Dział Ksiąg Nieużywanych
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:07, w całości zmieniany 2 razy
edit:
wykonany podpunkt c) zdobycie informacji o elektrowni zgromadzonych przez czarodziejów;
st=60, wynik Magnusa 99+40(IV poziom biegłości w historii magii)= 139
139>60, próba udana
zt
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Jednym z miejsc, w których przebudziły się anomalie, była Biblioteka Londyńska. Niestabilna magia obudziła się w jednej z rzadko używanych części biblioteki. Dotychczas kurzące się na półkach, niecieszące się popularnością książki nagle zaczęły atakować każdego, kto zapuszczał się między regały. Gdy tylko wyczuwały ruch, spadały z półek i mknęły w stronę swoich ofiar, uderzając ich i szczypiąc okładkami. Z racji rozmiarów i ciężaru woluminów niektóre uderzenia były naprawdę bolesne, zdarzały się nawet przypadki ciężkich zranień przez rzucające się całą chmarą księgi. Z tego powodu ministerstwo zamknęło i odgrodziło tę część biblioteki.
Gdy wchodzicie między regały, waszych uszu dobiega głośny szelest, a potem stukoty ksiąg budzących się do życia i spadających z półek. Po chwili woluminy zaczynają mknąć w waszą stronę, lecąc w powietrzu ze świstem i złowrogo kłapiąc okładkami.
Wymaganie: Poprawnie rzucone Arresto Momentum przez przynajmniej jednego czarodzieja.
Niepowodzenie skutkuje zmasowanym atakiem książek i utratą 30 PŻ (tłuczone) w wyniku uderzeń ciężkich ksiąg w wasze ciała. Nadciąga ich coraz więcej i wszystkie mkną w waszą stronę – pozostanie tu i próba naprawy magii jest niemożliwa.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 130, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Mogło się wydawać, że magia została wyciszona i opanowana. Ale to nie był koniec. Na ziemi wciąż leżało wiele ksiąg, a zakurzone półki świeciły pustkami. Jeśli posiadaliście przynajmniej podstawową wiedzę z zakresu literatury, mogliście jednak zauważyć, że te książki, które pozostały na półkach, były ustawione tematycznie.
Wymaganie: Żeby dokończyć stabilizowanie magii, należy ułożyć książki w odpowiedniej kolejności. ST poprawnego ułożenia książek wynosi 50, do rzutu dodaje się biegłość literatury (wiedza). Magia zostanie naprawiona pomyślnie, jeśli co najmniej jeden czarodziej sprosta zadaniu.
Niepowodzenie skutkuje przebudzeniem się anomalii. Wszystkie książki z regału, przed którym stoicie spadają na was, przygniatając was swoim ciężarem. Tracicie 100 PŻ.
Nie wiedział, co za ghul go przekonał do tego, żeby pójść na naprawę anomalii i zapanowanie nad jej siłą akurat do Działu Ksiąg Nieużywanych. W końcu magia szalała w przeróżnych miejscach, a oni zdecydowali się właśnie na Bibliotekę Londyńską. Bardziej rozpoznawalnego miejsca nie było, prócz Big Bena. Zupełnie jakby nie mieli innego wyboru, jednak Vane nie zamierzał się już o to kłócić, gdy przekraczali próg biblioteki, w której bywał swego czasu tak często. Noc sprzyjała ich zabawie w podchody, lecz nie umniejszało to spięcia, które odczuwał profesor. W końcu kiedyś mogłoby się to wydawać nawet ekscytujące - teraz było zwyczajnie głupie. Mogli iść wszędzie, ale nie tutaj... Oni, bo tuż przy boku astronoma był nie kto inny, a jego drogi przyjaciel, który chyba postradał zmysły, ogłaszając, że wybranie się właśnie do Działu Ksiąg Nieużywanych to idealny pomysł. Z tego co mówił, Jayden wyłapał jedynie, że Snape zasłyszał od znajomego znajomego, że rozszalała się anomalia w Royal Borough of Kensington and Chelsea i ktoś musiał nad nią zapanować. A bohaterami dnia miała być ich dwójka. Doprawdy ekscytujące. Jakby mieli mieć jeszcze przerwę na sięgnięcie po antyczne księgi... Jednak nie trzeba było być specjalnie zaangażowanym w politykę, by widzieć, że coś było na rzeczy. Ministerstwo Magii dalej nie robiło sobie nic z krzywd swoich obywateli, których dostawali przez szalejące po ulicach czary. Oddział Kontroli Magicznej wyłapywał każdego kto próbował coś z tym zrobić i Jayden sam się o tym przekonał, chociaż nie mógł skonkretyzować, skąd to wiedział. Był pewien, że już kiedyś walczył z anomalią, ale... Te wspomnienia były jak czarna plama lub dawno zapomniany sen. Szybko jednak przestał o tym myśleć, wchodząc do celu ich dziwnej podróży. W kieszeni wyczuwał czarną perłę i fluoryt, a na szyi wisiał pazur gryfa zatopiony w bursztynie - mała pomoc mogła się przydać właśnie w takich chwilach. Do tego przez ramię miał zawieszoną miotłę, na wypadek, gdyby musieli się szybko ewakuować z miejsca zdarzenia. I nie chodziło jedynie o służby porządkowe, ale agresywne książki, które atakowały wszystko na swej drodze. Jaydenowi zdawało się to tak samo absurdalne jak i diaboliczne, ale nie odezwał się. Nie, gdy słyszał furkotanie budzących się tomiszczy. To, co wydarzyło się w chwilę potem, przypominało scenę z opowiadań dla dzieci, których nasłuchał się wystarczająco w dzieciństwie. Szarżujące ku dwójce śmiałków książki. A może to były smoki? - Arresto Momentum - rzucił, wyciągając różdżkę w stronę lecących książek. Miał nadzieję, że alkohol nie przeżarł mu mózgu na tyle, żeby nie mógł poprawnie rzucić zaklęcia.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Znał to miejsce niemalże na pamięć, bardzo często bywał w przybytku kopalni wiedzy jaką była biblioteka. Stosy książek, zapach starego pergaminu oraz kurzu - mieszanka stanowiąca przyjemną woń dla kogoś, kto kochał naukę nade wszystko. Brakowało jeszcze ziołowej nuty eliksirów lub maści i Cyrus poczułby się jak u siebie w mieszkaniu. To właśnie o tych przyjemnych skojarzeniach myślał podczas podróży do budynku, który zamienił się w jedno wielkie skupisko niestabilnej magii. Domyślał się, że jedna z sal przybytku musiała wyglądać jak istne pobojowisko w związku z eskalacją czarnej magii - może nigdy jej nie naprawiał, lecz jako naukowiec pracował z tą materią. Najdziwniejsze było w tym to, że Jayden przecież zrezygnował z uczestnictwa w działaniach Zakonu Feniksa i chociaż Snape nie potrafił mu się dziwić, to ich wspólna działalność wywoływała w nim niezrozumienie. Prawdopodobnie bardzo niepotrzebnie, ponieważ jako dwójka pasjonatów świata nauki mogli spotkać się w pobliżu anomalii i potraktować to spotkanie jako współdziałanie dla dobra ogólnodostępnej wiedzy. Dla czarodziejów, których Oddział Kontroli Magicznej zawiódł, nie robiąc ze strefami zagrożenia absolutnie nic.
Po krótkim powitaniu ruszyli korytarzem w głąb biblioteki, kierując się głównie niepokojącymi dźwiękami dobiegającymi z jednej z sal. Alchemik spodziewał się zastać tam wiele, lecz agresywnych, atakujących i gryzących ksiąg zdecydowanie nie. Odłożył zabraną miotłę oraz wyciągnął szybko różdżkę, jednakże Vane ubiegł go w rzucaniu zaklęcia. Wkrótce tomiszcza stały się niegroźne na tyle, że mogli odetchnąć z ulgą. I zająć się badaniem źródła anomalii. - Niezły refleks - pochwalił kumpla, po czym skierował wzrok na epicentrum czarnej magii, którą powinni spróbować ustabilizować. Chociaż Cyrus wiedział, że to będzie karkołomne.
Promise me no promises
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
Jay nie wiedział nic o Zakonie Feniksa, jednak nie oznaczało to od razu, że zamierzał siedzieć z założonymi rękami i podziwiać chaos, który dość szybko rozprzestrzeniał się po jego państwie. Wielka Brytania płonęła i mało kogo interesowało, żeby ten pożar ugasić - ważniejsze były konflikty i zażartość między sobą. Obserwując to wszystko, nie widział, żeby ktokolwiek wyciągał wnioski z przeszłości, woląc pchać się w bezsensowne spory o to czy mugole powinni być częścią ich społeczeństwa, czy też nie. Nikt nie mógł jednak zaprzeczyć faktom. Urodzeni w niemagicznych rodzinach byli i mieli być pomiędzy nimi. Czy poplecznicy czystości krwi zamierzali cofnąć czas i wymazać całe setki jak i tysiące lat, które minęły, a w których mugole łączyli się z magami? To był absurd, jednak takim samym absurdem były działania partii popierającej niemagicznych. Czy chcieli tego, czy nie - wszyscy żyli w jednym świecie, dzielili go, bardziej świadomie lub mniej, lecz wciąż byli w tym razem. Musieli nauczyć się koegzystować zamiast próbować się wyniszczać. Nie podobało mu się to... Ale czy nie aktualny stan rzeczy był również kością niezgody między nim z panną Sprout?
Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się myślenia o tym i skupić na zadaniu. Wchodząc do odpowiedniego działu w bibliotece, Jayden nie myślał zbyt wiele o konsekwencjach złapania. Najwyżej musieliby się gęsto tłumaczyć, ale nie miał siły ani ochoty rozczulać się nad takim stanem rzeczy. Podjął decyzję, że wesprze przyjaciela i właśnie to robił. Przekraczając próg pomieszczenia, mogli spodziewać się, że książki obiorą sobie za cel ich dwójkę, jednak wprawnie rzucone przez astronoma Arresto Momentum zatrzymało ich atak. Niektóre dopiero co spadły na podłogę, inne zwolniły kilka metrów przed nimi. Anomalia nie zamierzała tym razem pokrzyżować mu planów, dlatego czar wyszedł bezbłędnie. Vane skinął Cyrusowi, słysząc jego komentarz, ale nie odezwał. To w końcu on wciągnął go w ten bajzel, chyba nie spodziewał się, że da się tak łatwo wyrolować? I chociaż zaklęcie się udało, profesor wolał nie myśleć, co by było, gdyby coś poszło nie po jego myśli. Energia jednak wciąż szalała dokoła nich, dlatego przeszedł dalej za Snapem, chcąc przejść do części, dla której się tu znaleźli. Miał nadzieję, że miało pójść im lepiej, ale nie mógł być do tego przekonany całkowicie.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
'k100' : 56
Na pewno nie ksiąg latających dookoła oraz kłapiących na nich ostrymi zębiskami. Przez krótką chwilę wydawało mu się, że encyklopedia zamierzała odgryźć mu twarz - Vane zareagował naprawdę szybko. Tom osunął się z donośnym hukiem na ziemię, zaś Snape odzyskał względną równowagę. Względną, ponieważ to był dopiero pierwszy etap. Przed nimi czekał ten bardziej skomplikowany. Mniej przyjemny, ryzykowny.
Nie chciał zostawać w tyle, dlatego alchemik skierował różdżkę na pulsujące źródło wybuchowej magii, starając się ją zneutralizować. Wyplenić z tego miejsca, oczyścić. Westchnąłby, gdyby nie skupienie wymalowane na twarzy oraz faktycznie odegrane. Wszystko albo nic.
Promise me no promises
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
'k100' : 51
|56 + 18 + 51 + 5 = 130/130 |lit (wiedza) I
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
'k100' : 66
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
Trzynastego dnia stycznia po pracy postanowiła wybrać się do Biblioteki Londyńskiej. Była regularnym gościem tamtejszych magicznych działów, często wypożyczając z nich książki, a niekiedy korzystając z nich na miejscu. Oczywiście wtedy, kiedy pozwalał jej na to czas, a w dobie anomalii nie miała go zbyt wiele, bo dużo pracowała. Całe dnie spędzała w Mungu, a popołudnia i wieczory (niekiedy tylko wieczory, gdy dłużej zostawała po godzinach) wykorzystywała na pracę na rzecz Zakonu, a także naukę własną. Musiała przecież regularnie analizować układ ciał niebieskich (choć jego obserwowanie w listopadzie i grudniu było niezwykle trudne przez gęste burzowe chmury, dlatego często musiała prognozować obecne ułożenie gwiazd i planet na podstawie wcześniejszych wykresów oraz literatury), wnikliwie studiowała też wiedzę z zakresu zielarstwa, dużo czytając na temat użytkowanych w alchemii ziół. Chcąc być możliwie jak najlepsza w swoim fachu musiała się dokształcać i to wszechstronnie, pielęgnując wiedzę z dziedzin, które były użyteczne w tworzeniu coraz lepszych i silniejszych mikstur. Robiła to jednak nie z przymusu, a z czystej, szczerej pasji do alchemii i wszystkiego co z nią powiązane.
Anomalie wreszcie dobiegły końca, przynosząc do kraju choć odrobinę spokoju, choć zdawała sobie sprawę, że wojna się nie skończyła i niebezpieczeństwo nadal istniało, zwłaszcza dla osób mugolskiego pochodzenia. Uprzedzenia stały się coraz bardziej odczuwalne, dużo bardziej niż kiedyś. Chciała jednak wierzyć że będzie lepiej i że skoro udało się pokonać koszmar anomalii, to z innymi problemami z czasem też sobie poradzą.
Jako, że w Dziale Ksiąg Nieużywanych było spokojniej niż w głównej części biblioteki, postanowiła poszukać spokoju właśnie tu, poza tym liczyła, że jeśli dobrze poszpera wśród półek, może znaleźć jakieś interesujące pozycje zawierające bardziej niszową wiedzę. Wśród stosów pozornie bezużytecznych ksiąg mogły przecież kryć się i takie, które niesłusznie zostały tak ocenione i mogły zawierać coś rzucającego nowe światło na informacje przyswajane z książek znalezionych w dziale czarodziejskim. Poza tym dobrze było czasem zboczyć z utartych ścieżek i sięgnąć po coś, po co rzadko ktoś sięgał.
Jednak nie dane jej było zapuścić się pomiędzy półki, ponieważ napotkała problem na... schodach. Jakiś żartowniś najwyraźniej zaczarował schodek, bo kiedy Charlie postawiła na nim stopę, ten zapadł się, więżąc ją w środku. Nie mogła jej wydostać, a na schodku powyżej pojawiły się usta, ostrzegając, że nie zostanie uwolniona, dopóki nie zaśpiewa z kimś w duecie hymnu Zjednoczonych z Puddlemere. Jak na złość Charlie nie pamiętała całych słów, choć jej kuzyn grał dla tej drużyny. Obiecała sobie w duchu że nie może mu się przyznać do takiej dziury w wiedzy, a teraz... czy to już był ten moment, kiedy powinna krzyczeć o pomoc? Czy może wystarczy poczekać trochę? Było jej głupio tak po prostu zacząć się wydzierać, zwłaszcza że sprawca owego żartu mógł czekać gdzieś w pobliżu i naśmiewać się ze swojej pechowej ofiary. Mugole przychodzili tu rzadko, ale czarodzieje pojawiali się regularnie, ktoś musiał tu przechodzić, i oby był to ktoś, kto znał cały hymn drużyny. Wolałaby nie niszczyć schodów magią, nawet jeśli anomalie już im nie groziły.
Zbiegał szybko po schodkach do wyjścia z biblioteki, gdy prawie wpadł na jakąś kobietę!
-Bardzo przepraszam... - zaczął, gwałtownie wyhamowując i unikając czołowego zderzenia. Podniósł wzrok na blondynkę, ciekaw, czemu właściwie stała jak słup na środku schodka i blokowała drogę zapracowanym ludziom i...
-To ty! - wykrztusił, nieco zdumiony i nieco zmieszany. Natychmiast rozpoznał animag-kotkę, a pamięć o spotkaniu z nią wciąż napawałą go mieszaniną zawstydzenia i strachu. Od ich spotkania minął niecały miesiąc, a Steff wolał nie pamiętać o tym, że jakaś nieznajoma znała jego sekret. Zepchnął więc tamten moment w odmęty niepamięci, a nagłe spotkanie z blondynką przypomniało mu, że znajoma-nieznajoma animag jest jak najbardziej realna (tak jak groźba wydania się jego tajemnicy!) i przecież nadal mieszka w Londynie.
Najchętniej pobiegłby dalej, ale do jego uszu dobiegało jakieś pomrukiwanie. "Zjednoczeni, zjednoczeni, zaśpiewaj zjednoczonych!"
-E...co jest nie tak z tym schodkiem? - zmarszczył brwi i zerknął w dół. Czy jemu się zdawało, czy formowały się tam usta? Uśmiechnęły się złośliwie, po czym zniknęły, a Steffen spojrzał na dziewczynę pytająco, mając nadzieję, że też je widziała i słyszała. Chyba nie przegrzał sobie mózgu siedzeniem w bibliotece?
Asekuracyjnie, nie postawił stopy na podejrzanym schodku i stał na razie bezpiecznie, dwa stopnie nad Charlene.
little spy
Chciała pobuszować w dziale ksiąg nieużywanych, poszukać jakichś niedocenianych perełek w nadziei że może trafi się coś wartościowego, czego jeszcze nie wyczytała w książkach w magicznym dziale. Niestety zamyśliła się tak bardzo, że nie zauważyła pułapki, zresztą nawet się jej w takim miejscu nie spodziewała. Dopiero gdy jej noga ugrzęzła w schodku i nie dało się jej wyjąć zrozumiała, że pechowo wpadła w zasadzkę jakiegoś żartownisia. I tak szczęście w nieszczęściu że nie było to coś groźniejszego niż znikający stopień, niemniej jednak nie chciała tutaj utknąć na cały dzień i dlatego w myślach zastanawiała się już nad możliwymi sposobami wydostania się stąd. Może by tak zmienić się w kota? Bała się jednak, że wtedy schodek uwięzi wszystkie cztery jej odnóża i nie będzie mogła się zmienić z powrotem ani czarować.
Zanim doszła do etapu wzywania pomocy, usłyszała kroki, a potem ktoś prawie na nią wpadł. Nic dziwnego, w końcu stała na środku schodów, nie mogąc ruszyć się w żadną stronę. Nieznajomy w ostatniej chwili wyhamował zanim na nią wpadł, a Charlie podniosła głowę i po chwili także go rozpoznała, a wtedy na jej policzkach zaczął rozlewać się intensywny rumieniec.
To był młodzieniec, którego nakryła w swoim ogródku pod postacią szczura i prawie go „upolowała”! Rozpoznała go dopiero po paru sekundach od zobaczenia jego twarzy, bo w końcu minął jakiś miesiąc, a wtedy był już wieczór, było ciemno i nie widziała go tak wyraźnie, choć i tu było ciemnawo. Dzień jeszcze się nie skończył, ale dział ksiąg nieużywanych nie należał do najbardziej reprezentatywnych części biblioteki, właściwie był dość zaniedbany, słabo oświetlony i na uboczu, więc pozostawało się cieszyć, że w ogóle ktoś tędy przechodził i to czarodziej, bo mugolowi naprawdę trudno byłoby się wytłumaczyć z jej położenia.
- Eee... dzień dobry – zdołała tylko wybąkać, bo i ona była bardzo zakłopotana tym spotkaniem po tym, jak miesiąc temu zachowała się jak zwierzę i rzuciła się na szczura który okazał się animagiem. Poza tym miała świadomość że i on znał jej sekret, a nie była pewna czy był godzien zaufania, by posiąść taką wiedzę, którą Charlie nie dzieliła się z każdym.
Tak ją to zawstydziło że na moment zapomniała o schodku i o tym, że potrzebowała pomocy w wydostaniu się z niego. Dopiero kolejne szemranie dobiegające skądś na wysokości kostek przypomniało jej, że nadal była w opałach i potrzebowała pomocy. Tylko czy animag-szczur nie postanowi uciec, zostawiając ją tu?
- Chyba jest zepsuty – odezwała się. – Może ktoś rzucił na niego urok, ale kiedy na nim stanęłam, uwięził moją stopę i nie mogę wyjść. Domaga się, bym zaśpiewała hymn Zjednoczonych z Puddlemere... A ja nawet nie pamiętam słów!
Tym sposobem znowu znaleźli się razem w niezręcznej i dziwacznej sytuacji, bo kiedy Charlie wypowiedziała swoje słowa, zdała sobie sprawę, że to brzmiało jak bełkot osoby cierpiącej na jakieś dziwaczne urojenia. Schodek zmuszający do śpiewania drużynowych hymnów był dziwaczny nawet jak na magiczny świat.
Spojrzała na niego z wahaniem.
- Wiem, że poznaliśmy się w... cóż, dziwnych okolicznościach, ale... byłabym bardzo wdzięczna za pomoc – powiedziała po chwili jąkając się z zawstydzenia, niepewna czy chłopak jej pomoże, czy może wykręci się czymś i sobie pójdzie. Gorzej, jeśli i on nie znał tego hymnu, a przecież nie każdy musiał go znać. Choć ona powinna, mając w rodzinie członka tej drużyny, i to grającego w aktualnym składzie. Wstyd, naprawdę wstyd.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5