Budynek administracji
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Budynek administracji
Dwie mile od głównej bramy rezerwatu, we wschodniej jego części, znajduje się rozłożysty, kamienny budynek, który tylko oficjalnie nosi nazwę Siedziby Administracji. Większość pracowników nazywa go po prostu Gniazdem: to tutaj znajduje się serce Peak District. W rozbudowywanych rok po roku wnętrzach mieści się gabinet głównego zarządcy oraz nadzorców obydwu obszarów rezerwatu, a także pośrednie gabinety, miniaturowa sowia poczta, kominki sieci Fiuu, niezwykle bogata biblioteka z wspaniałym zasobem książkowej wiedzy o smokach i pieczołowicie prowadzone archiwum. Chcąc załatwić przepustkę albo inne sprawy wagi niemalże państwowej, należy udać się właśnie w to miejsce, w którym opiekunowie smoków zaczynają i kończą pracę, składając raporty lub znosząc ministerialne kontrole.
Był podróżnikiem, botanikiem ale też musiał jeść i dokładać się do rodzinnego budżetu. Skoro postanowił zostać na dłużej w Dorset nie mógł lecieć na garnuszku matki i brata. Postanowił poszukać pracy gdzie mógłby zarobić parę groszy i jak jakiś czas temu mówił Florce, że on się na ogrodnika nie nadaje, to proszę, został zatrudniony do zaplanowania przestrzeni rekreacyjnej dla pracowników administracji. Innymi słowy miał powiedzieć gdzie jakie rośliny należy posadzić i jak o nie dbać aby nie padły po pierwszym tygodniu. Stał się ogrodnikiem na zamówienie. O dziwo nie czuł się z tym źle. Wręcz przeciwnie była to miła odmiana od włóczenia się po lesie czy pisania książki. Sprawiało mu to frajdę, ale jednak pieniędzy z tego nie było - jeszcze. Kiedy otrzymał propozycję współpracy przy projekcie nie wahał się ani chwilę tylko przyjął ją ochoczo. Tego dnia miał umówione spotkanie główną zarządzając całym przedsięwzięciem, ale pozwolił sobie przybyć chwilę wcześniej by zobaczyć budynek. Ogród czy też roślinność powinny być w harmonii do otoczenia, w którym będą rosły i kwitły. Nie było bowiem nic gorszego niż źle dobrana zieleń do budynku. Wszystko musiało ze sobą grać i do siebie pasować. Dlatego też mając splecione dłonie na plecach przechadzał się niespiesznie dokładnie obserwując otoczenie. Co jakiś czas się zatrzymywał i stojąc wodził tylko wzrokiem, następnie dawał parę kroków do tyłu lub do przodu i dalej obserwował. Zastanawiał się jak bardzo chcą zazielenić to miejsce, a może jedynie stworzyć parę rabat? Oczami wyobraźni widział w jednym miejscu rzekę stworzoną z kamieni a wokół niej piękny Perukowiec o bordowych liściach lub miniaturowy klon, który pochylał by się nad ową formacją kamieni. Nie brakowałoby też głazów omszałych oraz kamiennych figur, które wychylały by się zza kotary bluszczy. Mógł fantazjować ile chciał, ale musiał dostosować się do zleceniodawcy. Dojrzał kobiety przy wejściu i spojrzał na zegarek więc pospieszył w ich stronę.
-Dzień dobry panno Greengrass - uścisnął podaną mu dłoń, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. - Zamieniam się w słuch.
Zapewnił jeszcze nim przeszli dalej. Kobieta od razu wpadła w słowotok przedstawiając mu po co tu są i nad czym będą pracować. Pokręcił z rozbawieniem głową słysząc jej przeprosiny.
-Nic nie szkodzi. Jestem zwarty i gotowy do działania. Niech pani mi opowie o tych pomysłach. - Zachęcił młodą czarownicę aby wyłożyła swoje pomysły i przemyślenia. Był ich ciekaw, bo kto wie, może go zainspirują. Potem sam zrobi dokładniejszy wywiad aby już ustalić szczegóły. Poprawił wełnianą marynarkę w kolorze beżowym z łatami na łokciach. Ubrany był schludnie acz skromnie, w końcu nie należał do szlachty i nie mógł się poszczycić strojami od najlepszych krawców. Jednak zawsze starał się aby ubranie było zadbane a buty czyste.
-Dzień dobry panno Greengrass - uścisnął podaną mu dłoń, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. - Zamieniam się w słuch.
Zapewnił jeszcze nim przeszli dalej. Kobieta od razu wpadła w słowotok przedstawiając mu po co tu są i nad czym będą pracować. Pokręcił z rozbawieniem głową słysząc jej przeprosiny.
-Nic nie szkodzi. Jestem zwarty i gotowy do działania. Niech pani mi opowie o tych pomysłach. - Zachęcił młodą czarownicę aby wyłożyła swoje pomysły i przemyślenia. Był ich ciekaw, bo kto wie, może go zainspirują. Potem sam zrobi dokładniejszy wywiad aby już ustalić szczegóły. Poprawił wełnianą marynarkę w kolorze beżowym z łatami na łokciach. Ubrany był schludnie acz skromnie, w końcu nie należał do szlachty i nie mógł się poszczycić strojami od najlepszych krawców. Jednak zawsze starał się aby ubranie było zadbane a buty czyste.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie zastanawiała się czy następnego dnia będzie miała co jeść - podobne dylematy wydawały się abstrakcją w obliczu przeciętnego życia. Powoli zaczęła odczuwać skutki ekonomicznego kryzysu, gdy zwyczajnie nie mogła spełniać każdej, nawet najbzdurniejszej zachcianki, ale nie płakała za truflami w czekoladzie bądź wymyślnymi deserami; zajęta własnymi emocjami oraz przemyśleniami traktowała ostatnio jedzenie jako konieczny do egzystencji przymus. Jednak co z tymi, którzy każdego dnia walczyli o przetrwanie? Cieszyła się, że Greengrassowie starali się wychodzić naprzeciw czarodziejom w potrzebie tworząc dodatkowe miejsca pracy, zlecając projekty oraz szukając dla nich finansowego wsparcia - niestety jednocześnie bała się, że nie zdołają pomóc wszystkim. Co gorsza, że podobne działanie odbije się także na nich samych. Już teraz ministerstwo utrudniało im funkcjonowanie, co nadejdzie później? Zwykle nie lubiła ani myśleć, ani rozmawiać o polityce, nie znała się na tym temacie, zostawiała go swym aktywniejszym społecznie krewnym, acz to tylko odsuwanie problemu w czasie. Przyglądała się ukradkiem idącemu nieopodal Herbertowi zastanawiając się przy tym jak sobie radził w tym trudnym czasie. Nie wypadało pytać wprost, nie znali się prawie wcale, choć dostrzegła po prezencji, że dobrze mu się wiodło. Tak czy inaczej, jeśli botanik rzeczywiście sprawdzi się w swojej roli, Eunice z pewnością zadba o solidne wynagrodzenie - choć tyle jest w stanie zrobić. Żałowała, że nic poza tym.
Budynki znajdujące się w pobliżu robiły wrażenie masywnością, wręcz sprawiały wrażenie ociężałych i niezgrabnych; ostatecznie musiały wytrzymać ewentualny atak krnąbrnych smoków, w razie, gdyby magia jakimś cudem zawiodła. Najwyższy czas, żeby nieopodal stanął jakiś zachwycający ogród. Pozwoliłoby to złagodzić surowe mury administracyjne. Co więcej, łowcy smoków posiadali swoje miejsca rekreacji, dlaczego pracownicy biurowi mieli zostać traktowani inaczej? Najwyższy czas to zmienić.
Tańczący na twarzy uśmiech poszerzył się, gdy mężczyzna zrezygnował z nudnych, nadętych tytułów, choć bycie na pan i pani też nie było idealnym rozwiązaniem. Zignorowała jednak wewnętrzne rozterki, ponieważ liczyło się dobre wychowanie oraz kultura osobista. Nie powinna przedstawiać cały zarząd Peak District będąc niegrzeczną bądź nieprofesjonalną. Nice zależało na pozostawieniu jak najlepszego wrażenia - w końcu reprezentowała rodzinę.
Po paru minutach dotarli do miejsca docelowego; oprócz murów budynku nie znajdowało się tam absolutnie nic. Ot, ziemia porośnięta trawą. Rosnącą schludnie, przystrzyżoną, ale zdecydowanie nijaką. Nudną. - Wzięłam ze sobą plany, tak na wszelki wypadek - odezwała się nagle, nie potrafiąc jeszcze odczytać reakcji mężczyzny na zastany widok. Podała mu kilka pergaminów prezentujących dane dotyczące wymiarów terenu, jaki miałby zostać poddany odnowie. - Oczywiście wszelkie szczegóły pracy muszą pozostać między nami - dodała zapobiegawczo, spoglądając przy tym znacząco na rozmówcę. Wolała od razu postawić sprawę jasno, nawet jeśli była oczywista.
- A co do pomysłów… - zaczęła niepewnie; wzięła się pod boki, z zamyśleniem oglądając gołe połacie czekające na odpowiednie zagospodarowanie. - Myślałam o tym, żeby było dużo roślinności. Najlepiej coś uspokajającego. Od zewnętrznej strony postawiłabym na coś wysokiego, coś, co zasłoniłoby odpoczywające tu osoby. - Gestykulowała żywo, jak gdyby miałoby to pomóc Greyowi w wizualizacji kobiecych szkiców. Tak, to jedynie szkice, ponieważ brakowało jej szczegółowej wiedzy o roślinach. Coś - to słowo miało się przewijać w konwersacji nadzwyczaj często. - Postawiłabym na żywe, ogniste barwy. Wie pan, dla smoczego charakteru? Istnieje w ogóle coś takiego w świecie roślin? - Tutaj zerknęła na czarodzieja mocno niepewnie, z wątpliwościami wymalowanymi na twarzy. To rzecz jasna nie wszystko, co Greengrass udało się wymyślić, ale pomyślała, że lepiej byłoby nie zasypywać biedaka wszystkim na raz. Musieli dotrzeć się i wybadać wzajemnie, żeby móc podjąć owocną współpracę.
Budynki znajdujące się w pobliżu robiły wrażenie masywnością, wręcz sprawiały wrażenie ociężałych i niezgrabnych; ostatecznie musiały wytrzymać ewentualny atak krnąbrnych smoków, w razie, gdyby magia jakimś cudem zawiodła. Najwyższy czas, żeby nieopodal stanął jakiś zachwycający ogród. Pozwoliłoby to złagodzić surowe mury administracyjne. Co więcej, łowcy smoków posiadali swoje miejsca rekreacji, dlaczego pracownicy biurowi mieli zostać traktowani inaczej? Najwyższy czas to zmienić.
Tańczący na twarzy uśmiech poszerzył się, gdy mężczyzna zrezygnował z nudnych, nadętych tytułów, choć bycie na pan i pani też nie było idealnym rozwiązaniem. Zignorowała jednak wewnętrzne rozterki, ponieważ liczyło się dobre wychowanie oraz kultura osobista. Nie powinna przedstawiać cały zarząd Peak District będąc niegrzeczną bądź nieprofesjonalną. Nice zależało na pozostawieniu jak najlepszego wrażenia - w końcu reprezentowała rodzinę.
Po paru minutach dotarli do miejsca docelowego; oprócz murów budynku nie znajdowało się tam absolutnie nic. Ot, ziemia porośnięta trawą. Rosnącą schludnie, przystrzyżoną, ale zdecydowanie nijaką. Nudną. - Wzięłam ze sobą plany, tak na wszelki wypadek - odezwała się nagle, nie potrafiąc jeszcze odczytać reakcji mężczyzny na zastany widok. Podała mu kilka pergaminów prezentujących dane dotyczące wymiarów terenu, jaki miałby zostać poddany odnowie. - Oczywiście wszelkie szczegóły pracy muszą pozostać między nami - dodała zapobiegawczo, spoglądając przy tym znacząco na rozmówcę. Wolała od razu postawić sprawę jasno, nawet jeśli była oczywista.
- A co do pomysłów… - zaczęła niepewnie; wzięła się pod boki, z zamyśleniem oglądając gołe połacie czekające na odpowiednie zagospodarowanie. - Myślałam o tym, żeby było dużo roślinności. Najlepiej coś uspokajającego. Od zewnętrznej strony postawiłabym na coś wysokiego, coś, co zasłoniłoby odpoczywające tu osoby. - Gestykulowała żywo, jak gdyby miałoby to pomóc Greyowi w wizualizacji kobiecych szkiców. Tak, to jedynie szkice, ponieważ brakowało jej szczegółowej wiedzy o roślinach. Coś - to słowo miało się przewijać w konwersacji nadzwyczaj często. - Postawiłabym na żywe, ogniste barwy. Wie pan, dla smoczego charakteru? Istnieje w ogóle coś takiego w świecie roślin? - Tutaj zerknęła na czarodzieja mocno niepewnie, z wątpliwościami wymalowanymi na twarzy. To rzecz jasna nie wszystko, co Greengrass udało się wymyślić, ale pomyślała, że lepiej byłoby nie zasypywać biedaka wszystkim na raz. Musieli dotrzeć się i wybadać wzajemnie, żeby móc podjąć owocną współpracę.
don't deny your fire my dear, just be who you are andburn
Eunice Greengrass
Zawód : smokolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
i need space
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Podążył za Eunice do miejsca gdzie miał kiedyś znaleźć się ogród. Przestrzeń była spora i aż prosiła się o jej zagospodarowanie. W jego głowie powoli powstawał plan co też mogłoby się tu znaleźć. Na twarzy miał wymalowane skupienie i powagę, ale oczy nadal iskrzyły się lekko, jakby z małą nutą rozbawienia patrząc na entuzjazm i zaangażowanie młodej czarownicy. Podszedł bliżej aby rozłożyć plany przestrzeni i dokładnie się im przyjrzeć, a przy okazji wysłuchać pomysłów kobiety. Podążył wzrokiem za miejscami, które wskazywała, a potem złożył plany. Nie były mu potrzebne do tego aby prowadzić rozmowę.
-Co pani myśli o ścianie z bluszczu, która oddziela przestrzeń? Zimozielony, ma piękne bordowe zabarwienie.- Rozpoczął i zaczął przechadzać się po trawie dając znak głową aby Eunice podążyła za nim. - Postawić tutaj metalową konstrukcję z kamieniami i owinęli wokół nich bluszcz. Jeżeli chce pani miejsce rekreacji to musi być woda, nic tak nie koi jak szum potoku. Możemy go poprowadzić przez cały ogród, niczym ścieżkę i tam…
Wskazał dłonią róg ogrodu przy budynku, gdzie skierował swoje kroki zatrzymując się spojrzał na kobietę. - Tutaj postawić skalniak, duże głazy, mchy oraz kamienną figurkę smoka. Stąd będzie wypływał potok, który poprowadzimy dalej.
Kiedy opowiadał o swoich pomysłach cały czas się przemieszczał. Nie lubił w takich chwilach stać w miejscu i jedynie opowiadać. Kiedy wspominał o roślinach płożących kucał i dłonią wskazywał jak rozległa będzie dana rabata. Opowiadał o kilku piętrowych, na których będą rosły motyle krzewy oraz perukowce i rośliny wieloletnie. Uwzględnił również miejsca do siedzenia czy nawet napomknął o hamaku, na którym można wygodnie się rozłożyć i uciąć sobie małą drzemkę celem zebrania sił na kolejne zadania w pracy.
-Panno Greengrass, w naszym świecie pełno jest wspaniałych, iście ognistych i smoczych roślin. Możemy nawet pokusić się o parę roślin egzotycznych, takich, które w naszym klimacie dadzą sobie radę, a mogą ubarwić ogród. Możemy pójść w typowo angielski styl ogrodnictwa lub bardziej uporządkowany jak mają Japończycy. Możemy spróbować pomieszać różne style i stworzyć coś własnego. Myślałem o wykorzystaniu ściany budynku od strony ogrodu. Albo mural lub puścić pnące się rośliny.
Skierował spojrzenie na budynek, który trochę straszył więc żeby był w harmonii do ogrodu należało coś z nim zrobić. Inaczej nawet najpiękniejszy ogród będzie tracił przy takim otoczeniu.
-Co pani o tym sądzi? - Zagadnął Eunice z uśmiechem na ustach. - Na pewno ma pani jeszcze jakieś własne pomysły i przemyślenia.
Trochę strzelał ślepo, ale te parę chwil, które spędził w jej towarzystwie dały mi jakiś mglisty obraz dziewczyny. Zdawała się być żywiołową i niezwykle zaangażowaną osobą w ten projekt. Z takimi osobami uwielbiał pracować, ale była jeszcze jedna kwestia, którą musiał ustalić: jak bardzo chciała się rządzić. Pochodziła ze szlachetnego rodu, nawet jaki wagabunda jak Grey to wiedział. Była panną z dobrego domu i choć nie bardzo wiedział czy ma się przed nią kłaniać czy nie to jednak mogła nie chcieć znosić sprzeciwu. Mogła mieć swoją wizję, a Grey był tylko od jej realizacji a nie do podrzucania własnych pomysłów. Musiał to ustalić nim bardziej zaangażuje się w tą pracę.
-Co pani myśli o ścianie z bluszczu, która oddziela przestrzeń? Zimozielony, ma piękne bordowe zabarwienie.- Rozpoczął i zaczął przechadzać się po trawie dając znak głową aby Eunice podążyła za nim. - Postawić tutaj metalową konstrukcję z kamieniami i owinęli wokół nich bluszcz. Jeżeli chce pani miejsce rekreacji to musi być woda, nic tak nie koi jak szum potoku. Możemy go poprowadzić przez cały ogród, niczym ścieżkę i tam…
Wskazał dłonią róg ogrodu przy budynku, gdzie skierował swoje kroki zatrzymując się spojrzał na kobietę. - Tutaj postawić skalniak, duże głazy, mchy oraz kamienną figurkę smoka. Stąd będzie wypływał potok, który poprowadzimy dalej.
Kiedy opowiadał o swoich pomysłach cały czas się przemieszczał. Nie lubił w takich chwilach stać w miejscu i jedynie opowiadać. Kiedy wspominał o roślinach płożących kucał i dłonią wskazywał jak rozległa będzie dana rabata. Opowiadał o kilku piętrowych, na których będą rosły motyle krzewy oraz perukowce i rośliny wieloletnie. Uwzględnił również miejsca do siedzenia czy nawet napomknął o hamaku, na którym można wygodnie się rozłożyć i uciąć sobie małą drzemkę celem zebrania sił na kolejne zadania w pracy.
-Panno Greengrass, w naszym świecie pełno jest wspaniałych, iście ognistych i smoczych roślin. Możemy nawet pokusić się o parę roślin egzotycznych, takich, które w naszym klimacie dadzą sobie radę, a mogą ubarwić ogród. Możemy pójść w typowo angielski styl ogrodnictwa lub bardziej uporządkowany jak mają Japończycy. Możemy spróbować pomieszać różne style i stworzyć coś własnego. Myślałem o wykorzystaniu ściany budynku od strony ogrodu. Albo mural lub puścić pnące się rośliny.
Skierował spojrzenie na budynek, który trochę straszył więc żeby był w harmonii do ogrodu należało coś z nim zrobić. Inaczej nawet najpiękniejszy ogród będzie tracił przy takim otoczeniu.
-Co pani o tym sądzi? - Zagadnął Eunice z uśmiechem na ustach. - Na pewno ma pani jeszcze jakieś własne pomysły i przemyślenia.
Trochę strzelał ślepo, ale te parę chwil, które spędził w jej towarzystwie dały mi jakiś mglisty obraz dziewczyny. Zdawała się być żywiołową i niezwykle zaangażowaną osobą w ten projekt. Z takimi osobami uwielbiał pracować, ale była jeszcze jedna kwestia, którą musiał ustalić: jak bardzo chciała się rządzić. Pochodziła ze szlachetnego rodu, nawet jaki wagabunda jak Grey to wiedział. Była panną z dobrego domu i choć nie bardzo wiedział czy ma się przed nią kłaniać czy nie to jednak mogła nie chcieć znosić sprzeciwu. Mogła mieć swoją wizję, a Grey był tylko od jej realizacji a nie do podrzucania własnych pomysłów. Musiał to ustalić nim bardziej zaangażuje się w tą pracę.
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Uważnie obserwowała Herberta, nie mogąc się po prostu powstrzymać przed oceną jego pracy. Eunice zdawała sobie sprawę z tego, że takie nachalne podglądanie może zostać uznane za niegrzeczne, ale naprawdę zbyt wiele zależało od tego projektu. Nie zamierzała pozwolić sobie na żadne potknięcie ani niedociągnięcie. Żywiła tym samym nadzieję, że mężczyzna wybaczy jej tę drobną inwigilację, ostatecznie nie miała złych intencji. Na pewno rozumiał, że czarownica podpisywała się pod tym przedsięwzięciem swoim nazwiskiem - będącym jednocześnie nazwiskiem arystokratycznego rodu, który wymagał od latorośli naprawdę wiele. Nie mniej pozostawała uprzejma, natomiast ciepły uśmiech nie przestawał zdobić lekko zarumienionej z ekscytacji twarzy. Słuchała botanika uważnie, co jakiś czas rzeczowo kiwając głową. Dziwiła się, że ten odmówił przyjrzenia się planom, aczkolwiek Greengrass szybko uznała, że widocznie tak pracują profesjonaliści. Nie zamierzała się w to wtrącać, tak naprawdę liczył się efekt końcowy.
- Brzmi idealnie. Ta ściana rzeczywiście prosi się o ozdobę, a nic nie przykuje większej uwagi niż piękny, bordowy kolor - zgodziła się ochoczo na roztoczoną przed nią wizję. Perfekcyjnie wpasowywała się w smoczy klimat jaki Nice pragnęła w tym miejscu stworzyć. Co prawda nie posiadała na to konkretnej wizji, ale dzięki umiejętnościom czarodzieja, wyobrażenia zaczęły nabierać namacalnego charakteru. - Jakie byłyby to kamienie? Chciałabym, żeby cechowały się wytrzymałą strukturą oraz żeby nie odstawały zanadto od prezencji głównego budynku - powiedziała w zastanowieniu. Podłużna zmarszczka skupienia odznaczyła się na jasnym czole. - I proszę mi powiedzieć czy dałoby się zaczarować ten potok tak, żeby nie wylewał? I nie przymarzał zimą? Nie chciałabym tutaj ani powodzi, ani wypadków pracowników, którzy poślizgnęliby się na zamarzniętej powierzchni dookoła. - Kontynuowała pytania. Z nadzieją, że pan Grey wybaczy kobiecą dociekliwość, ale wszystko musiało zostać dopięte na ostatni guzik. Bezpieczeństwo było zresztą ważniejsze niż estetyka. Ostatecznie robili ten ogród dla pracowników oraz ich dobrego samopoczucia, nie strachu przed wywinięciem orła. Najprawdopodobniej na oczach innych osób patrzących z okien.
Dreptała dzielnie za Herbertem, trochę aż nie dowierzając, że botanicy muszą tyle chodzić! Na szczęście nadążała i fizycznie i umysłowo, w końcu musiała się przy tym skupić. Dobrze, że samopiszące pióro notowało każdą uwagę za nią, ponieważ z tym mogłaby się już nie wyrobić. - Hamak brzmi bajecznie, ale nie jestem pewna, czy zarząd zaaprobowałby aż takie rozleniwianie… - odparła z rozmarzeniem, kwitując wypowiedź ciężkim westchnięciem. Jak dla niej mogliby tu zrobić szpaler wygodnych leżanek, wszyscy na pewno byliby przeszczęśliwi. Wszyscy poza ludźmi na najwyższych stanowiskach. Niestety, interesy rządziły się swoimi prawami. Żałowała, jednakże miała związane ręce.
- Za to szalenie podoba mi się pomysł egzotycznych roślin! Dotychczas sądziłam, że takie potrzebują specjalnego mikroklimatu, ciepłego oraz wilgotnego - przyznała z zapałem; w oczach ponownie błysnęła ekscytacja. - Jeśli jednak poradzą sobie z naszym chłodem, to jestem jak najbardziej za zasadzeniem ich w tym miejscu. Pytanie tylko czy będą one potrzebowały specjalnego traktowania? Czy koniecznością byłoby zatrudnienie ogrodnika o konkretnej specjalizacji? Czy musiałby wtedy częściej doglądać tego miejsca? - Następna lawina pytań. Musiała je zadać, podobne praktyki generowały koszty. Jeśli chcieli brnąć w tę stronę, musiała zdobyć argumenty przekonujące zarząd do wydania dodatkowych funduszy. Niestety, w obecnej sytuacji społecznej mogłoby okazać się to trudnym zadaniem. - Wydaje mi się także, że nie kierowałabym się surowym porządkiem. Odnoszę wrażenie, że entropia sprawia wrażenie… bardziej przytulnej? Wie pan, co mam na myśli? - wyjawiła swoją opinię. W końcu miejsce miało cieszyć oko i duszę, nie zostać architektonicznym cudem, którego inni baliby się dotknąć czy choćby przejść obok. Coś podobnego zostawiłaby na część reprezentacyjną, o ile takowa kiedykolwiek powstanie.
Eunice zamyśliła się na chwilę, gdy na koniec padło pytanie o resztę pomysłów. Większość właściwie została już sprzedana przez mężczyznę - czytał jej w myślach czy tak dobrze odgadywał potrzeby innych? Nie miała czasu na rozmyślanie na ten temat, ponieważ oczekiwano od niej odpowiedzi. - Zastanawiałam się jeszcze nad fontanną, ale jeśli zdecydujemy się na strumyk, to ta chyba będzie zbędna. Zresztą, pewnie przyciągałaby głównie paskudzące ptactwo, a i tak będziemy mieć ten problem z posągiem - zaśmiała się dźwięcznie, pozwalając sobie tym samym na odrobinę relaksu. Prawdopodobnie burząc w ten sposób fasadę profesjonalizmu. - Z takich uwag to może jeszcze powinniśmy zastanowić się nad zapachem kwiatów oraz krzewów jakie będą tutaj zasiane. Chodzi mi o to, że powinny wydzielać delikatną woń, ponieważ zbyt intensywna mogłaby przyprawiać o ból głowy, a to efekt odwrotny od zamierzonego. To znaczy, proszę mi wybaczyć, jeśli stwierdzam oczywistości, ale zależy mi, żebyśmy nie pominęli żadnego aspektu jaki mógłby zaciążyć na tym projekcie. Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej jest zapobiegać niż leczyć - dodała jeszcze, już poważniejszym tonem, ale nieustannie przyjaznym. Szkoda jedynie, że nie stosowała się do tej zasady w życiu prywatnym, jak przemknęło jej przez myśl.
- Brzmi idealnie. Ta ściana rzeczywiście prosi się o ozdobę, a nic nie przykuje większej uwagi niż piękny, bordowy kolor - zgodziła się ochoczo na roztoczoną przed nią wizję. Perfekcyjnie wpasowywała się w smoczy klimat jaki Nice pragnęła w tym miejscu stworzyć. Co prawda nie posiadała na to konkretnej wizji, ale dzięki umiejętnościom czarodzieja, wyobrażenia zaczęły nabierać namacalnego charakteru. - Jakie byłyby to kamienie? Chciałabym, żeby cechowały się wytrzymałą strukturą oraz żeby nie odstawały zanadto od prezencji głównego budynku - powiedziała w zastanowieniu. Podłużna zmarszczka skupienia odznaczyła się na jasnym czole. - I proszę mi powiedzieć czy dałoby się zaczarować ten potok tak, żeby nie wylewał? I nie przymarzał zimą? Nie chciałabym tutaj ani powodzi, ani wypadków pracowników, którzy poślizgnęliby się na zamarzniętej powierzchni dookoła. - Kontynuowała pytania. Z nadzieją, że pan Grey wybaczy kobiecą dociekliwość, ale wszystko musiało zostać dopięte na ostatni guzik. Bezpieczeństwo było zresztą ważniejsze niż estetyka. Ostatecznie robili ten ogród dla pracowników oraz ich dobrego samopoczucia, nie strachu przed wywinięciem orła. Najprawdopodobniej na oczach innych osób patrzących z okien.
Dreptała dzielnie za Herbertem, trochę aż nie dowierzając, że botanicy muszą tyle chodzić! Na szczęście nadążała i fizycznie i umysłowo, w końcu musiała się przy tym skupić. Dobrze, że samopiszące pióro notowało każdą uwagę za nią, ponieważ z tym mogłaby się już nie wyrobić. - Hamak brzmi bajecznie, ale nie jestem pewna, czy zarząd zaaprobowałby aż takie rozleniwianie… - odparła z rozmarzeniem, kwitując wypowiedź ciężkim westchnięciem. Jak dla niej mogliby tu zrobić szpaler wygodnych leżanek, wszyscy na pewno byliby przeszczęśliwi. Wszyscy poza ludźmi na najwyższych stanowiskach. Niestety, interesy rządziły się swoimi prawami. Żałowała, jednakże miała związane ręce.
- Za to szalenie podoba mi się pomysł egzotycznych roślin! Dotychczas sądziłam, że takie potrzebują specjalnego mikroklimatu, ciepłego oraz wilgotnego - przyznała z zapałem; w oczach ponownie błysnęła ekscytacja. - Jeśli jednak poradzą sobie z naszym chłodem, to jestem jak najbardziej za zasadzeniem ich w tym miejscu. Pytanie tylko czy będą one potrzebowały specjalnego traktowania? Czy koniecznością byłoby zatrudnienie ogrodnika o konkretnej specjalizacji? Czy musiałby wtedy częściej doglądać tego miejsca? - Następna lawina pytań. Musiała je zadać, podobne praktyki generowały koszty. Jeśli chcieli brnąć w tę stronę, musiała zdobyć argumenty przekonujące zarząd do wydania dodatkowych funduszy. Niestety, w obecnej sytuacji społecznej mogłoby okazać się to trudnym zadaniem. - Wydaje mi się także, że nie kierowałabym się surowym porządkiem. Odnoszę wrażenie, że entropia sprawia wrażenie… bardziej przytulnej? Wie pan, co mam na myśli? - wyjawiła swoją opinię. W końcu miejsce miało cieszyć oko i duszę, nie zostać architektonicznym cudem, którego inni baliby się dotknąć czy choćby przejść obok. Coś podobnego zostawiłaby na część reprezentacyjną, o ile takowa kiedykolwiek powstanie.
Eunice zamyśliła się na chwilę, gdy na koniec padło pytanie o resztę pomysłów. Większość właściwie została już sprzedana przez mężczyznę - czytał jej w myślach czy tak dobrze odgadywał potrzeby innych? Nie miała czasu na rozmyślanie na ten temat, ponieważ oczekiwano od niej odpowiedzi. - Zastanawiałam się jeszcze nad fontanną, ale jeśli zdecydujemy się na strumyk, to ta chyba będzie zbędna. Zresztą, pewnie przyciągałaby głównie paskudzące ptactwo, a i tak będziemy mieć ten problem z posągiem - zaśmiała się dźwięcznie, pozwalając sobie tym samym na odrobinę relaksu. Prawdopodobnie burząc w ten sposób fasadę profesjonalizmu. - Z takich uwag to może jeszcze powinniśmy zastanowić się nad zapachem kwiatów oraz krzewów jakie będą tutaj zasiane. Chodzi mi o to, że powinny wydzielać delikatną woń, ponieważ zbyt intensywna mogłaby przyprawiać o ból głowy, a to efekt odwrotny od zamierzonego. To znaczy, proszę mi wybaczyć, jeśli stwierdzam oczywistości, ale zależy mi, żebyśmy nie pominęli żadnego aspektu jaki mógłby zaciążyć na tym projekcie. Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej jest zapobiegać niż leczyć - dodała jeszcze, już poważniejszym tonem, ale nieustannie przyjaznym. Szkoda jedynie, że nie stosowała się do tej zasady w życiu prywatnym, jak przemknęło jej przez myśl.
don't deny your fire my dear, just be who you are andburn
Eunice Greengrass
Zawód : smokolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
i need space
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Jak miał planować ogród i przestrzeń nie mógł tak po prostu stać i mówić, musiał się przejść aby poczuć miejsce, które miało się zmienić. Chodziło też o dynamikę, a w głowie widział jak przebywający tu pracownicy przechadzają się, jak stawiają kroki, idą wzdłuż strumyka wody, patrzą na rośliny lub siedzą przy stoliku z poranną kawą i gazetą czytając najnowsze informacje lub mają biuletyn, nie wiedział czy w rezerwacie posiadali coś takiego jak biuletyn ale na pewno mieli kawę.
-Użyjemy naszych rodzimych kamieni, nic zbytnio kruchego i delikatnego, ale solidne kamienie z klifów Szkocji, w przekroju potrafią mieć fantastyczne pasiaste wzory - odpowiedział młodej czarownicy ciesząc się na widok iskry w oku i zarumienionej twarzy. Uważał to za dobrą wróżbę, czuł, że znajdą nić porozumienia i może uda im się stworzyć piękną przestrzeń. - Potok da się tak zaczarować aby nie wylewał i nie będzie musiała pani martwić się złamanymi kończynami.
Zapewnił ją z uśmiechem na twarzy i potarł podbródek zastanawiając się nad czymś intensywnie. Widział jak szlachcianka nadąża za nim, samopiszące pióro notuje każde słowo, a oni dalej wymyślali i rozważali kolejne opcje.
-Skoro nie hamaki, to stoliki i krzesła, aby można było przysiąść i wypić w spokoju kawę lub herbatę albo zwyczaje porozmawiać w innym otoczeniu niż sterta papierów. - Herbert osobiście uważał, że natura łagodzi obyczaje, podobnie jak kultura. Obecność pięknego otoczenia sprawiała, że ludzie uspokajali się, nabierają dystansu. Przebywanie wśród roślin koiło i zauważył to przy wielu osobach. Nawet ci, którzy na roślinach się nie znali potrafili przystanąć i podziwiać ich piękno. Czasami zdawało się, że wraz z bratem lepiej rozumieli naturę i rośliny niż innych ludzi. Potrafili na imprezie stać z boku i jedynie obserwować innych sami nie mieszając się w tłum. Dlatego też Grey lubił samotne wyprawy, nigdy mu one nie przeszkadzały, a w domu rodzinnym zdawało się czasem, że jest ich za dużo i musiał się wyrwać aby przez chwilę pobyć sam ze swoimi myślami. Odzwyczaił się do życia w mieście i wśród ludzi. Być może trochę zdziczał.
-Jest parę roślin, które dadzą sobie radę w naszym klimacie, stworzymy im odpowiednie warunki w ogrodzie, jedyne o czym będzie trzeba pamiętać to o okrywaniu ich na zimę aby nie przemarzły. - Odpowiedział Eunice chcąc rozwiać jej wątpliwości. - Oczywiście wszystkie rośliny wymagają odpowiedniej opieki, czyli podcinania, pielęgnacji, plewienia. Będzie pani musiała zatrudnić ogrodnika na stałe. Nie musi mieć jakieś specjalizacji, ale musi znać się na roślinach, a nie tylko na koszeniu trawnika.
Zastrzegł od razu. Zajmowanie się ogrodem nie było tylko pracą w okresie ciepłych dni kiedy wszystko było w rozkwicie. Herbert chciał stworzyć ogród, który będzie zachwycał też zimą stąd wpadł na pomysł zimozielonych roślin. Przystanął w miejscu, z którego zaczęli cały spacer, gdzie pozostawił plany, po które teraz sięgnął i je rozłożył. Pochylił się nad nimi.
-Wobec tego, moja propozycja jest następująca panno Greengrass - zwrócił się do niej wskazując na plany. - Od strony ulicy płot, po którym puścimy bluszcz i tak samo po ścianie budynku stworzy się nam wiecznie zielona przestrzeń nawet zimą. Istna enklawa, można postawić tam ławkę. Kawałek dalej postawić rabaty i ozdobne krzewy.
Kiedy mówił wskazywał miejsce na planach. Usytuował na nich rzeźbę smoka i rozrysował bieg małego strumyczka, oznaczył skalniaki, zaproponował jeszcze parę miejsc odpoczynku ze stolikami i krzesłami. Omówił kwestię trawnika, który winien być krótko przystrzyżony aby nikomu nie wadzić, zwrócił uwagę również na ścieżkę żeby panie w butach na obcasach nie martwiły się tym, że ich buty zapadają się w ziemię. Nie omieszkał też omówić kwestię zapachową kwiatów i zasugerował rośliny bezwonne lub takie, których woń była iście delikatna.
-Jest parę odmian róż, które nie pachną, ale pięknie kwitną - dodał jeszcze. Oderwał wzrok od planów by spojrzeć kontrolnie na młodą czarownicę. Miał nadzieję, że za nim nadążała i nie pogubiła się w wywodzie na temat roślin, a ich nazw wiele padło w czasie rozrysowania pomysłów na planach.
-Pozostaje jeszcze kwestia czasu, na kiedy ogród ma być oddany do użytku pracownikom, innymi słowy ile mamy czasu? - Zapytał jeszcze, gdyż musiał wiedzieć, że już dziś powinien pędzić do szklarni aby szykować szczepki roślin, czy może pozwolić sobie na dwa dni zwłoki w tej materii.
-Użyjemy naszych rodzimych kamieni, nic zbytnio kruchego i delikatnego, ale solidne kamienie z klifów Szkocji, w przekroju potrafią mieć fantastyczne pasiaste wzory - odpowiedział młodej czarownicy ciesząc się na widok iskry w oku i zarumienionej twarzy. Uważał to za dobrą wróżbę, czuł, że znajdą nić porozumienia i może uda im się stworzyć piękną przestrzeń. - Potok da się tak zaczarować aby nie wylewał i nie będzie musiała pani martwić się złamanymi kończynami.
Zapewnił ją z uśmiechem na twarzy i potarł podbródek zastanawiając się nad czymś intensywnie. Widział jak szlachcianka nadąża za nim, samopiszące pióro notuje każde słowo, a oni dalej wymyślali i rozważali kolejne opcje.
-Skoro nie hamaki, to stoliki i krzesła, aby można było przysiąść i wypić w spokoju kawę lub herbatę albo zwyczaje porozmawiać w innym otoczeniu niż sterta papierów. - Herbert osobiście uważał, że natura łagodzi obyczaje, podobnie jak kultura. Obecność pięknego otoczenia sprawiała, że ludzie uspokajali się, nabierają dystansu. Przebywanie wśród roślin koiło i zauważył to przy wielu osobach. Nawet ci, którzy na roślinach się nie znali potrafili przystanąć i podziwiać ich piękno. Czasami zdawało się, że wraz z bratem lepiej rozumieli naturę i rośliny niż innych ludzi. Potrafili na imprezie stać z boku i jedynie obserwować innych sami nie mieszając się w tłum. Dlatego też Grey lubił samotne wyprawy, nigdy mu one nie przeszkadzały, a w domu rodzinnym zdawało się czasem, że jest ich za dużo i musiał się wyrwać aby przez chwilę pobyć sam ze swoimi myślami. Odzwyczaił się do życia w mieście i wśród ludzi. Być może trochę zdziczał.
-Jest parę roślin, które dadzą sobie radę w naszym klimacie, stworzymy im odpowiednie warunki w ogrodzie, jedyne o czym będzie trzeba pamiętać to o okrywaniu ich na zimę aby nie przemarzły. - Odpowiedział Eunice chcąc rozwiać jej wątpliwości. - Oczywiście wszystkie rośliny wymagają odpowiedniej opieki, czyli podcinania, pielęgnacji, plewienia. Będzie pani musiała zatrudnić ogrodnika na stałe. Nie musi mieć jakieś specjalizacji, ale musi znać się na roślinach, a nie tylko na koszeniu trawnika.
Zastrzegł od razu. Zajmowanie się ogrodem nie było tylko pracą w okresie ciepłych dni kiedy wszystko było w rozkwicie. Herbert chciał stworzyć ogród, który będzie zachwycał też zimą stąd wpadł na pomysł zimozielonych roślin. Przystanął w miejscu, z którego zaczęli cały spacer, gdzie pozostawił plany, po które teraz sięgnął i je rozłożył. Pochylił się nad nimi.
-Wobec tego, moja propozycja jest następująca panno Greengrass - zwrócił się do niej wskazując na plany. - Od strony ulicy płot, po którym puścimy bluszcz i tak samo po ścianie budynku stworzy się nam wiecznie zielona przestrzeń nawet zimą. Istna enklawa, można postawić tam ławkę. Kawałek dalej postawić rabaty i ozdobne krzewy.
Kiedy mówił wskazywał miejsce na planach. Usytuował na nich rzeźbę smoka i rozrysował bieg małego strumyczka, oznaczył skalniaki, zaproponował jeszcze parę miejsc odpoczynku ze stolikami i krzesłami. Omówił kwestię trawnika, który winien być krótko przystrzyżony aby nikomu nie wadzić, zwrócił uwagę również na ścieżkę żeby panie w butach na obcasach nie martwiły się tym, że ich buty zapadają się w ziemię. Nie omieszkał też omówić kwestię zapachową kwiatów i zasugerował rośliny bezwonne lub takie, których woń była iście delikatna.
-Jest parę odmian róż, które nie pachną, ale pięknie kwitną - dodał jeszcze. Oderwał wzrok od planów by spojrzeć kontrolnie na młodą czarownicę. Miał nadzieję, że za nim nadążała i nie pogubiła się w wywodzie na temat roślin, a ich nazw wiele padło w czasie rozrysowania pomysłów na planach.
-Pozostaje jeszcze kwestia czasu, na kiedy ogród ma być oddany do użytku pracownikom, innymi słowy ile mamy czasu? - Zapytał jeszcze, gdyż musiał wiedzieć, że już dziś powinien pędzić do szklarni aby szykować szczepki roślin, czy może pozwolić sobie na dwa dni zwłoki w tej materii.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Ona też to widziała. Pewnie nie w takim samym zwierciadle wyobraźni co Herbert, ale umysł podsyłał Eunice wiele możliwości. Kolorowych obrazów, jakimi wspólnymi siłami mogli uraczyć odpoczywających pracowników administracji. Scenariuszy gotowych do ziszczenia, wspólnych historii do napisania - i to nic, że przestrzeń miała być wyłącznie rekreacyjną, pozbawioną patetycznego znaczenia. Za to w kobiecie tkwiła nadzieja, że odwiedzający ten niewielki zakątek docenią jego piękno. Nie wpływała na całokształt znacząco, przecież jedynie naprostowywała pomysły Greya, wytyczała im pewien kierunek, ale ostatecznie pozwalała na płynięcie własnym korytem kreatywności; zaufała mu, choć nie mieli zbyt wiele okazji do spotkań. Może cechowała ją impulsywność, może naiwność, a może wręcz przeciwnie - ryzyko opłaci się jak nigdy. Musiała wierzyć w umiejętności mężczyzny, w przeciwnym razie nigdy nie odnaleźliby wspólnego języka. Im obojgu zależało na owocnej współpracy i na pewno jeszcze lepszych efektach na sam koniec. Dzięki wyjściu z takich założeń Greengrass mogła stresować się czymś zgoła innym: czy zarząd poprze ich ustalenia? Zamierzała zrobić wszystko, żeby do tego doszło. Biurokracja niszczyła wiele wspaniałych wizji, godnych największych artystów; nie powinni pozwolić na to ponownie.
- Wspaniale, będą i wytrzymałe, i przykują uwagę - ochoczo zatwierdziła rzucony przez czarodzieja pomysł. Oczy pojaśniały, policzki zaróżowiły się; szkielet coraz gęściej zapełniał się konkretami, substancją, jaka niebawem stanie się czymś więcej niż zlepkiem myśli. - Tak, krzesła oraz stoliki obowiązkowo. I przydałoby się parę ławek rozmieszczonych jak w parkach. Och, do tych stolików wypadałoby dokupić jakieś parasole, żeby chroniły latem przed nadmiernym słońcem. - Przed opadami atmosferycznymi chroniły zaklęcia. - Może jakieś szachy czarodziejów? Zawsze to jakaś intelektualna stymulacja, może nawet w dobrym towarzystwie - dodała chwilę później, zamyślając się na moment. Nie wiedziała, czy podobne rozwiązania znajdowały się w zakresie obowiązków Herberta, aczkolwiek jeśli nie, to i tak musiał uwzględnić w swoich planach miejsce na wymienione rzeczy. O ile nie uznałby ich za beznadziejny pomysł, czego Nice trochę się obawiała. Wolałaby nie wychodzić na głupią, choć przyznałaby się do błędu w razie potrzeby. Najważniejsze to dobro rezerwatu, cała reszta miała drugorzędne znaczenie.
Energicznie przytakiwała głową, gdy Grey opowiadał o tropikalnych roślinach zdolnych do adaptacji w surowszych warunkach. Jednak flora okazała się dużo ciekawsza niż zakładała to Eunice, od prawie zawsze zwolenniczka świata zwierząt. Okazuje się jednak, że nie tylko magiczne stworzenia były w stanie na drodze ewolucji dostosować się do zmiennych warunków. Fascynujące. - W porządku, to nie problem. Bałam się, że konieczna będzie częstsza pielęgnacja - stwierdziła z ulgą odmalowującą się na poruszonej twarzy.
Przystanęła wraz z nim, zerkając na czarodzieja z zaciekawieniem i pytająco jednocześnie; obejrzała się na pokazywane zakątki terenu, uruchamiała wyobraźnię, kiwała głową. Nie miała wątpliwości - stworzą w tym miejscu coś wyjątkowego. Czy raczej stworzy Herbert, szatynka raczej nie byłaby zbyt przydatna w procesie tworzenia ogrodu. Mogłaby co najwyżej go dopingować, ale wątpiła, że potrzebował zagrzewania do pracy, szczególnie tak irytującego jak kobieta wykrzykująca motywujące hasła. Jednak wyobraziła to sobie, mózg sam podszepnął rozwiązanie - i zaśmiała się cicho pod nosem. - Wszystko prezentuje się wspaniale - pochwaliła całkiem wesolutko, krocząc z powrotem do punktu startowego. - Nie, niech pachną, ale nie zbyt mocno - odpowiedziała na temat róż. Notabene wywołujących w Nice drobny niepokój, który postanowiła zignorować. - Na szczęście tutaj góra pozostaje elastyczna. Nie ma pośpiechu, zamierzamy zdać się na pana osąd. Miesiąc? Dwa? Nie mam najmniejszego pojęcia ile może zająć organizacja całej tej przestrzeni - przyznała z rozbrajającą szczerością, gdy ponownie przeskanowała ubogie połacie niezagospodarowanej trawy. Miała wrażenie, że doprowadzenie jej do stanu używalności zajmie wieki. - Proszę mi wybaczyć, jeśli moje pytanie wyda się panu zbyt śmiałe, nie musi pan na nie odpowiadać, jednak zżera mnie ciekawość - gdzie nauczył się pan tak wiele o roślinach? - zagaiła nagle, całkowicie zmieniając tory konwersacji. Robiła tak niezwykle często, ot taka domena. Zresztą, potrzebowała wiedzieć czy wiedzę wyniósł wyłącznie ze szkoły magii czy kryła się za tym jakaś szersza historia. Uwielbiała takie!
- Wspaniale, będą i wytrzymałe, i przykują uwagę - ochoczo zatwierdziła rzucony przez czarodzieja pomysł. Oczy pojaśniały, policzki zaróżowiły się; szkielet coraz gęściej zapełniał się konkretami, substancją, jaka niebawem stanie się czymś więcej niż zlepkiem myśli. - Tak, krzesła oraz stoliki obowiązkowo. I przydałoby się parę ławek rozmieszczonych jak w parkach. Och, do tych stolików wypadałoby dokupić jakieś parasole, żeby chroniły latem przed nadmiernym słońcem. - Przed opadami atmosferycznymi chroniły zaklęcia. - Może jakieś szachy czarodziejów? Zawsze to jakaś intelektualna stymulacja, może nawet w dobrym towarzystwie - dodała chwilę później, zamyślając się na moment. Nie wiedziała, czy podobne rozwiązania znajdowały się w zakresie obowiązków Herberta, aczkolwiek jeśli nie, to i tak musiał uwzględnić w swoich planach miejsce na wymienione rzeczy. O ile nie uznałby ich za beznadziejny pomysł, czego Nice trochę się obawiała. Wolałaby nie wychodzić na głupią, choć przyznałaby się do błędu w razie potrzeby. Najważniejsze to dobro rezerwatu, cała reszta miała drugorzędne znaczenie.
Energicznie przytakiwała głową, gdy Grey opowiadał o tropikalnych roślinach zdolnych do adaptacji w surowszych warunkach. Jednak flora okazała się dużo ciekawsza niż zakładała to Eunice, od prawie zawsze zwolenniczka świata zwierząt. Okazuje się jednak, że nie tylko magiczne stworzenia były w stanie na drodze ewolucji dostosować się do zmiennych warunków. Fascynujące. - W porządku, to nie problem. Bałam się, że konieczna będzie częstsza pielęgnacja - stwierdziła z ulgą odmalowującą się na poruszonej twarzy.
Przystanęła wraz z nim, zerkając na czarodzieja z zaciekawieniem i pytająco jednocześnie; obejrzała się na pokazywane zakątki terenu, uruchamiała wyobraźnię, kiwała głową. Nie miała wątpliwości - stworzą w tym miejscu coś wyjątkowego. Czy raczej stworzy Herbert, szatynka raczej nie byłaby zbyt przydatna w procesie tworzenia ogrodu. Mogłaby co najwyżej go dopingować, ale wątpiła, że potrzebował zagrzewania do pracy, szczególnie tak irytującego jak kobieta wykrzykująca motywujące hasła. Jednak wyobraziła to sobie, mózg sam podszepnął rozwiązanie - i zaśmiała się cicho pod nosem. - Wszystko prezentuje się wspaniale - pochwaliła całkiem wesolutko, krocząc z powrotem do punktu startowego. - Nie, niech pachną, ale nie zbyt mocno - odpowiedziała na temat róż. Notabene wywołujących w Nice drobny niepokój, który postanowiła zignorować. - Na szczęście tutaj góra pozostaje elastyczna. Nie ma pośpiechu, zamierzamy zdać się na pana osąd. Miesiąc? Dwa? Nie mam najmniejszego pojęcia ile może zająć organizacja całej tej przestrzeni - przyznała z rozbrajającą szczerością, gdy ponownie przeskanowała ubogie połacie niezagospodarowanej trawy. Miała wrażenie, że doprowadzenie jej do stanu używalności zajmie wieki. - Proszę mi wybaczyć, jeśli moje pytanie wyda się panu zbyt śmiałe, nie musi pan na nie odpowiadać, jednak zżera mnie ciekawość - gdzie nauczył się pan tak wiele o roślinach? - zagaiła nagle, całkowicie zmieniając tory konwersacji. Robiła tak niezwykle często, ot taka domena. Zresztą, potrzebowała wiedzieć czy wiedzę wyniósł wyłącznie ze szkoły magii czy kryła się za tym jakaś szersza historia. Uwielbiała takie!
don't deny your fire my dear, just be who you are andburn
Eunice Greengrass
Zawód : smokolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
i need space
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Zaczęli od snucia wizji, która teraz zamieniła się w prawdziwy plan. Lubił ten moment kiedy czuł i widział to co właśnie się tworzyło. Jak słowa zamieniają się w obrazy, a z czasem te przekształcą się w prawdziwy ogród. Na początku miał wątpliwości czy to dobre zajęcie dla niego, w końcu to Halbert był ogrodnikiem w rodzinie, ale okazało się, że nadal pamiętał wiele rzeczy i zaczęły one same wracać kiedy mówił i tłumaczył swojej towarzyszce co mogą zrobić i jak aby wszyscy byli zadowoleni.
-Może pani umieszczać na stolikach co chce, byle nie na każdym te szachy - zasugerował jeszcze z rozbawieniem. On sam nie przepadał za szachami, ale co innego dobra lektura przy świetnie zaparzonej kawie. Widział też niepokój w jej oczach kiedy wspominał o opiece nad roślinami i pomimo tego, że uwielbiał rośliny i podziwiał ich różnorodność to jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w takim ogrodzie muszą być ładne, wzbudzające zachwyt ale proste w opiece rośliny. Takie, które nie wymagają zbyt skomplikowanej opieki. Średnio rozgarnięty ogrodnik da sobie z nimi radę, był tego pewien. A skoro miał wolną rękę co do terminu to mogli działać z rozwagą i dać roślinom na odżycie.
-W takim razie zrobimy cały ogród w dwóch fazach panno Greengrass. - Oznajmił składając plany. - Mamy październik i większości roślin nie możemy teraz sadzać. Jednak możemy zająć się budowaniem przestrzeni, czyli wyznaczymy bieg naszego strumyka oraz znajdziemy odpowiednią rzeźbę i stworzymy konstrukcję dla bluszczu, którego będziemy mogli zasadzić i zacząć prowadzić po konstrukcji. Stworzymy ścieżki i zbudujemy rabaty, które na wiosnę będą gotowe do przyjęcia roślin. - Wyjaśnił mężczyzna, a chciał podkreślić, że musieli do stworzenia ogrodu podejść rozważnie i spokojnie. Takie miejsca nie powstawały od razu. - Zimą i tak mało kto raczej będzie korzystał z ogrodu, a jesienią już będą miejsca gdzie będzie można przysiąść w cieplejsze, jesienne dni.
Choć patrząc na pogodę jaką ostatnio mieli to jesień znów zapowiadała się deszczowa. Wszędzie plucha i wilgoć, która wdzierała się za ubranie powodując ciągłe dreszcze. Pytanie zaś jakie zadała kobieta nie było nie na miejscu i wręcz był ciekaw czy kiedykolwiek padnie.
-Podróże - odpowiedział bez cienia wahania - oraz szklarnia przy domu, którą prowadzimy wraz z bratem. Jednak to on głównie się nią zajmuje, ja jestem tym bratem, który wpada na chwilę do domu powodując zamieszanie i zostawiając kolejne sadzonki do szklarni, a to on jest tym, który sprawia, że mają gdzie rosnąć i się rozwijać. Zresztą, pozwolę sobie parę z naszych szklarniowych kwiatów zasadzić w tym ogrodzie. Głównie specjalizuję się w roślinach tropikalnych, ale gdybym miał wątpliwości sądzę, że mój brat podrzuci parę pomysłów.
-Może pani umieszczać na stolikach co chce, byle nie na każdym te szachy - zasugerował jeszcze z rozbawieniem. On sam nie przepadał za szachami, ale co innego dobra lektura przy świetnie zaparzonej kawie. Widział też niepokój w jej oczach kiedy wspominał o opiece nad roślinami i pomimo tego, że uwielbiał rośliny i podziwiał ich różnorodność to jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w takim ogrodzie muszą być ładne, wzbudzające zachwyt ale proste w opiece rośliny. Takie, które nie wymagają zbyt skomplikowanej opieki. Średnio rozgarnięty ogrodnik da sobie z nimi radę, był tego pewien. A skoro miał wolną rękę co do terminu to mogli działać z rozwagą i dać roślinom na odżycie.
-W takim razie zrobimy cały ogród w dwóch fazach panno Greengrass. - Oznajmił składając plany. - Mamy październik i większości roślin nie możemy teraz sadzać. Jednak możemy zająć się budowaniem przestrzeni, czyli wyznaczymy bieg naszego strumyka oraz znajdziemy odpowiednią rzeźbę i stworzymy konstrukcję dla bluszczu, którego będziemy mogli zasadzić i zacząć prowadzić po konstrukcji. Stworzymy ścieżki i zbudujemy rabaty, które na wiosnę będą gotowe do przyjęcia roślin. - Wyjaśnił mężczyzna, a chciał podkreślić, że musieli do stworzenia ogrodu podejść rozważnie i spokojnie. Takie miejsca nie powstawały od razu. - Zimą i tak mało kto raczej będzie korzystał z ogrodu, a jesienią już będą miejsca gdzie będzie można przysiąść w cieplejsze, jesienne dni.
Choć patrząc na pogodę jaką ostatnio mieli to jesień znów zapowiadała się deszczowa. Wszędzie plucha i wilgoć, która wdzierała się za ubranie powodując ciągłe dreszcze. Pytanie zaś jakie zadała kobieta nie było nie na miejscu i wręcz był ciekaw czy kiedykolwiek padnie.
-Podróże - odpowiedział bez cienia wahania - oraz szklarnia przy domu, którą prowadzimy wraz z bratem. Jednak to on głównie się nią zajmuje, ja jestem tym bratem, który wpada na chwilę do domu powodując zamieszanie i zostawiając kolejne sadzonki do szklarni, a to on jest tym, który sprawia, że mają gdzie rosnąć i się rozwijać. Zresztą, pozwolę sobie parę z naszych szklarniowych kwiatów zasadzić w tym ogrodzie. Głównie specjalizuję się w roślinach tropikalnych, ale gdybym miał wątpliwości sądzę, że mój brat podrzuci parę pomysłów.
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Praca tworzenia ogrodu wydawała się całkiem odmienna od badania zachowania smoków. Najpierw należało wykonać całą masę szczegółowych planów nim przystąpiło się do realizacji - Eunice natomiast pewnie poruszała się po pracy w laboratorium oraz przy samych podopiecznych. Nie musiała zastanawiać się tak intensywnie nad każdym drobnym szczegółem, po prostu wykonywała zadania intuicyjnie. Może różnica tkwiła w tym dla kogo miał zostać wykonany projekt? Należało również zwrócić uwagę na to, że przed ostatecznym wykonaniem musieli porozumieć się między sobą; zweryfikować wszelkie detale oraz zaaprobować dobre pomysły czy odrzucić te całkowicie nietrafione. Cieszyła się, że miała do czynienia z czarodziejem konkretnym, przy tym jednocześnie nieprzesadnie skupionym na formalnościach, sztywnie podążającym według wszelakich kodeksów. Potrafiła się nieco rozluźnić podczas naturalnego biegu rozmowy - co w ostatnim czasie wydawało się komfortem, na który nawet ród Greengrassów nie było stać.
Nie powstrzymała uśmiechu wykwitającego na jasnej twarzy. Wręcz obdarzyła rozmówcę rozbawionym spojrzeniem. - Nie przepada pan za szachami, prawda? - Bardziej stwierdziła niż zapytała, choć dopuszczała do siebie myśl, że mogła zwyczajnie mylić się w osądzie. - Oczywiście, nie na każdym stoliku. Trzeba mieć miejsca na kawę bądź książkę - doprecyzowała, tak na wszelki wypadek. Przestąpiła z nogi na nogę, po raz kolejny obrzucając czujnym spojrzeniem rozpostarty przed nimi teren. Nagi, pozbawiony jakiegokolwiek polotu. Już za jakiś czas miał porosnąć roślinnością i odżyć. Zachwycać pięknem, majestatem, przywodzić na myśl dni pełne odpoczynku. Wspaniała wizja, na którą Nice pokiwała energicznie głową. Tak będzie.
Powróciła spojrzeniem do Herberta uważnie wsłuchując się w opracowany przez niego plan. Przytakiwała jednocześnie pocierając dłonią brodę; weszła w najwyższy stan koncentracji. Tak naprawdę nawet nie pomyślała o tym, że pora roku była raczej nieodpowiednia do sadzenia roślin. Głupio, że na to nie wpadła; delikatne rumieńce zrosiły blade policzki, ale nie przestała analizować padających między czarodziejami słów. Miał rację, to oczywiste. Nie była do końca pewna co na to zarząd - prawdopodobnie nie zakładał on dwuetapowych prac. Trudno, weźmie ich na siebie, jak postanowiła zdeterminowana szatynka. Nie pierwszy raz kierownictwo nie brało pod uwagę faktów, a zamiast tego oczekiwali niemożliwego. Akurat taką decyzję łatwo uzasadnić, w przeciwieństwie do generowania dodatkowych kosztów w postaci profesjonalnego ogrodnika przychodzącego do ogrodu zdecydowanie częściej niż dotychczas. Optymizm nie opuszczał Eunice nawet pod koniec ustaleń, kiedy to część wysnutych wniosków nie napawała radością. - Idealnie - rzuciła więc, nie dzieląc się zmartwieniami z towarzyszem. To nie jego zmartwienie, powinien skupić się wyłącznie na wyegzekwowaniu poczynionych ustaleń. - Kiedy mógłby pan zacząć? - spytała konkretnie. - Muszę przygotować umowę zawierającą wszystkie informacje jakie między nami padły. Nie wiem czy spotkamy się osobiście czy wysłać ją panu sową do podpisania? - Nie przepadała za formalnościami, ale te niestety bywały koniecznością. Zwłaszcza, że tak naprawdę całe przedsięwzięcie zostało zasponsorowane przez Greengrassów. Musiała dopiąć wszystko na ostatni guzik, bez wymówek, bez pobłażania. Sprawa była zbyt poważna.
Rozpogodziła się na krótką, acz wyczerpującą opowieść. - Gdzie podróżował pan najdalej? Moim marzeniem zawsze były odwiedziny Peru. Tamtejszy gatunek smoka jest niezwykle interesujący… - westchnęła z rozmarzeniem na samą myśl. Posługiwała się językiem hiszpańskim w stopniu biegłym, ograniczało ją to, że… była kobietą. Zmarszczyła niezadowolona nos. - Przepraszam - odchrząknęła zakłopotana. Nie powinna wywlekać spraw prywatnych. - Tak czy inaczej to wspaniałe zajęcie. Mam nadzieję, że uda się panu jeszcze nie jeden raz zbadać nieznane i przywieźć kolejną fascynującą roślinę - skomentowała lekko, z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Widać, że posiadł pan ogromną wiedzę i cieszę się, że przyszło nam współpracować - dodała spokojnie. - Czy jest jeszcze coś, co powinniśmy omówić? Ma pan jakieś pytania, prośby? - kontynuowała, powoli kierując się w stronę bramy wyjściowej.
Nie powstrzymała uśmiechu wykwitającego na jasnej twarzy. Wręcz obdarzyła rozmówcę rozbawionym spojrzeniem. - Nie przepada pan za szachami, prawda? - Bardziej stwierdziła niż zapytała, choć dopuszczała do siebie myśl, że mogła zwyczajnie mylić się w osądzie. - Oczywiście, nie na każdym stoliku. Trzeba mieć miejsca na kawę bądź książkę - doprecyzowała, tak na wszelki wypadek. Przestąpiła z nogi na nogę, po raz kolejny obrzucając czujnym spojrzeniem rozpostarty przed nimi teren. Nagi, pozbawiony jakiegokolwiek polotu. Już za jakiś czas miał porosnąć roślinnością i odżyć. Zachwycać pięknem, majestatem, przywodzić na myśl dni pełne odpoczynku. Wspaniała wizja, na którą Nice pokiwała energicznie głową. Tak będzie.
Powróciła spojrzeniem do Herberta uważnie wsłuchując się w opracowany przez niego plan. Przytakiwała jednocześnie pocierając dłonią brodę; weszła w najwyższy stan koncentracji. Tak naprawdę nawet nie pomyślała o tym, że pora roku była raczej nieodpowiednia do sadzenia roślin. Głupio, że na to nie wpadła; delikatne rumieńce zrosiły blade policzki, ale nie przestała analizować padających między czarodziejami słów. Miał rację, to oczywiste. Nie była do końca pewna co na to zarząd - prawdopodobnie nie zakładał on dwuetapowych prac. Trudno, weźmie ich na siebie, jak postanowiła zdeterminowana szatynka. Nie pierwszy raz kierownictwo nie brało pod uwagę faktów, a zamiast tego oczekiwali niemożliwego. Akurat taką decyzję łatwo uzasadnić, w przeciwieństwie do generowania dodatkowych kosztów w postaci profesjonalnego ogrodnika przychodzącego do ogrodu zdecydowanie częściej niż dotychczas. Optymizm nie opuszczał Eunice nawet pod koniec ustaleń, kiedy to część wysnutych wniosków nie napawała radością. - Idealnie - rzuciła więc, nie dzieląc się zmartwieniami z towarzyszem. To nie jego zmartwienie, powinien skupić się wyłącznie na wyegzekwowaniu poczynionych ustaleń. - Kiedy mógłby pan zacząć? - spytała konkretnie. - Muszę przygotować umowę zawierającą wszystkie informacje jakie między nami padły. Nie wiem czy spotkamy się osobiście czy wysłać ją panu sową do podpisania? - Nie przepadała za formalnościami, ale te niestety bywały koniecznością. Zwłaszcza, że tak naprawdę całe przedsięwzięcie zostało zasponsorowane przez Greengrassów. Musiała dopiąć wszystko na ostatni guzik, bez wymówek, bez pobłażania. Sprawa była zbyt poważna.
Rozpogodziła się na krótką, acz wyczerpującą opowieść. - Gdzie podróżował pan najdalej? Moim marzeniem zawsze były odwiedziny Peru. Tamtejszy gatunek smoka jest niezwykle interesujący… - westchnęła z rozmarzeniem na samą myśl. Posługiwała się językiem hiszpańskim w stopniu biegłym, ograniczało ją to, że… była kobietą. Zmarszczyła niezadowolona nos. - Przepraszam - odchrząknęła zakłopotana. Nie powinna wywlekać spraw prywatnych. - Tak czy inaczej to wspaniałe zajęcie. Mam nadzieję, że uda się panu jeszcze nie jeden raz zbadać nieznane i przywieźć kolejną fascynującą roślinę - skomentowała lekko, z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Widać, że posiadł pan ogromną wiedzę i cieszę się, że przyszło nam współpracować - dodała spokojnie. - Czy jest jeszcze coś, co powinniśmy omówić? Ma pan jakieś pytania, prośby? - kontynuowała, powoli kierując się w stronę bramy wyjściowej.
don't deny your fire my dear, just be who you are andburn
Eunice Greengrass
Zawód : smokolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
i need space
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
-Szachy nie są moją najmocniejszą stroną - przyznał otwarcie rozkładając bezradnie dłonie. Nigdy nie rozumiał do końca tej gry uznając, że są ciekawsze formy spędzania wolnego czasu. Był kawoszem i mocno cierpiał z powodu racji żywnościowych, które nie pozwalały mu tak beztrosko cieszyć się tym trunkiem każdego ranka. Był ciekaw również relacji czarownicy kiedy przedstawiał plan działania i co w jakiej kolejności powinni zrobić. Świadom był, że mogło to pokrzyżować jakieś plany czy założenia, ale jak się okazało jego zleceniodawczyni była gotowa do działania w trakcie kryzysu. Oddał jej starannie zwinięte plany przestrzeni zielonej, która z czasem miała stać się ogrodem.
-Peru? - Powtórzył za nią nie ukrywając swoje zdumienia. - Bywałem tam. Amazonia to mój główny obszar działania. Głównie jednak zatrzymywałem się na dłużej w Brazylii.
Odpowiedział kobiecie podążając za nią do wyjścia z terenu rezerwatu, gdyż nie było nic więcej do dodania. Przedstawił swoją wizję, teraz musiał czekać aż dostanie zielone światło do działania. Im szybciej się zabiorą na przygotowywanie terenu teraz, tym mniej roboty będą mieli na wiosnę.
-Choćby od zaraz, nie mam żadnej w tej chwili pracy, która by kolidowała z tworzeniem ogrodu. - odpowiedział na jej pytanie, ciesząc się, że mógłby zacząć działać już teraz. Potrzebował bardzo zajęcia, które odciągnie go od ponurych myśli i prawdopodobnie od pakowania się w kłopoty, a ostatnio nie musiał na nie narzekać. Znajdowały go bez problemu. - Wystarczy jak pani wyśle mi umowę sową i da znać kiedy mogę wkraczać. W międzyczasie przygotuję wizualizację zagospodarowania przestrzeni aby można go było przedstawić przełożonym.
Zaproponował od razu, gdyż miał jakieś pojęcie o biurokracji, która lubiła mieć wszystko przedstawione na papierze i dość dokładnie. Poprawił torbę na ramieniu kiedy wyszli na zewnątrz.
-Jeżeli będzie chciała pani się wybrać do Peru proszę dać znać, może akurat będę w okolicy albo w tym samym czasie również będę wracał do Amazonii.
Obejrzał się jeszcze przez ramię na przyszły ogród i zwrócił się do lady Greengrass.
-Proszę dać mi znać jakim budżetem dysponuje i kiedy mogę wejść by zacząć działać. Nic więcej mi nie potrzeba. -Zapewnił szlachciankę uśmiechając się przyjaźnie. - Jestem wielce wdzięczny, że zwróciła się pani z tym do mnie. Niezwykle mi to schlebia. Dziękuję za taką możliwość.
Nie wiedział jak do końca należy zachowywać się wobec szlachetnie urodzonych dam więc postanowił być najzwyczajniej uprzejmy i grzeczny ale bez zbędnej przesady. Najwyżej zostanie nazwany nieokrzesanym, ale nie gburem i bucem. Tym ostatnim na pewno Grey nie był, bo choć na salonach wielkich nie bywał to nieskromnie uważał, że jakieś obycie jednak posiadał. Kiedy już omówili szczegóły pożegnał się z młodą czarownicą i ruszył do kolejnej pracy tego dnia. Miał rozładowywać statek, który zawinie do portu. Nie były obiecywane wielkie pieniądze, ale przynajmniej zarobi parę sykli do rodzinnej skarbonki. A Merlin mu świadkiem, że pieniędzy potrzebowali.
|zt
-Peru? - Powtórzył za nią nie ukrywając swoje zdumienia. - Bywałem tam. Amazonia to mój główny obszar działania. Głównie jednak zatrzymywałem się na dłużej w Brazylii.
Odpowiedział kobiecie podążając za nią do wyjścia z terenu rezerwatu, gdyż nie było nic więcej do dodania. Przedstawił swoją wizję, teraz musiał czekać aż dostanie zielone światło do działania. Im szybciej się zabiorą na przygotowywanie terenu teraz, tym mniej roboty będą mieli na wiosnę.
-Choćby od zaraz, nie mam żadnej w tej chwili pracy, która by kolidowała z tworzeniem ogrodu. - odpowiedział na jej pytanie, ciesząc się, że mógłby zacząć działać już teraz. Potrzebował bardzo zajęcia, które odciągnie go od ponurych myśli i prawdopodobnie od pakowania się w kłopoty, a ostatnio nie musiał na nie narzekać. Znajdowały go bez problemu. - Wystarczy jak pani wyśle mi umowę sową i da znać kiedy mogę wkraczać. W międzyczasie przygotuję wizualizację zagospodarowania przestrzeni aby można go było przedstawić przełożonym.
Zaproponował od razu, gdyż miał jakieś pojęcie o biurokracji, która lubiła mieć wszystko przedstawione na papierze i dość dokładnie. Poprawił torbę na ramieniu kiedy wyszli na zewnątrz.
-Jeżeli będzie chciała pani się wybrać do Peru proszę dać znać, może akurat będę w okolicy albo w tym samym czasie również będę wracał do Amazonii.
Obejrzał się jeszcze przez ramię na przyszły ogród i zwrócił się do lady Greengrass.
-Proszę dać mi znać jakim budżetem dysponuje i kiedy mogę wejść by zacząć działać. Nic więcej mi nie potrzeba. -Zapewnił szlachciankę uśmiechając się przyjaźnie. - Jestem wielce wdzięczny, że zwróciła się pani z tym do mnie. Niezwykle mi to schlebia. Dziękuję za taką możliwość.
Nie wiedział jak do końca należy zachowywać się wobec szlachetnie urodzonych dam więc postanowił być najzwyczajniej uprzejmy i grzeczny ale bez zbędnej przesady. Najwyżej zostanie nazwany nieokrzesanym, ale nie gburem i bucem. Tym ostatnim na pewno Grey nie był, bo choć na salonach wielkich nie bywał to nieskromnie uważał, że jakieś obycie jednak posiadał. Kiedy już omówili szczegóły pożegnał się z młodą czarownicą i ruszył do kolejnej pracy tego dnia. Miał rozładowywać statek, który zawinie do portu. Nie były obiecywane wielkie pieniądze, ale przynajmniej zarobi parę sykli do rodzinnej skarbonki. A Merlin mu świadkiem, że pieniędzy potrzebowali.
|zt
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
07.10.1957
Prudence była ogromnym szczęściarzem - mogła sobie pozwolić na wizyty w rodzinnym rezerwacie. Miała dzięki temu możliwość spotkać inne osoby, które interesowały się tematem magicznych stworzeń. Szczególnie w tak trudnych czasach jak te, w których aktualnie przyszło im żyć. Okropnie brakowało jej możliwości wypraw, jednak wolała nie ryzykować i aktualnie trzymać się domu. Zresztą rodzina pewnie by jej nigdzie nie wypuściła. Nie najprościej być w tym momencie damą z wyklętego rodu. Mówili, że na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. Nie chciała tego sprawdzać i dokładać problemów rodzinie.
Wstała tego ranka dosyć wcześnie, zresztą było to dla niej typowe. Nie lubiła marnować czasu na takie bezwartościowe czynności jak sen. Miała wrażenie, że przez to życie uciekało jej przez palce. Dlatego też starała się spać jak najmniej tylko mogła. Kładła się późno, a wstawała jeszcze przed słońcem. Coś ją natchnęło, aby tego ranka wybrać się do rodzinnego rezerwatu. Nie czekała specjalnie długo, ubrała się dosyć szybko w to co miała pod ręką (długą, czarną spódnicę niemal do ziemi, białą koszulę, a na wierzch narzuciła czarny płaszcz), po czym wyszła z domu, nikomu nic nie mówiąc, jak zawsze. Teleportowała się tuż przed granicami rezerwatu. Miała świadomość, że wszyscy teraz są bardzo ostrożni i mogłaby zupełnie przypadkiem oberwać jakimś zaklęciem ochronnym. Przekroczyła bramę i powolnym krokiem szła przed siebie, głowę uniosła w stronę słońca, aby nacieszyć się ciepłymi promieniami, póki jeszcze miała taką możliwość. Zapowiadało się na to, że to może być całkiem udany dzień. Dobrze by było spędzić go w jakimś ciekawym towarzystwie. Ostatnio okropnie brakowało jej dyskusji, miała wrażenie, że przez wojnę zaczyna tracić chęć i energię do pracy, jakby ktoś ją gasił niczym płomień świecy. Miała świadomość, że były osoby, które miały gorzej od niej, ale brakowało jej wolności. Dzisiaj mogła sobie pozwolić na małą namiastkę tego, co było kiedyś.
Prudence była ogromnym szczęściarzem - mogła sobie pozwolić na wizyty w rodzinnym rezerwacie. Miała dzięki temu możliwość spotkać inne osoby, które interesowały się tematem magicznych stworzeń. Szczególnie w tak trudnych czasach jak te, w których aktualnie przyszło im żyć. Okropnie brakowało jej możliwości wypraw, jednak wolała nie ryzykować i aktualnie trzymać się domu. Zresztą rodzina pewnie by jej nigdzie nie wypuściła. Nie najprościej być w tym momencie damą z wyklętego rodu. Mówili, że na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. Nie chciała tego sprawdzać i dokładać problemów rodzinie.
Wstała tego ranka dosyć wcześnie, zresztą było to dla niej typowe. Nie lubiła marnować czasu na takie bezwartościowe czynności jak sen. Miała wrażenie, że przez to życie uciekało jej przez palce. Dlatego też starała się spać jak najmniej tylko mogła. Kładła się późno, a wstawała jeszcze przed słońcem. Coś ją natchnęło, aby tego ranka wybrać się do rodzinnego rezerwatu. Nie czekała specjalnie długo, ubrała się dosyć szybko w to co miała pod ręką (długą, czarną spódnicę niemal do ziemi, białą koszulę, a na wierzch narzuciła czarny płaszcz), po czym wyszła z domu, nikomu nic nie mówiąc, jak zawsze. Teleportowała się tuż przed granicami rezerwatu. Miała świadomość, że wszyscy teraz są bardzo ostrożni i mogłaby zupełnie przypadkiem oberwać jakimś zaklęciem ochronnym. Przekroczyła bramę i powolnym krokiem szła przed siebie, głowę uniosła w stronę słońca, aby nacieszyć się ciepłymi promieniami, póki jeszcze miała taką możliwość. Zapowiadało się na to, że to może być całkiem udany dzień. Dobrze by było spędzić go w jakimś ciekawym towarzystwie. Ostatnio okropnie brakowało jej dyskusji, miała wrażenie, że przez wojnę zaczyna tracić chęć i energię do pracy, jakby ktoś ją gasił niczym płomień świecy. Miała świadomość, że były osoby, które miały gorzej od niej, ale brakowało jej wolności. Dzisiaj mogła sobie pozwolić na małą namiastkę tego, co było kiedyś.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nocki w rezerwacie przyjmował chętnie, bo choć wczesnym rankiem odczuwał zmęczenie i dziwaczne odrealnienie związane z początkiem nowego dnia, gdy stary jeszcze się dla niego nie skończył - senne wizje zwykle dopadały go pod osłoną nocy, a nie gdy kładł się na drzemkę przy promieniach padających zza mlecznej szyby sypialni. Odprężająca odmiana. Rzadkie i pożądane poczucie normalności. Słońce już od jakiegoś czasu wychylało się za wzgórzami, więc wrócił do Gniazda i rozpiął misterne, srebrne guziki wzmacnianej skórą kurtki. W małym biurze panował artystyczny nieład geniusza, ale jakaś uczynna duszyczka zdążyła zgarnąć papiery z biurka i wsypać je do przepełnionej szuflady oraz postawić na blacie parujący kubek czarnej kawy. Och, kawa. W domu nie mógł już na nią liczyć, bo była zbyt droga, ale w magazynach rezerwatu ostały się pojedyncze puszki. Po nocnej zmianie ciemny płyn był jak niebo dla ust i eliksir dla ducha. Zanim położy się spać, wybije pewnie południe, do domu miał spory kawał, a wciąż pozostawał obowiązek wypełnienia nocnego raportu. Papierkowa robota była znośna, gdy dotyczyła jego badań, lecz gdy w grę wchodziły sprawy urzędnicze... nie stanowiła szczytu jego marzeń.
Zostawił drzwi uchylone, żeby usłyszeć ewentualne nadejście jego zmienników, a sam usiadł przy biurku, wyciągając wygodnie nogi na blacie. Był u siebie i tak się też czuł, przywołując czystą rolkę pergaminu za pomocą Accio, a potem maczając stalówkę pióra w otwartej fiolce szmaragdowego atramentu. Lubił ten kolor, kojarzył mu się z listem z Hogwartu, a wszyscy współpracownicy rozpoznawali już jego podpisy po tym charakterystycznym zielonym połysku. Najpierw wypisać zdarzenia, potem ilość zużytych surowców, migracje, stan fizyczny każdego smoka po kolei, jeżeli uległ zmianie...
Uniósł głowę i wyciągnął końcówkę pióra z ust, kiedy dobiegły go cichutkie kroki na korytarzu. Delikatne postukiwanie natychmiast wskazało na kobietę, a nie przypominał sobie, by jakakolwiek miała mieć dziś zmianę.
- Zapraszam tutaj - rzucił więc przyjaznym tonem, spodziewając się, że może być to gość lub zwiedzający. Ze zwykłej ostrożności jednak wysunął z kieszeni różdżkę i owinął palce wokół rękojeści. - Zgubiła się pani? - zapytał nieco natarczywej, a kiedy przy uchylonych drzwiach mignęła sylwetka, wysoko uniósł brwi. - Lady Prudence? Pomóc w czymś lady?
Zostawił drzwi uchylone, żeby usłyszeć ewentualne nadejście jego zmienników, a sam usiadł przy biurku, wyciągając wygodnie nogi na blacie. Był u siebie i tak się też czuł, przywołując czystą rolkę pergaminu za pomocą Accio, a potem maczając stalówkę pióra w otwartej fiolce szmaragdowego atramentu. Lubił ten kolor, kojarzył mu się z listem z Hogwartu, a wszyscy współpracownicy rozpoznawali już jego podpisy po tym charakterystycznym zielonym połysku. Najpierw wypisać zdarzenia, potem ilość zużytych surowców, migracje, stan fizyczny każdego smoka po kolei, jeżeli uległ zmianie...
Uniósł głowę i wyciągnął końcówkę pióra z ust, kiedy dobiegły go cichutkie kroki na korytarzu. Delikatne postukiwanie natychmiast wskazało na kobietę, a nie przypominał sobie, by jakakolwiek miała mieć dziś zmianę.
- Zapraszam tutaj - rzucił więc przyjaznym tonem, spodziewając się, że może być to gość lub zwiedzający. Ze zwykłej ostrożności jednak wysunął z kieszeni różdżkę i owinął palce wokół rękojeści. - Zgubiła się pani? - zapytał nieco natarczywej, a kiedy przy uchylonych drzwiach mignęła sylwetka, wysoko uniósł brwi. - Lady Prudence? Pomóc w czymś lady?
This is my
home
and you can't
frighten me
frighten me
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
Sojusznik Zakonu Feniksa
Dotarła do budynku administracji. Zastanawiała się, czy powinna kogoś poinformować, o tym, że się tutaj znalazła. Na pewno, może popełniła błąd, że nie zapowiedziała wcześniej wizyty komuś ze swojej rodziny. Teraz za późno już na takie rozważania. Tuptała sobie powoli w poszukiwaniu kogoś, kto by gdzieś tam odhaczył, że jest tu obecna. Nie musiała długo czekać.
Usłyszała głos, ktoś tu już pracował pomimo stosunkowo wczesnej godziny. To dobry znak. Skoro została zaproszona, to weszła do pomieszczenia. Na jej twarzy gościł promienny uśmiech. Zresztą - jak zawsze. Prudence starała się być tym promyczkiem, dzięki którym wszyscy wokół mięli dobry humor, nie obchodziło jej jakiej byli krwi, zawodu, czy jakkolwiek inaczej mogłaby jeszcze kategoryzować ludzi. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to nogi mężczyzny wyciągnięte na blacie - widać, że jest u siebie. - Nie do końca się zgubiłam, chociaż można tak powiedzieć. - odpowiedziała na jedno z zadanych jej pytań. Nie do końca wiedziała, jak wygląda aktualnie praca rezerwatu. Wpadała tu i wypadała w między czasie, zazwyczaj jednak z kimś z rodziny. Nie chciała bowiem zawracać głowy pracownikom, wiedziała, że mają tutaj dużo pracy, więc bez sensu byłoby ich niepokoić. Tym razem jednak było inaczej, potrzebowała nieco wsparcia. - Zastanawiałam się, czy powinnam poinformować kogoś o swojej wizycie, nie chciałabym, żeby ktokolwiek się niepokoił tym, że pozwoliłam sobie wejść na teren rezerwatu, wyjątkowo nie ma ze mną nikogo z rodziny. - wolała wyjaśnić sprawę, żeby nikt za nią nie ganiał po rezerwacie. i przede wszystkim dzień dobry Elricu, zaczynasz pracę? - godzina była wczesna, więc może akurat trafiła. Pozwoliła sobie podejść bliżej, aby nie stać w drzwiach, skoro już zaczęli sobie gawędzić, rozpięła płaszcz, żeby się nie zgrzać. Nie miała zamiaru spędzać dużo czasu w budynku, bardziej chciała się przejść po rezerwacie, ale może właśnie znalazła kogoś, kto trochę ją nakieruje. Nie mogło być lepiej.
Usłyszała głos, ktoś tu już pracował pomimo stosunkowo wczesnej godziny. To dobry znak. Skoro została zaproszona, to weszła do pomieszczenia. Na jej twarzy gościł promienny uśmiech. Zresztą - jak zawsze. Prudence starała się być tym promyczkiem, dzięki którym wszyscy wokół mięli dobry humor, nie obchodziło jej jakiej byli krwi, zawodu, czy jakkolwiek inaczej mogłaby jeszcze kategoryzować ludzi. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to nogi mężczyzny wyciągnięte na blacie - widać, że jest u siebie. - Nie do końca się zgubiłam, chociaż można tak powiedzieć. - odpowiedziała na jedno z zadanych jej pytań. Nie do końca wiedziała, jak wygląda aktualnie praca rezerwatu. Wpadała tu i wypadała w między czasie, zazwyczaj jednak z kimś z rodziny. Nie chciała bowiem zawracać głowy pracownikom, wiedziała, że mają tutaj dużo pracy, więc bez sensu byłoby ich niepokoić. Tym razem jednak było inaczej, potrzebowała nieco wsparcia. - Zastanawiałam się, czy powinnam poinformować kogoś o swojej wizycie, nie chciałabym, żeby ktokolwiek się niepokoił tym, że pozwoliłam sobie wejść na teren rezerwatu, wyjątkowo nie ma ze mną nikogo z rodziny. - wolała wyjaśnić sprawę, żeby nikt za nią nie ganiał po rezerwacie. i przede wszystkim dzień dobry Elricu, zaczynasz pracę? - godzina była wczesna, więc może akurat trafiła. Pozwoliła sobie podejść bliżej, aby nie stać w drzwiach, skoro już zaczęli sobie gawędzić, rozpięła płaszcz, żeby się nie zgrzać. Nie miała zamiaru spędzać dużo czasu w budynku, bardziej chciała się przejść po rezerwacie, ale może właśnie znalazła kogoś, kto trochę ją nakieruje. Nie mogło być lepiej.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lady Prudence poznał w trakcie krótkiego epizodu pracy na terenie Kornwalii; była wówczas młodziutką dziewczyną zafascynowaną wodną fauną i florą, chętną, aby podjąć się pracy naukowej, która według przestarzałych szlacheckich reguł nie uchodziła za godną damy. Całe szczęście, Macmillanowie oswabadzali się już pomału z tych wszystkich pierdół, które zabraniały rozwijać się wybitnym, utalentowanym jednostkom. Sam znał przecież kobiety, których zawziętość, instynkt i umiejętności przebijały niejednego mężczyznę; takie, których urodzenie skazywało na dodatkowe łańcuchy ciągnące za kostki w dół, takie, które nie mogły liczyć na niczyje wsparcie i zrozumienie. Starał się. Ale to nie wystarczało, nie mogło. Może kiedyś przestanie tego żałować.
- Nie do końca, ale można tak powiedzieć - powtórzył z rozbawieniem po czarownicy, kręcąc głową, aby odpędzić się od niechcianej melancholii. Zsunął nogi z biurka, żeby okazać lady trochę szacunku i nieco niezgrabnie machnął ręką w kierunku fotela, proponując, by usiadła. - Bardzo sprytnie lady wybrnęła.
Uniósł filiżankę gorzkiej kawy i upił trochę, na moment przymykając zapuchnięte ze zmęczenia oczy. Za uchylonym oknem w oddali rozległ się przeciągły ryk, do czego był na tyle przyzwyczajony, że nawet nie próbował się odwracać. Rozglądał się zamiast tego po własnym chaotycznym gabinecie, dochodząc do wniosku, że nie było to miejsce właściwe do przyjmowania damy. Jakby Anthony się dowiedział, że kazał Prudence siadać przy osypanym tytoniem biurku pełnym nadgryzionych piór, jeszcze zdzieliłby go przez łeb.
- Ma lady ochotę na kawę? - zapytał więc, zbierając się z fotela i myśląc o tym, gdzie może ją zabrać. Ich salon wypoczynkowy wydawał się odpowiednim miejscem, aczkolwiek o tej porze mógł być pełen zmęczonych pracowników. Może balkon na trzecim piętrze? Widok rozciągał się na większą część rezerwatu, pewnie jej się spodoba.
- Czuję się poinformowany. A w jakim celu odwiedziła lady rezerwat? Nie chcę, żeby stała się lady jakaś krzywda - zauważył z uniesioną brwią; nie chciał też wyjść na protekcjonalnego, zdawał sobie sprawę, że Prudence jest zbyt inteligentna, aby bez powodu narazić się na niebezpieczeństwo, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Jakoś tak gryzło mu się w głowie, żeby dama chodziła przy smokach sama. Może, gdyby była to Lucinda... - Ja akurat kończę, ale mogę poprosić kogoś z dziennej zmiany, aby lady towarzyszył - zaoferował uprzejmie.
- Nie do końca, ale można tak powiedzieć - powtórzył z rozbawieniem po czarownicy, kręcąc głową, aby odpędzić się od niechcianej melancholii. Zsunął nogi z biurka, żeby okazać lady trochę szacunku i nieco niezgrabnie machnął ręką w kierunku fotela, proponując, by usiadła. - Bardzo sprytnie lady wybrnęła.
Uniósł filiżankę gorzkiej kawy i upił trochę, na moment przymykając zapuchnięte ze zmęczenia oczy. Za uchylonym oknem w oddali rozległ się przeciągły ryk, do czego był na tyle przyzwyczajony, że nawet nie próbował się odwracać. Rozglądał się zamiast tego po własnym chaotycznym gabinecie, dochodząc do wniosku, że nie było to miejsce właściwe do przyjmowania damy. Jakby Anthony się dowiedział, że kazał Prudence siadać przy osypanym tytoniem biurku pełnym nadgryzionych piór, jeszcze zdzieliłby go przez łeb.
- Ma lady ochotę na kawę? - zapytał więc, zbierając się z fotela i myśląc o tym, gdzie może ją zabrać. Ich salon wypoczynkowy wydawał się odpowiednim miejscem, aczkolwiek o tej porze mógł być pełen zmęczonych pracowników. Może balkon na trzecim piętrze? Widok rozciągał się na większą część rezerwatu, pewnie jej się spodoba.
- Czuję się poinformowany. A w jakim celu odwiedziła lady rezerwat? Nie chcę, żeby stała się lady jakaś krzywda - zauważył z uniesioną brwią; nie chciał też wyjść na protekcjonalnego, zdawał sobie sprawę, że Prudence jest zbyt inteligentna, aby bez powodu narazić się na niebezpieczeństwo, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Jakoś tak gryzło mu się w głowie, żeby dama chodziła przy smokach sama. Może, gdyby była to Lucinda... - Ja akurat kończę, ale mogę poprosić kogoś z dziennej zmiany, aby lady towarzyszył - zaoferował uprzejmie.
This is my
home
and you can't
frighten me
frighten me
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
Sojusznik Zakonu Feniksa
Prudence miała to szczęście, że jej rodzina była nieco bardziej tolerancyjna od tych innych szlacheckich. Gdyby nie to, zapewne siedziałaby teraz w domu z gromadką dzieci i mężem, marząc o pracy naukowej. Na całe szczęście tolerowali jej pasję i chęć podążania za wiedzą. Może ostatnio częstym tematem rozmów było jej staropanieństwo, jednak była wojna i mało kto myślał teraz o ślubach, co zupełnie jej nie przeszkadzało. Dzięki temu mogła nadal robić swoje, może była nieco ograniczona i musiała uważać, jednak nie miała prawa narzekać. Inni mięli w końcu gorzej.
Uśmiechnęła się słysząc, że powtórzył jej słowa.. no masło maślane, ale wiadomo, o co jej chodziło! Chyba? Mniejsza o to. Obserwowała go, kiedy ściągał nogi z biurka, przeszkodziła mu chyba w odpoczynku, początku pracy? Sama jeszcze nie wiedziała w czym. Skoro machnął ręką, nie zamierzała odmawiać, ruszyła w stronę fotela, na którym posadziła swój zadek. Cała ja, sprytna niczym lis. I delikatna niczym słoń w składzie porcelany tak zawsze powtarzała jej matka. Uśmiechnęła się pokazując niemal wszystkie zęby.
Niepewnie drgnęła, gdy usłyszała ryk. Po chwili jednak przypomniała sobie w jakim właściwie jest miejscu, zapewne wszyscy, którzy tutaj przebywali, byli do tego przyzwyczajeni. Ona była jedynie gościem. Smoki nie do końca były jej ulubionym tematem, jeśli chodzi o magiczne stworzenia. Budziły w niej jednak respekt, były bardzo majestatyczne i lubiła je obserwować od czasu do czasu.
Prudence zupełnie nie zwracała uwagi na to, jak wygląda gabinet Lovegooda. Nie przywiązywała wagi do takich szczegółów. W końcu było to miejsce pracy, a nie muzeum. Sama najbardziej lubiła pracować w chaosie, jakoś najwięcej myśli jej wtedy przychodziło.
-W sumie, chętnie bym się napiła, aczkolwiek nie chcę Cię fatygować, zapewne masz dużo pracy. - Prue nie lubiła być problemem. Najchętniej czmychnęła by gdzieś niezauważona, żeby niepotrzebnie nie zawracać nikomu głowy. Tym razem jednak podeszła do tematu nieco inaczej z racji na to, że trwała wojna i jeszcze przypadkiem ktoś wziąłby ją za nieprzyjaciela. Wolała się zapowiedzieć.
-Tak szczerze? Brakuje mi trochę wypraw i przygód, to miejsce daje chociaż namiastkę normalności. Chciałam jedynie nieco oczyścić umysł i pozachwycać się tymi imponującymi stworzeniami. - Brakowało jej ostatnio adrenaliny, wolności. rezerwat wydawał się być bezpiecznym miejscem, gdzie może spędzić trochę czasu blisko natury. - Spokojnie, jestem w stanie o siebie zadbać, zresztą nie zamierzam dzisiaj pakować się w żadne kłopoty. - ściągnęła łopatki do tyłu i się wyprostowała, jakby przypomniała sobie o tym, że damie nie wypada się garbić. Miała czasem problemy z zachowaniem standardów. - Czyli zupełnie nie trafiłam, przepraszam, że zawracam głowę, zapewne jesteś zmęczony po pracy. - Nieco się zmieszała. Może jednak powinna ugryźć temat inaczej i się zapowiedzieć? Teraz może komuś przeszkadzać w zaplanowanych zajęciach. No, ale skoro już tu jest nie będzie się wracać do domu.
Uśmiechnęła się słysząc, że powtórzył jej słowa.. no masło maślane, ale wiadomo, o co jej chodziło! Chyba? Mniejsza o to. Obserwowała go, kiedy ściągał nogi z biurka, przeszkodziła mu chyba w odpoczynku, początku pracy? Sama jeszcze nie wiedziała w czym. Skoro machnął ręką, nie zamierzała odmawiać, ruszyła w stronę fotela, na którym posadziła swój zadek. Cała ja, sprytna niczym lis. I delikatna niczym słoń w składzie porcelany tak zawsze powtarzała jej matka. Uśmiechnęła się pokazując niemal wszystkie zęby.
Niepewnie drgnęła, gdy usłyszała ryk. Po chwili jednak przypomniała sobie w jakim właściwie jest miejscu, zapewne wszyscy, którzy tutaj przebywali, byli do tego przyzwyczajeni. Ona była jedynie gościem. Smoki nie do końca były jej ulubionym tematem, jeśli chodzi o magiczne stworzenia. Budziły w niej jednak respekt, były bardzo majestatyczne i lubiła je obserwować od czasu do czasu.
Prudence zupełnie nie zwracała uwagi na to, jak wygląda gabinet Lovegooda. Nie przywiązywała wagi do takich szczegółów. W końcu było to miejsce pracy, a nie muzeum. Sama najbardziej lubiła pracować w chaosie, jakoś najwięcej myśli jej wtedy przychodziło.
-W sumie, chętnie bym się napiła, aczkolwiek nie chcę Cię fatygować, zapewne masz dużo pracy. - Prue nie lubiła być problemem. Najchętniej czmychnęła by gdzieś niezauważona, żeby niepotrzebnie nie zawracać nikomu głowy. Tym razem jednak podeszła do tematu nieco inaczej z racji na to, że trwała wojna i jeszcze przypadkiem ktoś wziąłby ją za nieprzyjaciela. Wolała się zapowiedzieć.
-Tak szczerze? Brakuje mi trochę wypraw i przygód, to miejsce daje chociaż namiastkę normalności. Chciałam jedynie nieco oczyścić umysł i pozachwycać się tymi imponującymi stworzeniami. - Brakowało jej ostatnio adrenaliny, wolności. rezerwat wydawał się być bezpiecznym miejscem, gdzie może spędzić trochę czasu blisko natury. - Spokojnie, jestem w stanie o siebie zadbać, zresztą nie zamierzam dzisiaj pakować się w żadne kłopoty. - ściągnęła łopatki do tyłu i się wyprostowała, jakby przypomniała sobie o tym, że damie nie wypada się garbić. Miała czasem problemy z zachowaniem standardów. - Czyli zupełnie nie trafiłam, przepraszam, że zawracam głowę, zapewne jesteś zmęczony po pracy. - Nieco się zmieszała. Może jednak powinna ugryźć temat inaczej i się zapowiedzieć? Teraz może komuś przeszkadzać w zaplanowanych zajęciach. No, ale skoro już tu jest nie będzie się wracać do domu.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Specyficzna, chaotyczna, nieco... rozchwiana? Ciężko było Elliemu rozgryźć kim tak naprawdę jest Prudence Macmillan. Nie mieli okazji zbyt często spędzać ze sobą czasu; choć oboje poświęcili życie pracy badawczej, jego specjalizacja pchała go w dalekie podróże, samotne podróże, dzikie tereny, na które lady - młoda lub nie - nie zawsze mogła sobie pozwolić. Darzył Prudence dużym szacunkiem za jej upór w dążeniu do celu oraz, rzecz jasna, z uwagi na lorda Macmillana, ale widział w niej raczej młodą adeptkę sztuk do wzięcia pod skrzydła niż badaczkę na równi z nim. Być może był to zinternalizowany seksizm, może wychowanie w czarodziejskim świecie jednak pozostawiło w nim przekonanie o większej sile mężczyzn, ale z drugiej strony... spotykał na swojej drodze kobiety ogniste, które poświęcały wszystko dla marzeń. I nie jeden raz przyznał, że ich wiedza znacznie przekracza jego.
- I urocza jak pierwszy wiosenny skowronek - dokończył po niej, gdyż nie mógł powstrzymać cisnących się na usta słów i zawadiackiej natury. Promienny uśmiech, który posłał wkrótce później powinien dać lady do zrozumienia, że tylko się droczył; w miły sposób, tak jak przystawało wobec dam. - Proszę nie przejmować się tymi dźwiękami, smoki mają teraz gody - uspokoił, dostrzegając moment zawahania na kobiecej twarzy.
Wyglądało na to, że Prudence zależy na tym, aby pozostać w rezerwacie, a równocześnie nie wie, w jaki sposób wyrazić swoją wolę tak, aby nie wyjść na nachalną. Niezwykle urocze z jej strony, że nie należała do tych szlachcianek, które od progu żądały przewodnika. Rezerwat nie mieścił się co prawda na jej ziemiach, ale zapewne by na to przystali - dla zasady, Macmillanowie byli im zdecydowanie bliżsi niż tacy na przykład Burke'owie.
- Ależ jestem już po pracy, więc chętnie zorganizuję lady herbatę i wskażę miejsce, w którym może poczekać na przyjście dziennej zmiany - odpowiedział, wstając na nogi i strzepując okruchy z koszuli. Dopił kawę jednym łykiem i zaoferował damie swoje ramię. - Ktoś na pewno będzie chętny zaprosić lady na spacer - dodał tajemniczo; niejeden casanova w rezerwacie pracował, piękna kobieta na pewno wzbudzi zainteresowanie. Elric również zauważał jej wdzięki, był jednak zapracowany i oporny. Przytłoczony wspomnieniami, które sprawiały, że każda już wydawała mu się nie taka jak powinna. - Nie sprawia lady żadnych kłopotów, tutaj o zaraz piętro wyżej będzie świetlica, przed wyjściem na rezerwat pracownicy zawsze wpadają tam, żeby porozmawiać. - I się obudzić.
Trzymając drobne ramię, zaczął prowadzić Prudence ciemnym, tchnącym skórą korytarzem. Tu i tam zapalone pochodnie rzucały na kamienną podłogę podłużne, wibrujące cienie.
- I urocza jak pierwszy wiosenny skowronek - dokończył po niej, gdyż nie mógł powstrzymać cisnących się na usta słów i zawadiackiej natury. Promienny uśmiech, który posłał wkrótce później powinien dać lady do zrozumienia, że tylko się droczył; w miły sposób, tak jak przystawało wobec dam. - Proszę nie przejmować się tymi dźwiękami, smoki mają teraz gody - uspokoił, dostrzegając moment zawahania na kobiecej twarzy.
Wyglądało na to, że Prudence zależy na tym, aby pozostać w rezerwacie, a równocześnie nie wie, w jaki sposób wyrazić swoją wolę tak, aby nie wyjść na nachalną. Niezwykle urocze z jej strony, że nie należała do tych szlachcianek, które od progu żądały przewodnika. Rezerwat nie mieścił się co prawda na jej ziemiach, ale zapewne by na to przystali - dla zasady, Macmillanowie byli im zdecydowanie bliżsi niż tacy na przykład Burke'owie.
- Ależ jestem już po pracy, więc chętnie zorganizuję lady herbatę i wskażę miejsce, w którym może poczekać na przyjście dziennej zmiany - odpowiedział, wstając na nogi i strzepując okruchy z koszuli. Dopił kawę jednym łykiem i zaoferował damie swoje ramię. - Ktoś na pewno będzie chętny zaprosić lady na spacer - dodał tajemniczo; niejeden casanova w rezerwacie pracował, piękna kobieta na pewno wzbudzi zainteresowanie. Elric również zauważał jej wdzięki, był jednak zapracowany i oporny. Przytłoczony wspomnieniami, które sprawiały, że każda już wydawała mu się nie taka jak powinna. - Nie sprawia lady żadnych kłopotów, tutaj o zaraz piętro wyżej będzie świetlica, przed wyjściem na rezerwat pracownicy zawsze wpadają tam, żeby porozmawiać. - I się obudzić.
Trzymając drobne ramię, zaczął prowadzić Prudence ciemnym, tchnącym skórą korytarzem. Tu i tam zapalone pochodnie rzucały na kamienną podłogę podłużne, wibrujące cienie.
This is my
home
and you can't
frighten me
frighten me
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
Sojusznik Zakonu Feniksa
Budynek administracji
Szybka odpowiedź