Opuszczone muzeum
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Opuszczone muzeum
Tower of London niegdyś tętniło życiem – zabytkowe budynki, wcześniej pełniące funkcję mugolskiego więzienia, po przekształceniu na muzeum stanowiły atrakcję turystyczną, przez którą codziennie przelewały się tłumy odwiedzających Londyn ludzi. Po Bezksiężycowej Nocy i zamknięciu miasta dla niemagicznych, sytuacja jednak drastycznie się zmieniła: wieże, dziedzińce i budowle opustoszały, wypełnione jedynie rozlegającym się od czasu do czasu echem kroków oraz krakaniem kruków. Część zabudowań została zajęta przez czarodziejów i przerobiona na użytek magicznego więzienia, główny gmach muzeum pozostał jednak pusty, a strażnicy – z powodów znanych wyłącznie im – omijają go szerokim łukiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.11.20 12:39, w całości zmieniany 2 razy
Powiedzieć, że w korytarzu w którym się znalazł było ciemno to mało. Pozbawione wyostrzonego wpływu eliksiru oczy potrzebowały czasu na przyzwyczajenie na to jak wyglądała rzeczywistość. Tak czy siak Skamander wyciął niechętnie dłoń szukając jakiegoś poparcia, punktu odniesienia w obrzydliwej ścianie. Skrzywił się, lecz szedł przed siebie sunąc opuszkami po kamiennej ścianie, zbierając jeszcze więcej pajęczyn i...w sumie dobrze, że nie widział za wiele.
Kiedy napotkał ślepą uliczkę, poczekał na Foxa, który wiedział o tym przejściu więcej. Kiedy korytarz na nowo się wydłużył podążył nim dalej. Dostrzegł światło na końcu korytarza, które było szybem prowadzącym najpewniej na jeden z korytarzy Tower. Słychać było panujące w więzieniu poruszenie - Na dziedzińcu biły dzwony - skomentował nie będąc pewnym tego, czy Fox i Clearwater również je słyszeli. Znaczyło to tyle, że najpewniej tamci już wiedzieli. Musieli się śpieszyć.
Skamander zszedł po drabinie na korytarz, korzystając z tego, że ten w chwili obecnej wydawał się być pusty. Wydał z siebie kilka pomruków wysiłku, kiedy podtrzymywał cały swój ciężar na ostatnich szczeblach drabiny. Puścił się jej lądując na posadzce. Rozejrzał się starając się umiejscowić siebie w Tower, tego gdzie byli. Poruszył różdżką - Oculus - wypowiedział chcąc wyczarować magiczny oczodół który będzie lewitował tuż pod sufitem i przemieszczał się zawsze przed nimi, tak by wiedzieli wcześniej o potencjalnych strażnikach których mogą spotkać, by mogli w porę zareagować.
Kiedy napotkał ślepą uliczkę, poczekał na Foxa, który wiedział o tym przejściu więcej. Kiedy korytarz na nowo się wydłużył podążył nim dalej. Dostrzegł światło na końcu korytarza, które było szybem prowadzącym najpewniej na jeden z korytarzy Tower. Słychać było panujące w więzieniu poruszenie - Na dziedzińcu biły dzwony - skomentował nie będąc pewnym tego, czy Fox i Clearwater również je słyszeli. Znaczyło to tyle, że najpewniej tamci już wiedzieli. Musieli się śpieszyć.
Skamander zszedł po drabinie na korytarz, korzystając z tego, że ten w chwili obecnej wydawał się być pusty. Wydał z siebie kilka pomruków wysiłku, kiedy podtrzymywał cały swój ciężar na ostatnich szczeblach drabiny. Puścił się jej lądując na posadzce. Rozejrzał się starając się umiejscowić siebie w Tower, tego gdzie byli. Poruszył różdżką - Oculus - wypowiedział chcąc wyczarować magiczny oczodół który będzie lewitował tuż pod sufitem i przemieszczał się zawsze przed nimi, tak by wiedzieli wcześniej o potencjalnych strażnikach których mogą spotkać, by mogli w porę zareagować.
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Kiedy tylko zeszła po drabinie, bezzwłocznie otrzepała dłonie, a następnie powiodła nimi po twarzy, przeczesała włosy, próbując pozbyć się z siebie kurzu, pajęczyn, o pająkach nie mówiąc. Zmrużyła oczy, próbując dojrzeć coś w niemalże nieprzeniknionej ciemności. Chętnie rozgoniłaby mrok łuną Lumos, zgodnie ze słowami Foxa nie powinni natknąć się tutaj na żadnych strażników, mimo to nie sięgnęła po magię. Poczekała na drugiego z aurorów, po czym, ściskając w dłoni różdżkę, uważnie nasłuchując, ruszyła za mężczyznami w wybranym przez nich kierunku. Nie wiedziała jak długo szli, kiedy jej oczom ukazało się majaczące w oddali światełko. W końcu dotarli na skraj kolejnego prowadzącego w dół szybu. – Było je słychać – mruknęła pod nosem w reakcji na słowa Skamandera, nie wiedząc, czy dobiegające z ulokowanego niżej korytarza dźwięki są wynikiem podniesionego alarmu, czy przygotowań do zajęcia się Justine. Tak czy inaczej musieli się śpieszyć.
Nie wiedziała, czy powinni schodzić w dół tak od razu, bez ponownego sprawdzenia, gdzie dokładnie znajdują się strażnicy, skąd dobiegają ich głosy, mimo to nie zakwestionowała decyzji czarodzieja; i tak było już za późno, by odwieść go od tego pomysłu. Ściągnęła usta w wąską kreskę, wsadziła sobie różdżkę między zęby, po czym ostrożnie ruszyła w dół, mając nadzieję, że eliksir nie przestanie działać akurat w tej chwili. A kiedy stanęła już na przyjemnie stabilnej posadzce, uważając przy tym, by nie narobić hałasu, szybko przylgnęła do najbliższej ściany, bacznie rozglądając się dookoła. Próbowała dojrzeć – usłyszeć – cokolwiek, co mogłoby im pomóc określić, ilu pracowników Tower krążyło w okolicy. Albo gdzie się znajdują. Czy mogła kojarzyć to miejsce? – Mico – pomyślała, próbując przyśpieszyć swe ruchy, nim przyjdzie im ruszyć dalej.
| pierwsza kostka na spostrzegawczość (III), druga na niewerbalne Mico
Nie wiedziała, czy powinni schodzić w dół tak od razu, bez ponownego sprawdzenia, gdzie dokładnie znajdują się strażnicy, skąd dobiegają ich głosy, mimo to nie zakwestionowała decyzji czarodzieja; i tak było już za późno, by odwieść go od tego pomysłu. Ściągnęła usta w wąską kreskę, wsadziła sobie różdżkę między zęby, po czym ostrożnie ruszyła w dół, mając nadzieję, że eliksir nie przestanie działać akurat w tej chwili. A kiedy stanęła już na przyjemnie stabilnej posadzce, uważając przy tym, by nie narobić hałasu, szybko przylgnęła do najbliższej ściany, bacznie rozglądając się dookoła. Próbowała dojrzeć – usłyszeć – cokolwiek, co mogłoby im pomóc określić, ilu pracowników Tower krążyło w okolicy. Albo gdzie się znajdują. Czy mogła kojarzyć to miejsce? – Mico – pomyślała, próbując przyśpieszyć swe ruchy, nim przyjdzie im ruszyć dalej.
| pierwsza kostka na spostrzegawczość (III), druga na niewerbalne Mico
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 33
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 33
Kiedy znaleźliśmy się przed ścianą, poczulem ulgę, że tym razem odpowiedziała jedynie milczeniem i nie próbowała nas zmiażdżyć. Przytknąłem różdżkę do jej powierzchni, po czym ruszyliśmy dalej, w pośpiechu. Tutaj miały nie czekać na nas niespodzianki - zaklęcie ujawniło obecność żywich istoto dopiero w samym więzieniu, przejście też zdawało się być słabo zapezpieczone, a magia w tym miejscu słaba. - Venenifer Captiona - Tym razem zaklęcie nakierowałem na siebie - byliśmy już blisko zejścia wiodącego bezpośrednio do więzienia. Nie spodziewałem się, abyśmy i tym razem mieli uniknąć strażników. Zwłaszcza, że nawet stąd było słychać poruszenie - wiedzieli o naszej obecności. - Jeśli dzwon ma ściągnąć wszystkich strażników do białej wieży, musimy postarać się o dywersję. - Dla grupy Kierana oraz dla drugiej, zmierzającej do Just. Czułem, że jeśli chodziło o Skamandera, ten tylko na to czekał. Ja również. Kiedy ruszył w dół, a za nim Maeve, ja podążyłem ostatni. Żadne zaskoczenie w tym punkcie nie miało większego sensu - przejście było wąskie, nie pozwalało na taktyczną rozgrywkę - a korytarz bezpośrednio pod nami chwilowo wydawał się pusty.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Zamek drzwi prowadzących do muzeum szczęknął cicho, gdy Anthony rzucił na niego zaklęcie, sygnalizując, że wejście zostało zablokowane. Choć wciąż można było je otworzyć, posiłkując się magią lub pasującym kluczem, prawdopodobnie miało znacznie spowolnić pościg – jak słusznie zauważył auror, goniący go strażnik był rozbrojony, a jego różdżka spoczywała bezpiecznie w powiększonej magicznie torbie. Jego pytanie na moment zawisło w powietrzu, ale po chwili z szeregu lewitujących w komnacie duchów wyłoniła się świetlista sylwetka kobiety, która skinęła głową, potwierdzając przypuszczenia Skamandera. Zjawa Caradoca z kolei odwróciła się w stronę Fredericka. – Nie mamy wstępu na dół – odpowiedział; nie był w stanie przewidzieć, co mogło tam na was czekać. – Mają olbrzyma, ale nie wprowadzają go do więzienia – dodał jeszcze. Obrócił się nieco, sztywno, obserwując, jak unosiliście klapę, żeby zejść w dół, do przejścia. – Musieliście widzieć kruki na dziedzińcu – to nasi strażnicy, każdy w pewien sposób nam bliski. Nie odejdziemy, dopóki oni tutaj są – wyjaśnił, odpowiadając na ostatnie pytanie Fredericka, który przed ruszeniem dalej zdecydował się wzmocnić Anthony’ego i Maeve. Magia go usłuchała, drżąc ciepło pod jego palcami, a tej samej chwili jego towarzysze poczuli, jak wypełniają ich nowe siły, dodając otuchy, nieco rozrzedzając panujący w muzeum chłód.
Poruszając się ciemnym korytarzem nie widzieliście wiele, ale gdy zatrzymaliście się na chwilę przed prowadzącym w dół szybem, docierające nim światło rzuciło lekką poświatę na wasze twarze – wtedy też zorientowaliście się, że ponownie byliście w stanie się dostrzec; eliksir kameleona przestał działać. Anthony zszedł do drabinie jako pierwszy, od razu zauważając, że konstrukcja była wyjątkowo w złym stanie – metalowe stopnie trzeszczały, chropowate od przeżerającej się przez nie rdzy. Udało mu się jednak dostać na dół bez szwanku; wylądował na kamiennej posadzce, a kiedy się rozejrzał, był w stanie od razu zorientować się, gdzie dokładnie się znajdował. Stał pośrodku długiego na około dziesięć metrów korytarza, oświetlonego płonącymi w uchwytach pochodniami; po jego jednej stronie trzy pary drzwi prowadziły – przynajmniej kiedyś – do łazienki, pokoju, w którym urzędowali strażnicy, oraz przeznaczonego dla nich magazynu. Druga ściana korytarza była pusta, nie licząc umiejscowionych przy posadzce, okratowanych otworów, z których docierał szum wody – kanałów. Po prawej stronie, po około pięciu metrach, korytarz zakręcał o dziewięćdziesiąt stopni, prowadząc do siedziby dawnego Biura Aurorów (co znajdowało się tam teraz – żadne z was nie wiedziało); po lewej korytarz rozgałęział się na dwoje – można było nim dotrzeć do tej części Tower, w której znajdowały się cele. Chociaż po obu stronach słychać było wyraźne poruszenie, to sam korytarz był – póki co – pusty; Anthony musiał mieć jednak świadomość, że mogło to zmienić się w każdej chwili, a on sam pozostawał doskonale widoczny dla każdego, kto znalazłby się przy jednym lub drugim wylocie. Gdy sięgnął po magię, oko posłusznie zawisło pod sufitem, w tej samej chwili auror poczuł jednak, jak jego różdżka gwałtownie się rozgrzewa – drewno stało się gorące, parząc w palce i sprawiając, że trudno było utrzymać je w dłoni. Efekt trwał chwilę, może kilka sekund, po czym różdżka na nowo stała się chłodna. To samo stało się, gdy zaklęcie rzuciła Maeve – rzucone niewerbalnie zaklęcie nie pozwoliło jej poruszać się szybciej, wyraźnie poczuła jednak pod palcami gorąc, który ustąpił, nim zdążyłaby wypuścić różdżkę. Przylgnęła do ściany, poświęcając chwilę na rozejrzenie się po korytarzu, i podobnie jak Anthony rozpoznając miejsce, w którym się znalazła. Uważne nasłuchiwanie pozwoliło jej na rozróżnienie niektórych z niosących się echem słów – mogła stwierdzić, że choć żadna z części magicznego więzienia z całą pewnością nie była opuszczona, to bardziej nerwowe i liczniejsze kroki i głosy docierały z dawnej siedziby Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Wśród wydawanych rozkazów dało się rozróżnić: Brama Zdrajców i Azkaban, ktoś mówił też o zablokowaniu korytarza – choć trudno było zorientować się, o jaki dokładnie korytarz chodziło, większość zdań ginęła w dźwięku dzwonów, który – o dziwo – również w podziemiach rozlegał się tak samo donośnie, jak na dziedzińcu.
Frederick zeskoczył z drabiny jako ostatni, również dosyć szybko orientując się w swoim położeniu. Rzucone przez niego zaklęcie było udane – jego sylwetkę, już doskonale widoczną, otoczyła błękitnawa, mieniąca się w świetle pochodni bariera, która po chwili znikła, stając się niewidzialną – ale wciąż pełniąc swoją funkcję.
Jeżeli Anthony lub Maeve spojrzeli w górę, to nie dostrzegli już nad sobą ani drabiny, ani przejścia – a jedynie sufit, chropowaty, pokryty wilgotnymi naciekami. Szyb wciąż widział jedynie Frederick, pozostając pod wpływem przełamującego iluzję czaru.
Trwa 5 tura, na odpis macie 48 godzin.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Veritas Claro (Frederick) - 4/5 tury
Oculus (Anthony) - 1/3 tury, 10/10 PŻ
Magicus Extremos (Anthony, Maeve) - 1/3 tury, +27 do kości
Venenifer Captiona (Frederick)
W razie pytań zapraszam. <3
Poruszając się ciemnym korytarzem nie widzieliście wiele, ale gdy zatrzymaliście się na chwilę przed prowadzącym w dół szybem, docierające nim światło rzuciło lekką poświatę na wasze twarze – wtedy też zorientowaliście się, że ponownie byliście w stanie się dostrzec; eliksir kameleona przestał działać. Anthony zszedł do drabinie jako pierwszy, od razu zauważając, że konstrukcja była wyjątkowo w złym stanie – metalowe stopnie trzeszczały, chropowate od przeżerającej się przez nie rdzy. Udało mu się jednak dostać na dół bez szwanku; wylądował na kamiennej posadzce, a kiedy się rozejrzał, był w stanie od razu zorientować się, gdzie dokładnie się znajdował. Stał pośrodku długiego na około dziesięć metrów korytarza, oświetlonego płonącymi w uchwytach pochodniami; po jego jednej stronie trzy pary drzwi prowadziły – przynajmniej kiedyś – do łazienki, pokoju, w którym urzędowali strażnicy, oraz przeznaczonego dla nich magazynu. Druga ściana korytarza była pusta, nie licząc umiejscowionych przy posadzce, okratowanych otworów, z których docierał szum wody – kanałów. Po prawej stronie, po około pięciu metrach, korytarz zakręcał o dziewięćdziesiąt stopni, prowadząc do siedziby dawnego Biura Aurorów (co znajdowało się tam teraz – żadne z was nie wiedziało); po lewej korytarz rozgałęział się na dwoje – można było nim dotrzeć do tej części Tower, w której znajdowały się cele. Chociaż po obu stronach słychać było wyraźne poruszenie, to sam korytarz był – póki co – pusty; Anthony musiał mieć jednak świadomość, że mogło to zmienić się w każdej chwili, a on sam pozostawał doskonale widoczny dla każdego, kto znalazłby się przy jednym lub drugim wylocie. Gdy sięgnął po magię, oko posłusznie zawisło pod sufitem, w tej samej chwili auror poczuł jednak, jak jego różdżka gwałtownie się rozgrzewa – drewno stało się gorące, parząc w palce i sprawiając, że trudno było utrzymać je w dłoni. Efekt trwał chwilę, może kilka sekund, po czym różdżka na nowo stała się chłodna. To samo stało się, gdy zaklęcie rzuciła Maeve – rzucone niewerbalnie zaklęcie nie pozwoliło jej poruszać się szybciej, wyraźnie poczuła jednak pod palcami gorąc, który ustąpił, nim zdążyłaby wypuścić różdżkę. Przylgnęła do ściany, poświęcając chwilę na rozejrzenie się po korytarzu, i podobnie jak Anthony rozpoznając miejsce, w którym się znalazła. Uważne nasłuchiwanie pozwoliło jej na rozróżnienie niektórych z niosących się echem słów – mogła stwierdzić, że choć żadna z części magicznego więzienia z całą pewnością nie była opuszczona, to bardziej nerwowe i liczniejsze kroki i głosy docierały z dawnej siedziby Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Wśród wydawanych rozkazów dało się rozróżnić: Brama Zdrajców i Azkaban, ktoś mówił też o zablokowaniu korytarza – choć trudno było zorientować się, o jaki dokładnie korytarz chodziło, większość zdań ginęła w dźwięku dzwonów, który – o dziwo – również w podziemiach rozlegał się tak samo donośnie, jak na dziedzińcu.
Frederick zeskoczył z drabiny jako ostatni, również dosyć szybko orientując się w swoim położeniu. Rzucone przez niego zaklęcie było udane – jego sylwetkę, już doskonale widoczną, otoczyła błękitnawa, mieniąca się w świetle pochodni bariera, która po chwili znikła, stając się niewidzialną – ale wciąż pełniąc swoją funkcję.
Jeżeli Anthony lub Maeve spojrzeli w górę, to nie dostrzegli już nad sobą ani drabiny, ani przejścia – a jedynie sufit, chropowaty, pokryty wilgotnymi naciekami. Szyb wciąż widział jedynie Frederick, pozostając pod wpływem przełamującego iluzję czaru.
Trwa 5 tura, na odpis macie 48 godzin.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Veritas Claro (Frederick) - 4/5 tury
Oculus (Anthony) - 1/3 tury, 10/10 PŻ
Magicus Extremos (Anthony, Maeve) - 1/3 tury, +27 do kości
Venenifer Captiona (Frederick)
- żywotności:
- Lucinda - 181/181
Frederick - 278/278
Anthony - 249/249
Maeve - 210/210
- ekwipunki:
- Frederick:
Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 31)
Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)Kameleon (1 porcja)
Anthony:
Kryształy: 1, 2
brosza z alabastrowym jednorożcem
zaczarowana torba, a w niej:
18 eliksirów:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 31)
- Eliksir kociego wzroku (21 porcja, stat. 23)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, moc 109)
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Dziesięć Agonii (1 porcja, stat. 31, moc +10)
- Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30)
- Veritaserum (1 porcje, stat. 31, uwarzone 01.03),
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30),
- Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, moc +15),
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 28)
1 lniana torba
1 butelka starej ognistej od Macmilanów z wesela bo jak się bawić to się bawić
różdżka strażnika
Maeve:
kryształ
Wężowe usta (1 porcja, stat. 40)
Smocza Łza (1 porcja, stat. 40, moc +15)Kameleon (1 porcja)
Eliksir przeciwbólowy (1 porcja)
W razie pytań zapraszam. <3
Nie potrafiła wyrzucić z głowy słów ducha o olbrzymie. I w jaki sposób kruki strzegły duchów? Co powinni zrobić, by ich wszystkich uwolnić…? Brakowało jej pomysłów. Wiedziała też, że nie mogła pozwolić myślom błądzić, jeśli nie chciała popełnić jakiegoś głupiego, tragicznego w skutkach błędu. Im wyraźniejsze stawały się odgłosy dobiegające z pobliskich korytarzy, tym silniejsze napięcie odczuwała. Ostrożnie, próbując robić przy tym jak najmniej hałasu, zeszła po przeżartej rdzą drabinie. Widziała już swoje dłonie, widziała też sylwetki towarzyszy; to oznaczało, że eliksiry przestały działać i musieli mieć się na baczności. Przylgnęła do ściany, uważnie rozglądając się dookoła, powoli rozpoznając korytarz, w którym się znaleźli. Była tu już kiedyś. Kojarzyła, dokąd powinny prowadzić rozchodzące się w przeciwne strony drogi. Spróbowała przyśpieszyć swe ruchy, lecz zamiast oczekiwanego efektu otrzymała coś zgoła innego – syknęła w reakcji na rozgrzewające się drewienko różdżki. Co do…? Zanim jednak zdążyłaby ją wypuścić, rzucić na posadzę, nieoczekiwany gorąc zniknął tak szybko, jak się pojawił. Spojrzała na Anthony’ego, później na Fredericka. – Moja różdżka… – zaczęła cicho, szeptem, nieufnie się jej przy tym przyglądając. – Zrobiła się ciepła. Na chwilę. – Nie miała pojęcia, co to mogło oznaczać, ani czy aurorzy poczuli to samo. Zaraz jednak znowu umilkła, próbując wytężyć wzrok i słuch, usłyszeć coś ponad ciągły dźwięk dzwonów i dobiegający od strony otworów kanalizacyjnych szum wody. Zmarszczyła brwi, wyłapując tylko poszczególne słowa. – Mówią coś o Bramie Zdrajców i Azkabanie… A także blokowaniu korytarza, możliwe, że tego. – Przygryzła wargę, nie odwracając wzroku od wylotu, do którego najpewniej się skierują. – Pewnie będzie ich więcej po prawej, w dawnym biurze. Gdzie idziemy najpierw? – dodała jeszcze, nerwowo odgarniając z twarzy włosy, podwijając rękawy. To była już najwyższa pora, by choć trochę odmienić swój wygląd. Nie chciała przecież, by ktokolwiek powiązał jej osobę z włamem do więzienia. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, wyciszenie się i zmuszenie ciała do posłuszeństwa; bała się, że w tych warunkach tym bardziej zawiedzie, mimo to podjęła próbę wykorzystania swego daru metamorfomagii do przyjęcia innej aparycji. Przymknęła oczy, skupiając się na dokonaniu przemiany. Chciała zmaleć o kilka centymetrów, ale przede wszystkim utrudnić strażnikom rozpoznanie lica; w tym celu wyobraziła sobie pozbawioną cech charakterystycznych kobietę o regularnej, przeciętnej twarzy i krótkich włosach barwy słomy.
| staram się przemienić; ST 51-60, +20
| staram się przemienić; ST 51-60, +20
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
- Rozumiem. Dziękuję za waszą pomoc. - skierowałem swoje słowa do duchów, nim zniknąłem w klapie. Nie czułem się lekko z tym, że na dziedzińcu pozostawiliśmy wielu więźniów - tak samo jak i z tym, że nie mogłem złożyć duchom żadnej obietnicy. - W takim razie musimy wrócić przez dzieciniec. - Zasugerowałem swoim towarzyszom, choć moje spojrzenie było skierowane na Anthony'ego. To on decydował. Nie wiedziałem o jego nieudanej próbie zaklęcia pola antymagicznego, ale myśl o pozostawieniu więźniów w kruczych ciałach nie dawała mi spokoju. Chciałem zawrócić choćby teraz - ale wiedziałem, że byłoby to nierozważne. Nie tylko ze względu na potencjalne spotkanie z olbrzymem - tego obawiałem się najmniej. Potrzebowaliśmy chaosu. Różdżek z dawnego Biura Aurorów i jeszcze więcej więźniów na wolności. To o Justine martwiłem się najmocniej, choć nie była jedyna. Cele mogły skrywać innych, dawno zaginionych sojuszników Zakonu. Skoro była tu i ona, i Beckett - inni najpewniej też.
O ile zdołali przeżyć.
- Przejście jest ukryte za iluzją. - kiedy już znaleźliśmy się we właściwej części Tower, szeptem poinformowałem swoich towarzyszy. Pozostając nadal pod wpływem zaklęcia, byłem w stanie rozróżnić prawdę od iluzji. Uważnie przyjrzałem się miejscu, w którym wylądowaliśmy, starając się zapamiętać każdy detal. Umiejscowienie drzwi oraz znajdujących się naprzeciwko nich kratek ściekowych jasno wyznaczały ewentualną drogę ucieczki. W głowie widziałem położenie przejścia w układzie korytarzy, do których mieliśmy się udać - nie miałem wątpliwości co do tego, że jeśli będzie to nasza droga ucieczki, bez problemu ją odnajdziemy. - Ciepła? - Zmarszczyłem czoło na słowa Maeve. Wraz z biciem dzwonów, które obwieściło nasze przybycie, nasuwała się tylko jedna konkluzja. - Pułapka - Powiedziałem to, co cała nasza trójka najpewniej już sobie uzmysłowła. Było już za późno, aby jej zapobiec. Wpadliśmy. Wiedzieli, że przyjdziemy - ale było to za mało, aby nas powstrzymać. Zbyt wiele widziałem, bym miał odpuścić. - Evanescentio. Mico.- Różdżkę od razu skierowałem na siebie - jeśli za rogiem czekała na nas blokada, byłem gotowy.
1. evanescentio. 2. mico
O ile zdołali przeżyć.
- Przejście jest ukryte za iluzją. - kiedy już znaleźliśmy się we właściwej części Tower, szeptem poinformowałem swoich towarzyszy. Pozostając nadal pod wpływem zaklęcia, byłem w stanie rozróżnić prawdę od iluzji. Uważnie przyjrzałem się miejscu, w którym wylądowaliśmy, starając się zapamiętać każdy detal. Umiejscowienie drzwi oraz znajdujących się naprzeciwko nich kratek ściekowych jasno wyznaczały ewentualną drogę ucieczki. W głowie widziałem położenie przejścia w układzie korytarzy, do których mieliśmy się udać - nie miałem wątpliwości co do tego, że jeśli będzie to nasza droga ucieczki, bez problemu ją odnajdziemy. - Ciepła? - Zmarszczyłem czoło na słowa Maeve. Wraz z biciem dzwonów, które obwieściło nasze przybycie, nasuwała się tylko jedna konkluzja. - Pułapka - Powiedziałem to, co cała nasza trójka najpewniej już sobie uzmysłowła. Było już za późno, aby jej zapobiec. Wpadliśmy. Wiedzieli, że przyjdziemy - ale było to za mało, aby nas powstrzymać. Zbyt wiele widziałem, bym miał odpuścić. - Evanescentio. Mico.- Różdżkę od razu skierowałem na siebie - jeśli za rogiem czekała na nas blokada, byłem gotowy.
1. evanescentio. 2. mico
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100, 5
'k100' : 100, 5
Nie poczuła rwącego bólu klatki piersiowej, nie zgięła się wpół w wyniku utraty kontroli nad swym ciałem – to dobrze. Mimo dudniącego w uszach alarmu, szumu wody, dobiegających z dalszych części korytarza głosów nie pozwoliła sobie na błąd. Jednak czy podołała samej przemianie? Spojrzała w dół, na swe nogi, próbując przypomnieć sobie długość płaszcza, a w ten sposób ocenić, czy naprawdę zmalała. Odruchowo sięgnęła też do włosów, szukając dłonią dotykających ramion, ciemnych loków; pukle wydawały się krótsze, prostsze, lecz nie mogła się im nawet dobrze przyjrzeć. Pozostało więc mieć nadzieję, że wyglądała inaczej. Zmartwiła ją zagadka rozgrzanego drewienka różdżki, Fox musiał mieć jednak rację – to pułapka, mniej lub bardziej oczywista. Niecenzuralne słowo wybrzmiało w myślach, nie znalazło drogi na usta; musiała odłożyć zmartwienia na później. – Speculio – wymruczała pod nosem, po krótkiej chwili rozważania wszelkich za i przeciw decydując się na trudne zaklęcie defensywne. Iluzja odwróciła uwagę od niej samej, a może dzięki wzmocnieniu, które zapewnił towarzysz, podoła poprawnemu utkaniu sobowtóra.
W napięciu oczekiwała decyzji Skamandera, odnotowując w myślach informację o przejściu; zerknęła przez ramię w stronę drabiny, nie widziała jej. Próbowała jednak zapamiętać, w którym miejscu korytarza była ulokowana, gdyby przypadkiem musieli ratować się ucieczką tą samą drogą. A kiedy mężczyźni zdecydowali, gdzie powinni udać się w pierwszej kolejności, ruszyła za nimi.
W napięciu oczekiwała decyzji Skamandera, odnotowując w myślach informację o przejściu; zerknęła przez ramię w stronę drabiny, nie widziała jej. Próbowała jednak zapamiętać, w którym miejscu korytarza była ulokowana, gdyby przypadkiem musieli ratować się ucieczką tą samą drogą. A kiedy mężczyźni zdecydowali, gdzie powinni udać się w pierwszej kolejności, ruszyła za nimi.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Magia, która więziła duchy to zdecydowanie było coś. To tłumaczyło poniekąd dlaczego zwykłe zaklęcie niwelujące działanie magii zawiodło. Do tego trzeba było czegoś więcej. Może nim nadarzy się kolejna okazja będą wiedzieli co. Do tego czasu nie mogli się zatrzymać. Czas się liczył.
Skamander ruszył korytarzem, a następnie zsunął się po jęczącej drabinie gratulując pomysłu przetarcia szlaku - mógł być pewien, że przynajmniej pod nim drabina wytrzyma. Zeskoczył na równe nogi rozglądając się po przestrzeni wokół uzmysłowiając sobie z chwili na chwilę o tym, gdzie byli. Przesunął się robiąc miejsce dla pozostałych Zakonników. W między czasie wyczarował magiczną gałkę i wzniósł ją nad ziemię. Chwilę później poczuł jak drewno różdżki nienaturalnie się nagrzało, parząc skórę dłoni. Zacisnął dłoń mocniej na różdżce nie zamierzając jej wypuszczać. Skrzywił się jednak...z konsternacją zdając sobie sprawę z tego, że...nie jemu jedynemu się to przytrafiło. Wlepił wymowne spojrzenie w wiedźmie strażniczkę, a właściwie w jej różdżkę - Rejestr... - bardziej stwierdził niż spytał, przenosząc spojrzenie na Foxa, który nie przeżywał żadnych rewelacji. Nie było to dziwne - to była tylko jedna z licznych atrakcji, która go wyminęła w tym czasie.
- Nie martwiłbym się tym - to, że wróg organizował pułapkę było najmniej zaskakujące z tego wszystkiego. To było tak samo przewidywalne, jak to, że oni tu teraz byli. Bardziej martwiło go to, że wspominali Azkaban. Ich zadaniem było w końcu polegać na odciągnięciu uwagi. Musieli więc szybko się organizować by zdążyć ich jeszcze przyciągnąć do siebie - Chodźmy najpierw po różdżki - zadecydował stawiając pierwsze kroki w stronę dawnego Biura wskazanego przez zjawę. Wydawało mu się, że to byłoby trudne manewrować po przestrzeni z chmarą nieuzbrojonych, osłabionych więźniów. Dodatkowo mogli pociągnąć potencjalne zainteresowanie w głąb muzeum nie pozwalając mu się rozpierzchnąć do takiego choćby właśnie Azkabanu. Jak to wyjdzie w praktyce? Przyszłość pokaże.
Skamander skierował wyczarowane oko przed siebie, tak by przesuwało się w odległości, pod sufitem przed nimi i zaglądało za zakręty, w dal z góry jako pierwsze - Mico - wypowiedział podążając dalej korytarzem w prawą stronę, prowadząc za sobą Foxa, jak i Clearwater - Venenifer Captiona - wypowiedział zaraz potem kierując różdżkę w swoją osobę, chcąc wykorzystać potencjał magiczny, którym obdarzył go gwardzista.
Skamander ruszył korytarzem, a następnie zsunął się po jęczącej drabinie gratulując pomysłu przetarcia szlaku - mógł być pewien, że przynajmniej pod nim drabina wytrzyma. Zeskoczył na równe nogi rozglądając się po przestrzeni wokół uzmysłowiając sobie z chwili na chwilę o tym, gdzie byli. Przesunął się robiąc miejsce dla pozostałych Zakonników. W między czasie wyczarował magiczną gałkę i wzniósł ją nad ziemię. Chwilę później poczuł jak drewno różdżki nienaturalnie się nagrzało, parząc skórę dłoni. Zacisnął dłoń mocniej na różdżce nie zamierzając jej wypuszczać. Skrzywił się jednak...z konsternacją zdając sobie sprawę z tego, że...nie jemu jedynemu się to przytrafiło. Wlepił wymowne spojrzenie w wiedźmie strażniczkę, a właściwie w jej różdżkę - Rejestr... - bardziej stwierdził niż spytał, przenosząc spojrzenie na Foxa, który nie przeżywał żadnych rewelacji. Nie było to dziwne - to była tylko jedna z licznych atrakcji, która go wyminęła w tym czasie.
- Nie martwiłbym się tym - to, że wróg organizował pułapkę było najmniej zaskakujące z tego wszystkiego. To było tak samo przewidywalne, jak to, że oni tu teraz byli. Bardziej martwiło go to, że wspominali Azkaban. Ich zadaniem było w końcu polegać na odciągnięciu uwagi. Musieli więc szybko się organizować by zdążyć ich jeszcze przyciągnąć do siebie - Chodźmy najpierw po różdżki - zadecydował stawiając pierwsze kroki w stronę dawnego Biura wskazanego przez zjawę. Wydawało mu się, że to byłoby trudne manewrować po przestrzeni z chmarą nieuzbrojonych, osłabionych więźniów. Dodatkowo mogli pociągnąć potencjalne zainteresowanie w głąb muzeum nie pozwalając mu się rozpierzchnąć do takiego choćby właśnie Azkabanu. Jak to wyjdzie w praktyce? Przyszłość pokaże.
Skamander skierował wyczarowane oko przed siebie, tak by przesuwało się w odległości, pod sufitem przed nimi i zaglądało za zakręty, w dal z góry jako pierwsze - Mico - wypowiedział podążając dalej korytarzem w prawą stronę, prowadząc za sobą Foxa, jak i Clearwater - Venenifer Captiona - wypowiedział zaraz potem kierując różdżkę w swoją osobę, chcąc wykorzystać potencjał magiczny, którym obdarzył go gwardzista.
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44, 48
'k100' : 44, 48
Opuszczone muzeum
Szybka odpowiedź