Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Krucza wieża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Krucza wieża
Położona na na wzgórzach wyspy Wight, sprawiająca wrażenie opuszczonej, wieża stanowi niezwykłe centrum zainteresowania kruków. Trudno stwierdzić, dlaczego miejsce jest tak licznie obsiadane przez czarnoskrzydłe, wieszcze stworzenia. Jedno jest pewne: jeśli rzeczywiście wybierasz się w te okolice, nie próbuj samotnie zwiedzać ciemnych zakamarków i strzelistej wieży, otulonej ciężkim zapachem piór i ciszy naruszanej tylko przez pojedyncze skrzeki.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
- Kazał to pisać na górze pergaminów przed rozpoczęciem zajęć? - mruknął do Fredericka, zastanawiając się, czy potrafił dopasować tę sentencję do ich podejrzeń. Podpowiedź wskazywałaby na to, by połączyć Karola Mądrego z jego dziećmi, wśród których znajdowali się Lestrange, ale... - To nie mógł być król Francji - stwierdził w końcu, utkwiwszy wzrok we wgłębieniu wrót prowadzących do wieży; był coraz bardziej zniecierpliwiony. Wewnątrz znajdowali się ludzie, którzy potrzebowali natychmiastowej pomocy. A oni - stali tutaj i marnowali czas na zagadki z kategorii tych, w których żadne z nich nie było dobre. Florean, który najwidoczniej najmocniej uważał na historii magii, proponował Alfreda: do którego jednak nijak nie pasował ostatni wers zgadywanki, na tyle przewrotny, że zbyt ważny, by go pominąć. Ale może jednak powinni zaufać jego osądowi? Przemierzał w myślach kroniki, które znał, od Karola Szalonego, przez lady Marion i Galahada, ale żadna z tych postaci nie miała w tym kontekście sensu.
- Wsłuchaliście się w jego słowa? Kruk przeplatał słowa porakiwaniami, ale jego akcent był dawny. Staroangielski. Wydaje mi się, że w takim razie nie mogli zostawić go tutaj Francuzi. - Tak naprawdę niekoniecznie i dobrze o tym wiedział. Zostawili go tutaj Anglicy, ale równie dobrze mogli być to Anglicy pochodzenia francuskiego; wszystkie ich wspominki tak naprawdę nic im nie dawały. - Ryszard był królem Anglii, jego ówcześni poddani mówili tym samym akcentem. - Więc czy odpowiedzią będzie Ryszard? Pozostawał sceptyczny - jeśli jednak miałby wybierać między tymi dwoma sylwetkami, z których właściwie obie pasowały pod treść rymowanki, nie wahałby się już ani chwili.
- Vertias claro - mruczał wciąż pod nosem, chcąc nałożyć na siebie zaklęcie w silniejszej wersji; już zaraz mieli wejść do środka i cokolwiek przydarzy im się w środku, musieli się zabezpieczyć na tyle, na ile tylko byli w stanie. Marnują tutaj czas.
- Wsłuchaliście się w jego słowa? Kruk przeplatał słowa porakiwaniami, ale jego akcent był dawny. Staroangielski. Wydaje mi się, że w takim razie nie mogli zostawić go tutaj Francuzi. - Tak naprawdę niekoniecznie i dobrze o tym wiedział. Zostawili go tutaj Anglicy, ale równie dobrze mogli być to Anglicy pochodzenia francuskiego; wszystkie ich wspominki tak naprawdę nic im nie dawały. - Ryszard był królem Anglii, jego ówcześni poddani mówili tym samym akcentem. - Więc czy odpowiedzią będzie Ryszard? Pozostawał sceptyczny - jeśli jednak miałby wybierać między tymi dwoma sylwetkami, z których właściwie obie pasowały pod treść rymowanki, nie wahałby się już ani chwili.
- Vertias claro - mruczał wciąż pod nosem, chcąc nałożyć na siebie zaklęcie w silniejszej wersji; już zaraz mieli wejść do środka i cokolwiek przydarzy im się w środku, musieli się zabezpieczyć na tyle, na ile tylko byli w stanie. Marnują tutaj czas.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Zdawali się utknąć w martwym punkcie; kolejni królowie, odległe nazwiska, skrawki historycznej wiedzy, rozmywały się na wietrze, niknąc w otaczającym ich półmroku, w miarę jak wykluczali następne możliwości, klucząc i kręcąc się w kółko, podczas gdy cenne minuty mijały nieubłagalnie. Choć odzywała się niewiele, milcząco niecierpliwiła się coraz bardziej; złośliwe podszepty mówiły jej, że właściwa odpowiedź mogła równie dobrze już paść, jak i mogli znajdować się od niej nieskończenie daleko; szukali wśród królów, ale co, jeśli korona na głowie wcale definitywnie na nich nie wskazywała? Na starych obrazach pojawiali się w nich również książęta, nie mówiąc już o tym, że sam element mógł po prostu stanowić metaforę odnoszącą się do dzierżonej w ręku władzy. Z drugiej strony – nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że mogliby zawieść już teraz, nie przestąpiwszy progu wieży; być może ich opowieść nie była bajką ze szczęśliwym zakończeniem, ale owe zakończenie na pewno nie miało miejsca tutaj.
Wiedziała, że nie była w stanie wnieść w dyskusję już nic więcej, dlatego jedynie wzruszyła ramionami, skupiając się na siniakach na plecach Brendana, których pierwsza próba rzucenia zaklęcia nawet nie tknęła, popychając Margaux odrobinę bliżej skradającej się spomiędzy cieni desperacji. Nie miała pojęcia, dlaczego magia odmawiała jej dzisiaj posłuszeństwa; czy była to kwestia nowej różdżki, leżącej w dłoni tak obco i niepewnie, że rzucało to cień na najprostsze formuły, czy to rozproszone w powietrzu plugastwo wysysało wszystko, co dobre? – Wybacz – mruknęła cicho, znów przepraszając niejako za własne niepowodzenie, choć w ostatniej chwili zrezygnowała z formującej się na ustach wymówki. – Episkey – powtórzyła zamiast tego, tym razem odcinając się na moment od złowrogich pokrakiwań nad głowami i mrugających oczu wymalowanego na drzwiach kruka, i skupiając całą uwagę na dokładnym rzuceniu zaklęcia.
Wiedziała, że nie była w stanie wnieść w dyskusję już nic więcej, dlatego jedynie wzruszyła ramionami, skupiając się na siniakach na plecach Brendana, których pierwsza próba rzucenia zaklęcia nawet nie tknęła, popychając Margaux odrobinę bliżej skradającej się spomiędzy cieni desperacji. Nie miała pojęcia, dlaczego magia odmawiała jej dzisiaj posłuszeństwa; czy była to kwestia nowej różdżki, leżącej w dłoni tak obco i niepewnie, że rzucało to cień na najprostsze formuły, czy to rozproszone w powietrzu plugastwo wysysało wszystko, co dobre? – Wybacz – mruknęła cicho, znów przepraszając niejako za własne niepowodzenie, choć w ostatniej chwili zrezygnowała z formującej się na ustach wymówki. – Episkey – powtórzyła zamiast tego, tym razem odcinając się na moment od złowrogich pokrakiwań nad głowami i mrugających oczu wymalowanego na drzwiach kruka, i skupiając całą uwagę na dokładnym rzuceniu zaklęcia.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Czuł, że świat zwariował, bo nic nie szło tak, jak iść powinno. Z każdym rokiem, miesiącem, tygodniem, dniem, minutą, a nawet sekundą był starszy. Teoretycznie więc powinien być coraz mądrzejszy, wiedzieć coraz więcej, zdobywać nowe doświadczenia. Teraz jednak czuł, że w tym momencie działo się coś zupełnie odwrotnego - z sekundy na sekundę zdawało mu się, że wiedział coraz mniej. Treść zagadki przeplatała mu się ze słowami innych, tworząc istny mętlik. Król Karol, Ryszard, August, kruk, akcent, korona. Miał wrażenie, że zaraz zwariuje, a presja jaką czuł w tym czasie sprawiała, iż jego serce łopotało w piersi niczym szalone. Nie mieli czasu, we wnętrzu prawdopodobnie czekali na nich wystraszeni, zamknięci czarodzieje mugolskiego pochodzenia, których musieli uratować. Tymczasem on już nie wiedział nic, nie miał pojęcia, która odpowiedź mogłaby być prawidłowa. Jego umysł pracował na przyspieszonych obrotach, próbując sobie cokolwiek poukładać, cokolwiek przypomnieć. Nigdy jednak nie przykładał się szczególnie do historii magii, a jego mętlik i niewiedza poszerzały się jeszcze bardziej, gdy w grę wchodziła również mugolska historia. Jak w amoku pokiwał głową, wiedziony jakimś tajemnym przeczuciem i strzępkami wiedzy, które mieszały się z tym, co wyleciało z ust jego towarzyszy.
- Alfred... Alfred brzmi sensownie. Najbardziej prawdopodobnie. - W innych przypadkach było zbyt dużo niejasności, zbyt dużo nieścisłości. Zagadka była trudna. Czy kruk zadał specjalnie taką, w której odpowiedzi zdawało się być albo wiele, albo wcale?
- Episkey. - Machnął różdżką w stronę Florka wiedząc, że poprzednie zaklęcie zadziałało, ale nie z takim skutkiem, jakiego oczekiwał. Znał swoją magię przynajmniej na tyle.
- Alfred... Alfred brzmi sensownie. Najbardziej prawdopodobnie. - W innych przypadkach było zbyt dużo niejasności, zbyt dużo nieścisłości. Zagadka była trudna. Czy kruk zadał specjalnie taką, w której odpowiedzi zdawało się być albo wiele, albo wcale?
- Episkey. - Machnął różdżką w stronę Florka wiedząc, że poprzednie zaklęcie zadziałało, ale nie z takim skutkiem, jakiego oczekiwał. Znał swoją magię przynajmniej na tyle.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Umysł Florka działał na najwyższych obrotach. Próbował przypomnieć sobie wszystkie przeczytane księgi i na swój sposób cieszył się, że chodzi o średniowiecznego władcę, bo właśnie ta epoka najbardziej przypadła mu do gustu. Palenie czarownic - jego konik, który wiązał się również z koniecznością zapoznania się z częścią mugolskiej historii. To dodawało mu odwagi, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę z ciążącej na nim odpowiedzialności. Niewielu ludzi było na tyle szalonych, by odnaleźć pasję w tej konkretnej dziedzinie (choć przecież była tak fascynująca!). Kiwnął głową na słowa Margo, tym samym razem z nią odrzucając propozycję Karola VII. - Karol V był Francuzem. Nie sądzicie, że tutaj chodzi o angielskiego władcę? - Zapytał, spoglądając na twarze swoich towarzyszy. - Poza tym, z tego co pamiętam, miał młodszych braci. Nie wiem jak mógłby być przez nich naznaczony - dodał, wyłamując palce, co w jakiś pokręcony sposób pomagało m się skupić. - Ryszard... Tylko on z kolei nie mówił po angielsku. A skoro mówisz, że Francuzi nie mogli zostawić krukowi tego akcentu, Lwie Serce też nie mógł. I miał dwóch starszych braci, więc ten fragment też nie pasuje - westchnął, przy czym zaczął odnosić wrażenie, że coraz mniej wie. Szczególnie po usłyszeniu Fredericka. - Ale co to ma wspólnego? Karol niby jest spokrewniony z Lestrengami, a Lestrangowie związani z tą wieżą, ale... - przerwał, samemu nie będąc do końca pewnym, skąd to ale. - ...ale był królem Francji - skończył, przypominając swoją wcześniejszą wypowiedź. Denerwowało go, że muszą marnować czas na rozwiązywanie zagadki, podczas gdy ich przyjaciele siedzieli zamknięci wewnątrz tej przeklętej wieży. Zerknął na Alana, jeszcze raz rozważając swoją własną propozycję. - Dobrze, w takim razie wróćmy jeszcze raz do Alfreda. Alfred Wielki, panował w IX wieku. Jego ojciec był królem, następnie trójka braci, aż w końcu korona spadła na niego. Tak jakby został przez nich naznaczony. Co dalej... Pokonał Duńczyków, którzy wcześniej pokonali jego ojca. Dużo się uczył, wprowadził przymus szkolny. Nie wiem tylko w jaki sposób czytanie miałoby okazać się jego klęską - dodał i zmarszczył brwi, widząc jak Alan ponownie chce rzucić na niego jakieś zaklęcie. - Nic mi nie jest - mruknął, po czym podszedł bliżej drzwi. - Karol był Francuzem, Ryszard nie bardzo łączy nam się ze staroangielską mową kruka. Alfred? - Upewnił się swoich towarzyszy, nie chcąc samemu podejmować tak poważnej decyzji. Niepewnie wyciągnął rękę w stronę ptaszyska i dotknął jego dzioba. - Nasza odpowiedź to Alfred Wielki - Powiedział, w drugiej dłoni mocniej ściskając swoją różdżkę.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Frederick rzucił zakęcie i od razu dostrzegł coś dziwnego, co działo się wokół nich: kamienne ściany, cała powierzchnia wieży zdawała się ściągać rzeczywistość w swoją stronę, rozmazując ją i zasysając. To mógł być jeden z powodów tego, dlaczego nie udawała im się część zaklęć, choćby pierwsza próba uzdrowienia Brendana przez obeznaną w magii leczniczej Margaux. Druga próba na szczęście się jej udała, a Brandan tak jak przed momentem Fortescue mógł poczuć się odrobinę lepiej. Drugie zaklęcie Alana nie dało skutku, ponieważ na Floreanie nie zostało już właściwie ani jedno obicie czy zadrapanie do uleczenia po pierwszej próbie Bennetta. Próba rzucenia Veritas Claro w wykonaniu Weasleya okazała się nieudana.
Gdy Florean przyłożył rękę do kruczego dziobu malowidło rozpostarło skrzydła i zamarło, oczekując odpowiedzi. Gdy ta w końcu padła, ptak schylił głowę i przemówił.
- Ten, co odpowiedź poprrrawną już w swych pierrrwszych domysłach podaje, z Alfrrredem Wielkim w jednym stać winien rzędzie, Florrreanie - zakrakał, po czym zwinął lewe skrzydło, prawym wykonując zapraszający gest. A drzwi do wieży stanęły przed Zakonnikami otworem.
Budowla musiała być zaklęta, bowiem gdy światło księżycowe wpadło do jej wnętrza okazało się, że jest o wiele większa niżby się to wydawało z zewnątrz. Po wejściu do środka drzwi zamknęły się za Zakonnikami. Powietrze było z lekka zastane, jednak nie zatęchłe. W środku było dość chłodno, jednak dla ciepło ubranych Zakonników nie stanowiło to większego problemu. Okrągłe pomieszczenie natychmiast rozświetliło niebieskawe światło mające swoje źródło w magicznym, błękitnym ogniu, który zapłonął w rynience obrysowującą kształt pomieszczenia po trochę mniejszym kole. Rynienka prowadziła również od drzwi w przód, ku centrum parteru, oddzielając podejście prowadzące od drzwi od słupów znajdujących się po lewej i prawej stronie. Wspomniane słupy były zaś marmurowymi kolumnami, stojącymi na szerokim na trzy czterostopowe kafle okręgu. Dalej rozpościerała się niesamowicie połyskliwa podłoga w biało-czarny marmurowy wzór tworzący pasy. Na przemian leżały czarne i białe kafle, większe niźli te znajdujące się na okręgu. A na drugim końcu pomieszczenia znajdowały się schody wyglądające, jakby wykonane były ze złota.
|Zaklęcie Margaux przywróciło Brendanowi 5 punktów żywotności.
Kolejka czwarta.
Na odpis macie 48 godzin.
PS. Alfred Wielki jako secundarius za władania Ethelreda I przegrał wraz z nim bitwę pod miejscowością o nazwie Reading, co w polskim zapisie oznacza czytanie.
Gdy Florean przyłożył rękę do kruczego dziobu malowidło rozpostarło skrzydła i zamarło, oczekując odpowiedzi. Gdy ta w końcu padła, ptak schylił głowę i przemówił.
- Ten, co odpowiedź poprrrawną już w swych pierrrwszych domysłach podaje, z Alfrrredem Wielkim w jednym stać winien rzędzie, Florrreanie - zakrakał, po czym zwinął lewe skrzydło, prawym wykonując zapraszający gest. A drzwi do wieży stanęły przed Zakonnikami otworem.
Budowla musiała być zaklęta, bowiem gdy światło księżycowe wpadło do jej wnętrza okazało się, że jest o wiele większa niżby się to wydawało z zewnątrz. Po wejściu do środka drzwi zamknęły się za Zakonnikami. Powietrze było z lekka zastane, jednak nie zatęchłe. W środku było dość chłodno, jednak dla ciepło ubranych Zakonników nie stanowiło to większego problemu. Okrągłe pomieszczenie natychmiast rozświetliło niebieskawe światło mające swoje źródło w magicznym, błękitnym ogniu, który zapłonął w rynience obrysowującą kształt pomieszczenia po trochę mniejszym kole. Rynienka prowadziła również od drzwi w przód, ku centrum parteru, oddzielając podejście prowadzące od drzwi od słupów znajdujących się po lewej i prawej stronie. Wspomniane słupy były zaś marmurowymi kolumnami, stojącymi na szerokim na trzy czterostopowe kafle okręgu. Dalej rozpościerała się niesamowicie połyskliwa podłoga w biało-czarny marmurowy wzór tworzący pasy. Na przemian leżały czarne i białe kafle, większe niźli te znajdujące się na okręgu. A na drugim końcu pomieszczenia znajdowały się schody wyglądające, jakby wykonane były ze złota.
|Zaklęcie Margaux przywróciło Brendanowi 5 punktów żywotności.
Kolejka czwarta.
Na odpis macie 48 godzin.
PS. Alfred Wielki jako secundarius za władania Ethelreda I przegrał wraz z nim bitwę pod miejscowością o nazwie Reading, co w polskim zapisie oznacza czytanie.
- Rzut parteru:
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara ALAN 215 Brak BRENDAN 282 Brak FLOREAN 180 -5 do rzutu k100 FREDERICK 245 Brak MARGAUX 205 Brak
Atak kruka, lawina kamieni, śmiertelna klątwa. Przez głowę Floreana przeszło mnóstwo myśli, a każda z nich wiązała się z przykrym końcem jego życia. Wstrzymał oddech, oczekując na odpowiedź ptaszyska, jednocześnie rozmyślając o dziesiątkach innych możliwych rozwiązań zagadki. Z każdą sekundą był coraz mniej pewny Alfreda Wielkiego, choć przecież tylko on pasował do opisu. Aż nagle kruk ponownie rozdziawił dziób, a jego słowa sprawiły, że z serca Floreana spadł ogromny kamień. Nawet odwrócił się w stronę swoich towarzyszy z wyraźną ulgą zarysowaną na twarzy. Powoli wszedł do środka, i tutaj spodziewając się najgorszych rzeczy. Uniósł różdżkę i rozejrzał się po okrągłym pomieszczeniu, dostrzegając w końcu schody. Już chciał zrobić pierwszy krok, ale ostatecznie się wstrzymał. - Nie sądzicie, że to byłoby za łatwe, tak po prostu podejść do schodów? - Zapytał i to wcale nie było pytanie retoryczne. Nie był pewny czy przypadkiem nie przesadza przez zagadkę, ale ta sala wydawała mu się dziwnie podejrzana. Przypomniały mu się wszystkie książki przygodowe, które czytał w dzieciństwie. Zatrute strzały wylatujące z otworów w ścianach, zapadnia uruchamiana przez nadepnięcie odpowiedniej płyty, zgniatające ściany. Może to tylko mugolskie brednie, a może tutejsza rzeczywistość. Wolał się upewnić, choć gdzieś z tyłu głowy pamiętał o upływającym czasie. - Carpiene - rzucił, celując różdżką przed siebie.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
- Wieża wygląda, jakby ściągała do siebie energię z zewnątrz. Jej obraz się załamuje. - Poinformowałem pozostałych, gdy pod wpływem zaklęcia zadzierałem głowę do góry, licząc na to, że uda mi się ujrzeć coś więcej, niż tylko anomalie – najwyraźniej jednak magia obiektu była zbyt silna, by ją przełamać.
Byłem zdumiony wiedzą, którą podsiadał Florean – mogło się wydawać, że nie posiadał doświadczenia w walce. Że nie wiedział, w jaki sposób korzystać z magii leczniczej. a jednak bez niego nasza drużyna byłaby niepełna. I najpewniej – martwa. Byłem już skłonny opowiedzieć się za Ryszardem, ale krótka lekcja historii przeprowadzone przez Fortescue zmieniła moje zdanie. Nawet, jeśli nie byliśmy pewni co do ostatniego wersu, musieliśmy podjąć ryzyko. Przytaknąłem z wolna mężczyźnie, kiedy szukał potwierdzenia w naszych oczach, a w chwili, gdy położył dłoń na dziobie, moje tętno jakby przyspieszyło. W garści trzymaliśmy bowiem nie tylko własny los, a ja czułem się odpowiedzialny za jego odwrócenie. Blizny rozsiane na mojej skórze przypominały mi o tym nieustannie od dwóch tygodni.
