Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer jeden
AutorWiadomość
Sala numer jeden [odnośnik]30.03.15 23:41
First topic message reminder :

Sala numer jeden

Wszyscy wiemy, jak ma się rzeczywistość w Mungu i że nie jest ona lepsza od tej poza jego murami. Niedawna wojna zrobiła swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu dosłownie na gwałt. Pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.12.18 19:11
Praca uzdrowiciela i wynikające z niej trudności nie wpłynęły w znaczący sposób na charakter Elviry, lecz mało było na świecie ludzi, którzy znaliby ją na tyle dobrze, by to wiedzieć. Tak, stała się silniejsza, pewniejsza, bardziej doświadczona; zobaczyła na własne oczy rzeczy, o których wcześniej mogła tylko marzyć i ludzkie ciało nie kryło przed nią żadnych tajemnic. Szpital wbrew pozorom działał na nią uspokajająco - uzupełniał, nasycał tę nieustępliwą, wewnętrzną potrzebę życia ekstremalnego, wiecznego zagrożenia. Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie w żadnej innej roli. Była zbyt wyjątkowa, by dusić się w przeciętnej pracy i monotonności dnia codziennego. Jeżeli nie uzdrowiciel, jeżeli anatomia i zaawansowana magia nie fascynowałaby ją w takim stopniu od najmłodszych lat... być może zostałaby aurorem. Lubiła tak przynajmniej myśleć, choć w rzeczywistości zapewne nie przyjęto by jej do tego biura. Pojedynkowała się słabo, kto wie, czy nawet nie słabiej niż leżący przed nią mężczyzna, poza tym zupełnie nie potrafiła podporządkowywać surowym regułom. Cudem było już to, że dotrwała do końca swojego uzdrowicielskiego stażu jako pomocnica każdego oddziału po kolei.
Ale to były dawne dzieje.
Florean natomiast z pewnością nie domyślał się tego, że Elvira Multon była oschła i złośliwa na długo przed rozpoczęciem pracy w szpitalu. Mimo identycznego wieku, nie mogli kojarzyć się ze szkoły; Ślizgoni z natury rzeczy unikali zadawania się z Puchonami.
Chociaż słoneczna uprzejmość pacjenta parzyła Elvirę w jej chłodne serce, zrezygnowała z naprawdę jadowitych i zupełnie niepotrzebnych komentarzy. Florean wzbudzał w niej więcej politowania niż złości, więc jedynym orężem, jakie wystawiła przeciw jego sympatyczności pozostawało neutralne, acz niezbyt przyjemne milczenie.
Nie zareagowała na drobne żarciki i nie skomentowała przeprosin po ataku kaszlu, jakkolwiek nielogiczne by one nie były. Przez dłuższą chwilę przyglądała mu się z obojętnością lodowej statuy, dokładnie wsłuchując w odpowiedzi i wyłapując to, co istotne, a resztę wyrzucając w eter
- Rozumiem - powiedziała w końcu, zagryzając lekko dolną wargę. Podejrzewane i już prawie potwierdzone wstrząśnienie mózgu; nic specjalnie wymagającego.
Następnie skrzyżowała ramiona z niezbyt przyjemnym uśmiechem; znała dobrze zasady obcowania z pacjentami i w ogóle się z nimi nie zgadzała, wciąż jednak była zmuszona się do nich stosować. Gdyby to zależało tylko od niej, nawet nie pytałaby mężczyzny o zgodę, tylko od razu zabrała do rzeczy. Wtedy obydwoje mogliby wyjść stąd szybciej, lecz niestety..
- Oczywiście. A więc proszę zdjąć koszulę - odparła chłodno. - Myślę, że będzie mógł pan opuścić szpital jeszcze dzisiaj, jeżeli przypadkiem nie przebije pan sobie płuca. Radzę też uważać na oparzenia.
Słusznie ostrzegła mężczyznę przed naciąganym udowadnianiem własnej sprawności przy rozbieraniu; czymś, z czym stykała się niezwykle często, ponieważ pacjentom spieszyło się do wyjścia z oddziału niezależnie od ich realnego stanu. Nie widziała też nic złego w użyciu dobitnych słów; lepiej zadziałają na wyobraźnię.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sala numer jeden [odnośnik]16.12.18 0:44
Ogromnie żałowałem, że nie trafił mi się bardziej rozmowny uzdrowiciel. Nie od dziś wiadomo, że lubię rozmawiać z ludźmi, nawet jeżeli mielibyśmy tylko wymieniać swoje spostrzeżenia na temat pogody. Uwielbiam słuchać opowieści innych osób i poznawać ich spojrzenie na świat - po prostu lubię ludzi, co teoretycznie nie powinno być niczym zadziwiającym, a jednak często wprawiało w osłupienie. Natomiast stojąca naprzeciw mnie kobieta zdawała się być zmęczona odpowiedziami na moje pytania, co niezwykle mnie zasmuciło, bo nikt się nie cieszy z bycia lekceważonym. Zacząłem się zastanawiać w jaki sposób choć trochę ją rozerwać skoro i tak byliśmy zmuszeni razem spędzić najbliższe minuty. To naprawdę nie było proste, wręcz przeciwnie, to było ogromne wyzwanie! - Jaki jest pani ulubiony smak lodów? - Postanowiłem ostatecznie zapytać, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym: zagadać ją, a jednocześnie się zainspirować, zebrać materiały do badań. Już parę dni temu wpadłem na pomysł przeprowadzenia badań statystycznych wśród mieszkańców ulicy Pokątnej, by w ten sposób sprawdzić jakie smaki królują w naszym mieście. Uzdrowicielka Multon będzie pierwszym ankietowanym. Oczekiwałem odpowiedzi w napięciu, podnosząc się nieco, żeby rozpiąć limonkową koszulę. Faktycznie było to dość bolesne, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać. Oparzenia naprawdę nieprzyjemnie szczypały, a ta wzmianka o płucach obudziła moją wyobraźnię. - W zasadzie co mi pani będzie jeszcze robić? - Zapytałem, odpinając ostatni guzik. - Chociaż powinienem zacząć od tego co mi było - Niestety nie jestem w stanie sobie przypomnieć dokładnego przebiegu pojedynku. Po pierwsze, za bardzo byłem skupiony na rzucaniu zaklęć w przeciwnika. Po drugie, cały ten wypad do szpitala jakoś pogorszył mi pamięć. Na pewno wielokrotnie upadłem na chłodną posadzkę i jeżeli dobrze pamiętam to przestałem na jakiś czas mówić. A może to było w zeszłym miesiącu? Ciężko stwierdzić po tylu pojedynkach.
- Zawsze chciała pani zostać uzdrowicielką? - Rzuciłem po chwili, po prostu nie mogąc się powstrzymać przed tym zadawaniem pytań.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 11 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Sala numer jeden [odnośnik]21.12.18 20:15
Z każdą kolejną minutą jej spojrzenie na Floreana stawało się coraz bardziej krytyczne; zmieniał on swoją pozycję nieznacznie drażniącego, acz niegroźnego utrapienia, zmierzając w kierunku gadatliwej udręki. W przeciwieństwie do mężczyzny, nie lubiła rozmawiać z ludźmi. Prawdopodobnie winę ponosiła tu jej własna arogancja, ale nie odnalazła jeszcze w swoim życiu nikogo, z kim naprawdę mogłaby rozprawiać godzinami i nie poczuć znużenia lub frustracji. Jak przystało na osobę aspołeczną, jedyne dłuższe dyskusje, w jakich okazjonalnie brała udział, to zupełnie bezosobowe analizy medyczno-naukowe w pokoju uzdrowicieli lub lepszych londyńskich lokalach. Drobne pogawędki w żadnym razie nie stanowiły obiektu zainteresowania Elviry; nikt, kogo znała, nie był w stanie znieść ciężaru jej osobowości, więc dlaczego miałaby się przed kimkolwiek otwierać? Tym bardziej, gdy w grę wchodził pacjent, którego powinna szybko wyleczyć i wypuścić na wolność. Jeżeli to zależałoby od niej, jeżeli nie byłaby zmuszona grać roli minimalnie przyzwoitej uzdrowicielki, nie dostrzegłaby we Floreanie nic poza poparzonymi i potrzaskanymi warstwami tkanek.
Przynajmniej nie był snobem - z tą nadmierną pogodą ducha mogła sobie jakoś poradzić, w innym wypadku pewnie już dawno powiedziałaby coś skandalicznego.
Westchnęła i odwróciła się na sekundę, pod pretekstem sięgnięcia po szklankę z metalowej tacki dając sobie moment na przewrócenie oczami. Błyskawicznym Aquamenti napełniła ją wodą, a potem odstawiła na szafkę obok, delikatnym ruchem przesuwając różdżką po żebrach mężczyzny. Szczęśliwie, nie były złamane; teraz mogła mu dać wody i liczyć na to, że się zamknie.
- Rany tłuczone, kilka złamań, zwichnięcia, bardzo nieznaczne obrażenia wewnętrzne. Odmrożenia i oparzenia na obu kończynach górnych i torsie - uniosła lekko jasną brew, uśmiechając półgębkiem; to naprawdę musiała być spektakularnie głupia porażka. - W większości wyleczone, aczkolwiek istnieje podejrzenie wstrząsu mózgu, czym zajmę się za chwilę. Dla bezpieczeństwa odczekałam przed kolejną dawką zaklęć o przeciwstawnym działaniu. - miała na myśli Cauma Sanavi i Figidu, oczywiście. - Zarówno oparzenia jak i odmrożenia przez swoją specyfikę zostawią niewielkie, jasne blizny. Znikną one z czasem, przy stosowaniu zapisanych w wypisie maści. Proszę pić wolno i małymi łykami, a potem się położyć. Zaklęcia mogą piec i powodować chwilowe poczucie osłabienia.
Po zakończeniu tej wyczerpująco dokładnej odpowiedzi z jej twarzy zniknęło łagodne rozbawienie, które przez kilka chwil mogło dawać Floreanowi złudne poczucie, że zdołał przebić się przez lodową obojętność kobiety. Elvira Multon była cholernie dobrym uzdrowicielem, ale także niebywale złośliwą czarownicą.
- Nie lubię słodyczy - powiedziała nie do końca zgodnie z prawdą, tylko dlatego, by uniknąć rozwijania tematu. - I nie rozmawiam z pacjentami o życiu osobistym.
Beznamiętnie patrzyła jak pije, przesuwając między palcami swoją gładką, szarobiałą różdżkę i licząc na to, że wystarczająco dobitnie pokazała, co myśli o pogaduchach przy pracy.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sala numer jeden [odnośnik]02.01.19 2:30
Moje oczy robią się coraz większe, kiedy uzdrowicielka zaczyna wymieniać obrażenia. Aż tyle? Aż tak źle mi poszło? Tyle stłuczeń, złamań, zwichnięć. Od tego wszystkiego zaczęło mi się kręcić w głowie, a każdy mięsień przypomniał sobie o swoim istnieniu. Położyłem rękę na czole, biorąc głęboki wdech. Oparzenia i odmrożenia jednocześnie? Jednak kiedy wypowiedziała słowa wstrząs mózgu to naprawdę miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Wziąłem jeszcze jeden głęboki wdech - niepotrzebnie zadawałem jej to pytanie, czasem lepiej żyć w niewiedzy. - Nie spodziewałem się - wydukałem jedynie, odbierając od niej szklankę z wodą. Wziąłem niewielki łyk, dokładnie tak jak kazała, a po nim kolejny i jeszcze jeden. Sączyłem powoli wodę aż nie opróżniłem całej szklanki, po czym zgodnie z zaleceniem wróciłem do pozycji leżącej, czując jak ta duża ilość cieczy pływa w moim żołądku. Byle bym tylko nie musiał zaraz iść do toalety.
Za to jej kolejne słowa sprawiły, że całkiem zapomniałem o swoich dolegliwościach, za to podniosłem się na łokciach i spojrzałem na nią z takim zdziwieniem jakie dawno nie było wymalowane na mojej twarzy. - Nie lubi pani słodyczy? - Powtórzyłem, nie panując nad głosem, który z tego zdziwienia niemalże podniósł się do falsetu. - Naprawdę? Ale... - przecież jestem cukiernikiem, znam się na kubkach smakowych, na pewno nie istnieje żaden człowiek, który nie lubi słodyczy. Tak jak nie istnieje żaden człowiek, który nigdy nie choruje. Niektórzy tak utrzymują, ale to przecież niemożliwe, żeby nigdy przez kilkadziesiąt lat życia nie złapał ich chociażby katar. - W takim razie co pani lubi najbardziej? Jakieś konkretne warzywo? Mięso? - Zaczynam wymieniać, bo nie mogę tego tematu tak zostawić w połowie. Miałem w swoim asortymencie parę lodów o smaku warzyw, może one by jej zasmakowały? Przecież nie można nie lubić lodów, a jeżeli naprawdę tak jest, to chyba stracę do niej zaufanie. Nie miałem zamiaru kontynuować tematu jej ścieżki kariery, informacja o lodach za bardzo mnie zaszokowała.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 11 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Sala numer jeden [odnośnik]06.01.19 16:48
Nie zareagowała na niepokój Floreana, najwyraźniej nieprzygotowanego na to, by usłyszeć o wszystkich ranach, jakie zdołał nabyć podczas pojedynku. Co oczywiste - nie zamierzała mu także współczuć. Naprawdę, wszystkie te rzeczy, które wprawiły go w osłupienie były w szpitalu na porządku dziennym; znacznie większe wyzwanie dla uzdrowicieli stanowili pacjenci dotknięci przewlekłymi chorobami, klątwami czarnomagicznymi lub anomaliami. Ludzie nie doceniali tego jak zdrowi i silni są, dopóki nie zaczynali słabnąć ani nie wyobrażali sobie ogromu skomplikowanych procedur medycznych, zanim nie stanęli w ich smutnym centrum. Przez sekundę miała nawet ochotę otworzyć cienkie usta i poinformować Fortescue, by przestał się nad sobą użalać, kiedy za kilka godzin już go tutaj nie będzie, nikt nie będzie o nim nawet pamiętał, lecz ostatecznie się powstrzymała. Ordynator po dziś dzień grzmiał im nad uchem o zrozumieniu, a chociaż dla Elviry uprzejmość wobec niektórych pacjentów była jak uklepywanie ich w niedojrzałości, nie nadszedł jeszcze czas na stawianie warunków. Zresztą, gdyby nie takie patałachy jak on, nie miałaby pracy.
- Opuści pan szpital jeszcze dzisiaj - przypomniała w swojej własnej wersji pocieszenia, które dalece rozmijało się ze standardowymi "Już jest dobrze" lub "Wszystkim się zajęłam".
Sięgała właśnie po różdżkę, by dopełnić dzieła i pozbyć się ostatnich obrażeń, ale najwyraźniej nawet bezpośrednie wyrażenie niechęci do rozmów nie zdołało spacyfikować gadatliwości tego czarodzieja. Co za uparty facet! Jak ważna mogła być dla niego informacja o jej preferencjach żywieniowych? Co próbował osiągnąć? Spiorunowała go spojrzeniem błękitnych oczu, nie próbując już dłużej ukrywać antypatii. Nachyliła się do niego bardziej, tak, że luźne kosmyki jasnych, delikatnych włosów musnęły go w odkryte ramiona.
- Najbardziej lubię ciepłą krew - na przykład twoją i zadaj mi jeszcze jedno pytanie, a naprawdę cię ugryzę - Do tego surowe ludzkie mięso i żywe króliki. Czy ta odpowiedź pana zadowala? - to było pytanie retoryczne; nie dała mu szansy na odpowiedź, od razu zabierając do pracy - Może piec - przypomniała, zagryzając wargę z cieniem rozbawienia. - Cauma Sanavi Horribilis. Episkey Maxima - inkantowała sprawnie, zajmując się zarówno oparzeniami na klatce piersiowej i rękach, jak i wciąż nieco poobijaną głową.
Gdy po ranach zostały tylko białawe blizny, schowała różdżkę do kieszeni uzdrowicielskiego kitlu, niezgrabnym ruchem zrywając się ze stołka przy łóżku Floreana. Och, jak bardzo chciała już stąd uciec. Skrzyżowała ramiona, na nowo przyjmując postawę niedostępnej uzdrowicielki.
- Może pan ubrać już koszulę. Konieczna będzie godzinna obserwacja, potem może pan opuścić oddział. Na izbie będzie na pana czekał wypis z listą koniecznych maści oraz ich dawkowaniem, zalecam także jednodniową kurację eliksirem wzmacniającym. Wkrótce powinna skontrolować pana pielęgniarka - wyłożyła mechanicznie, wycofując się pomału w stronę drzwi.
Wbrew pozorom, salę opuściła z niewielkim uśmiechem na ustach. Pacjent był natrętny, ale w ostateczności warto było rzucić ten jeden jedyny komentarz, by ujrzeć jego reakcję.
Och, lubiła lody owocowe, zbierała karty z czekoladowych żab i nie była wampirem. Ale tego mężczyzna nie potrzebował wiedzieć.

/zt

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sala numer jeden [odnośnik]08.01.19 21:11
Informacja o szybkim wyjściu ze szpitala przyniosła mi tak wyczekiwaną ulgę. Najchętniej w ogóle bym tutaj nie przychodził, ale skoro straciłem przytomność, to nie było ze mną najlepiej. Te wszystkie obrażenia o których opowiadała uzdrowicielka Multon trochę mnie przeraziły, ale skoro mogę dzisiaj opuścić próg tego budynku, nie mogły być to szczególnie skomplikowane rzeczy. Nie to co Florence, która musiała niedawno spędzić w szpitalu niemalże miesiąc. Och, jakże ja jej współczułem! Widziałem to znudzenie na jej twarzy, tę desperację, żeby już się stąd wydostać. Naprawdę robiłem co mogłem, żeby choćby w najmniejszym stopniu umilić jej czas, ale to wbrew pozorom nie należało do rzeczy prostych. Już pominę fakt, że ja przez część jej nieobecności walczyłem o lepszy świat, narażając się na naprawdę śmiertelne niebezpieczeństwo - o tym nie musi wiedzieć. - Cudownie - kwituję, uśmiechając się pod nosem. Lepsze słowa nie mogły opuścić jej ust.
Zrozumiałem drugi sens jej opryskliwej odpowiedzi. Zrobiło mi się przykro, bo starałem się być miły, a kobieta zdawała się reagować na tę przyjazność w sposób odwrotnie proporcjonalny. Im bardziej się starałem, tym bardziej niesympatyczna była. Skrzywiłem się nieco, nigdy nie potrafiąc do końca zapanować nad mimiką twarzy, chociaż te wszystkie sekrety, które przez ostatni czas w sobie chowałem, pomagały mi się tego nauczyć. - Szczerze mówiąc, nie do końca - odparłem, ale nie kontynuowałem tematu - proszę bardzo, uzdrowicielko Multon, osiągnęłaś swój cel.
Faktycznie piekło. Zacisnąłem zęby, nie chcąc okazywać swojej słabości (wszak to nie były poważne procedury!). Nie odzywałem się, nie chciałem się narzucać i dalej uprzykrzać blondynce dzień. A może po prostu wstała dzisiaj lewą nogą? Nie mnie oceniać; mogła mieć powody do takiego opryskliwego nastroju. W końcu każdy z nas jest tylko człowiekiem, prawda? Ja też miewam złe dni. Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale naprawdę mi się zdarza. - Dobrze, dziękuję - ograniczyłem się do krótkiej odpowiedzi i uśmiechnąłem się lekko, jak to miałem w zwyczaju. Szybko ubrałem koszulę i zniecierpliwiony oczekiwałem na zakończenie tego godzinnego dyżuru, który dłużył się okropnie. Na szczęście w końcu doczekałem się tego upragnionego wyjścia ze szpitala, więc niemalże z niego wybiegłem, podśpiewując pod nosem jedną z ulubionych piosenek.

zt


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 11 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Sala numer jeden [odnośnik]14.01.19 19:45
24 września

Anomalie to przedziwne zjawisko. Przedziwne i strasznie upierdliwe. Słuchanie o nich kończyło się u Morie typowym przewracaniem oczami. Była czarownicą od kiedy tylko pamiętała, nie potrafiła pogodzić się z tym, że strach może niektórych paraliżować na tyle, żeby przestali jej używać. Co więcej - najbardziej zagorzali przeciwnicy mugoli. Owszem, chodziło o spotkaną niedawno arystokratkę, która bała się machać różdżką, żeby przypadkiem nie zniszczyć sobie lakierków. Odczuła delikatne uczulenie na tego typu osoby. Powinna się zdecydować... Chce tej magii bronić czy powoli się wyzbywać.
Morrigan nie mogła pozwolić sobie na drogiego skrzata domowego, więc wszystkie czynności wykonywała samodzielnie - sprzątała, mieszkanie, gotowała jakieś podstawowe potrawy, wszystko z pomocą swojej różdżki. I wydawało się, że zjawisko anomalii kompletnie ją omijało. No, zdarzyło się może że ogień buchnął jej z różdżki zdecydowanie mocniej niż miał lub talerze nagle ożyły i próbowały pozbawić ją życia poprzez rozbicie się na jej głowie, ale były to raczej małe problemy w porównaniu z niektórymi doniesieniami przez które huczała redakcja, do której przychodziła codziennie. Sądziła, że po prostu pewne rzeczy mają prawdopodobieństwo na tyle małe, że jej nie dotkną. Trochę naiwnie, ale jakoś musiała przejść do porządku dziennego z codziennymi katastrofami. I wydawało się, że wszystko było po jej myśli aż do tego feralnego wypadku.
Dzieci powinny być w jakimś sensie symbolem niewinności, prawda? To tym razem to się kompletnie nie sprawdziło. Przeuroczy, blondwłosy chłopiec okazał się siejącym spustoszenie siedliskiem anomalii. Chciała pomóc... Ale wyszło jak zwykle i zdecydowanie zbytnio zbliżyła się do chłopca. Skończyła z dosyć mocnym porażeniem prądem, dosyć mocno bolącą prawą ręką i okropnie zesztywniałymi mięśniami. Gdy podniosła się tego ranka z łóżka, ledwo była w stanie przejść z pokoju do toalety, każdy ruch był nieprzyjemny, zupełnie jak po bardzo długim i wyczerpującym wysiłku fizycznym. Do tego okropny ból głowy... Najwyraźniej przedobrzyła dosyć mocno jeśli chodzi o kontakt z pełnymi magii pięciolatkami i chociaż nie planowała, uznała, że lepiej będzie wybrać się do medyka.
Naprawdę nie za bardzo lubiła przebywać w Mungu. Warunki jakie tu panowały nie były ostatnio najlepszymi na świecie i wszyscy o tym wiedzieli, a mimo to... Trudno było cokolwiek z tym zrobić. Sale były właściwie ciągle pełne, wszystko przez anomalie, co tylko młodą Morrigan powoli zaczynało utwierdzać, że prawdopodobieństwo napotkania zagrożenia nie było aż tak małe jak o tym myślała. Kazano jej poczekać, więc czekała, obserwując białą ścianę, na której było widać zacieki od wody, a łóżko na którym usiadła, nieco się chybotało. Może by jej to nie przeszkadzało, gdyby jeszcze tak okropnie nie bolała jej głowa.



    In all the good times
    I find myself longing for change
    and in the bad times
    I fear myself
Morie Cunningham
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6713-morrigan-cunningham#175005 https://www.morsmordre.net/t6726-listy-do-m#175277 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6725-morrigan-cunningham#175275
Re: Sala numer jeden [odnośnik]27.01.19 15:12
[24/09]

Anomalie, anomalie i jeszcze raz anomalie. To one były źródłem większości urazów pozakleciowych, z jakimi ostatnio spotkał się zapalony, młody magomedyk, który przybył na wyspy z drugiej strony kanału La Manche. Nie narzekał, praca pozwalała mu na oderwanie się od problemów z życia prywatnego, a tych niespodziewanie się namnożyło wraz z przybyciem do Londynu. Niemniej jednak dzielnie zbierał doświadczenie pod czujnym okiem starszych kolegów po fachu. Chociaż na początku nie mógł przywyknąć do dystansu z jakim w większości, Brytyjczycy podchodzi do człowieka, to ostatecznie wspólne dyżury sprawiły iż ta przepaść powoli zmniejszała się. Zasypywały ją kolejne słowa, wymiany poglądów i doświadczeń.
Co zaś tyczy się anomalii to Bastien nie raz padł ich ofiarą w swoim mieszkaniu, nie mogąc powstrzymać odruchów, jakich nabył podczas swojego dwudziestopięcioletniego życia. Magia była obecna od kiedy pamiętał i nie miał zamiaru pozbawiać się tego przywileju rzucania zaklęć. A mimo to starał się ograniczać jej używanie poza murami Munga. Szpital wolny był od niepożądanych efektów najprostszych zaklęć, ale będąc uzdrowicielem na jednym z najbardziej obleganych oddziałów, zdawał sobie sprawę z tego na jaką skalę było to zjawisko. A przypadki były najróżniejsze. Czasem kończyło się na nieszkodliwym, a można nawet powiedzieć komicznym zjawisku, które za pomocą jednego, góra dwóch zaklęć można było się pozbyć, a pacjent wychodził do domu jeszcze tego samego dnia, mądrzejszy o jakieś tam doświadczenie. Niestety zdarzały się też poważniejsze przypadki, które czasem spędzały sen z powiek uzdrowicieli, którzy nie mając dotąd do czynienia z podobnymi przypadkami, musieli szukać niekonwencjonalnych rozwiązań.
Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym od pozostałych. Od kilku już godzin był na nogach, lawirując pomiędzy łóżkami pacjentów, a kiedy w prezencie dostał chwilę wytchnienia, na korytarzu zmaterializowała się pielęgniarka, która przekazała, że w sali numer jeden czeka pacjentka. Zatem nie pozostało mu nic innego, jak ponowne zakasanie białych rękawów szpitalnego kiltu i zmierzyć się z kolejnym przypadkiem. Bastien każdego ze swoich pacjentów traktował w sposób indywidualny, starając się zapewnić badanemu komfort psychiczny. Umówmy się, większość ludzi nie lubiła odwiedzać takich miejsc jak Mung. - Dzień dobry, nazywam się Bastien Perrot. Z czym pani do nas przychodzi? - zagadnął, gdy stanął przed panna Cunningham. Obdarzył ją delikatnym, uprzejmym spojrzeniem, a wzrok próbował ocenić jej stan, zanim wymieni objawy i dolegliwości.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala numer jeden [odnośnik]11.02.19 12:17
Cunningham, mimo dosyć nieprzyjemnego poparzenia, chciała sobie wmawiać, że wcale nic wielkiego jej nie jest. Naprawdę przychodziła do Munga, kiedy już naprawdę nie było innego wyjścia, kiedy już nawet do pracy nie mogła pójść. Nie lubiła atmosfery szpitali, nie przepadała również za oglądaniem zmarnowanych, chorych ludzi. Sama również nie była zadowolona, gdy już była biedna i zmarnowana, wolała radzić sobie sama. I jasne, uzdrowiciele byli po to, aby im pomagać, ale zawsze wychodziła z założenia, że są cięższe przypadki. Nieważne co by jej dolegało. Nawet jak złapała trzy palce to poszła do szpitala już z naprawdę wielką niechęcią, mówiąc tylko, że przecież mogło być gorzej. Zawsze mogło!
Uzdrowicielami byli różni ludzie. Czasami były to starsze panie, które swoim ciepłem i troską budziły  zaufanie, czasami były to młode dziewczyny, z którymi nawet dało się poplotkować, czasami również panowie w różnym wieku, z różną aparycją, budzący różne emocje. Czasami zaufanie, czasami nawet bardziej strach. Gdy zaś uzdrowiciel do niej podszedł, od razu zakwalifikowała go do kategorii przystojniaków. Aż miło zawiesić oko! Gdy zaś się odezwał, wyczuła od razu francuski akcent, ale nie usłyszała żadnego błędnego słowa po angielsku w jego wykonaniu, choć może to była akurat sprawka wyuczonej formułki. Nazwisko też typowo francuskie. Uniosła brwi przez chwilę, choć zaraz znów przybrała zupełnie neutralny wyraz twarzy.
- Morrigan Cunningham. - Podała pełne imię tylko dlatego, że pewnie tak widniała w dokumentacji. Zapytana o dolegliwości, westchnęła ciężko. Włożyła dzisiaj specjalnie bardzo szeroki, oliwkowy sweter, w którym prawie tonęła. Złapała za rękaw i podwinęła go aż za łokieć, żeby pokazać zaczerwienienia po poparzeniu - najmocniejsze były na dłoni, ale ciągnęły się, słabnąc nieco do połowy przedramienia. - Pięciolatek... poraził mnie prądem. - mruknęła pod nosem niezbyt zadowolona, że musi mówić o tym jak głupia anomalia spowodowana kontaktem z dzieckiem sprawiła, że musiała teraz przychodzić tutaj i być chora, co za bezsens. - Mam to poparzenie, zesztywniałe mięśnie jakbym miała zakwasy i migrenę.



    In all the good times
    I find myself longing for change
    and in the bad times
    I fear myself
Morie Cunningham
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6713-morrigan-cunningham#175005 https://www.morsmordre.net/t6726-listy-do-m#175277 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6725-morrigan-cunningham#175275
Re: Sala numer jeden [odnośnik]16.03.19 2:02
25 września

Jasne światło przedzierało się prze palisadę powiek, agresywnie, niczym lamino, którym potraktował mnie Mulciber podczas pojedynku. Nadal nie potrafiłem pogodzić się z tą porażką - otulony senną mgiełką pozostawałem jeszcze nieświadmy tego, że porażek w swoim bagażu doświadczeń zgromadziłem znacznie więcej. Pod opuszkam palców wyczułem szorski materiał, a do nozdrzy dostał się zapach krochmalu, przemieszany z wonią ziołowych eliksirów i typowego, szpitalnego smrodu.
Leniwie otworzyłem oczy, szybko rozpoznając znajome ściany szpitala świętego Munga. Powolnymi ruchami źrenic badałem pomieszczenie; nieodłączna różdżka na podniszczonej szafce, okno przesłonięte lnianą zasłoną, puste fiolki po eliksirach, sąsiednie łóżko przesłonięte białym parawanem. Nie spieszyłem się z odzyskiwaniem świadomości, próbując koncentrować ją na zewnątrz - jakby w obawie przed tym, że uważność skierowana do siebie, mogła przynieść wyłącznie ból. Najgorsze było jednak niepokojąc uczucie pustki i nieświadomości. Nie wiedziałem, dlaczego się tutaj znalazłem. Błądziłem po odmętach pamięci, grzęznąc w ciemnościach; ostatnim, co pamiętałem, był mój patrol w okolicach Londynu.
Właściwy trop?
Podniosłem się do pozycji półleżącej; moje ciało wydawało się być w jednym kawałku, czułem jednak zmęczenie i ostry ból, który chciał rozerwać moją klatkę piersiową od środka. Powoli zsunąłem bose stopy na posadzkę. Była zimna, a wspomnienia nie chciały wrócić.
- Proszę nie wstawać, proszę pana, eliksiry potrzebują jeszcze kilka godzin, zanim przywrócą organizm do pełnej sprawności - zza moich pleców dobiegł wartki, kobiecy głos.
Oczywiście zignorowałem ostrzeżene, już po chwili słaniając się na własnych nogach. Sylwetka uzdrowicielki zmaterializowała się nade mną z twarzą wykrzywioną w grymasie. - Normalnie wsadziłabym pana do łóżka przy pomocy różdżki, ale z uwagi na anomalie, mamy nowe rozporządzenia w szpitalu i musimy ograniczyć używanie magii do minimum. - Była ode mnie mniejsza co najmniej o głowę, drobnej postury - a pomimo tego złapała mnie pewnym i mocnym ramieniem, z zaskakującą łatwością pomagając usiąść na łóżku.
- Przepraszam, ale... jestem zupełnie zdezorientowany. Nie wiem w jakich okolicznościach tutaj trafiłem. - Cóż, z jednej strony nie było się czym chwalić, ale z drugiej... mogło zwiastować grubą inbę.
Uzdrowicielka skinęła głową, po czym opuściła salę, by po chwili w drzwiach zmaterializowała się znajoma sylwetka Eugene'a ze złotą odznaką aurora na piersi.
- Fox. Dobrze, że się ocknąłeś. Jeszcze nie wiemy, co się stało. Nikt niczego nie pamięta. Bones posłała już po najlepszych legilimentów, żeby sprawdzić, co w zasadzie zaszło w ruinach kościoła. Spróbują z was to wydobyć.
To nie mogło zwiastować niczego dobrego. Moje obawy się potwierdziły. Wzmianka o legilimencji nie wywołała u mnie oburzenia; od pewnego czasu próbowałem na własną rękę uczyć się zamykania umysłu, z drugiej strony nigdy wcześniej nie dopuściłem do własnej głowy całkowicie obcej osoby.
- Byłem na patrolu. Z Jones i Woodem. - Kierunek - przedmieścia Londynu - był ostatnią rzeczą, jaką odgrzebałem z pamięci. - Co z nimi?
- Są już przytomni. Tyle na razie musi ci wystarczyć. - Oszczędność w słowach nie zwiastowała niczego dobrego, podobnie jak fakt, że trójka doświadczonych aurorów pozwoliła sobie na wyczyszczenie pamięci.
Ktokolwie to zrobił, szkoda, że przy okazji nie wyrwał mi z głowy cząstki, w której przechowywałem cały ten syf pod nazwiskiem Lovegood.
Otępnienie towarzyszące eliksirom krążącym w moich żyłach miało niepodważalną zaletę - zaburzało poczucie czasu, nie wiedziałem więc, czy do momentu przybycia legilimenty upłynęło go dużo, czy być może wcale. Był to mężczyzna w podeszłym wieku, z burzą rzadkich, szpakowatych włosów i posępnym wyrazie twarzy pokrytej licznymi bliznami. Za złamanego knuta nie wzbudzał we mnie zaufania. Przypominał raczej łachudrę z Nokturnu niż wykwalifikowanego pracownika Ministerstwa, ale może nie było ładnie myśleć o kimś w ten sposób.
Zwłaszcza, że posiadał pełne prawo do tego, by się do moich myśli włamać i wszystkiego wywiedzieć. Gratulacje, Lisie. Właśnie straciłeś swoją miesięczną premię. A miałeś zbierać na instrument dla Oscara.  
Zganiłem samego siebie za to szufladkowanie - zwłaszcza, że gdy jegomość już rozgościł się na drewnianym stołku tuż przy moim łóżku (pod jego potężnym cielskiem wydawawał się jeszcze mniejszy), przemówił do mnie przyjemnie łagodnym głosem, który nijak miał się do Nokturnowych glizd.  
- Theodore Waddock. Jak zapewne pan wie, spróbuję przywrócić pańskie wspomnienia. Proszę usiąść wygodnie, odprężyć się i dać znak, gdy będzie pan gotowy do sesji. Wiąże mnie etyka zawodowa oraz klauzula poufności, zatem pańskie prywatne wspomnienia będą absolutnie bezpieczne. - Nie, nie były wcale bezpieczne, ale nie miałem wyjścia, jeśli to Bones go do mnie przysłała. Z resztą, najwyraźniej była to jedyna droga, a i mnie zżerała ciekawość; spojrzałem na Eugene'a, który stał w przejściu, oparty ramieniem o framugę drzwi. Skinął głową, a ja powtórzyłem gest w kierunku Waddocka.  
Moje źrenice śledziły ruch końca jego różdżki, by w chwili, gdy dotknął mojej skroni, przenieść się na usta mężczyzny, które niemal bezgłośnie wypowiedziały zaklęcie.
Legilimens.
Ból w klatce piersiowej wrócił ze zdwojoną siłą. Czułem, jak pod ubraniem sploty skórne zrywają się, otwierając drogę do moich wnętrzności. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Byłem także pewien, że z całych sił zebranych w płucach krzyczałem i wyłem - a jednak wokół mnie nie rozchodził się żaden dźwięk. Wokół mnie nie było w zasadzie niczego. Tylko gęsta, nieprzenikniona ciemność, z której po chwili zaczęły wyłaniać się kolorowe plamy światła, w pulsacyjnym i regularnym rytmie krążąc wokół mnie. Przyglądałem się im, a za każdym razem, gdy wyciągałem do nich dłoń, okazywało się, że są znacznie dalej, niż oceniło to moje oko. Potrzebowałem chwili, by uzmysłowić sobie, że kolorowe plamy, utkane z jaśniejszych i ciemniejszych punktów, tak naprawdę były twarzami. Okrągłymi, pulchnymi, z wyłupiastymi, niewinnymi oczami wzniesionymi ku niebiosom i burzą kędzierzawych włosów. Otaczały mnie zastępy dziecięcych, wręcz niemowlęcych buziek, niepokojąco pustych i niepokojąco do siebie podobnych. Ich pochód otoczył mnie zastępem, coraz ciaśniejszym, coraz bardziej agresywnym, aż w końcu ciszę zastąpił szelest skrzydeł, jaby całe stado ptaków niespodziewanie zerwało się do lotu. Jednak zamiast innych, ptasich odgłosów, towarzyszyły im dźwięki, ktore identyfikowałem raczej z pękaniem lub bulgotaniem.
- To najbardziej chora anomalia z jaką się spotkałam. - Usłyszałem głos Jones, choć nie potrafiłem zlokalizować, skąd pochodził. Wszechobecna czerń, gęsta niczym smoła, otulała wszystko wokół. Nie była jednak wypełniającą przestrzeń, nieprzeniknioną pustką. Ona żyła. Transformowała się, oddychała, bulotała, pluła i bryzgała. I dopiero z tej mazi wydobył się zarys kościoła - a w zasadzie jego ruin, z zarysem dawnych sklepień i ścianami porośniętymi przez pnącza pozbawione liści. Obraz nabierał coraz więcej szczegółów, tworząc coraz bardziej przejrzystą układankę; Zniszczone ściany. Czarna, bryzgająca mazią dziura w miejscu dawnego transeptu. Armia rzeźbionych cherubinów powołana do życia przez czarną magię. I czerpiący ze studni moc mężczyzna, zdający się mieć całkowitą kontrolę nad panującym chaosem.
W jednej chwili byłem w środku walki - a w drugiej spacerowałem już obok, niczym niezależny obserwator, który opuścił własne ciało. Widziałem rzeźby ciągnące nas w kierunku czarnej, smolistej wyrwy; miażdżąca przewaga liczebna nie pozostawiała nam najmniejszych szans. Widziałem substancję, która splunęła w stronę Wooda, miejscowo wypalając jego skórę do czerwoności. Wiedzieliśmy, co nas czeka. Wiedzieliśmy, że należało podejmować ryzykowne kroki. Błysk bombardy rzuconej przez Jones rozietlił całą budowlę, rozsadzając część cherubinów i pozbawiając Wooda lewej nogi. Kończyna upadła bezwładnie, a Wood, choć wydarł się tak, iż byłem pewien, że jego krzyk skruszy to, co pozostało z zaleciałych murów, zachował przytomność i uniósł różdżkę. Kolejna bombarda - tym razem posłana przez niego - dała nam chwilę przewagi. Czarna studnia pod przewodnictwem mężczyzny nieustannie płodziła kolejne cherubiny, a ja już wiedziałem, co należało zrobić. Uniosłem różdżkę - ja, stojący z boku - a ja na polu walki poszedł w moje ślady, zakłócając działanie anomalii. Spojrzałem czarnoksiężnikowi w oczy; czułem jego gniew, jego szał, jego porażkę, jego strach, nienawiść i siłę. Był gotów mnie zniszczyć - a ja uparcie zapamiętywałem każdy jego siwy włos, każdą bliznę, każdy detal jego twrazy...
Ponownie odzyskałem przytomność w szpitalu - różdżka spoczywała tam, gdzie wcześniej, ale Waddocka już nie było.
I kiedy tylko połączyłem kropki, wyskoczyłem z łóżka jak oparzony; to był falstart. Zaledwie po kilku krokach zakręciło mi się w głowie, błędnik oszalał, a brak równowagi sprowadził mnie do poziomu podłogi, wywołując przy tym niemały harmider, który ściągnął na mnie gniew uzdrowicielki.
- Prosiłam, aby nie wstawał pan z łóżka. Zużyłam końską dawkę eliksirów, by postawić pana na nogi. A to oznacza, że jeszcze przez jakiś czas nie będzie można z nich korzystać.  
- Waddock. Mężczyzna, który kontrolował anomalię wyglądał jak Waddock. - Wydusiłem z siebie w pośpiechu, gotów do natychmiastowego działania. - Gdzie Eugene?
Kobieta wygięła usta w grymasie, ponownie pomagając wrócić mi do łóżka, po czym wyszła z pokoju, a ja byłem pewien, że pod nosem mamrotała coś o aurorach z którymi było gorzej niż z dziećmi. Nie mogłem jednak niczego jej zarzucić, bo Eugene zmaterializował się w sali już po chwili.
- Być może nie potrafił wydobyć tej informacji z twojej głowy, więc zastąpiła ją obrazem kogoś, kto odzyskiwał twoje wspomnienie. - Wysnuł całkiem prawdopodobną teorię, choć w jego spojrzeniu i głosie wyczułem nutę zawahania.
- Może. - Chciałem wierzyć, że słowa Eugene'a niosły ze sobą prawdę, ale obaj wiedzieliśmy, że przyszło nam żyć w czasach, kiedy nikomu nie można było już ufać. - Mimo wszystko... to dziwne uczucie. Teraz nawet nie wiem, czy to wspomnienie w ogóle jest prawdziwe. - Utkał je na swoją miarę, tuszując istotne fakty? Dlaczego mimowolnie snułem równorzędnie kilka teorii spiskowych? Czy dopadła mnie już choroba aurora, gdzie już na zawsze miałem dostrzegać śmiertelne niebiezpieczeństwo w każdym detalu?
- Zobaczymy jak poszło pozostałym. Zweryfikujemy te informacje. - Rzucił sucho, nie zdradzając mi niczego więcej. Musiał przecież mieć już zeznania od Jones i Wooda. Nie podobało mi się to wszystko. A najbardziej fakt, że jeszcze przez kilkanaście godzin miałem być przykłuty do łóżka. Przypadek? - Ale nie dzisiaj. Dzisiaj masz wypocząć, bo od jutra wracasz do służby. To jest rozkaz. - Posłał mi blady uśmiech, po czym zniknął w korytarzu, pozostawiając mnie z mętlikiem w głowie.

zt


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 11 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sala numer jeden [odnośnik]22.04.19 15:11
| 15 listopada

Nie sądziła, że trafi do Munga tak szybko po swojej wcześniejszej wizycie. Gdy Elyon opuściła jej mieszkanie, ból głowy Gwen nie ustawał, a że przyczyna migreny była co najmniej magiczna bez wahania wybrała magiczny, nie mugolski szpital. Ubrana była w prostą sukienkę: nie zmieniała stroju przed wyjściem. Głowa bolała ją zbyt mocno, by była w stanie w ogóle o tym pomyśleć.
Została skierowana do jednego z pomieszczeń. Mung jak zwykle nie prezentował się najlepiej. Gwen liczyła jednak, że nie zabawi w nim zbyt długo. W końcu to tylko migrena… Czarodzieje na pewno mają na nią jakiś prosty sposób.
Usiadła więc na jednym z łóżek, czekając na jakiegoś uzdrowiciela w (naprawdę brzydkim) limonkowym stroju. Próbowała skupić się na czymś innym, niż tym cholernym bólu głowy, ale raczej nie wychodziło jej to najlepiej. Absolutnie nie potrafiła myśleć o czymkolwiek innym i musiała się powstrzymywać, by nie jęczeć z bólu.
Te cholerne anomalie! Czy one muszą być tak irytujące? Chciała tylko wytrzeć podłogę, to nie był przecież szczególnie skomplikowany czar… Dobrze, że Elyon jest sympatyczna i wyrozumiała. Gdyby była choć trochę bardziej dumna to kto wie, jak by się zachowała? Gwen zaś nie chciała stracić takiej klientki. Meadows zajmowała się po prostu ciekawymi rzeczami. Nawet, jeśli malarka bała się trochę węży to nie mogła zaprzeczyć temu, że to co najmniej ciekawe stworzenia i chętnie dowiedziałaby się o nich więcej… tak długo, jak trzymałyby się od niej z daleka. W końcu wiedza i podziwianie nie musi od razu oznaczać głaskania tych niebezpiecznych gadów. Gwen chyba prędzej podeszłaby do smoka, niż jadowitego węża.
Wciąż siedząc, chwyciła się za głowę, sycząc cicho z bólu. Westchnęła z irytacją. Mogła przecież wziąć z łazienki szmatę i po prostu wytrzeć tę podłogę. Ale nie, przecież musi udowadniać, jak świetną jest czarownicą! Co z tego, że nie potrafi nawet wyczarować patronusa, a rzucane na pojedynkach „protego” rzadko kiedy jej wychodzi… Zdecydowanie za mało ćwiczyła, mimo że w ostatnim czasie wzięła na siebie nadmiar obowiązków, z ledwością dając radę podołać temu wszystkiemu. Ale może tak było lepiej? Przynajmniej nie miała czasu, by myśleć o Arturze.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Sala numer jeden [odnośnik]23.04.19 20:10
Była od jakiegoś czasu prawdziwym kłębkiem kotłującej się frustracji. Traciła cierpliwość zdecydowanie częściej niż dawniej i niżby pozwalała na to godność jej pozycji, wieczorami zamiast odsypiać długie dyżury zapijała nawracającą bezsenność kofeiną oraz coraz bardziej wątpliwej natury tekstami, a koledzy-uzdrowiciele, tak przecież zmobilizowani przez wysyp pacjentów cierpiących wskutek wojny i anomalii, wzbudzali w niej jedynie irracjonalną niechęć za każdym razem, gdy stawała twarzą w twarz z ich napiętymi minami pełnymi zmartwienia. Sama nie potrafiła skupić się na powielanych schematach leczenia, była nieobecna duchem - jakakolwiek energia, żywioł, znajdowały jeszcze ujście przez jej analityczne spojrzenie i długie palce jedynie wtedy, gdy na łóżku pojawiał się przypadek, za którego większość pozostałych uzdrowicieli nie potrafiła się zabrać. W takich momentach odzyskiwała znów poczucie celu, które napędzało całą jej karierę od samego początku, od czasów jeszcze sprzed  zaliczenia specjalistycznych egzaminów. Lecz i ta chwilowa werwa odparowywała z niej w zastraszającym tempie, gdy tylko trafiała znów zobojętniała na salę pełną pojękujących ciał albo do ciemnego gabinetu, gdzie darła każde świeżo ułożone notatki, niezadowolona i podirytowana. Nie potrafiła przypomnieć sobie momentu, w którym codzienne obowiązki zaczęły ją w ten sposób przytłaczać. Czy była to wina wojny, nawału pracy, formującego się nowego porządku, czy ulew zmywających resztki dobrego humoru z przypadkowych przechodniów na ulicach Londynu, nie dbała o to, chciała jedynie znów zyskać pewność, że ma nad swoim życiem pełnię kontroli. Medycyna wciąż rościła sobie centralne miejsce w jej planach; problemem nie było wypalenie, lecz poczucie stagnacji i niezdecydowania, trwania w miejscu, podczas gdy cała reszta świata przeżywała gruntowną przebudowę.
Dla współpracowników musiała pewnie wydawać się spokojniejsza, mniej zarozumiała, a bardziej skupiona na cichej, pokornej pracy. Nic bardziej mylnego. Dotychczasowe złości i złośliwości, jakimi swobodnie otaczała się jak kokonem były niczym w porównaniu z tym, co budowało się teraz za maską jej sfatygowanej obojętności.
Zmierzając w stronę sali na piętrze urazów pozaklęciowych - pewnym, ale niespiesznym krokiem - potrzebowała kilku chwil, by wzbudzić w sobie chęć do przetrawienia informacji, jakie wyłożyła jej kilka chwil wcześniej zabiegana pielęgniarka. Młoda kobieta, około dwudziestoletnia, z bardzo silną migreną, odesłana na początku do urazów pozaklęciowych, dopóki uzdrowiciel dyżurny nie ocenił, że sprawa bardziej nadaje się na oddział wewnętrzny, czy, jak to czasem lubiono mówić na niższych poziomach, a czym Elvira szczerze pogardzała - "ogólny". Nie pierwszy i nie ostatni raz w tym tygodniu zabrała swoją torbę i ruszyła w dół klatki schodowej, lecz konieczność ścigania pacjentki po szpitalu nie była dla niej dokuczliwą niedogodnością; na swoim piętrze prawdopodobnie i tak miałaby problem ze znalezieniem wolnego łóżka.
Opisaną wcześniej kobietę - Gwendolyn Grey, jak naskrobano jej szybko przy początku czystej rolki pergaminu - znalazła w sali numer jeden, otoczoną przez miarowy szum pokasłujących i dławiących się pacjentów oraz stukot szklanych fiolek na blaszanych tackach. Siedziała skulona, przyciskając dłonie do skroni w jednoznaczny sposób. Nic w jej postaci nie wzbudziło zainteresowania Elviry; nie potrafiła wykrzesać z siebie ani krztyny zrozumienia dla stanu cierpiącej, ale zaciągnęła zasłony, tworząc iluzję prywatności oraz najłagodniejszego rodzaju wygłuszenie drażniących pacjentkę dźwięków. Będąc zupełnie szczerą, zrobiła to przede wszystkim dla siebie, również mając dość mas ludzi oraz ich gwaru.
Stojąc wciąż w znaczącej odległości od łóżka, skrzyżowała ramiona na piersi i przywołała kobietę do świadomości cichym przywitaniem.
- Uzdrowiciel Elvira Multon. Proszę powiedzieć w czym problem.
Och, problem był oczywisty i jasny, ale nie ważne, w jak wielkim dziewczyna nie byłaby bólu, musiała najpierw osobiście przedstawić jego genezę, specyfikę i natężenie. Tylko wtedy leczenie mogło być pewne oraz na tyle sprawne, by Elvira miała możliwość szybko zamknąć ten przypadek.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sala numer jeden [odnośnik]23.04.19 23:00
Nie od razu dotarło do Gwen, że obok jej łóżka ktoś stoi. Pulsujący ból głowy nie ustawał, tłumiąc zmysły dziewczyny. Dlatego dopiero, gdy Elvira się przedstawiła, rudowłosa niemrawo podniosła głowę.
Gwen Grey – przedstawiła się, mając wrażenie, że „tak trzeba”. W końcu młoda uzdrowicielka podała jej swoje dane. Przeszło jej przez myśl, że to już trzeci poznany przez nią uzdrowiciel i trzeci poniżej trzydziestki. – Migrena mnie złapała – dodała słabo.
Dopiero po dłuższej chwili Gwen zorientowała się, że to może być jednak za mało informacji, aby pani Multon mogła jej pomóc. Wzięła więc głęboki oddech, próbując w miarę składnie wyjaśnić jej, co się wydarzyło.
To przez anomalię. Ja… chciałam wytrzeć podłogę, wyciągnęłam różdżkę i… trzasnęło… poleciała mi z nosa krew i zaczęła mnie boleć głowa – mówiła, krzywiąc się. Brzmienie jej własnego głosu potęgowało ból.
Rudowłosa ledwo zwróciła uwagę na zasłoniętą kotarę. Wszystko docierało do niej z opóźnieniem i właściwie mało co się liczyło poza bólem głowy. Miała nadzieję, że Elvirze uda się szybko wyleczyć problem. Och, ona chyba nie wytrzyma ani chwili dłużej z tą migreną!
Jęknęła z bólu, po chwili spoglądając na Elvirę przepraszająco:
Przepraszam, nie miewam migreny… Nie wiedziała, że to aż tak boli. Chyba pilnie potrzebuje czegoś na ból, bo chyba inaczej zwymiotuje – wyrzuciła z siebie słowa, czując, że żołądek faktycznie zaczyna się jej buntować.
Naprawdę nie sądziła, że ta przypadłość może być aż tak okropna. Nagle zrozumiała te wszystkie panie domu z książek, które zostawiały zwoje pociechy, siedząc w swoim pokoju przez migreny. Po prostu nie dało się podstąpić inaczej, ten ból przysłaniał absolutnie wszystko. Miała tylko nadzieję, że czarodziejska medycyna jest lepsza od tej mugolskiej przynajmniej w tym względzie i że młoda uzdrowicielka nie zawaha się podać jej jakiegoś środka przeciwbólowego.
Znów spuściła głowę, łapiąc się za nią i próbując poradzić sobie z bólem. Mimo wszystko miała dość wysoki próg bólu (w końcu często się przewracała, a skaleczenia w trakcie rzeźbienia nie są niczym niezwykłym), ale to, co działo się z nią teraz, przekraczało wszystko, co Gwen znała do tej pory.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Sala numer jeden [odnośnik]26.04.19 21:59
Źródło problemu kobiety wyszło na jaw już w kilku pierwszych, z ledwością wydukanych zdaniach i - jak Elvira zauważyła z mieszaniną rozdrażnienia oraz niestosownego rozbawienia - była nim głupota. Anomalie trzęsły Wielką Brytanią wystarczająco długo, by społeczeństwo zdołało wykształcić instynkt samozachowawczy pozwalający chociaż próbować unikać sytuacji, które wyjątkowo na nie narażały. Oczywiście, nie dało się usunąć ze świata dzieci oraz mugoli, jakkolwiek zabawnie nie brzmiałaby sama idea, lecz czy naprawdę czarodzieje nie mogli być ostrożni na tyle, by wstrzymać się przed używaniem zaklęć wtedy, gdy było to najmniej potrzebne? Uzdrowiciele każdego dnia ryzykowali kolejne wybuchy stosując magię w stopniu ciągłym, nawet po zmianie części procedur szpitalnych, które sprawiły, że osoby dotychczas odpowiedzialne za porządki w salach chorych często rezygnowały z różdżki na rzecz wiadra i mopa. Nie istniał jednak wygodny substytut magomedycyny, a ludzi na oddziałach wciąż przybywało. Chociażby takich błaznów, jak ta ruda dziewczyna. Jeżeli wcześniej Elvira nie czuła wobec niej współczucia, to teraz miała ochotę celowo przeciągnąć procedury formalne przed przejściem do właściwego leczenia. Na samym początku ofiary anomalii stanowiły ciekawe obiekty badawcze, lecz po tylu miesiącach powtarzających się przypadków bólów, krwawień i znikających kończyn bywały już monotonne. Tym bardziej, gdy wciąż brakowało danych umożliwiających ustalenie dokładnego działania tych sił.
- Rozumiem. Za lekkomyślność się płaci, pani Grey - zauważyła szorstko, nie będąc w stanie się powstrzymać. Podeszła bliżej, odkładając torbę, a potem wyciągnęła ręce i schwyciła Gwen chłodnymi palcami pod brodą, zmuszając ją do uniesienia głowy - Skoro tak ciężko było pani schylić kolana i powycierać podłogę, może sobie pani poradzić z chwilowym bólem - skarciła ją dodatkowo, widząc malujący się w jej rysach wyraz cierpienia. Elvira wiedziała, że daleko rozminęła się z regułami dialogu z pacjentem, ale to, jak wiele innych niedociągnięć zawodowych, było efektem dominującej ostatnio nad uzdrowicielką obojętności. - Zapamiętaj dobrze tę migrenę, może następnym razem chętniej sięgniesz po szmatę - zacisnęła zęby, zdając sobie sprawę, że przestając nadążać za własnym językiem prawdopodobnie posuwała się zbyt daleko i nie chodziło jedynie o porzucenie zwrotów grzecznościowych. Choć w jej mniemaniu pacjentka zdecydowanie zasługiwała na takie i gorsze słowa, zdecydowała się nie mówić już nic więcej. Krótkim ruchem kciuków pokazała kobiecie, by otworzyła oczy szerzej i spojrzała w górę, lepiej eksponując źrenice. Przy okazji naprędce obejrzała pozostałości zakrzepłej krwi w okolicach piegowatego nosa. To nie był przypadek ani trudny ani - w mniemaniu Elviry - wymagający natychmiastowej interwencji, lecz wyciągnęła w końcu długą, białą różdżkę z kieszeni kitla, by przyłożyć ją Gwen do czoła.
- Decephalgo.
Tylko w ten sposób mogła liczyć na sensowną rozmowę, kiedy wciąż pozostawała przepisowa zasada zbadania kobiety pod kątem pozostałych negatywnych efektów anomalii.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sala numer jeden [odnośnik]27.04.19 15:35
Doskonale wiedziała, że popełniła błąd. Nie powinna wyciągać różdżki i tego nikt nie musiał ponownie jej tłumaczyć. Jeśli jednak by tego nie zrobiła, Elyon albo próbowałaby samodzielnie zmywać podłogę albo próbowała namówić Gwen, by ta pozwoliła jej posprzątać, a rudowłosa w tamtej chwili naprawdę nie miała ochoty, aby znajoma w jakikolwiek sposób się fatygowała.
Dlatego też dopóki Elvira nie przekroczyła granicy, malarka nie komentowała jej słów. Źle zrobiła i zasłużyła na naganę. Wiedziała, że uzdrowiciele mieli ręce pełne pracy i zabieranie ich cennego czasu nie było w żadnym razie zamiarem Gwen. Sama jednak raczej nie byłaby w stanie poradzić sobie z tak okropną migreną. Miała wrażenie, że już wkrótce nie będzie w stanie znieść tego bólu. Oby minął jak najszybciej.
Gdy jednak uzdrowicielka wspomniała o szmacie, spojrzenie Gwen nagle jakby się oczyściło i powędrowało w stronę panny Multon. To słowo zbyt kojarzyło się rudowłosej ze „szlamą”, a tego wyzwiska miała po dziurki w nosie; jakby krew zmieniała cokolwiek!
Przepraszam, ale czy pani była na miejscu? Nie – warknęła Gwen, poirytowana zarówno zachowaniem kobiety, jak i migreną. – Nie widziała pani tej sytuacji, więc nie pani oceniać – stwierdziła dość ostrym jak na siebie tonem, rozumując całkiem logicznie, jak na osobę, która z ledwością była w stanie znieść ból głowy.
Jeśli zaraz to nie zniknie, to ona naprawdę będzie pilnie potrzebować łazienki..
Na całe szczęście już po chwili uzdrowicielka przyłożyła różdżkę do jej czoła i po szybkim wypowiedzeniu zaklęcia, usunęła migrenę. Ot tak, bez zbędnego wysiłku. Ból po prostu zniknął. Gwen poczuła natychmiastową ulgę. Zastygła jednak na chwilę w bezruchu, jakby sprawdzając, czy migrena odeszła na dobre. Wyglądało jednak na to, że tak.
Dziewczyna uniosła wzrok na Elvirę. Jej spojrzenie było nieco zmęczone, a oczy przekrwione, ale poza tym dziewczynie nic nie dolegało.
Ch… chyba przeszło – mruknęła, po czym dodała nieco głośniej: – Dz… dziękuję. To już?
To był właściwie jej pierwszy raz w Mungu (nie licząc spotkania z Alexem, które jednak miało nieco inny charakter), więc nie znała obowiązujących w magicznym szpitalu procedur. Miała jeszcze coś wypisać? Dać się zbadać? Czekała na instrukcję niezbyt miłej, ale najwyraźniej skutecznej uzdrowicielki.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next

Sala numer jeden
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach