Opuszczony sklep
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Opuszczony sklep
Przed wojną był to sklep z bibelotami. Można było tu znaleźć zarówno haczyki dla rybaków, jak i figurki z syrenami, czy srebrną, wybrakowaną zastawę. Właścicielem był stary żeglarz, który sprzedawał pamiątki ze swych wypraw. W ostatnich latach marynarze wpływający do poru odwiedzali go, by sprzedać mu mało wartościowe skarby, które on zmieniał w "intrygujące pamiątki" o niezwykłej historii. Wojna zmusiła starego żeglarza do opuszczenia sklepu, który do dziś pozostaje pusty. Złodzieje dawno już dostali się do środka, rozbili szyby i wykradli to, co wydawało się cenniejsze. Wewnątrz panuje rozgardiasz, a wszystkie meble pokrywa gruba warstwa kurzu i brudu. Dla wielu ofiar wojny wciąż jest to od czasu do czasu bezpieczne schronienie przed zimnem i deszczem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:12, w całości zmieniany 2 razy
Od momentu w którym otworzyła ślepia, będąc ciągle w nocnej koszuli, pochylała się w swej pracowni nad runicznym manuskryptem. Był stary, lecz najgorsze było to, że przy tym naznaczony jakimś szatańskim dialektem z powodu którego jego transkrypcja szła zdaniem Mulciberowej zdecydowanie zbyt wolno. Świadomość tego spędzała jej sen z powiek, sprawiając, że każdą wolna chwilę od trzech dni spędzała nad kawałkiem pergaminu, który dawno by obrócił się w pył gdyby tylko silne zaklęcie nie chroniło go przed tym.
Natrafiwszy na kolejny trudny fragment musiała niestety przyznać przed samą sobą, że bez zaczerpnięcia opinii kogoś bardziej doświadczonego będzie w tym momencie nieuniknione. Nienawidziła tych momentów swej pracy - chwil w których zmuszona była się godzić ze swoją niewiedzą. Było to coś naturalnego, normalnego, w końcu była jeszcze taka młoda, nie mogła wiedzieć wszystkiego. Często słyszała podobne rzeczy nie przyjmując ich do wiadomości. Tak tłumaczyli się bowiem tylko głupcy.
Czując, że złość przyćmiewa jej myśli oderwała się na chwilę od pracy i uchyliła okno w swej pracowni. Chłodny, nocny wiatr, noszący ciągle znamiona tego zimowego otulił jej twarz. Był cucący, rześki, zbawienny. Alisa siedząc na krześle podciągnęła kolana do piersi i oparła na nich brodę przymykając przesuszone oczy. Westchnęła po dłuższej chwili bezradnie, po tym, jak po walce z samą sobą nie tyle co zaakceptowała co odnotowała swoją niewiedzę naznaczając ją w swej duszy głęboką blizną wstydu.
Pewnym było, że tej nocy nie uzyska już satysfakcjonującego dla siebie skupienia co podsumowała wymamrotaniem jednej z cenzuralnych,nokturnowych fraz których nauczyła ją Mia.
- Szkoda nocy... - pomyślała, gdy to kolejne podmuchy wbiegały do jej pokoju zaczesujac pukle włosów do tyłu. Nie zamierzała jej marnować na sen. Tym bardziej, że tamto miejsce było jeszcze otwarte. Dobrze. Tego potrzebowała.
Zsunąwszy się ze swojego miejsca pracy udała się przebraća właściwie w końcu ubrać w prostą, codzienną sukienkę w barwach zgniłej zieleni by następnie obłożyć swą sylwetkę ciepłą, grubą peleryną podszytą od wewnątrz lisim futrem. Potem znikła by pojawić się wraz z dźwiękiem teleportacji w porcie. Zakręciło ją w nosie od zapachów, tak innych od tych wypełniających pracownię, a następnie zamieniło jej się w oczach, gdy tylko przekroczyła próg sklepu "Coś Niezwykłego". Zmuszona była aż przymrużyć ślepia pomimo tego, że te i tak znajdowały się w cieniu nasuniętego na głowę kaptura. Wszystko z powodu nie tylko jasnych ścian i świecidełek, lecz przede wszystkim mocnego światła żyrandolu.
- Nic dziwnego, że o tej porze rzadko miewasz klientów - zamarudziła od progu, doskonale wiedząc, że Vivien znajduje się za ladą. W końcu za kwadrans sklep miał być zamykany. Pomimo jednak niezadowolenia, Alisa uniosła nieznacznie kąciki swych ust układając je w pewien grymas zaczepnej złośliwości. W ten sposób młoda Mulciber witała się z bardzo wąskim gronem osób. Nie każdy był tego godzien.
Natrafiwszy na kolejny trudny fragment musiała niestety przyznać przed samą sobą, że bez zaczerpnięcia opinii kogoś bardziej doświadczonego będzie w tym momencie nieuniknione. Nienawidziła tych momentów swej pracy - chwil w których zmuszona była się godzić ze swoją niewiedzą. Było to coś naturalnego, normalnego, w końcu była jeszcze taka młoda, nie mogła wiedzieć wszystkiego. Często słyszała podobne rzeczy nie przyjmując ich do wiadomości. Tak tłumaczyli się bowiem tylko głupcy.
Czując, że złość przyćmiewa jej myśli oderwała się na chwilę od pracy i uchyliła okno w swej pracowni. Chłodny, nocny wiatr, noszący ciągle znamiona tego zimowego otulił jej twarz. Był cucący, rześki, zbawienny. Alisa siedząc na krześle podciągnęła kolana do piersi i oparła na nich brodę przymykając przesuszone oczy. Westchnęła po dłuższej chwili bezradnie, po tym, jak po walce z samą sobą nie tyle co zaakceptowała co odnotowała swoją niewiedzę naznaczając ją w swej duszy głęboką blizną wstydu.
Pewnym było, że tej nocy nie uzyska już satysfakcjonującego dla siebie skupienia co podsumowała wymamrotaniem jednej z cenzuralnych,nokturnowych fraz których nauczyła ją Mia.
- Szkoda nocy... - pomyślała, gdy to kolejne podmuchy wbiegały do jej pokoju zaczesujac pukle włosów do tyłu. Nie zamierzała jej marnować na sen. Tym bardziej, że tamto miejsce było jeszcze otwarte. Dobrze. Tego potrzebowała.
Zsunąwszy się ze swojego miejsca pracy udała się przebrać
- Nic dziwnego, że o tej porze rzadko miewasz klientów - zamarudziła od progu, doskonale wiedząc, że Vivien znajduje się za ladą. W końcu za kwadrans sklep miał być zamykany. Pomimo jednak niezadowolenia, Alisa uniosła nieznacznie kąciki swych ust układając je w pewien grymas zaczepnej złośliwości. W ten sposób młoda Mulciber witała się z bardzo wąskim gronem osób. Nie każdy był tego godzien.
Większość dzisiejszego dnia niczym się właściwie szczególnie nie wyróżniała od innych. Przebiegał on dosyć leniwie przynajmniej do południa. Co prawda zdarzyło się kilka udanych transakcji, ale to nigdy nie było głównym celem otwarcia tego przedsięwzięcia. Mimo wszystko Vivienne odczuwała ostatnią sytuacje wywołaną brexitem. Dawniej potrafiła zarabiać znacznie więcej na tym interesie nawet, jeśli nie był to główny powód istnienia tego wszystkiego to jednak potrafiła zauważyć różnicę. Sama osobiście była bardzo zadowolona z wyników wyborów, choć starała się tego nie ukazywać. Nie przewidywała jednak takiego podzielenia między rodami. Cóż teraz i tak nie miało to większego znaczenia pozostało czekać na dalszy rozwój sytuacji.
Jednak poza samą sprzedażą była całkiem zadowolona z dzisiejszej dostawy. Poza typowymi drobiazgami, które mogła jak zawsze sprzedać znalazła tam również coś interesującego. Biedni głupcy gdyby, choć czasem wiedzieli, co jej dostarczają lub jaką mają wartość, co niektóre rzeczy. Być może powinno jej być ich żal. Jednak, z jakiego powodu miała komuś współczuć własnej głupoty? W końcu to nie jej wina, że była od nich sprytniejsza. Jednak wracając do ciekawego przedmiotu, który znalazła w dostawie był nim naszyjnik. Dla kogoś o przeciętnym oku nic niezwykłego jednak ona miała wrażenie, że przedmiot wydzielał z siebie coś dosyć niespotykanego. Dlatego również zaraz po rozłożeniu świeżej dostawy spędziła większość dnia na zapleczu sklepu starając się na wszelkie możliwości zbadać tajemniczy przedmiot.
Nie była pewna jak wiele czasu minęło, gdy siedziała nad różnymi zapiskami szukając jakiś informacji lub próbując za pomocą różdżki sprawić by w końcu zareagował. Jednak zaczęła czuć już pewne zmęczenie. Przetarła delikatnie oczy i powoli opuściła zaplecze sklepu znów stając za ladą. Ze zdziwieniem spostrzegła, że straciła zupełnie poczucie czasu i zaczynało się już ściemniać. Tego się zupełnie nie spodziewała. Powoli opuściła głowę by przejrzeć się w ladzie niczym w lustrze. Na szczęście nic nie wskazywało by była zmęczona. Włosy jak zawsze były rozpuszczone i zadbane a sama aktualnie jak to zwykle ona ubrana była w ciemną suknię. Dobrą chwilę tak się wpatrywała w ladę aż nagle podniosła głowę widząc, że ktoś wchodzi. A była pewna, że dziś już nie będzie tutaj nikogo i niedługo spokojnie zamknie interes. Dopiero, gdy usłyszała znajomy głos na jej twarzy pojawił się chytry uśmiech.
- Nigdy mi to szczególnie nie przeszkadzało - odparła z grymasem patrząc w stronę czarownicy. Kogo, jak kogo ale Alisy nie spodziewała się dziś zobaczyć. Była jedną z tych niewielu osób, którym potrafiła jeszcze okazać szczery szacunek. Choćby, dlatego że ona również nie odtrącała mrocznej magii. Była osobą, przy której nie musiała udawać kogoś, kim tak naprawdę nie jest tak jak robiła to zwykle, na co dzień przy innych. Całe znużenie w jednej chwili całkiem jej minęło, gdy powoli wyszła zza lady w kierunku czarownicy i stanęła przed nią prezentacyjnie zakładając na siebie ręce.
- Zakładam, że nie przyszłaś tu tylko porozmawiać - powiedziała lekko przechylając głowę i cały czas na nią patrząc.
Jednak poza samą sprzedażą była całkiem zadowolona z dzisiejszej dostawy. Poza typowymi drobiazgami, które mogła jak zawsze sprzedać znalazła tam również coś interesującego. Biedni głupcy gdyby, choć czasem wiedzieli, co jej dostarczają lub jaką mają wartość, co niektóre rzeczy. Być może powinno jej być ich żal. Jednak, z jakiego powodu miała komuś współczuć własnej głupoty? W końcu to nie jej wina, że była od nich sprytniejsza. Jednak wracając do ciekawego przedmiotu, który znalazła w dostawie był nim naszyjnik. Dla kogoś o przeciętnym oku nic niezwykłego jednak ona miała wrażenie, że przedmiot wydzielał z siebie coś dosyć niespotykanego. Dlatego również zaraz po rozłożeniu świeżej dostawy spędziła większość dnia na zapleczu sklepu starając się na wszelkie możliwości zbadać tajemniczy przedmiot.
Nie była pewna jak wiele czasu minęło, gdy siedziała nad różnymi zapiskami szukając jakiś informacji lub próbując za pomocą różdżki sprawić by w końcu zareagował. Jednak zaczęła czuć już pewne zmęczenie. Przetarła delikatnie oczy i powoli opuściła zaplecze sklepu znów stając za ladą. Ze zdziwieniem spostrzegła, że straciła zupełnie poczucie czasu i zaczynało się już ściemniać. Tego się zupełnie nie spodziewała. Powoli opuściła głowę by przejrzeć się w ladzie niczym w lustrze. Na szczęście nic nie wskazywało by była zmęczona. Włosy jak zawsze były rozpuszczone i zadbane a sama aktualnie jak to zwykle ona ubrana była w ciemną suknię. Dobrą chwilę tak się wpatrywała w ladę aż nagle podniosła głowę widząc, że ktoś wchodzi. A była pewna, że dziś już nie będzie tutaj nikogo i niedługo spokojnie zamknie interes. Dopiero, gdy usłyszała znajomy głos na jej twarzy pojawił się chytry uśmiech.
- Nigdy mi to szczególnie nie przeszkadzało - odparła z grymasem patrząc w stronę czarownicy. Kogo, jak kogo ale Alisy nie spodziewała się dziś zobaczyć. Była jedną z tych niewielu osób, którym potrafiła jeszcze okazać szczery szacunek. Choćby, dlatego że ona również nie odtrącała mrocznej magii. Była osobą, przy której nie musiała udawać kogoś, kim tak naprawdę nie jest tak jak robiła to zwykle, na co dzień przy innych. Całe znużenie w jednej chwili całkiem jej minęło, gdy powoli wyszła zza lady w kierunku czarownicy i stanęła przed nią prezentacyjnie zakładając na siebie ręce.
- Zakładam, że nie przyszłaś tu tylko porozmawiać - powiedziała lekko przechylając głowę i cały czas na nią patrząc.
Gość
Gość
Alisa zdecydowanie należała do grona osób wyrażających w specyficzny sposób swoje zadowolenie bądź zżycie z drugą osobą - kąśliwa uwaga, błysk w oku, ten grymas układający się w konspiracyjny uśmiech. Była w tym wszystkim oszczędna, lecz odpowiedni rozmówca potrafił wyłapać te drobne gesty życzliwości oraz sympatii. Taką odpowiednią jednostką bez wątpienia była Vivienne, która z wrodzoną wręcz swobodą odpowiadała tym samym. Nic dziwnego więc, że Alisa z zaskakującą łatwością z powierzchownej znajomości przeszła w sposób płynny do przyjacielskiej zażyłości. Mulciber doceniała szacunek jakim ją obdarowywano i nie potrafiła go nie odwzajemnić. Robiła więc to w sposób naturalny, niewymuszony, postrzegając swoją towarzyszkę jako kogoś lepszego na tle szarego motłochu, kogoś wartościowego.
Uniosła więc nieco podbródek i pogłębiła swój chłodny uśmiech. Nieme ciebie też miło widzieć zawisło w powietrzu. Zaraz potem Alisa ujmując wyszyte futrem krawędzie kapturku odchyliła go do tyłu, odsłaniając w pełni swe oblicze. Zmrużyła nieco ślepia,które powoli przyzwyczajały się do silnej (w porównaniu do tej panującej w jej pracowni) jasności.
Słysząc pytanie skrzywiła się nieznacznie. Nie dlatego, ze miała coś za złe - to była typowa dla niej reakcja. Nie była bowiem przyzwyczajona do tego by wprost posądzać się o tak prozaiczne potrzeby. Vivienne jednak trafiła w sedno, a reakcja Alisy zapewne tylko ją w tym utwierdziła.
Czarownica sięgnęła dłonią ku klamrze w celu jej rozpięcia i zsunięcia ciepłego okrycia ze swych ramion
- Od kilku dni tłumaczę spisany w runach manuskrypt. Idzie mi to mozolnie, a sam tekst jest toporny i nieciekawy. Dziś natrafiłam na kolejną ścianę, potrzebuję się zdystansować bo oszaleję - zwierzyła się ze skargą wymierzoną do siebie i do człowieka od którego przyjęła tak absurdalne zlecenie - Powiedz mi, Vivienne, jak bardzo ciężko będzie zdobyć coś na pocieszenie po wyjściu Wielkiej Brytanii z Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów? - zagaiła i nie było to żądanie czy też nakaz. Oczy zdradzały bowiem szczerą ciekawość, a ton głosu prośbę. Chciała zająć czymś myśli. Słyszała już jakieś pogłoski na temat trudności w nawiązywaniu wymiany handlowej z innymi krajami. Do tego te całe widmo ceł.
To właśnie lubiła, gdy przechodziło się do sedna bez owijania w bawełnę. Po co były tu jakieś fałszywe słowa czy znaki? Skoro i tak obie już się dobrze znały. Nie było tu żadnych tajemnic a Vivienne nie musiała przed nią udawać kogoś, kim nie jest tak samo jak zresztą Alisa przed nią. Uśmiechnęła się delikatnie widząc jak czarownice odsłania przed nią swe oblicze. Wtedy też zaczęła jej dokładnie słuchać nie zmieniając swej mimiki i cały czas ją obserwując. Prawdą było, że zawsze chętnie mogła usłyszeć, co miała do powiedzenia. Zwłaszcza, że były to tematy interesujące. Znacznie bardziej ciekawe niż to, czego, na co dzień musiała tu słuchać.
Gdy zaczęła wspominać o tajemniczym manuskrypcie w oczach Vivienne pojawił się pewien błysk. Zawsze intrygowały ją tego typu rzeczy. Sama potrafiła się również postawić w sytuacji dziewczyny. W końcu cały dzień niemal dziś próbowała rozgryźć naturę tego dziwnego naszyjnika. Gdy temat sięgnął już kolejnej sprawy a mianowicie specjalnych dostaw, w które na starała się zaopatrywać w tajemniczy na jej twarzy pojawił się nieco bardziej chytry uśmiech. Nie był on jednak spowodowany jakimiś negatywnymi myślami a bardziej przyzwyczajeniem, gdy zmierzało się na jej ulubione tematy. Machnęła różdżką w kierunku drzwi by zamknąć je i obrócić tabliczkę na zamknięte. Co prawda nie bardzo sądziła by ktoś o tej porze jeszcze się pojawił, ale, po co było ryzykować? Gdyby ktoś tu nagle zbłądził nie mogłyby już tak swobodnie rozmawiać. Poza tym i tak miała niedługo zamykać, więc co za różnica? Kolejną sprawą było, że nikt i tak by się nie mógł do niej przyczepić skoro to wszystko i tak należało do niej. Ponownie spojrzała na swą rozmówczynię.
- O tak obecna sytuacja z pewnością nie ułatwia mi życia - delikatnie westchnęła. - Jednak głównie odbija się to na mojej kieszeni. Sama wiesz, jakie mam nastawienie do mugoli i szlam - powiedziała krzywiąc delikatnie usta na samą myśl o nich. - Szczerze mówiąc o ile obecna polityka, która ich dotyczy całkiem mi odpowiada sprawiła również pewne problemy - zmarszczyła delikatnie brwi to mówiąc. - Niestety ród, z którego pochodzę jest im bardziej przychylny a sama wolę nie wyrażać otwarcie swoich poglądów, jeśli wiesz, co mam na myśli - delikatnie zacisnęła dłonie w pięści widać było, że każde słowo wyłaniało u niej pewne emocje. - Przez co straciłam nieco klientów. Na szczęście jeszcze kilka osób pamięta skąd dawniej pochodziła moja matka i znają nieco mnie, więc jeszcze nie skreślono mnie całkowicie - odparła ponownie z krzywym uśmiechem. - Sądzę, że zdobycie czegoś, co mogłoby sprawić ci radość jest jednak możliwe. Mam w końcu nadal wielu dostawców, którzy są całkiem zadowoleni z prowadzonych ze mną interesów - znów się krzywo uśmiechnęła. - Jednak gdzie moje maniery? Chcesz się może czegoś napić? - spytała delikatnie przechylając głowę. W końcu nie było powodu by rozmawiały tak w przejściu. Skoro rozmowa mogła chwilę potrwać to lepiej było przejść do jej biura i tam spokojnie porozmawiać i przy okazji coś wypić.
Gdy zaczęła wspominać o tajemniczym manuskrypcie w oczach Vivienne pojawił się pewien błysk. Zawsze intrygowały ją tego typu rzeczy. Sama potrafiła się również postawić w sytuacji dziewczyny. W końcu cały dzień niemal dziś próbowała rozgryźć naturę tego dziwnego naszyjnika. Gdy temat sięgnął już kolejnej sprawy a mianowicie specjalnych dostaw, w które na starała się zaopatrywać w tajemniczy na jej twarzy pojawił się nieco bardziej chytry uśmiech. Nie był on jednak spowodowany jakimiś negatywnymi myślami a bardziej przyzwyczajeniem, gdy zmierzało się na jej ulubione tematy. Machnęła różdżką w kierunku drzwi by zamknąć je i obrócić tabliczkę na zamknięte. Co prawda nie bardzo sądziła by ktoś o tej porze jeszcze się pojawił, ale, po co było ryzykować? Gdyby ktoś tu nagle zbłądził nie mogłyby już tak swobodnie rozmawiać. Poza tym i tak miała niedługo zamykać, więc co za różnica? Kolejną sprawą było, że nikt i tak by się nie mógł do niej przyczepić skoro to wszystko i tak należało do niej. Ponownie spojrzała na swą rozmówczynię.
- O tak obecna sytuacja z pewnością nie ułatwia mi życia - delikatnie westchnęła. - Jednak głównie odbija się to na mojej kieszeni. Sama wiesz, jakie mam nastawienie do mugoli i szlam - powiedziała krzywiąc delikatnie usta na samą myśl o nich. - Szczerze mówiąc o ile obecna polityka, która ich dotyczy całkiem mi odpowiada sprawiła również pewne problemy - zmarszczyła delikatnie brwi to mówiąc. - Niestety ród, z którego pochodzę jest im bardziej przychylny a sama wolę nie wyrażać otwarcie swoich poglądów, jeśli wiesz, co mam na myśli - delikatnie zacisnęła dłonie w pięści widać było, że każde słowo wyłaniało u niej pewne emocje. - Przez co straciłam nieco klientów. Na szczęście jeszcze kilka osób pamięta skąd dawniej pochodziła moja matka i znają nieco mnie, więc jeszcze nie skreślono mnie całkowicie - odparła ponownie z krzywym uśmiechem. - Sądzę, że zdobycie czegoś, co mogłoby sprawić ci radość jest jednak możliwe. Mam w końcu nadal wielu dostawców, którzy są całkiem zadowoleni z prowadzonych ze mną interesów - znów się krzywo uśmiechnęła. - Jednak gdzie moje maniery? Chcesz się może czegoś napić? - spytała delikatnie przechylając głowę. W końcu nie było powodu by rozmawiały tak w przejściu. Skoro rozmowa mogła chwilę potrwać to lepiej było przejść do jej biura i tam spokojnie porozmawiać i przy okazji coś wypić.
Gość
Gość
Słuchała jej uważnie goszcząc się w prywatności jaką oferowały im ściany tego sklepu zaraz po tym, jak sklep stał się oficjalnie zamknięty.
- Jeśli masz na zapleczu zawieruszoną butelkę wina to myślę, że mogłaby nam potowarzyszyć. Może jak wrócę do domu to runy same zaczną do mnie szeptać - Uśmiechnęła się konspiracyjnie, prawie że szelmowsko by zaraz potem podążyć za przyjaciółką z przerzuconą przez ramie peleryną.
- Jakbyś potrzebowała zacisza i odpoczynku na kilka dni to pamiętaj, że zawsze będziesz mile widzianym gościem w moim domu. Po wyprowadzeniu się moich braci ich pokoje zostały przekształcone na gościnne. Matka by się ucieszyła - podjęła na nowo rozmowę jednocześnie pozwalając sobie spocząć na zaproponowanym przez Viviene miejscu. Jej dom, a właściwie dom jej rodziny (bo jak przystało na młodą kobietę - mieszkała z matka i ojcem) należał do dość przestronnych umiejscowionych u podnóża rezerwatu smoków w sąsiedztwie jeziora - I chyba jestem w stanie zrozumieć pośrednio jak się czujesz. Ostatnio nieprzyjemnie zostaliśmy rozczarowani postawą Grrengrassów, którzy to postanowili wspierać mugolską hołotę... - a to właśnie u podnóża ich rezerwatu mieszkali - rezerwatu w którym pracował jej ojciec wraz z najstarszym bratem. Skrzywiła się kwaśno na samo wspomnienie tych powiązań - Nie wiem, jak to się potoczy dalej. Mój ojciec od momentu oświadczenia tego faktu ze strony ich nestora jest milczący i wcale mu się nie dziwię. Nie wiem, czy w najbliższym czasie nie czeka mnie przeprowadzka - nie skarżyła się - tylko spekulowała. Nie wykluczała podobnej możliwości wyczuwając zranioną dumę jej ojca który ugina karku pod ludźmi po których koniec końców spodziewał się więcej, a ci najzwyklej w świecie zakpili mu w twarz. Ten huk nie mógł ponieść się bez echa.
- Tak właściwie... - zaczęła mrużąc ślepia, jednoczenie podpierając brodę na ugiętych palcach ręki - ...właściwie, to nawet mogę ci powiedzieć co konkretnie by mnie interesowało...Od pewnego czasu zastanawiam się nad mechaniką działania zaklęć wyciszających magię. Nie tylko tych powszechnie stosowanych jak te uniemożliwiające teleportacje lub deportację na i z danego obszaru. Divirgento, nienanoszalności, nox - to tylko niektóre mające właściwości negujące. Interesowałoby mnie coś co byłoby w jakikolwiek sposób powiązane z podobną tematyką lub zaklęciami od pewnego czasu zastanawiam się bowiem, czy istniałaby możliwość wyodrębnienia negującej formuły i uogólnienie jej tworząc zaklęcie podobne do extremosa, lecz o przeciwnym działaniu i ukierunkowanym na daną naturę magii. Czy to w ogóle wykonalne - do ustalenia tego brakuje mi materiałów - trochę popłynęła ze swoimi myślami bo temat badań był dla niej niespodziewanie wartki. Do tego rzadko kiedy miała możliwość dzielenia się z kimś innym niż matką swoimi pomysłami i przemyśleniami.
|przepraszam za zamułę :I
- Jeśli masz na zapleczu zawieruszoną butelkę wina to myślę, że mogłaby nam potowarzyszyć. Może jak wrócę do domu to runy same zaczną do mnie szeptać - Uśmiechnęła się konspiracyjnie, prawie że szelmowsko by zaraz potem podążyć za przyjaciółką z przerzuconą przez ramie peleryną.
- Jakbyś potrzebowała zacisza i odpoczynku na kilka dni to pamiętaj, że zawsze będziesz mile widzianym gościem w moim domu. Po wyprowadzeniu się moich braci ich pokoje zostały przekształcone na gościnne. Matka by się ucieszyła - podjęła na nowo rozmowę jednocześnie pozwalając sobie spocząć na zaproponowanym przez Viviene miejscu. Jej dom, a właściwie dom jej rodziny (bo jak przystało na młodą kobietę - mieszkała z matka i ojcem) należał do dość przestronnych umiejscowionych u podnóża rezerwatu smoków w sąsiedztwie jeziora - I chyba jestem w stanie zrozumieć pośrednio jak się czujesz. Ostatnio nieprzyjemnie zostaliśmy rozczarowani postawą Grrengrassów, którzy to postanowili wspierać mugolską hołotę... - a to właśnie u podnóża ich rezerwatu mieszkali - rezerwatu w którym pracował jej ojciec wraz z najstarszym bratem. Skrzywiła się kwaśno na samo wspomnienie tych powiązań - Nie wiem, jak to się potoczy dalej. Mój ojciec od momentu oświadczenia tego faktu ze strony ich nestora jest milczący i wcale mu się nie dziwię. Nie wiem, czy w najbliższym czasie nie czeka mnie przeprowadzka - nie skarżyła się - tylko spekulowała. Nie wykluczała podobnej możliwości wyczuwając zranioną dumę jej ojca który ugina karku pod ludźmi po których koniec końców spodziewał się więcej, a ci najzwyklej w świecie zakpili mu w twarz. Ten huk nie mógł ponieść się bez echa.
- Tak właściwie... - zaczęła mrużąc ślepia, jednoczenie podpierając brodę na ugiętych palcach ręki - ...właściwie, to nawet mogę ci powiedzieć co konkretnie by mnie interesowało...Od pewnego czasu zastanawiam się nad mechaniką działania zaklęć wyciszających magię. Nie tylko tych powszechnie stosowanych jak te uniemożliwiające teleportacje lub deportację na i z danego obszaru. Divirgento, nienanoszalności, nox - to tylko niektóre mające właściwości negujące. Interesowałoby mnie coś co byłoby w jakikolwiek sposób powiązane z podobną tematyką lub zaklęciami od pewnego czasu zastanawiam się bowiem, czy istniałaby możliwość wyodrębnienia negującej formuły i uogólnienie jej tworząc zaklęcie podobne do extremosa, lecz o przeciwnym działaniu i ukierunkowanym na daną naturę magii. Czy to w ogóle wykonalne - do ustalenia tego brakuje mi materiałów - trochę popłynęła ze swoimi myślami bo temat badań był dla niej niespodziewanie wartki. Do tego rzadko kiedy miała możliwość dzielenia się z kimś innym niż matką swoimi pomysłami i przemyśleniami.
|przepraszam za zamułę :I
Zdecydowanie rozmowy z Alisą zaliczały się do tych przyjemnych. Była jedną z niewielu, przy której Vivienne nie musiała udawać kogoś, kim nie jest. Nigdy nie było potrzeby wkładać masek, które musiała ukazywać, na co dzień innym. Była to jedna z niewielu osób, którą mogła uznać za przyjaciółkę. Gdy tylko znalazły się w biurze zaczęła z uwagą słuchać każdego słowa. Na wcześniejsze wspomnienie o winie delikatnie się uśmiechnęła. Taka rozmowa mogła zdecydowanie być przyjemniejsza przy odpowiednim trunku. Za pomocą różdżki otworzyła niewielki kredens i wyjęła z niego dwa kieliszki niedługo później położyła butelkę dobrego wina na stole i nalała zawartość butelki do naczyń.
Podczas nalewania nadal jednak słuchała każdego słowa uważnie. Na jej twarzy pojawił się niewielki grymas, gdy usłyszała o obecnym spojrzeniu na sytuacje rodu Grrengrassów. Nie potrafiła pojąć do tej pory jak to było możliwe, że znalazło się mimo wszystko kilka rodów tak przychylnie nastawionych do tych przeklętych mugoli. Czy nie potrafili zrozumieć, że oni niszczą to, co było tworzone od tak dawna? Sama już niby słyszała dobre słowa w ich kierunku ze strony własnego rodu jednak w nią one jakoś nie potrafiły trafić. Czasem się naprawdę zastanawiała jak to się stało, że jej matka stała się częścią rodu Travers.
Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że wszyscy na swój sposób cierpieli a winę znów za to ponosili mugole. A one obie były tego przykładem. W jej przypadku skończyło się to pogorszeniem interesów do pewnego stopnia a Alisa będzie być może musiała zmienić miejsce zamieszkania przez to wszystko. Na samą myśli o tym, co się teraz działo dłonie same jej się zaciskały.
Sytuacja jednak się zmieniła, gdy temat znów wrócił na magię. Grymas gniewu z twarzy kobiety zaczął zanikać. Nie można zaprzeczyć, że zainteresowania ze strony Alisy zawsze były pewnym wyzwaniem. Nie zawsze łatwo było zdobyć coś, co mogłoby jej pomóc poszerzyć jej zakresy badań. Jednak Vivienne to nie przeszkadzało. Cieszył ją fakt, że żyła w dobrych stosunkach z czarownicą, która podobnie jak ona rozumiała potęgę czarnej magii. Uśmiechnęła się delikatnie kładąc dłoń na kieliszku i go unosząc.
- Muszę przyznać, że jak zawsze potrafisz mnie zainteresować - odparła nadal się uśmiechając i na nią spoglądając. - Dużo jeszcze pewnie czasu minie nim zdołam zbliżyć się, choć trochę do twojego poziomu - przyłożyła delikatnie drugą dłoń pod brodę wcześniej chowając różdżkę i zaczynając dogłębnie rozmyślać nad wszystkim, co usłyszała. W końcu jednak wstała i podeszła do biurka by zaraz otworzyć jedną z szuflad. Z jej środka wyjęła niewielką szkatułkę, którą położyła przed czarownicą by za chwile ją otworzyć. W środku znajdywały się jakieś pergaminy zapisane w dość osobliwym języku.
- Dostałam to jakiś czas od jednego z marynarzy. Uznał to za jakieś bazgroły, więc odkupiłam to dość okazjonalnie. Jak do tej pory niewiele udało mi się ustalić z tego skryptu. Z tego, co zrozumiałam jak na razie autor tego dzieła chyba zapisywał tu różne inkantacje - pokręciła lekko głową - W każdym razie prawdopodobnie znowu mają wypłynąć w miejsce gdzie to znalazł. Możliwe, że tam znalazłoby się coś, co może ci pomóc. Mogę spróbować czegoś się na ten temat dowiedzieć - powiedziała upijając niewielki łyczek alkoholu z naczynia.
Podczas nalewania nadal jednak słuchała każdego słowa uważnie. Na jej twarzy pojawił się niewielki grymas, gdy usłyszała o obecnym spojrzeniu na sytuacje rodu Grrengrassów. Nie potrafiła pojąć do tej pory jak to było możliwe, że znalazło się mimo wszystko kilka rodów tak przychylnie nastawionych do tych przeklętych mugoli. Czy nie potrafili zrozumieć, że oni niszczą to, co było tworzone od tak dawna? Sama już niby słyszała dobre słowa w ich kierunku ze strony własnego rodu jednak w nią one jakoś nie potrafiły trafić. Czasem się naprawdę zastanawiała jak to się stało, że jej matka stała się częścią rodu Travers.
Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że wszyscy na swój sposób cierpieli a winę znów za to ponosili mugole. A one obie były tego przykładem. W jej przypadku skończyło się to pogorszeniem interesów do pewnego stopnia a Alisa będzie być może musiała zmienić miejsce zamieszkania przez to wszystko. Na samą myśli o tym, co się teraz działo dłonie same jej się zaciskały.
Sytuacja jednak się zmieniła, gdy temat znów wrócił na magię. Grymas gniewu z twarzy kobiety zaczął zanikać. Nie można zaprzeczyć, że zainteresowania ze strony Alisy zawsze były pewnym wyzwaniem. Nie zawsze łatwo było zdobyć coś, co mogłoby jej pomóc poszerzyć jej zakresy badań. Jednak Vivienne to nie przeszkadzało. Cieszył ją fakt, że żyła w dobrych stosunkach z czarownicą, która podobnie jak ona rozumiała potęgę czarnej magii. Uśmiechnęła się delikatnie kładąc dłoń na kieliszku i go unosząc.
- Muszę przyznać, że jak zawsze potrafisz mnie zainteresować - odparła nadal się uśmiechając i na nią spoglądając. - Dużo jeszcze pewnie czasu minie nim zdołam zbliżyć się, choć trochę do twojego poziomu - przyłożyła delikatnie drugą dłoń pod brodę wcześniej chowając różdżkę i zaczynając dogłębnie rozmyślać nad wszystkim, co usłyszała. W końcu jednak wstała i podeszła do biurka by zaraz otworzyć jedną z szuflad. Z jej środka wyjęła niewielką szkatułkę, którą położyła przed czarownicą by za chwile ją otworzyć. W środku znajdywały się jakieś pergaminy zapisane w dość osobliwym języku.
- Dostałam to jakiś czas od jednego z marynarzy. Uznał to za jakieś bazgroły, więc odkupiłam to dość okazjonalnie. Jak do tej pory niewiele udało mi się ustalić z tego skryptu. Z tego, co zrozumiałam jak na razie autor tego dzieła chyba zapisywał tu różne inkantacje - pokręciła lekko głową - W każdym razie prawdopodobnie znowu mają wypłynąć w miejsce gdzie to znalazł. Możliwe, że tam znalazłoby się coś, co może ci pomóc. Mogę spróbować czegoś się na ten temat dowiedzieć - powiedziała upijając niewielki łyczek alkoholu z naczynia.
Gość
Gość
Ogarnęło ją przyjemne uczucie satysfakcji. Nie było częstym, że jej naukowe dywagacje interesowały kogoś poza wąskim gronem zmurszałych starców bądź konkurentów, a niestety na innych tematach się nie znała. Nie interesowała się szeroko pojętą sztuką, tańcem, nie kolekcjonowała win, nie poświęcała czasu interesowaniem się plotkami i innymi. Cały jej świat zamykał się w pomieszczeniu jej pracowni i kręcił wokół wiedzy.
- Rozpieszczasz mnie - lekko przekręciła swą głowę na bok uśmiechając się do Vivienne, której słowa były niczym kolejne półmiski śmietany podsuwane pod nos Alisy.
- Nie twoja wina, że rodzina nie pomyślała o odpowiedniej dla ciebie edukacji, gdy był na to czas. Nie bądź więc dla siebie taka surowa. Niektórych rzeczy się po prostu nie przeskoczy. Jesteś jednak na dobrej drodze, teraz może być już tylko lepiej - Alis często przyklejano łatkę wyniosłej, lecz była taka jedynie w stosunku do tych, którzy w jej mniemaniu na to zasłużyli. Nie potrafiłaby wznosić się ponad Vivienne, która szanowała dogmaty nauki i pragnęła je posiąść. Tym bardziej, że rozumiała, że nie jest poprawnym pomijać przy tym kwestie zakazane. Ochoczo więc ją wspierała w tych dążeniach - tak właściwie mówię Ci o tym wszystkim tak dość szczegółowo gdyż zastanawiam się czy w razie potwierdzenia mojej teorii...chciałabyś może poeksperymentować w praktyce? Razem? - mówiła, jednocześnie przyglądając się swojej przyjaciółce, która zmierzała w stronę biurka - Bez wątpienia, jeśli potwierdzę swoje przypuszczenia, nie będę chciała zostawić odkrytego faktu od tak samemu sobie. Takie odkrycie jeśli okaże się być w ogóle odkryciem otwiera furtkę do stworzenia czegoś nowego, a to zaś wymaga wsparcia odpowiednich, zaufanych czarodziei - podkreśliła w sposób specjalny dwa ostatnie przymiotniki zerkając na swoją towarzyszkę, która w tym momencie wyjawiła pergaminy. Młoda Mulciber ujęła delikatnie z pewną nabożnością jeden z rulonów pergaminu oceniając jego fakturę
- Zdecydowanie widać, że nie zdawał sobie sprawy czym to jest. Pewnie nie wiele brakowałoby użył ich jako szmaty do przetarcia stołu...- zamarudziła nieco, tak jak to miała w zwyczaju, gdy coś mającego wartość traktowane było w sposób co najmniej barbarzyński. Westchnęła ciężko, wiedząc, że i tak nie ma na to wpływu - ...na dobry początek należałoby spróbować oszacować wiek i odkreślić język w jakim został spisany...Wiesz kiedy konkretnie planują wypłynąć ponownie?
- Rozpieszczasz mnie - lekko przekręciła swą głowę na bok uśmiechając się do Vivienne, której słowa były niczym kolejne półmiski śmietany podsuwane pod nos Alisy.
- Nie twoja wina, że rodzina nie pomyślała o odpowiedniej dla ciebie edukacji, gdy był na to czas. Nie bądź więc dla siebie taka surowa. Niektórych rzeczy się po prostu nie przeskoczy. Jesteś jednak na dobrej drodze, teraz może być już tylko lepiej - Alis często przyklejano łatkę wyniosłej, lecz była taka jedynie w stosunku do tych, którzy w jej mniemaniu na to zasłużyli. Nie potrafiłaby wznosić się ponad Vivienne, która szanowała dogmaty nauki i pragnęła je posiąść. Tym bardziej, że rozumiała, że nie jest poprawnym pomijać przy tym kwestie zakazane. Ochoczo więc ją wspierała w tych dążeniach - tak właściwie mówię Ci o tym wszystkim tak dość szczegółowo gdyż zastanawiam się czy w razie potwierdzenia mojej teorii...chciałabyś może poeksperymentować w praktyce? Razem? - mówiła, jednocześnie przyglądając się swojej przyjaciółce, która zmierzała w stronę biurka - Bez wątpienia, jeśli potwierdzę swoje przypuszczenia, nie będę chciała zostawić odkrytego faktu od tak samemu sobie. Takie odkrycie jeśli okaże się być w ogóle odkryciem otwiera furtkę do stworzenia czegoś nowego, a to zaś wymaga wsparcia odpowiednich, zaufanych czarodziei - podkreśliła w sposób specjalny dwa ostatnie przymiotniki zerkając na swoją towarzyszkę, która w tym momencie wyjawiła pergaminy. Młoda Mulciber ujęła delikatnie z pewną nabożnością jeden z rulonów pergaminu oceniając jego fakturę
- Zdecydowanie widać, że nie zdawał sobie sprawy czym to jest. Pewnie nie wiele brakowałoby użył ich jako szmaty do przetarcia stołu...- zamarudziła nieco, tak jak to miała w zwyczaju, gdy coś mającego wartość traktowane było w sposób co najmniej barbarzyński. Westchnęła ciężko, wiedząc, że i tak nie ma na to wpływu - ...na dobry początek należałoby spróbować oszacować wiek i odkreślić język w jakim został spisany...Wiesz kiedy konkretnie planują wypłynąć ponownie?
Słuchała uważnie każdego słowa z nie małym uśmiechem. Czasami tylko upiła niewielki łyk płynu z naczynia. Nie było w tym nic udawanego. Zwykle, gdy ktoś ją nudził udzielała tylko częściowej uwagi. Potrafiła uchwycić ważniejsze słowa by móc coś odpowiedzieć. Musiała w takich przypadkach ponownie udawać kogoś, kim nigdy nie była. Jednak czasami było to konieczne gdyż tak mogła osiągnąć coś, co mogło być jej potrzebne w przyszłości. Poznanie czyichś sekretów by później móc je wykorzystać, co było w jej przypadku normalną rzeczą przy każdym niewiele znaczącym czarodzieju czy czarownicy. Jednak w tym wypadku było inaczej.
Nigdy nie myślałaby wykorzystać Alisę. Nie ona była kimś wyjątkowym. Zawsze, gdy rozmawiały mogła z uwagą słuchać każdego jej słowa. Interesowała się w końcu najbardziej intrygującymi kwestiami. Nie były to puste rozmówki, lecz coś, co mogło nieść za sobą tak wiele. Po prostu chęć pogłębiania wiedzy przez nią była dla Vivienne czymś niesamowitym. Na dodatek chciała z nią rozmawiać o swoich odkryciach, co powodowało, że czuła się niesamowicie. Po prostu jeszcze jak do tej pory nie zdarzyło jej się spotkać kogoś, z kim można było prowadzić tak bogatą i szczerą konwersacje.
- Gdyby ojciec się dowiedział o moich zainteresowaniach to pewnie skróciłby mnie o głowę - zmarszczyła delikatnie brwi z nerwów na samą myśl o tym. - Już teraz mam i tak z nim problemy, że nadal się z nikim nie związałam. Więc gdybym zapewne sama nie zaczęła zgłębiać sekretów magii nikt by mi w tym nigdy nie pomógł - zacisnęła dłoń na naczyniu mocniej na samą myśl o tym niemal je tłukąc. Sama w sumie do końca nie była pewna jak to się stało, że tak bardzo się różniła od reszty rodziny. Jednak czy miała walczyć z własną naturą? Nigdy. - Dziękuje jednak za miłe słowa. Na pewno zrobię wszystko by z tej drogi nie zejść - znów się uspokoiła posyłając uśmiech rozmówczyni i teraz patrząc na pergamin.
- Sama wiesz jak jest - odrzekła z niesmakiem patrząc na materiał. - Inteligencja to wrodzona cecha poszczególnych jednostek większość może się tylko poszczycić pewną znajomością tego słowa - na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. -Z tego, co wiem wypływają w okolicach maja, jeśli jednak chcesz mogę się dowiedzieć dokładniej, kiedy- ponownie podniosła wzrok na Alisę a teraz chyba pierwszy raz w jej oczach pojawiła się niepewność. - Jesteś pewna, że chciałabyś tego ze mną? - pokręciła lekko głową. - To znaczy bardzo bym tego chciała jak najbardziej. Jednak nie wolałabyś do pomocy przy takich eksperymentach kogoś o lepszych kwalifikacjach? - spytała niepewnie.
Nigdy nie myślałaby wykorzystać Alisę. Nie ona była kimś wyjątkowym. Zawsze, gdy rozmawiały mogła z uwagą słuchać każdego jej słowa. Interesowała się w końcu najbardziej intrygującymi kwestiami. Nie były to puste rozmówki, lecz coś, co mogło nieść za sobą tak wiele. Po prostu chęć pogłębiania wiedzy przez nią była dla Vivienne czymś niesamowitym. Na dodatek chciała z nią rozmawiać o swoich odkryciach, co powodowało, że czuła się niesamowicie. Po prostu jeszcze jak do tej pory nie zdarzyło jej się spotkać kogoś, z kim można było prowadzić tak bogatą i szczerą konwersacje.
- Gdyby ojciec się dowiedział o moich zainteresowaniach to pewnie skróciłby mnie o głowę - zmarszczyła delikatnie brwi z nerwów na samą myśl o tym. - Już teraz mam i tak z nim problemy, że nadal się z nikim nie związałam. Więc gdybym zapewne sama nie zaczęła zgłębiać sekretów magii nikt by mi w tym nigdy nie pomógł - zacisnęła dłoń na naczyniu mocniej na samą myśl o tym niemal je tłukąc. Sama w sumie do końca nie była pewna jak to się stało, że tak bardzo się różniła od reszty rodziny. Jednak czy miała walczyć z własną naturą? Nigdy. - Dziękuje jednak za miłe słowa. Na pewno zrobię wszystko by z tej drogi nie zejść - znów się uspokoiła posyłając uśmiech rozmówczyni i teraz patrząc na pergamin.
- Sama wiesz jak jest - odrzekła z niesmakiem patrząc na materiał. - Inteligencja to wrodzona cecha poszczególnych jednostek większość może się tylko poszczycić pewną znajomością tego słowa - na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. -Z tego, co wiem wypływają w okolicach maja, jeśli jednak chcesz mogę się dowiedzieć dokładniej, kiedy- ponownie podniosła wzrok na Alisę a teraz chyba pierwszy raz w jej oczach pojawiła się niepewność. - Jesteś pewna, że chciałabyś tego ze mną? - pokręciła lekko głową. - To znaczy bardzo bym tego chciała jak najbardziej. Jednak nie wolałabyś do pomocy przy takich eksperymentach kogoś o lepszych kwalifikacjach? - spytała niepewnie.
Gość
Gość
Przykrym było czuć więzy ograniczeń ze strony rodziny, którą była ślepa na prawdę. Wszystko jednak miało się już niedługo zmienić. Alisa silnie wierzyła, co więcej - wiedziała, że to już teraz ma miejsce. Świat gotowy czy nie przeistaczał się w sposób gwałtowny, a ona jako jedna z nielicznych świadoma była w jakim kierunku zmierzał i gdzie skończy się jako wędrówka pomimo iż wcale nie miała daru jasnowidzenia. Przy Czarnym Panie wszystko stawało się oczywistością.
- A nie myślałaś o tym, by odpowiednio samej zadbać o tę kwestię...? Zabrzmię może głupio lub naiwnie, lecz są rodziny których historia została naznaczona znamieniem czarnej magii i wcale się tym nie kryją. Wręcz przeciwnie. Nie sądzę by problematycznym było dla ciebie oczarowanie czarodzieja, którego nazwisko ma odpowiednią wartość, a zainteresowania są wygodnie zbieżne do twoich - Alisa miała świadomość, że w szlacheckim świecie sprawy toczą się w sposób specjalny. Odpowiednio znała historię świata magicznego i aż za skrupulatnie śledziła to jak zmieniały się nastroje w wyższych rodzinach - jak dla mnie masz szansę zmienić swoje życie na lepsze i ją marnujesz - mówiła to co myślała pragnąc dla przyjaciółki jedynie dobra. Dla Alisy oczywistym było, że skoro w tym wieku Victoria nie była jeszcze zaręczona i nie miała jeszcze bezwzględnego przykazu przywdziania innego nazwiska to gra wciąż trwała i gdyby chciała mogłaby z niej wyjść zwycięsko. Aktualnie swoją bezczynnością skazywała się na niewiadomy los. To nie było dobre.
- Nie będzie to koniecznie. Myślałam, że planują wypłynąć w przeciągu tygodnia, a skoro dopiero w maju to czasu jest aż nadto...- osądziła sunąc jeszcze palcem po chropowatej krawędzi pergaminu zawieszając spojrzenie na niewielkiej sygnaturze umieszczonej w prawym dolnym rogu. Zdawała się wyglądać znajomo, lecz na chwilę obecną nie była w stanie określić dlaczego - Pozwolisz, że wypożyczyłabym ten jeden pergamin na...trzy dni. Znam zaufanego człowieka, który prawdopodobnie będzie w stanie określić co to za język i wyznaczyć wiek tych zapisków. Dam ci wówczas znać czy warto się fatygować - uśmiechnęła się konspiracyjnie, a potem upiła wina.
- Wiem jaką wagę mają dla ciebie słowa - nie proponowałabym ci tego, gdybym tego gdybym nie była pewna, że podołałabyś i gdybym sama tego nie chciała - zapewniła - Jestem Mulciberem, kobietą, w świecie nauki postrzegana jestem jak co dopiero raczkujący pędrak, dopiero buduję swój dorobek, rzadko współpracuję - wszystko to sprawia, że ciężko by ktoś odpowiednio wykształcony wyraził chęć współpracy. Poza tym nie potrzebuję obcych bez względu na tytuły którymi się unoszą - często nie mają one przełożenia na faktyczną wiedzę. Ciebie znam, wiem co umiesz, jak i co w razie potrzeby byłabyś w stanie zorganizować. Naturalnie nie ukrywam również, że gdyby moja teoria się sprawdziła to szukałabym dla niej powiązań z czarną magią, a to wymaga zaufania - umotywowała i wyjaśniła swoje wybory - Jeśli potrzebujesz czasu do namysłu to nie poganiam i tak, dopóki nie udowodnię swojej teorii to nie ma sensu wybiegania w przyszłość - ciągle chęć osiągnięcia tego co zamierzała mogło się okazać niemożliwym
- A nie myślałaś o tym, by odpowiednio samej zadbać o tę kwestię...? Zabrzmię może głupio lub naiwnie, lecz są rodziny których historia została naznaczona znamieniem czarnej magii i wcale się tym nie kryją. Wręcz przeciwnie. Nie sądzę by problematycznym było dla ciebie oczarowanie czarodzieja, którego nazwisko ma odpowiednią wartość, a zainteresowania są wygodnie zbieżne do twoich - Alisa miała świadomość, że w szlacheckim świecie sprawy toczą się w sposób specjalny. Odpowiednio znała historię świata magicznego i aż za skrupulatnie śledziła to jak zmieniały się nastroje w wyższych rodzinach - jak dla mnie masz szansę zmienić swoje życie na lepsze i ją marnujesz - mówiła to co myślała pragnąc dla przyjaciółki jedynie dobra. Dla Alisy oczywistym było, że skoro w tym wieku Victoria nie była jeszcze zaręczona i nie miała jeszcze bezwzględnego przykazu przywdziania innego nazwiska to gra wciąż trwała i gdyby chciała mogłaby z niej wyjść zwycięsko. Aktualnie swoją bezczynnością skazywała się na niewiadomy los. To nie było dobre.
- Nie będzie to koniecznie. Myślałam, że planują wypłynąć w przeciągu tygodnia, a skoro dopiero w maju to czasu jest aż nadto...- osądziła sunąc jeszcze palcem po chropowatej krawędzi pergaminu zawieszając spojrzenie na niewielkiej sygnaturze umieszczonej w prawym dolnym rogu. Zdawała się wyglądać znajomo, lecz na chwilę obecną nie była w stanie określić dlaczego - Pozwolisz, że wypożyczyłabym ten jeden pergamin na...trzy dni. Znam zaufanego człowieka, który prawdopodobnie będzie w stanie określić co to za język i wyznaczyć wiek tych zapisków. Dam ci wówczas znać czy warto się fatygować - uśmiechnęła się konspiracyjnie, a potem upiła wina.
- Wiem jaką wagę mają dla ciebie słowa - nie proponowałabym ci tego, gdybym tego gdybym nie była pewna, że podołałabyś i gdybym sama tego nie chciała - zapewniła - Jestem Mulciberem, kobietą, w świecie nauki postrzegana jestem jak co dopiero raczkujący pędrak, dopiero buduję swój dorobek, rzadko współpracuję - wszystko to sprawia, że ciężko by ktoś odpowiednio wykształcony wyraził chęć współpracy. Poza tym nie potrzebuję obcych bez względu na tytuły którymi się unoszą - często nie mają one przełożenia na faktyczną wiedzę. Ciebie znam, wiem co umiesz, jak i co w razie potrzeby byłabyś w stanie zorganizować. Naturalnie nie ukrywam również, że gdyby moja teoria się sprawdziła to szukałabym dla niej powiązań z czarną magią, a to wymaga zaufania - umotywowała i wyjaśniła swoje wybory - Jeśli potrzebujesz czasu do namysłu to nie poganiam i tak, dopóki nie udowodnię swojej teorii to nie ma sensu wybiegania w przyszłość - ciągle chęć osiągnięcia tego co zamierzała mogło się okazać niemożliwym
Myślała już kilkakrotnie o tym. Faktycznie były rodziny, które nie kryły swej bliskości związanej z czarną magią. Kandydatów, których do tej pory dobierała jej rodzina raczej nie wykazywali takich zainteresowań. Poza tym nie wykazywali się niczym szczególnym byli po prostu beznadziejni i nie było, co tu kryć. Jednak, pomimo że mogłaby w końcu otwarcie ujawniać swe prawdziwe oblicze będąc z czarodziejem, który podzielałby jej zainteresowania odczuwała pewien dyskomfort. Sama myśl o tym, że miałaby związać w ten sposób swoje życie z kimś. Odczuwała jakby to oznaczało w pewnym sensie dla niej brak wolności, którą zawsze do tej pory miała. Dlatego zawsze odtrącała decyzje o zawarciu takiego związku. Starała się to odłożyć zawsze na ostatnią chwilę. Wiedziała, że co prawda wiele związków często teraz powstawało przez wspólne interesy lub coś w tym stylu a coś takiego jak miłość tam nie istniało. Jednak nawet taki związek ją do pewnego stopnia przerażał. Nie była gotowa i zapewne nigdy nie będzie. Chyba już wolała kryć się do końca życia z tym, co robiła przed własną rodziną.
- Myślałam już o tym, ale chyba jednak nie jestem po prostu stworzona do takiego życia. Myślę jednak, że wciąż jest gdzieś złoty środek, którego tak bardzo pragnę i pomoże mi z tą sytuacją - odparła z delikatnym uśmiechem. Spoglądała chwilę na Alisę w milczeniu rozmyślając nad wszystkim, co przed chwilą padło. O tak zdecydowanie ta czarownica znała ją aż za dobrze. Naprawdę czuła pewną radość, że tak w nią wierzyła. Irytował ją jednak fakt takiego szufladkowania. Przeklęci zapatrzeni w siebie starcy niewidzący talentu, jaki był przed nimi. Ona jednak wiedziała, że ten świat stał przed Alisą otworem i była pewna, że to tylko kwestia czasu aż ta banda głupców będzie się wręcz zabijała o jej opinię a co dopiero o współpracę.
- Nie potrzebuje czasu - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy te słowa padły z jej ust. - Bardzo chętnie podejmę się tej współpracy. Więc jeśli będę ci potrzebna daj mi tylko znać, kiedy i co będę miała zrobić - wszystko, co zostało powiedziane pozbawiło ją jakichkolwiek wątpliwości. Zwłaszcza, gdy padły słowa o czarnej magii. Każda szansa obcowania z nią sprawiała jej niespowitą radość, jakiej nic nie było w stanie zastąpić. Nagle jej wzrok skierował się na zwój a potem znów na dziewczynę. - Nie widzę z tym najmniejszego problemu. Zapewne i tak szybciej ocenisz jego przydatność niż ja bym była w stanie to zrobić. Jeśli chodzi o tego typu sprawy to z naszej dwójki ty jesteś specjalistką - posłała jej uśmiech. - Poza tym to mnie nieco odciąży. Mam kilka dawnych artefaktów, które wymagają sprawdzenia, więc dzięki temu będę miała więcej czasu by je dokładnie obadać - wskazała dłonią na półkę gdzie mieściły się jakieś naszyjniki i dziwne naczynia. Część z nich była bogato ozdobiona przez jakieś klejnoty i wykonana ze złota. Jednak, co niektóre przypominały jakieś starocie, które każda przeciętna osoba ominęłaby bez zainteresowania.
- Myślałam już o tym, ale chyba jednak nie jestem po prostu stworzona do takiego życia. Myślę jednak, że wciąż jest gdzieś złoty środek, którego tak bardzo pragnę i pomoże mi z tą sytuacją - odparła z delikatnym uśmiechem. Spoglądała chwilę na Alisę w milczeniu rozmyślając nad wszystkim, co przed chwilą padło. O tak zdecydowanie ta czarownica znała ją aż za dobrze. Naprawdę czuła pewną radość, że tak w nią wierzyła. Irytował ją jednak fakt takiego szufladkowania. Przeklęci zapatrzeni w siebie starcy niewidzący talentu, jaki był przed nimi. Ona jednak wiedziała, że ten świat stał przed Alisą otworem i była pewna, że to tylko kwestia czasu aż ta banda głupców będzie się wręcz zabijała o jej opinię a co dopiero o współpracę.
- Nie potrzebuje czasu - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy te słowa padły z jej ust. - Bardzo chętnie podejmę się tej współpracy. Więc jeśli będę ci potrzebna daj mi tylko znać, kiedy i co będę miała zrobić - wszystko, co zostało powiedziane pozbawiło ją jakichkolwiek wątpliwości. Zwłaszcza, gdy padły słowa o czarnej magii. Każda szansa obcowania z nią sprawiała jej niespowitą radość, jakiej nic nie było w stanie zastąpić. Nagle jej wzrok skierował się na zwój a potem znów na dziewczynę. - Nie widzę z tym najmniejszego problemu. Zapewne i tak szybciej ocenisz jego przydatność niż ja bym była w stanie to zrobić. Jeśli chodzi o tego typu sprawy to z naszej dwójki ty jesteś specjalistką - posłała jej uśmiech. - Poza tym to mnie nieco odciąży. Mam kilka dawnych artefaktów, które wymagają sprawdzenia, więc dzięki temu będę miała więcej czasu by je dokładnie obadać - wskazała dłonią na półkę gdzie mieściły się jakieś naszyjniki i dziwne naczynia. Część z nich była bogato ozdobiona przez jakieś klejnoty i wykonana ze złota. Jednak, co niektóre przypominały jakieś starocie, które każda przeciętna osoba ominęłaby bez zainteresowania.
Gość
Gość
Zaśmiała się dziewczęco, a w oczach pojawia się mdła, radosna iskierka.
- Uważaj, ponoć posiadanie kochanka jest większym utrapieniem niż wybranka - przestrzegła żartobliwie upijając wina z kielicha. Mimo wszystko była młodą niewiastą. Potrafiła być frywolna i w tym momencie właśnie była gdy z pewnym przekąsem pomyślała o formie jaki przeważnie przybiera złoty środek. Zabawne. Naturalnie nie żeby wiedziała o tym z własnego doświadczenia, lecz uszy miała.
- Nie oczekiwałam innej odpowiedzi - odmruknęła z zadowoleniem odwzajemniając delikatny uśmiech. Właściwie pytanie odnośnie potencjalnej współpracy zdawało się być formalnością, a jednak przyjemnym było usłyszeć potwierdzenie z ust Vivien w rzeczywistości. Samej Alisie nie przeszkadzało standardowe szufladkowanie. Świadoma była, że przecież nie bierze się to znikąd i nie zamierzała z tym walczyć, gdyż był to bój godny zainteresowania samego Syzyfa. Niewątpliwie ocierałoby się to również o pewną hipokryzję. Sama w końcu porządkowała i oceniała świat według swej miary. Haczyk polegał na tym, że przy tym najzwyklej w świecie ignorowała "porządek" innych - w rozumieniu nieistotnych. Szanowała cennych, dla których starała się być sprawiedliwa i uczciwa na tyle na ile mogła sobie pozwolić. Nie wahając się po szybkim przeanalizowaniu korzyści i utrapień zaproponowała Vivien układ, który miał być korzystny dla nich obu. Alisa użyczając jeden ze zwojów mogła rozeznać się bowiem w jego datowaniu oraz treści, lecz jednocześnie była to odpowiednio skąpa próbka by w razie gdyby zapiski okazały się cenne przyjaciółka nie okazała się stratna. Alisa co prawda do najbogatszych nie należała, lecz można było śmiało pozwolić sobie na stwierdzenie, że żyła ponad stan większości, a jej jedynymi wydatkami były te przeznaczane na wiedzę.
- Um - przytaknęła, upijając nieco więcej wina i badając pergamin, niczym dziecko, które dostało nową zabawkę. Szybko jednak zdała sobie sprawę z tego, że zaczyna odpływać w swój świat. Powstrzymała się więc i utrzymała w rzeczywistości by oddać się przyjemnej konwersacji i sączeniu wina z przyjaciółką. To była przyjemna przerwa.
|zt
- Uważaj, ponoć posiadanie kochanka jest większym utrapieniem niż wybranka - przestrzegła żartobliwie upijając wina z kielicha. Mimo wszystko była młodą niewiastą. Potrafiła być frywolna i w tym momencie właśnie była gdy z pewnym przekąsem pomyślała o formie jaki przeważnie przybiera złoty środek. Zabawne. Naturalnie nie żeby wiedziała o tym z własnego doświadczenia, lecz uszy miała.
- Nie oczekiwałam innej odpowiedzi - odmruknęła z zadowoleniem odwzajemniając delikatny uśmiech. Właściwie pytanie odnośnie potencjalnej współpracy zdawało się być formalnością, a jednak przyjemnym było usłyszeć potwierdzenie z ust Vivien w rzeczywistości. Samej Alisie nie przeszkadzało standardowe szufladkowanie. Świadoma była, że przecież nie bierze się to znikąd i nie zamierzała z tym walczyć, gdyż był to bój godny zainteresowania samego Syzyfa. Niewątpliwie ocierałoby się to również o pewną hipokryzję. Sama w końcu porządkowała i oceniała świat według swej miary. Haczyk polegał na tym, że przy tym najzwyklej w świecie ignorowała "porządek" innych - w rozumieniu nieistotnych. Szanowała cennych, dla których starała się być sprawiedliwa i uczciwa na tyle na ile mogła sobie pozwolić. Nie wahając się po szybkim przeanalizowaniu korzyści i utrapień zaproponowała Vivien układ, który miał być korzystny dla nich obu. Alisa użyczając jeden ze zwojów mogła rozeznać się bowiem w jego datowaniu oraz treści, lecz jednocześnie była to odpowiednio skąpa próbka by w razie gdyby zapiski okazały się cenne przyjaciółka nie okazała się stratna. Alisa co prawda do najbogatszych nie należała, lecz można było śmiało pozwolić sobie na stwierdzenie, że żyła ponad stan większości, a jej jedynymi wydatkami były te przeznaczane na wiedzę.
- Um - przytaknęła, upijając nieco więcej wina i badając pergamin, niczym dziecko, które dostało nową zabawkę. Szybko jednak zdała sobie sprawę z tego, że zaczyna odpływać w swój świat. Powstrzymała się więc i utrzymała w rzeczywistości by oddać się przyjemnej konwersacji i sączeniu wina z przyjaciółką. To była przyjemna przerwa.
|zt
| 3 września
Port śmierdział rybami i ludzkimi szczynami. Lady Selwyn nie lubiła tu przychodzić, a jeśli już miała odwiedzić magiczny balet czy inne podobne miejsce zwykle była dowożona bezpośrednio pod drzwi lub też najzwyczajniej w świecie korzystała z teleportacji. Teraz jednak w Londynie takowa nie działała przez wzgląd na niedających się złapać rebeliantów, a główny woźnica rodu Selwyn złamał nogę i musiał zaczekać cały dzień, aż ta się zrośnie. Pozostali zaś byli już zajęci przez innych członków jej rodziny w sprawach bardziej istotnych, toteż Wendelina została na lodzie i jeśli chciała gdziekolwiek iść, musiała zrobić to sama.
Mimo wszystko w porcie czuła się całkiem pewnie, mając wrażenie, że barwa jej rodowych szat i dumna postawa wystarczająco jasno mówiły, że nie należy się do niej zbliżać. Dlatego też, poirytowana całą sytuacją, odesłała służkę do załatwiania innych spraw, a sama ruszła po to, po co tu przyszła: w „Coś niezwykłego” miała pojawić się dziś nowa dostawa indyjskiej biżuterii, a Wendelina pilnie potrzebowała nowego świecidełka na salony. Nikt nie może jej przecież zarzucić, że chodzi cały czas w tym samym. Zagraniczne błyskotki zaś zawsze zwracały uwagę tych arystokratek, które nie miały pojęcia, że w Londynie można czasem takie wspaniałości znaleźć. Dobrze dla niej.
Spędziła w sklepiku blisko godzinę, koniec końców płacąc za dwa komplety zdobione rubinami oraz za niewielki naszyjnik z kamieniem zaczarowanym tak, aby przypominał Drogę Mleczną. To była jej nagroda za to, że musiała do tego miejsca przyjść pieszo. Na własnych nogach.
Umawiając się, że biżuteria zostanie dostarczona bezpośrednio do pałacu Selwynów opuściła lokal, rozglądając się krótko wokół: roiło się tu od straganów i straganików. Na niektórych można było kupić przyprawy, na innych jakieś materiały, ale tak czy siak królowały tu ryby. Oślizgłe i śmierdzące, z którymi nie chciała mieć nic wspólnego.
Zmarszczyła nosek. Dobrze, że składniki, które jej dostarczano, były zwykle dobrze spreparowane. Zapach morza nie był czymś, co przynajmniej tego dnia dobrze jej się kojarzyło. Teraz właściwie niewiele kojarzyło się damie dobrze, jako że naprawdę nie była w humorze. Co prawda naszyjnik nieco go jej poprawił, ale ten smród!
Ruszyła przed siebie, licząc, że Caren będzie na nią już czekać w wyznaczonym miejscu i jak najszybciej trafią do domu, gdzie skrzaty będą oczekiwać na biżuterie, a Wendelina będzie mogła opowiedzieć o swoich zakupach rodzinie. Wtem jednak zdarzyła się rzecz co najmniej niespotykana.
Wendelina poczuła, jak następuje na coś oślizgłego.
Moment później to coś wydało z siebie nieprzjemny dźwięk i uciekło spod jej nogi. Wendy pisnęła, łapiąc jedną dłonią suknię jakby chciała ją ochronić po czym straciła równowagę.
| rzut na sprawność (+1do rzutu):
k1 - MG
k2-40 – upadam na bok, prosto w znajdującą się obok hałdę świeżo złowionych śledzi
k41-70 – przewracam się do przodu, lądując na kolanach, niemal uderzając twarzą w chodnik.
k71-95 – upadam na jedno kolano, udaje mi się podtrzymać ręką, która trafia w kałużę. Woda ochlapuje moją suknie.
k96-100 – cudem utrzymuje się na nogach, choć wygląda to dosyć niezręcznie i niebezpiecznie.
Port śmierdział rybami i ludzkimi szczynami. Lady Selwyn nie lubiła tu przychodzić, a jeśli już miała odwiedzić magiczny balet czy inne podobne miejsce zwykle była dowożona bezpośrednio pod drzwi lub też najzwyczajniej w świecie korzystała z teleportacji. Teraz jednak w Londynie takowa nie działała przez wzgląd na niedających się złapać rebeliantów, a główny woźnica rodu Selwyn złamał nogę i musiał zaczekać cały dzień, aż ta się zrośnie. Pozostali zaś byli już zajęci przez innych członków jej rodziny w sprawach bardziej istotnych, toteż Wendelina została na lodzie i jeśli chciała gdziekolwiek iść, musiała zrobić to sama.
Mimo wszystko w porcie czuła się całkiem pewnie, mając wrażenie, że barwa jej rodowych szat i dumna postawa wystarczająco jasno mówiły, że nie należy się do niej zbliżać. Dlatego też, poirytowana całą sytuacją, odesłała służkę do załatwiania innych spraw, a sama ruszła po to, po co tu przyszła: w „Coś niezwykłego” miała pojawić się dziś nowa dostawa indyjskiej biżuterii, a Wendelina pilnie potrzebowała nowego świecidełka na salony. Nikt nie może jej przecież zarzucić, że chodzi cały czas w tym samym. Zagraniczne błyskotki zaś zawsze zwracały uwagę tych arystokratek, które nie miały pojęcia, że w Londynie można czasem takie wspaniałości znaleźć. Dobrze dla niej.
Spędziła w sklepiku blisko godzinę, koniec końców płacąc za dwa komplety zdobione rubinami oraz za niewielki naszyjnik z kamieniem zaczarowanym tak, aby przypominał Drogę Mleczną. To była jej nagroda za to, że musiała do tego miejsca przyjść pieszo. Na własnych nogach.
Umawiając się, że biżuteria zostanie dostarczona bezpośrednio do pałacu Selwynów opuściła lokal, rozglądając się krótko wokół: roiło się tu od straganów i straganików. Na niektórych można było kupić przyprawy, na innych jakieś materiały, ale tak czy siak królowały tu ryby. Oślizgłe i śmierdzące, z którymi nie chciała mieć nic wspólnego.
Zmarszczyła nosek. Dobrze, że składniki, które jej dostarczano, były zwykle dobrze spreparowane. Zapach morza nie był czymś, co przynajmniej tego dnia dobrze jej się kojarzyło. Teraz właściwie niewiele kojarzyło się damie dobrze, jako że naprawdę nie była w humorze. Co prawda naszyjnik nieco go jej poprawił, ale ten smród!
Ruszyła przed siebie, licząc, że Caren będzie na nią już czekać w wyznaczonym miejscu i jak najszybciej trafią do domu, gdzie skrzaty będą oczekiwać na biżuterie, a Wendelina będzie mogła opowiedzieć o swoich zakupach rodzinie. Wtem jednak zdarzyła się rzecz co najmniej niespotykana.
Wendelina poczuła, jak następuje na coś oślizgłego.
Moment później to coś wydało z siebie nieprzjemny dźwięk i uciekło spod jej nogi. Wendy pisnęła, łapiąc jedną dłonią suknię jakby chciała ją ochronić po czym straciła równowagę.
| rzut na sprawność (+1do rzutu):
k1 - MG
k2-40 – upadam na bok, prosto w znajdującą się obok hałdę świeżo złowionych śledzi
k41-70 – przewracam się do przodu, lądując na kolanach, niemal uderzając twarzą w chodnik.
k71-95 – upadam na jedno kolano, udaje mi się podtrzymać ręką, która trafia w kałużę. Woda ochlapuje moją suknie.
k96-100 – cudem utrzymuje się na nogach, choć wygląda to dosyć niezręcznie i niebezpiecznie.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Jimmy, sympatycznie wyglądający, tłusto włosy i zdecydowanie bardzo marynarsko wyglądający gość nie mógł przecież robić niczego innego, jak tylko dorwać się do jakiejś konkretnej roboty, która była związana z morskimi przyjemnościami. Pomimo dosyć przyjaznego usposobienia chłopaka jego zwisający w dół papieros oraz bruzdy i zmarszczki na twarzy były w pewien sposób odpychające, co delikatnie wpływało na interes tegoż dnia. Naznaczony fioletowym sińcem cały łuk brwiowy wystarczająco ostrzegał wszelakich nicponiów przed kradzieżą, co niestety nie tyczyło się samych ryb, które ewidentnie czując świeże powietrze i wiatr na swoich łuskach, podskakiwały czasem w konwulsjach. Chłopak nie wiedział, czy faktycznie ktoś próbował ukraść mu rybę, czy może spadła pod wpływem nagłego podmuchu, a może sama wyskoczyła z koszyka, w którym mieściło się ich kilkanaście? Rybakiem nie był, więc nie wiedział, jak to działa, ale na sprzedaży to niby coś tam się znał!
- Ryby, ryby, świeże ryby! - krzyknął wesolutkim tonem, pozwalając wiatru wyrwać jego słowa, które wesoło pomknęły w kierunku środka drogi. Jego wzrok przykuła jakaś bardzo ładnie wyglądająca panienka, która przechodząc obok jego stoiska nagle jakby... zanurkowała na bruk! Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, szybciutko wybiegł przed swój stragan i stanął przed kobietą, która to ewidentnie nie miała tego dnia zbyt dużego szczęścia!
- Halo! Proszę lady! Żeby kupić, wcale nie trzeba klękać! Już pomagam! - napomknął wesoło, szczerząc się w jej kierunku, choć oczywiście wyciągnął dłoń, żeby wspomóc we wstaniu z podłoża. Damula była bardzo zadbana, toteż Weasley domyślił się, że nie była byle kobietą, która pojawiała się w takich miejscach zbyt często, a mówiła o tym choćby jej suknia, która została dosyć znacznie ochlapana przez kałużę. Biedulka.
- Może wysuszyć suknię? - zaoferował przyjaźnie, bo któż wie, być może dzięki tak szlachetnemu zachowaniu panienka coś kupi, choć szczerze powiedziawszy, to nie była jego pierwsza myśl. Ot, z reguły pomagał, więc niczym dziwnym była jego oferta.
- Ryby, ryby, świeże ryby! - krzyknął wesolutkim tonem, pozwalając wiatru wyrwać jego słowa, które wesoło pomknęły w kierunku środka drogi. Jego wzrok przykuła jakaś bardzo ładnie wyglądająca panienka, która przechodząc obok jego stoiska nagle jakby... zanurkowała na bruk! Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, szybciutko wybiegł przed swój stragan i stanął przed kobietą, która to ewidentnie nie miała tego dnia zbyt dużego szczęścia!
- Halo! Proszę lady! Żeby kupić, wcale nie trzeba klękać! Już pomagam! - napomknął wesoło, szczerząc się w jej kierunku, choć oczywiście wyciągnął dłoń, żeby wspomóc we wstaniu z podłoża. Damula była bardzo zadbana, toteż Weasley domyślił się, że nie była byle kobietą, która pojawiała się w takich miejscach zbyt często, a mówiła o tym choćby jej suknia, która została dosyć znacznie ochlapana przez kałużę. Biedulka.
- Może wysuszyć suknię? - zaoferował przyjaźnie, bo któż wie, być może dzięki tak szlachetnemu zachowaniu panienka coś kupi, choć szczerze powiedziawszy, to nie była jego pierwsza myśl. Ot, z reguły pomagał, więc niczym dziwnym była jego oferta.
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Opuszczony sklep
Szybka odpowiedź