Sowia poczta
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sowia poczta
Sowia poczta znajduje się w niepozornym budynku z ciosanych kamieni tuż obok banku Gringotta. Choć to największy punkt pocztowy w całym Londynie, nie posiada on żadnego szyldu - o jego przeznaczeniu świadczą sowy, które łypią na przechodniów z niewielkich okien. W holu o wyraźnie zużytej, kamiennej posadzce - codziennie przez urząd przewijają się dziesiątki czarodziejów! - znajduje się kilkanaście okienek pocztowych, gdzie pracujące osoby z chęcią udostępnią ci potrzebnego ptaka. Bez większego problemu możesz wynająć poza wszelkimi gatunkami sów także papugi, tukany oraz ptaki drapieżne doskonale sprawdzające się na dłuższych, międzynarodowych trasach. W pobliżu ścian umiejscowiono przetarte już kanapy z niewielkimi stolikami, gdzie można zaadresować list lub dopiero go stworzyć.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:28, w całości zmieniany 5 razy
Za zgodą obu stron zmieniamy datę na 29 sierpnia
Rozkazy Czarnego Pana były oczywiste, choć nie dla wszystkich; wielu rycerzy wciąż obawiało się mocy anomalii. Tristan znał już ich potęgę, wiedział też, że potrafi sobie z nią poradzić - i wiedział, że to zrobi. W tym wszystkim majaczył też inny cel, wydający się w tym momencie ważniejszy: odnalezienie czarodziejów, którzy błąkali się przy tych miejscach i najwyraźniej usiłowali je wykorzystać we własnych celach. Chciał do nich dotrzeć, odnaleźć ich i wyciągnąć z nich tyle, ile się dało - i w najśmielszych snach nie przypuszczałby, jak wiele miał dzisiaj szczęścia. Sowia poczta znajdowała się w łatwo dostępnym miejscu, nie wydawała się też nieść sobą szczególnego niebezpieczeństwa. Prawdopodobieństwo, że kogoś uda się spotkać akurat tutaj - było stosunkowo wysokie. Stąd - zasugerował swojemu kompanowi to miejsce jako cel wędrówki. Pojawił się w okolicy w obłokach czarnej mgły, ubrany w czarną szatę szytą z drogiego materiału, z głową ukrytą pod kapturem i ze śmierciożerczą maską przysłaniającą twarz, w obliczu minionych zmian politycznych nie potrzebował nieprzyjemnych plotek na swój temat. I swojego nazwiska. Skórzany pas przewieszony przez ramię podtrzymywał torbę wypełnionymi eliksirami: najistotniejszy co prawda oddał rycerzom, ale przecież sam - wcale go nie potrzebował. Skinął głową towarzyszowi, wpierw na powitanie, potem - ku wejściu do budynku, mijając próg jako pierwszy. Lepkość wszechobecnych pajęczyn potwierdzały istnienie wciąż żyjącej anomalii - a niedalekie błyski zaklęć i wypowiadane inkantacje - zwiastowały towarzystwo - na krótko uchwycił porozumiewawczym spojrzeniem wzrok swojego towarzysza. Trzymaną na podorędziu różdżkę uniósł ku górze, obronnym gestem przysłaniając samego siebie - i gotując się do ataku. Wpierw jednak wolał się upewnić, że wewnątrz poczty nie znajdowali się jego sojusznicy - szedł dalej, przed siebie, wzdłuż korytarzy, za źródłem hałasu. Aż - aż dotarł. Benjamin Wright: ten sam, który znalazł się przy Sauveterze i Vane, czy powinno go to dziwić? Jeśli w mieście działo się coś niepokojąco - Benjamin musiał być pierwszym, który się tam zjawi.
- Jaime - zwrócił się do niego, tym samym tonem, co zwracał się do niego przed laty; doprawdy wyjątkowe spotkanie. Przeniósł spojrzenie na jego towarzyszkę - czyżby Wrigth tak szybko pozbierał się po Harriett? Nie, mało prawdopodobne. Przypadkowa znajoma? A może - ktoś znacznie ważniejszy, przyjaźnili się ze sobą dość długo, by wiedział, kim jest Hannah - którą widział tylko na starych fotografiach. - Madame - Powitał ją uprzejmie, nie czekając jednak na odpowiedź - to ku niej skierował różdżkę.
- Imperio - zażądał bez zawahania, kimkolwiek ona dla ciebie jest, Benjaminie, zatańczy, jak jej zagram.
Rozkazy Czarnego Pana były oczywiste, choć nie dla wszystkich; wielu rycerzy wciąż obawiało się mocy anomalii. Tristan znał już ich potęgę, wiedział też, że potrafi sobie z nią poradzić - i wiedział, że to zrobi. W tym wszystkim majaczył też inny cel, wydający się w tym momencie ważniejszy: odnalezienie czarodziejów, którzy błąkali się przy tych miejscach i najwyraźniej usiłowali je wykorzystać we własnych celach. Chciał do nich dotrzeć, odnaleźć ich i wyciągnąć z nich tyle, ile się dało - i w najśmielszych snach nie przypuszczałby, jak wiele miał dzisiaj szczęścia. Sowia poczta znajdowała się w łatwo dostępnym miejscu, nie wydawała się też nieść sobą szczególnego niebezpieczeństwa. Prawdopodobieństwo, że kogoś uda się spotkać akurat tutaj - było stosunkowo wysokie. Stąd - zasugerował swojemu kompanowi to miejsce jako cel wędrówki. Pojawił się w okolicy w obłokach czarnej mgły, ubrany w czarną szatę szytą z drogiego materiału, z głową ukrytą pod kapturem i ze śmierciożerczą maską przysłaniającą twarz, w obliczu minionych zmian politycznych nie potrzebował nieprzyjemnych plotek na swój temat. I swojego nazwiska. Skórzany pas przewieszony przez ramię podtrzymywał torbę wypełnionymi eliksirami: najistotniejszy co prawda oddał rycerzom, ale przecież sam - wcale go nie potrzebował. Skinął głową towarzyszowi, wpierw na powitanie, potem - ku wejściu do budynku, mijając próg jako pierwszy. Lepkość wszechobecnych pajęczyn potwierdzały istnienie wciąż żyjącej anomalii - a niedalekie błyski zaklęć i wypowiadane inkantacje - zwiastowały towarzystwo - na krótko uchwycił porozumiewawczym spojrzeniem wzrok swojego towarzysza. Trzymaną na podorędziu różdżkę uniósł ku górze, obronnym gestem przysłaniając samego siebie - i gotując się do ataku. Wpierw jednak wolał się upewnić, że wewnątrz poczty nie znajdowali się jego sojusznicy - szedł dalej, przed siebie, wzdłuż korytarzy, za źródłem hałasu. Aż - aż dotarł. Benjamin Wright: ten sam, który znalazł się przy Sauveterze i Vane, czy powinno go to dziwić? Jeśli w mieście działo się coś niepokojąco - Benjamin musiał być pierwszym, który się tam zjawi.
- Jaime - zwrócił się do niego, tym samym tonem, co zwracał się do niego przed laty; doprawdy wyjątkowe spotkanie. Przeniósł spojrzenie na jego towarzyszkę - czyżby Wrigth tak szybko pozbierał się po Harriett? Nie, mało prawdopodobne. Przypadkowa znajoma? A może - ktoś znacznie ważniejszy, przyjaźnili się ze sobą dość długo, by wiedział, kim jest Hannah - którą widział tylko na starych fotografiach. - Madame - Powitał ją uprzejmie, nie czekając jednak na odpowiedź - to ku niej skierował różdżkę.
- Imperio - zażądał bez zawahania, kimkolwiek ona dla ciebie jest, Benjaminie, zatańczy, jak jej zagram.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Anomalie wzbudzały lęk i napawały niepewnością wielu zdolnych czarodziejów; na szczęście Ned nie należał do tejże grupy. Ostatni sukces sprawił, że jeszcze pewniej wybrał się do miejsca kolejnej anomalii. Tym bardziej, że była możliwość natknięcia się na wchodzące im w drogę jednostki. Wszakże nie został w kraju, aby siedzieć z założonymi rękami i czekać aż, mówiąc kolokwialnie, zrobi się sama. Na przestrzeni lat nauczył się, że nic nie przychodzi bez ciężkiej pracy i wysiłku, nawet będąc angielskim lordem. Poza tym zawsze był człowiekiem czynu, mimo iż jego rodzina specjalizowała się w mamieniu słowem, to Eddard opanował do perfekcji umiejętność udowadniania swojej pozycji poprzez czyny. Tym razem miało być podobnie. Dlatego, skrywając twarz pod czarnym kapturem, przemierzał Pokątną. Sowia poczta to miejsce będące na widoku, zatem chciał zadbać oto, aby nie znalazło się zbyt wielu świadków, którzy mogliby potwierdzić obecność lorda Notta dokładnie w tym miejscu i o tej godzinie. Również skinął głową jedynie na powitanie. W ślad za towarzyszem wślizgnął się do pomieszczenia. Lepka plątanina sieci świadczyła o tym, że moc nadal rządziła się tu swoimi kapryśnymi prawami i nikomu nie udało się jej ujarzmić. Z przygotowaną różdżką w dłoni, stawiał kolejne kroki wgłąb pomieszczenia. Ku ich szczęściu, nie byli sami. Od razu rozpoznał postawnego, brodatego mężczyznę, którego widok mógłby wywołać w nim odruch wymiotny. Po dziś dzień nie potrafił pojąć tego w jaki sposób jego brat mógł zadawać się z kimś takim. Nie byli jednak tu, aby wspominać stare, dobre czasy. A mimo to, usta Notta rozciągnęły się w nieco rozbawionym uśmiechu. Pozwolił działać Rosierowi, jednocześnie nie chcąc pozostać biernym. Mówią, że najlepszą obroną jest atak. A także, że lepiej jest być atakującym, niżeli broniącym się. Właśnie dlatego wycelował końcem różdżki w stronę Bena.
- Insanio - wypowiedział inkantację zaklęcia. Prowokował, chciał zmusić Wrighta do popełnienia jakiegokolwiek błędu. Pozostawało mieć nadzieję, że kapryśna magia okaże się być łaskawa dla Eddarda.
- Insanio - wypowiedział inkantację zaklęcia. Prowokował, chciał zmusić Wrighta do popełnienia jakiegokolwiek błędu. Pozostawało mieć nadzieję, że kapryśna magia okaże się być łaskawa dla Eddarda.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Eddard Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
The member 'Eddard Nott' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 8
'k10' : 8
Cieszył się z gotowości Hannah, wyglądała żywo i silnie, tak, jak zawsze. Dobrze ją z Josephem wychowali, nie szczędząc braterskich kuksańców oraz stawiając przed nią niemożliwe do sprostania wymagania, dotyczące latania na miotle, biegów oraz bójek - wszystko to w wieku zbyt małym, by mogła podołać starszemu rodzeństwu. Kochał ją do szaleństwa i wierzył w nią: dlatego też czuł się prawie spokojnie, gdy przekraczali próg sowiarni. Pytanie dotyczące prezentacji bielizny skomentował jedynie wywróceniem oczami: zaglądanie pod spódniczkę lub spodnie swej siostry nie mieściło się w jego spektrum fetyszy. - Wierzę ci na słowo. Oby były to te majtki z fruwającymi hipogryfami - odparował wesoło, próbując wprowadzić do zapajęczonych wnętrz odrobinę humoru. Optymizm i miłość, tym powinni walczyć, chyba, że ktoś wysunie przeciwko nim mocniejsze działa. Chętnie podyskutowałby dalej, obruszając się na sugestie, że nie jest przystojnym towarzystwem, ale nie było na to czasu. Pająki zbliżały się do nich w szybkim tempie - i równie szybko zostały unieszkodliwione czterema celnymi zaklęciami. Największe okazy zapiszczały żałośnie (albo tak się Benjaminowi przesłyszało) i pomknęły z powrotem do swoich kryjówek, a wraz z nimi cała reszta stworzeń, przestraszona nowymi gośćmi. Biedaki. Wright nie opuścił różdżki, wpatrując się tęsknie w mrok, w jakim zniknęły urocze zwierzątka. - Nieźle, Hania - pochwalił siostrę. Zareagowała szybko i celnie, nie potrzebując jego zachęty ani wskazówek. Obrócił się do niej, by swoim zwyczajem rozczochrać jej przydługą grzywkę, lecz w połowie tego troskliwego gestu usłyszał dziwny szmer. Ktoś wchodził do sowiej poczty, ktoś wyłaniał się z mroku i ktoś wypowiadał zdrobnienie jego imienia. Zatrważająco znajomym głosem.
Wytężył wzrok, wbijając spojrzenie w skąpane w mroku wejście. Widział dwie sylwetki, jedną na przedzie, z lśniącą maską na twarzy - wszędzie rozpoznałby jednak ten głos, niski tembr, kpina; Rosier. Spełniły się jego prośby i marzenia, znalazł się z nim w tym samym pomieszczeniu, bez świadków. Nie zareagował od razu, kamieniejąc, bez ruchu próbując uzmysłowić sobie, że w końcu ta śmierdząca szumowina znajduje się w zasięgu jego różdżki. - Rosier - wypluł to słowo jak najgorsze przekleństwo, nie myśląc nawet, że tym samym ostrzega Hannah przed zagrożeniem, personalizując je i pozwalając jej połączyć kropki w obraz wymagającego przeciwnika. - Tak myślałem, że to ty, coś tu śmierdzi pedalskimi różami - warknął, a jego głos ociekał nienawiścią. Więcej nie zdołał wypowiedzieć, w ich stronę pomknęły zaklęcia - niecelne. W tym jedno, niewybaczalne, skierowane na Hannah.
Benjamina zalała krew, nienawiść tak silna, że z trudem powstrzymał się do wrzasku. Z jego gardła wydarł się tylko potworny charkot. Uniósł różdżkę w stronę zamaskowanego śmierciożercy, który śmiał spróbować spętania jego siostry koszmarnym zaklęciem. - Petrificus totalus - najpierw go unieruchomi a potem powyrywa mu kończyny, kawałek po kawałku. Praktycznie nie zauważył towarzyszącego Rosierowi Notta, liczył się tylko Tristan - i jego zdrada. Dłoń na różdżce nie drżała, mierzył nią pewnie, wierząc, że uda mu się posłać plugawego okrutnika na zlepioną pajęczynami podłogę.
Wytężył wzrok, wbijając spojrzenie w skąpane w mroku wejście. Widział dwie sylwetki, jedną na przedzie, z lśniącą maską na twarzy - wszędzie rozpoznałby jednak ten głos, niski tembr, kpina; Rosier. Spełniły się jego prośby i marzenia, znalazł się z nim w tym samym pomieszczeniu, bez świadków. Nie zareagował od razu, kamieniejąc, bez ruchu próbując uzmysłowić sobie, że w końcu ta śmierdząca szumowina znajduje się w zasięgu jego różdżki. - Rosier - wypluł to słowo jak najgorsze przekleństwo, nie myśląc nawet, że tym samym ostrzega Hannah przed zagrożeniem, personalizując je i pozwalając jej połączyć kropki w obraz wymagającego przeciwnika. - Tak myślałem, że to ty, coś tu śmierdzi pedalskimi różami - warknął, a jego głos ociekał nienawiścią. Więcej nie zdołał wypowiedzieć, w ich stronę pomknęły zaklęcia - niecelne. W tym jedno, niewybaczalne, skierowane na Hannah.
Benjamina zalała krew, nienawiść tak silna, że z trudem powstrzymał się do wrzasku. Z jego gardła wydarł się tylko potworny charkot. Uniósł różdżkę w stronę zamaskowanego śmierciożercy, który śmiał spróbować spętania jego siostry koszmarnym zaklęciem. - Petrificus totalus - najpierw go unieruchomi a potem powyrywa mu kończyny, kawałek po kawałku. Praktycznie nie zauważył towarzyszącego Rosierowi Notta, liczył się tylko Tristan - i jego zdrada. Dłoń na różdżce nie drżała, mierzył nią pewnie, wierząc, że uda mu się posłać plugawego okrutnika na zlepioną pajęczynami podłogę.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zmrużyła oczy, myśląc gorączkowo przez chwilę, lecz za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć o czym mówił. Dopiero po chwili, olśnienie uderzyło w nią jak grom z jasnego nieba. Otworzyła szerzej oczy, a bezgłośnie "aaaa" rozchyliło jej usta i rozjaśniło oblicze.
— Nie mam tych majtek od siedemnastu lat, Ben— przypomniała mu, uśmiechając się przy tym kpiąco. Nie rozumiała, że pomimo upływu lat wciąż traktował ją w ten sam sposób, jakby miała siedem, jakby była wciąż małym dzieckiem, które chwyta kantu jego spodni i wlecze się za nim krok w krok, śmiało zza jego uda obserwując drogę przed nimi. Dziś też tak było, choć była starsza, o wiele odważniejsza, nieco bardziej doświadczona — śmiało kroczyła za nim, gotowa do podjęcia wszystkich działań. Wbrew żartom — nie spodziewała się, że będą mieć towarzystwo.
Pająki udało się unieszkodliwić, przynajmniej na pewien czas. Uciekły, zostawiając ich w spokoju. Odetchnęła z ulgą — niewielkie wyzwanie, ale pająki mogły ich zaskoczyć, pokąsać, nie wiedzieli czy nie noszą ze sobą jakiegoś choróbska, jadu; przebywając tak blisko anomalii mogły być niebezpieczne, musieli więc zareagować szybko. Uśmiechnęła się pod nosem ledwie zauważalnie, dla niej to był drobny sukces na ścieżce do wielkiego, do okiełznania anomalii. Nie chciała Benjaminowi jeszcze pokazywać swojego podekscytowania, wciąż wiele było przed nimi.
— Ben?— spojrzała jednak na niego, poważniejąc. Usłyszał coś o wiele szybciej niż ona. Dopiero z jego twarzy wyczytała, że coś szło wbrew planowi, coś było nie tak. Jego imię wypowiedziane w taki dziwny sposób i to przez głos, którego nigdy wcześniej nie słyszała. Odwróciła się za siebie, zaniepokojona, lecz nie przerażona, błędnie biorąc towarzystwo za sojuszników — dlaczego wrogowie mieliby się odzywać do brata w tak poufały sposób? Ujrzała dwie postacie, jedna z nich, ukryta pod ciemnym kapturem nosiła przerażająca maskę, wyglądała jak ludzka. Zadrżała. Dopiero kiedy padło jego nazwisko: Rosier, po plecach przebiegł ją dreszcz, a kolory opuściły twarz, spływając razem z krwią. Słyszała je na spotkaniu Zakonu, padało spośród innych nazwisk morderców i zbrodniarzy, którzy mogli; a może dopuścili się straszliwej zbrodni na czarodziejskiej społeczności. Jęknęła cicho, cofając się krok w stronę brata. Skierował w jej stronę różdżkę, wypowiedział inkantację zaklęcia, którego nie znała, którego mocy i przekleństwa nie miała nawet pojęcia.
— Śmiesz celować we mnie różdżką?!— Wzburzyła się, marszcząc brwi; nie było jednak czasu na rozmowy i pertraktacje. Kolejne zaklęcie miało pomknąć w kierunku jej brata, zaatakowali ich. Tak po prostu, bez ostrzeżenia? Jak śmiali?! —Obscuro!— Wycelowała prosto w Eddarda.
— Nie mam tych majtek od siedemnastu lat, Ben— przypomniała mu, uśmiechając się przy tym kpiąco. Nie rozumiała, że pomimo upływu lat wciąż traktował ją w ten sam sposób, jakby miała siedem, jakby była wciąż małym dzieckiem, które chwyta kantu jego spodni i wlecze się za nim krok w krok, śmiało zza jego uda obserwując drogę przed nimi. Dziś też tak było, choć była starsza, o wiele odważniejsza, nieco bardziej doświadczona — śmiało kroczyła za nim, gotowa do podjęcia wszystkich działań. Wbrew żartom — nie spodziewała się, że będą mieć towarzystwo.
Pająki udało się unieszkodliwić, przynajmniej na pewien czas. Uciekły, zostawiając ich w spokoju. Odetchnęła z ulgą — niewielkie wyzwanie, ale pająki mogły ich zaskoczyć, pokąsać, nie wiedzieli czy nie noszą ze sobą jakiegoś choróbska, jadu; przebywając tak blisko anomalii mogły być niebezpieczne, musieli więc zareagować szybko. Uśmiechnęła się pod nosem ledwie zauważalnie, dla niej to był drobny sukces na ścieżce do wielkiego, do okiełznania anomalii. Nie chciała Benjaminowi jeszcze pokazywać swojego podekscytowania, wciąż wiele było przed nimi.
— Ben?— spojrzała jednak na niego, poważniejąc. Usłyszał coś o wiele szybciej niż ona. Dopiero z jego twarzy wyczytała, że coś szło wbrew planowi, coś było nie tak. Jego imię wypowiedziane w taki dziwny sposób i to przez głos, którego nigdy wcześniej nie słyszała. Odwróciła się za siebie, zaniepokojona, lecz nie przerażona, błędnie biorąc towarzystwo za sojuszników — dlaczego wrogowie mieliby się odzywać do brata w tak poufały sposób? Ujrzała dwie postacie, jedna z nich, ukryta pod ciemnym kapturem nosiła przerażająca maskę, wyglądała jak ludzka. Zadrżała. Dopiero kiedy padło jego nazwisko: Rosier, po plecach przebiegł ją dreszcz, a kolory opuściły twarz, spływając razem z krwią. Słyszała je na spotkaniu Zakonu, padało spośród innych nazwisk morderców i zbrodniarzy, którzy mogli; a może dopuścili się straszliwej zbrodni na czarodziejskiej społeczności. Jęknęła cicho, cofając się krok w stronę brata. Skierował w jej stronę różdżkę, wypowiedział inkantację zaklęcia, którego nie znała, którego mocy i przekleństwa nie miała nawet pojęcia.
— Śmiesz celować we mnie różdżką?!— Wzburzyła się, marszcząc brwi; nie było jednak czasu na rozmowy i pertraktacje. Kolejne zaklęcie miało pomknąć w kierunku jej brata, zaatakowali ich. Tak po prostu, bez ostrzeżenia? Jak śmiali?! —Obscuro!— Wycelowała prosto w Eddarda.
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W ciemności błysnęło kilka par oczu, zniknęły jednak po chwili; akromantula, istota obdarzona ludzką inteligencją i niezwykle brutalną mentalnością, wycofała się tymczasowo w głąb budynku, pewna, że dzieci, które wysłała w stronę Benjamina i Hannah poradzą sobie z intruzami.
Rodzeństwo poradziło sobie z pajęczakami szybko i sprawnie, nie dane było jednak im przystąpić do próby poskromienia szalejącej w tym miejscu magii. Odwróciwszy się ujrzeli dwie męskie sylwetki. Twarz śmierciożercy ukrywała maska. Tristan przystąpił do ataku, próbując posłać w stronę Hannah zaklęcie niewybaczalne, okazało się ono jednak nieudane. Eddard również zdecydował się sięgnąć po czarną magią, lecz i jemu nie udało się rzucić zaklęcia na Benjamina.
Zakonnicy odpowiedzieli bez zbędnej zwłoki. Wymierzone przez Hannah w Eddarda Obscuro chybiło jednak celu. Benjamin, tuż po wypowiedzeniu inkantacji, poczuł mocne szarpnięcie w okolicy nadgarstka, rzucone przez niego zaklęcie było jeszcze potężniejsze. W Tristana leci zaklęcie Petrificus Totalus o mocy 129. ST obrony wzrosło o 10 oczek.
| Mistrz Gry wita!
Poniżej znajduje się mapa. W jednej turze możliwe jest podjęcie akcji i przesuniecie się w kratkę w dół, w górę, w prawo, bądź w lewo; przejście dwóch kratek w te strony, bądź kratkę na ukos wyklucza akcję. Aby zaatakować drugą postać siłowo należy znaleźć się na sąsiedniej kratce.
Kolorem pomarańczowym na mapie zaznaczone są kontuary z okienkami pocztowymi, brązowym wysokie regały. Białe prostokąty to kamienne, wysokie ścianki będące do niedawna żerdziami dla sów. Kolor niebieski oznacza okiennice pozbawione szyb.
W przypadku przesuniecia się na mapie uprasza się o pozostawienie pod postem adnotacji z informacją ile kratek i w którą stronę na mapie (kratka w prawo, w lewo, w górę, w dół) przeszła postać.
Kolejka: Zakon Feniksa (24h), Rycerze Walpurgii (24h)
Rodzeństwo poradziło sobie z pajęczakami szybko i sprawnie, nie dane było jednak im przystąpić do próby poskromienia szalejącej w tym miejscu magii. Odwróciwszy się ujrzeli dwie męskie sylwetki. Twarz śmierciożercy ukrywała maska. Tristan przystąpił do ataku, próbując posłać w stronę Hannah zaklęcie niewybaczalne, okazało się ono jednak nieudane. Eddard również zdecydował się sięgnąć po czarną magią, lecz i jemu nie udało się rzucić zaklęcia na Benjamina.
Zakonnicy odpowiedzieli bez zbędnej zwłoki. Wymierzone przez Hannah w Eddarda Obscuro chybiło jednak celu. Benjamin, tuż po wypowiedzeniu inkantacji, poczuł mocne szarpnięcie w okolicy nadgarstka, rzucone przez niego zaklęcie było jeszcze potężniejsze. W Tristana leci zaklęcie Petrificus Totalus o mocy 129. ST obrony wzrosło o 10 oczek.
| Mistrz Gry wita!
Poniżej znajduje się mapa. W jednej turze możliwe jest podjęcie akcji i przesuniecie się w kratkę w dół, w górę, w prawo, bądź w lewo; przejście dwóch kratek w te strony, bądź kratkę na ukos wyklucza akcję. Aby zaatakować drugą postać siłowo należy znaleźć się na sąsiedniej kratce.
Kolorem pomarańczowym na mapie zaznaczone są kontuary z okienkami pocztowymi, brązowym wysokie regały. Białe prostokąty to kamienne, wysokie ścianki będące do niedawna żerdziami dla sów. Kolor niebieski oznacza okiennice pozbawione szyb.
W przypadku przesuniecia się na mapie uprasza się o pozostawienie pod postem adnotacji z informacją ile kratek i w którą stronę na mapie (kratka w prawo, w lewo, w górę, w dół) przeszła postać.
Kolejka: Zakon Feniksa (24h), Rycerze Walpurgii (24h)
- Mapa:
- Żywotność:
Benjamin 282/282
Hannah 222/222
Tristan 220/220
Eddard 210/210
Wściekłość zalała go niemożliwą do powstrzymania falą. Niewiele myśląc zrobił krok do przodu, ciągle wyciągając przed siebie różdżkę. Wyczuwał, że zaklęcie, które rzucił, było niezwykle silne, mocniejsze niż zazwyczaj - najwyraźniej potężne emocje, smagające go od wewnątrz batem nienawiści, wyzwalały w nim dodatkowe przestrzenie magicznej mocy. Spomiędzy wąskich warg Benjamina wyrwał się głośniejszy warkot. Nie potrafił ubrać w słowa pogardy, jaką odczuwał wobec Rosiera, skrytego za ohydną maską - i dla jego pomagiera, w którym rozpoznał Notta. Doskonale, brakowało tu tylko Percivala - ale przynajmniej posiadał w zasięgu różdżki jego krewnego. - Petrificus totalus! - wykrzyknął, kierując różdżkę tym razem na Notta, chcąc posłać go na posadzkę. Zaklęcie Hannah okazało się niecelne, ale nie przejmował się tym, chcąc po prostu dorwać Tristana i wymierzyć mu odpowiednią karę za wszystko, co zrobił. Za każdą zamordowaną osobę, za Harriett, za siebie samego - i za zaklęcie niewybaczalne, które posłał w stronę jego ukochanej siostry. - Wstydzisz się własnej gładkiej buźki, że musisz zakładać na twarz to świństwo? - warknął, cały prawie drżąc z emocji. Prawie zapomniał, że obok niego znajduje się Hania, ale nie udzielał jej żadnych rad ani nie próbował osłonić. Była dzielna, poradzi sobie - a gdy już spetryfikują tych dwóch lalusiów, pozwoli jej połamać im nosy.
| krok w dół, celuję w eddarda; dalej obniżone st petryfikusa
| krok w dół, celuję w eddarda; dalej obniżone st petryfikusa
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Poprzednie zaklęcie okazało się niecelne, cóż za niefart! Zaklęła w myślach wściekła na siebie, że nie potrafiła wykazać się wystarczającym skupieniem. A przecież wiedziała, że musi być skoncentrowana na celu, że musi być dokładna w każdym ruchu nadgarstka i wyraźnie artykułować głoski; wiedziała, trenowała to w klubie pojedynków od niedawna Tym razem przeczuwała, że skończy się inaczej niż zwykle. Nikt po nich nie przyjdzie, nikt nie opatrzy ich ran, nie pogratuluje wytrwałości i pomysłowych ruchów. Tym razem walczyli na śmierć i życie, walczyli o siebie — tuż obok stał jej brat, Ben, który ruszył do przodu, na nich. Nie bała się o niego. Był najdzielniejszym czarodziejem jakiego znała i najlepszym, była przekonana, że poradzi sobie z nimi, rozgniecie ich jak muchy, a później pozwoli wymierzyć sprawiedliwość — samotnie, a może w towarzystwie Zakonu Feniksa. Cokolwiek nie zrobi jego wybór będzie właściwy.
— Deprimo!— krzyknęła głośno i donośnie, celując różdżką w tego patafiana w kapturze, który sądził, że jak okryje nim głowę i schowa twarz w cieniu to okaże się straszniejszy. Nie, ona się go nie bała. Była gotowa stanąć z nim do walki, patrzeć mu prosto w twarz, zgrzytając zębami ze złości. Te szkarady, te podłe kreatury zasługiwały na najgorsze.
| kratka w prawo, celuję w Eddarda
— Deprimo!— krzyknęła głośno i donośnie, celując różdżką w tego patafiana w kapturze, który sądził, że jak okryje nim głowę i schowa twarz w cieniu to okaże się straszniejszy. Nie, ona się go nie bała. Była gotowa stanąć z nim do walki, patrzeć mu prosto w twarz, zgrzytając zębami ze złości. Te szkarady, te podłe kreatury zasługiwały na najgorsze.
| kratka w prawo, celuję w Eddarda
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Spotkanie zapowiadało się na owocne. Chociaż poprzednie zaklęcie nie doszło do skutku, Eddard nie miał zamiaru się poddawać; to zdecydowanie nie było w jego stylu. Tym bardziej, że na przeciwko siebie miał tego bezmózgiego osiłka, z którym w szkolnych latach rozmawiał jego starszy brat. Jednakże osobą, która zdecydowanie bardziej go bawiła, była ta urocza istota i zdenerwowanie malujące się na jej twarzy mogłoby sprawić wybuch śmiechu u Neda, gdyby ten miał w zwyczaju śmiać się. Zamiast tego, wyciągnął różdżkę w stronę dziewczęcia, które śmiało atakować jego, szlachcica! Miał nadzieję, że szybko uda im się uporać z dwójką bohaterów i przyjdzie im celebrować kolejny sukces rycerzy. Na razie jednak trzeba było skupić się na pojedynku.
- Confundus - wypowiedział inkantację zaklęcia, jednocześnie przesuwając się w lewą stronę. Czy obawiał się o Rosiera? Oczywiście, że nie. Znał jego możliwości i wiedział, że Tristan poradzi sobie, więc skupił się na własnych działaniach. Musiał być skoncentrowany, a może los się do niego uśmiechnie i kapryśna anomalia nie przerobi jego zaklęcia na totalne fiasko.
/ idę w lewo i celuję w Hankę
- Confundus - wypowiedział inkantację zaklęcia, jednocześnie przesuwając się w lewą stronę. Czy obawiał się o Rosiera? Oczywiście, że nie. Znał jego możliwości i wiedział, że Tristan poradzi sobie, więc skupił się na własnych działaniach. Musiał być skoncentrowany, a może los się do niego uśmiechnie i kapryśna anomalia nie przerobi jego zaklęcia na totalne fiasko.
/ idę w lewo i celuję w Hankę
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sowia poczta
Szybka odpowiedź