Sala balowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala balowa
Okazała sala balowa w rezydencji Lady Adelaide Nott gościła niejeden sabat. To jedno z ważniejszych miejsc dla młodych szlachciców, bowiem każdy, kto pragnie zaistnieć w świecie arystokracji musi choć raz zatańczyć na marmurach Hampton Court. Sala jest bardzo jasna, z akcentami kolorystycznymi charakterystycznymi dla rodu Nottów; na podwyższeniu w jednym z rogów sali stoją instrumenty gotowe zagrać najpiękniejszą muzykę do tańca, znajdująca się na półpiętrze arkada, na którą prowadzą szerokie i kręte marmurowe schody umożliwia dogodne obserwowanie parkietu, a gdzie nie gdzie pod ścianami stoją sofy o skórzanych obiciach, zapraszające zmęczonych tancerzy do chwili wypoczynku. Jednak zdecydowanie najbardziej kunsztowny element wystroju stanowią bogate żyrandole, mieniące się tysiącami kryształów umieszczonych na ramionach ze szczerego złota.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
Isabelle śledziła kolejne odpowiedzi z prawdziwą ekscytacją. Każda była bardziej interesująca od innych, a poza tym to jej lady Nott dała nadzieję na podążanie właściwym tropem. Belle znała się na historii magii i literaturze, a o czasach elżbietańskich dowiedziała się sporo przy okazji czytania Szekspira i studiowania historii znanych czarodziejów.
No właśnie. Strzeliła w czasy Henryka VIII, ale może chodziło o panowanie Elżbiety I? I może niekoniecznie o Szekspira? Mgliście kojarzyła niemieckiego dramaturga, który pisał o rywalce Elżbiety - Marii, ale nie krwawej Marii.
-Maria Stuart, królowa Szkocji? Została ścięta, tak jak Anna... - podążyła tropem, wskazanym przez lady Nott. Ścięta na rozkaz Elżbiety, córki Anny - co za ironia losu! Wśród odpowiedzi padła już zaś Krwawa Mary, przyrodnia siostra Elżbiety, lecz ona zmarła toczona chorobą, we własnym łożu. Z kolei Maria Stuart została uwięziona, a potem ścięta - po latach zamknięcia w zamku, w złotej klatce. Dlatego, że zbyt głośno upominała się o swoje prawa do tronu, a Elżbieta nie mogła zaryzykować słabości.
Belle westchnęła cicho, przypominając sobie tragiczne i okrutne dzieje Tudorów, czasy w których mężowie ścinali żony, a kobiety wydawały wyroki na siebie nawzajem. Czy ludzie cierpią i krzywdzą się tak samo w każdych czasach? Czy na szczytach władzy są jeszcze okrutniejsi? Belle zagryzła lekko wargi, nagle samotna w tłumie masek. Jej towarzysze, którzy radośnie zgadywali tożsamość ściętej kobiety, w głębi serca mogli popierać zabijanie szlam i mugoli. Przestrzegał ją przed tym Percy i z jednej strony nie chciała wierzyć jego słowom, a z drugiej - prześladowała ją świadomość, że może z dala od szlachty jego życie jest spokojniejsze i szczęśliwsze. Władza wymuszała trudne decyzje, takie jak ścięcie przez królową własnej kuzynki. A Belle, biedna Belle była teraz pozostawiona na szczycie, sama sobie. Nie mogła już nawet zagrać w kalambury bez ciężaru posępnych i trudnych myśli. Wspomnienia o byłym mężu wciąż ją prześladowały, uniemożliwiając cieszenie się luksusem, balem i przepychem. Tak, jakby stała obok i obserwowała wszystko zza grubej szyby, nieczęśliwa i zraniona.
No właśnie. Strzeliła w czasy Henryka VIII, ale może chodziło o panowanie Elżbiety I? I może niekoniecznie o Szekspira? Mgliście kojarzyła niemieckiego dramaturga, który pisał o rywalce Elżbiety - Marii, ale nie krwawej Marii.
-Maria Stuart, królowa Szkocji? Została ścięta, tak jak Anna... - podążyła tropem, wskazanym przez lady Nott. Ścięta na rozkaz Elżbiety, córki Anny - co za ironia losu! Wśród odpowiedzi padła już zaś Krwawa Mary, przyrodnia siostra Elżbiety, lecz ona zmarła toczona chorobą, we własnym łożu. Z kolei Maria Stuart została uwięziona, a potem ścięta - po latach zamknięcia w zamku, w złotej klatce. Dlatego, że zbyt głośno upominała się o swoje prawa do tronu, a Elżbieta nie mogła zaryzykować słabości.
Belle westchnęła cicho, przypominając sobie tragiczne i okrutne dzieje Tudorów, czasy w których mężowie ścinali żony, a kobiety wydawały wyroki na siebie nawzajem. Czy ludzie cierpią i krzywdzą się tak samo w każdych czasach? Czy na szczytach władzy są jeszcze okrutniejsi? Belle zagryzła lekko wargi, nagle samotna w tłumie masek. Jej towarzysze, którzy radośnie zgadywali tożsamość ściętej kobiety, w głębi serca mogli popierać zabijanie szlam i mugoli. Przestrzegał ją przed tym Percy i z jednej strony nie chciała wierzyć jego słowom, a z drugiej - prześladowała ją świadomość, że może z dala od szlachty jego życie jest spokojniejsze i szczęśliwsze. Władza wymuszała trudne decyzje, takie jak ścięcie przez królową własnej kuzynki. A Belle, biedna Belle była teraz pozostawiona na szczycie, sama sobie. Nie mogła już nawet zagrać w kalambury bez ciężaru posępnych i trudnych myśli. Wspomnienia o byłym mężu wciąż ją prześladowały, uniemożliwiając cieszenie się luksusem, balem i przepychem. Tak, jakby stała obok i obserwowała wszystko zza grubej szyby, nieczęśliwa i zraniona.
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Ostatnio zmieniony przez Isabelle Carrow dnia 21.12.19 22:34, w całości zmieniany 1 raz
- Maria Tudor to poprawna odpowiedź - podjęła słowa Uny, przenosząc spojrzenie na tańczącą parę, niemo dziękując czarodziejom za perfekcyjny występ. - Pierwsza żona Henryka VIII, a zarazem poprzedniczka Anny Boleyn; królowa Anglii, bezpośrednia następczyni lady Jane Grey. Dziś znana bardziej jako Krwawa Mary... mało towarzyski duch lubujący się w lustrach. Doskonale! - Lady Nott klasnęła w dłonie - Zwycięzcą kalamburów został reem, wielkie oklaski! - Adelaide uderzyła w dłonie ponownie, kilkakrotnie, a wnet jej śladem uniosły się brawa - Black mógł poczuć, że znajdował się w ich epicentrum. Lady Nott podeszła bliżej niego i uścisnęła mu dłoń, gratulując szeptem; wkrótce podobnie za udział podziękowała Unie oraz Elise. - Mieliśmy okazję podziwiać już wszystkie stroje, zapraszam, moi drodzy, na ucztę - jedzcie, pijcie, bawcie się i świętujcie, oto nie tylko rozpoczyna się nowy rok, a nowa era! Cieszmy się z odejścia tego, co spędzało nam sen z powiek i z radością patrzmy w przyszłość gotowaną przez czarodziejów oświeconych myślą wybitnego Lorda Voldemorta. - Doniosły głos niósł się echem po przestronnej sali Hampton Court; lady Adelaide Nott była doskonałą mówczynią, dało się to wyczuć z każdego wypowiadanego przez nią słowa. Biło przekonaniem, czy szczerym - na salonach szczerość nie była spotykana często, niemniej zaproszenie czarodziejów spoza ścisłego grona arystokracji na dzisiejsze przyjęcie zdawało się obnażać intencje znaczącej lady. Nawy sąsiednich korytarzy zostały otwarte; jedne prowadziły w kierunki sali uczt, skąd dobiegały zapachy angielskich przysmaków, inne do pomniejszych sal balowych oraz saloników przeznaczonych na rozmowy i zabawy.
- Chwilę przed północą na kulig odjadą sanie - z zainteresowanymi spotkam się na dziedzińcu o odpowiedniej porze. Do zobaczenia, drodzy! - Lady Nott złożyła rękę na dłoni Cronosa Malfoya, któremu towarzyszyła w tańcu i wspólnie udali się w kierunku jadalni.
Alphard, Una, Elise, ponieważ najmocniej wykazaliście się w trakcie kalamburów, zdołaliście zwrócić uwagę wielu czarodziejów; zadanie wymagało refleksu i bystrości umysłu, zrobiliście dobre wrażenie. Czarodzieje będą chętniej nawiązywać z Wami kontakty.
Alphard do końca wydarzenia otrzymuje +10 do wszystkich rzutów na plotki;
Una i Elise otrzymują +5 do wszystkich rzutów na plotki.
Możecie uwzględnić bonusy również w tych rzutach, które zostały już przez was wykonane.
Kalambury zakończyły się.
- Chwilę przed północą na kulig odjadą sanie - z zainteresowanymi spotkam się na dziedzińcu o odpowiedniej porze. Do zobaczenia, drodzy! - Lady Nott złożyła rękę na dłoni Cronosa Malfoya, któremu towarzyszyła w tańcu i wspólnie udali się w kierunku jadalni.
Alphard, Una, Elise, ponieważ najmocniej wykazaliście się w trakcie kalamburów, zdołaliście zwrócić uwagę wielu czarodziejów; zadanie wymagało refleksu i bystrości umysłu, zrobiliście dobre wrażenie. Czarodzieje będą chętniej nawiązywać z Wami kontakty.
Alphard do końca wydarzenia otrzymuje +10 do wszystkich rzutów na plotki;
Una i Elise otrzymują +5 do wszystkich rzutów na plotki.
Możecie uwzględnić bonusy również w tych rzutach, które zostały już przez was wykonane.
Kalambury zakończyły się.
Para tańczyła dalej, prezentując się w nienaganny sposób i dając sposobność do dalszego zgadywania motywu, jaki oddawała kobieca kreacja. Tak jak już wcześniej przypuszczał, czerwony pasek materiału okalający szyję miał jednak znaczenie. Po kolejnych odpowiedziach i wskazówkach lady Nott, które następowały po tych najbardziej zbliżonych do odpowiedniej, oczywiste wydawało się to, że chodziło o kobietę, której głowę niegdyś ścięto. Czyli rozchodziło się o postać historyczną o postać historyczną. Był bliski ruszenia właściwym tropem, jednak ostatecznie jego próba znalezienia rozwiązania okazała się nieudana, a kolejnych już nie podejmował, choć historyczna wiedza przecież mu na to pozwalała. Tym razem nie miał jednak ochoty silić się na tworzenie skojarzeń i szukać odpowiednich powiązań, które doprowadziłyby go do ostatecznego wniosku. Nacieszył się zabawą już wystarczająco i oddał pole do popisu damom.
Zabawa zakończyła się oficjalnie, gdy po niewielkim boju Maria Tudor została rozpoznana. Przyszedł czas na ogłoszenie zwycięzców i właściwie nie był zaskoczony końcowym werdyktem. Udało mu się wygrać całą zabawę i już wcześniej był przekonany o tym, że udało mu się zdobyć pewną przewagę nad innym, choć jednak z dam dzielnie goniła jego wynik. Dumnie wyprostowany odebrał gratulacje, poprzedzone uściskiem dłoni oraz brawami. Mógł się tylko cieszyć z tego, że zdołał wyróżnić się w tak pozytywny sposób i wydawało mu się, że zdołał dostrzec wśród wymierzonej w niego fali ciekawskich spojrzeń również te należące do jego ojca oraz nestora rodu. Oni znali tożsamość tryumfującego reema, którego mogli wreszcie obdarzyć odrobiną przychylności.
– Dziękuję, Królowo Kier – zdołał z siebie wydusić, zanim gospodyni ruszyła ku damom, które również brały aktywny udział w trakcie zabawy, udowadniając tą liczbą zdobytych przez siebie punktów. Gra przestała mieć jednak większe znaczenie w chwili, gdy rozbrzmiały słowa kolejnej uroczystej przemowy, choć dość krótkiej, zwyczajnie podkreślającej to, kogo szlachta winna wszelkimi środkami wspierać.
Po ogłoszeniu kuligu wszyscy ruszyli w różnych kierunkach, więc i Alphard ruszył w swoją stronę, nie zapominając o swych powinnościach. Sabat był dobrą okazją ku temu, aby pozyskać różne informacje i nie zamierzał zmarnować takiej szansy.
| z tematu
Zabawa zakończyła się oficjalnie, gdy po niewielkim boju Maria Tudor została rozpoznana. Przyszedł czas na ogłoszenie zwycięzców i właściwie nie był zaskoczony końcowym werdyktem. Udało mu się wygrać całą zabawę i już wcześniej był przekonany o tym, że udało mu się zdobyć pewną przewagę nad innym, choć jednak z dam dzielnie goniła jego wynik. Dumnie wyprostowany odebrał gratulacje, poprzedzone uściskiem dłoni oraz brawami. Mógł się tylko cieszyć z tego, że zdołał wyróżnić się w tak pozytywny sposób i wydawało mu się, że zdołał dostrzec wśród wymierzonej w niego fali ciekawskich spojrzeń również te należące do jego ojca oraz nestora rodu. Oni znali tożsamość tryumfującego reema, którego mogli wreszcie obdarzyć odrobiną przychylności.
– Dziękuję, Królowo Kier – zdołał z siebie wydusić, zanim gospodyni ruszyła ku damom, które również brały aktywny udział w trakcie zabawy, udowadniając tą liczbą zdobytych przez siebie punktów. Gra przestała mieć jednak większe znaczenie w chwili, gdy rozbrzmiały słowa kolejnej uroczystej przemowy, choć dość krótkiej, zwyczajnie podkreślającej to, kogo szlachta winna wszelkimi środkami wspierać.
Po ogłoszeniu kuligu wszyscy ruszyli w różnych kierunkach, więc i Alphard ruszył w swoją stronę, nie zapominając o swych powinnościach. Sabat był dobrą okazją ku temu, aby pozyskać różne informacje i nie zamierzał zmarnować takiej szansy.
| z tematu
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Maria Tudor. Pomyliła się odrobinę, ale była tak blisko. Niemniej z uznaniem skinęła głową w stronę mężczyzny, który okazał się zwycięzcą tejże konkurencji. Dwie wyróżnione damy także zasługiwały na uznanie. Chociaż Bella wewnątrz czuła chłodny dreszcz rozczarowania, krył się on pod czerwoną maską i nie można go było zauważyć. Sala poruszyła się wyraźnie na wieść o zakończeniu kalamburów i możliwości rozejścia się po dalszych częściach pięknej rezydencji lady Nott. Tłum rozpraszał się, niektórzy z entuzjazmem opuszczali salę balowa, nie mogąc najwyraźniej doczekać się tych towarzyskich pogawędek i obficie nakrytych stołów. Och, tak, te zagadki potrafiły wymęczyć, ale były także bardzo pouczające. Isabella w duchu drwiła z własnej spostrzegawczości. Nazbyt często otwierała buzię, ale zdołała odgadnąć zaledwie ten jeden strój. No cóż, mogła jedynie spoglądać z uśmiechem w kierunku triumfatorów tego spotkania.
Zbliżała się powoli pora, by zacząć realizować plan. Odnalazła skrytą w dyskretnym kącie Balbinę i przekazała jej, że już czas. Służka miała odnaleźć jej narzeczonego i przekazać mu liścik. Tymczasem Isabella udała się w stronę labiryntu, kradnąc jeszcze po drodze kieliszek szampana. Potrzebowała tych bąbelków, aby dodać sobie odrobiny odwagi. Chciała, aby wspólna przygoda w labiryncie dla nich obojgu okazała się przyjemnym doświadczeniem. Wierzyła, że bez tych ciekawskich oczu śledzących każdy ich ruch zdołają poznać się lepiej. Mknęła między strojnymi korytarzykami, zerkać dyskretnie na mijane postacie. Wciąż nie mogła pozbyć się tego wrażenia, że aż zbyt dobrze znała damę kryjącą się pod kreacją czarnego łabędzia. Te myśli wywoływały jednak wielce niepożądane emocje, które tak łatwo mogłyby zepsuć jej nastrój. Wymknęła się przez balkony i zeszła do ogrodów. Poczuła drażniący chłód na ramionach pokrytych ledwie tym delikatnym materiałem czerwonej sukni. Od wejścia do tajemniczych, magicznych żywopłotów dzieliło ją już niewiele kroków. Podobno między tymi poskręcanymi ścieżkami odnaleźć można było wielką moc. Oby tylko labirynt zechciał im sprzyjać. Nie czuła głodu, a i niespecjalnie interesowała się kolejnymi atrakcjami. Pragnęła znaleźć się u boku swojego rycerza.
zt
Zbliżała się powoli pora, by zacząć realizować plan. Odnalazła skrytą w dyskretnym kącie Balbinę i przekazała jej, że już czas. Służka miała odnaleźć jej narzeczonego i przekazać mu liścik. Tymczasem Isabella udała się w stronę labiryntu, kradnąc jeszcze po drodze kieliszek szampana. Potrzebowała tych bąbelków, aby dodać sobie odrobiny odwagi. Chciała, aby wspólna przygoda w labiryncie dla nich obojgu okazała się przyjemnym doświadczeniem. Wierzyła, że bez tych ciekawskich oczu śledzących każdy ich ruch zdołają poznać się lepiej. Mknęła między strojnymi korytarzykami, zerkać dyskretnie na mijane postacie. Wciąż nie mogła pozbyć się tego wrażenia, że aż zbyt dobrze znała damę kryjącą się pod kreacją czarnego łabędzia. Te myśli wywoływały jednak wielce niepożądane emocje, które tak łatwo mogłyby zepsuć jej nastrój. Wymknęła się przez balkony i zeszła do ogrodów. Poczuła drażniący chłód na ramionach pokrytych ledwie tym delikatnym materiałem czerwonej sukni. Od wejścia do tajemniczych, magicznych żywopłotów dzieliło ją już niewiele kroków. Podobno między tymi poskręcanymi ścieżkami odnaleźć można było wielką moc. Oby tylko labirynt zechciał im sprzyjać. Nie czuła głodu, a i niespecjalnie interesowała się kolejnymi atrakcjami. Pragnęła znaleźć się u boku swojego rycerza.
zt
Niestety jej kolejna odpowiedź także nie była trafiona i Lucinda stwierdziła, że chyba wystarczy jej zgadywanek jak na jeden wieczór. Niektórzy posiadali wiedzę tak ogromną, że szlachcianka naprawdę ich podziwiała, a inni wydawali się strzelać niczym z karabinu marząc o tym by ich odpowiedź okazała się tą prawidłową. Oczywiście blondynce wcale to nie przeszkadzało. To była jedynie gra, dobra zabawa, która powinna urozmaicić innym ten wieczór. Choć blondynka nie mogła jednak wyrzucić z myśli wszystkiego co miało tutaj miejsce wcześniej to starała się wejść w rolę jak najmocniej umiała. Przecież o to tu chodziło. Nałożenie odpowiedniej maski, zagranie odpowiedniej postaci by na jeden wieczór wejść w skórę kogoś innego. Miała nadzieje, że jej się to udało. Zawsze miała wrażenie, że nauka szlacheckiej etykiety nie poszła w dal, a także nie została przez kobietę całkowicie zapomniana. Wbrew temu co jej kiedyś powtarzano naprawdę przywiązywała wagę do swojego pochodzenia, ale jedynie do momentu, w którym ta waga nie stawała się dla niej aż nazbyt ciężka. Niejednokrotnie przecież widziała w tym więcej absurdu niż sensu. Z tym nie umiała się kłócić i na to nie potrafiła przymykać oka. Prawdopodobnie niejednokrotnie jej bliscy zastanawiali się po kim miała to zacięcie, ona sama była tego ciekawa.
Kiedy Lady Nott zakończyła kalambury i ogłosiła wyniki przeprowadzonej zabawy blondynka cofnęła się o krok. Już wystarczająco długo była w centrum uwagi, przed którą wolała się skryć. Szlachcianka tak jak inni arystokraci pogratulowała zwycięzcom brawami. Niektórym ta wygrana naprawdę się należała chociaż nie do końca chciałaby znaleźć się na ich miejscu. Na pewno wszystkim łatwo przyszło zapamiętanie ich masek, a te przecież w końcu muszą kiedyś opaść.
Widząc jak inni wychodzą na zewnątrz prawdopodobnie kierując się w stronę labiryntu, Lucinda zaczęła wypatrywać schodów. Sama nie miała ochoty brać udziału w kolejnej zabawie. Potrzebowała na chwile złapać oddech. Daleko od głośnych rozmów, ciekawskich spojrzeń i zagadek. Była pewna, że tego wieczoru będzie ich jeszcze pełno.
z.t
Kiedy Lady Nott zakończyła kalambury i ogłosiła wyniki przeprowadzonej zabawy blondynka cofnęła się o krok. Już wystarczająco długo była w centrum uwagi, przed którą wolała się skryć. Szlachcianka tak jak inni arystokraci pogratulowała zwycięzcom brawami. Niektórym ta wygrana naprawdę się należała chociaż nie do końca chciałaby znaleźć się na ich miejscu. Na pewno wszystkim łatwo przyszło zapamiętanie ich masek, a te przecież w końcu muszą kiedyś opaść.
Widząc jak inni wychodzą na zewnątrz prawdopodobnie kierując się w stronę labiryntu, Lucinda zaczęła wypatrywać schodów. Sama nie miała ochoty brać udziału w kolejnej zabawie. Potrzebowała na chwile złapać oddech. Daleko od głośnych rozmów, ciekawskich spojrzeń i zagadek. Była pewna, że tego wieczoru będzie ich jeszcze pełno.
z.t
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
A więc trafiła? Huh, to było niespodziewane. Kojarzyła co prawda Krwawą Mary, ale bardziej jako legendę jak Czerwoną Hrabinę i tym podobne postaci... Przypisywała swój wybór raczej grze skojarzeń niżeli faktycznemu zasobowi wiedzy. Może i coś tam wiedziała na temat historii magii, nie była to jednak wiedza należna pochwale. Nie wierzyła nawet własnym uszom, słysząc, że owa odpowiedź jest poprawna.
Ocknęła się dopiero po chwili, kiedy ogłoszono wyniki. Jej wysiłki były próżne – i tak przegrała. Nie żeby od jakiegoś czasu dalej w to wierzyła, po prostu była to gra niewarta świeczki. Po co miałaby zaprzątać sobie tym głowę? Czuła się niemal jak na debiucie – bal zimowy był dla niej równie ważny, bo na ostatnim się nie zjawiła. Powinna jednak szukać korzystnych relacji, ewentualnie dobrego kandydata na męża, który byłby typem jej, a nie całkowicie jej rodziny. Ciężko było jednak myśleć o amorach w towarzystwie nieprzyjemnych wspomnień.
Ale cóż, przebywając w sali balowej zdobyła trochę uwagi innych gości, może przyszłych adoratorów, do tego uzyskała nieco przychylności ze strony organizatorki dzisiejszego balu. Nie zapominając o plotce, która zdawała się dość wartościowa. W obecnej sytuacji nie mogło być lepiej.
Nie podobało jej się to, co zostało o rzekomym Lordzie Voldemorcie... Ale czy mogła głośno zaprotestować? Była członkiem rodu Bulstrode, więc wolała siedzieć cicho, obserwując, co będzie dalej. „Wybitny” brzmiał wszak na nadużywany przymiotnik wobec szlachty.
Kiedy wreszcie zostali wypuszczeni w swoje strony, mogła odetchnąć ulgą, choć tylko w myślach. W sali balowej, pomimo chłodu panującego na zewnątrz, było naprawdę duszno. W stroju było jej tym bardziej ciepło. Na szczęście mogła teraz udać się, gdzie chciała.
Szczególną uwagę Uny przykuła jednak nie uczta, tylko komnata południowa. Dziewczyna słyszała, że można tam powróżyć i sama zamierzała spróbować. W Hogwarcie nigdy nie przywiązywała do wróżbiarstwa większej wagi, sam przedmiot traktując bardziej jak zabawę niż faktyczne przepowiednie.
Słyszała niemal dudnienie własnego serca, wykonując kolejne kroki w stronę następnego pomieszczenia. Była wciąż roztrzęsiona po stracie Isabelli, ale mogła przynajmniej na chwilę spróbować odciągnąć od niej myśli. Mogła, choć jej serce zdawało się twierdzić inaczej.
[z/t]
Ocknęła się dopiero po chwili, kiedy ogłoszono wyniki. Jej wysiłki były próżne – i tak przegrała. Nie żeby od jakiegoś czasu dalej w to wierzyła, po prostu była to gra niewarta świeczki. Po co miałaby zaprzątać sobie tym głowę? Czuła się niemal jak na debiucie – bal zimowy był dla niej równie ważny, bo na ostatnim się nie zjawiła. Powinna jednak szukać korzystnych relacji, ewentualnie dobrego kandydata na męża, który byłby typem jej, a nie całkowicie jej rodziny. Ciężko było jednak myśleć o amorach w towarzystwie nieprzyjemnych wspomnień.
Ale cóż, przebywając w sali balowej zdobyła trochę uwagi innych gości, może przyszłych adoratorów, do tego uzyskała nieco przychylności ze strony organizatorki dzisiejszego balu. Nie zapominając o plotce, która zdawała się dość wartościowa. W obecnej sytuacji nie mogło być lepiej.
Nie podobało jej się to, co zostało o rzekomym Lordzie Voldemorcie... Ale czy mogła głośno zaprotestować? Była członkiem rodu Bulstrode, więc wolała siedzieć cicho, obserwując, co będzie dalej. „Wybitny” brzmiał wszak na nadużywany przymiotnik wobec szlachty.
Kiedy wreszcie zostali wypuszczeni w swoje strony, mogła odetchnąć ulgą, choć tylko w myślach. W sali balowej, pomimo chłodu panującego na zewnątrz, było naprawdę duszno. W stroju było jej tym bardziej ciepło. Na szczęście mogła teraz udać się, gdzie chciała.
Szczególną uwagę Uny przykuła jednak nie uczta, tylko komnata południowa. Dziewczyna słyszała, że można tam powróżyć i sama zamierzała spróbować. W Hogwarcie nigdy nie przywiązywała do wróżbiarstwa większej wagi, sam przedmiot traktując bardziej jak zabawę niż faktyczne przepowiednie.
Słyszała niemal dudnienie własnego serca, wykonując kolejne kroki w stronę następnego pomieszczenia. Była wciąż roztrzęsiona po stracie Isabelli, ale mogła przynajmniej na chwilę spróbować odciągnąć od niej myśli. Mogła, choć jej serce zdawało się twierdzić inaczej.
[z/t]
How long ago did I die?
Where was I buried?
Udało jej się odgadnąć strój mężczyzny. Co do kobiecego nie była pewna, mogło chodzić o różne postacie, ale historia nie była nigdy w centrum jej zainteresowań i wnikliwie poznawała przede wszystkim dzieje szlachetnych rodów Skorowidzu. Zwłaszcza tych, z którymi była najsilniej powiązana oraz tych, z którymi Nottowie żyli w przyjaźni. Niemniej jednak wkrótce okazało się, że na tym kalambury dobiegły końca. Nie wszyscy obecni się zaprezentowali, nie widziała na parkiecie swoich rodziców ani siostry, ale gdyby tak lady Nott chciała wywołać absolutnie każdego, pewnie nie uwinęliby się nawet do rana. Pozostawało więc jej się cieszyć, że miała tę przyjemność zatańczyć i zaprezentować swój starannie przygotowany strój inspirowany motywem matagota.
Zwycięzcą kalamburów został mężczyzna w stroju reema, który naprawdę dobrze sobie radził i zgadł wiele przebrań, często ubiegając z odpowiedzią młodą Nottównę. Elise żałowała że nie była najlepsza, ale musiała to przyznać, mężczyzna w przebraniu reema był naprawdę bystry, obyty i miał szybki refleks. Dobrze radził sobie zarówno z motywami zwierzęcymi, jak i postaciami z literatury, historii i sztuki, co znaczyło, że posiadał szeroką wiedzę. Elise na ogół nie przejawiała wielkiego zainteresowania zgłębianiem wiedzy, ale w tym przypadku niewątpliwie posiadanie jej wyszło mężczyźnie na dobre, bo pokazał się w towarzystwie i został zapamiętany przez obecnych. Ciekawe, kim był? Czy go znała? Raczej nie, bo nie rozpoznawała jego głosu. Chociaż nie była pierwsza, ciotka i tak podeszła również do niej, sprawiając że najmłodszy klejnot Nottów wyprostował się dumnie. Spojrzenia wielu gości przyjęcia spoczywały także na niej, co jej się podobało, bo lubiła być w centrum uwagi i liczyła, że to okaże się przydatne później i ułatwi jej brylowanie w towarzystwie i nawiązywanie kontaktów. Liczyła też, że jeszcze niejeden mężczyzna zaprosi ją dziś do tańca. Swoją drogą nadal była ciekawa, kto towarzyszył jej w prezentacji stroju. Kim był tajemniczy mężczyzna, który poprowadził ją na środek?
Ale teraz nie pozostało jej nic innego, jak odnaleźć w tłumie swoją siostrę i wraz z nią udać się na ucztę. A później zabawa miała trwać dalej, ciotka Adelaide na pewno szykowała wiele atrakcji. Zanim jednak nadejdą, mogła wykorzystać wolny czas na rozmowy, tańce i ploteczki. Jedno było pewne – w miejscu takim jak to nie będzie się nudzić, bo jak na Notta przystało, była w swoim żywiole i robiła to, co lubiła najbardziej.
| zt.
Zwycięzcą kalamburów został mężczyzna w stroju reema, który naprawdę dobrze sobie radził i zgadł wiele przebrań, często ubiegając z odpowiedzią młodą Nottównę. Elise żałowała że nie była najlepsza, ale musiała to przyznać, mężczyzna w przebraniu reema był naprawdę bystry, obyty i miał szybki refleks. Dobrze radził sobie zarówno z motywami zwierzęcymi, jak i postaciami z literatury, historii i sztuki, co znaczyło, że posiadał szeroką wiedzę. Elise na ogół nie przejawiała wielkiego zainteresowania zgłębianiem wiedzy, ale w tym przypadku niewątpliwie posiadanie jej wyszło mężczyźnie na dobre, bo pokazał się w towarzystwie i został zapamiętany przez obecnych. Ciekawe, kim był? Czy go znała? Raczej nie, bo nie rozpoznawała jego głosu. Chociaż nie była pierwsza, ciotka i tak podeszła również do niej, sprawiając że najmłodszy klejnot Nottów wyprostował się dumnie. Spojrzenia wielu gości przyjęcia spoczywały także na niej, co jej się podobało, bo lubiła być w centrum uwagi i liczyła, że to okaże się przydatne później i ułatwi jej brylowanie w towarzystwie i nawiązywanie kontaktów. Liczyła też, że jeszcze niejeden mężczyzna zaprosi ją dziś do tańca. Swoją drogą nadal była ciekawa, kto towarzyszył jej w prezentacji stroju. Kim był tajemniczy mężczyzna, który poprowadził ją na środek?
Ale teraz nie pozostało jej nic innego, jak odnaleźć w tłumie swoją siostrę i wraz z nią udać się na ucztę. A później zabawa miała trwać dalej, ciotka Adelaide na pewno szykowała wiele atrakcji. Zanim jednak nadejdą, mogła wykorzystać wolny czas na rozmowy, tańce i ploteczki. Jedno było pewne – w miejscu takim jak to nie będzie się nudzić, bo jak na Notta przystało, była w swoim żywiole i robiła to, co lubiła najbardziej.
| zt.
Mogłem z nieskrępowaną bezczelnością cieszyć się towarzystwem tańczącej ze mną chwilę wcześniej lady. Nie miałem złudzeń, że gdyby nie bal maskowy, nigdy byśmy się nie spotkali. Dlatego nie przejmowałem się specjalnie wrażeniem, jakie mogłem wywrzeć na kobiecie. Było już za późno na udawanie, że jestem kimś innym niż byłem w rzeczywistości. Upiłem łyk alkoholu, niewielki, starając się zachować jednak trzeźwą głowę. O ile mogłem cieszyć się pewną dozą anonimowości, miała ona swoje ograniczenia. Nie chciałem przynieść wstydu ani sobie, ani nikomu z zaproszonych tu gości, którzy swoją obecność zawdzięczali autorytetowi Czarnego Pana. Ośmieszenie siebie było jak splunięcie w twarz i Jemu. Był to poważny argument, gdyby oczywiście nie wystarczyła mi zwyczajna, ludzka przyzwoitość, by zachować się godnie, gdy ktoś zapraszał mnie do swojego domu. Wraz z kobietą śledziłem kroki kolejnych tańczących par, zamiast na zgadywaniu, tym razem skupiając się jednak również na otoczeniu. Wciąż nie mogłem nadziwić się, jak długo ta zabawa w teatr zdołała przetrwać w społeczeństwie arystokratów. Musieli to lubić, bez wątpienia. I musiałem przyznać, miało w sobie coś magicznego, pociągającego nawet. Intrygującego. Informacje przechodziły między kolejnymi osobami, plotki odnajdywały nasłuchujące uważnie uszy, a zgrabnie prowadzone rozmowy prowadziły do tematów, które interesowały tych najumiejętniej je prowadzących. Uśmiechnąłem się pod nosem próbując wsłuchać się w gwar rozmów, ciekaw, o czym też zwykli rozmawiać na balach arystokraci.
- Oby jak najwięcej - odparłem wyrwany z zasłuchania przez moją towarzyszkę. Na powrót skupiłem na niej swoją całą uwagę, uznając, że póki co usłyszałem dość. - Proszę mi wybaczyć, jeśli nie wypada, lady, ale twój strój jest naprawdę niezwykły - musiałem przywyknąć do zastępowania uśmiechów skinieniem głowy. Nie byłem też mistrzem prowadzenia rozmów salonowych, w gruncie rzeczy w moim dość długim już życiu najwięcej okazji miałem, by ćwiczyć ją na szczurach, a to, trzeba im oddać, nie najwdzięczniejsze towarzystwo do wyrabiania się jako arystokrata. Strój lady jednak wyróżniał się na tle pozostałych i kazał mi się zastanowić - czy Ofelia była jedynie przypadkiem, czy Adelaida Nott próbowała coś przebraniami przekazać? Mój kazał sądzić, że tak i nie mogłem powstrzymać iskierki rozbawienia, która z pewnością błyszczała się gdzieś na dnie moich ledwo dostrzegalnych pod maską oczu.
- Za pierwsze i ostatnie, lady - odparłem spoglądając na wyludniającą się pomału salę. - Zapewniam, nie zamierzam naprzykrzać się pani nigdzie poza salą balową - to nie była trudna deklaracja. Nie liczyłem na zawarcie wielkich przyjaźni na dzisiejszym przyjęciu, nie planowałem też odsłaniać swojej twarzy przed nikim tu obecnym. Cieszyła mnie anonimowość i korzystałem z niej w pełni. Nie miałem złudzeń - nie tylko mnie. Tym lepiej, mogliśmy nosić swoje maski, pozostać Ofelią i bazyliszkiem i przed nikim nie musieć tłumaczyć się ani dlaczego, ani po co, ani kiedykolwiek w przyszłości martwić się ewentualnymi spotkaniami. Byliśmy obcymi ludźmi i kiedy się rozstaniemy, takimi też pozostaniemy. Na dobre. I nie musiałem nawet kłamać, pasował mi podobny układ. Tym chętniej wypiłem więc zaproponowany przez Ofelię toast.
plotka - spostrzegawczość; bonus +5 rosyjski
- Oby jak najwięcej - odparłem wyrwany z zasłuchania przez moją towarzyszkę. Na powrót skupiłem na niej swoją całą uwagę, uznając, że póki co usłyszałem dość. - Proszę mi wybaczyć, jeśli nie wypada, lady, ale twój strój jest naprawdę niezwykły - musiałem przywyknąć do zastępowania uśmiechów skinieniem głowy. Nie byłem też mistrzem prowadzenia rozmów salonowych, w gruncie rzeczy w moim dość długim już życiu najwięcej okazji miałem, by ćwiczyć ją na szczurach, a to, trzeba im oddać, nie najwdzięczniejsze towarzystwo do wyrabiania się jako arystokrata. Strój lady jednak wyróżniał się na tle pozostałych i kazał mi się zastanowić - czy Ofelia była jedynie przypadkiem, czy Adelaida Nott próbowała coś przebraniami przekazać? Mój kazał sądzić, że tak i nie mogłem powstrzymać iskierki rozbawienia, która z pewnością błyszczała się gdzieś na dnie moich ledwo dostrzegalnych pod maską oczu.
- Za pierwsze i ostatnie, lady - odparłem spoglądając na wyludniającą się pomału salę. - Zapewniam, nie zamierzam naprzykrzać się pani nigdzie poza salą balową - to nie była trudna deklaracja. Nie liczyłem na zawarcie wielkich przyjaźni na dzisiejszym przyjęciu, nie planowałem też odsłaniać swojej twarzy przed nikim tu obecnym. Cieszyła mnie anonimowość i korzystałem z niej w pełni. Nie miałem złudzeń - nie tylko mnie. Tym lepiej, mogliśmy nosić swoje maski, pozostać Ofelią i bazyliszkiem i przed nikim nie musieć tłumaczyć się ani dlaczego, ani po co, ani kiedykolwiek w przyszłości martwić się ewentualnymi spotkaniami. Byliśmy obcymi ludźmi i kiedy się rozstaniemy, takimi też pozostaniemy. Na dobre. I nie musiałem nawet kłamać, pasował mi podobny układ. Tym chętniej wypiłem więc zaproponowany przez Ofelię toast.
plotka - spostrzegawczość; bonus +5 rosyjski
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Odetchnął z ulgą, gdy minęła pora pokazowych tańców. Fakt, iż miał to już za sobą działał dość pokrzepiająco, bowiem nigdy wcześniej nie prezentował w złożonych krokach swego przebrania – właściwie nigdy nie przyszło mu jeszcze podobnego pozostawiać ocenie osób trzecich. Dziękując lady stosownym gestem za poświęconą chwilę oddalił się w kierunku lewitującej tacy, z której pochwycił, kolejny już dziś, kielich wytrawnego wina. Nie mógł sobie go odmówić – smakowało naprawdę wybornie, bez żadnego porównania co do nokturnowskich szczyn. Zatrzymując się przy jednym ze stolików z daleka obserwował dalsze wydarzenia, popisy par, a także kolejne niespodzianki gospodyni. Miał ochotę udać się w inne miejsce tudzież zaczepić znajomą, choć skrytą pod zdobioną maską, twarz i zająć się rozmową, byle możliwie szybko minęła ów noc, lecz wiedział, iż byłoby to wyjątkowo nietaktowne. Nie było tajemnicą, iż nie czuł się w owym miejscu nader komfortowo, ale jeszcze chwilę musiał przetrwać.
Z każdą chwilą zawężało się grono liderów trwającego „konkursu”. Szatyn zauważył, że to głównie dwójka czarodziejów przerzucała się trafnymi odpowiedziami. Nie można było im odmówić dobrego oka – niektóre kostiumy były naprawdę wymyślne. Lady Nott stanęła na wysokości zadania sprawiając, że kalambury stanowiły dla gości niemałe wyzwanie i najwyraźniej bardzo dobrze się przy tym bawili. Czyż właśnie nie o to dziś chodziło?
Dłuższą chwilę sam próbował szukać poprawnych odpowiedzi weryfikując je ze słowami gospodyni, lecz gdy pewna sylwetka przykuła jego wzrok odpłynął myślami w zupełnie inne miejsce. Nie obawiał się owego spotkania, w końcu przychodząc na podobne przyjęcie musiał brać takowe pod uwagę, ale gdzieś w głębi siebie pragnął go uniknąć. Szczerze liczył na kilka szyderczych uwag w kierunku Goyla i smakowity łyk ognistej z Rookwood, a nie ciężkie tematy, które usilnie odkładał w czasie.
Upijając kolejny łyk wina czekał już tylko na koniec oficjalnego rozpoczęcia i gdy takowy nastał jako jeden z pierwszych opuścił salę balową, aby udać się w kierunku balkonu; musiał odetchnąć i zapalić.
/zt
Z każdą chwilą zawężało się grono liderów trwającego „konkursu”. Szatyn zauważył, że to głównie dwójka czarodziejów przerzucała się trafnymi odpowiedziami. Nie można było im odmówić dobrego oka – niektóre kostiumy były naprawdę wymyślne. Lady Nott stanęła na wysokości zadania sprawiając, że kalambury stanowiły dla gości niemałe wyzwanie i najwyraźniej bardzo dobrze się przy tym bawili. Czyż właśnie nie o to dziś chodziło?
Dłuższą chwilę sam próbował szukać poprawnych odpowiedzi weryfikując je ze słowami gospodyni, lecz gdy pewna sylwetka przykuła jego wzrok odpłynął myślami w zupełnie inne miejsce. Nie obawiał się owego spotkania, w końcu przychodząc na podobne przyjęcie musiał brać takowe pod uwagę, ale gdzieś w głębi siebie pragnął go uniknąć. Szczerze liczył na kilka szyderczych uwag w kierunku Goyla i smakowity łyk ognistej z Rookwood, a nie ciężkie tematy, które usilnie odkładał w czasie.
Upijając kolejny łyk wina czekał już tylko na koniec oficjalnego rozpoczęcia i gdy takowy nastał jako jeden z pierwszych opuścił salę balową, aby udać się w kierunku balkonu; musiał odetchnąć i zapalić.
/zt
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Czarodzieje i czarownice nadjeżdżający na noworoczne przyjęcie u lady Adelaide Nott już z daleka mogli dostrzec cel swojej podróży. W grudniowym mroku Hampton Court zdawało się lśnić niczym klejnot koronny. Piękne iluminacje zdobiły fasadę dworku, podkreślając każdą linię i każde załamanie. Barwne światła migotały także w skrytych pod śnieżną pierzyną rozległych ogrodach otaczających rezydencję, dodając uroku i nieco tajemniczości wśród i tak już zapierających dech w piersiach widoków.
Atrakcje czekały na spragnionych zabawy gości już od zdobnie kutej, frontowej bramy. Po obu jej stronach i dalej, wzdłuż głównej alei prowadzącej do dworku lady Adelaide, zamaskowani cyrkowcy raczyli wyglądających zza szyb powozów gości pokazami tańca z ogniem, którego drżące płomienie na chwilę rozświetlały zimowe ciemności.
Konie ciągnęły powozy aż do podjazdu u stóp szerokich schodów wiodących do Hampton Court. Służba gięła się w pokłonach, asystując damom przy wysiadaniu i dalej po przekroczeniu progu rezydencji lady Nott: odbierali wierzchnie szaty, wskazywali drogę, krążyli pomiędzy zmierzającym ku sali balowej tłumem, dbając o pełen komfort i wygodę gości. Jeżeli ktoś sądził, że to zewnętrzne dekoracje były szczytem dekoratorskiego kunsztu to wnętrze dworku zmuszało do zmiany opinii.
Zastany po przekroczeniu progu rezydencji półmrok otulał gości ciepłem, nie przytłaczając swą obecnością. Z zamaskowanego zaklęciami sklepienia imitującego ciemne niebo opadały delikatnie skrzące się złotem płatki śniegu. Nie były zimne w dotyku i znikały w momencie zetknięcia ze skórą. Blask świec bijący od kryształowych kinkietów oraz złotych kandelabrów ustawionych przy stolikach, pozwalał odepchnąć wszelkie pojęcie przygnębienia, zostawiając po sobie tylko dreszczyk tajemnicy oraz słodkich sekretów, jakie czekały w wyznaczonych dla szlachetnych dusz salach. Pomieszczenia, korytarze, a nawet poręcze schodów udekorowano licznymi kwiatowymi girlandami, zawierającymi w sobie pięknie ułożone kompozycje z białych lilii, herbacianych róż oraz czerwonych piwonii, udekorowanymi liśćmi jemioły oraz gałązkami świerku, przetykanymi złotą wstążką oraz perłowymi sznurami imitującymi biel jagód. Uroku dodawały zasłony, lekkie, zwiewne, czarne, acz w swej czerni usiane tysiącami złotych, migotliwych zdobień mających przywołać w umyśle obserwującego wieczorne niebo jasne od gwiazd wskazujących drogę zagubionym. Te, które wydawały się poruszać dzięki powiewom wiatru, prowadziły wprost na balkony z widokiem na wspaniałe ogrody Hampton Court.
Sala balowa zapierała zaś dech w piersiach. Z zaczarowanego w nocne niebo sufitu opadały złotawe śnieżne płatki, niknąc jednak ponad głowami gości. W czasie swojego krótkiego żywota skrzyły się w blasku świec, zamkniętych w lewitujących lampionach: wspaniałe kryształowe żyrandole zalśnić miały dopiero później. Salę spowijał półmrok i lśniący brokatem dym unoszący się przy podłodze. W blasku magicznych lampionów lśniły bogate zdobienia i złote tace z kieliszkami, z których goście w oczekiwaniu na oficjalne rozpoczęcie sabatu mogli raczyć się szerokim wyborem najlepszych alkoholi. Uwagę wszystkich skupiała gruba kurtyna, która skrywała za sobą scenę, na której zwykle zasiadała orkiestra uświetniająca klasyczną muzyką szlacheckie spotkania na dworze w Hampton Court. Elegancja, jaka biła z całego otoczenia, a także wyjątkowość podkreślana przez drobne elementy, pozwalała zagłębić się w tajemnicę otaczającą maskowy bal lady Nott.
Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.
Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście na wydarzeniu wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.
- Wybór kieliszka:
- 1. Goblin
Ten koktajl z soku jabłkowego, szampana oraz rozpuszczonego marcepanu podaje się w wysokim kieliszku, którego rant zamoczony w wódce obsypano cukrem. Smak jabłek delikatnie przebija się przez bąbelki i już jeden łyk wystarcza, by magiczny napój zadziałał, obdarzając Cię skrzekliwym głosem. Odnosisz wrażenie, jakby twój wzrost rzeczywiście pasował do standardów goblinów.
2. Wróżka
Migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Celestyna
Już pierwszy łyk zaskakuje cię unikalnym połączeniem cytrusów oraz słodkiego wina doprawionego mocnym aromatem pieczonych kasztanów. Dopada cię błogi, piosenkarski nastrój godny samej Celestyny Warbeck, która nagle staje się twoją idolką. Nie możesz oprzeć się chęci zanucenia jej najlepszych hitów do spółki z tanecznym krokiem piosenkarki, zyskując także nieco z jej pięknego głosu.
4. Troll
Gorzkiej woni unoszącej się znad kryształowego kielicha towarzyszy równie identyczny smak absyntu. Na dnie unosi się kilka listków piołunu, które jedynie podbijają kwaskowatość. Język piecze niemal do samego końca, kiedy spływa na Ciebie nuta słodkiego, nierozpuszczonego w pełni cukru, a głos brzmi bardziej charcząco, jakby coś w gardle utrudniało Ci mówienie.
5. Eteryczna formuła
Charakterystyczny biały dym unosi się znad kieliszka niczym z wrzącego kociołka. Delikatne szkło jest ciepłe, a jego zawartość smakuje doskonałym i jedynym w swoim rodzaju szampanem zmieszanym z sokiem żurawinowym oraz sokiem z cytrusów.
Raptem kilka niewielkich łyków, które pomieścił w sobie smukły kieliszek, wprowadziło cię w głębokie przemyślenia, iście eteryczne tyrady o czasie, przestrzeni, nieskończonym ogromie kosmosu, którego fragmentu dostrzegasz w suficie wysoko ponad tobą. Twój ton głosu brzmi wzniośle, iście filozoficznie.
6. Błazen
Mieszanka ciemnego ale oraz whiskey skropiona dodatkiem słodkiego koziego mleka budzi w tobie rozbawienie. Każdy kolejny łyk przybliża Cię do śmielszych chichotów, które jesteś w stanie powstrzymać z niemałym trudem. Wesoła atmosfera wieczoru udziela Ci się znacznie szybciej niż pozostałym gościom.
7. Oddech smoka
Tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
8. Kapitan
Mieszanka najlepszego rumu bogata w sok z najlepszych cytrusów z dodatkiem imbiru zaostrzającego smak. Raptem kilka łyków wystarcza, by Twój głos obniżył swoją barwę i stał się przyzwoicie melodyjny, a przy tym dostatecznie przekonujący i pewny siebie dla słuchacza.
9. Trzecie oko
Biała zawartość kieliszka jest nieco mętna, gęsta. Smakuje egzotycznym mlekiem kokosowym, białą czekoladą oraz wytrawnym winem. Każdy łyk sprawia, że odsuwasz się nieco od otaczającej Ciebie rzeczywistości. Chwilami odnosisz wrażenie, jakby sprawy doczesne nie miały najmniejszego znaczenia, a jedyny interesujący zbieg wydarzeń znajduje się w bliżej nieokreślonej przyszłości.
10. Mantra
Ziołowy zapach amaro pozostawia po sobie gorzki posmak na języku, który przełamuje mus z kandyzowanych owoców. Od pierwszego łyku wiesz, że Twoje słowa stają się nieco cichsze, a krzyk jest wręcz nieosiągalny. Towarzyszy Ci błogi spokój, opanowanie. Nawet największa awantura nie jest w stanie wykrzesać z Ciebie upustu przygaszonych emocji.
11. Creme de la creme
Likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
12. Gorący kociołek
Smak ginu z tonikiem jest znany każdemu, kto choć raz pojawił się na przyjęciu z dobrze zaopatrzonym barem. Gorycz ciągnie się wzdłuż języka, powoli, niemalże boleśnie wypalana przez gin. Twoje gardło po wypiciu kilku łyków nienaturalnie ściska się, a głos powoli wybrzmiewa niższe tony. W miarę upływu czasu staje się także coraz bardziej zachrypnięty, jakby Twoje ciało trawiła choroba albo, co gorsza, wspólny wieczór spędzony przy wyśpiewywaniu największych hitów Celestyny Warbeck.
13. Błękitna Laguna
Przyjemne połączenie wódki, pomarańczowego likieru Blue Curracao oraz lekko gazowanej wody cytrynowej podawane w wysokim kieliszku z plastrem cytryny umieszczonym na jego brzegu. Ogarnia Cię błogość i lekkość, jakbyś unosił się na przejrzystych wodach błękitnej laguny. Barwa głosu zmienia się na wysoką, aczkolwiek jasną o średniej sile dźwięków. Przypominają Ci się wizyty w operze, gdzie najwspanialsze diwy wyśpiewują swoje arie, a teraz czujesz, że możesz być jedną z nich i zachwycić towarzyszy ariettą najwyższej klasy.
14. Królowa Śniegu
Intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
15. Grzywa aetonana
Alkohol w kieliszku jest gęsty i mleczny, spieniony u góry. Jest słodki: wśród aksamitnego jak grzywa aetonana mleka wyczuwasz orzechowy likier i rozgrzewające nuty kawy i czekolady. Przyjemne uczucie rozlewa się za twoim mostkiem, zaś twój głos zyskuje niższe, lecz lekkie i ciepłe brzmienie, od którego słuchania nie można się oderwać.
16. Erato
Kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
17. Egzaltacja
Najwyższej jakości burbon oraz mocny earl grey stanowią połączenie znane przez każdego, szanującego się Brytyjczyka; podobno. Smak alkoholu podsyca rozpuszczony miód, którego gęsta struktura pozostaje wyczuwalna na języku. Ciebie zaś ogarnia nieprzerwane deklamowanie każdego słowa. Nadajesz mu barwę, dodatkowe emocje. Napotykasz trudność w oparciu się poczuciu przemawiania o wydarzeniach ważnych, istotnych, a przede wszystkim wygranej wojnie o czystość krwi.
18. Burleska
Słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
19. Pożoga
Intensywna czerwień soku malinowego w efektowny sposób łączy się z kolorem soku pomarańczowego, a ostrości dodaje czysta wódka zawierająca w sobie drobinki brokatu. Przyjemnie chłodzony kruszonym lodem drink podawany jest w szkle sprawiającym wrażenie płonącego. Skład wzbogacono o składnik wywołujący intensywne, silne wzruszenie, które wraz z ostatnią kroplą drinka przemienia się w niewyobrażalny zachwyt.
20. Łyk niewinności
Z pozoru lekkie wino niosące posmak prawdziwego Toujour Pur skrywa w sobie niewielką ilość pikanterii dość mocno palącej w gardło. Szybko ogarnia Cię poczucie młodzieńczej niewinności, chęć cofnięcia się z powrotem do szkolnej ławy i płatania figli. Poczucie zabawy towarzyszy Ci w każdym kroku. Twój głos przyjmuje barwę o kilka tonów wyższą.
Czas na odpis wynosi 72 godziny.
Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek w całym dotychczasowym życiu poświęciła tyle czasu na przygotowanie do jednej uroczystości. Sylwestra zwykła spędzać na szpitalnych dyżurach, podejmując się ich chętnie za uzdrowicieli mających rodziny lub przyjęcia, na jakie zamierzali się udać. Zrobiła to jeszcze rok temu, nie zdając sobie sprawy, jak niewiele dzieli ją od utraty pracy w Mungu. Rok 1957 zmienił Elvirę Multon niebagatelnie, pokruszył jej ducha, a potem złożył go na nowo w zupełnie inną personę. Kobietę, która w grudniu po raz pierwszy od kiedy tylko zapłonęła w jej sercu zawiść do szlachciców z linii matczynej, otrzymała zaproszenie na Sabat. Początkowy szok przyćmiło podniecenie, słodycz oczekiwania oraz... niepewność. Podjęła wszelkie kroki, aby zasięgnąć jak największej ilości informacji na temat reguł postępowania podczas Sabatu, ale wciąż obawiała się niedopasowania, prześladującego ją jeszcze od czasów szkolnych. Pocieszała ją myśl, że wśród gości znajdą się pozostali Rycerze, jej towarzysze, czasem przyjaciele. No i on.
Ostatnie godziny przed sabatem zostawiły w jej mieszkaniu na Pokątnej ślady gorączkowego chaosu. Kąpiel we krwi zafundowana przez uprzejmość Wren Chang była jedynie pierwszym aktem - potem wyszorowała skórę raz jeszcze, nawilżając ją lawendowymi olejkami. W oparach kadzidła z jagód jemioły, czerwonej róży, dziewanny i jałowca wciągała na blade nogi czarne pończochy oraz błękitną podwiązkę z kieszonką, w której miała zamiar zapiąć różdżkę z uwagi na brak kieszeni w balowych sukniach. Suknia była zresztą jej największym klejnotem, zapłatą za zawartą umowę z Odettą Parkinson. Granatowa góra z połyskującym jak gwiazdy na niebie wykończeniem miała trójkątny dekolt, kończący się jedynie odrobinę niżej niż wymagały konwenanse. Poniżej talii suknia przechodziła w miękki tren z falującego materiału o różnych odcieniach niebieskiego i błękitu, tworząc spływający w dół gradient od ciemnych do jasnych barw. Z ramion spływały zwiewne niczym peleryna rękawy, podszyte na nadgarstkach, aby nie utrudniały poruszania rękami. Z trudem włożyła na siebie tę sukienkę, nieprzyzwyczajona do tak uroczystych strojów; zachowywała jednak najwyższą ostrożność, mając świadomość ceny, jaką kreacja musiała być warta. Włosy upięła elegancko na wysokości karku, pozostawiając jedynie kilka jasnych kosmyków okalających twarz. Wykorzystała też kosmetyki, które przez większość czasu leżały w jej szufladach odłogiem. Ciemnoczerwone usta miały stanowić największą ozdobę, na oczach miała wszak maskę - pozwoliła więc sobie tylko na poczernienie rzęs. Maskę również przygotowała z pomocą Odetty, wybierając standardową - jak to określiła kuzynka - Colombinę, w kolorze głębokiego błękitu, pokrytego diamentowym pyłem i maleńkimi kamieniami szlachetnymi, które nadawały całości złotawego połysku. Spoglądając na siebie w lustrze, nie mogła oderwać wzroku od własnego odbicia. Czuła się nie tylko piękna, ale i elegancka, wytworna, pełna niewysłowionej godności.
Pod Hampton Court pojawiła się, co oczywiste, punktualnie o czasie, a nawet odrobinkę wcześniej. Nie miała powozu, którym mogłaby podjechać pod rezydencję, część drogi przeszła pieszo, ale gdy dotarła, przystanęła na moment pod główną bramą, podziwiając wszechobecne bogactwo oraz igrających z ogniem cyrkowców. Serce dudniło jej jak ptak w klatce, gdy delikatnie podciągała tren sukni, aby wejść po schodach. W środku również musiała przystanąć, rozejrzeć się, oddać służbie czarny płaszcz i poprawić miękki materiał na ramionach. Wyciągnęła szczupłą dłoń z paznokciami pomalowanymi na dopasowany do sukni kolor, jakby próbowała schwycić w palce opadające płatki śniegu. Wszystkie jednak znikały, zanim zdążyłyby zetknąć się ze skórą. Po przejściu do olbrzymiej, budzącej wrażenie sali balowej, wciąż trzymała się z boku, z dala od powszechnego zainteresowanie, prawie przy ścianie. Choć powierzchownie niczym nie odstawała od ludzi, których mijała, czuła się przytłoczona tym całym złotem, zapachami i freskami na ścianach. Nie dostrzegła jeszcze nikogo znajomego, nie dostrzegła jego, nie miała do kogo podejść, sięgnęła więc po jeden z alkoholi, gdy taca zawędrowała w jej stronę. Kieliszek ładnie dopasowywał się do jej dłoni, pasował do delikatnych palców, tym razem nie poznaczonych ani krwią ani prosektoryjnym brudem, czy wiórkami tytoniu. Problem tylko w tym, że nie wiedziała nawet jaki alkohol trzyma.
Wyglądało na to, że czeka ją wieczór pełen nowości.
Zużywam kadzidło "Krew wili" zwiększające kokieterię
Suknia mniej więcej taka, ale ze skromniejszym dekoltem i lekko ciemniejszą górą, gradientem kolorów do jasnego błękitu, a nie białego, poza tym ma skrócone rękawy, żeby nie ciągnęły się po ziemi no i są one zaczepione na nadgarstkach. Oczywiście nie mam korony, lecz maskę <3
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnie godziny przed sabatem zostawiły w jej mieszkaniu na Pokątnej ślady gorączkowego chaosu. Kąpiel we krwi zafundowana przez uprzejmość Wren Chang była jedynie pierwszym aktem - potem wyszorowała skórę raz jeszcze, nawilżając ją lawendowymi olejkami. W oparach kadzidła z jagód jemioły, czerwonej róży, dziewanny i jałowca wciągała na blade nogi czarne pończochy oraz błękitną podwiązkę z kieszonką, w której miała zamiar zapiąć różdżkę z uwagi na brak kieszeni w balowych sukniach. Suknia była zresztą jej największym klejnotem, zapłatą za zawartą umowę z Odettą Parkinson. Granatowa góra z połyskującym jak gwiazdy na niebie wykończeniem miała trójkątny dekolt, kończący się jedynie odrobinę niżej niż wymagały konwenanse. Poniżej talii suknia przechodziła w miękki tren z falującego materiału o różnych odcieniach niebieskiego i błękitu, tworząc spływający w dół gradient od ciemnych do jasnych barw. Z ramion spływały zwiewne niczym peleryna rękawy, podszyte na nadgarstkach, aby nie utrudniały poruszania rękami. Z trudem włożyła na siebie tę sukienkę, nieprzyzwyczajona do tak uroczystych strojów; zachowywała jednak najwyższą ostrożność, mając świadomość ceny, jaką kreacja musiała być warta. Włosy upięła elegancko na wysokości karku, pozostawiając jedynie kilka jasnych kosmyków okalających twarz. Wykorzystała też kosmetyki, które przez większość czasu leżały w jej szufladach odłogiem. Ciemnoczerwone usta miały stanowić największą ozdobę, na oczach miała wszak maskę - pozwoliła więc sobie tylko na poczernienie rzęs. Maskę również przygotowała z pomocą Odetty, wybierając standardową - jak to określiła kuzynka - Colombinę, w kolorze głębokiego błękitu, pokrytego diamentowym pyłem i maleńkimi kamieniami szlachetnymi, które nadawały całości złotawego połysku. Spoglądając na siebie w lustrze, nie mogła oderwać wzroku od własnego odbicia. Czuła się nie tylko piękna, ale i elegancka, wytworna, pełna niewysłowionej godności.
Pod Hampton Court pojawiła się, co oczywiste, punktualnie o czasie, a nawet odrobinkę wcześniej. Nie miała powozu, którym mogłaby podjechać pod rezydencję, część drogi przeszła pieszo, ale gdy dotarła, przystanęła na moment pod główną bramą, podziwiając wszechobecne bogactwo oraz igrających z ogniem cyrkowców. Serce dudniło jej jak ptak w klatce, gdy delikatnie podciągała tren sukni, aby wejść po schodach. W środku również musiała przystanąć, rozejrzeć się, oddać służbie czarny płaszcz i poprawić miękki materiał na ramionach. Wyciągnęła szczupłą dłoń z paznokciami pomalowanymi na dopasowany do sukni kolor, jakby próbowała schwycić w palce opadające płatki śniegu. Wszystkie jednak znikały, zanim zdążyłyby zetknąć się ze skórą. Po przejściu do olbrzymiej, budzącej wrażenie sali balowej, wciąż trzymała się z boku, z dala od powszechnego zainteresowanie, prawie przy ścianie. Choć powierzchownie niczym nie odstawała od ludzi, których mijała, czuła się przytłoczona tym całym złotem, zapachami i freskami na ścianach. Nie dostrzegła jeszcze nikogo znajomego, nie dostrzegła jego, nie miała do kogo podejść, sięgnęła więc po jeden z alkoholi, gdy taca zawędrowała w jej stronę. Kieliszek ładnie dopasowywał się do jej dłoni, pasował do delikatnych palców, tym razem nie poznaczonych ani krwią ani prosektoryjnym brudem, czy wiórkami tytoniu. Problem tylko w tym, że nie wiedziała nawet jaki alkohol trzyma.
Wyglądało na to, że czeka ją wieczór pełen nowości.
Zużywam kadzidło "Krew wili" zwiększające kokieterię
Suknia mniej więcej taka, ale ze skromniejszym dekoltem i lekko ciemniejszą górą, gradientem kolorów do jasnego błękitu, a nie białego, poza tym ma skrócone rękawy, żeby nie ciągnęły się po ziemi no i są one zaczepione na nadgarstkach. Oczywiście nie mam korony, lecz maskę <3
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 13.08.21 16:32, w całości zmieniany 2 razy
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 8
'k20' : 8
Na sabat noworoczny przyjechaliśmy razem z Lady Carrow. Na całe szczęście miałem piękną siostrę i kiedy wysiedliśmy z powozów to na niej skupiły się wszystkie spojrzenia, a nie na mnie. Będąc w cieniu urody Calypso, mogłem cieszyć się podwójną już anonimowością i kiedy goście zachwycali się jej suknią, ja stałem z boku, za nią, a z czasem wyminąłem tłum i czekałem już przy drzwiach.
Pałac Hampton tego wieczora wyglądał wyjątkowo. Chyba po raz pierwszy od dawna sprawiło mi przyjemność oglądanie jego murów, chociaż to nie jest mój pierwszy Sabat. Skąpana w gwiezdnej aranżacji elewacja, podkreślona intenswnym światłem każda mała nawet część jej architektury, jak i mięsiste ornamenty dziś tak pięknie wyeksponowane, nadawały miejscu zupełnie nieznaną mi dotąd nutę elegancji - tym razem Lady Nott przewyższyła samą siebie, bo nawet ja, który widziałem pół świata byłem pod wrażeniem. Nie zobaczy jednak poziomu mojego zachwytu nikt, bowiem twarz mą skrywa maska. Nie jest to zwykła maska wenecka, ale spersonalizowana jej wersja. Kilka tygodni temu, kiedy Calypso szykowała swą suknię, pozwoliłem sobie odezwać się do tego samego krawca, aby i moim dodatkiem się zajął. Z oczywistych względów osoba, która kroiła mój strój, nie zajmowała się takimi wymyślnymi dodatkami jak maska - ale już krawiec sukien Lady, jak najbardziej.
Maska, za którą byłem schowany miała kolorystykę utrzymaną w barwach rodowych, ale z lekkim twistem. Formą przypominała typ Gnaga. Oprócz akcentów pomarańczu i czerni, występowały tu złote i białe elementy, a nawet kolor wydaje się z początku niepasujący - bo fioletowy. Dodatkiem, który pojawił się dość niedawno - bo dopiero przed dwoma dniami, była mała nierówna muszla, która wylądowała na samym środku czoła. Od niej symetrycznie rozlewały się potoki pereł, które od dawien dawna symbolizują utracone szczęście. I chociaż w tak makabryczny sposób mógłbym wyjść na niechętnego flirtom, akurat złote okucia jubilerskie, które zamykały oczodoły twierdzić miały inaczej. Oto bowiem w złocie okolone zostały moje oczy, a te jak wiadomo, nie kłamią, kiedy są zainteresowane tym kogo widzą. Po bokach maski, przy samych skroniach ułożone niczym skrzydła zostały pióra mieniące się wieloma odcieniami brązy od tych najbardziej nasyconych wpadających w pomarańcz, aż do tych wygaszonych i niemal w kolorach dopełniających: czyli fioletowych. Te skrzydła jak nic innego przypominały skrzydła aetonanów, było więc jasne, że maskę nosi nie kto inny jak Lord Carrow. A jednak anonimowość mogła zapewnić mi dodatkowo unosząca się przez cały czas lekko ponad maską złota poświata, którą emanował zamontowany tam magicznie wróżkowy pyłek. Chociaż maska była ekstrwagancka i tak niknąłem w towarzystwie drogiej Calypso. Musiał być to wynik dobrania do tego stroju czarnego prawie tak samo mocno i miękko, jak kurtyna którą dziś udekorowano cały Hampton Court. Może jak stanę tuż obok niej, to okaże się, że stopię się z nią w jedność?
W końcu Calypso do mnie dołączyła, jak i również pewnie kilkoro jej znajomych. Odniosłem takie wrażenie, bo faktycznie dość dużo osób jak na Sabat było teraz wokół nas. Ja dawno na Sabacie nie byłem, na pewno nie było mnie na ostatnich dwóch, bowiem wtedy mnie takie rzeczy wcale nie interesowały, albo byłem szczęśliwie w podróży. A jednak albo mi się wydawało, że ilość szlachty jest zatrważająco duża, albo plotki były prawdą i tym razem zaproszono kogoś spoza rodzin . Ja nie rozglądałem się póki co za znajomymi... sylwetkami. Ogrom przedsięwzięcia i różnorodność masek zupełnie zmąciła moje poczucie świadomości, nie wiedziałem do końca jak zdołam się odnaleźć w tym zamieszaniu. Traf na szczęście chciał, że kiedy już w wybraliśmy sobie miejsce z drogą siostrą, tuż obok nas stanęli jeszcze jedni dostojnicy. Zdawało mi się, że rozpoznaję w niej pannę Bulstrode , ale będę o tym przekonany dopiero jeżeli zamienimy kilka zdań, bo niestety chociaż głos jej rozpoznałbym odrazu, to przebranie niestety trochę burzy moją pewność.
Na wszelki wypadek wziąłem drinka z tacy, która pojawiła się nieopodal, jednego również podałem swojej siostrze, jak i stojącej nieopodal kandydatce na Lady Vivienne.
- Tym razem Lady Nott przebiła samą siebie. Zdaje się jednak, że robi się tutaj jakby tłoczno... - rzucam do stojącej obok Calypso i możliwej Vivienne, a chociaż stoję zwrócony do mej siostry, to zadając pytanie wydaję się jednak zerkać na lady Bulstrode. Czy to może być Vivienne? Oby była, bo jeżeli zacząłem właśnie niefrasobliwą rozmowę z jedną z nieszlachetnie urodzonych panien (albo, gorzej - mężatek) to już wiem, że Calypso gotowa jest mi nadepnąć na stopę.
rzucam na drineczka
Pałac Hampton tego wieczora wyglądał wyjątkowo. Chyba po raz pierwszy od dawna sprawiło mi przyjemność oglądanie jego murów, chociaż to nie jest mój pierwszy Sabat. Skąpana w gwiezdnej aranżacji elewacja, podkreślona intenswnym światłem każda mała nawet część jej architektury, jak i mięsiste ornamenty dziś tak pięknie wyeksponowane, nadawały miejscu zupełnie nieznaną mi dotąd nutę elegancji - tym razem Lady Nott przewyższyła samą siebie, bo nawet ja, który widziałem pół świata byłem pod wrażeniem. Nie zobaczy jednak poziomu mojego zachwytu nikt, bowiem twarz mą skrywa maska. Nie jest to zwykła maska wenecka, ale spersonalizowana jej wersja. Kilka tygodni temu, kiedy Calypso szykowała swą suknię, pozwoliłem sobie odezwać się do tego samego krawca, aby i moim dodatkiem się zajął. Z oczywistych względów osoba, która kroiła mój strój, nie zajmowała się takimi wymyślnymi dodatkami jak maska - ale już krawiec sukien Lady, jak najbardziej.
Maska, za którą byłem schowany miała kolorystykę utrzymaną w barwach rodowych, ale z lekkim twistem. Formą przypominała typ Gnaga. Oprócz akcentów pomarańczu i czerni, występowały tu złote i białe elementy, a nawet kolor wydaje się z początku niepasujący - bo fioletowy. Dodatkiem, który pojawił się dość niedawno - bo dopiero przed dwoma dniami, była mała nierówna muszla, która wylądowała na samym środku czoła. Od niej symetrycznie rozlewały się potoki pereł, które od dawien dawna symbolizują utracone szczęście. I chociaż w tak makabryczny sposób mógłbym wyjść na niechętnego flirtom, akurat złote okucia jubilerskie, które zamykały oczodoły twierdzić miały inaczej. Oto bowiem w złocie okolone zostały moje oczy, a te jak wiadomo, nie kłamią, kiedy są zainteresowane tym kogo widzą. Po bokach maski, przy samych skroniach ułożone niczym skrzydła zostały pióra mieniące się wieloma odcieniami brązy od tych najbardziej nasyconych wpadających w pomarańcz, aż do tych wygaszonych i niemal w kolorach dopełniających: czyli fioletowych. Te skrzydła jak nic innego przypominały skrzydła aetonanów, było więc jasne, że maskę nosi nie kto inny jak Lord Carrow. A jednak anonimowość mogła zapewnić mi dodatkowo unosząca się przez cały czas lekko ponad maską złota poświata, którą emanował zamontowany tam magicznie wróżkowy pyłek. Chociaż maska była ekstrwagancka i tak niknąłem w towarzystwie drogiej Calypso. Musiał być to wynik dobrania do tego stroju czarnego prawie tak samo mocno i miękko, jak kurtyna którą dziś udekorowano cały Hampton Court. Może jak stanę tuż obok niej, to okaże się, że stopię się z nią w jedność?
W końcu Calypso do mnie dołączyła, jak i również pewnie kilkoro jej znajomych. Odniosłem takie wrażenie, bo faktycznie dość dużo osób jak na Sabat było teraz wokół nas. Ja dawno na Sabacie nie byłem, na pewno nie było mnie na ostatnich dwóch, bowiem wtedy mnie takie rzeczy wcale nie interesowały, albo byłem szczęśliwie w podróży. A jednak albo mi się wydawało, że ilość szlachty jest zatrważająco duża, albo plotki były prawdą i tym razem zaproszono kogoś spoza rodzin . Ja nie rozglądałem się póki co za znajomymi... sylwetkami. Ogrom przedsięwzięcia i różnorodność masek zupełnie zmąciła moje poczucie świadomości, nie wiedziałem do końca jak zdołam się odnaleźć w tym zamieszaniu. Traf na szczęście chciał, że kiedy już w wybraliśmy sobie miejsce z drogą siostrą, tuż obok nas stanęli jeszcze jedni dostojnicy. Zdawało mi się, że rozpoznaję w niej pannę Bulstrode , ale będę o tym przekonany dopiero jeżeli zamienimy kilka zdań, bo niestety chociaż głos jej rozpoznałbym odrazu, to przebranie niestety trochę burzy moją pewność.
Na wszelki wypadek wziąłem drinka z tacy, która pojawiła się nieopodal, jednego również podałem swojej siostrze, jak i stojącej nieopodal kandydatce na Lady Vivienne.
- Tym razem Lady Nott przebiła samą siebie. Zdaje się jednak, że robi się tutaj jakby tłoczno... - rzucam do stojącej obok Calypso i możliwej Vivienne, a chociaż stoję zwrócony do mej siostry, to zadając pytanie wydaję się jednak zerkać na lady Bulstrode. Czy to może być Vivienne? Oby była, bo jeżeli zacząłem właśnie niefrasobliwą rozmowę z jedną z nieszlachetnie urodzonych panien (albo, gorzej - mężatek) to już wiem, że Calypso gotowa jest mi nadepnąć na stopę.
rzucam na drineczka
Ostatnio zmieniony przez Ares Carrow dnia 13.08.21 16:46, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Ares Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 18
'k20' : 18
Sala balowa
Szybka odpowiedź