Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer jeden
AutorWiadomość
Sala numer jeden [odnośnik]30.03.15 23:41
First topic message reminder :

Sala numer jeden

Wszyscy wiemy, jak ma się rzeczywistość w Mungu i że nie jest ona lepsza od tej poza jego murami. Niedawna wojna zrobiła swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu dosłownie na gwałt. Pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala numer jeden [odnośnik]22.06.17 19:21
Nie była, jak Mia - odporna na ból. Większość swojego życia spędziła bowiem we względnym dostatku, zaciszu wygodnej choć chłodnej domowej biblioteki bądź zacienionym poddaszu swego pokoju. Rodzice nauczyli ją jednak nie płakać, gdy upadnie, gdy ulubiony kubek się rozbije, gdy kartki papieru zatną skórę. Potem drumstrang doszlifował tą cechę. Upadek z miotły, ból zadawany przez magię ofensywnego zaklęcia, odczuwanie chłodu tak wielkiego, że wywoływał dreszcz na kościach...nie wywoływało to łez, lecz przywoływało grymas niezadowolenia oraz zgryźliwość. Alisa Skrzywiła się więc, gdy z pod zmrużonych oczu spoglądała na wirujący wokół niej świat, który z chwili na chwilę przybierał na pędzie. Przymknęła oczy szepcząc pod nosem w języku swoich przodków skargę, która zadziałała jak inkantacja. Chyba nawet całkiem pomyślna inkantacja bo wszystko na nowo zwolniło by....znów się zacząć rozpędzać w chwili rozchylenia powiek.
Psia jego
Mrugała więc powoli i często. Była ciągle skołowana, zdezorientowana. W mimowolnym odruchu przyłozyła nadgarstek prawej dłoni do ust w których czuła nieprzyjemną kwasotę. Patrzyła na znajdującego się najbliżej jej mężczyznę zupełnie jakgdyby próbowała odpowiedzieć sobie napytanie czy ten jest wrogiem, czy też sprzymierzeńcem.
Sprzymierzeniec - wydał wyrok rozsądek, gdy jego towarzyszka wydała na świat inkantację zaklęcia leczniczego. Alisa choć nie umiała ich rzucać to jednak jako numerolog je znała i umiała sklasyfikować.
Mung - szepnęła inna część jej mózgu, gdy do nozdrzy dotarła nieprzyjemna woń eliksirów przesiąkających przez ściany, podłogi, szaty krzątających się tu czarodziej. Coś okropnego. Zmarszczyła nos.
- Mogę - mruknęła marudnie, zgryźliwie bo w taki też sposób radziła sobie z sytuacją, bo głupie i uwłaszczające wydało jej się to pytanie. Czemu miałaby nie mówić?!
- Niepowodzeniem, phew... - Prychnęła ze szczerym rozbawieniem. To było nader delikatne określenie tego co zaszło - Morrison, ten imbecyl...- skrzywiła się, jak gdyby ugryzła kawałek cytryny - wtrącił się w testową inkantację. Pracowaliśmy nad zaklęciem z dziedziny transmutacyj - Mówiła, a potem swoje spojrzenie przeniosła na pokrzywdzone ramie. Zmusiła się do poruszenia palcami. Te drgnęły boleśnie.
Alisa Mulciber
Alisa Mulciber
Zawód : n/d
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4076-alisa-mulciber-budowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4338-alisa-mulciber#92588
Re: Sala numer jeden [odnośnik]24.06.17 14:23
Jocelyn w ciągu tych niespełna dwóch lat stykała się z różnymi pacjentami i różnymi reakcjami zarówno na przebudzenie się w szpitalnej sali, jak i na samo leczenie. Niektórzy byli niespokojni i podenerwowani, inni marudni i niezadowoleni z przymusowego wylądowania tutaj. Trudno było im się dziwić; o wiele bardziej byłaby zdziwiona, gdyby tak trafiła na kogoś kto lubił tu trafiać. Sama zdecydowanie wolała tu przychodzić jako (przyszły) uzdrowiciel. Z tej perspektywy wszystko wyglądało jakoś inaczej, nawet jeśli stykanie się z nieszczęściami nie było czymś, nad czym można było przejść z całkowitą obojętnością.
Leżąca przed dwójką stażystów kobieta przez chwilę wydawała się skołowana i chwilę trwało, zanim wróciła do rzeczywistości i zaczęła kontaktować. Josie musiała zadać to może i głupie pytanie, by zorientować się, czy kobieta w tym stanie ją rozumie i jest zdolna udzielać składnych odpowiedzi. W końcu trafiła tu nieprzytomna i należało ustalić, czy tajemniczy wybuch nie uszkodził też czegoś innego niż ręki, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie było tego widać i tylko kończyna wyglądała na poszkodowaną.
- Dobrze – rzekła więc. – Czy boli panią coś jeszcze? – zapytała, ale na wszelki wypadek ponownie rzuciła zaklęcie sprawdzające.
Słysząc jej słowa mogła wysnuć odpowiednie wnioski. Więc miała do czynienia z błędem przy rzuceniu zaklęcia. Być może kobieta podejmowała się prób tworzenia nowych inkantacji, a jak wiadomo, te kończyły się urazami znacznie częściej niż znane zaklęcia, i często ich skutki bywały nieprzewidywalne. Josie co prawda nie miała pojęcia o tworzeniu czarów, ale słyszała o przypadkach dziwnych lub wręcz niebezpiecznych konsekwencji, które wynikały z manipulowania przy magii.
Za pomocą odpowiedniego zaklęcia zbadała rękę, ustalając położenie i ilość kawałków drewna, które w niej utkwiły.
- Niektóre fragmenty utkwiły dosyć głęboko, ale dobrą wiadomością jest to, że kości i ważniejsze naczynia krwionośne nie zostały uszkodzone – oznajmiła, gdy już skończyła. – Teraz rzucę zaklęcie przeciwbólowe i rozpocznę usuwanie ciał obcych. Subsitio Dolorem Maxima – powiedziała, kierując koniec różdżki na rękę. Wyciąganie kilku większych fragmentów i kilkunastu mniejszych mogło zaboleć, ale po tym zaklęciu kobieta nie powinna nic poczuć. Była teraz narażona co najwyżej na nieprzyjemne widoki, gdy oboje stażyści zabrali się za staranne usuwanie kawałków. To musiało trochę potrwać.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.07.17 1:42
- Ręka - mówiąc to zmusiła palce do poruszenia się. Te zgięły się niemrawo, z trudem. Spowodowały też pogłębienie się zmarszczki na czole, a jej ciało drgnęło z bólu. Samej czarownicy wcale nie podobało się, że kończyna nie słuchała jej tak jak powinna - Jest sztywna, ciężka - prócz tego, że bolała Alisa odnosiła wrażenie, że zamiast niej posiada przytroczoną do barku drewnianą belę. Uczucie to mogło być spowodowane utratą co wywołało odrętwienie.
Mulciberowa nie próbowała już forsować swojego ciała bardziej.Już po samej tej prostej i zwyczajnej rewolucji poczuła się słabiej - ból głowy się nasilił, a wszystko zawirowało mocniej. Przyłożyła zdrową dłoń do skroni, którą zaczęła masować. Westchnęła zirytowana własną słabością.
- Nie mogę myśleć. Wszystko się kręci jak po świstokliku... - skarżyła się dalej wykazując się jednak cierpliwością kiedy to zaczęto badać jej ramie.
- Po prostu bierz się do roboty. Chcę opuścić to miejsce - oznajmiła, nie wiedząc jeszcze czy będzie musiała tu zostać na jakiejś obserwacji chociaż gdyby taki scenariusz wisiał nad nią niewątpliwie próbowałaby tego uniknąć. Nie lubiła szpitali. To było miejsce dla tych którzy umierali powoli, w ciszy. Na samą myśl spędzenia nocy w takim miejscu ogarniał ją dreszcz - Moja rodzina była informowana...? - spytała gdy zaczęła próbować się zastanawiać jakim sposobem miałaby się dostać do swojego domu. Nie wiedziała w końcu, czy jakiś inny poszkodowany nie wyjawił jej danych personalnych, czy też uzdrowiciele ciągle nie wiedzieli z kim mają do czynienia.
Alisa Mulciber
Alisa Mulciber
Zawód : n/d
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4076-alisa-mulciber-budowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4338-alisa-mulciber#92588
Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.07.17 12:02
Josie skinęła głową, przyjmując to do wiadomości. Po takim naszpikowaniu drzazgami i fragmentami drewna ręka nie mogła działać sprawnie. I tak zakrawało na cud, że nie doszło do rozleglejszych uszkodzeń naczyń krwionośnych i kości. Kawałki naruszyły jednak mięśnie, co zapewne miało wpływ na ich niesprawność i zesztywnienie. Chociaż jej matka też często skarżyła się na sztywność kończyn i niemożność poruszania nimi. To skłoniło Josie do kolejnego pytania:
- Czy choruje pani na jakąś chorobę genetyczną? – zapytała ją. Nie kojarzyła jej z szóstego piętra, ale wolała się upewnić, nawet jeśli w tym przypadku wszystko wskazywało, że sztywność jest skutkiem urazu naruszonych mięśni. Nie było też widać objawów nadmiernego krwotoku charakterystycznego dla paru innych schorzeń, ale wolała wykluczyć inne możliwe powikłania, których na razie nie było widać, a mogły się pojawić.
- Niestety nie ode mnie zależy termin wypisu, o tym zdecyduje uzdrowiciel prowadzący, ale postaram się jak najszybciej doprowadzić to do porządku – rzekła; miała tylko wyleczyć rękę kobiety. Potem do sali przyjdzie uzdrowiciel, by skontrolować robotę stażystów i sam zdecyduje, co dalej z pacjentką; czy wymaga zostania na obserwacji, czy też może jeszcze dzisiaj wrócić do domu. Josie jako stażystka nie mogła podejmować takich decyzji. – Decephalago – rzuciła jeszcze, widząc, jak kobieta masuje sobie głowę i skarży się na jej zawroty.
Razem z drugim stażystą przez długie minuty usuwali fragmenty drewna i drzazgi. Przed wyleczeniem ran należało pozbyć się wszystkiego, co mogłoby później utrudniać gojenie i być może doprowadzić do komplikacji i zakażenia. Widok był nieprzyjemny, ale na razie chyba nie wyglądało na to, by kobieta miała im tu mdleć na widok wyciąganych ze swojego ciała zakrwawionych kawałków drewna. To dobrze; panikujący lub sfrustrowani pacjenci tylko utrudniali pracę.
- Jeszcze nie, ale niezwłocznie poinformujemy ich po zakończeniu składania ręki. Proszę tylko powiedzieć, do kogo wysłać list – rzekła. Drugi stażysta w tym czasie oddalił się, zapewne po to, by przynieść potrzebne eliksiry. Josie tymczasem kończyła pozbywać się drewna. Jeszcze ostatni kawałek i zaraz będzie mogła zająć się leczeniem ran.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.07.17 18:28
Wszystko się dłużyło, a ona sama została zepchnięta do roli bycia obiektem badawczym. Nie żeby nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji - wiedziała, że jeśli będzie współpracować to szybciej opuści to miejsce i korzystnie odbije się to na jej zdrowiu, jednak jako naukowiec nie mogła spoglądać na całą sytuację w sposób mniej moralny.
- Nie, nie choruję na żadną chorobę genetyczną - niebo jest niebieskie, a trawa zaś zielona. Zrobiła minę godną buntującej się nastolatki, która była zmuszona do tłumaczenie, że to nie ona naniosła błota do domu. W ogóle pomysł, że mogłaby na coś chorować wydał jej się abstrakcyjny. Geny Mulciberów były silne.
- Zadecyduje uzdrowiciel...? A więc kim ty jesteś? - nie spodobało jej się to. W głowie miała już wizję tego, że być może leczy ją jakiś czubek co się wymknął z oddziału magio-psychiarycznego, a szatę medyczną zakosił z pralni. Ktoś przypadkowy, kto być może nie miał odpowiednich kwalifikacji bo nie był uzdrowicielem,który mógłby decydować o czymś jej zdaniem tak trywialnym jak wypis z munga. W końcu tu chodziło o jej zdrowie. Co prawda jak na razie wyglądało na to, że lecząca ją kobita wiedziała co robi, lecz...kto wie...?
Alisa przypatrywała się więc jej poczynaniom. Krew i nieco nieprzyjemne dla oka widoki nie robiły na niej wrażenia.
- Do Diny Mulciber - Powiedział jednocześnie przenosząc chłodne spojrzenie na stażystkę by wiedziała.
Alisa Mulciber
Alisa Mulciber
Zawód : n/d
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4076-alisa-mulciber-budowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4338-alisa-mulciber#92588
Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.07.17 19:26
Josie nie miała w zwyczaju traktować swoich pacjentów jako obiekty badawcze. Już prędzej doświadczonym uzdrowicielom się to zdarzało, skoro czasami, tak jak teraz, przy natłoku innych zajęć, zlecali niektóre przypadki stażystom, by ci mogli zdobywać wiedzę w praktyce. Mung nie narzekał na nadmiar uzdrowicieli; tych doświadczonych, po pełnym kursie, często bywało wręcz za mało, szczególnie w dni, gdy wydawało się, że czarodzieje wręcz się sprzysięgli, żeby akurat teraz robić sobie krzywdę i wylądować na oddziale. Często zdarzało się, że uzdrowiciele musieli leczyć pacjentów na innym, nie swoim oddziale. Dlatego też właśnie, z powodu natłoku innych przypadków, do kobiety poszkodowanej po nieudanym eksperymencie została wysłana dwójka stażystów. Ktoś najwyraźniej uznał, że sobie z tym poradzą i ich umiejętności są wystarczające, chociaż nie mogła dziwić sceptyczność kobiety. W końcu wielu pacjentów ufało stażystom znacznie mniej niż pełnoprawnym uzdrowicielom.
- Jesteśmy stażystami. Niestety bywają dni, kiedy doskwierają nam niedobory w pełni wykwalifikowanej kadry – przyznała. To był problem, co mogło dziwić, biorąc pod uwagę fakt, ilu młodych ludzi w Hogwarcie rozmyślało o ścieżce uzdrowiciela. Niestety marzenia wielu z nich weryfikowała rzeczywistość w postaci zbyt niskich wyników egzaminów lub niemożności poradzenia sobie z realiami kursu i kolejnymi latami wytężonej nauki. Jocelyn miała to szczęście – dotrwała do tego momentu i wkrótce miała ukończyć drugi rok szkolenia podstawowego. Ale w Mungu brakowało nie tylko uzdrowicieli, a także funduszy; wygląd niektórych od długiego czasu nieremontowanych sal i przestarzałego wyposażenia pozostawiał bardzo wiele do życzenia i Josie nawet nie potrafiła się dziwić narzekaniom pacjentów na trudne warunki i ich chęci jak najszybszego powrotu do domów.
- Dobrze, załatwimy to – zapewniła, gdy kobieta powiedziała, do kogo wysłać list. Dostrzegła jej chłodne, znaczące spojrzenie, kojarzyła też mgliście nazwisko Mulciber. Ale nie oderwała się od swojej pracy, chciała dokończyć leczenie sprawnie, bez niepotrzebnego przedłużania pobytu pacjentki na oddziale. Zaraz potem, już po ukończeniu usuwania drzazg, zabrała się za leczenie ran: - Curatio Vulnera Maxima – rzuciła. Musiała powtarzać inkantację kilka razy, aby pozbyć się wszystkich śladów, które zasklepiły się. Drugi stażysta w tym czasie przyniósł eliksiry i zaczął podawać je pacjentce.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.07.17 22:08
Stażystami.Fantastycznie. Są stażystami.
- Mam nadzieję, że macie pojęcie co w ogóle wyprawiacie - oj tak, zdecydowanie była nastawiona bardzo sceptycznie do dwójki młodych ludzi. Tak właściwie już na samym początku ich młody wiek powinien wzbudzić w niej nieufność jednak ból głowy ją sprawnie rozpraszał i uniemożliwiał połączenie tych faktów do kupy. Co się odwlecze to jednak nie uciecze, prawda? Dlatego też w tym momencie jej czujność wzrosła. Swoim pedantycznym okiem oceniała więc pracę stażystów by wiedzieć kogo powinna w razie takiej konieczności obwinić lub pociągnąć do odpowiedzialności. Przychodziło jej to z trudem bo co jakiś czas musiała przymknąć oczy na dłużej by opanować karuzelę w swojej głowie, lecz wyraźnie nie pozwalała sobie na wytchnienie. Na swój sposób mogło uchodzić to za nieco dziwaczne i upiorne. W końcu nie zawsze pacjenci świdrowali uzdrowicieli niczym sępy padlinę.
Alisa jednak była zniesmaczona nieco faktem, że nazwisko jej matki, jaki jej samej nie wzbudziło szacunku,który przecież powinno wzbudzić. Z niesmakiem cmoknęła powietrze, zastanawiając się jak zareaguje na ten wypadek jej rodzicielka. Alisa zdawała sobie sprawę, że musiała ją powiadomić o tym niepowodzeniu w badaniach. Na pewno brak jej obecności w domu zostałby odnotowany, a przecież nie chciała siać zamętu.
Alisa Mulciber
Alisa Mulciber
Zawód : n/d
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4076-alisa-mulciber-budowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4338-alisa-mulciber#92588
Re: Sala numer jeden [odnośnik]09.07.17 22:48
Jocelyn westchnęła. Choćby z tego względu chciałaby już skończyć staż, by pacjenci przestali powątpiewać w jej umiejętności i podejrzewać, że za chwilę popełni jakiś ciężki błąd, na przykład wyczaruje im dodatkową parę kończyn lub macki na twarzy. Ale zanim to nastąpi, jeszcze długo będzie musiała mierzyć się z takimi postawami zarówno ze strony pacjentów, jak i uzdrowicieli, wśród których zdarzali się i tacy traktujący stażystów z góry, i jeszcze dużo wiedzy musiała zdobyć, żeby pomyślnie przejść staż. Anatomia była bardzo obszerna, i chociaż nawet w czasie wolnym poświęcała dużo czasu na naukę, nie wiedziała wszystkiego. Każdy od czegoś zaczynał; Josie i tak miała łatwiejszy start od wielu rówieśników, bo mając ojca uzdrowiciela jeszcze przed podjęciem stażu mogła zapoznać się z podstawową wiedzą i zaklęciami.
- Proszę się nie obawiać. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – powiedziała tylko. Podczas leczenia nie była zbyt wylewna, zresztą na ten moment wszystko wydawało się przebiegać bez zakłóceń. Z ręki usunięto fragmenty drewna, a rany zostały zasklepione. Było to zadanie które mógł wykonać nawet średnio rozgarnięty stażysta. Podczas swoich czynności starała się nie zwracać uwagi na spojrzenie kobiety, chociaż musiała przyznać, było coś niepokojącego w sposobie, w jakim poszkodowana przyglądała się dwójce młodych stażystów. Gdyby nie to, że uwaga Josie była akurat skupiona na czymś innym, czyli na rzucaniu zaklęć leczniczych, pewnie by ją to zastanowiło.
- Gotowe – powiedziała, zaklęciem znikającym usuwając wyciągnięte drzazgi oraz ślady krwi, które pozostały na materiale. W samą porę; bowiem chwilę później, w czasie, kiedy drugi ze stażystów rozpoczął podawanie eliksirów, w sali pojawił się uzdrowiciel, żeby sprawdzić ich pracę i następnie udzielić pacjentce informacji na temat wypisu oraz dalszej terapii. Wygonił z sali stażystów; Josie obejrzała się raz jeszcze na pacjentkę, ale zgodnie z tym, co powiedziała, zadbała o to, by list do wskazanej przez nią krewnej został wysłany. Później mogła wrócić do innych czynności; jak się okazało, nie dane jej było jeszcze wrócić do domu, bo inny uzdrowiciel poprosił ją o pomoc przy innym przypadku, a na koniec musiała jeszcze poroznosić po salach fiolki z nowymi dawkami eliksirów dla pacjentów zatrzymanych na obserwację.

| zt. x 2



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Sala numer jeden [odnośnik]12.07.17 10:29
/19.04

Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym szczególnym od wszystkich pozostałych, a przynajmniej do pewnego momentu. Od rana przyjmowałem (wyselekcjonowanych) pacjentów, czasem nawet z innych specjalizacji, bo jak zwykle kadra szpitala pozostawała w niedomiarze; borykałem się z wieloma problemami, od dziwnej wysypki na skórze, przez źle rzucone zaklęcie, aż po wizytę kontrolną w sprawie genetycznej choroby. Wypisałem z tuzin recept oraz zaleceń co do stosowania poszczególnych eliksirów oraz maści, niewiele mniej pacjentów badając diagnostycznie. Dyżur chylił się ku końcowi, a ja z niewysłowioną ulgą czekałem na powrót do domu. Zostało jeszcze przejść się po oddziale, sprawdzić kilku leżących, starych pacjentów; tak jak poparzonego wczoraj nieszczęśnika zaatakowanego przez zbyt silnie rzucone zaklęcie podpalające. Wyglądał dziś nieco lepiej, ale dalej jego wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Wrażliwa, zaczerwieniona skóra, w większości pokryta pastą na oparzenia, przypominała o wczorajszym incydencie. Dziś zleciłem zawinięcie maści bandażami, by pacjent mógł się trochę poruszać bez obaw, że cały specyfik wsiąknie w pościel. Dotyczyło to niestety też twarzy, ale wiedziałem, że niebawem wróci do pełni zdrowia. Czarodzieje nie z takich opresji wychodzili.
Musiałem też niestety zrugać dwie niezbyt pilne oraz ogarnięte stażystki, które wręcz myliły dawki eliksirów, co groziło poważnymi komplikacjami zdrowia pacjentów. Jedna, wyjątkowo oburzona zwracaniem jej uwagi, aż zrezygnowała z kursu; nie ubolewałem nad tym wcale, wręcz odczułem niesamowitą ulgę na myśl, że nie będę musiał się dłużej użerać z kimś tak niekompetentnym.
Kiedy już sądziłem, że przyjdzie mi opuścić Świętego Munga w miarę przystępnym nastroju, los po raz kolejny postanowił ze mnie zakpić. Przy recepcji, kiedy załatwiałem kolejne formularze o pacjentach, pojawiło się magiczne pogotowie. Tym razem wieźli wyjątkowo poszkodowanego mężczyznę, który chcąc uniknąć ataku napastnika teleportował się w sytuacji zagrożenia. Jak łatwo się domyślić, podjęte działania nie przyniosły zbyt dobrego skutku; gdyby miał nieco mniej szczęścia, rozszczepiłby się całkowicie. Tak utracił jedynie lewą rękę oraz nabawił się wyjątkowo paskudnej rany brzusznej, która wywróciła organy na wierzch, a podłoga systematycznie spływała krwią. Pan Edwards, bo tak się nazywał, z bólu oraz szoku wierzgał na magicznych noszach krzycząc wniebogłosy. Nie dało się ukryć, że nie mogłem po prostu wrócić do domu, a raczej musiałem się nim zająć osobiście.
- Znaleźliście jego rękę? – spytałem ratowników, ale ci zaprzeczyli. Szukali jej dość długo, ale widocznie musiała zostać w miejscu, z którego próbował deportacji. Niestety nie szło się z nim w ogóle porozumieć, tak mocno był pod wpływem własnego bólu. Okazało się, że zaklęcia znieczulające na niego nie działały, co samo w sobie było dziwne; faktycznie ja też próbowałem go za wszelką cenę znieczulić, ale on jakby pozostawał głuchy na skutki magii. Niewiele myśląc, chcąc raczej działać, poleciłem przeniesienie go do sali pozbawionej postronnych osób robiących za widownię.
- Posprzątaj to – poleciłem napotkanemu stażyście. Chodziło mi oczywiście o pozostawioną kałużę krwi na korytarzu. Nietrudno się domyślić, że stanowiła ona realne zagrożenie dla reszty pacjentów czy personelu. Zawezwałem też jedną z kursantek, by mi pomogła w tym niewdzięcznym przypadku. I tamten jak skończy, też ma się udać do sali zabiegowej.
Wspólnymi siłami udało nam się uspokoić ciało mężczyzny; widocznie jego organizm potrzebował naprawdę dużej dawki magii uspokajającej, by mógł wreszcie znieruchomieć, tym samym nie utrudniając nam pracy. Jego wybebeszone organy źle znosiły wstrząsy oraz poruszenia, konieczne było nawet przytrzymywanie śledziony, choć ta po dokładniejszych oględzinach okazała się być w fatalnej kondycji i wiedziałem już, że bez specjalnej kuracji eliksiralnej się nie obejdzie.
- Musimy najpierw zdezynfekować siebie, następnie zdezynfekuj naczynia oraz narzędzia, a później ciało pacjenta. Dopiero wtedy będziemy mogli przystąpić do leczenia – poinstruowałem stażystkę, zabierając się za pierwszą część własnego planu. Czystość to podstawa w pracy uzdrowiciela. W końcu nie chcieliśmy zaszkodzić mu jeszcze bardziej. Byłem pewien, że skutki nierozsądnej teleportacji mu wystarczyły jak na jeden raz. Oby ostatni, choć nie sądziłem, by ktoś taki uczył się na błędach. Może będzie o tym pamiętał przez najbliższe kilka tygodni, ale później i tak powróci do swoich zagrażających życiu nawyków. Nie mogłem nic na to poradzić, byłem magomedykiem, nie magipsychiatrą.
Kiedy wszystko już było gotowe, włącznie z Edwardsem, mogliśmy przystąpić do dalszego leczenia. W tym samym czasie pojawił się drugi ze stażystów.
- Będziemy potrzebować eliksiru uzupełniającego krew, eliksiru wzmacniającego krew, Szkiele-Wzro, wywaru ze sproszkowanego srebra i dyptamu, eliksiru przeciwbólowo-znieczulający, eliksiru wzmacniający oraz Organcuro. Zanotuj to i przynieś wszystkie – zwróciłem się do niego, chwytając za różdżkę. Obejrzałem dokładnie ciało pacjenta oraz poleciłem stażystce, by razem ze mną zabrała się za tamowanie krwotoku. Najpierw tego z kikuta ręki, następnie tego z organów. Później sam musiałem wmanewrować wystające organy wewnętrzne do środka jamy brzusznej, co nie było zadaniem ani łatwym, ani przyjemnym. Oprócz magii musiałem posiłkować się też własną siłą; kiedy wszystko wydało się być na miejscu, dopiero wtedy podjęliśmy żmudną próbę gojenia ran za pomocą zaklęć. Trwało to dość długo, bo rozcięcie było naprawdę potężne. Kiedy wreszcie na torsie poszkodowanego pojawiła się twarda skorupa, a następnie paskudna blizna, mogliśmy odetchnąć z ulgą.
- Diagno haemo – rzuciłem, chcąc sprawdzić, czy wszystko było na swoim miejscu i pracowało. Tak jak przypuszczałem, największą nieprawidłowość wykazała śledziona, ale lewa nerka też wykazywała zmniejszoną pracę. Rozerwany był też kawałek lewego płuca. Pokręciłem głową z rozczarowaniem, ale wierzyłem, że Organcuro poradzi sobie z takim przypadkiem. Raczej jednak trzeba będzie zwiększyć jego dawkę.
- Jeszcze raz rzućmy zaklęcie znieczulające. Pacjenta trzeba powoli wybudzić, by mógł przyjąć odpowiednie eliksiry. Na chwilę obecną nic więcej tutaj nie zdziałamy. Poczekajmy tylko na powrót pana Bella z wywarami – powiedziałem do kobiety, następnie ponownie ustabilizowaliśmy stan mężczyzny. Bez ręki wyglądał po prostu źle, możliwe, że trzeba będzie jednak sięgnąć po magiczną protezę, bo Szkiele-Wzro potrafi odbudowywać kości, ale na hodowanie tkanek może być jeszcze za wcześnie w naszej medycynie. Wszystko pewnie rozstrzygnie się w przeciągu kilku miesięcy.
Po kilku minutach w sali zjawił się wyczekiwany stażysta, a my mogliśmy w końcu wybudzić poszkodowanego. Z miejsca podaliśmy mu wszystkie niezbędne eliksiry. Znieczulenie pozwoliło mu przełknąć ból zarówno regeneracji kości jak i organów wewnętrznych. Na razie jego stan wydawał się być stabilny, ale to najbliższe godziny miały pokazać w jakim kierunku cała ta sytuacja się rozwinie. Co jakiś czas zaglądaliśmy do niego, kontrolowałem przede wszystkim wygląd jego narządów wewnętrznych; zgodnie z przewidywaniami jedna dawka Organcuro nie wystarczyła do pełnej regeneracji wadliwych narządów. Na szczęście druga dawka poradziła sobie z tym problemem. Ręki jak na razie nie można było zrekonstruować, a ratownicy podobno jeszcze jakiś czas szukali rozszczepionej części; w miejscu, w którym mężczyzna przyznał, że doszło do nieudanej teleportacji. Nie chciałem nic mówić, ale podejrzewałem, że brak odnalezienia zguby raczej spowodowany był zabrania jej na sprzedaż Paliczkom. Zachowałem te uwagi dla siebie, nie chcąc denerwować pacjenta. Niestety medycy zjawili się tam po prostu za późno. Ja nie miałem tutaj już nic do roboty, całą sprawę przekazałem swoim stażystom. Jeżeli uda mi się znaleźć jakąś alternatywną formę leczenia, to na pewno zamierzałem się nią podzielić z tym mężczyzną. Mimo obaw, że przez swoją głupotę w niedalekiej przyszłości ponownie straci którąś z kończyn. Być może nawet tą samą. Dobrze przynajmniej, że był praworęczny.
Nareszcie po kilkunastu nadprogramowych godzinach w szpitalu mogłem wrócić do domu.

z/t
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer jeden [odnośnik]18.08.17 23:45
| 5 maja

Zabawne, nigdy nie pomyślałabym, że od wielokrotnego upadania na posadzkę, niewyglądającego wcale tak groźnie, można zemdleć (i od piekących bąbli na twarzy, i ślimaków wypływających z ust... ale to chyba nie było bardzo istotne?). Tymczasem okazało się, że jak najbardziej. Ba, nawet trzeba z tego powodu poleżeć parę godzin w Mungu!
Ktoś pozbył się brzydkiego worka pojedynkowego, który niektórzy nazywali szatą, ubrana więc byłam w pachnącą koszulę nocną, jedną z tych co je dawali w szpitalu. Na pewno nie była najpiękniejsza, droga czy z najlepszego materiału, ale obecnie w zupełności mi to wystarczało. Szczególnie, że byłam niemal po nos zakryta kołdrą, więc i tak nikt nie mógł zobaczyć mojego stroju. Sama również mu się nie przyglądałam. Byłam jeszcze w objęciach Morfeusza i mimo moich wcześniejszych przypuszczeń, nie śniły mi się żadne koszmary. Było zupełnie ciemno i spokojnie, nie dochodziły do mnie dźwięki, wliczając w to powtarzane w kółko formułki pojedynkowych zaklęć. Moje usta układały się nawet w lekkim uśmiechu i ktoś mógłby pomyśleć, że śni mi się coś przyjemnego. Tymczasem, samo spanie było niezwykle miłym przeżyciem, odpoczynkiem po wyczerpującym pojedynku.
Hałasy w sali z wieloma łóżkami wreszcie stały tak głośnie, że mnie obudziły, a może po prostu moje ciało należycie już odpoczęło. W pierwszej chwili nie pamiętałam nic z tego co się wydarzyło, w głowie miałam zupełną pustkę i było to nawet przyjemne. Otrząsałam się jeszcze z resztek snu, nie potrafiąc od razu zacząć myśleć trzeźwo. Z daleko dobiegały dźwięki rozmów innych pacjentów i krzątających się przy nich uzdrowicieli czy innych osób, doskonale to wszystko słyszałam, chociaż moje łóżko odgrodzone było od nich zwyczajowym, białym parawanem. Obok nie było medyków, znalazł się za to kto inny.
- Rosalie? - spytałam, dziwiąc się, że ją widzę. Może nie byłam do końca przytomna, ale siostrę rozpoznawało się nawet w półśnie. - Co tutaj robisz?
Zdaje się, że znowu byłam w Mungu, drugi raz w przeciągu ledwo pięciu dni. Ostatnio w ogóle często zdarzało mi się tutaj lądować, chociaż teoretycznie powinnam przychodzić tylko na comiesięczne kontrole. W jakimś nagłym impulsie przejechałam dłonią po twarzy, dotykając czoła, policzków, nosa, brody - były idealnie gładkie - odetchnęłam z ulgą.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Sala numer jeden [odnośnik]20.08.17 23:31
To, co wyprawiała moja siostra było poniżej poziomu. Nie sądziłam, że będzie chciała wziąć udział w pojedynku czarodziei. Ale ona zawsze taka była, pełna energii, uwielbiała jeździć konno i ruszać się wtedy, gdy ja nie mogłam. Ale żeby brać udział w pojedynku? W momencie, gdy w zasadach było jasno napisane, że ma przywdziać tak okropnie brzydką suknie. O ile można było nazwać to suknią. Pojedynkowała się z naszym kuzynem Tristanem, a ten zdecydował się potraktować ją bardzo łagodnie do czasu, w którym zorientował się, że Liliana walczy całkowicie na serio. Miał swój rozum i swoją dumę, a moja siostra ja bardzo naciągnęła. Byłam na nią zła, za to że zdecydowała się tak ośmieszyć. Pozwolić ubrać się w tą szmatę i aby na jej twarzy pojawiły się te okropne czerwone krostki. Westchnęłam cicho widząc, że się przebudza.
- Jestem przy tobie - odpowiedziałam ciepło.
Powinna się cieszyć, że obok mnie nie stał mój narzeczony czy ojciec, którzy na pewno z chęcią wyperswadowali by jej te pomysły. Kto to widział aby kobieta, szlachcianka, moja siostra i lady Yaxley brała udział w wydarzeniu przeznaczonym dla mężczyzn. Pokręciłam głową z dezaprobatą, poczekałam aż się wybudzi do końca i usiadłam obok niej na łóżku, przy okazji zgarniając jej włosy, które opadły na czoło i oczy. Nawet w Mungu powinna się dobrze prezentować.
- Czyś ty oszalała? - zapytałam prosto z mostu. - Stawać do walki na przeciwko naszego Tristana i jeszcze atakować go ostrzami i zamieniać w gęś?
Przyszłam tu sprawdzić jak się czuje, ale przede wszystkim ją najzwyczajniej w świecie skarcić. Nie potrafiłam zrozumieć jak można się tak zachowywać. Nie dość, że tak ośmieszyć to jeszcze unieść różdżkę na Tristana. Nie wiem co zbulwersowało mnie bardziej, naprawdę nie wiem. Patrzyłam na nią, może nie zła, co bardziej rozczarowana. Gdyby stanęła naprzeciwko Cynerica , to też by go zaatakowała? A pomyślała jakby nasz kuzyn się czuł, gdyby przegrał? Czy pomyślała o nim? Znaczy nie świadczyłoby to o nim najlepiej i szczerze bym się zdziwiła gdyby przegrał, bo nie urażając Liliany i jej umiejętności, bo jednak radziła sobie całkiem dobrze podczas tego pojedynku, to jednak uważała, że Tristan ma większe umiejętności i, przede wszystkim, predyspozycję do brania udziału w takich zabawach. Był mężczyzną i jemu było wolno. Lilianie nie i dziwię się, że ojciec jeszcze nie zareagował.
- Widziałam wasz pojedynek, radziłaś sobie bardzo ładnie - pochwaliłam ją, aby nie było nie było tak nie miło, że przyszłam tylko, aby ją skrzyczeć. - Powinnaś podziękować naszemu kuzynowi, że nie zrobił ci żadnej krzywdy i pogratulować mu wygranej. Czy już gratulowałaś?
To było dla mnie oczywiste, że trzeba mu podziękować i pogratulować. A może przede wszystkim przeprosić za to, że nie zrezygnowałaby od razu. Korona by jej z głowy nie spadła i uniknęłaby nieprzyjemności. Miałam nadzieję, że rozumiała dlaczego byłam tak oburzona. Nie tak nas ojciec wychowywał, nikt nas nie przygotowywał do walki, ba! Powinnyśmy w niebezpieczeństwie się chować i pozwolić mężczyznom działać. To nie była praca dla nas. Takie miałam zdanie, tak byłyśmy wychowywane. Liliana o tym zapomniała?


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 7 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Sala numer jeden [odnośnik]29.08.17 17:41
Wspomnienia powoli wracały. Mimo całokształtu wydarzenia, różnych niemiłych chwil, na moją twarz wpłynął lekki uśmieszek. Nie był to pierwszy raz, kiedy brałam udział w pojedynku, jednak nigdy dotąd nie wyglądało to... w ten sposób. Ubranie się w worek, pod pewnym względem, nie wydawało się aż tak straszne. W końcu - cóż za oszczędność pięknych szat. Na pewno byłoby mi szkoda spalić czy rozerwać którąś z moich sukien, a tak - nie musiałam się tym martwić. Jednocześnie, był to jedyny aspekt pojedynku, który w jakikolwiek mi się nie spodobał. Reszta... cóż, była zwyczajna. Może odrobinę bardziej brutalna. Ale rzucanie zaklęć do samego końca wydawało się bardzo przypominać sytuację, w jakiej już niedługo mogło znaleźć się wielu czarodziejów - jeśli tylko sprawy pójdą nie do końca po naszej myśli.
Uśmiechnęłam się na słowa Rosalie. To miłe, że tutaj była, przez chwilę pozwoliłam sobie wierzyć, że o niczym nie wie i przyszła tutaj tylko dlatego, że się o mnie martwiła, a ja będę mogła jej zaraz odpowiedzieć swoją wersję powodu dla którego trafiłam do szpitala. Doprawdy, nie spodziewałam się, że wszystko widziała! A musiała, skoro z takimi szczegółami mówiła o pojedynku. Kąciki moich ust zadrżały na wspomnienie gęsi.
- To było bardzo udane zaklęcie, prawda? Nie spodziewałabym się kiedykolwiek zobaczyć naszego kuzyna w tej postaci... Chociaż, kolejnym razem już nie popełnię tego błędu. Jedynie rozproszyła mnie ta transmutacja.
Nie wspominałam o nożach. Żałowałam tego zaklęcia, przynajmniej chwilę po jego rzuceniu. Potem przestałam, kiedy okazało się, że Tristan nie miał oporów z wielokrotnymi próbami użycia go na mnie.
- Byłaś tam? - zdziwiłam się i trochę zszokowałam. To... trochę zmieniało. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie niezbyt piękne momenty na arenie. Poza pluciem ślimakami były to przede wszystkim bolesne potknięcia. Puściłam mimo uszu krótką pochwałę, mogłam się już spodziewać, że utonie w morzu nagan. - Nie wiedziałam, że lubisz patrzeć na pojedynki. Krzywdy nie zrobił tylko dlatego, że mu nie wyszło - dodałam ciszej ostatnie zdanie. - Nie miałam okazji wysłać sowy z gratulacjami - wymamrotałam jeszcze, nie mając oczywiście w planach wysyłać podobnych listów. Cóż, może gratulacje byłyby odpowiednie, w końcu wcale nie tak łatwo było ze mną wygrać, jednak dziękowanie za cokolwiek wydawało mi się śmieszne. Nie powiedziałam tego Rosalie. Miałam nadzieję, że jeśli okażę chociaż trochę pokory, nie postanowi o wszystkim powiedzieć ojcu. Jak wtedy miałabym brać udział w kolejnych pojedynkach? Będąc na arenie, nie patrzyłam na kibicujące osoby, więc może nie było tam nikogo, kto miałby mu przekazać takie wieści? A Tristan może nie będzie miał ochoty dzielić się wrażeniami z pojedynku z kuzynką?
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Sala numer jeden [odnośnik]30.08.17 18:28
Liliana podchodziła do tego z taką lekkością. Nie dość, że jako szlachcianka pozwoliła się tak poniżyć przywdziewając tę szmatę zamiast prawdziwej sukni godnej jej statusu, to jeszcze jakby szczyciła się tym, że zamieniła naszego kuzyna w to zwierze. Patrzyłam na nią nie wierząc w to, co słyszę, w pewnym momencie przyłożyłam swoją dłoń do jej czoła chcąc sprawdzić czy nie ma gorączki. A może podczas upadku na ziemię uderzyła się w głowie i trochę się jej poprzewracało? Kto ją tak wychował? Kto jej na to pozwolił? Ojciec nie byłby zadowolony, że jego córka zachowuje się jak… chłopczyca. Skrzywiłam się na samą myśl o tym określeniu. Słuchałam jej słów, myślałam, że mówiąc, że więcej nie popełni tego błędu myślałam, że chodzi jej o cały pojedynek, ale zaraz rozwiała moje myśli, pokazując, że jednak nie o to jej chodziło.
- Oczywiście, że tam byłam. Ktoś był na tyle miły by mi wspomnieć, że masz pojedynek. Nie pierwszy zresztą - odpowiedziałam srogo. - Naprawdę chcesz dostarczyć ojcu dodatkowych powodów do zmartwień? I tak nie czuje się najlepiej po tych anomaliach i zniszczeniu Yaxley’s Hall, a ty zamiast trwać przy nim, to bawisz się w jakieś pojedynki dla mężczyzn. Powinnaś się wstydzić.
Nie miałam zamiaru być miła. Chodziło o dobre imię naszego rodu, o zdrowie i nerwy naszego ojca. Nie chciałam by dowiedzieli się o tym Cyneric, Morgoth czy nasz nestor, rozmowa z nimi byłaby zdecydowanie mniej przyjemna niż ze mną. Ja nie używałam ostrych słów, chociaż równiecześnie dawałam jej znać, że jestem zawiedziona jej zachowaniem. Nie tak powinna się zachowywać.
- Nie zrobił ci krzywdy, bo nie chciał cię skrzywdzić. Bo jesteś kobietą i w żadnym wypadku nie powinnaś stawać na arenie, a już na pewno nie przeciwko niemu - stwierdziłam ostro. - Twoje miejsce jest gdzie indziej, w domu, przy ojcu, przy rodzinie, niedawno zmarł wujek, a ty dokładasz jeszcze problemów Tristanowi. Jak możesz?
Byłam naprawdę zawiedziona. Tyle się wydarzyło, te anomalie, podczas których tak bardzo bałam się o Lilianę, a ona teraz z własnej woli pakowała się do Munga. Yaxley’s Hall nie było już naszym domem, wszyscy chodzili zestresowani, niepewni, a ona sobie zabawy urządzała. Ojciec powinien ją przełożyć przez kolano i porządnie ukarać, bo chyba tylko na to zasługiwała. Chociaż ostatnie czego chciałam to tego, aby ojciec się dowiedział.
- Dlaczego nie zrezygnowałaś widząc Tristana? Dlaczego nie zrezygnowałaś gdy kazali ubrać ci ten worek? Wyglądałaś gorzej od naszej służby. Od służby! - Uniosłam głos, by potem przez chwilę patrząc na nią z widocznym smutkiem. - W tej chwili, tu przy mnie, napiszesz list do Tristana. Podziękujesz mu, że nie zrobił ci krzywdy, pogratulujesz wygranej i przeprosisz, że stanęłaś na przeciwko niego. I, albo to zrobisz bez dyskusji, albo ja jeszcze w tej chwili pójdę zawiadomić ojca.
Ta sytuacja wymagała stanowczej reakcji, stanowczych decyzji i mocnej ręki. Może nie byłam mężczyzną, ale byłam jej starszą siostrą i nie ważne jakie relacje były między nami kiedyś i jak bardzo teraz starałam się je naprawić. Gdy moja siostra robiła głupoty i niszczyła dobre imię Yaxley’ów musiałam reagować.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 7 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Sala numer jeden [odnośnik]30.08.17 21:55
Powinnam była wiedzieć, że Rosalie nie zrozumie i przyszła tutaj tylko po to, by na mnie nakrzyczeć. Zaczęłam żałować - tylko odrobinę - tego co się stało. Mogłam być bardziej ostrożna, chociaż nie wiedziałam jakby to miało być możliwe. Jak mogłam robić to co lubię, pojedynkować się, jednocześnie nie narażając się na niezadowolenie... kogokolwiek?
Słowa wydobywały się z mojej siostry cały czas, a ja doskonale wiedziałam, że w wielu sprawach ma rację. Nawet jej słuchałam, ale nie byłam w stanie tak od razu odpowiedzieć, przerwać tego gniewnego wywodu.
- Rosalie, to nie tak - powiedziałam w pewnym momencie. Wiedziałam, że próby przekrzyczenia jej nic tutaj nie dadzą. O ile cokolwiek co powiem mogło mieć jakiekolwiek znaczenie. - Nie chciałabym martwić ojca... wręcz przeciwnie.
Patrzyłam na swoje palce, które zaplecione leżały na pościeli. Tylko na chwilę spojrzałam na siostrę, w moich oczach widniało autentyczne poczucie winy, czy może raczej braku zrozumienia. Nigdy przecież nie chciałam przynieść wstydu naszej rodzinie, ale to nie zawsze było takie łatwe. Nie zapominałam o ojcu, zaglądałam do niego kiedy tylko byłam w domu, jednak czy moja nieustanna obecność u jego boku rzeczywiście mogłaby sprawić, że szybciej wyzdrowieje?
- Inne szlachcianki również brały udział - próbowałam jakoś się tłumaczyć, jednak te argumenty nie były najlepsze. Mieszało mi się trochę w głowie, Rosalie mówiła o tak wielu rzeczach. Ostatnio w naszej bliższej i dalszej rodzinie zdarzało się mnóstwo strasznych rzeczy, uwielbiałam wujka i jego śmierć bardzo mnie zabolała. Jednocześnie mogłam być wdzięczna, że nasz ojciec jedynie źle się czuł i nic poważniejszego mu się nie stało. Mieliśmy naprawdę wiele szczęścia, nawet jeśli tego samego nie można było powiedzieć o naszej posiadłości. Czy nie powinniśmy się z tego cieszyć?
- Oni nie zawsze będą przy nas - powiedziałam po chwili, tym razem jednak patrząc na Rosie. - Cyneric i Morgoth. Nie mogą nas chronić przed wszystkim. To co się działo parę dni temu... musiałam sobie wtedy radzić sama. Słyszałaś przecież też co się stało z Evelyn i Estelle? Mężczyźni nie zawsze są, kiedy ich potrzebujemy. - Albo przynajmniej przy mnie? Cyneric miał przecież Rosalie, Morgoth miał Leię, więc gdyby obydwoje zostali postawieni w trudnej sytuacji, kiedy nasze życie zostałoby zagrożone, oczywistym było o kogo w pierwszej kolejności by zadbali. Uśmiechnęłam się smutno. - Skoro nadchodzą takie czasy, jak inaczej miałabym się do nich przygotować, niż biorąc udział w pojedynkach?
Spuściłam znowu spojrzenie, chyba naprawdę nie oczekiwałam, że zrozumie. Mogła przynajmniej wiedzieć, że to co robiłam nie było jedynie zabawą. Owszem, miało w sobie coś ciekawego, adrenalina podczas rzucania kolejnych zaklęć i prób obrony przed innymi była wręcz uzależniająca, ale głęboko wierzyłam, że to wszystko ma jakiś większy sens.
Nie odpowiadałam na kolejne pytania, wydawało mi się to bezsensu, ale gdyby Rosalie się przyjrzała, mogłaby zauważyć, że się zaczerwieniłam bardzo delikatnie. Ten szczegół, mój wygląd naprawdę mi doskwierał, ale przecież takie były zasady. Miałam wycofać się w ostatniej chwili? To dopiero byłby wstyd.
- Masz... papier i pergamin? - spytałam pokornie. Rosalie tak przedstawiła sytuację, że nie wiedziałam jak mogłabym nie napisać tego listu. Ostatecznie, czy w oczach Tristana mogłam bardziej się pogrążyć? Może mogłam posłuchać starszej siostry, może wiedziała co trzeba zrobić? Te myśli przebiegały po mojej głowie, chociaż wyraźniej pojawiał się tam sprzeciw do całkowitego podporządkowywania się.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Sala numer jeden [odnośnik]31.08.17 22:15
Patrzyłam na nią zawiedziona. Nie tak to sobie wyobrażałam, nie tak wyobrażałam sobie zachowanie swojej własnej siostry. Widziałam, że rozumie, zawstydzona nawet na mnie nie patrzyła, ale to nie znaczy, że miałam jej odpuścić. Ba, miałam zamiar jeszcze bardziej przykręcić śrubkę. Ojciec nie był w najlepszym stanie, Morgoth oraz Cyneric byli zajęci sprawami przeprowadzki, więc któż miał to zrobić jeśli nie ja? Nie unosiłam głosu, a jeśli już to nie po to, by ją okrzyczeć, a po to, by dosadniej coś zaakcentować. Nigdy bym na nią nie krzyknęła, krzyk zresztą nic by tutaj nie zdziałał.
- Nie chciałabyś martwić ojca? - zapytałam. - Jeżeli mówisz prawdę, to twoje zachowanie tego nie odzwierciedla.
Byłam surowa. Krytyczna. Nieustępliwa. A to tylko dlatego, że nie chciałam jej upokorzenia. Była młoda, miała idealne predyspozycje do tego, aby wyjść bardzo dobrze za mąż, mężczyźni powinni ustawiać się o jej rękę w kolejce, a takim zachowaniem mogła ich tylko od siebie odstraszyć. Kto by chciał kobietę, która woli zakasać rękawy i iść się pojedynkować, zamiast pięknie prezentować się na sabacie? Chyba takiego nie znałam. To co powiedziała dalej, powodowało podskoczenie mojego ciśnienia. Zmarszczyłam brwi, by zaraz dumnie unieść brodę.
- Nie jesteś jak inne szlachcianki. Jesteś Yaxley’em, dumnym Yaxley’em i jak Yaxley powinnaś się zachowywać. A nie jak stare panny szukające wrażeń, lub takie, które zostały nieodpowiednio wychowane - rzekłam ostro. - Swoim zachowaniem przynoszą wstyd, czy ty również tego pragniesz? Abyśmy się za ciebie wstydzili?
Wiedziałam, że tylko ostre słowa zdołają przemówić jej do rozsądku. Nie list, a faktycznie pogrożenie palcem przed nosem. Coś, co mogła poczuć. Zawiedzione spojrzenie, ostry ton. To dawało do myślenia, a Liliana była przecież bardzo mądrą kobietą. Jej kolejne słowa mnie poruszyły, pozwoliłam jej się wypowiedzieć, ale miałam zgoła inne zdanie na ten temat. Uważałam że jej słowa nie są słuszne, że się myli i nie ma dla swojego zachowania żadnego usprawiedliwienia.
- Nie wiem co się wydarzyło pannom Slughorn i mało mnie to w tym momencie interesuje. Jeśli nie będzie przy nas Cynerica czy Morgotha będzie nasz ojciec, wuj, ktokolwiek, kto będzie nas w stanie obronić. Zresztą, nie masz się do czego przygotowywać, ponieważ to co się dzieje absolutnie nie będzie nas dotyczyć. Nie będziemy się w to mieszać, ani ja ani tym bardziej ty, to sprawa dla mężczyzn, nie kobiet - stwierdziłam dosadnie. - A to co się ostatnio wydarzyło było nieszczęśliwym wypadkiem, które więcej nie będzie miało miejsca. I tym bardziej nie jest powodem, abyś jeszcze dodatkowo się narażała na arenie.
Nie sądziłam, że jakikolwiek argument z jej strony będzie w stanie zmienić moje poglądy. Zachowała się karygodnie biorąc udział w pojedynkach nie prosząc o zgodę ojca. Zachowała się karygodnie stając na przeciw naszego kuzyna i decydując się stanąć z nim do pojedynku. Ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobiła, dlatego nie rozumiem dlaczego Liliana była do tego taka chętna.
- Jeżeli potrzebujesz wyzwań, to jestem pewna, że jeśli ojciec się zgodzi, to pomoże ci znaleźć nauczyciela do pojedynków. A one odbędą się w Fenland, ściśle kontrolowane gdzie nie stanie ci się żadna krzywda - dodałam jeszcze, ot tak, aby dodać jej otuchy, chociaż nie sądziłam, aby ojciec się na to zgodził.
Przyglądałam jej się uważnie czekając na odpowiedź na moje pytania. Odpowiedzi nie padły, ale zaczerwienione policzki nie umknęły mojej uwadze. Nie uśmiechnęłam się, ale poczułam wewnętrzną satysfakcję. To chciałam osiągnąć, aby Liliana zawstydziła się swoim zachowaniem i mocno je przemyślała. Jeśli się nad tym wystarczająco mocno pochyli to dostrzeże, że miałam racje, a jej zachowanie było nieodpowiednie. Gdy zapytała o pióro i pergamin wstałam z jej łóżka i na chwilę wyszłam za parawan. Liliana mogła usłyszeć jak proszę jedną z pielęgniarek o podanie mi tych dwóch rzeczy, a gdy już je miałam, wróciłam do niej. Pióro i kałamarz położyłam na stoliku nocnym, a pergamin tuż przed jej dłońmi. Sama ponownie usiadłam na łóżku.
- Chcę wiedzieć, co piszesz, więc jakbyś mogła mówić na głos. Gdy napiszesz od razu go wyślemy - powiedziałam już zdecydowanie cieplejszym głosem, acz nadal stanowczym. Wymagałam czegoś więc do tego dążyłam, a to, że chciałam znać treść tego listu bynajmniej nie służyło temu, aby ją dodatkowo upokorzyć. - Czy masz jeszcze jakiś pojedynek w tym miesiącu? I chyba nie muszę ci mówić, że kategorycznie zabraniam ci brania udziału w tej zabawie?
Spojrzałam na nią uważnie. Byłam przygotowana na protesty, ale wezwanie ojca powinno załatwić sprawę. Bardzo tego nie chciałam, więc lepiej będzie, jeśli Liliana odpuści.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala nr 1 - Sala numer jeden - Page 7 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley

Strona 7 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Next

Sala numer jeden
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach