Paliczki
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Paliczki
Sklep ten znajduje się w głębi Nokturnu, dalej od schodów prowadzących na Pokątną. Jego lokalizacja nie jest bez znaczenia, gdyż wystawę Paliczków zdobią ogromne, nieco upiorne szkielety zwierząt, w tym również mugoli, które niechybnie nie spodobałyby się mundurowym z Czarodziejskiej Policji. Złote napisy zdobiące podniszczone już szyldy głoszą, że dostać tu można wszelkie skamieliny, szpony, czy kości, a również wykonane z nich meble.
The member 'Daniel Wroński' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Nie żartowała na temat nieudanego Esposas. A może raczej – nie podchodziła do tego tematu lekko, wszak towarzysz uderzył w czułe tony, spotęgował poczucie bezużyteczności. Próbowała odpowiedzieć chłodną złośliwością, a jednocześnie nie robić przed spacyfikowanym mężczyzną scen. To jednak nie było już takie ważne, gdy w końcu wydusiła z Wrońskiego, jakie skutki niosła ze sobą plugawa inkantacja. Na Merlina, zawał serca? Niegroźne zaklęcie torturujące? Ściągnęła usta w wąską kreskę, jak śmiał udawać, że wszystko w porządku, kiedy przeżywał coś takiego. Jak śmiał okłamywać, tak bezczelnie i uparcie – i dlaczego to, z troski? Powinien rozumieć, że musiała mieć jasność sytuacji, pewność, że nie zejdzie jej tu zaraz na prawdziwy zawał, jeśli nie znajdą mu zaraz medyka, on zaś wolał bawić się w podchody, sprawiać pozory; na co jej niby to męskie znoszenie skutków czarnomagicznej klątwy, jeśli nie mogła zrozumieć, co się dzieje? Zmartwienie mieszało się z oburzeniem, to ona mogła stać się ofiarą, zwijać się na podłodze z obawą, że to już koniec, że zaraz umrze – jednak wziął to na siebie, oszczędził jej bólu. Powinna być wdzięczna, była wdzięczna, ale wraz z poznaniem natury inkantacji pojawiła się też złość.
Skinęła mu tylko krótko głową, gdy próbował ją podnieść na duchu – on ją! – lecz nie powiedziała nawet słowa, próbując odegnać emocje, a przynajmniej te, które mogłyby skomplikować przeprowadzenie przesłuchania. Skrzywiła się w reakcji na cios, którym Wroński uraczył spętanego łańcuchami, bezbronnego starca, już otworzyła usta, poruszyła ręką, jak gdyby chciała go powstrzymać, lecz ostatecznie nie wtrąciła się w działanie towarzysza. Nie była pewna, ile Dragan mógł mieć lat, lecz z pewnością przeżył już niejedną wiosnę i nie brakowało mu sił do rzucania inwektywami na prawo i lewo. Może wcale nie powinna mieć oporów, choćby podskórnych, przed niemym przyzwoleniem na przemoc – czy za czarnomagiczną klątwę, czy za swe eksperymenty, które najpewniej nie obyły się bez ofiar. Szaleniec. Potwór.
Kiedy Daniel próbował wydobyć coś więcej z opornego alchemika, ona zajęła się przeszukiwaniem pobliskich półek, biblioteczek, wodząc wzrokiem po kolejnych etykietach, fiolkach, pergaminach. Żałowała, że nie ma większej wiedzy na temat eliksirów – może wtedy lepiej zrozumiałaby, nad czym Dragan pracował i co chciał osiągnąć. Szukała notesu, o którym wspomniał Wroński, próbując opanować szybsze bicie serca, zakradającą się do serca nadzieję. Nigdy nie pogodziła się z myślą, że nie dowie się prawdy o śmierci Caleba, ale też od dawna już nie trafiła na nic, co można byłoby uznać za obiecującą poszlakę. Czas mijał, ludzie pamiętali coraz mniej, ślady się zacierały. Czy naprawdę środek autorstwa nokturnowego szaleńca mógł doprowadzić do tak nieszczęśliwego wypadku, odebrać życie jej brata…? Nagle odwróciła się w kierunku mężczyzn, zwabiona nagłym poruszeniem, gwałtownym ruchem. Puszczała wcześniejsze słowa gospodarza mimo uszu, nie chciała, by nerwy przesłoniły zdrowy rozsądek, najwyraźniej jednak to ona była z ich dwójki tą bardziej opanowaną. Wroński dyszał ciężko, na jego policzki wypełzły plamy czerwieni; kopniak, który wymierzył w brzuch przesłuchiwanego, był silny, zbyt silny. Dlaczego dał się ponieść emocjom? I dlaczego tak bardzo zabolały go te słowa? To o niej mówił Dragan, ją nazywał charłaczką. – Martwy na nic nam się nie przyda – przypomniała cicho, siląc się na spokój, próbując odnaleźć przy tym wzrok Wrońskiego; na poły bała się jego nagłego wybuchu, łatwości, z jaką okładał znanego sobie czarodzieja, na poły chciała przywrócić go do porządku, ostudzić ten niezdrowy zapał. Rozumiała, że muszą go nastraszyć, jakoś zachęcić do mówienia, to jednak było coś innego. Poza tym, obawiała się, że tak silne ciosy mogą doprowadzić do kolejnej tragedii, poskutkować obrażeniami, z którymi ani ona, ani towarzysz nie będą umieli sobie poradzić. Zaraz jednak starzec zarechotał, znów zaczął mówić, pleść co mu ślina na język przyniesie, byle tylko zagrać na emocjach, wytrącić z równowagi. Skrzywiła się znowu, odruchowo kręcąc głową, jak gdyby chciała odrzucić od siebie te słowa i zawartą w nich sugestię. Gołąbeczki, randka, imponowanie kobiecie, to po prostu niedorzeczne. Starała się więc skupić na ostatnich słowach – mieli uważać, gdzie pchają łapska. Czyżby faktycznie były tu jakieś pułapki? Nie widziała twarzy Daniela, może to i lepiej, bo zapadła nagle dziwna, pełna niezręczności cisza; kątem oka dostrzegła jedynie, że składa dłonie w pięści, nie zamachnął się jednak, nie wymierzył kolejnego ciosu.
Drgnęła, gdy ulokowany obok mebel odsunął się z cichym szuraniem, odsłaniając jej oczom wąskie przejście do czegoś, co wyglądało na składzik. A jednak, mogła się tego spodziewać, zbyt szybko odpuściła. – Wyczułeś coś? – dopytała z napięciem, w końcu próbował wykryć ewentualne przeszkody. Była przy tym niecierpliwa, postanowiła powtórzyć po nim inkantację nie czekając na odpowiedź. – Carpiene – wymruczała pod nosem; magia posłusznie spłynęła do różdżki, a następnie rozeszła się w powietrzu, ostrzegając przed kilkoma niewidocznymi gołym okiem pułapkami. Przygryzła wargę, dopiero co zaczęła zgłębiać temat zabezpieczeń, nałożyła ich ledwie kilka, nie zdejmowała jeszcze żadnego. Wolała więc omijać je szerokim łukiem, nie podejmować nawet próby neutralizacji zagrożenia, zamiast tego z bezpieczniej odległości spoglądać na woreczki, fiolki, księgi, szkatuły. Gdzie był ten cholerny notes? Zmrużyła oczy, podtykając różdżkę pod nos, znów korzystając z bladej łuny Lumos. Alchemik wygrażał, wierzgał, parskał, lecz nie zwracała na niego większej uwagi. Im bardziej się miotał, tym silniej czuła, że jest blisko swego celu. Nie wiedziała, czy to łut szczęścia, czy na zapiskach zależało Draganowi mniej niż na wytworzonym towarze, lecz w końcu dojrzała to, czego szukała, małą książeczkę wciśniętą między dwa opasłe tomiy o grzbietach zapisanych dziwnym, obcym pismem, której nie rozjaśniła magia Carpiene. – Accio notes – spróbowała nieco naiwnie, na pewno nie chcąc sięgać po niego dłonią. I oby się nie pomyliła, oby naprawdę nie ciążyła na nim żadna pułapka. Złapała kajet z pewną obawą, spodziewając się bólu, pisku, krzyku, lecz, na ich szczęście, nic takiego nie nadeszło. Odetchnęła z ulgą, cofając się o kilka kroków w kierunku mężczyzn, przyjmując na usta wyniosły uśmiech – niech ten gbur wie, co znalazła. – Chyba o tym mówiłeś – zwróciła się do Daniela, wznosząc znalezisko wyżej, tak by obaj mogli je zobaczyć. – Nie wiem, czy jest sens z nim dalej rozmawiać, możliwe, że zapiski powiedzą nam więcej, a przy tym nie będą tak irytujące – dodała, przechodząc obok siłującego się z łańcuchami Dragana. Teraz już się nie śmiał, jego twarz wykrzywiał grymas złości. Wolała nie zastanawiać się nad tym, co by jej zrobił, gdyby tylko trzymał w dłoni różdżkę. – Myślę, że powinniśmy wyczyścić mu pamięć… A później ogłuszyć – zaproponowała po chwili ciszy, jednocześnie kartkując trzymany w dłoniach notes. Musiała go dokładniej zbadać, wczytać się w zapiski, poszukać niewidzialnego atramentu. Zamierzała go sobie zatrzymać. – Co ty na to? – wzniosła wzrok na twarz Wrońskiego, mając nadzieję, że ten odzyskał już spokój, że przystanie na jej plan. Musieli stąd jak najszybciej zniknąć.
| tutaj rzut
Skinęła mu tylko krótko głową, gdy próbował ją podnieść na duchu – on ją! – lecz nie powiedziała nawet słowa, próbując odegnać emocje, a przynajmniej te, które mogłyby skomplikować przeprowadzenie przesłuchania. Skrzywiła się w reakcji na cios, którym Wroński uraczył spętanego łańcuchami, bezbronnego starca, już otworzyła usta, poruszyła ręką, jak gdyby chciała go powstrzymać, lecz ostatecznie nie wtrąciła się w działanie towarzysza. Nie była pewna, ile Dragan mógł mieć lat, lecz z pewnością przeżył już niejedną wiosnę i nie brakowało mu sił do rzucania inwektywami na prawo i lewo. Może wcale nie powinna mieć oporów, choćby podskórnych, przed niemym przyzwoleniem na przemoc – czy za czarnomagiczną klątwę, czy za swe eksperymenty, które najpewniej nie obyły się bez ofiar. Szaleniec. Potwór.
Kiedy Daniel próbował wydobyć coś więcej z opornego alchemika, ona zajęła się przeszukiwaniem pobliskich półek, biblioteczek, wodząc wzrokiem po kolejnych etykietach, fiolkach, pergaminach. Żałowała, że nie ma większej wiedzy na temat eliksirów – może wtedy lepiej zrozumiałaby, nad czym Dragan pracował i co chciał osiągnąć. Szukała notesu, o którym wspomniał Wroński, próbując opanować szybsze bicie serca, zakradającą się do serca nadzieję. Nigdy nie pogodziła się z myślą, że nie dowie się prawdy o śmierci Caleba, ale też od dawna już nie trafiła na nic, co można byłoby uznać za obiecującą poszlakę. Czas mijał, ludzie pamiętali coraz mniej, ślady się zacierały. Czy naprawdę środek autorstwa nokturnowego szaleńca mógł doprowadzić do tak nieszczęśliwego wypadku, odebrać życie jej brata…? Nagle odwróciła się w kierunku mężczyzn, zwabiona nagłym poruszeniem, gwałtownym ruchem. Puszczała wcześniejsze słowa gospodarza mimo uszu, nie chciała, by nerwy przesłoniły zdrowy rozsądek, najwyraźniej jednak to ona była z ich dwójki tą bardziej opanowaną. Wroński dyszał ciężko, na jego policzki wypełzły plamy czerwieni; kopniak, który wymierzył w brzuch przesłuchiwanego, był silny, zbyt silny. Dlaczego dał się ponieść emocjom? I dlaczego tak bardzo zabolały go te słowa? To o niej mówił Dragan, ją nazywał charłaczką. – Martwy na nic nam się nie przyda – przypomniała cicho, siląc się na spokój, próbując odnaleźć przy tym wzrok Wrońskiego; na poły bała się jego nagłego wybuchu, łatwości, z jaką okładał znanego sobie czarodzieja, na poły chciała przywrócić go do porządku, ostudzić ten niezdrowy zapał. Rozumiała, że muszą go nastraszyć, jakoś zachęcić do mówienia, to jednak było coś innego. Poza tym, obawiała się, że tak silne ciosy mogą doprowadzić do kolejnej tragedii, poskutkować obrażeniami, z którymi ani ona, ani towarzysz nie będą umieli sobie poradzić. Zaraz jednak starzec zarechotał, znów zaczął mówić, pleść co mu ślina na język przyniesie, byle tylko zagrać na emocjach, wytrącić z równowagi. Skrzywiła się znowu, odruchowo kręcąc głową, jak gdyby chciała odrzucić od siebie te słowa i zawartą w nich sugestię. Gołąbeczki, randka, imponowanie kobiecie, to po prostu niedorzeczne. Starała się więc skupić na ostatnich słowach – mieli uważać, gdzie pchają łapska. Czyżby faktycznie były tu jakieś pułapki? Nie widziała twarzy Daniela, może to i lepiej, bo zapadła nagle dziwna, pełna niezręczności cisza; kątem oka dostrzegła jedynie, że składa dłonie w pięści, nie zamachnął się jednak, nie wymierzył kolejnego ciosu.
Drgnęła, gdy ulokowany obok mebel odsunął się z cichym szuraniem, odsłaniając jej oczom wąskie przejście do czegoś, co wyglądało na składzik. A jednak, mogła się tego spodziewać, zbyt szybko odpuściła. – Wyczułeś coś? – dopytała z napięciem, w końcu próbował wykryć ewentualne przeszkody. Była przy tym niecierpliwa, postanowiła powtórzyć po nim inkantację nie czekając na odpowiedź. – Carpiene – wymruczała pod nosem; magia posłusznie spłynęła do różdżki, a następnie rozeszła się w powietrzu, ostrzegając przed kilkoma niewidocznymi gołym okiem pułapkami. Przygryzła wargę, dopiero co zaczęła zgłębiać temat zabezpieczeń, nałożyła ich ledwie kilka, nie zdejmowała jeszcze żadnego. Wolała więc omijać je szerokim łukiem, nie podejmować nawet próby neutralizacji zagrożenia, zamiast tego z bezpieczniej odległości spoglądać na woreczki, fiolki, księgi, szkatuły. Gdzie był ten cholerny notes? Zmrużyła oczy, podtykając różdżkę pod nos, znów korzystając z bladej łuny Lumos. Alchemik wygrażał, wierzgał, parskał, lecz nie zwracała na niego większej uwagi. Im bardziej się miotał, tym silniej czuła, że jest blisko swego celu. Nie wiedziała, czy to łut szczęścia, czy na zapiskach zależało Draganowi mniej niż na wytworzonym towarze, lecz w końcu dojrzała to, czego szukała, małą książeczkę wciśniętą między dwa opasłe tomiy o grzbietach zapisanych dziwnym, obcym pismem, której nie rozjaśniła magia Carpiene. – Accio notes – spróbowała nieco naiwnie, na pewno nie chcąc sięgać po niego dłonią. I oby się nie pomyliła, oby naprawdę nie ciążyła na nim żadna pułapka. Złapała kajet z pewną obawą, spodziewając się bólu, pisku, krzyku, lecz, na ich szczęście, nic takiego nie nadeszło. Odetchnęła z ulgą, cofając się o kilka kroków w kierunku mężczyzn, przyjmując na usta wyniosły uśmiech – niech ten gbur wie, co znalazła. – Chyba o tym mówiłeś – zwróciła się do Daniela, wznosząc znalezisko wyżej, tak by obaj mogli je zobaczyć. – Nie wiem, czy jest sens z nim dalej rozmawiać, możliwe, że zapiski powiedzą nam więcej, a przy tym nie będą tak irytujące – dodała, przechodząc obok siłującego się z łańcuchami Dragana. Teraz już się nie śmiał, jego twarz wykrzywiał grymas złości. Wolała nie zastanawiać się nad tym, co by jej zrobił, gdyby tylko trzymał w dłoni różdżkę. – Myślę, że powinniśmy wyczyścić mu pamięć… A później ogłuszyć – zaproponowała po chwili ciszy, jednocześnie kartkując trzymany w dłoniach notes. Musiała go dokładniej zbadać, wczytać się w zapiski, poszukać niewidzialnego atramentu. Zamierzała go sobie zatrzymać. – Co ty na to? – wzniosła wzrok na twarz Wrońskiego, mając nadzieję, że ten odzyskał już spokój, że przystanie na jej plan. Musieli stąd jak najszybciej zniknąć.
| tutaj rzut
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie trzeba było znać Emer, by dostrzec złość na jej ładniutkiej buzi. Wroński szybko umknął spojrzeniem, usiłując nie okazać mieszanki zaskoczenia i irytacji. Łagodnie unikał tematu, nie chcąc dodatkowo straszyć dziewczyny, która miała o Nokturnie zdanie jak najgorsze. Po ściągniętych ustach i ostrym spojrzeniu (jej własnych oczu, Maeve) poznał, że nadal kłębiły się w niej emocje - ale jakie, dlaczego? Milczała uparcie, a on nie mógł wyczytać z obcej twarzy konkretów innych niż gniew. Dobrze, niech i tak będzie. Lepiej na nią nie patrzeć, nie rozpraszać się - szczególnie nie przy pacyfikowaniu Dragana. Kątem oka widział grymas na jej twarzy, ale wcale nie chciał teraz pamiętać o kobiecej delikatności czy litości. Byli na Nokturnie, na jego zasadach, a tutaj używało się siły.
Martwy na nic się nam nie przyda.
Tym razem to on zacisnął usta, aż zgrzytnął zębami. Posłał Maeve ostre spojrzenie, ale potem - jakby zaalarmowany iskrami we własnym wzroku - przeniósł wzrok na Dragana.
-Wiem, jak bić ludzi. - przypomniał jej gardłowym głosem. Naprawdę, chciała pouczać go w kwestiach jego pracy? -Nigdy nikogo nie zabiłem. - dodał ciszej, spontanicznie, na wypadek gdyby śmiała się nad tym zastanawiać.
Zaraz pożałował tego nieprzemyślanego wtrącenia, bo jego słowa zaowocowały jedynie ironicznym rechotem Dragana, który właśnie odzyskał oddech.
Zaciskał mocno pięści, ale dzielnie znosił kolejne obelgi, głównie ze względu na towarzyszkę - choć pragnął zatkać mu mordę, choć powinien rzucić Silencio. Zamiast tego, posłuchał Maeve i zdecydował się na zaklęcia użytkowe, choć Carpiene nie wyszło mu z nerwów. Na szczęście, sama poprawiła po nim zaklęcie. Z napięciem obserwował, jak przeszukuje pokój i przywołuje do siebie notatki alchemika. Spodziewał się jak najgorszych zabezpieczeń, pożałował nawet, że nie zna run na tyle, by rzucić skutecznego Hexa Revelio. Na szczęście, nic się nie stało. Z wyraźną ulgą wypuścił powietrze z płuc, a Dragan z furią wpatrywał się w notes, chwilowo zbyt poruszony aby nabijać się z Daniela.
-To ten notes. - potwierdził krótko, a potem bez zbędnych dyskusji skinął głową na jej dobry plan. Zaszedł Dragana od tyłu, obracając tors mężczyzny tak, aby ten widział przed sobą tylko ścianę, a nie ich.
-N...nie, czekaj! - dopiero teraz alchemik zdradził pewien strach, a może rozczarowanie. -Czekaj, przemyśl to dobrze. Zdradzasz swoich, zdradzasz Nokturn, kładziesz na szali własną profesję - dla jakiejś kobiety? To się nie kończy dobrze, wiem coś o tym, nie siedziałbym bez powodu na tym zadupiu... - w głosie alchemika zabrzmiała dziwna gorycz, ale jego słowa jedynie zniecierpliwiły Daniela. Na szczęście sam wpatrywał się teraz w ścianę i tył głowy Dragana, Maeve miał za plecami i nie musiał widzieć jej reakcji na tą litanię żenady.
-Oblivate. - warknął, kumulując magiczną energię w perfekcyjną wiązkę zaklęcia. Złość paradoksalnie ułatwiła mu skupienie - gdy zaklęcie wniknęło w skroń bezbronnego Dragana, Daniel nabrał pewności, że skutecznie wymazali mu wszystkie wspomnienia z ostatniej godziny. Obudzi się ogłuszony, nie mając pojęcia, kto go napadł. Zanim oszołomiony alchemik zdążył choćby zamrugać, Wroński wymierzył mu potężny cios w głowę - pewny nokaut. Dragan stracił przytomność, a Daniel upuścił go na podłogę pod ścianą.
-Załatwione. - odwrócił się do Maeve, ale uniknął jej wzrokiem i powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu. -Powinniśmy zabrać coś jeszcze, żeby uwierzył w zwykły napad. Powinien tu trzymać gotówkę... - zaczął otwierać szuflady, wywalając na podłogę ich zawartość i tworząc kontrolowany bałagan. Wyraźnie zwalniał swe ruchy przy wszelkich podejrzanych fiolkach, nie chciał w końcu wysadzić całego interesu. Nagle podniósł do oczu torebeczkę wypełnioną błyszczącym pyłkiem. Rozpoznał Wróżkowy Pył, uśmiechnął się pod nosem i wpakował zdobycz do kieszeni. Może i zraził się na dobre do diablego ziela, ale trochę pewności siebie może się mu przydać.
Kucnął przy Draganie i wymacał w jego kieszeniach parę monet. Liczył, że Maeve znajdzie coś więcej, alchemik musiał mieć tu sporo gotówki z tygodniowego utargu.
-Gotowa? - spytał cicho, podnosząc się na nogi. Uświadomił sobie, że nie mają tu już czego szukać - ani na zapleczu, ani na Nokturnie. I że nie wie, kiedy znowu ją zobaczy.
Czy kiedykolwiek ją zobaczy.
Wbił wzrok w posadzkę, uświadamiając sobie, że ten sukinsyn Dragan miał rację. A potem otrząsnął się i ruszył do składziku, poszukać większej ilości pieniędzy. Może i wyjdzie stąd z urażoną dumą, ale na pewno nie z pustymi rękami.
rzuty - oblivate i potężny cios w tył głowy
Martwy na nic się nam nie przyda.
Tym razem to on zacisnął usta, aż zgrzytnął zębami. Posłał Maeve ostre spojrzenie, ale potem - jakby zaalarmowany iskrami we własnym wzroku - przeniósł wzrok na Dragana.
-Wiem, jak bić ludzi. - przypomniał jej gardłowym głosem. Naprawdę, chciała pouczać go w kwestiach jego pracy? -Nigdy nikogo nie zabiłem. - dodał ciszej, spontanicznie, na wypadek gdyby śmiała się nad tym zastanawiać.
Zaraz pożałował tego nieprzemyślanego wtrącenia, bo jego słowa zaowocowały jedynie ironicznym rechotem Dragana, który właśnie odzyskał oddech.
Zaciskał mocno pięści, ale dzielnie znosił kolejne obelgi, głównie ze względu na towarzyszkę - choć pragnął zatkać mu mordę, choć powinien rzucić Silencio. Zamiast tego, posłuchał Maeve i zdecydował się na zaklęcia użytkowe, choć Carpiene nie wyszło mu z nerwów. Na szczęście, sama poprawiła po nim zaklęcie. Z napięciem obserwował, jak przeszukuje pokój i przywołuje do siebie notatki alchemika. Spodziewał się jak najgorszych zabezpieczeń, pożałował nawet, że nie zna run na tyle, by rzucić skutecznego Hexa Revelio. Na szczęście, nic się nie stało. Z wyraźną ulgą wypuścił powietrze z płuc, a Dragan z furią wpatrywał się w notes, chwilowo zbyt poruszony aby nabijać się z Daniela.
-To ten notes. - potwierdził krótko, a potem bez zbędnych dyskusji skinął głową na jej dobry plan. Zaszedł Dragana od tyłu, obracając tors mężczyzny tak, aby ten widział przed sobą tylko ścianę, a nie ich.
-N...nie, czekaj! - dopiero teraz alchemik zdradził pewien strach, a może rozczarowanie. -Czekaj, przemyśl to dobrze. Zdradzasz swoich, zdradzasz Nokturn, kładziesz na szali własną profesję - dla jakiejś kobiety? To się nie kończy dobrze, wiem coś o tym, nie siedziałbym bez powodu na tym zadupiu... - w głosie alchemika zabrzmiała dziwna gorycz, ale jego słowa jedynie zniecierpliwiły Daniela. Na szczęście sam wpatrywał się teraz w ścianę i tył głowy Dragana, Maeve miał za plecami i nie musiał widzieć jej reakcji na tą litanię żenady.
-Oblivate. - warknął, kumulując magiczną energię w perfekcyjną wiązkę zaklęcia. Złość paradoksalnie ułatwiła mu skupienie - gdy zaklęcie wniknęło w skroń bezbronnego Dragana, Daniel nabrał pewności, że skutecznie wymazali mu wszystkie wspomnienia z ostatniej godziny. Obudzi się ogłuszony, nie mając pojęcia, kto go napadł. Zanim oszołomiony alchemik zdążył choćby zamrugać, Wroński wymierzył mu potężny cios w głowę - pewny nokaut. Dragan stracił przytomność, a Daniel upuścił go na podłogę pod ścianą.
-Załatwione. - odwrócił się do Maeve, ale uniknął jej wzrokiem i powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu. -Powinniśmy zabrać coś jeszcze, żeby uwierzył w zwykły napad. Powinien tu trzymać gotówkę... - zaczął otwierać szuflady, wywalając na podłogę ich zawartość i tworząc kontrolowany bałagan. Wyraźnie zwalniał swe ruchy przy wszelkich podejrzanych fiolkach, nie chciał w końcu wysadzić całego interesu. Nagle podniósł do oczu torebeczkę wypełnioną błyszczącym pyłkiem. Rozpoznał Wróżkowy Pył, uśmiechnął się pod nosem i wpakował zdobycz do kieszeni. Może i zraził się na dobre do diablego ziela, ale trochę pewności siebie może się mu przydać.
Kucnął przy Draganie i wymacał w jego kieszeniach parę monet. Liczył, że Maeve znajdzie coś więcej, alchemik musiał mieć tu sporo gotówki z tygodniowego utargu.
-Gotowa? - spytał cicho, podnosząc się na nogi. Uświadomił sobie, że nie mają tu już czego szukać - ani na zapleczu, ani na Nokturnie. I że nie wie, kiedy znowu ją zobaczy.
Czy kiedykolwiek ją zobaczy.
Wbił wzrok w posadzkę, uświadamiając sobie, że ten sukinsyn Dragan miał rację. A potem otrząsnął się i ruszył do składziku, poszukać większej ilości pieniędzy. Może i wyjdzie stąd z urażoną dumą, ale na pewno nie z pustymi rękami.
rzuty - oblivate i potężny cios w tył głowy
Self-made man
Ostatnio zmieniony przez Daniel Wroński dnia 19.11.20 17:48, w całości zmieniany 1 raz
Dosłyszała, że nigdy nikogo nie zabił – lecz czy była to prawda, nie wiedziała. Może próbował ją jedynie uspokoić, a może naprawdę uznał, że to dobry czas na zwierzenia, odganianie obaw. Tak czy inaczej nie chciała go denerwować, nie w chwili, gdy wiedziała już, że nie ma oporów przed przemocą, gdy widziała składane w pięści dłonie i słyszała pobrzmiewające w głosie nerwy. Jego obeznanie z Nokturnem, znajomość z Draganem, były im na rękę, a jednocześnie odstręczały, unaoczniały, jak bardzo są różni, że pochodzą z dwóch różnych światów. Spotkanie przebiegało nie tak, jak to sobie wyobrażała jeszcze przed przekroczeniem progu Paliczków, dlatego też chciała je jak najszybciej skończyć. Próbowała przy tym skupiać się na pozytywach – weszła w posiadanie zapisków, które mogły nie tylko pomóc wpaść na trop oprawców Caleba, ale i w zdobyciu innych interesujących informacji. Musiała się w nie wczytać, dokładnie przeanalizować, a później wyciągnąć wnioski; może w ten sposób dowie się czegoś więcej o klientach Dragana, o nowym Londynie.
Miała ochotę przewrócić oczami, gdy alchemik znów zaczął uderzać w te same tony. Zdrada, dla kobiety – musiał być naprawdę samotny, że wszędzie doszukiwał się romantycznych podtekstów. Kto wie, może odnajdą tutaj nie tylko tomiszcza o eliksirach, pewnie też czarnej magii, ale i chowane przed wzrokiem postronnych romansidła? – Idiota – mruknęła tylko pod nosem, wwiercając wzrok w odwróconego do nich plecami gospodarza. Niewiele później raziło go zaklęcie, które powinno odebrać wspomnienia, na koniec dostał jeszcze w głowę, w wyniku ciosu osunął się nieprzytomny na ziemię. Skrzywiła się w reakcji na ten pokaz, przerażające, jaką Wroński miał w tym wprawę, po czym pokiwała krótko głową, chowając notes do przewieszonej przez ramię torebki.
Uniosła wyżej brwi, gdy zaproponował, by wziąć coś jeszcze, upozorować napad. A co zrobią z salą główną sklepu – też ją zdemolują, tak na wszelki wypadek…? Tego jednak nie powiedziała, złośliwości zostawiając dla siebie. – Uważaj tylko na składzik, jest obłożony pułapkami – powiedziała cicho, nie spoglądając w jego stronę, zamiast tego szukając wśród rozrzucanych na podłodze listów, zapisków, przedmiotów czegoś ciekawego. A kiedy dotarła do wydrążonej książki, w której schowany był pobrzękujący obiecująco mieszek, podsunęła ją bliżej mężczyzny. Sama nie miała zamiaru korzystać z tych brudnych, zarobionych w szemrany sposób pieniędzy, nie miała zamiaru ich sobie przywłaszczać. Bo przecież notes, to było coś innego. Potrzebowała go, by choćby spróbować dowiedzieć się, co dokładnie spotkało Caleba. – Tak, chodźmy – odpowiedziała, po raz ostatni rozglądając się dookoła, oceniając bałagan, jaki po sobie zostawiali. Zanim jeszcze opuścili zaplecze, krótkim ruchem różdżki zdjęła z Dragana kajdany. A później rzuciła Agerivesti, kierując stworzone w ten sposób ślady w stronę okna, tak na wszelki wypadek. Podstarzały czarodziej nie powinien pamiętać tej wizyty, oni zaś nie pozostawiali po sobie żadnych poszlak, które mogłyby mu pomóc zrozumieć, co go spotkało.
| 2xzt
Miała ochotę przewrócić oczami, gdy alchemik znów zaczął uderzać w te same tony. Zdrada, dla kobiety – musiał być naprawdę samotny, że wszędzie doszukiwał się romantycznych podtekstów. Kto wie, może odnajdą tutaj nie tylko tomiszcza o eliksirach, pewnie też czarnej magii, ale i chowane przed wzrokiem postronnych romansidła? – Idiota – mruknęła tylko pod nosem, wwiercając wzrok w odwróconego do nich plecami gospodarza. Niewiele później raziło go zaklęcie, które powinno odebrać wspomnienia, na koniec dostał jeszcze w głowę, w wyniku ciosu osunął się nieprzytomny na ziemię. Skrzywiła się w reakcji na ten pokaz, przerażające, jaką Wroński miał w tym wprawę, po czym pokiwała krótko głową, chowając notes do przewieszonej przez ramię torebki.
Uniosła wyżej brwi, gdy zaproponował, by wziąć coś jeszcze, upozorować napad. A co zrobią z salą główną sklepu – też ją zdemolują, tak na wszelki wypadek…? Tego jednak nie powiedziała, złośliwości zostawiając dla siebie. – Uważaj tylko na składzik, jest obłożony pułapkami – powiedziała cicho, nie spoglądając w jego stronę, zamiast tego szukając wśród rozrzucanych na podłodze listów, zapisków, przedmiotów czegoś ciekawego. A kiedy dotarła do wydrążonej książki, w której schowany był pobrzękujący obiecująco mieszek, podsunęła ją bliżej mężczyzny. Sama nie miała zamiaru korzystać z tych brudnych, zarobionych w szemrany sposób pieniędzy, nie miała zamiaru ich sobie przywłaszczać. Bo przecież notes, to było coś innego. Potrzebowała go, by choćby spróbować dowiedzieć się, co dokładnie spotkało Caleba. – Tak, chodźmy – odpowiedziała, po raz ostatni rozglądając się dookoła, oceniając bałagan, jaki po sobie zostawiali. Zanim jeszcze opuścili zaplecze, krótkim ruchem różdżki zdjęła z Dragana kajdany. A później rzuciła Agerivesti, kierując stworzone w ten sposób ślady w stronę okna, tak na wszelki wypadek. Podstarzały czarodziej nie powinien pamiętać tej wizyty, oni zaś nie pozostawiali po sobie żadnych poszlak, które mogłyby mu pomóc zrozumieć, co go spotkało.
| 2xzt
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
data
Nie miała w ostatnim czasie znaczących problemów finansowych; poszerzająca się klientela, dobre stosunki z częścią rozsądnej szlachty oraz stałe dochody z sekcji zwłok i asyst przy pogrzebach przynosiły zyski zapewniające w trudnych czasach pełne szafki kuchenne oraz regularnie opłacany czynsz. Może gdyby nie wojna, byłaby w stanie się nawet wzbogacić? Nie chciała zastanawiać się nad ewentualnościami, znajdowała się zresztą w pozycji odpowiedzialnej za to, by do końca wojny doprowadzić - tego słusznego, który zapewni przyszłość nie tylko Wielkiej Brytanii, ale czarodziejom i magii samej w sobie.
Z tego jednak powodu chętniej przebierała w zleceniach i ofertach współpracy, sięgając wyłącznie po te, które rzeczywiście ją intrygowały - komfort, na jaki nie mogła pozwolić sobie rok wcześniej, kiedy każdy dodatkowy knut w budżecie oznaczał dla niej różnicę w jakości śniadania. Wtedy zgadzała się oferować pomoc uzdrowicielską prostytutkom i chuliganom, teraz, po wyrobieniu sobie renomy, wybrednie przyglądała się potencjalnym klientom. Znacznie bardziej skłonna była zgodzić się na zajęcia z magii leczniczej lub - zwłaszcza - anatomii, ponieważ sama czerpała przyjemność z odświeżania wiedzy i obserwowania postępów osiągniętych za jej sprawką.
Tego dnia na spotkanie w zimnej uliczce Nokturnu na terenie sklepu słynącego z przedmiotów wykonanych ze zwierzęcych i ludzkich kości udała się chętnie, gdyż kontakt z kobietą o niejasnym nazwisku zyskała za sprawą polecenia z wiarygodnego źródła. Czarownica szukała kogoś, kto pomoże jej w zgłębieniu tajników anatomii, a Elvirze brakowało komfortu pracy nad ścisłą, dobrze znaną dziedziną. Zima była ostra, ale dogadała się z właścicielem Paliczków, aby udostępnił im niewielkie pomieszczenie na tyłach sklepu. Składzik z dwoma krzesłami, stolikiem i świecą, nic wyjątkowego, gdyby nie regały pod każdą ścianą wypełnione po sufit skrzyniami pełnymi kości. Oczekiwała kobiety w miejscu umówionego spotkania; oczekiwała w wygodzie, zarzucając czarny płaszcz na oparcie krzesła i poprawiając obcisły materiał granatowej szaty, której krawędź zaznaczała się niewiele niżej niż kolana. Nie miała jednak gołych nóg, skądże, w taką pogodę nie wyszłaby z mieszkania bez ciepłych rajstop.
Usiadła, oparła łokieć na stoliku i rozejrzała się leniwie po skrzyniach. Liczyła na to, że nie zmarnuje cennego czasu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
I came here to get some peace
Way down deep where the shadows are heavy
Way down deep where the shadows are heavy
Nie miała w ostatnim czasie znaczących problemów finansowych; poszerzająca się klientela, dobre stosunki z częścią rozsądnej szlachty oraz stałe dochody z sekcji zwłok i asyst przy pogrzebach przynosiły zyski zapewniające w trudnych czasach pełne szafki kuchenne oraz regularnie opłacany czynsz. Może gdyby nie wojna, byłaby w stanie się nawet wzbogacić? Nie chciała zastanawiać się nad ewentualnościami, znajdowała się zresztą w pozycji odpowiedzialnej za to, by do końca wojny doprowadzić - tego słusznego, który zapewni przyszłość nie tylko Wielkiej Brytanii, ale czarodziejom i magii samej w sobie.
Z tego jednak powodu chętniej przebierała w zleceniach i ofertach współpracy, sięgając wyłącznie po te, które rzeczywiście ją intrygowały - komfort, na jaki nie mogła pozwolić sobie rok wcześniej, kiedy każdy dodatkowy knut w budżecie oznaczał dla niej różnicę w jakości śniadania. Wtedy zgadzała się oferować pomoc uzdrowicielską prostytutkom i chuliganom, teraz, po wyrobieniu sobie renomy, wybrednie przyglądała się potencjalnym klientom. Znacznie bardziej skłonna była zgodzić się na zajęcia z magii leczniczej lub - zwłaszcza - anatomii, ponieważ sama czerpała przyjemność z odświeżania wiedzy i obserwowania postępów osiągniętych za jej sprawką.
Tego dnia na spotkanie w zimnej uliczce Nokturnu na terenie sklepu słynącego z przedmiotów wykonanych ze zwierzęcych i ludzkich kości udała się chętnie, gdyż kontakt z kobietą o niejasnym nazwisku zyskała za sprawą polecenia z wiarygodnego źródła. Czarownica szukała kogoś, kto pomoże jej w zgłębieniu tajników anatomii, a Elvirze brakowało komfortu pracy nad ścisłą, dobrze znaną dziedziną. Zima była ostra, ale dogadała się z właścicielem Paliczków, aby udostępnił im niewielkie pomieszczenie na tyłach sklepu. Składzik z dwoma krzesłami, stolikiem i świecą, nic wyjątkowego, gdyby nie regały pod każdą ścianą wypełnione po sufit skrzyniami pełnymi kości. Oczekiwała kobiety w miejscu umówionego spotkania; oczekiwała w wygodzie, zarzucając czarny płaszcz na oparcie krzesła i poprawiając obcisły materiał granatowej szaty, której krawędź zaznaczała się niewiele niżej niż kolana. Nie miała jednak gołych nóg, skądże, w taką pogodę nie wyszłaby z mieszkania bez ciepłych rajstop.
Usiadła, oparła łokieć na stoliku i rozejrzała się leniwie po skrzyniach. Liczyła na to, że nie zmarnuje cennego czasu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
To był całkiem miły spacerek. Znana, spokojna dla swoich dzielnica, puste ulice i okazjonalne cienie, przemykające gdzieś w bocznych zaułkach. Ciepłe światła w oknach i lekko iskrzący się śnieg. Londyn przysypał biały puch, a śmierdzące rynsztoki skuło lodem. W końcu doczekałam się, aby ten cały syf zniknął mi z oczu. Miasto na kilka tygodni pozbyło się tej chujowizny i na reszcie dało się tu mieszkać.
Dziś miałam w planach po pracy skoczyć na spotkanie przypominające podstawy medycyny. Długo z tym zwlekałam, za długo, ale zapachy niektórych eliksirów oraz inkantacje przypominały mi o rzeczach, które wolałabym schować gdzieś głęboko w głowie i zalać alkoholem.
I tu właśnie fortuna się do mnie uśmiechnęła. Skończony idiota, który miał być moją ostatnią sprawą na dzisiejszy dzień, wyjątkowo utrudnił sobie życie, a mi dał idealny materiał do ćwiczeń. I to taki, który pomoże nie myśleć o przeszłości.
Kurwa, trzeba być naprawdę pojebanym, żeby tak na moich oczach, zamiast oddać złoto - zacząć je połykać. Nie chciałam mu psuć chwili chwały i uprzejmie poczekałam, aż wpakuje sobie całą zawartość sakiewki do żołądka. Dopiero wtedy pierdolnęłam go Petrificusem.
Chwilę się wahałam, czy może nie wypatroszyć go na miejscu od razu i zabrać to, co należało do banku, ale wyglądałoby to bardzo słabo w statystykach. A trzeba zachować jeszcze jakieś pozory. Dlatego zdecydowałam, że pogmeram sobie w jego flakach z umówioną “nauczycielką”, łącząc przyjemne z pożytecznym.
A później wymaże się kutasowi pamięć.
Albo nie.
Transport kolesia na Nokturn chwilę mi zajął, ale wolałam robić rzeczy ostrożnie, niż gimnastykować się ze służbami, co by zadawały niewygodne pytania. A tak to wyglądamy w miarę zwyczajnie. Ot młody chłopaczyna powoli taszczy magicznie najebanego starego. Dzień jak co dzień. Śnieg chrupie pod stopami, powietrze jest przyjemnie ostre. Cudownie.
Byle jak otwieram tylne drzwi do sklepu z kośćmi, rzucam typa na podłogę, poprawiam zaklęcie. Nie chcę, żeby mi tu jeszcze zaczął się rzucać.
-Dobry wieczór! - wypowiadam głośno, odhaczając formalności. - Raskolnikova. Ja na zajęcia.
Zaczynam leniwie wplątywać się z kolejnych warstw wierzchniego ubrania: płaszcza, przydługiego szalika w kratę.
-Przyniosłam też pomoce naukowe. - to mówiąc, szturcham nogą obitego kolesia. Był zawinięty w krzywo zapięta szatę - narzuciłam ją byle jak i tylko po to, żeby typ się nie rzucał w oczy, paradując w samej koszulinie. - Chujek zeżarł moje pieniądze. Muszę się do nich dostać jeszcze dziś, a nie mam zamiaru czekać, aż jaśnie pan wydali i jeszcze babrać się gównie.
Słyszałam różne opinie o pannie Multon. Skuteczna, podobno specyficzna w obyciu. Ale to dobrze. Przepychanie się z mięciutkimi i cieplutkimi działa mi na nerwy.
-No i odstawię go później na miejsce w jednym kawałku, żeby nie było. - dodaję. Osoby, które są bliżej systemu, nie muszą wiedzieć, że nie zawsze tak robię. - To od czego zaczynamy?
Dziś miałam w planach po pracy skoczyć na spotkanie przypominające podstawy medycyny. Długo z tym zwlekałam, za długo, ale zapachy niektórych eliksirów oraz inkantacje przypominały mi o rzeczach, które wolałabym schować gdzieś głęboko w głowie i zalać alkoholem.
I tu właśnie fortuna się do mnie uśmiechnęła. Skończony idiota, który miał być moją ostatnią sprawą na dzisiejszy dzień, wyjątkowo utrudnił sobie życie, a mi dał idealny materiał do ćwiczeń. I to taki, który pomoże nie myśleć o przeszłości.
Kurwa, trzeba być naprawdę pojebanym, żeby tak na moich oczach, zamiast oddać złoto - zacząć je połykać. Nie chciałam mu psuć chwili chwały i uprzejmie poczekałam, aż wpakuje sobie całą zawartość sakiewki do żołądka. Dopiero wtedy pierdolnęłam go Petrificusem.
Chwilę się wahałam, czy może nie wypatroszyć go na miejscu od razu i zabrać to, co należało do banku, ale wyglądałoby to bardzo słabo w statystykach. A trzeba zachować jeszcze jakieś pozory. Dlatego zdecydowałam, że pogmeram sobie w jego flakach z umówioną “nauczycielką”, łącząc przyjemne z pożytecznym.
A później wymaże się kutasowi pamięć.
Albo nie.
Transport kolesia na Nokturn chwilę mi zajął, ale wolałam robić rzeczy ostrożnie, niż gimnastykować się ze służbami, co by zadawały niewygodne pytania. A tak to wyglądamy w miarę zwyczajnie. Ot młody chłopaczyna powoli taszczy magicznie najebanego starego. Dzień jak co dzień. Śnieg chrupie pod stopami, powietrze jest przyjemnie ostre. Cudownie.
Byle jak otwieram tylne drzwi do sklepu z kośćmi, rzucam typa na podłogę, poprawiam zaklęcie. Nie chcę, żeby mi tu jeszcze zaczął się rzucać.
-Dobry wieczór! - wypowiadam głośno, odhaczając formalności. - Raskolnikova. Ja na zajęcia.
Zaczynam leniwie wplątywać się z kolejnych warstw wierzchniego ubrania: płaszcza, przydługiego szalika w kratę.
-Przyniosłam też pomoce naukowe. - to mówiąc, szturcham nogą obitego kolesia. Był zawinięty w krzywo zapięta szatę - narzuciłam ją byle jak i tylko po to, żeby typ się nie rzucał w oczy, paradując w samej koszulinie. - Chujek zeżarł moje pieniądze. Muszę się do nich dostać jeszcze dziś, a nie mam zamiaru czekać, aż jaśnie pan wydali i jeszcze babrać się gównie.
Słyszałam różne opinie o pannie Multon. Skuteczna, podobno specyficzna w obyciu. Ale to dobrze. Przepychanie się z mięciutkimi i cieplutkimi działa mi na nerwy.
-No i odstawię go później na miejsce w jednym kawałku, żeby nie było. - dodaję. Osoby, które są bliżej systemu, nie muszą wiedzieć, że nie zawsze tak robię. - To od czego zaczynamy?
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Nieaktywni
Charakterystyczny, można nawet rzec - oczywisty - wybór lokalu zapewniał atmosferę intymności oraz dość oprzyrządowania, by lekcja nie minęła na marne. Preferowała wszak praktykę nad teorią, lubiła się pobrudzić, a jeśli nie było ku temu okazji, to poukładać choć człowieka z kości, bo łatwiej zapamiętać to, czego się dotknęło. Doskonalszej lekcji anatomii niż tej prowadzonej w prosektorium nie umiała sobie wyobrazić, nie każdego jednak do prosektorium zapraszała. Była przywiązana do swojego królestwa, do małego skrawka wieczności, a że utrzymywała pozycję z umowy zawartej z właścicielką, wprowadzała pod ziemię wyłącznie ludzi zaufanych. Pani Raskolnikova, choć przyjmowana z polecenia, jeszcze do nich nie należała. Nazwisko nie zachęcało - zaczynała więc z gorszej stopy, bo Elvira, nawet po zawarciu bliższej znajomości z Tatianą, wciąż traktowała czarodziejów wschodu z dystansem i pobłażliwą podejrzliwością. Ot, odrobina rasizmu, która czyniła więcej pożytku niż szkody.
Zdążyła się rozluźnić, zbłądzić myślami w sprawach przyszłych i minionych, gdy drzwi do magazynu otworzyły się, z hukiem odbijając od ściany. Spetryfikowany mężczyzna wleciał do środka, a Elvira mimowolnie wstała i cofnęła się, z zafascynowanym okrucieństwem pozwalając mu rozbić się pod jej stopami. Nie zdążyła jeszcze zdecydować, co o tym myśli, a dołączyła do nich niska kobieta, sprawczyni całego zamieszania.
Głośny, dziarski ton nieprzyjemnie drażnił nerwy i zupełnie nie pasował do wzrostu, który bardziej przywodził na myśl dziecko, może nastolatka. W świetle świec uważnie przyjrzała się twarzy Raskolnikovej. Wyglądało na to, że nie jest goblinem. Może półgoblinem? Albo karłem.
- Hmm - mruknęła tylko, gdy kobieta przedstawiła się i tknęła stopą znieruchomiałego mężczyznę. Wodził wzrokiem z oczywistym przerażeniem, Elvira jednak nijak mu nie współczuła. Czymś sobie zasłużył, czy może był przypadkową ofiarą? Na dłuższą metę praca na żywym materiale będzie znacznie, znacznie dokładniejsza, lecz ordynarność zajścia wzbudziła w uzdrowicielce słuszną podejrzliwość. - Zeżarł... pieniądze? - Elvira spojrzała na Zlatę z góry, a potem nonszalancko opadła z powrotem na krzesło. Teraz przynajmniej były względnie równe. - Jak dawno temu to było? Naprawdę zależy ci na nauce, czy tylko na jednej wiwisekcji? - Przesunęła paznokciem kciuka po dolnej wardze, obojętnie postukując obcasem obok głowy nieszczęśnika. Właściwie co za różnica? - Zaczniemy od umowy - odpowiedziała poważnie, opierając łokieć na stole. Błękitne spojrzenie było nieugięte, nieruchome, chłodne. - Widać to nie tylko lekcja, ale i przysługa. Więc jedna trzecia - skinęła głową na pożeracza monet. - Jedna trzecia tego co tam jest. W ramach dodatku do kwoty za lekcję. Moja cena. Jeśli tak, zabieramy się do pracy od razu. Zajęcia o układzie pokarmowym.
Zdążyła się rozluźnić, zbłądzić myślami w sprawach przyszłych i minionych, gdy drzwi do magazynu otworzyły się, z hukiem odbijając od ściany. Spetryfikowany mężczyzna wleciał do środka, a Elvira mimowolnie wstała i cofnęła się, z zafascynowanym okrucieństwem pozwalając mu rozbić się pod jej stopami. Nie zdążyła jeszcze zdecydować, co o tym myśli, a dołączyła do nich niska kobieta, sprawczyni całego zamieszania.
Głośny, dziarski ton nieprzyjemnie drażnił nerwy i zupełnie nie pasował do wzrostu, który bardziej przywodził na myśl dziecko, może nastolatka. W świetle świec uważnie przyjrzała się twarzy Raskolnikovej. Wyglądało na to, że nie jest goblinem. Może półgoblinem? Albo karłem.
- Hmm - mruknęła tylko, gdy kobieta przedstawiła się i tknęła stopą znieruchomiałego mężczyznę. Wodził wzrokiem z oczywistym przerażeniem, Elvira jednak nijak mu nie współczuła. Czymś sobie zasłużył, czy może był przypadkową ofiarą? Na dłuższą metę praca na żywym materiale będzie znacznie, znacznie dokładniejsza, lecz ordynarność zajścia wzbudziła w uzdrowicielce słuszną podejrzliwość. - Zeżarł... pieniądze? - Elvira spojrzała na Zlatę z góry, a potem nonszalancko opadła z powrotem na krzesło. Teraz przynajmniej były względnie równe. - Jak dawno temu to było? Naprawdę zależy ci na nauce, czy tylko na jednej wiwisekcji? - Przesunęła paznokciem kciuka po dolnej wardze, obojętnie postukując obcasem obok głowy nieszczęśnika. Właściwie co za różnica? - Zaczniemy od umowy - odpowiedziała poważnie, opierając łokieć na stole. Błękitne spojrzenie było nieugięte, nieruchome, chłodne. - Widać to nie tylko lekcja, ale i przysługa. Więc jedna trzecia - skinęła głową na pożeracza monet. - Jedna trzecia tego co tam jest. W ramach dodatku do kwoty za lekcję. Moja cena. Jeśli tak, zabieramy się do pracy od razu. Zajęcia o układzie pokarmowym.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Paliczki
Szybka odpowiedź