Wydarzenia


Ekipa forum
Cmentarz poległych
AutorWiadomość
Cmentarz poległych [odnośnik]17.07.17 1:28
First topic message reminder :

Cmentarz poległych w I Wojnie

Znajdujący się na obrzeżach Londynu cmentarz to nieoficjalny pomnik wszystkich poległych, którzy w walce o dobro świata nie zawahali się postawić własnego życia na szali. Wojna pochłonęła wiele istnień, przyniosła też nieopisany ból po stracie ukochanych tym, którzy musieli na nowo nauczyć się bez nich żyć. Miejsce to jest upamiętnieniem ich bohaterstwa, cicho wybrzmiewającą pośród szumu drzew pieśnią żałobną nad straconymi jednostkami.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
cmentarz poległych - Cmentarz poległych - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Cmentarz poległych [odnośnik]21.04.19 16:56
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
cmentarz poległych - Cmentarz poległych - Page 6 MCOaTyR
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
cmentarz poległych - Cmentarz poległych - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]21.04.19 19:24
Powinien być właśnie tutaj, przy swojej ciężarnej żonie. Zawsze razem, tak jak sobie przyrzekali. Czy Isabelle była jedyną szlachcianką, która traktowała tę przysięgę poważnie? Czy dla innych kobiet był to tylko symbol statusu, bogactwa i wypełnienia narzuconego przez nestora przeznaczenia? A dla mężczyzn, takich jak Percy, niewygodnymi kajdanami, które można było zrzucić razem z nazwiskiem aby iść polować na smoki?
Nie była głupia, wiedziała, że inni mężczyźni chodzą zapewne do Wenus i tam spełniają swoją potrzebę adrenaliny. Niegdyś myślała, że takie upokorzenie by ją zabiło, ale teraz naprawdę wolałaby aby co tydzień wymykał się do przybytku rozkoszy. Nie musiała mieć go przy sobie nocą, a w ósmym miesiącu ciąży i w jej stanie zdrowia nie było to nawet zalecane. Zrozumiałaby. Byleby dzielił z nią chociaż niektóre dni.
Gdy tylko zobaczyła na horyzoncie jego sylwetkę, serce zabiło jej mocno w piersi, chcąc wyrwać się na wolność i wyfrunąć mu na spotkanie, niczym wierna sowa w klatce. Wokół rozległ się straszny grzmot, a Isabelle przeszedł dreszcz. Mgliście zrozumiała, że to burza, a nie jej własne nerwy.
Gdy spojrzała mu w oczy, zapomniała o całej goryczy, złości i żalu, które piętrzyły się w niej przez ostatnie tygodnie. Percy, jej Percy, przy niej. Zalała ją fala tęsknoty i ulgi, wzbudzając z powrotem w jej sercu tą miłość, którą darzyła go wytrwale od dnia pierwszego spotkania.
Spoglądała na niego prosząco i ufnie, nieczym nieznający świata króliczek hodowlany, który myśli, że pan wyjmuje go z klatki aby się pobawić, a nie dlatego, że potrzebuje kolacji.
Po jej policzkach spływały krople deszczu, co zapewne nie miało nic wspólnego z tym, że jej oczy są dziwnie szkliste, bo wylewały gorzkie łzy od października.
-Percy... - ze wzruszenia nie była w stanie wydobyć z siebie niczego głośniejszego niż szept. Rozpoznał swoje imię głównie po ruchu jej warg.
Zadrżała, gdy znów, wreszcie, poczuła jego ciepłą dłoń. Ogarnęło ją przejmujące uczucie wstydu, gdy uświadomiła sobie, że wciąż nosi obrączkę. Dlaczego w niego wątpiła? Nie porzucił jej, całował jej dłonie, tak jak dawniej. Była obecnie gotowa uwierzyć w każde jego słowo albo kłamstwo, rozpaczliwie wierząc, że oddzieliła ich od siebie jakaś katastrofa, o której sama nic jeszcze nie wie - a nie świadoma decyzja Percy'ego.
Znała go już na tyle, by zobaczyć, że jest speszony i nie może znaleźć słów. Sama też nie mogła, w pamięci mają gorzkie słowa jakie jeszcze przedwczoraj mówiła o nim do Elise i jad swojego pióra, gdy wysyłała mu pochopny i gniewny list.
-Przepraszam za list... - pisnęła zanim zdążyła pomyśleć, bo zawsze była tą, która kajała się pierwsza, która nie umiała chować urazy i która nigdy nie myślała o swojej szlacheckiej dumie. Tylko o nim, o nim, o nim.
Nie była już w stanie dłużej czekać, więc stanęła na palce, położyła dłonie na policzkach męża (jak lubiła jego brodę!) i zdecydowanym ruchem przyciągnęła do siebie jego twarz. Jej brzuch jeszcze powiększył się, odkąd ostatni raz się widzieli, uniemożliwiając jej porządne wtulenie się w ukochanego mężczyznę. Zdołała jednak złożyć na jego ustach delikatny, tęskny pocałunek.
Chciała kontynuować, odnaleźć językiem jego język i zatracić się całkowicie w tej chwili, ale otrzeźwił ją kolejny głośny grom.
Burza szalała przy bramie cmentarza, wciąż daleko od nich. Chmury w każdej chwili mogły jednak pokonać te sto-dwieście metrów, które dzieliły pioruny od pary małżonków. Speszona nieco swoim wybuchem emocji Isabelle uciekła szybko wzrokiem i odruchowo położyła dłoń na brzuchu, przypominając sobie o bezpieczeństwie dziecka i prośbie Percy'ego aby usiadła.
Po drodze widziała starą katedrę, w której podobno straszyło. Ale były tam ławki, a ona bardziej bała się żywych niż martwych.
-Chodźmy, Percy. - poprosiła, mocno łapiąc jego dłoń i spoglądając w stronę ruin mugolskiego kościoła. Czy dla nich śluby małżeńskie też były tak święte jak dla niej?
Zaprowadziła go na miejsce, spoglądając na niego ufnie i pytająco. Czekała cierpliwie na rozwianie swoich wątpliwości, ciesząc się każdą sekundą w jego towarzystwie.

/zt x2


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]07.04.21 18:58
05.11

Rzadko pojawiał się poza Doliną Godryka, lecz jeżeli mocno skupił myśli na woli, na obrazie konkretnego celu i dość długo wizualizował go sobie w wyobraźni - potrafił przenieść niematerialne ciało na olbrzymie odległości, jednym mrugnięciem i bez nieprzyjemnego uczucia przeciskania przez gumową rurę trafiając tam, gdzie sobie zamierzył. Teleportacja duchów nie różniła się znacznie od tej, którą stosował za życia. Także wymagała zasady ce-wu-en, którą wpajano im w Hogwarcie i też bywała nieprzewidywalna, bo choć nie mógł się rozszczepić, nie raz doświadczył nieprzyjemnego zniesienia. A takie mogło owocować różnymi przypadkami, choćby wparowaniem niewinnemu mugolowi do mieszkania i przyprawieniem go o dławicę piersiową. Niemagiczne najście to jeszcze było pół biedy, niektórzy czarodzieje bywali dość zajadli, aby za taką wpadkę zgłosić go do Wydziału Duchów. Co jak co, ale z ministerstwem w tych czasach nie chciał wchodzić w szranki. Na co były mu problemy po śmierci, skoro na nagrobku miał napisane "spoczywa w pokoju".
Do stolicy starał się nie wchodzić, ale raz na jakiś czas pozwalał sobie na sentymentalną podróż jej obrzeżami. Zwykle nocną porą, gdy istniała mniejsza szansa, że zostanie zauważony - mało kto co prawda zwracał już tu uwagę na zbłąkanego ducha, bo Londyn był w stu procentach czarodziejski, ale wolał unikać cudzej atencji. Miejsca, które wybierał, miały charakter symboliczny i zwykle mieściły się daleko od ludzkich siedzib.
Na cmentarzu poległych pojawił się krótko po godzinie dwudziestej drugiej, by jako smętne, srebrzystoperłowe widmo pokręcić się nad grobami i w milczeniu oddać cześć bohaterom i przypadkowym ofiarom wojny. Teraz, gdy świat spowiła gęsta aura kolejnego konfliktu, miejsca takie jak te powinny być częstym punktem pielgrzymek dla żywych - żeby zrozumieć. Ale wśród płonących zniczy, starych krzyży skleconych z drewnianych desek i nisko zawieszonych gałęzi wierzb nie dostrzegł nikogo. Ani żywego ani nieżywego ducha. Gdzieś w okolicach dawnego serca zapiekła go iskra zawodu. Po cichu chyba ciągle liczył, że spotka inne przyjazne dusze, z którymi będzie mógł dzielić się doświadczeniami bytowania w zawieszeniu. Nie widział takich w Dolinie Godryka i obawiał się szukać poza nią; czasami kusiły myśli o odwiedzeniu Hogwartu, ale zdawał sobie sprawę, że byłoby to zbyt ryzykowne. Ministerstwo nie odpuściłoby duchowi, który pojawia się w szkole bez wyraźnego zaproszenia.
Jak szkoda.
Zawisł nad ostatnim nagrobkiem, daleko w rogu cmentarza i opuścił głowę, żeby przyjrzeć się wyrytym w kamieniu słowom.
- Jane A. Austin... - szepnął, spoglądając na datę śmierci.
Spoczywaj w pokoju, panno Austin.


Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Caleb Macnair
Caleb Macnair
Zawód : Aktualnie bezrobotny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
we were born
with nothing
and we sure as hell
have nothing now
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
deceased
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9272-caleb-macnair#282376 https://www.morsmordre.net/t9594-nagrobek-c-r-macnaira https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9424-grob-caleba-macnaira#287564 https://www.morsmordre.net/t9392-caleb-macnair#285075
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]26.04.21 13:34
Spokój i cisza, jedyne czego brakowało to zastygnięty czas w miejscu, który zatrzymują drobinki ciężkiego kurzu. Należało pocieszyć się tylko tymi małymi momentami, kiedy cały świat zakrywała delikatna kołdra bezruchu. Żaden wiatr nie mógł przegnać przytłaczającego smutku pośród żywych, choć szczerze powiedziawszy, zawsze uznawałem to za banialuki, żeby płakać na cmentarzu, bo w końcu... to wciąż zakłócało sen tych z wiecznie zamkniętymi oczami, a nawet tymi bez powiek.
Wolnym, bardzo przemyślanym krokiem starałem się wytaczać trasę, którą zaprowadziły mnie nogi daleko poza centrum Londynu. Nie miałem problemów z chodzeniem, szczególnie kiedy mogłem rozeznać się w terenie i obejrzeć zgliszcza poniszczonych budynków tlących się już w oddali jako te jedne z ciekawszych. Nie wyczuwałem niebezpieczeństwa, bo przecież jak można uznać smutno tlące się dusze spychane przez wiatr w oddali za coś zdolnego zrobić krzywdę, kiedy wystarczyło jedno zaklęcie do ich obezwładnienia? Nie próbowałem wchodzić im w drogę, a więc i one odpuściły sobie wszelkie podchody. Widok ich błękitu pozwalał wierzyć, że niektóre historie guślarek są prawdziwe, może faktycznie człowiek po śmierci zaczynał nowe życie?
Minąwszy zniszczoną katedrę, szukałem pozostałości obrazów i rzeźb, a jednak ludzkie hieny już dawno obrabowały miejsce z niegodnych ich plugawych łapsk piękna. Większość z pewnością nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wielkie kosztowności trzyma w ręku, a jednak mimo to wyciągają je jak głodujące dzieci spragnione piętki pieczywa. Z przyjemnością odkroiłbym im każdą z domagających się uwagi kończynę, bo po cóż się prosić, kiedy nawet nie jest się w stanie zrozumieć i co gorsza - nie chce się zrozumieć? Nie przeszkadzały mi kradzieże, to błahe słowo jest przecież niczym, kiedy wszystkie dobra są wspólne, chodziło jedynie o tę tępotę, którą prowadziło się wielu głupców żądnych tego określonego więcej - u nich to były pieniądze, mnie interesowała wiedza; może faktycznie nie staliśmy tak daleko od siebie? Niemożliwe.
Dawno już minąłem kuszące dróżki, których urok był typowy i błahy, bo któż chciałby chodzić po miejscach, gdzie ptaszyny próbują przebić się przez szum i tłok codzienności? Całym urokiem była naturalność ich śpiewu okalającego otoczenie. Odnalazłem to miejsce, mały skrawek światła w ciemności, tam, gdzie krzyże dumnie wskazywały miejsca zakopanych trupów. Zastanawiałem się, w jakim były w stanie, oni czy one? Po śmierci przestawało być to różnicą, a jednak czysto fizyczne aspekty również miały swoje miejsce w odkrywaniu tych niesamowitości. Mój wzrok zamiast na jednym z krzyżów spoczął na postaci ducha odwróconego do mnie plecami. Usłyszałem jego szept, o dziwo nawet zrozumiałem. Jane Austin? Ta pisarka? Momentalnie przymrużyłem powieki, szybko podejmując decyzję o podejściu obok ducha. Nie czułem zimna, porządny, długi płaszcz, w którym przetransportowałem się z Leningradu, wciąż nie zawodził, a i nawet odpowiednio się prezentował, nie pozostawiając mi zawodu oraz wstydu. Poprawiłem rękawy, pociągając górną część wierzchniego odzienia, które przysłaniało moje wątłe ciało przykryte flanelową, białą koszulą oraz kamizelką i materiałowymi, zwykłymi, ciemnobrązowymi spodniami. Jedynie nogawki i porządnie wypolerowane buty wystawały ponad płaszcz sięgający łydek. Nie spoglądałem na ducha, skupiłem się za to na dacie śmierci i staliśmy tak, duch i ja.
- Mazfyld Park? - zaproponowałem po angielsku z mocnym akcentem, kojarząc imię i nazwisko pomimo brytyjskiej kartoflano-kluskowej mowy. Dziwny ten język.
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]28.04.21 13:14
Wyczuł obecność człowieka już w momencie, w którym pojawił się pod bramą cmentarną. Skoro jednak młody mężczyzna nie zdecydował się obwieścić swojego przybycia, a cały czas, bez chwili zawahania, kierował się w stronę Caleba, nie zamierzał pierwszy odwrócić się i go powitać. Udzieliła im się aura opuszczonego cmentarza zapomnianych bohaterów; obydwoje poruszali się cicho, bez słów, jakby obawiali się naruszyć spokój tych, którzy posnęli snem wiecznym i w przeciwieństwie do Caleba nie mieli zamiaru się z niego zbudzić. Obserwował pusty grób, zawisł przy nim kilka centymetrów nad ziemią, a data urodzenia i data śmierci poczęły mu się po kilku sekundach zlewać w jeden, rozmazany obraz szarości. Było chłodno, a on miał na sobie wyłącznie cienką skórzaną kurtkę i koszulę, ale ani temperatura ani wiatr ani pierwsze krople jesiennej mżawki nie robiły mu żadnej różnicy. Mógłby stać tak bez ruchu nawet i do jutra, jego klatka piersiowa nie uniosła się ani razu w żadnym najlżejszym tchnieniu.
I w końcu nieznajomy znalazł się u jego boku, dziwacznie przekonany o tym, że ma prawo dołączyć do niego w kontemplacji przeszłości. Kim był? Z całą pewnością czarodziejem, bowiem tylko mag z krwi i kości nie próbowałby mu teraz wsadzić ręki w ciało, aby dać wiarę zmęczonym oczom, że naprawdę spotkały ducha.
- Hmm? - mruknął, gdy dobiegły go szeptem wypowiedziane słowa; mocny akcent natychmiast nasunął mu ziemie północno-wschodnie, pamiętał z życia jednego lub dwóch Rosjan, którzy w podobny sposób kaleczyli język angielski, ale niestety nigdy nie zdołał nauczyć się ich języka na komunikatywnym poziomie. - Nie rozumiem - odpowiedział cicho, nie zdając sobie sprawy, że niezrozumienie to wynika nie z bariery językowej, a tej kulturowej; choć narzeczona mugolaczka pokazywała mu książki ze swojego świata, nie mieli dość czasu aby przejrzeć wszystkie ikony literatury, nie miał pojęcia, kim jest Jane Austin. Znalazł się przy jej nagrobku czystym przypadkiem. - To twoja rodzina? Odwiedzasz kogoś? - spytał znów, przechylając wreszcie głowę, aby przyjrzeć się chłopaczkowi.
Był dość wysoki, szczupły, długi płaszcz wyglądał, jakby otulał jego sylwetkę jak wełniany koc zarzucony na dziecko.
Zerwał się wiatr, zrzucając z najbliższego drzewa pokaźną garść liści; martwe rośliny zatańczyły balet w powietrzu zanim opadły na nagrobki. Caleb rozłożył dłoń pod liściem, wydaje się chcąc go złapać, lecz drobina bez najmniejszego problemu opadła przez jego skórę i kości.


Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Caleb Macnair
Caleb Macnair
Zawód : Aktualnie bezrobotny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
we were born
with nothing
and we sure as hell
have nothing now
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
deceased
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9272-caleb-macnair#282376 https://www.morsmordre.net/t9594-nagrobek-c-r-macnaira https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9424-grob-caleba-macnaira#287564 https://www.morsmordre.net/t9392-caleb-macnair#285075
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]29.04.21 20:30
Nie widywałem ich zbyt często - duchów, bo cmentarze były miejscami dość namiętnie odwiedzanymi, szczególnie podczas guseł, które odprawiały co odważniejsze postacie z okolicznych wiosek. Leningrad obdarowywał w wielu atutach, jednym z nich były postacie, które potrafiły oczarować swoimi zdolnościami i wierzeniami, nawet jeśli nie były one zbyt prawdziwe, czasem docierały do pewnych granic, które sam chciałbym przekroczyć. Moment, gdy zaciera się jawa ze snem, a narkotyk uderza w te najczulsze z punktów, zwyczajny odlot, którego nie jest w stanie zaprzepaścić nic, nawet nagłe zdziczałe stado wygłodniałych kruków gotowych do pełnego szturmu na człowieka. Widywałem różne dziwy, jednak żadne z nich nie poprawiały humoru tak jak możliwość odkrywania kolejnych tajemnic. Magia przenikała się do świata w sposób niezaprzeczalnie intensywny i gdyby tylko był sposób dotrzeć do tego, jak... może zdołałoby się ją wyłapać? Skąd wiedzieć jaki potencjał drzemie w każdym czarodzieju? Czy wszyscy mają ten sam start? A najważniejsze - w jaki sposób pozyskać jej jeszcze więcej? Z pewnością cmentarz nie był miejscem, w którym należało szukać odpowiedzi, a jednak spokój śmiało pozwalał myśli kształtować się niczym plastelina pod gimnastycznością pomysłów, a tych było wiele, zawsze jeszcze więcej. Mógłbym tak całą wieczność, jednak dobrze wiedziałem, że miejsce to miało również swoją aurę nie bez powodu, szacunek dla zmarłych, fundamenty, na których budowało się całą resztę.
Duch przemówił, kiedy patrzyłem na datę śmierci kobiety, która zwyczajnie nie mogła być tą, o którą pytałem. Nie zgadzał się dzień, miesiąc, a tym bardziej wiek, kiedy zmarła, lekko zaskoczony spojrzałem na swojego niecielesnego towarzysza, próbując zrozumieć, co było z nim nie tak. Ignorant, przeszło mi przez myśl, pozostawiłem to tylko dla siebie, bo głupio byłoby tak od razu strzelać do nieznajomych, nie byłem jednym z żołnierzy testujących broń dziadka. Opowiadał w listach o swoim wynalazku, który odnalazł się pośród mugoli jako wielkie odkrycie, a jednak wciąż nie potrafiłem zrozumieć, jak działało, być może gdybyśmy mieli trochę czasu... teraz to już nie miało znaczenia, byliśmy tutaj, pieprzony Londyn z tym cholernym językiem. Nawet w pojedynczych wyrazach nieznajomego wyłapałem kilka znajomych słów, może nawet zrozumiałem, pytał o rodzinę, tak? Zdziwiony rozejrzałem się po innych krzyżach, szukając jakiegoś bardziej wyróżniającego się - wszystkie były takie same, czyli była to jakaś pamiątka, ale nawet nie próbowałem szukać własnego nazwiska, bez przesady. - Ja z Rosja... Leningrad. - wytłumaczyłem z mocnym akcentem, nawet trochę dumnie, choć wciąż sztywno i stabilnie, zawsze byłem czujny, nawet teraz, bo może towarzysz nie lubował się z obcokrajowcami? - Ty tu umrzeć? - zapytałem z zainteresowaniem, bo nie zawsze trafia się na ducha chętnego rozmowy, szczerze powiedziawszy, był to jeden z niewielu w moim życiu, nic dziwnego, że byłem zainteresowany, w jaki sposób umarł, choć moje pytanie nijak naprowadzało do kłębiących się w mojej głowie zagadek. - Jak? - nie starałem się brzmieć bezczelnie, moje żywe, wręcz orle, głęboko osadzone w czaszce spojrzenie nie próbowało się śmiać, byłem śmiertelnie poważny; dosłownie i w przenośni.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Konstantyn Kalashnikov dnia 02.05.21 20:41, w całości zmieniany 1 raz
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]02.05.21 17:25
Żywi ludzie często lubowali się w twierdzeniu, że szacunek do zmarłych jest fundamentem właściwej przyszłości, że w śmierci należy doszukiwać się autorytetu, wiedzy i pamięci. Rozumiał tę zabawną wiarę, bo gdy sam żył, sądził podobnie, zwłaszcza, gdy wraz z narzeczoną odwiedzał na cmentarzu jej zmarłego wujka i bratanka, poległych podczas wojny. Perspektywa ducha wiele zmieniała w tym, jak odbierało się rzeczywistość, odkrywała przed człowiekiem prawdy i hipokryzje, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Bo jaki szacunek do śmierci mieli ludzie przepędzający duchy z zamieszkanych terenów i wymuszający na Departamencie Kontroli wydzielenie konkretnego terytorium, którego duch nie powinien mieć prawa opuszczać? Gdzie był szacunek w traktowaniu duchów przedmiotowo, jak nieskończone źródła informacji, zadawanie intymnych pytań w taki sposób, jakby wcale nie posiadali już ludzkich uczuć i duszy - a przecież cali byli duszą? Caleb nie dowierzał, że nie dostrzegł tego wcześniej, ale naprawdę: czy gdyby spotkał na cmentarzu człowieka ze szramą na policzku, podszedłby do niego i bez przedstawienia się zażądał historii powstania tejże szramy?
Rosjanin, jak już wcześniej potwierdził, choć dla Caleba nie było to żadnym zaskoczeniem, był jednym z tych młodych gniewnych, którzy wszystko chcieli mieć na wyciągnięcie ręki. Był jak Cillian, zanim czarna magia przeżarła mu mózg. A przecież to nie tak, że Macnair nie lubił rozmawiać z napotkanymi czarodziejami o tym, do czego duchy były zdolne; chętnie spędzał swój nieograniczony czas z tymi, których charakteryzowała niewinna ciekawość, uprzejmość, empatia. Ci, którzy rozmowę rozpoczynali od żądania należeli do innego typu. I nawet, jeżeli tę niezręczność spowodowała bariera językowa - a Caleb miał nadzieję, że tak jest - nie zamierzał pozostawiać tego bez echa i udawać, że go to nie uraziło.
- Nie umarłem tutaj - odpowiedział cicho, prawie szeptem, a potem spojrzał na chłopca z ukosa. Wydawał się bardzo młody, prawie nastolatek. Nie będzie nadmiernie go karał, tylko lekko postraszy. - Co do drugiego pytania... jesteś pewien, że chcesz to wiedzieć? - Nagle jak za sprawką zaklęcia niebo spowiły czarne, skłębione chmury, tworząc nad ich głowami podejrzany, rozpędzony wir. Ziemia pod ich stopami wydawała się pękać, zerwał się wiatr, który mocno szarpał gałęziami najwyższych drzew. Caleb stał pośrodku tego wszystkiego z cieniem uśmiechu na ustach, zdając sobie sprawę, że wszystko to sprawiła jego moc, że żadna anomalia nie działa się naprawdę. Halucynacje chłopca w końcu znikną; raczej szybciej niż później, gdyż Caleb zakładał, że małolat za chwilę ucieknie z przerażeniem.


Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Caleb Macnair
Caleb Macnair
Zawód : Aktualnie bezrobotny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
we were born
with nothing
and we sure as hell
have nothing now
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
deceased
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9272-caleb-macnair#282376 https://www.morsmordre.net/t9594-nagrobek-c-r-macnaira https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9424-grob-caleba-macnaira#287564 https://www.morsmordre.net/t9392-caleb-macnair#285075
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]02.05.21 21:24
Zwykle starałem się być taktowny, byłem taktowny, a przynajmniej potrafiłem być w najbardziej znajomych i opanowanych językach, angielski nie był jednym z nich. Nieświadom popełnionej gafy błądziłem nadal, próbując zrozumieć słowa wypowiadane przez ducha, być może mu przeszkodziłem? Wydawało się, że smutnym jest ciągłe snucie się w samotności, szczególnie kiedy nie widać było żadnego jego towarzysza czy też towarzyszki, wydawał się dość melancholijny, może faktycznie powinienem odejść? Wariacje umysłu, do którego dochodziły nawet najmniejsze bodźce, przemieniały się niemal w każdej chwili, choć z ciekawości wypisanej na mojej młodzieńczej twarzy, która wydawałaby się sięgać twarzy ducha, gdyby nie fakt, że unosił się nad ziemią. Nie próbowałem prężyć się w górę, po prostu stałem prosto w jedyny poprawny sposób, jaki znałem, od czasu do czasu patrzyłem tylko kątem oczu na niecielesnego towarzysza, który zaczął tłumaczyć dość cicho. Miałem dobry słuch i wyłapałem wiązankę, która o dziwo była zrozumiała, choć zajęło mi to chwilę, by przetłumaczyć to na język rosyjski. Nie umarł tutaj, a jednak kontynuował swoją myśl w pełni niezrozumiałym bełkocie, na którego końcu spytał o to, czy chciałbym wiedzieć. Wiedza była tym, czego pożądałem najbardziej, nic więc dziwnego, że przyciągnął mój wzrok w pełni i wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Zaciemniało, zawiało, zatrzęsło, a ja zrobiłem krok w tył zauroczony całym zjawiskiem. Patrzyłem na niebo, na drzewo, na ziemię i finalnie na ducha, którego atrakcyjność jako obiektu do badań stała się czymś ponad oczekiwane możliwości. Nigdy nie spodziewałem się smagania silnego, wręcz porażającego zerwania chmury, którą wydawał się spowodować on. Jasnym wzrokiem obserwował mój szok zmieszany z fascynacją i choć czułem strach jednak, zamiast uciekać, poczułem podsycające podniecenie do dowiedzenia się więcej. Zauważyłem na jego twarzy uśmiech, jakby oczekiwał, że ucieknę i chyba faktycznie powinienem, ale to... było zbyt niesamowite. Widziałem już miliony sposobów na wykorzystanie tej nadprzyrodzonej mocy, którą chciałbym osiągnąć jeszcze za życia. Czy duchy mogą zespolić się z człowiekiem? Czy można odebrać im moc? Kłębiło się w moim zafascynowanym umyśle, kolejny krok w tył dał mi jedynie więcej obszaru do obserwacji, a to pozwalało mi chłonąć wszystko, jakbym oglądał telewizję tam w komunalce u sąsiadki... nie, to było o wiele lepsze.
- Udivitelʹnyj - szepnąłem w zachwycie, nie będąc w stanie się powstrzymać. Usta wciąż pozostawały lekko otwarte, kiedy nieproszony wiatr wdzierał się prosto do płuc, powodując mój kaszel. Chyba zbyt długo nie oddychałem, a może właśnie robiłem to zbyt szybko? Zasłoniłem twarz w rękawie płaszcza i po uspokojeniu spojrzałem na ducha z powagą. - Izvini... przepraszam - odezwałem się w końcu opamiętany, bo przecież duch nie miał złych zamiarów, nie atakował, więc i mój umysł spokojnie mógł odnaleźć odpowiednie słowa. Z niewiadomych powodów nie bałem się go, choć ręka była w pogotowiu gdzieś w okolicach różdżki schowanej w długiej kieszeni płaszcza. - Piękne - skomentowałem krótko, przesyłając w jego kierunku skinięcie głową na znak pokazu jego siły i pełni szacunku, na jaki zasługiwał. Potęga przecież zawsze powinna być tym, za co się chwali, zaimponował.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Konstantyn Kalashnikov dnia 06.05.21 16:07, w całości zmieniany 1 raz
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]05.05.21 12:31
Rzadko używał mocy po to, aby odstraszyć, a w każdym razie w sposób w pełni świadomy; zdecydowanie częściej formował swoją magię w wizje szczęśliwe, takie, które mogły uspokoić poplątane umysły, dać ludzkiej naturze chwilę wytchnienia w iluzji. Nie wiedział, skąd brała się ta moc, ale przychodziła mu ona instynktownie, wystarczyło, że wyobraził sobie świat takim, jak chciał go widzieć, a zaczynały go otaczać widmowe zdarzenia, od istot do pogody. Za życia nie sądził, że duchy mogą być do tego zdolne - znał tylko poltergeisty czyniące psikusy, nic ponadto. Po dziewięciu latach istnienia w tej formie wiedział już, że część czarodziejów zajmowała się badaniem duchów oraz ich potencjału, ale z jego obecnej perspektywy zdradzanie tajemnic wydawało się... niepotrzebne. Ludzie nie zawsze musieli wszystko wiedzieć.
Sam nie znał granic tej specyficznej zdolności, dlaczego miałby próbować prezentować je innym?
Spodziewał się, że chłopaczek przestraszy się pierzastego wiru, huraganu i gleby pękającej pod stopami. Iluzja wyszła mu na tyle realistyczna, że nawet nie zakładał, że może nie osiągnąć celu. Im dłużej więc widział go stojącego z otwartymi ustami, tym więcej wysiłku wkładał w wizję. Wir przyspieszał, połyskując okruchami światła jakby wciągał nocne niebo z gwiazdami, pod lewitującymi stopami Caleba ziemia rozstąpiła się, odsłaniając krater. Chciał, by dzieciak uznał, że zaraz do niego wpadnie, ale na to był obecnie zbyt słaby - wiatr jeszcze chwilę wpędzał im obu kurz do ust, a potem wszystko ustąpiło.
Powrócił spokojny wieczór, drzewa były nieruchome, niebo czyste. Ani jeden kamyczek nie opuścił żwirowanej ścieżki prowadzącej między groby. Widział, że nastolatek jest zszokowany, że jego ręka wędruje w kierunku kieszeni, tak jakby różdżka miała mu jakkolwiek pomóc. Coś tam mamrotał pod nosem, słowa, których Caleb nie rozumiał - aż w końcu ponad ogólny szum wybiło się jedno: przepraszam.  
- Dziwny jesteś - mruknął Caleb, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Po irytacji nie został nawet ślad, teraz był tylko zaintrygowany. - Jak ty dajesz radę się nie garbić, mając takie stalowe jaja? - Włożył ręce do widmowych kieszeni spodni. - To nazywasz pięknem? Merlinie, facet, próbowałem cię wystraszyć. - Westchnął i zapatrzył się na bramę cmentarną ponad głową chłopca. - Mam na imię Caleb - powiedział wreszcie, wyciągając dłoń do powitania; ciekawy, czy dzieciak nie stchórzy i będzie chciał go złapać, wiedząc dobrze, że ciało ducha mrozi jak syberyjski lód.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Caleb Macnair
Caleb Macnair
Zawód : Aktualnie bezrobotny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
we were born
with nothing
and we sure as hell
have nothing now
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
deceased
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9272-caleb-macnair#282376 https://www.morsmordre.net/t9594-nagrobek-c-r-macnaira https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9424-grob-caleba-macnaira#287564 https://www.morsmordre.net/t9392-caleb-macnair#285075
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]06.05.21 16:47
Nie sprawiałem wrażenia dużego zagrożenia, wprawdzie nigdy nim nie byłem, ot porządny chłopiec na posyłki, chyba powinno mi zaimponować, że duch postanowił mnie wystraszyć. Inne opcje takie jak ego wykraczające ponad normy oraz chęć wykazania się przed nieznajomym też wchodziła w grę, jednakże wyczułem, że to nie była atrakcja tego rodzaju.
Po kaszlu przyszedł kurz, znienawidzone drobiny, które próbowały wedrzeć się do gardła zaraz ustały w nagłym uspokojeniu, bo wszystko było wizją. Sztuka iluminacji, która pozostawiła mnie oniemiałego. Zaczęły napływać pytania. On tak naprawdę tego nie zrobił? Może to tylko w mojej głowie? Dlaczego przestał? Zmęczenie? Szukałem wymówki dla ukończonego pokazu i z pewnością zaklaskałbym, gdyby nie to, że zaczął coś do mnie mówić. Momentalnie poprawiłem swój wyraz twarzy na nieco bardziej opanowany, choć wciąż narastały wszystkie te niedopowiedzenia i zagadki. Czy każdy duch tak potrafi? Większość tych napotkanych w wojennym mieście raczej unikała ludzi, tylko poszczególne miejsca miały swoje wzięcie, tam, gdzie wspólna mogiła kołysała każdego w wiecznym śnie. Głupcy myśleli, że ktoś o nich pamięta, szczególnie gdy szukali pośród innych ciał tego najbliższego ich wygasłemu sercu.
Odnalazłem jego wzrok i odwzajemniłem się uśmiechem. Dawno już nie byłem tak szczęśliwy z nowego odkrycia. Kiro mi nie uwierzy. Musiałem mu pokazać. Być może duch był jednak trochę próżny? Szczerze wierzyłem, że zdołam go przekonać do odwiedzin, mógł wydostać się gdzieś poza krzyżowe dróżki? Nigdzie nie widziałem krucyfiksu, choć ten nie wydawał się symbolem utrzymującym duchy w jednym miejscu... mugole chyba w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, jak błaha była ich symbolika, nie to co Starożytne Runy. Komentarz nieznajomego zrozumiałem jako komplement, że niby jestem dzielny. Nie musiał mi tego mówić, bardzo dobrze to wiedziałem, choć grzecznościowo skinąłem głową w geście podzięki i potwierdzenia na przyjęcie tego drobnego gestu. Potem zbyt szybka składanka słów z angielskiego nijak wpisała się do biegłości brytyjskiego języka, jedyne co faktycznie zdołałem zrobić, to powtórzyć jedyne znane słowo - Jaja? - wybrzmiało z mocnym, rosyjskim akcentem. Wiedział, że prawie cały zeszły miesiąc jadłem jaja? Niesamowite. Zaczynał mi imponować z każdą sekundą coraz bardziej. Kolejne pytanie, a ja w końcu zrozumiałem w pełni. Kiwnąłem głową na znak przyznania racji, bo przecież niesamowite, wszystko to było niesamowite! - Konstantyn Kalashnikov - przedstawiłem się z mocnym akcentem, nazwiska nawet nie próbując zangielszczać, było piękne w oryginale, brzmiało bardzo dostojnie, nawet wyprostowałem nieco mocniej plecy! Bez zawahania się ująłem rękę ducha, czując nagłe zmrożenie, które zaczynało sięgać coraz wyżej i wyżej dłoni. Oczarowany od razu spojrzałem na zsunięty nań skrawek płaczu, ponownie moje powieki otworzyły się szeroko. Bolesne, ale i bardzo interesujące przeżycie nijak wpłynęło na miejsce mojego położenia, po prostu zastygłem. W skupieniu dawałem ręce się przyzwyczaić, choć ta szczypała i stawała się zimniejsza niemalże przez cały czas. - Удивительные - wymsknęło się z moich ust, choć zaraz przeniosłem wzrok na twarz ducha, bo przecież nie chciałem, żeby ponownie się zdenerwował! - Niesamowite - wytłumaczyłem prostym słowem, choć spróbowałem cofnąć rękę nawet tą drugą. Wolałem wciąż czuć w dominującej dłoni, choć palące ogniki zimna, że aż ciepła sprawiały, że chciałbym zbadać jeszcze więcej. Zawsze mówili, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego ktoś mógłby nie uznać tego za zaproszenie.
- Ty zdolny, Caleb. - zaczął nieco łamanym angielskim, choć ewidentnie sam słyszał postępy. - Od kiedy tak? - spytał zaciekawiony, bo przecież warto wiedzieć, kiedy zginął, musiał być naprawdę konkretnym czarodziejem, ciekawe, kiedy zdołam go przerosnąć, może już, dzisiaj? Zrobili to jego przyjaciele, poplecznicy, czy może rodzina? Będąc potężnym nie chciał zostać nieśmiertelnym? Dziwak. Pomyślałem, choć zostawiłem tę wiedzę na później.
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]27.05.21 18:07
Przyzwyczaił się do tego, że inokineza robiła wrażenie na ludziach niezależnie od tego, czy mieli czy nie mieli czarodziejskich mocy. Mugole tylko posiadali dodatkową tendencję do mdlenia, krzyczenia lub popuszczania pęcherza - starał się jak mógł dostrzegać znaki ostrzegawcze i nie chwalić się niczym przed tymi, którzy o istnieniu drugiego świata dowiedzieli się dopiero wtedy, kiedy wybuchnęła wojna. Biedaki i tak mieli dość problemów w życiu. Ten chłopaczek i jego bezczelne powitanie wyraźnie mówiło, że jest albo czarodziejem albo obłąkany, ale im dłużej tu przebywał, im dłużej trwała ta ich niezdarna rozmowa, tym silniej Caleb odczuwał, że kryje się w nim coś więcej niż tylko mamlający, niewyraźny język, czy buta w spojrzeniu. Był cholernie odważny, ciekawski, na dłuższą metę mógłby stanowić zagrożenie, gdyby Caleb miał jeszcze ciało, ludzi o których dba albo chociaż cokolwiek do stracenia.
Kto by pomyślał, że niepozorna koniczyna utrzyma się na łodydze, kiedy napuści się na nią wichurę?
- Nie wiesz o co chodzi? - Uniósł brew z powątpiewaniem, a potem skrzyżował silne ramiona, wznosząc się kilka centymetrów nad ziemię; jakby zamierzał spojrzeć na chłopaka z góry i zmusić do tego, by przestał się zgrywać. Dopiero po zastanowieniu doszło do Caleba, że facet przecież kaleczył angielski, może należało zwracać się do niego jak do dziecka? - Chodzi o twoją męskość. Męską odwagę. Tak się mówi wtedy, że masz żelazne... no wiesz, żelazne wory - Merlinie złoty, nie był wstydliwy, ale też nie głosił się specem od wyjaśniania innym mężczyznom ich anatomii oraz związanych z nią porównań. Tyle musiało wystarczyć, bo jakby chciał pokazać młodemu, co i jak w praktyce, to nie dość że byłoby to nieprzyjemne dla nich obu, to jeszcze przypadkowy przechodzień uznałby, że sieją zgorszenie. A Caleb nie siał zgorszenia! Nigdy z żadnym... żadnym mężczyzną!
- Constantine? - Potwierdził na wszelki wypadek, bo nastolatek miał mocny, rosyjski akcent, z którym nie zawsze mógł sobie poradzić rodowity Anglik; z nazwiskiem nie zamierzał nawet próbować.
I znowu udało mu się go zaskoczyć, gdy tak ochoczo sięgnął po widmową dłoń. Ludzkie palce zatopiły się, rzecz jasna, w błękitnawej mgiełce przypominającej żylastą skórę, niemniej jednak był to miły gest, nie dojrzeć w czyjejś postawie niechęci i ciągłej potrzeby odsuwania się od źródła chłodu. Ale w końcu chłopak był z Syberii, tam pewnie mieli gorsze temperatury. Nie do końca rozumiał niesamowitość tej zwyczajnej chwili, ale z uprzejmości skinął głową i zabrał rękę, zanim chłopakowi odmarzłyby kości.
- Dzięki. Tak się składa, że od zawsze... od kiedy jestem duchem. Uczę się tylko, w jaki sposób tę moc kontrolować. - Wolał używać słowa "moc", ponieważ magia nie opisywała dokładnie tego, co czuł, gdy jej używał. Pamiętał przecież dobrze, jak to było dzierżyć różdżkę w ręce i przyginać ją do swojej woli. - Mógłbym pokazać ci więcej, ale nie jestem pewien, czy wyjdzie ci to na dobre... - Przechylił głowę z zastanowieniem. - Od dawna jesteś w kraju? Nie znam twojego nazwiska. Na dobrą sprawę nic o tobie nie wiem. - Z każdym słowem nabierał więcej ostrożności; ktoś, kto przyjeżdżał do Wielkiej Brytanii w czasie zaognionego konfliktu nie mógł mieć w pełni czystych intencji.


Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Caleb Macnair
Caleb Macnair
Zawód : Aktualnie bezrobotny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
we were born
with nothing
and we sure as hell
have nothing now
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
deceased
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9272-caleb-macnair#282376 https://www.morsmordre.net/t9594-nagrobek-c-r-macnaira https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9424-grob-caleba-macnaira#287564 https://www.morsmordre.net/t9392-caleb-macnair#285075
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]25.06.21 21:26
Zakrywanie, tworzenie i wykorzystywanie rzeczywistości. Nie miałem pojęcia, że w rzeczywistości to ujście mocy ducha było czymś wytłumaczalnym, choć starałem się pojąć, w jaki sposób jego zdolności przechodziły nasze, żywe granice. Czy magia stawała się potężniejszą po śmierci? Co determinowało te zdolności? Dlaczego wcześniej żaden z duchów z Sankt-Pietierburg nie pokazał mi tak wielkiej siły? Kimże był ten czarodziej przed śmiercią, jeśli po niej władał tymi znamienitymi czarami? Może jednak warto było rozważyć kwestię własnego zgonu? Kiro miałby mi za złe? Wydaje się, że zrozumiałby pobudki i chęci, może sam spróbowałby skusić los wraz ze mną? Przecież jesteśmy czarodziejami, potrafimy praktycznie wszystko! Nie sądziłem, aby w przypadku ewentualnego ożywienia było inaczej, gdyby tylko nie wyszło to tak znamienicie, choć wydawało się, że więcej pobudek miałem do życia. Po co umierać, skoro z pewnością istnieje możliwość przejęcia tej mocy duchów? Byłem przekonany, że znalazłby się jakiś sposób. Musiałem opowiedzieć o tym bliźniakowi, może nawet Caleb zdołałby się skusić na przedstawienie nieco swoich zdolności? Taki samotny na cmentarzu pewnie nie mógł się doczekać, żeby tylko użyć swoich zdolności na kimś lub dla kogoś.
Высоки пороги твои ноги, cisnęło się na usta, kiedy zrozumiałem, nie po jego szczegółowym opisie, a jakimś takim zaplątaniu. Chodziło mu o jądra, nie kulki, nie jajka, tylko czyste, żywe przyrodzenie. Duch chyba nie sądził, że w strachu będę się przed nim obnażać? Spojrzałem na niego jakoś tak z zastanowieniem, bo pomimo głupiej myśli, która rozważałem, czy on przypadkiem nie mówił o rozbieraniu się dla jego przyjemności, przypomniałem sobie szybko o tym, że był pod wrażeniem. Dobrze, pewnie sądził, że mam wielkie jaja. Dziwni ci Brytyjczycy, wydawali się całkiem rozważni, a tutaj proszę. ZSRS była spokojniejsza, nie to, co tu, gdzie śmierć ponoszą jacyś specyficzni ludzie, choć czy mogłem mieć mu coś za złe? Przecież sam z pewnością powiedziałbym komuś, żeby się rozbierał, gdyby mi się podobał, na szczęście byłem wypaczony od takich idiotyzmów jak uczucia. Darzyć miłością i jakimkolwiek głębszym uczuciem mogłem tylko samego siebie.
- Dziękuję? - odpowiedziałem finalnie, na jego wszystkie, nie do końca zrozumiałe wyjaśnienia. Na moje oko próbował powiedzieć, że mu zaimponowałem, ale po co mówić oczywistości? Prawdopodobieństwo, że kazał mi pokazywać swoje jądra, była równie wysoka. Prawdopodobieństwo wahało się na nierównym poziomie, dlatego obserwowałem go uważnie. Brytyjczycy chwalili sobie męskość. Nie wiem, czy chciałem kiedykolwiek wykorzystywać te środki komunikacji w rozmowie, ale pruderyjność przecież nie była cechą, którą się odznaczałem, oj nie.
- Tak, Konstantyn - przytaknąłem z rosyjskim akcentem, bo przecież nie godziło się, abym sam przemieniał własne imię nadane w ZSRS, co z tego, że nie byliśmy w jego granicach.
Uczucie chłodu wydawało się przejmować już nie tylko dłoń, ale również sam łokieć, powoli wspinało się do ramienia. Moje szeroko otwarte oczy obserwowały ducha, chłonąc niespotykane odczucie, które powinno przecież występować na mojej liście jako to niepożądane. Poruszyłem palcami, których przestawałem czuć w tym samym momencie, gdy Caleb się odsunął.
- Kontrolować, niesamowite. - powtórzyłem zauroczony, tym co przeżyłem, ale i odczuwałem, jakbym w tym wszystkim zaczął lepiej rozumieć angielski albo on w końcu używał znanych mi słów! Faktycznie bolało, szczypało, czułem zimno przedzierające się w głąb skóry, aż do kości, ale potencjał widoczny w tej mocy sprawiał, że pozwalałem sobie na to cierpienie w ciszy. Jedynie gardło zaszczypało od powstrzymywanego jęku lub syku, który nigdy nie wydobył się z mojego gardła. Po prostu przełknąłem gorycz, bo dla nauki robiło się wiele rzeczy, włącznie z tymi mało konwencjonalnymi. - Więcej, tak, więcej. - przytaknąłem zafascynowany niczym dziecko, choć przecież tak bardzo starałem się powstrzymywać swój zapał do okazywania czegokolwiek, ta siła... - Kiedy indziej? Możesz się transportować? - spytałem, układając w głowie nieco piekielny plan. Kiro z pewnością się ucieszy, na sto procent! Wydawało się, że Caleb mówił o jednym, a ja o drugim, choć faktycznie starałem się zarówno powstrzymywać dłoń od pocierania tej oziębionej, jak i podzielić uwagę pomiędzy rozpędzone myśli tworzące pomysły naukowe oraz rzeczywistość. - Cтрана? Londyn? Недавно. Turysta. - wyjaśniłem kilkoma słowy, starając się wciąż przełamać tę barierę w postaci mocno zaciskanej szczęki. Kiro, mówił okrągłe litery, okrągłe, no to się przecież starałem! - Ty... stąd? - spytałem z czystej kurtuazji, łapiąc się na tym, że poruszałem przez cały czas palcami tej zziębniętej ręki, próbując odzyskać czucie. Krążenie krwi wydawało się tam zamrzeć, a jednak powoli coś zaczynałem wyczuwać. Oбворожительный.
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]12.07.21 16:06
Czy był kiedykolwiek moment, gdy zachłysnął się, zachwycił własną potęgą, jakiej nie zaznał za życia? Nie miał pojęcia, niczego takiego nie pamiętał, ale wspomnienia z życia ducha rozmywały się i zlewały w jedno do punktu, w którym nie był już całkiem pewny, ile minęło lat od jego samobójstwa. Musiałby spojrzeć na zamazane daty na zaniedbanym grobie, bo z pełną klarownością pamiętał wyłącznie okoliczności śmierci i swoją własną różdżkę w rękach brata. Dziwacznie umierać bez różdżki w dłoni; zrobił to jednak dla dobra Cilliana, dzięki temu bliźniak uszedł z życiem. Nie miał czego żałować i chyba nie był już w stanie, silniejsze emocje odczuwał sporadycznie, ktoś musiałby go mocno do tego sprowokować. Wiedział, że inokineza to coś, na co nie zawsze mogli pozwolić sobie nawet najbardziej wprawieni w transmutacji czarodzieje, a jednak... jednak się nie cieszył, nie czuł większej dumy. Mimo świadomości, doszedł do etapu, w którym było mu wszystko jedno. I doszedł do niego już dawno, osiem, dziewięć, może dziesięć lat temu? Wtedy, gdy sięgnął po truciznę.
Wzruszył ramionami na słowa podziękowania, temat został skończony, ale Constantine nadal łypał na niego jakoś tak dziwnie... Zmusił wargi do uśmiechu, żeby podbudować go na duchu. Właściwie nie miał powodu, dopiero co próbował go przegonić. To, że był odważny (lub głupi) nie czyniło go jeszcze człowiekiem godnym zaufania. Z zasady większym zaufaniem darzył kobiety, ciężej mu było wyobrazić sobie kobietę przepełnioną złem, choć jego własna matka była łowczynią.
Chłód epatował z jego półprzeźroczystego ciała, trawa wydawała się uginać pod ciężarem niewidzialnego szronu. Dzieciak obserwował swoją dłoń, potem znów patrzył na niego - przez zielone oczy przebrzmiewała dziwaczna fascynacja, niezdrowa, obca. Nikt nigdy nie prosił go o to, aby pokazywał mu więcej, nawet wtedy, kiedy dla zaprezentowania użył mocy w dobrym celu, żeby uspokoić, ukoić nerwy.
Dziś pokazał jedynie chaos.
Kto chciałby nasiąkać chaosem?
- Potrafię się teleportować - przytaknął, ale chęci do rozmowy odczuwał coraz mniej, spoglądając ponad ramieniem chłopaka na odległą bramę cmentarza. - Nie wiem... może kiedyś cię odwiedzę. Gdzie mieszkasz? - Musiał się nad tym zastanowić, a nie zamierzał naprowadzać obcego na swoją Dolinę Godryka. Zwłaszcza nie obcego z Londynu, o którym wiedział tylko, że ma jaja ze stali i że łaknie chaosu. Przyjrzał się zziębniętej ręce Constantine'a, doznając wyczerpania, znanego wyłącznie duchom. - Nie stąd. Z daleka - Nie musiał się tłumaczyć. Poklepał chłopaka po ramieniu ostatni raz, trochę z przyzwyczajenia, a trochę ze złośliwości. Dotyk ducha przywoływał do rzeczywistości lepiej niż krzyk żywego. - Żegnaj, czy może raczej... do zobaczenia? - zapytał, nim bez ostrzeżenia rozpłynął się w powietrzu.
Nie był pewny. Coś ciągnęło go do ludzi, którzy byli nim zainteresowani. W swej marnej egzystencji szukał cząstki zrozumienia. Życia. Podświadomie wiedział jednak, że pragnienia te były przejawem zwykłej naiwności.

/zt <3


Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Caleb Macnair
Caleb Macnair
Zawód : Aktualnie bezrobotny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
we were born
with nothing
and we sure as hell
have nothing now
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
deceased
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9272-caleb-macnair#282376 https://www.morsmordre.net/t9594-nagrobek-c-r-macnaira https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9424-grob-caleba-macnaira#287564 https://www.morsmordre.net/t9392-caleb-macnair#285075
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]17.07.21 19:47
Nieświadom powodów, dla których duch stał się bytem niematerialnym mogłem jedynie starać się domyślić, co spowodowało jego śmierć. Wydawało się to pytaniem nie na miejscu, być może kiedyś sam opowie, a do tego czasu zdołam pojąć język angielski na tyle by zrozumieć go co do słowa. Z pewnością był to plan godzien uwagi, szczególnie gdy każdego dnia czułem jak wiedza przenika do mnie z prędkością światła. Pochłaniałem wszystko z otwartymi ramionami, bo przecież wiedza i nauka były tym co potrafiło faktycznie napędzić ambicje, a te wydawały się nie kończyć. Nigdy nie uznawałem tego za coś złego, wręcz przeciwnie... nawet jeśli ktoś mówił o jajkach albo worach, cokolwiek to znaczyło. Kiro z pewnością byłby w stanie to wytłumaczyć, ale nie do końca byłem pewien, czy faktycznie chcę wiedzieć.
Mój rozmówca nie reagował na swoje zdolności z fascynacją równą tej mojej, wręcz przeciwnie, wydawał się jakiś taki melancholijny, jakby nie było to coś wyjątkowego. Nawet nie wiedział jak wiele pomysłów przemknęło przez mój umysł, który zmącony był czymś więcej niż tylko faktem, że zdołałem odkryć jego zdolność. Caleb posiadał moc. Potęga, której pożądałem i chciałem więcej. W kwestiach naukowych nie potrafiłem ukryć swojej młodzieńczej werwy. Kiro powinien o tym usłyszeć, MUSIAŁEM mu opowiedzieć! Na pewno przy burzy mózgów trafilibyśmy na jakąś fenomenalną konkluzję, która rozwinęłaby się do takiego poziomu, że żadne z naszych dotychczasowych zdolności nie byłyby w stanie odpowiednio dopasować się do wymagań tak poważnych rozważań. Czekało nas dużo pracy, a ja nigdy nie próbowałem się wymigiwać od możliwości wdrożenia się w coś tak wielce kształtującego, bo przecież lubiłem się uczyć i obserwować. Teraz widziałem jak duch spogląda gdzieś ponad moim ramieniem. Mieliśmy się pożegnać? Już?
- Różnie - odpowiedziałem dość szczerze, bo przecież nigdy z bliźniakiem nie zostawaliśmy na dłużej niż było to wymagane i potrzebne. - nie jedno miejsce. - przyznałem bez cienia wstydu, bo przecież tryb koczowniczy nie był czymś strasznym, wręcz przeciwnie! Jedyne co aktualnie mnie przerażało to ten ziąb ogarniający dłoń, ale i z tym byłem w stanie sobie poradzić. Kiro z pewnością będzie mieć odpowiednią maść, a kiedy opowiem mu o tym spotkaniu pozazdrości i przestanie wyzywać od różnych głupstw. Czasem miał dziwaczną tendencję do oceniania moich ruchów jako tych nielogicznych, a przecież wszystko z tego miało ogromny sens. Kiro zwyczajnie nie rozumiał pewnych kwestii. Niestety w tej sytuacji wydawało się, że jest podobnie, bo na moje zbywające odpowiedzi Caleb odpowiadał tym samym, a może działało to w drugą stronę? Jedno było pewne - nie wiedziałem, gdzie leży jego truchło. Ciekawe, czy było podobne do ducha. Moje myśli do rzeczywistości przywiodło zimno przebiegające po ciele. Płaszcz faktycznie chronił przed chłodem, ale dotyk Caleba potrafił przeniknąć nawet przez ubranie. - Do zobaczenia. - odpowiedziałem posłusznie i kulturalnie, obserwując jak ten znika mi przed oczami. Удивительные. Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy. Musiałem dotrzeć skąd posiada tak wielką moc i z tą myślą powróciłem do pokoju w poszukiwaniu bliźniaka.

| zt.
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]05.12.22 14:04
9 czerwca 1958

Powroty z Londynu nigdy nie dawały ulgi.
Przemykanie pomiędzy zatęchłymi uliczkami, nawet tymi wąskimi i ciemnymi nie miało w sobie choćby namiastki anonimowości, już nie. Coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że gubi się w nowym mieście, że nie pamięta, w którą stronę należy skręcić, gdzie stała piekarnia, w dokąd powinna się udać by trafić na most – nogi plątały się jakby same, wiedzione bardziej instynktem i strachem, niźli jakąkolwiek strategią.
W ogóle nie powinno jej tu być; nie powinno wcale, a jednak znowu szwendała się tuż pod drzwiami najgorszego z możliwych, wychylając się okrutnie nieodpowiedzialnie i wystawiając się na czarne scenariusze, każdy gorszy od poprzedniego. Tutaj nie było już jej domu. Musiała dobitnie się o tym przekonać.
Odwiedzenie sierocińca nie podarowało jej wytchnienia – odżyły jedynie niechciane wspomnienia, kopnięte gdzieś w kąt własnego umysłu, schowane pod dywanem natrętnych myśli, przykryte iluzoryczną fantazją i przekonaniem, że tamten rozdział już zamknęła. Wcale tak nie było.
Przypadkowe spotkanie i przypadkowa propozycja – wciąż obracała w głowie słowa nieznajomego, przemykając między ciemnymi zaułkami na obrzeżach miasta; teleportowała się kilkukrotnie, w miejscach, skąd było to możliwe i nie narażało ją na dodatkowe niebezpieczeństwo. Dopiero kiedy opuściła granice stolicy, pozwoliła sobie na marsz.
Tak samo cichy jak wtedy, gdy kroczyła miejskimi chodnikami, zupełnie jak duch, półprzezroczysta sylwetka wrzucona gdzieś pośrodku szarości budynków i wilgotnego bruku. Mara niechcianej przeszłości, zgubiona dusza, która smętnie przemierzała wciąż te same szlaki.
Nie potrafiła się nie zatrzymać.
Nie chciała ot tak wrócić do Makówki, zapomnieć na nowo o wszystkim, zaszyć się pod kołdrą na długie godziny, a potem w końcu odejść – musiała w końcu opuścić to miejsce, nie było dla niej przestrzeni w Dolinie, nie było sensu nadużywać i tak nadmiernie zagarniętej gościnności.
Nic już nie miało sensu.
Krzyże wyrastające z ciemnej polany, gęsto zasadzone i ciężkie od samego patrzenia nań; miała wrażenie, jakby jeden z kamiennych elementów docisnął jej serce mocno, spadł na nie, przygniótł i zniszczył na dobre. Stając przy ogrodzeniu czuła się tak, jakby za moment miała zwymiotować i udusić się jednocześnie.
Nie było go nigdzie. Nigdzie nie spoczął, nie miał spokoju, ciało rozpłynęło się gdzieś w tym świecie, jakby zupełnie nie istniało – jak gdyby Peter Beddow nigdy nie był prawdziwy.
Nie mogła go zobaczyć, nie mogła pochować, nie mogła odwiedzać. Mijała kolejne nagrobne płyty, kolejne nazwiska, daty i ostatnie słowa pożegnania wyryte w kamiennej tafli, raz po raz dotykając wystających krzyży, zupełnie nieświadomie, jakby desperacko chciała coś poczuć.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Cmentarz poległych
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach