Wydarzenia


Ekipa forum
Klify
AutorWiadomość
Klify [odnośnik]31.03.15 0:23
First topic message reminder :

Klify

Wysokie osławione klify pod Dover błyszczą bielą jak zęby; na przestrzeni dziejów zapisały się w historii jako inspiracja poetów, najbardziej charakterystyczne angielskie wybrzeże i siedliszcze angielskiego gatunku smoków, albionów czarnookich. Malowniczy krajobraz rozciąga się daleko ponad kanał la Manche, w słonecznie dni pozwalając dostrzec francuski brzeg w Calais. Statków na wodzie przeważnie jest dużo, to ruchliwa trasa, jednak zaklęcia konfudujące mugoli nie pozwalają im dostrzec na niebie smoków, które niekiedy przemykają między chmurami.

Rzuć kością k3:
1: Na niebie, wysoko pod chmurami, skrzydła rozpościera smok, przysłaniając promienie słońca, na krótki moment rzucając na ciebie własny cień.
2: Na niebie, spomiędzy chmur, wynurza się smok, który zgrabnym ruchem pikuje w wodę i zanurzywszy się w niej po sam ogon, wybija znów w górę, rozchlapując wodę silną wysoką falą. Czujesz niesioną przez nią wilgoć i wzniecony wiatr.
3: Jeśli jest okres pomiędzy lutym a wrześniem, możesz dostrzec dwa smoki połączone w godowym rytuale - wyglądają, jakby ze sobą tańczyły.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Klify [odnośnik]27.01.21 18:43
Usłyszawszy komentarz o futrze, lekko zmarszczył nos. Przecież specjalnie starał się ukryć swoja fryzuję, używając magii, żeby nie tylko przefarbować włosy, ale i trochę je skrócić. Dla pewności, jakby od niechcenia, przeczesał palcami jasne pasma… które odrosły.
No żesz… Kiedy to się stało?
Rigelowi nigdy nie szła transmutacja ani inne zaklęcia zmieniające. Co innego eliksiry i alchemia. Powolna przemiana różnych składników w jedną miksturę była mu bliższa niż błyskawiczne manipulacje z przedmiotami i przestrzenią.
-Dziękuje? - odpowiedział na komplement, chociaż bardziej brzmiało to, jak pytanie. Nie przywykł do tego, że ktoś inny niż koleżanki chwalą jego wygląd, i nie do końca wiedział jak na to zareagować.
-Aha… czyli naglę się przeniosłeś. A, to już rozumiem. - uderzył się dłonią w czoło. Że też wcześniej nie rozpoznał tych wszystkich symptomów. - To się czasami zdarza przy teleportacji. Powinno przejść za jakiś czas samo. Też raz tak miałem. Zwiedziłem wtedy... różne miejsca.
Tak. Różne. Dzwonnica w jakimś małym miasteczku, kuchnia jakiejś staruszki, specyficzny pokój, który bardziej pasował wystrojem do Wenus niż do mieszkania dostojnego jegomościa w średnim wieku… Na pewno było to bardzo pouczające, jednak Black wolał nie mieć okazji powtórzenia tej przygody.
Srebrny pyłek przykuł jego uwagę równie mocno, co wcześniej lusterko od mugolskiego pojazdu. Drobinki mieniły się o wiele lepiej niż te wyczarowane, i dokładnie w taki sam sposób, jakby ktoś posypał Fenrira sproszkowanymi diamentami. Pewnie, gdyby Rigel spędził chwilę i był mniej pijany, na pewno przypomniałby sobie, jaka to mogła być roślina
-Jest idealny, - chwycił blondyna ostrożnie za rękaw, żeby się dokładniej przyjrzeć temu, jak drobinki układają się na splotach nici. Jeśli by trochę popracować nad tym zaklęciami, na pewno dałoby się go utrzymać na dłużej. A taki typ ubrań by był niesamowicie piękny - w połączeniu z czarnym albo ciemnym niebieskim zmieniłby się w szaty utkane z gwieździstego nieba.
-Miałeś szczęście, że to znalazłeś. - mówił cały czas wpatrzony w iskrzący się pyłek. - Jest piękny. Jak szron, jak zmarznięty śnieg. Jak gwiezdny pył.
Alkohol potęgował zachwyt grą świateł. Rigel powoli podniósł wzrok na swojego towarzysza i zaczął z równie wielkim zainteresowaniem przyglądać się temu, jak pyłek wyglądał na skórze. W tym momencie speszył się trochę, bo złapał się na tym, że zbyt długo wpatruje się w kawałek odsłoniętego obojczyka swojego towarzysza. I było tam coś jeszcze - jasny ślad blizn.
-Mam chyba coś do jedzenia… tak myślę. -sięgnął ręką do płóciennej torby, żeby wyjąć coś, co okazało się niedużym pakunkiem z szarego, trochę przetłuszczonego papieru. Kiedy go rozwinął, wewnątrz znajdowało się parę kawałków suszonej wieprzowiny.
-Nie ma tego wiele, ale cóż. To musi nam wystarczyć. - powiedział, kładąc pakunek na ich prowizoryczne legowisko. Najpierw zrobił solidnego łyka whiskey, a później zagryzł jednym plasterkiem mięsa. Wiedział, że musi coś zjeść, mimo że jego ciało wołało wchłaniać w siebie ognistą wodę, ponieważ rano będzie w stanie agonalnym.
-Nie wątpię, że dasz mu radę, w końcu tak jest w legendzie. Fenrir pokona Odyna w walce i nadejdzie koniec świata. Jeśli lubisz opowieści, na pewno powinieneś poczytać coś z Nordyckiej Mitologii.
Słowa mężczyzny o Widłach wiele wyjaśniły Blackowi co do jego zachowania. Możliwe, że jego podróż nie przebiegła dobrze i pogubił się w labiryncie dróg, skręcając w stronę, która prowadziła w takie zakamarki umysłu, które na zawsze powinny zostać zapomniane? W takim razie to Rigel musi stać się jego przewodnikiem i wyprowadzić go na światło dzienne, zanim Fenrira porwie Minotaur.
Ponownie spojrzał na niego. Trochę z ciekawością, a trochę ze smutkiem.
-Powiesz, co ci się stało? O tu. - pokazał na sobie miejsce, w którym dostrzegł u niego blizny. Sam po chwili odruchowo potarł rękami uda. Pod ubraniem, na skórze również miał blizny, jednak ich pochodzenie było zupełnie inne - a przynajmniej Black miał taką nadzieję.
-Czy zrobił ci to ktoś... kto wyrzucił cię z domu?
Znowu sięgnął po alkohol. Zawartość butelki kończyła się nieubłaganie. Możliwe, że trzeba będzie użyć innego specyfiku, żeby załagodzić ból. Sam czuł niewyobrażalny smutek i już nie wiedział, czy to były jego emocje, czy mężczyzny obok. “Wszyscy chcą, żebym był kimś innym”. Jego rozmowa z ojcem była właśnie o tym. O staniu się poważniejszym, mniej ekscentrycznym, zmianie garderoby... zmężnieniu. Dla dobra rodziny i przyszłości musiał pozostać na smyczy. W głowie. Rigel bardzo mocno przygryzł dolną wargę, gdyż poczuł, jak niewidzialna siła łapie go za gardło. Nie mógł pozwolić sobie na łzy.
Jednak kolejne pytanie Fenrira było jak cios w brzuch.
“Co się zjebało”
Black zaśmiał się smutno.
-Umarł mój brat i wszystko się spierdoliło. -energicznie potrząsnął głową, żeby zwalczyć napływające łzy, rozsypując przy okazji dookoła siebie pyłek. - Tęsknie za nim.
Westchnął.
-Miałem kiedyś rzecz, na którą zawsze patrzyłem, kiedy tęskniłem. Sakiewkę w gwiazdy. Dostałem ją od brata, ale gdzieś ją zgubiłem. Taki ze mnie odpowiedzialny człowiek i chujowy brat. - powiedział z przekąsem i już miał sięgnąć po kawałek mięsa, kiedy poczuł ruch ze strony Fenrira. Zbliżył się bardzo blisko. Za blisko. Ciepło, bijące od mężczyzny było nieznośne. Rigel czuł je całym swoim ciałem, a to sprawiało, że jego serce przyspieszyło, a krew zaszumiała w uszach. Czuł też dziwną mieszankę zapachów - kadzidła, dym i lekki zapach kwiatów. Aż z nadmiaru wszystkiego zakręciło mu się w głowie.
-Miło mi to słyszeć… - powiedział cicho, łapiąc oddech. Musiał coś wymyślić, bo sytuacja robiła się krępująca. Nie mógł przecież…
Zaschło mu w ustach.
-Chodź przelecimy się…
Chuj, kurwa, dupa, ja pierdole!
-Na miotle nad samą wodą! - dodał trochę zbyt pośpiesznie, robiąc gest ręką w stronę spienionego morza i spalił buraka, nienawidząc swojego mózgu jeszcze mocniej.

|daję suszoną wieprzowinę


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?


Ostatnio zmieniony przez Rigel Black dnia 08.08.21 13:14, w całości zmieniany 2 razy
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Klify [odnośnik]27.01.21 18:43
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Klify [odnośnik]27.01.21 22:23
Stropił się nieco, widząc zakłopotanie (chyba?) towarzysza. Był wrażliwy na mowę ciała ludzi - obaj byli. Tyle, że nudziarzowi odczytywanie emocji szło nieco lepiej. Fenrir nie umiał ich jeszcze skategoryzować ani nazwać. Na szczęście, Riley szybko odwrócił jego uwagę. Jak zahipnotyzowany, Fenrir wbił wzrok w jego futro, przeczesywane palcami. Nie był jeszcze świadomy, że ludzie mają takie… ciekawe gesty, więc odruchowo dotknął własnego futra, nieco krótszego. A potem, dla pewności, poczochrał lekko Rileya po jego białej, miękkiej czuprynie.
-Tak, twoje futro jest fajniejsze. - zadecydował od razu z promiennym uśmiechem. Nie wiedział, że słowa „dziękuję” można używać jako pytania o jakość futra, ale ludzie mieli nieznośnie dużo tych wszystkich niuansów. Dobrze, że się uczył - przebywanie w ludzkim ciele coraz bardziej mu się podobało. Mieszkając tak długo w głowie Michaela, miał już w sobie trochę z człowieka - ale jeszcze uparcie tego nie dostrzegał, trzymając się własnej, dzikiej natury.
Trochę srebrnego pyłku pozostało na białych włosach młodzieńca, mieszając się z magicznym brokatem, a Fenrir cofnął rękę, z podziwem obserwując swoje dzieło.
-Wow, ty wszystko wiesz. - zauważył z mimowolnym respektem. -To dobrze, że powinno przejść. Chętnie tu zostanę. - uznał z uśmiechem. Odwiedził już dzisiaj wiele miejsc, ale to było chyba ulubione. Może dlatego, że księżyc świecił tak jasno, a gwiazdy migotały i na niebie i wokół nich - zlewając się ze srebrnym pyłem i brokatem.
Idealny. Piękny. Szczęście? Przechylił głowę, pozwalając białowłosemu chwycić się za rękaw i uważnie obserwując jego minę. Ten podziw był niezmiernie ujmujący, a słowa takie... ciepłe. Rzadko kiedy słyszał tyle miłych słów w jednym zdaniu - zwłaszcza skierowanym do siebie! On wie, jak cieszyć się życiem - uświadomił sobie, spoglądając na młodego człowieka. Uśmiechnął się szerzej, zdając sobie sprawę, że właśnie kogoś takiego szukał i potrzebował. Chciał doznać wszystkich rozkoszy ludzkiego życia, a nudziarz... cóż, był za nudny.
Nie był nawet świadom, że odrobił pierwszą lekcję - jego mina nie przypominała już wilczego grymasu, a całkiem ludzki wyraz sympatii.
-Mogę ci ją pokazać. Grotę, roślinę. - zaproponował. Obserwując Tonksa, nabrał przykrego przekonania, że w życiu nie ma nic za darmo. Czy trochę srebrnego pyłu wystarczy za poczęstowanie napitkiem, za dobre rady, za... jedzenie?
Wstrzymał oddech i spojrzał na wieprzowinę łakomym wzrokiem kogoś, kto od tygodnia nie jadł mięsa. Spiżarnia w domu była ostatnio jakaś pustawa, a Tonks zawsze przeżuwał każdy kęs powoli i oszczędnie, obawiając się, że nie starczy dla reszty domowników. Oszołomiony, pokiwał głową i niepewnie sięgnął po kawałek. Wpakował go do ust szybko, w buntowniczym geście chcąc zjeść mięso łapczywie, z radością, inaczej niż Michael.
-Dziękuję. - wymamrotał gdy przełknął wreszcie jedzenie. No proszę, wyrabiał się w tych ludzkich odruchach. Sięgnął po butelkę i popił mięso ognistym trunkiem. Życie było piękne...
-O nie, nie chcę końca świata. - zaprotestował szybko, skupiając się na fabule streszczanej przez Rileya, a nie na namyśle, czy umie czytać. Chyba by umiał, przejął w końcu inne umiejętności nudziarza. -Życie jest za piękne. - wyjaśnił, wbijając wzrok w gwiazdy.
Dopiero słysząc słowa Rileya, spojrzał niepewnie na własną koszulę i rozchełstał ją nieco, jakby chcąc zobaczyć własne blizny. Odsłonił więcej skóry, szerokie ślady pazurów. Nudziarz rzadko na nie patrzył, brzydził się nimi, brzydzi się mną, ale w srebrnym pyle wcale nie wyglądały tak strasznie.
Pokręcił głową i zmarszczył lekko brwi, z namysłem. Pytanie Rileya było trudne, bardzo trudne. Nie, nie zrobił mu tego nikt, kto wyrzucił go z domu, ale... kto? Człowiek? Wilk?
-Jego już nie ma... - uświadomił sobie z żalem, pamiętając błysk zielonego światła. Wtedy się narodził. A tamten - zniknął, na zawsze. -Zabili go... za to... - wyszeptał, opuszkami palców wodząc po szramach po pazurach, wgłębieniach po ugryzieniu. Mnie też kiedyś to zrobią? -To było dawno, w krainie lasów i śniegu. - dodał ze smutkiem. Chciałby tam kiedyś wrócić, do miejsca zwanego Norwegia. Jemu kojarzyło się tylko ze szpitalną izolatką, ze strachem i z łańcuchami, ale widział je w myślach nudziarza i było takie piękne...
... I był tam jeszcze ktoś. Blondynka, samica. Strasznie ciepła, choć myśli o niej pokrywał chłód, bo też umarła tamtej nocy. Podobne postaci przewijały się we wspomnieniach nudziarza, ale odkąd Fenrir był z nim, całkiem zniknęły. Teraz obaj trzymali się na dystans, nie licząc tego razu, gdy ciemnowłosa pani oblała Michaela herbatą. Tak, jakby nie chciał już ciepła... Przynajmniej herbata też była ciepła.
Przeniósł spojrzenie na Rileya, któremu też ktoś umarł. Tęsknota - Fenrir nie wiedział co to, ale brzmiało trochę smutno, a trochę pięknie. Chciałby nauczyć się tego uczucia, ale nie wiedział, czy potrafił cokolwiek czuć. Nudziarz twierdzi, że nie - ale trochę drażniło to jego ambicję. Jeszcze mu pokaże!
Ludzie mieli tą dziwną zdolność, że potrafili odbierać słowa jak obrazy. Słuchając o sakiewce, Fenrir zobaczył ją nagle. Mało tego, nabrał przekonania, że ma ją we własnej kieszeni i...
... starając się nie budzić Michaela, podejrzał szybko jego wspomnienia i znieruchomiał, rozumiejąc już, skąd zna Rileya.
O nie, o nie, o nie.
Poczuł na ramionach jakiś dziwny ciężar. Nie wiedział jeszcze, że to wstyd, ale to cholernie nieprzyjemne.
Otworzył usta, ale nie wiedział, co powiedzieć. Jeśli się przyzna, skończy się jedzenie i picie i towarzystwo - tyle już wiedział o ludziach. Nudziarz się go bał - co, jeśli zobaczę zielone światło...? Nie, chyba nie zrobiłby mu krzywdy... prawda? Ale Michael zrobił krzywdę jemu. Oko za oko.
-Jesteś dobrym... człowiekiem. - zaprotestował prędko. Lepszym niż Michael. -Możesz... myśleć o nim, patrząc w gwiazdy. - szepnął, zastanawiając się, czy sam będzie teraz wył do księżyca, wspominając brokat na twarzy Rileya.
-Boli cię coś...? - dopytał z niepokojem, widząc, jak zmienia się twarz Rileya, jak ten przygryza mocno wargę, jak w jego oczach pojawiają się łzy. O nie! To na pewno ból - może taki jak przy przemianie? Czy każdy człowiek umiał zmieniać się w jakąś istotę, jak oni? Zmrużył z namysłem oczy, bo Riley był jakiś za drobny na wilka. Przypominał raczej dumnego ptaka. Nachylił się bliżej, co o dziwo zdawało się pomóc, bo Riley nie wyglądał już tak smutno, a Fenrir poczuł bijące od niego ciepło. Ba, on naprawdę był ptakiem! Przynajmniej w duchu.
-Umiem latać...! - przypomniał sobie z uśmiechem i zerwał się na równe nogi, nie rozumiejąc... innej aluzji. -Na tym. - wskazał na miotłę Rileya, a potem gestem zaprosił go, by usiadł za nim. Najwyraźniej zamierzał prowadzić. Zacisnął dłonie na drewnie, a ono poddało mu się, podobnie jak tamto mniejsze, magiczne drewienko. Ach, magia!
-Salvio Hexia. - rzucił nagle, kierując się instynktem przezornego nudziarza. Michaelowi zawsze wszystko wydawało się niebezpieczne - mogą więc latać w ukryciu, byle się nie przebudził. Przesunął różdżką wzdłuż klifów, równolegle do morza, ukrywając cały pas plaży i wodę - w tym ich obecne siedlisko.
Poczekał, aż Riley porządnie się chwyci, a potem ugiął nogi i wzbili się w powietrze, nad wodę. Nie latał nigdy samodzielnie, emocje na moment wzięły górę, a miotła zachwiała się nad taflą wody. Fala zbryzgała im nogawki spodni, a Fenrir szybko wzbił miotłę wyżej, ku gwiazdom. Poczuł wiatr we włosach i wybuchnął donośnym śmiechem.
Był szczęśliwy. Wreszcie żył.

Nie wiedział, czy latali tak kwadrans czy dłużej, zataczając szerokie koła nad falami, spoglądając to w gwiazdy, to w morze. W końcu wylądował z powrotem na stercie ubrań i ciężko usiadł na ziemi, obok Rileya. Chwilę łapał oddech, nogi mu drżały.
-Nie zimno ci...? - teraz, z mokrymi nogami, mogło być chłodno, ludzkie futra były w końcu niedoskonałe. Fenrir czuł jednak tylko gorąco. Chciał przyjacielsko trącić pyskiem Rileya, ale miał za krótki nos, więc tylko oparł się o jego głowę rozpalonym czołem. Odetchnął ciężko, czując w żyłach płonącą wodę, a na twarzy morską bryzę. Nadal było mu jednak ciepło, a serce biło szybko. Nagle zamarł, poruszony nową myślą.
Wiedział już, jak Riley pachnie i wygląda i jakie jest jego futro w dotyku, ale nie wiedział, jak smakuje. Nie mógł go zjeść, nie w tej ludzkiej postaci, zresztą chyba by... nie chciał. Był syty, najedzony suszonym mięsem i płonącą wodą. Ale, co dziwne, nagle poczuł głód. I to nie w żołądku. Raczej w lędźwiach. I w sercu, które wcale nie zwalniało, bijąc coraz głośniej i coraz szybciej. Nie wiedział, co z tym wszystkim zrobić, więc odszukał niepewnym spojrzeniem źrenice mądrego Rileya, nie cofając głowy.

salvio hex



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
klify - Klify - Page 7 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Klify [odnośnik]29.01.21 17:04
Czy życie było piękne? Rigel nie miał porównania do innego stanu bycia. Możliwe, że Niewymowni z Sali Śmierci mogli więcej powiedzieć jak to jest - nie żyć. Sam wiedział jedno -na pewno życie kiedyś było prostsze, jednak obecnie, nie wiadomo było, co przyniesie jutro. Czy znowu ktoś bliski nie zginie. Ale kiedy Black patrzył na Fenrira, który jak dziecko cieszył się z każdego drobiazgu, te czarne myśli odchodziły na drugi plan.
-Na prawdę? Mógłbyś? - uniósł brwi na propozycję wybrania się po pyłek. - Super! Koniecznie musimy się tam wybrać.
Jak tylko będzie już po pogrzebie i nie będzie trzeba już nigdy więcej wymykać się nocami z domu przez okno.
Odczekał, kiedy mężczyzna skończy rozpinać koszulę, przysunął się bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się bliznom, i powoli odchylił sztywny, jasny materiał. Blizny były już dość stare. Magia? Nie. Ślady były równe, jakby rana została zadana jakimś narzędziem… albo zwierzęcymi zębami?
Zadrapanie, ugryzienie?
Zabili go za ugryzienie...
Futro, warczenie, księżyc, obroża, wolność.
“Jak wilk”.
Wilkołak?
Black czytał o likantropii w ramach zajęć w szkole i później, kiedy badał to, jak zmienia się umysł osoby, kiedy na niebie wschodzi pełnia. Jednak tego, żeby ta przypadłość przejawiała się w taki sposób i to do tego jeszcze w niewłaściwej fazie księżyca? Coś było bardzo nie tak. Jedyna metoda, żeby sprawdzić, z czym tak naprawdę może mieć do czynienia, to zrobić test przy użyciu srebra… Jednak wtedy mogłoby się to skończyć atakiem. A Rigel również nie chciał robić krzywdy tej osobie. Nie bał się go. W końcu czuł, że ktoś go rozumie, cieszy się z jego towarzystwa i historii. Nie patrzy z politowaniem, kiedy zachwyca się przedmiotami i kiedy o czymś opowiada. I do tego okradli razem mugola.
-Przykro mi, że to się stało. - kiedy uświadomił sobie, z kim ma do czynienia, trochę nie wiedział, jak go pocieszyć. - Ludzie są głupi… często nie umieją i nie chcą rozumieć rzeczy. Myślą pewnie, że łatwiej jest się czegoś pozbyć, niż zrobić jakikolwiek wysiłek i poznać, to z kim lub czym mają do czynienia.
Tak bardzo chciał się go zapytać, czy jego domysły są prawdziwe, ale wolał poczekać na lepszą chwilę, żeby zadać swoje pytania.
-Na gwiazdy? - spytał zdziwiony. Skąd on mógł wiedzieć… - Tak. Ja… Często patrzę w tamtą stronę. Kiedy jest mi źle. Wiesz, że planety też wam widać? Też “świecą” tylko w inny sposób.
Wolał nie myśleć, ile imion przodków mógłby nazwać, patrząc na aktualny kawałek nocnego nieba. Szczególnie kiedy zauważył, że powoli zaczął być widoczny Gwiazdozbiór Bliźniąt z Castorem i Polluxem na czele. Ojciec nawet tutaj nie dawał mu spokoju.
-Nie, nic nie boli, wszystko w porządku, - skłamał i machnął ręką. - Tak mam, kiedy jakieś idiotyczne myśli mnie nawiedzają. Ale to nic.
Rigel odetchnął z ulgą, kiedy zdał sobie sprawę, że jego nowy przyjaciel nie zauważył tej językowej gafy, oraz zajął się miotłą, pozwalając mu odetchnąć i uspokoić głośno bijące serce.
Cholerny alkohol.
-Ha. Sprytne! - pokiwał głową z uznaniem, kiedy Fenrir rzucił zaklęcie. - Teraz to na pewno będziemy mieć spokój.
Sam raczej by na to nie wpadł. Może dlatego, że nie był aż tak biegły w tym typie magii. A z drugiej strony - wilkołak, który używa magii i twierdzi, że potrafi latać na miotle?
Cóż. Najwyżej utonę. Ale warto spróbować.
Tego jeszcze Black nie robił.
Chwycił więc mocno Fenrira za ubranie i obaj wzbili się w powietrze. To było dziwne przeżycie lecieć w taki sposób - nad falami, które za wszelką cenę próbowały ich dosięgnąć, chlapiąc buty i nogawki spodni, na miotle prowadzonej przez… wilkołaka? Takie rzeczy się nie zdarzają. Tak raczej się nie dzieje. Black ostrożnie wyjrzał zza ramienia mężczyzny, żeby przyjrzeć się jego twarzy. Ta wyrażała tylko nieskończone szczęście i wolność. Sam też się uśmiechnął.

Kiedy wylądowali, Rigel oklapł na legowisko z ubrań. Okulary, które miał na sobie, całe zaparowały, więc ściągną je i położył obok lusterka.
-Nie, chyba nie… ale wysuszę nas, bo zaraz zacznie być zimno... - chwycił za różdżkę i szybkim “Evanesco” uporał się z ubraniami, ociekającymi wodą. Jednak kiedy już się odwracał, żeby włożyć różdżkę do torby, stało się to.
Mężczyzna zbliżył się… I to na tyle, że Rigel znowu poczuł bijące od niego ciepło, tylko teraz ich usta znalazły się blisko siebie. Za blisko… A jego tak ciągnęło, żeby sprawdzić, jaki mają smak.
Jednocześnie w umyśle lorda Blacka zaczął się prawdziwy chaos. Kakofonia głosów, nakazująca mu przestać. Zostawić. Uciekać. Oddalić się. Zapomnieć. Zabiją go, wydziedziczą. Wypalą ogniem z rodowego drzewa.
Black ze smutkiem i lekko drżącymi zimnymi dłońmi dotknął twarzy Fenrira. Widział pytanie w jego oczach, jednak jedyne, co zrobił, to zamkną oczy i próbował spokojnie oddychać, jednak za każdym razem dławił się powietrzem. Ostrożnie pogłaskał wierzchem dłoni jego szorstki policzek i szyje, lekko się uśmiechnął, ale nie zrobił nic więcej, trzymając iluzoryczny dystans. Tylko na tyle bliskości mógł sobie pozwolić.
Nie było innej drogi. Nie mógł zerwać się ze smyczy. Mimo alkoholu i adrenaliny, krążących w żyłach, mimo ciepła, którego tak pragnął. Mimo zapachów, od których kręciło się w głowie. Ponieważ smyczą był jego własny kręgosłup, własne żyły, w których płynęła najczystsza możliwa krew.
Jeśli by to zrobił - przepadłby. Zabiłby się ze wstydu i obrzydzenia do samego siebie, gdyż wtedy już ostatecznie stanie się pederastą i zboczeńcem. Zakałą rodziny, plamą na honorze. Tyle poświęcił, żeby z tym walczyć - momentu, kiedy sobie sprawę, jak bardzo jest ułomny. Niszcząc przyjaźnie, zarzynając się fizycznie ogromną ilością nauki i pracy, tnąc skórę ostrzem noża do roślin.
Przesunął ręce na ramiona blondyna i lekko go od siebie odsunął.
Chciało mu się palić, jednak ostatnia paczka papierosów skończyła się jeszcze wczoraj - wypalił ją całą po rozmowie z ojcem. Można było jeszcze się bardziej upić… Jednak i butelka Ognistej była już prawie pusta.
Pozostała już tylko ostatnia możliwość.
-Słuchaj, czy kiedykolwiek, oprócz wideł, zażywałeś jeszcze… innych mikstur? - był stanowczo za trzeźwy, a musiał uciec od wspomnień, ale nie potrafił tego zrobić sam. Potrzebował pomocy alchemii. - Bo tak się składa, że mam inną ciekawą rzecz. Śmierdzi jak cholera, ale daje dobrą fazę.
Sięgnął ręką do torby i wyjął dwie fiolki z jakimś płynem, w którym tańczyły jakieś złote drobinki. Zażywał to tylko raz w życiu, ale to, co zobaczył - było piękne, kolorowe a on, Rigel, był szczęśliwy, i natchniony. Zupełnie, jakby był lepszą wersją siebie.
-Złota rybka. Powoduje, że widzi się same miłe rzeczy. To co, skusisz się?
Położył przed Fenrirem fiolkę, a sam wypił zawartość swojej, krzywiąc się od obrzydliwego rybiego posmaku. Musiał przepić to łykiem alkoholu, żeby nie zwymiotować.
-O na wszelkich nieistniejących bogów, jakie to paskudne… - wyszeptał. - Ale teraz to już z górki. Zapach szybko wyprao… wyparowywuje.
Położył się na wznak czekając, aż przyjdą wizję, a uczucie gorąca i wstydu opuszczą jego ciało.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Klify [odnośnik]29.01.21 20:24
-Jasne! - znał chyba drogę do jaskini z gwiezdnym pyłem, a jak nie, to zmusi Michaela do przypomnienia sobie dokładnej lokalizacji. -Co z nim zrobisz? - zapytał z ciekawości, zastanawiając się, czy Riley też stanie się srebrnoskórym człowiekiem i już zawsze będzie błyszczał w świetle księżyca. Mógłbym go wtedy poznać nawet w pełnię - pomyślał z nadzieją, bowiem rozumiał już, że w ciele Michaela myśli nieco inaczej niż w swoim. Stopniowo docierało do niego, że jako wilk zapominał różne rzeczy i wcale mu się to nie podobało. Nadal wolał tamto, silniejsze ciało, ale pamięć też była... dobra. Przymknął powieki i wciągnął powietrze nosem, chcąc jeszcze lepiej zapamiętać zapach młodzieńca i nie zapomnieć go już nigdy.
Otworzył oczy dopiero, gdy poczuł, że Riley odchyla mu koszulę. Nie cofnął się, spoglądając na chłopaka z ufnym spokojem.
Drgnął nerwowo dopiero, gdy ten przemówił. Przykro mu? Dlaczego?
Nagle przypomniały mu się emocje Michaela - szczególnie gorączkowa chęć ukrycia blizn, wstyd, gdy tylko ktoś się domyślał. I lęk, lek w ich oczach, przeplatający się z jego własnym strachem.
Za nic w świecie nie chciał być taki, jak nudziarz, ale mimowolnie poczuł ukłucie niepokoju.
-Nie bój się... - wyrwało mu się cicho, choć wyglądało na to, że tylko on sam się tutaj bał. Riley mówił dalej, zaskakująco spokojnie. Fenrir spojrzał na niego badawczo i uśmiechnął się blado, nie widząc oznak strachu. Ludzie byli głupi, Riley miał rację. Michael był strasznie głupi. -Nie przeszkadzają ci? - upewnił się, opuszkami palców muskając blizny, a wierzchem dłoni dotykając ręki Rileya. Michaelowi przeszkadzały strasznie, ale może tylko niektórzy ludzie są głupi.
Opuścił rękę i przeniósł wzrok na gwiazdy. Nie wiedział, czym są planety, ale nie zamierzał się przyznawać ani pytać Michaela o radę.
-Ja też tam patrzę. Na księżyc. - ale on czasem znikał, a gwiazdy trwały na niebie zawsze. Uśmiechnął się pogodnie, myśląc, że mógłby częściej je oglądać. -Jest taka jedna, jasna gwiazda... Lubię ją. - zmarszczył lekko brwi, bo teraz nie widział Syriusza. Nie znał też jej nazwy, ale może Riley i tak się domyśli, o którą chodzi?
Skinieniem głowy przyjął kłamstwo - wraz z paranoiczną podejrzliwością aurora, opuściła go najwyraźniej również świadomość, jak łatwo przychodzą ludziom fałszywe wymówki. Zajął się miotłą i niewidzialną barierą, dając Rileyowi odetchnąć.
-Magia jest całkiem przydatna. - skinął z satysfakcją głową. Salvio Hexia wyszło idealnie, nudziarz zawsze rzucał je wyjątkowo skutecznie, jak na aurora przystało. Fenrir nie domyślał się nawet, że nie wszystkim przychodziło tak łatwo.
Na miotle oswoił się z bliskością Rileya, chłonąc wszystkimi zmysłami chłodną bryzę i rześkie powietrze, a za plecami czując ciepłą obecność chłopaka.
Było tak pięknie.

-Dziękuję! - zachwycił się, gdy Riley wysuszył ich ubrania. Twarz młodzieńca wyglądała nieco inaczej, gdy zdjął te dziwne szkiełka, więc Fenrir ochoczo spojrzał w jego ciemne oczy, przysuwając się bliżej. Siedzieli już w końcu na miotle, dystans nie był już chyba potrzebny.
Wtem drgnął, czując na twarzy chłodną dłoń Rileya. Przeszedł go niezrozumiały dreszcz, a na policzki buchnęło gorąco. Przymknął oczy, myśląc sobie, że wilki raczej nie lubią być głaskane i że w innej postaci mógłby ugryźć kogoś w rękę za taki gest. Ale nie jego. Jemu mógłbym dać się... oswoić. To całkiem przyjemne. - pomyślał, słysząc w uszach szum własnego serca, spleciony z pulsującym tętnem Rileya. Uśmiechnął się lekko, gdy chłopak przesunął dłoń na jego szyję i...
Tak czułem się piętnaście lat temu, z Corą na schodach... - wtedy też pił ognistą whiskey, wtedy też miał wrażenie, że serce zaraz mu wybuchnie.
Co... - nie, to przecież nie był on..., on nigdy nie całował się z tą jasnowłosą panią (choć raz się z nią przywitał).
Co....? - Michael otworzył szeroko oczy, przez ułamek sekundy spoglądając na Rileya przytomniejszym, błękitniejszym spojrzeniem. Zobaczył przed sobą znajomą twarz, tego młodego chłopaka, którego przecież pamiętał...
To sen?
Tak, tak, to piękny sen! - podchwycił szybko Fenrir, a Michael powtórzył to cicho za nim (w myślach) i osunął się w nicość, myśląc sobie, że ta plaża faktycznie jest piękna. Wilkołak szybko odzyskał kontrolę i uświadomił sobie, że przez kilka sekund siedział jak słup soli. Chyba powinien podnieść rękę, też pogłaskać Rileya?
Ten jednak odsunął go lekko od siebie, a Fenrir chętnie podkuliłby ogon, ale nie miał ogona. Coś nie tak?
Michael znowu wszystko zepsuł. - uświadomił sobie z przykrością, czując, że powinien był jakoś zareagować zamiast usypiać człowieka w swojej głowie. Pewnie wszystko zepsuł tą bezczynnością.
Strapiony, pokiwał szybko głową, gdy Riley zaproponował kolejną atrakcję. Tym razem nie zamierzał niczego przegapić, niczego przespać.
-Chyba nic nie brałem, kiedyś byłem strasznie nudny. - odparł szybko. -Jasne, że się skuszę! - sięgnął mężnie po buteleczkę. Zmarszczył nos, śmierdziała p a s k u d n i e, ale nie zamierzał tchórzyć przy swoim nowym przyjacielu. Wzorem Rileya, wypił szybko jej zawartość, a potem położył się obok niego na w ziemi, na wznak. Po chwili poczuł się lepiej.
Oczarowany, spoglądał w gwiazdy, które zaczęły tańczyć na niebie, układać się w przeróżne obrazy. Sceny zmieniały się jak w kalejdoskopie, jak w mugolskim kinie: śliczna pani z kubkiem herbaty, jasnowłosa pani opatrująca jego rany, białe piersi groźnej pani leżącej w łaźni, szczęśliwa rodzina Tonksów…
…zmarszczył lekko brwi, rozumiejąc, że widzi pragnienia jego, a nie swoje własne. Ale Michael przecież spał. Fenrir spróbował skupić się na sobie i konstelacje znów zmieniły położenie, układając się w obraz dwóch mężczyzn na miotle, nad wzburzonymi falami. Uśmiechnął się.
Najbardziej na świecie pragnął, by ta chwila całkowitej wolności i nieskrępowanego szczęścia nigdy się nie skończyła. By ta noc trwała wiecznie.
Dłuższą chwilę obserwował spektakl na niebie, aż odwrócił szklisty wzrok od gwiazd, w stronę prawdziwego młodzieńca. Ciekawe, co on widział na niebie?
Co, jeśli widział coś… innego? Jeśli już odleciał? Nie zostawiaj mnie, jeszcze nie….
-Riley… - odruchowo sięgnął po jego dłoń, żeby sprawdzić, czy nadal przy nim jest, czy nie zrywa się do lotu, przytrzymać go na ziemi. Elektryczny impuls przebiegł mu po skórze.
-Widzę ciebie… Tu, i na niebie też… - szepnął, usiłując podchwycić jego spojrzenie i spojrzeć mu w oczy. Sam miał rozszerzone źrenice, oddychał ciężko. W moich oczach też możesz zobaczyć gwiazdy.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
klify - Klify - Page 7 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Klify [odnośnik]31.01.21 1:43
-Chciałem zebrać ten pyłek, żeby później ozdobić nim ubrania. - powiedział z uśmiechem. - Fajnie jest, kiedy ludzie dobrze wyglądają. Szare zwykłe ubrania to nuda. Dobre dla mugoli, ale nie dla nas.
Uśmiechnął się i teatralnie szturchnął nogą jakiś okropny brązowy sweter, który akurat znajdował się koło jego nogi.
Nudny.
Kiedy tak stał obok i patrzył na reakcję Fenrira, zastanawiał się, co chodzi mu po głowie. Te sprzeczne reakcje, wstyd, zaskoczenie… Jakby część tych reakcji była bardziej odruchem niż przemyślanym działaniem.
Ciekawe.
-Nie. - pokręcił przecząco głową. - Oczywiście, że mi nie przeszkadzają. Czemu miałyby?
Urwał, nie wiedząc, dlaczego padło to pytanie, po czym dodał powoli, ostrożnie dobierając słowa.
-Każdy ma blizny. Na skórze, w głowie… To, że ich nie widać, nie znaczy, że ich nie ma. - wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Nigdy jednak nie rozmawiał z wilkołakiem w takim stanie, więc dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że mógł nie zostać do końca zrozumiany.
-Chodzi o to, że blizny to część naszej historii. Nawet jak je ukryjemy, to one nadal tam są, bo my o nich wiemy i pamiętamy… -westchnął, czując jak jego własne blizny, które znaczyły jego skórę, pieką i swędzą, jakby znowu się otworzyły.
-Czemu miałbym się bać? Rozmawiamy. Pijemy, jemy. Pomogłeś mi z tamtym mugolem. - skinął w stronę miejsca, gdzie nadal stał dziwaczny metalowy pojazd. - Nie mam problemu z tym, kim jesteś.
Zastanawiał się, czy Fenrir zrozumie aluzję, że Black się domyślił i nie zamierza uciekać w popłochu. W końcu osobnik nie próbował go zaatakować, okraść czy zabić. Było dobrze. Naprawdę dobrze. Chociaż przez chwile zrobiło się dziwnie, kiedy poczuł dotyk na swojej dłoni, a tuż po nim - dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
Usłyszawszy o gwiazdach, jego myśli powędrowały w stronę wyliczania gwiazdozbiorów, które z taką łatwością rozpoznawał na niebie.
-Czyli nie gwiazdozbiór Wilka? - zapytał zainteresowany. Czy wilkołaki w takim stanie potrafią rozróżniać konkretne grupy gwiazd? To musiało być prostsze. - Czy to Syriusz?
Najjaśniejsza gwiazda na nocnym niebie. Nawet osoba, nieznająca się na astronomii z łatwością by ją odnalazła.
-To ciekawa gwiazda. Należy do gwiazdozbioru Wielkiego Psa. Według legendy Syriusz był wiernym psem Oriona. - tu Rigel ponownie uśmiechnął się lekko na myśl o gwiazdach, znajdujących się w tym konkretnym gwiazdozbiorze. - Wiesz, że to tak naprawdę są dwie gwiazdy? Tuż obok znajduje się kolejna. Ale jest tak mała, że raczej nie zwraca się na nią uwagi.
Magia była przydatna. Szczególnie kiedy pozwalała się ukryć, dając efekty lepsze od zmiany wyglądu.

Narkotyk uderzył szybko i mocno, gdyż alkohol tylko wzmocnił jego efekt. Black czuł, jak się unosi się na powierzchni ciepłego i gęstego Nic. Gwiazdy i nocne niebo przelewały mu się przez palce jak rozgniecione kryształy, jak miód. Oblepiał jego skórę i ubranie. Otulał bezpiecznym i ciepłym kokonem. Zabierał po kawałku to, czym Rigel był - każdy jego najdrobniejszy strach, niepewność, gniew, wstyd, wspomnienia, aż w końcu zabrał też imię i nazwisko. Zabierał i płynął z tym głębiej w nicość kosmosu. Wtedy też on sam w końcu się przeobraził. Był wszystkim i niczym. Bez imienia, nazwiska, emocji. Dryfował gdzieś dalej, głębiej w pustkę jak płatek lotosu niesiony gdzieś w nieznane przez prądy losu. On był niczym, ale pozostało to ciało, na które patrzył jakby z oddali - chude, blade i ciemnowłose. Ale to już tylko ciało, a on jest tu. Tam. Jest gdziekolwiek. Był wszystkim.
Zobaczył, jak ktoś dotyka ręki ciemnowłosego. Coś do niego woła? A on tylko patrzy w przestrzeń i splata swoje palce z palcami tej drugiej osoby. Patrzą na siebie ogromnymi oczami, w których odbija się wszystko. To dobrze. Wszystko i nic są tym samym.
Jednak ciało nie jest w stanie podołać temu wszystkiemu. Ono sobie nie radzi z nadmiarem niczego, zaczyna tonąć.
Dusi się? Walczy.
Po co walczy? Śmiesznie walczy.
Aż w końcu w panice chwyta się tego drugiego za ubranie. Mocno, jakby był jedynym człowiekiem na świecie, jakby był ostatnią deską ratunku.
Dziwne ciało.
Przyciąga go do siebie mocno, żeby ukraść mu oddech. Usta dotykają ust.
Durne ciało.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Klify [odnośnik]31.01.21 6:03
-Nas? - wyrwało mu się, choć od razu pożałował własnej ciekawości. Mugole byli przecież problemem Nudnego Michaela, nie jego. Niech on się nimi martwi. Zwłaszcza, że Riley najwyraźniej nie lękał się ani jego blizn ani jego. Uśmiechnął się, wyprostował, w jego oczach zalśniło jakieś ciepło.
-Dziękuję. - szepnął, pamiętając, że ludzie mówią tak w podobnych sytuacjach. Nie wiedział, dlaczego odczuwa jednocześnie radość i ciekawość i smutek i dlaczego nie był w stanie wydobyć z siebie kolejnych słów. Chciał spytać o blizny Rileya, ale dziwnie ściśnięte gardło go nie słuchało. Później.
-Wilk ma swój gwiazdozbiór? - zdziwił się. Nie, Michael nigdy nie patrzył na tamtą gwiazdę ze złością. -To pewnie Syriusz. - zgodził się. Imię ładnie rozpływało się w ustach. Może zabrałby je dla siebie, gdyby nie przyzwyczaił się już do Fenrira. Cały dzień z nowym imieniem to w końcu szmat czasu. -Może to ta sama gwiazda, ale jest jej dwie... - szepnął do siebie, bo z astronomicznego punktu widzenia jego słowa nie miały sensu. Ale czuł się czasem, jakby był tą mniejszą gwiazdą, zawsze w cieniu tej drugiej, walcząc o blask.


Mocniej ścisnął palce Rileya, a mrowiące iskry popłynęły od jego dłoni przez całe ciało, aż do kręgosłupa. Wilkołacza przemiana działała w odwrotną stronę, od rozpalonych wnętrzności aż po pazury. Teraz też było mu gorąco, teraz też trochę bolało, ale jakoś... inaczej. Chłodna dłoń przyjaciela zdawała się kotwicą, a Fenrir wbił w niego oszołomione spojrzenie, jakby szukając w tej bladej twarzy odpowiedzi.
Czy Riley czasami się przemieniał? Jego futro zmieniło kolor, ale Fenrir zwrócił na to jedynie przelotną uwagę. Jak zahipnotyzowany, spoglądał w ciemne oczy, w których odbijały się gwiazdy. I cały świat.
Wszystko w porządku? Riley też oddychał jakoś ciężko. Miał nadzieję, że się nie dusi, że paląca woda mu nie zaszkodziła. Zamiast zapytać, Fenrir odwzorował jego gest sprzed chwili. Uniósł dłoń i delikatnie dotknął rozpalonego policzka, zostawiając na nim srebrny pyłek.
Riley, świecisz. - chciał powiedzieć, ale nie zdążył.
Zawsze bezbłędnie wyczuwał strach, ale panika w ruchach Rileya był inna.

To samo uczucie błyskawicznie udziela się i jemu - równie mocno chwyta sweter chłopaka, rozrywa materiał, niecierpliwie wsuwa pod niego dłoń. Drugą wplata w czarne futro i wtedy poznaje smak Rileya. Zaskoczony, odwzajemnia pocałunek gorączkowo, trochę niezdarnie, wkraczając w nieznane.
-Naucz mnie... - błaga, gdy po chwili nieskończoności oboje łapią oddech. Naucz mnie t e g o, co się dzieje teraz. Naucz mnie, jak ukoić twoje blizny. Naucz mnie być człowiekiem, naucz mnie tęsknoty i akceptacji, naucz mnie, która gwiazda jest twoja, a która nasza. W uszach słyszy szum, paniczne bicie własnego serca. Czy prosi go o zbyt wiele...?

Spokojnie. - w pierwszej chwili nie poznaje kojącego głosu we własnej głowie. Nigdy tak nie brzmi - zawsze za coś się na niego gniewa, zawsze niesie ze sobą poczucie winy. Nie teraz.
Spokojnie. Przecież sporo już umiemy. - Fenrir już rozumie, ale tym razem się nie opiera.
Na przykład, zawsze świetnie się całowałem. - a potem nie słyszy już rozbawionego i upojonego narkotykiem głosu, bo, po raz pierwszy od dwóch lat, obydwoje stają się j e d n y m, pulsując ekscytacją i łapczywie chłonąc ciepło. W głowie zapada cisza, słychać tylko tu i teraz. Błękitne tęczówki odszukują spojrzenie gwiezdnego młodzieńca, chcąc uspokoić i jego, a potem jasnowłosy jeszcze raz unosi głowę, tym razem wiedząc, co robi.
No, prawie. Kilku rzeczy muszą nauczyć się razem.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
klify - Klify - Page 7 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Klify [odnośnik]31.01.21 11:31
Michael, do karty postaci została Ci dopisana choroba psychiczna - rozdwojenie jaźni.

To tylko post uzupełniający. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Klify [odnośnik]01.02.21 19:38
-Oczywiście. A kogo jeszcze? - Black cicho zaśmiał się, sądząc, że jego towarzysz chyba za dużo już wypił. Albo oprócz tego, że był wilkołakiem, miał również jakąś rodzinę wśród wil i bardziej się z nimi utożsamiał. Cóż, jak mu tak dobrze. Przynajmniej nie był mugolem.

Powietrze? Czy brakowało mu powietrza? Chyba tak, gdyż tak szybko oddychał.
-Nie nauczę.... - powiedział, łapiąc oddech i uśmiechając się, jakby ktoś zdjął z jego barków ten cały ciężar, który zgniatał jego delikatne kości przez ten cały czas. - Pokażę ci.
Rigel chciał pokazać mu wszystko, co sam czuł i co widział. Co sobie kiedykolwiek wyobrażał. Od możliwości kręciło się w głowie - jak to zrobić? Przecież ciało było za małe, za ciasne na te wszystkie emocje, które kłębiły się wewnątrz... a jednocześnie każda kończyna była tak bardzo lekka. Jak Pustka, którą końcu się stał. Uśmiechał się szeroko, a łzy płynęły po policzkach. Było dobrze, zbyt dobrze. Jego ruchy były niezgrabne, niecierpliwe, chaotyczne, ale każdy oddech, wyrażał wszystko to, co tak długo trzymał zamknięte w sobie. Gryzł i drapał ciepłe już-nie-obce ciało, nie w siłach dłużej utrzymywać siebie w jakichkolwiek ramach przyzwoitości.
Chrzanić to wszystko, chrzanić przyzwoitość, chrzanić te wszystkie rękawy i nogawki - w końcu mieli przed sobą całą nieskończoną wieczność przed sobą.

Świt był szary jak zawsze nad morzem w październiku. Słońce nie dawało rady przedostać się przez grubą warstwę chmur i wiał mocny zimny wiatr. Rigelowi bardzo ciężko było się wybudzić. Głowa bolała go okropnie, ciało zesztywniało przez niewygodne, improwizowane posłanie, i ciężko było zebrać myśli. Czy to wszystko było snem? Barwną, dziwną narkotyczno-alkoholową halucynacją? Tak ciężko było wrócić do rzeczywistości, w której nie było tej lekkości i poczucia nieskończonego szczęścia. Bajkowa Złota Rybka spełniała życzenia, jednak kiedy wybijała północ, to kareta zmienia się w dynie, konie w myszy, suknia w łachmany.
Black bardzo powoli otworzył oczy, zasłaniając sobie twarz ręką, żeby chronić się przed nacierającym światem.
Światło było za głośne, a morze - za jasne.
Która godzina?
Powinien wrócić do domu. Nigdy żadna z jego nocnych wycieczek nie skończyła się tym, że zostawał gdzieś do rana. Na szczęście, w czasie żałoby nikt z domowników ani służby nie niepokoił go o poranku, dając czas na wyspanie się i odpoczynek. No i nie był też Aquilą. Gdyby był kobietą, jego ojciec obdarłby go ze skóry za te całonocne hulanki.
Tak bardzo nie chciało się jednak opuszczać tego gniazda, mimo że było zrobione z paskudnych mugolskich szmat.
Kiedy jego oczy trochę przyzwyczaiły się do światła, zrozumiał, że chyba coś jest bardzo nie tak, kiedy dostrzegł resztki swojego swetra rozerwane i leżące smętnie na mokrym piasku.
Szlag.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Klify [odnośnik]01.02.21 22:06
Pokazali sobie - drapieżność i gwiazdy, gorąco i dobroć, siłę i delikatność i zupełny brak przyzwoitości. Czasem tańczyli na piasku, a czasem na niebie. Po raz pierwszy Fenrir i Michael splotli się na moment w jedną osobowość - trochę namiętną, a trochę czułą, bo ciepły Riley wyzwalał w nim całe spektrum emocji.
Po raz pierwszy od dwóch lat, nie czuł się obco we własnym ciele. Po raz pierwszy dopuścił kogoś tak blisko, nie martwiąc się po drodze o żadne konsekwencje. Po raz pierwszy pozwolił sobie na nieskrępowane szczęście.
Zasnął z uśmiechem na ustach i młodzieńcem u boku, na pierzynie z mugolskich spodni i pod kołdrą ze swetrów.

Obudził się również z uśmiechem, instynktownie przysuwając się do osoby obok. Dłuższą chwilę nie otwierał oczu, chcąc powrócić do przyjemnych snów. Może i dłonie miał zziębnięte, głowa go bolała, a suchość w ustach zapowiadała koszmarnego kaca - ale w sercu nadal czuł ciepło. Pachniało morską bryzą i Ognistą Whiskey.
W końcu leniwie otworzył oczy i...
...dłuższą chwilę przyzwyczajał się do słońca i jeszcze dłużej spoglądał zdumiony na śpiącego obok mężczyznę.
Młodzieńca.
(Merlinie, on był taki młody.)
Rileya.
Pracownika Ministerstwa.
(Merlinie, w innym życiu mogli się minąć na korytarzu).
Z twarzą i kruczą czupryną pokrytymi srebrnym pyłem, zostawionym na skórze przez samego Michaela. Riley mienił się w promieniach słońca, a blask przypominał Tonksowi, co się wczoraj działo.
(Czy to piękne, czy upiorne?)
Gwiezdnego chłopaka, z samego nieba. - na widok srebra, w Fenrirze obudziła się dusza poety.
To nie niebo, to... co my wczoraj braliśmy? - ale to Michael gwałtownie otrzeźwiał, a wilk nadal błąkał się sennie gdzieś na granicach świadomości.
Usiadł najciszej jak się dało, choć miał wrażenie, że brunet zaraz go usłyszy. Serce waliło mu tak mocno, że sam słyszał każde uderzenie. Tym razem nie z podniecenia, choć na moment wrócił do niego przebłysk nocnych szaleństw i zarumienił się aż po końce uszu. Tym razem ze strachu.
Co się ze mną dzieje?
Nie pamiętał wczorajszego dnia. Czuł się trochę jak po pełni, różne miejsca i osoby powracały do niego w chaotycznych urywkach. Najbardziej klarownie, paradoksalnie, pamiętał samą noc.
Przecież to niebezpieczne, ryzykowne, głupie... - pomyślał spanikowany, nie wiedząc, czy myśli o całym wczorajszym dniu czy o spotkaniu z samym Rileyem. Drżącymi dłońmi odszukał różdżkę.
Jedno Oblivate i po sprawie. Zapomni o tym, choć on. Wymaże siebie, wymaże to całe upokorzenie, odrazę i strach i szczęście...
Ale Riley wyglądał tak spokojnie i niewinnie, gdy spał. Nie był pewien, czy...
...czy mógłby tak po prostu...
wymazać pamięć bezbronnemu dotknąć jego policzka.
Wziął urywany oddech, czując, że dłonie zaczynają mu drżeć. Musiał je czymś zająć. Znalazł własne spodnie, otarte, ale na szczęście nie podarte. Z kieszeni wysunęła się przetykana srebrną nicią czarna sakiewka. Opadła na stos mugolskich ubrań. Chyba jej wczoraj nie dotykał, bo nie było na niej srebrnego pyłu. Ostrożnie strząsnął ją na ziemię, obok nogi śpiącego Rileya. Dobrze, wygląda, jakby była wcześniej wśród tych szmat.
Już jej nie chciał. Była namacalnym dowodem winy, zbrodni rozpoczętej w ministerialnych ruinach i zwieńczonej wczoraj. Wymacał za to w kieszeni karteczkę z adresami od mugola z ciężarówki i poczuł przelotną ulgę. Chociaż tego nie spieprzył.
Jego koszula leżała w strzępach obok swetra Rileya, mieniąc się na srebrno. Westchnął i narzucił na siebie brązowy, mugolski sweter. Wełna nieprzyjemnie drapała.
Mógłby stąd zniknąć, ale odwlekał ten moment. Z jednej strony chciałby zostawić tutaj młodzieńca i ulotnić się po cichu, ale z drugiej... pamiętał teraz, jak bezradny był Riley w ruinach Ministerstwa. Kent wydawało się bezpieczne dla czarodziejów (dzięki uprzejmości Fenrira, zapamiętał, że byli w Dover), ale czy mógł zostawić go tutaj śpiącego, bezbronnego, zupełnie samego? Może powinien go gdzieś odprowadzić? Szlag, nigdy nie potrafił zachować się dobrze o poranku - z przygodnymi dziewczętami. I, jak się okazuje, z chłopakami. Zaczął cicho składać ubrania, usiłując złożyć z nich stosik, z którym mógłby się teleportować. Nie ruszał tylko tych, pod którymi spał Riley, nie chcąc go budzić. Składał pedantycznie i starannie, choć trochę brudząc ubrania brokatem, tak jakby ten porządny stosik prosto zagiętych mankietów mógł w magiczny sposób naprostować jego samego.
Naprawić.
Coś się we mnie zepsuło.

Wtem Riley się poruszył, a Michael znieruchomiał, ze stosem swetrów i spodni na kolanach. Obserwował chłopaka czujnie, jak zalęknione zwierzę. Czy on coś pamięta? Czy jego też... zepsuły te narkotyki? W końcu Riley rozbudził się całkiem i spojrzał na strzępy swojego swetra, a oczy Michaela podążyły za jego wzrokiem.
Przypomniał sobie, co robił z tym swetrem.
Dłonie zadrżały mu znowu, stosik na kolanach omal się nie rozsypał. Przytrzymał go mocniej. Teraz, gdy Riley był przytomny, wczorajsza noc stała się jeszcze bardziej rzeczywista, a Michaelowi rozbrzmiały w głowie historie, które słyszał w pubach, a nawet od własnego ojca. Jakiś mugolski matematyk był zboczeńcem, odebrano mu... męskość, popełnił samobójstwo. Przepraszam, tato. Magiczna policja aresztowała kogoś za zbyt kolorową i niechlujną szatę. Perwersja, obrzydzenie, wstyd. Wspólny mianownik, który mógłby zaszokować zarówno konserwatywnego czarodzieja, jak i mugolskiego pana Tonks.
To nienaturalne. Dla ludzi, dla mugoli, dla czarodziejów, a nawet dla wilków. Jak mogłem? Jak mogłeś?!
Nie dramatyzuj, ja tam wolę żyć po swojemu, a nie tam człowieczemu, czy wilczemu... Obiecałeś mi zresztą przeżycia, obiecałeś mi kobiety, obiecałeś mi zabawę i nie dotrzymałeś obietnicy. No to masz.
-Riley, my... - dał chłopakowi jeszcze kilka sekund na dojście do siebie i odezwał się nienaturalnym, nieswoim głosem. W każdej zgłosce wybrzmiał za to wstyd, jego wstyd. -To... - jest karalne, jest skandaliczne. -To musi pozostać tajemnicą. Merlinie, nawet mugole by nas za to... a co dopiero czarodzieje... - oczywista oczywistość. Albo... Nigdy nie rzucałem Oblivate na siebie, ale może moglibyśmy... równocześnie, jeśli wolałbyś... zapomnieć? - zaproponował praktycznie, czując się boleśnie odpowiedzialnym za tego młodzieńca. Uparcie unikał jego wzroku, ale przy pytaniu zerknął na niego przelotnie i od razu pożałował. Bo może nie chciałbyś zapomnieć? -Albo... może Oblivate to durny pomysł, odprowadzić cię gdzieś? Widzisz, ja... - nie chciałbym zapomnieć. Nie mam na imię Fenrir. Nie mogę odprowadzić cię wszędzie, właściwie nikt nie powinien cię ze mną widzieć. Jestem poszukiwany przez Ministerstwo. Opowiedziałem ci już o tym wszystkim, a potem ukradłem ci pieniądze i wymazałem pamięć. A teraz spotkaliśmy się znowu i wszystko wymknęło się spod kontroli. -...ja... HEP! - Riley nigdy nie dowiedział się, co blondyn chciał mu powiedzieć. Michael czknął i zniknął, ze stertą ubrań w rękach i z różdżką u boku.

Pozostały po nim tylko strzępy srebrzystej koszuli, leżące na piasku obok swetra dostojnego potomka rodziny Blacków (a dla Michaela, po prostu Rileya).

I coś jeszcze lśniło, wśród ubrań pod głową Rigela. Pokryty srebrnym pyłem szalik, udziergany przez kogoś ręcznie. W cieniu można było dostrzec jego prawdziwy kolor - dumną, gryfońską czerwień, przetykaną żółtą (Tonksów nie było stać na złoto) nitką.

/zt FenriroMike podkówka



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 23.07.24 0:00, w całości zmieniany 6 razy
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
klify - Klify - Page 7 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Klify [odnośnik]03.02.21 0:46
Rigel wyraźnie poczuł, że ktoś na niego patrzy. Wstrzymał oddech i bardzo ostrożnie przekręcił głowę, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście ktoś tam, był czy nadal miał halucynacje, spowodowane substancjami, które przyjął parę godzin wcześniej.
Nie był sam - był tam on.
Jego towarzysz, kochanek, był bardzo blady i zaniepokojony. I unikał jego spojrzenia.
Czego innego mogłem się spodziewać?
Tylko dlaczego został, nie uciekł, kiedy on, Black, jeszcze spał. Mógł to zrobić tak po prostu. A nie siedzieć i bez sensu składać te przeklęte mugolskie szmaty.
-Tak, wiem. - powiedział krótko, wchodząc mu w słowo. Nie wiedział, czy Fenrir go usłyszał, bo przesuszone gardło zupełnie nie chciało współpracować. “To musi pozostać tajemnicą”. Gdyby ktoś się dowiedział… Black miał głęboko w poważaniu jakiś tam mugoli. Bardziej obawiał się tego, co by się stało, gdyby jego ojciec się o wszystkim dowiedział. Byłby skończony. Wygnany z domu, wypalony z rodowego drzewa. Może by spróbował się otruć, żeby zakończyć swoje nędzne istnienie, gdyż bez pieniędzy i dostępu do najlepszych eliksirów oraz magomedyków jego bezsensowne krótkie życie stałoby się prawdziwym piekłem na ziemi.
Jednak z drugiej strony… Z drugiej strony słowa mężczyzny go zabolały. Jakby żałował, że w ogóle się do niego zbliżył, żałował rozmów… brzydził się nim.
Moje szaleństwo jest zaraźliwe. Merlinie, dlaczego, dlaczego niszczy wszystko, czego się dotknę?!
Chciało mu się wyć, jednak tylko mocniej zacisnął zęby, korzystając z tych wszystkich lekcji nieokazywania słabości, które były mu wpajane od zawsze. Powoli usiadł na swoim posłaniu i nie zważając na ból mięśni, wyprostował się, jakby jego kręgosłup miał również utrzymać emocje i myśli.
-Nie. Zapomnienie nie pomoże, bo zawsze będziesz czuć, że coś jest nie tak. - powiedział poważnie, może trochę za ostro, próbując złapać spojrzenie blondyna. - Zawsze lepiej jest pamiętać, żeby ostatecznie nigdy już nie popełniać tego samego błędu.
Zrobiło mu się zimno, jednak nawet się nie poruszył.
-W końcu, jesteśmy tylko historiami, wsadzonymi w wory z mięsa, kości i krwi. - spojrzał na swoje dłonie - blade, z widocznymi zielonkawymi żyłami pod skórą, nadal oblepione srebrzystym pyłkiem. - A z technicznej strony, to się nie uda. Przy zaklęciach, wpływających na pamięć nie można pozwolić sobie na taką prowizorkę… bo można narobić tylko więcej szkód.
Jego ton był chłodny, tak samo morski wiatr, który szalał w falach i między skałami. Rigel czuł, że chyba nie powinien wypowiadać się w takiej formie, jednak coś w jego głowie… przeskoczyło. Jakby mimo tej tragicznej sytuacji próbował nadal utrzymać twarz, a tym samym jakieś resztki arystokratycznej godności.
Iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa.
-Ale można spróbować zrobić odpowiedni eliks… - w tej chwili Fenrir zniknął, a Black pozostał sam na stercie szmat.
-Nie ważne. - powiedział do siebie i zaczął powoli zbierać się do drogi.
Skompletowanie stroju było nie lada wyzwaniem, bo w tej plątaninie tkanin Blackowi ciężko było namierzyć swoje nudne ubrania, które zakładał na wyprawy poza dom, kiedy nie chciał, żeby ktokolwiek go rozpoznał. Zebrał puste fiolki po narkotykach, butelkę po whiskey, oderwane lusterko z mugolskiego pojazdu, naprawił sweter solidnym Reparo, znowu przefarbował się na blond i już był gotowy do drogi, kiedy coś przykuło jego uwagę. Coś, co nie pasowało do ogólnego chaosu - kolorowy i błyszczący kształt tuż obok jakiegoś zawiniątka z bluzek, które robiło mu przez noc za poduszkę. Czerwono-żółty szalik. Cały w pyłku. Rigel zawahał się przez chwilę, mierząc się z przeraźliwym uczuciem zimna, spowodowanym wstydem i zażenowaniem... Ale również w tej samej chwili poczuł nieodpartą pokusę sprawdzenia czegoś - czy na pewno to był Jego szalik? Ręce lekko mu drżały, kiedy zbliżył szorstki materiał do swojej twarzy. Zamknął oczy, jakby próbował utonąć w ciemności, schować się w niej, żeby tylko znowu poczuć ten zapach. Jego zapach. Tak, był tam nadal.
Niestety, trzeba było wracać do rzeczywistości, więc szalik wylądował w torbie, obok reszty skarbów.
Wtedy Black zauważył coś jeszcze. Znajomy kształt małego przedmiotu, częściowo przykryty nogawką mugolskich spodni. Przedmiotu, który, wydawało się, że zaginął na zawsze po felernej wyprawie badawczej do lasu. Czarna skórzana sakiewka w srebrne gwiazdozbiory. Rigel podniósł ją dwoma rękami, jakby odnalazł najcenniejszy z możliwych skarbów.
Ale… jak..? Czyżby…
Podniósł wzrok na skarpę, gdzie w krzakach stał mugolski pojazd.
Oni… Jak oni śmieli...
Lord Black wpakował sakiewkę do kieszeni, mocniej zacisnął w ręku miotłę i gwałtownie ruszył w stronę żelaznego tworu. Niszczycielski gniew palił go od wewnątrz. Jak te mugolskie ścierwa w ogóle śmiały zbliżać się do Londynu, do JEGO miasta, do JEGO rzeczy. On już im pokaże. On już ich nauczy, że nie zadziera się z nikim z jego krwi.
Również ich czegoś pozbawi.
Z impetem otworzył na oścież uchylone skrzyni, pamiętając, że nadal tam były jakieś szmaty. A szmaty bywają tak bardzo łatwopalne...
-Ignitio! - krzyknął, jednak nic się nie stało. - Kurwa mać!
Rozwścieczony uderzył w pięścią w drzwi. Poczuł ostry ból, ale nie dawał za wygraną.
-Ignitio! - powiedział już spokojniej. Ogień delikatnie zakręcił się dookoła czubka różdżki, ale to zaklęcie równiez się nie uformowało.
-Płoń. Płoń, suko, aż zmienisz się w popiół! - wysyczał w stronę pojazdu. -Ignitio!
W pełni uformowana kula ognia w końcu uderzyła w ubrania i jakieś papiery, którymi było wyścielone wnętrze skrzyni. Rigel z zimną satysfakcją patrzył, jak płomienie pożerają kolejne cale materiału, tańczą i ozdabiają czerwienią obrzydliwe mugolskie łachy. Kiedy ogień rozszalał się na dobre, obejmując swoją niszczycielską siłą również wnętrze metalowego tworu, Black zrobił parę kroków w tył, wciąż wbijając wzrok w szalejący żywioł, lekko uśmiechnął się i zniknął. Chwilę później pojazd eksplodował.

/zt


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Klify [odnośnik]12.02.21 0:06
3.10
10 rano - południe, a potem cały dzień w miejscach wskazanych przez pana Smitha
opowiadanie prackowe, więc kostką nie rzucam (za pozwoleniem z FAQ) & reaguję na kostkę z powyższego wątku


Klify

Sprawa nie mogła czekać. Choć Michael nie spał większość nocy, to zaraz po powrocie do domu zajął się kwestią mugola z ciężarówki. On i inni potrzebowali natychmiastowej pomocy. Poza nieprzyjemną wymianą zdań z siostrą, Michael spędził poranek pracowicie. Skontaktował się z dwoma aurorami i podał im adres kryjówki, przekazanej mu przez mugola. Ross załatwiał świstokliki, a młody Moody odebrał (brokatowe) ubrania od Tonksa. Wszyscy mieli spotkać się pod wskazanym adresem w samo południe. Mike miał jeszcze wrócić się na klify po resztę ciepłych okryć dla mugoli, może udałoby się też jakoś zabezpieczyć tą ciężarówkę i przyprowadzić tu kogoś, kto by ją naprawił. Najpierw musiał jednak rozejrzeć się sam. Musiał być dyskretny, wybrzeże Kent w końcu bardziej ryzykowne miejsce niż jakaś kryjówka w głębi lasu. Lepiej nie iść tutaj całą trójką, nie ściągać na siebie uwagi i... wolał tutaj przyjść sam, po prostu, nawet pomimo tego, że świecił w słońcu na srebrno. Na wypadek, gdyby znalazł w piasku pewien szalik. Albo gdyby Riley nadal tu siedział - w to wątpił, minęło w końcu kilka godzin od niezręcznego rozstania o świecie... ale i tak, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wyobrażał sobie sylwetkę ciemnowłosego młodzieńca, wpatrzonego w horyzont.
Zmienił fryzurę zaklęciem Capillus, zostawił na twarzy niedogolony zarost i teleportował się w znajome już miejsce. Mocno ściskał różdżkę w dłoni. Kto wie, czego mógł się tutaj spodziewać?

Nie spodziewał się tego. Pozostałości po wybuchu, śmierdzącego dymu, spalonych części ciężarówki, rozsypanych wkoło. Wybałuszył oczy spoglądając na scenę z rosnącym niedowierzaniem, które po chwili przeszło w dziwne odrętwienie.
Oczywiście. Kolejna rzecz, którą zepsuł.
Powinien był tu wrócić szybciej.
Potem uświadomi sobie, że wcale nie pomyślał najpierw o mugolu i jego dobytku.
Przed oczyma stanął mu za to kruczowłosy młodzieniec o pięknym i smutnym uśmiechu.
Czy nic mu się nie stało? - podbiegł do zejścia na plażę i spojrzał w dół. Trochę ubrań nadal tam leżało, ale nie mógł nigdzie wypatrzyć śladów walki, krwi, ani nawet butelki whiskey. Zmrużył oczy, zaraz tam zejdzie. Obejrzał się jeszcze przez ramię na zgliszcza i wycelował różdżką w dym. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo drży mu dłoń.
-Fontesio. - wychrypiał i zdusił wodą dogasające płomienie. Standardowe zaklęcie każdego aurora, szlag by to trafił.
Kto to zrobił?
On pracuje dla Ministerstwa, jak mogłem stracić ostrożność?

Nie, to na pewno nie o...
ZAMKNIJ SIĘ
Może coś mu się stało, może to jego ktoś...
ZAMKNIJSIĘZAMKNIJSIĘZAMKNIJSIĘZAMKNIJSIĘ.
Chciało mu się wyć do księżyca, ze złości i żalu, ze strachu i rozgoryczenia, ze wstydu. Chwiejnie podszedł do pozostałości z auta i nerwowo zaczął je oglądać. Dopiero, gdy był już całkiem pewien, że nikt nie spalił tutaj żadnego człowieka, ręce przestały mu tak mocno drżeć i łatwiej było mu złapać oddech.
Nerwowo otarł policzki i zbiegł na plażę.
Ubrania z ciężarówki były spalone, ale te na piasku pozostały nienaruszone. No, trochę ubrudzone brokatem. Trochę bardzo. Zaczął je pośpiesznie zbierać, pierwszą porcję odruchowo przycisnął do twarzy. Nadal pachniały jak Riley. Gdzie on jest? Proszę, niech nic mu nie będzie.
Byłyby tu jakieś ślady walki, prawda?
Dokładnie obejrzał plażę, próbując się uspokoić. Czuł się prawie tak jak wtedy, gdy Justine nie wróciła do domu, choć to irracjonalne. Nawet nie znał tego człowieka. Musiał się uspokoić, inaczej Fenrir...
...nie, Fenrir wcale nie tęsknił dziś do wilczej postaci. Siedział już z tyłu głowy dziwnie cicho, dziwnie smutno.
Gdy zebrał już wszystkie ubrania, które służyły im za posłanie, zobaczył w piasku nikły zarys dwóch ciał. Nerwowo rozkopał piasek butem, zatarł ostatnie ślady.
Nigdy nikogo tu nie było.
Nigdy nic się tu nie stało.
Nigdzie nie widział swojego szalika, cholera jasna.
Ciężarówkę też powinni stąd usunąć, ale najpierw ewakuują tamtych mugoli. Trzymając mocno ubrania w ramionach, teleportował się bliżej umówionego miejsca.

Las

Spotkał Rossa i obładowanego drugą porcją ubrań Moody'ego na obrzeżach lasu. Rzucili Lento na ładunek i ruszyli w drogę do mugolskiej kryjówki. Jeśli współpracownicy zauważyli podkrążone oczy i zaczerwienione policzki Michaela, to nic nie powiedzieli. Wytłumaczył im zresztą gniewnie, że jakiś sukinsyn wysadził ciężarówkę. Pieprzone Kent, pieprzeni Rosierowie.
Nadawał tempo, idąc coraz szybciej. Trochę bał się tego, co zastaną. Nikt chyba nie słyszał jego rozmowy z mugolem, Riley siedział wtedy w krzakach, karteczkę z adresem miał bezpiecznie w kieszeni, musi się udać.
Dotarli do wejścia do jednej z jaskiń, nieco podobnej do tej, w której Michael wpadł w srebrny pyłek. Ta była jednak o wiele mniejsza i na pewno nie było tu smoków. Tylko grupka przerażonych ludzi. Naprawdę chcieli tu spędzić zimę?!
-To on! - kierowca ciężarówki rozpoznał Michaela od razu, zapewne dzięki srebrnemu połyskowi. Przyglądał mu się podejrzliwie, a Tonks doskonale to rozumiał. Wczoraj nie był mistrzem retoryki. Przeklęty Fenrir.
Fenrir nawet nie zareagował na ciskane pod jego adresem w myślach obelgi. Naprawdę był dziwnie cichy, jak na siebie.
-To ja, mam pańskie ubrania, tak jak obiecałem. Mamy też świstokli... urządzenia, które zabiorą was w bezpieczne miejsce. Na południowy zachód, tam są hrabstwa, w których nikt was nie skrzywdzi. - zaczął Michael, konkretnie acz łagodnie, a kierowca spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem. Inaczej go zapamiętał.
-Mam wujka w Kornwalii... ale nie wiedziałam, jak tam się dostać. Pan Smith miał nas zawieźć ciężarówką... - odezwała się młoda kobieta, a Mike przełknął ślinę.
-Bardzo mi przykro, ale pańska ciężarówka nie... przetrwała nocy, panie Smith. Nie mogłem przy niej zostać, widzi pan jak... się świecę, a w Kent nie jest bezpiecznie. - poinformował Mike, czując obrzydzenie do samego siebie z powodu drobnego kłamstwa. Przeklęta czkawka teleportacyjna. Przecież przez całą noc miał oko na ciężarówkę. No, prawie.

W oczach starszego pana pojawiło się autentyczne rozczarowanie i trochę bólu. Miał tą ciężarówkę od poprzedniej wojny, dobrze mu służyła. Nadał jej nawet imię.
-Grunt, że żyjemy. - powiedział kierowca mężnie, acz odrobinę szorstko. -Ale skąd mamy wiedzieć, że można wam ufać? - dodał, unosząc brwi. Ten srebrny gość wydawał się w nocy trochę obłąkany.

-Gdybyście nie mogli nam ufać, już by się to gorzej skończyło. - odezwał się nagle Moody. Młody auror zawsze był odrobinę szorstki i odrobineczkę szalony, ale wszyscy jego krewni zachowywali się dość obcesowo. Tonks westchnął w duchu i skinął głową.
-Obawiam się, że nie macie wyboru. Nie możecie zostać w Kent, podzielilibyście los pańskiego wozu. Moja rodzina też nie potrafi czarować, a ja używam własnej magii po to, by pomagać takim jak oni. Moi koledzy również. - Moody i Ross nie byli co prawda mugolakami, ale to właśnie dlatego Mike chętnie rozmawiał z uciekinierami, przedstawiając się jako ktoś do nich podobny.
-Niech czwórka z uda się ze mną. - poprosił, nastawiając świstoklik. Znali go już, tak będzie dobrze. -Weźcie też ubrania. To bezpieczne - mgnienie oka, a będziemy w Dorset. Panie Smith, proszę opowiedzieć moim kolegom o innych miejscach, w które miał pan dostarczyć te ubrania. Udadzą się tam z panem, pomogą innym wydostać się z objętych wojną hrabstw. Straciliśmy część ładunku, ale zabrałem tyle ciepłej odzieży, ile mogłem, a nasi ludzie pomogą wam przetrwać zimę. Jeśli są wśród was pielęgniarki, krawcowe, mechanicy, stolarze - każda para rąk się przyda. - powiódł wzrokiem po drobnej grupce, choć zwracał się głównie do Smitha, który najwyraźniej miał kontakt z wieloma grupami mugoli. Nie tylko czarodzieje mogli pomagać w tej wojnie, a tereny Koalicji Prewetta potrzebowały wsparcia. Nadciągało tam coraz więcej ludzi, sam Mike wyśle tam dzisiaj co najmniej kilkanaście osób i dużo ubrań. Szkoda, że nie ciężarówkę.
Uruchomił świstoklik i wyjaśnił czwórce mugoli jak go chwycić i co się za chwilę stanie. Smitha zostawił z Rossem i Moody'm, a ci (Ross należał do Zakonu Feniksa) wysłali mu potem patronusa z instrukcjami, gdzie ich spotkać. Gdy tylko Mike odeskortował do Dorset grupę uchodźców, ruszył w dalszą drogę, dołączyć do kolegów i zajmować się kolejnymi grupami.

Pan Smith, choć wciąż markotny po utracie swojego pojazdu, okazał się nieocenionym źródłem informacji o chowających się w Anglii mugolach. Jego ciężarówka miała dotrzeć nie tylko do Kent - z jego pomocą, aurorzy udali się w kilka punktów na południu Anglii, również poza hrabstwem, do innych lasów, do opuszczonych chat, do cichych wiosek. Mieszkający tam ludzie wciąż chwytali się nadziei, że uda im się bezpiecznie przeżyć zimę. Tonks i aurorzy tłumaczyli im, że większe szanse będą mieli na południowym zachodzie. W Kornwalii, Dorset, Weymouth. Michael cierpliwie wyjaśniał mugolom, jak działają świstokliki, a pan Smith zdawał się z każdą chwilą ufać mu coraz bardziej.

Praca pomogła Tonksowi zapomnieć na moment o wydarzeniach wczorajszej nocy, ale głowa nadal pękała mu z powodu nadmiaru whiskey, a serce - dziwnie pobolewało.

/zt ~1400 słów



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
klify - Klify - Page 7 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Klify [odnośnik]12.10.21 1:24
27 stycznia
Zima wciąż była uciążliwa, chociaż wydawała mu się dużo radośniejsza niż początek stycznia… czy raczej koniec pierwszego tygodnia stycznia. Ten był okropny, możliwe że najgorszy w całym życiu jaki tylko miał. Nie był pewny co miał myśleć, co miał robić wtedy - odnosił wrażenie, że wszystko w każdym momencie mogło się skończyć. Ale teraz… teraz czuł się dużo spokojniejszy. I radośniejszy.
Żyli. On, James, Marcel - i byli względnie bezpieczni. Wozy, rodzina, miał również pracę… Nienawidził tego, że wiecznie w jego życiu były kryzysy, w których był blisko śmierci na zmianę z tak spokojnymi momentami jak tu i teraz, kiedy siedział w okolicy Kent i przygrywał na harmonijce zainteresowanej grupie dzieciaków. Te zgadywały ptaki po dźwiękach, jakie wygrywał na drobnym instrumencie - i były zarówno zachwycone, zainteresowane jak i zafascynowane. Nie mogły wyjść z podziwu, jakim cudem Thomas wydawał te wszystkie dźwięki również tych ptaków, które przez zimowe miesiące niekoniecznie pojawiały się na wsypach brytyjskich.
Jemu to za to nie przeszkadzało. Niejednokrotnie opowiadał bajki i inne opowieści, występując ulicznic dla tłumów, a właśnie dzieci były jego ulubioną publiką. Zawsze były zainteresowane, zawsze brały jego słowa za prawdę mimo niechęci rodziców - a on pozwalał im wierzyć, że część jego opowieści była prawdziwa, a część niekoniecznie. Jednak nikt nie musiał wiedzieć, która część była którą - to był cały urok i magia.
Zresztą, nikt nie śmiałby przecież podważać słów wędrownego bajarza, prawda? Tym bardziej, kiedy zatrzymywali się teraz przy drodze, a kilka spacerujących osób rzeczywiście zerkało w stronę gromadki, chociaż niewiele z nich przystawali.
- Nie wierzę, że tak się da! Pan na pewno oszukuje, ma pan ptaka w kieszeni, to na pewno! - zaraz zawołał jeden chłopiec wyraźnie niedowierzające, jakby próbując przekonać grupkę kilkoro innych kolegów i koleżanek.
- Głupi jesteś! Jakby miał to by ich tak nie kontrolował!
- Ty tak nie umiesz i jesteś zazdrosny, Michael - zaraz zawtórowała jedna z dziewczynek, a dzieciaki stanowczo zwracały na siebie uwagę śmiechem i krzykami, i rozmowami. Były dziećmi. Mniej czy bardziej wolnymi od trosk, to dobrze. Ostatnim czasem zbyt mocno odczuł na samym sobie realia wojny i w duszy cieszył go widok, że te dzieci mimo, że z pewnością one czy ich rodzice nie posiadali wiele, potrafiły się po prostu bawić.
- Tak naprawdę… to jest magiczna sztuczka - potwierdził Thomas na tyle głośno i tajemniczo, że uwaga dzieciaków rzeczywiście została skupiona na nim. - W każdej przegrodzie tej harmonijki jest zaklęta nuta ptaka, którą musiałem ukraść. I wtedy odpowiednio dmuchając, ta nuta się uwalnia… i czasem nawet niektóre ptaki mogą się uwolnić wraz z nią - zaczął kontynuować i chwycił tylko jedną ręką harmonijkę, znów wygrywając tym bardziej dźwięki wydawane przez sikorę, a drugą ręką sięgnął do płaszcza, rzucając niewerbalne avis czym w dzieci radośnie poleciało stadko właśnie sikor. Te rozradowane zaczęły jeszcze bardziej krzyczeć i się cieszyć, zachwycone podobną sztuczką. Bo nawet jeśli nie było to niczym wybitnie trudnym, to wciąż je mogło cieszyć.


klify - Klify - Page 7 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 7 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Klify [odnośnik]14.10.21 8:48
Nie tylko Thomasowi styczeń zdawał się być spokojny. Po burzliwej jesieni, pełnej pytań bez odpowiedzi i oczekiwań względem najbliższych, nadszedł czas uśmiechu. Szalejąca wojna, wszechobecna w każdym z życiowych aspektów, mimo niesienia trwogi i stałego niepokoju, była także źródłem nadziei, w którym zanurzyć się można było pełnym ufności, przekonanym iż wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Od bladego świtu delikatnie świszczący wiatr dął swobodnie, targając nielicznymi, ostałymi na brzegu krzewami, zachęcając do spacerów wzdłuż klifów, jakie były jednym z codziennych rytuałów lady Rosier. Sunęła między oszronionymi kępkami traw, a poły niezapiętego płaszcza w kolorze burgunda łopotały na wietrze, odsłaniając długą, granatową spódnicę spiętą w talii cienkim paskiem. Kapelusz z krótkim rondem osadzony na włosach spiętych w niski kok, skąd pojedyncze, złote kosmyki wysunęły się, by okalać jasną twarz półwili. Bystre spojrzenie błękitnych oczu przesuwało się po kilku spacerujących sylwetkach, które podobnie jak ona wybrało poniedziałkowy dzień na kontemplację przyrody. Starała się nikogo specjalnie nie zaczepiać, wyłącznie odpowiadając uśmiechem i skinieniem głowy nieznanym sobie osobom, którzy znali jej imię i nierzadko także tytuł. Mieszkańcy Kent otoczeni byli pieczą i dobrze wiedzieli komu zawdzięczali swoje bezpieczeństwo. Służalczo-poddańcza relacja nie była jednak tym, na czym Evandrze najbardziej zależało. Już wkrótce w życie miały wejść kolejne projekty, których planowaniem i organizacją zajmowała się na równi z charytatywną wydawką żywności w Londynie, jak i ciepłej odzieży w Stoke-on-Trent. Dalsze tereny Anglii wymagały ich opieki, ale i o najbliższym Kent nie można było zapomnieć.
Także i do jej uszu dotarł głos śpiewających ptaków, odruchowo odwróciła głowę w kierunku otoczonego wianuszkiem dzieci młodego chłopaka. Wtem spod połów płaszcza jego wyleciały ptaki, ulatując w przestrzeń z radosnym trelem. Dziecięcy śmiech oraz zachwyt okazały się być miodem na Evandrowe serce, które zabiło mocniej, przywołując na myśl małego panicza, śpiącego właśnie w komnatach Château Rose. Chłopiec niedawno skończył pierwszy rok życia, z ciekawością odkrywając otaczający go świat. W towarzystwie matki zawsze był grzeczny i spokojny, spoglądając nań zafascynowany czarnymi, odziedziczonymi po ojcu oczami. Sięgał już drobną rączką do oparcia krzesła, podnosząc się i próbując o własnych siłach wykonać pierwsze kroki. Ile czasu minie, aż zacznie biegać pałacowymi korytarzami, burząc spokój przodków zawieszonych w złotych ramach obrazów?
Nie od razu rozpoznała twarz, którą zwykła spotykać w towarzystwie czarnego puloweru i krawata w złoto-czerwone pasy. Burza poskręcanych włosów i łobuzerski uśmiech, jakiego nie sposób zapomnieć. Nie widzieli się już od kilku lat, ale czarownica wciąż pamiętała jego imię - czy to przez zdolność do zapamiętywania szczegółów, a może dlatego, że tak bardzo zapadł jej w pamięć?
- Okradać ptaki z ich niezwykłego trelu? To dopiero zuchwałość. - Pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, gdy przystanęła w niedużej odległości od zgromadzonych w towarzystwie Thomasa dzieci, tym samym zwracając na siebie ich uwagę. Stojąc ze wzrokiem utkwionym w pana Doe wcale nie ukrywała uśmiechu, w jaki wykrzywiły się muśnięte karminową pomadką usta. - Sądzę jednak, że w obliczu twych umiejętności ptaki są zbyt błahym wyzwaniem. Jeśli poszukujesz nowego śpiewu do harmonijki, syreny znajdziesz sto mil dalej. - Odwróciła głowę w kierunku zachodu, gdzie w tak słoneczny i mało mglisty dzień można dostrzec kraniec Wyspy Wight. Nie dała się nabrać na dziecięcą sztuczkę, ale nic nie stało przecież na przeszkodzie, by nadal roztaczać nad nimi magiczny czar opowieści.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Klify [odnośnik]16.10.21 11:08
Śmiech dzieci roznosił się po okolicy, szczególnie kiedy te próbowały łapać ptaszki, choć już po chwili, kiedy dostrzegły lady tych ziem, nieco się spłoszyły. W końcu obecność tak pięknej kobiety, a do tego jeszcze polwili mogła być onieśmielająca i nawet Thomas dostrzegając sylwetkę damy poderwał się z pieńka, na którym przysiadywał, jakby zaaferowany - jakby został przyłapany na czymś, co niekoniecznie powinien robić. Chociaż może to był po prostu jego wewnętrzny stres? Miał w końcu całkiem sporo na swoim sumieniu, szczególnie przez ostatnie tygodnie. Mimo wszystko zaraz uśmiechnął się do lady, którą również zaczął kojarzyć ze szkolnych lat.
Dość pokracznie i zamaszyście zaraz się skłonił.
- Zuchwalstwem byłoby, gdybym spróbował ukraść syreni śpiew. Mogłaby spaść na mnie kara nie tylko ze strony syren, ale również i ze stronu rodu Lestrange, prawda dobra pani? - powiedział z uśmiechem, nie mając tak naprawdę pojęcia czy lady, z którą kiedyś rozmawiał za czasów Hogwartu została już żoną innego lorda, co robiła tutaj w Kent czy że rzeczywiście była półwilą. Niewiele potrafił zrozumieć z czasów szkolnych ze spotkań z nią, ale fakt że czegoś nie rozumiał rzadko kiedy go powstrzymywał przed działaniami.
- Chociaż nie ukrywam, że chętnie bym kiedyś przyjął zaszczyt spotkania syren. Podróżując przez Szkocję i Anglię natknąłem się na różne stworzenia, tańczące dzikie skrzaty podczas listopadowych nocy, które nie zdecydowały się ulec żadnemu z czarodziejów i przebywają pod Schiehallion, które nawet w zimie wydaje się być zatrzymane w czasie. Władcy Schiehallion korzystają ze swej magii, aby zatrzymać górę żywą i zieleniącą się, ponieważ właśnie taki preferują swój ogród, a cała góra przykrywa niezwykłych rozmiarów pałac... Jednak w kwestii syren nigdy nie byłem ekspertem, ale z pewnością jest nią lady Lestrange, nieprawdaż? Syreny na Wight muszą być niezwykłe - powiedział z uśmiechem, chociaż nie dało się ukryć, że o konotacjach z syrenami przez ród Lestrange wiedział chyba głównie dzięki Octavii i rozmowach z nią. Nie miał pojęcia często o tym na czyich ziemiach się znajdował, szczególnie jako włóczykij i powsinoga. A przecież nawet za dziecka, kiedy podróżowali to nikt ze starszyzny nie przejmował się Anglikami i ich zasadami - nie na tyle, aby wpajać młodym które ziemie należy do kogo. Po części dla Thomasa sama idea posiadania jakiegoś skrawka lądu na własność była czystą abstrakcją, której nie pojmował. W końcu posiadać można wóz czy dom, a nie glebę.
- Naprawdę..? O syrenach? Są tak piękne jak pani..? - zapytała nieśmiało zaraz jedna z dziewczynek, a na to Thomas zaraz zmarszczył brwi.
- Syreny podobno są piękne... - zaczął niepewnie, jakby ta kwestia była w tym momencie niezwykle istotna i strofująca go. Zaraz jednak spojrzał z czarującym uśmiechem na Evandrę. - Ale jestem całkiem pewny, że nie ma piękniejszej czarownicy od lady, która zaszczyciła nas teraz swoją obecnością. A wiem, widziałem wiele o podróżowałem sporo, i zapewniam, że nie ma piękniejszej - zaraz rzucił z niebywałą gładkością i pewnością, a dzieci wyraźnie wydały się być tym faktem zachwycone i może nieco bardziej onieśmielone.


klify - Klify - Page 7 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
klify - Klify - Page 7 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380

Strona 7 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Klify
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach