Strefa prezentacji
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Strefa prezentacji
Co kwartał, tuż przed wprowadzeniem najnowszych kolekcji, magiczny świat ogarnia modowa gorączka. Z niecierpliwością oczekiwane są najnowsze kolekcje, które po raz pierwszy pokazane zostaną potencjalnej klienteli właśnie tutaj, na specjalnie przygotowanym wybiegu. Odpowiednie oświetlenie i muzyka stwarzają niepowtarzalną atmosferę, gdy kolejni modele występują na podwyższeniu w długo oczekiwanych kreacjach.
14 września 1956
Chodziłam ostatnio bardzo zestresowana. Na tyle zestresowana, że nocami nie mogłam spać, a o poranku dokuczały mi uporczywe mdłości. Żołądek miałam skręcony i ledwo co potrafiłam zmusić się do zjedzenia jakiegokolwiek śniadania. A wszystko za sprawą szczytu, na którym mieli zjawić się nestorowie wspaniałej dwudziestki ósemki - dwudziestu ośmiu nestorów oraz innych przedstawicieli rodów, którzy mieli debatować nad ostatnimi wydarzeniami i poczynaniami aktualnie panującego Ministra Magii. Odkąd pamiętam interesowała mnie polityka, swego czasu myślałam nawet nad tym, aby zająć się tym na poważnie. Uważałam, że kobiecie wcale nie nie przystoi pracować w Ministerstwie, o ile zajmuje odpowiednie stanowisko, jednak mój ojciec się na to nie zgodził i nie mogłam kontynuować swoich zainteresowań w tej kwestii. Nie zmieniło to jednak faktu, że polityka była mi bliska i z chęcią rozmawiałam o kwestiach, które wydawałoby się powinny być tylko domeną mężczyzn, a kobiet nie powinny się na niej znać. Trudno jednak interesować się historią magii i jednocześnie nie porównywać tego do teraźniejszych wydarzeń szukając powiązań i analogii.
Niezwykle żałowałam, że nie mogę wziąć udział w szczycie. Wiedziałam, że niektóre damy się wybierają, jednocześnie wiedziałam jednak, że nie jest to miejsce dla kobiet, dlatego nawet nie rozpoczęłam tej rozmowy z mężem czy nestorem prosząc o pozwolenie na moje pojawienie się tam. Znakomicie wiedziałam, że tej zgody nie dostanę, a nie w moim interesie było rozpoczynać dyskusję na ten temat, gdy i tak byłam na z góry skazanej na niepowodzenie pozycji. Mogłabym sobie tym tylko zaszkodzić w oczach wuja i męża.
Chcąc się jakoś odstresować i chociaż na chwilę przestać myśleć o tym co może się tam wydarzyć - ponieważ ciekawość zżerała mnie niesamowicie, postanowiłam wybrać się do Domu Mody Parkinson, aby obejrzeć nową kolekcję sukni i wybrać coś na zbliżający się ślub lorda Burke’a i lady Parkinson. Może skupienie się na ciekawych kreacjach pozwoli mi chociaż na chwilę oderwać się myślami od obecnych wydarzeń i rozmyślań nad tym jakie wieści przyniosą wuj, mój ojciec, mąż i mój kuzyn, którzy wybierali się tam na pewno, do domu.
Jak zwykle pojawiłam się tam przed czasem, w złym guście bowiem byłoby spóźnić się na wydarzenie. Trzymając w dłoni kieliszek szampana przechadzałam się pomiędzy innymi gośćmi co jakiś czas witając się z inną lady lub lordem z zaprzyjaźnionego nam rodu. Krótka wymiana zdań na temat samopoczucia, pytanie o zdrowie mojego ojca i mogłam iść dalej czekając aż wydarzenie się rozpocznie, a ja będę mogła zająć miejsce w pierwszym rzędzie, aby z grupą innych wysoko urodzonych panien obserwować pokaz. Liczyłam na piękne suknie, Dom Mody Parkinson powinien się postarać, ponieważ na ślubie chciałam pojawić się w kreacji z najnowszej kolekcji, która będzie mi odpowiadać.
Spacerując tak pomiędzy filarami dostrzegłam kobietę, której nie widziałam już od jakiegoś czasu i nie przypominam sobie, abym od naszego spotkania na moim ślubie miała w ogóle okazję zamienić z nią kilka słów. Zaciskając mocniej palce na kieliszku skierowałam się w jej stronę, a że stała samotnie nie pogrążona w rozmowie z innymi osobami nie miałam obaw, że przerwę jej ciekawą dyskusję.
- Marine Lestrange? - zwróciłam na siebie jej uwagę.
Młoda lady Lestrange, którą “przyłapałam” na rozmowie w ogrodach z moim kuzynem, którą powiedziałabym, że nawet uratowałam przed nieodpowiednimi komentarzami podczas przyjęcia. Nie powinna bowiem spotykać się ze starszym od siebie mężczyzną w obcej posiadłości samotnie gdzieś w ogrodzie bez przyzwoitki czy obecności ojca. Mogło być to niedobrze odebrane i chociaż sama sumienia czystego nie miałam tak o dobre imię mojego kuzyna musiałam dbać, tak jak on dbał, czy też próbował, o moje.
- Nie miałyśmy chyba okazji porozmawiać na spokojnie od ostatniego razu - zauważyłam. - Czy zechcesz mi towarzyszyć podczas pokazu, panno Lestrange?
Kobieta ma jednak intuicję i chociaż nie potrafiłam powiedzieć co, to byłam przekonana po ich spotkaniu w ogrodzie, że coś ich połączy. Nie wiem czy cieszyłam się, że akurat padło na pannę Lestrange. Nie mogłam jej nic zarzucić, wydawała się odpowiednią damą, ale wiadomo, że dla kuzyna, który był mi jak najbliższy brat chciałam jak najlepiej. Liczyłam na to, że połączy ich więź tak mocna jak mnie i Cynerica. Chciałam, by się kochali i byli dla siebie wsparciem. Morgoth będzie potrzebował kogoś kto go zrozumie i będzie dla niego podporą. Czy lady Lestrange będzie tą odpowiednią? Tego nie potrafiłam w tej chwili stwierdzić, za mało ją znałam i za mało o niej wiedziałam, by móc cokolwiek powiedzieć. Ale właśnie miałam okazję, aby to zmienić. Zamienić z nią kilka słów i dowiedzieć się co się skrywa za tą śliczną twarzą.
Chodziłam ostatnio bardzo zestresowana. Na tyle zestresowana, że nocami nie mogłam spać, a o poranku dokuczały mi uporczywe mdłości. Żołądek miałam skręcony i ledwo co potrafiłam zmusić się do zjedzenia jakiegokolwiek śniadania. A wszystko za sprawą szczytu, na którym mieli zjawić się nestorowie wspaniałej dwudziestki ósemki - dwudziestu ośmiu nestorów oraz innych przedstawicieli rodów, którzy mieli debatować nad ostatnimi wydarzeniami i poczynaniami aktualnie panującego Ministra Magii. Odkąd pamiętam interesowała mnie polityka, swego czasu myślałam nawet nad tym, aby zająć się tym na poważnie. Uważałam, że kobiecie wcale nie nie przystoi pracować w Ministerstwie, o ile zajmuje odpowiednie stanowisko, jednak mój ojciec się na to nie zgodził i nie mogłam kontynuować swoich zainteresowań w tej kwestii. Nie zmieniło to jednak faktu, że polityka była mi bliska i z chęcią rozmawiałam o kwestiach, które wydawałoby się powinny być tylko domeną mężczyzn, a kobiet nie powinny się na niej znać. Trudno jednak interesować się historią magii i jednocześnie nie porównywać tego do teraźniejszych wydarzeń szukając powiązań i analogii.
Niezwykle żałowałam, że nie mogę wziąć udział w szczycie. Wiedziałam, że niektóre damy się wybierają, jednocześnie wiedziałam jednak, że nie jest to miejsce dla kobiet, dlatego nawet nie rozpoczęłam tej rozmowy z mężem czy nestorem prosząc o pozwolenie na moje pojawienie się tam. Znakomicie wiedziałam, że tej zgody nie dostanę, a nie w moim interesie było rozpoczynać dyskusję na ten temat, gdy i tak byłam na z góry skazanej na niepowodzenie pozycji. Mogłabym sobie tym tylko zaszkodzić w oczach wuja i męża.
Chcąc się jakoś odstresować i chociaż na chwilę przestać myśleć o tym co może się tam wydarzyć - ponieważ ciekawość zżerała mnie niesamowicie, postanowiłam wybrać się do Domu Mody Parkinson, aby obejrzeć nową kolekcję sukni i wybrać coś na zbliżający się ślub lorda Burke’a i lady Parkinson. Może skupienie się na ciekawych kreacjach pozwoli mi chociaż na chwilę oderwać się myślami od obecnych wydarzeń i rozmyślań nad tym jakie wieści przyniosą wuj, mój ojciec, mąż i mój kuzyn, którzy wybierali się tam na pewno, do domu.
Jak zwykle pojawiłam się tam przed czasem, w złym guście bowiem byłoby spóźnić się na wydarzenie. Trzymając w dłoni kieliszek szampana przechadzałam się pomiędzy innymi gośćmi co jakiś czas witając się z inną lady lub lordem z zaprzyjaźnionego nam rodu. Krótka wymiana zdań na temat samopoczucia, pytanie o zdrowie mojego ojca i mogłam iść dalej czekając aż wydarzenie się rozpocznie, a ja będę mogła zająć miejsce w pierwszym rzędzie, aby z grupą innych wysoko urodzonych panien obserwować pokaz. Liczyłam na piękne suknie, Dom Mody Parkinson powinien się postarać, ponieważ na ślubie chciałam pojawić się w kreacji z najnowszej kolekcji, która będzie mi odpowiadać.
Spacerując tak pomiędzy filarami dostrzegłam kobietę, której nie widziałam już od jakiegoś czasu i nie przypominam sobie, abym od naszego spotkania na moim ślubie miała w ogóle okazję zamienić z nią kilka słów. Zaciskając mocniej palce na kieliszku skierowałam się w jej stronę, a że stała samotnie nie pogrążona w rozmowie z innymi osobami nie miałam obaw, że przerwę jej ciekawą dyskusję.
- Marine Lestrange? - zwróciłam na siebie jej uwagę.
Młoda lady Lestrange, którą “przyłapałam” na rozmowie w ogrodach z moim kuzynem, którą powiedziałabym, że nawet uratowałam przed nieodpowiednimi komentarzami podczas przyjęcia. Nie powinna bowiem spotykać się ze starszym od siebie mężczyzną w obcej posiadłości samotnie gdzieś w ogrodzie bez przyzwoitki czy obecności ojca. Mogło być to niedobrze odebrane i chociaż sama sumienia czystego nie miałam tak o dobre imię mojego kuzyna musiałam dbać, tak jak on dbał, czy też próbował, o moje.
- Nie miałyśmy chyba okazji porozmawiać na spokojnie od ostatniego razu - zauważyłam. - Czy zechcesz mi towarzyszyć podczas pokazu, panno Lestrange?
Kobieta ma jednak intuicję i chociaż nie potrafiłam powiedzieć co, to byłam przekonana po ich spotkaniu w ogrodzie, że coś ich połączy. Nie wiem czy cieszyłam się, że akurat padło na pannę Lestrange. Nie mogłam jej nic zarzucić, wydawała się odpowiednią damą, ale wiadomo, że dla kuzyna, który był mi jak najbliższy brat chciałam jak najlepiej. Liczyłam na to, że połączy ich więź tak mocna jak mnie i Cynerica. Chciałam, by się kochali i byli dla siebie wsparciem. Morgoth będzie potrzebował kogoś kto go zrozumie i będzie dla niego podporą. Czy lady Lestrange będzie tą odpowiednią? Tego nie potrafiłam w tej chwili stwierdzić, za mało ją znałam i za mało o niej wiedziałam, by móc cokolwiek powiedzieć. Ale właśnie miałam okazję, aby to zmienić. Zamienić z nią kilka słów i dowiedzieć się co się skrywa za tą śliczną twarzą.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Za murami Domu Mody Parkinson rzeczywistość zakrzywiała się nieco wedle woli tych, którzy pragnęli ją upiększyć. Napięcie w czarodziejskim społeczeństwie było doskonale wyczuwalne, wprowadzony stan wojenny podbudowywał niepokoje, a problem anomalii był tak samo aktualny, jak kilka miesięcy wcześniej. Odczuwali to wszyscy, niezależnie od społecznego statusu, choć niewątpliwie młode szlachcianki potrafiły przynajmniej doskonale udawać, że niedogodności nie istnieją. Od małego uczone były nieco innego rodzaju dyplomacji, niż ich męscy krewni, co nie oznaczało, że pozostawały ślepe na piętrzące się kłopoty. Wyparcie, iluzja, mydlenie oczu – jakkolwiek nazywano złudne próby kontrolowania sytuacji, wciąż pozostawały jedynie hipokryzją, choć niekiedy słuszną. Za dwa dni w Stonehenge miał się odbyć szczyt decydujący być może o przyszłości arystokracji, a decydujący głos należał do mężczyzn. Co pozostało kobietom? Wynagrodzono je najnowszą kolekcją słynnego Domu Mody, przybyły więc tłumnie do Kensington, spragnione wrażeń nie mniejszych niż te, które miały rozegrać się w Salisbury.
Marine wiedziała doskonale, że nie powinna nawet marzyć o możliwości pojawienia się na politycznym spędzie, wiec wcale nie pragnęła być tam obecna. Miała nadzieję, że usłyszy o wszystkim, co się na nim wydarzyło, a jej pokorna postawa i czarujące usposobienie dawały olbrzymie szanse na to, że dziadek opowie jej każdy szczegół, jakiego będzie świadkiem. Chciała wiedzieć, co w trawie piszczy, chciała usłyszeć o nowym porządku i nawet jeśli miała być jedynie pionkiem w wielkiej grze, wystarczył jej sam fakt obecności na szachownicy. Nie tylko Stonehenge powodowało, że poziom stresu lekko jej się podnosił – premiera Jean de Neville była już tuż za rogiem, dlatego śpiewaczka postanowiła konformistycznie podążyć za tłumem i udać się na pokaz, w którym upatrywała choć chwilowego odprężenia.
Na miejscu pojawiła się z babcią i ciotką, a więc każde pokolenie rodu Lestrange było godnie reprezentowane w lokacji, którą władali ich sojusznicy, Parkinsonowie. Nie musiała sobie wmawiać, że była to jakakolwiek zagrywka z ich strony, lecz w dobrym guście leżało wspieranie przyjaciół i pielęgnowanie relacji. Marine ubrana była stosownie do okazji, a więc miała na sobie jasną suknie z metką tutejszego Domu Mody, w ręku wzorzysty wachlarzyk, a w fałdach spódnicy subtelnie skrytą różdżkę. Gdy tylko pojawiła się w strefie prezentacji, mnogość znajomych twarzy sprawiła, że automatycznie przywołała na twarz wyćwiczony uśmiech, witając się ciepło z mijanymi osobistościami. Widownia dopisała, a najznamienitsze nazwiska przechadzały się dookoła, popijając szampana i oczekując na rozpoczęcie pokazu.
Marine Lestrange?
Usłyszawszy swoje personalia, odwróciła się zgrabnie. Obecność Rosalie Yaxley odrobinę ją zaskoczyła, choć chyba nie powinna, bo przecież bycie mężatką nie przekreślało możliwości pojawiania się na salonach. Śpiewaczka nie miała okazji porozmawiać z półwilą od pamiętnego dnia jej ślubu, lecz mimo iż widziała ją od tego czasu kilka razy, jej uroda wciąż była oszałamiająca.
- Lady Yaxley – posłanie w jej stronę lekkiego uśmiechu nie było dużym wysiłkiem – Z chęcią do ciebie dołączę – przystała na propozycję, kątem oka zauważając, że babcia i ciotka dają jej swoje przyzwolenie. Usiadły nieopodal i pogrążyły się w rozmowie, a panna Lestrange mogła swą uwagę poświęcić Rosalie.
Miała u niej dług wdzięczności i obie o tym wiedziały; osiemnastego czerwca zdeptała wszelkie zasady etykiety podczas spotkania z Morgothem, choć prawda była taka, że żałowała jedynie tego, iż dali się przyłapać. Żadne z nich nie wiedziało wtedy, że dwa miesiące później dojdzie do zaręczyn, a Marine zdała sobie sprawę, że jeśli Rosalie poddała ten temat rozważaniom, na pewno miała o nim swoje własne teorie.
Powolnym krokiem powędrowały na wygodne miejsca w pierwszym rzędzie, gdzie panna Lestrange skorzystała wreszcie z oferty i przyjęła kieliszek szampana od obsługi wydarzenia. Pokaz miał rozpocząć się niebawem, lecz nie zamierzała milczeć, skoro znalazła się już w towarzystwie.
- Małżeństwo ci służy, wyglądasz promiennie – skomplementowała bez zająknięcia, gdyż łatwo jej było szczerze podziwiać urodę lady Yaxley – Zgaduję, że również poszukujesz tu kreacji na nadchodzące wesela? – w przeciągu najbliższych miesięcy miały się spotkać na niejednym, w tym na najważniejszym dla Marine.
Marine wiedziała doskonale, że nie powinna nawet marzyć o możliwości pojawienia się na politycznym spędzie, wiec wcale nie pragnęła być tam obecna. Miała nadzieję, że usłyszy o wszystkim, co się na nim wydarzyło, a jej pokorna postawa i czarujące usposobienie dawały olbrzymie szanse na to, że dziadek opowie jej każdy szczegół, jakiego będzie świadkiem. Chciała wiedzieć, co w trawie piszczy, chciała usłyszeć o nowym porządku i nawet jeśli miała być jedynie pionkiem w wielkiej grze, wystarczył jej sam fakt obecności na szachownicy. Nie tylko Stonehenge powodowało, że poziom stresu lekko jej się podnosił – premiera Jean de Neville była już tuż za rogiem, dlatego śpiewaczka postanowiła konformistycznie podążyć za tłumem i udać się na pokaz, w którym upatrywała choć chwilowego odprężenia.
Na miejscu pojawiła się z babcią i ciotką, a więc każde pokolenie rodu Lestrange było godnie reprezentowane w lokacji, którą władali ich sojusznicy, Parkinsonowie. Nie musiała sobie wmawiać, że była to jakakolwiek zagrywka z ich strony, lecz w dobrym guście leżało wspieranie przyjaciół i pielęgnowanie relacji. Marine ubrana była stosownie do okazji, a więc miała na sobie jasną suknie z metką tutejszego Domu Mody, w ręku wzorzysty wachlarzyk, a w fałdach spódnicy subtelnie skrytą różdżkę. Gdy tylko pojawiła się w strefie prezentacji, mnogość znajomych twarzy sprawiła, że automatycznie przywołała na twarz wyćwiczony uśmiech, witając się ciepło z mijanymi osobistościami. Widownia dopisała, a najznamienitsze nazwiska przechadzały się dookoła, popijając szampana i oczekując na rozpoczęcie pokazu.
Marine Lestrange?
Usłyszawszy swoje personalia, odwróciła się zgrabnie. Obecność Rosalie Yaxley odrobinę ją zaskoczyła, choć chyba nie powinna, bo przecież bycie mężatką nie przekreślało możliwości pojawiania się na salonach. Śpiewaczka nie miała okazji porozmawiać z półwilą od pamiętnego dnia jej ślubu, lecz mimo iż widziała ją od tego czasu kilka razy, jej uroda wciąż była oszałamiająca.
- Lady Yaxley – posłanie w jej stronę lekkiego uśmiechu nie było dużym wysiłkiem – Z chęcią do ciebie dołączę – przystała na propozycję, kątem oka zauważając, że babcia i ciotka dają jej swoje przyzwolenie. Usiadły nieopodal i pogrążyły się w rozmowie, a panna Lestrange mogła swą uwagę poświęcić Rosalie.
Miała u niej dług wdzięczności i obie o tym wiedziały; osiemnastego czerwca zdeptała wszelkie zasady etykiety podczas spotkania z Morgothem, choć prawda była taka, że żałowała jedynie tego, iż dali się przyłapać. Żadne z nich nie wiedziało wtedy, że dwa miesiące później dojdzie do zaręczyn, a Marine zdała sobie sprawę, że jeśli Rosalie poddała ten temat rozważaniom, na pewno miała o nim swoje własne teorie.
Powolnym krokiem powędrowały na wygodne miejsca w pierwszym rzędzie, gdzie panna Lestrange skorzystała wreszcie z oferty i przyjęła kieliszek szampana od obsługi wydarzenia. Pokaz miał rozpocząć się niebawem, lecz nie zamierzała milczeć, skoro znalazła się już w towarzystwie.
- Małżeństwo ci służy, wyglądasz promiennie – skomplementowała bez zająknięcia, gdyż łatwo jej było szczerze podziwiać urodę lady Yaxley – Zgaduję, że również poszukujesz tu kreacji na nadchodzące wesela? – w przeciągu najbliższych miesięcy miały się spotkać na niejednym, w tym na najważniejszym dla Marine.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Miałam wrażenie, że nie tylko ja próbuję odstresować się w postaci pobytu na pokazie nowych kolekcji sukni. Może nie wszystkie, ale większość kobiet, i byłam tego pewna, mocno przeżywały ostatnie wydarzenia. To nie tak, że nic nie widziałyśmy i nie miałyśmy o niczym pojęcia. Po prostu nauczono nas udawać, aby mężczyźni tak myśleli, a wszystkie swoje rozterki musiałyśmy chować w sobie, aby tylko nic nie było widać. Była to jedna z najtrudniejszych zadań, jakie przypadały kobietom. Także stwierdzenie, że tylko leżałyśmy, pachniałyśmy i nie robiłyśmy nic konkretnego nie było do końca prawdą. I byłam pewna, że nie tylko mi oprócz stresu towarzyszyła także ciekawość, ponieważ zawsze to co dzieje się za zamkniętymi drzwiami jest o wiele bardziej interesujące niż wydarzenia nas otaczające. Chociaż przyszłam tu z nadzieją, że moje myśli skupią się dzisiaj na modelkach i kreacjach, tak nie specjalnie w to właściwie wierzyłam. Stawiałam raczej na to, że znowu moje myśli polecą w dal, a sukienki i tak pójdę obejrzeć jeszcze raz dokładniej w salonie.
Na szczęście obecność towarzystwa sprawiała, że mogłam się dzisiejszego wieczora pomylić co do mojego stanu. Może wcale nie będę siedzieć samotnie pogrążona we własnych myślach, tym bardziej, że lady Lestrange zareagowała na moje słowa i z chęcią przytaknęła na pomysł wspólnego spędzenia czasu.
Musiałyśmy się do siebie przyzwyczaić, wszakże już niedługo będziemy dzielić ze sobą salony w Yaxley’s Hall, ławeczki w ogrodach i fotele w rodowej bibliotece. Ważne było, abyśmy wybadały grunt na jakim stoimy i w jakiś sposób opracowały swoje relacje. Nigdy nie było mi dane porozmawiać z nią dłużej, dlatego nie jestem do końca pewna jaką osobą tak naprawdę była lady Lestrange.
Faktycznie, Marine miała u mnie dług wdzięczności i ja zdecydowanie nie miałam zamiaru o tym zapominać. Gdy przyjdzie odpowiednia pora zwrócę się do kobiety o oddanie swojej należności, przecież uratowałam jej dobre imię podczas mojego własnego ślubu. Może gdybym zastała ją z kimś innym a nie ze swoim kuzynem to sytuacja wyglądałaby inaczej, ale ze względu na Morgoth’a musiałam postąpić wielkodusznie. Zachowanie takie czasami się opłaca, na przykład podczas zdobywania przyjaznych stosunków z innymi damami.
Usiadłam tuż obok panny Lestrange i z miłą chęcią, tak jak i ona, przyjęłam kieliszek szampana, chociaż nie byłam pewna czy mój organizm zdecyduje się na przyjęcie chociaż kapki alkoholu. W najgorszym wypadku umoczę jedynie wargi, nikt przecież nie miał prawa komentować ilości wypitego przeze mnie alkoholu… no, chyba że zdecydowanie przekraczało to ilość godną lady.
- Dziękuję - odpowiedziałam krótko na komplement. - Tak, czeka mnie parę wesel i na jedno z nich wypadałoby wybrać coś szczególnego.
Dobrze wiedziałam już o zaręczynach mojego kuzyna z panną Lestrange, zbliżał się ten wielki dzień, po drodze także kilka innych ślubów dla mnie mniej ważnych, dlatego wybranie odpowiedniej kreacji urosło wręcz do rangi jednego z najważniejszych punktów w przygotowaniach. Oczywiście, suknia zawsze była ważna, ale w tym wypadku nie mogłam sobie pozwolić na kompromisy. To był prawie jak wybór sukni ślubnej, musiała być przecież idealna.
- Nie miałam okazji, aby złożyć swoje gratulacje z okazji zaręczyn, panno Lestrange - zaczęłam od najważniejszej kwestii. - Niezwykle cieszę się, że doszło do tych zaręczyn, to niezwykle ważny krok do umocnienia naszych relacji między rodzinami.
Łatwo mi było mówić o polityce uprawianej ślubami, o której przecież każda dama doskonale wiedziała, w momencie kiedy sama nie zostałam postawiona przed taką sytuacją. Wyszłam za członka swojej rodziny, za kuzyna z którym dorastałam i nie musiałam zmieniać nazwiska, ani się nigdzie przeprowadzać. Nie znałam więc uczuć jakie mogły gromadzić się w ciele panny Lestrange, mogłam je sobie jedynie próbować wyobrazić. I musiałam przyznać, że nie odczuwałam tego jako coś przyjemnego. Tym bardziej, że Yaxley’s Hall zdecydowanie różnił się od wyspy Wight, która była zamieszkiwana przez Marine.
- Jak ci się podobają nasze tereny? Fenland i samo Yaxley’s Hall? - zapytałam zaciekawiona.
W końcu czucie się dobrze w nowym miejscu było bardzo ważne. Zastanawiało mnie jeszcze, czy panna Lestrange znała tę historię o klątwie jaka spada na żony Yaxley’ów, które przeprowadzają się do Yaxley’s hall. W końcu tylko matka Morgoth’a nadal żyła. I broń ją Merlinie, oby żyła jak najdłużej.
Na szczęście obecność towarzystwa sprawiała, że mogłam się dzisiejszego wieczora pomylić co do mojego stanu. Może wcale nie będę siedzieć samotnie pogrążona we własnych myślach, tym bardziej, że lady Lestrange zareagowała na moje słowa i z chęcią przytaknęła na pomysł wspólnego spędzenia czasu.
Musiałyśmy się do siebie przyzwyczaić, wszakże już niedługo będziemy dzielić ze sobą salony w Yaxley’s Hall, ławeczki w ogrodach i fotele w rodowej bibliotece. Ważne było, abyśmy wybadały grunt na jakim stoimy i w jakiś sposób opracowały swoje relacje. Nigdy nie było mi dane porozmawiać z nią dłużej, dlatego nie jestem do końca pewna jaką osobą tak naprawdę była lady Lestrange.
Faktycznie, Marine miała u mnie dług wdzięczności i ja zdecydowanie nie miałam zamiaru o tym zapominać. Gdy przyjdzie odpowiednia pora zwrócę się do kobiety o oddanie swojej należności, przecież uratowałam jej dobre imię podczas mojego własnego ślubu. Może gdybym zastała ją z kimś innym a nie ze swoim kuzynem to sytuacja wyglądałaby inaczej, ale ze względu na Morgoth’a musiałam postąpić wielkodusznie. Zachowanie takie czasami się opłaca, na przykład podczas zdobywania przyjaznych stosunków z innymi damami.
Usiadłam tuż obok panny Lestrange i z miłą chęcią, tak jak i ona, przyjęłam kieliszek szampana, chociaż nie byłam pewna czy mój organizm zdecyduje się na przyjęcie chociaż kapki alkoholu. W najgorszym wypadku umoczę jedynie wargi, nikt przecież nie miał prawa komentować ilości wypitego przeze mnie alkoholu… no, chyba że zdecydowanie przekraczało to ilość godną lady.
- Dziękuję - odpowiedziałam krótko na komplement. - Tak, czeka mnie parę wesel i na jedno z nich wypadałoby wybrać coś szczególnego.
Dobrze wiedziałam już o zaręczynach mojego kuzyna z panną Lestrange, zbliżał się ten wielki dzień, po drodze także kilka innych ślubów dla mnie mniej ważnych, dlatego wybranie odpowiedniej kreacji urosło wręcz do rangi jednego z najważniejszych punktów w przygotowaniach. Oczywiście, suknia zawsze była ważna, ale w tym wypadku nie mogłam sobie pozwolić na kompromisy. To był prawie jak wybór sukni ślubnej, musiała być przecież idealna.
- Nie miałam okazji, aby złożyć swoje gratulacje z okazji zaręczyn, panno Lestrange - zaczęłam od najważniejszej kwestii. - Niezwykle cieszę się, że doszło do tych zaręczyn, to niezwykle ważny krok do umocnienia naszych relacji między rodzinami.
Łatwo mi było mówić o polityce uprawianej ślubami, o której przecież każda dama doskonale wiedziała, w momencie kiedy sama nie zostałam postawiona przed taką sytuacją. Wyszłam za członka swojej rodziny, za kuzyna z którym dorastałam i nie musiałam zmieniać nazwiska, ani się nigdzie przeprowadzać. Nie znałam więc uczuć jakie mogły gromadzić się w ciele panny Lestrange, mogłam je sobie jedynie próbować wyobrazić. I musiałam przyznać, że nie odczuwałam tego jako coś przyjemnego. Tym bardziej, że Yaxley’s Hall zdecydowanie różnił się od wyspy Wight, która była zamieszkiwana przez Marine.
- Jak ci się podobają nasze tereny? Fenland i samo Yaxley’s Hall? - zapytałam zaciekawiona.
W końcu czucie się dobrze w nowym miejscu było bardzo ważne. Zastanawiało mnie jeszcze, czy panna Lestrange znała tę historię o klątwie jaka spada na żony Yaxley’ów, które przeprowadzają się do Yaxley’s hall. W końcu tylko matka Morgoth’a nadal żyła. I broń ją Merlinie, oby żyła jak najdłużej.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
11 IV 1957
Ból głowy nasila się i nawet słodycz jaśminowej herbaty, nie potrafi go ukoić. Szemrzący tłum przypomina bardziej namolne brzęczenie bahanek niźli rozgorączkowane dzieci sztuki, przyjmujące na swe barki głoszenie cudu mody i lady Burke doprawdy nie wie, czym zasłużyła na podobne cierpienia, jakim została poddawana. Nawet podsuwane na srebrnej tacy migdały obtaczane w czekoladzie przez wyraźnie przestraszoną asystentkę, nie są w stanie unieść drżących, różanych warg ciągnących uparcie ku dołowi. Pragnęła, by ten dzień należał do wyjątkowych, pełen zadowolenia oraz dumy z czynionych postępów, jednak wszystko rozpadało się niczym krucha porcelana filiżanki zrzucona na podłogę przez nieuważnego projektanta, próbującego przedrzeć się przez korowód modelek obleczonych w najprzedniejsze suknie tego sezonu. Początkowo w swej niezmierzonej wyrozumiałości oraz dzięki niebywale łagodnemu sercu, traktowała to niczym drobne potknięcia, lekkie skazy na materiale istnienia, które nawet delikatne rączki mogły wygładzić z odpowiednią dozą cierpliwości. Jednakże upływający czas, przesypujący się przez paluszki niczym ziarnka piasku wskazywał, iż problem był zgoła poważniejszy, niźli artystka zakładała. Pierwszym niepomyślnym znakiem zdawało się być spóźnienie krawcowej, starszej pani o przyjemnym usposobieniu oraz znakomitym rodowodzie świadczącym, o pokoleniowej czystej krwi niezmąconej ni krztą plugastwa, jakim byli ci wstrętni, nierozsądni i obrzydliwi ponad wszystko mugole. Współpraca z nią wydawała się czystą przyjemnością, wypełnioną pasją pracy oraz uprzejmego milczenia, nie pojawiła się nawet krzta niesympatycznego niezadowolenia, gdy niegdyś lady Parkinson, a obecnie lady Burke zachowywała się w sposób wymagający, nakazujący perfekcję w każdym aspekcie. Tego dnia jednak jej oblicze należało do niewyraźnych, z lekka zielonkawych jakby trawiły ją mdłości i Elodie, choć wybaczyła towarzyszce tę jakże niegrzeczną niedyspozycję, tak zbliżała się doń tylko z chusteczką jedwabną zasłaniającą kształtny nosek. Kolejnym problem, jaki zaistniał, dotyczył magicznego oświetlenia — tysiące magicznych światełek, które miały nadać intymnej, ciepłej atmosferze sali pogrążonej w półmroku, nie potrafiły znaleźć odpowiedniego ułożenia, tak by blask, jaki zeń padał, działał korzystnie na tkaniny, które miały być chlubą obecnego pokazu. Czarodzieje odpowiedzialni za tę część nie potrafili sobie poradzić z tak istotnym zadaniem, sądząc, że byle czar rzucony będzie wystarczający, mając za nic estetykę oraz planowane ułożenie. Jakże współczuła wielce szanownemu wujaszkowi Parkinson, całemu poczerwieniałemu na twarzy, iż zmuszony był podnieść ton ciepłego dotąd głosu, albowiem tylko tak mógł przemówić do rozsądku tym nieznośnym konowałom. Tak wiele dzierżyły jego ramiona, tyle niepokoju nosiły skronie, gdy Londyn płonął zbawiennym ogniem oczyszczenia, a dzielni pracownicy Ministerstwa starali się zatrzeć wszelkie ślady po szkodnikach zamieszkujących to piękne miasto — lecz chociaż ludność stolicy ufała jedynej słusznej władzy, tak niepokój wiążący się z niedogodnościami temu towarzyszącymi, był na tyle silny, iż zaproszeni goście mogli odmówić przybycia. A to przecież byłoby tragedią, niezmierzonym smutkiem dla mody, stylu oraz całej idei piękna. Co więcej, parę modelek, tych paskudnych kłamczuch nie potrafiło powstrzymać swego łakomstwa, zamiast trzymać się wytycznych, wolały zatopić się w posiłkach tłustych i pełnych, przez co styliści ku swej udręce musieli poszerzać niektóre ubiory, tym samym rujnując kompozycję stroju. Szczęśliwie wspaniała i wielce doceniana, szanowna cioteczka Parkinson swym doświadczeniem mogła być wsparciem dla pokazu męża i uratowała nieszczęsnych projektantów paroma dodatkami, nie szczędząc jednocześnie krytyki wobec rozwydrzonych dziewuch, niemogących dotrzymać warunków kontraktu. Jednak przedstawienie musiało trwać, a całość przedsięwzięcia i tak wisiała na włosku, czy to przez kolejne wpadki, czy to przez gęstniejącą z każdą chwilą, napierającą na wszystkich ciężką, przepełnioną napięciem atmosferą. To na jej karb Ellie zrzucała odczuwaną słabość, niemożność ustania na szczupłych nóżkach oraz mdłości, które potęgowały tylko kwiatowe perfumy rozsiane po sali za sceną, gdzie wszyscy się krzątali. Byłaby i na skraju omdlenia, gdyby nie uważna asystentka przypadająca u jej boku, prowadząca ją łagodnie ku miękkiemu fotelowi, na który mogła opaść z prawdziwie wdzięcznym, acz dramatycznym westchnieniem. Zaciskała smukłe paluszki wokół filiżanki, chłonąc ciepło jaśminowej herbaty, kiedy to ćmiący ból głowy przybył jakże nieprzyjemnie, męcząc młodziutką lady jeszcze bardziej. Jakże szczęśliwa była, iż jej projekt nie wymagał większych poprawek, że uszyty został ze smakiem potęgującym zadowolenie w pogrążonym w cierpieniach umyśle nieszczęsnej arystokratki. Odetchnęła cichutko, bledsza niż zwykle, wyglądając, jakby sama miała się rozpaść, z czego skrzętnie korzystała, gdy mimowolnie kierowano na nią uwagę, upewniając się, czy aby wszystko ma zapewnione. Rozluźniła się wreszcie, gdy kwestia oświetlenia została rozwiązana, a dźwięk magicznych instrumentów cieszył uszy, miast je kalać paskudnymi melodiami — omdlewającą ręką przywołała krążącą wokół niej dziewczynę, nakazując przyprowadzić modelkę noszącą jej suknie. Elodie musiała mieć pewność, iż strój, który będzie kończył pokaz, nie okaże się wygłupem, a ona nie zhańbi tym samym zarówno swej reputacji, jak i nowego nazwiska. Nawet jeśli ród Burke był ostatnią rodziną, z jaką można by było kojarzyć pokazy mody. Panienka wyglądała zachwycająco, materiał marszczył się w odpowiednich miejscach, szmaragd sukni lśnił w blasku magicznych lamp i już miała ją odprawić, kiedy zza rąbka ukazał się biel bucika.
— Co. To. Jest. — to nie było pytanie, to był skandal zaklęty w głosie, ból krążący w orzechu tęczówek, rozpacz rosząca jasne policzki różem złości — Zadałam. Pytanie. — syczy w swym oburzeniu, biorąc zaraz głęboki wdech, pragnąc zachować opanowanie, swoisty czar, który nie zniknął nawet pośród ponurych murów Durham — Unieś suknie, nie patrz tak na mnie, jakbym kazała ci się obnażyć. Pokaż mi buty — nakazała, zezwalając, żeby asystentka pochwyciła ją za łokieć i pomogła lady wstać. Okrążyła modelkę z krytyką, patrząc na szkaradne obuwie z rosnącą zgrozą, aż wreszcie przytknęła wierzch dłoni do gładkiego czoła. Na słodką Morganę i jej niezawodne czary, dlaczego to akurat dzisiaj?
— Nie, nie, nie. Moja droga, nieszczęsna ptaszynko, któż cię tak pokarał tak okropnym doborem obuwia? Czy to pan Wilkies? Ma niezwykłe oko do szczegółów, ale w kwestii bucików jakby nie wiedział nic — rzekła z zatroskaniem, łagodzącym poprzednie wrażenie. Perełka wiedziała, iż złością nic nie wskóra, jednak ostatnio coraz bardziej poddawała się emocjom z niezrozumiałego powodu, ale to nic, to nic — Naprawimy to — zapewniła, unosząc różdżkę, którą zawsze dzierżyła w pogotowiu. Wpierw pozbyła się tych paskudnych koronek, transmutowała trójkątne czuby w bardziej zaokrąglone, tak by stopy wydawały się szczuplejsze, nie zaś nieprzyzwoicie wielkie. Ellie była pewna, że panna nosząca jej dzieło nie ma w sobie krwi olbrzyma. Kropki uciekły czym prędzej, a biel zmieniona została na złoto. Westchnęła w zadowoleniu, czując się ukontentowaną, wszystko powoli zaczęło wracać na ścieżki, którymi winien ten dzień płynąć. Cioteczka Parkinson znalazła się u jej boku, troskliwie muskając drobną dłoń krewniaczki i skinęła głową, widząc, jak dziewczątko sobie poradziło. Szeptem nakazała zajęcie miejsc w pierwszym rzędzie, skąd będą mogły swobodnie przyglądać się pokazowi i Ellie już miała się ruszyć, podążyć za nią z wdziękiem, gdy mdłości ponownie się pojawiły, a gardło zacisnęło się boleśnie. Wyprostowała się, dumnie, z elegancją, powstrzymując niemoc i w asyście pani ciotki, ruszyła ku wyznaczonym krzesłom. Była damą, wspaniale wychowaną lady, cudowną żoną dla równie cudownego, acz nieco nieporadnego męża i żadne słabości, bolączki delikatnego ponad miarę wiotkiego ciała nie sprawią, iż zachowa się wbrew etykiecie, narażając się tym samym na śmieszność. Nie musiała się więcej troskać, siła powróciła do osłabionych członków w chwili, gdy rozbrzmiała muzyka a modelki wkroczyły na podest. Prowadzący ze szczegółami opisywał motywy kroju, przytaczał inspiracje stylistów i lady Elodie Burke była prawdziwie dumna, kiedy to jej imię pojawiło się pośród tak znamienitych twórców, a sam strój stworzony co prawda jeszcze przy pomocy innych, przyjął się nader ciepło, publika zaś wbrew obawom dopisywała.
| zt
inspiracją dla tego posta, były te buty
Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Tell me I'm the fairest of the fair
21 listopada 1957
Były to w zasadzie ostatnie chwile, które Dom Mody Parkinson poświęcał na cokolwiek innego, niż własna kolekcja zimowa. Po prawdzie to realizowano teraz ostatnie większe zamówienia, oprócz oczywiście regularnej sprzedaży – Odetta wiedziała, że zbliżający się zimowy jarmark jest najlepszą okazją do tego, aby każda osoba z czystokrwistego rodu mogła ukazać się na nim w prześlicznych strojach, wypuszczonych od największych modoznawców wśród szlachty czarodziejów. W jakiś dziwny, pokrętny sposób, panna Parkinson była dumna z każdej sukni, która opuszczała to miejsce, tak jakby sama stała za jej niewątpliwym sukcesem, chociaż jedyne, co tak naprawdę robiła, to pokazanie się w sukni na najnowszym wydarzeniu. Parę dni temu był to koncert w palarni, gdzie opium przesyciło meble i ściany, a ledwie wczoraj odwiedziła La Fantasmagorię, by w swojej sukni, przypominającej łuski syreny, oddać powab tego miejsca i jego trzech głównych gwiazd.
Dziś zresztą również miała ją na sobie – opowiadała nieco projektantom o zaletach i wadach, podpowiadając inne rozwiązania i podając nieco sugestii. Nie wiedziała, czy w ogóle ktokolwiek ją wysłucha, bo chociaż na modzie, krojach i urodzie uznawano ją za eksperta, sama nigdy nie poświęciła się krawiectwu od jego strony technicznej. Tu jednak nie musiała milczeć, a w tej sprawie nie wypadało jej się kryć z poglądami, dlatego kiedy spotykała się z krawcami i krawcowymi zatrudnionymi przez jej rodzinę, była bardziej śmiała niż w innych interakcjach. Teraz jednak czekała ją nowa rozmowa, tym razem z samą Octavią. Nie wiedziała, jak dokładnie przebiegnie ta rozmowa – czy stroje związane z najnowszą operą, czy właśnie odnośnie sukni samej panny Lestrange..cóż, to dopiero miało się okazać.
Spodziewała się, że pracownik domu mody odprowadził już pannę Lestrange, skierowała się więc właśnie tam swoje kroki, ostrożnie stukając obcasami, tak by czasem nie poślizgnąć się na gładkiej posadzce. Do pomieszczenia zawitała dość szybko, uśmiechając się promiennie kiedy dostrzegła samą zainteresowaną, jak również innego z pracowników, który skinieniem głowy zapewnił ją, że wszystko gotowe do pokazania. Z większą śmiałością przekroczyła próg w sukni - intensywnie granatowy materiał mienił się lekko zaznaczonymi łuskami, wykonanymi z drobnych połyskujących elementów, tak aby całość mieniła się w rozświetlonej wodzie i ich falach, ewentualnie przy dobrym źródle światła. Biżuteria z dodatkiem ametystu wpasowywała się w temat, a odpowiednia fryzura przypominała nieco lejące się włosy syreny.
- Droga Octavio, miło cię widzieć. Mam szczera nadzieję, że całość dzisiejszej kolekcji spełni twoje oczekiwania i już wkrótce wszyscy będą mogli cieszyć się przedstawieniem pięknym zarówno pod względem występów, jak również i strojów. Czy zanim je obejrzymy, zechciałabyś mi powiedzieć, o czym dokładnie będzie najnowsza opera? Tak chętnie bym się wybrała, ale nie wiem, na ile znajdę czas.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Mimo ogólnego marazmu ostatnie dni przemykały Octavii przez palce w zastraszającym tempie. Gdyby tylko mogła poszerzyłaby dobę o kilka godzin, albo użyła czasozmieniacza, by być w kilku miejscach jednocześnie. Niedawny wieczór na Nokturnie był, wbrew miejscu, całkiem udany, a ona sama chociaż trochę się rozluźniła, a przy okazji mogła pośmiać się z reakcji na swoją jakże krótką sukienkę. Był to jednak wyskok, po którym trzeba było wracać do pracy. Bo wbrew temu, co niektórzy sądzili, sztuka lekko i łatwo się nie tworzyła, a z pewnością nie szybko, czego właśnie boleśnie doświadczała. Od niemal miesiąca trwały próby do nowej sztuki, a im dalej w las, tym więcej rzeczy trzeba było przygotować. Próby na pustej scenie, z prostym oświetleniem, aktorami w codziennych ubraniach, ten obraz miał swój urok i dawał pole do wyobraźni, nie było jednak mowy, aby podobna rzecz była końcowym dziełem w operze Lestrange. Powoli więc pojawiały się rekwizyty, tło nabierało barw i kształtów, oświetlenie zaczynało swoją grę kolorów i natężenia. Cóż jednak po tym wszystkim, kiedy sami aktorzy bez odpowiednich strojów byliby jakby nadzy. A ponieważ w sztuce nie można iść w półśrodki i w tym przypadku należało sięgać na najwyższą półkę. Z tego też powodu zlecenie na kostiumy zlecono Parkinsonom. I chociaż część potrzebnych kreacji miała być raczej prosta i skromna, w innych Octavia liczyła na popis umiejętności i kreatywności. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie przyszła sprawdzić postępu prac. Nie, żeby nie wierzyła takim specjalistom, to chyba po prostu czysta przezorność i chęć dopięcia wszystkiego na ostatni guzik.
Zjawiła się, jak należy, kilka minut przed czasem, prezentując się raczej skromnie w długiej, czekoladowej sukni o dopasowanej talii i luźnych rękawach oraz płaszczu w tym samym odcieniu. Tym razem, jak przystało, była zakryta od nadgarstków po same kostki. Raz, ze w obecnych okolicznościach nie było sensu zakładać bardziej buntowniczy strój, a dwa, że zapewne mocno by zmarzła, a jednak ponad wszystko ceniła sobie praktyczność.
Powitana przez obsługę i zaprowadzona do odpowiedniego pomieszczenia czekała na gospodynię ledwie parę chwil. Na jej widok uśmiechnęła się promiennie, tym bardziej biorąc pod uwagę jej strój.
-Odetto, wyglądasz absolutnie fenomenalnie. Spokojnie mogłabyś pójść nurkować z syrenami, nawet by się nie zorientowały, że coś jest nie tak - zachwyt nad całością stylizacji można było bez problemu wyczytać w jej oczach. - Nie mam wątpliwości, że stroje będą doskonałe. Chociaż jeśli nie zdradzę ci fabuły będziesz miała większą motywację aby przyjść... ale należy ci się w zamian za ogrom pracy włożony w te kreacje, zwłaszcza w tak gorącym okresie. Jest to lekka inspiracja greckimi mitami. Sztuka zaczyna się od kłótni małżeństwa, która przed samym apogeum zostaje przerwana przez śmierć męża na zawał. Wtedy zrozpaczona żona żałując tego co zaszło i modląc się o jego powrót poznaje grecki mit, zgodnie z którym żył kiedyś żeglarz o sercu tak dobrym, że nie tylko zabierał do Hadesu zbłąkane dusze, ale też raz na sezon odpowiadał na szczególnie poruszająca modlitwę i przyprowadzał z podziemi jedną duszę. Dalsza sztuka to poznanie losów innych bohaterów z różnych czasów, którzy mieli szczęście skorzystać z tego daru oraz jak potoczyły się ich historie. Na sam koniec wracamy znów do małżeństwa, które pomimo początkowej radości znów zaczyna się kłócić aż w końcu... mąż znów umiera na zawał. Jak wytłumaczone jest później miłość ma moc, jakiej człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić, ale na jej brak nie pomoże żadna magia czy modlitwa.
Zjawiła się, jak należy, kilka minut przed czasem, prezentując się raczej skromnie w długiej, czekoladowej sukni o dopasowanej talii i luźnych rękawach oraz płaszczu w tym samym odcieniu. Tym razem, jak przystało, była zakryta od nadgarstków po same kostki. Raz, ze w obecnych okolicznościach nie było sensu zakładać bardziej buntowniczy strój, a dwa, że zapewne mocno by zmarzła, a jednak ponad wszystko ceniła sobie praktyczność.
Powitana przez obsługę i zaprowadzona do odpowiedniego pomieszczenia czekała na gospodynię ledwie parę chwil. Na jej widok uśmiechnęła się promiennie, tym bardziej biorąc pod uwagę jej strój.
-Odetto, wyglądasz absolutnie fenomenalnie. Spokojnie mogłabyś pójść nurkować z syrenami, nawet by się nie zorientowały, że coś jest nie tak - zachwyt nad całością stylizacji można było bez problemu wyczytać w jej oczach. - Nie mam wątpliwości, że stroje będą doskonałe. Chociaż jeśli nie zdradzę ci fabuły będziesz miała większą motywację aby przyjść... ale należy ci się w zamian za ogrom pracy włożony w te kreacje, zwłaszcza w tak gorącym okresie. Jest to lekka inspiracja greckimi mitami. Sztuka zaczyna się od kłótni małżeństwa, która przed samym apogeum zostaje przerwana przez śmierć męża na zawał. Wtedy zrozpaczona żona żałując tego co zaszło i modląc się o jego powrót poznaje grecki mit, zgodnie z którym żył kiedyś żeglarz o sercu tak dobrym, że nie tylko zabierał do Hadesu zbłąkane dusze, ale też raz na sezon odpowiadał na szczególnie poruszająca modlitwę i przyprowadzał z podziemi jedną duszę. Dalsza sztuka to poznanie losów innych bohaterów z różnych czasów, którzy mieli szczęście skorzystać z tego daru oraz jak potoczyły się ich historie. Na sam koniec wracamy znów do małżeństwa, które pomimo początkowej radości znów zaczyna się kłócić aż w końcu... mąż znów umiera na zawał. Jak wytłumaczone jest później miłość ma moc, jakiej człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić, ale na jej brak nie pomoże żadna magia czy modlitwa.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Odetta po prawdzie sama nie wiedziała, gdzie powinna pomagać, dlatego kierowała się tam, gdzie wedle polecenia była najbardziej potrzebna. Wspomnienia z Nokturna były sympatyczne, nawet jeżeli pogodzić musiała się z tym, że nie wygrała swojej jedynej aukcji i miała niezbyt dużo szczęścia co do części towarzystwa, a raczej jednej sytuacji, którą Aquila dość szybko musiała gasić. Czuła później pewien marazm, a opium wkradło się w jej myśli również i tego wieczoru, co sprawiło, że sny były niespokojne i dręczące ją nad wyraz. Odetchnęła, kiedy nastał ranek, ale nawet taniec tamtego dnia nie przyniósł jej ukojenia. Na szczęście rozdawanie żywności oraz pomysł Edwarda na temat materiałów sprawił, że mogła odgonić swoje pochmurne myśli. Teraz zaś skupiała się na sztuce, bo chociaż tak wielkim jej koneserem jak Octavia nie była.
Bo sztukę mogła głównie podziwiać i chociaż starała się wiedzieć na jej temat jak najwięcej, nie mogła się równać z kimś, kto w operze pracował na co dzień i kto zajmował się tymi zagadnieniami w sposób niemal tak naturalny, jak oddychanie. Zresztą wspominanie tego musiało być niezwykłe, bo przecież tak pięknie śpiewały syreny, a to zawsze poruszało duszę, nie ważne, czy znało się na ten temat czy też nie. Pewnie dlatego nie dziwiła się, że to Octavia wywalczyła pozytywkę – w końcu to ona smakowała tego najwięcej, stąd musiała mieć w sobie wciąż żywe melodie. Odetta rozumiała taką pasję jak jej zainteresowanie jednorożcami – coś niesamowitego, czego do końca nie dało opisać się w słowach. Może też dlatego na to dzisiejsze spotkanie wybrała właśnie tę suknię, o której uszycie poprosiła.
- Dziękuję, komplement z twoich ust jest wiele znaczący jeżeli chodzi o tę suknię. Prosiłam, aby właśnie swoim krojem całość przypominała piękno syren, a to nigdy nie jest całkowicie łatwe do uchwycenia. Chciałam poznać twoją opinię na jej temat. – Zakręciła się jeszcze, pozwalając aby łuski zabłysły w świetle miejsca. – Och, nie myśl nawet, ze zniechęcisz mnie do tego, abym udała się do ciebie i cię odwiedziła. Zwłaszcza po usłyszeniu tej fabuły, na pewno pojawię się gdy tylko będziecie to wystawiać. Ale stroje, tak, stroje!
Klasnęła w ręce, pozwalając, aby ukryci dotąd modele wyszli z cienia, prezentując się teraz przed panną Lestrange.
- Pierwsze stroje, jako baza do opowieści, mają proste kroje oraz kolory, jednak jeżeli skierujesz na nie odpowiednie oświetlenie, będą zmieniać barwy, tak więc scena kłótni i zmiana emocji będzie mogła być oddana w ten sposób. Następne stroje odpowiadają epokom z drobnymi ulepszeniami, tak aby wyeksponować urodę aktorów, oraz elementami dopasowanymi do sceny i oświetlenia. Z dość ciekawymi zmianami, oczywiście… - spojrzała na jedną z modelek, a ta w mig zrozumiała, co panna Parkinson miała na myśli i okręciła się dookoła. Wraz z jej wirowaniem pojawiło się delikatne światło, a toga rodem z antycznej Grecji zmieniła się w średniowieczną suknię. Odetta spojrzała na Octavię, mając nadzieję, że wywołało to zamierzony efekt zachwytu.
Bo sztukę mogła głównie podziwiać i chociaż starała się wiedzieć na jej temat jak najwięcej, nie mogła się równać z kimś, kto w operze pracował na co dzień i kto zajmował się tymi zagadnieniami w sposób niemal tak naturalny, jak oddychanie. Zresztą wspominanie tego musiało być niezwykłe, bo przecież tak pięknie śpiewały syreny, a to zawsze poruszało duszę, nie ważne, czy znało się na ten temat czy też nie. Pewnie dlatego nie dziwiła się, że to Octavia wywalczyła pozytywkę – w końcu to ona smakowała tego najwięcej, stąd musiała mieć w sobie wciąż żywe melodie. Odetta rozumiała taką pasję jak jej zainteresowanie jednorożcami – coś niesamowitego, czego do końca nie dało opisać się w słowach. Może też dlatego na to dzisiejsze spotkanie wybrała właśnie tę suknię, o której uszycie poprosiła.
- Dziękuję, komplement z twoich ust jest wiele znaczący jeżeli chodzi o tę suknię. Prosiłam, aby właśnie swoim krojem całość przypominała piękno syren, a to nigdy nie jest całkowicie łatwe do uchwycenia. Chciałam poznać twoją opinię na jej temat. – Zakręciła się jeszcze, pozwalając aby łuski zabłysły w świetle miejsca. – Och, nie myśl nawet, ze zniechęcisz mnie do tego, abym udała się do ciebie i cię odwiedziła. Zwłaszcza po usłyszeniu tej fabuły, na pewno pojawię się gdy tylko będziecie to wystawiać. Ale stroje, tak, stroje!
Klasnęła w ręce, pozwalając, aby ukryci dotąd modele wyszli z cienia, prezentując się teraz przed panną Lestrange.
- Pierwsze stroje, jako baza do opowieści, mają proste kroje oraz kolory, jednak jeżeli skierujesz na nie odpowiednie oświetlenie, będą zmieniać barwy, tak więc scena kłótni i zmiana emocji będzie mogła być oddana w ten sposób. Następne stroje odpowiadają epokom z drobnymi ulepszeniami, tak aby wyeksponować urodę aktorów, oraz elementami dopasowanymi do sceny i oświetlenia. Z dość ciekawymi zmianami, oczywiście… - spojrzała na jedną z modelek, a ta w mig zrozumiała, co panna Parkinson miała na myśli i okręciła się dookoła. Wraz z jej wirowaniem pojawiło się delikatne światło, a toga rodem z antycznej Grecji zmieniła się w średniowieczną suknię. Odetta spojrzała na Octavię, mając nadzieję, że wywołało to zamierzony efekt zachwytu.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Opium dało się we znaki chyba każdemu ze zgromadzonych w palarni. Oczywiście, każdy odczuwał je na swój sposób, zdawało się też, że gospodarze zdążyli się już do niego przyzwyczaić i nie robiło ono na nich takiego wrażenia. Sama Octavia, poza krótkim incydentem z niekontrolowanym łzawieniem oczu nie powiedziałaby, aby jakoś szczególnie zmieniła zachowanie, ale podobno między innymi o to chodzi, że osoba pod wpływem sama nie jest świadoma, że coś się dzieje, jej opinia mogła być więc nie do końca obiektywna.
Mówiąc szczerze już kiedy zobaczyła prezentowaną pozytywkę nie wyobrażała sobie, by mógł ją mieć ktokolwiek inny niż ona. Możliwość zabrania ze sobą syreniego śpiewu gdziekolwiek się uda? To było jak fragment bajki i to wyjątkowo piękne. Tak jak powiedziała Evandrze tego wieczora nie wykluczała, że kiedyś pozytywka stanie się prezentem, jednak z pewnością musiała być to wyjątkowa osoba i wyjątkowe okoliczności, by panna Lestrange zdecydowała się wypuścić z rąk podobny skarb. No i przede wszystkim, musiała mieć pewność, że dana osoba podobny podarek doceni, inaczej byłoby to skrajne marnotrawstwo.
-Jest wspaniała. Najbardziej podziwiam jak odbija się od niej światło, moim zdaniem to klucz do piękna syren, a teraz i tej sukni - mówiła z pełnym zaangażowaniem i szczerze. Kto jak kto, ale Octavia nie słynęła z pustych komplementów. - Trzymam więc za słowo. Uprzedź mnie tylko wcześniej, zarezerwuję najlepsze miejsca. Będziesz mogła podziwiać wasze kreacje w ruchu, wtedy są absolutnie najpiękniejsze.
Kiedy przyszło do prezentacji oglądała bardzo uważnie, przypatrując się każdemu detalowi. Na wyjaśnienia Odetty kiwała głową ale póki co nie komentowała. W jej głowie stroje prezentowały się już na aktorach i tańczyły po scenie. Widziała je już na tle dekoracji i w towarzystwie rekwizytów, dobierała grę świateł i ekspozycję. A kiedy przyszło do zmiany... jej oczy wręcz zabłyszczały, a usta otworzyły się lekko i musiała minąć chwila, nim przypomniała sobie, że należy zamknąć je ponownie.
-Są... nie z tej ziemi! Nie mogłabym sobie wymarzyć czegoś lepszego! A aktorzy będą was sławić za brak gonitwy za kulisy i nerwowe przebieranie - zaklaskała radośnie w ręce.
Tak jak doceniała wizualną zaletę przemiany strojów tak chyba jeszcze bardziej widziała aspekt praktyczny, który za sobą niosły. Wbrew pozorom to nie zmiana dekoracji, a kreacje przysparzały najwięcej problemów i wymuszone przerwy, pomijając bieg aktorów mających minuty na zmianę często bardzo skomplikowanych strojów. W ten sposób odpadał im bardzo trudny element logistyczny przedstawienia, a płynność gry bardzo wpływała na odbiór dzieła.
Mówiąc szczerze już kiedy zobaczyła prezentowaną pozytywkę nie wyobrażała sobie, by mógł ją mieć ktokolwiek inny niż ona. Możliwość zabrania ze sobą syreniego śpiewu gdziekolwiek się uda? To było jak fragment bajki i to wyjątkowo piękne. Tak jak powiedziała Evandrze tego wieczora nie wykluczała, że kiedyś pozytywka stanie się prezentem, jednak z pewnością musiała być to wyjątkowa osoba i wyjątkowe okoliczności, by panna Lestrange zdecydowała się wypuścić z rąk podobny skarb. No i przede wszystkim, musiała mieć pewność, że dana osoba podobny podarek doceni, inaczej byłoby to skrajne marnotrawstwo.
-Jest wspaniała. Najbardziej podziwiam jak odbija się od niej światło, moim zdaniem to klucz do piękna syren, a teraz i tej sukni - mówiła z pełnym zaangażowaniem i szczerze. Kto jak kto, ale Octavia nie słynęła z pustych komplementów. - Trzymam więc za słowo. Uprzedź mnie tylko wcześniej, zarezerwuję najlepsze miejsca. Będziesz mogła podziwiać wasze kreacje w ruchu, wtedy są absolutnie najpiękniejsze.
Kiedy przyszło do prezentacji oglądała bardzo uważnie, przypatrując się każdemu detalowi. Na wyjaśnienia Odetty kiwała głową ale póki co nie komentowała. W jej głowie stroje prezentowały się już na aktorach i tańczyły po scenie. Widziała je już na tle dekoracji i w towarzystwie rekwizytów, dobierała grę świateł i ekspozycję. A kiedy przyszło do zmiany... jej oczy wręcz zabłyszczały, a usta otworzyły się lekko i musiała minąć chwila, nim przypomniała sobie, że należy zamknąć je ponownie.
-Są... nie z tej ziemi! Nie mogłabym sobie wymarzyć czegoś lepszego! A aktorzy będą was sławić za brak gonitwy za kulisy i nerwowe przebieranie - zaklaskała radośnie w ręce.
Tak jak doceniała wizualną zaletę przemiany strojów tak chyba jeszcze bardziej widziała aspekt praktyczny, który za sobą niosły. Wbrew pozorom to nie zmiana dekoracji, a kreacje przysparzały najwięcej problemów i wymuszone przerwy, pomijając bieg aktorów mających minuty na zmianę często bardzo skomplikowanych strojów. W ten sposób odpadał im bardzo trudny element logistyczny przedstawienia, a płynność gry bardzo wpływała na odbiór dzieła.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Łzami wzruszenia (albo opium) podczas koncertu mógł pochwalić się również Edward, co w zasadzie stanowiło dla Odetty jedynie pretekst, aby nie narzekać na swoja sytuację. Co prawda trzęsła się chwilę z zimna, ale sam Craig Burke dość szybko zajął się tym problemem, nie tylko wydając sprawnie rozkazy po to, aby herbata i zamknięte drzwi potrafiły przywrócić naturalny rytm krwi. Odetta jednak nie mogła powiedzieć, aby wieczór przeszedł całkowicie bez zgrzytów, tak że chociaż ostatecznie uznawała go za udany, tak cieszyła się niesamowicie, kiedy dobiegł on końca, a ona sama mogła odpocząć pod ciepłym puchem i zaznać więcej zdrowia dla własnej urody.
Co prawda sprawa z pozytywką pozostawiła gorzki posmak, nie spędzała jej snu z powiek i zdecydowanie udało jej się zająć myśli zupełnie czymś innym, jak właśnie syrenia sukienka i wczorajszy występ na który uczęszczała. Łatwo było zająć się czymkolwiek innym i miała jeszcze trochę pracy kiedy odciążała od wszystkiego Edwarda – może nie od wszystkiego tak dosłownie – kiedy pomagała całemu interesowi jakoś funkcjonować, odpowiednio zajmując się witającymi w progi miejsca szlachcicami, podczas gdy Edward cały wysiłek rzucał na nadchodzącą zimową kolekcję. Podziwiała go, że potrafił pracować tak ciężko i skupiać się na udoskonalaniu sztuki która była wciąż niesamowita, a tworzone przez niego stroje wciąż potrafiły zaskakiwać.
- Też zwróciłam na to uwagę. Pomyśl, jak niezwykle musi wyglądać kiedy stajesz w niej tuż obok podświetlanej przez magię wodzie. Te refleksy które odbijają się na twoim ubraniu muszą wyglądać zupełnie niesamowicie, nie mówiąc już o tym, że wygląda się wtedy najzupełniej jak syrena. Musisz mi wybaczyć, że tak się nią zachwycam, ale niebawem trafi do sprzedaży, muszę więc nacieszyć się jej „towarzystwem” tak długo, jak jest to możliwe. – Podsunęła jeszcze fragment materiału do dotknięcia, tak jeszcze żeby Octavia mogła delikatnie wyczuć materiał pod palcami i samej przekonać się, jak wygodna mogła być ta suknia. – Na pewno panna albo pani, która ją zakupi, będzie niesamowitą szczęściarą.
Nie chciała robić tutaj niesamowitej reklamy, ale nikt nie zabronił jej sprzedawać peanów nad tym, co mogło ją zachwycać. Sama chciała wybitnie wiedzieć, co czekało ją w zimowej kolekcji i na co mogła się nastawić jeżeli chodziło o zabłyśnięcie na zimowym jarmarku.
- Oczywiście, że dam znać z wyprzedzeniem, w końcu kto chciałby przegapić sztukę dopilnowaną przez ciebie. Mam nadzieję, że opowiesz mi nieco? A może pokażesz mi też jakiś ciekawy fragment za kulisami? Nie będę nalegać, ale jestem dość ciekawa. – A może? Nie zaszkodziło oczywiście zapytać, przecież najgorsze co mogło ją spotkać to przecież odmowa.
Przydało się rzeczywiście obserwować reakcję panny Lestrange, bo Odetta zdecydowanie się nie zawiodła, czując dumę z każdej osoby która dołożyła starań do tego niewielkiego pokazu. Uśmiechnęła się, kiedy Octavia wyrażała swoje zachwyty, kiwając głową kiedy poprowadziła ją wzdłuż wybiegu, pozwalając jej aby obejrzała wszystko w całej krasie.
- Myślę, że to może dość sporo ułatwić, szczegóły oczywiście trzeba jednak domówić. Nie możemy przecież mieć aktorów zmieniających strojów w niepowołanym momencie, najlepiej więc będzie dopasować zaklęcie aby aktywowało się przy odpowiednim geście. Tutaj jest to obrót, ale jeżeli poświęcimy czas na to, aby dopasować to do choreografii, myślę, że każdy wyjdzie stąd zadowolony. Mam szczerą nadzieję, że w takim wypadku przedstawienie okaże się być zupełnym zaskoczeniem i będą przychodzić do was tłumami!
A potem to samo zrobią z Domem Mody Parkinson i rzucą się, aby zamówić tutaj strój z ich marzeń.
Co prawda sprawa z pozytywką pozostawiła gorzki posmak, nie spędzała jej snu z powiek i zdecydowanie udało jej się zająć myśli zupełnie czymś innym, jak właśnie syrenia sukienka i wczorajszy występ na który uczęszczała. Łatwo było zająć się czymkolwiek innym i miała jeszcze trochę pracy kiedy odciążała od wszystkiego Edwarda – może nie od wszystkiego tak dosłownie – kiedy pomagała całemu interesowi jakoś funkcjonować, odpowiednio zajmując się witającymi w progi miejsca szlachcicami, podczas gdy Edward cały wysiłek rzucał na nadchodzącą zimową kolekcję. Podziwiała go, że potrafił pracować tak ciężko i skupiać się na udoskonalaniu sztuki która była wciąż niesamowita, a tworzone przez niego stroje wciąż potrafiły zaskakiwać.
- Też zwróciłam na to uwagę. Pomyśl, jak niezwykle musi wyglądać kiedy stajesz w niej tuż obok podświetlanej przez magię wodzie. Te refleksy które odbijają się na twoim ubraniu muszą wyglądać zupełnie niesamowicie, nie mówiąc już o tym, że wygląda się wtedy najzupełniej jak syrena. Musisz mi wybaczyć, że tak się nią zachwycam, ale niebawem trafi do sprzedaży, muszę więc nacieszyć się jej „towarzystwem” tak długo, jak jest to możliwe. – Podsunęła jeszcze fragment materiału do dotknięcia, tak jeszcze żeby Octavia mogła delikatnie wyczuć materiał pod palcami i samej przekonać się, jak wygodna mogła być ta suknia. – Na pewno panna albo pani, która ją zakupi, będzie niesamowitą szczęściarą.
Nie chciała robić tutaj niesamowitej reklamy, ale nikt nie zabronił jej sprzedawać peanów nad tym, co mogło ją zachwycać. Sama chciała wybitnie wiedzieć, co czekało ją w zimowej kolekcji i na co mogła się nastawić jeżeli chodziło o zabłyśnięcie na zimowym jarmarku.
- Oczywiście, że dam znać z wyprzedzeniem, w końcu kto chciałby przegapić sztukę dopilnowaną przez ciebie. Mam nadzieję, że opowiesz mi nieco? A może pokażesz mi też jakiś ciekawy fragment za kulisami? Nie będę nalegać, ale jestem dość ciekawa. – A może? Nie zaszkodziło oczywiście zapytać, przecież najgorsze co mogło ją spotkać to przecież odmowa.
Przydało się rzeczywiście obserwować reakcję panny Lestrange, bo Odetta zdecydowanie się nie zawiodła, czując dumę z każdej osoby która dołożyła starań do tego niewielkiego pokazu. Uśmiechnęła się, kiedy Octavia wyrażała swoje zachwyty, kiwając głową kiedy poprowadziła ją wzdłuż wybiegu, pozwalając jej aby obejrzała wszystko w całej krasie.
- Myślę, że to może dość sporo ułatwić, szczegóły oczywiście trzeba jednak domówić. Nie możemy przecież mieć aktorów zmieniających strojów w niepowołanym momencie, najlepiej więc będzie dopasować zaklęcie aby aktywowało się przy odpowiednim geście. Tutaj jest to obrót, ale jeżeli poświęcimy czas na to, aby dopasować to do choreografii, myślę, że każdy wyjdzie stąd zadowolony. Mam szczerą nadzieję, że w takim wypadku przedstawienie okaże się być zupełnym zaskoczeniem i będą przychodzić do was tłumami!
A potem to samo zrobią z Domem Mody Parkinson i rzucą się, aby zamówić tutaj strój z ich marzeń.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Z czym Octavia mogła się zgodzić to fakt, że wieczór nie przeszedł bez zgrzytów. Dawno jednak nauczyła się przymykać oko na drobne niedogodności, by cieszyć się ogólnie pozytywnym doświadczeniem. Dookoła mieli doprawdy wystarczająco smutnych i ponurych wieści, nie musieli sami sobie więcej dokładać. I chociaż ostatnimi czasy utrzymanie podobnego sposobu spoglądania na świat było coraz trudniejsze, a momentami wręcz niemożliwe to starała się. Starała się bardzo, bo nie chciała nawet rozważać co przyjdzie w zastępstwo nawet lekko wymuszonego dobrego humoru, bo pustka ma tę tendencję, że przyciąga, by nie istnieć za długo.
Sezonowość racy Parkinsonów była czymś, co z jednej strony podziwiała, ale z drugiej nie zazdrościła. Doprawdy nie wiedziała jak byli w stanie tak na zawołanie, z kalendarzem w ręku, tworzyć swoje kreacje. W jej przypadku, jak i zresztą wielu artystów, natchnienie przychodziło falami, których jednak kontrolować się nie dało. Oni sami więc kreowali szczyty sezonu i jego przygaszanie, całkowicie niezależnie od kalendarza. Sama więc nie byłaby w stanie pracować pod rygorem zmieniających się sezonów i ciekawa była jak tutaj sobie z tym radzono.
-Nie ma czego wybaczać, zachwyty są jak najbardziej na miejscu przy takiej kreacji. I powiadasz... że będzie na sprzedaż? - oj widać było jak Octavia już ma w głowie obraz samej siebie w tej sukni i zdecydowanie podobało jej się to co widzi. Robiła ona wrażenie sama w sobie, a po dodatkowych zachętach Odetty chęć jej posiadania jedynie wzrosła. Lestrange postanowiła zdusić chęć zapytania natychmiast o cenę i wrócić do spraw związanych z przedstawieniem. W końcu mogło być to chwilowe zachłyśnięcie, które już jutro jej przejdzie. A jeśli nie... wtedy zacznie się poważniej zastanawiać.
-Ależ oczywiście, kulisy stoją przed tobą otworem. W końcu też się przyczyniłaś do stworzenia przedstawienia, należy ci się w nie lepszy wgląd - uśmiechnęła się promiennie. Dla niej czyjaś ciekawość była jedynie powodem do radości i na pewno nie zamierzała czegoś takiego ukrócać. Kto jak kto zresztą, ale Odetta nie będzie raczej zdradzać zakulisowych sekretów i plotkować o nich na balach, czemu więc nie miałaby tam wejść?
Kiedy przechadzały się wzdłuż wybiegu przyglądała się uważniej detalom prezentowanych kreacji, próbowała też wyobrazić je sobie na przeznaczonych dla nich aktorach i ich ruch na scenie.
-O tak, obrót się nie sprawdzi, byłoby zbyt duże ryzyko nieplanowanej zmiany, ale wyślę tutaj naszego choreografa, on najlepiej poradzi sobie z tym zadaniem. Nie mogę się doczekać, kiedy dowiedzą się o tym artyści. chciałabym już zobaczyć ich reakcję - nie wiedziała kto bardziej będzie zadziwiony przemianą strojów, publiczność, czy sami aktorzy, kiedy zobaczą ją po raz pierwszy. Aż kusiło, by nie mówić im tego przed próbą i obserwować ich miny.
Sezonowość racy Parkinsonów była czymś, co z jednej strony podziwiała, ale z drugiej nie zazdrościła. Doprawdy nie wiedziała jak byli w stanie tak na zawołanie, z kalendarzem w ręku, tworzyć swoje kreacje. W jej przypadku, jak i zresztą wielu artystów, natchnienie przychodziło falami, których jednak kontrolować się nie dało. Oni sami więc kreowali szczyty sezonu i jego przygaszanie, całkowicie niezależnie od kalendarza. Sama więc nie byłaby w stanie pracować pod rygorem zmieniających się sezonów i ciekawa była jak tutaj sobie z tym radzono.
-Nie ma czego wybaczać, zachwyty są jak najbardziej na miejscu przy takiej kreacji. I powiadasz... że będzie na sprzedaż? - oj widać było jak Octavia już ma w głowie obraz samej siebie w tej sukni i zdecydowanie podobało jej się to co widzi. Robiła ona wrażenie sama w sobie, a po dodatkowych zachętach Odetty chęć jej posiadania jedynie wzrosła. Lestrange postanowiła zdusić chęć zapytania natychmiast o cenę i wrócić do spraw związanych z przedstawieniem. W końcu mogło być to chwilowe zachłyśnięcie, które już jutro jej przejdzie. A jeśli nie... wtedy zacznie się poważniej zastanawiać.
-Ależ oczywiście, kulisy stoją przed tobą otworem. W końcu też się przyczyniłaś do stworzenia przedstawienia, należy ci się w nie lepszy wgląd - uśmiechnęła się promiennie. Dla niej czyjaś ciekawość była jedynie powodem do radości i na pewno nie zamierzała czegoś takiego ukrócać. Kto jak kto zresztą, ale Odetta nie będzie raczej zdradzać zakulisowych sekretów i plotkować o nich na balach, czemu więc nie miałaby tam wejść?
Kiedy przechadzały się wzdłuż wybiegu przyglądała się uważniej detalom prezentowanych kreacji, próbowała też wyobrazić je sobie na przeznaczonych dla nich aktorach i ich ruch na scenie.
-O tak, obrót się nie sprawdzi, byłoby zbyt duże ryzyko nieplanowanej zmiany, ale wyślę tutaj naszego choreografa, on najlepiej poradzi sobie z tym zadaniem. Nie mogę się doczekać, kiedy dowiedzą się o tym artyści. chciałabym już zobaczyć ich reakcję - nie wiedziała kto bardziej będzie zadziwiony przemianą strojów, publiczność, czy sami aktorzy, kiedy zobaczą ją po raz pierwszy. Aż kusiło, by nie mówić im tego przed próbą i obserwować ich miny.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Można było powiedzieć, że „najgorsze” dopiero przed nimi. W końcu czym był taki w miarę spokojny koncert w porównaniu do tego, co czeka ich na sabacie? Nie dość, że niektórzy wciąż musieli przeżywać żałobę – nie, żeby uznawała to za problem, ale trzeba było pamiętać o tym, iż nie każdy mógłby bawić się tak samo, jak by chciał – to jeszcze sabaty obfitowały w wiele dyskusji, rozważań, niepomyślnych wydarzeń czy wręcz przeciwnie, w informacje na temat zaręczyn. Zapowiadał się również debiut dwóch panien, czego Odetta nie wyczekiwała wcale a wcale. Nie dlatego, że była zazdrosna, miała jednak poczucie bardziej na to, że nie czeka tego sabatu nic dobrego przy tych wszystkich ostatnich wydarzeniach. Sama pamiętała, kiedy po raz pierwszy pojawiła się na wydarzeniu u boku rodzeństwa, starając się być delikatna i zabłysnąć jak najlepiej. Wyszło dobrze, nie wybitnie. Jak zawsze.
Można było myśleć, że praca w Domu Mody Parkinson była jedynie aktywa w niektórych miesiącach, ale nie było to problematyczne. Praktycznie cały rok Odetta udawała się na przyjęcia, wydarzenia czy przedstawienia nosząc coś ciekawego, co miało przykuwać spojrzenia wszystkich osób i zwrócić się w jej kierunku. A potem zachęcić wszystkich, aby sięgnęli po wszystkie ubrania z domu mody. Była miodem, który miał przyciągać w to miejsce – nie pracowała (brońcie przodkowie!) jako krawcowa, pozostawiając to bratu, samej skupiając się raczej na prezentowaniu tego, co miało być klejnotem koronnym każdej nowej kolekcji.
- Oczywiście! Większość moich sukien, które prezentuje na publicznych wydarzeniach wędruje później albo do salonu aukcyjnego, albo na wystawę. Wbrew pozorom, większości nie zatrzymuję dla siebie, jedynie prezentuje je dla później zainteresowanych. – Wiadomo, że zrobiłaby bardzo wiele, aby zainteresowanie to w pannie Lestrange wzbudzić, ale nie wspomniała nic więcej, nie chcąc być też zbyt nalegająca w tej kwestii. Na pewno zarysowała takie możliwości i perspektywy, pewnie później wspominając o tym jeszcze przy innej okazji.
- Dziękuję, nie mogę się doczekać, aby zobaczyć nieco z tej tajemnicy, która zawsze okalała przedstawienia! Ale może to po przedstawieniu, tak aby nie psuć sobie całego poczucia tajemnicy tuż przed zobaczeniem sztuki. – Miała szczerą nadzieję, że uda jej się utrzymać potem całość tego mistycznego poczucia. Wiedziała, że do niektórych tajemnic się nie dążyło, ale jednocześnie w tej sytuacji bardzo podobało jej się nieco odkrywanie nieznajomego. Tak, aby wiedzieć ciut więcej z tej całej konstrukcji wielkiego wydarzenia.
- Myślisz, że zdołałby się pojawić tutaj tak do końca tygodnia? Musimy wziąć pod uwagę jeszcze dopasowanie tego do aktorów i ewentualne poprawki. I dodatkowe kwestie, które mogłabyś chcieć poprawić – coś w kwestii koloru? Może innego dodatku? Śmiało prezentuj wszystkie swoje uwagi, nie chcemy przecież, aby sztuka wypadła źle przez niedociągnięcie w kostiumach. – A przede wszystkim Parkinsonowie nie mogli sobie pozwolić na taką porażkę. Wszystko musiało być idealnie.
Można było myśleć, że praca w Domu Mody Parkinson była jedynie aktywa w niektórych miesiącach, ale nie było to problematyczne. Praktycznie cały rok Odetta udawała się na przyjęcia, wydarzenia czy przedstawienia nosząc coś ciekawego, co miało przykuwać spojrzenia wszystkich osób i zwrócić się w jej kierunku. A potem zachęcić wszystkich, aby sięgnęli po wszystkie ubrania z domu mody. Była miodem, który miał przyciągać w to miejsce – nie pracowała (brońcie przodkowie!) jako krawcowa, pozostawiając to bratu, samej skupiając się raczej na prezentowaniu tego, co miało być klejnotem koronnym każdej nowej kolekcji.
- Oczywiście! Większość moich sukien, które prezentuje na publicznych wydarzeniach wędruje później albo do salonu aukcyjnego, albo na wystawę. Wbrew pozorom, większości nie zatrzymuję dla siebie, jedynie prezentuje je dla później zainteresowanych. – Wiadomo, że zrobiłaby bardzo wiele, aby zainteresowanie to w pannie Lestrange wzbudzić, ale nie wspomniała nic więcej, nie chcąc być też zbyt nalegająca w tej kwestii. Na pewno zarysowała takie możliwości i perspektywy, pewnie później wspominając o tym jeszcze przy innej okazji.
- Dziękuję, nie mogę się doczekać, aby zobaczyć nieco z tej tajemnicy, która zawsze okalała przedstawienia! Ale może to po przedstawieniu, tak aby nie psuć sobie całego poczucia tajemnicy tuż przed zobaczeniem sztuki. – Miała szczerą nadzieję, że uda jej się utrzymać potem całość tego mistycznego poczucia. Wiedziała, że do niektórych tajemnic się nie dążyło, ale jednocześnie w tej sytuacji bardzo podobało jej się nieco odkrywanie nieznajomego. Tak, aby wiedzieć ciut więcej z tej całej konstrukcji wielkiego wydarzenia.
- Myślisz, że zdołałby się pojawić tutaj tak do końca tygodnia? Musimy wziąć pod uwagę jeszcze dopasowanie tego do aktorów i ewentualne poprawki. I dodatkowe kwestie, które mogłabyś chcieć poprawić – coś w kwestii koloru? Może innego dodatku? Śmiało prezentuj wszystkie swoje uwagi, nie chcemy przecież, aby sztuka wypadła źle przez niedociągnięcie w kostiumach. – A przede wszystkim Parkinsonowie nie mogli sobie pozwolić na taką porażkę. Wszystko musiało być idealnie.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Z tym mogła się absolutnie zgodzić. Sabat, czas w którym zaszywała się gdzieś pod ścianą z alkoholem w ręce i próbowała jakoś przetrwać ciągnące się godziny. Osobiście debiuty nawet lubiła, obserwowanie nowej krwi uważała za interesujące, a i zawsze liczyła, że ożywi to nieco skostniałe towarzystwo. Przynajmniej ona próbowała to osiągnąć, niestety w pojedynkę rezultaty były marne i w końcu poddała się, a takowe wieczory spędzała z sobie podobnymi cierpiącymi duszami. Był jednak i moment ogłaszania zaręczyn, a wtedy najchętniej schowałaby się pod obrusem któregoś ze stolików. Bo zazwyczaj zaręczające się panny były od niej młodsze, z roku na rok coraz bardziej, a wtedy po początkowych gratulacjach gromiące wzroki starych matron kierowały się na nią wyrzucając, że mimo swego wieku dalej była sama. Były i te przypadki, kiedy po zaręczonej parze widać było jak bardzo nie chcieli być w miejscu, w jakim byli, a wtedy Octavia szczerze im współczuła, a spojrzenia pełne wyrzutu, które wwiercały się w jej plecy, jakoś nie bolały tak bardzo.
Nigdy by nie powiedziała, że prace mają jedynie w określonym czasie w roku, jednak zapotrzebowanie było ciągłe, a projekty spływały zawsze. Zapewne jednak nie mogli zaprzeczyć, że były gorętsze i spokojniejsze miesiące, a ilość tworzonych projektów nie była równa. Nie mieli też wpływy na terminy tych pływów i tak jak przez większość roku Odetta musiała starać się z prezentacja strojów, tak pewnie w momentach jak sabat było to całkiem zbyteczne. Octavia zresztą powinna w końcu pomyśleć o stroju na ten dzień. Kto wie, może w końcu padnie właśnie na syrenią sukienkę? A może będzie możliwość szaleństwa z projektem specjalnie dla niej? Tylko czy Parkinsonowie nie padną na zawał usłyszawszy o jej oczekiwaniach?
-Nie powiem, będę miała o czym myśleć. Ale dzisiaj jestem po inne suknie, trzeba się skupić na pracy - uśmiechnęła się, mimo wszystko mając wizję możliwości przebierania w tak wielu sukniach i pozostawiania sobie najlepszych. Jak nie interesowała się modą to jednak kobieca natura wygrała i pojawiła się lekka zazdrość na takie możliwości.
-Jeśli miałabyś czas proponuję najpierw zobaczyć występ z widowni, a potem zza kulis. Czasami odnoszę wrażenie, że ogląda się wtedy dwa różne przedstawienia - zdecydowanie miejsce siedzenia, a za kulisami w sumie stania, zmieniał odbiór dzieła. Za kurtyną nie było tego wymuskania, tej perfekcji. Widać było pracę, nerwy, zamieszanie, niedociągnięcia. Widać było aktorów, a nie grane przez nie postacie, a to potrafiło robić tym większe wrażenie, kiedy wchodzili w swoje role.
-Myślę, że nie będzie problemu. Ustalenie konkretnego terminu zostawię już jemu, żeby nie mieszać przez przypadek. A co do strojów nie mam nawet najmniejszych uwag, zrobiliście jeszcze więcej niż się spodziewaliśmy, jesteście absolutnie fantastyczni!
Nigdy by nie powiedziała, że prace mają jedynie w określonym czasie w roku, jednak zapotrzebowanie było ciągłe, a projekty spływały zawsze. Zapewne jednak nie mogli zaprzeczyć, że były gorętsze i spokojniejsze miesiące, a ilość tworzonych projektów nie była równa. Nie mieli też wpływy na terminy tych pływów i tak jak przez większość roku Odetta musiała starać się z prezentacja strojów, tak pewnie w momentach jak sabat było to całkiem zbyteczne. Octavia zresztą powinna w końcu pomyśleć o stroju na ten dzień. Kto wie, może w końcu padnie właśnie na syrenią sukienkę? A może będzie możliwość szaleństwa z projektem specjalnie dla niej? Tylko czy Parkinsonowie nie padną na zawał usłyszawszy o jej oczekiwaniach?
-Nie powiem, będę miała o czym myśleć. Ale dzisiaj jestem po inne suknie, trzeba się skupić na pracy - uśmiechnęła się, mimo wszystko mając wizję możliwości przebierania w tak wielu sukniach i pozostawiania sobie najlepszych. Jak nie interesowała się modą to jednak kobieca natura wygrała i pojawiła się lekka zazdrość na takie możliwości.
-Jeśli miałabyś czas proponuję najpierw zobaczyć występ z widowni, a potem zza kulis. Czasami odnoszę wrażenie, że ogląda się wtedy dwa różne przedstawienia - zdecydowanie miejsce siedzenia, a za kulisami w sumie stania, zmieniał odbiór dzieła. Za kurtyną nie było tego wymuskania, tej perfekcji. Widać było pracę, nerwy, zamieszanie, niedociągnięcia. Widać było aktorów, a nie grane przez nie postacie, a to potrafiło robić tym większe wrażenie, kiedy wchodzili w swoje role.
-Myślę, że nie będzie problemu. Ustalenie konkretnego terminu zostawię już jemu, żeby nie mieszać przez przypadek. A co do strojów nie mam nawet najmniejszych uwag, zrobiliście jeszcze więcej niż się spodziewaliśmy, jesteście absolutnie fantastyczni!
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Można było rozmyślać, czy czasem nie każde wydarzenia szlachty sprawiały, że jednym miejscu tłoczyli się ludzie, którzy jak stada wygłodzonych psów czekała na nawet najdrobniejszą pomyłkę, nawet najdrobniejsze potknięcie. Wszyscy, którzy coś znaczyli, mieli spotkać się w jednym miejscu i liczyć na to, że kosztem innych będzie dziś zabawa. Oczywiście, narzeczeństwa czy debiuty były rozrywką samą w sobie, ale może ktoś się potknie? Ktoś na kogoś wyleje alkohol przez przypadek? Czy może jedna para zatańczy ze sobą o raz za dużo, rodząc plotki? Niektórzy będą ten czas też spędzać w cieniu żałoby. Zdecydowanie szykowało się ciekawie, ale potem trzeba było odespać porządnie. Cienie pod oczyma słabo się prezentowały.
Lubiła mieć zajęcie dla rąk – być może dlatego tak ukochała eliksiry? Cieszyła się z każdej możliwości kiedy robiła coś, ale że nie wypadało damie pracować, po prostu opiekowała się rodzinnym interesem na wespół z całą resztą Parkinsonów. Nie trwała w miejscu, regularnie interesując się modą i dodatkami. Po prostu cieszyła się z tego, co było. I wyglądała przy tym zjawiskowo.
- W razie czego, wiesz moja droga gdzie znaleźć zarówno mnie, jak i suknię. – Mrugnęła jeszcze do niej, nie drążąc już tematu i przechodząc gdzieś dalej, wiedząc, że ziarno zainteresowania zostało zasiane i trzeba było pozwolić mu kiełkować w spokoju i bez nacisków, pozostawiając je aby wzrosło. Cóż, jeżeli suknia do tego czasu zostanie sprzedana, może Octavia zdecyduje się na zakup nowej. Na specjalne życzenie mogli uszyć praktycznie wszystko…nie pod wszystkim jednak chcieli się podpisać. To przypomniało jej niedawne przebywanie na koncercie i całe te kontrowersje związane z długością sukienki panny Lestrange. Zastanawiała się, czy znajoma obraziłaby się na lekkie i delikatne rozmowy na ten temat? Nie brzmiała na taką, wręcz przeciwnie. Musiała jednak Odetta brać pod uwagę to, iż każdy granice miał swoje, dlatego nie chciała się angażować w konflikt który miałby nadszarpnąć dobrego ducha tych relacji.
- Taki mam właśnie zamiar. Oglądanie zza kulis wydaje mi się trochę tak, jakby uczestniczyło się w projektowaniu sukienki od jej samego początku. Kiedy przychodzisz z zewnątrz, widzisz jedynie piękno formy i materiału, kiedy jednak poświęcasz temu długie godziny, nabiera to zupełnie innej treści. – Tak i przedstawienie oglądane zza kulis zdecydowanie obdarte było z piękna świateł i iluzji, którą roztaczali tancerze i śpiewacy. Tkanie innego, nowego świata było czymś niesamowitym, a kulisy pozwalały ujrzeć, jak się rodzi. – Dobrze, w takim razie zapisuję, iż wszystko jest w porządku i jedyna uwaga jest odnośnie spotkania z choreografem. Skoro więc zakończyłyśmy ten temat, mam nadzieję, że będę mogła nieskromnie polecić usługi swojej rodziny na dalsze okazje. – Poprawiła jeszcze bransoletę na nadgarstku, marszcząc lekko brwi kiedy pchnęła się ostrożnie ku ryzyku.
- Mam nadzieję, iż wybaczysz mi poruszenie tego tematu, ale twój strój na koncercie charytatywnym był dość odważny. – Wylewała się z niej jedynie łagodność, bo nie umiała być złośliwa. Czy raczej była wtedy, kiedy jej otoczenie było, bo papugowała je by wpasować się jak najlepiej. Ale lepiej, aby panna Lestrange dowiadywała się takich rzeczy od niej, nie od kogoś mniej uprzejmego.
Lubiła mieć zajęcie dla rąk – być może dlatego tak ukochała eliksiry? Cieszyła się z każdej możliwości kiedy robiła coś, ale że nie wypadało damie pracować, po prostu opiekowała się rodzinnym interesem na wespół z całą resztą Parkinsonów. Nie trwała w miejscu, regularnie interesując się modą i dodatkami. Po prostu cieszyła się z tego, co było. I wyglądała przy tym zjawiskowo.
- W razie czego, wiesz moja droga gdzie znaleźć zarówno mnie, jak i suknię. – Mrugnęła jeszcze do niej, nie drążąc już tematu i przechodząc gdzieś dalej, wiedząc, że ziarno zainteresowania zostało zasiane i trzeba było pozwolić mu kiełkować w spokoju i bez nacisków, pozostawiając je aby wzrosło. Cóż, jeżeli suknia do tego czasu zostanie sprzedana, może Octavia zdecyduje się na zakup nowej. Na specjalne życzenie mogli uszyć praktycznie wszystko…nie pod wszystkim jednak chcieli się podpisać. To przypomniało jej niedawne przebywanie na koncercie i całe te kontrowersje związane z długością sukienki panny Lestrange. Zastanawiała się, czy znajoma obraziłaby się na lekkie i delikatne rozmowy na ten temat? Nie brzmiała na taką, wręcz przeciwnie. Musiała jednak Odetta brać pod uwagę to, iż każdy granice miał swoje, dlatego nie chciała się angażować w konflikt który miałby nadszarpnąć dobrego ducha tych relacji.
- Taki mam właśnie zamiar. Oglądanie zza kulis wydaje mi się trochę tak, jakby uczestniczyło się w projektowaniu sukienki od jej samego początku. Kiedy przychodzisz z zewnątrz, widzisz jedynie piękno formy i materiału, kiedy jednak poświęcasz temu długie godziny, nabiera to zupełnie innej treści. – Tak i przedstawienie oglądane zza kulis zdecydowanie obdarte było z piękna świateł i iluzji, którą roztaczali tancerze i śpiewacy. Tkanie innego, nowego świata było czymś niesamowitym, a kulisy pozwalały ujrzeć, jak się rodzi. – Dobrze, w takim razie zapisuję, iż wszystko jest w porządku i jedyna uwaga jest odnośnie spotkania z choreografem. Skoro więc zakończyłyśmy ten temat, mam nadzieję, że będę mogła nieskromnie polecić usługi swojej rodziny na dalsze okazje. – Poprawiła jeszcze bransoletę na nadgarstku, marszcząc lekko brwi kiedy pchnęła się ostrożnie ku ryzyku.
- Mam nadzieję, iż wybaczysz mi poruszenie tego tematu, ale twój strój na koncercie charytatywnym był dość odważny. – Wylewała się z niej jedynie łagodność, bo nie umiała być złośliwa. Czy raczej była wtedy, kiedy jej otoczenie było, bo papugowała je by wpasować się jak najlepiej. Ale lepiej, aby panna Lestrange dowiadywała się takich rzeczy od niej, nie od kogoś mniej uprzejmego.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pytanie brzmiało skąd brało się podobne podejście? W niższych klasach może i zdarzały się plotki, ale ich skala była absolutnie nieporównywalna, podobnież z konsekwencjami. Może to brak pracy i gdyby całej szlachcie wypełnić wolny czas to nie znalazłoby się ani ochoty, ani sił, ani krótkiego momentu na podobne zabawy? Może to ciągła gonitwa i rywalizacja mimo sztucznego płaszczyka współpracy i przyjaźni? A może nie ma co zwalać na okoliczności zewnętrzne i byli w większości dwulicowymi draniami? Zapewne oni sami na podobne pytania nie odpowiedzą, a i nie dopuszczą do swojego ekskluzywnego światka nikogo z zewnątrz, by wystawił obiektywną ocenę. Czy podobna zmieniłaby zresztą cokolwiek? Zapewne nie.
Sama Octavia lubiła popołudnia z książką czy wiolonczelą, bywały jednak dni, kiedy rozrywki umysłowe całkowicie do niej nie przemawiały. Wtedy też biegła na plażę i godziny spędzała w słonej, chłodnej wodzie, a do domu wracała przemęczona, ale szczęśliwa. Traktowała wysiłek jako lekarstwo na wszystko, zmęczenie, bezsenność, smutek. Pewnie dlatego ostatnimi czasy na pływaniu spędzała znacznie więcej czasu niż zazwyczaj.
-Będę pamiętała - oj będzie, z pewnością. Będzie pamiętała przy każdym posiłku, syreniej pieśni i minucie w wodzie. Będzie rozważała jak w danej chwili układałaby się na niej kreacja i jak odbijałaby światło. Ale nie, będzie silna. Jeśli kupi suknię teraz będzie to zachcianka i trwonienie pieniędzy. Jeśli wróci po nią po głębokim namyśle to już zakup zmienia nam się w przemyślaną inwestycję w siebie. Zupełnie inaczej brzmi.
Z Odettą mogła na te tematy rozmawiać. Ba, z każdym mogła, o ile rzeczywiście chodziło o rozmowę, a nie prawienie morałów i udzielanie troskliwych wskazówek. Octavia mimo bycia lekkoduchem brała odpowiedzialność za swoje czyny, jeżeli więc już coś robiła, to z przekonaniem, a wtedy dyskusja na jakiś temat jest czystą przyjemnością.
-Może się to zresztą przydać na przyszłość. Widząc aktorów przy pracy ma się zupełnie inny pogląd na to co jest potrzebne i gdzie może pojawić się problem. Kto nigdy nie widział procesu od początku do końca ten nigdy nie doceni mnogości szczegółów, którymi trzeba się zająć.
W sumie sama chętnie zobaczyłaby tworzenie jednej z tutejszych sukni od kreślenia projektu po nałożenie jej na manekina na wystawie. Próbowała kiedyś spróbować odtworzyć podobny proces, ale zapewne umykało jej sporo kwestii, na które nawet nie miała jak wpaść nigdy nie mając do czynienia z podobną dziedziną.
-Odważna? Tak też można to ująć, chociaż podejrzewam, że przy stolikach słychać było nieco mniej łagodne określenia - uśmiechnęła się pogodnie, jak gdyby rozmawiały o kompletnie błahym temacie, a nie mini skandalu na szlacheckim wydarzeniu. - Ale cóż, powiedzmy, że mniej więcej na podobny efekt się szykowałam, a może i nawet na gorszy. Jednak wieczór obfitował w mniej i bardziej zaplanowane atrakcje, które dosyć mocno wszystkich wytrącały z rytmu.
Sama Octavia lubiła popołudnia z książką czy wiolonczelą, bywały jednak dni, kiedy rozrywki umysłowe całkowicie do niej nie przemawiały. Wtedy też biegła na plażę i godziny spędzała w słonej, chłodnej wodzie, a do domu wracała przemęczona, ale szczęśliwa. Traktowała wysiłek jako lekarstwo na wszystko, zmęczenie, bezsenność, smutek. Pewnie dlatego ostatnimi czasy na pływaniu spędzała znacznie więcej czasu niż zazwyczaj.
-Będę pamiętała - oj będzie, z pewnością. Będzie pamiętała przy każdym posiłku, syreniej pieśni i minucie w wodzie. Będzie rozważała jak w danej chwili układałaby się na niej kreacja i jak odbijałaby światło. Ale nie, będzie silna. Jeśli kupi suknię teraz będzie to zachcianka i trwonienie pieniędzy. Jeśli wróci po nią po głębokim namyśle to już zakup zmienia nam się w przemyślaną inwestycję w siebie. Zupełnie inaczej brzmi.
Z Odettą mogła na te tematy rozmawiać. Ba, z każdym mogła, o ile rzeczywiście chodziło o rozmowę, a nie prawienie morałów i udzielanie troskliwych wskazówek. Octavia mimo bycia lekkoduchem brała odpowiedzialność za swoje czyny, jeżeli więc już coś robiła, to z przekonaniem, a wtedy dyskusja na jakiś temat jest czystą przyjemnością.
-Może się to zresztą przydać na przyszłość. Widząc aktorów przy pracy ma się zupełnie inny pogląd na to co jest potrzebne i gdzie może pojawić się problem. Kto nigdy nie widział procesu od początku do końca ten nigdy nie doceni mnogości szczegółów, którymi trzeba się zająć.
W sumie sama chętnie zobaczyłaby tworzenie jednej z tutejszych sukni od kreślenia projektu po nałożenie jej na manekina na wystawie. Próbowała kiedyś spróbować odtworzyć podobny proces, ale zapewne umykało jej sporo kwestii, na które nawet nie miała jak wpaść nigdy nie mając do czynienia z podobną dziedziną.
-Odważna? Tak też można to ująć, chociaż podejrzewam, że przy stolikach słychać było nieco mniej łagodne określenia - uśmiechnęła się pogodnie, jak gdyby rozmawiały o kompletnie błahym temacie, a nie mini skandalu na szlacheckim wydarzeniu. - Ale cóż, powiedzmy, że mniej więcej na podobny efekt się szykowałam, a może i nawet na gorszy. Jednak wieczór obfitował w mniej i bardziej zaplanowane atrakcje, które dosyć mocno wszystkich wytrącały z rytmu.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Strefa prezentacji
Szybka odpowiedź