Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Kraina Jezior
AutorWiadomość
Kraina Jezior
Kraina Jezior to jedno z najlepszych miejsc w Anglii na spędzenie wakacji, oderwania się od przytłaczającej codzienności. Tuż pod granicami ze Szkocją, praktycznie odludnych terenach można odpocząć od hałasu samochodów, widoku drapaczy chmur czy ludzi wciąż ze sobą rywalizujących, skupionych na własnej karierze i sprawach doczesnych. Osoby obdarzone choć odrobiną artystycznej duszy z pewnością docenią uroki Lakes, wszak zbiorowisko akwenów znajduje się na włościach Fawleyów, jednych z najbardziej rozmiłowanych w sztuce i potrafiących docenić piękno magicznych rodów. Nic w tym dziwnego, gdy potomkowie dorastają na takich terenach! Kraina Jezior to nie tylko wszechobecna woda i malownicze lasy pełne dębów i sosen. Tutaj niewinne niziny, łąki osiągają rozmiary potężnych oraz stromych szczytów, które przyciągają miłośników górskiej wspinaczki i aktywnego wypoczynku; pasjonaci niższych terenów na pewno zachwycą się bezkresnymi wrzosowiskami. Niezależnie od pory roku woda w jeziorach ulokowanych w głębokich kotlinach jest lodowata. Choć zdecydowana większość wypoczywających ogranicza się do plażowania tuż poniżej zboczy, na których wypasane są owce, pozostała część zażywa niezapomnianych kąpieli. Wieczorami czarodzieje powracają do namiotów, przy których biwakują, a w rytm celtyckich melodii wyśpiewywane są historie o Pani z Jeziora, umilające czas przy ogniskach.
Na mniej zatłoczonych częściach można napotkać spokojne konie dziesiątkami przebiegające przez wody Krainy Jezior lub pasące się tuż przy zboczach w pobliżu brzegu. Niech to jednak nie zmyli nierozważnych śmiałków! Pomimo licznych ostrzeżeń i informacji wciąż zdarzają się przypadki porwania przez kelpie w głębokie tonie, gdy tylko zdejmie się magiczne wędzidła okiełzujące te zapierające dech w piersi stworzenia.
Na mniej zatłoczonych częściach można napotkać spokojne konie dziesiątkami przebiegające przez wody Krainy Jezior lub pasące się tuż przy zboczach w pobliżu brzegu. Niech to jednak nie zmyli nierozważnych śmiałków! Pomimo licznych ostrzeżeń i informacji wciąż zdarzają się przypadki porwania przez kelpie w głębokie tonie, gdy tylko zdejmie się magiczne wędzidła okiełzujące te zapierające dech w piersi stworzenia.
/14 marzec
Miesiąc - tyle czasu minęło od walentynkowego popołudnia, kiedy to Katastrofa zawitała w progi Ollivanderów, a razem z nią jeszcze jedna osóbka. Charlotte wtargnęła do życia Titusa nagle i równie niespodziewanie zajęła szczególne miejsce zarówno w sercu jak i umyśle młodego panicza. Od tej pory widzieli się niemal codziennie - spacerowali po brukowanej ulicy Pokątnej, Lotta kilkukrotnie odwiedziła włości Ollivanderów, spotykali się również w innych miejscach - zwiedzili lodziarnię, wypili hektolitry gorącej czekolady w sklepie pani Pickle i patrzyli czy lada równo się kurzy w różdżkarni należącej do wuja Garricka. Łącząca ich więź zacieśniała się z dnia na dzień... To był cudowny miesiąc!
Dzień wstecz Titus odebrał dokument potwierdzający jego prawo do prowadzenia mugolskich pojazdów - egzamin zdał na początku miesiąca i to bez żadnych oszustw! Co prawda uznał, że w razie czego skonfunduje swojego egzaminatora i w ten sposób namówi go do zmiany decyzji, ale o dziwo obyło się bez użycia czarów. Mógł więc być z siebie naprawdę dumny. Później odebrał również auto, które na co dzień stacjonowało przy ruderze Botta, ale w taki dzień jak ten stało zaparkowane w okolicach Dziurawego Kotła, cierpliwie czekając na właściciela oraz jego towarzyszkę. Tuż po pracy młody zajrzał do Zwierzyńca - kończył dzisiaj później niż zwykle (wuj tak go ganiał, bo Titus zapowiedział, że bierze kilka dni wolnego), więc gdy przekroczył próg sklepu, panny Moore już tam nie było. Poinformował więc jej pracodawczynię, że porywa Charlie na jakiś czas, ale odda całą i zdrową po weekendzie. Wreszcie pognał do mieszkania na Pokątnej, które do tej pory zwiedzał tylko przelotem - wpadł raz na zupę i raz na ciasto, na Duncana jeszcze nie wpadł, ale może to i lepiej. Załomotał we wrota, a kiedy skrzydło odskoczyło od framugi, zakrzyknął.
- Ta daaaam! - i wyciągnął prawo jazdy, żeby od razu się nim pochwalić - Ktoś tu może już prowadzić. - pokiwał łbem. Zaraz ucałował pannę Moore na powitanie, powoli wkraczając za próg mieszkania - Pamiętasz co ustalaliśmy? Pakuj się, Lotta, jedziemy na wycieczkę! - oznajmił radośnie wbijając w nią spojrzenie błękitnych ocząt. Nie wyobrażał sobie by mogła odmówić, więc nawet nie zdejmował płaszcza, opierając się o ścianę w korytarzu i wciskając dłonie w kieszenie. Może byłoby lepiej gdyby wyruszyli z rana, ale Ollivander jakoś nie chciał dłużej czekać! Tak był podekscytowany samą myślą, że już nie mógł się doczekać aż wciśnie pedał gazu i pogna przed siebie, aż auto uniesie się ponad chmury i w końcu aż dotrą do celu, którym była wyspa Lindisfarne, po drodze zwiedzając zapierające dech w piersiach Krainy Jezior i może jeszcze kilka innych miejsc. Zapowiadała się dłuższa podróż.
Miesiąc - tyle czasu minęło od walentynkowego popołudnia, kiedy to Katastrofa zawitała w progi Ollivanderów, a razem z nią jeszcze jedna osóbka. Charlotte wtargnęła do życia Titusa nagle i równie niespodziewanie zajęła szczególne miejsce zarówno w sercu jak i umyśle młodego panicza. Od tej pory widzieli się niemal codziennie - spacerowali po brukowanej ulicy Pokątnej, Lotta kilkukrotnie odwiedziła włości Ollivanderów, spotykali się również w innych miejscach - zwiedzili lodziarnię, wypili hektolitry gorącej czekolady w sklepie pani Pickle i patrzyli czy lada równo się kurzy w różdżkarni należącej do wuja Garricka. Łącząca ich więź zacieśniała się z dnia na dzień... To był cudowny miesiąc!
Dzień wstecz Titus odebrał dokument potwierdzający jego prawo do prowadzenia mugolskich pojazdów - egzamin zdał na początku miesiąca i to bez żadnych oszustw! Co prawda uznał, że w razie czego skonfunduje swojego egzaminatora i w ten sposób namówi go do zmiany decyzji, ale o dziwo obyło się bez użycia czarów. Mógł więc być z siebie naprawdę dumny. Później odebrał również auto, które na co dzień stacjonowało przy ruderze Botta, ale w taki dzień jak ten stało zaparkowane w okolicach Dziurawego Kotła, cierpliwie czekając na właściciela oraz jego towarzyszkę. Tuż po pracy młody zajrzał do Zwierzyńca - kończył dzisiaj później niż zwykle (wuj tak go ganiał, bo Titus zapowiedział, że bierze kilka dni wolnego), więc gdy przekroczył próg sklepu, panny Moore już tam nie było. Poinformował więc jej pracodawczynię, że porywa Charlie na jakiś czas, ale odda całą i zdrową po weekendzie. Wreszcie pognał do mieszkania na Pokątnej, które do tej pory zwiedzał tylko przelotem - wpadł raz na zupę i raz na ciasto, na Duncana jeszcze nie wpadł, ale może to i lepiej. Załomotał we wrota, a kiedy skrzydło odskoczyło od framugi, zakrzyknął.
- Ta daaaam! - i wyciągnął prawo jazdy, żeby od razu się nim pochwalić - Ktoś tu może już prowadzić. - pokiwał łbem. Zaraz ucałował pannę Moore na powitanie, powoli wkraczając za próg mieszkania - Pamiętasz co ustalaliśmy? Pakuj się, Lotta, jedziemy na wycieczkę! - oznajmił radośnie wbijając w nią spojrzenie błękitnych ocząt. Nie wyobrażał sobie by mogła odmówić, więc nawet nie zdejmował płaszcza, opierając się o ścianę w korytarzu i wciskając dłonie w kieszenie. Może byłoby lepiej gdyby wyruszyli z rana, ale Ollivander jakoś nie chciał dłużej czekać! Tak był podekscytowany samą myślą, że już nie mógł się doczekać aż wciśnie pedał gazu i pogna przed siebie, aż auto uniesie się ponad chmury i w końcu aż dotrą do celu, którym była wyspa Lindisfarne, po drodze zwiedzając zapierające dech w piersiach Krainy Jezior i może jeszcze kilka innych miejsc. Zapowiadała się dłuższa podróż.
Siedziała już chwilę w domu. Właściwie trochę zdziwiło ją, że Titus nie wpadł się pożegnać wracając do domu, ale uznała, że może akurat się spieszył. Spędzali ze sobą całą masę czasu i zwykle wiedziała, co się u niego dzieje, pewnie nawet go o to spyta innym razem jeśli nie zapomni. Siedziała akurat nad jakąś kanapką w jadalni niewielkiego, już nie tak zagraconego mieszkanka, kiedy usłyszała pukanie.
No... trochę ją to zdziwiło, bo i do tego mieszkania nigdy nikt nie pukał, ale otworzyła drzwi i na widok znajomej twarzy uśmiechnęła się szeroko.
- Gratulacje! - krzyknęła uradowana i zabrała mu z ręki dokument, bo na prawdę była z Titusa dumna i musiała zobaczyć jak to wszystko wygląda. I ucałowała go jeszcze w policzek. No i wyjaśniło się, czemu nie wpadł! Tak przynajmniej sądziła, to z resztą bez wielkiego znaczenia, uśmiechała się jak głupia do sera, odczytując dane na niewielkim świstku i w końcu mu je oddając. Do chwili, kiedy usłyszała kolejną nowinę.
- Poważnie?
Aż jej oczy zabłyszczały, bo wierzyła, że Titus ją gdzieś kiedyś zabierze, ale nie sądziła, że to "gdzieś kiedyś" może okazać się "teraz już". A bardzo chciała choć kawałek świata zobaczyć, bo zwykle gnieździła się w niewielkiej części Londynu i wyobrażała sobie tylko, jak jest "gdzieś tam".
Zaraz zarzuciła mu ręce na szyję i go wyściskała, bo na prawdę się cieszyła, ale zaraz go puściła, bo na prawdę musi się spakować. Choć to, że ma się spakować chyba oznacza, że ruszają na dłużej?
- Dokąd? I na ile? - spytała zaraz. Weszła wgłąb mieszkania, wpuszczając i jego, przeszła do Graciarni, jak to dumnie jej pokój się oficjalnie nazywał (zagracony wcale nie jej gratami!) i otworzyła szafkę ze swoim skromnym dobytkiem, żeby do torby władować cokolwiek miała na tych kilka dni, co mogło się przydać. Nie miała wielkich potrzeb. - Pani Pickle mnie zamorduje, jeśli znowu tak zniknę...
Dodała niepewnie.
- Napiszę chociaż sowę. - dodała. Nie mogłaby zrezygnować z wycieczki! Wierzyła, że pracodawczyni by to zrozumiała, przecież widziała, że ta jakoś tak życzliwiej traktowała jej "kolegę" nawet, jeśli czasami go przeganiała ze sklepu, kiedy miały więcej roboty na głowie.
Znowu się uśmiechnęła, bo jakoś nie mogła w to uwierzyć. Jedzie gdzieś daleko tak po prostu pooglądać świat i się zabawić, jedzie ze swoim chłopakiem na którym bardzo jej zależy i to wszystko chyba poważnie dzieje się całkowicie na prawdę.
No... trochę ją to zdziwiło, bo i do tego mieszkania nigdy nikt nie pukał, ale otworzyła drzwi i na widok znajomej twarzy uśmiechnęła się szeroko.
- Gratulacje! - krzyknęła uradowana i zabrała mu z ręki dokument, bo na prawdę była z Titusa dumna i musiała zobaczyć jak to wszystko wygląda. I ucałowała go jeszcze w policzek. No i wyjaśniło się, czemu nie wpadł! Tak przynajmniej sądziła, to z resztą bez wielkiego znaczenia, uśmiechała się jak głupia do sera, odczytując dane na niewielkim świstku i w końcu mu je oddając. Do chwili, kiedy usłyszała kolejną nowinę.
- Poważnie?
Aż jej oczy zabłyszczały, bo wierzyła, że Titus ją gdzieś kiedyś zabierze, ale nie sądziła, że to "gdzieś kiedyś" może okazać się "teraz już". A bardzo chciała choć kawałek świata zobaczyć, bo zwykle gnieździła się w niewielkiej części Londynu i wyobrażała sobie tylko, jak jest "gdzieś tam".
Zaraz zarzuciła mu ręce na szyję i go wyściskała, bo na prawdę się cieszyła, ale zaraz go puściła, bo na prawdę musi się spakować. Choć to, że ma się spakować chyba oznacza, że ruszają na dłużej?
- Dokąd? I na ile? - spytała zaraz. Weszła wgłąb mieszkania, wpuszczając i jego, przeszła do Graciarni, jak to dumnie jej pokój się oficjalnie nazywał (zagracony wcale nie jej gratami!) i otworzyła szafkę ze swoim skromnym dobytkiem, żeby do torby władować cokolwiek miała na tych kilka dni, co mogło się przydać. Nie miała wielkich potrzeb. - Pani Pickle mnie zamorduje, jeśli znowu tak zniknę...
Dodała niepewnie.
- Napiszę chociaż sowę. - dodała. Nie mogłaby zrezygnować z wycieczki! Wierzyła, że pracodawczyni by to zrozumiała, przecież widziała, że ta jakoś tak życzliwiej traktowała jej "kolegę" nawet, jeśli czasami go przeganiała ze sklepu, kiedy miały więcej roboty na głowie.
Znowu się uśmiechnęła, bo jakoś nie mogła w to uwierzyć. Jedzie gdzieś daleko tak po prostu pooglądać świat i się zabawić, jedzie ze swoim chłopakiem na którym bardzo jej zależy i to wszystko chyba poważnie dzieje się całkowicie na prawdę.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Patrzył jak ogląda dokument i szczerzył się w głupkowatym uśmiechu.
- Dzięki, ale stres, mówię ci. Nie polecam nikomu. - przeciągle westchnął, odbierając od niej świstek i wsuwając go w wewnętrzną kieszeń płaszcza.
- Poważnie jak nigdy! - zapewnił, raz jeszcze kiwając głową - po co czekać, jak można wyruszyć od razu? - Dokąd? Prosto na Świętą Wyspę! - machnął jedną ręką wskazując bliżej nieokreślony kierunek - Znaczy... Nie tak prosto, zahaczymy o Krainę Jezior i może o coś jeszcze, zobaczy się! A ile nam zejdzie tyle zejdzie - może wrócimy za dwa dni, może za trzy, a może za miesiąc. - roześmiał się. Raczej nie będą tam stacjonować do kwietnia... Obydwoje mieli w końcu pewne obowiązki, ale kto ich tam wie! Każdy potrzebował wakacji. Ruszył za nią do graciarni, gdzie oparł się o framugę, składając ręce za plecami. Obserwował jak Lotta krząta się po pokoju i pakuje najpotrzebniejsze rzeczy. Sam miał trochę bagaży w bagażniku - ubrania i coś do jedzenia, koc i poduszki; trochę w schowku - kompas i bardzo zniszczony egzemplarz podręcznika do astronomii. Może będą mieli okazję poszukać konstelacji na całunie nocnego nieba, przetkanego złotą nicią gwiazd? Może widoczne będą mgliste galaktyki?
- Spokojna głowa! Wszystko załatwione, zapowiedziałem pani Pickle, że wracasz... niedługo. - postukał się palcem w skroń, żeby jej pokazać jaki ma zmyślny umysł! - Ale możesz i tak napisać. - wzruszył ramionami. Nie był pewny, czy staruszka nie odebrała jego słów jako zwykłych żartów, bo skwitowała to wszystko perlistym śmiechem, ale przecież zarzekał się na gacie Merlina, że to wszystko prawda i przekona się jutro z rana jak sama będzie musiała otwierać sklep.
- Będzie szybciej jak ci z tym pomogę? - zapytał, przekrzywiając łeb na jedną stronę. Chciał ruszyć zanim zapanuje zmierzch... Chociaż z drugiej strony im szybciej niebo ściemnieje, tym prędzej będą mogli wzbić się w powietrze! Mimo tego chciał ją też przecież przewieść kabrioletem, chociaż sam już się przekonał, że wcale nie wyglądało to tak pięknie jak na wielkim ekranie.
- Dzięki, ale stres, mówię ci. Nie polecam nikomu. - przeciągle westchnął, odbierając od niej świstek i wsuwając go w wewnętrzną kieszeń płaszcza.
- Poważnie jak nigdy! - zapewnił, raz jeszcze kiwając głową - po co czekać, jak można wyruszyć od razu? - Dokąd? Prosto na Świętą Wyspę! - machnął jedną ręką wskazując bliżej nieokreślony kierunek - Znaczy... Nie tak prosto, zahaczymy o Krainę Jezior i może o coś jeszcze, zobaczy się! A ile nam zejdzie tyle zejdzie - może wrócimy za dwa dni, może za trzy, a może za miesiąc. - roześmiał się. Raczej nie będą tam stacjonować do kwietnia... Obydwoje mieli w końcu pewne obowiązki, ale kto ich tam wie! Każdy potrzebował wakacji. Ruszył za nią do graciarni, gdzie oparł się o framugę, składając ręce za plecami. Obserwował jak Lotta krząta się po pokoju i pakuje najpotrzebniejsze rzeczy. Sam miał trochę bagaży w bagażniku - ubrania i coś do jedzenia, koc i poduszki; trochę w schowku - kompas i bardzo zniszczony egzemplarz podręcznika do astronomii. Może będą mieli okazję poszukać konstelacji na całunie nocnego nieba, przetkanego złotą nicią gwiazd? Może widoczne będą mgliste galaktyki?
- Spokojna głowa! Wszystko załatwione, zapowiedziałem pani Pickle, że wracasz... niedługo. - postukał się palcem w skroń, żeby jej pokazać jaki ma zmyślny umysł! - Ale możesz i tak napisać. - wzruszył ramionami. Nie był pewny, czy staruszka nie odebrała jego słów jako zwykłych żartów, bo skwitowała to wszystko perlistym śmiechem, ale przecież zarzekał się na gacie Merlina, że to wszystko prawda i przekona się jutro z rana jak sama będzie musiała otwierać sklep.
- Będzie szybciej jak ci z tym pomogę? - zapytał, przekrzywiając łeb na jedną stronę. Chciał ruszyć zanim zapanuje zmierzch... Chociaż z drugiej strony im szybciej niebo ściemnieje, tym prędzej będą mogli wzbić się w powietrze! Mimo tego chciał ją też przecież przewieść kabrioletem, chociaż sam już się przekonał, że wcale nie wyglądało to tak pięknie jak na wielkim ekranie.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Grunt, że zdałeś.
Stwierdziła radośnie i słuchała, gdzie pojadą i ten brak konkretów bardzo jej się podobał. Bo wierzyła, że i tak zobaczą świetne rzeczy, w ten sposób nie będą się spieszyć, a dotrą wszędzie gdzie trzeba. O Krainie Jezior jedynie kiedyś cośtam słyszała, ale niewiele, bardzo mało. Ale chętnie się dowie, zobaczy jak już będzie na miejscu, albo Titus jej opowie jeszcze w drodze.
- Lepiej napiszę. Tak, na wszelki wypadek. - stwierdziła i wzięła kartkę papieru, żeby szybko nakreślić kilka zdań i posłać sowę. Nie sądziła, żeby to był problem. Owszem, powinna była uprzedzić, ale przecież sama wcześniej nie wiedziała! No i... no i ona nigdy nie brała wolnego, więc chyba jej się coś należy, prawda?
- Nie, właściwie to jestem gotowa. - wzruszyła ramionami. Już dawno przestało ją krępować to, że jej dobytek jest bardziej, niż niewielki. Miała potrzebne podstawy, wszystko było czyste i dbała o to, co miała. No i w takiej chwili było to sporym plusem, bo pakowanie zajmowało o wiele mniej czasu! Ot, wrzucić do torby bieliznę, jakieś ubrania, kosmetyki do mycia i była gotowa.
- Chyba, że będę czegoś jeszcze potrzebować? Nie jeździłam wcześniej na wycieczki, więc mów zanim wyjdziemy jeśli mam coś jeszcze brać. - rozejrzała się. Nie miała śpiworów, ani takich rzeczy. Będą chyba spali w aucie? Miała koc, dostała go tutaj, więc może on? Spojrzała wyczekująco na Titusa, który chyba bardziej wie co planują i, co może się przydać. Też chciała już iść, czy raczej jechać!
Jeśli trzeba było to wzięła coś jeszcze, jeśli nie - ruszyli na zewnątrz, tylko zamknęła drzwi i już zbiegała z nim po schodach, bo przecież chciała zobaczyć to jego cudo! I aż ją wcięło, jak zobaczyła, bo wyglądało świetnie!
Prawie już podskakiwała z radości, kiedy wrzuciła swoje rzeczy na tylne siedzenie i oglądała samochód z każdej strony.
- Jest genialny! I serio tak szybko jeździ?
Bo i nie wiedziała przecież jeszcze, że nie tylko jeździ! A i tak była widocznie pod wrażeniem.
Stwierdziła radośnie i słuchała, gdzie pojadą i ten brak konkretów bardzo jej się podobał. Bo wierzyła, że i tak zobaczą świetne rzeczy, w ten sposób nie będą się spieszyć, a dotrą wszędzie gdzie trzeba. O Krainie Jezior jedynie kiedyś cośtam słyszała, ale niewiele, bardzo mało. Ale chętnie się dowie, zobaczy jak już będzie na miejscu, albo Titus jej opowie jeszcze w drodze.
- Lepiej napiszę. Tak, na wszelki wypadek. - stwierdziła i wzięła kartkę papieru, żeby szybko nakreślić kilka zdań i posłać sowę. Nie sądziła, żeby to był problem. Owszem, powinna była uprzedzić, ale przecież sama wcześniej nie wiedziała! No i... no i ona nigdy nie brała wolnego, więc chyba jej się coś należy, prawda?
- Nie, właściwie to jestem gotowa. - wzruszyła ramionami. Już dawno przestało ją krępować to, że jej dobytek jest bardziej, niż niewielki. Miała potrzebne podstawy, wszystko było czyste i dbała o to, co miała. No i w takiej chwili było to sporym plusem, bo pakowanie zajmowało o wiele mniej czasu! Ot, wrzucić do torby bieliznę, jakieś ubrania, kosmetyki do mycia i była gotowa.
- Chyba, że będę czegoś jeszcze potrzebować? Nie jeździłam wcześniej na wycieczki, więc mów zanim wyjdziemy jeśli mam coś jeszcze brać. - rozejrzała się. Nie miała śpiworów, ani takich rzeczy. Będą chyba spali w aucie? Miała koc, dostała go tutaj, więc może on? Spojrzała wyczekująco na Titusa, który chyba bardziej wie co planują i, co może się przydać. Też chciała już iść, czy raczej jechać!
Jeśli trzeba było to wzięła coś jeszcze, jeśli nie - ruszyli na zewnątrz, tylko zamknęła drzwi i już zbiegała z nim po schodach, bo przecież chciała zobaczyć to jego cudo! I aż ją wcięło, jak zobaczyła, bo wyglądało świetnie!
Prawie już podskakiwała z radości, kiedy wrzuciła swoje rzeczy na tylne siedzenie i oglądała samochód z każdej strony.
- Jest genialny! I serio tak szybko jeździ?
Bo i nie wiedziała przecież jeszcze, że nie tylko jeździ! A i tak była widocznie pod wrażeniem.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
- Mam wszystko co potrzebne, chodźmy. - kiwnął głową, zabierając od niej bagaże - przecież jej nie pozwoli dźwigać jak ma wolne ręce.
W każdym razie już za kilka chwil i po krótkim spacerze po Pokątnej, byli przy aucie, a gdy bagaże znalazły się na tylnym siedzeniu, zaprosił ją do środka.
- Nawet szybciej! Gna jak błyskawica, serio. Zobaczysz jak wyjedziemy z Londynu. - pokiwał łbem, po czym wcisnął kluczyki w stacyjkę i wdepnął na sprzęgło. Silnik zaryczał, kiedy nacisnął na gaz, a auto ruszyło po ulicy, póki co nie wyciągając za wielkiej prędkości - ale może to i dobrze, przynajmniej nie musieli przekrzykiwać wiatru, który i tak targał włosy penetrując każdy zakątek samochodu.
Minęło trochę czasu zanim wreszcie wyjechali na przedmieścia Londynu, później dalej poza miasto, na ciche uliczki otoczone dziką, malowniczą przyrodą - słońce powoli znikało za horyzontem barwiąc niebo na szkarłaty i róże, zrobiło się chłodniej, więc w końcu Titus przystanął na poboczu, na moment zaciągając ręczny.
- Wiesz co? Założę dach. - pokiwał głową. Ciężki materiał już za chwilę odciął ich od świata zewnętrznego, a sam Ollivander zerknął w kierunku panny Moore - I trochę przyspieszymy. - rzucił z tajemniczym uśmiechem. Specjalnie jej nie powiedział o magicznych właściwościach swojego nowego nabytku, bo chciał zobaczyć jej minę jak koła wreszcie oderwą się od ziemi, a oni poszybują wysoko ponad chmury!... Obejrzał się przez ramię, w tylnej szybie sprawdzając czy nikt za nimi nie jedzie, zbadał także lusterka i wreszcie na nowo uruchomił auto, tym razem sięgając jedną dłonią do enigmatycznej wajchy wystającej z tablicy rozdzielczej. Zacisnął nań palce i gdy ponownie wdepnął w pedał gazu dociskając go aż do podłoża, pociągnął za nią sprawiając, że samochód wystrzelił w powietrze! Towarzyszyło temu dziwne uczucie, żołądek podchodził do gardła, później gwałtownie opadał, ciśnienie zatykało uszy.
- I lecimy! - zawołał radośnie, głośno się przy tym śmiejąc i co rusz kręcąc kierownicą - mugolska jazda nie była problemem, latanie z kolei okazało się trochę trudniejsze, ale chyba i tak szło mu całkiem nieźle, nawet jeśli maszyną trochę trzęsło i czasem niebezpiecznie przechylało ją w jedną lub drugą stronę.
W każdym razie już za kilka chwil i po krótkim spacerze po Pokątnej, byli przy aucie, a gdy bagaże znalazły się na tylnym siedzeniu, zaprosił ją do środka.
- Nawet szybciej! Gna jak błyskawica, serio. Zobaczysz jak wyjedziemy z Londynu. - pokiwał łbem, po czym wcisnął kluczyki w stacyjkę i wdepnął na sprzęgło. Silnik zaryczał, kiedy nacisnął na gaz, a auto ruszyło po ulicy, póki co nie wyciągając za wielkiej prędkości - ale może to i dobrze, przynajmniej nie musieli przekrzykiwać wiatru, który i tak targał włosy penetrując każdy zakątek samochodu.
Minęło trochę czasu zanim wreszcie wyjechali na przedmieścia Londynu, później dalej poza miasto, na ciche uliczki otoczone dziką, malowniczą przyrodą - słońce powoli znikało za horyzontem barwiąc niebo na szkarłaty i róże, zrobiło się chłodniej, więc w końcu Titus przystanął na poboczu, na moment zaciągając ręczny.
- Wiesz co? Założę dach. - pokiwał głową. Ciężki materiał już za chwilę odciął ich od świata zewnętrznego, a sam Ollivander zerknął w kierunku panny Moore - I trochę przyspieszymy. - rzucił z tajemniczym uśmiechem. Specjalnie jej nie powiedział o magicznych właściwościach swojego nowego nabytku, bo chciał zobaczyć jej minę jak koła wreszcie oderwą się od ziemi, a oni poszybują wysoko ponad chmury!... Obejrzał się przez ramię, w tylnej szybie sprawdzając czy nikt za nimi nie jedzie, zbadał także lusterka i wreszcie na nowo uruchomił auto, tym razem sięgając jedną dłonią do enigmatycznej wajchy wystającej z tablicy rozdzielczej. Zacisnął nań palce i gdy ponownie wdepnął w pedał gazu dociskając go aż do podłoża, pociągnął za nią sprawiając, że samochód wystrzelił w powietrze! Towarzyszyło temu dziwne uczucie, żołądek podchodził do gardła, później gwałtownie opadał, ciśnienie zatykało uszy.
- I lecimy! - zawołał radośnie, głośno się przy tym śmiejąc i co rusz kręcąc kierownicą - mugolska jazda nie była problemem, latanie z kolei okazało się trochę trudniejsze, ale chyba i tak szło mu całkiem nieźle, nawet jeśli maszyną trochę trzęsło i czasem niebezpiecznie przechylało ją w jedną lub drugą stronę.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Ostatnio zmieniony przez Titus F. Ollivander dnia 21.10.16 22:33, w całości zmieniany 1 raz
Była pod wrażeniem już, jak jechali. No, nie była to prędkość jaka jej się marzyła, ale sama maszyna była świetna. Siedziała i rozglądała się, wierciła i chciała zobaczyć każdy kawałek. Zerkała, jak nogi Titusa się poruszają, przyciskając pedały i jak jego ręce błądzą po kierownicy i nie mogła przestać się uśmiechać. Zupełnie jakby przez ostatni miesiąc nadrabiała zaległe uśmiechy z całego swojego życia.
Potem jeszcze auto zaczęło się zasłaniać i aż jej oczy się szerzej otwarły.
- Zupełnie jakby mugole mieli swoją własną magię. - zaśmiała się wesoło, opierając dłoń na dachu. Ale kiedy auto ruszyło w górę, pokręciła głową z niedowierzaniem i prawie przykleiła się do okna, żeby patrzeć w dół. Do chwili kiedy auto się nie przechyliło i do drzwi przykleiła ją na moment grawitacja. Nie wystraszyła się jednak, a zaczęła śmiać, tym bardziej kiedy auto na powrót się rozprostowało. Ufała, że skoro Titus zabiera ją na wycieczkę to potrafi tym prowadzić.
- Nie wmówisz mi, że to ich normalna funkcja! Co ty zrobiłeś. - pokręciła głową, ale nie wyglądała na złą. Może i to nielegalne, ale nie złe-nielegalne. W końcu Titus nic złego nie zrobił. Nawet w tej całej otoczce robienia czegoś, czego robić nie wolno było coś przyjemnego.
- Jesteś niesamowity. Choć pewnie twoi rodzice powiedzieliby teraz kompletnie coś innego. - stwierdziła wesoło i przesunęła lekko dłonią po jego dłoni. - Pouczysz mnie prowadzić? Tylko po ziemi, będziesz zaraz obok i to zatrzymasz w razie czego. - jasne, że chciała spróbować! A mają kilka dni na ten wypad, więc zdążą się napatrzeć na widoki, a ona może chociaż trochę zobaczy, jak ta szalona maszyna działa.
I teraz głównie rozglądaniem się zajęła, bo musiała trochę przywyknąć, trochę przejść z tym do porządku dziennego. Choć pewnie zajmie jej to trochę czasu i trochę jeszcze będzie się ekscytować.
- W ogóle byłeś na tym całym referendum? - spytała po chwili. - Wiem, słaby temat, ale pani Pickle gada o tym non stop i aż człowiek tego potem z głowy wyrzucić nie może. Nasłuchałeś się z resztą. - bo i faktycznie od czterech dni właścicielka sklepu głównie na ten temat narzekała (pod nieobecność klientów), nikogo przy tym nie dopuszczając do głosu. Choć to akurat Lotcie nie przeszkadzało.
Potem jeszcze auto zaczęło się zasłaniać i aż jej oczy się szerzej otwarły.
- Zupełnie jakby mugole mieli swoją własną magię. - zaśmiała się wesoło, opierając dłoń na dachu. Ale kiedy auto ruszyło w górę, pokręciła głową z niedowierzaniem i prawie przykleiła się do okna, żeby patrzeć w dół. Do chwili kiedy auto się nie przechyliło i do drzwi przykleiła ją na moment grawitacja. Nie wystraszyła się jednak, a zaczęła śmiać, tym bardziej kiedy auto na powrót się rozprostowało. Ufała, że skoro Titus zabiera ją na wycieczkę to potrafi tym prowadzić.
- Nie wmówisz mi, że to ich normalna funkcja! Co ty zrobiłeś. - pokręciła głową, ale nie wyglądała na złą. Może i to nielegalne, ale nie złe-nielegalne. W końcu Titus nic złego nie zrobił. Nawet w tej całej otoczce robienia czegoś, czego robić nie wolno było coś przyjemnego.
- Jesteś niesamowity. Choć pewnie twoi rodzice powiedzieliby teraz kompletnie coś innego. - stwierdziła wesoło i przesunęła lekko dłonią po jego dłoni. - Pouczysz mnie prowadzić? Tylko po ziemi, będziesz zaraz obok i to zatrzymasz w razie czego. - jasne, że chciała spróbować! A mają kilka dni na ten wypad, więc zdążą się napatrzeć na widoki, a ona może chociaż trochę zobaczy, jak ta szalona maszyna działa.
I teraz głównie rozglądaniem się zajęła, bo musiała trochę przywyknąć, trochę przejść z tym do porządku dziennego. Choć pewnie zajmie jej to trochę czasu i trochę jeszcze będzie się ekscytować.
- W ogóle byłeś na tym całym referendum? - spytała po chwili. - Wiem, słaby temat, ale pani Pickle gada o tym non stop i aż człowiek tego potem z głowy wyrzucić nie może. Nasłuchałeś się z resztą. - bo i faktycznie od czterech dni właścicielka sklepu głównie na ten temat narzekała (pod nieobecność klientów), nikogo przy tym nie dopuszczając do głosu. Choć to akurat Lotcie nie przeszkadzało.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Zerkał w kierunku Lotty - jak przykleja się do okna najpierw sama, a później do tego zmuszona - on sam musiał przytrzymywać się uchwytu w drzwiach - jedną rękę więc zaciskał na kierownicy, drugą gdzieś w okolicach klamki.
- Super, co nie? Przyjaciel mi to ogarnął. - pokiwał głową, wspierając na okręgu drugą dłoń, kiedy auto wreszcie trochę się naprostowało. Wznieśli się jeszcze wyżej, ponad skłębione obłoki, które na kilka chwil zasłoniły rozciągające się poniżej widoki.
- Mama by powiedziała - oszalałeś! coś sobie zrobisz! umrzesz gdzieś w powietrzu, a później wpadniesz do oceanu i nigdy nie znajdziemy twojego ciała! A później by się pewnie popłakała. A ojciec to by nic nie powiedział tylko od razu by mnie wydziedziczył. - roześmiał się, chociaż w gruncie rzeczy była to najprawdziwsza prawda. Dobrze, że miał gdzie trzymać autko... - No nie wiem Lotta, boję się, że nas zabijesz. - rzucił, niby to poważnie, zerkając na nią kątem oka, po czym wyciągnął usta w uśmiechu - No pewnie, że pouczę! Wbrew pozorom to nie takie trudne, trzeba tylko zrozumieć kilka rzeczy, ale wytłumaczę ci wszystko jak już siądziesz za kierownicą. - teraz nie było sensu rozprawiać o sprzęgle i skrzyni biegów, o rodzajach świateł, wycieraczkach, klaksonie i innych pierdołach bo i tak nic by z tego nie zapamiętała.
- Na referendum? - zdziwił się unosząc jedną brew. Przed oczami stanęła mu sylwetka pani doktor Sykes, ale szybko wyrzucił ją z umysłu - Taaa, nasłuchałem... - kiwnął głową - Byłem. Ty nie byłaś? - w jego mniemaniu była w końcu pełnoletnią czarownicą, winna więc brać udział w tego typu wydarzeniach, chociaż ostatecznie on też długo zastanawiał się czy warto oddać swój głos - Dramat. Ludziom się we łbach poprzewracało. Policja antymugolska? Wystąpienie z Międzynarodowej Konfederacji? I te artykuły w Proroku... Tak się wkurzyłem, że wrzuciłem gazetę do kominka i ojciec na mnie wrzeszczał bo nie zdążył przeczytać. - roześmiał się. Musiał sobie zamówić jeszcze jeden egzemplarz, biedny staruszek - Później odmówiłem prenumeraty, ale jak się inni Ollivanderowie dowiedzieli, że to ja to przez trzy godziny miałem całkowity spokój, tylko musiałem znowu gnać na pocztę i słać sowy do redakcji, żeby jednak nam przysyłali tego swojego szmatławca. - ponownie parsknął śmiechem. On sam nie czytał już Proroka bo doszedł do wniosku, że sieją propagandę. Teraz przeglądał tylko Horyzonty Zaklęć, bo przynajmniej nosiły ciekawe treści i Czarownicę, bo miło czasem było się odstresować przy plotkach i ploteczkach.
- Super, co nie? Przyjaciel mi to ogarnął. - pokiwał głową, wspierając na okręgu drugą dłoń, kiedy auto wreszcie trochę się naprostowało. Wznieśli się jeszcze wyżej, ponad skłębione obłoki, które na kilka chwil zasłoniły rozciągające się poniżej widoki.
- Mama by powiedziała - oszalałeś! coś sobie zrobisz! umrzesz gdzieś w powietrzu, a później wpadniesz do oceanu i nigdy nie znajdziemy twojego ciała! A później by się pewnie popłakała. A ojciec to by nic nie powiedział tylko od razu by mnie wydziedziczył. - roześmiał się, chociaż w gruncie rzeczy była to najprawdziwsza prawda. Dobrze, że miał gdzie trzymać autko... - No nie wiem Lotta, boję się, że nas zabijesz. - rzucił, niby to poważnie, zerkając na nią kątem oka, po czym wyciągnął usta w uśmiechu - No pewnie, że pouczę! Wbrew pozorom to nie takie trudne, trzeba tylko zrozumieć kilka rzeczy, ale wytłumaczę ci wszystko jak już siądziesz za kierownicą. - teraz nie było sensu rozprawiać o sprzęgle i skrzyni biegów, o rodzajach świateł, wycieraczkach, klaksonie i innych pierdołach bo i tak nic by z tego nie zapamiętała.
- Na referendum? - zdziwił się unosząc jedną brew. Przed oczami stanęła mu sylwetka pani doktor Sykes, ale szybko wyrzucił ją z umysłu - Taaa, nasłuchałem... - kiwnął głową - Byłem. Ty nie byłaś? - w jego mniemaniu była w końcu pełnoletnią czarownicą, winna więc brać udział w tego typu wydarzeniach, chociaż ostatecznie on też długo zastanawiał się czy warto oddać swój głos - Dramat. Ludziom się we łbach poprzewracało. Policja antymugolska? Wystąpienie z Międzynarodowej Konfederacji? I te artykuły w Proroku... Tak się wkurzyłem, że wrzuciłem gazetę do kominka i ojciec na mnie wrzeszczał bo nie zdążył przeczytać. - roześmiał się. Musiał sobie zamówić jeszcze jeden egzemplarz, biedny staruszek - Później odmówiłem prenumeraty, ale jak się inni Ollivanderowie dowiedzieli, że to ja to przez trzy godziny miałem całkowity spokój, tylko musiałem znowu gnać na pocztę i słać sowy do redakcji, żeby jednak nam przysyłali tego swojego szmatławca. - ponownie parsknął śmiechem. On sam nie czytał już Proroka bo doszedł do wniosku, że sieją propagandę. Teraz przeglądał tylko Horyzonty Zaklęć, bo przynajmniej nosiły ciekawe treści i Czarownicę, bo miło czasem było się odstresować przy plotkach i ploteczkach.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Zaśmiała się. Na prawdę uwielbiała rodzinę Titusa. Uwielbiała, jak o niej mówił w charakterystyczny dla siebie entujastyczno-żywy sposób. Jak o wszystkim opowiadał. Miała wrażenie czasami, że mógłby mówić o parzeniu herbaty i potrafiłby zrobić z tego powieść akcji z niesamowitym humorem. Spojrzała na niego tak ciepło, jak na nikogo jeszcze nie patrzyła. I chyba się w nim zakochiwała. Możnaby powiedzieć, że to zdecydowanie za szybko, ale osoby takie jak Lotta przywiązują się do ludzi znacznie szybciej, to dość naturalne.
- Oczywiście, że nas zabiję. I to będzie bardzo romantyczna śmierć. Umrzesz spełniając moje marzenie o nauce prowadzenia samochodu. - puściła mu oczko i chciała się oprzeć o niego, ale samochód znowu się lekko przechylił i zniweczył jej plan. Spojrzała więc w dół, by popodziwiać widoki i to na nich skupiła się dłuższą chwilę, także kiedy temat rozmowy stał się mniej wesoły.
- Pytam tak... dla pewności. Podobno będą wyciągać konsekwencje z nie-przyjścia. Lepiej nie dowiadywać się, jakie. - wyjaśniła i wzruszyła ramionami. Bo znając poglądy Titusa trochę się martwiła. Wiedziała, że nie jest głupi, ale uważała, że jest odważny i pewny swoich poglądów, a takie osoby lubią się zachowywać... głupio. Kiedy nie trzeba. W każdym razie trzeba na nie bardziej uważać, to pewne.
- Mi wpadł w ręce Mag. Wiesz, że jestem bardzo podejrzanym bytem? Już pomijam moją plugawą krew, musisz podwójnie uważać. Jestem RUDA. - ostatnie słowo wymówiła lekko obniżonym głosem, jakby chciała go nastraszyć co najmniej księciem wampirów. Puściła mu zaraz oczko. Może to wszystko jest poważne, ale przecież nic z tym nie zrobią. A nikt, kto myśli normalnie chyba nie bierze takich rzeczy poważnie? - Do tego szemrane towarzystwo. To akurat z twojej strony znaczy, ja i tak jestem spalona. Ale ty? - zacmokała, a po chwili się przysunęła i ucałowała lekko jego policzek. Miała nadzieję, że nie narobi sobie problemów przez swoje poglądy. Choć bardzo się z nich cieszyła.
- Mieszkanie na Pokątnej jest generalnie radośnie odcięte od gazet. Czytam tylko jak coś mi akurat wpadnie. Powiedziałabym "mniej stresu", gdyby nie pani Pickle, która lubi recytować artykuły, którymi się oburza.
Stwierdziła jeszcze. Jeszcze nie przywykła do tego, że mieszkanie na Pokątnej to dom. A jednak dostrzegała w nim coraz więcej zalet.
- Skąd pomysł z latającym autem właściwie? Znaczy noo... jak ci to w ogóle do głowy wpadło, co? - zainteresowała się jeszcze.
- Oczywiście, że nas zabiję. I to będzie bardzo romantyczna śmierć. Umrzesz spełniając moje marzenie o nauce prowadzenia samochodu. - puściła mu oczko i chciała się oprzeć o niego, ale samochód znowu się lekko przechylił i zniweczył jej plan. Spojrzała więc w dół, by popodziwiać widoki i to na nich skupiła się dłuższą chwilę, także kiedy temat rozmowy stał się mniej wesoły.
- Pytam tak... dla pewności. Podobno będą wyciągać konsekwencje z nie-przyjścia. Lepiej nie dowiadywać się, jakie. - wyjaśniła i wzruszyła ramionami. Bo znając poglądy Titusa trochę się martwiła. Wiedziała, że nie jest głupi, ale uważała, że jest odważny i pewny swoich poglądów, a takie osoby lubią się zachowywać... głupio. Kiedy nie trzeba. W każdym razie trzeba na nie bardziej uważać, to pewne.
- Mi wpadł w ręce Mag. Wiesz, że jestem bardzo podejrzanym bytem? Już pomijam moją plugawą krew, musisz podwójnie uważać. Jestem RUDA. - ostatnie słowo wymówiła lekko obniżonym głosem, jakby chciała go nastraszyć co najmniej księciem wampirów. Puściła mu zaraz oczko. Może to wszystko jest poważne, ale przecież nic z tym nie zrobią. A nikt, kto myśli normalnie chyba nie bierze takich rzeczy poważnie? - Do tego szemrane towarzystwo. To akurat z twojej strony znaczy, ja i tak jestem spalona. Ale ty? - zacmokała, a po chwili się przysunęła i ucałowała lekko jego policzek. Miała nadzieję, że nie narobi sobie problemów przez swoje poglądy. Choć bardzo się z nich cieszyła.
- Mieszkanie na Pokątnej jest generalnie radośnie odcięte od gazet. Czytam tylko jak coś mi akurat wpadnie. Powiedziałabym "mniej stresu", gdyby nie pani Pickle, która lubi recytować artykuły, którymi się oburza.
Stwierdziła jeszcze. Jeszcze nie przywykła do tego, że mieszkanie na Pokątnej to dom. A jednak dostrzegała w nim coraz więcej zalet.
- Skąd pomysł z latającym autem właściwie? Znaczy noo... jak ci to w ogóle do głowy wpadło, co? - zainteresowała się jeszcze.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Głośno zagwizdał.
- Brzmi jak śmierć idealna. - stwierdził kiwnąwszy głową. Serio, przemawiało to do niego, jak już umierać to z hukiem, a jakby nagle zatrzymali się na jakiś drzewie to huk byłby niesamowity.
- Daj spokój, miałem nie iść, bo tak szczerze to nie wierzę, że to ma jakiś sens. Jak dla mnie i tak zrobią co chcą, a to całe referendum to tylko taka przykrywka, no wiesz, że niby lud tak chciał. - westchnął. Szczerze? Obawiał się najgorszego. Albo nawet gorzej niż najgorszego! Czasy i tak były niespokojne, a to co miało nadejść mroziło krew w żyłach. Dreszcz przebiegł mu po plecach, więc czym prędzej odgonił od siebie czarne myśli - obiecał sam sobie, że dopóki kości nie zostaną rzucone, nie będzie nad tym wszystkim dumał. A już na pewno nie teraz, kiedy czekał ich cudowny urlop z dala od Londynu.
- Mag? Czekaj... że jak? - roześmiał się. Jego rodzina raczej nie zaczytywała się w tego typu gazetach, albo przynajmniej żadne Walczące Magi nie walały się po posiadłości w widocznych, ogólnodostępnych miejscach. Gdyby jednak owa gazeta wpadła mu w ręce, to pewnie by się nią podtarł.
- Że niby się obracam w szemranym towarzystwie? - parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem. W sumie pewnie wielu uznałoby, że tak - weźmy tych wszystkich mugolaków, półkrwiaków i innych, w których żyłach nie płynęła błękitna krew... Jakby tak na to spojrzeć z punktu widzenia osoby trzeciej, to Titus stuprocentowo wpisywał się w kanon zdrajców krwi, ostatecznie niewielu szlachciców mogło określać się mianem jego przyjaciół... W dodatku połowa pewnie była ruda.
- Jak ja bym chciał żeby u mnie nikt nie czytał gazet! - westchnął. Niestety - codzienne wydania Proroka (i tego dziennego i wieczornego) pokrywały stoły w salonie, matka z zapartym tchem śledziła felietony Czarownicy, każdy z chęcią oglądał pisma naukowe, w dodatku tygodniki kulturalne, miesięczniki o sztuce i magazyny motoryzacyjne, które Titus chował pod materacem swojego łóżka.
- Wiesz, nienawidzę tych wszystkich magicznych środków transportu... To znaczy Błędny Rycerz jest całkiem spoko, ale od kominów mnie mdli, teleportacja grozi rozszczepieniem, a na miotle raczej nie polecę za ocean, więęc... Musiałem wymyślić coś innego i tak jakoś mi wpadło na myśl, że kupię sobie auto, a później mi się przypomniało, że ojciec kiedyś narzekał na ludzi, którzy czarują swoje samochody żeby latały i uznałem, że to najlepsza opcja. - kiwnął głową. Obniżył nieco lot, by zerknąć przez okno na ziemie rozpościerające się poniżej - Hm, w schowku jest mapa i kompas, sprawdzisz czy lecimy w dobrym kierunku? - zapytał. Wiedział, że do celu jeszcze kilka godzin spokojnego lotu, ale warto było sprawdzić trasę zanim zabłądzą pomiędzy chmurami, szczególnie, że widoczność coraz gorsza, bo słońce zdążyło już ustąpić miejsca księżycowi.
- Brzmi jak śmierć idealna. - stwierdził kiwnąwszy głową. Serio, przemawiało to do niego, jak już umierać to z hukiem, a jakby nagle zatrzymali się na jakiś drzewie to huk byłby niesamowity.
- Daj spokój, miałem nie iść, bo tak szczerze to nie wierzę, że to ma jakiś sens. Jak dla mnie i tak zrobią co chcą, a to całe referendum to tylko taka przykrywka, no wiesz, że niby lud tak chciał. - westchnął. Szczerze? Obawiał się najgorszego. Albo nawet gorzej niż najgorszego! Czasy i tak były niespokojne, a to co miało nadejść mroziło krew w żyłach. Dreszcz przebiegł mu po plecach, więc czym prędzej odgonił od siebie czarne myśli - obiecał sam sobie, że dopóki kości nie zostaną rzucone, nie będzie nad tym wszystkim dumał. A już na pewno nie teraz, kiedy czekał ich cudowny urlop z dala od Londynu.
- Mag? Czekaj... że jak? - roześmiał się. Jego rodzina raczej nie zaczytywała się w tego typu gazetach, albo przynajmniej żadne Walczące Magi nie walały się po posiadłości w widocznych, ogólnodostępnych miejscach. Gdyby jednak owa gazeta wpadła mu w ręce, to pewnie by się nią podtarł.
- Że niby się obracam w szemranym towarzystwie? - parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem. W sumie pewnie wielu uznałoby, że tak - weźmy tych wszystkich mugolaków, półkrwiaków i innych, w których żyłach nie płynęła błękitna krew... Jakby tak na to spojrzeć z punktu widzenia osoby trzeciej, to Titus stuprocentowo wpisywał się w kanon zdrajców krwi, ostatecznie niewielu szlachciców mogło określać się mianem jego przyjaciół... W dodatku połowa pewnie była ruda.
- Jak ja bym chciał żeby u mnie nikt nie czytał gazet! - westchnął. Niestety - codzienne wydania Proroka (i tego dziennego i wieczornego) pokrywały stoły w salonie, matka z zapartym tchem śledziła felietony Czarownicy, każdy z chęcią oglądał pisma naukowe, w dodatku tygodniki kulturalne, miesięczniki o sztuce i magazyny motoryzacyjne, które Titus chował pod materacem swojego łóżka.
- Wiesz, nienawidzę tych wszystkich magicznych środków transportu... To znaczy Błędny Rycerz jest całkiem spoko, ale od kominów mnie mdli, teleportacja grozi rozszczepieniem, a na miotle raczej nie polecę za ocean, więęc... Musiałem wymyślić coś innego i tak jakoś mi wpadło na myśl, że kupię sobie auto, a później mi się przypomniało, że ojciec kiedyś narzekał na ludzi, którzy czarują swoje samochody żeby latały i uznałem, że to najlepsza opcja. - kiwnął głową. Obniżył nieco lot, by zerknąć przez okno na ziemie rozpościerające się poniżej - Hm, w schowku jest mapa i kompas, sprawdzisz czy lecimy w dobrym kierunku? - zapytał. Wiedział, że do celu jeszcze kilka godzin spokojnego lotu, ale warto było sprawdzić trasę zanim zabłądzą pomiędzy chmurami, szczególnie, że widoczność coraz gorsza, bo słońce zdążyło już ustąpić miejsca księżycowi.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Ludzie zawsze będą ciekawi. Nic na to nie poradzisz i twoja rodzina nie jest tu wyjątkiem. Jakkolwiek wyjątkowa by nie była. - puściła mu oczko. Bo na prawdę uważała tę rodzinę za niesamowitą. Znała dwóch Ollivanderów, Titusa i Katyę, choć tę drugą tylko trochę. Ale same opowieści o nich by wystarczyły. Bardzo lubiła słuchać o przemiłej mamie Titusa i jego rygorystycznym ojcu. I oglądać zdjęcia w salonie, zawsze im się przyglądała, kiedy tylko miała okazję.
- No, na pewno z jednym półkrwi rudzielcem się obijasz. Choć w sumie to nie jestem pewna tej krwi. - przyznała, marszcząc lekko nos. Nie zastanawiała się nad tym jednak zbyt długo, skoro do tej pory niewiele mówiła o swoim domu, przyjemna wycieczka chyba nie była chwilą na niezbyt przyjemne szczegóły? Szczególnie, że te coraz bardziej traciły na znaczeniu jako zostawiana za sobą przeszłość. Lotta uśmiechnęła się szerzej. - Z resztą jak mówisz o swoich znajomych to nie brzmi raczej jakby byli szlachcicami z bali. W ogóle musisz mnie z nimi poznać któregoś razu. - dodała, bo i faktycznie była bardzo ciekawa ludzi z którymi czasem tłucze się po ulicach Titus i o których ona czasem potem słyszy jakieś anegdotki. Wydawali jej się wszyscy świetnymi ludźmi. Jakoś jej to z resztą nie dziwiło. Ollivander chyba wszędzie potrafił wprowadzić żywą, wesołą atmosferę do zabawy.
- Chmury wyglądają na strasznie miękkie od góry. Aż chciałoby się na nie skoczyć. - stwierdziła, patrząc znów przez okno zanim chłopak poprosił o wskazanie wody. Na sekundę dosłownie zesztywniała i zrobiło jej się na przemian gorąco i zimno ze stresu. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że powiedział o kompasie i wszystko z niej opadło. Miała więc nadzieję, że Titus tego nie zauważył, albo zrzucił na emocje związane z lotem i po prostu wyjęła mapę.
- Okeej... - rozłożyła mapę przed sobą tak, żeby on też mógł zerknąć, nie wyginając się przy tym zbytnio. - Lecimy na wschód w tej chwili. - mruknęła i zaczęła błądzić palcem po mapie w poszukiwaniu punktu z którego wyruszyli, aż nie trafiła na Londyn. Przesunęła palcem we właściwym kierunku. - Ale nie mam pojęcia, ile mogliśmy odlecieć. - dodała. Ale może Titus jakoś się orientuje? Zaraz zaczęła też szukać Krainy o której mówił. Nie znała się na mapach za bardzo, ale nawet podobało jej się to zadanie. Było czymś całkowicie nowym. Kiedy znalazła właściwy punkt, uśmiechnęła się triumfalnie. - Dobra. Wygląda na to, że trochę bardziej na północ chyba musimy wykręcać i powinno być dobrze? - zerknęła na niego, bo liczyła, że chociaż zerknie i skinie głową, bo może on to już kiedyś robił. Z drugiej strony cel nie miał aż tak wielkiego znaczenia, wzruszyła więc ramionami. Jakkolwiek będzie, będzie dobrze!
- No, na pewno z jednym półkrwi rudzielcem się obijasz. Choć w sumie to nie jestem pewna tej krwi. - przyznała, marszcząc lekko nos. Nie zastanawiała się nad tym jednak zbyt długo, skoro do tej pory niewiele mówiła o swoim domu, przyjemna wycieczka chyba nie była chwilą na niezbyt przyjemne szczegóły? Szczególnie, że te coraz bardziej traciły na znaczeniu jako zostawiana za sobą przeszłość. Lotta uśmiechnęła się szerzej. - Z resztą jak mówisz o swoich znajomych to nie brzmi raczej jakby byli szlachcicami z bali. W ogóle musisz mnie z nimi poznać któregoś razu. - dodała, bo i faktycznie była bardzo ciekawa ludzi z którymi czasem tłucze się po ulicach Titus i o których ona czasem potem słyszy jakieś anegdotki. Wydawali jej się wszyscy świetnymi ludźmi. Jakoś jej to z resztą nie dziwiło. Ollivander chyba wszędzie potrafił wprowadzić żywą, wesołą atmosferę do zabawy.
- Chmury wyglądają na strasznie miękkie od góry. Aż chciałoby się na nie skoczyć. - stwierdziła, patrząc znów przez okno zanim chłopak poprosił o wskazanie wody. Na sekundę dosłownie zesztywniała i zrobiło jej się na przemian gorąco i zimno ze stresu. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że powiedział o kompasie i wszystko z niej opadło. Miała więc nadzieję, że Titus tego nie zauważył, albo zrzucił na emocje związane z lotem i po prostu wyjęła mapę.
- Okeej... - rozłożyła mapę przed sobą tak, żeby on też mógł zerknąć, nie wyginając się przy tym zbytnio. - Lecimy na wschód w tej chwili. - mruknęła i zaczęła błądzić palcem po mapie w poszukiwaniu punktu z którego wyruszyli, aż nie trafiła na Londyn. Przesunęła palcem we właściwym kierunku. - Ale nie mam pojęcia, ile mogliśmy odlecieć. - dodała. Ale może Titus jakoś się orientuje? Zaraz zaczęła też szukać Krainy o której mówił. Nie znała się na mapach za bardzo, ale nawet podobało jej się to zadanie. Było czymś całkowicie nowym. Kiedy znalazła właściwy punkt, uśmiechnęła się triumfalnie. - Dobra. Wygląda na to, że trochę bardziej na północ chyba musimy wykręcać i powinno być dobrze? - zerknęła na niego, bo liczyła, że chociaż zerknie i skinie głową, bo może on to już kiedyś robił. Z drugiej strony cel nie miał aż tak wielkiego znaczenia, wzruszyła więc ramionami. Jakkolwiek będzie, będzie dobrze!
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
- Szkoda, że ta ciekawość idzie w nieodpowiednim kierunku. - westchnął. Przez chwilę był trochę zmartwiony, ale szybko mu przeszło, bo okoliczności nie sprzyjały smutkom, wręcz przeciwnie! W towarzystwie Charlotty nie potrafił się martwić.
- W jakim sensie nie jesteś pewna? - zapytał, na krótką chwilę odwracając głowę w jej kierunku. Nigdy nie mówiła za wiele o swojej rodzinie, on nie pytał, chociaż aż go trzewia paliły by zaspokoić swoją ciekawość - niemniej nie naciskał, jeśli kiedyś będzie chciała zdradzić coś więcej to zapewne wysłucha jej z zapartym tchem, póki co musiało mu wystarczyć to co powiedziała kiedyś tam, pewnie całkiem przypadkowo - Teoretycznie powinienem się obracać w towarzystwie szlachciców, ale oni w większości mają kija w dupie, a mnie to jakoś nie bawi. - wzruszył jednym ramieniem. Pewnie na palcach jednej ręki mógłby zliczyć wszystkich arystokratów, których faktycznie lubił - Lyra, Marcel, Ophelia... Może jeszcze kilka innych czarownic, może kilku innych czarodziejów - Poznam cię z nimi, a jak! Pokochasz ich od pierwszego wejrzenia! I Polly, która jest najsłodszą blondyneczką pod słońcem i Bertiego, dzięki któremu sobie teraz tak latamy i Louisa, z którym improwizujemy przy muzyce i Clementine, która tak jak ty kocha zwierzęta i wielu, wielu innych. - wyszczerzył się. Miał najfajniejszą ekipę po tej stronie globu, żadnego z nich nie wymieniłby na nikogo innego.
- Tylko nie skacz! - roześmiał się, ponownie odwracając w jej kierunku. Nie umknęło jego uwadze, że na sekundę się spięła, więc uniósł jedną brew, ale zanim zdążył o cokolwiek zapytać rozłożyła im przed nosami mapę, więc zerknął na papier, sunąc spojrzeniem po wyrysowanych górach i dolinach.
- Mhm, w takim razie zwrot! - zakręcił kierownicą, a auto na nowo przechyliło się w jedną stronę, dopiero po chwili wyrównując lot.
Podróż trwała kolejnych kilka godzin (dwie, może trzy?), aż w końcu gdzieś pod chmurami zamajaczyły błękitne ślepia jezior, strome zbocza szczytów i rozległe wrzosowiska, które pod osłoną nocy przypominały filetowo-granatowe dywany. Zniżył lot.
- Lotta! Chyba jesteśmy! - zawołał. Samochód wciąż kierował się ku ziemi, dzięki czemu dokładniej mogli oglądać przepiękne widoki Krainy Jezior. Ach, zapierały dech w piersiach, chociaż to z rana zapewne wywrą na nich jeszcze większe wrażenie.
- Wyląduję tam. - stwierdził. W tym momencie musiał skupić się tylko na jednym - na lądowaniu, które było chyba najtrudniejsze. Co prawda gdy koła zderzyły się z odsłoniętym, skalistym szczytem, z którego rozciągał się widok na tutejszą kotlinę, maszyną trochę zatrzęsło, ale przecież nie rozbili się!
- Uf, lądowanie jest najgorsze. - stwierdził wyłączając silnik. Było ciemno, ale podczas podróży oczy zdążyły przyzwyczaić się do mroku. Teraz całkiem odwrócił się w stronę Lotty, wspierając kolano na siedzisku - Jesteś zmęczona czy chcesz się trochę rozejrzeć? - w ciemnościach pewnie nie będą wiele widzieć, zapewne lepszym pomysłem było poczekanie do rana, jednak... mogli przecież chociaż zerknąć na to co przyjdzie im podziwiać w pełnej okazałości już po wschodzie słońca.
- W jakim sensie nie jesteś pewna? - zapytał, na krótką chwilę odwracając głowę w jej kierunku. Nigdy nie mówiła za wiele o swojej rodzinie, on nie pytał, chociaż aż go trzewia paliły by zaspokoić swoją ciekawość - niemniej nie naciskał, jeśli kiedyś będzie chciała zdradzić coś więcej to zapewne wysłucha jej z zapartym tchem, póki co musiało mu wystarczyć to co powiedziała kiedyś tam, pewnie całkiem przypadkowo - Teoretycznie powinienem się obracać w towarzystwie szlachciców, ale oni w większości mają kija w dupie, a mnie to jakoś nie bawi. - wzruszył jednym ramieniem. Pewnie na palcach jednej ręki mógłby zliczyć wszystkich arystokratów, których faktycznie lubił - Lyra, Marcel, Ophelia... Może jeszcze kilka innych czarownic, może kilku innych czarodziejów - Poznam cię z nimi, a jak! Pokochasz ich od pierwszego wejrzenia! I Polly, która jest najsłodszą blondyneczką pod słońcem i Bertiego, dzięki któremu sobie teraz tak latamy i Louisa, z którym improwizujemy przy muzyce i Clementine, która tak jak ty kocha zwierzęta i wielu, wielu innych. - wyszczerzył się. Miał najfajniejszą ekipę po tej stronie globu, żadnego z nich nie wymieniłby na nikogo innego.
- Tylko nie skacz! - roześmiał się, ponownie odwracając w jej kierunku. Nie umknęło jego uwadze, że na sekundę się spięła, więc uniósł jedną brew, ale zanim zdążył o cokolwiek zapytać rozłożyła im przed nosami mapę, więc zerknął na papier, sunąc spojrzeniem po wyrysowanych górach i dolinach.
- Mhm, w takim razie zwrot! - zakręcił kierownicą, a auto na nowo przechyliło się w jedną stronę, dopiero po chwili wyrównując lot.
Podróż trwała kolejnych kilka godzin (dwie, może trzy?), aż w końcu gdzieś pod chmurami zamajaczyły błękitne ślepia jezior, strome zbocza szczytów i rozległe wrzosowiska, które pod osłoną nocy przypominały filetowo-granatowe dywany. Zniżył lot.
- Lotta! Chyba jesteśmy! - zawołał. Samochód wciąż kierował się ku ziemi, dzięki czemu dokładniej mogli oglądać przepiękne widoki Krainy Jezior. Ach, zapierały dech w piersiach, chociaż to z rana zapewne wywrą na nich jeszcze większe wrażenie.
- Wyląduję tam. - stwierdził. W tym momencie musiał skupić się tylko na jednym - na lądowaniu, które było chyba najtrudniejsze. Co prawda gdy koła zderzyły się z odsłoniętym, skalistym szczytem, z którego rozciągał się widok na tutejszą kotlinę, maszyną trochę zatrzęsło, ale przecież nie rozbili się!
- Uf, lądowanie jest najgorsze. - stwierdził wyłączając silnik. Było ciemno, ale podczas podróży oczy zdążyły przyzwyczaić się do mroku. Teraz całkiem odwrócił się w stronę Lotty, wspierając kolano na siedzisku - Jesteś zmęczona czy chcesz się trochę rozejrzeć? - w ciemnościach pewnie nie będą wiele widzieć, zapewne lepszym pomysłem było poczekanie do rana, jednak... mogli przecież chociaż zerknąć na to co przyjdzie im podziwiać w pełnej okazałości już po wschodzie słońca.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Zerknęła na niego w lusterku, kiedy zadał pytanie. Mało kiedy to robił, a jej było z tym bardzo swobodnie. Im mniej się mówi, tym mniej się kłamie? Choć coraz bardziej czuła, że nie musi się przed nim wstydzić takich rzeczy.
- Potem ci opowiem. - obiecała. Puściła mu oczko w tym lusterku i wróciła do obserwowania otoczenia i cieszenia się tą podróżą. Tym bardziej, kiedy się dowiedziała, że pozna znajomych Titusa. Na prawdę chciała! Nie wątpiła, że ich wszystkich polubi.
W końcu jednak zaczęli lądować i to była chwila w której Lotta trochę się jednak wystraszyła i szukała, czego by się można złapać, kiedy zatrzęsło. W końcu jednak cali i zdrowi wylądowali na ziemi, co wywołało jej wesoły śmiech. Uniosła się lekko i dała mu buziaka w kącik ust, by zaraz otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz.
- Prędzej ty możesz być zmęczony, ja przecież całą drogę siedziałam i gapiłam się na chmury. - odpowiedziała, bo nie miała ochoty się rozsiadać, choć faktycznie czuła, że cały dzień w pracy i wielkie emocje po pracy trochę się na niej oglądają. Okręciła się jednak, chcąc dosłownie pochłonąć wzrokiem wszystko, co dane jej było widzieć. Dookoła były jeziora i góry, a wszystko na raz robiło wrażenie - więc co będzie z rana, kiedy wszystko będzie wyraźne!
- Tu jest niesamowicie. - powiedziała cicho. Teren morły przez jesienne deszcze miał swoją niesamowitą atmosferę. Po chwili dało się słyszeć rżenie koni i Lotta od razu odwróciła się w tamtą stronę, choć było za ciemno, żeby mogła odróżnić kształty i mieć pewność, co widzi.
- Myślisz, że to klepie? - spytała, ruszając kawałek w tamtą stronę. Szła powoli, bo światła mieli tyle, co księżyc im poświecił (czy tam poodbijał) i reflektory samochodu dawały. Już pomyślała, że to może nierozsądne iść tam w takiej ciemności, ale znów dosłyszała rżenie, więc zaraz znowu ruszyła. Pewnie szła w błocie, co chwila wkładając nogi w kolejne głębokie kałuże, pewnie z rana zobaczy, że jest cała w błocie, ale jakie to ma znaczenie? Wiedzieli na co się piszą - musieli wiedzieć - jadąc w takie miejsce o tej porze roku. - Idziesz ze mną? - spytała jeszcze cicho i wyciągnęła w jego stronę rękę. Zaraz ruszyła dalej, jakby bała się, że jak dzisiaj nie zobaczy niesamowitych istot to później one znikną i nigdy więcej nie będzie miała takiej okazji.
Czuła, jak jej serce mocno bije na dźwięki, jakie dochodziły od strony najbliższego jeziora. To wszystko było wręcz niesamowite i tak szalenie magiczne, jak chyba żadne inne jej wspomnienie. Już zapomniała o jakimkolwiek zmęczeniu, już chciała z każdej sekundy tutaj wycisnąć ile tylko będzie się dało. Jedną ręką trzymała materiał spódnicy, żeby choć trochę ratować go przed błotem, drugą złapała rękę Titusa, jeśli ruszył za nią i liczyła, że chociaż on patrzy pod nogi, bo jej żal było chwili na patrzenie w ziemię.
- Potem ci opowiem. - obiecała. Puściła mu oczko w tym lusterku i wróciła do obserwowania otoczenia i cieszenia się tą podróżą. Tym bardziej, kiedy się dowiedziała, że pozna znajomych Titusa. Na prawdę chciała! Nie wątpiła, że ich wszystkich polubi.
W końcu jednak zaczęli lądować i to była chwila w której Lotta trochę się jednak wystraszyła i szukała, czego by się można złapać, kiedy zatrzęsło. W końcu jednak cali i zdrowi wylądowali na ziemi, co wywołało jej wesoły śmiech. Uniosła się lekko i dała mu buziaka w kącik ust, by zaraz otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz.
- Prędzej ty możesz być zmęczony, ja przecież całą drogę siedziałam i gapiłam się na chmury. - odpowiedziała, bo nie miała ochoty się rozsiadać, choć faktycznie czuła, że cały dzień w pracy i wielkie emocje po pracy trochę się na niej oglądają. Okręciła się jednak, chcąc dosłownie pochłonąć wzrokiem wszystko, co dane jej było widzieć. Dookoła były jeziora i góry, a wszystko na raz robiło wrażenie - więc co będzie z rana, kiedy wszystko będzie wyraźne!
- Tu jest niesamowicie. - powiedziała cicho. Teren morły przez jesienne deszcze miał swoją niesamowitą atmosferę. Po chwili dało się słyszeć rżenie koni i Lotta od razu odwróciła się w tamtą stronę, choć było za ciemno, żeby mogła odróżnić kształty i mieć pewność, co widzi.
- Myślisz, że to klepie? - spytała, ruszając kawałek w tamtą stronę. Szła powoli, bo światła mieli tyle, co księżyc im poświecił (czy tam poodbijał) i reflektory samochodu dawały. Już pomyślała, że to może nierozsądne iść tam w takiej ciemności, ale znów dosłyszała rżenie, więc zaraz znowu ruszyła. Pewnie szła w błocie, co chwila wkładając nogi w kolejne głębokie kałuże, pewnie z rana zobaczy, że jest cała w błocie, ale jakie to ma znaczenie? Wiedzieli na co się piszą - musieli wiedzieć - jadąc w takie miejsce o tej porze roku. - Idziesz ze mną? - spytała jeszcze cicho i wyciągnęła w jego stronę rękę. Zaraz ruszyła dalej, jakby bała się, że jak dzisiaj nie zobaczy niesamowitych istot to później one znikną i nigdy więcej nie będzie miała takiej okazji.
Czuła, jak jej serce mocno bije na dźwięki, jakie dochodziły od strony najbliższego jeziora. To wszystko było wręcz niesamowite i tak szalenie magiczne, jak chyba żadne inne jej wspomnienie. Już zapomniała o jakimkolwiek zmęczeniu, już chciała z każdej sekundy tutaj wycisnąć ile tylko będzie się dało. Jedną ręką trzymała materiał spódnicy, żeby choć trochę ratować go przed błotem, drugą złapała rękę Titusa, jeśli ruszył za nią i liczyła, że chociaż on patrzy pod nogi, bo jej żal było chwili na patrzenie w ziemię.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Zaraz za nią wyskoczył z auta w międzyczasie chowając kluczyki w kieszeni płaszcza.
- Ja zmęczony? Ja się nigdy nie męczę! - stwierdził, podobnie jak Lotta wodząc wzrokiem dookoła. Panorama była niesamowita! Trochę mroczna, ze względu na porę roku, trochę tajemnicza, ale jakże piękna! Po prostu malownicza! Wtem i do jego uszu dotarło rżenie.
- Mhm, nikt raczej nie pasie koni o tej porze. - roześmiał się. Chyba nigdy jeszcze nie było mu dane podziwiać tych dziwacznych koniowatych stworzeń na żywo, do tej pory jedynie czytał o nich w książkach i uczył się na zajęciach - co nieco nawet z tego pamiętał, bo przecież nie tak dawno kuł do OWUTEMów spędzając całe dnie i noce nad książkami.
- No jasne, że idę. - zacisnął palce na jej wyciągniętej dłoni, ruszając wraz z Lottą w stronę jeziora, gdzie ciemne kształty koni pochylały łby na gładką taflą wody. W ciemności wydawała się całkiem czarna, podobnie zresztą jak konie, oświetlone jedynie mdłym światłem wyglądającego zza chmur księżyca. Był to niesamowity widok - potężne ciała stworzeń odbijały się w lustrzanym jeziorze, ich grzywy falowały na delikatnym wietrze, a ryki przecinały ciszę... Ollivander zatrzymał się nieopodal, mocno ściskając rękę swojej dziewczyny, by i ona na moment przystanęła - nieważne, że obydwoje grzęźli po kostki, a przemoczone buty pewnie od razu powinny wylądować na śmietniku.
- Lepiej nie podchodzić bliżej, to nie są zbyt łagodne stworzenia. - rzucił półszeptem - Jeszcze cię porwą w głębiny i co ja wtedy powiem biednej pani Pickle? Pani wybaczy, pani Pickle, ale wywiozłem Lottę gdzieś na drugi koniec Anglii i niestety porwały ją kelpie, najprawdopodobniej ją pożarły, a jej wnętrzności wypłynęły na wierzch, brrrr. - aż mu ciarki przeszły po plecach. Chociaż może to trochę ze względu na nocny chłód - Ale są piękne, nie? I wcale nie wyglądają groźnie, aż by się chciało na nie wskoczyć i pomknąć gdzieś daleko w stronę tamtych gór! - machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, wzdychając przy tym z zachwytu.
- Ja zmęczony? Ja się nigdy nie męczę! - stwierdził, podobnie jak Lotta wodząc wzrokiem dookoła. Panorama była niesamowita! Trochę mroczna, ze względu na porę roku, trochę tajemnicza, ale jakże piękna! Po prostu malownicza! Wtem i do jego uszu dotarło rżenie.
- Mhm, nikt raczej nie pasie koni o tej porze. - roześmiał się. Chyba nigdy jeszcze nie było mu dane podziwiać tych dziwacznych koniowatych stworzeń na żywo, do tej pory jedynie czytał o nich w książkach i uczył się na zajęciach - co nieco nawet z tego pamiętał, bo przecież nie tak dawno kuł do OWUTEMów spędzając całe dnie i noce nad książkami.
- No jasne, że idę. - zacisnął palce na jej wyciągniętej dłoni, ruszając wraz z Lottą w stronę jeziora, gdzie ciemne kształty koni pochylały łby na gładką taflą wody. W ciemności wydawała się całkiem czarna, podobnie zresztą jak konie, oświetlone jedynie mdłym światłem wyglądającego zza chmur księżyca. Był to niesamowity widok - potężne ciała stworzeń odbijały się w lustrzanym jeziorze, ich grzywy falowały na delikatnym wietrze, a ryki przecinały ciszę... Ollivander zatrzymał się nieopodal, mocno ściskając rękę swojej dziewczyny, by i ona na moment przystanęła - nieważne, że obydwoje grzęźli po kostki, a przemoczone buty pewnie od razu powinny wylądować na śmietniku.
- Lepiej nie podchodzić bliżej, to nie są zbyt łagodne stworzenia. - rzucił półszeptem - Jeszcze cię porwą w głębiny i co ja wtedy powiem biednej pani Pickle? Pani wybaczy, pani Pickle, ale wywiozłem Lottę gdzieś na drugi koniec Anglii i niestety porwały ją kelpie, najprawdopodobniej ją pożarły, a jej wnętrzności wypłynęły na wierzch, brrrr. - aż mu ciarki przeszły po plecach. Chociaż może to trochę ze względu na nocny chłód - Ale są piękne, nie? I wcale nie wyglądają groźnie, aż by się chciało na nie wskoczyć i pomknąć gdzieś daleko w stronę tamtych gór! - machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, wzdychając przy tym z zachwytu.
Kiedy Titus przystanął, trochę zawiedziona ale dała się zatrzymać przyznając mu rację. Byli już dość blisko, a nie chcieli ich spłoszyć, czy sprowokować. Przysunęła się więc do Titusa i wpatrywała w te niesamowite zwierzęta otoczone niesamowitą naturą. Wiatr był silny, jak to o tej porze roku, choć dodatkowo pewnie górskie otoczenie tylko go wzmagało. Ich piękne grzywy i ogony falowały lekko. Zwierzęta poruszały się spokojnie, niektóre prawie całkiem zanurzone w wodzie, inne do połowy odsłonięte.
Lotta milczała dłuższą chwilę zbyt zauroczona widokiem, nie chcąc go zakłócać choćby jednym słowem. I najchętniej stałaby tak do rana. Nie ważne, że wiatr, że mokro w nogi, że zimno.
- Nie, nie dosiadałabym ich. Raczej chciałabym popływać między nimi. - stwierdziła w końcu. Pogłaskać te wielkie, piękne łby, dać coś dobrego do jedzenia pod same zęby ale tak, żeby jej nie ugryzły, przyglądać się w jaki sposób pływają i po prostu przy nich trochę pobyć. Siedząc na nich nie mogłaby się im tak przyglądać. - Trudno uwierzyć, że mogłyby zrobić komuś krzywdę.
Dodała, a mówiła tonem jakby była co najmniej zahionotyzowana i lekko wyciągnęła rękę w ich stronę. I gdyby nie Titus, pewnie podchodziłaby bliżej i pewnie skończyłoby się to źle, bo klepie to niebezpieczne istoty. Tak jednak nie ruszyła się ani o centymetr i w końcu delikatnie się o niego oparła.
- Zostańmy tu na stałe. - poprosiła, choć wiedziała, że to nierealne. I nawet nie było jej bardzo żal, bo od jakiegoś czasu jej londyńskie życie też było świetne. Tylko tutaj poczuła się jakoś tak... jakby bardziej na miejscu? Pokochała te góry i te jeziora i te zwierzęta w ciągu kilku sekund. Najchętniej siadłaby w tym błocie i tak całą noc spędziła. Mimo, że powoli zaczęło do niej docierać zmęczenie i głosy rozsądku mówiły, że jest zimno i powinni się już schronić w aucie i, że jutro widoki będą jeszcze wspanialsze, ona z jakiejś przyczyny miała wrażenie, że żaden nie będzie dorównywał temu pierwszemu i chyba dlatego tak bardzo nie chciała się odwracać. Głos rozsądku chyba będzie musiał przybrać formę głosu Titusa, bo dziewczę z miłości od pierwszego wejrzenia wybić bardzo ciężko!
Lotta milczała dłuższą chwilę zbyt zauroczona widokiem, nie chcąc go zakłócać choćby jednym słowem. I najchętniej stałaby tak do rana. Nie ważne, że wiatr, że mokro w nogi, że zimno.
- Nie, nie dosiadałabym ich. Raczej chciałabym popływać między nimi. - stwierdziła w końcu. Pogłaskać te wielkie, piękne łby, dać coś dobrego do jedzenia pod same zęby ale tak, żeby jej nie ugryzły, przyglądać się w jaki sposób pływają i po prostu przy nich trochę pobyć. Siedząc na nich nie mogłaby się im tak przyglądać. - Trudno uwierzyć, że mogłyby zrobić komuś krzywdę.
Dodała, a mówiła tonem jakby była co najmniej zahionotyzowana i lekko wyciągnęła rękę w ich stronę. I gdyby nie Titus, pewnie podchodziłaby bliżej i pewnie skończyłoby się to źle, bo klepie to niebezpieczne istoty. Tak jednak nie ruszyła się ani o centymetr i w końcu delikatnie się o niego oparła.
- Zostańmy tu na stałe. - poprosiła, choć wiedziała, że to nierealne. I nawet nie było jej bardzo żal, bo od jakiegoś czasu jej londyńskie życie też było świetne. Tylko tutaj poczuła się jakoś tak... jakby bardziej na miejscu? Pokochała te góry i te jeziora i te zwierzęta w ciągu kilku sekund. Najchętniej siadłaby w tym błocie i tak całą noc spędziła. Mimo, że powoli zaczęło do niej docierać zmęczenie i głosy rozsądku mówiły, że jest zimno i powinni się już schronić w aucie i, że jutro widoki będą jeszcze wspanialsze, ona z jakiejś przyczyny miała wrażenie, że żaden nie będzie dorównywał temu pierwszemu i chyba dlatego tak bardzo nie chciała się odwracać. Głos rozsądku chyba będzie musiał przybrać formę głosu Titusa, bo dziewczę z miłości od pierwszego wejrzenia wybić bardzo ciężko!
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Kraina Jezior
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland