Wydarzenia


Ekipa forum
Boczna ulica
AutorWiadomość
Boczna ulica [odnośnik]02.05.15 13:10
First topic message reminder :

Boczna ulica

Jedna z wielu bocznych uliczek Londynu, mniej zatłoczona, cichsza, otoczona raczej budynkami i kamienicami mieszkalnymi, niż sklepikami i restauracjami. Wzdłuż chodnika piętrzy się rząd przepięknych latarni, rozświetlających nocą gęste mroki nieprzeniknionej londyńskiej mgły. Raz na jakiś czas przejedzie mugolski samochód, kiedy indziej drogę przebiegnie dziecko. Wysoka zabudowa uniemożliwia rozpoznanie jakichkolwiek orientacyjnych punktów miasta w oddali, nie da się dostrzec stąd Big Bena. Łatwo się zgubić, jeśli nie zda się dobrze miasta.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczna ulica [odnośnik]16.09.19 0:45
| 18.02

Nadal była świeżym nabytkiem w gronie sojuszników Zakonu. Nie zdążyła jeszcze się zbyt mocno wykazać, nie znała też wszystkich członków organizacji ani innych ważnych informacji, jednak cierpliwie czekała na moment, kiedy Zakonnicy postanowią jej zaufać i zaangażować ją w swoją działalność. W tak trudnych czasach pewien dystans i ostrożność był czymś normalnym i na zaufanie należało sobie zapracować. Choć zawsze była trochę w gorącej wodzie kąpana, rozumiała to. Zaoferowała jednak pomoc w misjach, gdyby było jakieś zadanie, do którego jej umiejętności mogą się przydać. Niestety nie miała żadnych szczególnych talentów poza zwinnością, bystrym okiem i umiejętnością gry w quidditcha. I metamorfomagią. Zamierzała to jednak zmienić, podszkolić się w obronie i urokach, by lepiej pomóc towarzyszom i stać się dla nich użytecznym sojusznikiem.
I tak okazano jej sporo zaufania, skoro powiedziano jej o Oazie, gdzie ukrywano czarodziejów ściganych i gnębionych przez obecny ład. Zgodziła się pomóc w zorganizowaniu transportu i dostarczeniu tam niezbędnych rzeczy, takich jak ingrediencje, medykamenty i inne najpotrzebniejsze przedmioty, dzięki którym ukrywający się czarodzieje mogliby w miarę normalnie funkcjonować. Często w końcu porzucali swoje dotychczasowe życie, nie zdążywszy zabrać ze sobą zbyt wielu rzeczy.
Nie zdziwiło jej ani trochę, że do Zakonu należała Poppy. Jakby się dobrze zastanowić, młoda i zdolna uzdrowicielka o wielkim sercu bardzo pasowała do idei niesienia pomocy ponad podziałami. Umówiły się niedaleko miejsca, z którego miały odebrać skrzynie ze składnikami. Żeby Poppy mogła ją rozpoznać Jamie nie metamorfowała się mocno. Przed aportowaniem się w Londynie zmieniła jedynie długość i kolor włosów. Nie były już krótkie, czarne i postrzępione, a ciemnoblond, lekko falowane i sięgające do połowy pleców. Spięła je w koński ogon, by nie przeszkadzały, gdy będzie trzeba wsiąść na miotłę i latać. Może to wystarczy, by zamaskować swoją tożsamość na tyle, by nikt na pierwszy rzut oka nie rozpoznał w niej zawodniczki Harpii, zresztą z racji swojego krótkiego stażu w Zakonie nie wiedziała jeszcze, jak bardzo niebezpieczne potrafiły bywać misje. Gdyby wiedziała, na pewno zamaskowałaby się dużo staranniej, jednak z racji wyjątkowo mroźnej aury i tak miała na sobie długi płaszcz z kapturem.
Gdy ujrzała uzdrowicielką, podeszła do niej.
- To ja – mruknęła, wiedząc że wystający spod kaptura jasny koński ogon mógł być mylący, jednak uderzająco zielone oczy były te same co zawsze, podobnie jak twarz i wysoki wzrost. – Więc co robimy? W czym mogę ci pomóc? – zapytała; Poppy, jako już doświadczona Zakonniczka, na pewno wiedziała więcej. Jamie zdradzono tylko tyle co niezbędne; miała pomóc w przetransportowaniu pozyskanych dziś rzeczy do Oazy. – Jeśli nie będzie tego dużo można się z tym teleportować lub podczepić do mioteł od spodu. Albo masz może jakąś zaczarowaną torbę lub coś w tym rodzaju? Lub świstoklik mogący nas przenieść ze wszystkim? – spytała. Nie miała jednak pojęcia, ile mogło być pakunków. Nigdy wcześniej nie uczestniczyła w czymś podobnym, ale może Poppy tak.
Ruszyły w stronę apteki, z której miały odebrać pakunki z ingrediencjami, z których później w Oazie zakonowi alchemicy i uzdrowiciele na pewno zrobią użytek.

| korzystam z opcji metamorfomagii - Rzut zbędny: Zmiana kształtu jednej konkretnej części ciała w inną (np. zmiana koloru włosów, kształtu nosa).








Ostatnio zmieniony przez Jamie McKinnon dnia 24.11.19 19:34, w całości zmieniany 1 raz
Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Boczna ulica [odnośnik]06.10.19 22:15
Trudno było się jej pozbierać po wieściach o śmierci profesor Bagshot. Właściwie wciąż tego nie zrobiła. Traciła w swoim życiu niemal wszystkich, na których jej zależało. We wczesnym wieku straciła rodziców, później Charlesa, w wojnie, która się rozpętała przyjaciół, a teraz... Mentorkę, autorytet, skarbnicę wiedzy. Trudno powiedzieć, aby były blisko, czy łączyły je wyjątkowe więzi, przynajmniej ze strony pani profesor, lecz dla panny Pomfrey była kimś naprawdę niesamowitym. Od nikogo tyle się nie nauczyła zarówno jako człowiek, jak i alchemik, uzdrowiciel, badacz, pod niczyimi skrzydłami nie rozkwitła tak bardzo - lata nauki podczas uzdrowicielskiego kursu nie nauczyły Poppy tyle, co czas spędzony z badaczką historii magii. Oddała życie, by dzieci przeżyły - czyż nie było większego bohaterstwa niż poświęcenie samej siebie dla innych? Profesor Bagshot była dobrą i złotą kobietą. Najszlachetniejszą jaką znała. Dlatego jej strata bolała uzdrowicielkę tak bardzo, że nie potrafiła ująć tego w słowa.
Minął miesiąc, Poppy wciąż nie przebolała tej żałoby, wylała już morze łez, lecz nie tkwiła w miejscu bezczynnie. Położenie kresu anomaliom było zwycięstwem, ale bitwy, nie całej wojny. Grindelwald to nie był ich jedyny wróg, pojawił się inny, równie potężny, który w krótkim czasie zagarnął dla siebie Ministerstwo Magii i wiele innych instytucji. Lord Voldemort ukrywał się w cieniu, lecz to za jego sprawą Cronus Malfoy i jego rząd zaczęli nękać czarodziejów i czarownice mugolskiego pochodzenia, zwolenników rebelii Harolda Longbottoma. Znaleźli się w niebezpieczeństwie, ale mieli dla nich bezpiecznie schronienie. Na wyspie, na której dotąd więziono najgroźniejszych przestępców, dzięki potędze białej magii powstała oaza, bezpieczna przystań dla wszystkich, którzy potrzebowali ochrony. Do wioski, nieustannie rozbudowywanej dzięki Longbottomowi, wciąż przybywali nowi mieszkańcy. Na razie nie było tam wiele, wioska nie była samowystarczalna, zapasy musieli sprowadzać z zewnątrz wszelkimi dostępnymi sposobami. Pozyskiwanie ingrediencji i zaopatrywanie oazy w mikstury lecznicze powierzono pannie Pomfrey; miała koordynować transporty, składać zamówienia i odbierać je, dbając przy tym o bezpieczeństwo - swoje i towarów.
Na początku lutego, z jednej z aptek na ulicy Pokątnej, miała odebrać od zaufanego aptekarza duże zamówienie składników na eliksiry lecznicze. Były więc bardzo cenne, nie mogli ich stracić, nie dysponowali nieograniczonymi środkami pieniężnymi, Poppy była pewna, że sama sobie nie poradzi. Poprosiła więc o pomoc. Przydzielono do tego zadania pannę McKinnon, którą znała już od dłuższego czasu, choć dopiero niedawno łączył je także Zakon Feniksa. Była ciekawa, czy Jamie wiedziała, że to Poppy zdradziła sekret istnienia Zakonu jej starszemu bratu - ale to nie był czas, ani miejsce, by o tym rozmawiać.
Pojawiła się na Pokątnej o umówionej godzinie w zwykłej, brązowej sukience i granatowym płaszczu, włosy miała spięte nad karkiem, wyglądała zwyczajnie i nie przykuwała uwagi. Uważnie wypatrywała Jamie, nie rozpoznając jej od razu przez zmieniony kolor włosów, nie mogła sobie przypomnieć, czy już wcześniej wiedziała, że dziewczyna jest metamorfomagiem.
- Och, to ty. Dzień dobry - westchnęła z ulgą, zbliżając się do sojuszniczki. Rozejrzała się wkoło, by mieć pewność, że nikt podejrzany blisko się nie kręci i jej słowa nie wpadną w niepowołane uszy. - Musimy odebrać składniki na eliksiry od zaufanego aptekarza. Będzie ich bardzo dużo, nie poradzę sobie raczej z teleportacją, nie uniosę tyle. Przyczepienie ich do miotły... To niezły pomysł. Jeśli pan Spinnet użyczy mi swojej, to i mogłabym polecieć... - zastanowiła się cicho. Potrafiła latać, na pewno nie tak dobrze jak graczka quidditcha, właściwie to nawet nie w połowie tak dobrze, ale była pewna, że utrzyma się na miotle i nie runie w dól razem ze skrzynkami. Nie szalała już tak gwałtowna śnieżyca.
- Ile taka miotła jest w stanie unieść? - zapytała, zamartwiając się, czy uda im się wszystko bezpiecznie przetransportować. Ruszyła za Jamie w stronę głównego wejścia do apteki.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Boczna ulica [odnośnik]06.10.19 23:14
Jamie też doświadczyła swojej straty, kiedy przez pożar ministerstwa zginął jej ojciec. Wiedziała, jak to jest utracić kogoś ważnego i bliskiego, ale paradoksalnie to właśnie to wydarzenie pchnęło ją ku temu, by próbować coś zrobić i nie myśleć tylko o quidditchu i dobrej zabawie. To, że dzisiaj znajdowała się właśnie tutaj, a nie gdzieś indziej, było właśnie rezultatem tego, że zaczęła szukać innej ścieżki i ktoś wspaniałomyślnie jej ją pokazał, czyniąc ją sojuszniczką Zakonu Feniksa.
Chciała pomagać. Wiedziała, że nawet drobne gesty są bardzo znaczące. Jakakolwiek pomoc, którą można było okazać tym, którzy byli pokrzywdzeni. Nawet niby proste dostarczenie odpowiedniego zaopatrzenia było czymś, co mogło polepszyć życie tych, którzy musieli uciekać ze swoich domów, by nie ucierpieć. Dawna Jamie pewnie kręciłaby nosem na tak nudne zadanie, ale obecnie przyjmowała to wszystko z pokorą, świadoma tego, że musi się wykazać i że każda pomoc jest ważna. Nie tylko samo zbawianie świata i ratowanie tych ludzi, ale też dbanie o to, by mogli jako tako funkcjonować w bezpiecznym schronieniu przygotowanym dla nich przez Zakon.
Dlatego też Jamie przygotowała się do misji na miarę swoich możliwości, a także przezornie zmieniła kolor i długość włosów. Nie chciała metamorfować się całkiem, by Poppy była w stanie ją rozpoznać, kiedy już przybędzie. Panna McKinnon, choć była córką alchemiczki, nie znała się zbytnio na eliksirach i składnikach, jej wiedza była podstawowa, ale to Poppy zajmowała się takimi kwestiami, ona miała zatroszczyć się o to, by dało się to bezpiecznie przetransportować.
Dobrze, że w ogóle byli ludzie, którzy chcieli pomagać mimo ryzyka, które to ze sobą niosło. Dlatego nie mogły przyciągnąć zbyt wiele uwagi, by nikt niepożądany nie zainteresował się uczynnym aptekarzem. Nie chciały by spotkały go jakieś problemy. Przywitała się z uzdrowicielką, posyłając jej uśmiech; była pełna zapału do swojej pierwszej misji.
Wysłuchała słów Poppy.
- Możemy spróbować to przyczepić, tylko musiałybyśmy to dobrze obwiązać, by nic nie wypadło. I zadbać o odpowiednie mocowanie do miotły. Jeśli nie będziemy lecieć bardzo szybko, jesteśmy w stanie to dostarczyć na miejsce, choć oczywiście potrwa to dłużej niż teleportacja. Zawsze też możemy brać po trochę i wracać tu kilka razy, jeśli jednak wolałabyś nie latać na taką odległość – zastanowiła się; mówiła cicho, bo choć w pobliżu było pusto to nigdy nie wiadomo. Mogłyby to brać w mniejszych ilościach, teleportować się najbliżej terenów Zakazanego Lasu jak się dało, i później stamtąd zabrać wszystko do Oazy. Ale przy teleportacji i tak było ryzyko, że coś się zniszczy lub zgubi. Eliksiry i ingrediencje były delikatne. – W każdym razie przydałyby się jakieś paski lub liny, żeby te pakunki odpowiednio podczepić do miotły i zapewnić im podparcie.
Miała przy sobie miotłę, jeśli Poppy pożyczyłaby skądś drugą dla siebie, mogłyby lecieć razem.
Dotarły do apteki, gdzie właściciel i jego dzieci przekazali im pakunki. Było tego sporo.
- Nie jestem pewna, jak my się z tym zabierzemy za jednym razem... – zastanowiła się, przyglądając się paczkom. Musiały mądrze je podzielić i przymocować. Jamie poprosiła aptekarza, by użyczył im czegokolwiek, czym można podczepić paczki do mioteł. Była silna, więc też pomagała w noszeniu tych cięższych pudeł, jednocześnie kombinując nad ich dobrym ułożeniem i połączeniem. Miotły nie były ogromne i nie miały nieograniczonego udźwigu, choć na szczęście obie czarownice nie były bardzo ciężkie.
Akurat wyniosła ze sklepiku ostatnie pudło, kiedy usłyszała odgłos zbliżających się kroków. Odruchowo spięła się, wpatrując się w tamtym kierunku. Obawiała się potencjalnych kłopotów, które mogłyby utrudnić bezpieczne zabranie stąd pakunków.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Boczna ulica [odnośnik]12.10.19 17:02
- Brać po trochę i wracać tu kilka razy? Do Szkocji? - spytała z niedowierzaniem, czy aby na pewno dobrze zrozumiała co Jamie miała na myśli. Potrząsnęła głową, to nie wchodziło w grę. - Nie, to bez sensu, Hogwart jest za daleko stąd, zajęłoby to nam bez mała ze dwa dni... - odpowiedziała stanowczym tonem. Nie miały na to czasu, nie było takiej możliwości, aby to wykonać. Ani Poppy nie była fizycznie tego dokonać, jej kondycja fizyczna pozostawiała wiele do życzenia, nie dałaby sobie rady przy takich dalekich i wyczerpujących podróżach pod rząd, ani aptekarz nie wyraziłby zgody, aby załatwiły to w ten sposób. Ich ciągła obecność i wynoszenie pakunków wzbudziłyby podejrzenia i przyciągnęły niepotrzebną uwagę, a to było ostatnim, czego potrzebowały. - Musimy to w jakiś sposób dobrze przymocować - postanowiła ostatecznie. W aptece z pewnością znajdą się materiały, które będą mogły wykorzystać jako liny. - W ostateczności może uda nam się to wszystko przelewitować przed nami... - mruknęła, a w jej głosie wyraźnie rozbrzmiały wątpliwości; obie mogły rzucić czar Wingardium Leviosa, ale co jeśli po drodze warunki pogodowe przerwą działanie zaklęcia i pakunki runą w dół? Jeśli się zniszczą, stracą cenne materiały i pieniądze przekazane przez bardziej majętnych Zakonników na rzecz Oazy. Pomyślała, że ewentualnie mogłyby też teleportować się na zmianę z pojedynczymi pakunkami, ale to też nie był najlepszy pomysł - na terenie Hogwartu nie można było się teleportować, a pozostawienie ich bez opieki gdzieś w Hogdmeade było wykluczone. Okazja czyniła złodzieja. Jamie mogłaby pozostać na straży, ale wtedy Poppy na Pokątnej zostałaby sama... Wszystkie opcje miały swoje minusy. Najbezpieczniejszą wydawała się wspólna podróż na miotłach do Szkocji z pakunkami przytwierdzonymi do mioteł. Z podjęciem ostatecznej decyzji jeszcze się wstrzymała. Nie wiedziały jak dużo ingrediencji przygotował pan Spinnet. Poppy ruszyła w stronę głównego wejścia do apteki, spokojna o to, czy go zastanie. Wcześniej kontaktowała się z nim listownie i umówiła na konkretną godzinę, Obiecał, że o tej porze będzie oczekiwał na nie sam, że odprawi innych pracowników. Cichy dzwoneczek oznajmił ich przybycie, kiedy uzdrowicielka pchnęła drzwi.
- Panno Pomfrey! - przywitał ją od razu męski, przyjazny głos należący do czarodzieja w średnim wieku, niskiego i przysadzistego, z serdecznością wypisaną na twarzy.
- Panie Spinnet... Wszystko mam nadzieję, że zdrowie dopisuje? Co u żony? - zapytała z troską. Nie mieli wiele czasu, ale to nie wykluczało poświęcenie chwili na drobne uprzejmości. O to, czy u niego i rodziny w porządku nie pytała - w takich czssach nikt nie miał się w porządku.
Aptekarz odwzajemnił ciepły uśmiech Poppy.
- Tak, wszyscy zdrowi, choć ostatnio mamy problem z bahankami... Żona dostaje szału, nie może sobie poradzić... - odpowiedział, rozkładając przy tym bezradnie ręce.
- W Czarownicy napisali chyba o tej pladze i jak sobie z nimi poradzić - zastanowiła się uzdrowicielka. Dałaby sobie rękę uciąć, że czytała o tym ostatnio.
- No nic. Wszystko jest na zapleczu. Chodźcie ze mną, pomożecie mi to wynieść.
Czarodziej gestem lewej ręki zaprosił ich, aby poszły za nim na niewielkie zaplecze, gdzie czekały już na nie drewniane skrzynie pełne słojów i pudełek z cennymi ingrediencjami. Wzięcie tego w ręce i teleportacja stanowczo odpadały: Poppy nie udźwignęłaby tak dużego ciężaru. Zaklęciami przenieśli skrzynie za aptekę, opuścili ją tylnym wyjściem.
Stukot obcasów zwrócił uwagę Poppy, która odwróciła się nie mniej spięta, co Jamie, ale ujrzała jedynie zbliżającą się czarownicę w śliwkowej tiarze na głowie, a przed nią biegła dwójka dzieci. Chłopiec i dziewczynka, nie mający więcej niż dziesięć i sześć lat.
- Julio! Nie spodziewałem się was tak wcześnie - zawołał zdziwiony Spinnet, wychodząc żonie na powitanie i odbierając od niej wiklinowy kosz ciężki od zakupów. Czarownica zażartowała z niego, poprawiając kołnierzyk koszuli, wspominając o zakupach u madame Maklin na które z jakiejś przyczyny ją wysłał.
Poppy odchrząknęła cicho, zwracając na siebie uwagę mężczyzny, gdy cała czwórka do nich podeszła.
- Nie chciałabym zawracać panu głowy, ale czy byłby pan tak uprzejmy i użyczył mi miotły? Nie spodziewałyśmy się, że będzie tego tak wiele... Zwrócę ją panu jeszcze dzisiaj. Miałby pan liny? Przywiązałybyśmy to wszystko do mioteł i... - poprosiła aptekarza uzdrowicielka, wyraźnie zakłopotana, ale chciała zniknąć z bocznej uliczki jak najszybciej, by nie sprawić problemu ani sobie, ani Spinnetowi.
- Ależ nie ma problemu, panno Pomfrey! - zawołał mężczyzna, opuszczając ich, by wrócić na zaplecze. Nie było go zaledwie kilka chwil, podczas których Poppy pozwoliła sobie zapytać panią Spinnet o zdrowie dzieci, a gdy wrócił pomógł im przymocować pakunki do mioteł.
- Nawet pan nie wie jak jestem panu wdzięczna... - zaczęła Poppy, uśmiechając się ciepło, ale nie zdołała do kończyć, bo...
Koło jej głowy świsnęła butelka, a nieopodal rozbrzmiał szyderczy śmiech brzmiący bardziej jak rechot.[/i]
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Boczna ulica [odnośnik]12.10.19 23:00
Przetransportowanie takiej ilości rzeczy nie było łatwe. Jamie nigdy tego nie robiła, bo nie zajmowała się handlem ingrediencjami, więc nie była obeznana z technikami ich transportu. To była też jej pierwsza misja, a że jej wiedza o Zakonie była niewielka, nie wiedziała, czy Poppy i inni robili coś takiego wcześniej. Chciała jednak się wykazać i pomóc organizacji jak najlepiej, dlatego zamierzała zadbać o to, by cenne produkty nie uległy zniszczeniu.
- Więc musimy zabrać się za jednym razem – rzekła. – Nie, to za daleko i za wysoko, by lewitować to Wingardium leviosa, poza tym będziemy lecieć zbyt szybko, a przemieszczanie tym zaklęciem szybkie nie jest, poza tym w locie trudno podtrzymywać ciągłe zaklęcie. Musimy to przywiązać do spodów mioteł, tylko dobrze, żeby nic nie spadło.
To było daleko, a więc wyzwanie było spore i trudno było sobie pomóc zaklęciem, które musiałyby nieustannie podtrzymywać, co w locie było bardzo trudne nawet dla osób dobrze latających. Jamie potrafiła latać, ale nie była pewna jak z miotłą radzi sobie uzdrowicielka. Dla Poppy latanie na dalekie odległości pewnie było bardziej wykańczające niż dla Jamie, która często godzinami trenowała na boisku do quidditcha w różnych, nie zawsze sprzyjających warunkach pogodowych. Miała też więcej siły i lepszą kondycję.
Za uzdrowicielką weszła do apteki. Nie wtrącała się w rozmowę kobiety z aptekarzem; ta dwójka najwyraźniej się znała, Jamie tu była głównie do pomocy, gotowa zaoferować siłę swoich mięśni oraz umiejętności miotlarskie. Na zapleczu czekały na nie skrzynie. Jamie była dość silna, by przenosić pakunki własnymi rękami, dla niej nie były tak ciężkie jak dla drobnej, kruchej Poppy. Były to zapewnie głównie zioła, ale też słoiki ze składnikami zwierzęcymi. Nie widziała dokładnie, bo były w paczkach. Wynosiły je na tyły, nie mogły wyjść z tym od frontu, gdzie mogłoby to przyciągnąć uwagę. Aptekarz i jego dzieci uczynnie im pomagali, nawet tak młodzi czarodzieje chcieli w jakikolwiek sposób pomóc, nawet jeśli miało to być tylko przeniesienie kilku mieszków.
Jamie poprosiła jeszcze aptekarza o jakieś liny, siatki lub cokolwiek, co mogłoby pomóc w przymocowaniu paczek do mioteł. Powinien mieć takie rzeczy, przynajmniej tak sobie wyobrażała, że paczki dostarczano mu w jakiś sposób zabezpieczone do transportu. Na zapleczu znalazło się coś w rodzaju sieci zaplecionej z cienkich linek; Jamie wzięła ją i ułożyła na niej część paczek, całość obwiązała sznurem, korzystając ze zręczności swoich dłoni, i zabrała się za przytraczanie tego do swojej miotły w więcej niż jednym miejscu, by lina się nie przerwała. Starała się układać pakunki tak, by ciężar był rozłożony równomiernie i podczas lotu nie doszło do niebezpiecznego przechyłu miotły w jedną stronę. W taki sam sposób przygotowała partię paczek, która miała zostać przyczepiona do miotły Poppy, wypożyczonej przez uzdrowicielkę od aptekarza.
Ledwie skończyła wykonywać ostatnie wiązania, zabezpieczając pakunek najlepiej jak umiała przed zsunięciem się, rozerwaniem lub przechyłem mogącym zagrozić zarówno uzdrowicielce, jak i ładunkowi, zdała sobie sprawę, że w uliczce na tyłach apteki pojawił się jeszcze ktoś, i to ktoś zdecydowanie niepowołany. Odwróciła się w tamtą stronę, mając nadzieję, że to tylko przypadkowi intruzi, których uda się spławić. Miała nadzieję, że to nikt powiązany z obecną władzą, kto mógłby im realnie zagrozić. W powietrzu świsnęła butelka, uderzając w ścianę blisko Poppy i krusząc się z trzaskiem, a ziemię zasypały odłamki szkła. Kilku sięgało po różdżki, co upewniło Jamie w tym, że byli to czarodzieje. Pijani, a co za tym szło, mogli być zaczepni i niebezpieczni. Czy byli powiązani z ich wrogami? Nie wiadomo, ale nie można było tego wykluczyć. Mogli być zwykłymi opryszkami i złodziejaszkami, którzy zwęszyli okazję, by okraść dwie czarownice i zarobić na kolejne butelki alkoholu, ale mogli też mieć powiązania z rycerzami lub ludźmi Malfoya. Wszystko było możliwe.
Jamie zdawała sobie sprawę, że pojedynek byłby wysoce niewskazany, bo rykoszetem mógłby oberwać aptekarz i jego dzieci, wciąż obecni w uliczce, stojący blisko drzwi do apteki, ale nadal znajdujący się w zasięgu potencjalnego zagrożenia. Jamie nie chciała ryzykować, że którekolwiek z nich ucierpi, mężczyźni mogli w końcu znać czarną magię lub inne paskudne czary. Poppy, choć była znakomitą uzdrowicielką, prawdopodobnie nie znała się na pojedynkach, co znaczyło że McKinnon byłaby sama przeciwko paru drabom o nieznanych umiejętnościach.
- Weź ich i uciekajcie. Postaram się jakoś ich zatrzymać, by kupić wam trochę czasu – szepnęła szybko do stojącej obok Poppy, wiedząc, że inteligentna uzdrowicielka sobie poradzi. Potem hardo spojrzała na nadchodzących mężczyzn, którzy byli coraz bliżej, wyraźnie zainteresowani tym, co działo się w zaułku. – Hej, panowie, może się jakoś dogadamy? – zapytała, mimo ściskającego w środku niepokoju uśmiechając się przymilnie, próbując skorzystać z kobiecych wdzięków, z których na co dzień korzystała rzadko, ale miała też świadomość tego, że jej wygląd nie był obojętny dla mężczyzn. Nie wiadomo czy próby pertraktacji i bajerowania przyniosą efekt, ale musiała przynajmniej spróbować zająć ich na tyle, by zyskać czas dla Poppy i bliskich aptekarza na ucieczkę. Ryzykowała i to bardzo, ale zdawała sobie sprawę, że trochę też po to tu była, by w razie niebezpieczeństwa pomóc uzdrowicielce, bo nawet jeśli daleko jej było do aurorów, to coś tam potrafiła. I była sprytna i spostrzegawcza, więc od razu zaczęła uważnie obserwować ruchy tamtych, gotowa szybko reagować na zagrożenie. Nie atakowała pierwsza, zdając sobie sprawę, że to mogłoby ich sprowokować do tego, by zaczęli miotać zaklęciami, a przy ich obecnej pijanej koordynacji z łatwością mógłby oberwać ktoś postronny, choć jeśli aptekarz z dziećmi mieli dość zdrowego rozsądku, już schowali się z powrotem we wnętrzu zaplecza, znikając z pola rażenia potencjalnych zaklęć.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Boczna ulica [odnośnik]10.11.19 17:35
Obawy uzdrowicielki co do użycia zaklęcia Wingardium Leviosa zostały głośno zwerbalizowane przez pannę McKinnon, przez co ostatecznie odrzuciła tę myśl z głowy, postanawiając skupić się na tym, by przymocować odpowiednio pakunki do mioteł. Liczyła na to, że aptekarz będzie mógł posłużyć im podpowiedzią i pomocą; nie ona jedna wszak składała większe zamówienia, choć to było wyjątkowe - bo utrzymane w całkowitej tajemnicy. Dlatego w sklepie nie było nikogo prócz nich, zapewne pan Spinnett wysłał rodzinę i dzieci na zakupy umyślnie, by nie martwić ich tą przysługą dla zaufanej uzdrowicielki, ale wrócili prędzej, niż wszyscy się spodziewali.
W sklepie Poppy spojrzała z lekką przyganą na Jamie: mogła się choć przywitać i zdecydować na kilka zwyczajowych uprzejmości, by wzbudzić zaufanie mężczyzny, a jedynie stała jak milczący słup soli oczekując jedynie na polecenia. Owszem, pojawiła się tutaj głównie po to, aby pomóc uzdrowicielce przetransportować zamówione składniki i cięższe pakunki, ale nie powinna była zapominać o dobrym wychowaniu.
Na całe szczęście pan Spinnet zdecydował się im pomóc. Spełnił prośbę o liny, materiały, którymi mogłyby przymocować skrzynie i worki do mioteł; pomógł im także to zrobić w taki sposób, by podczas podróży były bezpieczne i stabilne.
Naprawdę chciała mu szczerze podziękować. Zwłaszcza, że nie opuścił ich nawet wówczas, gdy pojawiła się jego rodzina; pani Spinnet patrzyła na nich z podejrzliwością podszytą zaniepokojeniem o to, czy mąż nie pakuje się czasami w kłopoty. Poppy chciała zniknąć razem z Jamie jak najszybciej, aby naprawdę ich nie przyciągnąć - ale one i tak się pojawiły, choć nie było w tym niczyjej winy.
Koło głowy panny Pomfrey świsnęła butelka. Mało brakowało, a dostałaby nią po głowie. Podskoczyła w miejscu, przestraszona, obracając głowę w stronę źródła paskudnego rechotu. Żona aptekarza przywołała gestem swoje dzieci, które przylgnęły do niej, zaś on sam starał się je zasłonić własnym ciałem, prawą dłoń wsuwając do kieszeni.
- Hej, co tam macie? Jakiś dobry towar? Podzielicie się? - zawołał jeden z mężczyzn, wyraźnie przewodzący grupie; był wysoki, barczysty i miał nalaną od wieloletniego nadużywania alkoholu, czerwoną twarz. Złośliwość spływała z oczu na wąskie, wykrzywione usta. Jego towarzysze wtórowali mu śmiechem. Może dasz się zaprosić na skrzacie wino, co dziewczyno? krzyknął drugi, zwracając się do Jamie.
- Nie, nie mamy nic, to tylko apteka, proszę pana - odpowiedziała Poppy, starając się brzmieć spokojnie i stanowczo, ale jednocześnie uprzejmie, by nie rozdrażnić mężczyzn.
Liczyła, że sprawa rozejdzie się po kościach. Nie wyglądało przecież na to, aby śledzili czarownice aż do apteki - raczej na to, że pojawili się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, szukali zaczepki i zwietrzyli okazję. Może przywołał ich niepokój i zdenerwowanie kobiet, niczym rekina kropla krwi w morzu.
- [i]Dogadamy się jak ściągniesz szatę[/b] - odpowiedział Jamie oprych, odsłaniając w lubieżnym uśmiechu połóżłkłe zęby.
Zza jego pleców wychynął inny czarodziej, uniósł różdżkę i wycelował nią w aptekę; promień zaklęcia zniszczył witrynę, a pani Spinnet krzyknęła zlękniona. Jamie kazała im uciekać - ale gdzie? Gdzie miała ich zabrać, dokąd? Nie mogły też zostawić pakunków. Gorączkowo próbowała w myślach odnaleźć sposób na wybrnięcie z tej okropnej sytuacji, w której się znalazły.
- Gdzie? Którędy? - spytała cicho, gorączkowo; wyszły innym wyjściem, nie znała tej ulicy, na głównej części Pokątnej mogły wpaść na przedstawicieli nowej władzy. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Boczna ulica [odnośnik]11.11.19 18:56
Na początku wszystko szło jak z płatka. Aptekarz zgodził się zaoferować im pomoc; Jamie nie wiedziała, czy też był sojusznikiem Zakonu, czy po prostu dobrym, zaufanym znajomym Poppy. Pozostawało faktem, że niezależnie od tego bardzo ryzykował pomagając organizacji stojącej w opozycji do aktualnej władzy, i gdyby ktoś się o tym dowiedział na pewno wpadłby w poważne tarapaty wraz ze swoją rodziną. Jamie nie była jeszcze w samym Zakonie, nie wtajemniczano jej w nic naprawdę ważnego, ale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Jej bliscy też mogliby być zagrożeni gdyby ktoś dowiedział się o jej udziale w tym wszystkim, ale wiedziała też, że prawdopodobnie żadne z nich nie próbowałoby jej od tego odwieść, a ojciec, gdyby żył, byłby z niej dumny.
Przymocowanie pakunków poszło im sprawnie. Doświadczona w quidditchu Jamie wiedziała mniej więcej, jak rozlokować paczki by zrównoważyć miotły, aby możliwy był bezpieczny lot. Żadna z nich nie będzie mogła lecieć szybko ani wykonywać karkołomnych akrobacji, ale prosty lot nie powinien sprawić poważniejszych trudności.
To nie tak, że była nieuprzejma; rzecz jasna przywitała się z aptekarzem, ale i tak nie znała się na fachowej zielarskiej czy alchemicznej terminologii, więc oddała pałeczkę Poppy i sama wcieliła się dziś w rolę tej, która dźwigała ciężkie rzeczy i kombinowała jak je przetransportować. Skomplikowane nazwy rzadkich roślin nie mówiły jej wiele, bo pamiętała jedynie podstawy z Hogwartu i tylko by się skompromitowała próbując udawać że się zna. Grunt że to Poppy się znała, była w końcu uzdrowicielką i alchemiczką i dużo lepiej wiedziała co zrobić z tym wszystkim co było w pudłach i mieszkach.
Niestety nie dane im było opuścić tego miejsca dyskretnie i w spokoju. Ktoś się napatoczył, kto nie musiał, ale mógł być powiązany z ich wrogami, co stwarzało ryzyko nie tylko dla nich, ale przede wszystkim dla aptekarskiej rodziny, bo do pana Spinneta dołączyli też jego bliscy. Nie można było ryzykować, że ci niewinni, dobrzy ludzie ucierpią, dlatego Jamie zdawała sobie sprawę że muszą być ostrożne i zyskać na czasie. I to jak najszybciej. Mężczyźni może nie wyglądali bardzo groźnie, ale nie byli pokojowo nastawieni, zaś śmigające w zaułku zaklęcia mogły rykoszetem trafić aptekarza i jego bliskich.
- Jeśli zostawicie tych ludzi w spokoju, to może i dam się zaprosić – rzuciła; oczywiście nie miała takiego zamiaru, ale musiała skupić jakoś ich uwagę na sobie, by patrzyli na nią, nie na rodzinę Spinnetów. Pozorowała lekkość i beztroskę w głosie, ale w głębi duszy czuła niepokój i myślała gorączkowo, jednocześnie się rozglądając. I wtedy, gdy błysnęło pierwsze zaklęcie jednego z mężczyzn, w odbiciu witryny na przeciwko apteki to dostrzegła, odbijający się obraz znajdującego się kilka metrów za budynkiem apteki wąskiego zaułka biegnącego w bok, gdzieś dalej w plątaninę uliczek. Oby to nie był ślepy zaułek.
- Tam – szepnęła, wskazując Poppy dostrzeżoną potencjalną drogę ucieczki. – Niech się tam schowają i biegną jak najdalej stąd. Leć za nimi na miotle, nie wzbijaj się zbyt wysoko. Może znają tu w okolicy miejsce, gdzie mogą bezpiecznie się schować. – Gdyby chociaż Poppy udało się uciec, ocaliłaby też tę część ładunku, która znajdowała się pod jej miotłą. Jamie musiała sama zatroszczyć się o to, jak wydostać stąd swoją część. Możliwe, że rodzinę aptekarza też będą musieli zabrać do Oazy, ale do tego potrzebowaliby więcej mioteł, bo objuczone ładunkami miotły Jamie i Poppy nie uniosą jeszcze kilkorga ludzi.
Ale najpierw Jamie musiała jakoś odgrodzić mężczyznom drogę, by kupić dla nich kilka minut. Gdyby jej się udało...
- Murusio! – zaraz po poinstruowaniu Poppy i pokazaniu jej drogi ucieczki rzuciła zaklęcie przed siebie, pomiędzy ściany najbliższych budynków, dokładnie między sobą a mężczyznami, by zablokować im przejście. Oczywiście mogło jej się nie udać, ale gdyby wyszło, mężczyźni musieliby poświęcić kilka cennych minut, by zniszczyć mur, a wtedy oni mogli zdążyć się oddalić na bezpieczną odległość. Jamie była szybka, szybsza od Poppy, więc zdąży ją później dogonić. Priorytetem była rodzina aptekarza i ładunki pod miotłami, więc ponagliła ich gestem, by uciekali, co też po chwili zrobili, w czasie gdy Jamie próbowała rzucić zaklęcie, przez co, na dźwięk głośnej inkantacji, uwaga nieznajomych skupiła się na niej i tym co robiła, a nie tych, którzy znajdowali się za jej plecami i właśnie uciekli z możliwego pola rażenia. Napastnicy ewidentnie nie byli zbyt bystrzy ani zbyt trzeźwi, co mogło okazać się pomocne. McKinnon wydawała się teraz ciekawszym celem.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Boczna ulica [odnośnik]11.11.19 18:56
The member 'Jamie McKinnon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 77
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Boczna ulica [odnośnik]24.11.19 18:04
- Będą wiedzieć, że im pomagasz, powiedzą o tym komuś, przyjdą po nas - szeptała spanikowana pani Spinnet do męża, patrząc na niego z wyraźną pretensją, a Poppy, słysząc te słowa, podszyte strachem o bezpieczeństwo swojej rodziny, poczuła przytłaczające wyrzuty sumienia, że ich na to naraziła. Nie miała wyjścia, potrzebowali tych składników, aptekarz też wiedział, na co się decydował, ale to było silniejsze od nich.
- Zabierzemy was w bezpieczne miejsce, dobrze? - powiedziała cicho, tak, aby jej słowa dotarły jedynie do uszu Spinnetów. Mówiła poważnie: w Oazie dla każdego potrzebującego bezpiecznego schronienia znajdzie się miejsce. Spinnet od początku stycznia dostarczał im składników. Jego pomoc była naprawdę nieoceniona, a Poppy mu ufała - musiały zabrać jego rodzinę i niego samego z ulicy Pokątnej.
Młodsza dziewczynka rozpłakała się, kiedy zaklęcie pijaczka roztrzaskało szybę apteki; uzdrowicielka także poruszyła się niespokojnie, powiodła spojrzeniem za gestem Jamie, która wskazała im zaułek w oddali. Czy tamtędy mogli uciec? Dokąd prowadził? Co, jeśli ta grupa czarodziejów zacznie ich gonić? Poppy miała dziwne przeczucie, że znają to miejsce znacznie lepiej niż one. Wyglądali na takich, którzy zamiast wziąć się za uczciwą pracę, trwonią czas i pieniądze na szlajanie się po barach, Pokątnej i szukaniu zaczepki. Z takimi ludźmi lepiej nie było wchodzić w dyskusje, nie odpowiadać atakiem na atak, to mogło jedynie spotęgować ich niewytłumaczalną agresję w stosunku do nich.
- A ty? Co z tobą? - spytała zaniepokojona. Sama Jamie, niedoświadczona w walce, nie miała szans z tyloma przeciwnikami w pojedynkę, lecz nie mogła w tym wesprzeć, a musiały zadbać o bezpieczeństwo Spinnetów. Poppy dosiadła miotły, zwracając się do rodziny aptekarza. - Biegnijcie w tamtą stronę, znajdziemy świstoklik, który zabierze was do Hogsmeade, tam się spotkamy - stamtąd ruszymy dalej - mówiła szybko, trochę chaotycznie, ale nie miała przecież czasu, aby teraz opowiadać im o Oazie i kryjówce, którą tam odnajdą.
Ani czarodziej, ani jego żona nie wchodzili z nią w dyskusję, nie zadawało pytań, zdając sobie sprawę z grożącego im i - a raczej przede wszystkim - ich dzieciom niebezpieczeństwa. Ruszyli przed siebie niemal biegiem, a Poppy na miotle, unosząc się nisko nad ziemią, za nimi; wierzyła, że Jamie uda się zająć ich uwagę przez chwilę, po czym odleci na swojej miotle, jej nie dogonią na pewno.
Obejrzała się przez ramię, kiedy usłyszała stukot cegieł. Przeszło jej przez myśl, że mężczyźni niszczą aptekę, ale to McKinnon wzniosła pomiędzy nimi mur, kupując im wszystkim trochę czasu.
- Idźcie przed siebie, dogonię was! - nakazała Spinnetom, po czym zawróciła na miotle w stronę sojuszniczki; wylądowała na ziemi, w pośpiechu wyciągając z kieszeni szaty fiolkę z eliksirem. - Eliksir ochrony. Nawet jeśli przebiją mur, to nie przejdą dalej, nie przepuści też żadnego zaklęcia - wytłumaczyła Jamie na jednym wydechu. Nie mogła użyć go wcześniej, gdy nic ich nie oddzielało od pijaczków, natychmiast by ją powstrzymali, ale teraz mogła je dodatkowo zabezpieczyć.
Odkorkowała fiolkę i podbiegła do muru; rozlała eliksir od ściany do ściany, wąską strużkę, która wsiąknęła w ziemię, wznosząc magiczną barierę. Poppy słyszała zza muru krzyki i wrzaski, huk, który świadczył o tym, że mężczyźni starają się go przebić.
- To zatrzyma ich na dłużej. Chodźmy, muszą dostać się do Hogsmeade, stamtąd zabierzemy ich do Oazy - wyszeptała do Jamie, dosiadając znów miotły. Spinnetowie zniknęli w zaułku, musiały ich dogonić, nie mogły teraz ich zostawić. W wiosce czarodziejów pod Hogwartem mieszkała przecież zaufana Zakonniczka, znająca sztukę teleportacji łącznej, nie odmówi im pomocy, zabierze potrzebujących do Oazy, gdy zapukają w jej drzwi.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Boczna ulica [odnośnik]24.11.19 19:32
Zależało jej na zapewnieniu rodzinie aptekarza bezpieczeństwa. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności zostali wciągnięci w tarapaty, gdy czarodzieje o niezbyt pokojowych zamiarach niefortunnie pojawili się w uliczce akurat wtedy, gdy Jamie i Poppy przygotowywały transport ingrediencji. Nie miały pewności, czy mężczyźni byli poplecznikami ich wrogów, ale nie mogły ryzykować, że do kogoś niepowołanego dotrą wieści, że Spinnetowie wspomagają Zakon Feniksa. To stanowiłoby dla nich zbyt wielkie zagrożenie, więc nie mogły ich tu teraz zostawić i odlecieć. Ci dobrzy ludzie nie mogli ucierpieć, Jamie by sobie tego nie wybaczyła, gdyby przedłożyła składniki ponad ich bezpieczeństwo.
- Ja dam sobie radę, zatrzymam ich. Kupię wam czas, bezpieczeństwo Spinnetów jest najważniejsze – rzekła szeptem w odpowiedzi na zmartwione pytanie Poppy. Nie była wytrawną pojedynkowiczką, to prawda, ale była szybka i potrafiła radzić sobie z miotłą, więc miała większe szanse ucieczki niż aptekarz z żoną i dziećmi, a także uzdrowicielka, która nie spędzała całych dni na unikaniu tłuczków i robieniu akrobacji na miotle. Poza tym ktoś musiał zostać z tyłu, by zatrzymać mężczyzn i Jamie najlepiej się do tej roli nadawała. Być może przemawiała też przez nią gryfońska brawura, ale wiedziała, że ktoś musi podjąć ryzyko, choć gdyby ci czarodzieje okazali się niebezpieczni i uzdolnieni w walce, mogłaby za to zapłacić wysoką cenę.
Ale gdy powiedziało się „A”, trzeba było powiedzieć i „B”, więc zaraz po tym, jak wyrzekła w kierunku Poppy słowa, uniosła różdżkę, wywołując inkantację Murusio. Ostatnie treningi magii obronnej opłaciły się, bo pomiędzy nią a bandą pijanych, wrogo nastawionych czarodziejów wyrósł wysoki mur, za sprawą którego McKinnon już ich nie widziała ani oni nie widzieli jej. Jeśli nie byli bardzo potężnymi czarodziejami, mur miał szansę wytrzymać kilka minut zanim zniszczą go zaklęciami. O ile będzie im się chciało to robić, zależy od tego, jak bardzo zależało im na okradnięciu Zakonniczek z cennych zapasów, za które pewnie mogliby kupić wiele butelek alkoholu. Ingrediencje w ostatnim czasie podrożały.
Jamie podbiegła do swojej miotły i już miała oderwać się od ziemi i lecieć za resztą, kiedy do uliczki wróciła Poppy, lądując obok niej i wyciągając z kieszeni eliksir.
- Świetny pomysł, to zatrzyma ich na dłużej – zgodziła się, ciesząc się, że panna Pomfrey miała w zanadrzu tak użyteczną miksturę, którą po chwili rozlała od ściany do ściany budynków, by dodatkowo zabezpieczyć to miejsce i uniemożliwić mężczyznom szybkie ruszenie za nimi. Sądząc po odgłosach próbowali sforsować mur zaklęciami.
- Im szybciej wszyscy stąd odlecimy tym lepiej – mruknęła po chwili, zwinnie wskakując na miotłę. Wystartowała ostrożnie, uważając na paczki podczepione pasami i linami do miotły i kołyszące się pod nią. Miała nadzieję że dobrze oceniła rozkład ciężaru i odpowiednio dobrała wiązania.
Razem poleciały w kierunku zaułka, w którym wcześniej zniknęli uciekający Spinnetowie i dogoniły ich, unikając wznoszenia się wyżej. Między budynkami mężczyźni nie mieli szans ich dostrzec, zwłaszcza gdy oddalały się od uliczki coraz bardziej. Spinnetowie znali to miejsce i wiedzieli, którędy szybko opuścić plątaninę uliczek, a kobiety leciały za nimi, ufając ich znajomości tej okolicy. Jamie naprawdę miała nadzieję, że mur i eliksir wytrzymają na tyle, by mężczyźni nie mieli szans domyślić się, gdzie się znajdowały i żeby zaniechali pogoni. Może zadowolą się demolowaniem witryny apteki. Szkoda, że nie mogły lepiej zabezpieczyć tego miejsca, ale nie było czasu, bo bezpieczeństwo ludzi było priorytetem, sklep można było odbudować.
- Musimy zdobyć dla nich miotły, by mogli polecieć do Hogsmeade razem z nami – powiedziała do Poppy. Podejrzewała że wypożyczenie zwykłych, tanich mioteł z Dziurawego Kotła, gdzie miała znajomą, nie powinno stanowić wielkiego problemu. Podzieliła się tym planem z uzdrowicielką, sugerując, że każde z małżeństwa Spinnetów mogłoby wsiąść na miotłę wraz z dzieckiem, młodzi Spinnetowie byli zbyt mali by pokonać taki dystans samodzielnie. Podleciała też do pana Spinneta, pytając go, czy on i jego żona potrafią latać; wciąż wystraszony aptekarz skinął głową, więc zaczęli kierować się w stronę najbliższego czarodziejskiego przybytku, gdzie Jamie znała kogoś, kto mógł pomóc bez zadawania zbędnych pytań, ale wolała nie prowadzić tam Spinnetów z wystraszonymi, zapłakanymi dziećmi, bo to mogłoby przyciągnąć czyjąś uwagę. Planowała przedstawić bajeczkę o znajomej, której miotła odmówiła posłuszeństwa i potrzebowała zapasowej, by móc polecieć wraz z Jamie.
- Zostań z nimi w zaułku, ja pójdę po te miotły – oznajmiła.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Boczna ulica [odnośnik]11.12.19 21:47
Nie mogła powiedzieć, aby nie spodziewała się, że to wszystko tak się potoczy. W tak trudnych czasach należało być cały czas przygotowanym na najgorsze. Stała czujność, powtarzali znani jej aurorzy, ostrzegający, aby miała się na baczności. Ulica Pokątna dawno już przestała być bezpiecznym miejscem, dlatego unikała odwiedzin na niej, jeśli naprawdę nie musiała. Wzięła jednak na swoje barki zaopatrzenie Oazy w eliksiry, zarówno lecznicze, jak i wszelkie inne, które tylko potrafiła uwarzyć, do tego potrzebowała składników. Spinnetowi ufała, mogła na niego liczyć, o jego pomoc była spokojna, obawiała się jednak, że zwracając się do aptekarza po nią mimowolnie ściągnie nań niebezpieczeństwo. Obawy potwierdziły się szybko. Zbyt szybko. Poppy także nie miała pojęcia kim byli ci mężczyźni. Czy to zwykli bandyci? Podpici awanturnicy szukający zaczepki, okazji do łatwego wzbogacenia się cudzym kosztem, możliwości złośliwego czynienia krzywdy i czerpania z tego uciechy?
A jeśli były śledzone?
Poppy nie wykluczała takiej możliwości. Nigdy nie powierzyła tajemnicy istnienia Zakonu Feniksa nikomu komu w pełni by nie ufała, nie opowiadała też obcym o niczym co miało związek z tą tajną organizacją, wszystko trzymała w sekrecie, nawet za cenę dziwnych spojrzeń ze strony współpracowników, bliskich, czy znajomych; zawsze starała się być ostrożna, ale była uzdrowicielką, nie wiedźmią strażniczką, nie aurorem. Nieświadomie mogła popełnić błąd, źle się wyrazić, ściągnąć na siebie uwagę. Czy poplecznicy Lorda Voldemorta wiedzieli już o jej działalności dla Zakonu Feniksa? To okrutni ludzie, nie mieliby oporów przed zaatakowaniem kogoś, kto bronić się nie potrafi.
W duchu drżała na myśl, że to rzeczywiście mogli być Rycerze Walpurgii, choć słowa, które padły raczej temu przeczyły. Nieistotne jednak kim naprawdę byli. Widzieli jak Spinnetowie przekazują im towary za apteką, w bocznych uliczkach, wyraźnie w tajemnicy. Co zrobią z taką informacją? Wolała nie myśleć. Aptekarz i jego rodzina znaleźli się w niebezpieczeństwie. Z ich winy. Musiały więc zabrać ich do Oazy, zapewnić im kryjówkę, w której będą mogli przeczekać ten czas niepewności. Jamie zdawała się to w pełni zrozumieć.
Uzdrowicielka doceniała jej odwagę i gotowość, aby stanąć samotnie przeciwko tylu przeciwnikom, byleby dać im możliwość ucieczki, ale panna Pomfrey była przezorna i przygotowana na najgorsze. Często nosiła ze sobą eliksir ochrony, tak na wszelki wypadek, by dać sobie czas na ucieczkę, jeśli wydarzy się taka sytuacja jak tego dnia. Teraz mogła sobie w duchu podziękować za tę ostrożność. Eliksir wsiąknął w ziemię i powietrze zadrżało, gdy wzniosła się do góry magiczna bariera.
Kiedy bandyta za murem cisnął w niego silne Deprimo cegły poluzowały się jedynie, lecz nie były w stanie przeniknąć przez barierę.
- Tak, ale to nie potrwa wiecznie, szybko - zgodziła się z nią szeptem; znów odepchnęła się od ziemi i poleciała przodem, by dogonić Spinnetów.
Zostawiły za sobą wysoki mur, chroniony przez eliksir, zniknęły za rogiem; w oddali dostrzegła aptekarza i jego rodzinę, zdezorientowanych i przestraszonych. Poprosiła, by z nimi poszli; kluczyli jakiś czas wąskimi uliczkami, by oddalić się jak najmocniej od apteki. Poppy ukryła się z nimi za opuszczonym sklepem, kiedy Jamie zniknęła, by znaleźć zapasowe miotły.
- Wiem jak to zabrzmi, gdy powiem: nie martwcie się, ale jest pewne miejsce, gdzie będziecie bezpieczni, to mogę wam obiecać, naprawdę. Polećcie z nami do Hogsmeade. To trudne do wytłumaczenia, musicie to zobaczyć na własne oczy, ale nic tam wam nie będzie grozić. Będziecie mogli przeczekać tam, dopóki nie upewnicie się, że apteka nie jest w niebezpieczeństwie... Przyślemy kogoś, by zabezpieczył sklep - tłumaczyła im szeptem, nieustannie oglądając się przez ramię, z obawą, że bandyci ich znajdą.
Na szczęście kroki, które usłyszała niedługo później należały do ścigającej Harpii z Holyhead. Cale szczęście, że jej znajoma mieszkała nieopodal i zgodziła się użyczyć im mioteł. Spinnetowie zaś nie mieli innego wyjścia. Dla dobra własnych dzieci zgodzili się wyruszyć z nimi do Hogsmeade.

| zt x2
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Boczna ulica [odnośnik]16.04.20 18:53
12. kwietnia
Zimna woda otrzeźwiała młode ciało i umysł; chłodne kąpiele były uważane za nietypowy zwyczaj, większość ludzi znanych Susanne wolało przesiadywać w cieple, dziewczę jednak nie potrafiło przekonać się do wyższej temperatury. Od dziecka była przekonana, że należy dostosować się do tego, czym w danej porze roku była obdarzana ludzkość, dlatego zimą skłaniała się ku lodowatym prysznicom, latem z kolei brnęła w stronę ciepłych jezior. Wiosna plasowała się gdzieś pomiędzy, w chłodnych potokach -  wyciszała się, korzystając z barwnej wyobraźni, by nie puszczać wodzy fantazji w ważniejszym momencie, na umówionym patrolu. Miękki ręcznik otulił blade ciało - powoli poddające się rosnącej adrenalinie. Nie była w Londynie od marca, nie stawiała się ani na rejestrację różdżki ani na samotne spacery, mając w sobie resztki zdrowego rozsądku - w pojedynkę mogła bardziej zaszkodzić niż pomóc. Nie bała się, gdy opuszczała Ruderę, oddalając się od domu na należytą odległość - lęki dopadły ją dopiero wtedy, gdy na miejsce zbiórki dotarła Hannah, kiedy ilość niewiadomych zaczęła spływać w otchłań myśli. Jak teraz wyglądało to miasto? Było ciche i pogrążone w rozpaczy, czy pełne rozbijających się wszędzie zwolenników tyrana? Jak wiele okropnych kreatur wędrowało po ulicach?
- Hej, Hann. Jak się czujesz? - powitanie nie należało do przesadnie wesołych, ale nie było słychać w nim też ponurej nuty, ta bowiem bardzo rzadko wybrzmiewała w głosie Susanne. Zerknęła na miotły, którymi miały dostać się do celu. Latanie wiosną było o wiele przyjemniejsze niż zimowe wyprawy i mimo trudnych okoliczności, zamierzała docenić każdą chwilę podróży. Powinna poruszyć temat mioteł, zahaczyć o dzieło dla Benjamina, lecz jeszcze nie teraz - pozwoliła sobie zwlekać. - Nie byłam w Londynie od tych ataków, ale jest pewne miejsce, w którym mogłybyśmy się rozejrzeć - część mieszkalna - podzieliła się tym, co chodziło jej po głowie od paru dni. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie sprawdziła tego rejonu, może ktoś ukrywał się tam i potrzebował pomocy? Znała parę osób z okolic i nie miała od nich żadnych znaków. Wolała nie zakładać najgorszego.
Lądowanie przebiegło gładko. Sue rozejrzała się uważnie, nie skupiając się na chowaniu mioteł do torby, dopóki nie dowiedzą się, czy w pobliżu nie ma zagrożenia - nawet jeśli zwyczajnie czuła je z zasady, ze świadomości, że przecież czai się w tym mieście, gotowe do pożarcia niewinnych ludzi.

| Sue ma ze sobą magiczną torbę, a w niej: dwie szklane butelki wody, eliksiry [Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5), Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5), Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 5), Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5), Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 26)], kryształy z białego deszczu, linę, zwykły nóż



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
boczna - Boczna ulica - Page 11 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Boczna ulica [odnośnik]16.04.20 18:53
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
boczna - Boczna ulica - Page 11 PB0XXgd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Boczna ulica [odnośnik]17.04.20 23:07
Londyn zdawał się opustoszeć. Odkąd zabrakło w nim mugoli, a czarodzieje wątpliwego dla władzy statusu krwi uciekli przed prześladowaniami, wokół zrobiło się strasznie cicho. Mugolskie pojazdy przestały kopcić i buczeć, ludzie przestali tłumnie gromadzić się na ulicach i w sklepach, parkach i na chodnikach. Pozostali ci, którzy czuli się wygodnie w nowej rzeczywistości i ci, którzy nie mieli dokąd uciec, lub nie mogli porzucić swoich rodzin, miejsc pracy, z dnia na dzień przekreślając życiowy dorobek. Była jedną z tych drugich. Nie wyobrażała sobie porzucenia rodzinnego sklepu tak nagle, pomimo niesprzyjającej sytuacji jaka zaistniała w stolicy i rosnącego z dnia na dzień niebezpieczeństwa. To miejsce było dla niej zbyt cenne, zbyt wartościowe. Nie miały nawet znaczenia włożone w niego galeony, a nawet poświęcony temu czas. Prym wiodły sentymenty. To właśnie w nim toczyło się jej dorosłe życie, z nim wiązało się najwięcej wspomnień i wartych pamiętania chwil. Spuścizna dziadka była też częścią rodzinnego biznesu. Jej, braci, rodziców. Nie mogła pozwolić, by podli czarodzieje zdeptali to wszystko, zmienili w pył. Nim zdecyduje się go opuścić przyjdzie jej poświęcić mnóstwo czasu na zabezpieczenia. Potrzebowała wciąż pieniędzy, by wyrównać rachunek, który pozwoli jej na spłatę długu. Niewiele brakowało i wiedziała, że kilka tygodni wystarczy, by zamknąć ten rozdział na dobre.
Na miejsce dotarła na miotle, już nie budzącej w nikim żadnej sensacji. Nie groziła jej zdrada kodeksu tajności, pewne rzeczy przestały mieć znaczenie. Wylądowała jednak przy wilgotnej ścianie jednej z kamienic, w cieniu, nie chcąc zbytnio rzucać się w oczy. Zamierzały się przyjrzeć okolicy, otoczeniu. Sprawdzić, czy gdzieś po rozbitych lokalach nie ukrywali się potrzebujący, którzy zabarykadowali się przed zbrodniarzami, bezmyślnie rozlewającymi niewinną krew. Susanne dostrzegła od razu. Trzymając miotłę w dłoni ruszyła w jej kierunku, poprawiając ciemny płaszcz.Upewniła się jeszcze, że ukryta różdżka pozostawała na swoim miejscu, podobnie jak fiolka z tajemniczym eliksirem, którego zastosowanie zdradziła jej Charlie.
— Susie — powitała ją przyjaźnie, po czym przelotnie rozejrzała się dookoła. — W porządku, dziękuję. A ty?— spytała, powracając do niej spojrzeniem, by przyjrzeć się jej delikatnej, dziewczęcej buzi. — Miasto się zmieniło —ale na pewno sama to z łatwością dostrzegła. Wepchnęła głośno i pokiwał głową. — Wygląda przerażająco, prawda?— Uśmiechnęła się gorzko,  zerkając niechętnie na bruk. — Myślisz, że ktoś może się tam jeszcze ukrywać? Są tam jakieś piwnice lub poddasza? — Jeśli nie w mieszkaniach to właśnie tam mogłyby kogoś znaleźć. Skinęła jej głową i ruszyła, co jakiś czas odwracając się, by sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi.
Po wylądowaniu zamarła na moment, rozglądając się. Wokół panowała istna cisza. Gdzieś w oddali rozbrzmiały kroki, ale zdawały się oddalać z każdą sekundą.
— Chyba nic nam nie grozi — mruknęła. — To tam?— Wskazała ruchem głowy na kamienice przed sobą.



| Ma ze sobą eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 28 i miotłę


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
boczna - Boczna ulica - Page 11 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Boczna ulica [odnośnik]27.04.20 22:58
Przyszywająca cisza i pogaszone światła były pierwszym, na co zwróciła uwagę. Za dnia musiało być jeszcze gorzej, każdy kto choć raz był w Londynie doskonale znał tłok, zabiegani ludzie wpisywali się w krajobraz tych okolic i nigdy, przenigdy nie podejrzewałaby, że ta część rzeczywistości ulegnie tak okropnemu wypaczeniu. Dopiero teraz, patrząc na miasto z bliska, stawiając kroki na brukowanej uliczce, Susanne uderzył przerażający fakt - wygnali stąd tak wielu ludzi, a przecież zawsze byli mniej liczną grupą. Zmartwiony wzrok przesunął się po oknach, jakby z resztką nadziei, że kogoś tam ujrzy. Musiałby być wyjątkowo nieroztropny.  
- Zdecydowanie lepiej niż londyńczycy - odparła smutno, nie mogąc oderwać spojrzenia od opustoszałej dzielnicy. - Wyobrażam sobie, że jeszcze gorzej jest za dnia - pogładziła palcem skroń w zamyśleniu, szybko jednak spróbowała odgonić te myśli. Powinny się skupić na tym, co da się zrobić, nie na tym, co było stracone. Pokiwała krótko głową, przenosząc wzrok na Hannah; teraz w błękitnych tęczówkach pobłyskiwało więcej determinacji, trzeba było walczyć z lękiem i przykrymi przypuszczeniami, podsuwanymi przez wyobraźnię. - Są. Wychodziłam na dach jednej z kamienic, co do piwnic nie mogę mieć pewności - odpowiedziała pewnie, podejrzewając, że trafią również i na podziemne pomieszczenia. Obserwowanie Londynu z góry było tym dziwniejszym doświadczeniem - miasto dosłownie zgasło. Czuła się, jak w powieści grozy i chyba niedaleko od tego stali. Lądowanie przebiegło gładko i, o dziwo, po drodze nie natrafiły na żaden patrol, choć zamarła, gdy do uszu dobiegło echo zaklęć. Palce zacisnęły się na różdżce mocniej, a przez umysł przebiegła myśl, że może powinny znaleźć źródło tego hałasu i zadziałać - powstrzymała się prędko, skupiając na tym, co mogły zrobić tutaj. Odetchnęła, kiwając głową, kiedy sama także nie dostrzegła zagrożenia w pobliżu.
- Tam - potwierdziła krótko, upychając miotłę do torby, by łatwiej było poradzić sobie z ewentualnym pojedynkiem - i pomocą. - Możesz schować miotłę, zmieści się - zaoferowała, rozchylając materiał, ale nie zwlekała długo z ruszeniem w stronę kamienic. Pierwszą myślą było wysłanie patronusa - może ukrywający się zareagowaliby na przekazane przez niego słowa - doszła jednak do wniosku, że mogliby magii nie zaufać, dlatego skłoniła się ku innemu rozwiązaniu, chyba najprostszemu. - Homenum Revelio - wypowiedziała pod nosem, unosząc różdżkę i próbując wytropić żywe dusze z okolicy. Nie sądziła, że zaklęcie obejmie cały teren, ale mogły próbować do skutku. Nic nie poczuła, ale wiedziała, że to nie z powodu nieobecności ludzi, a jej własnego błędu. Przygryzła wargę. - Uhm, nie wyszło mi - krótkie mruknięcie było jak przyznanie się do jakiejś strasznej winy. Musiała się skoncentrować, przecież szło jej już tak świetnie w obronie - może pomagała mobilizacja, kiedy było przed czym się chronić? Nie ustawała w ćwiczeniach, ale po każdym błędzie powtarzała sobie, że musi to robić tak często, jak tylko może. - Myślisz, że gdyby ktoś tam był, wystraszyłby się patronusa z wiadomością, że przychodzimy w dobrej wierze? - zapytała, nadal niepewna. Wolałaby ostrzec tych ludzi wcześniej, nim do nich dotrą, zaś magia skumulowana w świetlistych strażnikach była niesamowita, ciepła i dobra. Czy mugole mogli ją wyczuć, mogli ją zobaczyć?

| kości



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
boczna - Boczna ulica - Page 11 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350

Strona 11 z 16 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 16  Next

Boczna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach