Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka :: Dom Bathildy Bagshot
Przed domem
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Przed domem
W Dolinie Godryka, w sąsiedztwie domu Dumbledore’ów znajduje się posiadłość innej świetnie znanej w magicznym świecie czarodziejki – profesor Bathildy Bagshot. Wybitna znawczyni historii magii budzi skrajne emocje, od nienawiści za bycie ciotką Grindenwalada, po szacunek ze względu na dokonania i przyjaźń, którą darzył ją zmarły Albus Dumbledore. Stąd jej niewielki, szary dom zazwyczaj zamknięty jest dla wszystkich. Nie oznacza to jednak, że nie kręcą się przy nim ciekawscy, chcący poznać jak najwięcej szczegółów z życia dwóch wielkich czarodziejów, którzy stoczyli największy pojedynek magiczny w obecnych czasach. Gdyby jednak ktoś został wpuszczony do środka, znalazłby się w przytulnym wnętrzu, nieco zagraconym, pachnącym kotem, parzoną herbatą i zakurzonym papierem. Potencjalny gość stąpać musiałby bardzo uważnie, by nie zniszczyć wież i piramid stworzonych przez niemieszczące się na półkach książki i nie zdeptać kartek nowego dzieła pani profesor, które wala się po całym domu, spada z parapetów, atakuje na kanapach. Żeby jednak bronić się przed wszechobecnymi stronnicami historii, trzeba zostać do środka zaproszonym bądź spróbować się tam włamać, co trudniejsze jest niż ucieczka z Azkabanu. Przynajmniej tak mówią.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.08.21 12:41, w całości zmieniany 1 raz
Czuła, że pośpieszyła się z gestem wyciągniętej dłoni; spędziła z nimi przecież zaledwie kilka minut. Zganiła się w myślach za tę zuchwałość, lecz miała naprawdę dobre chęci; wiedziała, że na zaufanie należy sobie zapracować. Zwłaszcza u dzieci, których spotkał w życiu koszmar; piekło, w którym Emma i jej koleżanka spędziły długie miesiące, przekraczało najśmielsze wyobrażenia Poppy, ich reakcje nie były niczym dziwnym. Cofnęła więc dłoń i uśmiechnęła się łagodnie. Nic nie szkodzi, mówiły jej oczy, gdy spojrzała na Emmę. Tak bardzo było Poppy jej żal... Miała szczerą chęć, by Emmę objąć i obiecać, że wszystko będzie dobrze, lecz narzucanie się z podobnymi gestami przyniosłoby więcej szkody, niz pożytku. Tym bardziej składanie obietnic bez pokrycia.
Wiedziała już, że dziewczynka nie miała na myśli profesr Bagshot, lecz bynajmniej to Poppy nie uspokoiło; strach i niepewność w ich oczach podpowiadały pannie Pomfrey, że nie tyle nie chciały im powiedzieć więcej, a może po prostu nie potrafiły? Ze strzępków informacji, które wspólnymi siłami zdołali z nich wyciągnąć - wyłoniła się wizja... cienia? Siły nieczystej, która nawiedza niewinne dzieci? Czy miało to związek z czarną magią? Tego musieli się dowiedzieć.
Uśmiechnęła się do dziewczynek raz jeszcze, po czym dźwignęła na nogi, aby podejść do Margaux i spojrzeć na rysunek; zmarszczyła brwi, po twarzy przemknął cień niepewności. Urodziła się córką mugolki, a choć matka nie żyła, to wciąż odwiedzała niemagiczną część rodziny; wiedziała nieco o mugolskim wiecie, lecz nie znała go choćby w połowie tak dobrze jak Margaux, czy Cyrus. Wahała się, nim udzieliła odpowiedzi. - Myślę, że tak. Byłam tam chyba - powiedziała ostrożnie, próbując sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów tamtego dnia, spędzonego w niemagicznej części Londynu. Odwróciła się do dziewczynek, splatając przed sobą dłonie. - Czy ona może tam wejść? - spytała ostrożnie, dbając, by nie zabrzmieć napastliwie. Błądziła nie tylko Margaux; panna Pomfrey także czuła się tak, jakby stąpali we mgle po wyjątkowo grząskim gruncie. Czas mijał nieubłaganie, a informacje, choć były w zasięgu ręki, były nie do zdobycia przez strach i dystans dziewczynek.
Wiedziała już, że dziewczynka nie miała na myśli profesr Bagshot, lecz bynajmniej to Poppy nie uspokoiło; strach i niepewność w ich oczach podpowiadały pannie Pomfrey, że nie tyle nie chciały im powiedzieć więcej, a może po prostu nie potrafiły? Ze strzępków informacji, które wspólnymi siłami zdołali z nich wyciągnąć - wyłoniła się wizja... cienia? Siły nieczystej, która nawiedza niewinne dzieci? Czy miało to związek z czarną magią? Tego musieli się dowiedzieć.
Uśmiechnęła się do dziewczynek raz jeszcze, po czym dźwignęła na nogi, aby podejść do Margaux i spojrzeć na rysunek; zmarszczyła brwi, po twarzy przemknął cień niepewności. Urodziła się córką mugolki, a choć matka nie żyła, to wciąż odwiedzała niemagiczną część rodziny; wiedziała nieco o mugolskim wiecie, lecz nie znała go choćby w połowie tak dobrze jak Margaux, czy Cyrus. Wahała się, nim udzieliła odpowiedzi. - Myślę, że tak. Byłam tam chyba - powiedziała ostrożnie, próbując sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów tamtego dnia, spędzonego w niemagicznej części Londynu. Odwróciła się do dziewczynek, splatając przed sobą dłonie. - Czy ona może tam wejść? - spytała ostrożnie, dbając, by nie zabrzmieć napastliwie. Błądziła nie tylko Margaux; panna Pomfrey także czuła się tak, jakby stąpali we mgle po wyjątkowo grząskim gruncie. Czas mijał nieubłaganie, a informacje, choć były w zasięgu ręki, były nie do zdobycia przez strach i dystans dziewczynek.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Adrien nie bardzo, a właściwie w ogóle nie radził sobie z mugolską architekturą. Przyrównywał więc budowlę do tego, co jakoś mu się kojarzyło znajomo. Krzyż na szczycie przywodził mu na myśl ten widniejący na szczycie płonącego, okolicznego budynku. Niestety dziewczynka odwiodła go od tej myśli. Uzdrowiciel na nowo pogrążył się w rozmyśleniach, kiedy to powiew nowości wprowadziła Vance, a za nimi podążyli pozostali członkowie gruby badawczej.
- Nie wiem, lecz to jedyne co na ten moment mamy. Musimy sprawdzić - nie mieli nic, więc teraz kiedy pojawiło się przypuszczenie musieli je zweryfikować tym bardziej że nie mieli czasu do stracenia. Jeśli chłopiec jest tak niestabilny jak sugerowała pani profesor...
Adrien podziękował dziewczynkom. Prosił je o upilnowanie domu oraz pani Bathildy pod ich nieobecność - pójdą szukać Piersa tak jak się zapowiadały. One dzielnie się zaś spisały mówiąc im o tej kobiecie.
Gdy Carrow wyszedł z pokoju zaczął zastanawiać się wraz z towarzyszącymi mu czarodziejami nad najszybszym transportem. Nie posiadali żadnego świstoklika, sieć kominków fiu była uszkodzona, a i ta nie do końca chyba zapuszczała się w rejony mugolskie. (Czy może coś...?) Wychodziło na to, że mieli prawdopodobnie do dyspozycji jedynie Błędnego Rycerza. Musieli się dostać do Katedry św. Pawła.
sorka za jakość ale pisałam pod presja bo życie mnie kradnie ;-;
- Nie wiem, lecz to jedyne co na ten moment mamy. Musimy sprawdzić - nie mieli nic, więc teraz kiedy pojawiło się przypuszczenie musieli je zweryfikować tym bardziej że nie mieli czasu do stracenia. Jeśli chłopiec jest tak niestabilny jak sugerowała pani profesor...
Adrien podziękował dziewczynkom. Prosił je o upilnowanie domu oraz pani Bathildy pod ich nieobecność - pójdą szukać Piersa tak jak się zapowiadały. One dzielnie się zaś spisały mówiąc im o tej kobiecie.
Gdy Carrow wyszedł z pokoju zaczął zastanawiać się wraz z towarzyszącymi mu czarodziejami nad najszybszym transportem. Nie posiadali żadnego świstoklika, sieć kominków fiu była uszkodzona, a i ta nie do końca chyba zapuszczała się w rejony mugolskie. (Czy może coś...?) Wychodziło na to, że mieli prawdopodobnie do dyspozycji jedynie Błędnego Rycerza. Musieli się dostać do Katedry św. Pawła.
sorka za jakość ale pisałam pod presja bo życie mnie kradnie ;-;
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dziewczynki - obie - przecząco pokręciły głową na pytanie Margaux. Emma odezwała się po raz pierwszy - i ostatni - kiedy przemówiła Poppy, miała cichy, lekko zachrypnięty głos:
- Ona tam jest - szepnęła w odpowiedzi.
Zdecydowaliście się odwiedzić Katedrę św. Pawła. Błędny Rycerz bez trudu Was tam przetransportuje. Kolejne posty piszecie już w odpowiednim temacie. Już od progu usłyszycie dziwne hałasy - i przerażony krzyk dorosłej kobiety odbijający się echem po pustym, przestronnym wnętrzu.
Wydarzenie zagraża życiu i zdrowiu postaci, niniejszym powinno być ostatnim prowadzonym przez Was wątkiem. Jeśli chcecie przed rozpoczęciem wydarzenia wykorzystać swoje punkty doświadczenia, powinniście to zrobić w tym momencie i przed napisaniem kolejnego posta. Na odpis macie 24 godziny.
- Ona tam jest - szepnęła w odpowiedzi.
Zdecydowaliście się odwiedzić Katedrę św. Pawła. Błędny Rycerz bez trudu Was tam przetransportuje. Kolejne posty piszecie już w odpowiednim temacie. Już od progu usłyszycie dziwne hałasy - i przerażony krzyk dorosłej kobiety odbijający się echem po pustym, przestronnym wnętrzu.
Wydarzenie zagraża życiu i zdrowiu postaci, niniejszym powinno być ostatnim prowadzonym przez Was wątkiem. Jeśli chcecie przed rozpoczęciem wydarzenia wykorzystać swoje punkty doświadczenia, powinniście to zrobić w tym momencie i przed napisaniem kolejnego posta. Na odpis macie 24 godziny.
stąd
Magia, która drzemała w chłopcu, w pewnym sensie zdawała się przypominać tę, która biła od źródeł anomalii, zachowywała się jednak inaczej - nie napierała, raczej pulsowała, jakby szukała ujścia, jednocześnie uciekając i słabnąc, jak dziki kot, który syczy i ostrzy kły, umykając przed intruzem. Czerń ustępująca z wybrzuszonych żył bynajmniej mnie nie uspokoiła; nie wiedziałem tego na pewno, ale mogłem się jedynie domyślać, że chłopiec mógł cierpieć z mojej winy. Czarna magia ustąpiła walki, ale czy opuściła dziecięce ciałko, czy może jedynie zapadła w sen groźnej bestii, wyczekującej lepszej okazji?
- Ani ja. - Zgodziłem się z ordynatorem w głębokiej konsternacji, chociaż obaj posiadaliśmy nieco inne perspektywy. - Zupełnie jakby coś w nim… żyło. Czułeś to. - Skierowałem spojrzenie na Adriena; nie zgadywałem - mierzył się z tą samą siłą, musiał wyczuć jej życie. I to życie mnie niepokoiło - bo choć chłopiec odzyskał zdrowy koloryt, świadomość istnienia w nim jeszcze czegoś nie dawała mi spokoju.
Rzeczowe rozkazy Carrowa na dobre pozbawiły mnie domysłów; a więc nie pomyliłem się, chłopiec był jednym z dzieci przebywających u Bathildy. Martwiłem się o jego stan, ale jego ocenę pozostawiałem uzdrowicielom - ordynator z pewnością nie posłałby na miotłę kogoś, kto nie byłby stabilny. Przyjąłem jego wskazówki bez zająknięcia, znajdował się na swoim terytorium, wiedział jak unikać wścibskich oczu - podobnie z resztą jak Poppy, za którą spokojnym krokiem przemierzałem szpitalne korytarze, bystrym okiem rejestrując wszystko, co mijaliśmy. Obowiązki aurorskie musiały zaczekać; nawet jeśli czekały mnie za to nadgodziny lub inne nieprzyjemności, sprawy Zakonu Feniksa pozostawały priorytetowe. W lot pojąłem wzmożoną ostrożność, a chłopca nie można było pozostawić bez eskorty.
Uczyniliśmy tak jak przykazał Carrow; gdy znaleźliśmy się w wyludnionym zaułku, mogliśmy ruszać do Doliny Godryka. Do domu Bathildy dotarliśmy przed Adrienem.
- Jak ma na imię? - Spytałem Poppy, gdy już znaleźliśmy się w środku. - Pani profesor? - Zawołałem, choć słowa szacunku z trudem przechodziły mi przez gardło. Kobieta skrywała zbyt wiele tajemnic, mimo tego zgodziłem się ufać jej bezgranicznie.
Magia, która drzemała w chłopcu, w pewnym sensie zdawała się przypominać tę, która biła od źródeł anomalii, zachowywała się jednak inaczej - nie napierała, raczej pulsowała, jakby szukała ujścia, jednocześnie uciekając i słabnąc, jak dziki kot, który syczy i ostrzy kły, umykając przed intruzem. Czerń ustępująca z wybrzuszonych żył bynajmniej mnie nie uspokoiła; nie wiedziałem tego na pewno, ale mogłem się jedynie domyślać, że chłopiec mógł cierpieć z mojej winy. Czarna magia ustąpiła walki, ale czy opuściła dziecięce ciałko, czy może jedynie zapadła w sen groźnej bestii, wyczekującej lepszej okazji?
- Ani ja. - Zgodziłem się z ordynatorem w głębokiej konsternacji, chociaż obaj posiadaliśmy nieco inne perspektywy. - Zupełnie jakby coś w nim… żyło. Czułeś to. - Skierowałem spojrzenie na Adriena; nie zgadywałem - mierzył się z tą samą siłą, musiał wyczuć jej życie. I to życie mnie niepokoiło - bo choć chłopiec odzyskał zdrowy koloryt, świadomość istnienia w nim jeszcze czegoś nie dawała mi spokoju.
Rzeczowe rozkazy Carrowa na dobre pozbawiły mnie domysłów; a więc nie pomyliłem się, chłopiec był jednym z dzieci przebywających u Bathildy. Martwiłem się o jego stan, ale jego ocenę pozostawiałem uzdrowicielom - ordynator z pewnością nie posłałby na miotłę kogoś, kto nie byłby stabilny. Przyjąłem jego wskazówki bez zająknięcia, znajdował się na swoim terytorium, wiedział jak unikać wścibskich oczu - podobnie z resztą jak Poppy, za którą spokojnym krokiem przemierzałem szpitalne korytarze, bystrym okiem rejestrując wszystko, co mijaliśmy. Obowiązki aurorskie musiały zaczekać; nawet jeśli czekały mnie za to nadgodziny lub inne nieprzyjemności, sprawy Zakonu Feniksa pozostawały priorytetowe. W lot pojąłem wzmożoną ostrożność, a chłopca nie można było pozostawić bez eskorty.
Uczyniliśmy tak jak przykazał Carrow; gdy znaleźliśmy się w wyludnionym zaułku, mogliśmy ruszać do Doliny Godryka. Do domu Bathildy dotarliśmy przed Adrienem.
- Jak ma na imię? - Spytałem Poppy, gdy już znaleźliśmy się w środku. - Pani profesor? - Zawołałem, choć słowa szacunku z trudem przechodziły mi przez gardło. Kobieta skrywała zbyt wiele tajemnic, mimo tego zgodziłem się ufać jej bezgranicznie.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
W chwili, gdy po niej odezwał się lord Carrow, uzupełniając wyjaśnienie aurorowi problemu, pielęgniarka westchnęła ciężko; chłopiec nie reagował na typowe leczenie, cierpiał, a oni błądzili po omacku, próbując odnaleźć rozwiązanie. Poprawna aplikacja złotego eliksiru nie przyniosła spektakularnych efektów zewnętrznych, nie spodziewała się ich, chłopiec nie miał zranień; miała jednak nadzieję, że jego działanie przeciwko czarnej magii zadziała profilaktycznie na organy wewnętrzne i przyniesie mu nieco ulgi.
Odsunęła się od łóżka o krok, gdy mężczyźni podjęli próbę zapanowania nad anomalią Piersa białą magią; z ust panny Pomfrey wydobył się cichy okrzyk, zagłuszony uniesioną do nich dłonią, kiedy ujrzała jak skóra przybiera zdrowego kolorytu, a czerń żył blednie. Odetchnęła z ulgą, lecz wiedziała, że to jeszcze nie koniec - to nie mogło być tak proste.
Pokiwała głową, gdy lord Carrow wydał im polecenia; oddała mu wszystkie fiolki, które zabrała z magazynku i upewniła się, czy zadba o to, aby w rejestrach wszystko się zgadzało. Nie mogli zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza, gdy musieli zabrać stąd Piersa jak najszybciej. Wierzyła jednak, że władza ordynatora pozwoli mu zatrzeć po wszystkim wszelkie ślady.
- To chłopiec, którego znalazłam u boku Garretta, gdy... - wyznała szeptem Frederickowi, nim jeszcze opuścili szpital; urwała jednak w połowie zdania - zarówno wspomnienie przyjaciela, wciąż uznawanego za zaginionego, jak i tamtej nocy, trudnej dla Zakonu Feniksa, było bolesne.
Niebawem znów znaleźli się w domu profesor Bagshot; Poppy odetchnęła z ulgą, że nic nie stanęło im na przeszkodzie. Piers był ważny, to już wiedzieli - i nie mogli znów go stracić.
- Piers -odpowiedziała Fredowi. - W tej katedrze o której mówiłam... Coś go wzywało. Wołało go. Mówił, że to ona.... Wciąż nie wiemy kim jest - wyznała cicho; odruchowo sięgnęła dłonią do czoła Piersa, aby sprawdzić, czy nie ma gorączki. - Czy czujesz się już lepiej, kochanie? - przemówiła do niego łagodnie.
Odsunęła się od łóżka o krok, gdy mężczyźni podjęli próbę zapanowania nad anomalią Piersa białą magią; z ust panny Pomfrey wydobył się cichy okrzyk, zagłuszony uniesioną do nich dłonią, kiedy ujrzała jak skóra przybiera zdrowego kolorytu, a czerń żył blednie. Odetchnęła z ulgą, lecz wiedziała, że to jeszcze nie koniec - to nie mogło być tak proste.
Pokiwała głową, gdy lord Carrow wydał im polecenia; oddała mu wszystkie fiolki, które zabrała z magazynku i upewniła się, czy zadba o to, aby w rejestrach wszystko się zgadzało. Nie mogli zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza, gdy musieli zabrać stąd Piersa jak najszybciej. Wierzyła jednak, że władza ordynatora pozwoli mu zatrzeć po wszystkim wszelkie ślady.
- To chłopiec, którego znalazłam u boku Garretta, gdy... - wyznała szeptem Frederickowi, nim jeszcze opuścili szpital; urwała jednak w połowie zdania - zarówno wspomnienie przyjaciela, wciąż uznawanego za zaginionego, jak i tamtej nocy, trudnej dla Zakonu Feniksa, było bolesne.
Niebawem znów znaleźli się w domu profesor Bagshot; Poppy odetchnęła z ulgą, że nic nie stanęło im na przeszkodzie. Piers był ważny, to już wiedzieli - i nie mogli znów go stracić.
- Piers -odpowiedziała Fredowi. - W tej katedrze o której mówiłam... Coś go wzywało. Wołało go. Mówił, że to ona.... Wciąż nie wiemy kim jest - wyznała cicho; odruchowo sięgnęła dłonią do czoła Piersa, aby sprawdzić, czy nie ma gorączki. - Czy czujesz się już lepiej, kochanie? - przemówiła do niego łagodnie.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Robiło się coraz ciekawiej. Jeśli Cyrus sądził, że nic ponad tajemniczą mazią już go nie zdziwi, to na pewno musiał się pomylić. I to bardzo. W miarę upływu czasu jak badał niezidentyfikowany pył, wyniki przeprowadzonych testów nie mieściły się w głowie alchemika. Tuż obok cząsteczek najprawdziwszej - i żywej - czarnej magii istniała ta druga strona. Biała, niewinna, niepozornie mieniąca się w załamaniu światła. Snape odetchnął powoli łącząc część kropek. Niestety, nie wszystko pojmował, nawet jego analityczny umysł. Odporność na ogień nie zdumiała go tak bardzo jak wniosek, że w tym dziwnym kurzu znajdowały się również smocze łuski. Skąd? Jak to w ogóle możliwe? Nie spodziewał się, że Ben podczas naprawy anomalii wziął je i rozsypał po katedrze, to brzmiało idiotycznie oraz abstrakcyjnie zarazem. Nie miał powodu, żeby to robić. O co więc chodziło?
Niestety pytania wybrzmiewające w głowie mugolaka pozostawały bez odpowiedzi, natomiast czas bez dwóch zdań naglił. Stwierdziwszy, że już niczego więcej nie wymyśli, Cyrus posprzątał po sobie. Przywłaszczył sobie dwa szklane naczynia, w których szczelnie zamknął zarówno resztki mazi jak i pyłu. Ostrożnie schował obie rzeczy do kieszeni szaty, podtrzymując je dłońmi. To było trudniejsze przy wychodzeniu oraz zamykaniu drzwi, lecz wreszcie udało się. Podziękował koledze za udostępnienie pracowni, po czym zmył się ze szpitala szybkim krokiem.
Niestety musiał posiłkować się Błędnym Rycerzem. Miotły nie dość, że nie miał przy sobie, to nie mógłby przy tym trzymać cennych znalezisk, tylko trzonku transportu. Zdecydował zatem, że dostanie się do domu profesor Bagshot dość niekonwencjonalnie jak na kogoś, kto dzierżył w dłoniach tajemnice. Na szczęście podróż minęła szybko - wszakże w zawrotnym tempie - a zawartość żołądka nie znalazła swojego ujścia po wyjściu z magicznego środku transportu. Żwawym krokiem podążył do domu, w którym już dzisiaj był, zatem pamiętał drogę.
Wszedł do środka i uniósł zdziwiony brwi - co tu robił Frederick? Nie wiedział, lecz Snape i tak wyjął wreszcie oba naczynia z kieszeni; w poczuciu bezpieczeństwa.
- Cześć - rzucił tylko zaskoczony. Zerknął na Piersa. Wyglądał już lepiej, chociaż Cyrus nie mógł mieć pewności - nie znał się na uzdrowicielstwie. - Zbadałem - powiedział jedynie, głównie czekając aż zjawią się wszyscy i pójdą z tym do starszej kobiety. Zdrowie oraz życie chłopca było ważniejsze, zatem alchemik zamierzał czekać cierpliwie na swoją kolej. Jak na audiencję.
Niestety pytania wybrzmiewające w głowie mugolaka pozostawały bez odpowiedzi, natomiast czas bez dwóch zdań naglił. Stwierdziwszy, że już niczego więcej nie wymyśli, Cyrus posprzątał po sobie. Przywłaszczył sobie dwa szklane naczynia, w których szczelnie zamknął zarówno resztki mazi jak i pyłu. Ostrożnie schował obie rzeczy do kieszeni szaty, podtrzymując je dłońmi. To było trudniejsze przy wychodzeniu oraz zamykaniu drzwi, lecz wreszcie udało się. Podziękował koledze za udostępnienie pracowni, po czym zmył się ze szpitala szybkim krokiem.
Niestety musiał posiłkować się Błędnym Rycerzem. Miotły nie dość, że nie miał przy sobie, to nie mógłby przy tym trzymać cennych znalezisk, tylko trzonku transportu. Zdecydował zatem, że dostanie się do domu profesor Bagshot dość niekonwencjonalnie jak na kogoś, kto dzierżył w dłoniach tajemnice. Na szczęście podróż minęła szybko - wszakże w zawrotnym tempie - a zawartość żołądka nie znalazła swojego ujścia po wyjściu z magicznego środku transportu. Żwawym krokiem podążył do domu, w którym już dzisiaj był, zatem pamiętał drogę.
Wszedł do środka i uniósł zdziwiony brwi - co tu robił Frederick? Nie wiedział, lecz Snape i tak wyjął wreszcie oba naczynia z kieszeni; w poczuciu bezpieczeństwa.
- Cześć - rzucił tylko zaskoczony. Zerknął na Piersa. Wyglądał już lepiej, chociaż Cyrus nie mógł mieć pewności - nie znał się na uzdrowicielstwie. - Zbadałem - powiedział jedynie, głównie czekając aż zjawią się wszyscy i pójdą z tym do starszej kobiety. Zdrowie oraz życie chłopca było ważniejsze, zatem alchemik zamierzał czekać cierpliwie na swoją kolej. Jak na audiencję.
Love ain't simple
Promise me no promises
Promise me no promises
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Adrien upewniwszy się, że zadbał o wszystko na tyle na ile mógł. Zrobił również rozeznanie czy też Mungowy świat się bez niego obejdzie na tę lub przyszłą, zawieszoną w czasie chwilę. Wiedział, że odkrycie które dokonali było istotne jednak miał obowiązki nie tylko wobec zakonu lecz również pacjentów. To on odpowiadał za ich życie na swoim wydziale. Dlatego wzbił się w powietrze na swym gniadym, latającym rumaku dopiero gdy najważniejsze kwestie dopiął. Z tych powodów wyruszył później niż Poppy i Fox, lecz zdecydowanie szybciej i swobodniej mógł się przemieszczać w pojedynkę na magicznym stworzeniu. Wzbił się na nim wysoko, ponad linię chmur przez ich prześwity obserwował charakterystyczne punkty na ziemi decydując się lądować przed mieszkaniem pani profesor gdy ocenił, że jest już na miejscu. Z tego co widział pozostali byli już na miejscu.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Piers uniósł spojrzenie na Poppy, po czym kiwnął głową na znak, że czuje się dobrze. Jego czoło wydawało się utrzymywać prawidłową temperaturę ciała. Chłopiec wciąż był osowiały, milczał większość drugi, jedynie niepewnie unosząc spojrzenie na Foxa, kiedy auror zaczął o nim mówić. Pielęgniarka miała jednak poczucie, że jego osowiałość wynikała raczej z trudności psychicznych powiązanych z ostatnimi wydarzeniami niż z faktycznie podupadłym stanem zdrowia. Wydawało się, że czymkolwiek było to zatrucie - zostało albo usunięte albo uśpione.
Kiedy Cyneric zbliżył się pod drzwi posiadłości pani Bagshot, bliżej Poppy i Fredericka, poczuł dziwne ciepło od jednego ze słoików schowanych w płaszczu szaty. Był pewien, że pochodziło od słoiczka z zaklętymi cząstkami białej magii. Fox w tym czasie poczuł dziwne drgnięcie swojej różdżki.
Drzwi otworzyła wam Emma - wpierw rzuciła się na szyję ozdrowiałego Piersa, dopiero później, sponad jego ramienia, uniosła spojrzenie wpierw na Poppy, do której uśmiechnęła się lekko, potem na Foxa - na którego patrzyła zdecydowanie zbyt długo. I wystarczająco długo zarazem, by Fox rozpoznał ją jako milczącą dziewczynkę z Kruczej Wieży. Patrząc w jej duże oczy mógł sobie przypomnieć wszystko, co widział w tamtym miejscu - salę tortur, narzędzia tortur. Na dzieciach eksperymentowano - przecież to pamiętał. Zakonnicy opowiadali o okropieństwach we wszystkich trzech miejscach kaźni, z których zabrana została trójka tych dzieci. Również Piers - to tam, gdzie go przetrzymywano, w Złotej Wieży Hogwartu, zamordowano matkę Justine - każdy z was o tym wiedział. Ułożyć tę układankę nie było trudno, zapewne wiedza o przeszłych wydarzeniach mogłaby rozjaśnić kwestię tego, co siedziało w chłopcu.
Po chwili w korytarzu pojawiła się również trzecia dziewczynka.
- Pani Bagshot nie ma - oznajmiła niepewnie, wciągając Emmę i Piersa do środka, usuwając się z przejścia tak, byście mogli wejść do środka.
Jakiś czas później, po powitaniach, na miejscu pojawił się również Adrien.
Kiedy Cyneric zbliżył się pod drzwi posiadłości pani Bagshot, bliżej Poppy i Fredericka, poczuł dziwne ciepło od jednego ze słoików schowanych w płaszczu szaty. Był pewien, że pochodziło od słoiczka z zaklętymi cząstkami białej magii. Fox w tym czasie poczuł dziwne drgnięcie swojej różdżki.
Drzwi otworzyła wam Emma - wpierw rzuciła się na szyję ozdrowiałego Piersa, dopiero później, sponad jego ramienia, uniosła spojrzenie wpierw na Poppy, do której uśmiechnęła się lekko, potem na Foxa - na którego patrzyła zdecydowanie zbyt długo. I wystarczająco długo zarazem, by Fox rozpoznał ją jako milczącą dziewczynkę z Kruczej Wieży. Patrząc w jej duże oczy mógł sobie przypomnieć wszystko, co widział w tamtym miejscu - salę tortur, narzędzia tortur. Na dzieciach eksperymentowano - przecież to pamiętał. Zakonnicy opowiadali o okropieństwach we wszystkich trzech miejscach kaźni, z których zabrana została trójka tych dzieci. Również Piers - to tam, gdzie go przetrzymywano, w Złotej Wieży Hogwartu, zamordowano matkę Justine - każdy z was o tym wiedział. Ułożyć tę układankę nie było trudno, zapewne wiedza o przeszłych wydarzeniach mogłaby rozjaśnić kwestię tego, co siedziało w chłopcu.
Po chwili w korytarzu pojawiła się również trzecia dziewczynka.
- Pani Bagshot nie ma - oznajmiła niepewnie, wciągając Emmę i Piersa do środka, usuwając się z przejścia tak, byście mogli wejść do środka.
Jakiś czas później, po powitaniach, na miejscu pojawił się również Adrien.
Zanim weszliśmy do środka, dołączył do nas Cyrus - od Poppy zdążyłem już pobieżnie dowiedzieć się, co takiego się stało, dlatego obecność badacza mnie nie zaskoczyła, choć różdżka dziwnie zadrgała w momencie, gdy Snape się zbliżył.
- Cyrusie - Skinąłem głową w geście powitania, mierząc go spojrzeniem pełnym konsternacji. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że moja różdżka próbowała się ze mną skomunikować. - Co masz przy sobie? - Wypchane kieszenie od razu przykuły moją uwagę, którą po chwili rozproszyło skrzypnięcie drzwi. Szybko rozpoznałem dziewczynkę, która wyłoniła się z wnętrza. Dziewczynkę, którą - przez własną lekkomyślność - nieomal zabiłem podczas ucieczki z Kruczej Wieży. I choć z więzienia pozostał jedynie gruz, w pamięci dokładnie potrafiłem odtworzyć wszystkie obrazy nieszczęść, które mialy tam miejsce. Trzy ośrodki eksperymentów, trójka dzieci. O wyjątkowej mocy. Czy to, co żyło w Piersie, było właśnie tą mocą? Pasożytniczą, żerującą na czarodziejach, nieokiełznaną, czerpiącą z zakazanej magii? Co, jeśli Minerwa się nie myliła? Jeśli to nie anomalia drzemala w Piersie, czy wobec tego był obskurusem? Moc, którą posiadał, z pewnością nie interesowała tylko Grindewalda. Piers uciekł, takie wyładowanie czarnej magii z pewnością przyciągnęłoby zainteresowanie czarnoksiężników. Jeśli ktokolwiek widział chłopca, na pewno będzie chciał go odszukać.
Ale, jak się po chwili okazało, nie tylko on był naszym zmartwieniem.
- Dlaczego jej nie ma? - Zapytałem, wchodząc za dziećmi do wewnątrz. Czy Bathilda pozostawiłaby dzieci - te szczególne dzieci - bez opieki? Dziewczynka wyglądała na niepewną - była jeszcze dzieckiem, przeszła więcej niż niejeden dorosły, jednak czy jej zaniepokojenie było wywołane czymś jeszcze, niż tylko traumatycznymi przeżyciami?
- Cyrusie - Skinąłem głową w geście powitania, mierząc go spojrzeniem pełnym konsternacji. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że moja różdżka próbowała się ze mną skomunikować. - Co masz przy sobie? - Wypchane kieszenie od razu przykuły moją uwagę, którą po chwili rozproszyło skrzypnięcie drzwi. Szybko rozpoznałem dziewczynkę, która wyłoniła się z wnętrza. Dziewczynkę, którą - przez własną lekkomyślność - nieomal zabiłem podczas ucieczki z Kruczej Wieży. I choć z więzienia pozostał jedynie gruz, w pamięci dokładnie potrafiłem odtworzyć wszystkie obrazy nieszczęść, które mialy tam miejsce. Trzy ośrodki eksperymentów, trójka dzieci. O wyjątkowej mocy. Czy to, co żyło w Piersie, było właśnie tą mocą? Pasożytniczą, żerującą na czarodziejach, nieokiełznaną, czerpiącą z zakazanej magii? Co, jeśli Minerwa się nie myliła? Jeśli to nie anomalia drzemala w Piersie, czy wobec tego był obskurusem? Moc, którą posiadał, z pewnością nie interesowała tylko Grindewalda. Piers uciekł, takie wyładowanie czarnej magii z pewnością przyciągnęłoby zainteresowanie czarnoksiężników. Jeśli ktokolwiek widział chłopca, na pewno będzie chciał go odszukać.
Ale, jak się po chwili okazało, nie tylko on był naszym zmartwieniem.
- Dlaczego jej nie ma? - Zapytałem, wchodząc za dziećmi do wewnątrz. Czy Bathilda pozostawiłaby dzieci - te szczególne dzieci - bez opieki? Dziewczynka wyglądała na niepewną - była jeszcze dzieckiem, przeszła więcej niż niejeden dorosły, jednak czy jej zaniepokojenie było wywołane czymś jeszcze, niż tylko traumatycznymi przeżyciami?
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Nie spodziewał się zastać nikogo ponad troje badaczy, z którymi ruszyli do katedry. Zamiast Margaux zauważył Fredericka - cóż, skoro był przed domem, to był tego jakiś powód, o którym Cyrus nie musiał wiedzieć. Uśmiechnąłby się powitalnie, lecz radość coraz częściej przychodziła mu z nieopisanym trudem. Zresztą, od zawsze był dość pochmurnym człowiekiem. Zamiast na socjalizacji skoncentrował się na trzymanych w kieszeniach naczynkach. Jedno z nich, to posiadające czystą, białą magię w sobie, rozgrzało się, co Snape wyczuł pod palcami. W tym samym momencie pojawiło się pytanie Foxa, na co alchemik zadarł zdziwiony głowę. Cóż, nie powinno go ono dziwić - wszakże kieszenie miał wypchane, ciekawość była naturalnym elementem każdego człowieka. Nie mógł wiedzieć o reakcji różdżki aurora.
- Dwie substancje zebrane z katedry - odpowiedział zgodnie z prawdą, nie chcąc się wdawać w szczegóły. Nie tutaj, kiedy nie byli jeszcze w środku i kiedy nie było z nimi profesor Bagshot. Nie było powodu, żeby mówił to samo po kilka razy, dlatego oczekiwał na otwarcie drzwi.
W nich stanęły dwie dziewczynki, a odpowiedź, jakoby starszej czarownicy nie było, wydało się Cyrusowi dziwne. Nie mniej niż nagła śmiałość dzieci, które tak bardzo ich się bały kiedy odwiedzali ich po raz pierwszy. Wszedł jednakże za wszystkimi do środka, dalej ściskając w kieszeniach naczynia. Rozejrzał się po poznanym już korytarzu oraz małoletnich czarodziejach pozostawionych samych sobie. Naprawdę dziwne.
- Dwie substancje zebrane z katedry - odpowiedział zgodnie z prawdą, nie chcąc się wdawać w szczegóły. Nie tutaj, kiedy nie byli jeszcze w środku i kiedy nie było z nimi profesor Bagshot. Nie było powodu, żeby mówił to samo po kilka razy, dlatego oczekiwał na otwarcie drzwi.
W nich stanęły dwie dziewczynki, a odpowiedź, jakoby starszej czarownicy nie było, wydało się Cyrusowi dziwne. Nie mniej niż nagła śmiałość dzieci, które tak bardzo ich się bały kiedy odwiedzali ich po raz pierwszy. Wszedł jednakże za wszystkimi do środka, dalej ściskając w kieszeniach naczynia. Rozejrzał się po poznanym już korytarzu oraz małoletnich czarodziejach pozostawionych samych sobie. Naprawdę dziwne.
Love ain't simple
Promise me no promises
Promise me no promises
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Myśli Adriena krążyły niespokojnie wokół tego co się od wieczora wyprawiało. Niepokoił się. Lot w przestworzach pomógł mu oczyścić myśli. Piers nosił w sobie coś dziwnego, mrocznego, coś mogącego kwalifikować się pod istotę, lecz nie będącego nią. Tkwiło w nim będąc czymś więcej niż anomalią. Obskurus. Nie to go jednak niepokoiło, a to czyi głos rozbrzmiewał w dziecięcych głowach. Kim była kobieta. Z kim miał kontakt chłopiec.
Po wylądowaniu i udaniu się pod dom pani profesor informacja o jej nieobecności niczego nie polepszyła. To było absurdalne. Pytania zostały zadane. Gdzie była. Nie zamierzając stać udał się kilka kroków w głąb mieszkania próbując dostrzec coś na co być może powinien zwrócić uwagę. Być może jakieś otwarte książki, kartki, coś, cokolwiek.
|spostrzegawczość
Po wylądowaniu i udaniu się pod dom pani profesor informacja o jej nieobecności niczego nie polepszyła. To było absurdalne. Pytania zostały zadane. Gdzie była. Nie zamierzając stać udał się kilka kroków w głąb mieszkania próbując dostrzec coś na co być może powinien zwrócić uwagę. Być może jakieś otwarte książki, kartki, coś, cokolwiek.
|spostrzegawczość
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Opuściła dłoń, nieco uspokojona; Piers naprawdę wyglądał lepiej. Niepewność w spojrzeniu, osowiałość w ruchach nie stanowiły powodu do kolejnego niepokoju; wydawało się to Poppy zupełnie normalne po wszystkim co przeszedł, a wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to bynajmniej nie koniec.
Dojrzawszy Cyrusa uśmiechnęła się blado; miała nadzieję, że rzuci więcej światła na tajemniczą substancję z Katedry, która tkwiła także w chłopcu, lecz nie zadawała pytań, nim nie znaleźli się w środku. Zdziwiło ją, że nie otworzyła staruszka; odwzajemniła jednak uśmiech Emmy.
- Widzisz, kochanie, mówiłam, że zrobimy wszystko co w naszej mocy... - przemówiła do dziewczynki łagodnie, wkraczając do środka. - Nie ma? Od dawna? Czy mówiła kiedy powróci? - spytała spokojnie; mocno zmartwiła ją nieobecność pani profesor.
Bez niej wszystko będzie trudniejsze. Układanka może i nie była trudna, lecz najwyraźniej byli wyjątkowo kiepscy w układaniu puzzli. Bądź wciąż im coś umykało, jakby gnębiwtryski wwiercały im się w uszy i odbierały jasność myślenia.
- Piers - odezwała się do chłopca. - Czy możemy porozmawiać o tym jak znalazłeś się w Londynie? - spytała ciepłym i łagodnym tonem; to ją dręczyło. - Ktoś ci w tym pomógł? Czy ona cię stamtąd zabrała?
Dojrzawszy Cyrusa uśmiechnęła się blado; miała nadzieję, że rzuci więcej światła na tajemniczą substancję z Katedry, która tkwiła także w chłopcu, lecz nie zadawała pytań, nim nie znaleźli się w środku. Zdziwiło ją, że nie otworzyła staruszka; odwzajemniła jednak uśmiech Emmy.
- Widzisz, kochanie, mówiłam, że zrobimy wszystko co w naszej mocy... - przemówiła do dziewczynki łagodnie, wkraczając do środka. - Nie ma? Od dawna? Czy mówiła kiedy powróci? - spytała spokojnie; mocno zmartwiła ją nieobecność pani profesor.
Bez niej wszystko będzie trudniejsze. Układanka może i nie była trudna, lecz najwyraźniej byli wyjątkowo kiepscy w układaniu puzzli. Bądź wciąż im coś umykało, jakby gnębiwtryski wwiercały im się w uszy i odbierały jasność myślenia.
- Piers - odezwała się do chłopca. - Czy możemy porozmawiać o tym jak znalazłeś się w Londynie? - spytała ciepłym i łagodnym tonem; to ją dręczyło. - Ktoś ci w tym pomógł? Czy ona cię stamtąd zabrała?
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Trzecia bezimienna dziewczynka, prowadząc wszystkich do kuchni, gdzie przy stole znajdowało się wystarczająco dużo krzeseł, by wszyscy mogli przy nim spocząć, zaczęła odpowiadać na pytanie Foxa i Poppy. Auror wciąż odczuwał dziwne drżenie swojej różdżki - im bliżej znajdował się Cyrusa, tym było ono silniejsze. Emma, idąc do kuchni, pochwyciła dłoń pielęgniarki.
- Wyszła - oznajmiła trzecia dziewczynka - jak na dziecko po wszystkim, co przeszła, wydawała się raczej spokojna. - Powiedziała, że musi coś sprawdzić. Czekała na was, wiedziała, że przyjdziecie. Ale powiedziała, że nie może dłużej czekać. Mówiła, że to nie potrwa długo. Powiedziała, że mamy was przyjąć. Pomogliście, dziękujemy. - Początkowo dzieci podchodziły do was nieufnie, jednak tak obecność osób znanych dzieciom z miejsc ich kaźni, jak pomoc udzielona Piersowi, zdawałoby się zdołała zaskarbić wam sobie ich zaufanie.
Piers, zająwszy jedno z krzeseł, początkowo milczał, dopiero po chwili odpowiadając na pytanie Poppy.
- Nie wszystko pamiętam - przyznał niechętnie. - Po prostu czułem, że powinienem tam być... Biegłem, uciekałem, wokół krzyczeli ludzie. Potem nie było nic - przełknął ślinę - w pewnym momencie po prostu zobaczyłem to miejsce, poczułem szarpnięcie w żołądku i znalazłem się tam... tuż obok tamtej pani - głos zamarł mu w gardle, tak Poppy, jak i Cyrus, słyszący jego opowieść, bez trudu rozpoznali prymitywny opis teleportacji. - Czy wszystko będzie z nią w porządku?
Cyrus czuł, że słój nagrzewa się coraz mocniej - materiał izolował go od ciepła na tyle, by nie parzył, ale był pewien, że jeśli dotknie go nagą skórą, zostanie poparzony.
Adrien udał się wgłąb mieszkania Bathildy, docierając do jej sypialni. Na podłodze leżał rzucony w nieładzie szlafrok, kobieta musiała się śpieszyć, ale ponad rozrzuconych drobiazgów nie pozostawiła wielu wskazówek. Dopiero po chwili wzrok Adriena padł na obrazek leżący na kredensie, szary, rysowany tą samą kreską, co katedra świętego Pawła. Przedstawiał zakratowaną celę, prawdopodobnie więzienie. Rysunek był bogaty w szczegóły: rzucone na kamienną posadzkę dwie pajdy suchego chleba, krople przeciekające przez górną część celi, grube, ciężkie okratowanie, odrapane czarne ściany. Carrow nigdy nie był w miejscu takim jak to, ale podobnie mógłby sobie wyobrażać więzienie o bardzo ciężkim rygorze.
- Wyszła - oznajmiła trzecia dziewczynka - jak na dziecko po wszystkim, co przeszła, wydawała się raczej spokojna. - Powiedziała, że musi coś sprawdzić. Czekała na was, wiedziała, że przyjdziecie. Ale powiedziała, że nie może dłużej czekać. Mówiła, że to nie potrwa długo. Powiedziała, że mamy was przyjąć. Pomogliście, dziękujemy. - Początkowo dzieci podchodziły do was nieufnie, jednak tak obecność osób znanych dzieciom z miejsc ich kaźni, jak pomoc udzielona Piersowi, zdawałoby się zdołała zaskarbić wam sobie ich zaufanie.
Piers, zająwszy jedno z krzeseł, początkowo milczał, dopiero po chwili odpowiadając na pytanie Poppy.
- Nie wszystko pamiętam - przyznał niechętnie. - Po prostu czułem, że powinienem tam być... Biegłem, uciekałem, wokół krzyczeli ludzie. Potem nie było nic - przełknął ślinę - w pewnym momencie po prostu zobaczyłem to miejsce, poczułem szarpnięcie w żołądku i znalazłem się tam... tuż obok tamtej pani - głos zamarł mu w gardle, tak Poppy, jak i Cyrus, słyszący jego opowieść, bez trudu rozpoznali prymitywny opis teleportacji. - Czy wszystko będzie z nią w porządku?
Cyrus czuł, że słój nagrzewa się coraz mocniej - materiał izolował go od ciepła na tyle, by nie parzył, ale był pewien, że jeśli dotknie go nagą skórą, zostanie poparzony.
Adrien udał się wgłąb mieszkania Bathildy, docierając do jej sypialni. Na podłodze leżał rzucony w nieładzie szlafrok, kobieta musiała się śpieszyć, ale ponad rozrzuconych drobiazgów nie pozostawiła wielu wskazówek. Dopiero po chwili wzrok Adriena padł na obrazek leżący na kredensie, szary, rysowany tą samą kreską, co katedra świętego Pawła. Przedstawiał zakratowaną celę, prawdopodobnie więzienie. Rysunek był bogaty w szczegóły: rzucone na kamienną posadzkę dwie pajdy suchego chleba, krople przeciekające przez górną część celi, grube, ciężkie okratowanie, odrapane czarne ściany. Carrow nigdy nie był w miejscu takim jak to, ale podobnie mógłby sobie wyobrażać więzienie o bardzo ciężkim rygorze.
- Jak dawno temu wyszła? - Czy na tyle dawno, by przyjąć, że nie potrwa długo już minęło? Teleportacja ani żadne inne środki transportu magicznego nie działały, nie mogła więc odejść daleko. Musiała być w pobliżu. W głowie mimowolnie zadźwięczały mi jej słowa; wielokrotnie powtarzała, że jest tylko starszą kobietą, że jest słaba, że do wielu rzeczy brakuje jej sił. Co takiego nie mogło zwlekać? Poczułem jednocześnie złość i niepokój. Jeśli coś miało wpędzić mnie do grobu, to z pewnością tajemnice Bathildy Bagshot znajdowały się na samym szczycie tej listy. Miałem złe przeczucia co do tego zniknięcia, trudno z resztą byłoby mieć dobre, kiedy wokół szalały anomalie. - Expecto patronum. - Uniosłem różdżkę, przywołując lisa. Być może pytanie były zbędne i nie należało zwlekać, a dmuchać na zimne. Potrzebowaliśmy posłańca. Lis musiał ją odnaleźć, nie mogła być daleko. Upewnić się, że jest bezpieczna.
Wysłuchiwałem strzępków opowieści Piersa, próbując wyłowić istotne detale. Ktoś, kogo spotkał, nie mógł być przypadkową osobą.
- Jak wyglądała ta pani? - Musiał pamiętać. Czy rzeczywiście była to kobieta z krwi i kości? - Co cię martwi? - Zadawałem proste pytania, a mój głos brzmał miękko, bez wyrzutów. Czy cały czas mówił o kobiecie, którą spotkał?
- Co to za substancje? - Podniosłem wzrok na Cyrusa, a na moim czole pojawiła się bruzda. Ustabilizowaliśmy anomalię w katedrze razem z Benjaminem; co takiego jeszcze się tam znajdowało? Moc, która wezwała Piersa? Kobieta? - Moja różdżka... sam nie wiem. Drży, kiedy się do ciebie zbliżam. - Ostrzegała mnie? Palisander z łuską smoka nadawał się przede wszystkim do czarów defensywnych i rzadko kiedy zawodził. Nie chciałem jednak siać niepokoju, nie w obecności dzieci, które - no właśnie - kim były?
Wysłuchiwałem strzępków opowieści Piersa, próbując wyłowić istotne detale. Ktoś, kogo spotkał, nie mógł być przypadkową osobą.
- Jak wyglądała ta pani? - Musiał pamiętać. Czy rzeczywiście była to kobieta z krwi i kości? - Co cię martwi? - Zadawałem proste pytania, a mój głos brzmał miękko, bez wyrzutów. Czy cały czas mówił o kobiecie, którą spotkał?
- Co to za substancje? - Podniosłem wzrok na Cyrusa, a na moim czole pojawiła się bruzda. Ustabilizowaliśmy anomalię w katedrze razem z Benjaminem; co takiego jeszcze się tam znajdowało? Moc, która wezwała Piersa? Kobieta? - Moja różdżka... sam nie wiem. Drży, kiedy się do ciebie zbliżam. - Ostrzegała mnie? Palisander z łuską smoka nadawał się przede wszystkim do czarów defensywnych i rzadko kiedy zawodził. Nie chciałem jednak siać niepokoju, nie w obecności dzieci, które - no właśnie - kim były?
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Przed domem
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka :: Dom Bathildy Bagshot