Ukryta polana
AutorWiadomość
Ukryta polana
Dwadzieścia dwie stopy od czarnego kamienia w lewo, piętnaście w stronę księżyca i trzy w serce - to krótka inskrypcja, która widnieje na omszałym głazie, którego kolor lśni czernią, chłonącą światło nawet w dzień. Miejsce przeklęte, osłonięte mgłą - to czujesz, gdy postępujesz ledwie widoczną, leśną ścieżką. A nawet ona zdaje się kryć w cieniu poszarpanych wiatrem drzew i ciemności, która zagląda przez korzenie. Polana, do której docierasz - wydaje się cicha, zbyt cicha - pomyślisz - i masz rację. Jedyne dźwięki wydajesz ty, a ziemia chrzęści pod stopami w bolesnej skardze. cel, który osiągasz, wita cię kolejnymi cieniami i siecią wysokich traw, przerzedzonych czarnymi plamami gęstej, tajemniczej substancji.
Jaśniejsze smugi przebijające się przez poskręcane drzewa i gęstą, jakby kleistą mgłę tylko nieznacznie ułatwiały dostrzeżenie czegokolwiek w tej zatrważającej ciemności, będącej dziełem zapewne czarnej magii. Samael widział zaś jeszcze mniej, prawie oślepiony własnymi łzami, niekontrolowanie spływającymi po zapadniętych, pokrytych twardym, niechlujnym zarostem policzkach. Wstrząsnęły nim dreszcze, a mężczyzna otarł podpuchnięte, mocno zaczerwienione oczy, uporczywie idąc naprzód. Drobny dyskomfort go nie powstrzymał: to była ledwie przeszkoda, nic takiego, nic, z czym nie dałby rady się uporać. Bał się o Julie i nie kontrolował tego, tak jak nie potrafił wstrzymać myśli. Jednocześnie palących się gniewem, jak i dogasających brakiem nadziei. Zbieżne wizje krążyły w głowie Avery'ego, sprawiając, że miotał się niezdecydowany między jednym wyborem, a drugim. W końcu, po długiej i zażartej walce zwyciężał strach, lęk, obawa i wyrzuty sumienia, że do tego dopuścił, że nie potrafił się nią zająć, że naraził Julienne na niebezpieczeństwo... Obietnica Vitalija na chwilę dodała mu otuchy - podniósł wzrok na wyniszczoną twarz mężczyzny i uśmiechnął się słabo, w podzięce, po czym niemalże zarył twarzą w ziemię, szukając śladów i pokazując je Karkarovowi, by je zobaczył, by nie ośmielił się mu powiedzieć, że to tylko jego urojenia. Materializujące się nagle pod postacią jasnowłosej dziewczynki. Poznałby ją wszędzie - identyczny wzrost, identyczne jasne włoski, otaczające główkę niby złocista aureola, biała sukienka, podobna do tych, w jakie stroił ją w każdą sobotę. Bez wahania, bez zastanowienia, w kilku krokach znalazł się przy drzewie, przy tej postaci, przy swojej córce.
-Julie - zawołał, a jego głos złamał się w połowie, wciąż drżący ze strachu i radości - Julie - powtórzył ciszej, pragnąc ją objąć i uspokoić, przytulić do siebie, upewnić się, że jest i że jej małe serduszko na pewno jeszcze bije.
-Julie - zawołał, a jego głos złamał się w połowie, wciąż drżący ze strachu i radości - Julie - powtórzył ciszej, pragnąc ją objąć i uspokoić, przytulić do siebie, upewnić się, że jest i że jej małe serduszko na pewno jeszcze bije.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Szedł przed siebie powoli i ostrożnie, próbując nie poślizgnąć się w błotnistej ziemi. Podłoże zasysało jego stopy, wciągając je głęboko, więc z każdym kolejnym krokiem ciężki, mokry brud oblepiał jego nogawki i płaszcz jeszcze bardziej. Czuł się ociężały, wolniejszy, ale był przez to nie mniej skupiony na tym, co obserwował. Oświetlał sobie drogę światłem płynącym z różdżki, podążając wzrokiem za śladami, które prowadziły ich w nieznane. Błotnista ścieżka pełna pozornie zwykłych śladów prowadziła ich między drzewami, które szumiały złowieszczo i choć wiosna niosła ze sobą etap odrodzenia, odgłosy, które docierały do jego uszu przypominały przestrogę przed łamanymi gałęziami martwych drewnianych kolumn. Zwolnił kroku, dostrzegając na brzegach ścieżki, po której szli dziwnie odznaczające się plamy, błota? mazi? Nie był pewien, czy srebrzyste plamy, które ewidentnie się poruszały — błoto się przecież nie porusza — były tym samym, co ujrzeli w karczmie? Czy coś było pod nim? Skierował różdżkę w tamtą stronę z zamiarem zbliżenia się do dziwacznego podłoża, lecz stale nasilający się ból głowy stał się w końcu nie do zniesienia. Przymknął oczy i przyłożył palce do skroni, ostatecznie stojąc w miejscu. Przez chwilę próbował pozbyć sobie bólu, aż w końcu przestał z nim walczyć, pojmując, że to znów musiało być sprawką przedziwnej obecności. Nie lekceważył intuicji, która jeszcze nigdy go nie zawiodła. Nie ignorował nigdy szeptów swojego wewnętrznego oka, które otwierało się niespodziewanie. Czymkolwiek było to coś też nie zamierzał się go pozbyć, bo tylko to pomagało mu zrozumieć, z czym mieli tak naprawdę do czynienia. Dziwne swędzenie przypominało maleńkie zwierzę, które próbuje przekopać się przez czaszkę i dostać do środka. Było nieznośne, irytujące i niezwykle uciążliwe, ale był pewien, że jest w stanie to przetrwać. Próbował złapać tę nić na nowo. Nawet jeśli obecność miała komukolwiek zaszkodzić, otaczali go ludzie, którzy z pewnością umieliby sobie z nią poradzić — i liczył na to, że obędzie się bez uśmiercania kogokolwiek.
Głos Samaela zabrzmiał gdzieś z boku, spojrzał więc w jego kierunku odruchowo spod wpółprzymkniętych powiek.
Głos Samaela zabrzmiał gdzieś z boku, spojrzał więc w jego kierunku odruchowo spod wpółprzymkniętych powiek.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
To nie było możliwe, żeby mała szlachcianka znajdowała się w środku lasu otoczona przez dziwne, drzewopodobne stworzenia. Nie chowałaby się między drzewami przed własnym ojcem. Co do tego nie było wątpliwości. Samael nie wyglądał jednak na człowieka, który gotów byłby mnie posłuchać. Miałem tylko nadzieję, że nie zrobi sobie krzywdy wchodząc tam, gdzie nie powinien. Próbowałem mieć go na oku. Podobnie jak Ramseya, który wprawdzie wydawał się wreszcie ponownie być sobą, jednak obawiałem się, że dziwna magia, która oderwała go od rzeczywistości mogła w każdej chwili powrócić. Cokolwiek się działo, musiałem poradzić sobie z tym sam. Jak zwykle. Uchwyciłem pewniej różdżkę rozglądając się czujnie po okolicy. Zobaczyłem niewielki kształt obok drzewa i stanąłem. Coś było nie tak. Dopiero po chwili zorientowałem się, że między drzewami przemykają nieuchwytne cienie, tajemnicze sylwetki. Krótkie spojrzenie na Avery'ego, który najwyraźniej pogrążony był w swoich majakach równie silnie, co Ramsey pokazywało, z jak dziwną rzeczą mieliśmy do czynienia. Pamiętałem, jak światło zadziałało na dziwną maź w karczmie. Potrzebowałem go, by zobaczyć więcej, potrzebowałem go, żeby się zastanowić, spróbować dowiedzieć się, z czym mamy do czynienia. I przy okazji przypilnować Samaela i Ramseya, na których cała magia zdawała się działać znacznie mocniej niż na mnie.
- Lumos maxima.
- Lumos maxima.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Vitalij Karkarow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Gdzie znowu była? Gdzie ją zabrał?
Nie poruszała sinymi ustami, próbując go odnaleźć. Zamiast jednak odnaleźć ciemnookie spojrzenie, zamiast głosu zwiastującego zakończenie bólu - stała w ciemności. Zimny wiatr targał pomiętą i brudną o czarnych plam, długą koszulą. Bose stopy zapadały się w błocie - Gdzie jesteś? głos miała słaby, drżący i zmęczony. Jak długo będzie kazał jej jeszcze czekać? Bała się coraz bardziej, ale kazał jej wytrzymać. Nie rozumiała tylko kim byli i czego chcieli nieznajomi. Byli obcy, ale umieli patrzeć. Też przyszli po ból? Skuliła się, gdy dostrzegła kto jeszcze się zbliżał. Znowu będzie bolało.
- Julie - prawie odskoczyła, gdy usłyszała przy sobie głos, ale nieznajomy nie mógł jej zrobić krzywdy. Już nikt nie mógł. Tylko czemu ciemny granat źrenic mężczyzny w których czaiła się znajoma nuta, tak bardzo ją bolał? Musiała zobaczyć.
Ukarany i odkupiony.
- To nie moje imię - Samael usłyszał cichutki głos, ale sylwetka drobnej, jasnowłosej postaci rozmywała się jak mgła - Nie wrócisz już do niej, ale... - czy to szeptał wiatr? - będzie spała spokojnie - ledwie widoczny już zarys zniknął, nie pozostawiając po sobie nic, ponad wirujące powietrze, ślady małych stóp w błocie i... przeszywający ból atakujący barki. Dwa, cieniste szpony pokracznie wykrzywionej istoty - przebijały się przez skórę arystokraty, zatapiając coraz głębiej, rozdzierając ciało. Krew trysnęła, pozostawiając na czerniącej się kończynie? szkarłatne ślady.
Gdzie jest teraz twoja siła? Gdzie zemsta? Gdzie kara? - w jednej chwili cicha obecność, która wcześniej wręcz łagodnie szeptała w twoim umyśle, zmieniła się w dudniącą burzę, niby stado szerszeni zamknięte w ciasnej przestrzeni. Ramsey czuł, jak coś rozrywa jego umysł. Mieszał się w nim wizg końskiego rżenia, uderzenia kół o bruk? kobiecy, agonalny wrzask i szyderczy śmiech, który też zmienił się głuchy charkot, jakby coś rozerwało właścicielowi gardło. Upadłeś na kolana wypuszczając z dłoni różdżkę i gasząc blask lumosa. Przed sobą dostrzegłeś parę jątrzących szkarłatów w zapadłych źrenicach, które zniknęły, gdy zapalił się obok ciebie nowy blask oddalający cały, atakującym twój umysł ból i rozpraszający mrok.
Kula światła błysnęła jasno, by po kilku sekundach zacząć migać i blednąć. Vitalij wiedział, że zaklęcie nie było pełne, ale dawało szansę na kilka chwil rozeznania. Powykrzywiane cienie, które znajdowały się zbyt blisko rzucanych przez światło promieni - wycofały się gwałtownie, a kilka znajdujących się najbliżej, otuliła mgiełka dymu. jako jedyny dostrzegłeś, że nad Samaelem zawisł cień, który mimo zapalających się płomieni na szarym cielsku, zaciskał szpony na barkach mężczyzny, zupełnie, jakby się na nim żywił... Jako jedyny też widziałeś, że twój syn upadł na kolana w czarną, srebrzystą maź, wypuszczając różdżkę z dłoni.
Vitalij - kula światła, będzie działa jeszcze tylko przez jedną kolejkę. Potem będzie trzeba powtórzyć zaklęcie. Mogłeś spróbować pomóc Samaelowi, albo dla Ramseya. Jeśli pomagasz synowi oprócz rzutu na akcję (lub czar) musisz wykonać rzut k100+ silna wola. Deklarując pomoc Samaelowi - rzucasz tylko na akcję (zaklęcie).
Ramsey czujesz ogromne mdłości i silne zawroty głowy. Nie opuszcza cię wrażenie, że coś ciągnie cię dalej na ścieżką. Nakaz?, ale możesz próbować się mu opierać. Niezależnie od podjętej przez ciebie akcji - rzucasz k100 + silna wola. Jeśli chcesz czarować - musisz odzyskać różdżkę, leżącą na ziemi, obok twoich kolan. Wciąż masz -5 do rzutów.
Samael - masz szansę spróbować wyrwać się z atakujących cię szponów. St 80 + sprawność. Mimo bólu, wciąż zaciskasz w dłoni różdżkę. Jeśli teraz nie uda ci się uwolnić i nikt ci nie pomoże, st wyrwania z każdą turą będzie zwiększać się o 5. Z racji obrażeń masz -5 do rzutu.
Nie poruszała sinymi ustami, próbując go odnaleźć. Zamiast jednak odnaleźć ciemnookie spojrzenie, zamiast głosu zwiastującego zakończenie bólu - stała w ciemności. Zimny wiatr targał pomiętą i brudną o czarnych plam, długą koszulą. Bose stopy zapadały się w błocie - Gdzie jesteś? głos miała słaby, drżący i zmęczony. Jak długo będzie kazał jej jeszcze czekać? Bała się coraz bardziej, ale kazał jej wytrzymać. Nie rozumiała tylko kim byli i czego chcieli nieznajomi. Byli obcy, ale umieli patrzeć. Też przyszli po ból? Skuliła się, gdy dostrzegła kto jeszcze się zbliżał. Znowu będzie bolało.
- Julie - prawie odskoczyła, gdy usłyszała przy sobie głos, ale nieznajomy nie mógł jej zrobić krzywdy. Już nikt nie mógł. Tylko czemu ciemny granat źrenic mężczyzny w których czaiła się znajoma nuta, tak bardzo ją bolał? Musiała zobaczyć.
Ukarany i odkupiony.
- To nie moje imię - Samael usłyszał cichutki głos, ale sylwetka drobnej, jasnowłosej postaci rozmywała się jak mgła - Nie wrócisz już do niej, ale... - czy to szeptał wiatr? - będzie spała spokojnie - ledwie widoczny już zarys zniknął, nie pozostawiając po sobie nic, ponad wirujące powietrze, ślady małych stóp w błocie i... przeszywający ból atakujący barki. Dwa, cieniste szpony pokracznie wykrzywionej istoty - przebijały się przez skórę arystokraty, zatapiając coraz głębiej, rozdzierając ciało. Krew trysnęła, pozostawiając na czerniącej się kończynie? szkarłatne ślady.
Gdzie jest teraz twoja siła? Gdzie zemsta? Gdzie kara? - w jednej chwili cicha obecność, która wcześniej wręcz łagodnie szeptała w twoim umyśle, zmieniła się w dudniącą burzę, niby stado szerszeni zamknięte w ciasnej przestrzeni. Ramsey czuł, jak coś rozrywa jego umysł. Mieszał się w nim wizg końskiego rżenia, uderzenia kół o bruk? kobiecy, agonalny wrzask i szyderczy śmiech, który też zmienił się głuchy charkot, jakby coś rozerwało właścicielowi gardło. Upadłeś na kolana wypuszczając z dłoni różdżkę i gasząc blask lumosa. Przed sobą dostrzegłeś parę jątrzących szkarłatów w zapadłych źrenicach, które zniknęły, gdy zapalił się obok ciebie nowy blask oddalający cały, atakującym twój umysł ból i rozpraszający mrok.
Kula światła błysnęła jasno, by po kilku sekundach zacząć migać i blednąć. Vitalij wiedział, że zaklęcie nie było pełne, ale dawało szansę na kilka chwil rozeznania. Powykrzywiane cienie, które znajdowały się zbyt blisko rzucanych przez światło promieni - wycofały się gwałtownie, a kilka znajdujących się najbliżej, otuliła mgiełka dymu. jako jedyny dostrzegłeś, że nad Samaelem zawisł cień, który mimo zapalających się płomieni na szarym cielsku, zaciskał szpony na barkach mężczyzny, zupełnie, jakby się na nim żywił... Jako jedyny też widziałeś, że twój syn upadł na kolana w czarną, srebrzystą maź, wypuszczając różdżkę z dłoni.
Vitalij - kula światła, będzie działa jeszcze tylko przez jedną kolejkę. Potem będzie trzeba powtórzyć zaklęcie. Mogłeś spróbować pomóc Samaelowi, albo dla Ramseya. Jeśli pomagasz synowi oprócz rzutu na akcję (lub czar) musisz wykonać rzut k100+ silna wola. Deklarując pomoc Samaelowi - rzucasz tylko na akcję (zaklęcie).
Ramsey czujesz ogromne mdłości i silne zawroty głowy. Nie opuszcza cię wrażenie, że coś ciągnie cię dalej na ścieżką. Nakaz?, ale możesz próbować się mu opierać. Niezależnie od podjętej przez ciebie akcji - rzucasz k100 + silna wola. Jeśli chcesz czarować - musisz odzyskać różdżkę, leżącą na ziemi, obok twoich kolan. Wciąż masz -5 do rzutów.
Samael - masz szansę spróbować wyrwać się z atakujących cię szponów. St 80 + sprawność. Mimo bólu, wciąż zaciskasz w dłoni różdżkę. Jeśli teraz nie uda ci się uwolnić i nikt ci nie pomoże, st wyrwania z każdą turą będzie zwiększać się o 5. Z racji obrażeń masz -5 do rzutu.
Obecność dała o sobie znać silniej niż do tej pory, a mimo to uchwycenie jej istoty stało się niemożliwe. Była jakimś dziwnym bytem, który nieoczekiwanie zbliżał się do niego, kusząc nieznanym i oddalał, kiedy starał się cokolwiek zrozumieć z przedziwnej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nie czuł się opętany przez cokolwiek — inaczej musiałby przyznać wiele lat temu, że czarna magia zawładnęła jego umysłem całkowicie, lecz mimo to miał wrażenie, że tylko on doświadczał tego przedziwnego uczucia; tylko w jego umyśle odbywała się wykańczająca walka o prawdę. Rany na plecach przestały być uciążliwe, kiedy ból głowy nasilił się, w końcu prawie go paraliżując. Potworny huk rozległ się w jego głowie. Trzask rozbił się o jego czaszkę, wytrącając mu różdżkę z drżącej dłoni. Odruchowo chwycił się za głowę, wciskając palce obu dłoni w skronie, ale ani to, ani jego stłumiony przez zaciśnięte zęby krzyk nie przyniosły mu ukojenia. Upadkowi na kolana w błotniste podłoże towarzyszył plusk, ale nawet go nie słyszał. W głowie wciąż huczał mu kobiecy krzyk, stukot kopyt i trzask kół drewnianego powozu. Szkarłatne ślepia z zapadnietych oczodołów były powrotem dostrasznej wizji, która wtedy nie przeraziła go tak jak w tej chwili. To coś atakowało wszystkie jego zmysły, ogłupiając go i zniewalając na moment, lecz wszystko zelżało momentalnie. Gdy łapczywie zaczerpnął powietrza i otworzył oczy, ujrzał blask. Światło rozgromiło ból i chaos w jego głowie, lecz wciąż czuł tępe pulsowanie po obu stronach. Miał wrażenie, że musi iść dalej, podążyć ścieżką, jakby coś bezdźwięcznie wzywało go w ciemność. Oddychał głęboko, próbując opanować paskudne mdłości. Gdzie był jego ojciec? Samael? Przeklęty ból głowy nie pozwalał mu się skupić, lecz cokolwiek się działo nie mógł pozostać bezbronny. Chciał odnaleźć różdżkę, która upadła gdzieś w błoto, więc zanurzył w nim ręce. Wyczuł ją pod palcami, zacisnął je na niej i uniósł. Nie zamierzał dłużej poddawać się tej przedziwnej sile, która nie ofiarowała mu żadnych odpowiedzi.
— Pokaż się.
— Pokaż się.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Parł naprzód, pewny, że widzi swoją córeczkę. Musiał być przy niej, musiał ją chronić, za wszelką cenę, jaką przyszłoby mu za to zapłacić. Już nie dbał o siebie, nawet obraz Laidan, obecnej przy nim nieustannie zamglił się i wyblaknął, przykryty wizją płaczącej, zagubionej Julie. Jego mała dziewczynka cierpiała, bała się, wyczuwał to instynktownie, tak jak każdy rodzic potrafił rozpoznać krzywdę swojego dziecka. Prawie biegł, aby do niej dopaść, marząc tylko o zamknięciu drobnej istotki w swoich ramionach, o uspokajającym pogłaskaniu po jasnych włosach, o powrocie do domu. Zapomniał o pokracznych stworach, o martwej kobiecie, o czarnomagicznej aurze przeszywającej go lodowatym dreszczem, liczyła się tylko Julienne, jego aniołek, który... nagle zniknął. Jeszcze przed chwilą widział ją wyraźnie: w białej, odświętnej sukience, z rozpuszczonymi włosami, majacząca gdzieś na tle starych, powykrzywianych drzew. Zdawało mu się, że tylko mrugnął, a ona przepadła - słyszał już tylko dziecięcy głosik, który jednak nie przypominał w niczym jej tonu. Był dziwny, szeleszczący, przypominający gwizdanie wiatru i Avery stracił wiarę, czy przypadkiem nie wmówił sobie jej obecności, czy nie doznał już trwałego pomieszania zmysłów, czy też może coś innego płata mu okrutne figle. Ale... na drodze przecież pozostały wydeptane ślady maleńkich stópek, należących do dziecka, a Samael dalej czuł, że ona tu jest. I nawet groźby - dziwny głos przepowiadał mu przyszłość? - nie sprawiły, że zaczął lękać się o siebie. Wciąż drżał z obawy o swoją córeczkę, co się z nią stanie, czy nie spadł jej ani jeden włos z jasnej główki.
-Obiecujesz? Mojej Julie nic nie jest? - zawołał głośno, w przestrzeń, chrapliwie wciągając powietrze, obawiając się odpowiedzi. A jeśli to była okrutna kpina, straszna drwina, mająca jedynie go osłabić? Nieważne: musiał mieć pewność, że uczynił wszystko, byle tylko małej nie działa się krzywda - nic jej nie zrobisz? - ponowił, rozpaczliwie, po czym jęknął z bólu, czując rozrywane ostrymi szponami ciało.
-Lamino - wycharczał, instynktownie kierując rękę z różdżką w kierunku atakującego go stworzenia. Bolało, tracił dużo krwi, ale nadal najważniejsza była Jill.
-Obiecujesz? Mojej Julie nic nie jest? - zawołał głośno, w przestrzeń, chrapliwie wciągając powietrze, obawiając się odpowiedzi. A jeśli to była okrutna kpina, straszna drwina, mająca jedynie go osłabić? Nieważne: musiał mieć pewność, że uczynił wszystko, byle tylko małej nie działa się krzywda - nic jej nie zrobisz? - ponowił, rozpaczliwie, po czym jęknął z bólu, czując rozrywane ostrymi szponami ciało.
-Lamino - wycharczał, instynktownie kierując rękę z różdżką w kierunku atakującego go stworzenia. Bolało, tracił dużo krwi, ale nadal najważniejsza była Jill.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Dużo rzeczy działo się równocześnie. Samael zdawał władować się w spore niebezpieczeństwo, kiedy Ramsey znowu reagował na tajemniczą, nieznaną mi magię. Wyczarowane światło blakło, w każdej chwili mogło zgasnąć. Najwyraźniej niewiele pomagało na srebrzystą maź, która właśnie oblepiała mojego syna i na kształt, który rozpościerał się nad głową Avery'ego. Przynajmniej nie mogło być dużo gorzej.
- Flippendo Tria.
Przemieszczenie Ramseya i Samaela wydało się w tej chwili najlepszym pomysłem, na jaki wpadłem w tym momencie.
- Flippendo Tria.
Przemieszczenie Ramseya i Samaela wydało się w tej chwili najlepszym pomysłem, na jaki wpadłem w tym momencie.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Vitalij Karkarow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Ciemność potrafiła drążyć. I ta wokół leśnej dróżki zdawała się sycić obecnością nieznajomych, którzy stąpali błotnistą wyrwą, w której wciąż odznaczały się wyraźne ślady kół i końskich kopyt. W oddali słychać było chrzęst i niewyraźne rżenie, ale to rzeczywistość wokół działała aktualnie najbardziej wyraźnie. Jasne światło wiszącej kuli coraz mocniej bladło, co chwilę gasło i na nowo rozświetlało się, jak płomyk świeczki na wietrze. Ten sam wilgotny podmuch porwał słowa Ramseya, nie odnajdując odpowiedzi. Tylko nieznośny ból w skroniach informował, ze jeszcze przed kilkoma momentami, coś wdarło się do jego umysłu.
Ten sam brak odpowiedzi czekał Samaela, który mimo próśb, rozkazów? nie otrzymał już żadnego słowa niesionego dziecięcym głosem. Bieląca się mgiełka zniknęła, a Avery został z rosnącym bólem w przebitych barkach. Zaklęcie poszło pewnie, jakby desperacja napędzała płynącą we krwi magię. Wyczarowane noże w mgnieniu oka zaatakowały stworzenie na tyle silnie, że jedno ze szponów odłamało się od "właściciela". Druga kończyna o zakrzywionych pazurach? wciąż jednak tkwiła głęboko w ranie. Przynajmniej...do czasu.
Zaklęcie Vitalija udało się bezbłędnie. Moc przepłynęła gorącem przez dłonie mężczyzny i wystrzeliło świetlistą smugą. Nagły wiatr, który się zerwał nie należał do zwyczajnych. W kilka sekund pęd wzmógł się, a pomiędzy drzewami i leśną ścieżyną pojawiło się miniaturowe tornado, które z zawrotną prędkością wdarło się pomiędzy tańczące cienie porywając wszystkie napotkane na swej drodze osoby. Gwałtownym szarpnięciem podniósł się do góry Ramsey, a huczący wicher odbierał możliwość oddechu, szarpiąc ciałem niby szmacianą lalką. Te same zachłanne ramiona tornada chwyciły w objęcia Samaela, boleśnie odrywając go od maszkary, która w niekontrolowanym pląsie znalazła się w wirze. Dołączyły do niego inne cienie, które wierzgały i wiły się zataczając kolejne, pędzące kręgi. I ten sam wiatr chwycił i swego stwórcę - Vitalija, unosząc w górę wraz błotem, liśćmi, gałęziami i połamanymi kawałkami drzew.
Każdy z was wykonuje dwa rzuty k100 - pierwszy na wytrzymałość/zwinność o st 80, drugi na utrzymanie różdżki 70. Do wyników możecie doliczyć sprawność(ale nie musicie, jak nie chcecie).
Minusy:
Ramsey - 5
Samael -5
Na odpis macie 48h
Ten sam brak odpowiedzi czekał Samaela, który mimo próśb, rozkazów? nie otrzymał już żadnego słowa niesionego dziecięcym głosem. Bieląca się mgiełka zniknęła, a Avery został z rosnącym bólem w przebitych barkach. Zaklęcie poszło pewnie, jakby desperacja napędzała płynącą we krwi magię. Wyczarowane noże w mgnieniu oka zaatakowały stworzenie na tyle silnie, że jedno ze szponów odłamało się od "właściciela". Druga kończyna o zakrzywionych pazurach? wciąż jednak tkwiła głęboko w ranie. Przynajmniej...do czasu.
Zaklęcie Vitalija udało się bezbłędnie. Moc przepłynęła gorącem przez dłonie mężczyzny i wystrzeliło świetlistą smugą. Nagły wiatr, który się zerwał nie należał do zwyczajnych. W kilka sekund pęd wzmógł się, a pomiędzy drzewami i leśną ścieżyną pojawiło się miniaturowe tornado, które z zawrotną prędkością wdarło się pomiędzy tańczące cienie porywając wszystkie napotkane na swej drodze osoby. Gwałtownym szarpnięciem podniósł się do góry Ramsey, a huczący wicher odbierał możliwość oddechu, szarpiąc ciałem niby szmacianą lalką. Te same zachłanne ramiona tornada chwyciły w objęcia Samaela, boleśnie odrywając go od maszkary, która w niekontrolowanym pląsie znalazła się w wirze. Dołączyły do niego inne cienie, które wierzgały i wiły się zataczając kolejne, pędzące kręgi. I ten sam wiatr chwycił i swego stwórcę - Vitalija, unosząc w górę wraz błotem, liśćmi, gałęziami i połamanymi kawałkami drzew.
Każdy z was wykonuje dwa rzuty k100 - pierwszy na wytrzymałość/zwinność o st 80, drugi na utrzymanie różdżki 70. Do wyników możecie doliczyć sprawność
Minusy:
Ramsey - 5
Samael -5
Na odpis macie 48h
Nie słyszał już nic, żadnej wskazówki, jaką mógłby się nasycić, która mogłaby przynieść mu chociaż chwilowe ukojenie. Spokój, pewność o życie jego małej córeczki, o to, że nic złego się jej nie stanie. Za tę informację oddałby życie - czy śmierć już została mu przepowiedziana przez tego widmowego stwora? - ale nie dowiedział się już niczego, a jedyny płomień, jeszcze grzejący połowicznie martwe serce, został gwałtownie zdmuchnięty przez ciszę. Ciszę, skoncentrowaną w nocnej porze, a później rozchodzącej się w niepokojących dźwiękach. Jego krzyk, rozdzierający powietrze po nagłym ataku i głębokim rozcięciu skóry, schrypnięty głos Vitalija wypowiadającego zaklęcie, świst noży, wyczarowanych własną mocą Avery'ego i godzących w straszliwą maszkarę... Zdarzenia zapętlone w czasie: stwór odskakiwał od niego, jedno z jego ramion się oderwało, puścił Samaela, lecz druga szponiasta ręka nadal tkwiła w buchającej krwią ranie, a w tym samym czasie już porywał ich magicznie wywołany wiatr, silne tornado, w jakim znaleźli się wszyscy - Ramsey, na którego właściwie nie zwracał uwagi, zapominając o jego istnieniu, on sam, z potworem wciąż tkwiącym niebezpiecznie blisko niego w mocnym wirze i Karkarov, twórca tego zamieszania... dającego im chwilową przewagę? Wiatr chłostał po ciele, Avery czuł zawroty głowy, wciąż tracił krew, ale kurczowo zaciskał dłoń na różdżkę, wiedząc, że absolutnie nie może jej upuścić.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ukryta polana
Szybka odpowiedź