Sypialnia Raidena
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Sypialnia
Miejsce w stu procentach należące do pierworodnego syna byłych właścicieli domu. Centrum pokoju stanowi staroangielskie łóżko stylem nawiązujące do epoki wiktoriańskiej. Zaraz obok stoi ciężkie krzesło z mahonia obite zielonym materiałem. Zagracone w sposób przyjemny dla oka, oddaje charakter zamieszkującego pomieszczenie. Kraciasta pościel przypomina o słabości do szkockiej kultury. Pokój posiada dwa większe okna, a jedynym nienaturalnym źródłem światła jest lampka nocna.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 31.08.16 15:50, w całości zmieniany 2 razy
Pościg ją zmęczył. Bardzo. Nawet nie była pewna dystansu, który przebiegła, ale drżące mięśnie mówiły jej, że to nie była jedna, krótka dróżka w parku ani mała polana przecięta przez sam środek.
Długie wąsy poruszane były przez chłodne powietrze i materiał płaszcza, który rytmicznie, delikatnie poruszał się razem z przesuwającym się do przodu jej właścicielem. Straciła poczucie czasu i przestrzeni, brązowy łebek chowając pod ciepłe poły ubrania. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak zimno było na zewnątrz i jak szybko w tej chwili temperatura jej małego ciałka mogła spaść, dlatego zdecydowała się zwinąć w kulkę, wtulić się w mężczyznę i po prostu poczekać na rozwój wydarzeń. Mimo drobnej rany na udzie, będzie potrafiła uciec, jeśli waszmość zdecyduje się jednak zabrać ją do rzeźni i przerobić na wkład do zupy.
Na szczęście do jej króliczego noska nie dotarł żaden zapach rozpłatanego mięsa ani zepsutej wędliny leżącej spokojnie w beczce za sklepem. Dotarł za to do niej aromat... domu. Starego, ale zadbanego, w którym wszystko ma swoje miejsce i pełni przypisaną sobie rolę.
Domu, w którym mieszka ktoś potrafiący zająć się królikiem po przejściach.
"Na wszystkie natki po marchewkach, ja zawsze wpakuję się w jakieś kłopoty", myślała, gdy jegomość zgrabnie odkładał jej puchaty zadek na łóżko. Popatrzyła na niego, otrzepała uszy i całe futerko, wciąż nerwowo poruszając noskiem tak, jak to mają w zwyczaju robić króliki doświadczające stresu lub zdenerwowania. Nie wiedziała, co będzie dalej, a nie mogła się przemienić z powrotem w swoją normalną, ludzką postać, dopóki udo nie będzie bolało choć odrobinę mniej. Musiała poczekać jeszcze tylko kilka minut.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Długie wąsy poruszane były przez chłodne powietrze i materiał płaszcza, który rytmicznie, delikatnie poruszał się razem z przesuwającym się do przodu jej właścicielem. Straciła poczucie czasu i przestrzeni, brązowy łebek chowając pod ciepłe poły ubrania. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak zimno było na zewnątrz i jak szybko w tej chwili temperatura jej małego ciałka mogła spaść, dlatego zdecydowała się zwinąć w kulkę, wtulić się w mężczyznę i po prostu poczekać na rozwój wydarzeń. Mimo drobnej rany na udzie, będzie potrafiła uciec, jeśli waszmość zdecyduje się jednak zabrać ją do rzeźni i przerobić na wkład do zupy.
Na szczęście do jej króliczego noska nie dotarł żaden zapach rozpłatanego mięsa ani zepsutej wędliny leżącej spokojnie w beczce za sklepem. Dotarł za to do niej aromat... domu. Starego, ale zadbanego, w którym wszystko ma swoje miejsce i pełni przypisaną sobie rolę.
Domu, w którym mieszka ktoś potrafiący zająć się królikiem po przejściach.
"Na wszystkie natki po marchewkach, ja zawsze wpakuję się w jakieś kłopoty", myślała, gdy jegomość zgrabnie odkładał jej puchaty zadek na łóżko. Popatrzyła na niego, otrzepała uszy i całe futerko, wciąż nerwowo poruszając noskiem tak, jak to mają w zwyczaju robić króliki doświadczające stresu lub zdenerwowania. Nie wiedziała, co będzie dalej, a nie mogła się przemienić z powrotem w swoją normalną, ludzką postać, dopóki udo nie będzie bolało choć odrobinę mniej. Musiała poczekać jeszcze tylko kilka minut.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Ostatnio zmieniony przez Eileen Wilde dnia 08.08.16 21:12, w całości zmieniany 1 raz
- To było żałosne - rzucił do siebie pod nosem (albo do królika) i odwrócił się, by wrócić tam skąd przyszedł. Gdy odganiał koty, nie zauważył krwi na swojej ręce. Teraz zdał sobie sprawę, że nie należała do niego, a do małej istotki na jego rękach. Raiden Carter. Obrońca rannych gryzoni. Cóż. Przynajmniej jego urodziny nie były, aż tak wyzbyte niespodzianek. Schował królika pod połą płaszcza, żeby nie zamarzł, chociaż cud, że przeżył na tym mrozie. Idąc z miniaturową zdobyczą, zastanawiał się co z nią zrobić. Nie mógł go zatrzymać, bo nie należał do fanów zwierzaków, a w dodatku styl pracy nie pozwalał mu na takie... Luksusy. Jak zwał tak zwał. Nie zamierzał się nim zajmować. Zaraz jego myśli pobiegły ku małemu Alastarowi. Synek Cilliana na pewno by się ucieszył. W końcu dzieciaki lubią prezenty, szczególnie gdy są nimi puchate króliki. Bo może mógłby go oddać prawowitemu właścicielowi (w końcu to było pewne, że nie było to dzikie zwierzę), ale był pracownikiem Wiedźmiej Straży. Miał poważną pracę, a nie zajmował się zaginionymi pupilami.
– Ktoś cię nie upilnował, co? – mruknął, zaglądając pod płaszcz i otwierając drzwi od domu. Powrót zleciał mu zaskakująco szybko i poczuł się lekko zmęczony. Zdjął kapelusz, a potem płaszcz, dalej uważając na małego gościa i odwiesił je na wieszak. Dopiero wtedy wszedł głębiej do kuchni. Wziął wodę i jakąś czystą szmatkę, po czym po schodach doszedł do sypialni. Położył zwierzaka na łóżku i wyprostował się. Raiden zdjął marynarkę, którą rzucił obok zwierzaka, a następnie poluzował krawat, nie odrywając spojrzenia od malucha. Chwilę postał w miejscu, gdy przypomniał sobie o rance na nodze. Wyjął z kieszeni buteleczkę i skrawek materiału. – Chodź, łobuzie. Może najpierw naprawimy te rany bojowe – mruknął, po czym usiadł na skraju łóżka i wziął na kolana miękką kulkę sierści. Mruknął charakterystycznie, robiąc oględziny. – Spokojnie – powiedział łagodnie, trzymając zwierzaka i polewając mu rankę wodą. Dopiero gdy upewnił się, że jest czysta, zaczął owijać ją prowizorycznym bandażem. – Niezły ze mnie Doktor Dolittle, co nie? - rzucił, podnosząc malucha na wysokość swoich oczu, a następnie odkładając go z powrotem na łóżko. - Ale mnie wyświniłeś - zauważył z przekąsem, patrząc na swoją kamizelkę. Cała była pokryta jasną sierścią, plamkami krwi i ziemią. – Świetnie. Znowu wyświniony.
Carter wstał i zdjął kamizelkę. Skierował się do swojej szafy w poszukiwaniu nowej koszuli. Tę trzeba było wrzucić do prania i to bez dyskusji.
– Ktoś cię nie upilnował, co? – mruknął, zaglądając pod płaszcz i otwierając drzwi od domu. Powrót zleciał mu zaskakująco szybko i poczuł się lekko zmęczony. Zdjął kapelusz, a potem płaszcz, dalej uważając na małego gościa i odwiesił je na wieszak. Dopiero wtedy wszedł głębiej do kuchni. Wziął wodę i jakąś czystą szmatkę, po czym po schodach doszedł do sypialni. Położył zwierzaka na łóżku i wyprostował się. Raiden zdjął marynarkę, którą rzucił obok zwierzaka, a następnie poluzował krawat, nie odrywając spojrzenia od malucha. Chwilę postał w miejscu, gdy przypomniał sobie o rance na nodze. Wyjął z kieszeni buteleczkę i skrawek materiału. – Chodź, łobuzie. Może najpierw naprawimy te rany bojowe – mruknął, po czym usiadł na skraju łóżka i wziął na kolana miękką kulkę sierści. Mruknął charakterystycznie, robiąc oględziny. – Spokojnie – powiedział łagodnie, trzymając zwierzaka i polewając mu rankę wodą. Dopiero gdy upewnił się, że jest czysta, zaczął owijać ją prowizorycznym bandażem. – Niezły ze mnie Doktor Dolittle, co nie? - rzucił, podnosząc malucha na wysokość swoich oczu, a następnie odkładając go z powrotem na łóżko. - Ale mnie wyświniłeś - zauważył z przekąsem, patrząc na swoją kamizelkę. Cała była pokryta jasną sierścią, plamkami krwi i ziemią. – Świetnie. Znowu wyświniony.
Carter wstał i zdjął kamizelkę. Skierował się do swojej szafy w poszukiwaniu nowej koszuli. Tę trzeba było wrzucić do prania i to bez dyskusji.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ludzie zawsze, kiedy widzieli takiego królika, myśleli, że uciekł on komuś albo został porzucony. Również zawsze wtedy pojawiały się w ich głowach trzy myśli (tak przynajmniej sądziła pana Wilde) - weźmiemy tego słodkiego króliczka do siebie, weźmiemy tego króliczka do rzeźni, będzie na gulasz, weźmiemy... a nie, jednak nie weźmiemy tego królika, bo pewnie nosi na tym futrze tysiące bakterii i jeszcze ta nasza córeczka czymś się zarazi. Za pierwszy i ostatni rodzaj ludzi szczerze dziękowała, ale za drugi... z takimi ludźmi miała już małe problemy. Łapanie za uszy i targanie za sierść były chyba najgorszymi torturami, których mogła wtedy doświadczyć.
Ten czarodziej wykazał się jednak ogromną dozą wyrozumiałości i nie dość, że zabrał ją do swojego domu, nie pogarszając przy tym jej stanu zdrowia, to jeszcze ją opatrzył! Starała się nie miotać i z początku kiepsko jej to szło, bo jednak oczyszczanie rany nieco bolało, ale po wszystkim czuła się trochę lepiej. Zastrzygła uszami, dając się z powrotem odłożyć na łóżko. Odetchnęła jeszcze kilka razy i, gdy mężczyzna obrócił się do niej plecami, przemieniła się w kobietę. Syknęła, łapiąc się mimowolnie za opatrzoną ranę.
- Po pierwsze: sama siebie nie upilnowałam - odparła, malując swój głos dozą wyrzutów skierowanych jednak nie do jegomościa, a do siebie. - Po drugie: tak, prawda, całkiem niezły z ciebie doktor Dolittle - wzrok błękitno-szarych oczu skierowała w kierunku jego pleców. Uwielbiała obserwować reakcje ludzi, którzy nagle orientowali się, że jest animagiem. Każda z nich przypominała urodziny tort, z którego wyskakuje skąpo ubrana zjawa, duch kurtyzany, która niegdyś w ten sposób umilała swoim klientom czas! - Zawdzięczam ci życie, więc... dziękuję, że uratowałeś mnie przed kotami. Pozwól mi tylko chwilę posiedzieć i za chwilę sobie pójdę! Uprzedzam, to nie żadna sztuczka, nie jestem złodziejką. Pracuję w Hogwarcie jako gajowa.
Dopiero po fakcie zdała sobie sprawę z tego, że po tak niespodziewanej sytuacji nie powinna była wypuszczać z ust tego słowotoku. Wystarczy ograniczyć się do krótkich poleceń, prawda? Jestem animagiem. Stop. Nic ci nie zrobię. Stop. Masz marchewkę? Stop.
Ten czarodziej wykazał się jednak ogromną dozą wyrozumiałości i nie dość, że zabrał ją do swojego domu, nie pogarszając przy tym jej stanu zdrowia, to jeszcze ją opatrzył! Starała się nie miotać i z początku kiepsko jej to szło, bo jednak oczyszczanie rany nieco bolało, ale po wszystkim czuła się trochę lepiej. Zastrzygła uszami, dając się z powrotem odłożyć na łóżko. Odetchnęła jeszcze kilka razy i, gdy mężczyzna obrócił się do niej plecami, przemieniła się w kobietę. Syknęła, łapiąc się mimowolnie za opatrzoną ranę.
- Po pierwsze: sama siebie nie upilnowałam - odparła, malując swój głos dozą wyrzutów skierowanych jednak nie do jegomościa, a do siebie. - Po drugie: tak, prawda, całkiem niezły z ciebie doktor Dolittle - wzrok błękitno-szarych oczu skierowała w kierunku jego pleców. Uwielbiała obserwować reakcje ludzi, którzy nagle orientowali się, że jest animagiem. Każda z nich przypominała urodziny tort, z którego wyskakuje skąpo ubrana zjawa, duch kurtyzany, która niegdyś w ten sposób umilała swoim klientom czas! - Zawdzięczam ci życie, więc... dziękuję, że uratowałeś mnie przed kotami. Pozwól mi tylko chwilę posiedzieć i za chwilę sobie pójdę! Uprzedzam, to nie żadna sztuczka, nie jestem złodziejką. Pracuję w Hogwarcie jako gajowa.
Dopiero po fakcie zdała sobie sprawę z tego, że po tak niespodziewanej sytuacji nie powinna była wypuszczać z ust tego słowotoku. Wystarczy ograniczyć się do krótkich poleceń, prawda? Jestem animagiem. Stop. Nic ci nie zrobię. Stop. Masz marchewkę? Stop.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
To miał być spokojny dzień. Już i tak sprawa z zaskoczonym królikiem i ratowaniem go przed łakomymi dachowcami była niecodzienna. Dziwne... W końcu w Wiedźmiej Straży był przyzwyczajony do pracy pod przykrywką, bijatykami czy czasem nawet strzelaniną. I to niekoniecznie tą różdżkową. Teraz chciał zmienić koszulę i pewnie coś zjeść. Powinien mieć w kuchni jakąś marchewkę czy dwie… Słysząc jednak obcy głos i to jeszcze kobiecy, znieruchomiał, podnosząc gwałtownie głowę i wgapiając się szeroko otwartymi oczami w zawartość swojej szafy. Gdyby nie pracował wcześniej jako brygadzista, może i podskoczyłby jak oparzony, ale wilkołaki zdecydowanie wyzbywały z człowieka strach. W końcu Raiden z dłońmi wciąż w połowie chcącymi rozpiąć kołnierzyk, odwrócił się, by spojrzeć na znajdującą się w jego sypialni nieznajomą kobietę. Szczęka zjechała mu niemal do ziemi. Tego się nie spodziewał nawet w najpiękniejszych snach. I nie była to jakaś pierwsza lepsza przedstawicielka płci przeciwnej. Jeśli nazwałby ją boginią, zapewne by się za dużo nie pomylił. Słuchał jej dalej, niezbyt rozumiejąc słowa, które padały z jej ust. W końcu jednak skończyła i patrzyła na niego wyczekująco, a on dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że w dalszym ciągu wgapia się w nią jak cielę w malowane wrota. Zamknął usta i zamrugał parę razy, analizując ostatnie zdanie, które zarejestrował.
- Tak. Świetnie – mruknął, odchrząkując i próbując doprowadzić się do jakiegoś porządku. Starał się wyglądać normalnie, a nie jak totalny frajer, który zapomniał języka w gębie. Ale tak właśnie było… - Napisz to w CV. I ty… - urwał, opierając jedną rękę na biodrze, ale zaraz ją opuścił. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, założył je na piersiach. – Rozumiem, że ten królik to ty, jeśli go nie zjadłaś, a tak…
Zdał sobie sprawę, że gadał do siebie przez cały czas, a ona to wszystko słyszała. Odetchnął głęboko, czując się jak skończony idiota. – Nie. Nie musisz iść. Myślę… Daj mi chwilę… Może chcesz herbaty lub kolacji? – spytał, nie wiedząc, dlaczego w sumie to mówił.
- Tak. Świetnie – mruknął, odchrząkując i próbując doprowadzić się do jakiegoś porządku. Starał się wyglądać normalnie, a nie jak totalny frajer, który zapomniał języka w gębie. Ale tak właśnie było… - Napisz to w CV. I ty… - urwał, opierając jedną rękę na biodrze, ale zaraz ją opuścił. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, założył je na piersiach. – Rozumiem, że ten królik to ty, jeśli go nie zjadłaś, a tak…
Zdał sobie sprawę, że gadał do siebie przez cały czas, a ona to wszystko słyszała. Odetchnął głęboko, czując się jak skończony idiota. – Nie. Nie musisz iść. Myślę… Daj mi chwilę… Może chcesz herbaty lub kolacji? – spytał, nie wiedząc, dlaczego w sumie to mówił.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
O, właśnie o tym mówiła! O szczęce czołgającej się po podłodze, o rękach, które nagle straciły swoją przynależność do tego świata i pospiesznie wypowiadanych słowach, które miały grać w tym przedstawieniu rolę panicznego wytłumaczenia, a przecież jedyną osobą, która w tej chwili powinna się tłumaczyć z zaistniałej sytuacji, była Eileen. Ona jednak jak na razie nie czuła tłukącego ją po plecach bicza odpowiedzialności. No... koty ją goniły, mężczyzna ja uratował, podziękowała, było przyjemnie, prawda? Na tym, i oczywiście na wyjściu frontowymi drzwiami, skończyłby się ten wieczorny seans.
A tu proszę. Jegomość wyraził chęć zawarcia znajomości i zaproponował do tego herbatę lub kolację!
Uśmiechnęła się do niego niepewnie, próbując jakoś zachować się w tej sytuacji z taktem i rozwagą. Całe to zamieszanie wyszło z jej winy i chociaż nie chciała się z niego tłumaczyć, to jednak winna zachować resztki ogłady, które jej zostały. Mimowolnie przygładziła poły sukni, które zadarły się delikatnie przy opatrywaniu.
- Ah... tak, tak, już wpisałam! - odpowiedziała szybko, bez namysłu. - Wybacz za to wszystko, naprawdę nie chciałam być dla ciebie problemem. Nie wiedziałam, że tam są koty... znaczy, wiedziałam, że cały Londyn przepełniony jest kotami, ale nie spodziewałam się, że spotkam je tak blisko parku. Herbata? - uniosła brwi, jakby nie do końca jego słowa do niej dotarły. - Jeśli proponujesz... chyba tak, chętnie, poproszę.
Przebiegła wzrokiem po ścianach i meblach będących jakby integralną częścią tego pokoju. Wyglądało na to, że właściciel mieszkania naprawdę potrafił o nie zadbać, a ona faktycznie trafiła w dobre ręce. To była... dobra zmiana po huraganie, który z ogromną mocą przeleciał po jej życiu kilka miesięcy temu. Los w końcu przestał śmiać się za jej plecami, poczuł ukłucie winy i podsunął jej pod nos coś miłego, coś przyjemnego i łatwego do przełknięcia. Nowe znajomości czasami były najlepszym lekiem na samotność.
A tu proszę. Jegomość wyraził chęć zawarcia znajomości i zaproponował do tego herbatę lub kolację!
Uśmiechnęła się do niego niepewnie, próbując jakoś zachować się w tej sytuacji z taktem i rozwagą. Całe to zamieszanie wyszło z jej winy i chociaż nie chciała się z niego tłumaczyć, to jednak winna zachować resztki ogłady, które jej zostały. Mimowolnie przygładziła poły sukni, które zadarły się delikatnie przy opatrywaniu.
- Ah... tak, tak, już wpisałam! - odpowiedziała szybko, bez namysłu. - Wybacz za to wszystko, naprawdę nie chciałam być dla ciebie problemem. Nie wiedziałam, że tam są koty... znaczy, wiedziałam, że cały Londyn przepełniony jest kotami, ale nie spodziewałam się, że spotkam je tak blisko parku. Herbata? - uniosła brwi, jakby nie do końca jego słowa do niej dotarły. - Jeśli proponujesz... chyba tak, chętnie, poproszę.
Przebiegła wzrokiem po ścianach i meblach będących jakby integralną częścią tego pokoju. Wyglądało na to, że właściciel mieszkania naprawdę potrafił o nie zadbać, a ona faktycznie trafiła w dobre ręce. To była... dobra zmiana po huraganie, który z ogromną mocą przeleciał po jej życiu kilka miesięcy temu. Los w końcu przestał śmiać się za jej plecami, poczuł ukłucie winy i podsunął jej pod nos coś miłego, coś przyjemnego i łatwego do przełknięcia. Nowe znajomości czasami były najlepszym lekiem na samotność.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Odetchnął ciężko, spokojnie wracając do swojego normalnego stanu. Emocje opadły, podobnie jak zaskoczenie, chociaż serce biło mu szybciej dalej. Nic dziwnego. Animagia nigdy nie była jego ulubionym odłamem magii i raczej nigdy nie miała być. Nie dlatego że nie miała w sobie tego czegoś. Po prostu praca brygadzisty, potem w Wiedźmiej Straży, a na ostatnich wydarzeniach kończąc nauczyła go nieufania nikomu, kto zmieniał się w zwierzę. Wilkołaki i animagów wrzucał do tego samego worka. Nie obchodziło go, że jedni nad tym panują, a drudzy nie. Nie lubił, gdy człowiek zmieniał formę. W cokolwiek.
Uniósł brwi, słysząc szybką i nieprzemyślaną odpowiedź nieznajomej. Słuchał dalej tego monologu cierpliwie, chociaż mało co rozumiał. Tłumaczyła się z tego, że dopadły ją koty? No, cóż. Nie trzeba było się zamieniać w królika w środku miasta, ale to nie była jej wina, że te złośliwce się na nią uwzięły. Raiden podniósł dłoń, próbując dać jej delikatnie do zrozumienia, żeby zamilkła.
- Spokojnie. Każdy by tak zrobił i nie masz za co przepraszać, chociaż to… - mruknął, patrząc na swoje łóżko, zakrwawioną kamizelkę i w końcu znowu na kobietę. – Było cholernie przerażające – dodał, pozwalając by jego twarz wykrzywił uśmiech. – Herbata w takim razie. Będziesz musiała sama znaleźć jadalnię, ale jest na parterze. Zejdziesz po schodach i od razu w lewo – tłumaczył drogę, zupełnie jakby już zapomniał, co się stało przed chwilą i rozmawiał z dobrym znajomym. – Zaraz do ciebie tam zejdę.
Sądził, że dziewczyna wyjdzie, jednak ona jakby czekała na dalsze instrukcje. Raiden przejechał dłonią we włosach, nie wiedząc, co powiedzieć dalej, więc spojrzał na nią znacząco.
- Jesteś w mojej sypialni, a chciałbym zmienić koszulę. Mogłabyś…?
| zt x2
Uniósł brwi, słysząc szybką i nieprzemyślaną odpowiedź nieznajomej. Słuchał dalej tego monologu cierpliwie, chociaż mało co rozumiał. Tłumaczyła się z tego, że dopadły ją koty? No, cóż. Nie trzeba było się zamieniać w królika w środku miasta, ale to nie była jej wina, że te złośliwce się na nią uwzięły. Raiden podniósł dłoń, próbując dać jej delikatnie do zrozumienia, żeby zamilkła.
- Spokojnie. Każdy by tak zrobił i nie masz za co przepraszać, chociaż to… - mruknął, patrząc na swoje łóżko, zakrwawioną kamizelkę i w końcu znowu na kobietę. – Było cholernie przerażające – dodał, pozwalając by jego twarz wykrzywił uśmiech. – Herbata w takim razie. Będziesz musiała sama znaleźć jadalnię, ale jest na parterze. Zejdziesz po schodach i od razu w lewo – tłumaczył drogę, zupełnie jakby już zapomniał, co się stało przed chwilą i rozmawiał z dobrym znajomym. – Zaraz do ciebie tam zejdę.
Sądził, że dziewczyna wyjdzie, jednak ona jakby czekała na dalsze instrukcje. Raiden przejechał dłonią we włosach, nie wiedząc, co powiedzieć dalej, więc spojrzał na nią znacząco.
- Jesteś w mojej sypialni, a chciałbym zmienić koszulę. Mogłabyś…?
| zt x2
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
z jadalni
Potrzebował jej i musiał ją mieć zaraz. Teraz. Sprawiło mu przyjemność, gdy jęknęła głośniej niż sądził, po tym jak ją ugryzł. Mimo że robili to pierwszy raz, żadne z nich nie chciało długiej gry wstępnej. A na pewno nie spokojnej. Zapewne trwało to o wiele krócej niż sądził, ale i tak za długo. Czas zatrzymał się w miejscu, chociaż równocześnie ich spowalniał. To było niedorzeczne! Chciał jej to dać jak najszybciej. By porzuciła już na dobre to, co ich ograniczało. By poczuła jak to jest obcować z drugim człowiekiem i to nie swojego statusu. Domyślał się, że nie był to jej pierwszy raz. Zresztą nie zachowywała się w taki sposób. I dobrze. Nie mieli czasu na delikatne, pełne subtelności pieszczoty. W takim tempie wiedział, że długo nie wytrzymają. Syknął, czując jak rozorała mu plecy paznokciami, jednak zaraz o tym zapomniał. Wędrował dłońmi dalej, aż natrafił na jej ręce i uniósł je w górę po ścianie, móc dotknąć się z nią klatką piersiową. Rozchylił jej usta językiem, pogłębiając i tak już dość brutalne pocałunki. W pewnym momencie uśmiechnął się, a Artis zsunęła się z niego i obróciła rolami. Teraz on poczuł chłód ściany domu na plecach. Zrozumiał też, że rano pojawi się na nich kilka głębokich, czerwonych szram i pewnie jeszcze kilka razy miało się to dziś powtórzyć. Co mógł zrobić? Nie pozwoliła mu się ponownie zbliżyć - sama była górą. Czuł jej ciepły oddech przy uchu, gdy szeptała mu odpowiednie słowa. Też nie miało dla niego znaczenia, gdzie mieli się udać, ale gdyby Sophia miała wrócić, wolał, żeby nie zastała ich na przykład w bibliotece. Chociaż prawda była taka, że Raiden wcale nie myślał w tamtym momencie o siostrze.
- Yhyym - zdołał jedynie wymruczeć, zanim znowu złapał ją i oparł na biodrach. Po omacku zaczął kierować się w stronę schodów, nie przestając całować Macmillan. Droga do sypialni była bardzo długa, bolesna, jednak wcale nie nieprzyjemna. To było ostatnie słowo jakiego by użył, by to opisać. W końcu jednak doszli jakoś na szczyt schodów, a stamtąd łatwo przeszedł do sypialni. Gdy przekroczył próg pokoju, zatrzasnął nogą drzwi, odcinając ich już zupełnie od reszty świata. Teraz nie byli nawet w domu, a jedynie w tym pomieszczeniu.
Potrzebował jej i musiał ją mieć zaraz. Teraz. Sprawiło mu przyjemność, gdy jęknęła głośniej niż sądził, po tym jak ją ugryzł. Mimo że robili to pierwszy raz, żadne z nich nie chciało długiej gry wstępnej. A na pewno nie spokojnej. Zapewne trwało to o wiele krócej niż sądził, ale i tak za długo. Czas zatrzymał się w miejscu, chociaż równocześnie ich spowalniał. To było niedorzeczne! Chciał jej to dać jak najszybciej. By porzuciła już na dobre to, co ich ograniczało. By poczuła jak to jest obcować z drugim człowiekiem i to nie swojego statusu. Domyślał się, że nie był to jej pierwszy raz. Zresztą nie zachowywała się w taki sposób. I dobrze. Nie mieli czasu na delikatne, pełne subtelności pieszczoty. W takim tempie wiedział, że długo nie wytrzymają. Syknął, czując jak rozorała mu plecy paznokciami, jednak zaraz o tym zapomniał. Wędrował dłońmi dalej, aż natrafił na jej ręce i uniósł je w górę po ścianie, móc dotknąć się z nią klatką piersiową. Rozchylił jej usta językiem, pogłębiając i tak już dość brutalne pocałunki. W pewnym momencie uśmiechnął się, a Artis zsunęła się z niego i obróciła rolami. Teraz on poczuł chłód ściany domu na plecach. Zrozumiał też, że rano pojawi się na nich kilka głębokich, czerwonych szram i pewnie jeszcze kilka razy miało się to dziś powtórzyć. Co mógł zrobić? Nie pozwoliła mu się ponownie zbliżyć - sama była górą. Czuł jej ciepły oddech przy uchu, gdy szeptała mu odpowiednie słowa. Też nie miało dla niego znaczenia, gdzie mieli się udać, ale gdyby Sophia miała wrócić, wolał, żeby nie zastała ich na przykład w bibliotece. Chociaż prawda była taka, że Raiden wcale nie myślał w tamtym momencie o siostrze.
- Yhyym - zdołał jedynie wymruczeć, zanim znowu złapał ją i oparł na biodrach. Po omacku zaczął kierować się w stronę schodów, nie przestając całować Macmillan. Droga do sypialni była bardzo długa, bolesna, jednak wcale nie nieprzyjemna. To było ostatnie słowo jakiego by użył, by to opisać. W końcu jednak doszli jakoś na szczyt schodów, a stamtąd łatwo przeszedł do sypialni. Gdy przekroczył próg pokoju, zatrzasnął nogą drzwi, odcinając ich już zupełnie od reszty świata. Teraz nie byli nawet w domu, a jedynie w tym pomieszczeniu.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Podróż do sypialni przerwana została kilkoma przystankami, nie potrafili tak po prostu przestać. Na plecach Macmillan zapewne miało następnego dnia pojawić się kilka sińców, podobnie jak Carterowi szram. Udało im się jednak nie wpaść na zbyt wiele mebli, choć kilka razy została przyciśnięta do ściany.
Za zamkniętymi drzwiami Artis mogła już w pełni pozbyć się zahamowań i wyrzucić z głowy wszelkie myśli poza tymi, które nakazywały jej pozbyć się z nich reszty ubrań. Raiden gwałtowanie usadził ją na komodzie, a ona korzystając z okazji zdjęła mu pasek ze spodni gdy on zdejmował buty i skarpetki. Gdy się ich pozbył, nie mogąc dłużej wytrzymać tak daleko od ciepła jego ciała, przyciągnęła go do siebie nogami, oplatając go znowu w pasie i obdarzając głębokim pocałunkiem, który jednak musiał się zakończyć, bo na ciele mężczyzny wciąż było zbyt wiele materiału.
Wspólnymi siłami pozbyli się spodni i już w samej bieliźnie kontynuowali poznawanie swoich ciał. W pewnym momencie zniecierpliwiona Artis tak wymanewrowała ich ciałami, by wylądowali na miękkim dywanie, łóżko było zbyt daleko, chociaż tak naprawdę dzieliło ich od niego tylko kilka kroków. Ale czas był pojęciem względnym dla dwóch pragnących siebie osób.
Kobieta z odrobinę tylko chytrym i zadowolonym z siebie uśmiechem wylądowała na górze i przytrzymując jego ręce torturowała go chwilę będąc wystarczająco blisko, by czuł jej ciało, ale zbyt daleko by mógł się nim nasycić. Całowała go przy tym w szyję, którą lekko podgryzała. Domyślała się, że jej dominacja nie potrwa długo, ale było to słodkie zwycięstwo.
Za zamkniętymi drzwiami Artis mogła już w pełni pozbyć się zahamowań i wyrzucić z głowy wszelkie myśli poza tymi, które nakazywały jej pozbyć się z nich reszty ubrań. Raiden gwałtowanie usadził ją na komodzie, a ona korzystając z okazji zdjęła mu pasek ze spodni gdy on zdejmował buty i skarpetki. Gdy się ich pozbył, nie mogąc dłużej wytrzymać tak daleko od ciepła jego ciała, przyciągnęła go do siebie nogami, oplatając go znowu w pasie i obdarzając głębokim pocałunkiem, który jednak musiał się zakończyć, bo na ciele mężczyzny wciąż było zbyt wiele materiału.
Wspólnymi siłami pozbyli się spodni i już w samej bieliźnie kontynuowali poznawanie swoich ciał. W pewnym momencie zniecierpliwiona Artis tak wymanewrowała ich ciałami, by wylądowali na miękkim dywanie, łóżko było zbyt daleko, chociaż tak naprawdę dzieliło ich od niego tylko kilka kroków. Ale czas był pojęciem względnym dla dwóch pragnących siebie osób.
Kobieta z odrobinę tylko chytrym i zadowolonym z siebie uśmiechem wylądowała na górze i przytrzymując jego ręce torturowała go chwilę będąc wystarczająco blisko, by czuł jej ciało, ale zbyt daleko by mógł się nim nasycić. Całowała go przy tym w szyję, którą lekko podgryzała. Domyślała się, że jej dominacja nie potrwa długo, ale było to słodkie zwycięstwo.
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie tylko zostawiali ślady w postaci przewróconego stolika czy nawet potłuczonego dzbanka z kwiatami. Na ścianach wisiały wcześniej i obrazy. Te również pospadały, gdy szukali drogi na górę w jakimś opętańczym amoku. Nie chciał jej przecież krzywdzić, ale nie mogli zapanować nad swoimi odruchami i gestami ciał. Po prostu nie kontrolowali samych siebie. Gdy mocniej go ściskała, tracił oddech, ale nie czuł, że jest w niebezpieczeństwie. Nie mógł oddychać, by zaczerpnąć powietrza w jej ustach, szyi, dłoniach... Najwyraźniej tego własnie potrzebowała - izolacji, by móc dotrzeć do końca tej drogi. Może podświadomie czuła się bezpieczniej lub pewniej. Fakt faktem, że Raiden został przez nią dosłownie zaatakowany. Osadził ją na stojącej niedaleko drzwi komodzie, zrzucając wcześniej wszystko z jej powierzchni. Podłożył pod Artis dłoń, lekko się przechylając w przód. Ona odczytała to szybciej niż się spodziewał. Zrzucił zbędne ubranie, a blondynka szarpała się z jego paskiem. Wyciągnęła go gwałtownie i odrzuciła gdzieś w tył. Ponownie poczuł jej nogi dookoła swoich bioder, zaciskające się mocniej niż wcześniej. Było to przyzwolenie i nieme wołanie jej ciała. Wplótł dłoń we włosy Macmillan i pociągnął, by dotrzeć do szyi kobiety. Gdyby to od niego zależało, ta chwila trwałaby w nieskończoność, ale nie był sam. Artis popędziła go, falowaniem klatki piersiowej i pojękiwaniami. Dość sprawnie pozbył się spodni, co wykorzystała blondynka. Była jak rakieta kosmiczna, a jemu wydawało się, że nigdy jej nie zatrzyma. Popchnęła go na ziemię, przytrzymując mu nadgarstki po obu stronach głowy i przedłużając tę straszliwą torturę. Czuł ugryzienia na szyi i ocierające się piersi o jego klatkę piersiową. Patrzył prosto w jej wyzywające oczy, błagając, by przestała. Była silna, jednak nie aż tak silna jak on. Wyrwał się jej, nie mogą wytrzymać i obrócił nią, samemu będąc na górze. Teraz on zamierzał się odpłacić. Przytrzymał ją jedną ręką, zachowując dalszy dystans między ich twarzami, a drugą powędrował między piersiami, przez brzuch w dół, aż do ostatniej części jej garderoby. Zatrzymał się jednak, wiedząc, że ją to niesamowicie irytowało. Uśmiechnął się złośliwie.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Rozumieli się doskonale, bez słów, jeden ruch jej ciała, czy dźwięk wydobywający się z jej ust, a on wiedział dokładnie czego ona oczekuje. Jej raczej agresywne podejście na pewno było dla niego zaskoczeniem, ale wydawał się zadowolony. Do momentu, w którym przejęła kontrolę. Widziała błagający wzrok, ale uśmiechała się tylko. Po chwili jej rządy zostały zakończone, a Carter przejął kontrolę. Po jego minie widziała, że zamierza się odpłacić i zrobił to, w jeden z paskudniejszych sposobów. Nie zamierzała wydać żadnego dźwięku, choć drżenie jej ciała zdradzało jak bardzo chciała, by kontynuował. W miejscach, których dotknęła jego ręka odczuwała chłód powietrza, twarz Raidena była zbyt daleko by mogła jej sięgnąć, a on drażnił ją delikatnie przesuwając palcami po dole jej brzucha. Jej biodra wyrywały się w kierunku jego dłoni, pierś unosiła się gwałtownie, wzdychała przez lekko rozchylone usta powstrzymując jęk. Patrzyła mu hardo w oczy nie poddając się tak łatwo. Wiedziała że czekał aż poprosi, a ona z kolei liczyła, że to on będzie tym, który przegra. Ten pojedynek trwał krótką chwilę, która wydawała się wiecznością, aż w końcu Macmillan zdołała wyswobodzić jedną rękę, którą po prostu przyciągnęła go znów do siebie. Jego dłoń wciąż spoczywała na krawędzi jej bielizny, a jej była przyciśnięta do dywanu, oddając mu częściowe zwycięstwo.
I choć była to gra, w której nie było przegranych, a ich pojedynek był tylko sposobem na przedłużenie tej chwili i okazją do droczenia się, ona chciała przejść do sedna, pragnąc go za mocno by czekać jeszcze dłużej. Rzuciła mu jedno długie spojrzenie, niekoniecznie proszące, a raczej nakazujące, by już więcej jej nie dręczył. Doprowadzał ją do szału i doskonale o tym wiedział.
I choć była to gra, w której nie było przegranych, a ich pojedynek był tylko sposobem na przedłużenie tej chwili i okazją do droczenia się, ona chciała przejść do sedna, pragnąc go za mocno by czekać jeszcze dłużej. Rzuciła mu jedno długie spojrzenie, niekoniecznie proszące, a raczej nakazujące, by już więcej jej nie dręczył. Doprowadzał ją do szału i doskonale o tym wiedział.
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oczywiście, że nie lubił przegrywać. A teraz był zdeterminowany mocniej niż kiedykolwiek. Chciała sobie z nim pogrywać, więc zamierzał odpłacić pięknym za nadobne. Nikt nie miał prawa wodzić Cartera za nos. Podobało mu się to jej nieco agresywniejsze zachowanie, ale czy w końcu nie tego chcieli? Na pewno dzisiejszej nocy nie było szans na spokojną, subtelną czułość między dwójką dorosłych ludzi. Żadne z nich tego nie chciało i nawet nie wyobrażało sobie, żeby zwolnić. Z nieukrywaną przyjemnością obserwował jak dosłownie zabijała go spojrzeniem, chociaż nie mogła nic na to poradzić. To przecież właśnie o to chodziło. Mogła go prosić, błagać, a i tak zostawała z niczym. Nie odrywał spojrzenia od jej zamglonych oczu, chociaż ciągle twardo się trzymała. Lub co było prawdopodobniejsze, świetnie grała. Ale tylko przez chwilę. To zwolnienie tempa nie wpłynęło na nią łagodząco, chociaż wcale się tego nie spodziewał. Akurat on w tej chwili nie widział niczego lepszego jak właśnie naigrawanie się z niej. Nie męczyłby jej przecież w nieskończoność, ale tak zapewne myślała Macmillan. W końcu czas w tym miejscu nie istniał. Dziwne, że aż tak to na nią działało. Zareagowała gwałtownie jakoś wyślizgując rękę, która wystrzeliła w jego stronę i przyciągnęła z powrotem ku niej. Nie opierał się, bo poddała się. I nie musiała tego mówić. Po prostu nie wytrzymała, a on znowu wygrał. Właśnie to robił najlepiej. Splótł ich dłonie na jakąś chwilę, wsłuchując się w jej szybki oddech.
Poddał się, jednak w chwili, w której zupełnie odpuściła. Teraz już nie grali. Teraz znowu byli dwójką osób chcących tego samego. Dotknęła jego policzka i zmusiła, by na nią spojrzał. Było w jej spojrzeniu wiele gniewu i irytacji tą przeciągającą się sytuacją. Odpowiedział tym samym lub właściwie było w jego oczach końcowe pytanie, na które oboje znali odpowiedź. Przesunął dłonią w dół, przejeżdżając po linii jej ciała, by równocześnie zsunąć koronkę i odrzucić ją w jakimś nieznanym kierunku. Zanim ponownie na nią spojrzał, wydawało mu się, że na którejś z szafek dostrzegł figurkę śpiewającego drzewa. Zmarszczył brwi i pokręcił głową.
Poddał się, jednak w chwili, w której zupełnie odpuściła. Teraz już nie grali. Teraz znowu byli dwójką osób chcących tego samego. Dotknęła jego policzka i zmusiła, by na nią spojrzał. Było w jej spojrzeniu wiele gniewu i irytacji tą przeciągającą się sytuacją. Odpowiedział tym samym lub właściwie było w jego oczach końcowe pytanie, na które oboje znali odpowiedź. Przesunął dłonią w dół, przejeżdżając po linii jej ciała, by równocześnie zsunąć koronkę i odrzucić ją w jakimś nieznanym kierunku. Zanim ponownie na nią spojrzał, wydawało mu się, że na którejś z szafek dostrzegł figurkę śpiewającego drzewa. Zmarszczył brwi i pokręcił głową.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Rzuciła mu pytające spojrzenie widząc jak kręci głową, ale miała dużo ważniejsze rzeczy na głowie. Pozbycie się jej bielizny to była tylko część planu, teraz musiała jakoś pozbawić go jego własnej. Znów objęła go nogami w pasie, wolną ręką sięgając do ostatniego kawałka materiału ograniczającego ich wolność. Nie była to najprostsza operacja, ale z małą pomocą samego zainteresowanego zdołali ją wykonać.
Mogła poczuć ciepło jego skóry każdą komórką ciała otoczona przez jego zapach i wsłuchując się w jego oddech i głos. I mimo, że ich ciał nie dzieliło już nic, wciąż nie byli wystarczająco blisko, a Macmillan straciła już cierpliwość i nie zamierzała dłużej czekać. Tym razem uprzedziwszy o swoich zamiarach znów znalazła się nad Carterem. Nie zamierzała się już droczyć, tą rozkoszną walkę o dominację uznała za zakończoną, głód był zbyt duży. Patrzyli chwilę na siebie w niemej zgodzie co do swoich pragnień, oboje dyszeli ciężko, ale to nie był nawet początek zabawy. W końcu, po nieznośnie długim czasie stopili się w jedno ciało poruszające się w jednym rytmie. Z początku szaleńczym, tak bardzo potrzebowali swojej bliskości, później stabilizującym się i znów powracającym do początku. Jednak i tu żadne z nich nie potrzebowało delikatności. Pocałunki stawały się jeszcze bardziej pożądliwe, dotyk słoni zdecydowanie silniejszy niż powinien. Prawdopodobnie ranili siebie nawzajem, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Przy którejś z kolei zmianie pozycji Artis uderzyła łokciem w szafkę, ale nie przejąwszy się tym nawet zamknęła Raidenowi usta kolejnym pocałunkiem. Z uśmiechem też przyjęła, gdy znów wylądowała oparta plecami o ścianę. I o ile nie lubiła, gdy ktoś nią rządził, ta sytuacja zasługiwała na wyjątek.
Mogła poczuć ciepło jego skóry każdą komórką ciała otoczona przez jego zapach i wsłuchując się w jego oddech i głos. I mimo, że ich ciał nie dzieliło już nic, wciąż nie byli wystarczająco blisko, a Macmillan straciła już cierpliwość i nie zamierzała dłużej czekać. Tym razem uprzedziwszy o swoich zamiarach znów znalazła się nad Carterem. Nie zamierzała się już droczyć, tą rozkoszną walkę o dominację uznała za zakończoną, głód był zbyt duży. Patrzyli chwilę na siebie w niemej zgodzie co do swoich pragnień, oboje dyszeli ciężko, ale to nie był nawet początek zabawy. W końcu, po nieznośnie długim czasie stopili się w jedno ciało poruszające się w jednym rytmie. Z początku szaleńczym, tak bardzo potrzebowali swojej bliskości, później stabilizującym się i znów powracającym do początku. Jednak i tu żadne z nich nie potrzebowało delikatności. Pocałunki stawały się jeszcze bardziej pożądliwe, dotyk słoni zdecydowanie silniejszy niż powinien. Prawdopodobnie ranili siebie nawzajem, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Przy którejś z kolei zmianie pozycji Artis uderzyła łokciem w szafkę, ale nie przejąwszy się tym nawet zamknęła Raidenowi usta kolejnym pocałunkiem. Z uśmiechem też przyjęła, gdy znów wylądowała oparta plecami o ścianę. I o ile nie lubiła, gdy ktoś nią rządził, ta sytuacja zasługiwała na wyjątek.
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszystkie wypadki, które ich spotkały najwidoczniej zaprowadziły ich właśnie w to miejsce. Tak dobrze mu znane i jedyne, gdzie naprawdę czuł się bezpieczny. Mimo że nie urodził się w tym domu, przeprowadzka do niego w dość młodym wieku sprawiła, że traktował go jako głównej miejsce pochodzenia Carterów. Tutaj dorastał, tutaj też pracował i najwyraźniej też miał dotrzeć do starości. Jego pokój, który należał tylko do niego. Nie dzielił się tą przestrzenią z nikim, chociaż w tym momencie nie wyobrażał sobie lepszego miejsca dla ich dwójki. Był to jeden z nielicznych wyjątków, które wręcz chciał, by tam były. Nigdy wcześniej nikt nie miał dostępu w tak wolny sposób jak teraz miała go Artis. Jednak nie tylko do pomieszczenia miała dostęp, ale do niego też. Powzięła kolejne kroki, by dopiąć swego i zrobiła to. Tylko mu się wydawało czy sytuacja w celi działa się w innym życiu? Przypominały mu o tym zadrapania, wciąż tak boleśnie świeże na twarzy blondynki, która teraz zdawała się w ogóle tym nie przejmować. Oddychał szybko, by w pewnym momencie dość mocno złapać ją za nadgarstki i przygnieść do ziemi. Potem złagodniał, pozwalając się poprowadzić na chwilę Macmillan, która przeturlała ich prosto na szafę. Usłyszał uderzenie, kobiecy syk, jednak zaraz znowu wyparowało mu to z głowy. Poczuł jak atakuje go po raz kolejny, a to w jakiś sposób nie spodobało się Carterowi. A przynajmniej nie w tym ułamku sekundy. Popchnął ją na ścianę i znowu stali się jednością. Nie istniała brudna i czysta krew. To był zupełny absurd. Nie był pewien, ile czasu im to wszystko zajęło, ale zdecydowanie nie chcieli kończyć. Gdy znowu rozorała mu plecy, skrzywił się. Tym razem chyba musiała zadrapać go o wiele mocniej. Odsunął się od niej lekko i spojrzał w lustro, próbując coś dojrzeć. I zobaczył. Małe strużki krwi. Przeniósł spojrzenie na Artis i złapał ją za rękę, przyciągając do siebie.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Mówią, że owoc namiętności smakuje najsłodziej - wbici w siebie kochankowie nie mogli jeszcze wiedzieć, że ta noc przyniosła im błogosławieństwo pod postacią nowego życia dojrzewającego już w łonie Artis. Życia poczętego z namiętności, gwałtownego miłosnego zrywu tak bardzo nie przystającego do konserwatywnej rzeczywistości i surowego wychowania młodej arystokratki - nowego życia, które równie gwałtownie i zapewne jeszcze brutalniej wedrze się do codzienności Artis.
Artis, Twój stan zdrowia został zaktualizowany.
Rzut kością na płeć dziecka - liczba parzysta oznacza dziewczynkę, nieparzysta chłopca, 1 lub 100 bliźnięta.
Artis, Twój stan zdrowia został zaktualizowany.
Rzut kością na płeć dziecka - liczba parzysta oznacza dziewczynkę, nieparzysta chłopca, 1 lub 100 bliźnięta.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sypialnia Raidena
Szybka odpowiedź