Wydarzenia


Ekipa forum
Boczna ulica
AutorWiadomość
Boczna ulica [odnośnik]02.05.15 13:10
First topic message reminder :

Boczna ulica

Jedna z wielu bocznych uliczek Londynu, mniej zatłoczona, cichsza, otoczona raczej budynkami i kamienicami mieszkalnymi, niż sklepikami i restauracjami. Wzdłuż chodnika piętrzy się rząd przepięknych latarni, rozświetlających nocą gęste mroki nieprzeniknionej londyńskiej mgły. Raz na jakiś czas przejedzie mugolski samochód, kiedy indziej drogę przebiegnie dziecko. Wysoka zabudowa uniemożliwia rozpoznanie jakichkolwiek orientacyjnych punktów miasta w oddali, nie da się dostrzec stąd Big Bena. Łatwo się zgubić, jeśli nie zda się dobrze miasta.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczna ulica [odnośnik]03.04.21 23:55
Pozwoliła sobie na wyjście, udając, że powinna bardziej dbać o siebie i czasem wychodzić z warsztatu, ale tak po prawdzie dalej nie czuła się pewnie, kiedy jedno wyjście do parku skończyło się na tym, że uciekała przed podejrzanym mężczyzną i nagle atakował ją jastrząb (no dobrze, mężczyzna znalazł się w dokach, ale to nie tak, że chodziła w to miejsce szukać kłopotów). Wolała czasem odpoczywać w miejscu, w którym mogła czuć się bezpiecznie, a cztery ściany mieszkania nad sklepem i warsztatem krawieckim sprawiały, że nie musiała myśleć, czy nagle ktoś na nią nie naskoczy. Teraz jednak przemierzała uliczki, zaskoczona dość mocno z tego, że podniesienie się z łóżka dnia dzisiejszego nie było tak łatwe jak codziennie. Od rana czuła, że wszystko boli ją tak, jakby ten dzień nie miał zapowiadać się źle, a dodatkowo okazało się, że skończyła się część guzików, przygotowanych wcześniej i odłożony na specjalne zamówienie. Niby drobnostka, ale właśnie maszerując po nie, Sheila zastanawiała się, czy ten dzień rzeczywiście miał się okazać pechowy czy też jednak więcej dziwnych rzeczy zostanie jej oszczędzone.
Wydawać by się mogło, że ledwie pomyślała te słowa, tak nagle ktoś postanowił się z nią zderzyć, sprawiając, że sama potoczyła się na ścianę, odbijając się od niej lekko i zataczając. Na swoje szczęście siła, z którą została posłana na kamienne bloki nie była zbyt duża, stąd praktycznie nie odczuła żadnego efektu, zamiast tego marszcząc lekko brwi, jakby to, że nagle została wyrwana ze swoich myśli nagle sprawiało jej problem ze zrozumieniem swojego otoczenia. Dopiero wtedy dostrzegła zarysy obiektów, wśród których się znajdowała, a także sprawczynię całego tego rozgardiaszu. W pierwszej chwili w umyśle panny Doe pojawiło się naprawdę wiele pytań, od tych, w których próbowała zrozumieć, dlaczego spotyka tu kobietę otoczoną przez sprzęty gospodarstwa domowego.
Sprawa jednak dość szybko się wyjaśniła, a przynajmniej dla samej Sheili, bo w momencie kiedy po pierwszym słowie naczynia i sztućce postanowiły zaatakować właścicielkę (a przynajmniej tak można było wnioskować, że to jej własność). Twarz młodej krawcowej dość szybko rozpogodziła się, z miejsca zastępując zdezorientowanie troską, kiedy jedną z dłoni wyciągnęła aby ostrożnie pogłaskać łyżkę, mając nadzieję, że to przynajmniej załagodzi gniew tego sprzętu.
- Proszę nie przepraszać, siostra mojej babki natrafiła kiedyś na podobny przypadek. Może to się wydawać niektórym śmiesznie, ale to prawdziwe utrapienie, nawet jeżeli powód takie buntu sprzętów jest w istocie prostszy. Jakkolwiek to zabrzmi, te sprzęty czują się niepotrzebne i chyba w taki sposób postanawiają ukarać właściciela. Nie rozumiem zupełnie, czemu akurat uderzenie po głowie miałoby jakkolwiek pomóc, ale te sprzęty po prostu tak robią. – Zamilkła na chwilę, dając dojść nieznajomej do głosu, jeżeli chciała o coś zapytać albo coś mieć jak skomentować. Jeżeli miałaby coś jeszcze powiedzieć, to na pewno to, że nie było w tym nic uczciwego, ale w końcu kto to miał wiedzieć jak nie osoba, która właśnie dostawała garnkiem po jasnej czuprynie.
- Problem w tym, że każdy sprzęt wymaga innej…interakcji? Działania? Każde z nich potrzebuje być wykorzystane, ale nie do końca wiadomo, w jaki sposób. – Nie, żeby uważała wtedy, kiedy się z tą przypadłością spotkała, więc teraz głupio było jej zgrywać eksperta. Ale może chociaż to jakkolwiek pomoże tej biednej kobiecie, zwłaszcza kiedy nie spotkało ją w związku z tym koszmarem nic miłego.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Boczna ulica [odnośnik]24.04.21 22:51
Spojrzałam na kobietę ze zdziwieniem na twarzy słuchając jej słów. Prawda była taka, że wszystkie sprzęty kuchenne były dosyć stare. Lata przeleżały na strychu naszego rodzinnego domu, a gdy padła decyzja o mojej przeprowadzce do Londynu, to matka stwierdziła, że idealnie się dla mnie nadadzą. Przywiozłam je więc ze sobą, rozłożyłam wszystko w kuchni by wyglądało ładnie i estetycznie, ale nie miałam jeszcze okazji, aby je użyć. A one już się na mnie mściły. Nie omieszkam napisać do matki listu ze skargą i przestrogą, że powinna bardziej dbać o swoje kuchenne sprzęty, zanim je komuś przekaże. Bo teraz ja obrywałam po głowie za każdym razem, gdy się odzywałam. A ta dziewczyna praktycznie spadła mi z nieba. Ona i jej wiedza. Jak dobrze, że ktoś się z tym już kiedyś spotkał. W pewnym sensie ulżyło mi, że nie jestem w tej kwestii jakaś wyjątkowa i da radę to w miarę prosto odkręcić.
- Czują się niepo… ałć! – ze złością spojrzałam na patelnię. – Na Merlina… ojejciu!
Na szczęście kobieta zdecydowała się mnie szybko poinformować w jaki sposób poradzić sobie z tą przypadłością. Wystarczyło po prostu wziąć i spróbować je pogłaskać. Przynajmniej to podziałało z łyżką. Dlatego tylko gdy moja towarzyszka skończyła mówić sięgnęłam do garnka i pogłaskałam go po uchu, ale ten nadal niebezpiecznie krążył nad moją głową. Opadły mi ramiona, nie rozumiałam co zrobić.
- Jak? – zapytałam.
Dziwna sytuacja. Bardzo dziwna. Łyżkę wystarczyło pogłaskać. A resztę co? Przytulić? Pocałować? Skrzywiła się. Ale jeśli nie chciała dostawać przez najbliższych parę dni po głowie, to może warto było się wydurnić? Oby tylko nie widział jej teraz nikt znajomy, kto potem będzie plotkować, że na ulicy przytula do siebie patelnie i garnki.
- Pomożesz mi… ała! – miało być pytanie, no ale cóż, gdy patelnia bije po głowie, trudno jest mówić ładnie i z odpowiednią intonacją.
Wzięłam tę patelnie i przyciągnęłam ją do siebie. Najpierw spróbowałam ją pogłaskać, ale nie zadziałało. Więc spróbowałam ją przytulić, wyczyścić z kurzu, podrapać po rączce, tak długo aż w końcu poczułam, że to narzędzie kuchenne ustąpiło i już nie próbuje zacząć krążyć nad moją głową, tylko bezpiecznie spoczywa w moich dłoniach.
- Zrobię dzisiaj jajecz… oh!.. cznicę – pomachałam nad głową tą patelnią próbując odgonić garnek.
Nessa Macnair
Nessa Macnair
Zawód : Szyję szaty dla zmarłych, płaczę na ich pogrzebach
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9536-nessa-macnair https://www.morsmordre.net/t9609-potworek#292250 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f359-smiertelny-nokturn-13-9 https://www.morsmordre.net/t9611-skrytka-bankowa-nr-2192#292261 https://www.morsmordre.net/t9610-nessa-macnair#292256
Re: Boczna ulica [odnośnik]29.04.21 10:46
Nie oceniała, kto ile z czego korzystał – w końcu nie każdy miał okazję do gotowania, zwłaszcza w tych czasach, niektórzy zaś wykorzystywali do tego inne osoby, zawierzając swoje posiłki służbie. Nie mogła też mieć tego za złe, bo w końcu dawało to pracę osobom takim, jak ona – mniej szczęśliwie urodzonym, zbyt młodym, aby wyrobić sobie jakąkolwiek opinię albo pozycję. Nie mogła nawet na to narzekać ani nie zamierzała, bo przecież praca od dziecka nie była jej niczym obcym, a i gotowanie było na tyle codziennością, że praktycznie dostrzegała w tym już przyjemność. Co sprawiło, że akurat ta nieznajoma została tym przeklęta? Nie miała najmniejszego pojęcia, nie wypadało jednak…cóż, może jednak  właśnie to w tych czasach wypadało – pójść sobie i udawać, że nic się nie widzi. Mimo to nie wydawało się, aby kobieta miała z góry nieprzyjemne zamiary wobec niej, stad i raczej zakorzenione głęboko odruchy odezwały się, aby jednak wystąpić ze swojej zamkniętej skorupy i spróbować pomóc komuś obdarzonemu sporym problemem.
- W sumie nie wiem, czemu akurat tak, ale może to i lepiej, że nie robią czegoś jeszcze gorszego. Nie, żeby ta sytuacja była komfortowa, hm…może przejdziemy gdzieś w miejsce nieco bardziej na uboczu, tak aby ewentualnie spadające garnki nie zwróciły czyjejś uwagi? – Sama nie widziała powodów, aby Nessa musiała pokazywać światu wszem i wobec, że oto właśnie klątwa dopadła…kogoś. Rozglądając się jeszcze po okolicy, upewniła się, że nikt akurat nie przechodził niedaleko, zanim też nie dała znać dłonią, aby jej chwilowa towarzyszka podążyła za nią, kierując się głębiej w stronę uliczki, tak by ostatecznie trafić na mniej uczęszczane miejsce, ale z nieco większą możliwością natknięcia się na czegoś. Był również murek, na który można było odłożyć ostrożnie wszystkie przedmioty, które znajdowały się tuż obok.
- Oczywiście, pomogę jak tylko będę mogła. Może też przydałoby się nimi coś ugotować, ale właśnie może w jakiejś ostateczności, jeżeli nic się nie uspokoi. – Gotowa była naprawdę pomóc, ale nie wiedziała, jak dużo czasu ma nowo spotkana osoba i czy właśnie nie czeka jej coś ważnego. W pierwszej chwili sięgnęła jeszcze po to, aby odebrać od niej patelnię, ale jeżeli używała jej właśnie jako osłony przed garnkiem, to nie chciała jej zabierać możliwości uniknięcia oberwania w głowę.
Złapała za to za jeden z garnków, zastanawiając się, co powinna z nim zrobić. Głaskanie go nie zdało egzaminu, rozmowa z nim również. Spróbowała jeszcze ostrożnie przeczyścić środek, ale nic z tego. Ostrożnie więc zaczęła śpiewać, ciszej, aby jednak nie zwracać na nie uwagi ewentualnych osób które mimo odległości miejsca mogłyby się zjawić. Odetchnęła z ulgą, kiedy tylko poczuła pełny ciężar naczynia w dłoniach – to znaczyło, że to przestało się wyrywać i można było je również odstawić.
- Nic po nich wcześniej nie zwiastowało, że są zaczarowane?


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Boczna ulica [odnośnik]02.08.22 13:55
18.04
Dzielnica Lambeth


-Znasz te okolice? Patrolowałeś je kiedyś? - upewnił się Cornelius, gdy zmierzał na umówione miejsce u boku ochroniarza. Dirk pracował w magicznej policji jakieś trzydzieści lat, jego doświadczenie było nieocenione - rozpoczął karierę na zwykłych patrolach, by wspiąć się w hierarchii na stopień dowódcy i stracić to wszystko z powodu nieroztropnego pobicia jakiegoś mugola na śmierć. Niewinnego mugola, niestety, Cornelius pomógł później Doge'owi znaleźć prawdziwych winnych śmierci jego syna - i upewnić się, że nikt się o tym nie dowie. Gdyby Dirk zwrócił się zresztą do niego od razu, być może pomógłby mu już na początku i Doge nie zostałby zwolniony przez rząd Longbottoma. Sallow musiał jednak przyznać, że wszystko ułożyło się ostatecznie na jego korzyść - w policji Dirk miałby może większe kontakty, ale i więcej obowiązków, a Cornelius nie miałby prywatnego ochroniarza. Poza tym, śmierć Dereka i jej konsekwencje, zasiały w stoickim zwykle Doge'u ziarno fanatyzmu, niezbędne do wykonywania ich... obowiązków.
Cóż, jedynacy działali tak na ludzi. Dirk miał pecha, że żona urodziła mu poza tym same córki - i szczęście, bo Derek był naprawdę obiecującym młodym człowiekiem. Sallow, nauczony doświadczeniem, marzył już o gromadce dzieci z Valerie - nie ma mowy, by poprzestał na jednym dziedzicu.
Jego rodzice mieli dwoje, a śmierć Solasa i tak złamała panią matkę. Nie mógł pozwolić na takie tragedie we własnej rodzinie.
-Mhm. - odmruknął lakonicznie Dirk, czyli chyba znał Lambeth dobrze - i doskonale, bo Cornelius tracił orientację w labiryncie bocznych uliczek, nie widząc nawet na horyzoncie charakterystycznego, lewitującego Big Bena. Dirk kojarzył też chyba adres, pod którym widniało nazwisko George'a Brown. Wertując notatki przechwycone wraz z Deirdre w Bury St. Edmunds, Cornelius zdziwił się, że angielscy politycy pozostali w Londynie, że nadal ukrywali się w mieście - ale z drugiej strony, ucieczka z miasta mogła być bardziej ryzykowna niż krycie się w opuszczonych kamienicach. Pamiętał, że mugolski transport jest powolniejszy niż czarodziejski, a Bezksiężycowa Noc odcięła mugoli od ich kolei, metra, czy samochodów.
Sallow interesował się kiedyś umiarkowanie mugolską polityką, a w obliczu przechwycenia listy nazwisk polityków, powrócił do biblioteki, do dawnych gazet i notatek. Pamiętał, jakie gazety kupowała Layla, wiedział jak dotrzeć do archiwów w londyńskiej bibliotece. Rycerze Walpurgii nie zniszczyli przecież jeszcze wszystkich śladów mogolskiej historii - i bardzo dobrze, wiedza o wrogach była przecież przydatna. George Brown zdawał się być w wieku Corneliusa i choć był jedynie pomniejszym ministrem w mugolskim rządzie, to piął się po szczeblach kariery dość szybko, z pewnością znając wiele odpowiednich osób. Zajmował się i rolnictwem i asystowaniem ministrowi pracy i byciem sekretarzem, czyli wszystkim i niczym - to z pewnością ktoś, kto ekspertyzę ma niewielką, ale umie się zręcznie ustawić. Partia Pracy, ta sama, w której zasiadał mugolski premier, nieuchwytny Manny Shinwell - nie wiadomo, gdzie on się ukrywał, baronet i burmistrz nie mieli na ten temat informacji, tak ważny człowiek musiał być jeszcze ostrożniejszy od nich. Ile wie o nim Brown, jak bardzo był mu lojalny? Lojalność była zresztą kwestią drugorzędną, Sallow i tak dowie się wszystkiego z jego wspomnień.
Zawiłości mugolskiej polityki nie były Corneliusowi dogłębnie znane, jedynie pobieżnie, ale kojarzył, że Partia Pracy jest postępową nawet jak na mugoli, sprzeciwiając się konserwatywnym tradycjom i rozdając pieniądze. Obrzydliwe.
Rozmyślał o tym wszystkim, czekając na Deirdre - pojawili się z Dirkiem na miejscu odpowiednio wcześnie, nie chcąc, by to ona musiała czekać. Cornelius ubrał się w wygodną, czarną szatę - w mugolskich wioskach udawałby być może niemagicznego, ale w Londynie nie chciał i nie musiał się ukrywać. To oni byli tu górą, nie Brown. Dirk miał koszulę, ciemny płaszcz i czarne spodnie, ubiór poręczniejszy do walki.
Powitał namiestnik Londynu uprzejmym uśmiechem i skinieniem głowy. Byli skupieni na zadaniu i wiedział, że dalsza kurtuazja była zbędna.
-Deirdre, nie miałaś jeszcze okazji poznać mojego... - przyjaciela, wuja, powiernika pani matki? -...ochroniarza. - Dirkowi nie przeszkadzał będzie ten tytuł, ani prawda. -Derrick Doge, Madame Mericourt. - przedstawił ich sobie.
-To zaszczyt panią poznać. - Dirk skłonił się nisko, jak ktoś obyty z savoir-vivrem. Pokora kontrastowała z niskim, zachrypniętym głosem i pooraną bruzdami twarzą - ochroniarz Sallowa wyglądał na postawnego policjanta, nosił nawet krótko ostrzyżone włosy jak rekruci, a na oko miał około pięćdziesięciu pięciu lat. Z pozoru wydawał się przeciwieństwem Corneliusa, ale miał identyczne, zielone oczy.
-Dirk doskonale włada białą magią, może nas osłaniać. - dodał prędko Cornelius, przywykły do mówienia za Dirka. -Żebyśmy się nie rozpraszali. - uściślił prędko, świadom, że Deirdre i tak obroni się sama. -Adres też już sprawdził. Prowadź, Dirk. - ochroniarz ruszył przodem, a Cornelius zwrócił się do Deirdre:
-Najlepiej, gdyby Brown nie odniósł dziś obrażeń, wtedy dłużej wytrzyma... przesłuchanie. - mruknął, pamiętając o nieoczekiwanym zgonie burmistrza. -Myślisz, że pomagają mu czarodzieje? Ta organizacja ich zwalczała, ale jak inaczej utrzymałby się w mieście? - siedział w jakiejś piwnicy, jak szczur? W pustostanie? Współpracując ze zdrajcami miałby prościej, ale jak silna była w tym polityku niechęć do magii? Może po prostu polegał na sprycie, ewentualnie mugolskiej broni?
-Co chcesz z nim zrobić, już po przesłuchaniu? - przechylił lekko głowę, z ciekawością. -Tower, gdyby dalej był potrzebny? Publiczna egzekucja, gdy znajdziemy wszystkich? - Connaught Square tylko na to czekało. Egzekucje czarodziejów wciąż budziły chyba kontrowersje, ale zbrodnie Browna i jemu podobnych dało się łatwo udowodnić. Przedstawić wyłapanie polityków jako akt bohaterstwa, igrzyska dla tłumu.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.



Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 31.08.22 6:54, w całości zmieniany 1 raz
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Boczna ulica [odnośnik]03.08.22 16:35
Nie wiedziała, czego spodziewać się po tym wieczorze - świat mugolskiej polityki był jej zupełnie obcy, nigdy się nim nie interesowała, nawet pobieżnie, w trakcie krótkiej, choć błyskotliwej, ministerialnej kariery skupiona wyłącznie na czarodziejskiej dyplomacji. Partyjne podziały, tytulatura oraz struktura szlamich urzędów były dla niej...na pewno nie czarną magią, tą ukochała, umiłowała i w ramach możliwości, jakimi obdarował ją Rosier i Czarny Pan, oswoiła. Miała więc stąpać po niepewnym gruncie, szczęśliwie, nie sama. Wierzyła, że Cornelius posiada uniwersalny talent do wyczucia politycznych niuansów oraz że w jakiś pokrętny, sobie znany sposób, przygotował się do przesłuchania Browna. Tajemniczego polityka, wpływowego, posiadającego nie tylko szerokie koneksje, ale i cenne informacje na temat mugolskiego ruchu oporu. Zrównanie z ziemią katedry w St. Bury Edmunds było końcem tego miasteczka - ale i początkiem polowań na szlam, na tych, którzy przewodzili mniej lub bardziej oficjalnym organizacjom, szargając stanowiska ministrów, prezydentów i burmistrzów.
Mimo nieznanego, czającego się na horyzoncie zdarzeń, Deirdre nie czuła lęku. Wiedziała, że sobie poradzą, że wspólnymi siłami wyciągną z sir George'a najcenniejsze informacje, doprowadzające ich dalej, do kolejnych znamienitych - wątpliwe - członków terrorystycznej junty. Burmistrz i baronet zdradzili wiele cennych detali, naprowadzając ich na trop Browna, ukrywającego się w jednej z dzielnic Londynu, musieli jednak sięgnąć głębiej, odrąbać każdą głowę tej wynaturzonej hydry. Pierwsza tętnica szyjna miała pęknąć dzisiaj, zalewając czerwienią niepozorną willę w Lambeth.
Umówili się niedaleko miejsca bankietu, Deirdre zjawiła się punktualnie, z zadowoleniem obserwując będącego już na miejscu Corneliusa i...nieznanego mężczyzny. Zmierzyła Dirka oceniającym, surowym spojrzeniem, nie ukazując ani szczególnego zainteresowania ani sympatii. Wydawał się krzepki, w miarę silny oraz lojalny, pierwsze wrażenie mogło być jednak mylne - ale mimo to wierzyła w zdrowy rozsądek Corneliusa. - Rozumiem, że możemy ufać mu całkowicie, a za ewentualną niekompetencję zapłacisz własną głową...? - zagadnęła w ramach powitania, prawie uprzejmie, zwracając się tylko do Sallowa, tak, jakby kłaniający się jej Dirk Doge był tylko niemym statystą, a nie cennym sojusznikiem. Nauczyła się nie przyzwyczajać do osób, których nie miała okazji sprawdzić w ferworze walki. Stale ją zawodzili. - Czego możemy się spodziewać? Obserwowałeś budynek? Ile osób przebywa w środku? - rzuciła kolejne pytania w eter, ni to do Dirka, który najwyraźniej posiadał najlepszą wiedzę na temat tego londyńskiego okręgu, ni to do Corneliusa, na jakim ciążyła spora doza odpowiedzialności za powodzenie spotkania.
- Myślę, że nie napotkamy intensywnego oporu, ale dobrze mieć w zanadrzu dodatkową różdżkę - odparła, ruszając obok mężczyzn w kierunku, w jakim prowadził ich Dirk. Twarz skryła za czarnym kapturem, chroniącym ją nie tylko od kapryśnej aury, ale też od ewentualnych spojrzeń. Tylko rozpuszczone kosmyki włosów raz po raz wymykały się spod materiału, tańcząc na wietrze; niektóre, dłuższe, smagnęły kilka razy Corneliusa w twarz, zostawiając po sobie mocny zapach opium oraz orientalnych olejków. - Postaram się go nie zabić. Jeśli jednak i on posiada ochroniarza potrafiącego czarować - zerknęła wymownie na Dirka - to usunę go najszybciej jak się da. Jest zbędny. Potrzebujemy Browna i tego, co ma w głowie. Rozpocznijmy więc rozmowę bez umysłowej penetracji, dobrze? - zawiesiła głos, niby pytała, ale tak naprawdę wydawała rozkaz. Cornelius doskonale bawił się w czyjejś głowie, pamiętała jednak, jak ogromny zadawało to ból - i jak łatwo pozbawiało mugolskie ścierwa przytomności. Na stałe. - Wydaje mi się, że możemy napotkać lekki opór, masz rację, bez magicznego wsparcia George nie przeżyłby w Londynie, ale wierzę, że poradzimy sobie z nim bez większych problemów - kontynuowała cicho, śmiało stąpając dalej. W milczeniu rozważała kolejne pytanie Sallowa, mądre, bardzo na miejscu; doceniała jego propagandowe zdolności z każdym spotkaniem coraz mocniej. - Myślę, że większe wrażenie zrobiłaby masowa egzekucja - powiedziała w końcu po dłuższej chwili, wtedy, gdy wydawało się już, że nie usłyszała pytania lub nie znajduje na nie odpowiedzi. Uwięzienie wiązało się z ryzykiem utraty życia przetrzymywanego lub z jego - co wątpliwe - ucieczką, rozumowała jednak jak polityk, a grupowe stracenie przywódców mugolskiego ruchu oporu na pewno mocno zadziałałoby nie tylko na morale szlamu, ale i Zakonu Feniksa.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Boczna ulica [odnośnik]15.08.22 16:46
-Tak, ufam komuś, komu powierzam własne życie. - odpowiedział Deirdre, starając się powściągnąć ironię cisnącą się na język. Nauczyła go już, by nigdy z niej nie kpił i zamierzał się starannie pilnować - choć nigdy nie przyzwyczai się do pytań oczywistych. -Dirk służy mojej rodzinie od lat. - dodał łagodniej, przypominając sobie, że bez kontekstu Deirdre faktycznie może nie rozumieć, czemu zaufał akurat jemu. Otrzymywane od jesieni pogróżki oraz własna sława wzmocniły wszak tylko poczucie paranoi Corneliusa, który nigdy nie ufał nikomu łatwo - a szczególnie nie teraz. Derricka znał jednak całe życie, odkąd był chłopcem - milczący nastolatek, wpatrzony w matkę, gotów zbić dla Corneliusa chłopców z sąsiedztwa i wziąć na siebie winę za stłuczony wazon. Dopiero później zrozumiał, ile rodzice - ile matka - dla niego zrobili, że gdyby nie Sallowowie i ufundowana przez nich edukacja, Derrick sprzątałby najwyżej w kamienicy Crabbe'ów. Małżeństwo panny Crabbe dało zarówno jej, jak i synowi jej pokojowej, szansę na niezależność, na rozwinięcie skrzydeł. Te skrzydła zawiodły Doge'a do magicznej policji, w której działałby dalej, gdyby ogień mugolskich maszyn nie zabrał mu syna - jak Ikara mitycznemu Dedalowi. To odkąd zapragnął zemsty miał u Corneliusa dług wdzięczności, ale Sallow ufał mu już wcześniej. To Doga, w młodości, znalazł mu nauczyciela legilimencji i pomagał w znalezieniu królików doświadczalnych - przez ten cały czas trzymał język za zębami, pilnie strzegąc jednego z największych sekretów polityka.
Skinął lekko Dirkowi głową, gdy Deirdre zadała kolejne pytania. Mów.
-Mhm. - Dirk odezwał się niechętnie, chyba potwierdzając, że obserwował budynek. -Nikt nie wchodzi ani nie wychodzi. Piwnice, są rozległe. Mogą przemieszczać się tamtędy. - streścił, jak na siebie bardzo wyczerpująco. -Są tu patrole, takich pustostanów też, magiczna policja znalazłaby całą drogę. Ukryć mogą się dwie, trzy osoby, nie grupa. - dodał tonem doświadcz ego gliny i z ulgą zamilkł.
-Ochroniarza lub ochroniarzy się pozbądźmy, ale Browna postarajmy się nie zranić. Trudniej będzie go przesłuchać, chyba, że Dirk ma go nieść do Munga. - przytaknął Cornelius, gdy układali plan. Zmarszczył lekko nos, gdy uderzył go weń kosmyk włosów Deirdre, ale nic nie powiedział - pozostając za nią o krok z tyłu, by mogła czuć się, jakby prowadziła - choć na czoło całej trójki wysunął się przecież Dirk, znający drogę. -Znalazłem zdjęcie w dawnych mugolskich gazetach. Mógł schudnąć, ale jest łysy, na oko w moim wieku. Nosił okulary, nie wiem, czy przetrwały na jego nosie wybuch wojny. - wsunął Deirdre do dłoni wycinek z gazety, gdy przechodzili w świetle ulicznej latarni - by mogła zerknąć na twarz poszukiwanego i rozpoznać go w ferworze potencjalnej walki. Możliwe zresztą, ze nie będzie żadnej walki, że będzie sam.
-Gdyby nie chciał mówić, mogę zabawić się z nim w Tower, w obecności uzdrowiciela. Na ogół jednak jest to niepotrzebne, nie wytrzymują tylko, gdy są już bardzo osłabieni. Dużo ćwiczyłem na mugolach. - zaproponował, wiedząc co mówi, ale zgadzając się tym samym z rozkazem Deirdre. Nie zamierzał go kwestionować, rozmowa i zastraszanie potrafiły zresztą na samym początku być szybsze i mniej wyczerpujące od legilimencji - nie tylko dla przesłuchiwanego, ale i dla niego samego. Zacisnął jednak lekko usta, całkowita niechęć do jego talentu mu się nie podobała - to ten atut wyróżniał go przecież na tle innych rycerzy, gdyby chodziło jedynie o zdolność rozpoznania mugolskich polityków to równie dobrze mógłby tu posłać innych czarodziejów, albo samego Dirka, ze zdjęciem z gazety. W głębi duszy wiedział, że to nieprawda - że sama jego twarz i tytuł Deirdre mogą rozwiązać Brownowi język - ale i tak lubił chełpić się własnym talentem, przynajmniej w duszy i w wąskim gronie Rycerzy.
-Też tak sądzę. - poparł jej zdanie, namiestniczki, zarazem planując już propagandowy wydźwięk wydarzenia. -Co ty na to, by przed egzekucją publicznie przeprosił za winy mugolskich polityków, przyznał się do krzywd wyrządzanych czarodziejom? - jeszcze rok temu samemu obawiałby się, że brzmi arogancko, planując śmierć mugola, którego nawet jeszcze nie dostali. Przy Deirdre przekonał się jednak, że porażka nie wchodzi w grę - a sam Brown zdawał się banalnym celem dla czarodziejów o ich umiejętnościach. Nie szli tutaj w tym składzie po to, by wygrać walkę, to mógłby zrobić każdy - a po to, by jak najlepiej podejść do przesłuchania polityka. Cornelius widział już, co Imperius Deirdre, albo odpowiednie eliksiry, albo zmienione legilimencją wspomnienia, albo wreszcie czysty strach potrafią zrobić z ludźmi. Nie wątpił, że znajdą odpowiednie - magiczne lub niemagiczne - środki perswazji, by przekonać polityka do publicznego upokorzenia. Wystarczyłby przecież nawet strzęp informacji o jego rodzinie, obietnica, że zostawią ich w spokoju, jeśli sam publicznie wyzna mugolskie zbrodnie (prawdziwe, lub podyktowane mu przez Corneliusa). Kilka dni albo tygodni w więzieniu, w oczekiwaniu na egzekucję, potrafi zmienić człowieka. Już i tak pewnie się zmienił, w porównaniu do widzianego w gazetach mężczyzny. Ukrywał się rok - to sporo.
-To tu. - odezwał się wreszcie Dirk, stając pod jedną z kamienic. -Carpiene. - mruknął i zmarszczył lekko brwi, jakby zaklęcie nie wykazało niczego.
-To główne drzwi, jest drugie wejście, z tyłu. - dodał, prowadząc ich na tyły domu.
-Prohinaraneo. - Cornelius niemalże od niechcenia wskazał różdżką na główne drzwi zanim ruszył za Dirkiem. Zaczęła je oblepiać gęsta, niemożliwa do szybkiego zerwania pajęczyna - spowalniająca ewentualnych uciekinierów bardziej niż zamknięty zamek. Wkrótce stanęli przed drugimi, tylnymi drzwiami. -Alohomora. Wejdźmy prędko i nie pozwólmy im wyjść. - zaproponował Deirdre, puszczając przodem Dirka.
Gdy znaleźli się w salonie, dostrzegli w ciemności postać - młodego mężczyzny, ściskającego w dłoni coś, co nie było różdżką. Za nim widzieli jeszcze jedną sylwetkę, błysk okularów, kogoś, kto wyglądał, jakby chciał wyjść.
-Incarcerare. - warknął przezornie Dirk, by powstrzymać próbę ucieczki. Cornelius przytomnie pomknął spojrzeniem do przedmiotu w dłoni mugola. -Confundus. - syknął, celując w pistolet.
Deirde mogła usłyszeć jeszcze trzecią osobę, na schodach.



rzuty



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Boczna ulica [odnośnik]20.08.22 21:43
Towarzystwo Dirka owszem, mogło być przydatne, wszak to poniekąd dzięki niemu posiedli najbardziej aktualne informacje o tym rejonie Londynu, lecz podejrzliwość Deirdre nie pozwalała cieszyć się wsparciem. Ufała Corneliusowi, to się nie zmieniło, lecz jego osądowi - nie do końca. Nie ułożył sobie przecież życia, a wybór przeszłej narzeczonej w jej skromnej osobie obiektywnie nie należał do najlepszych; ta aktualna wybranka zasługiwała na poklask, ale związek z Vanity zdarzył się zdecydowanie za późno. Cóż, nie zamierzała i tak oddelegować barczystego mężczyzny, ale nie zamierzała również dzielić się z nim wszystkimi sekretami. Czarodzieje znali się całe życie, nie wątpiła w to, były narzeczony nie śmiałby jej okłamać ani narazić łączącej ich sprawy, ale lata bliskości w obliczu wojny, tortur lub finansowych korzyści często okazywały się niezniszczalne niczym papierowa serwetka.
Jeszcze raz obdarzyła Dirka oceniającym, krytycznym spojrzeniem, po czym skupiła całą uwagę na wycinku gazety, wręczonym jej przez Corneliusa. Przystanęła na moment pod jedną z latarni, by mimo półmroku móc dokładnie przyjrzeć się podobiźnie mugola. Łysy, niezbyt atrakcyjny, chociaż spojrzenie miał bez wątpienia hipnotyzujące. Nawet z nieruchomej fotografii wręcz buchała charyzma polityka, przekonanie o własnej wyższości oraz ta niezbywalna dyplomatyczna buta, odróżniająca urzędników od reprezentantów społeczeństwa na wyższym szczeblu. Starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, w ferworze walki wolałaby nie pomylić go z jakimś ochroniarzem albo krewnym - dopiero, gdy upewniła się, że go rozpozna, oddała fragment artykułu kroczącemu obok niej Sallowowi. Trójka wrogów, może czwórka; nie będzie tak źle, może obędzie się bez rozlewu krwi - sama nie wiedziała, czy wolałaby zachwycić się żelazową wonią posoki, czy przeprowadzić przesłuchanie szybko i czysto, ewentualną zabawę pozostawiając śledczym lub strażnikom w Tower. - Ustalmy, że w razie nagłej konfrontacji, ja zajmę się osobami bardziej po prawej stronie pomieszczenia, Dirk - po lewej. Lepiej uniknąć krzyżowania zaklęć - zapowiedziała po chwili ciszy, gdy powrócili do nieśpiesznego spaceru w stronę jednej z kamienic, niewyróżniających się na tle pozostałych budynków. Niepozorna, mogła skrywać w sobie przeciwników bardziej zorganizowanych niżby chcieli. Specjalnie w swych planach pominęła Sallowa, ciekawa, jak odbierze to przemilczenie. Uzna je za oznakę zaufania? A może wręcz przeciwnie, za dewaluację jego osiągnięć? Nieistotne, miała na głowie ważniejsze sprawy niż głaskanie wrażliwego ego ministerialnego rzecznika.
- Brzmi ujmująco, ale nie dzielmy skóry na garborogu. Szczegóły omówimy, gdy dostaniemy go już w swoje ręce. Szubienice nie uciekną, niedługo postawimy ich cały las - odpowiedziała cicho na propozycję Corneliusa, sensowną, korzystną propagandowo. Nie zapeszała jednak, może mężczyzny w ogóle tu nie będzie, może nie uda im się go wyciągnąć z zawszonej kryjówki żywcem: wolałaby nie zapeszać. Zamilkła już na dobre, podążając za Dirkiem, prawie niewidoczna w cieniu wysokiego mężczyzny. Ruszyła powoli na tył, z uznaniem przyjmując rozsądne zabezpieczenia, zastosowane przez Corneliusa. Budynek wydawał się opuszczony, część werand została zniszczona podczas wojny, lecz pozostała część konstrukcji nie była naruszona; ot, jedno z setek domostw w tej dzielnicy Londynu, powoli wracających do swej świetności. Musiała to Brownowi przyznać, kryjówka wydawała się jednocześnie niezwykle ryzykowna i przemyślana. Większość działań prewencyjnych przeniesiono na przedmieścia lub poza granice miasta, a magiczna policja oraz społeczeństwo żyli w ułudzie całkowitej czystości ulic, domów i chodników. Gdzienigdzie czaił się jednak brud, pleśń wypełniała piwnice oraz inne kryjówki - i właśnie mieli zagłębić się w podobne siedlisko szlamu.
Znaleźli się w środku szybko, pierwsze promienie zaklęć pomknęły przed nich, rozbłyskując w półcieniach salonu. Deirdre szybko wysunęła się na przód, obok Dirka, omiatając czujnym spojrzeniem całe pomieszczenie. Widziała niewiele, postanowiła więc rozjaśnić wnętrze, by ich oczom ukazali się wszyscy zgromadzeni w pokoju dziennym. - Lumos maxima - wypowiedziała szybko, unosząc różdżkę do góry, chcąc oświetlić pomieszczenie. Widziała zarys męskich, najprawdopodobniej, sylwetek, błysk szkła okularów lub binokla, a także dłuższy cień kolejnego nieznajomego; liczyła, że odblask światła wyłoni każdego potencjalnego agresora z mroku, pozwalając łatwo rozpoznać Browna oraz jego pomocników. - Magicus extremos - dodała po sekundzie, pragnąc wzmocnić swych towarzyszy; coś jednak poszło nie tak, czuła, że zaklęcie wymyka się spod kontroli, że uniemożliwia zasilenie magiczną mocą Dirka i Corneliusa. Jasność rozlała się jednak po pokoju, wyłaniając z mroku trzy sylwetki. Jedna znajdowała się przy kominku, druga przy drzwiach, a trzecia - kierowała się ku schodom prowadzącym najprawdopodobniej z salonu do piwnicy. Naprzeciwko nich stali mężczyźni, to nie ulegało wątpliwości, a w ręku stojącego u progu drzwi do przedpokoju błyszczała niepokojąco stal niemożliwego do ocenienia natychmiast pochodzenia.


rzuty, w tym krytyczne 1 :/



there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Boczna ulica [odnośnik]24.08.22 22:30
Kryjący się w cieniu zniszczonych i zapyziałych londyńskich budynków, jakimś cudem wciąż zachowywali resztki nadziei - która gasła z każdym rzucanym zaklęciem przez Dirka i Corneliusa, która powoli ulatniała się wraz z każdą magiczną wiązką rozpraszającą mrok pomieszczenia. Mugolscy politycy, niezależnie od otrzymywanego wsparcia ze strony Zakonu Feniksa i dobrodusznych czarodziejów, doskonale nauczyli się jak przerażający był ich wróg - i do czego mógł się posunąć.
A jednak los miał zadziałać na ich korzyść. Różdżka w dłoni Deirde rozbłysnęła białym światłem, oświetlając jeszcze bardziej pomieszczenie niż samo lumos maxima. Z końcem inkantacji kolejnego zaklęcia, madame Mericourt poczuła pieczenie w dłoni ściskającej różdżkę, zupełnie jakby narzędzie odmawiało jej posłuszeństwa, pozostawiając jasne pręgi i plamy po śladach białej magii - magii, która skierowała się w stronę ich przeciwników, to właśnie ich wzmacniając. Nie tylko ciepło magii obronnej dodało im otuchy, ale również wzmocniło magiczne zdolności zdrajców czystej krwi.
Namiestniczka Londynu poczuła drętwienie w dłoni, którą posługiwała się do walki. Nie było to obrażenie brutalne czy bolesne - nic z czym nie spotkałaby się kiedykolwiek wcześniej. Było bardziej uciążliwe, kiedy nie potrafiła odpowiednio silnie pochwycić różdżki; kiedy nagle czuła się jakby nie posiadała na tyle siły w smukłych palcach, aby odpowiednio zacisnąć je na fioletowym drewnie.

Interwencja w związku z wyrzuceniem przez Deirdre krytycznej porażki.

Wasi przeciwnicy są przepełnieni nadzieją - oraz zostają wzmocnieni przy pomocy białej magii (jeśli będziecie rzucać za nich kością, otrzymują +20 do rzutów) przez następne trzy tury.
Deirdre do końca wątku otrzymuje -10 do wszystkich rzutów, a jej dłoń do końca dnia drętwieje i odmawia posłuszeństwa. Na dłoni również pojawiały się jasno-fioletowe pręgi, jakby odbarwienia od różdżki, które będą nieznacznie piec przez następne kilka dni podczas posługiwaniem się magią. Ślady są łatwe do ukrycia pod makijażem - i znikną w przeciągu tygodnia.

Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki. W razie pytań proszę kierować się na PW.
Thomas Doe
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Boczna ulica [odnośnik]31.08.22 6:52
Odkąd wojna rozgorzała na dobre, podejrzliwość nieustannie towarzyszyła również Corneliusowi. Nie, żeby wcześniej był człowiekiem przesadnie ufnym - z rezerwą podchodził do ludzi od najmłodszych lat, prawdopodobnie nawet w czasach własnej niewinności będąc bardziej podejrzliwym od młodziutkiej Deirdre. Sallowowie pilnie strzegli rodzinnych sekretów, a on rozpoczął zabawę z zakazaną leglimencją jeszcze jako nastolatek, poczucie zagrożenia towarzyszyło mu odkąd pierwszy raz przytknął różdżkę do czyjejś skroni. W obecności nauczyciela i Dirka, który na prośbę matki zaprowadził go do przyszłego mentora. Młodzieńczy błąd odgrodził go z kolei nawet od rodziny, nawet od ukochanego brata. Nie sądził, że może być w życiu bardziej ostrożny, ale jednak - działalność polityczna, wojenne zbrodnie (i ich tuszowanie), otrzymywane listy z pogróżkami. Ostatnie miesiące sprawiły, że coraz częściej oglądał się przez ramię, że wszędzie widział złą wolę. Właśnie dlatego zatrudnił ochroniarza, ale jeśli Deirdre żyła w podobnym stresie przez kilka lat, odkąd służyła Czarnemu Panu - to w pełni rozumiał jej rezerwę. Ostrożności nigdy za wiele, z tą różnicą, że Cornelius pocieszał się myślą, że w razie czego usunie pamięć płotkom niegodnym zaufania. Dirk był płotką, ale wciąż był tego zaufania godny - ba, nawet jego emocje były na tyle jednostajne, że Cornelius nie czuł pokusy, by je sprawdzać.
Skinął głową w odpowiedzi na rozkazy, choć nie umknęło mu, że rozdysponowała kierunki pomiędzy siebie i Dirka. Może i był wygodnicki i pragnął oszczędzać siły na wypadek ewentualnego przesłuchania, ale nigdy nie miał zamiaru stać biernie. Może w innym towarzystwie, ale nie przy Deirdre. To walka u jej boku rozbudziła w nim ambicję i zdławiła skrupuły - nie chcąc być gorszy od byłej narzeczonej, odnalazł w sobie bezwzględność, której nawet się nie spodziewał. -Wezmę lewą, razem z Dirkiem. - mruknął, nie przedłużając tematu. Niedługo miał zamiar wziąć Dolohov na polowanie na płotki w Warwickshire, tam będzie mógł wykazać się własną kreatywnością - dziś bezwzględnie słuchał się Deirdre, polityk był zbyt grubą rybą, by mogli ryzykować błędy.
-Las szubienic, ładnie brzmi. Oczywiście nie dla naszej propagandy, ale może napiszę kiedyś o lesie stosów wznoszonych w przeszłości przez mugoli. - uśmiechnął się pod nosem, choć blado. Zbliżali się w końcu do budynku, zaraz czeka ich walka. Jedni czuli w takiej sytuacji ekscytację i adrenalinę, ale nie Cornelius. Nie lubił przemocy samej w sobie, brudnego i bezpośredniego zwarcia. Lubił to, co następuje potem - przesłuchania, planowanie egzekucji, tkanie propagandy. Deirdre miała jednak rację, nie powinni wybiegać myślami aż tak daleko, nie zanim Brown wpadnie w ich ręce.
Po chwili byli już w pomieszczeniu - teraz liczyły się sekundy. Confundus pomknął w stronę uzbrojonego mężczyzny tak prędko,* że ten nie miał szans uniknąć zaklęcia. Zanim opuścił rękę, coś zgrzytnęło. Broń była już bezużyteczna.
Brown wciąż zmierzał jednak do drzwi, nieświadom rzuconego przez Dirka zaklęcia.
-Drętwota. - warknął Cornelius zimno, precyzyjnie wykonując wyćwiczony gest nadgarstkiem. Urok znów pomknął w polityka tak prędko, by ten nie mógł go uniknąć.
Młodszy mężczyzna pociągnął za spust - pistolet już jednak nie funkcjonował. Zaklął pod nosem i rzucił się w stronę trójki, upuszczając broń na ziemię - by sięgnąć po nóż. Dzięki zaklęciu Deirdre, Cornelius i Dirk widzieli to wyraźnie.
-Petryficus Totalus. - syknął Dirk, celując w młodego. Sallow usłyszał zaklęcie Deirdre, ale nie poczuł wzmocnienia - nieświadom jeszcze, jak fatalnie zadziałało.
Tymczasem schodzący ze schodów czarodziej wycelował w całą trójkę, czując nagłą nadzieję i przypływ sił.
-Aeris! - wrzasnął, chcąc na początek rozdzielić czarodziejów. Teraz stali w grupie - Dirk pomiędzy Deirdre i Corneliusem, gotów bronić tarczą obydwoje.




*rzut zalinkowany w poprzednim poście, moc >100
Brown pod Drętwotą, ST przełamania 56+5 za moc = 61

1. Petryficus Dirka & k8
2. Atak czarodzieja - OPCM 25, U 15
3. Przełamanie Drętwoty Browna, ST 61, brak odporności (mugol)
(Młody mugol poświęca akcję na pokonanie pól dzielących go od napastników)

tura 1/3 wzmocnienia npc

szafka?


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Boczna ulica [odnośnik]31.08.22 6:52
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 98

--------------------------------

#2 'k8' : 7, 4, 1, 5, 4, 5

--------------------------------

#3 'k100' : 98

--------------------------------

#4 'k8' : 6, 2, 7

--------------------------------

#5 'k100' : 77
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Boczna ulica [odnośnik]03.09.22 16:39
- Nie przypominam sobie, żebyś uznawał się za wielkiego fana poezji, ale jak widać, wiele się zmieniło - skomentowała tylko zdawkowo pochwałę dotyczącą szubienicowej metafory; lubiła podkreślać, jak inni się stali, jak daleką drogę przeszła i że znajdowali się już w zupełnie innym miejscu - jako inni ludzie. Ta inność stanowiła podstawę bezpieczeństwa i pewności siebie, bufor pomiędzy niewypowiedzianą niewygodą związaną z podejmowanymi przez młodszą Deirdre decyzjami. Taka głupia, taka naiwna, taka ślepa; wspominała pierwsze lata po opuszczeniu Hogwartu jako w pewien sposób najgorsze, choć wtedy wydawało się jej, że chwyciła Merlina za nogi, gotowa wspinać się w ten organoleptyczny sposób na sam szczyt. Wolała więc skupić się na teraźniejszości, mimowolnie takimi ostrymi odzywkami podkreślając tylko, jak niepewna wobec własnej historii się stała. I jak wielu decyzji żałowała.
Wtedy. Teraz czuła tylko dumę, odkąd stała się protegowaną Rosiera, nie popełniała błędów; wyciągała lekcję z potknięć, gorzko znosiła porażki, lecz wierzyła, że tego wieczoru do takowej nie dojdzie. Czuła się silna, spokojna, miała obok siebie wprawnych czarodziejów, przeciwko zaś zaledwie garstkę mugoli i szlamolubnych prymitywów. Co mogło pójść nie tak?
Jak się okazało - wiele. Oświetlenie pomieszczenia pozwoliło dokładnie rozejrzeć się w przestrzeni, wydobywając z mroku przeciwników, lecz kolejne zaklęcie obróciło się przeciwko niej samej. Poczuła to od razu, palącą falę wędrującą szybko wzdłuż wiodącej ręki, jakby po skórze przeskakiwały płomienie, liżące każdy jej cal. Odruchowo zerknęła w dół, pewna, że ponownie ujrzy złowrogie, fioletowe cienie, pieczęcie nałożone na nią przez Aongusa, ale zamiast nich na ręce rozkwitły na moment białe wstęgi. Wcale nie mniej przerażające, biała magia wydawała się ostatnio kapryśniejsza od tej mrocznej, jakby nie chcąc służyć Śmierciożerczyni tak, jak tego wymagała. W ślad za pieczeniem przez dłoń przemknęło odrętwienie, zitanowa różdżka niemal wypadła spomiędzy palców, zdołała ją jednak pochwycić ich mrowiącymi czubkami. Coś było nie w porządku, nie tak; przestała mieć pełną kontrolę nad magią, nie wspomogła też ani Dirka, ani Corneliusa. Myśli te pojawiały się szybko, chaotycznie, sama nie pojmowała, co właściwie się stało, nie było jednak czasu na tłumaczenia, bowiem przeciwnicy ruszyli do kontrataku. Stojąc w pełnym świetle dosokonale widzieli się wzajemnie a Mericourt miała wrażenie, że początkowe przerażenie, rysujące się na twarzach trójki mężczyzn, ustąpiło miejsca czemuś znacznie gorszemu: determinacji. Czyżby wzmocniła tych plugawych zdrajców? Podniosła ich morale? Zdziwienie nieudolnością czaru zostało zastąpione gniewem - i ona zmieniła nastrój, zacisnęła usta w wąską linię, zwinnie przesuwając się w bok, za jeden z pokaźnych foteli, mocno ściskając różdżkę w na wpół niewprawnych palcach. - Sectusempra - wysyczała, nie próbując bronić się przed mocnym urokiem, który mknął w ich stronę. Chciała widzieć krew, chciała sycić się śmiercią, nadrabiając to żałosne nieporozumienie. Mocna wiązka okrutnej klątwy pomknęła w stronę schodzącego ze schodów zdrajcy krwi, kierując się na jego szyję; oczyma wyobraźni Deirdre niemal widziała już rozciętą tętnicę, pozrywane ścięgna i rozpłataną na dwoje skórę. - Sectusempra - rzuciła sekundę później, tym razem prosto w twarz nacierającego na nich młodszego mężczyznę, w którego ręku zalśniło coś metalowego. Nie miała kiedy się przyjrzeć temu przedmiotowi, działała, z ulgą przyjmując szybkie unieruchomienie Browna - tak, mogła dostrzec wyraźnie jego twarz w pełni oświetlonym salonie - przez towarzysza.

__
rzuty, sectusempra w czarodzieja za 120+, sectusempra w młodego mężczyznę nieudana

i rzucam na obronę czarodzieja przed sectusemprą, opcm 15 i na atak fizyczny nożem młodego czarodzieja (atakuje 1 - mnie, 2 - corneliusa, 3 - dirka).


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Boczna ulica [odnośnik]03.09.22 16:39
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 70

--------------------------------

#2 'k100' : 38

--------------------------------

#3 'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Boczna ulica [odnośnik]09.09.22 17:23
wychodzimy z szafki

W ciągu ostatnich miesięcy zdążył zauważyć dystans, jaki budowała między sobą a przeszłością - nieświadomie zresztą wskrzeszając tą przeszłość. Choć bywał człowiekiem pamiętliwym i długo pielęgnował zadry, to w tym przypadku w jego interesie leżało pogrzebać dawną Deirdre, ich relację, jego wybuch na końcu tamtej znajomości. Wciąż odzywały się w nim przebłyski zazdrości, wciąż była piękna, ale teraz była też pewna siebie i nieco okrutna - była kobietą, z którą nie mógłby wytrzymać. On miał Valerie, ona miała Londyn i pamięć o tajemniczym panie Mericourt, byli innymi ludźmi. Tyle, że Deirdre wciąż odcinała się od przeszłości grubą kreską, przypominając Corneliusowi jaka była wtedy młoda. Być może, jaka nadal była młoda, pomimo nabytego doświadczenia. Starszy i wychowany w poszanowaniu dla potęgi historii (narracji, nie prawdy), nie widział sensu w zapominaniu. Choćby w sprawach propagandy wypytywał o przeszłość Mericourt nie po to, by ją wskrzesić, a po to, by wiedzieć co powinien pogrzebać.
-Nie jestem poetą, a pragmatykiem. - przyznał jej rację, nie mając nawet pojęcia, że teraz to pewien poeta był w jej typie. -Ale tłuszcza potrzebuje poetyckich nagłówków. Piękna, wzruszenia i tak dalej. - dla kogo budujesz Londyn jako stolicę k u l t u r y, Deirdre? Dla n a s, czy dla złaknionego walidacji tłumu?, nie, nie ośmieli się jej zadać tego retorycznego pytania, to nie miejsce na rozważania o polityce. Nie musiał zresztą mieć racji, on cenił sztukę z powodu jej potencjału do przekazywania treści, ale czasami musiał przyznać, że c o ś mu umyka z powodu takiego podejścia - w śpiewie Valerie dźwięczało w końcu prawdziwe piękno, a brzmienie jej głosu zwracało czasem jego uwagę bardziej od tekstu patriotycznych pieśni.
Skończyli tą rozmowę, by już do niej nie powrócić - pojedynek wymagał skupienia. Jak się okazało, większego niż się spodziewali. Choć mugole nie stanowili wyzwania, to czarodziej kilkukrotnie ochronił się przed najsilniejszymi atakami - Cornelius kojarzył ze słyszenia inkantancje, po które sięgała Deirdre (z poprzednich pojedynków, które stoczył u jej boku) i choć nie był pewien, jak konkretnie działają to widział, jak mocne były wiązki jej zaklęć. Wiedział, jak potężną była czarownicą. Własne Lamino i Drętwoty też rzucał starannie i bezbłędnie, Dirk zawsze miał smykałkę do Petryficusów - a jednak nieznajomego udało się skuć dopiero po kilku próbach.
Wreszcie wszyscy leżeli na podłodze - unieruchomieni i skuci mugole, czarodziej pod Drętwotą i Esposas.
Sallow odetchnął i posłał Deirdre pytające, nieco zaskoczone spojrzenie.
Pomimo błyskających zacięcie inkantacji, żaden z przeciwników nawet nie krwawił.
-Wszyscy w pełni zdrowia i zdolni do przesłuchania. - skwitował, siląc się na optymizm i zachowując się tak, jakby taki był plan. Wiedział, że Deirdre nie miała zamiaru oszczędzić ochroniarzy, że nie taki był plan, ale wolał nie drażnić jej ego - poza tym z trójki wycisną więcej informacji.
-Przetransportujemy ich do Tower, czy zaczniemy rozmowę już tutaj? - zerknął znacząco na polityka. Czy był już na tyle przestraszony, by zdradził im coś już w salonie?
Dopiero po kilku sekundach - i chyba podążając za spojrzeniem Dirka - zauważył ciemną plamę na ciemnej sukni.
-Zranili cię...? - tym razem nie przemyślał swoich słów dwukrotnie, na twarzy odmalowało się szczere zdziwienie i rodzaj... troski?
Pomimo całej ich historii, pomimo tego, jak zmieniła się jej pozycja i jak samodzielna się stała, chyba nadal mu na niej zależało. W jego życiu był okres, w którym zrobiłby dla niej wszystko - i mimo zerwania, mimo nowej miłości, nie mógł patrzeć obojętnie na jej krew. Dotychczas widział ją tylko w cudzej.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Boczna ulica [odnośnik]11.09.22 14:29
Czuła na sobie pytające spojrzenie Corneliusa, paliło ją boleśniej od głębokiego rozcięcia na przedramieniu. Chaos pojedynku zakończył się, przeciwnicy zostali unieruchomieni, lecz w fatalnym stylu. Dlaczego żadne z zaklęć Deirdre nie sięgnęło celu? Dlaczego urządzony z przepychem, choć zakurzony, salon w tym wystawnym domu nie spłynął krwią zdrajców? Dlaczego mimo skupienia oraz budowanej miesiącami siły nie zdołała przebić się przez tarczę czarodzieja, ba, nie skrzywdziła nawet mugola, który próbował zamachnąć się na nią byle ostrzem? Wstyd pulsował gdzieś w gardle Mericourt niczym gorąca kula, promieniująca rozżaleniem i gniewem na całe ciało, spięte, zakrwawione; rozdarty rękaw sukni obnażał rozwarstwioną skórę. Tym razem to ona broczyła krwią, to ona została zraniona, co prawda przez otaczający ją mgłą mrok, ale jednak. Pamiętała też uderzenie powietrznego prądu, rzucające ją o ścianę; towarzyszący jej mężczyźni wyszli z potyczki cało, w odróżnieniu od niej. Nie miała im tego za złe, nie była przecież byle damą, wymagającą całkowitej opieki; była zła na siebie, na kapryśną różdżkę, która ciągle nie wydawała się posłuszna zimnym, zakrwawionym palcom, kurczowo zaciskającym się na zitanowym drewnie.
Oprócz kalejdoskopu nieprzyjemnych emocji czuła też, że słabła, krew z rozdarcia skóry, przypominającego szarpnięcie pazurem bestii, ciągle ciekła wzdłuż nadgarstka, a gdy Deirdre ruszyła ku leżącym na ziemi ofiarom, zostawiała za sobą czerwoną ścieżkę. - Wspaniale - syknęła w odpowidzi na podsumowanie Corneliusa; podsumowaniu zbyt optymistycznym, wyczuwała tę fałszywą, podyktowaną uprzejmością nutę. Nie musiała mu się tłumaczyć, lecz mimo to odczuwała taką prymitywną, zawstydzającą potrzebę. - Konsekwencje Locus Nihil ciągle mnie nie opuszczają - dorzuciła po sekundzie zdawkowo, tonem mocnym i pewnym, ukrywając rozżalenie, gniew i wstyd. Nie było to kłamstwem, lecz nie było to też całą prawdą; mroczny dym, w którego zasięgu się znalazła podczas walki, pojawił się tu nie z powołania Aongusa. A przynajmniej taką miała nadzieję. Inaczej ich spotkanie mogłoby skończyć się znacznie gorzej, Cornelius doskonale zdawał sobie z tego sprawę i Deirdre miała nadzieję, że ta subtelna przestroga zatrzyma wątpliwości rzecznika Ministra odnośnie niezawodności Śmierciożerczyni. - Browna przesłuchamy tutaj. Ma zbyt wiele informacji, by odkładać pozyskanie ich w czasie - zadecydowała, spoglądając z góry, na dwójkę pozostałych terrorystów, mugola i czarodzieja, skutecznie pozbawionych możliwości ataku. - Jeśli chcesz, możesz go unieszkodliwić już na zawsze - poleciła Dirkowi, nie znała go, nie wiedziała, jak bardzo lubi niszczyć i zabijać, ale zaoferowała mu tę opcję. Próbowała rzucić jeszcze niewerbalną Plumosę, chcąc choć w ten sposób zapewnić mugolowi rozciągniętą w czasie torturę, lecz...znów się nie powiodło. Z nosa Śmierciożerczyni wypłynęła strużka krwi, barwiąca blade usta na typowy dla niej, karmazynowy kolor; oblizała ją szybko, chowając w końcu różdżkę do kieszeni płaszcza. - Oni - nie. Czarna magia, tak - odpowiedziała krótko, prawie warkliwie na troskliwe pytanie Corneliusa. Na kilka długich sekund ich spojrzenia się spotkały, nie mrugały, nie odpychała go lodowatym spojrzeniem, po prostu patrzyła. Przenikliwie, tak, jakby próbowała wedrzeć się w jego myśli i duszę, na siłę, brutalnie, tak jak czynił to on. Odrzucała jego troskę, prowokowała go; ciągle rozlewała wokół siebie krew, potrzebowała dezynfekcji rany, ale nie zamierzała ponownie próbować. W końću odwróciła się ku jednemu z foteli i zasiadła na nim, naprzeciwko spętanego, uziemionego na podłodze Browna. - Przejdźmy od razu do konkretów, George. Im szybciej i rozleglej będziesz odpowiadał, tym krócej będziesz cierpiał. Liczę na owocną współpracę, która ochroni cię przed zmuszeniem do obserwowania, jak twoi drodzy przyjaciele jedzą własne jelita - zaczęła przesłuchanie prawie nonszalanckim tonem, lekkim gestem wskazując spętanego czarodzieja i mugola. - Chcemy wiedzieć jak najwięcej o mugolskim ruchu oporu. Ilu macie członków. Jak nazywają się dowódcy. Na jakich terenach działacie. Kto was wspiera - jakie czarodziejskie rodziny lub rody? - zaczęła, wygodniej opierając się o fotel; ciągle krwawiła, ale jej głos był niewzruszony, pewny, a lodowate spojrzenie czarnych oczu utkwiła w Brownie. - Gdzie na terenie Londynu znajdują się punkty przerzutowe mugoli? Lub ich kryjówki? - dodała jeszcze, obracając leniwie różdżkę w dłoniach, ignorując ból rozoranego przedramienia. Chciała dowiedzieć się jak najszybciej jak najwięcej, wiedziała jednak, że złamanie Browna może zabrać nieco czasu. - Jeśli nie będziesz mówił prawdy, mój drogi towarzysz włamie ci się do głowy, zgwałci twoje myśli, wyciągnie z nich wszystko, o co pytam, w potwornych mękach - ale liczę że preferujesz bardziej humanitarną opcję rozmowy - dodała jeszcze miękko, prawie czule, lecz jej oczy groziły; mówiła prawdę. Brutalną i przerażającą, mogącą przekonać Browna do podjęcia dobrej decyzji.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Boczna ulica [odnośnik]13.09.22 7:09
Skinął lekko głową, jakby rozumiał, ale w jego wzroku czaiło się więcej pytań niż odpowiedzi - a na dnie zielonych tęczówek wciąż iskrzyło to nieznośne uczucie pomiędzy niepewnością i lękiem, uczucie którego nie lubił i nie nazywał. Troska. Nie znał szczegółów o wyprawie do Locus Nihil, nigdy nie był świadkiem nieswoich nastrojów Deirdre, sekrety Gringotta były dla póki co niego równie obce co czarna magia (choć podstawy zakazanej magii już próbował nadrabiać) - uwierzył jej zatem, ale to nie sprawiało, że był mniej zmartwiony.
-Rozumiem. - mruknął, choć nie rozumiał. Rozumiał za to coś innego - że skoro przy trójce jeńców padła nazwa Locus Nihil, to żaden nie powinien przeżyć. Pytanie, jak bardzo rozciągną w czasie ich agonię. Browna potrzebowali jak najdłużej, mugola wcale...
-Pozbądź się go. - polecił Dirkowi, uzupełniając ofertę Deirdre. Wiedział, że mając wybór - Dirk i tak będzie czekał na rozkaz. Zerknął znacząco na nóż, trzymany wcześniej przez niemagicznego. Czysta, odpowiednia śmierć, pewniejsza niż Lamino (tego Doge nie rzucał równie wprawnie jak Sallow - a Sallow był potrzebny do przesłuchania, pewniej wesprze Deirdre słowem niż wykonaniem wyroku) - a polowania, na które Doge jeździł w Shropshire, nauczyły go sprawnego podrzynania gardeł. Najpierw zwierzętom, a potem ludziom.
-Dowiedzieć się - teraz lub w Tower - kim jest czarodziej? - przez usta nie przejdzie mu, że świetnie czaruje, ale wszyscy to widzieli. -To zdrajca i zasłużył na śmierć zdrajcy. - zaproponował Deirdre nienachalnie, sprawiedliwość leżała bowiem w jej gestii, w rękach namiestnik Londynu. Może chciała pozbyć się tego natręta od razu, po szybkim przesłuchaniu, uważając go za równie bezużytecznego, jak mugola - ale Cornelius był szczerze ciekawy, kto i dlaczego pomagał politykowi, czy miał związki z rebelią, czy jakieś inne korzyści lub motywacje? W dodatku - nie zasłużył na szybką śmierć, ani na anonimową śmierć w tej piwnicy. -Jeśli będziesz chciała stracić go pokazowo, później, mogę wymazać mu pamięć. - zaoferował usłużnie, podwójnie ostrożny. Pozostawienie kogoś przy życiu zawsze było pewnym ryzykiem, ale z drugiej strony, Doge z Sallowem bezpiecznie odeskortują go do Tower, a z więzienia nie zdoła uciec. To, że udało się to Justine Tonks było precedensem, za który pokazowo stracono innych ludzi, po którym wzmożono (chyba - Cornelius nie zajmował się Tower, ale łudził się, że chodziło jak w zegarku; niepokoiło go co prawda wyjście stamtąd Marceliusa, ale on był pospolitym kieszonkowcem, a nie zdrajcą pojmanym przez Śmierciożerczynię) straże.
Pomijając logistykę, pozostawała jeszcze kwestia rany. Zadanej czarną magią, samej sobie? Przełknął ślinę, ale nie uciekł spojrzeniem. Poczuł ukłucie wątpliwości na myśl o tym, że samemu chciał nauczyć się tej dziedziny magii, tak ryzykownej i niebezpiecznej, ale szybko je odegnał. To ryzyko doprowadziło Deirdre do potęgi - a choć martwiła go jej rana, to prosto chodziła, prosto siedziała, równie zdecydowana jak zwykle, najwyraźniej we względnej formie. Nie odezwał się już, nie chciał poddawać jej decyzji o odwleczeniu pomocy medycznej w wątpliwość, nie mogli okazać słabości lub rozłamu przy przesłuchiwanym. W dodatku przy polityku.
Stanął obok fotela (wyglądając nieco jak ochroniarz rozpartej niczym królowa Deirdre, ale to odpowiedni efekt) i zdjął z Browna Drętwotę - dla wzmocnienia efektu już po całym monologu Deirdre, chcąc zmusić go do wysłuchania namiestniczki posłusznie, bez mimiki, bez słowa. Dirk zerknął na jeńca, a Cornelius wiedział, że byłemu stróżowi prawa takie przesłuchanie musi się wydawać trudne - odrętwiałe mięśnie Browna nie zdradzały przecież jego tików i uczuć. Corneliusowi to nie przeszkadzało. Zacisnął palce na różdżce, bez trudu wyczuwając emocje polityka. Był przerażony. Był wściekły. W tej gamie tak intensywnych uczuć trudniej będzie wyczuć, czy kłamał, ale to nic, wystarczyło, że im wierzył.
-Tak zrobię - i zobaczę w twoich myślach tych, których kochasz, ich twarze i nazwiska, a także każde twoje upokorzenie. - uzupełnił słowa Deirdre, intonując każde z własnych dobitnie, lecz spokojnie. -Jeśli nie wierzysz, możemy spytać twojego przyjaciela - albo mogę to na nim zademonstrować - ale z takim ochroniarzem widziałeś chyba na tyle magii, by wiedzieć, że nie kłamiemy. - dodał obłudnie, w przeciwieństwie do Deirdre wiedząc z doświadczenia, że magię trzeba czasem wyjaśniać mugolom powoli i prosto, że zarówno legilimencja jak i Accio mogą się im wydawać równie nierealne jak ludziki na księżycu.
Browne, odzyskawszy władzę nad ciałem - i ciasno skuty kajdanami - wziął kilka spanikowanych wdechów, wodząc wzrokiem od Deirdre i Corneliusa, po Dirka klęczącego nad spętanym mugolem.
-Wy... zwierzęta....! - parsknął, najwyraźniej wciąż w szoku.
Cornelius ledwo dostrzegalnie skinął głową.
Dirk wprawnym ruchem poderżnął mugolowi gardło. Krew trysnęła na koszulę Doge'a, a Cornelius ucieszył się w myślach, że jego własna szata pozostała czysta.
Browne krzyknął.
-To było ostrzeżenie i zachęta, byśmy rozmawiali w cywilizowany sposób. - mogłoby to brzmieć hipokrytycznie, ale miało być lekcją dla Browne'a - a po słowach Deirdre do Dirka, polityk nie mógł się przecież łudzić, że oszczędzą jego mugolskiego kompana. -Możemy zrobić to samo z twoimi bliskimi, ale nie będzie potrzeby, Browne. Wiemy kim jesteś i kogo znasz, nie interesuje nas twoja rodzina, prawdę mówiąc, średnio interesujesz nas nawet ty. - interesował ich bardzo, szczególnie do pokazowego procesu, ale Cornelius świadomie pragnął w nim zaszczepić złudne poczucie bezpieczeństwa, sprawić wrażenie, że szukają kogoś innego.
Wtedy chętniej go wyda, jeśli cokolwiek wie.
-Proszę wybaczyć, że się nie przedstawiłem. Jestem rzecznikiem Ministerstwa Magii i prawdę mówiąc z przyjemnością śledziłem pańską karierę. Osiągnąć tak sporo, w tak krótkim czasie... z pewnością musiał pan wzbudzić zaufanie szefa i proszę nawet nie udawać, że nie. Wiem jak działa polityka - więc proszę nam powiedzieć, czy wie pan - i kto może wiedzieć - gdzie ukrywa się Manny Shniwell. - mówił teraz łagodniej, uśmiechając się lisio.

perswazja III


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
boczna - Boczna ulica - Page 14 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155

Strona 14 z 16 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16  Next

Boczna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach