Cyneric Leofric Yaxley
Nazwisko matki: Prewett
Miejsce zamieszkania: Fenland, Yaxley's Hall
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: treser trolli
Wzrost: 182 cm
Waga: 79 kg
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: błękitny
Znaki szczególne: atletyczna postura, kilka blizn na ciele, długie włosy oraz broda.
O długości 11 cali, dość sztywnej, wykonanej z dzikiego bzu z rdzeniem w postaci z łuski smoka
Slytherin
-
Topielicę lub wodę jako żywioł
Rozgrzanym metalem, gęstą krwią oraz liliami
Siebie z rodziną - pełną, szczęśliwą
Trollami, historią, sportem
Nikomu nie kibicuję
Polowania, jeździectwo, szermierka
Muzyki klasycznej
Ben Dahlhaus
Leofric Yaxley był wielkim czarodziejem. Dumnym ze swoich korzeni - jak każdy z tego rodu - oraz dokonań wsławionych przez historię przodków. Zajmował się polowaniem oraz tresurą trolli, przynosząc chlubę swej rodzinie. Kiedy tylko nauczył się fachu, z każdym dniem pokazywał wszystkim ile drzemie w nim siły, determinacji oraz bez wątpienia umiejętności. Hodowla Yaxley'ów rozrosła się bardzo szybko - mężczyzna dopilnował tego osobiście, łapiąc ogromną ilość trolli - dzięki czemu zyskał sobie szacunek wśród rodziny. W nagrodę za jego dokonania pozwolono mu wybrać ukochaną, przyszłą żonę gotową do wydania na świat wielu równie utalentowanych co on czarodziei. Oczywistym, niepodważalnym warunkiem było jej szlachetne pochodzenie; lecz ten był jedynie formalnością, niepotrzebnym przypomnieniem - żaden Yaxley nie wybrałby sobie małżonki chociażby z drobną skazą na jej rodowodzie - Leofric nie był żadnym wyjątkiem od tej reguły. Wierzył w idee wpisujące się w jego nazwisko, wrósł w nie całym sobą i na inną kobietę zwyczajnie nawet by nie spojrzał. Wzrok jego zatrzymał się na pięknej, młodziutkiej lady Prewett, do której zapałał gorącym uczuciem niemal od razu. Jego krewni nie byli tym faktem zachwyceni - po co im taka mimoza w rodzinie? - ale skoro mogła poszczycić się odpowiednim pochodzeniem, a Leofric właśnie przy tym wyborze się upierał, rozpoczęto rozmowy między nestorami. Wreszcie uzyskano zgodę na zaręczenie młodych, którzy kilka miesięcy później stanęli na ślubnym kobiercu.
Wbrew przewidywaniom całego świata arystokracji, stanowili naprawdę udane małżeństwo. Mężczyzna szczerze kochał swoją młodą żonę, a ona kochała jego. Takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często w aranżowanych związkach, dlatego można mówić o niebywałym szczęściu tej dwójki. Leofric doceniał wrażliwość, złote serce oraz artystyczne talenty posiadane przez małżonkę, ona zaś odzyskiwała przy nim spokój i nabierała pewności siebie. Ta przydawała jej się podczas konfrontacji z jego rodziną, która nigdy do końca jej nie zaakceptowała. Yaxley'e co prawda oszczędzili jej kpiny oraz niewybrednych komentarzy jawnie obrażających jej kruchość, lecz specjalnie traktowali ją jak powietrze. Starała nie dawać tego po sobie poznać, że jest jej z tym wszystkim niewymownie ciężko, ale każdą napiętą sytuację podczas wspólnych obiadów brała głęboko do siebie.
Cyneric przyszedł na świat jako drugie z trojga dzieci państwa Yaxley. Urodził się w ponury, mglisty oraz dżdżysty poranek w rodowej posiadłości - chociaż niewiele brakowało, żeby matka powiła go na bagnach podczas przechadzki. Jego pojawienie się było przedwczesne o jakieś dwa tygodnie, przez co sprawił rodzicom ogromną niespodziankę. Rodzina cieszyła się z jego narodzin, jak z każdego męskiego potomka pojawiającego się w ich rodzie. Od samego początku był oczkiem w głowie matki, która czasem zachowywała się, jak gdyby to właśnie Cyneric był jej ukochanym dzieckiem, a pozostałą dwójkę spychała na dalszy plan. Dużo do niego mówiła - najczęściej o przykrościach, jakie ją spotykały - a także kazała wygrywać mu muzykę znanych kompozytorów chcąc zaszczepić w nim wrażliwość. Leofricowi nie do końca przypadł ten pomysł do gustu, więc kiedy tylko maluch ujawnił swoje magiczne zdolności - spektakularnie wysadził w drobny mak rodową wazę będącą częścią posagu jego matki - mężczyzna oddał go w ręce guwernerów oraz nauczycieli historii, a także sportów. Zaznajamiany był w głównej mierze z szermierką, jeździectwem oraz polowaniami. Gdy tylko ojciec znalazł dla niego chwilę oswajał go z trollami, uczył ich języka oraz sposobów postępowania z nimi. Wychowywał go surowo - tak samo, jak sam był wychowywany przez swojego ojca - ale też chwalił go w momencie, gdy zauważał jego postępy w nauce. Rzadko pozwalał na widywanie syna z matką w obawie, że to złamie jego ducha oraz uczyni zeń przewrażliwionego paniczyka. Nie wiedział jak ogromny ból sprawia swoim postępowaniem delikatnej żonie. Być może, gdyby rozpoznał w jej zachowaniu rozwijającą się depresję, cała ta historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Sam Cyneric był zbyt młody na zrozumienie targających rodzicami uczuć oraz tego, co miało być dla niego najlepsze. Posłusznie poddawał się woli zarówno ojca jak i matki, z całych sił starając się zadowolić ich oboje. Tak samo niezrozumiałe były dla niego działania Grindelwalda - kiedy wybuchła wojna, miał ledwie osiem lat. Sprawy dorosłych były dla niego pewnego rodzaju tajemnicą, w którą wolał nie wnikać.
Za to uwielbiał wysiłek fizyczny czy naukę na temat historii rodu, ale lubił też odpoczywać siedząc wraz z matką wśród muzyki, którą tak kochała. I która kojarzyła jej się z jej własnym domem rodzinnym, w którym doceniano piękno kompozytorstwa. Nie mógł przekonać się jedynie do operowych arii uznając je za pozbawione piękna wrzaski, lecz dzielnie nie okazywał swojej wrogości do tego typu formy sztuki. Starał się wypełniać wolę rodzicieli najlepiej jak umiał, zawziętość odziedziczając po Leofricu. Był przy tym małomównym dzieckiem - pierwsze słowa wypowiedział dopiero w momencie, gdy nauczyciel przepytywał go z przyswojonego przezeń materiału. Nie rozrabiał, znacznie woląc pomagać przy trollach niż bezsensownie psocić. Język trollański wbrew temu, że same istoty zbyt rozumne nie są - okazał się być ciężkim kawałkiem chleba. Wymagało to skupienia oraz nie tylko teorii, lecz także praktyki. Osłuchał się z mową tych stworzeń podczas towarzyszenia ojcu w ich tresurze. Jako mały chłopiec głównie zabierał pozostawione kości czy zwyczajnie siedział nieopodal i obserwował pracę swoich krewnych. Ciężka praca nigdy nie była mu obca, w przeciwieństwie do większości szlachciców z innych rodów. I choć wydawało się, że takie zajęcia nie przystoją czystokrwistemu czarodziejowi, to Leofric miał w tym pewien cel - za wszelką cenę chciał nauczyć syna robotności, pokory oraz samodzielności.
List z Hogwartu nie mógł być dla nikogo zaskoczeniem. I nie był. Na Pokątną w celu zrobienia zakupów udał się z matką - ojciec miał wszakże swoje obowiązki. To był bardzo miły czas zwieńczony wspólnym jedzeniem lodów. Pierwszy był tak daleko od domu, spotkał tylu nowych ludzi. Oglądał się za nimi nie wiedząc w którą stronę patrzyć najpierw. Mimo to nie czuł chęci zagadania do żadnego z nich - ojciec tłumaczył mu, że nie może zadawać się z byle kim. Stawiał szlachetną krew ponad innymi, a Cyneric zgadzał się z tymi poglądami w całej rozciągłości. Nie mogąc ocenić w tak szybkim tempie na kogo zwracać uwagę, a na kogo nie, zajął się rozmową z matką. To było przyjemne popołudnie, pierwsze od dawna nieprzytłaczające lady Yaxley. Jako chora na klątwę Ondyny - jej syn często był świadkiem jej napadów duszności - potrzebowała jak najwięcej odpoczynku od stresogennych sytuacji.
W Hogwarcie przydzielono go do Domu Węża - znów, żadna niespodzianka - w którym odnajdywał się najlepiej. Dużym zaskoczeniem dla niego był fakt, że nawet w wychowankach Salazara można było dostrzec nieczystokrwistych osobników. Nie, żeby Cyneric się z nimi zadawał, lecz uważał to za wysoce niekomfortowe, że musiał dzielić z nimi dormitorium czy pokój wspólny. To samo powietrze, te same meble. Z drugiej strony nie stanowił człowieka znęcającego się nad innymi - szkoda mu było na to czasu - raczej traktował ich jak powietrze. I tak nie był duszą towarzystwa, bardziej biernym obserwatorem. Nie lgnęło do niego całe stado arystokracji, Yaxley'e jednak nie mieli zbyt wielu przychylnych sobie rodów. Dlatego miał kilku zaufanych kolegów, a większość z nich była z nim w jakiś sposób spokrewniona, co znacznie ułatwiało sprawę oraz rozwiązywało problem samotnej tułaczki po szkolnych korytarzach.
Od zawsze lubił zajęcia ruchowe, dlatego tak mocno żałował, że ich w Hogwarcie zwyczajnie nie ma. Raptem kilka lekcji latania na miotle, które nie przypadły mu do gustu. Nieadekwatnie do swojego stanu tęsknił za pracą fizyczną, jednak w miejscu tak mocno narażonym na opinię innych uczniów nie przystoiło robić cokolwiek. Dlatego męczył się podczas lekcji, odrabiania prac domowych. Wszystko było zbyt statyczne. Eliksiry zbyt nudne i jednostajne, runy to strata czasu, a wróżbiarstwo to kpina. Historia magii w większości też nie wydała mu się fascynująca - poza dokonaniami arystokratycznych rodów oraz ich przeszłości - lecz wiedział jak ważna jest ona dla Yaxley'ów, dlatego uczył się jej pilnie. Największym jego konikiem z pasji wymagających stagnacji są po dziś dzień rodowe historie, ich dziedzictwo oraz sławni wojownicy. Reszta go niestety bardzo nużyła, niekiedy wręcz usypiała. Ożywiał się tylko podczas zajęć praktycznych, na przykład zaklęć. Z tego też powodu w trzeciej klasie zapisał się do szkolnego Klubu Pojedynków - byleby tylko wyładować gdzieś swoją energię.
Ożywiał się w wakacje, kiedy wracał do domu. Nigdzie nie było mu tak dobrze jak w Fenland. Pomagał ojcu przy trollach, rozmawiał z matką, spędzał czas z rodzeństwem. Było idealnie - jak to zwykle w opowieściach bywa, tylko do pewnego momentu.
(…)To był czternasty lipca, pamiętam tę datę jak żadną inną. Wybraliśmy się w góry na polowanie dzikich trolli, ale coś poszło bardzo nie tak. Teraz ten obraz mam już zamazany, widzę go jak przez mgłę. Stadko przygłupich bestii, bardzo czymś rozjuszonych - i przede wszystkim zobaczonych dosłownie w ostatniej chwili. Nagle słyszę trzask gruchotanych kości, serce zamiera mi w bezruchu, nie mogę się ruszyć. Stoję jak sparaliżowany. Zaraz docierają do mnie wrzaski, z których oddzieliłem nakaz ucieczki. Nogi wrosły mi w ziemię - nie wiem kto mnie wtedy oderwał mocnym szarpnięciem za ramię, lecz wtedy już biegłem. Nie oglądając się za siebie. Dobrze, ominął mnie makabryczny widok. Rozłupanej czaszki ojca spływającej krwią. Wuj miał więcej szczęścia - trolle zmiażdżyły mu jedynie miednicę. Reszta cudem wróciła do domu w stanie nienaruszonym, co najwyżej z otarciami lub siniakami spowodowanymi ucieczką. Z tego wszystkiego potknąłem się lądując twarzą w błocie; dobrze, że byliśmy już wtedy daleko od tamtego skupiska tych dzikich stworzeń. Nic więcej nie pamiętam. Oprócz szlochu matki. Do dziś często śni mi się dźwięk pękających kości, a zaraz po nim przejmujący płacz. To moje przekleństwo, żebym nie zapomniał swoich win.
Nikt nie wiedział jak to się stało. Dlaczego nie zauważyliśmy ich w porę? Lub ktoś zwyczajnie popełnił błąd koncentrując ich uwagę na nas nieostrożnym podejściem? Nie zastanawialiśmy się nad tym zbyt długo - mieliśmy na głowie inne sprawy, takie jak chociażby pogrzeb. Nigdy wcześniej nie widziałem mojej matki tak zrozpaczonej. Krajało mi się serce, ale nic nie mogliśmy już zrobić. Nic. Nigdy już nic.
Na domiar złego musieliśmy zataić powód śmierci ojca oraz okaleczenia wuja. Nie mogliśmy sobie pozwolić na szkalowanie naszego dobrego imienia. Oficjalnie Leofric Yaxley zmarł niespodziewanie we śnie z powodu nierozpoznanych transmutacyjnych zaników organowych. Choroba rzekomo ujawniła się podczas polowania na trolle, a mój wuj bohatersko ratował krewnego, samemu doznając poważnych obrażeń. To wszystko miało być tylko nieszczęśliwym wypadkiem niezależnym od żadnego czarodzieja, nawet tak potężnego jak Yaxley.
Matka szukała w Cynericu oparcia, lecz co mógł zrobić trzynastoletni chłopiec? Odpowiadał jej pełnym niezrozumienia spojrzeniem, a ona zamykała się w sobie coraz bardziej. Yaxley'e przestali się nią interesować jeszcze bardziej niż wcześniej. Będąc w rozpaczy pewnej nocy wymknęła się z posiadłości. Po południu wszyscy już zaczęli jej szukać. Znaleziono ją kilka godzin później zatopioną w mokradłach. Miała na sobie pomarańczową suknię, której barwa kontrastowała z jej siną skórą. Mógłbym przysiąc, że jej sine usta wyginały się w tryumfalnym, pełnym szczęścia uśmiechu - wróciła znów do Prewettów. Osieracając swoje dzieci.
Zajęło się nimi wujostwo. Pod wpływem tragedii chłopiec wycofał się z życia towarzyskiego jeszcze bardziej. Z początku nie potrafił odnaleźć się na powrót w swojej szkole. Myślał o matce i o tym, że jej nie pomógł. Nie zrobił nic, żeby ją wesprzeć, kiedy nie mogła już liczyć na swojego męża. Z takim bólem dorastał coraz szybciej. W następne wakacje nie był w stanie myśleć o trollach - mdliło go na sam ich widok. Z ratunkiem przyszedł mu wuj, który na nowo rozpalił w nim odwagę oraz zawziętość, które odziedziczył po Leofricu. Jednak stworzenia obserwował z bezpiecznego dystansu, powracając do nauk po SUM-ach. Które niestety zdał przeciętnie, nie mając głowy do nauki. Zaklęcia, OPCM, historię magii oraz transmutację zdał na ledwie Zadowalający, z ONMS udało mu się uzyskać Powyżej Oczekiwań. OWUTEM-y poszły mu zdecydowanie lepiej - wszystko zdołał zaliczyć na Powyżej Oczekiwań. Mógł rozpocząć dorosłe życie.
Pierwszy Sabat był najgorszy. Każdy kolejny stawał się bardziej strawny od poprzednika. Nigdy nie lubił w nich uczestniczyć, czasem rzeczywiście sobie odpuszczał. Głównie pojawiał się tam ze względu na matkę, która na pewno tego by właśnie chciała. Jego obecność na tego typu przyjęciach w pewnym momencie była przyjmowana ze zdziwieniem, lecz bez sensacji. Zawsze sprawiał wrażenie zdystansowanego i małomównego, ale zawsze uprzejmie odpowiadał na pytania, uczestniczył w rozmowach, do których go włączano.
Najbardziej jednak koncentrował się na tresurze trolli - ojcowiźnie, którą zapragnął wziąć w swoje ręce. Żeby ojciec był z niego dumny gdziekolwiek by teraz nie był. Każdego dnia wstaje rano w celu zajęcia się upolowanymi już stworzeniami. Daje im jeść, tresuje ich. Wszystko w celu ich późniejszej sprzedaży lub wykorzystania na własny użytek Yaxley'om. Wszak taki rosły troll może być świetnym ochroniarzem. Musi być jednak godny zaufania, słuchać się tej konkretnej osoby - broń Merlinie jej nie atakować. Żeby lepiej zrozumieć trollańską naturę oraz zapewnić bardziej zrozumiałą komunikację, Cyneric uczył się długo ich języka. Zaczął już w dzieciństwie wraz z ojcem, wsłuchując się w ich mowę. W trakcie wakacji czy też po szkole kontynuował ten zamysł - nieużywany język obumiera. Zbyt dużo włożył w to wysiłku, żeby to zaprzepaścić. Dlatego właśnie stara się jak najczęściej rozmawiać ze swoimi podopiecznymi. Wie, że najlepszą tresurą jest użycie siły - sam jej czasem używa - lecz zdecydowanie woli cierpliwe podejście oparte na dialogu, nawet nieszczególnie inteligentnym. Trollom nie można odmówić siły, niestety rozumu owszem. I nie wszystkie ze stad są układne, Yaxley musi poświęcać im więcej czasu. Naginać ich wolę do swojej własnej, zmusić ich do poddania się. To trudna sztuka wymagająca koncentracji. I należy być przygotowanym na atak - przynajmniej w początkowej fazie szkolenia - więc nie bez znaczenia jest kondycja, umiejętność obrony, refleks oraz zwinność. Cyneric nie trenuje ich tylko poprzez pracę, lecz także jeżdżąc konno - głównie rekreacyjnie, ale jednak - ćwicząc szermierkę, udając się z rodziną na polowania. Zdarza mu się nawet biegać porankami po terenach Fenland, o ile akurat ma czas i tematy do rozmyślań. Tak czy inaczej, oddaje się w pełni temu co robi. Nawet wyłowił wśród trolli prawdziwą perełkę - Winfrid okazał się być inni niż reszta jego pobratymców. Bardziej… ułożony? Czy tak można powiedzieć o którymkolwiek trollu? Nie był pewien jak to nazwać; jedyne, co było prawdziwe, to jego większa uległość podczas tresury. I to, że nie dopuszczał do siebie nikogo innego. Zostali zatem na siebie skazani. Cynericowi to w ogóle nie przeszkadzało - miał przecież na kogo liczyć.
Niestety nie wszyscy podchodzą do tego tak optymistycznie jak on sam. Inni arystokraci, którzy w większości nie zaznali trudów pracy, nie patrzą zbyt przychylnym okiem na jego zawód, chociaż niektórzy czują respekt przed jego siłą. Rodzina natomiast jest bardzo zadowolona z jego działań - wuj powoli przygotowuje mężczyznę do samych polowań na trolle.
W dorosłym życiu na powrót zaczął interesować się Grindelwaldem i jego działaniami - tak jakby dorósł do pewnych spraw. I tak jak mógłby się z nim zgodzić w niektórych kwestiach, tak po śmierci nestora - gdzie szepcze się, że to może być sprawką Gellerta - pała do niego silną niechęcią. Zainteresowałby się za to trzecią opcją, gdyby tylko taka była - a o której nie wie. Z ogromną chęcią ukarałby winnego znieważenia jego rodu.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | +5 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 10 | Brak |
Czarna magia: | 10 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 15 | Brak |
Zwinność: | 0 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: trollański | II | 3 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
ONMS | III | 25 |
Retoryka | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość fizyczna | IV | 20 |
Szczęście | I | 5 |
Szlachecka etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | I | 4 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Szermierka | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | - |
Reszta: 11 |
troll Winfrid, różdżka, 5 punktów statystyk
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Witamy wśród Morsów
Niech na fabule los zawsze ma go w swojej opiece.
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 20)
[11.11.18] Otrzymano: Eliksir Garota 1 porcja
[13.11.18] Otrzymano od Quentina: eliksir kociego wzroku
[11.01.17] Ingrediencje (kwiecień)
[28.08.17] Ingrediencje (maj)
[01.11.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[07.11.18] Oddano Valerijowi: mandragora, jad jadowitej tentakuli, krew jednorożca, żądło mantykory, kość człowieka
[31.10.17] Wsiąkiewka( kwiecień I, kwiecień II); +4PB
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[18.10.18] Wsiąkiewka (maj/czerwiec) +2 PB
[06.12.16] Sowa: -50 pkt
[20.12.16] Wykonywanie zawodu (marzec), +50 pkt
[20.02.17] Zwrot PD; +20 pkt, +1 punkt sprawności
[21.03.17] Wsiąkiewka (marzec) +60 PD, +2 punkty biegłości
[14.05.17] Pojedynki kwietniowe +20 PD
[27.05.17] Spotkanie rycerzy +40 PD
[03.06.17] Dodatkowe punkty statystyk (+5 zaklęcia)
[21.07.17] Wykonywanie zawodu (kwiecień), +50 PD
[29.07.17] Aktualizacja Postaci: +5OPCM, +4CM, -520PD
[31.10.17] Wsiąkiewka( kwiecień I, kwiecień II); +120PD; +4PB
[29.11.17] Spotkanie Rycerzy, +10 PD
[10.02.18] Udział w misji organizacji (Nie kraty tworzą więzienie): +130 PD
[06.06.18] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +10 PD
[27.07.18] Udział w wydarzeniu Odbudowa Białej Wywerny: +15 PD, +1 PB organizacji
[04.08.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: kamień runiczny
[18.10.18] Wsiąkiewka (maj/czerwiec), +60 PD, +2 PB
[05.11.18] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +5 PD
[06.01.18] Spotkanie na szczycie +20 PD