Magrit Lupin

Data urodzenia: 23 października 1930
Nazwisko matki: Ross
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: wytwórca magicznych luster
Wzrost: 170
Waga: 54
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: niebieski
Znaki szczególne: niewielka blizna przecinająca lewą kość policzkową - pozostałość po wyjściu z lustrzanej próżni; w kieszeni zawsze nosi przy sobie jedno z pary dwukierunkowego zwierciadełka
 

Jeżeli trzy dodać jeden
równa się dwa lub czternaście,
to rozum jest formą szaleństwa.

Jorge Borges




Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie? Dźwięk tych słów nieustannie odbija się od granic mego umysłu, aby niby cienkim ostrzem kaleczyć wrażliwą powierzchnię pamięci. Podstępny głos w głowie bawi się ze mną w ciuciubabkę, wmawiając mi i całej tej pustce wokół, że rozwiązanie zagadki jest sprawą nie cierpiącą zwłoki. Zupełnie jakby od jednego słowa zależał los całego świata. Trzymam jego przyszłość w dłoniach. Czuję jak z każdą kolejną sekundą jego esencja, niczym najdelikatniejsza tkanina, wyślizguje się z opadających z sił palców. I wciąż nie znam odpowiedzi. A potem spadam w dół i krzyczę. I znów budzi mnie ten sam głos. Na ułamek sekundy zdaję sobie sprawę, że on wcale nie należy do mnie. Jednak to tylko krótki przebłysk świadomości, który niemal od razu ustępuje miejsca kolejnemu bezkresowi nie-pamięci. I wiruję. Odnoszę wrażenie, że przez całą wieczność. Nie zdając sobie sprawy, że znajduję się w paradoksalnej próżni.
To pomyłka - nie potrzeba, stała się dla mnie matką wynalazków.


Odkąd pamiętam otaczała mnie niezliczona ilość sobowtórów. Dostrzegałam swoje odbicie w niemal każdym kącie pełnej zwierciadeł pracowni rodziców, aby w końcu dopatrywać się ich nawet w drobnych kryształkach kamieni, kroplach deszczu, kałużach, witrynach sklepów - zawsze podziwiałam w nich siebie, a nie to, co znajdowało się za cienką powierzchnią szyby. Jednak nigdy nie popadłam w narcyzm. Był to zupełnie odmienny rodzaj fascynacji. Zastanawiałam się nad fakturą swojego odbicia, a nie znając jeszcze podstawowych praw fizyki, nie zdawałam sobie sprawy, w jaki sposób powstanie tak namacalnego obrazu mnie stało się możliwe.
Zamiłowanie do tych nietuzinkowych przedmiotów wyssałam wraz z mlekiem matki, a do rozwoju owych fascynacji niewątpliwie przyczynił się ojciec. Podobno człowiek zaczyna godzić się i zapoznawać z własną tożsamością mając około osiemnastu miesięcy, zerkając w lustro i po raz pierwszy świadomie obcując z tym drugim sobą. Odnoszę wrażenie, że nie zaliczałam się do podobnych przypadków. Ojciec zawsze powtarzał, że rodzaj owej samoświadomości można było zaobserwować u mnie zdecydowanie wcześniej - nie do końca zdawałam sobie sprawę kim jestem?, co nie przeszkadzało mi jednak prowadzić samodzielne studium lustra.
Lubię sobie wyobrażać, że mój pierwszy krzyk rozsadził w drobny mak wszystkie znajdujące się w zasięgu głosu szklane tafle. Podobna sytuacja nie miała miejsca, ale od zawsze cechowała mnie skłonność do przesady i podkolorowywania rzeczywistości. Nie popadam ze skrajności w skrajność, ale przepadam za nadawaniem swemu życiu intensywniejszych barw. Z szelmowskim błyskiem w oku dodaję, że to żadne kłamstwo, jedynie próba wymazania nadmiernej dawki nudy, której niekiedy nie jestem w stanie zdzierżyć.
Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czego pragnęłam bardziej: nieprzerwanie obserwować zabiegi rodziców, ich wysiłek, aby uczynić dane zwierciadło nie tylko niepowtarzalnie pięknym, ale również nadać mu cechę wymaganą przez zleceniodawcę - czy miało to być kolejne Ain Eingarp, zwierciadło prawdy, czy posiadać swe zwyczajowe przeznaczenie, wkładali w to tyle samo serca; czy może chciałam w końcu znaleźć się w Hogwarcie, aby już pierwszego dnia nadać swojej edukacji wymarzony kierunek. Już wtedy doskonale wiedziałam, jakie stanowisko pragnęłabym zająć w przyszłości.


Niektóre marzenia pękają jednak jak bańki mydlane - nawet jeśli nadal pozostają czymś możliwym do spełnienia, chęć ich realizacji - dotąd wydająca się czymś nie do skruszenia - znika bez śladu wraz z nieco gwałtowniejszym powiewem wiatru. Zaś wybuch wojny okazał się czymś o wiele większym i silniejszym - gwałtowną wichurą. Miałam już prawie siedem lat, gdy ojciec, którego połowa rodziny należała do niemagicznej części świata, zaciągnął się do armii. W obronie najbliższych, w obronie rodaków, w obronie Wielkiej Brytanii - na zawsze zapamiętałam jego cichy szept, a siłę ostatniego uścisku czułam jeszcze długo po tym pożegnaniu. Byłam za mała, aby zrozumieć dlaczego nie wraca. Dlaczego nie widzę już jego odbić w każdym z setek obecnych w warsztacie luster. Dlaczego nigdy już nikt nie weźmie mnie w ramiona, nie posadzi na łokciu, czule nie ucałuje w czoło. Jakaś cząstka mnie do dzisiaj nie pogodziła się z tym, że odszedł.
Z rozpaczą obserwowałam jak oczy matki napełniają się coraz większym smutkiem, a dotychczasową pasję zastępuje pustka. Nawet jej gesty stały się powolne, pozbawione wcześniejszego wigoru. Niedługo potem straciła warsztat - wszak najcenniejszą dla niej przestrzeń, jedyną materialną pozostałość po ojcu. Wydawało się, że dotąd jedyną oznaką czającego się w jej wnętrzu płomienia radości była możliwość dotykania wszystkiego, co kiedykolwiek znalazło się w zasięgu jego dłoni. Już od dawna nie oddawała się pracy z tak wielką pasją, ale chociaż ta namiastka uśmiechu dawała nadzieję, że kiedyś jeszcze wszystko wróci do względnej normy. Jednak, gdy ta jedyna pamiątka po mężu została jej odebrana, nie została na jej twarzy choćby sugestia uśmiechu - już nigdy nie dostrzegłam na niej nawet delikatnego uniesienie kącików ust. Obserwowałam rozpacz, chwilowy szał, w który wpadła przeobrażając w pył wszystko, co dotąd udało nam się zgromadzić w pracowni. Nic nie pozostało z naszego skromnego dziedzictwa. Jedynie para dwukierunkowych lusterek - jedyne wspomnienie ojca, które zachowałam do dzisiaj.
Miałam wrażenie, że z pół-sieroty stałam się sierotą na pełen etat.


Progi Hogwartu przekroczyłam z charakterystyczną dla siebie determinacją. Być może wmówiłam sobie wrodzony talent, może po prostu chciałam wierzyć, że w ten sposób nigdy nie zapomnę o ojcu, jednak w końcu pozwoliłam sobie na powrót marzeń. Spędzałam w bibliotece długie godziny, ślęcząc nad tomiskami, w których tytule pojawiały się słowa mogące kojarzyć się choć w najmniejszym stopniu z tematem luster. Poznałam od podszewki całą historię pierwszych Air Eingarp, z głębi jakiegoś regału wygrzebałam nawet mugolski podręcznik do fizyki. Jako wychowance domu Ravenclaw nie brakło mi kreatywności. Już na piątym roku mogłam pochwalić się pierwszym wynalazkiem - w Pokoju Ravenclawu ustawiłam lustro, którego ramy nabierały odpowiedniego koloru w zależności od nastroju osoby przeglądającej się w nim w danym momencie. W krótkim czasie zaczęli zgłaszać się do mnie kolejni uczniowie, zasypując pomysłami na kolejne zwierciadlane rewolucje.
Od początku skrupulatnie przykładałam się do zajęć z Eliksirów doskonale pamiętając, że ważenie niektórych z nich okazywało się bardzo przydatne przy nadawaniu danemu obiektowi odpowiedniego przeznaczenia - należało następnie wetrzeć je, czy to w ramę, czy to całą szklaną taflę zanurzyć w bulgoczącym roztworze. Z tego samego powodu sumiennie uczestniczyłam w naukach każdego kolejnego zaklęcia, co poniektóre, te przydatniejsze, ćwicząc także we własnym zakresie. Obrona Przed Czarną Magią zrodziła instynkt, dzięki któremu pamiętałam, aby sprawdzać wszystko po dwa razy - zwłaszcza te przedmioty, które ktoś przynosił mi do naprawy. W końcu nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć. Pewnego dnia przekonałam się o tym na własnej skórze.


Robert pozwolił mi uwierzyć w nieprzypadkowość przypadków. To jedna z tych znajomości, której od początku towarzyszy zbieżność częstotliwości pulsów. Pamiętam, wymieniliśmy pierwsze uśmiechy podczas jesiennego wernisażu w pięćdziesiątym pierwszym. Dostrzegłam niepozorny aparat w jego dłoni, z daleka obserwowałam skupiony wyraz twarzy, gdy starał się uchwycić jakiś obiekt, jakiś gest w odpowiednim układzie, zamknąć go w idealnym kadrze. Pamiętam, pomyślałam, że dzielimy podobny rodzaj fascynacji. Zdjęcia nie były wszak niczym innym jak lustrzanym odbiciem wybranego momentu. Pomachaliśmy sobie na pożegnanie, tego wieczoru nie wymieniając ze sobą nawet jednego słowa, jakbyśmy przeczuwali, że to i owszem nasze pierwsze, acz nie ostatnie spotkanie. Pamiętam, że z dumą podziwiałam witrynę właśnie otwartej przeze mnie pracowni luster, gdy poczułam na ramieniu dotyk czyjejś dłoni. Przez następne miesiące ukradkiem wymykaliśmy się do niemagicznej części Londynu, aby razem oglądać filmy wyświetlane w naszym ulubionym mugolskim kinie. Budowaliśmy naszą relację w otoczce błahej, choć sprawiającej nam wielką przyjemność tajemnicy - miłości do przesuwających się po ekranie obrazów.
Rok pięćdziesiąty trzeci okazał się przełomem. Nie tylko dlatego, że stałam się dumną właścicielką nazwiska Lupin. Matka w przejawie przedślubnego podekscytowania podarowała mi notatniki z własnymi projektami luster, które jednak przetrwały pamiętny dzień wyprowadzki z dawnej pracowni. Moje nazwisko powoli pojawiało się na ustach w szerszych kręgach, a progi sklepu przekraczała coraz większa liczba klientów. Na części twarzy do dzisiaj pojawia się wyraz zaskoczenia, gdy zdają sobie sprawę, że właścicielką tego miejsca jest nie kto inny, a kobieta. Niekiedy przewracam z irytacją oczami, mrucząc pod nosem, że przyjdzie dzień, w którym i ja zaciągnę się w szeregi tych najbardziej wojujących feministek.


Lustereczko powiedz przecie... Dzisiaj niewiele pamiętam. Rozpaczliwie próbuję przywołać choćby niedawne wspomnienia. Mam wrażenie, że ktoś zamienił moją pamięć w puzzle. Rozsypał je, wymieszał zamaszystym ruchem dłoni, a potem wszystko pozostawił w nieładzie. Chaos. Obrazów. Dźwięków. Zapachów. Smaków. Czasem wydaje mi się, że słyszę jakieś głosy dobiegające z głębi pracowni. Tutaj jestem, Robercie. W kawałki rozsypuje się moje poczucie tożsamości. Gdzieś jednak tli się jeszcze odrobina nadziei, że w końcu ktoś zdoła mnie uwolnić.


Zawsze ceniłam sobie wyzwania, a osiągnięcie celu z pozoru niemożliwego odkąd pamiętam przynosiło mi największą satysfakcję. Zlecenie stworzenia lustra, które na podstawie prototypu w postaci zmieniacza czasu (którego funkcja okazała się zgoła inna od swojego podstawowego przeznaczenia), miałoby pozwolić swemu właścicielowi choć na moment oddzielić się od swego umysłu, doprowadzić do pewnego rodzaju zawieszenie w próżni, nie stałe jednak, ale takie dające się w każdym momencie odwrócić, wydało mi się czymś niezwykle fascynującym. Może to naiwność, a może ślepe pragnienie stworzenia czegoś niesamowitego, pozbawiło mnie czujności. Z własnej woli znalazłam się w pułapce. Zamknięta w szklanej tafli niedokończonego lustra, coraz głębiej zanurzałam się we własnej nie-pamięci.
Tak wiele poprzewracało mi się w głowie.


Patronus: Elegancki wygląd, smukła sylwetka i stonowane ubarwienie flamingów, a przy tym bijący od tych ptaków majestat, to cechy, które od zawsze wzbudzały moją fascynację. Odkąd pamiętam jedynie te zwierzęta przyciągały mnie do siebie w równie magnetyczny sposób, co napotykane na każdym kroku lustra - w dzieciństwie obstawiałam ich małymi podobiznami z gliny wszystkie możliwe szafki, parapety, a nawet gzymsiki pełniące funkcję ozdoby domowego kominka. Nic więc dziwnego, że mój patronus przybrał właśnie tę formę. Za wspomnienie obrałam sobie dzień swojego ślubu. Jednak od czasu niefortunnego eksperymentu ze zwierciadłem i powrotu z próżni, nie bardzo potrafię sobie poradzić z wytworzeniem obrazu owego momentu na dłużej niż na kilka sekund, przez co z różdżki wydobywa się najczęściej jedynie szybko rozpływająca się w powietrzu mgiełka.




Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 6 Brak
Zaklęcia i uroki: 11 Brak
Czarna Magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 8 Brak
Sprawność: 0 Brak
BiegłośćWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
MugoloznawstwoIII7
NumerologiaIV13
TaniecI1
Wytwórstwo (magiczne lustra)V25
KoncentracjaII3
Silna wolaII3
SpostrzegawczośćII3
ZarządzanieIII7
1


Wyposażenie

Różdżka, teleportacja, lustereczko dwukierunkowe (drugie ma mąż),  punkty statystyk.





[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Magrit Lupin dnia 25.02.16 12:00, w całości zmieniany 7 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Magrit Lupin [odnośnik]17.04.16 13:39

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Lustra towarzyszyły Magrit od najwcześniejszych lat dziecięcych, nic dziwnego, że szybko nauczyła się widzieć je nie tylko w szybach mijanych wystaw, ale i w dziełach natury. Gdziekolwiek, by nie spojrzała, tam towarzyszyły jej własne sobowtóry. W takim otoczeniu, jej przyszłość wydawała się prostą ścieżką do sukcesu. Jednak marzenia pękły niczym tafle luster wraz ze śmiercią ojca. Mała Magrit straciła wszystko - rodziców, a wraz z nimi ich warsztat. Miała talent, ale miała też szczęście, że poznała Lupina, po latach jej życie ponownie nabierało kolorów. Dopiero tajemnicze zlecenie na jedno z luster, wszystko odmieniło. Uwięziona w szklanej tafli oczekuje oswobodzenia, czy to się uda zanim pochłonie ją własna nie-pamięć?

OSIĄGNIĘCIA
Królowa luster
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
trauma.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:11
Transmutacja:0
Obrona przed czarną magią:6
Eliksiry:8
Magia lecznicza:0
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:0
Inne
teleportacja
WYPOSAŻENIE
Różdżka, lustereczko dwukierunkowe (z Robert Lupin), pierścień Zakonu Feniksa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[16.02.16] KP -870 pkt
[20.04.16] spotkanie zakonu feniksa +40pkt
[22.07.16] Wyrównanie punktów, +3 pkt do zaklęć, +20 pkt

Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magrit Lupin 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Magrit Lupin
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach