Wydarzenia


Ekipa forum
Klify
AutorWiadomość
Klify [odnośnik]31.03.15 0:23
First topic message reminder :

Klify

Wysokie osławione klify pod Dover błyszczą bielą jak zęby; na przestrzeni dziejów zapisały się w historii jako inspiracja poetów, najbardziej charakterystyczne angielskie wybrzeże i siedliszcze angielskiego gatunku smoków, albionów czarnookich. Malowniczy krajobraz rozciąga się daleko ponad kanał la Manche, w słonecznie dni pozwalając dostrzec francuski brzeg w Calais. Statków na wodzie przeważnie jest dużo, to ruchliwa trasa, jednak zaklęcia konfudujące mugoli nie pozwalają im dostrzec na niebie smoków, które niekiedy przemykają między chmurami.

Rzuć kością k3:
1: Na niebie, wysoko pod chmurami, skrzydła rozpościera smok, przysłaniając promienie słońca, na krótki moment rzucając na ciebie własny cień.
2: Na niebie, spomiędzy chmur, wynurza się smok, który zgrabnym ruchem pikuje w wodę i zanurzywszy się w niej po sam ogon, wybija znów w górę, rozchlapując wodę silną wysoką falą. Czujesz niesioną przez nią wilgoć i wzniecony wiatr.
3: Jeśli jest okres pomiędzy lutym a wrześniem, możesz dostrzec dwa smoki połączone w godowym rytuale - wyglądają, jakby ze sobą tańczyły.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Klify [odnośnik]08.10.18 12:00
Niczym dawni piraci, których krew buzowała w żyłach, potrzebowali chaosu, by istnieć. Bo tylko w nim mogli oddychać, łapać wiatr w żagle i odpływać tak daleko jak chcieli, dokąd chcieli. Calhoun patrząc na swoją rodzinę, widział brak podążania tą ścieżką i próby zasymilowania się z obcą Goyle'om kulturą oraz przeciwstawianie się naturalnemu stanowi rzeczy. A oni potrzebowali nieporządku, zamieszania, ulegania instynktom wedle własnych pragnień. Musieli się oddać, skoczyć w absolutną ciemność, by nauczyć się z nią współgrać i koegzystować na jej zasadach, by później ustalać własne. Chcieli zbudować własną piramidę podporządkowaną angielskim wartościom, tłumiąc norweskiego ducha. Nic dziwnego, że skumulował się on w końcu w buntującej się z ich punktu widzenia jednostce. Czy ich przodkowie również nienawidziliby najmłodszego syna, czy byli dumni, że zrodzili silnego jednego ze swoich? Teraźniejszość zniszczyła pierwotność potomków wikingów. Zapomnieli o tym, kim byli, kim mieli być. Woleli nowy porządek rzeczy niż ulec bezładowi. Chaos każdego traktował po swojemu i dzięki temu był sprawiedliwy, nie faworyzując, raz dając, drugi raz odbierając i ciskając to w powietrze. Poddawanie się mu oczyszczało i hartowało, sprawiało, że ludzie trwali na nogach i nie upadali zaprawieni w boju z nierozerwalnymi prawami natury. Caley też musiała przez to przejść, jeśli pragnęła już nigdy nie zginać kolan i nie pozwolić na ustalanie przez kogoś innego granic. Nie miał jej przez to przeprowadzić, ale był tuż obok, by pchnąć ją w przód, gdzie wystarczył jeden krok. Oboje zrodzeni z jednego łona posiadali więź, której nie dało się tak łatwo rozerwać i nawet przez własne zranienia nie mogli jej odrzucić. Najbliżsi sobie wiekiem upodobali swoje towarzystwo, gdy Calhoun zdecydowanie preferował obecność siostry niż braci, z którymi dzieliły go odmienne charaktery i poglądy na rzeczywistość. Chciał więcej, chciał mocniej, chciał dobitniej od nich. Podążał za tym, czego pożądał.
Dlatego nie postrzegał tego, co działo się między Caley a nim w sposób negatywny czy, jak niektórzy, by twierdzili, niemoralny. Dla niego nie istniały podobne pojęcia, a jedynie chcę i nie chcę. Czerpał z rzeczywistości przez całe dotychczasowe życie i nie zamierzał teraz poprzestawać, bo całe społeczeństwo twierdziło, że postępował niewłaściwie, karygodnie. Napędzany zmysłami rejestrującymi bodźce, podążał za nimi, nie patrząc na nikogo innego prócz swojego celu. A pomiędzy lubił gry, które nadawały faktom upiększających znaczeń i stanowiły rozrywkę. Wiedział, słyszał, że Caley wyszła z morza, które szumiało niezmiennie, lecz nie obdarował ją jeszcze spojrzeniem. Na to miał być jeszcze czas i dopiero gdy podeszła, zanurzając palce w jego włosach, dostrzegł sine usta, krople spływające z jej włosów na brwi, znaczniki tego, że należała do bezlitosnego żywiołu, który ją zrodził i pozwoliła sobie na jego zdradę. Po chwili czuł już jej przylegające ciało tuż obok - zarówno nieprzyjemnie zimne i mokre, z drugiej odnajdywał w tym wiele ponętności i obślizgłej krakenowości. Słowa wyszeptane mu do ucha ożywiały dawną Caley w wydaniu tej, której szukał i która musiała dorosnąć do kroku, który planowała. Przeniósł na nią spojrzenie, by dostrzec twarz siostry tak blisko swojej. Nie musiała mówić mu wprost. Wiedziała, że się zgadzał, że zgodził się dawno temu, podczas spotkania na drewnianej kładce. Że odpowiedział jej swoim przybyciem. Uśmiechnął się ironicznie, słysząc tak mocno trwający w jej języku akcent. Przesiąknięty angielską manierą. - Jeg vil ha deg for meg selv - mruknął między jednym zaciągnięciem dymem a drugim. Skręt, który nie opuszczał jego ust, szybko się skończył, by po chwili zostać odrzuconym z daleka od dwójki osób, jednak dym wciąż pozostał w płucach Goyle'a. Przekręcił się niespiesznie, by znaleźć się nad nią, przygniatając ją swoim ciałem i tylko nieznacznie unosząc się na ramionach. Nie obchodziło go, że mógł sprawiać jej dyskomfort czy odbierać dech. Zimno, które nią owładnęło było jedynie fizycznym defektem, z którym mogła sobie poradzić, zapominając o jego istnieniu i robiąc sobie z niego tarczę. I chociaż mógł ją z nim zostawić, zamierzał spełnić jej prośbę w ten czy inny sposób. Wpatrywał się w twarz siostry jakby próbował rozpoznać w niej tą, która go odrzuciła i skazała się na banicję. Nienawiść była niezłączona w relacji między nimi, napędzając każdy kolejny krok pożądaniem i uleganiem pragnieniom. Dzicy i nieujarzmieni urodzili się w złych czasach, lecz mogli dostosować rzeczywistość pod siebie, jeśli tylko tego pragnęli. Cal odgarnął jasne kosmyki z twarzy siostry, na chwilę mocniej zaciągając je w tył tak jak to już z nią robił, jednak nie zamierzał jedynie tam przestawać. Cały teatr na klifie miał swój cel, a on chciał złapać w końcu swoją nagrodę wystawianą przed nim niczym w futrynie sklepowej i pożreć. Przepychanie się między jednym a drugim opanowali do perfekcji, a gra zaostrzała się im głębiej w nią wchodzili. Nie oznaczało to wcale żalu żadnego z nich. Wręcz przeciwnie. Odpychali się wzajemnie, by paradoksalnie stanąć bliżej - tak jak wtedy gdy rozstali się na wiele lat, a gdzie byli teraz? Skóra przy skórze okalała raz po raz okolice ust, brody, szyi. Nie odrywając spojrzenia od będącej tak blisko twarzy Caley, najmłodszy z synów Cadmona przejechał wolno dłonią wzdłuż linii jej ciała, zahaczając o niewielką pierś, osłoniętą jedynie przez cienki, przylegający doń materiał. Badał najmniejszy fragment, chcąc poczuć dokładnie wszystko czym była. Chciał poczuć wszystko, co było jego. Dzięki halce wyglądało to jeszcze bardziej bezbożnie niźli wtedy jakby kobieta nie miała na sobie absolutnie niczego, lecz nawet obserwowani nie zrobiliby sobie z tego faktu zbyt wiele. Zaśmiewając się, kontynuowaliby rytuał morza, którym poddawane były nowe wybranki kolejnych potomków Północy. Nigdy brat i siostra. Nigdy tak bliscy. Na wieki już złączeni. Calhouna nie obchodziły konwenanse, za którymi chowali się inni. Jego obchodziło jedynie zamglone spojrzenie tuż przed sobą, lekko rozchwiane usta, wracające powoli do swojej normalnej temperatury delikatne ciało. Nie pytając o nic ani nie uprzedzając, wsunął dłoń między zimne nogi Caley, zrywając całun gry pozorów, którą toczyli między sobą. Płacz, siostrzyczko. Chodź, chodź do swojego brata. Chodź i rozerwij łańcuchy.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 5 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Klify [odnośnik]10.10.18 23:18
Gdyby wciąż miała dwadzieścia lat i ktoś powiedziałby jej, jak potoczą się jej losy, zaśmiałaby mu się w twarz. Teraz mogła jedynie żałować swoich decyzji, lecz nie zamierzała wiecznie ubolewać nad swoim losem; nadszedł wreszcie moment, w którym powinna przejąć stery własnego życia. Wyzbycie się wszelkich wygód i wkroczenie na ciężką ścieżkę pełną wyrzeczeń nie jawiło się jako łatwy wybór, ale Caley wiedziała, że tylko ta droga zaprowadzi ją do celu. Musiała porzucić wszystko to, do czego przywykła, wyrwać się z krępujących więzów, które wciąż ją ograniczały, a które przecież metaforycznie pomagała pleść. Czyż nie trzeba było sięgnąć dna, by móc się od niego odbić i wreszcie wynurzyć ponad powierzchnię? Nadchodził kres pewnego etapu w jej życiu, wyczuwała to doskonale i każda jej najmniejsza cząstka podświadomie wyczekiwała chwili, w której będzie już po wszystkim. Zabijała czas zanurzając się w objęciach nałogu i małymi krokami popełniała wszelkie czyny, które miały złamać ją ostatecznie. Jej ciało i dusza miały przeistoczyć się kompletnie, lecz zmiany nie mogły zajść z dnia na dzień; czekał ją powolny i bolesny proces, lecz krucha powłoka miała wreszcie się zahartować, a słabości charakteru stać jego mocnymi stronami. Wiedziała, że choć są z Calhounem niezwykle blisko, nigdy nie będzie w stanie go doścignąć, lecz nie obawiała się chaosu. Brat miał wiele racji, obierając sobie go jako żywioł, jako atmosferę z której czerpał i w której się lubował. Więzi rodzinne nie stanowiły dla niego żadnej świętości, lecz czemu ona miałaby uważać inaczej? Ci sami ludzie, których on skreślił już dawno temu, zawiedli i ją – ojciec z matką spadli z piedestału, przestali być autorytetami. Kochała swoich starszych braci, pozytywne uczucia żywiła wobec ich rodzin, lecz dla każdego postronnego jasnym było, że to Calhoun jest jej najbliższy, zarazem będąc jej największą słabością.
Wrócił tu dla niej i bez niego nie znajdowałaby się teraz ani ciałem, ani duchem w miejscu, w którym była. Nie podjęłaby ostatecznej decyzji, trwała w marazmie, pogrążała się w nałogu lub gniła już sześć stóp pod ziemią, pozbawiona życia przez Cedrika. Tego samego, którego tortury wyobrażała sobie na moment przed zaśnięciem i którego w myślach obdarowywała najgorszymi z obelg. Wyobrażała sobie moment, w którym miało go zabraknąć i czuła, że gdy cały jej gniew, złość i żal znajdą wreszcie ujście, Caley stanie się tą wersją siebie, do której tak bardzo dążyła. Do skarbu prowadziła ją okrężna, pełna pułapek droga, lecz jeśli na szali leżało odzyskanie kontroli nad własnym życiem, gotowa była zaryzykować.
Jednocześnie nie wykluczała możliwości uprzyjemniania sobie całej tej odkrywczej podróży; właśnie dlatego umówiła się z bratem i klif oraz plażę uczyniła swoją sceną. Potrzebowała tej odrobiny teatralności, dzięki której pojawiły się w niej pierwsze zalążki podniecenia. Jeszcze przez kilka chwil była górą, szeptała mu do ucha swoje słodkie słówka, wyrażając zgodę na wszystko, co mogło stać się tej nocy. Nie obchodziło jej już nic poza mężczyzną, który znajdował się tuż obok – ani targające jej ciałem zimno, ani mokra halka czy piasek przylepiający się do skóry, ani nawet możliwość bycia przez kogoś przyłapanym. Cal przygniótł ją swoim ciałem i nie zamierzała protestować; gdy złapał ją za włosy i pociągnął, eksponując szyję, poczuła dziwną falę gorąca rozlewającą się po całym organizmie. Uczucie było nowe, lecz nie nieprzyjemne, a razem z nim w parze szła natychmiastowa potrzeba kolejnych gwałtownych uciech. Czy ich koniec miał być również gwałtowny? Nie chciała myśleć o tym, że to wszystko miałoby się skończyć pod wpływem jednego kaprysu.
Nie musieli mówić nic więcej, intensywna wymiana spojrzeń wystarczyła za wszelkie wyznania we wszystkich językach, jakie tylko mogły między nimi paść. Czarownica zaczęła oddychać nieznacznie szybciej, wyczekując kolejnych gestów. Dotychczas intymność kojarzyła jej się tylko i wyłącznie z bólem, złością i upokorzeniem, podczas wymuszanych zbliżeń z mężem ani razu nie poczuła przyjemności i choć nie raz usiłowała sprawić ją sobie sama, czegoś zawsze jej w tym brakowało. Bardzo pragnęła przekonać się, czy ten brakujący element miał pojawić się właśnie dziś, w kolejnym akcie gry między nimi. Gdy Cal wsunął swoją dłoń między jej nogi, odruchowo je zacisnęła; pamięć ciała była przez moment silniejsza niż wszelkie pragnienia. Ten gest zawsze oznaczał walkę, nienawiść, ból i wstyd. Zagryzła wargę, usiłując zmusić się do zmiany nastawienia i powoli rozsunęła uda, zezwalając na śmielsze poczynania. Sama nie miała wielkiego pola do manewru, więc jedną z dłoni przesunęła na własną pierś, próbując sobie pomóc; chciała wreszcie poczuć to, o czym dotychczas tylko słyszała. Chłód zaczął ustępować, spychany do podświadomości przez rosnące podniecenie. Caley wykorzystała drugą rękę, by podnieść się nieznacznie i zbliżyć swoje usta do szyi Calhouna, którą początkowo zaczęła jedynie całować, by w końcu delikatnie przygryźć skórę przy obojczyku. Nawet w takiej chwili miała ochotę na drobne psoty, dlatego na jej rumianej już twarzy zakwitł szelmowski uśmieszek, który i starszy Goyle był w stanie dostrzec, gdy twarz siostry ponownie ukazała się przed jego obliczem. Niewiele na niej było z niewinności, gdyż czarownica nie zamierzała ukrywać się za maską pozorów, gdy przesunęła dłoń z własnej halki na mokre, męskie ubrania, które zaczęła rozpinać i rozsuwać, by móc poczuć wreszcie, czy w piersi brata wciąż jeszcze bije serce.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Klify [odnośnik]12.10.18 7:57
Porzucenie sterów nadanych mu przez kogoś innego towarzyszyło mu od początku, gdy wypełzł z łona matki, niemalże ją tym zabijając. Od zawsze pragnął czegoś więcej, czegoś, co znajdowało się gdzieś poza rodzinnym domem w Londynie, a eksploatowanie doków było pierwszym krokiem do dostrzeżenia granic więzienia, w którym przebywał. Wiedział, że nie tego chciał i robił wszystko, by te ograniczenia nie tylko zniszczyć, lecz również i upodlić. Wyśmiać. Uczynić swoim polem do gry. I tak się działo. Cadmon nie szczędził ręki i obelg, jednak hartowanie dziecka sprawiało, że Calhoun jedynie śmiał się w głos. Każde kolejne uderzenie mogło czynić mu krzywdę fizyczną, jednak zdawało się, że nie czuł bólu, a irytujące reakcje sprawiały jedynie, że w ojcu bardziej gorała krew. Im więcej wysiłku i czasu wkładał, by wychować i przywrócić do porządku najmłodszego męskiego potomka, tym mocniej czuł swój upadek i bezsilności. A Cal to wiedział. Prowokował rodzica. Chciał czuć jego frustrację., jego gniew, jego pięść. Sprawiał, że każdego dnia wstawał z myślą o tym jak sprawić ojcu jeszcze większą bolączkę, a z każdym mijającym rokiem bardziej odsuwającą się od standardowych, dziecięcych psot. Okrutnych, zabójczych żartów wyniszczających pokłady jakiejkolwiek rodzicielskiej, nawet minimalnej, wrażliwości na dziecko. Nie czuł się nigdy synem Cadmona. Być może kiedyś wierzył w to, że Barbara dała się uwieźć morskiemu demonowi, lecz i w nią przestał w końcu patrzeć. Niezwykle okrutnie traktowała córkę, starając się wpoić jej to, co wiedziała; oddzielić od chłopców; przygotować do bycia rozpłodową klaczą. Mała, gruba Caley, w której widział idealny materiał na swoją partnerkę w zbrodni w przyszłości. Wpierw jednak musiał ją przygotować, nauczyć, wyrwać z objęć ojca i matki, w których tkwiła. Poległ i dopiero okrucieństwo zaaranżowanego przez rodziców życia sprawiło, że siostrze opadły klapki z oczu i chciała zawrócić z tej ścieżki. Zgodził się na jej potrzebuję cię, ale nigdy nie miało być z nim prosto i Caley musiała przekonać się o tym sama. Oko za oko, ząb za ząb, które trzymał w garści, wychodząc na brzeg. Czy i teraz nie posiadał władzy? Nie ściskał w dłoni bielutkich zębów z zakrwawionym po dziąsłach śladami? Okrutna gra, którą sobie urządzali; w której przepychali się jedno przez drugie, miała kiedyś ogłosić swój kres. Wszystkie karty trzymane w dłoniach przestawały mieć znaczenie, chociaż zbierane latami mogły zadawać wiele bólu i cierpienia, gdyby tylko sobie tego zażyczyli. Calhoun wiedział, że wystarczyłoby jedno słowo, jeden gest tu i teraz, by zburzyć scenerię, w której się znaleźli, a budująca się powoli, acz systematycznie, tarcza siostry rozsypałaby się w jego zaciśniętych pięściach. Złamany kręgosłup nigdy już by się nie odbudował, gdyby odrzucił ją w momencie największego oddania i otwarcia się na niego. Chłonęła bodźce, uzewnętrzniając swoje pragnienia i przekazując mu nad nimi władzę. Wystarczyłoby wzgardzić. Wystarczyłoby odejść i zostawić. Wystarczyłoby porzucić.
Dawno temu stracili status brzmiący o tym, że społeczeństwo akceptowało ich razem. Chociaż nieświadome i naiwne nie zasługiwało na prawdę, a przynajmniej jeszcze nie. To nie ludzie, ale wszechświat był zawsze świadkiem przemian i własnych zawirowań pomiędzy nimi. Żywioły i zmysły prowadziły ich dalej, łapiąc za dusze i ciała. Piasek przylepiający się do ich skóry chrzęścił charakterystycznie, gdy poruszyli się chociażby o milimetr. Woda za plecami szumiała, obmywając brzeg i starając się dosięgnąć ich stóp, lecz zdawałoby się, że w ostatnim momencie rezygnowała i wracała ponownie. Powietrze przesycone wilgotnością utrudniało oddech, naciskając na klatkę piersiową i osnuwając płuca rozbitków. Buchający gorąc przyspieszał łapanie haustów powietrza, przyspieszając przepływanie czarnej krwi przez ich ciała. W oczach czaiło się nieme wyznanie własnych pragnień i obietnicy, której nie musieli sobie składać. Czując jak mięśnie kobiety zesztywniały pod wpływem tego władczego gestu, wycofał się na moment, chcąc przejechać palcami delikatnie po wewnętrznej stronie ud, chcąc ją uspokoić, otworzyć, nauczyć. Niczym dziecko prowadzone za rękę przez mgłę, miał wskazywać siostrze drogę w czymś jej nieznanym, mimo że przelała swoją pierwszą krew już dawno temu. Jak wtedy gdy przyszła do niego roztrzęsiona i zła. Jak wtedy gdy korzyła się przed nim, zaciskając dłonie na jego ubraniu. Wiedział, że i teraz miała boleśnie wbijać palce w jego ciało, jednak nie po to, by błagać go o pomoc. Nachylił się nad jej uchem, by złapać jeszcze zębami jego płatek. Nieważne co działo się wcześniej, teraz miała mu pozwolić na wszystko, a gdy ujarzmił pierwszy bunt, trafił dłonią ku kobiecej intymności. Ciało Hel było mokre, słone, szybko pompujące krew w żyłach, mimo że jeszcze przed chwilą czuć było jedynie bijące od niej zimno. Wiedział, że było takie tylko dla niego; korzystał z tego. Przesunął ustami wolno do jej warg, wbijając się w nią i napierając, zupełnie jakby chciał wyssać z niej resztki życia. Smakowała solą i wilgocią, które wyniosła z morskich otchłani, rodząc się z nich na nowo. Obierając kierunek, którym pragnął, by podążała od zawsze. Lecz by się zrodzić, musiała być naga, a brat nie zamierzał zostawiać spektaklu niedokończonego. Nie wtedy, gdy znów sunął dłonią po krzywiźnie jej ciała, jednak tym razem ku górze, ciągnąc ze sobą materiał halki tak ciasno przylegający do jej skóry. Porzucił go na wysokości obojczyków, tak samo jak przerwał brutalny pocałunek, którym znaczył jej usta. Chciał smakować też linii żuchwy, szyi, dekoltu, piersi, której sutek pochwycił, podgryzając go i chcąc usłyszeć urwany oddech leżącej pod nim kobiety. Słyszał jej serce, którego rytm poznał już dawno temu. Wcześniej wytłumione, teraz walące niczym dzwon. Dzwon, który zwoływał na pokład.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 5 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Klify [odnośnik]12.10.18 20:42
Dopiero niedawno dojrzała do tego, by spojrzeć prawdzie w oczy i dostrzec, że Cedrik był dla niej tym, kim Cadmon okazał się dla Calhouna – początkowo ciemiężycielem, lecz później osobą, przez którą wszelkie działania nabrały sensu, a ciężka przeprawa okazywała się być warta zachodu. Tak, jak starszy brat igrał niegdyś z ojcem, tak ostatnimi czasy Caley traktowała małżonka, nie okazując mu niczego poza zasłużoną pogardą i nienawiścią. Chciała, by każdy jej drobny gest, każde spojrzenie i decyzja, jaką podejmowała, bolały jej męża. Sukces w pracy, kolejny udany eliksir, następna godzina w siodle, wieczorna ucieczka z domu i powrót nad ranem – rzeczy, które sprawiały jej przyjemność były jednocześnie solą w oku Spencer-Moona, dlatego czarownica czuła się podwójnie spełniona, gdy widziała grymas na jego twarzy. Mężowskie obelgi wcale już do niej nie trafiały, a jeśli zdecydował się wymierzyć jej policzek, każdy następny bolał coraz mniej, aż w końcu ślady po nich zaczęła nosić z dumą, naocznie przypominając Cedrikowi o jego słabości. Nie uciekała już do uzdrowiciela z każdym podbitym okiem, nie tuszowała ich wiedząc doskonale, że w pewnym momencie rany zaczęły oznaczać ich wspólny wstyd. Różnica była taka, że ona zdążyła do swojego już przywyknąć, a on nie był przyzwyczajony do krnąbrności i bezczelności żony ukazującej się poprzez zobojętnienie na tak zatrważającym poziomie. Caley radowało każde jego potknięcie, każde niepowodzenie i z dumą patrzyła na to, jak Cedrik traci kontrolę podczas gdy ona wreszcie odzyskiwała chęć do życia i zamierzała starać się, by w kolejnym rozdziale zabrakło miejsca dla oprawcy.
Nienawidziła go za to, że tak obrzydził jej wszelkie kontakty fizyczne, a przyjemności płynące z intymności mogła sobie tylko wyobrażać. Leżąc na skrzypiącym piasku ani przez chwilę nie pomyślała o mężu, co już można było uznać za sukces. Po zimnie nie było już śladu, a gęsia skórka wywołana była zgoła czym innym; pod jej skórą zaczęło tlić się pożądanie, które na koniec wybuchnąć miało żywym ogniem i pozwolić Caley spłonąć doszczętnie, by po raz kolejny tego wieczora narodzić się na nowo. Po raz pierwszy taki dotyk sprawiał jej przyjemność, podniecał ją, czynił, że chciała coraz więcej, że pragnęła coraz to intensywniejszych doznań. Calhoun wychodził jej naprzeciw bez trudu, bezbłędnie odgadując czego może pragnąć skrzywdzona i wzgardzona wcześniej kobieta. Był władczy na swój niezwykle czarujący sposób, który nie wzbudzał u siostry ani grama niechęci, wręcz przeciwnie. Otwierała się na niego i pragnęła oddać wszystko, co jeszcze miała. Choć temu, co robili, daleko było do niewinności, jej intencje były tak czyste i szczere, że wręcz naiwne, lecz jednym z jej pragnień było zawierzenie mężczyźnie bezkreśnie i przekonanie się jak będzie smakować wejście na zupełnie nowy poziom ich relacji.
Jęknęła mu głucho prosto w usta, gdy zmiażdżył jej swoimi; miał o wiele więcej doświadczenia niż ona, lecz nie miała przeczucia, że była tylko jedną z wielu. Czuła, że ta noc należy tylko do nich i wszystkie inne dawno już odeszły w zapomnienie – zarówno te, które w bólach przeżywała ona, jak i te, w których on pokazywał swoje oblicze pana życia i śmierci. Tylko oni, spleceni w ciasnym uścisku, wymieniający namiętne pocałunki, badający nawzajem swoje ciała i uczący się siebie od nowa. Drżała, lecz nie z zimna a oczekiwania, gdy poczuła wreszcie, jak wiele przyjemności może płynąć z bycia kobietą i że to jeszcze nie koniec, a dopiero wstęp do czegoś znacznie większego. Gdy Calhoun podciągnął jej halkę, natychmiast zawtórowała mu swoimi gestami i bez sentymentu zrzuciła ją przez głowę, a nieistotny już kawałek materiału wylądował na piasku. Wszystkie jej blizny i siniaki były teraz doskonale widoczne, każda perłowa smuga opowiadała inną, tragiczną historię, a licznie pieprzyki tworzyły na ciele czarownicy istną konstelację. Caley zamarła na chwilę, niepewna tego, czy w jakiś pokrętny sposób widok ten nie odstraszy Cala, lecz on nie tracił czasu na kontemplowanie niedoskonałości; po raz kolejny sprawił, że poczuła, jak wzbierają w niej fale prawdziwej przyjemności.
Gdyby była kimkolwiek innym, być może poddałaby się tej bierności, lecz choć nie miała doświadczenia w ars amandi, nie zamierzała trwać bezczynnie i pozostawić brata samemu sobie. Musiała się szarpnąć, by ściągnąć mu płaszcz, za którym szybko podążyła także koszula, ale próba wyrwania chociaż odrobiny kontroli wcale nie sprawiła jej bólu. Kobieta zachłannymi gestami badała fakturę skóry brata, nie wahając się użyć paznokci w momencie, w którym przyjemność, jaką otrzymywała, stawała się wyjątkowo gorąca. Słony smak morza mieszał się z anyżowym posmakiem tak właściwym Calhounowi, że Caley długo nie chciała oderwać ust od jego skóry. Przymknęła oczy, pozwalając sobie na dalsze eksploracje; zawędrowała dłońmi w okolice męskich bioder i bez zbędnej pruderii wsunęła palce w spodnie żeglarza, badając delikatną skórę i szybko upewniając się, że Cal jest na nią tak samo gotowy, jak ona była na niego.
Fy faen.
Nie bała się bólu ani odrzucenia, dyskomfortu ani utraty kontroli. W tej jednej chwili i w tym towarzystwie nie bała się już kompletnie niczego.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Klify [odnośnik]22.10.18 20:32
Ragnarok. Odyn, cokolwiek by nie robił, nie mógł powstrzymać zbliżającego się świtu starych bogów. Jednooki głupiec wiedział od początku, że skazany miał być na porażkę wraz z całym swoim dziedzictwem. Zniszczony, pojmany w stalowe okowy przeznaczenia rozbrzmiewającego w Asgardzie tysiącem rogów i tysiącem głosów, wołających okrutną pieść kresów istnienia. Ich ojciec, ich Odyn, ich samozwańczy przewodnik miał odczuć wszystkie znaki, które pojawiać się miały przed zmierzchem świata. Nawet bogowie nie mogli zmienić swych losów, które spisane były odgórnie, a jego przeznaczeniem był nadchodzący syn. Wołali o tym już dawni wikingowie. Synowie trwalsi od skał przepowiedzieli, że niechciane płody skonsumują wielką matkę. I nastanie epoka topora, epoka miecza, epoka strzaskanych tarcz, epoka wiatru i epoka wilka zanim świat zostanie zniszczony. Każdą z nich miał odczuć ojciec, siedzący zamknięty w bezpiecznej Walhalli, sądząc, że przepowiednia jednak nie nadejdzie i nie upomni się o swoje. Lecz ona już tu była. Kraken wyłaniał się z głębin, a nawołujące go rogi przybliżały do epicentrum. Edda przemawiała i nie myliła się. Fenrir spełniał każde jej słowo, wypełniał nieświadomie pchany instynktem zniszczenia. Bracia bić i zabijać się będą. Dzieci sióstr rodzonych związki krwi kalają. Czasy szaleństwa, bezwstydu, cudzołóstw. Wszystko się spełniało. Każde słowo wypowiedziane przez Los już się działo; Hel wraz z bratem poddawali się temu, trwając blisko siebie i kpiąc sobie z dawnych zasad. A Odyn był ślepy. Nie dostrzegał tego, co działo się pod jego własnym nosem. Lecz odrzucił chaos wieki temu, a wyrzekając się go, zapomniał o jego istnieniu. Wzgardzone dziecię rozpocząć więc miało Zmierzch Bogów, którego konsekwencje odbijać się miały nie tylko w Asgardzie, a dotykać wszystkich dziewięciu krain. Midgard miał upaść. Słońce i Księżyc zostaną pochłonięte przez potomków Wilka, ziemię zaleje woda, a niebo popęka. Heimdall zadmie w swój róg Gjall, którego ryk obudzi bogów. Wszystko w niebie, na ziemi i piekle się zatrzęsie. Wojownicy staną do obrony swych bram, lecz będzie już za późno. Fale czarnego morza zaleją ich, oznajmiając nadejście wroga. Do walki po przeciwnej stronie barykady ruszą olbrzymy wraz ze zmarłymi z Nilfheimu oraz Fenrirem, przybijając na statkach z ludzkich szkieletów. Jego wycie będzie słyszane z daleka, a głosy zmarłych powędrują po ciemnej tafli. Najkrwawsza walka w historii nordyckich dziejów pochłonie życie niemal wszystkich. Odyna po zaciętej i przerażającej walce pożre zguba i nieujarzmione zło dymiącego piekła. Wilk pochłonie go, spełniając to, do czego był stworzony. Tym był Ragnarok. Tym była przepowiednia. Tym była obietnica.
Musiał oddać ojcu to, co było ojcowskie. Spłodził go i tutaj nie było żadnej dyskusji, chociaż przez lata swą nieudolność w stosunku do zapanowania nad czystym żywiołem duszy i ciała ostatniego z synów, Cadmon próbował tłumaczyć, że najmłodszego z Goyleów powił demon. Lodowi giganci wsunęli się jej żonie między nogi i dali początek chaosowi. Gdyby tak właśnie było, Calhoun wcale nie czułby się z tym gorzej, a nawet wręcz przeciwnie. Obcowanie z czarniejszym niż otchłanie piekielne duchem musiało być czymś, co niewątpliwie stałoby się jego osiągnięciem powyżej wszelkich innych. Nilfheim jednak nie wypluwał swych dzieci na marne i gdyby to było możliwe, przyjęłoby go między swe szeregi. Lecz on jeszcze nie wybierał się na tamten świat. Czując bijące coraz wyraźniej ciepło drugiego ciała, pragnął więcej. Niepohamowany gniew za wszystkie zmarnowane lata wezbrał w nim na nowo - nie stłamsił jej jednak, pozwalając na każdy gest, którego była przyczyną. Była jego siostrą, jego Hel, jego towarzyszką. Nå er du min. Warkot, który mogła usłyszeć przez jego dotyk, przez uwagę, przez pragnienie, które w nim wzbudziła. Nie czuł zimna, mając ją tuż obok, a ciało zdawało się płonąć za każdym razem, gdy obdarzała go namaszczeniem godnym jedynie norweskich fal. Nie chciała dawać się prowadzić i zdarła z niego materiał, nie wstydząc się blizn, które odbijały księżycowe światło i niosły za sobą historie upadków. Za każdym jednak razem stawała znów przeciwko gnębicielom i potępieńcom. Uśpiona, stłamszona, dopiero mając u boku wiernego towarzysza, szczuła nim każdego, odnajdując w dłoniach oręż. Zrodzona z najczarniejszych odmętów doczekała się własnej zagłady, by przejść przez bramy piekła. A za nimi czekał na nią już tylko on. Czując jej dotyk, nowe, niekontrolowane pożądanie zrodziło się w nim, a fala buchającego płomieniami gorąca rozeszła się dreszczem po całym ciele. Oderwał dłonie kobiety od siebie i, walcząc z nią, przygwoździł do piasku po obu stronach jej głowy, nie zamierzając ulegać niemym błaganiom. Oboje wiedzieli, że byli gotowi. Odszukał jej spojrzenie pełne naiwnego oddania i zaufania. Gdyby nie była Hel, zrobiłby z nią wszystko, co tylko by chciał, lecz tym razem to ona wydawała mu nieme rozkazy i jako jej pies je wykonywał. Knull meg nå, og gjør det hardt. Wziął ją, odetchnąwszy jej prosto w usta i opierając się czołem o jej. Zacisnął mocniej palce na jej nadgarstkach, nie robiąc sobie nic z jej bólu, bo to z niego czerpali przyjemność i świadomość, że naprawdę istnieją. Nie zamierzał jej odpuszczać, a każde pchnięcie było mocniejsze od poprzedniego, zarazem jednak pełniejsze i wyraźniejsze. Chciał na nią patrzeć, odczuwać każde najmniejsze drżenie, słyszeć każdy wyduszony ciężko jęk. Zamierzał doprowadzić ją do szaleństwa i puścić ją w uzależniający niebyt znajdujący się poza świadomością i granicami przez nią pojmowanymi. Czuł jak otwarta dla niego była. Jak poddawała się jego ruchom. Należała do niego. Jednak on należał do niej. Pieprzący ją jak nikt przedtem ani nikt później. Hel i Fenrir scaleni na zawsze. A wraz z nimi dokonały się ostatnie słowa Eddy.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 5 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Klify [odnośnik]23.10.18 0:20
Gdyby mogła w tej chwili skupić myśli i spróbować ułożyć je w jedną całość, być może poszukałaby określenia na wszystko, co działo się na piaszczystej plaży. Nikt, nawet on, nie mógł zrozumieć jak wiele to dla niej znaczyło, choć jako jedyny byłby w stanie pojąć część mistycyzmu zdarzeń, skoro był ich współuczestnikiem. Spotkanie, skok, ożywczy haust powietrza, woda zmrażająca wszystkie kończyny i pożądanie rozpalające całe ciało na nowo. Doświadczała tego wszystkiego i dzięki temu odradzała się na nowo, obnażając przed nim, przed morzem i gwiazdami i otrzymując pozwolenie na zdefiniowanie samej siebie na nowo. Gdzieś tam na klifie tliło się zapomniane, małe ognisko, lecz o wiele większe rozpalało się właśnie w samej Caley i wiadomo było, że nie da się go już tak prosto ugasić.
Mogłaby mu wszystko wykrzyczeć, wyznać jak wiele dla niej znaczy, lecz gdzie wtedy byłaby zabawa? Gdzie w tym wszystkim byłyby ich prawdziwe oblicza? Pragnęła, by wydarł z niej jęk oraz kanonadę westchnień, by zapracował na wszystko, co miało wyrwać się z jej ust. Widział w jej oczach zdecydowanie więcej, niż chciała mu pokazać; odnaleźli kolejną jeszcze płaszczyznę, na której mogliby się ścierać o panowanie, przepychać, grać w starą jak świat grę. Na tę chwilę nie było w niej przegranych, oboje wygrywali, złączeni ciało z ciałem w jedną całość. Wyczekiwane smakowało najlepiej.
Nie zamierzała wcale poddawać się zbyt łatwo i szarpnęła się, gdy przycisnął jej nadgarstki do piasku, lecz była jeszcze zbyt słaba i rozproszona, targana nieznanym rodzajem podniecenia, nieumiejąca zapanować nad własnymi emocjami. Nie musiała nic mówić, on także nie wydał z siebie ani słowa, lecz gdy nawiązali kontakt wzrokowy, na moment wszystko ucichło, zatrzymało się w miejscu, czas przestał upływać. Jedno uderzenie serca i dwie pary niemal identycznych, wpatrzonych w siebie oczu. A później wszystko rozgorzało na nowo, gdy Caley poczuła go wreszcie w sobie, wydając głośny, gardłowy pomruk – zagryzła wargi, by nie wydostał się spomiędzy nich żaden przedwczesny, zdradliwy jęk, lecz już chwilę później jej usta były przyjemnie zajęte.
Pierwsze pchnięcie zaszczypało nieco, lecz Calhoun nie mógł o tym wiedzieć i na całe szczęście nie zamierzał się przejmować; skoro nie mogła oddać mu pierwszej krwi, dziwną satysfakcję przyniósł jej fakt, że ten symboliczny, krótkotrwały ból należeć będzie wyłącznie do niego. Ona należała już cała. Ciałem, umysłem i duszą była w tej chwili tak nierozerwalnie z nim związana, że miała wrażenie iż przestałaby istnieć, gdyby nagle go zabrakło. Doznania potęgowały poczucie przyjemności, a ono pobudzało jej emocje do tego stopnia, że czarownicy trudno było nad nimi panować. Gdyby wiedziała, co kryje się w głowie brata, jak wszystko układa się w jedną całość, być może byłaby zdolna dość do górnolotnych wniosków, lecz na moment zapomniała nawet gdzie się znajdują, a liczyło się tylko wspólne tempo, ciężkie oddechy i urywane westchnięcia. Jej biodra wyszły mu naprzeciw jak nigdy wcześniej nikomu; musiał wiedzieć, że Caley chce więcej. Czuła palącą potrzebę dotyku, a kajdany z jego dłoni nie wystarczały już w zupełności, dlatego spróbowała wyrwać ręce i odepchnąć go na moment, by móc przejąć kontrolę. Gdyby nie chciał oddać jej choć na chwilę, byłaby z góry przegrana, nie miałaby szans z jego siłą, którą teraz wykorzystywał tylko i wyłącznie do niesienia jej rozkoszy i niemalże zbawiennego rodzaju bólu.
Przed kilkudziesięcioma minutami znajdowała się na krawędzi, a teraz czuła, że zmierza nad nią ponownie – skraj szaleństwa jawił się na horyzoncie, a Caley wreszcie czuła, że żyje. Chciała mu dziękować, że pomógł spełnić tę prośbę, chciała go błagać żeby nie przestawał, chciała tak wielu rzeczy na raz, że nie potrafiła ich nawet ubrać w słowa; dreszcze przechodziły po jej ciele, lecz o zimnie nie było mowy. A więc tym była fizyczność, a więc to była prawdziwa rozkosz.
Vennligst ikke stopp.
Nie była pewna, czy powiedziała to na głos, czy może błagalna fraza niczym echo odbijała się w jej głowie. Niesiona na fali przyjemności jeszcze raz spróbowała zawalczyć o swoje – wypchnęła biodra do przodu, wyginając plecy w łuk i usiłując wyrwać ręce spod jarzma silnych, braterskich dłoni. Chciała być górą, chciała przynieść mu więcej przyjemności, chciała by patrzył na nią całą i podziwiał to, kim dzięki niemu się stawała. Trekk håret mitt. Tylko głupcy próbowali ujarzmić chaos, a Caley zamierzała z dumą wychodzić mu naprzeciw. Nie było już miejsca na strach w oczach, na niepewność w głosie. Wiedziała czego chciała i śmiało po to sięgała. Po jego dotyk na swojej rozgrzanej skórze, po słony smak jego warg, po paraliżującą przyjemność wywoływaną przez kolejne pchnięcia. Po całkowite zatracenie.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Klify [odnośnik]23.10.18 11:11
Nie obchodziły go słowa. Odrzucał wszelkie myśli, które chciałyby kiedykolwiek zaburzyć mu ten moment, a zniszczenie ich jednym gestem sprawiłoby jedynie, że pragnąłby jeszcze mocniej, jeszcze silniej, rozrywając to, co było mu najdroższe. Wszystkie lata spędzone razem miały się tak skończyć. Zapędzały ich w kozi róg własnej bliskości, która wpierw wynikała jedynie z przywiązania oraz wspólnej solidarności. Z barna stali się voksne o wiele szybciej niż ich rówieśnicy, lecz i oni żyli w świecie ogarniętym innymi zasadami. Posłuszni woli starszych, zamknięci w fortecach z najpiękniejszych marmurów, służący i hołdujący niepojętej mocy. Nie chciał dać założyć sobie kagańca i szarpał się, raniąc za każdym razem tych, którzy starali się to zrobić. Zniewolenie byłoby przegraną. Unicestwieniem nadchodzącego wciąż Ragnaroku, ominięciem przeznaczenia, które spisano na początku dziejów. To właśnie w nim było zawarte przywiązanie brata do siostry. I chociaż Caley miała w sobie wiele butności, nigdy nie postąpiłaby pierwszego kroku w nieznane. To Calhoun nie zamierzał już później ukrywać tego, czego pragnął. Nieograniczony żadnymi zasadami ani barierami sięgał tam, gdzie tego chciał i nikt nie był w stanie go zatrzymać. Nawet własna siostra. Zawsze szła jego śladami, kiedyś zrównując się ramię w ramię, teraz musiała ten dystans nadrobić, a on robił wszystko, by jej to umożliwić. Bo swój własny los, trzymała w dłoniach. Poddana jego żądzom, współdzieląca pragnienie, akceptująca wynaturzenie relacji, która nastąpiła między nimi, wyczerpana i równocześnie pobudzona. Wychodziła mu naprzeciw dokładnie wtedy, gdy tego chciał i pozwalała mu przejmować inicjatywę, chociaż równocześnie czuł jak walczyła o swoje. O więcej, o miejsce, o uwagę, o przyjemność. Wiedział, że wołała go, a jej głos niósł się ku końcom każdego z dziewięciu światów, czy w Asgardzie, czy w Midgardzie - nic nie miało znaczenia. Już dawno wszystko dokoła przestało istnieć i nie było przeszłości ani przyszłości. Trwało tylko teraz i nawet bez tu, bo jeśli nic nie miało racji bytu poza nimi, miejsca rozkoszy nie można było zlokalizować. Unosili się w czarnych odmętach własnych zmysłów, a bodźce nadawały im materialności. Wszystko działo się w nich i przez nich miało też być pochłonięte.
Nie uległ, gdy próbowała się wyrwać, ciągnięta niewidzialną siłą ku górze, podczas gdy każdy mięsień jej brata trzymał ją unieruchomioną, wbitą w piasek. Tak bardzo bezbronną, a równocześnie potężną i władającą chaosem, który mogła skierować jednym gestem w wybranym przez siebie kierunku. Chaosem, który pożerał ją całą. Smakował jej oddechu, wydobywającego się zza rozchwianych ust, niemal wyrywając spoza nich urywane jęki i pomruki. Przyjmowała go do siebie, otwierając za każdym razem szerzej i goręcej. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, czując uderzające szybciej serce, które harmonizowało się z ich ruchami. Buchające ciepłem ciała tarły o siebie, a burza rozgrywała się sztormem między nimi, pozostając na brzegu, a równocześnie występując spoza umownych granic. Prowadził ją, by zrzuciła kajdany. Obnażał ze wstydu. Pieścił bólem, który zadawał jej odkąd tylko ponownie stanął na angielskich brzegach. Przepełniał ją wściekłością. Karmił ją swoją nienawiścią. Hel er herskarinna over det kalde dødsriket Helheim. Mogła rządzić światem podziemnym, lecz teraz skomlała, błagając o jego uwagę. Jeszcze przez moment przygniatał ją swoim ciężarem, by odpuścić. By pozwolić jej łaknąć wszystkiego, czego pragnęła. Mieli jeden cel, do którego wspólnie dążyli i nie mieli przestać póki go nie osiągną. Złapał zębami skórę jej szyi, czując jak spełnienie potęgowało się z każdą sekundą. Oboje mieli w sobie po kilka demonów, które wypełzały przez ich ciała, lędźwie, usta i pochłaniały najmniejszą drobinę rzeczywistości. Ich lepkie palce wyślizgiwały się i ślepo zmierzały ku epicentrum, dorzucając cierpienie, falę porażenia i ekscytacji. Jam jestem „Legion”, bo nas jest wielu. Wiele grzechów dopuścił się po drodze, by ją w końcu mieć dla siebie, a to dopiero był początek. Oboje wyrzekli się ojców i matek, składając sobie nieme śluby wierności oraz całkowitego zatracenia. Teraz nie byli oddzielnym. Byli jednym. Scalony organizm, umysł i jedno bez drugiego funkcjonować nie potrafiło. Oddał się we władanie siostrze, czując jak jej ciało pięło się w górę niczym ryba na lądzie, lecz nie uległ od razu. Od zawsze między sobą wojowali, poczynając od miejsca przy rodzinnym stole po przeganianie się w okrucieństwach. Dopełnieni ostatecznie nie brakowało im już niczego, co w jakikolwiek mogłoby oddzielać ich w relacji tak zgubnej i niecodziennej. Tak bardzo ich. A więc przejmij stery. Poprowadź nas dalej. Dokładnie tam, gdzie nikt nigdy nie dotarł. Wszechpotężna Hel, składam ci ofiarę.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 5 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Klify [odnośnik]25.10.18 0:10
Nie było sensu w patrzeniu wstecz, skoro to nie w tamtą stronę zmierzali. Oboje obrali zupełnie inny kierunek, posuwając się do przodu, ku upatrzonemu wcześniej celowi. Calhoun już dawno nabrał wiatru w żagle, podczas gdy ona dopiero stawiała swoje maszty. Wrócił po nią i pomógł jej powstać z kolan; tego nie mogła zanegować i nigdy nie byłaby w stanie tego zrobić. Dzięki nie mu mogła zaczerpnąć ożywczego oddechu, a choć do uwolnienia się z klatki potrzeba było czegoś więcej, to on wręczył jej klucz – musiała tylko wiedzieć, jak go użyć. Dawniej kroczyli ramię w ramię, lecz teraz Caley zamierzała zrobić wszystko, by kiedyś wreszcie dorównać bratu. Wiedziała, że nie będzie taka jak on, ale nie do takiej wersji siebie dążyła. Chciała go uzupełniać, by mogli być jednością, zupełnie tak jak teraz, znajdując się na tej plaży. Czerpiąc przyjemność garściami, przyjmując ją falami i nie oglądając się za siebie. Przekraczali granice, łamali tabu – moralne więzienie dawno już upadło, a po jego kratach nie pozostał już nawet ślad.
Warknęła, gdy chwycił zębami jej szyję. Szarpnęła biodrami i spróbowała wić się na piasku niczym wąż, byle tylko zyskać odrobinę przewagi, byle ścisnął ją odrobinę mocniej i sprawił najprzyjemniejszy rodzaj bólu, jaki kiedykolwiek czuła. Smerte er en illusjon. To był ten raz, na jaki zasługiwała, jakiego łaknęła przez wszystkie lata poniżającej brutalności. Chciała wyzwolić się z jego objęć nie po to, by uciec – nigdy już nie chciała opuszczać tej plaży – ale miała zamiar sięgnąć po jeszcze więcej rozkoszy, jeszcze więcej spełnienia. Zadrapała skórę na plecach Cala, pragnąc skupić jego uwagę na choćby chwilowym dyskomforcie, lecz zaraz zdała sobie sprawę, że to będzie jedynie podniecać go bardziej. Uśmiechnęła się szaleńczo, zanim ponownie przysunęła usta do głębokiego, pozbawiającego tchu pocałunku; ją także niesamowicie rozpalało to wszystko, co działo się między nimi. Im robiło się gwałtowniej, tym bardziej czuła się wolna.
Dostała wreszcie to, czego chciała; brat na moment poluzował uścisk, a Caley natychmiast wyrwała się, przesuwając po drażniącym skórę piasku. Nie traciła czasu nawet na złapanie oddechu, a serce biło jej już tak szybko, że płynąca w żyłach krew sprawiała, że zaczynało szumieć jej w uszach. Kilka sekund przerwy było katorgą, której nie zamierzała przedłużać – osunęła się na niego, witając wyuzdanym niemalże jękiem i spojrzeniem, które rozkazywało mu posłuszeństwo i jednocześnie błagało o zrównanie z ziemią wszelkich świętości. Między nimi na pewno nie było już żadnych.
Zaczęła poruszać się powoli, drażniąc się z nim, spoglądając prowokująco w oczy; odchylona na bezpieczną odległość mogłaby igrać z nim w nieskończoność, gdyby sama nie była tak chciwa. Przejechała dłonią po jego torsie, to nachylając się w stronę Cala, to uciekając mu z powrotem do tyłu. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby zniecierpliwiony sięgnął po swoje i na nowo spróbował dostosować grę do własnych wymagań, lecz nie zamierzała przecież odbierać mu udziału. Sięgnęła po jego dłoń i powiodła nią po swoim brzuchu, prowadząc palce mężczyzny prosto do swoich piersi; oczy miała już zamglone, ale widziała doskonale, że nie tylko ona znajduje się już na skraju. Zaczęła przyspieszać, a każdy ruch wyrywał z jej warg kolejne westchnienie. Przymknęła powieki, a wszystkie myśli uciekły nagle, skryły się za niewidzialną zasłoną, a w świadomości pozostały tylko dwa złączone ze sobą ciała, bliskość, gwałtowne tempo i zapach anyżu, który nie wiadomo skąd unosił się w powietrzu. Pochyliła się, niemalże kładąc na nim całym ciężarem, lecz kolanami mocno zaparła się w piasku; czuła, że siły niebawem ją opuszczą, lecz nie zamierzała przestać czarować go biodrami i smagnięciami skóry, mającymi jedynie przyspieszyć krążenie krwi w jego żyłach. Rozchyliła usta, zanim wpiła się w jego wargi; zrobiła to mocno i niemalże łapczywie. Sięgnęła do twarzy brata, by objąć ją drżącymi już dłońmi – zimne i niezwykle blade przytrzymały jego głowę, gdy ich czoła zetknęły się na moment.
- Jeg er så nær – wyszeptała mu do ucha, przygryzając jego płatek - Ikke stopp eller jeg vil drepe deg – zagroziła, scalając się we frantycznych ruchach ich bioder.
I wreszcie wydała z siebie ostatnie tchnienie, a przynajmniej tak się czuła – jakby wszystkie siły witalne skumulowały się w niej i wybuchły w jednym momencie, wynosząc świadomość ponad wymęczone rozkoszą ciało. Krzyknęła głośno, czując jak po całym ciele przechodzą ją dreszcze, którymi Bogowie wreszcie zdecydowali się ją obdarzyć. Ale gdy tylko otworzyła oczy odrzuciła od siebie tę myśl – oni nie mieli z tym nic wspólnego. Zawładnął nią Chaos.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Klify [odnośnik]25.10.18 9:28
Wszechojciec wiedział, że ma zrujnowaną rodzinę, a każde dziecko mniej lub bardziej ukazywało swój bunt. Ta nielojalność doprowadzała go do szału; wizja wymykających się spod jego kontroli zdarzeń była mu solą w jedynym oku. Nie miał jednak pojęcia jak bardzo, a uświadomienie go o tym byłoby tylko kolejnym posunięciem na planszy gry, którą z Calhounem rozgrywali od lat i najmłodszy z synów wyraźnie wygrywał. Siedząc naprzeciw siebie, próbowali upokorzyć i strącić z piedestału drugiego, oszukując na nieskończenie wiele sposobów. Los sprzyjał jednak bezładowi, przekrzywiając wagę na jego stronę. Satysfakcja płynąca z nieświadomości Odyna i posiadania kolejnego ostrza wżynającego się w ciało zbudowanego, poukładanego organizmu, miała nadejść już wkrótce. Lecz cokolwiek by się nie działo, ktokolwiek stanąłby właśnie na nimi, nawet ojciec we własnej osobie, nic nie mogło oderwać myśli oraz uwagi kapitana od wijącej się pod nim kobiety. Jej ciało było śliskie od morskich wód, ale również i potu, który pomimo chłodu, skraplał się na rozgrzanych fragmentach skóry i dodawał smaku soli tak im wszechobecnej i pożądanej. Oszałamiającej, ogłupiającej, hipnotyzującej. Stracili czas, obserwowani jedynie przez księżyc, gwiazdy oraz obmywającą nieustannie brzegi wodę, lecz nie chcieli wracać. Za każdym razem gdy czuł jej poruszenie, napierał mocniej, chcąc czuć ją jeszcze wyraźniej i dogłębniej. Każdy dotyk, którym go łakomie obdarowywała odciskał się na nim niczym run i miał zostać boleśnie wypalony; płonął poparzeniami, które mu zadawała, lecz tak jak kiedyś podczas przewrotu na statku, tak i teraz ból był jego sprzymierzeńcem. Rozoranie pleców przez siostrę jedynie napędzało go dalej, a owiewający szramy chłód wywołał na jego twarzy okrutnie charakterystyczny uśmiech. Nie było nic słodszego nad rozsmakowywanie się w cierpieniu i dążenie do mroku za zmysłami, którym nie można było ufać. Nie zastanawiał się nad tym, co myślała Caley. Nie musiała nic mówić, by wiedział, czego chciała. Czego chcieli oboje, a to że znaleźli się właśnie tutaj w tym momencie oznaczało jedynie, że pomimo krzywd wyrządzonych sobie nawzajem, pomimo lat rozstania, nic nie było ważniejsze. Właśnie tym był nieład i brak grawitacji, który już tak dawno temu poczuł i chciał jej go pokazać. Uparta kretynka wiedziała jednak lepiej i mogła jedynie pluć sobie w brodę, że dopuściła go do siebie dopiero w tym momencie. Pulsował gorącem w jej wnętrzu, docierając tam, gdzie nie było jeszcze nikogo. Czaiła się na niego, zdając sobie sprawę, że miała nad tym, nad nim władzę. I nikt nie miał jej już tej władzy odebrać. Nawet on sam. Przeturlała się, a Cal czuł jak drobinki słonego piasku osnuwanego przez cały czas zefirami dostały się do szram na plecach. Niczym posypanie na rany soli wykrzywiło mu na moment twarz, lecz to było to, czego od niej chciał. Badał jej ciało zachłannymi gestami, chcąc pochłonąć je całe, lecz nie mógł tego osiągnąć. Zamiast tego błądził po jej piersiach, udach, szyi niczym ślepiec, szukając swojej drogi. A ona nie przestawała. Oddech spłycił się i wydawało się, że każdy kolejny wysysa z niego ostatnie hausty życia. Prowokowała go jak ostatnia sjörå, kręcąc się na nim i nie ustając, chcąc osiągnąć wspólny szczyt. Jego dłonie trafiły na jej włosy, gdy zbliżyła się i zacisnął pięść, a przyjemność osiągała kolejne stadia spełnienia. Nie został tam jednak i złapał drobne pośladki, przyciągając do siebie i nie pozwalając, by została w tyle bądź doszła jeszcze przed nim. W swych żądzach był z nią i scalili się nawet w tym jednym momencie. - Hold kjeft, for faen - warknął, słysząc jej rozkaz i przycisnął brutalnie swoje usta do jej warg. Ponaglający, pełny dziwnej irytacji ton oznaczał tylko i wyłącznie postradanie zmysłów. Nie zamierzał zwalniać. Ani tym bardziej przestawać. Zaraz jednak oddech stał się praktycznie niemożliwy i oddychali jedynie powietrzem wydobywającym się z własnych warg. Czoło przy czole. Czuł jej zimne palce szalejące na twarzy i we włosach, ale nie miał czasu, by to jakkolwiek analizować. Nie w tym momencie. Jęknął głucho do jej ucha, wiedząc, że dotarli do Helheimu i smażyli się na jego krokwiach.
A później był już tylko ciężar jej ciała, chłód nocy i oddech dziko łapany po długim jego wstrzymaniu. Calhoun widział nad nimi gwieździste niebo, świadkujące nowemu życiu. Caley jeszcze z nim pozostała, wtulając owianą gorącem twarz w jego szyję i mruczała coś niezrozumiale. A może to był jedynie jej oddech? Nic co znał, nie miało się już z tym równać. Smerte, hav og hun. - Vi sier ikke noe til mor og far - rzucił po chwili, śmiejąc się okrutnie, nie wiedząc, ile tła czaiło się za tymi słowami. A ta noc dopiero się zaczęła.
Min slemme lillesøster. Velkommen til min verden.

|dette er slutten



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 5 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Klify [odnośnik]14.06.20 20:42
|15/05/1957

Delikatne promienie słońca muskały skórę. Bezchmurne niebo kusiło błękitem, a lekkie powiewy wiatru przyjemnie chłodziły skórę. Rozmowa z Tristanem podniosła go na duchu, a raczej uwolniła od koszmaru niechcianego małżeństwa z kobietą przesiąkniętą zdradą. Oszukała nie tylko Mathieu, ale również samego Nestora rodu Rosier, wszak rozmawiał z nią i uznał za odpowiednią kandydatkę dla kuzyna. Każdy miał prawo popełnić błąd i każdy miał prawo źle wydać osąd. Niemniej jednak, nie chciał nawet wspominać o tej zdrajczyni, przestała istnieć, był jednie zamglonym wspomnieniem, niwecząc swą szansę na dobre życie. Przypuszczał, że rzuciła się w ramiona szaleństwa, pędząc za swym utęsknionym kuzynek, zdrajcą rodu. Kiedy wychowywało się w otoczeniu zdrajców, istniała ogromna szansa, że przyszłość wplecie zdradę również i w jej życie. Tak też się stało, a na szczęście Rosiera, zwyczajowo przestała istnieć.
Jego wolność oznaczała wiele możliwości. Tęskne spojrzenia w stronę Ludlow i potajemne schadzki nocą, aby móc dotknąć delikatnej skóry Callisty, spijać słodycz jej ust i patrzeć na jej lśniące, błyszczące oczy. Odważył się zacząć od wystosowania listu do Nestora jej Rodu, z prośbą o rozmowę i kilka chwil poświęconych możliwości, które mogło dać im to małżeństwo. Callista zapewne nie wiedziała ani o spotkaniu, ani o liście. Nie mógł jednak czekać, nie chciał czekać... Nie wiedział nawet czy dotarły do niej słuchy o zdradzie Isabelli. Przy okazji, Tristan chciał ją poznać, a Mathieu wolał zaprosić ją na spotkanie w La Fantasmagorie na uroczym spektaklu osobiście. Był uradowany tym faktem, w końcu mogło się udać i w końcu mogli osiągnąć to, czego pragnęli.
Spacer miał być jedynie spotkaniem, wstępem do tego, co mógł zaoferować im los. Pierścień leżał przygotowany, z pewnością będzie błyszczał na jej palcu. Kiedy zjawiła się przy Chateau Rose z uśmiechem wyciągnął ramię w jej stronę, aby mogła je objąć i razem z nim ruszyć w stronę kredowych klifów. Jej służka szła kilkanaście kroków za nimi. Takie było jej zadanie, musiała wykonywać swe obowiązki.
- Jak się czujesz najdroższa? - spytał troskliwie, zerkając w jej stronę. Miał nadzieję, że wszystko się uda i będą mogli spacerować trzymając się pod rękę w towarzystwie... Oby wszystko poszło po ich myśli.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death


Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 21.06.20 19:24, w całości zmieniany 2 razy
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Klify [odnośnik]15.06.20 19:42
Data: 15 maja 1957

W całym swoim ponuractwie i wilgoci, Anglia potrafiła czasami pokazać się i z tej lepszej strony. Szkoda tylko, że te ciepłe, słoneczne dni w ciągu roku na ogół można było policzyć na palcach obu dłoni. Nie da się ukryć, że Lady Avery nie przepadała za swoją ojczyzną. Ojciec od dawna twierdził, że zaprzedała duszę 'Żabojadom' i być może miał nawet rację. Może to właśnie tam Callista powinna poszukać szczęścia? Z pewnością za granicą łatwiej byłoby jej zapomnieć o Mathieu i jego najświeższej małżonce. Jej nieobecność na jego ślubie stanowiłaby wystarczający komentarz do sytuacji, jednak Rosierów puścić w niepamięć nie było tak prosto. Zupełnie jakby brunet posiadał wbudowany czujnik, który alarmował go za każdym razem gry wzrok Lady Avery odwracał się od niego. Jak inaczej wyjaśnić niespodziewany list oraz tajemniczą niespodziankę krótko przed jego ślubem? Znała Mathieu wystarczająco dobrze aby wiedzieć, że coś kombinuje. Sama oczywiście musiałaby być głupia, aby zrezygnować ze spędzenia ostatnich wolnych chwil u jego boku, to spotkanie miało jednak pozostawić po sobie słodko-gorzki smak.  
O 'przecieki' mężczyzna martwić się nie musiał. W ostatnich dniach Callista stanowiła prawdziwą zmorę dla swojej rodziny, nie przestając dawać upustu swojemu rozgoryczeniu. Nawet posiłki kazała sobie przynosić do komnaty, nie chcąc słuchać przy stole kolejnych plotek na temat zaślubin młodego Lorda. Swoją drogą, ten wydawał się całkiem zadowolony, czekając na swoich gości. Czarownica miała szczerą ochotę zetrzeć mu uśmiech z twarzy. W końcu spotkali się tu by ostatecznie pogrzebać swój związek. Ona sama czuła się jakby brała udział w pogrzebie. Najchętniej założyłaby czarną suknię i ozdobną żałobną woalkę.  
- Bywało lepiej - kwaśno skwitowała pierwsza pytanie, które Lord Rosier posłał w jej stronę. Dobrze, że dzięki jej chorobie mogli chociaż swobodnie przechadzać się pod ramię. Blondynka uchodziła w końcu za zbyt chorowitą by zdobywać klifowe szczyty o własnych siłach. Mimo bliskości, nie potrafiła zdobyć się na spojrzenie Mathieu w oczy. Zawiodła i jego i siebie. Przegrali.


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860
Re: Klify [odnośnik]15.06.20 21:56
Jej upartość nie znała granic. Był niemal pewien, gdyby z większym dystansem podeszła do tego wszystkiego, już dawno otrzymałaby fantastyczne wieści odnośnie ich przyszłości. Może na razie wszystko pozostawało ścisłą tajemnicą, wszak Mathieu nie otrzymał jeszcze od Juliusa jednoznacznej odpowiedzi, ale nie chciał też zapeszać. Jeszcze przypadkiem Lord Nestor Averych zmieni zdanie i wyda niepochlebną decyzję. Rosier by się załamał, albo wypowiedział otwartą wojnę... A może po prostu porwał Callistę i zniknął gdzieś za granicą. Nie sądził jednak, żeby to miało miejsce. Za to doskonale pamiętał słowa, które zgrabnym pismem Lady Avery nakreśliła w liście do niego. Utwierdziło go to jedynie w przekonaniu, że Callista nie wie co się dzieje, a raczej do tego doszło. Minęło kilka dni, może Morgana strzegła tajemnicy zdrad swoich latorośli o wiele mocniej? On nie zamierzał czekać z informowaniem ukochanej, chciał jej oszczędzić męczarni i tek skwaszonej miny, którą obdarowała go już na samym wstępie.
- Skąd ta skwaszona mina, Callisto. Nie cieszysz się, że staram się o Twoją rękę? - spytał, patrząc przez chwilę przed siebie, a kiedy Lady raptownie się zatrzymała i spojrzała na niego [zapewne] tym swoim wymownym spojrzeniem, odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął lekko. Odgarnął kosmyk jasnych włosów za ucho ślicznej, młodej kobiety. - Isabella zdradziła swój ród i swą krew. Już nie jest damą, przestała istnieć... Mam nadzieję, że podoba Ci się niespodzianka. - szepnął cicho i puścił jej oczko. Callista z pewnością wiedziała, że Mathieu nie okłamałby jej, nie w tak ważnej sprawie. Chciał jej to powiedzieć od razu, nie jednak przez sowę czy listy, o wiele bardziej zależało mu na zobaczeniu jej miny, uśmiechu, radosnych iskierek w oczach... A może będzie na niego zła, że nie powiedział jej od razu? Chciał jej zrobić niespodziankę, tutaj, na Klifach, w ich ulubionym miejscu... Przecież właśnie na nie dotarli, prawda? Właśnie znaleźli się tam, gdzie za każdym razem przywodził ich los.
- Tristan zaaprobował moją decyzję. Jednocześnie zaprosił nas na spektakl w La Fantasmagorie, chciałby Cię poznać. - dodał, uśmiechając się subtelniej. Oby teraz jej humor się poprawił.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Klify [odnośnik]15.06.20 23:25
Nie znała granic tak samo jak nie znali ich jej normandzcy przodkowie wyruszający ze Skandynawii. Jeśli już coś sobie postanowiła, trudne, a wręcz niemal niemożliwe, było odwiedzenie jej od tego. Mimo wszystko Lady Avery potrafiła skutecznie ukrywać swoje uczucia. Niestety, wśród Czystokrwistych zdolność ta potrafiła łatwo przerodzić się w apatię czy faktyczną obojętność, ale jej to nie groziło. Przed samym Mathieu emocje też rzadko kryła. Nigdy nie czuła takiej potrzeby. Przez lata mężczyzna wykazał się wystarczającym talentem do znoszenia jej humorków. Poza tym to jego radosne usposobienie dziś działało jej na nerwy, a on sam chyba nie zamierzał złożyć broni.
- Przysięgam na brodę Merlina Mathieu, jeśli to jakiś chory żart.. - przystanęła, obrzucając go nieco groźnym, acz badawczym spojrzeniem. Nie miał w końcu powodu aby bawić się w klauna, jednocześnie jednak to co mówił wydawało się bardzo nieprawdopodobne. Nie, nawet Rosier nie byłby tak okrutny by ją w ten sposób zwodzić. Poza tym pozostawało faktem, że Lady Selwyn już jakiś czas temu przestała pokazywać się w towarzystwie. Zszokowana Callista zakryła usta dłonią - Kolejny zdrajca... Co za skandal - wśród elit musiało wrzeć. Było tylko kwestią czasu aż ktoś spróbuje wykorzystać osłabioną pozycję Selwynów. I słusznie. Pomiędzy brwiami Lady Avery też pojawiła się złowroga zmarszczka - Że też ta marna prukwa ośmieliła się postawić Cię w takim świetle - gdyby mogła, najchętniej splunęłaby na ziemię, ale to przecież damie nie przystoi. Z resztą, wystarczyło tylko cierpliwie poczekać. Z czasem każdy zdrajca czystej krwi będzie musiał zapłacić za swoją zniewagę. Oni jedyni pozostawali gorsi nawet od szlam.  
Dopiero czuły gest ukochanego sprowadził Czarownicę na ziemię, spychając jej wychowanie na dalszy plan. Miał rację. Jedyna przeszkoda, jaka zdaje się stała na ich drodze do szczęścia, zniknęła. Lord Rosier był znów kawalerem do wzięcia i ,jak sam wyznał, starał się o jej rękę. Tym razem zdecydowanie nie chcieli tracić cennego czasu - To prawdziwy cud cherie - stwierdziła Callista, czując jak cała jej tęsknota, gniew, stres i żal przeradzają się w drobne łzy radości wzbierające w kącikach chłodnych, błękitnych oczu.  Ostatni tydzień był dla niej istnym koszmarem. Przez nerwy przypomniała też o sobie jej choroba. Przeszła przez piekło, ale wkrótce miała trafić do ziemskiego raju. Czy było warto? Oczywiście. Po prostu musiała na dłuższą chwilę ukryć mokrą twarz w połach lordowskiego płaszcza czując jak z każdą słoną kroplą jej serce stawało się lżejsze.


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860
Re: Klify [odnośnik]16.06.20 22:52
Nie śmiałby żartować z niej w ten sposób. Callista była wyjątkową damą, bliską jego sercu i zasługującą na wszystko co najlepsze. Wiedział jak ważna była dla niej ta kwestia, ciągle przypominała, że jest mu oddana całkowicie. Czy nie taką żonę powinien mieć szanowany Lord? Pełną oddania, wpatrzoną w niego? Mathieu nie chciał, aby kobieta u jego boku była jedynie marionetkę, grającą z pokerową twarzą w pozory, tworząc złudne wrażenie rzeczywistości. Nie każde polityczne małżeństwo było udane, choć zdarzały się i takie. Wiedział, że gdyby rzeczywiście Callista Avery została jego żoną, będzie to wyjątkowa dama na wyjątkowym miejscu. Będzie wiedziała jak postępować i co robić, a przede wszystkim, będzie jego dumą...
Miała rację, kolejny zdrajca był skandaliczny. Jak można świadomie rezygnować z dobrodziejstw i tego, co oferowały urodzenie i krew płynąca w żyłach. A jednak, ten jeden skandal działał na ich korzyść. Mathieu przedsięwziął kroki jeszcze tego samego wieczora, kiedy dowiedział się o zdradzie i odbył rozmowę z Tristanem. Musiał przedyskutować kwestie z Nestorem Rodu Rosier, nie mógł pozwolić sobie na żadne ustępstwa. Tym razem jednak miał nadzieję, że wszystko się powiedzie. Nie chciał też czekać, musiał powiedzieć jej od razu, nie chciał, aby cierpiała i męczyła się. Nerwy źle wpływały na jej chorobę. A tego nie był w stanie przeboleć.
Objął ją delikatnie, nie chciał widzieć jej łez, to niebywale przykry widok dla oczu. Z drugiej strony wiedział, że to z powodu radości, która zagościła w jej sercu. Nie przejmował się służką patrzącą na nich z oddali. Nie wiedział nawet czy Julius Avery podzielił się z kimkolwiek informacjami, że Mathieu Rosier starał się o rękę Callisty.
- To przeznaczenie, ukochana. - szepnął jej cicho do ucha. - Napisałem list z prośbą o spotkanie z Nestorem Twego rodu. - wyjawił jej od razu. Nie miał zamiaru okłamywać jej lub zatajać faktów. - Podparłem go solidnymi argumentami. Upolityczniłem to, opierając się na zawartej lata temu umowie. Wiesz jednak, że nie o politykę tu chodzi... Chcę, byś o tym pamiętała. - wyjawił jej. Musiała to wiedzieć. Nie chciał, aby cos wyszło nie w porządku, nie chciał nic przed nią ukryć. Tylko ona mogła mieć go takiego, jakim był, szczerego i pewnego. Bez żadnych sekretów.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Klify [odnośnik]17.06.20 17:38
Istniały różne szkoły. Większość Lordów uważała jednak, że dobra żona, to żona posłuszna i usłuchana. Czy Mathieu mógł na to liczyć ze strony swojej wybranki? Owszem, choć głównie w towarzystwie. Zarówno on jak i Callista posiadali dwa oblicza, to publiczne i to bardziej prywatne. Jeśli wymagała tego okazja, Lady Avery potrafiła odegrać najpotulniejszą owieczkę w całym stadzie. Czarodzieja słuchała zaś dlatego, bo wiedziała, że zależy mu na jej dobru tak samo jak jej zależało na jego szczęściu. Oczywiście nie zmieniało to faktu, że nie w każdej kwestii się zgadzali. Blondynka z wyrażaniem swoich opinii czekała po prostu do chwili, gdy mogli o nich porozmawiać w cztery oczy. Wytykanie ukochanemu błędów przed innymi mijało się z celem. Rozsądniej było zadziałać za kulisami, pozwalając skromnemu Lordowi szlachetnie skorygować faux pas i jeszcze zyskać przy tym w oczach towarzystwa wyzbywając się  łatki 'nieomylnego'. Nie da się zaprzeczyć, zdolna żona stanowiła dla męża prawdziwy skarb.
Co do zdrajców krwi, byli niczym chwasty. Pozbawieni wartości musieli zostać jak najszybciej oderwani od reszty rodu, by nie zarażać innych umysłów. W końcu każdy klan był tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo. Mimo wszystko sporo tych węży Morgana wychowała na swoim łonie. Ciekawe czy Lady Isabelle była świadoma tego jak wielką przysługę wyświadczyła Calliście własną ucieczką? Kobieta może nawet byłaby jej wdzięczna, gdyby tylko zdrajcy na wdzięczność zasługiwali. Dziękować wolała jednak losowi lub gwiazdom.  
W objęciach Mathieu jak zawsze odnalazła spokój. Drobny gest dał jej pewność, że koszmar już minął i najgorsze mieli za sobą. Przekonanie Tristana oraz Averych nie powinno im zająć zbyt wiele czasu. Jeśli wszystko dobrze pójdzie być może uda się im wypowiedzieć sakramentalne 'tak' jeszcze przed końcem lata.  
- Udam się do niego zaraz po powrocie - stwierdziła Czarownica, ocierając palcami łzy i podnosząc nareszcie wzrok. Rosier miał rację, nie było w nim żadnego cienia smutku, tylko nieopisana radość - Jeśli miałbyś mu do przekazania jakiś podarek w imię udanej współpracy, z chęcią pomogę fgo dostarczyć - zasugerowała. Choć Avery nie byli przesadnie pazerni, z trudem przychodziło im rozstanie ze swoimi własnościami. Callista miała świadomość, że stanowiła jedną z nich.  
- Udowodnij mu, że zyski przewyższą straty, a na pewno odda Ci moją rękę - potwierdziła jeszcze, utwierdzając bruneta w tym, że myśleli teraz dokładnie na tych samych falach - Miłość to dla nich sprawa drugorzędna, ważne, że my znamy prawdę - uśmiechnęła się do niego - Idziemy?


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860

Strona 5 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Klify
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach