Wyspa Rzeźb
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wyspa Rzeźb
Ta bardzo mała wyspa mieszcząca tylko jedno niewielkie, czarodziejskie miasteczko oraz zabytkowy zamek na wzgórzu jest wyjątkowo urokliwym miejscem, które bez większego problemu można zwiedzić w kilka godzin. Nie trudno zobaczyć nad wodą ludzi zbierających mule czy też statki rybackie gotowe do wyruszenia. To właśnie rybołówstwo jest głównym środkiem utrzymania tutejszej ludności, nieliczni przyjmują także gości w malutkich pensjonatach. O tym, jak magiczne jest to miejsce, zwiedzający mogą przekonać się dopiero wieczorem, kiedy ciała gospodarzy oraz wszystkich innych mieszkańców wyspy zaczynają twardnieć i przybierać szary odcień - w ciągu kilku minut ludzie nieruchomieją i zmienieni w kamień trwają, aż do życia nie przywrócą ich ponownie promienie wschodzącego słońca. Dotyczy do wszystkich, zarówno niemowląt, dzieci, dorosłych, jak i osób w podeszłym wieku, każda osoba urodzona na wyspie nocą staje się kamienną figurą. Nigdy nie śpią, lecz nie odczuwają zmęczenia. Gdy próbują odejść, tuż na granicy wyspy kamienieją, niezależnie od pory dnia i dochodzą do siebie dopiero po przeniesieniu ich z powrotem w głąb lądu. Podobno dawno temu na wyspę rzucono klątwę, aby zapobiec emigracji do dużych miast i stopniowemu wyludnieniu. Odwiedzającym nie grozi jednak żadne niebezpieczeństwo. Warto wspomnieć także o dość niezwykłej komunikacji z wyspą. Nad ranem, w porze odpływu, można tu dotrzeć pieszo, ścieżką - wieczorem jednak przypływ odcina dostęp do lądu, tworząc z Wyspy Rzeźb faktyczną wyspę i zmuszając odwiedzających do korzystania z magicznych środków transportu lub łodzi.
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Nie potrafił jednoznacznie określić, czy jego czar zadziałał czy też nie. Poczuł co prawda dość ulotnie, że materia otaczająca jego głowę uległa pewnego rodzaju przekształceniu. Nie był w stanie jednakże zauważyć różnicy. - Chyba zadziałało - oznajmił i spojrzał na Bertiego, który zaraz podjął próbę teleportacji przy użyciu zaklęcia. Coś jednak poszło nie tak - choć na początku wydawało się, że czar został rzucony dobrze to Bott wylądował na podłodze, gdy jego własne nogi nie utrzymały ciężaru czarodzieja. - Wszystko gra? Nie wstawaj jeśli nie czujesz się na siłach, odetchnij. Tylko mi tu nie mdlej - powiedział cicho do Zakonnika, lekko zmartwiony niepowodzeniem towarzysza.
Dosłownie słyszał, jak czas ucieka im przez palce - zupełnie jak w szpitalu, gdzie czasem liczyła się każda sekunda. Skupił jednakże swoją uwagę na dzieciach znajdujących się w celi. Odpowiedział mu w końcu jeden z chłopców.
- Hmm, nie ma kratek? A to ciekawe... ale poradzimy sobie i bez nich! - powiedział do malca, starając się brzmieć na jak najbardziej pewnego siebie. Usłyszał bowiem w głosie chłopca, że ten przed chwilą musiał płakać. Chciał dodać im tym animuszu, sprawić wrażenie, ze wszystko mają pod kontrolą. Przywołał jednocześnie na twarz najcieplejszy uśmiech na jaki był się w stanie w tej sytuacji zdobyć, znów pokazując się dzieciom w prześwicie. - Czy mógłbym jeszcze cię poprosić, byś rozejrzał się wokół i powiedział, co macie obok siebie? Na podłodze, ścianach, może na suficie? - Selwyn zapytał jeszcze, nim nie zrobił kroku w tył odstępując od drzwi. Co robić?
- Jeżeli wypuścimy gaz może rozlać się w całym lochu. Dodatkowo dzieci muszą stąd się jakoś wydostać - myślał na głos, potupując z lekka stopą. W końcu, wpadł na pomysł. - Spróbujemy wejść tam inaczej, od dołu. Zrobię podkop przy użyciu Orcumiano, ale zaklęcie działa tylko wtedy, gdy rzuca się je na kogoś. Stań proszę tutaj, tuż przy drzwiach do celi dzieci. Dociśnij tylko pięty do ściany - oznajmił półszeptem i wskazał Bertowi odpowiednie miejsce. - O, właśnie tak - Alexander dodał całkiem kontent i poprawił chwyt na różdżce. Wziął parę głębokich oddechów i w końcu wymierzył w Zakonnika.
- Gotowy? - upewnił się jeszcze, nim nie wymówił inkantacji, mierząc w cukiernika. - Orcumiano.
Dosłownie słyszał, jak czas ucieka im przez palce - zupełnie jak w szpitalu, gdzie czasem liczyła się każda sekunda. Skupił jednakże swoją uwagę na dzieciach znajdujących się w celi. Odpowiedział mu w końcu jeden z chłopców.
- Hmm, nie ma kratek? A to ciekawe... ale poradzimy sobie i bez nich! - powiedział do malca, starając się brzmieć na jak najbardziej pewnego siebie. Usłyszał bowiem w głosie chłopca, że ten przed chwilą musiał płakać. Chciał dodać im tym animuszu, sprawić wrażenie, ze wszystko mają pod kontrolą. Przywołał jednocześnie na twarz najcieplejszy uśmiech na jaki był się w stanie w tej sytuacji zdobyć, znów pokazując się dzieciom w prześwicie. - Czy mógłbym jeszcze cię poprosić, byś rozejrzał się wokół i powiedział, co macie obok siebie? Na podłodze, ścianach, może na suficie? - Selwyn zapytał jeszcze, nim nie zrobił kroku w tył odstępując od drzwi. Co robić?
- Jeżeli wypuścimy gaz może rozlać się w całym lochu. Dodatkowo dzieci muszą stąd się jakoś wydostać - myślał na głos, potupując z lekka stopą. W końcu, wpadł na pomysł. - Spróbujemy wejść tam inaczej, od dołu. Zrobię podkop przy użyciu Orcumiano, ale zaklęcie działa tylko wtedy, gdy rzuca się je na kogoś. Stań proszę tutaj, tuż przy drzwiach do celi dzieci. Dociśnij tylko pięty do ściany - oznajmił półszeptem i wskazał Bertowi odpowiednie miejsce. - O, właśnie tak - Alexander dodał całkiem kontent i poprawił chwyt na różdżce. Wziął parę głębokich oddechów i w końcu wymierzył w Zakonnika.
- Gotowy? - upewnił się jeszcze, nim nie wymówił inkantacji, mierząc w cukiernika. - Orcumiano.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Już myślał, że się uda, wszystko działało jak trzeba, kiedy poczuł mocne uderzenie. Zacisnął zęby nie do końca rozumiejąc o co chodzi, w pierwszej chwili podejrzewał, że może się zdekoncentrował, uderzył w sufit, choć byłoby to dziwne, bo nigdy nie miał szczególnych problemów z tą czynnością. Zaraz z resztą nogi mu jakby osłabły i wylądował na ziemi, cicho pod nosem przeklinając świadom, że tylko stracił czas na swoją próbę. Wstał zaraz, kręcąc tylko głową na słowa Sewlyna - nie czuł się źle i nie miał czasu czuć się źle w tej chwili. Cóż, warto było jednak spróbować tak czy inaczej, bo mimo że zaklęcie bąblogłowy nie było trudne, nie wzbudzało jego zaufania. On i Lex będą oddychać, ale czy zdążą je rzucić na wszystkie dzieciaki?
Spojrzał na swojego towarzysza uważnie.
- To jednak było głupie. Chodzi mi tylko o to, że... zdążymy to rzucić na wszystkich? - nie ma czasu na to, żeby się martwić, jeszcze mniej go jest na dyskusje, wiedział o tym i nie chciał go marnować, nie chciał jednak działać też zbyt pochopnie. Nie mogą dopuścić do krzywdy tych, których chcą ratować.
Wtedy jednak Alex podjął własną próbę. Bott słuchał jego instrukcji, stając pod drzwiami, choć docierał do niego coraz silniej fakt, że czas upływa im potwornie i nie mogą nic zrobić. Nie czekając więc na zaklęcie Alexa także wyciągnął dłoń i stojąc pod drzwiami w lekkim amoku, czując że muszą próbować aż do skutku własną różdżkę skierował na ścianę zaraz obok drzwi.
- Jeszcze jedna próba. - spojrzał na towarzysza uważnie. - Porta Creare.
Skupił się jak tylko mógł, różdżką wskazując miejsce zaraz obok drzwi w nadziei, że drugie przejście okaże się dobrym wyjściem, albo zaklęcie Alexandra się powiedzie.
Spojrzał na swojego towarzysza uważnie.
- To jednak było głupie. Chodzi mi tylko o to, że... zdążymy to rzucić na wszystkich? - nie ma czasu na to, żeby się martwić, jeszcze mniej go jest na dyskusje, wiedział o tym i nie chciał go marnować, nie chciał jednak działać też zbyt pochopnie. Nie mogą dopuścić do krzywdy tych, których chcą ratować.
Wtedy jednak Alex podjął własną próbę. Bott słuchał jego instrukcji, stając pod drzwiami, choć docierał do niego coraz silniej fakt, że czas upływa im potwornie i nie mogą nic zrobić. Nie czekając więc na zaklęcie Alexa także wyciągnął dłoń i stojąc pod drzwiami w lekkim amoku, czując że muszą próbować aż do skutku własną różdżkę skierował na ścianę zaraz obok drzwi.
- Jeszcze jedna próba. - spojrzał na towarzysza uważnie. - Porta Creare.
Skupił się jak tylko mógł, różdżką wskazując miejsce zaraz obok drzwi w nadziei, że drugie przejście okaże się dobrym wyjściem, albo zaklęcie Alexandra się powiedzie.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Usłyszane wcześniej zaklęcie nieco zbiło ją z tropu. Teoretycznie je znała (chociaż tajniki sztuki transmutacji nie były przez nią zbyt dobrze poznane), więc oczekiwała jasno określonych efektów – nowych drzwi, które miały pokonać magiczną barierę i pojawić się dokładnie obok tych, które fizycznie istniały, wlepione w ścianę. Wciąż jednak stały przed nimi tylko jedne wrota, tak samo zamknięte jak były zamknięte jeszcze chwilę temu.
- Tu nic nie ma – zawołała do młodej, sądząc po brzmieniu głosu, dziewczyny. – Twoje zaklęcie chyba nie podziałało.
Obróciła się do mężczyzny, z którym spędziła już w tej celi trochę czasu. Klamka? Na litość, to zbyt oczywiste. Przecież nie pociągnie za nią i nie otworzy drzwi, tak po prostu. Gorzki smak eliksiru kłuł w język, obrzydzając myślenie i hamując trzeźwe, obiektywne spojrzenie na sytuację. A jeśli… a jeśli w tym był haczyk? Jeśli wydostanie się z samej celi było zdecydowanie prostsze, niż wydostanie się z dalszych, nieznanych im rejonów? Nikt z nich raczej nie wiedział, gdzie byli – lochy, ale w jakim budynku? Pod ziemią? Nad ziemią? Orientacja w przestrzeni i czasie była tak zaburzona, że ciężko było ocenić cokolwiek innego.
Przełknęła ślinę i chwyciła za klamkę, jednak nie pociągnęła za nią od razu, całkiem bezmyślnie. Pogładziła jej prostą strukturę, szukając na niej pewnych drobnych różnic, niewidocznych, ale być może wyczuwalnych pod opuszkami palców starych mechanizmów. Dopiero potem ściągnęła ją w dół, przerzucając ciężar swojego ciała na plecy, zapierając się przy tym stopami i ciągnąc za nią najpierw łagodnie, ostrożnie, a potem z całej siły.
(I rzut - na spostrzegawczość chyba, bo szukam czegoś na tej klamce, II rzut - eee na ciągnięcie za klamkę?)
- Tu nic nie ma – zawołała do młodej, sądząc po brzmieniu głosu, dziewczyny. – Twoje zaklęcie chyba nie podziałało.
Obróciła się do mężczyzny, z którym spędziła już w tej celi trochę czasu. Klamka? Na litość, to zbyt oczywiste. Przecież nie pociągnie za nią i nie otworzy drzwi, tak po prostu. Gorzki smak eliksiru kłuł w język, obrzydzając myślenie i hamując trzeźwe, obiektywne spojrzenie na sytuację. A jeśli… a jeśli w tym był haczyk? Jeśli wydostanie się z samej celi było zdecydowanie prostsze, niż wydostanie się z dalszych, nieznanych im rejonów? Nikt z nich raczej nie wiedział, gdzie byli – lochy, ale w jakim budynku? Pod ziemią? Nad ziemią? Orientacja w przestrzeni i czasie była tak zaburzona, że ciężko było ocenić cokolwiek innego.
Przełknęła ślinę i chwyciła za klamkę, jednak nie pociągnęła za nią od razu, całkiem bezmyślnie. Pogładziła jej prostą strukturę, szukając na niej pewnych drobnych różnic, niewidocznych, ale być może wyczuwalnych pod opuszkami palców starych mechanizmów. Dopiero potem ściągnęła ją w dół, przerzucając ciężar swojego ciała na plecy, zapierając się przy tym stopami i ciągnąc za nią najpierw łagodnie, ostrożnie, a potem z całej siły.
(I rzut - na spostrzegawczość chyba, bo szukam czegoś na tej klamce, II rzut - eee na ciągnięcie za klamkę?)
Gość
Gość
The member 'Magnolia Cresswell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59, 49
'k100' : 59, 49
Samozadowolenie z pojawiających się drzwi, nie potrwało długo – drzwi pojawiły się, aczkolwiek konsternacja jednej z uwięzionych, wytrącała z równowagi. Nie tego się spodziewała – dlaczego, na Merlina, nie widzą wyjścia, dzięki któremu rozwiążą się wszystkie jej problemy z ukrytymi pułapkami? Spróbowała nacisnąć klamkę i tym samym otworzyć wyczarowane drzwi, może dzięki temu, dopiero wtedy dla więźniów pojawi się dodatkowe wyjście? Nigdy nie świeciła gryfońską odwagą, by spróbować dostać się do środka i tam być może utknąć. Czy oryginalne drzwi do celi były jedyną drogą wejścia i wyjścia, a na pomieszczenie nałożono specjalne zaklęcia uniemożliwiające wyjście dodatkową drogą? Nie chciała ryzykować, lecz nerwy powoli zaczynały brać nad nią górę – z każdą minutą zawachania coraz to bardziej zdawała sobie sprawę z nieubłagalnie uciekającego czasu. - Wciąż ich nie widzicie? – dociekała, mając nadzieję, że naciśnięcie klamki cokolwiek zmieniło. Przyszła ich tutaj uratować, nie przewidywała, że samo otwarcie cel będzie aż tak skomplikowane. W momencie pożałowała, że rozdzieliła się z Benjaminem i pozostała z tym wszystkim sama. Jeśli to nie podziała, będzie musiała otworzyć prawdziwe drzwi – co gorsza jej zaklęcie nie miało trwać długo, a wciąż miała drugą celę do uwolnienia. Co czaiło się za trzecimi drzwiami, nie wiedziała, lecz koło tych drzwi też nie mogła przechodzić spokojnie… Może najwyższa pora, by sprawdzić co dokładnie się za nimi kryje? - Specialis Revelio – wycelowała w ich kierunku, wcześniej rozluźniając uchwyt różdżki, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak mocno zaciskała na niej palce.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Josephine Fenwick' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Zaklęcie Benjamina wyczarowało na ścianie po jego stronie pokaźne drzwi. Cały korytarz zadrgał jakby zderzyły się ze sobą dwa potężne czary, a na ścianie, która zyskała drugie przejście, pojawiły się pęknięcia. Po chwili drzwi pomału się otworzyły i wyjrzał przez nie barczysty młodzieniec z niedowierzaniem pomieszanym z zachwytem wymalowanym na twarzy. Teraz Benjamin mógł, że chłopak w rzeczywistości jest dużo młodszy niż początkowo mógł się wydawać. Pryszczata twarz i lekki meszek pod nosem sugerowały, że jeszcze nie skończył Hogwartu.
- WOW - powiedział tylko z zachwytem patrząc na swojego wybawiciela. - To było coś.
Chwilę zajęło mu odniesienie się do postawionych pytań.
- A nie wiem, chyba dlatego że jestem duży - przyznał po chwili. - I nie widziałem żadnych strażników odkąd nas zamknęli. Nikogo tu chyba nie było.
Ziemia pod Nogami Bertiego zadrżała pod wpływem zaklęcia Alexandra. Kamienna podłoga pękła niczym szklana tafla, ale nic więcej się nie stało. Podłoże albo było za silne wobec czaru Selwyna, albo ochronne zaklęcia zamku nie pozwalały na jego niszczenie. Zaklęcie Bertiego stworzyło drzwi tuż obok niego. Zakonnicy nie mogli jednak wiedzieć, czy podobny zarys pojawił się po drugiej stronie.
- Nic nie ma, proszę pana, tylko gładkie ściany - zapewnił chłopiec, by po rzuconych zaklęciach zadać przestraszonym już głosem pytanie. - Co się dzieje?
- Selwyn? - Z przeciwległej celi dobiegł ich głos Cassiana. - Jestem tu z dwoma kobietami,
dzieciakiem i staruszkiem. Wyciągnij nas stąd lepiej szybko, dali nam jakiś paskudny eliksir do wypicia.
W momencie, w którym Magnolia pociągnęła za klamkę, wszystko się zmieniło. Cela zadrżała, a na ścianie, w miejscu, w którym Josephine jeszcze przed chwilą rzucała zaklęcie, pojawiły się drzwi. Klamka rozgrzała się w jej dłoni. Wszyscy obecni w lochach Zakonnicy, widzieli, jak wszystkie dotychczas rzucone przez nich zaklęcia odżywają. Zajaśniały klamki, ściana, za którą ukryte były drzwi, wyczarowane przejścia, wszystko jarzyło się blaskiem, który z czasem zaczął niknąć, jakby wchłaniany przez mury. A potem po korytarzach przetoczył się niski pomruk i spod sufitu zaczął ulatniać się szary, kłębiący się dym. Drzwi jednak nie ustąpiły, ich otworzenie od wewnątrz było niemożliwe.
Zaklęcie Josephine ujawniło tyle, że znajdowały się przed nią drzwi, dokładnie takie same, jak wszystkie inne. Jedyną rzeczą, jaka je odróżniała było nałożone nań zaklęcie maskujące. W środku czar nie wykazał żadnej pułapki, tylko czyjąś obecność.
Szary dym kłębił się pod sufitem w całych lochach. Z każdą sekundą było go coraz więcej. Pomału zaczął zniżać się, gotowy, by objąć wszystkich przebywających w lochach. Czasu na wydostanie wszystkich z cel zrobiło się nagle znacznie mniej. Dym kotłował się na korytarzach i w celi Magnolii. Benjamin przez otwarte wyczarowane drzwi mógł zauważyć, że cela młodzieńca jest jednak od niego wolna.
|Na odpis macie 72 godziny.
Dwunasta kolejka
- WOW - powiedział tylko z zachwytem patrząc na swojego wybawiciela. - To było coś.
Chwilę zajęło mu odniesienie się do postawionych pytań.
- A nie wiem, chyba dlatego że jestem duży - przyznał po chwili. - I nie widziałem żadnych strażników odkąd nas zamknęli. Nikogo tu chyba nie było.
Ziemia pod Nogami Bertiego zadrżała pod wpływem zaklęcia Alexandra. Kamienna podłoga pękła niczym szklana tafla, ale nic więcej się nie stało. Podłoże albo było za silne wobec czaru Selwyna, albo ochronne zaklęcia zamku nie pozwalały na jego niszczenie. Zaklęcie Bertiego stworzyło drzwi tuż obok niego. Zakonnicy nie mogli jednak wiedzieć, czy podobny zarys pojawił się po drugiej stronie.
- Nic nie ma, proszę pana, tylko gładkie ściany - zapewnił chłopiec, by po rzuconych zaklęciach zadać przestraszonym już głosem pytanie. - Co się dzieje?
- Selwyn? - Z przeciwległej celi dobiegł ich głos Cassiana. - Jestem tu z dwoma kobietami,
dzieciakiem i staruszkiem. Wyciągnij nas stąd lepiej szybko, dali nam jakiś paskudny eliksir do wypicia.
W momencie, w którym Magnolia pociągnęła za klamkę, wszystko się zmieniło. Cela zadrżała, a na ścianie, w miejscu, w którym Josephine jeszcze przed chwilą rzucała zaklęcie, pojawiły się drzwi. Klamka rozgrzała się w jej dłoni. Wszyscy obecni w lochach Zakonnicy, widzieli, jak wszystkie dotychczas rzucone przez nich zaklęcia odżywają. Zajaśniały klamki, ściana, za którą ukryte były drzwi, wyczarowane przejścia, wszystko jarzyło się blaskiem, który z czasem zaczął niknąć, jakby wchłaniany przez mury. A potem po korytarzach przetoczył się niski pomruk i spod sufitu zaczął ulatniać się szary, kłębiący się dym. Drzwi jednak nie ustąpiły, ich otworzenie od wewnątrz było niemożliwe.
Zaklęcie Josephine ujawniło tyle, że znajdowały się przed nią drzwi, dokładnie takie same, jak wszystkie inne. Jedyną rzeczą, jaka je odróżniała było nałożone nań zaklęcie maskujące. W środku czar nie wykazał żadnej pułapki, tylko czyjąś obecność.
Szary dym kłębił się pod sufitem w całych lochach. Z każdą sekundą było go coraz więcej. Pomału zaczął zniżać się, gotowy, by objąć wszystkich przebywających w lochach. Czasu na wydostanie wszystkich z cel zrobiło się nagle znacznie mniej. Dym kotłował się na korytarzach i w celi Magnolii. Benjamin przez otwarte wyczarowane drzwi mógł zauważyć, że cela młodzieńca jest jednak od niego wolna.
|Na odpis macie 72 godziny.
- Mapa:
Dwunasta kolejka
Benjamin nie spodziewał się aż tak udanego zaklęcia, ale widocznie stres i nieubłagany upływ czasu wzmacniał w nim czarodziejskie zdolności. Trzymał mocno różdżkę, obserwując pojawiające się w kamiennej ścianie drzwi. Coś trzasnęło, huknęło; z niepokojem zerknął na rysę, przecinającą sufit, ale na szczęście zdawało się, że nic zaraz nie spadnie im na głowy. To byłby dość przykry koniec. Już zbierał się, by szarpnąć za klamkę od zewnątrz, gdy drzwi same otworzyły się i wychynął z nich dryblas. Wesoły jak mandragora na wiosnę i - patrząc po nastoletniej fizjonomii - równie dojrzały. Brakowało tylko zielonej kitki zamiast burzy włosów.
- Jesteś cały? - upewnił się, obcinając młodzieńca uważnym spojrzeniem. Informacja o braku strażników z jednej strony go ucieszyła - dobrze, prawdopodobnie nie będą musieli ścierać się z wykwalifikowaną kadrą więzienną - z drugiej nieco przeraziła. Skoro nie wysłano tutaj kogoś do pilnowania cel, zabezpieczenia musiały być na tyle mocne, by wytrzymać ewentualny napór bez ludzkiego nadzoru. Wright skrzywił się wewnętrznie, ale nie było czasu na dłuższą rozpacz, zwłaszcza, gdy zauważył unoszący się u sufitu...
- Trujący dym - poinformował głośno młodzieńca. Kto, na gacie Merlina, otworzył celę? Informowali przecież o zagrożeniu, które teraz, dosłownie, spływało im na głowy. Szarpnął uwolnionego mężczyznę za ramię i pociągnął go za sobą, biegiem rzucając się z powrotem w stronę środka korytarza. Nie mógł wepchnąć go do celi wolnej od dymu - drzwi nie mogły trwać tam wiecznie, zresztą zamknięcie w ślepym zaułku nie było rozsądne. Popchnięcie go w stronę wyjścia także wiązało się z ryzykiem - co, jeśli dementorzy powrócą? W celach słyszał głosy dzieci a dryblas mógł pomóc je wyciągnąć, zanim uciekną na swych małych nóżkach. - Schyl się, zakryj usta i nos rękawem koszuli, zaraz ci pomogę - poinstruował młodzieńca. - Bąblogłowa - mruknął, kierując różdżkę na swoją głowę - jeśli chciał pomóc innym, sam nie mógł stracić przytomności; jako obezwładniony trującym gazem tobołek tylko zaszkodziłby odsieczy. Ciągle trzymając swego fana wbiegł w korytarz, w którym stała Josie.
Nie miał zbyt wiele czasu na zastanawianie się, skąd pojawił się dym, ale skoro system alarmowy i tak się włączył, delikatne działania mogli zostawić na później. Ruszył w kierunku drugich, nieukrytych zaklęciem drzwi, próbując otworzyć je mocnym szarpnięciem.
nie znam odległości, jedna, pięciominutowa kolejka wydaje mi się wystarczająca na zmianę miejsca, stąd te założenia - jeśli błędne, proszę o zignorowanie ostatniego akapitu :c
- Jesteś cały? - upewnił się, obcinając młodzieńca uważnym spojrzeniem. Informacja o braku strażników z jednej strony go ucieszyła - dobrze, prawdopodobnie nie będą musieli ścierać się z wykwalifikowaną kadrą więzienną - z drugiej nieco przeraziła. Skoro nie wysłano tutaj kogoś do pilnowania cel, zabezpieczenia musiały być na tyle mocne, by wytrzymać ewentualny napór bez ludzkiego nadzoru. Wright skrzywił się wewnętrznie, ale nie było czasu na dłuższą rozpacz, zwłaszcza, gdy zauważył unoszący się u sufitu...
- Trujący dym - poinformował głośno młodzieńca. Kto, na gacie Merlina, otworzył celę? Informowali przecież o zagrożeniu, które teraz, dosłownie, spływało im na głowy. Szarpnął uwolnionego mężczyznę za ramię i pociągnął go za sobą, biegiem rzucając się z powrotem w stronę środka korytarza. Nie mógł wepchnąć go do celi wolnej od dymu - drzwi nie mogły trwać tam wiecznie, zresztą zamknięcie w ślepym zaułku nie było rozsądne. Popchnięcie go w stronę wyjścia także wiązało się z ryzykiem - co, jeśli dementorzy powrócą? W celach słyszał głosy dzieci a dryblas mógł pomóc je wyciągnąć, zanim uciekną na swych małych nóżkach. - Schyl się, zakryj usta i nos rękawem koszuli, zaraz ci pomogę - poinstruował młodzieńca. - Bąblogłowa - mruknął, kierując różdżkę na swoją głowę - jeśli chciał pomóc innym, sam nie mógł stracić przytomności; jako obezwładniony trującym gazem tobołek tylko zaszkodziłby odsieczy. Ciągle trzymając swego fana wbiegł w korytarz, w którym stała Josie.
Nie miał zbyt wiele czasu na zastanawianie się, skąd pojawił się dym, ale skoro system alarmowy i tak się włączył, delikatne działania mogli zostawić na później. Ruszył w kierunku drugich, nieukrytych zaklęciem drzwi, próbując otworzyć je mocnym szarpnięciem.
nie znam odległości, jedna, pięciominutowa kolejka wydaje mi się wystarczająca na zmianę miejsca, stąd te założenia - jeśli błędne, proszę o zignorowanie ostatniego akapitu :c
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Nim zdążył rzucić zaklęcie Bertie jeszcze podjął własną - na pierwszy rzut oka udaną - próbę odnalezienia wejścia do celi. Selwyn nie był jednakże do końca przekonany, czy to było aż tak łatwe. Plus nie było wiadomym, jak długo drzwi będą znajdowały się tam, gdzie aktualnie były. Pod naporem Orcumiano Alexa na podłodze pojawiło się pęknięcie, jednakże nic więcej się nie wydarzyło. Wypuścił poirytowany powietrze nosem i nim się odezwał, głos zza jego pleców przykuł uwagę młodego uzdrowiciela.
- Morrison - rzucił spojrzenie za siebie, na drzwi. - Wyciągniemy was - odpowiedział, kiedy... pod sufitem pojawił się dym. Ledwo udało mu się powstrzymać cisnące się na usta dość nieprzyzwoite słowa. Rzucił szybkie spojrzenie Bottowi, rozumiejąc, że mieli teraz o wiele mniej czasu niż myśleli. Tylko kto otworzył drzwi nie informując o tym innych? Nie miał teraz jak się nad tym zastanowić, musieli działać najszybciej jak się dało.
- Biorę dzieci, nie patyczkujemy się już - rzucił do cukiernika, dopadając jednym susem do klamki drzwi prowadzących do celi z dzieciakami. Starał się panować nad swoim głosem, by nie zdradzać podenerwowania, jakie go dopadło. - Odsuńcie się od drzwi, spróbuję was wydostać - powiedział wyraźnie do uczniaków i wycelował różdżką w drzwi.
- Sezam Materio! - zawołał, mając nadzieję, że cela stanie przed nim otworem.
- Morrison - rzucił spojrzenie za siebie, na drzwi. - Wyciągniemy was - odpowiedział, kiedy... pod sufitem pojawił się dym. Ledwo udało mu się powstrzymać cisnące się na usta dość nieprzyzwoite słowa. Rzucił szybkie spojrzenie Bottowi, rozumiejąc, że mieli teraz o wiele mniej czasu niż myśleli. Tylko kto otworzył drzwi nie informując o tym innych? Nie miał teraz jak się nad tym zastanowić, musieli działać najszybciej jak się dało.
- Biorę dzieci, nie patyczkujemy się już - rzucił do cukiernika, dopadając jednym susem do klamki drzwi prowadzących do celi z dzieciakami. Starał się panować nad swoim głosem, by nie zdradzać podenerwowania, jakie go dopadło. - Odsuńcie się od drzwi, spróbuję was wydostać - powiedział wyraźnie do uczniaków i wycelował różdżką w drzwi.
- Sezam Materio! - zawołał, mając nadzieję, że cela stanie przed nim otworem.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Zaklęcie się udało i miał już się z tego zacząć cieszyć, kiedy dostrzegł dym kłębiący się nad ich głowami. Poczuł silne poddenerwowanie, jego serce mocniej zabiło. Wiedział, że będą wiele ryzykować, wiedział o tym od samego początku, jednak co innego mieć pewną dość odległą świadomość, co innego zobaczyć gaz, najpewniej trujący łagodnie unoszący się nad głową. Pomyślał o Judy, Lexie i Benie, potem o tych wszystkich ludziach dookoła. Tu przecież były nawet dzieciaki. Kto do cholery złapał za klamkę?
Nie było czasu się nad tym głębiej zastanawiać, właściwie na nic już nie było czasu, musieli wypuścić tych ludzi i pomóc im uciec, byle jak najszybciej.
Słowa Alexa trochę go otrzeźwiły. Nie znał osoby zza drzwi, ale to nie miało znaczenia - nikt z tych więźniów nie powinien tu być. Skinął głową patrząc tylko przez sekundę, jak Alex bierze się za otwieranie drzwi - liczył, że uda im się szybko rozwalić wszystkie, zabrać więźniów i uciec stąd z nimi.
- Sezam Materio. - skierował swoją różdżkę w stronę drzwi na przeciwko tych, które otwierał Sewlyn w nadziei, że uda mu się zaraz wejść do środka, lub że ci ludzie dadzą radę wyjść.
Nie było czasu się nad tym głębiej zastanawiać, właściwie na nic już nie było czasu, musieli wypuścić tych ludzi i pomóc im uciec, byle jak najszybciej.
Słowa Alexa trochę go otrzeźwiły. Nie znał osoby zza drzwi, ale to nie miało znaczenia - nikt z tych więźniów nie powinien tu być. Skinął głową patrząc tylko przez sekundę, jak Alex bierze się za otwieranie drzwi - liczył, że uda im się szybko rozwalić wszystkie, zabrać więźniów i uciec stąd z nimi.
- Sezam Materio. - skierował swoją różdżkę w stronę drzwi na przeciwko tych, które otwierał Sewlyn w nadziei, że uda mu się zaraz wejść do środka, lub że ci ludzie dadzą radę wyjść.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wyspa Rzeźb
Szybka odpowiedź