Nie odczułem upragnionej ulgi, gdy drzwi ustąpiły. Byliśmy jeszcze zbyt daleko od osiągnięcia celu, by triumfować. Ostrożnie ruszyłem do przodu, trzymając różdżkę wyciągniętą przed siebie – a gdy wszyscy znaleźliśmy się wewnątrz, wrota zatrzasnęły się złowieszczo, odcinając drogę ucieczki i pogrążając nas w ciemności. Nie na długo: pomieszczenie w jednej chwili zostało rozświetlone kręgiem błękitnego ognia, ujawniając mieniące się złotem schody, znajdujące się vis-à-vis wejścia.
- Z jakiegoś powodu ten ogień odcina nam każdą możliwą drogę. - Zauważyłem sceptycznie, uważnie badając wzrokiem pomieszczenie. - Floreanie? - Zwróciłem się do niekwestionowanego mistrza historii, mając nadzieję, że zaklęcie pozwoliło mu określić, czy mogliśmy poruszać się bez ryzyka. - Partis Temporus – Jakiejkolwiek drogi nie zdecydowalibyśmy się obrać, potrzebowaliśmy wpierw powstrzymać ognistą barierę.
Byłem zdumiony wiedzą, którą podsiadał Florean – mogło się wydawać, że nie posiadał doświadczenia w walce. Że nie wiedział, w jaki sposób korzystać z magii leczniczej. a jednak bez niego nasza drużyna byłaby niepełna. I najpewniej – martwa. Byłem już skłonny opowiedzieć się za Ryszardem, ale krótka lekcja historii przeprowadzone przez Fortescue zmieniła moje zdanie. Nawet, jeśli nie byliśmy pewni co do ostatniego wersu, musieliśmy podjąć ryzyko. Przytaknąłem z wolna mężczyźnie, kiedy szukał potwierdzenia w naszych oczach, a w chwili, gdy położył dłoń na dziobie, moje tętno jakby przyspieszyło. W garści trzymaliśmy bowiem nie tylko własny los, a ja czułem się odpowiedzialny za jego odwrócenie. Blizny rozsiane na mojej skórze przypominały mi o tym nieustannie od dwóch tygodni.
Nie odczułem upragnionej ulgi, gdy drzwi ustąpiły. Byliśmy jeszcze zbyt daleko od osiągnięcia celu, by triumfować. Ostrożnie ruszyłem do przodu, trzymając różdżkę wyciągniętą przed siebie – a gdy wszyscy znaleźliśmy się wewnątrz, wrota zatrzasnęły się złowieszczo, odcinając drogę ucieczki i pogrążając nas w ciemności. Nie na długo: pomieszczenie w jednej chwili zostało rozświetlone kręgiem błękitnego ognia, ujawniając mieniące się złotem schody, znajdujące się vis-à-vis wejścia.
- Z jakiegoś powodu ten ogień odcina nam każdą możliwą drogę. - Zauważyłem sceptycznie, uważnie badając wzrokiem pomieszczenie. - Floreanie? - Zwróciłem się do niekwestionowanego mistrza historii, mając nadzieję, że zaklęcie pozwoliło mu określić, czy mogliśmy poruszać się bez ryzyka. - Partis Temporus – Jakiejkolwiek drogi nie zdecydowalibyśmy się obrać, potrzebowaliśmy wpierw powstrzymać ognistą barierę.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Przez chwilę miał wrażenie, że czas się zatrzymał. Sam niewiele pomógł w odnajdywaniu odpowiedzi na zagadkę, od której być może zależało powodzenie całej misji. Miał sobie za złe fakt, że tak obojętnie podchodził w młodości do tych zajęć, jednak teraz nie mógł już tego zmienić. Z rosnącym podziwem patrzył na Floreana, gdy ten tłumaczył im dlaczego odpowiedzią jest Alfred Wielki, przekonując najwyraźniej nie tylko jego, ale również resztę. Ktoś rzeczywiście mógł powiedzieć, że Fortescue jest najsłabszym ogniwem w tej wyprawie, jednak bez niego być może byliby już martwi.
Alan całkowicie nieświadomie wstrzymał oddech, gdy Florean dotknął klamki. Zastanawiał się czy powinien go powstrzymać. W głowie ciągle odzywał się cichy głos mówiący mu o tym, że jest on bratem bliźniakiem Florence - a więc najważniejszą dla niej osobą. Czuł się więc poniekąd zobowiązany do jego ochrony, choć dobrze wiedział jak głupie to było myślenie.
Razem z resztą przekroczył próg, tym samym wreszcie znajdując się w wieży, nie poza nią. Z wielkim niepokojem rozejrzał się po wnętrzu. Zdawało się być tak cicho, tak spokojnie. Spodziewał się strażników, jakichś magicznych bestii, czegokolwiek. Ale teraz stwierdził, że ta pustka była znacznie bardziej przerażająca, ponieważ tworzyła uczucie niepokoju i z pewnością stanowiła niebezpieczeństwo. Nie mogli jednak wiedzieć jak sobie z nim radzić, skoro nie wiedzieli co ich tu czeka.
- Oj, zdecydowanie. Mam wrażenie jakby cały ten budynek jedynie czekał na nasz nieodpowiedni krok. - Mruknął w odpowiedzi na słowa Floreana. Jak widać Fortescue miał podobne odczucia i obawy jak on sam. Rozejrzał się po wnętrzu, starając się wypatrzyć cokolwiek, co mogłoby im pomóc, albo go jakoś zaciekawić. Ukryte drzwi? Szczelina w ścianie? Podejrzanie wyglądająca płytka? Ślizgał wzrokiem po poszczególnych elementach wnętrza, bowiem w tej chwili nie przychodziło mu do głowy żadne zaklęcie, które mogłoby im pomóc.Pomyślał tylko o teleportacji, ale szybko uznał, że to głupi pomysł. Po cichu liczył na swoją spostrzegawczość.
Alan całkowicie nieświadomie wstrzymał oddech, gdy Florean dotknął klamki. Zastanawiał się czy powinien go powstrzymać. W głowie ciągle odzywał się cichy głos mówiący mu o tym, że jest on bratem bliźniakiem Florence - a więc najważniejszą dla niej osobą. Czuł się więc poniekąd zobowiązany do jego ochrony, choć dobrze wiedział jak głupie to było myślenie.
Razem z resztą przekroczył próg, tym samym wreszcie znajdując się w wieży, nie poza nią. Z wielkim niepokojem rozejrzał się po wnętrzu. Zdawało się być tak cicho, tak spokojnie. Spodziewał się strażników, jakichś magicznych bestii, czegokolwiek. Ale teraz stwierdził, że ta pustka była znacznie bardziej przerażająca, ponieważ tworzyła uczucie niepokoju i z pewnością stanowiła niebezpieczeństwo. Nie mogli jednak wiedzieć jak sobie z nim radzić, skoro nie wiedzieli co ich tu czeka.
- Oj, zdecydowanie. Mam wrażenie jakby cały ten budynek jedynie czekał na nasz nieodpowiedni krok. - Mruknął w odpowiedzi na słowa Floreana. Jak widać Fortescue miał podobne odczucia i obawy jak on sam. Rozejrzał się po wnętrzu, starając się wypatrzyć cokolwiek, co mogłoby im pomóc, albo go jakoś zaciekawić. Ukryte drzwi? Szczelina w ścianie? Podejrzanie wyglądająca płytka? Ślizgał wzrokiem po poszczególnych elementach wnętrza, bowiem w tej chwili nie przychodziło mu do głowy żadne zaklęcie, które mogłoby im pomóc.Pomyślał tylko o teleportacji, ale szybko uznał, że to głupi pomysł. Po cichu liczył na swoją spostrzegawczość.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Chaotycznie rozważania na temat angielskich i francuskich władców zdawały się w żaden sposób nie rozrzedzać gęstej, ciężkiej mgły, w której wszyscy błądzili – a przynajmniej dopóki głosu po raz kolejny nie zabrał Florean; Margaux, opuszczając różdżkę (która na szczęście tym razem zdecydowała się jej nie zawieść), przeniosła na wpół zaskoczony, na wpół przepełniony uznaniem wzrok na mężczyznę, wsłuchując się uważnie w wypływające spomiędzy jego ust słowa. Choć nie znała się zbytnio na historii magii – ani na historii w ogóle – przedstawiona argumentacja nawet jej wydała się co najmniej sensowna, dlatego gdy czarodziej wyciągnął dłoń, żeby położyć ją na dziobie i podać odpowiedź, wstrzymała oddech tylko na krótką chwilę.
Moment zawahania nastąpił dopiero, kiedy drzwi do wieży stanęły przed nimi otworem, ruszyła jednak za przyjaciółmi bez słowa, po drodze posyłając lekki uśmiech bohaterowi ostatnich minut. – Jesteś pełen niespodzianek – mruknęła cicho, na wpół świadomie zniżając głos do szeptu; nie wiedziała dlaczego, ale nie czuła się komfortowo przerywając panującą w budynku ciszę. Pomieszczenie, w którym się znaleźli, było znacznie bardziej przestronne, niż mogłaby przypuszczać, a niebieskawy ogień rozchodzący się równym okręgiem i rzucający na kolumny nienaturalne światło, dodatkowo potęgował wrażenie przebywania w czymś w rodzaju sanktuarium. Dlaczego ministerstwo postanowiło umieścić pojmanych mugolaków właśnie tutaj?
Przystanęła w pobliżu pozostałych członków Zakonu, dając sobie chwilę na rozejrzenie się. Milcząco zgadzała się z Floreanem; nie wierzyła, że będą w stanie tak po prostu przejść czarno-białą posadzką i wspiąć się na schody, nie wiedziała jedynie, jakie pułapki kryły w sobie kwadratowe kafle. Wciąż pamiętała strzępki informacji wymienianych w kuchni kwatery, a te o architekcie specjalizującym się w projektowaniu labiryntów utkwiły jej w głowie szczególnie mocno. Osobiście podejrzewała, że wejście na płytki uruchomi coś w rodzaju zaklętego mechanizmu – zakładając, że w ogóle uda im się przedostać przez błękitne płomienie. – Zawsze możemy czymś rzucić. Zanim rzucimy tam siebie – powiedziała cicho, robiąc krok w stronę ognistej bariery. Nie miała w kieszeni żadnych cięższych przedmiotów, a wizja poświęcania własnych butów niespecjalnie jej się podobała, ale wciąż trzymała w dłoni różdżkę. – Albalis – rzuciła, kierując zaklęcie w stronę pierwszego paska na dwukolorowej posadzce; być może najprostsze rozwiązanie miało tym razem okazać się najlepszym?
Moment zawahania nastąpił dopiero, kiedy drzwi do wieży stanęły przed nimi otworem, ruszyła jednak za przyjaciółmi bez słowa, po drodze posyłając lekki uśmiech bohaterowi ostatnich minut. – Jesteś pełen niespodzianek – mruknęła cicho, na wpół świadomie zniżając głos do szeptu; nie wiedziała dlaczego, ale nie czuła się komfortowo przerywając panującą w budynku ciszę. Pomieszczenie, w którym się znaleźli, było znacznie bardziej przestronne, niż mogłaby przypuszczać, a niebieskawy ogień rozchodzący się równym okręgiem i rzucający na kolumny nienaturalne światło, dodatkowo potęgował wrażenie przebywania w czymś w rodzaju sanktuarium. Dlaczego ministerstwo postanowiło umieścić pojmanych mugolaków właśnie tutaj?
Przystanęła w pobliżu pozostałych członków Zakonu, dając sobie chwilę na rozejrzenie się. Milcząco zgadzała się z Floreanem; nie wierzyła, że będą w stanie tak po prostu przejść czarno-białą posadzką i wspiąć się na schody, nie wiedziała jedynie, jakie pułapki kryły w sobie kwadratowe kafle. Wciąż pamiętała strzępki informacji wymienianych w kuchni kwatery, a te o architekcie specjalizującym się w projektowaniu labiryntów utkwiły jej w głowie szczególnie mocno. Osobiście podejrzewała, że wejście na płytki uruchomi coś w rodzaju zaklętego mechanizmu – zakładając, że w ogóle uda im się przedostać przez błękitne płomienie. – Zawsze możemy czymś rzucić. Zanim rzucimy tam siebie – powiedziała cicho, robiąc krok w stronę ognistej bariery. Nie miała w kieszeni żadnych cięższych przedmiotów, a wizja poświęcania własnych butów niespecjalnie jej się podobała, ale wciąż trzymała w dłoni różdżkę. – Albalis – rzuciła, kierując zaklęcie w stronę pierwszego paska na dwukolorowej posadzce; być może najprostsze rozwiązanie miało tym razem okazać się najlepszym?
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Krucza wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight