Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.06.16 19:02
First topic message reminder :

Salon

Pomimo odbudowy starej chaty niektóre rzeczy się nie zmieniły: znajdujący się w kwaterze salon nie należy do największych, nie odznacza się też przepychem. Jego wystrój jest skromny, choć przytulny; przywodzi na myśl coś związanego z domem, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedną z pokrytych kremową tapetą ścian zajmuje stary zegar, a dookoła niego i na pozostałych ścianach wiszą kolorowe puste ramki, przygotowane do tego, aby zakonnicy włożyli do nich swoje zdjęcia.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
salon - Salon - Page 44 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Salon [odnośnik]13.10.20 2:26
Drgnął kiedy ciszę panującą w domku przeciął głos Justine. Tętno przyspieszyło niepotrzebnie, a Alexander zaczął nabierać jak najbardziej spokojnych oddechów. Próbował uspokoić się, ale było już za późno. Delikatny balans w jego głowie został zachwiany i Farley poczuł skradającą się ku niemu panikę. Jakby ktoś go obserwował, był tuż obok, przy jego ramieniu. Uzdrowiciela przeszedł dreszcz i zaczął odwracać się, żeby przywitać Tonks, lecz zamarł w pół ruchu. Wpatrywał się w szybę otwartego okna, a dokładniej w swoje w niej odbicie. Oczy mimowolnie rozwarły się szerzej, a gardło złapał w żelaznym uścisku strach. To nie on patrzył na siebie w odbiciu w szybie. Ramsey Mulciber stał tam jak gdyby nigdy nic, usta unosząc w pełnym wyższości grymasie. Nie, nie mógł nazwać tego uśmiechem.
Patrzył się w szklaną, błyszczącą powierzchnię niczym zahipnotyzowany, a zły urok przerwała dopiero Tonks, pytając go o samopoczucie. Alexander zacisnął tylko szczękę i pokręcił przecząco głową, wprawiając tym burzę loków okalającą jego nienaturalnie bladą twarz w serię nieskoordynowanych podskoków. W sztywnych ruchach Farley podszedł do stołu, usiadł i wziął głęboki oddech, próbując pozbierać się z szoku. Spojrzał na Justine zagubionym spojrzeniem i uniósł dłonie do twarzy, pocierając ją niczym nerwicowiec z natręctwami.
Kim jestem? – zapytał, bojąc się odpowiedzi. – Uzdrowicielem, legilimentą i metamorfomagiem – próbował przekonać samego siebie, lecz nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Zamarł, kiedy w jego uszach zabrzmiał nie jego głos, a Mulcibera. A może to mu się tylko wydawało, może to było tylko odległe echo tego okropnego, pierwszego wspomnienia? Oczy otworzył jeszcze szerzej, jakby przy pomocy samych gałek ocznych próbował wessać Tonks niczym dementor. – Ramsey Mulciber – wymamrotał, szukając w jej twarzy potwierdzenia lub zaprzeczenia. – Wyglądam jak Mulciber i brzmię jak Mulciber, mówię dokładnie to co mówił – mamrotał, wciąż przyciskając dłonie do policzków. – Prawda czy fałsz? – zapytał, lecz wtedy coś go rozproszyło. Na moment oderwał szaroniebieskie tęczówki od Justine rejestrując to, że przez otwarte drzwi do salonu wchodzili kolejni. Billy, Anthony, Archibald, a po nich Percival, Lucinda i... ten auror od Rinehearta? Dearborn? Kieran pisał mu o nim w liście już wieki temu. To musiał być on, nikogo nowego przecież ostatnio nie przyjęli.
I Skamander. Skamander, który na jego widok nie uniósł od razu różdżki, nie próbował go zaatakować.
Umysł Alexandra na moment zatrzymał swój paniczny bieg, zaczepiając się na tym fakcie. Farley zwinął palce dłoni, wciskając teraz pięści w swoje kości policzkowe. Wyprostował się lekko, odklejając się trochę od swojej chwilowej psychozy, już nieco bardziej trzeźwy wzrok przenosząc znów na Tonks. Od dwóch tygodni balansował na krawędzi rozbicia się na drobne kawałki i w chwilach kryzysu niczym dziecko potrzebował wciąż słyszeć zapewnienia, że nic się nie działo.
Gdybym był Mulciberem nie siedzielibyście tu ze mną – stwierdził w końcu, swoje słowa kierując trochę do Justine, trochę do samego siebie, a trochę do wszystkich dookoła. Wziął jeszcze jeden głęboki oddech i wypuścił powoli powietrze. – Prawda czy fałsz? – zapytał znów Just, czekając na odpowiedź.

| tylko sobie piszę uzupełniający, żeby potem nie mącić


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
salon - Salon - Page 44 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]13.10.20 16:55
15.07

Michael pojawił się w progu Starej Chaty nieco przed czasem, ale i tak uprzedziło go kilka osób. Nic dziwnego, podejrzewał, że mieli sporo do omówienia... i że wszystkim dobrze zrobi spotkanie w gronie Zakonników, w gronie przyjaciół. Kilka miesięcy temu szukał tutaj uspokojenia po szaleńczych wydarzeniach z Bezksiężycowej Nocy. Dzisiaj... dzisiaj był już właściwie przyzwyczajony do tego, że świat codziennie stawał na głowie. Dzisiaj chciał zobaczyć znajome twarze, omówić dalsze plany i działać.
-Dzień dobry wszystkim. - rzucił w progu, omiatając zebranych wzrokiem. Skinął głową do Anthony'ego Macmillana, po którego weselu długo trzeźwiał i Percivala z którym niedawno miał okazję współpracować.  Z Kieranem był w stałym kontakcie, ale dobrze było zobaczyć Skamandra - dawno nie widział kolegi po (bezrobotnym) fachu. W stałym kontakcie był za to z Cedrikiem, obok którego od razu usiadł. Pamiętając ostatnie spotkanie, chciałby życzyć Dearbornowi powodzenia, ale przezornie ugryzł się w język. Dziś nastroje wydawały się spokojne (nie licząc dziwnej miny Alexandra), chociaż mieli sporo do omówienia. Przejście olbrzymów na stronę Rycerzy było gorzkim rozczarowaniem, a zniknięcie Bertiego Botta z plakatów bolesnym ciosem, ale Tonks postanowił nie tracić głowy ani ducha. Lipiec rozpoczął się dla niego pracowicie, lecz w głębi duszy kochał ten wir adrenaliny, dzięki czemu mógł zachować względny spokój. To działanie nadawało jego życiu sensu, bezczynność dobijała. Pomimo konieczności ukrywania się i utraty stałego źródła dochodów, z dnia na dzień czuł się w wojennej rzeczywistości coraz swobodniej (i może tej swobody pożałuje), śmiało planując z Marcellą zabezpieczenie kolejnych miejsc w Londynie.
-Jak się masz? - zagaił do Dearborna. Jeszcze nie zgadali się ani na kolację ani na kolejny sparing, ale Michael przezornie wstrzymał się z propozycjami. Nie znał jeszcze dzisiejszych rozkazów ani planów Gwardii, a pod koniec spotkania może się okazać, że doba nagle się skurczyła.
Omiótł wzrokiem pomieszczenie, ciekaw, kto jeszcze się zjawi i czy oprócz Cedrika zostali tu zaproszeni jacyś nowi sojusznicy. Nie znał młodego człowieka siedzącego obok Just (Billy), ale najwyraźniej był jej znajomym, więc skinął mu lekko głową.


7



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
salon - Salon - Page 44 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Salon [odnośnik]13.10.20 23:15
Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty przychodzić na dzisiejsze spotkanie. Nie było mnie jednak w zeszłym miesiącu, a to nieszczęsne poczucie obowiązku, z którym się urodziłem, nie pozwalało mi po prostu nie przyjść. Wtedy naprawdę zaniemogłem i po prostu nie dałbym rady wysiedzieć całego spotkania. Zamiast mnie przyszedł Bertie i wszystko mi przekazał. Dzisiaj ja idę za niego i... Cóż, nic mu nie przekażę. Między innymi dlatego tak bardzo nie chciałem tutaj przychodzić. Nie miałem siły kolejny raz słuchać wiadomości o tym, że nie żyje, jakkolwiek abstrakcyjnie by to nie brzmiało. Przecież Bottowie mieli zawsze spadać na cztery łapy. Anastasia zniknęła, ale wróciła. Bertie zniknął i nie wróci. Skoro mnie to tak bolało, nie potrafiłem sobie wyobrazić co czuje jego najbliższa rodzina.
Wszystko dzisiaj robiłem powoli, żeby wyjść za późno i przynajmniej się spóźnić. Pomogłem sąsiadowi w remoncie jego chatki, co trwało dość długo, bo za bardzo się na tym nie znam (choć po tylu przeprowadzkach zaczynałem łapać podstawy); zaniosłem Cedricowi obiad, który wyszedł naprawdę smaczny, więc mam nadzieję, że jego córka (albo nie, nie wiem, jeszcze nie zrozumiałem ich relacji) nie padnie z głodu. Generalnie cały czas coś robiłem, żeby zająć rozbiegane myśli, chociaż nie pamiętam, kiedy ostatnio zmrużyłem oczy, więc działałem mechanicznie. Czułem się tak, jakbym szedł obok siebie. Czy to w ogóle ma sens?
Kiedy przekroczyłem próg Starej Chaty okazało się, że moje próby spełzły na niczym. Spotkanie jeszcze się nie zaczęło, ba, stół nie był zapełniony nawet w połowie. Przywitałem się ze wszystkimi dość niemrawo i zająłem pierwsze wolne miejsce, które wypadało obok Antków. Westchnąłem cicho i zacząłem podwijać rękawy swojej beżowej koszuli, bo było tutaj dla mnie za ciepło. Przynajmniej tak sobie wmawiałem, ale to pewnie z nerwów.

miejsce nr 10


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
salon - Salon - Page 44 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Salon [odnośnik]14.10.20 0:46
15 lipca


W sumie trochę bolał ją kark. Chyba poduszka z pierza zaczęła się robić trochę zbyt płaska, może znowu gdzieś się obiła podczas spontanicznego turlania, kto wie. Wiedziała jedno, znowu nie czuła się najlepiej podczas spotkania, co niczego dobrego nie wróżyło. Dużo jej dały treningi, nawet jeśli nie podziałały na jej wewnętrzny spokój, to częściej reagowała na dane emocje tak jak należy. Trochę mniej chaotycznie. Niestety nie czekały ich żadne dobre wieści w tym miejscu i doskonale to czuła. Atmosfera była jak ciężkie, gęste ciasto. Odnosili tylko bardzo małe, nieznaczące zwycięstwa i na razie nie mogli pochwalić się właściwie niczym ciekawym. Tak wyglądało to w jej oczach, ale może przez zmęczenie była już zrzędliwa. Znowu niewiele spała. Czytała książkę do późna próbując zająć myśli. I jakoś sobie leciało to żyćko, z beznadziejnego dnia na beznadziejny dzień.
Powoli, powoli.
Weszła do salonu po cichu, nie chcąc za bardzo wzbudzać zbyt dużej uwagi, zauważając, że większość miejsc jest już zajęta. Z resztą, nie musiała się bardzo starać, żeby nie wzbudzać uwagi, Alexander zachowywał się najwyraźniej nieco dziwnie, więc ściągał na siebie większość atencji osób wokół niego. Przemknęła więc spokojnie przez pomieszczenie bardziej jak część wyposażenia niż ktoś, kto dopiero się tutaj pojawił. Usiadła obok Lucy, uśmiechając się do niej delikatnie. Powiedziałam ciche cześć, nie chcąc przerywać niczyjej ciszy tutaj. Niech mają swoją własną ciszę.
Miałam ze sobą wielką torbę z notatkami, jakimiś eliksirami, po prostu czymś co może się przydać. Chciałam grzecznie notować całe spotkanie, nie wcinać się, przejść to i wyjść. Szybka akcja, dowiedzenie się o co biega i egzekwowanie tego. I tak nie za bardzo wierzyła w zorganizowaną akcję w najbliższym czasie, choć z pewnością dowiedzą się czegoś na temat misji. Swoją drogą, dostawali je coraz rzadziej. Zapewne wszyscy byli zajęci wojną.

| poproszę 20


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Salon [odnośnik]14.10.20 17:49
Norweg miał dziś dzień wolnego. Od rana ślęczał więc w szopie na tyłach domu przy Hare Lane End. Badania nad eliksirem żyły w pewien sposób swoim życiem: choćby skały srały Ingisson nie był w stanie niektórych rzeczy przyspieszyć. Jak na przykład zmieniających się faz księżyca. Choć czasem lubił dywagować nad tym, jak miło byłoby zmusić księżyc do świecenia tak, jak akurat się potrzebowało to temat ten pozostawał pewną naukową mrzonką. Zmieniacz czasu lunarnego brzmiał jak przedsięwzięcie na całe życie, albo i jeszcze parę kolejnych. A nie była to w tej chwili rzecz, której potrzebował najbardziej na świecie.
Pochylał się więc nad wszystkimi znanymi sobie księgami o alchemii i numerologii, cały cas obracając problemy w swoich rękach jak puzzle-układanki o nieskończonej ilości potencjalnych wyników. Prawda była taka, że choć dzieliło go jeszcze sporo pracy od końca to była to już ostatnia prosta. Brakowało mu jeszcze paru dni do pełni, wtedy będzie miał dokładne kwartalne wykresy lunarne dla wybranych wraz z Percivalem i Archibaldem ingrediencji i będzie mógł bez zbędnego zgadywania wybrać najlepszy sposób na stworzenie eliksiru, wybierając sobie z możliwych wariacji astralnych o dokładnie określonych wartościach.
Tak bardzo pogrążył się w myślach, że prawie nie zauważył, jak z księgarni w Londynie znalazł się na przedmieściach. Z czystej przezorności musiał teraz trochę pokluczyć. Cała zabawa z posiadaniem kwatery tuż pod nosem wroga polegała chyba w końcu na tym, żeby jej nie zdradzić. Tak samo jak on pracował w Mungu żeby dać złudne wrażenie tego, że wcale mu nie przeszkadzało przebywanie w stolicy i patrzenie z bliska na to, co się tam działo.
W końcu Ingisson dotarł do chaty, jak zwykle wprowadzając w kwaterze zapach korzenno-ziołowej apteki i pobrzękując torbą z eliksirami.
Dobry – powiedział nie za głośno i skinął głową na wejściu do pokoju. Zawahał się przez moment w drzwiach, patrząc po zgromadzonych. W pierwszym odruchu usiadłby koło Susanne: przeszło mu już i tęsknił za spotkaniami alchemicznymi z Lovegood, ale nie było jej w pokoju. Jego spojrzenie padło jednak na pewnego smokologa i nim zdążył się zbyt nad tym zastanowić, Åsbjørn podszedł do niego i odsunął sobie krzesło obok.
Jak tam w rezerwacie? – zapytał, na moment tracąc gdzieś rozum i zaczynając rozmowę. Odstawił torbę na podłogę i usiadł, po czym zerknął na Blake'a z ciekawością. Im dłużej rozgrzebywał temat alchemicznego wykorzystania smoczej krwi, tym bardziej z czystej ciekawości myślał i czytał o tych stworzeniach w ogóle, co jeszcze bardziej tylko sprawiało, że chciał o nie podpytać Percivala. Naprawdę ostatnio zaczęło mu już chyba odbijać.

| 17


Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: Salon [odnośnik]14.10.20 20:57
Wciąż pozostawał pochylony nad mapą ukazującą Londyn, skupiony wzrok przenosił z jednego oznaczenia na drugie, pomiędzy punktami rysując proste linie w swojej głowie, niekiedy zataczając mniejsze lub większe kręgi w ramach poszczególnych dzielnic. Kanciaste uczucie zbliżone do irytacji a czasem bardziej do niepokoju rozrastało się w jego klatce piersiowej za każdym razem, kiedy więcej uwagi znów poświęcał portowym rejonom. Ostatnie wydarzenia dobitnie pokazały, że to właśnie tam działo się najwięcej niepokojących rzeczy. Rycerze Walpurgii zdobyli tam już znaczącą przewagę, a swoje wpływy zabezpieczali z pomocą patroli ministerialnych służb. Uparcie nie chciał przyznać, że za jego zainteresowaniem odnośnie funkcjonowania portu kryje się jeszcze inny powód. Zdawał sobie sprawę z tego, że ta wojna nie skończy się szybko, ona dopiero się zaczęła i zbierała krwawe żniwo już od wielu miesięcy. Chciał położyć kres rozlewowi krwi, jednak nie było na to prostego sposobu, z racji liczebności i skromnego zaplecza musieli dokładnie wiedzieć gdzie uderzyć, aby wróg odczuł stratę.
Przez kilka godzin zbierał myśli skrupulatnie, szufladkując słowa klucze oraz te niedopuszczalne. Mając w pamięci wcześniejsze spotkania naprawdę nie chciał wszcząć kolejnej kłótni. Ich sytuacja nie była najlepsza, tym bardziej nie mogli dopuścić do wewnętrznych podziałów. Kieran obiecał sobie w głębi duszy stronić od wrzasków, pomiędzy które wplótłby zaraz wiązankę irlandzkich bluzg. Choć do tej pory udawała mu się ta sztuka, tym razem sam miał poprowadzić spotkanie i przekonać ludzi do dalszych poświęceń w imię wyższych ideałów. Na całe szczęście każdy wiedział jakich wartości broni, inaczej nie odnaleźliby drogi do Starej Chaty. Zza zamkniętych drzwi sali obraz dochodziły go odgłosy kroków i wypowiadane powitania. Najwyższa pora wyjść z pieczary taktycznych rozważań, obdarzając mapę już ostatnim spojrzeniem.
Dobrze was wszystkich widzieć – rzucił z samego progu, by zaraz szybkim krokiem przejść do swojego miejsca u końca stołu. Zerknął po twarzach przybyłych, na koniec swoją uwagę kierując na Alexandra. Wierzył, że ten sobie poradzi, musiał. Rineheart przesunął dłonią po lewym policzku, palcem wskazującym żłobiąc jedną z nowych blizn. Ta na szyi wyraźnie odznaczała się na tle skóry, nawet jej nie ukrywał. Jak podczas pierwszych dni bycia Szefem Biura Aurorów dopadły go wątpliwości. Czy to wejście było na miejscu? Może należało od początku czekać na wszystkich w salonie? Pierwszą odpowiedzią było ukłucie dumy. O nie, nie da się zniewolić jakimś konwenansom! Wyprostował plecy, wciąż nie zajmując swojego miejsca.
Bertie Bott zginął w walce – zakomunikował sucho, żołnierskim tonem, choć zaraz spuścił wzrok, ulegając własnemu żalowi. Pomyślał o matce młodego czarodzieja, o jego ojcu, o całej wspaniałej przyszłości tego młodego czarodzieja, która nigdy się nie ziści. Rodzice nie powinni chować własnych dzieci. Zerknął jeszcze na Alexa, dając mu sposobność do powiedzenia czegoś jeszcze. Bertie miał w Zakonie wielu przyjaciół, tak wiele osób odczuło jego stratę. – Upamiętnijmy go minutą ciszy. – Pochylił głowę i tkwił w milczeniu, które po minucie przerwał odgłos odsuwanego od stołu krzesła i Kieran w końcu usiadł, aby rozpocząć dyskusję na równi z innymi.
Chcę was wszystkich prosić o powstrzymanie emocji – zaapelował spokojnie, choć w jego głosie kryła się stanowczość. To mogło być prawie nierealne żądanie, kiedy padał na nich cień żałoby, ale musiał je wypowiedzieć głośno. – Wiele tematów mamy do poruszenia, padną też różne pytania i propozycje działania, ale na wszystko przyjdzie czas. Nie pominiemy żadnej kwestii.
Czy gaszenie pożaru jeszcze przed jego wybuchem miało rację bytu? Zdecydował się nie rozmyślać nad tym zbyt długo, przeszedł wreszcie do konkretów.
To nie będzie żadna nowość, że większe wpływy w Londynie mają Rycerze Walpurgii, taki stan utrzymuje się od czasu przejęcia stolicy – udało mu się powstrzymać na dnie płuc westchnienie, nie chciał w żadnym razie brzmieć na zrezygnowanego. – Mamy do miasta utrudniony dostęp, a ich wspierają ludzie Malfoya, stoi za nimi większość szlachty, mają też na swoich usługach dementory i nie tylko – krótka pauza, wdech, czas na kontynuację wspomnianego wątku. – Pomimo naszych starań olbrzymy opowiedziały się po stronie Rycerzy – oznajmi beznamiętnie, w tym momencie nie kierując spojrzenia na nikogo konkretnie, nie obarczając winą nikogo. Jeśli już ktoś miałby być winny, to wszyscy w takiej samej mierze. – Czy podczas swoich negocjacji z olbrzymami napotkaliście na trudności? Były jakiekolwiek oznaki obecności Rycerzy? Wszelkie spostrzeżenia mogą być cenne na przyszłość – chciał poprzez ostatnie słowa zachęcić wszystkich do złożenia raportów z przydzielonych misji. – Sojusz z olbrzymami nie został nawiązany, ale wojna nie jest przegrana, wciąż możemy wiele zdziałać.
Oddał głos młodemu Gwardziście.

| Dziękuję za przybycie na spotkanie! Posty Kierana będą zamykać każdą turę, a Alexa otwierać nowe (chyba że nastąpi konieczność napisania postów uzupełniających w trakcie kolejki).


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
salon - Salon - Page 44 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Salon [odnośnik]15.10.20 0:33
Pojawienie się w pomieszczeniu Kierana było ostatnim bodźcem potrzebnym dla Alexa do wyrwania się z chwilowego omamienia halucynacjami. Wejście Rinehearta do salonu oznaczało bowiem moment zamknięcia drzwi do salonu i rozpoczęcia spotkania. Alexander wyprostował się na swoim miejscu, niemrawy ale wdzięczny uśmiech posyłając Justine; dobrze było mieć kogoś, kto był gotowy złapać cię w chwili kryzysu. Teraz koncentracja Alexa zebrała się w jednym punkcie: rozpoczynającym się spotkaniu. Farley miał jeszcze krótki moment, aby zapoznać się do końca z pergaminem przyniesionym przez Tonks. Uniósł wyżej brwi i spojrzał na nią z nieco zamyślonym wyrazem twarzy, ostatecznie kiwając głową.
Kieran powitał zgromadzonych, a Alexander prędko podążył jego śladem.
Nie inaczej, dobrze was zobaczyć. Niektórych po dłuższej nieobecności w tych progach, innych po raz pierwszy – powiedział, na chwilę dłużej zatrzymując spojrzenie na Billym oraz Cedriku. – Kieran poprowadzi dziś razem ze mną spotkanie, jako że w ostatnim czasie zasilił szeregi Gwardii – Farley skłonił z szacunkiem głowę ku Rineheartowi, starając się nie myśleć o tym, co miało nastąpić jako następny punkt spotkania.
Na wspomnienie Bertiego Farley poczuł, jak mimowolnie zaciska mięśnie szczęki. Podłapał spojrzenie Kierana, zbierając się w sobie i zwracając ku reszcie  zgromadzonych. – Z trzydziestego czerwca na pierwszego lipca Bertie uczestniczył w przerzucie uciekinierów z Londynu. Po drodze coś jednak poszło bardzo nie tak – powiedział, po czym nabrał oddechu i mówił dalej, choć czynił to z ciężkim sercem i pustym głosem. Każda strata na tej wojnie była dotkliwa, ta jednak miała dla Farleya jeszcze niezwykle mocny personalny wydźwięk. Musiał to jednak zdusić, stłamsić. Po pierwsze, bo miał zadanie do wykonania. Po drugie, bo był wręcz pewien tego, ze Bertie nie chciałby, żeby za nim płakano. Nie, zdecydowanie wolałby, żeby przypominać sobie wszystkie z jego najgłupszych poczynań. – Skamander został powiadomiony o Mrocznym Znaku nad portem, gdy tam dotarliśmy zastaliśmy pobojowisko. Nie oszczędzili nikogo. W wyniku dalszych komplikacji nie byliśmy w stanie odzyskać ciała Bertiego – Alexander zakończył zwięźle, spojrzał na Skamandera, dając mu znać, że jeżeli chciał dodać coś o całej sytuacji to był to dobry moment. W końcu w czasie całego zajścia Anthony był zdecydowanie bardziej świadom rozwoju zdarzeń.
Kolejna cisza upamiętniająca poległych zapadła w chacie, a młody Gwardzista w czasie upływającej minuty nie był w stanie nie zacisnąć powiek i z całą mocą nie zacząć powtarzać w myślach, że dołoży wszelkich starań do tego, aby na następnym spotkaniu nie musieli powtarzać tego rytuału.
Dziękujemy – powiedział po upływie minuty, wzorem Kierana odsuwając krzesło i siadając znów przy stole. Oparł się łokciami o blat i złożył razem dłonie, zerkając znów po zebranych. – Czy ktoś ma jakieś informacje o nieobecnych? – zapytał, prędko zauważając oczywiste braki. Jego wzrok mimowolnie powędrował do Archibalda, po drodze opadając też na błyszczący na palcu kuzyna nestorski pierścień. Mimowolnie ściągnął brwi, gdy przypomniał sobie o jednym wyjątkowo istotnym wydarzeniu dotyczącym Ulyssesa, jednak nie poruszył tego tematu na głos licząc na to, że ktoś z zebranych miał nieco obszerniejszą wiedzę w tym temacie.
Później zamilknął, pozwalając mówić Kieranowi. Nie potrzebowali szukać winy w tym niepowodzeniu: nie, kiedy karty wciąż były w grze. Odezwał się ponownie po tym, jak Rineheart zamilknął.
Dokładnie. Nie znaleźliśmy sojuszników w olbrzymach, ale na nich nie poprzestaniemy naszych starań. W najbliższych tygodniach ponownie udamy się na negocjacje, lecz tym razem naszym celem będzie przekonanie do naszej sprawy wilkołaków – oznajmił, przelotnie zerkając przy tym na Tonksa, prędko jednak wracając do w miarę równego nawiązywania kontaktu wzrokowego z innymi. – Skoro walczymy dla wykluczonych, walczmy dla wszystkich wykluczonych. Wilkołaki są spychane na margines od wieków i czas powiedzieć temu dość. Mamy możliwości aby im pomóc, więc zaoferujemy im nasze wsparcie i akceptację. Nie wymusimy na nich chęci do walki razem z nami, jednak sam fakt że popierali by nas a nie Rycerzy Walpurgii i innych purystów może przechylić szalę na naszą stronę – oznajmił, a w całej postawie Farleya można było z łatwością dostrzec, że dogłębnie wierzył w to, co mówił. Ze zmęczonej twarzy Gwardzisty biła determinacja. – Musimy dotrzeć do jak największej liczby z nich, dlatego każde z nas będzie musiało zabrać się za szukanie informacji. Każdy trop może okazać się na wagę złota.

| Czas na odpis: 48 h.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
salon - Salon - Page 44 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]15.10.20 21:23
Nikt nic nie mówił, milczałem zatem i ja, zastanawiając się, czy wypada mi tu zapalić papierosa, czy może będzie to komuś przeszkadzać. Ciszę przerwał młody Farley, słowami, jakich się nie spodziewałem. Mówił do siebie, mamrotał, wspominał tak znienawidzone przez mnie nazwisko, na brzmienie którego po mojej twarzy mimowolnie przemknął grymas.
- Dlaczego miałbyś być Mulciberem? Po co go wspominasz? - spytałem szorstkim tonem, mrużąc przy tym oczy, bo nie wiedziałem jeszcze co i dlaczego się stało. To, co mówił teraz Alexander, wydawało mi się kompletnie od rzeczy, ale i tak musiałem zapytać. Nie potrafiłem przejść obok tego obojętnie. Kieran opowiadał mi o tym, co wiedzą o Mulciberze, umacniając mnie jedynie w przekonaniu, że jest winny zbrodni, o którą go oskarżałem.
- Wszystko w porządku. A ty? - odpowiedziałem lakonicznie, cichym tonem, na pytanie Tonksa, który pojawił się obok mnie nagle. Nie zauważyłem go, przyglądając się uważnie Farleyowi, a razem z nim zdążyli pojawić się również inni. Skamander (na nim nie zatrzymałem nawet wzroku), Marcella, której skinąłem głową, kolejna, znana z plakatów twarz właściciela lodziarni na Pokątnej i naprawdę obcy mi rudzielec z brodą.
Nie rozgadywałem się, to nie czas na towarzyskie pogaduszki, oczekiwałem cierpliwie na rozpoczęcie obrad Zakonu Feniksa, niezwykle ich ciekaw. Rineheart nie miał jednak dla nich dobrych wieści.
Właściwie zaczął od naprawdę paskudnych.
Nie znałem tego młodego człowieka osobiście, słyszałem jednak, że był zdolnym i odważnym czarodziejem - to wielka strata dla nas wszystkich. Pochyliłem głowę w milczeniu, oddając mu tym samym szacunek i upamiętniając go, choć sądziłem, że na tym się nie skończy. Nawet jeśli nie odzyskano ciała, to zasługiwał na więcej - w Oazie wzniesiono Pomnik Pamięci.
Nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, kogo wśród nas brakowało, dlatego się nie odezwałem. Zastanawiała mnie jednak nieobecność Hannah. Kilka dni wcześniej udało nam się przekonać wróżbitę na Pokątnej do pomocy, choć droga ku temu pociągnęła za sobą ofiary - może ciężko to zniosła.
Zaczęło się od wieści bardzo złych, kolejne zaś wcale nie były lepsze, przysłuchiwałem się im ze zmartwioną miną i zmarszczonymi brwiami. Nie wiedziałem, że Zakon Feniksa próbował pertraktować z olbrzymami. Żałowałem, że nie dołączyłem do nich wcześniej, by w tym pomóc, lecz moja wiedza o tych stworzeniach była wyjątkowo nikła, nie przydałbym się pewnie na wiele. Ale wystarczająca, by mieć świadomość, że ich wsparcie dla wroga to wyjątkowo paskudna wróżba dla nas.
- A jest wśród nas magizoolog? - spytałem.
I tak - zdawałem sobie sprawę z tego, że obok mnie siedział nie kto inny jak wilkołak. Tonks nosił w sobie tę klątwę dość niedługo. Może nawet sam nie wiedział o sobie jeszcze wszystkiego, dlatego pomyślałem, że rozmowa z kimś zdecydowanie bardziej doświadczonym byłaby przydatna, zanim zaczniemy ich szukać.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
salon - Salon - Page 44 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Salon [odnośnik]15.10.20 23:33
Lucinda uśmiechnęła się delikatnie do Marcy, która zajęła miejsce obok niej. Nie umknęło uwadze blondynki, że dzisiejsze spotkanie odbywa się w dość wąskim gronie. Dlaczego? Gdzie podziewali się inni? Miała wrażenie, że ostatnimi czasy ich spotkania odbywają się o wiele rzadziej, a ludzie o wiele mniej tłumnie się na nich zjawiają. Ona choć nie zawsze zgadzała się z decyzjami Gwardzistów nie wyobrażała sobie by tu nie być. A już przede wszystkim dlatego, że były rzadsze. Pomimo tego, że wszyscy się znają to jednak nie zawsze jest możliwość by wymienić doświadczenia. Chciała wiedzieć co przez ten czas się zmieniło i jakie misje mają do wykonania w najbliższym czasie.
Kiedy Alex zaczął wspominać Mulcibera czarownica się zaniepokoiła. O co chodziło? Czemu mieliby w ogóle myśleć, że Alex przyjmuje jego postać? Lucinda wiedziała ile ten czarnoksiężnik szkód wyrządził w życiu młodego Gwardzisty. Aczkolwiek nie spodziewała się, że nadal ma na niego tak wielki wpływ. – Wszystko w porządku? – zapytała, kiedy kuzyn umilkł. Ta wojna wszystkim dawała już aż nadto w kość. Musieli coś zrobić. Musieli przeciągnąć szalę zwycięstwa na ich stronę. W innym wypadku mogło być naprawdę źle.
Do porządku przywołał ją głos Kierana. Nie dziwił ją wcale fakt, że został Gwardzistą. To była kwestia czasu i doskonale pasował na to stanowisko. Przeraziły ją jednak słowa mężczyzny. Bertie? Naprawdę? Nigdy nie mieli nazbyt dobrych kontaktów, ale przecież był taki młody. W Zakonie miał przyjaciół i rodzinę. Był zdolnym czarodziejem, jednym z lepszych. Ile jeszcze osób mieli stracić? Ile jeszcze cierpienia miała przysporzyć im ta wojna? Nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie. Minuta ciszy, która miała być uczczeniem jego pamięci minęła w mgnieniu oka. Zbyt mało. Zbyt mało by opisać tę stratę.
Miała zamiar dzisiaj powstrzymać wszelkie niepotrzebne emocje. Wiedziała, że na ostatnim spotkaniu było ich nazbyt wiele. Teraz powinni skupić się na konkretach. W końcu ostatnie kłótnie niewiele przyniosły. Zaskoczył ją jednak fakt, że nie udało im się przekonać do siebie olbrzymów. – Myślałam, że ich przekonaliśmy – odparła trochę wybita z rytmu. Naprawdę Rycerze mieli coś więcej? – Razem z Lucanem udaliśmy się do olbrzymów, ale najpierw musieliśmy odnaleźć rzadki artefakt, który przed latami został olbrzymom odebrany. Byłam pewna, że się do nas przekonali. Rycerze w takim razie musieli pojawić się po nas. –odparła z lekką irytacją. Odnalezienie pierścienia nie było łatwe. Naprawdę poświęcili temu dużo czasu. Wszystko na darmo.
Lucinda nie znała się na wilkołakach zbyt dobrze. Oczywiście, że potrzebowali ich wsparcia w tej wojnie tym bardziej, że wojna dotykała każdego. Miała jednak co do tego wszystkiego jedno spostrzeżenie, którym wolała się podzielić też z innymi. – To co zauważyłam jeszcze podczas spotkania z olbrzymami – zaczęła spoglądając na zgromadzonych. – Oni nie są wcale przychylnie nastawieni, kiedy wspominamy wykluczenie. Przychodzimy do nich, bo czegoś potrzebujemy więc tak naprawdę nie różnimy się od tych wykluczających. Bez względu na to jak wielkie serce mamy na dłoni to i tak nie odbiorą nas przyjaźnie. – dodała przenosząc spojrzenie na Gwardzistów. Po spotkaniu z olbrzymami pluła sobie też w twarz, że w taki sposób zaczęli z nimi rozmowę. Jakby mieli jedną sprawę, jakby mieli jeden cel, a w końcu czarodzieje wykluczyli ich, gdy tylko było im to na rękę. Ona sama wcale nie była inna.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Salon - Page 44 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Salon [odnośnik]16.10.20 12:11
Wchodząc do Salonu złapał spojrzenie Alexandra nie mogąc nie odnieść wrażenia, że ten chwytał się w tym momencie jego osoby jak tonący szalupy. Szukał oparcia dla zszarganego umysłu i najwyraźniej je odnalazł. Skamander nie dał po sobie znać, że zachowanie młodego gwardzisty wzmagało jego czujność, ostrożność. Miał ku temu porządne podstawy. Co zrobić.
Zasiadł na krześle opierając wygodnie ciężar pleców na oparciu, splótł na torsie ramiona zerkając mimochodem na siedzącego na przeciwko alchemika. Ciągle nieprzyjemni mu było z myślą, że pracował dla niego jako najemnik. Nie chcąc tego roztrząsać przeniósł swoją uwagę na gwardzistów, którzy rozpoczęli spotkanie.
Był w stanie oddać poprzez chwilę ciszy szacunek Bottowi. Starta ta go jednak nie zabolała. Fakt - był młodym i pogodnym mężczyzną, jednak przede wszystkim był żołnierzem walczącym z wrogiem. Bez względu jaką przyjaźnią go obdarowywali co poniektórzy z tu zebranych to ta nie mogła być dla niego faktyczną tarczą chroniącą przed zaklęciami. Ta, która mogła go uchronić tamtego dnia przed śmiercią, okazała się zaś koniec końców za słabą. Tak to już bywało na froncie - ludzie umierali. Nie potrzeba było dorabiać do tego filozofii lub też silić się na wyjaśnienia. Dlatego kiedy Alexander stworzył dla niego furtkę do dodania czegoś od siebie w związku ze śmiercią Botta - nie skorzystał z niej.
- Co do nieobecnych - założyłbym, że w naszym gronie nie zasiądzie już Samuel - zaczął dość sucho, chłodno, informacyjnie. Tak jak powinien. Śmierć Samuela była tym samym co śmierć Bertiego, a przynajmniej tu w tym gronie taką powinna być. Obaj byli po prostu rebeliantami walczącymi o to co powinni. Byli równi - Już część z was prawdopodobnie wie, lecz pod koniec maja doszło do starć przy nabrzeżu hrabstwa Kent skąd organizowany był transport zbiegów do Francji. Doszło do walk w trakcie których Samuel został śmiertelnie raniony. Świadkiem była jego siostra. Ciało runęło z klifowiska do morza - wyjaśnił miał nadzieję, że na tyle dosadnie by nie usłyszeć dziś, po blisko dwóch miesiącach, że istnieje szansa na to że jego kuzyn żyje. Gdyby tak było, to na tym spotkaniu dziś nie byłoby tylko jednego Skamandera. Zmrużył powieki - Nie wiem co z Pomoną. Słyszałem, że uciekła od rodziny. Z nikim się nie kontaktowała. Nie wiem czy jest ciągle w kraju, poza nim, czy też ją dopadli - udaną miał rodzinę, nie ma co.  
- Załatwiłem ten budynek, o którym rozmawialiśmy, Rineheart. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi przetransportować tam szafkę zniknięć i nałoży kilka zaklęć zabezpieczających na część kamienicy. Może dzięki temu łatwiej będzie nam odwiedzać Londyn. - wspomniał, kiedy padło hasło o trudnościach z dostępem do stolicy.
Przemilczał kwestię olbrzymów. Nie brał udziału w tych akcjach. Słuchał jednak spostrzeżeń którzy na te się zdecydowali wybrać.
- Czy to na pewno dobry pomysł...? Chodzi mi o wilkołaki. One same z siebie są nieprzewidywalne, a po przemianie nie posiadają nad sobą jakiejkolwiek kontroli. Jesteśmy tak zdesperowani by chwytać się tak obustronnego ostrza...? - Nie do końca chciał walczyć ramię w ramię z kimś kto mógł z towarzysza stać się momentalnie największym wrogiem. Tak jak w porcie Alexander. Nie wyobrażał sobie sytuacji w której dodatkowo walczyłby jeszcze z Rycerzem - A nawet, jak ich do siebie przekonamy, to gdzie chcecie ich trzymać...? - Nie mówcie mi tylko, że w Oazie. Nie wyobrażał sobie zabierać na wyspę grupę niestabilnych, niebezpiecznych półbestii, półludzi. Na wyspę o ograniczonej przestrzeni w której żyli zwyczajni czarodzieje. To prawie tak, jakby do kurnika pchać lisa w nadziei, że nic złego się nie stanie.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Salon [odnośnik]16.10.20 12:58
Uśmiechnął się, kiedy tylko usłyszał głos przyjaciela. Wciąż jednak miał przymknięte oczy, próbując zyskać jak najwięcej energii przed spotkaniem. Wszystko wydawałoby się niemal idealne, gdyby nie niewyparzony język lorda Prewetta. Takiego zdania się po nim nie spodziewał. Otworzył lewe oko i zerknął na czarodzieja tak, jak gdyby ten palnął największą głupotę na świecie.
Ciebie też miło widzieć, Archibaldzie i nie, nie śpię, bo mnie obudziłeś – stwierdził zaskakująco miło, a przy tym otworzył i drugie oko. Nie mógł złościć się na przyjaciela, który jedynie żartował. A i tak, to co zasugerował rudzielec nie było powodem jego niewyspania. Na dalszy odpoczynek też nie mógł liczyć, bo przychodziły kolejne osoby.
Jego spojrzenie padło na Percivalu, który stanął na chwilę w drzwiach. Kiwnął mu głową na powitanie. Przywitał się też z kolejnymi osobami. Najbardziej jednak zaskoczyła go obecność Cedrica, czego też nie potrafił skryć, choć przeplótł go z prawdziwym zadowoleniem:
Dearborn, miło cię widzieć.
A potem przeniósł swoje spojrzenie na Skamandera i przywitał się z nim jak z pozostałymi.
Uwagę Anthony’ego przykuło także zachowanie Alexandra, które było co najmniej dziwne. Jak gdyby się czegoś bał. Macmillan nie przysłuchiwał się rozmowie pomiędzy gwardzistami. Byłoby to co najmniej nietaktowne, a i źle świadczyłoby o nim samym. No i był za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć. Nie potrafił jednak powstrzymać swojego zmartwienia.
Zdołałeś spróbować tej starej whisky przy naszym stole? – Lepiej było mówić o czymś przyjemnym, bo o tych mniej przyjemnych sprawach mieli zapewne usłyszeć niedługo. Stąd właśnie próbował zagadać swojego drogiego przyjaciela Archibalda. Wiadomym było, że miał na myśli to czy czarodziej zdążył spróbować alkoholu przed klątwą, którą ktoś rzucił na niego rzucił. Próbował choć trochę złagodzić dziwnie ponurą atmosferę.
Zamilknął jednak, kiedy do salonu wszedł Rineheart. Jego krótka i jakby oschła informacja o śmierci Botta sprawiła, że Anthony nie wiedział jak zareagować na tę wyjątkowo smutną wieść. Nie znał Bertiego dobrze, ale zdołał go poznać i przekonać się, że był czarodziejem wyjątkowo pomocnym i dobrym, a przy tym wiele znaczącym dla Zakonu. Strata kogoś takiego była stratą dla całego społeczeństwa i służyła jedynie przeklętym Rycerzom. Wstał za starcem, żeby uczcić minutą ciszy poległego.
Spojrzenie przeniósł ponownie na byłego Selwyna i nie mógł powstrzymać się przed usprawiedliwieniem Rii:
Moja małżonka jest niedysponowana, ale prosiła o przekazanie pozdrowień dla wszystkich – nie zamierzał wchodzić w szczegóły wyjaśnień. A nie potrafił powstrzymać się przed dumnym pokreśleniem słowa „małżonka”, choć dla pozostałych pewnie to nic nie znaczyło.
Kwestia olbrzymów wydawała mu się kłopotliwa… ze względu na braki w pamięci spowodowanych… specyficznością jego zadania.
Sir, nie pamiętam, żeby coś takiego zdarzyło się w przypadku olbrzymów, które przekonywaliśmy z panną Tonks, – zaczął, a brzmiał jak gdyby należał do jakiegoś mugolskiego wojskowego korpusu, by po chwilę zmienić ton na wyjątkowo wstydliwy i niepewny: – ale myślę… że droga Justine była w stanie zauważyć więcej… niż ja.
Właściwie… ciężko było pamiętać cokolwiek po wypiciu takiej ilości alkoholu z wodzem olbrzymów. Dlatego liczył na to, że czarownica zdołała zaobserwować więcej niż on po pijaku. Jednocześnie nie chciał wprost mówić przed wszystkimi, że spił się jak (za przeproszeniem) świnia.
Informacja o wilkołakach była zaskakująca, choć rozumiał (a przynajmniej tak mu się wydawało), gdzie kierownictwo Zakonu zmierzało z tym celem.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
salon - Salon - Page 44 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Salon [odnośnik]16.10.20 13:51
Obserwował pojawiających się w wejściu członków Zakonu Feniksa, z jednymi się witając, do innych uśmiechając się i kiwając im głową; cieszył się na widok wszystkich – zwłaszcza, że z niektórymi z nich nie widział się od długich miesięcy, po powrocie do kraju nie mając jeszcze okazji w pełni nadrobić zaległości. Jednocześnie starał się nie myśleć o tym, jak wiele krzeseł było pustych; spodziewał się tego – wiedział już, że w czasie jego nieobecności ponieśli straty, o niektórych nazwiskach dowiadując się ze stron Proroka Codzinnego, o innych od Hannah – ale i tak było coś głęboko przygnębiającego w oglądaniu tego na własne oczy.
Gdy zamknęły się drzwi prowadzące na korytarz, a otworzyły te po drugiej stronie pomieszczenia, przeniósł spojrzenie na Kierana, nie dziwiąc się wcale, że to on stał tego dnia u szczytu stołu – trudno było mu odmówić doświadczenia, był szefem Biura Aurorów, i już sama jego obecność w ich szeregach dawała nadzieję – nawet jeśli nie niosły jej jego pierwsze słowa. Gorzkie, surowe; William poczuł, jak coś przewraca mu się w żołądku na wspomnienie Bertiego, a chwilę później Samuela. Tego pierwszego nie znał najlepiej, drugi był mu przyjacielem – a chociaż już od jakiegoś czasu spodziewał się, że usłyszy o jego śmierci, pewien, że gdyby Skamander żył, to już dawno odnalazłby drogę powrotną, to wypowiedziana na głos prawda i tak uderzyła w jego jak wyjątkowo celne aeris, w bezgłośnym wydechu wyciskając z płuc powietrze. Chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa nie odnalazły drogi na jego usta, więc milczał – wdzięczny za ogłoszenie minuty ciszy, tak bardzo mu potrzebnej do ponownego zebrania rozpierzchniętych myśli.
Miał trudności ze skupieniem uwagi jeszcze chwilę po tym, jak Kieran przeszedł już do omówienia sytuacji w Londynie, a później temat zszedł na olbrzymy, które – jak się okazało – ostatecznie zdecydowały się opowiedzieć po stronie wroga. Co, być może, nie powinno stanowić aż takiego zaskoczenia, nawet jeśli wciąż było ciosem; podejrzewał, że Rycerzom Walpurgii łatwiej było przemówić do tej okrutniejszej strony olbrzymów, w których naturze trudno było doszukać się lojalności. Pozostawało im liczyć na to, że któregoś dnia odwrócą się i od Voldemorta.
Odchrząknął cicho, kiedy kolejny z członków Zakonu Feniksa skończył mówić. – Hannah nie czuje się n-n-najlepiej, ale na pewno lada dzień stanie na n-n-nogi – zaczął, odnosząc się do pytania o nieobecnych – i pamiętając list, w którym przyjaciółka pisała mu o paskudnym przeziębieniu. – W zeszłym miesiącu r-r-razem udaliśmy się do Irlandii, do tamtejszego p-p-plemienia olbrzymów. Odnaleźliśmy zaginionego syna gurga, który zag-g-gubił się w dolinie. Odniosłem wrażenie... Byliśmy niemal p-p-pewni, że ucieszyli się z jego powrotu i zgodzili poprzeć Zakon. – Nie miał pojęcia, co mogło pójść nie tak; być może powinni byli tam wrócić później, upewnić się, czy ustalenia wciąż były aktualne; przypomnieć olbrzymom o złożonej obietnicy, jeśli coś takiego jak obietnice w ogóle miało dla nich znaczenie. – Nie widzieliśmy śladów R-r-rycerzy, ale możliwe, że pojawili się p-p-po nas. Albo że zmienił się układ sił w samej wiosce. – Spekulacje na ten temat chyba nie miały już sensu.
Zastanawiał się, co teraz – w którą stronę zwróci się Zakon – ale nie musiał robić tego długo; przeniósł spojrzenie na Alexandra, gdy ten wspomniał o wilkołakach. Nie kwestionował tej decyzji, pewien, że Gwardia omówiła ją już wcześniej, rozważając wszystkie za i przeciw; zresztą – o samych wilkołakach wiedział niewiele, choć fakt, że były w czarodziejskim społeczeństwie marginalizowane, nie był mu obcy. – Czy mamy wśród nich jakieś k-k-kontakty? Wśród wilkołaków? – zapytał, przenosząc później uwagę z jednego końca stołu na drugi, w miarę, jak podnosiły się kolejne głosy, raz po raz przeskakując spojrzeniem po pustych przestrzeniach. Niepotrzebnych, a przynajmniej tak mu się wydawało; walczyli w końcu o tę samą sprawę, pamiętał spotkania, które odbywały się na kanapach i łóżkach w gospodzie pod Świńskim Łbem; gdy więc na chwilę wokół stołu zapanowała cisza, odchrząknął nieco niepewne, ale się odezwał. – Jeśli mógłbym coś zasugerować – zerknął w stronę Gwardzistów, czekając na ewentualny sprzeciw – to sk-k-koro nikogo się już nie spodziewamy, to m-m-może usiądziemy wszyscy bliżej? Chyba n-n-nie ma sensu krzyczeć do siebie z p-p-przeciwległych końców stołu – zaproponował, rozglądając się wśród Zakonników pytająco; może to było głupie – ale miał wrażenie, że jeśli czegoś w tamtym momencie potrzebowali, mierząc się z serią ostatnich porażek, to było to poczucie wzajemnego zaufania i jedności.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Salon [odnośnik]16.10.20 15:31
Czekał na rozpoczęcie spotkania w milczeniu, w milczeniu witając się również z pojawiającymi się w salonie członkami Zakonu Feniksa - głównie dlatego, że każdy głębszy wdech wciąż opłacał falą rozlewającego się po klatce piersiowej bólu. Poruszył się dopiero, kiedy poczuł na ramieniu pokrzepiający uścisk Lucindy; odwrócił się za nią, posyłając jej ciepły uśmiech - jeżeli miał tego wieczoru jakiś powód do radości, to z pewnością było nim to, że jego kuzynka pozostawała cała i zdrowa.
Nie spodziewał się, że któryś z Zakonników postanowi się do niego dosiąść i zagaić rozmowę, a już zdecydowanie nie podejrzewał o to Asbjorna, dlatego gdy otoczył go znajomy, korzenno-ziołowy zapach, w pierwszej chwili posłał alchemikowi zaskoczone spojrzenie. Zreflektował się jednak szybko, zamieniając je na uśmiech - słaby, ale szczery; nie znał go zbyt dobrze, pozytywnie wspominał jednak ich współpracę nad prowadzonymi przez Norwega badaniami, nie miał więc nic przeciwko jego towarzystwu. - Szczęśliwie bez przykrych niespodzianek - odpowiedział, zapytany o rezerwat; podejrzewał, że prędzej czy później będą musieli zmierzyć się ze zmianą na politycznej arenie, ale póki co Greengrassowie skutecznie chronili swoje rodowe dziedzictwo przed zagrożeniami z zewnątrz. - Mamy nową parę norweskich kolczastych - dodał po chwili, ze wszystkich związanych z Peak District nowości wybierając tę, która - jak sądził - mogłaby zainteresować Asbjorna najbardziej. - A jak idą prace nad eliksirem? - odbił pytanie, szczerze zaciekawiony - nie zdążył jednak zapytać o nic więcej, bo w salonie pojawił się Kieran, najwyraźniej gotowy na rozpoczęcie spotkania.
Posłał przepraszające spojrzenie w stronę rudowłosego alchemika, po czym się odwrócił, żeby pełnię uwagi poświęcić stojącemu u szczytu stołu Gwardziście. Nie wiedział, że nim został - ale nie budziło to w nim zdziwienia; jeśli ktoś spośród nich miał doświadczenie w dowodzeniu, to bezsprzecznie był to szef Biura Aurorów - i jeśli ta zmiana budziła w Percivalu jakiekolwiek emocje, to tylko te pokrzepiające.
Nie odzywał się, gdy wspomniano o poległych - żadnego z nich nie znał zbyt dobrze, choć kojarzył Bertiego Botta z klubu pojedynków, a Samuela Skamandera z feralnej wyprawy do Kumbrii - ale pochylił głowę, żeby uczcić ich pamięć minutą ciszy, okazując w ten sposób szacunek wobec tego, kim byli - i co zrobili, działając w szeregach organizacji.
Gdy Kieran podjął temat olbrzymów, rozejrzał się dookoła, jakby dopiero teraz uświadamiając sobie, że przy stole nie było Gabriela; wybierając się na obrady, sądził, że to właśnie jemu przypadnie w udziale zdanie raportu z ich misji - to on tam w końcu dowodził - ale nieobecność aurora sprawiła, że zdecydował się zabrać głos. - Jeśli chodzi o olbrzymy - wraz z Gabrielem wybraliśmy się do Szkocji, prowadziliśmy pertraktacje z plemieniem żyjącym na zboczach Ben Nevis. Anomalie zmusiły ich do porzucenia wioski, a razem z nią - artefaktu, hełmu, mającego dla nich sporą wartość. Warunkiem nawiązania współpracy było jego odzyskanie, co też zrobiliśmy. - Prawie grzebiąc się przy tym żywcem. - Cokolwiek zaoferowali grugowi Rycerze Walpurgii, musiało ich przekonać do zmiany strony - dodał, mając nadzieję, że w jego słowach nie było słychać przelewającej się między głoskami goryczy. Do tej pory sądził, że przynajmniej to jedno zadanie udało im się z sukcesem wykonać, ale wyglądało na to, że i na tym polu zawiedli; czy byli inni, wśród których mogli wciąż szukać poparcia?
Jeśli wierzyć słowom Alexandra - tak; spojrzał na niego, gdy ten zakreślił plan wcielenia w ich szeregi wilkołaków. Początkowo budzący w nim uczucia raczej mieszane; nie miał wątpliwości, że ofiary likantropii mogły okazać się cennymi sojusznikami, ale argumentom podniesionym przez Skamandera również trudno było odmówić zasadności - choć to nie one sprawiły, że postanowił się odezwać. - Jestem magizoologiem - odparł, przenosząc wzrok na mężczyznę, który zadał pytanie (Cedrica); nie rozpoznawał go, pewien, że nie było go na ostatnim spotkaniu - być może był więc jednym z członków nowych lub powracających, tych, o których wspominał Alexander - choć nie do końca rozumiem kontekst pytania. Wilkołaki nie są magicznymi stworzeniami, to ludzie, na których ciąży klątwa, zmuszająca ich ciała do comiesięcznych przemian - sprostował. - Chociaż likantropia sprawia, że i w ludzkiej postaci nabierają pewnych wilczych cech, to nie odbiera im to człowieczeństwa. I, jak sądzę, to do niego powinniśmy trafić, jeśli chcemy zyskać ich poparcie. - Przesunął spojrzeniem po pozostałych członkach Zakonu, odchylając się nieco na krześle. - Z tego, co wiem, istnieje eliksir, który pozwala wilkołakom na zachowanie nad sobą kontroli w trakcie pełni. - Choć nie znał się na alchemii, to odkrycie nie było tajemnicą również w środowisku magizoologów. - Zdaje się, że są wśród nas alchemicy zdolni go uwarzyć? - zasugerował, zerkając na siedzącego obok niego Asbjorna; wśród zgromadzonych nie było Charlene, co do jej umiejętności również jednak nie miał wątpliwości.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Salon [odnośnik]16.10.20 16:40
Ingisson nie zdążył za dobrze spanikować na swoją własną śmiałość. Chyba przesadził dziś z kawą, że robił takie rzeczy, ale nie do końca mu to przeszkadzało. Tak trochę musieli w Zakonie na sobie polegać jeśli chcieli przetrwać i skoro już i tak zapoznał się z Blake'm to równie dobrze mógł spróbować znaleźć kolejnego... sprzymierzeńca?Nie do końca wiedział jak zbudować jakąś przyjazną relację z człowiekiem. Większość życia burzono mosty za jego plecami, sam także spalił wiele z nich: ale tych nie żałował, bo nie miał zamiaru wracać na Nokturn.
Norweg nieśmiało odwzajemnił uśmiech Percivala, kilka strzępków informacji o rewerwacie smoków chłonąc z uwagą. Rude brwi poszły trochę do góry, a w niebieskich oczach błysnęła ciekawość na wieść o norweskich bestiach.
Jakiś cień szansy na rzucenie okiem? – zapytał, nie budząc w sobie jednak nadziei. Dom był daleko i nawet takie próby zapchania tej dziury nie powinny zbyt go ekscytować. Blake nie miał w końcu żadnych podstaw by chcieć mu odpowiedzieć pozytywnie, prawda? – Badania są w przedostatniej fazie. Jest już blisko. Mam nadzieję skończyć przed jesienią – oznajmił niezbyt wylewnie, lekko wzruszając ramieniem i przechylając głowę. Nie był pewien czy smokologa będą interesowały rozmyślania nad tym, czy po dodaniu drugiego serca wystarczy zamieszać w kociołku trzy razy w prawo i raz w lewo, czy jednak dodatkowe zamieszanie w lewo dodane na koniec sekwencji poprawi jakość połączenia składników. Jakoś kręcenie łyżką wydawało się Norwegowi parę klas w rankingu ekscytacji niżej niż praca z wielkimi bestiami, choć gdyby to samego alchemika zapytać to miałby pewne pole do dyskusji.
Nie było jednak czasu na więcej rozmowy, bo rozpoczęło się spotkanie. Ingisson machinalnie powtórzył za wszystkimi serię ruchów wymaganych do wstania i ponownego opadnięcia na krzesło, kiedy minuta dobiegła końca. Było mu nieco dziwnie. Ze Skamanderem miał długa i wyboistą historię, jak ten przysłowiowy magipolicjant i jego kieszonkowiec, którego miał na parolu. Kieszonkowcem był oczywiście Norweg, choć mógłby założyć się, że za drobne kradzieże nie dostałby paru miesięcy w Tower i serii przesłuchań z ręki Skamandera i Foxa. Botta przelotnie poznał na samym początku swojej przygody w Zakonie i chociaż długo leczył się z traumy jaką cukiernik mu zafundował swoją gadatliwością to było mu szkoda czarodzieja, który przecież niewątpliwie miał jeszcze całe życie przed sobą.
Gwardziści zdawali się jednak jeszcze nie kończyć swojego maratonu posępnych wieści. Ingisson westchnął cicho pod nosem, przypominając sobie, ile namęczyli się z Charlene żeby przekonać do siebie tamtą olbrzymkę.
Razem z Leighton wypruliśmy sobie flaki dla tej starej... brukwi – burknął w końcu po paru innych osobach składających sprawozdanie. – Nie dość, że ta olbrzymka mówiła jakimś archaicznym i ledwo zrozumiałym norrońskim to jeszcze musieliśmy włamać się po recepturę eliksiru do domu tego starego grzyba Guldolfa. I tydzień moknięcia jak upośledzony łoś w poszukiwaniu prawie wymarłych gatunków roślin na składniki – burczał dalej Norweg, nawet nie kryjąc zirytowania na niewdzięczność istoty, naburmuszone spojrzenie wbijając w stół. W końcu spojrzał jednak na Rinehearta. – Zrobiliśmy wszystko jak należało. Musieli nas najwyraźniej przebić – mruknął w końcu, niepocieszony, opadając na oparcie i zaplatając ręce na piersi. Norweg pogrążył się na moment w myślach. Analizował raz jeszcze wyprawę swoją i Charlene, ale nie potrafił znaleźć w niej błędu. Prychnął więc cicho pod nosem i odpuścił, pochmurnie spoglądając na pozostałych i słuchając co więcej mieli im do powiedzenia Gwardziści. A ci naprawdę mieli dziś naprawdę szokujący repertuar.
Norweg poruszył się na krześle, najwyraźniej nie czując się najwygodniej z tym, że poruszali temat wilkołaków. Wciąż nie przyznał się komukolwiek poza wiecznie nieobecnym – prawdopodobnie również martwym – Foxem do tego, że jego siostra była likantropem. I dziś też nie zamierzał tego robić, chociaż Percival uderzył niezwykle blisko bazy domowej.
Yhym – mruknął, rozplątując skrzyżowane ręce i opierając się jedną ręką o stół. Podrapał się przy tym palcem wskazującym w skroń i popatrzył najpierw na Blake'a, a następnie na Gwardzistów. – Tak. Yhym – potwierdził znów, trochę grając na czas. Nie lubił wracać myślami do tego, że jakby skończył prace dwa tygodnie szybciej to on, a nie śmierdzące Ministerstwo spiłby śmietankę za wynalezienie "leku" na wilkołactwo. – Znam paru. Parę – powiedział trochę wymijająco, potykając się przy tym na odmianie. – Oni dostarczają tojad, ja robię eliksir – przyznał w końcu, zerkając na sufit. – Mając ingredencje mogę nas zaopatrzyć. Ile chcecie. Charlene też pewnie – powiedział, nadal z zainteresowaniem śledząc linie na suficie.
Ingisson spojrzał dopiero na sugerującego przesiadkę faceta (William), jednak nie ruszył się z miejsca. Zamiast tego popatrzył się po pozostałych siedzących przy dalszym krańcu stołu – jakby Ingisson pierwszy rzucił się do przysiadania się bliżej innych to zdecydowanie powinno się zawołać jakiegoś lekarza od głowy. Może tylko innego niż prowadzącego spotkanie, bo ten wydawał się nie do końca dysponowany.


Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: Salon [odnośnik]16.10.20 19:43
-W porządku. - odparł zwięźle Dearbornowi, nie przewidując nawet jak bardzo zaraz będzie się cieszył z jego towarzystwa. W chwilach emocji dobrze mieć przy sobie kogoś przyjaznego i spokojnego.
Spotkanie zaczęło się.
Spuścił głowę na wzmiankę o Bottcie i Skamandrze, a na wspomnienie Pomony poruszył się nerwowo. Jeszcze niedawno Jayden chwalił mu się przecież ślubem, a teraz...
-Sprawdzę, co u męża Pomony, może dowiedział się czegoś więcej. - mruknął cicho, nie wiedząc na ile pani Vane chwaliła się swoim małżeństwem. To jednak nie czas na sekrety - zaginęła jedna z nich, żona jego przyjaciela. Jeśli cokolwiek wiedzieli, musieli pomóc - choć upiorne przeczucie podpowiadało Michaelowi, że na to już za późno.
Pracował z Samuelem, niedawno zabezpieczał Dziurawy Kocioł z Bertiem, przyjaźnił się trochę z mężem Pomony - powinien poczuć smutek, żałobę. Ale przygnębienie wcale nie nadchodziło, w głowie Michaela szumiały tylko gniew i determinacja. Coś, co nazwałby chęcią zemsty, gdyby mógł skupić się na swoich myślach. Skupiał się jednak na słowach wszystkich zebranych - padających szybko, konkretnych, czasem zaskakujących.
Zerknął z lekkim zdziwieniem na Billy'ego, skąd on wiedział, co u Hannah? Michael liczył na to, że to Just lub on usprawiedliwią jej nieobecność, a nie jakiś... ktoś, kto nigdy nawet nie był w ich domu.  Nie było jednak czasu o nim myśleć, trzeba było przedyskutować fiasko z olbrzymami.
-Wraz z Rią Macmillan - uśmiechnął się blado do lorda Anthony'ego -Pomogliśmy przyjaznemu względem ludzi plemieniu, które mieszka pod ziemią i porozumiewa się z kretoryjami, stworzeniami ryjącymi tunele. Byłyby przydatne przy dostawaniu się do Londynu... - skrzywił się z rozczarowaniem -...ale olbrzymy, z którymi rozmawialiśmy były skonfliktowane z sąsiednim plemieniem. Zdobyliśmy dla nich z powrotem skradziony artefakt, co zaskarbiło nam ich sympatię, ale nie wiem, co działo się dalej. Może to tylko zaostrzyło konflikt, może olbrzymy muszą skupić się na ochronie swoich ziem przed innymi olbrzymami, może artefakt nie jest ceną za pomoc w wojnie, a może Rycerze pomogli drugiej stronie. Opowiedzieliśmy im o wojnie, zaoferowaliśmy pomoc w walce z tamtymi olbrzymami, ale nie mam pojęcia, czy uwierzyli w trwałość naszych intencji. - westchnął ciężko. Wydawało się, że zrobili wtedy wszystko, co mogli, Ria poradziła sobie z kradzieżą skradzionego przedmiotu naprawdę brawurowo, a olbrzymy wydawały się przekonane jego retoryką... Najwyraźniej reszta Zakonników miała podobne wrażenia - wszyscy robili wszystko jak należało, ale coś poszło nie tak.
Już miał się odezwać i zaproponować Skamandrowi pomoc z tym jego lokalem, ale rozmowa zboczyła na temat wilkołaków. Zdesperowani, obustronne ostrze? Tonks zerknął kątem oka na Cedrika, szukając chyba spokoju w jego towarzystwie, wziął głębszy wdech słysząc pytanie Williama (tak, do cholery, sam jestem takim kontaktem), aż z nieoczekiwaną pomocą przyszedł mu Percival. Spojrzał na niego z poważną miną i wyraźną wdzięcznością, a potem z zainteresowaniem przyjrzał się Asbjornowi.
-Percival ma rację. - odezwał się wreszcie. Chwilę musiał zbierać się w sobie, bo choć większość Zakonników o wszystkim wiedziała, to przecież nigdy nie ogłaszał tego publicznie.
-Poza jedną nocą w miesiącu są ludźmi. Sam - krótka pauza, teraz, albo nigdy -jestem wilkołakiem. - słowa same uleciały z jego ust, gdy skupił wzrok gdzieś na pustej ścianie, choć odpowiadał przede wszystkim na pytanie Billy'ego. -I mam kontakt z Ethanem Podmore, wilkołakiem i jednym z dawnych pracowników Ministerstwa. Po Bezksiężycowej Nocy wiele zarejestrowanych wilkołaków musiało uciekać, ci o mugolskiej krwi lub eks-pracownicy Ministerstwa nie mogą się już przecież czuć bezpiecznie w miejscach kontrolowanych przez brygadzistów. - sam należał przecież do obu kategorii. -Znajdę Ethana, mogę odpowiedzieć na... wasze pytania - odchrząknął, wreszcie rozglądając się po zebranych i starannie omijając wzrokiem Skamandra -Ale musicie też wiedzieć, że wilkołaki nie łączą się w... stada ani plemiona, jak olbrzymy. Każdy jest człowiekiem, każdy jest inny. Część z nich można... wyprowadzić z równowagi i wtedy stają się niebezpieczni, więc radzę ich nie prowokować. - mruknął gorzko. Świadomość, że nie zostałby pogryziony gdyby zdołał uspokoić aresztowanego kolegę była kłuła niczym cierń, którego nie pozbędzie się całe życie. -Dlatego bądźcie spokojni, opanowani, przyjaźni, przynajmniej dopóki nie będzie wiadomo z kim macie do czynienia. Tak, jak mówi Blake, każdy jest... inny. - nie spotkał jeszcze nikogo bestialskiego, o wilczych cechach i rozsmakowaniu w krwi, ale wiedział, że tacy istnieją. -Ale większość z tych, do których chcemy trafić, chce pewnie normalnie żyć. i przemienia się tylko w pełnie. - sam nigdy, przenigdy nie przemienił i nie przemieni się pod wpływem emocji, a przynajmniej tak sądził. -Eliksir tojadowy działa, byłem w jednej z grup eksperymentalnych - możemy im go zaoferować, choć akonit bywa trudno dostępny. Straciłem do niego dostęp gdy opuściłem Ministerstwo, musimy popytać się wśród handlarzy ingrediencji. - spojrzał na Just, ciekaw, czy Vincent mógłby z tym pomóc. -Możemy go użyć jako karty przetargowej, ale jeszcze większą i momentalnie dostępną mogą być normalność, tolerancja, możliwość walki o lepsze jutro. Ci ludzie mają lub mieli rodziny, nie wszyscy są czystej krwi, nie wszyscy są bezpieczni. - wzruszył ramionami. -A co do tego, jakie miejsca im zaproponować - od kwietnia szukam odludnych miejsc dla siebie, dalekich od ludzi i od patroli Ministerstwa. - był przekonany, że i inne wilkołaki robiły to samo, to nie powinno być problemem.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
salon - Salon - Page 44 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 44 z 47 Previous  1 ... 23 ... 43, 44, 45, 46, 47  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach