Wydarzenia


Ekipa forum
Apteka u Sprouta
AutorWiadomość
Apteka u Sprouta [odnośnik]29.12.16 19:56

Apteka u Sprouta

-
Apteka mieści się w budynku niedaleko brzegu Tamizy. Przeszklony budynek z dużym, stalowym napisem na dachu, dla mugoli jest tylko ruderą, do której nikt od lat nie zaglądał. Ze względu na funkcje jaką to miejsce sprawuje w budynku są dwa pomieszczenia. W środku okalana z wielu stron przez drewniane komody, przeszklone lady i żyrandole rzucające bardzo jasne światło. Wieloletnia tradycja przyciąga do siebie czarodziei z różnych klas społecznych. Każdy kto przyjdzie do apteki założonej przez Pana Sprouta może liczyć na otrzymaną pomoc, radę, a przede wszystkim produkty doskonałej jakości.


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:13, w całości zmieniany 7 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Apteka u Sprouta Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]30.12.16 1:13
/ 6 kwietnia?

Peony nie miała za dużo czasu wolnego. Dom, hodowla, wychowywanie dziecka i jeszcze cała ta sprawa z jej nie całkiem martwym mężem. Dni leciały jej zbyt szybko, a to prowadziło do tego, że miała wyrzuty sumienia, że nie może pomagać rodzicom więcej. W końcu nie było jej w Londynie prawie dwa lata. Nie mogła im pomóc w obowiązkach, a wiedziała, że mimo wszystko tej pomocy potrzebują. Teraz kiedy wróciła rodzice pomagali bardziej jej przy opiece nad Natem niż ona im. Dlatego w końcu kiedy znalazła jeden dzień wolny w tym całym wirze zapełnionych po brzegi miesięcy postanowiła obciążyć ojca i zająć się na jeden cały dzień jego apteką. Oczywiście jak to na jej ojca przystało nie chciał się zgodzić. Apteka tak naprawdę była dla niego drugim domem. Miejscem, które przed laty sobie wymarzył i które zbudował od samych podstaw. Jednak nie dlatego, że bał się iż podczas jednego dnia nieobecności jego córka doprowadzi to miejsce do ruiny nie chciał zostawić jej apteki. Dlatego, że to też była pewna forma relaksu. Kobieta jednak nie znosiła sprzeciwu. Już od dawien dawna jej rodzice nie mieli dnia tylko dla siebie, a wiedziała, że przyda im się takie jedno wytchnienie. Nate zostawiła Raidenowi i w sumie nie wiedziała, które z nich bardziej cieszy się z takiego obrotu sprawy. Tak naprawdę w życiu Peony teraz roiło się od ludzi, którym mogła wiele zawierzyć, ale syna… opiekę nad nim tylko nielicznym. Właśnie kończyła przygotowywanie jednego z eliksirów o zrobienie którego ktoś poprosił z samego rana. Między sprzedawaniem gotowych już produktów, a doradzaniem co powinny dane osoby z przypadłościami zrobić, nie miała zbyt wiele czasu na przygotowywanie jeszcze innych produktów. Chyba nie mogłaby codziennie pracować w takim miejscu. Nie dlatego, że ją to przerastało, ale dlatego, że ciągły kontakt z ludźmi nie był dla niej spełnieniem marzeń. Wręcz przeciwnie. Wolała stronić od kontaktów. Czasem jednak nie było innego wyjścia. Odsunęła od siebie wszystkie te myśli kiedy usłyszała dźwięk dzwoneczków przywieszonych do drzwi. Oderwała się od przygotowywania mikstury i zakładając na siebie po drodze fartuszek wyszła z zaplecza by obsłużyć kolejnego klienta apteki.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]02.01.17 1:56
/pasuje

Wyniki referendum zdaniem lady Burke były całkiem satysfakcjonujące. Przyjemnie czytało się Proroka, mając świadomość, że kategorycznie oddzielono świat mugolski od czarodziejskiego. Już dawno powinno to zostać zarządzone. Tyle lat z tym zwlekali, aż do teraz. Obostrzenia również dotknęły kilku mugolaków pracujących w publicznych placówkach. Może to nic oficjalnego, lecz wystarczyło kilka dni, aby potracili swoje posady, które wkrótce miały zostać objęte przez czarodziejów czystokrwistych.
Lady Burke otrzymała informację od lorda Notta, iż zamówiony, nadprogramowy eliksir dla swojej córki, będzie mogła odebrać w Aptece Sproutów. Jedna z alchemiczek z Świętego Munga została również zwolniona, a w szpitalu zapanował niemalże chaos.
Ziva była zła na córkę, że po raz kolejny wylała swoje lekarstwo do doniczki. Czy ona naprawdę sądziła, że nikt nie zauważy martwej rośliny, albo że rodzice każą jej pić to obrzydlistwo, bo mają taki kaprys? Esmee była chora, ale dawno nie czuła bólu spowodowanego swoim schorzeniem i próbowała sobie pofolgować.
Pojawiła się w aptece wczesnym popołudniem i weszła do środka, a jej przybycie obwieścił dźwięk dzwoneczka zawieszonego u góry drzwi. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zaciągnęła zapachem drewnianych blatów, roślin i mieszanki eliksirów, które można było w tym miejscu zakupić. Po chwili z zaplecza wyszła pewna kobieta. Lady Burke aż zmarszczyła brwi, lustrując ją wzrokiem i próbując sobie przypomnieć skąd ją kojarzy. Aż się zirytowała, że wcześniej nie połączyła faktów w logiczną całość. Nazwisko, apteka, eliksiry. No tak, niecałe pięć lat temu miały niemiłą okazję się poznać, podczas nieudanej transakcji. Partaczka eliksiru wzmacniającego, który był przeznaczony dla kilkumiesięcznej Alivii. Ziva do dzisiaj nie mogła sobie wybaczyć, że przez jej tragiczny zakup, córka skończyła z niewyleczonymi płucami i dodatkowo otrzymała bańkotrucie.
- Dzień dobry. - rzuciła oschłym głosem, siląc się na uprzejmość. - Chciałabym odebrać eliksir na transmutacyjne zaniki organowe dla pięciolatki, zlecony przez Raphaela Notta. - próbowała odrzucić od siebie myśl, że Peony mogła znowu przygotowywać zamówiony eliksir. Ona tylko tu sprzedaje, prawda?


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]03.01.17 10:02
Peony całkowicie nie rozumiała jak mogło dojść do tego, że wyniki referendum wyszły tak niekorzystnie. W jej mniemaniu niekorzystnie. Dobrze pamiętała jak idąc 10 marca na wybory czuła ucisk w żołądku spowodowany tym absurdalnym wydarzeniem. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego ktoś w ogóle mógłby chcieć konfrontacji z zadanymi pytaniami, bo dla niej odpowiedzi były proste. Chociaż tak naprawdę nigdy się nie interesowała polityką, a to co działo się w ich czarodziejskim świecie omijało ją szerokim łukiem to jednak w tym przypadku nie było względnych wątpliwości… wiedziała, że nic dobrego nie dzieje w ich świecie by w ogóle zastanawiać się nad takimi rzeczami. Wpływu na to nie miała dlatego czuła tylko jak w oczekiwaniu na wielkie „coś” wbija jej się szpilkę w bok za każdym razem gdy ktoś o tym wspomina. My sobie sami zgotowaliśmy ten los. Nie bez powodu ta myśl krążyła jej po głowie od dobrych paru dni. Teraz jednak nie mogła się tym przejmować, a musiała się skupić na prowadzeniu apteki ojca. Wbrew temu co zawsze myślała o pracy w takim miejscu teraz nie miała wcale narzekać. Kontakt z ludźmi nie był dla niej aż tak wielkim utrapieniem jak myślała. Musiała tylko się przyzwyczaić do tego, że przychodzący do niej ludzie nie mają bladego pojęcia o tym po co przychodzą. Przy hodowli mandragor rzadko spotyka się z takim problemem. W końcu wtedy dostarcza rośliny ludziom, którzy mają wiedzę o tym co pozyskują. W pierwszej chwili kiedy jej wzrok zatrzymał się na kobiecie nie skojarzyła sytuacji jaka między nimi wystąpiła. Pięć lat temu miała różne rzeczy na głowie i wiele sytuacji po prostu wyparła razem z tymi, które zaprzątały jej głowę całkowicie zbędnie. Dopiero słysząc głos i treść zamówienia wszystko sobie przypomniała. Choć jej brew automatycznie powędrowała ku górze, Peony starała się nie skrzywić. - Dzień dobry. - powiedziała także siląc się chociaż na namiastkę uprzejmości. Peony nie umie długo chować w sobie urazy do kogoś. Wie, że ta jest tylko skupiskiem negatywnych emocji, a takich w sobie nie chciała. Jednak przypominając sobie sytuację sprzed lat nie mogła zareagować pozytywnie. Chociaż nie zrobiła wtedy nic złego i nie ponosiła winy za to, że uzdrowiciel przypisał jej taki a nie inny eliksir, a kobieta nie powiedziała mu na co córka jest uczulona… Peony przecież nie mogła tego przewidzieć. Zdenerwował ją fakt jak bardzo szlachcianka wtedy ją zaatakowała myśląc, że jej status i krew w tym momencie dla niej coś znaczyły. Dla Peony najważniejsze było zdrowie tej małej, a przecież przez to tylko bardziej się męczyła. Tak już chyba jest kiedy dziecko wychowują guwernantki, a nie rodzice. - Oczywiście, właśnie kończyłam go przygotowywać. - powiedziała otwierając szufladę w poszukiwaniu odpowiedniej fiolki. - Jak się córka czuje z chorobą? - zapytała. Była ciekawa jak małe dzieci przechodzą przez wykryte choroby genetyczne.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]08.01.17 18:33
Za młodu Ziva nie była bardzo dotkliwie indoktrynowana pod względem poglądów antymugolskich z prostego powodu, Leander Crouch unikał z nią rozmów. Ich kontakty ograniczał do niezbędnego minimum, w lakonicznych zdaniach określając swoje wymagania wobec najmłodszej córki. Oczywiście, że powinna była gardzić mugolakami i ich unikać, ale w jaki sposób miała to zrobić, skoro osiemdziesiąt procent ówcześniejszego Domu Kruka, składało się z nich lub uczniów półkrwi? Dopiero Edgar zaszczepił w swojej żonie rzeczywistą niechęć do mugolaków i mugoli.
Pięć lat temu lady Burke czuła się bardzo zagubiona. Nowy dom, całkowicie obcy ludzie, których miała nazywać rodziną, odkąd wepchnięto jej obrączkę na palec. Urodzenie bliźniaczek nie scaliło jej od razu z rodem Burke. Wszystko wymagało czasu, dlatego kiedy Alivia zachorowała, Ziva sama wybrała uzdrowiciela i alchemiczkę, nie ufając w pełni znajomościom, a przede wszystkim umiejętnościom alchemicznym bliskich Edgara. Zawiodła się na uzdrowicielu, lecz większą winę zrzucała na Peony, uznając ją za całkowitą partaczkę i amatorkę w dziedzinie, o której - zdaniem Zivy - nie miała bladego pojęcia.
Źrenice kobiety rozszerzyły się gwałtownie, kiedy Peony napomknęła, że to właśnie ona przygotowała zamówiony eliksir. Miała znowu zawierzyć jej życie swojej drugiej córki?
- Dopóki przyjmuje właściwie przyrządzone lekarstwa, całkiem dobrze. - i dopóki nie postanowi wylać ich do doniczki z kwiatkiem. Dodała w myślach. Aluzyjnie położyła nacisk na słowo właściwie, chcąc dobitniej przypomnieć Peony o sytuacji sprzed lat. Podeszła do lady i oparła na niej swoją dłoń, przejeżdżając palcami po gładkiej powierzchni blatu, ostentacyjnie sprawdzając, czy nie zalega na nim warstwa kurzu. - Proszę mi powiedzieć… - zaczęła spokojnie, nie podnosząc wzroku na sprzedawczynię. - Jaką mam pewność, że moja druga córka znowu nie ucierpi z powodu Pani niewiedzy? - dokończyła, już patrząc kobiecie prosto w oczy. Nie chciała jej otwarcie obrażać, ale podważanie kompetencji, było chyba wystarczającą obrazą. - Od tego eliksiru zależy jej życie. Jeśli Esmee by się coś stało… - wolała nie kończyć, wierząc w wyobraźnię swojej rozmówczyni. W tych wszystkich plotkach o rodzie Burke były ziarna prawdy, a Peony, psując eliksir mogłaby na własnej skórze przekonać się, jak wiele potrafią z dziedziny czarnej magii.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]10.01.17 14:48
Peony w swoim życiu popełniła wiele błędów. Ufała ludziom, którym nie powinna, odrzucała ludzi, którzy na to nie zasługiwali, trwała w czymś co od samego początku było skazane na porażkę. Mogła powiedzieć, że były momenty w jej życiu, w których nie ufała nawet samej sobie. W końcu nikt nie jest nieomylny. Była jednak jedna rzecz, której była pewna. Swoje wychowanie, które przekładało się na umiejętności, które teraz miała. Przez całe swoje życie doskonaliła się w tylko jednej dziedzinie i wiedziała, że popełnienie w niej błędu było prawie niemożliwe. Jednak nie da się tego wytłumaczyć matce, której dziecko zachorowało jeszcze bardziej. Chociaż Peony nie była osobą, która się złości lub udaje, że coś co się stało nigdy się nie wydarzyło to jednak, kiedy ktoś zarzuca jej takie rzeczy nie potrafi w pełni tego ignorować. Tym bardziej, że nie zasłużyła sobie niczym na takie traktowanie. Słysząc słowa kobiety spojrzała na nią ze wzrokiem mówiącym, że kompletnie nie rozumie do czego szlachcianka pije. Może i w jej żyłach płynęła błękitna krew, ale ta krew nie zobowiązywała do niczego. W tym miejscu to jej nazwisko coś znaczyło. Nazwisko alchemika, nazwisko aptekarza, kogoś kto przez pokolenia leczy rodziny i robi to dobrze. Nic nie odpowiedziała tylko wróciła do wybierania odpowiedniej fiolki. - Jeżeli tym razem wybrała Pani dobrego uzdrowiciela to jestem przekonana, że nie ucierpi. - odparła przy tym szeroko się uśmiechając. Rolą alchemika nie jest diagnozowanie, nie jest też wybieranie odpowiedniego lekarstwa. Rolą alchemika jest to lekarstwo przygotować. Zgodnie z zaleceniami uzdrowicieli. Słysząc wyraźną groźbę w głosie kobiety stojącej przed nią zmarszczyła brwi. - Tak jak już powiedziałam… jeżeli zadbała Pani o to by uzdrowiciel dowiedział się o wszystkich składnikach narażających na jakiekolwiek skutki uboczne to nic dziecku się nie stanie. Z mojej strony mogę zaproponować jedynie krople łagodzące. Podać? - zapytała spoglądając to na dłonie kobiety to na nią samą.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]23.01.17 0:53
Faktycznie, w tym miejscu to nazwisko Sprout się liczyło. Jednak nazwisko Burke miało ogromną siłę rażenia poza tą apteką. Wystarczyłoby na jednym sabacie podczas luźnej rozmowy, wspomnieć kilku przedstawicielom rodzin o niezadowoleniu z usług świadczonych przez Sproutów, a całą renomę wypracowaną przez pokolenia, szlag by trafił. Narażenie życia małej szlachcianki przez pomyłkę, niedopatrzenie, niewiedzę odbiłoby się szerokim echem w świecie czarodziejów. Ziva nie popełniłaby tego samego błędu, co pięć lat temu. Już wtedy powinna zadbać o to, aby żadnej porządny czarodziej szanujący zdrowie swoje i swoich bliskich, nie przestąpił progu tego miejsca. Nie zrobiła tego, ponieważ wtedy nie miała obecnej pewności siebie, nie afiszowała się nazwiskiem męża. I przede wszystkim skupiła się na zdrowiu swojej córki, zamiast zaprzątać sobie głowę Sproutówną. A jak na ironię, znowu tu wróciła.
- Och, uzdrowiciel po tamtym incydencie został zmieniony. Szkoda tylko, że obydwoje tak bardzo nie mieliście odwagi przyjąć na swoje barki odpowiedzialności i przyznania się do błędu. - odpowiedziała zrezygnowanym głosem, jakby przyznanie się do winy wtedy cokolwiek zmieniło. Byłaby tak samo wściekła. - Jeśli zadbała Pani o to, aby niczego nie pomylić pod względem gramatury i kolejności, to może faktycznie moje obawy są bezpodstawne. Przecież jeszcze nigdy nie zawiodłam się na eliksirach produkowanych przez Sproutów. Nazwisko zobowiązuje, nieprawdaż? - rzuciła ironicznie, obserwując jak kobieta szuka dalej zamówionej fiolki. - Nie chcę żadnych łagodzących kropli. Oczekuję tylko podania mi zamówionego produktu. I oczywiście, należność. Za eliksir właściwej jakości i skuteczności, trzeba sowicie zapłacić.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]24.01.17 14:26
Peony wiedziała jak bardzo to wszystko wpłynęło na wykonywany przez nią zawód, a już na pewno na pewność swoich umiejętności. Rozumiała zachowanie lady Burke, bo jako matka nigdy nie pozwoliłaby by jej dziecko cierpiało przez czyjąś nieudolność. Jednak nie była też osobą, która nie potrafiłaby się przyznać do winy gdyby naprawdę winna była. W tym przypadku jednak wszystko leżało w rękach uzdrowiciela. Jednego ją ta sytuacja nauczyła na pewno… nie wolno wierzyć ludziom na słowo. Od tamtej pory już zawsze pytała przychodzących do niej po eliksiry o wszelkie szczegóły. O choroby, uczulenia, a nawet o jedzone potrawy. Bo to wszystko miało znaczenie jeżeli chodziło o przyjmowanie leków i ich skuteczność. A już na pewno w momencie, kiedy nie można liczyć na profesjonalizm uzdrowiciela. Peony na słowa kobiety tylko pokręciła głową. Co mogła jej niby powiedzieć? Że zrobiła wszystko o co została poproszona? Że jej również jest przykro, że taka sytuacja w ogóle się wydarzyła? Ktoś kto nie miał bladego pojęcia jeżeli chodzi o alchemię nie mógł tego zrozumieć. A Sprout miała zdecydowanie dosyć ciągłego tłumaczenia się. To zawsze będzie pokrzywdzenie dziecka, jej dziecka. Nie dało się tego zapomnieć. - Jak już powiedziałam nie ma się Pani czym martwić. - odparła. Zapakowała wszystko do siatki i położyła ją na blacie zapisując również kwotę i składając swój podpis. - Zobowiązuje. Dlatego proszę darować sobie wszelkie insynuacje. - odpowiedziała spoglądając na kobietę lekko się uśmiechając. Uśmiech był wymuszony i obie o tym wiedziały. Oczywiście dla wszystkich swoich klientów jak i klientów swojego ojca chciała być miła. Chociaż prawdopodobnie gdyby arystokratka przyszła prosto do niej i wyrażała się w taki sposób o jej pracy to najnormalniej w świecie poleciłaby jej kogoś innego. Nie chciała pracować dla kogoś kto nie miał zaufania do tego co robiła. Czy to się nie mijało jakoś z celem? - Dobrze. Krople mogłyby wspomóc działanie eliksiru, ale skoro Pani ich nie potrzebuje to  tutaj jest paragon, a także mój podpis gdyby miała Pani jakieś pytania bądź potrzebowała kolejnej dawki. Jestem tutaj tylko na zastępstwo więc nie musi się Pani martwić, że spotka mnie tutaj następnym razem. - ani Peony nie musiała się martwić, że spotka ją ponownie. No tak… i oczywiście pieniądze, za którymi każdy szlachcic się chował. Miała ochotę zapytać czy nie podać tego eliksiru w pozłacanych fiolkach. Prawdopodobnie to i tak byłoby za mało.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]21.03.17 18:22
Lady Burke miała całkowicie inne zdanie na temat tego, czy Peony była rzeczywiście szczera w swoim postępowaniu. Uważała, że kobieta nie przyznała się do winy, nie chcąc zaszkodzić własnemu nazwisku. Pewnie podejrzewała, że młoda matka z pewnością nie będzie drążyć dalej tematu, tylko czym prędzej poszuka odpowiedniejszego uzdrowiciela i alchemika. I wcale się nie pomyliła. Ziva miała zdecydowanie więcej problemów na głowie, a nie czas i chęć na oczernianie Sprout’ów. Chociaż przydałoby im się. Chyba zbyt mocno zachłysnęli się swoją dobrą renomą, że przestali się starać o jakość produktów, które wychodziły spod ich dłoni. Pozwolili na takie niedopatrzenie, przez które ucierpiało jej dziecko. Mała lady Burke. Jak widać, może rany się zabliźniają, ale niesmak i wspomnienia pozostają. Gdyby nie musiała, omijałaby tę aptekę szerokim łukiem.
- Och, całe szczęście. - mruknęła pod nosem na wzmiankę kobiety o zastępstwie w rodzinnym przybytku. Był jeszcze cień nadziei dla tej rodziny, jeśli odsunęliby Peony od pracy. - Rozumiem, że ten podpis ma być poświadczeniem, że to pani jest autorką tego eliksiru. W razie kolejnego błędu, zapewniam… nie puszczę tego płazem tak jak ostatnim razem. - uśmiechnęła się uroczo do sprzedawczyni. Nie była już zagubioną, świeżą matką i żoną. Miała wsparcie rodu Burke, który na wieść o niekompetencji Sprout’ówny, pociągnąłby za odpowiednie sznurki, wyrządzając rodzinie Peony, wiele szkód. I wcale nie mowa tutaj szkodach materialnych, czy upadku apteki.
Zerknęła na rachunek i wyciągnęła garść galeonów. Zdecydowanie za dużą sumę niż ta, która znajdowała się na papierze. Przesunęła pieniądze po ladzie w stronę sprzedawczyni. - Reszty nie trzeba. - rzuciła krótko, chowając eliksir wraz z rachunkiem do głębokiej kieszeni szaty. Nie zależało jej na tych kilku monetach. Czy wyjęła ze skrytki u Gringotta sto czy dwieście galeonów, nie miało większego znaczenia. Szlachta zawsze traktowała pieniądze po macoszemu. - Żegnam. - dodała i szybkim krokiem opuściła Aptekę Sprout’ów. Miała nadzieję, że jej noga ostatni raz przestąpiła próg tego miejsca.

zt.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]22.03.17 20:55
Peony nie bez powodu nie przepadała za szlachcicami. Uważali, że ich urodzenie daje im prawdo do traktowania innych gorzej i nigdy nie spotkała się z kimś kto by tego w taki sposób nie postrzegał. Lady Burke była idealnym przykładem takiej szlacheckiej ignorancji i przez myśl jej przeszło czy zachowywała się tak zawsze czy może właśnie przez tę sytuację traktowała tak Sprout. Nie, żeby ją to obchodziło. Ona wiedziała swoje i chociaż jej słowo w konfrontacji ze słowem kobiety niewiele znaczyło to i tak nie miała zamiaru pozwolić sobie na zmianę własnego przekonania. Sprouty miały to do siebie, że nigdy nie pozwalały by ktokolwiek mącił im w głowach i zmieniał postrzeganie problemu. Do winy przyznawały się za każdym razem wiedząc, że tak należy. Jeżeli przyczynili się do czegoś i to nawet nieświadomie to nie udawali, że tak nie jest. Robili wszystko by zadośćuczynić wyrządzoną krzywdę. Często nawet kiedy wina nie leżała całkowicie po ich stronie, ale widzieli, że osoba stara się ich zrozumieć także byli otwarci na pokojowe zakończenie sprawy. Jeśli jednak ktoś uparcie wpycha ją w winę, a ona dobrze wie, że tej winy nie ma to nie jest w stanie się z tym pogodzić. Widocznie w szlacheckim świecie takie reguły nie istniały. Istniało tylko postrzeganie, że wszystko na świecie należy do nich. Zastanawiała się czy przyjdzie w końcu taki dzień, że to zmieni się na lepsze. Ludzie zmienią się na lepsze. Wątpiła w to jednak. Jej pokłady zrozumienia kończyły się na takich momentach jak ten. - Tak. Jeżeli będzie miała Pani jakieś wątpliwości proszę wysłać sowę bądź odwiedzić aptekę w innym dniu kiedy będzie nią zarządzał mój ojciec. Wtedy na pewno nie będzie Pani się doszukiwać mojej niekompetencji. - odparła podając karteczkę kobiecie, a kiedy ta mruknęła, że reszty nie trzeba Piwka wzięła pieniądze i schowała do szuflady zresztą dzisiejszego zarobku. Miała ochotę przewrócić oczami, ale zbytnio nie ruszył ją ten pokaz bogactwa czy też wpływów i siły. Wiedziała swoje i gdyby tylko miała się przejmować za każdym razem takim zachowaniem to prawdopodobnie już dawno by zwariowała. - Do widzenia. - mruknęła przy tym zmuszając się do uśmiechu. Sztucznego jak okropne kwiaty na targu przy Pokątnej.

z.t x2


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]17.05.18 19:10
7 lipca

Dni zdawały się mijać zwyczajowo osobliwie. Jednak humoru zdecydowanie nie poprawiał fakt, że i Galeria Sztuki którą zajmował się Sauveterre stała się ofiarą anomalii. Jedna z sal całkowicie opanowana przez magiczny żywioł sprawiała, że i korzystanie z reszty dobrodziejstw było właściwie niemożliwie. Musiał szybko zająć się tą sprawą inaczej instytucja zacznie przynosić straty. Co gorsze wiele dzieł ucierpiało w wyniku niespodziewanego splotu wypadków i teraz i tak sytuacja nie rysowała się w zbyt optymistycznych barwach. Zwyczajnie był zmęczony. Nie tylko natłokiem obowiązków ale i wchodzeniem ciągle w ślepe uliczki gdy próbował zbadać dogłębniej sprawę lustra. A przecież musiał je zrozumieć by móc kontynuować poszukiwania.
Postanowił więc oderwać się na chwilę od opasłych woluminów, zdawało się że czytanie ich po raz drugi jedynie budzi więcej wątpliwości niźli pomagać. Musiał rozprostować zasiedzone kończyny i zastanowić się kto był w stanie pomóc mu w próbie naprawy anomalii w jego miejscu. Ministerstwo zwyczajowo nie popisało się - a przecież oni znali sposób. Jednak ostatnie naprawy wykonane z Macnairem uświadomiły mu, ze nadal był zbyt słaby, potrzebował ćwiczeń, zarówno w urokach jak i czarnej magii. Dzisiaj jednak w planach miał co innego. Wszedł do Apteki Sprutów by zaopatrzyć się w ingrediencje, które w późniejszym czasie przekaże alchemikówi, ale i bezor, który zamierzał wręczyć Cassandrze czując się w lekkim o obowiązku okazania wdzięczności. W ciągu ostatnich tygodni uleczyła jego obrażenia więcej niż raz i nadal nie był do końca pewien jak udało się jej tego dokonać. Dwa razy był niemal pewien, że popadając w ciemność nie odzyska już świadomości w tym świecie. Dwa razy też się pomylił.
Pchnął drzwi wychodząc na ulicę. Najpierw spojrzał ku górze, na niebie z którego na razie nie sączyła się lekka mżawka, ani też nie kapała mocna ulewa. Może dzisiaj Londyn planował oszczędzić swoich mieszkańców? Zaśmiał się pod nosem na własne myśli i pokręcił głową z niedowierzaniem. Poprawił wiosenny płaszcz na ramionach i zerknął to w jedną to w drugą stronę by zaraz skierować się na ścieżkę która była w stanie doprowadzić go wprost na Nokturn. Chciał na chwilę odciągnąć się od obowiązków zdających się wisieć ponuro nad jego głową i spędzić spokojnie popołudnie w lecznicy znajomej. Choć trochę powątpiewał by właśnie w niej panował spokój. Kolejna z grona niedorzecznych myśli która wybitnie go dziś rozbawiła. Chyba zbyt długi przebywanie z Macnairem powodowało to zachowanie, ale nie zamierzał dzisiaj tego roztrząsać.


Just wait and see, what am I capable of

Apollinare Sauveterre
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4149-apollinare-sauveterre https://www.morsmordre.net/t4299-rembrandt#90382 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f208-horizont-alley-21-3 https://www.morsmordre.net/t4239-skrytka-bankowa-nr-1066#86886 https://www.morsmordre.net/t4236-apollinare-sauveterre#86874
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]18.05.18 14:15
Nagle Apolinaire'a naszło dziwne uczucie. Kości jego nóg zaczęły się rozciągać, szyja wygięła się nienaturalnie; ból ramion spowodowany był wyrastającymi piórami, dziwna moc wkrótce przeobraziła go w wysmukłą, jasną czaplę. Był pewien, że nic sie nie wydarzyło, nie dotknął zaklętego przedmiotu, nie trafił go promień zaklęcia: przemiana nadeszła znikąd. Kiedy otworzył dziób, mógł się spostrzec, że pozbawiony ludzkiej krtani nie jest w stanie również wydobyć z siebie ludzkiej mowy, wszystkie jego zmysły, włączając w to umysł, działały równie skutecznie, co w ludzkiej postaci.

Świadkiem zdarzenia była Sybilla, liznąwszy kwestii klątw, mogła domniemywać, że dziwna przemiana czarodzieja była skutkiem tejże, dziwniejsze wydawało jej się znamię na piersi ptaka - ułożone z ciemniejszych piór... w kształt runy algiz?



Runa algiz kojarzona jest z pozytywną, dobrą energią, jej istnienie gryzło się z zaistniałym zdarzeniem - Apolinaire nie mógł jednak dostrzec jej samodzielnie.

Francuzie, szczegóły klątwy jest w stanie ustalić postać z IV poziomem starożytnych run. Powiadom mistrza gry, kiedy się u takiej znajdziesz.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Apteka u Sprouta Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]27.05.18 19:35
Była najprawdopodobniej jedną z niewielu, którym nie przeszkadzała ponura, wisząca nad Londynem aura. Gęste opary, wyciągające zimne, wilgotne macki ku budynkom i przechodniom, nieodzownie kojarzyły jej się z miejscami, w jakich czuła się najlepiej: portowymi uliczkami i parującymi, leśnymi moczarami, wśród których można było bez problemu skryć się przed wzrokiem niechcianych ludzi i stworzeń, nie zwracając przy tym na siebie niepotrzebnej uwagi. Ostatnimi dniami nie musiała się nawet starać: większość mijanych osób przemykała przez brukowane ulice najszybciej, jak tylko mogła, ze spojrzeniami uparcie wbitymi w chodniki i kapturami płaszczy szczelnie zakrywającymi pole widzenia. Ona również naciągała materiał swojego nisko, pozornie chowając twarz przed nieprzyjemnym działaniem wysączającej się wprost z powietrza wilgoci, a w rzeczywistości dbając, by schowana była w cieniu, pozostając daleko poza zasięgiem wzroku mężczyzny, który właśnie opuszczał budynek apteki.
Obserwowała go z ukrycia, stojąc za rogiem budynku po przeciwnej stronie ulicy i śledząc uważnie jego ruchy, gdy unosił ku górze twarz o szlachetnych rysach, by w następnej chwili zaśmiać się wprost ku zasnutemu szarością niebu, kręcąc głową w reakcji na coś, co rozegrało się jedynie w bezpiecznej przestrzeni jego własnych myśli. Zmarszczyła brwi, odrywając ramię od lodowatej, kamiennej ściany i przygotowując się do ruszenia z miejsca. Zasnuta oparami twarz Apollinare Sauveterre pojawiała się w jej umyśle częściej, niż by tego chciała, po raz kolejny wyciągając ją z suchych czterech ścian pokoju w Parszywym Pasażerze i zmuszając do (zazwyczaj bezowocnego) snucia się za nim wzdłuż londyńskich ulic, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, których nie potrafiła jeszcze sformułować, a do których krótka wymiana zdań, którą do tej pory zdążyła z nim odbyć, nie przybliżyła jej ani trochę. Nie była pewna, na co dokładnie liczyła tym razem, odbijając się lekko od ściany i podążając za fantomowym echem jego kroków, ale prawdziwa scena, która rozegrała się tuż przed jej oczami, na pewno nie znajdowała odbicia w żadnym z jej przypuszczeń czy wizji.
Zatrzymała się w pół kroku, spoglądając na osobliwą przemianę, na pierwszy rzut oka niezapoczątkowaną przez nic konkretnego, przypominającą proces animagicznej transmutacji. Ale czy Sauveterre naprawdę byłby na tyle lekkomyślny, żeby dobrowolnie przemienić się na środku ulicy, narażony na wzrok przypadkowych mugoli i czarodziejów? Sybilla nie znała go za dobrze – tak właściwie, nie znała go wcale – ale z jakiegoś powodu wątpiła w ten mało wiarygodny scenariusz, podobnie jak w to, że zwierzęcym odbiciem duszy mężczyzny była akurat czapla. Otaczające sytuację znaki zapytania rozrzedziły się odrobinę dopiero, gdy ptasia sylwetka odwróciła się częściowo w jej stronę, ukazując runiczny symbol, czerniejący na jasnych, porastających klatkę piersiową piórach.
Jej zawahanie trwało dokładnie dwa długie oddechy, w trakcie których poważnie rozważała wycofanie się i ukrycie w cieniu budynku; otwarta konfrontacja nie stanowiła w końcu elementu jej planu, nie pasowała również do sposobu jej działania: wciąż miała na to zbyt mało informacji i zbyt wiele niewiadomych, dlatego ograniczała się do biernego obserwowania i składania w całość skrawków odkrywanej mozolnie rzeczywistości. To, co odgrywało się jednak teraz, nosiło w sobie znamiona czegoś znacznie bardziej interesującego, niż łut (nie)szczęścia, czy zrządzenie losu; nie potrafiła jeszcze tego pojąć ani zrozumieć, ale sam widniejący na piersi stworzenia znak – zdający się zupełnie nie pasować do całej reszty – wywoływał w niej drażniącą fascynację. Być może to nie był przypadek, że znalazła się właśnie tu i teraz?
Podjęła decyzję w ułamku sekundy, ruszając się z miejsca i robiąc kilka szybkich kroków przed siebie, mając nadzieję, że przemiana nie odbiła się negatywnie na zdolnościach postrzegania mężczyzny, oraz że nie postanowi jej zaatakować; dziób czapli wyglądał na ostry. – Widziałam, co się stało – poinformowała krótko, zrównując się z ptakiem i upewniając, że zwrócił na nią uwagę. Dopiero później wskazała dłonią w bok, na ciemniejszą, pustą uliczkę; musieli zejść z widoku. – Tam – rzuciła, nie zatrzymując się i ruszając we wskazanym kierunku, odwracając się dopiero, gdy skrył ją cień kamienicy. – Na twojej klatce piersiowej widnieje runa. Algiz – wyjaśniła oszczędnie, licząc na to, że sam połączy fakty, wciąż nie do końca przekonana, czy w ogóle rozumiał jeszcze ludzką mowę. – Znasz kogoś, kto jest w stanie pomóc? – zapytała, po sekundowym zawahaniu zsuwając z włosów kaptur. Nie miał żadnego, nawet najmniejszego powodu, żeby jej zaufać – ale o ile miała rację, to biorąc pod uwagę jego aktualną sytuację, nie bardzo mógł sobie pozwolić na to, żeby tego nie zrobić.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Apteka u Sprouta Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]27.05.18 21:49
W jakiś dziwny sposób udało mu się w przyzwyczaić do pogody panującej w Londynie. Może pozostawiała wiele do życzenia. Może mogła być inna, lepsza, cieplejsza. Ale Sauveterre lubił wyzwania, to one sprawiały, że życie nabierały tego, co można by określić mianem przyprawy, tego co nadawało potrawom swoisty smak. Lubił wyznania, bo one sprawiały, że starał się bardziej, znajdował nowe sposoby i tym samym też rozwijał siebie i wszystko to co potrafił. Nie, wyprawa na Pokątną do apteki nie była tym, jednak powrót do Londynu spojrzenie w ciemne oczy przeszłości, ponowne przyzwyczajenie się do humorzastej pogody zdecydowanie zasługiwało na właśnie to miano.
Nie domyślał się, że ktoś może podążać jego śladami. Śledzić każdy z podejmowanych kroków sumiennie doglądając jego poczynań. A może po ostatnich sytuacjach powinien spodziewać się tego. Choć ten ktoś go śledził był inny - nie wiedział o tym, nie miał skąd.
Zlustrowane uważnym spojrzeniem niebo przyniosło mało śmieszny żart, który niewyobrażalnie go rozbawił. Ruszył jednak dalej, raczej należał do grona tych osób, które niezmiennie miały co robić. Jednak ledwie zdążył wykonać kilka kroków, gdy poczuł wpływ sił, których skupiska nie był w stanie zlokalizować. Nikt go nie minął, nie trafiło go żadne zaklęcie, nic na niego nie zostało wylane. Kości nóg samoistnie rozciągnęły się potęgując dziwne uczucie, szyja wygięła nienaturalnie a po ramionach roztoczył się ból. Czuł oszołomienie raptownie zmieniając poziom postrzegania. Spojrzał w dół ze zdziwieniem nie będąc w stanie dostrzec swoich stóp. Lekki kobiecy głos dotarł do niego. Uniósł spojrzenie na twarz przed sobą rozpoznając kobietę, którą dane było mu już wcześniej spotkać. Chciał odpowiedzieć, może zapytać, może ona wiedziała co dokładnie się stało. Jednak gdy tylko otworzył dziób wydarł się z niego dźwięk, który w ogóle nie przypominał ludzkiej mowy. Nie mając więc możliwości wypowiedzenia słów, skinął dziobem w dół i górę i poczłapał za nią w ciemną uliczkę. Słowa, kolejne które usłyszał, pewnie uniosłyby mu brwi - gdyby w ogóle je posiadał. Tak, mówiło mi to coś i tak, wiedział kto był mu w stanie pomóc o ile sam nie był w tej chwili czaplą. Skinął więc głową raz jeszcze, zbierając się do człapania w stronę Nokturnu, z boku na bok, uciążliwie niewygodnie. Sybilla jednak zdecydowanie podzielała jego zdanie, choć niekoniecznie podratowało to jego dumę. Droga nie zajęła długo, jednak przy uliczce prowadzącej wprost na Nokturn zaprotestował rozdziawiając dziób i wydając z niego dźwięk. Głową popchnął jej nogę, tak, by dać jej do zrozumienia, że nie powinna dalej iść. Ponaglił ją kolejnym odgłosem z dzioba i gdy upewnił się, że ruszyła drogą powrotną sam wkroczył na Nokturn, pod postacią czapli. Jeśli nie zginie nim dotrze do mieszkania przyjaciela uzna to zdecydowanie za dużą dawkę szczęścia.

| zt


Just wait and see, what am I capable of

Apollinare Sauveterre
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4149-apollinare-sauveterre https://www.morsmordre.net/t4299-rembrandt#90382 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f208-horizont-alley-21-3 https://www.morsmordre.net/t4239-skrytka-bankowa-nr-1066#86886 https://www.morsmordre.net/t4236-apollinare-sauveterre#86874
Re: Apteka u Sprouta [odnośnik]10.01.19 20:39
[08.10]

Powoli zaczął przyzwyczajać się do wszechobecności języka angielskiego, do mknących przez deszcz Brytyjczyków, do tego, że zza chmur rzadko wyglądało słońce, a z każdego ledwie uchylonego okna dochodził aromat parzonej herbaty. Musiał do tego przywyknąć, nauczyć się, że wyspiarze w żadnym wypadku nie witają się słowem bonjour a na do widzenia nie krzyczą radosnego au revoir. Jednakże czy tęsknił za domem? Może trochę, ale doskonale wiedział, że wraz z powrotem w rodzinne strony zacznie się dusić. A tu było mu dobrze. Podczas licznych dyżurów nie miał czasu na rozdrapywanie starych ran, biegając od pacjenta do pacjenta, wydając kolejne diagnozy i rzucając kolejne zaklęcia uleczające. Oczywiście, anomalie, które spowiły Wielką Brytanię utrudniały życie i przysparzały pracy uzdrowicielom na jego oddziale i nie tylko, ale w gruncie rzeczy nawet to nie zdawało się mu przeszkadzać. Miał mniej czasu na rozmyślanie o rzeczach, o których myśleć już nie chciał.
Apteka u Sprouta była przystankiem na jego drodze do mieszkania, jedną z aptek, którą zdążył poznać po przyjeździe do Londynu i którą zapamiętał. Także w celu uzupełnienia domowych zapasów postanowił poświęcić chwilę czasu po zejściu z nocnej zmiany na owe zakupy. Zapewne gdyby wiedział jak wielkie zderzenie z przeszłością go dzisiaj czeka to ominąłby to miejsce szerokim łukiem. A może nie? Trudno stwierdzić. Niczego nieświadomy pchnął drzwi prowadzące do lokalu, posyłając w stronę czarodzieja stojącego za ladą, szeroki uśmiech. W głowie zapewne już odtwarzał listę specyfików jakie miał do kupienia. I ten dzień nie byłby niczym zwyczajnym, gdyby wraz z wejściem następnego interesanta, a raczej interesantki, pomieszczenie nie wypełniło się delikatną, kwiatową wonią. Mimo iż tak długo jego zmysły nie odczuwały tego zapachu to pobudzone, niemalże od razu przywiodły do jego myśli obraz właścicielki perfum. Jego ramiona zesztywniały pod materiałem eleganckiej szaty, a twarz stężała. To niemożliwe, powtarzał sobie. Przecież to nie było możliwe, aby spotkali się od tak w podrzędnej aptece w Londynie!
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Apteka u Sprouta
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach