Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Krucza wieża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Krucza wieża
Położona na na wzgórzach wyspy Wight, sprawiająca wrażenie opuszczonej, wieża stanowi niezwykłe centrum zainteresowania kruków. Trudno stwierdzić, dlaczego miejsce jest tak licznie obsiadane przez czarnoskrzydłe, wieszcze stworzenia. Jedno jest pewne: jeśli rzeczywiście wybierasz się w te okolice, nie próbuj samotnie zwiedzać ciemnych zakamarków i strzelistej wieży, otulonej ciężkim zapachem piór i ciszy naruszanej tylko przez pojedyncze skrzeki.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
- Część zaklęć wydaje się nie działać. Obawiam się, że wieża może częściowo zaburzać działanie magii. - Przyznałem, swoją hipotezę opierając na załamanej materii wokół budynku, a także zbyt licznych niepowodzeniach. Rzucone zaklęcie skupiło jednak mój wzrok na błękitnym ogniu, który w niewielkim fragmencie na wprost nas zdawał się mienić nieco ciemniejszą barwą – kolorowe śnieżki wyrzucone z końca różdżki Margaux jedynie potwierdziły moje podejrzenia. Ogień ustępował, ale to nie on okazał się przeszkodą. Zamiast uderzyć o podłoże, śnieżne kule chlupnęły, zdradzając zawartość czarnych pasów – a przynajmniej informując nas o ich fakturze. Niechętnie przyznałem rację Margaux i Alanowi. Mogliśmy jedynie brodzić w domysłach na temat tego, co wypełniało kontrastowe pasy. I oby na brodzeniu się skończyło.
Kapryśna, antymagiczna aura skazała nas na wykorzystanie siły własnych mięśni. Nie byłem przekonany co do tego, aby Vance ruszyła jako pierwsza – nadal nie mieliśmy pewności co do charakteru białych pasów, ale nim zdążyłem zaprotestować, Margaux była już w połowie drogi, sprawnie przedostając się na drugą stronę. Następny byli Alan i Florean – a gdy ten drugi stracił równowagę, uprzedzając nas o swojej nieumiejętności pływania, w głowie rysowałem już najczarniejszy scenariusz. Byłem gotów ruszyć za nim i rzucić się w bezkresną otchłań, ale ostatecznie Fortescue wyszedł bez szwanku, choć jego relacja nie brzmiała pocieszająco.
Błędy mogły okazać się niewybaczalne.
Spojrzałem jeszcze raz przed siebie, próbując oszacować długość skoku – później mogło nie być miejsca na zawahanie. Ruszyłem niemal na równi z Brendanem, skupiając wzrok na majaczących po drugiej stronie złotych schodach i starając się nie myśleć o zdradzieckiej cieczy, pozwoliłem prowadzić się intuicji.
Kapryśna, antymagiczna aura skazała nas na wykorzystanie siły własnych mięśni. Nie byłem przekonany co do tego, aby Vance ruszyła jako pierwsza – nadal nie mieliśmy pewności co do charakteru białych pasów, ale nim zdążyłem zaprotestować, Margaux była już w połowie drogi, sprawnie przedostając się na drugą stronę. Następny byli Alan i Florean – a gdy ten drugi stracił równowagę, uprzedzając nas o swojej nieumiejętności pływania, w głowie rysowałem już najczarniejszy scenariusz. Byłem gotów ruszyć za nim i rzucić się w bezkresną otchłań, ale ostatecznie Fortescue wyszedł bez szwanku, choć jego relacja nie brzmiała pocieszająco.
Błędy mogły okazać się niewybaczalne.
Spojrzałem jeszcze raz przed siebie, próbując oszacować długość skoku – później mogło nie być miejsca na zawahanie. Ruszyłem niemal na równi z Brendanem, skupiając wzrok na majaczących po drugiej stronie złotych schodach i starając się nie myśleć o zdradzieckiej cieczy, pozwoliłem prowadzić się intuicji.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Dla Brendana przeprawa przez zdradziecką podłogę nie stanowiła problemu - dzięki latom wytężonej pracy na kursie i jako auror jego ruchy były bardziej pewne i giętkie niż Margaux i Alana. Frederick również radził sobie dobrze, lecz przy przedostatnim skoku coś poszło nie tak i Fox, podobnie jak chwilę przed nim Florean skończył z jedną nogą w płynie wypełniającym czarny pas. Frederick poczuł najpierw ból, a później stracił czucie w lewej nodze. Z każdą chwilą od wyjęcia jej z wody z charakterystycznym mrowieniem powracało do kończyny krążenie.
Pozostali, stojący już u stóp schodów mogli dostrzec wytłoczony na pierwszym stopniu napis: Każde piętro rządzi się swoimi prawami. Stopnie zakręcały w prawo, by sunąc w górę po płaszczyźnie ściany dotrzeć do miejsca, gdzie przez otwór w suficie prowadziły na kolejne piętro. Same schody i poręcz były dość obficie zdobione, a obeznana w malarstwie i sztuce Margaux bez trudu mogła dostrzec charakterystyczne dla rokoko motywy - rocaille wraz z roślinnymi girlandami. Rośliny jednak nie były typowymi dla tego okresu, ale wyglądały mimo wszystko dość znajomo. Zakończenie poręczy stanowiła zadarta do góry głowa pucołowatego cherubinka. Zamiast oczu posiadała dwa wgłębienia o chropowatych powierzchniach.
|Florean, nie musisz rzucać kością k100 na powodzenie próby przeprawy przez pozostałe pasy cieczy - Mistrz Gry popełnił błąd przy sumowaniu, zapominając dodać do Twojego wyniku wartość bonusu (+10) za zaklęcie Fredericka. Zakładasz więc, że uda Ci się dostać do schodów.
- Frederick - by iść dalej musisz rzucić kością k100. ST przedostania się do schodów wynosi 40. Po Twoim poście nastąpi ingerencja Mistrza Gry.
Trzecia kolejka działania Magicus Extremos.
Kolejka szósta.
Na odpis macie 24 godziny.
Pozostali, stojący już u stóp schodów mogli dostrzec wytłoczony na pierwszym stopniu napis: Każde piętro rządzi się swoimi prawami. Stopnie zakręcały w prawo, by sunąc w górę po płaszczyźnie ściany dotrzeć do miejsca, gdzie przez otwór w suficie prowadziły na kolejne piętro. Same schody i poręcz były dość obficie zdobione, a obeznana w malarstwie i sztuce Margaux bez trudu mogła dostrzec charakterystyczne dla rokoko motywy - rocaille wraz z roślinnymi girlandami. Rośliny jednak nie były typowymi dla tego okresu, ale wyglądały mimo wszystko dość znajomo. Zakończenie poręczy stanowiła zadarta do góry głowa pucołowatego cherubinka. Zamiast oczu posiadała dwa wgłębienia o chropowatych powierzchniach.
|Florean, nie musisz rzucać kością k100 na powodzenie próby przeprawy przez pozostałe pasy cieczy - Mistrz Gry popełnił błąd przy sumowaniu, zapominając dodać do Twojego wyniku wartość bonusu (+10) za zaklęcie Fredericka. Zakładasz więc, że uda Ci się dostać do schodów.
- Frederick - by iść dalej musisz rzucić kością k100. ST przedostania się do schodów wynosi 40. Po Twoim poście nastąpi ingerencja Mistrza Gry.
Trzecia kolejka działania Magicus Extremos.
Kolejka szósta.
Na odpis macie 24 godziny.
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara ALAN 215 Brak BRENDAN 282 Brak FLOREAN 180 -5 do rzutu k100 FREDERICK 245 Brak MARGAUX 205 Brak
Zgodnie z przypuszczeniami, posadzka okazała się całkiem śliska, ale chropowate podeszwy kamaszy pozwalały mi zachować równowagę między kolejnymi skokami. Byłem skupiony – do czasu, gdy nie spojrzałem w stronę schodów, gdzie czekali już pozostali Zakonnicy. Wyścig z czasem trwał – i ta chwila rozproszenia myśli wystarczyła, bym jedną nogą, podobnie jak wcześniej Florean, wylądował w czarnej cieczy. Poczułem przeszywający chłód, który otulił kończynę, a jednocześnie ból, który na moment sparaliżował mięśnie. Zakląłem niemal bezgłośnie, czując, że potrzebowałem chwili, aby noga odzyskała pełnię sprawności. Nie mogłem jednak trwonić cennych minut, dlatego nie bacząc na uporczywe mrowienie, wziąłem głęboki oddech i skoczyłem przed siebie.
Musiało się udać. Ta woda – czymkolwiek była – nie miała najmniejszych praw do tego, by pogrzebać mnie w swoich ramionach.
Musiało się udać. Ta woda – czymkolwiek była – nie miała najmniejszych praw do tego, by pogrzebać mnie w swoich ramionach.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Ostatnie dwa skoki Fredericka okazały się być niezwykle udane. Fox tak się rozpędził, że wyhamował dopiero na pierwszym stopniu schodów. Metal zabębnił głucho przy uderzeniach stóp aurora, lecz nic poza tym się nie stało. Schody zdawały się być całkowicie bezpieczne.
|Możesz w tej kolejce napisać jeszcze jednego posta (ale jak nie chcesz, to nie musisz!).
|Możesz w tej kolejce napisać jeszcze jednego posta (ale jak nie chcesz, to nie musisz!).
Przeprawa przez wypełnione złowrogą substancją wgłębienia nie należała ani do najprostszych, ani do najprzyjemniejszych; wciąż zmęczona po wyczerpującym biegu pod górkę, przeskakiwała z paska na pasek z wyraźnym trudem, za każdym razem obawiając się, że w końcu zabraknie jej tych kilku centymetrów, a stały grunt ucieknie jej spod stóp, skazując na… cóż, nieznane. Na drugą stronę dotarła chyba tylko dzięki łutowi szczęścia. Odwróciła się, starając się nie myśleć o czekającej ich drodze powrotnej i z duszą na ramieniu obserwowała, jak pozostali Zakonnicy pokonują przeszkodę. Alan dołączył do niej niedługo później, ale Floreanowi nie poszło już tak dobrze; wciągnęła gwałtownie powietrze do płuc, z przerażeniem śledząc poczynania czarodzieja, pozwalając sobie na kolejny oddech dopiero, gdy ponownie postawił obie nogi na twardym podłożu. Ten sam scenariusz powtórzył się w przypadku Freddiego, ale wkrótce byli już wszyscy – mniej lub bardziej zdrowi, wyglądało jednak na to, że raczej cali.
– W porządku? – odezwała się, pytanie kierując głównie do Floreana i Fredericka, upewniając się, czy przypadkiem nie potrzebowali pomocy. Dopiero później przeniosła spojrzenie na schody; zakręcające fantazyjnie w prawo i bogato zdobione, wydawały się dziwnie nie na miejscu, oderwane stylem od reszty budynku, zupełnie jakby ktoś wstawił je tutaj przez przypadek albo po prostu dobudował po jakimś czasie. Roślinne girlandy oplatające poręcz wyglądały dziwnie znajomo, ale to ich zakończenie w postaci cherubinkowej głowy wywołało na jej plecach chłodny dreszcz. Puste oczodoły zadartej ku górze twarzy pochłonęły ją na tyle, że prawie nie zwróciła uwagi na wyryty na pierwszym stopniu napis. – Cokolwiek czeka na nas na górze, uważajcie na oczy – powiedziała cicho, wskazując palcem na niepokojący element zdobienia, ale nie ośmielając się dotknąć go nawet opuszkiem. – Ten aniołek już się ich pozbył – dodała, odrywając wreszcie wzrok od chropowatych wgłębień i przenosząc go w górę, ku otworowi w suficie. – A ktokolwiek wstawił tu tę poręcz, na pewno nie był to Alfred. Takie zdobienia były modne w osiemnastym wieku – rzuciła jeszcze, niepewna, po co właściwie dzieliła się tym spostrzeżeniem; być może liczyła na to, że ktoś z nich (Florean?) będzie w stanie wyciągnąć spomiędzy wierszy coś więcej.
Wyciągnęła z kieszeni różdżkę, na wszelki wypadek zaciskając na niej palce i ruszyła w górę schodów – ostrożnie, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu ewentualnych nieprawidłowości czy pułapek.
– W porządku? – odezwała się, pytanie kierując głównie do Floreana i Fredericka, upewniając się, czy przypadkiem nie potrzebowali pomocy. Dopiero później przeniosła spojrzenie na schody; zakręcające fantazyjnie w prawo i bogato zdobione, wydawały się dziwnie nie na miejscu, oderwane stylem od reszty budynku, zupełnie jakby ktoś wstawił je tutaj przez przypadek albo po prostu dobudował po jakimś czasie. Roślinne girlandy oplatające poręcz wyglądały dziwnie znajomo, ale to ich zakończenie w postaci cherubinkowej głowy wywołało na jej plecach chłodny dreszcz. Puste oczodoły zadartej ku górze twarzy pochłonęły ją na tyle, że prawie nie zwróciła uwagi na wyryty na pierwszym stopniu napis. – Cokolwiek czeka na nas na górze, uważajcie na oczy – powiedziała cicho, wskazując palcem na niepokojący element zdobienia, ale nie ośmielając się dotknąć go nawet opuszkiem. – Ten aniołek już się ich pozbył – dodała, odrywając wreszcie wzrok od chropowatych wgłębień i przenosząc go w górę, ku otworowi w suficie. – A ktokolwiek wstawił tu tę poręcz, na pewno nie był to Alfred. Takie zdobienia były modne w osiemnastym wieku – rzuciła jeszcze, niepewna, po co właściwie dzieliła się tym spostrzeżeniem; być może liczyła na to, że ktoś z nich (Florean?) będzie w stanie wyciągnąć spomiędzy wierszy coś więcej.
Wyciągnęła z kieszeni różdżkę, na wszelki wypadek zaciskając na niej palce i ruszyła w górę schodów – ostrożnie, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu ewentualnych nieprawidłowości czy pułapek.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Obserwował tylko jak Margaux przed nim pokonuje kolejne przeszkody, za każdym razem gdy jej stopy odrywały się od ziemi, a materiał sukienki falował miał wrażenie, że zaraz wpadnie do tajemniczej cieczy i już jej nie uratują. Z ulgą więc przyjmował jej kolejne udane skoki, idąc w jej ślad i pokonując je jeden za drugim. Od czasu do czasu oglądał się za siebie, choć odgłos stukotu butów o kafelki uspokajał go. Gdy nagle coś poszło nie tak. Odwrócił się w stronę Floreana z przerażeniem, lecz z ulgą odkrył, iż ten nie wpadł od tego cały, a jedynie zamoczył nogę. Choć jego słowa wcale nie poprawiały sytuacji. Ileż mieli szczęścia, skoro nikt nie wpadł tam cały. Wielce prawdopodobnym było, że gdyby ktoś tam wpadł - już by nie wyszedł.
Fox również podzielił los Floreana, ale widząc, że on również jedynie zamoczył nogę - odetchnął z ulgą. Dopiero gdy ostatnia osoba dołączyła do nich, spojrzał na schody, z niepokojem przyglądając się napisowi na pierwszym stopniu. To znaczyło, że na każdym piętrze czekało ich inne niebezpieczeństwo. Bardzo pocieszające, doprawdy. Na balustrady nie zwrócił uwagi do czasu, aż Margaux nie uświadomiła im, że te nie do końca pasują do wnętrza. Ściągnął brwi, dopiero teraz przyglądając się nieco przerażającemu obliczu cherubina bez oczu. Czy to znaczyło, że na górze ma czekać niebezpieczeństwo czyhające na ich wzrok?
- I pamiętajcie też o tym, o czym mówiłem na spotkaniu. Niektóre elementy architektury nie koniecznie muszą być nieożywione... - Wtrącił, choć sam nie wiedział po co. Ta myśl jednak ciągle nie dawała mu spokoju, ciągle tkwiła mu w głowie i odbijała się w niej echem. To dlatego rozglądał się z niepokojem, próbując dostrzec coś co mogło im pomóc, lub wzbudzić jego niepokój.
- Trochę boję się zaglądać na górę. Co robimy? Wchodzimy czy sprawdzamy jakoś co się tam kryje? - Szepnął, w pewien sposób obawiając się tego, że jego zbyt głośny głos mógłby im zaszkodzić.
Rzut za spostrzegawczość.
Fox również podzielił los Floreana, ale widząc, że on również jedynie zamoczył nogę - odetchnął z ulgą. Dopiero gdy ostatnia osoba dołączyła do nich, spojrzał na schody, z niepokojem przyglądając się napisowi na pierwszym stopniu. To znaczyło, że na każdym piętrze czekało ich inne niebezpieczeństwo. Bardzo pocieszające, doprawdy. Na balustrady nie zwrócił uwagi do czasu, aż Margaux nie uświadomiła im, że te nie do końca pasują do wnętrza. Ściągnął brwi, dopiero teraz przyglądając się nieco przerażającemu obliczu cherubina bez oczu. Czy to znaczyło, że na górze ma czekać niebezpieczeństwo czyhające na ich wzrok?
- I pamiętajcie też o tym, o czym mówiłem na spotkaniu. Niektóre elementy architektury nie koniecznie muszą być nieożywione... - Wtrącił, choć sam nie wiedział po co. Ta myśl jednak ciągle nie dawała mu spokoju, ciągle tkwiła mu w głowie i odbijała się w niej echem. To dlatego rozglądał się z niepokojem, próbując dostrzec coś co mogło im pomóc, lub wzbudzić jego niepokój.
- Trochę boję się zaglądać na górę. Co robimy? Wchodzimy czy sprawdzamy jakoś co się tam kryje? - Szepnął, w pewien sposób obawiając się tego, że jego zbyt głośny głos mógłby im zaszkodzić.
Rzut za spostrzegawczość.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Florean stosunkowo szybko odzyskał czucie w nodze, więc wyciągnął ją z chłodnej cieczy i doskoczył do reszty swoich towarzyszy. Szybko przyjrzał się schodom, również zauważając napis na pierwszym stopniu. - Każde piętro rządzi się własnymi prawami - przeczytał cicho i zerknął na górę, jakby mógł w ten sposób zauważyć, co się tam kryje. Dopiero Margo zwróciła jego uwagę na rzeźbę cherubinka bez oczu, która nie nastrajała do dalszego odkrywania wieży. Odruchowo dotknął kieszeni płaszcza, w której wciąż spoczywały dwa piórka - może jeszcze na coś się zdadzą. Kiwnął Margo głową, kiedy zauważył w jej oczach niewielki znak zapytania, bo tym razem nie wiedział więcej niż ona. - Chyba wchodzimy - odparł, wzruszając ramionami, i ostrożnie zaczął się wspinać po schodach zaraz za Margo. - Boję się czegokolwiek dotknąć - wyjawił, spoglądając jeszcze raz na roślinne zdobienia. Różdżkę trzymał w pogotowiu, choć nie był pewny, czy na cokolwiek mu się zda. A nawet jeżeli nie to czuł się z nią pewniej. Rozglądał się uważnie dookoła, chcąc być przygotowanym na każdą ewentualność. Powracające kruki, wyrastająca ściana labiryntu czy atakujące go bezoczne cherubinki - chyba już nic nie było w stanie go zaskoczyć.
Rzut na spostrzegawczość!
Rzut na spostrzegawczość!
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Trafiając stopą na ostatni twardy grunt, obejrzał się za siebie - patrząc, jak ledwie chwilę później Florean oraz Frederick dołączają do reszty grupy. Łypnął okiem na gorejący błękitny płomień, przesunął wzrokiem wzdłuż wysokich kolumn, po czym spojrzał ostatni raz w mętną czarną ciecz, którą udało im się wyminąć bez większych przeszkód - miał nadzieję, że skutki zetknięcia z tym dziwactwem nie okażą się na drugi rzut oka bardziej dokuczliwe, niż na pierwszy. I wiedział - że przeniesienie przez to miejsce zmęczonych ludzi, których mieli odnaleźć, nie będzie łatwe. Każde piętro rządzi się swoimi prawami, istniała szansa, że na wyższych ich magia będzie w stanie ich obronić. Tylko tyle -i aż tyle.
W milczeniu podążył za słowami Margaux ku rzeźbionemu cherubinkowi, mając w pamięci wertowane stronice ksiąg. Od początku alergicznie reagował na jakiekolwiek symbole, które dałoby się powiązać z okiem - nie inaczej było teraz. Ale - mogli tylko iść na przód.
- Wchodzimy - odparł Alanowi, tym samym przytakując Floreanowi, wspinając się wzdłuż schodów; nie powoli - nie mieli na to czasu. Cokolwiek tam na nich czeka, musieli być na to gotowi. Nie mieli możliwości sprawdzenia wyższego piętra w żaden sposób, ich umiejętności najprawdopodobniej wciąż pozostawały bezużyteczne. Musieli być ostrożni, zapewne rzeczywiście lepiej było niczego nie dotykać. Za pozostałymi - udał się wzwyż schodów, uważnie przyglądając się pokonywanej przestrzeni i reszcie widoku, jaki miał sie przed nim dopiero rozpostrzeć.
W milczeniu podążył za słowami Margaux ku rzeźbionemu cherubinkowi, mając w pamięci wertowane stronice ksiąg. Od początku alergicznie reagował na jakiekolwiek symbole, które dałoby się powiązać z okiem - nie inaczej było teraz. Ale - mogli tylko iść na przód.
- Wchodzimy - odparł Alanowi, tym samym przytakując Floreanowi, wspinając się wzdłuż schodów; nie powoli - nie mieli na to czasu. Cokolwiek tam na nich czeka, musieli być na to gotowi. Nie mieli możliwości sprawdzenia wyższego piętra w żaden sposób, ich umiejętności najprawdopodobniej wciąż pozostawały bezużyteczne. Musieli być ostrożni, zapewne rzeczywiście lepiej było niczego nie dotykać. Za pozostałymi - udał się wzwyż schodów, uważnie przyglądając się pokonywanej przestrzeni i reszcie widoku, jaki miał sie przed nim dopiero rozpostrzeć.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Gdy zatrzymałem się na pierwszym stopniu, na moment zamarłem – nic bowiem, co znajdowało się wewnątrz tego przeklętego budynku, nie musiało być tym, czym wydawało się na pierwszy rzut oka. Niemniej, schody wydawały się względnie bezpieczne, choć spostrzeżenie na temat cherubinka bez oczu nie zapowiadało niczego przyjemnego na wyższym poziomie. Słowa Alana jak i Floreana przyjąłem za słuszną uwagę, nawet, jeśli zakrawało to o dziecięce zabawy, gdzie podłoga zamieniała się w lawę.
Skrycie liczyłem, że ten wymysł pozostanie tylko niewinnym wspomnieniem.
- Idziemy. - Przytaknąłem słowom Brendana, ruszając w górę schodów. Pozostawanie w miejscu nie musiało stanowić bezpieczniejszego wyboru, a cokolwiek nie czekało na nas wyżej, miało pięcioro godnych przeciwników. Wystarczyło tylko, abyśmy trzymali się blisko. Z każdym pokonanym stopniem zaciskałem palce mocniej na drewnianej rękojeści różdżki: skoro każde piętro miało rządzić się własnymi prawami, być może nie byliśmy zupełnie bezbronni.
Skrycie liczyłem, że ten wymysł pozostanie tylko niewinnym wspomnieniem.
- Idziemy. - Przytaknąłem słowom Brendana, ruszając w górę schodów. Pozostawanie w miejscu nie musiało stanowić bezpieczniejszego wyboru, a cokolwiek nie czekało na nas wyżej, miało pięcioro godnych przeciwników. Wystarczyło tylko, abyśmy trzymali się blisko. Z każdym pokonanym stopniem zaciskałem palce mocniej na drewnianej rękojeści różdżki: skoro każde piętro miało rządzić się własnymi prawami, być może nie byliśmy zupełnie bezbronni.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Krucza wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight