Wydarzenia


Ekipa forum
Cmentarz poległych
AutorWiadomość
Cmentarz poległych [odnośnik]17.07.17 1:28
First topic message reminder :

Cmentarz poległych w I Wojnie

Znajdujący się na obrzeżach Londynu cmentarz to nieoficjalny pomnik wszystkich poległych, którzy w walce o dobro świata nie zawahali się postawić własnego życia na szali. Wojna pochłonęła wiele istnień, przyniosła też nieopisany ból po stracie ukochanych tym, którzy musieli na nowo nauczyć się bez nich żyć. Miejsce to jest upamiętnieniem ich bohaterstwa, cicho wybrzmiewającą pośród szumu drzew pieśnią żałobną nad straconymi jednostkami.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
cmentarz poległych - Cmentarz poległych - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Cmentarz poległych [odnośnik]09.12.22 12:23
Wiedziała, że ich tu nie znajdzie.
Powinna udać się najpierw do Caynham, potem do Shrewsbury, ale nie mogła; miała pod opieką córkę, teraz przebywającą na zajęciach z gimnastyki, które tak przecież uwielbiała. Nosiła pod sercem kolejne dziecko, Valeriusa lub Valerie, wnuka lub wnuczkę, bratanka lub bratanicę. To chciała im powiedzieć, duszom, które wzywali z mężem do powrotu w dniu jej ślubu, by stali się świadkami tego pięknego wydarzenia. I może dwoje mężczyzn odpowiedziało na ich wołania, zjawili się w t e d y, ale nie będą mogli pochwycić maleństwa w ramiona, cieszyć się z nowymi rodzicami, nie poznają swego krewniaka.
Zasługiwali jednak na informację, na wiadomość. Przekazaną przez matkę, samodzielnie, choć wiedziała, że ojciec dziecka byłby równie dumny z możliwości jej przedstawienia. Wiedziała jednak, jak mocno Cornelius związany był z Solasem, domyślała się, że każdy powrót do jego pamięci musiał wywoływać w nim ból, z którym radził sobie samodzielnie. Czasem, w trakcie ich odwiedzin w Shropshire, czy to w Sallow Coppice, czy w Caynham, znikał wszak na kilka godzin, a później jego zielone oczy migotały w sposób, który znajomy był już sercu jego żony, nie musiała pytać o powód.
Nie miała okazji rozmawiać ze szwagrem sam na sam. Ale dzisiaj, przy odrobinie dobrej woli, może usłyszy jej głos, może dostrzeże jasne ptaki wysyłanych do niego myśli, które wiadomości słać będą na swych rozpostartych skrzydłach do samego nieba, tam, gdzie uleciała jego dusza. Ojca też tu znajdzie, tego była pewna. Choć był człowiekiem surowym, dzielili tę samą krew, Valerie pragnęła, by był z niej dumny, choć nie rozumiała jego pobudek, choć dekadę spędziła na karnym zesłaniu w Niemczech, głównie przez jego decyzję. I on sam stracił w jej wyniku życie, pętla nerwów zacisnęła się na szyi staruszka przedwcześnie, był chyba młodszy od Tiberiusa Sallow, który teraz wspaniałomyślnie przyjął ją do rodziny, stając się ojcem dla niej, a dziadkiem dla Hersilii.
Spacerowała spokojnym krokiem, wdychając nieco wilgotne (czy to prawda, czy tylko działanie wyobraźni, jakby powietrze musiało być w tym miejscu wiecznie wilgotne od przelanych łez?) powietrze, wzrokiem sunąc po kamiennych płytach. Każda z nich wzniesiona ku pamięci jednego, czasem kilkorga czarodziejów i czarownic, każde z nich zginęło śmiercią bohatera. Pani Sallow wiedziała już, że bohaterska śmierć to śmierć przykra, trudna i brzydka. Ojciec umarł wygodnie, tak chciała sobie tłumaczyć, we własnym łóżku. Solas zginął w płomieniach. To koniec podobny bohaterom.
Musiała minąć chwila, nim kątem oka zauważyła dziewczynę — wyglądała młodo, bardzo młodo i przeraźliwie smutno. Już z daleka śpiewaczka wiedziała, że ta dziewczyna była od niej wyższa, ale przy tym niesamowicie drobniutka. Serce ścisnęło się z żalu, kim mogła być?
Skręciła z obranej przez siebie ścieżki. Jeżeli było coś, w czym mogła pomóc temu dziecięciu (nie wydawała się być pełnoletnia, ale może to tylko pobudzone instynktem macierzyńskim wyobrażenia Valerie), chciała jej w tym dopomóc. W torebce miała jeszcze dwie maślane bułeczki wypełnione powidłami wiśniowymi, w razie gdyby Hersilia zgłodniała w drodze do domu.
Jedną mogła podarować innemu dziecku.
— Szukasz tu kogoś? — pytanie zadaje miękko i ciepło, jakby mówiła do swego dziecka. Cmentarz jest dość zaludniony, równie dobrze mogła szukać swego krewnego po raz pierwszy i zgubić się wśród alejek. — Pomogę ci, nie musisz się bać — dodała po chwili, przywołując na usta łagodny uśmiech. Nie chciała przestraszyć tego dziewczęcia, a naprawdę jej pomóc.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]12.12.22 14:13
Więcej w tym było instynktu, niż faktycznego powodu. Nie musiała tu przychodzić, nie powinna się tu znaleźć – stolica była tak samo brzydka, szara i niebezpieczna, jaką zapamiętała ją miesiące temu. Tak samo zapomniana, zmieniona, nowa. Nie było w Londynie miejsca dla niej, już nie. I choć krok był ostrożny i prędki, za granicami miasta pozwoliła sobie na ułudny spokój, zagubione kroki przemykające po ciemnej, wilgotnej ziemi.
Świadomość, że nie było miejsca, w którym był jeszcze Peter Beddow, była przytłaczająca. Żarłoczna, żałosna, gryząca od środka w najgorszy z możliwych sposobów. Nie było miejsca – nie było cmentarza, na którym mogłoby spocząć jego ciało. Pochowane w odpowiedni sposób, z należytym szacunkiem, z sakramentem, który był przecież tak ważny. Nie mógł zaznać spokoju.
Nie mógł odejść tak, jak powinien.
Zniknął zupełnie jakby nigdy nie istniał, rozmyty w powietrzu, bez ciała i bez ducha plączącego się po wielkiej Anglii – fakt, że przeoczyła moment, w którym przestała czuć jego obecność, odbijał się paskudnym echem w jej głowie. Jak mogła tak długo się łudzić? Szukać, błądzić, nie wiedzieć i kurczowo trzymać się irracjonalnej mrzonki?
Ziemia pod stopami była wilgotna, jej policzki suche, a palce chłodne; zdawało jej się, że nie potrafi już płakać. Że straciła nawet tak najprostsze uczucie, zdolność do jakiegokolwiek wyrzucenia tego, co mogło się w niej kłębić. Teraz została już tylko dziura. Ziejąca beznadzieją pustka.
Alejki były wąskie i kręte; w niektórych miejscach musiała przechodzić bokiem, żeby zmieścić się pomiędzy nagrobnymi płytami i wystającymi z ziemi krzyżami – gęsto i tłoczno.
Czy ludzie, którzy tutaj spoczywali byli kimś takim, kim był Peter? Czy zginęli w taki sam sposób jak on?
Wciągnęła powietrze z cichym świstem w płuca, zimna łuna rozlała się w jej wnętrzu wyraźnie, choć nie poczuła chociażby namiastki ulgi. Kolejne litery, kolejne nazwiska, kolejne gwiazdy i kolejne krzyżyki obok wyrytych dat. Kwiaty, świece, chwasty, stłuczone znicze – wszystkie zlewały się w całość, zlepek kamienia i gliny ułożony na wywietrzanych prochach schowanych pod ziemią.
Nie wiedziała czego szuka, jak długo szuka i po co spaceruje – bez celu i bez drogi, bez kierunku i bez ostrożności. Znów, absurdalnej i tak niezbędnej, wystawionej na próbę wraz z czyimś głosem.
Miękkim i delikatnym, kobiecym, niemalże subtelnym i współczującym – a mimo to, kiedy dźwięk do niej dotarł, wzdrygnęła się wyraźnie i odwróciła gwałtownie, czując w kieszeni na biodrze charakterystyczny ciężar różdżki.
Była dość młoda, ładna, jasnowłosa i elegancka; wzrok Beddow od razu potoczył się w dół, analizując odzienie, dopiero później zatrzymał na gładkiej twarzy i łagodnych puklach.
– Nie – odpowiedziała od razu, zgodnie z prawdą, karcąc siebie w duchu momentalnie – To znaczy… wiem gdzie iść – dodała prędko, szwendanie się samotnie po cmentarzu bez celu nie było raczej zwyczajnym zajęciem – Odwiedzam wujostwo – głos brzmiał chrapliwie, bliższy był szeptania niż normalnego tonu.
Anne patrzyła na nieznajomą jeszcze przez chwilę, w końcu wzrok opadł na mijane nagrobki; przeszła kilka kroków, minęła następne płyty, finalnie zatrzymując się przy pierwszym lepszym krzyżu, dość zaniedbanym.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]29.12.22 14:18
Czy tylko jej się wydawało, czy dziewczę napięło się na dźwięk jej głosu? Przestraszyła się, to oczywiste. Valerie nie odniosła wrażenia, że przestraszyła się w sposób mocno różny od tego, w jaki sposób reaguje człowiek wystawiony na niezapowiedzianą obecność kogoś nieznajomego. Właściwie nie chciała jej w żaden sposób wystraszyć — pragnęła wyłącznie dowiedzieć się, czy dziewczyna nie potrzebuje pomocy i w wypadku, gdyby właśnie tak było, tejże pomocy udzielić. Do tego, że mogła pomylić się co do jej stanu, potrzebowała mocnych argumentów. Chwilowe zawahanie wiszące w wypowiadanych głoskach, odwrócenie wzroku w kierunku nagrobków... To wszystko składało się na obraz osoby niepewnej, Valerie znała te mechanizmy zdecydowanie lepiej, niż kiedykolwiek by tego pragnęła.
— Och, oczywiście, że wiesz — przyznała, kiwając głową na zgodę. Z jej tonu głosu, jak i mowy ciała — delikatnie skrzyżowanych ze sobą ramion i raczej zmartwionego spojrzenia — widać jednak było, że nie bardzo daje wiarę jej słowom. Westchnąwszy cicho, sama powłóczyła spojrzeniem po nagrobkach. Daty śmierci, jak i urodzenia wyryte na tych najbliższych nie wskazywały na prawdopodobieństwo tego, że wujostwo tej dziewczyny było rodzeństwem jej rodziców. Pokoleniowo prawdopodobnie bliżej im było do jej dziadków. — Jednakże jeżeli pozwolisz, poszłabym z tobą. Tak się składa, że zdajemy się podążać w tym samym kierunku — ciepły ton i uśmiech, który wykwitł na wargach brzmiał zachęcająco. Coś nie dawało Valerie spokoju, jakieś przeczucie, że nie powinna pozostawiać tego dziewczęcia samego, przynajmniej jeszcze trochę, przez jakąś chwilę. Sięgnęła do torebki, w której spakowane miała maślane bułeczki z konfiturą. Wyciągnęła jedną z nich, podając ją Anne.
— Proszę, poczęstuj się — zaproponowała, samej wznosząc jasnobłękitne oczy do nieba. Dzień był ciepły, choć nad Londynem powoli zbierały się chmury, sugerując nadciągające według wszelkich prognoz wyładowania atmosferyczne. Miały jednak jeszcze trochę czasu — burze zdarzały się zazwyczaj pod wieczór, nim zajdzie słońce zdążą odnaleźć bezpieczne schronienie. A przynajmniej Valerie zdąży to zrobić.
Ruszyła przed siebie, w kierunku, w którym poszła i tamta dziewczyna. Przystanąwszy tuż obok, odczytała imię i nazwisko pochowanego w tym miejscu czarodzieja.
— Edmund Scrimgeour, zginął śmiercią tragiczną — oczywiście, że tak, w końcu to cmentarz poległych na wojnie. Wojenny tragizm dopadł ją dopiero relatywnie niedawno, w formie niewielkiej grupy rebeliantów, wiedziała więc na własne oczy jak obrzydliwa, jak tragiczna potrafiła być w swym nieodparciu śmierć. Uśmiech zelżał, twarz przybrała wyraz lekkiej melancholii, jakby zastanawiała się nad czymś intensywnie. — Jakim twój wuj był człowiekiem? — spytała wreszcie, przenosząc uważne spojrzenie na profil dziewczęcia. Może takie pytania nie były czymś, czego się spodziewała — ba, prawdopodobnie wprowadzały Anne w początki paniki, lecz Valerie lubiła słuchać cudzych historii. Dzięki nimi prościej było na moment zapomnieć o tej, którą sama żyła.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]29.12.22 14:52
Nieznajoma nie pasowała do tego otoczenia. Była jak ładna, jasnobeżowa plama na połaci czarnego tła – a może to też sobie wmawiała? Może to ona wyglądała tutaj jak obca, zagubiony szczeniak chowający się za nagrobnymi płytami poległych, wojennych bohaterów, w miejscu, które dla kogoś było namiastką dawnych wspomnień i obowiązkowym punktem rutynowych spacerów.
Ciało przeszedł impuls – podobny do odczuwania zagrożenia i strachu, świadomość własnej różdżki była instynktowna, choć finalnie nie sięgnęła dłonią do kieszeni i nie wyjęła magicznego drewna.
Kobieta mówiła delikatnie, stawiała kroki powoli i wciąż na nią spoglądała – kojąco, niemal współczująco. Beddow prędko odwróciła wzrok, gdzieś pomiędzy zakłopotanie a wstyd, wbijając zielononiebieskie spojrzenie w ciemną ziemię i szare płyty mijanych grobów.
Miejsce, w którym finalnie się zatrzymała było całkowicie przypadkowe – grób było dość duży w porównaniu z innymi, choć nazwisko nie mówiło jej niczego. Edmund, obcy człowiek w obcym miejscu, w towarzystwie obcej, która ruszyła jej śladem.
Głowa Anne poruszyła się w górę i w dół, w grzecznościowym choć zakłopotanym geście, kiedy nieznajoma podążyła w tym samym kierunku, a finalnie zatrzymała się zaraz obok niej, tuż przed nagrobną płytą.
Serce podskoczyło nieco wyżej, ciśnienie buchnęło w korytarzach żył ukrytych pod skórą, tętno wybijające niespokojny rytm w pobliżu szyi znacznie przyspieszyło – to był przypadek, czy faktycznie czegoś od niej chciała?
Londyn nie był bezpieczny – ani centrum miasta, ani nawet przedmieścia, pozornie spokojne i skupione na prostym życiu. Fakt, że nie mogła po prostu się ukryć – zniknąć, wtopić w brązy i zielenie cmentarnego obrazu – wszystko to wywoływało niepokój.
Jej głowa wciąż tkwiła w dole, wzrok niemal nieruchomy utkwiony był w nagrobnej płycie, starym, więdnącym wieńcu i niedużej latarence z resztkami wypalonego wosku.
Poczęstuj się; pierw wydawało jej się, że zwyczajnie się przesłyszała, ale w ślad za słowami, kobieca dłoń wysunęła się w jej kierunku z jedzeniem. W pierwszym odruchu Beddow znów się cofnęła, mamrocząc krótkie nie, dziękuję, ale w końcu, kiedy coś boleśnie przewróciło się w żołądku, przypominając o głodzie, skorzystała z propozycji.
Miękkie pieczywo wyglądało jak ze sklepowych witryn, pachniało świeżą piekarnią i słodkością konfitury – kiedy uniosła bułeczkę do ust, głód łączył się z przeklinaniem własnej nieuważności. Z drugiej strony, kobieta nie miała przecież motywu, by ją otruć, prawda?
Anne była nikim.
Na kogoś takiego nie marnowało się czasu i energii.
Miała wrażenie, że miękkie, słodkie pieczywo staje jej w gardle, kiedy nieznajoma powiedziała słowo wuj; zaraz potem przemknęła po imieniu i nazwisku zmarłego, zamierając na moment, przedłużając go udawanym przeżuwaniem ofiarowanego jedzenia.
– Wysoki i niecierpliwy – wymamrotała w końcu, niekontrolowanie zaciskając mocno palce na miękkiej bułce, niemal przebijając się nimi do konfiturowego nadzienia – Porywczy. Ale dobry. Dzieci bardzo go lubiły – dodała, wciąż mamrotliwie, wypowiadając przypadkowe cechy pojawiające się w jej myślach – Dużo się z nimi bawił.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]06.01.23 20:06
Ciężar spadł z piersi śpiewaczki, gdy dziewczyna odebrała darowaną jej bułkę. Niewielu stać było na dzielenie się jedzeniem w tak trudnych czasach, jeszcze mniej osób było w stanie to zrobić. Słabością śpiewaczki były jednak dzieci, najczęściej własne, ale także inne, które wydawały się potrzebować pomocy. Wierzyła, że nawet tez z najbardziej powykręcanych losem, niegodnych rodzin dało się przecież wychować, przy odrobinie chęci, na osoby zupełnie różne od ich rodziców, od wywrotowych krewnych, o ile posiadały oczywiście odpowiednio nasyconą magią krew. Może były to mrzonki kobiety żyjącej często w niepraktycznym, acz wciąż pociągającym świecie fikcji, a może tylko pobożne życzenia karmiące się jej brzemiennością. Fakt faktem była w obejściu znacznie cieplejsza od jej szanowanego małżonka, który z pewnością zbyłby podobne marzenia swej wybranki rozczulonym uśmiechem.
Przyglądała się dziewczęciu dalej, pragnąc robić to możliwie nienachalnie, lecz ostrożność nakazywała jej zapamiętywać jak najwięcej szczegółów. Po wszystkich (przecież nie tylko obu, było ich znacznie więcej) stronach wojny ostrożność była zawsze wskazana, a jej brak powodował wyłącznie klęskę tego, kto poczuł się zbyt pewny siebie, zbyt mocny na swoim terenie. Zauważyła więc pewne wahanie, z którym dziewczyna próbowała poradzić sobie w trakcie jedzenia. Pierwsza myśl ścisnęła jej własny żołądek, dzieci w Londynie głodują. Później, przez umysł przemknęła fala zdrowego rozsądku, głos zaskakująco podobny do spokojnego tembru jej męża, mówiącego, że przecież głodują wszędzie, a naszym celem jest to, by n a s z e nigdy głodu nie poznały. Organizacja pomocy społecznej i opieki nad dziećmi nigdy nie leżała w zakresie obowiązków gwiazd muzyki czarodziejskiej, nawet nie była kwestią szczególnie interesującą rzecznika ministerstwa. Madame Mericourt, nowa namiestniczka Londynu miała za to ręce pełne roboty.
Myśli uciekły na moment od głodujących dzieci; dziś przynajmniej dwoje posili się maślaną bułeczką, druga trafi do Hersilii za godzinę lub dwie. Skupiła wzrok ponownie na nagrobnej płycie, nabierając trochę powietrza do ust, a następnie wypuszczając je w smutnym westchnieniu. Zmarłym należało się współczucie, wujowie nie byli w tym względzie wyjątkiem.
— Wysoki i niecierpliwy — powtórzyła po niej, wyginając lekko usta w uśmiechu. Postać wysokiego i niecierpliwego mężczyzny, o porywczym, ale też czarującym uśmiechu i lśniących w pogoni za przygodą niebieskich oczach pojawiła w jej umyśle się od razu, gdy tylko przymknęła powieki. Solas. Nie zdążyła go poznać, nie tak prawdziwie. Teraz spoczywał w grobowcu rodzinnym w Shropshire, ale była pewna, że gdyby żył, Hersilia i dzieciątko, które miało dopiero przyjść na świat, byłyby zachwycone swym wujem. Cornelius zawsze mówił o nim w samych superlatywach, jak o człowieku, który zmarł zbyt wcześnie, by osiągnąć swój pełny potencjał, jak ktoś, kto był uosobieniem tego, czego rodzinie z Sallow Coppice brakowało. Ciepła, zjednoczenia, wsparcia. — Dobrzy wujowie to skarb, który często za życia bywa niedoceniony — powiedziała cicho, odrobinę nieobecnym tonem. Powoli opuściła głowę, chcąc oddać hołd im obydwu — Edmundowi i Solasowi, dwóm mężczyznom, których nigdy nie poznała, a którzy mogli przecież dzielić ten sam przekrój osobowości. To nawet trochę zabawne. — Nie znałaś go, prawda? — spytała wreszcie, przechylając głowę w jej kierunku. W pytaniu nie było złości, jedynie odrobinka ciekawości. Nie było takiej możliwości. Sama Valerie urodziła się przecież już po I Wojnie, a miała trzydzieści lat. Ciekawa była jednak, skąd tak — mimo wszystko — dokładna rekolekcja. Skąd chęć odwiedzenia grobu kogoś, kto nie żył dwa razy dłużej, niż prawdopodobnie trwało życie tej dziewczyny.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]07.01.23 12:40
Doskonale znała czym był głód.
Wiedziała jakie są dzieci, które doświadczały go nieustannie, wiedziała o tych, którzy nie mieli dokąd wracać i nie mogli odwiedzić na cmentarzu nikogo – w sierocińcu w tej kwestii niemal wszyscy byli do siebie podobni. Tak samo obcy, bez rodowodu, bez prezentów i kartek na święta, bez słodyczy przysyłanych w paczkach czy maślanych bułeczek na śniadaniowych talerzykach.
Kobieta, która stanęła obok niej przed nagrobną płytą przypominała bardziej te kobiety, które Anne obserwowała z okien; wychodzące z kawiarni, drepczące na wysokich obcasach do teatru, otulone jasnym szalem i owijające smukłą dłoń o ramię eleganckiego mężczyzny. Była bardziej jak opisywane w książkach dystyngowane damy, uśmiechnięte wróżki i dobrotliwe piękności – teraz stała na cmentarzu, być może żegnając po raz kolejny rodziców, kuzynostwo lub zmarłego tragicznie kochanka.
Jej obecność sprawiała, że czuła się całkowicie nierealnie, wciąż jednak z palącym poczuciem niepokoju na dole żołądka, który niedługo miał się wypełnić słodkim wypiekiem, jakiego nie miała w ustach od bardzo dawna. Umorusane powidłami palce delikatnie oblizała, jakby wstydliwie, wciąż unikając spojrzenie nieznajomej odkąd zdecydowała się przyjąć poczęstunek.
Głos jasnowłosej pani, choć miękki i dźwięczny, sprawił – po raz kolejny – że drgnęła ledwo zauważalnie, niemal uparcie wwiercając spojrzenie w nagrobną płytę. Zmarły Edmund stworzony na obraz nigdy nieistniejącego wujka – czy słyszał to wszystko? Czy patrzył na nie gdzieś z góry i gniewał się przeraźliwie, że wykorzystywała jego pamięć do stworzenia jakiejś fałszywej tożsamości?
Irracjonalną myśl przysłaniał jednak strach, który nadal jej nie opuszczał, mimo tego, że kobieta stojąca przy niej nie zdradzała jakichkolwiek złych zamiarów. Wręcz przeciwnie – może to właśnie to tak bardzo niepokoiło Beddow; po co nieznajoma się nią przejmowała?
Nie była jak kobiety z Doliny, nie była jak proste osoby, które do tej pory ofiarowywały jej własną pomóc; przypominała bardziej uosobienie damy, o której kiedyś opowiadała jej Celine. Może była damą?
Nie znałaś go, prawda?
Pytanie przecięło rzeczywistość jak coś niebywale ostrego, a ona znów wstrzymała oddech. Odkryła ją? Zorientowała, że wszystko zmyśliła?
– J-jak to... – wymamrotała, próbując przywołać do siebie jakiekolwiek kłamstwo, wyjaśnienie, w końcu zaprzeczyć – Oczywiście, że tak. To mój wuj.... – dodała zaraz potem, na skraju fałszywego oburzenia a zwyczajnego strachu. Dopiero po chwili, po kilku momentach nerwowego przemierzania spojrzeniem nagrobka, zdała sobie sprawę z daty; nie było jej jeszcze na świecie.
– To znaczy... z opowieści mamy. Znam go z opowieści – wyrzuciła zaraz potem, marszcząc brwi i zerkając kontrolnie na nieznajomą – I zdjęć – dodała, z cichym chrząknięciem spuszczając znów wzrok, a zaraz potem odwracając się plecami, aby obejść grób i zwyczajnie stąd uciec - Muszę już iść.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]08.01.23 14:03
Gdy dziewczę postanowiło oblizać palce, Valerie odwróciła wzrok. Nie chciała jej krępować. Bieda przecież była powodem do wstydu, zwłaszcza ta dziedziczona, która była wynikiem wielopokoleniowych błędów, popełnianych raz za razem przez kolejnych ujemnych dziedziców, niezdolnych do złamania tego błędnego koła. Dziewczyna wyglądała na taką, która miała biedę w genach, zdradzała się nie tylko łapczywością w spożywaniu posiłku, ale w samej postawie. W drżeniach na dźwięk głosu, w płochliwości ruchów, ale najbardziej w tym, że wydawała się nie mieć jednego, ustalonego kierunku. Nie można było tego wytłumaczyć jedynie zdezorientowaniem. Trwała wojna, a ludzie czyhali na dusze takie, jak ta jej. Dusze, z których można było wycisnąć wszystko, co tylko się dało, wykorzystać do własnych celów.
Ale dziś nie trafiła na nikogo takiego. Ze wszystkich ludzi, którzy należeli do elity tego kraju, czystokrwistej, konserwatywnej elity, Anne Beddow miała dziś niesamowite szczęście trafić na kogoś, kto nie zamierzał jej ukarać za kłamstwo. Tylko bardzo łagodnie, we własnym mniemaniu, udzielić bardzo istotnej, żywotnej lekcji.
— Z kłamaniem jest jak z pływaniem — zaczęła powoli, nie okazując nawet najmniejszej oznaki zdenerwowania, gniewu, rozczarowania. Mówiła wciąż tym samym tonem, ciepłym, odrobinę opiekuńczym, lecz spojrzenie miała uważne, szukające każdej oznaki zdenerwowania wypływającej z ciała Anne. Na brak rzeczy do wypatrywania nie mogła narzekać. — Nie skacze się od razu na głęboką wodę, gdy nie potrafi się utrzymać na powierzchni — opuściła powoli głowę, wzdychając cicho. Minęło kilka chwil, w których Anne próbowała ratować sytuację. Ostatecznie wybrała całkiem wiarygodną wersję. Opowieści mamy i zdjęcia. Tak samo swego wuja znać będą jej dzieci. Kto wie, może za kilkanaście lat przeprowadzą podobną rozmowę, nawet na tym samym cmentarzu. Ale one będą przygotowane, zadba o to, by nikt nie wprowadził ich w popłoch, nie zmusił do ucieczki.
Podniosła głowę wyżej, prostując plecy.
— To cmentarz poległych w I wojnie. Wojnie, która zakończyła się na długo przed moimi narodzinami. Ile masz lat? Szesnaście? — wytłumaczy jej każdą warstwę popełnionego błędu. Gdy trafi w kłopoty jeszcze głębiej, gdy stanie naprzeciw kogoś, kto nie był śpiewaczką, a komu różdżka lepiej leżała w dłoni, kto nie bał się jej użyć, powinna być przygotowana na wszystko. Stać przy swoim tak długo, jak tylko mogła. — Wuj Edmund musiał urodzić się jeszcze w dziewiętnastym wieku i umrzeć dekady przed twoim urodzeniem — podążyła za nią wzrokiem, pozwalając sobie na drobny półuśmiech. — Jeżeli poznałaś go przez mamę, nie zmieniaj zdania. Obstawaj przy swoim. Ale nim zaczniesz kłamać, przygotuj się na wszystko.
Miękkim krokiem podeszła do stojącej plecami dziewczyny. Złożyła dłoń na jej ramieniu.
— I nigdy nie odwracaj się do nieznajomych plecami. Będziesz łatwym celem.
Cofnęła się, dając jej pole do ucieczki. Nie będzie jej gonić; dostała już przecież prezent w postaci lekcji życia. Miała tylko nadzieję, że nie zapomni jej nigdy.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]08.01.23 15:26
Po co z nią rozmawiała?
Po co stanęła ramię w ramię i wyjęła z torebki zawiniątko ze słodką bułką?
Choć w słowach i czynach nieznajomej nie było niczego, co mogłoby wywołać niepokój, Anne bezustannie szukała jakiegokolwiek zachwiania tej wątpliwej równowagi, prostego znaku, fałszywki czającej się gdzieś pod delikatnym głosem i subtelnym uśmiechem. Nie znały się; Beddow na pewno nie znała jasnowłosej kobiety w ładnym ubraniu. Nie znały i nigdy nie miały poznać bliżej niż przypadkowe spotkanie na gęsto zapełnionym cmentarzu – świadomość, jakby obcowała co najmniej z innym światem wywoływała nieprzyjemny dreszcz w dole pleców i sprawiała, że nawet na moment nie traciła czujności. Ta bezustannie mieszała się z wstydem i powściągliwością – powinna była od razu zaprzeczyć i iść w drugą stronę, a mimo to stała przy obcym nagrobku, z dudniącym sercem i strachem obejmującym coraz więcej partii ciała.
Zwłaszcza kiedy kobieta wspomniała o kłamstwie – przejrzała ją? Od samego początku wiedziała, że nie powinno jej tu być, że słowa, kroki i fałszywe gesty są niczym więcej jak kulawą próbą wydostania się z tej nieswojej sytuacji?
– J-ja... nie.
Wstrzymała oddech, na dłużej niż chwilę powietrze osiadło w płucach i tkwiło tam niemal boleśnie; w międzyczasie kobieta mówiła, coś tłumaczyła, wypełniała kurczącą się przestrzeń wyjaśnieniami i anegdotami, które momentalnie sprawiły, że zakręciło jej się w głowie.
Nie znosiła kłamstwa – nie lubiła i nie potrafiła się do niego uciekać, prędzej sparaliżowana niż gotowa wymyślić jakąkolwiek realną bajkę. Początkowo wydawało jej się, że mianowanie zmarłego Edmunda swoim wujem poszło jej zaskakująco dobrze, ale nie trzeba było żywiołowej rozmowy, by skrawek prawdy wyszedł na jaw.
Momentalnie odjęła wzrok od kamiennej płyty z nazwiskiem, przenosząc go na obcą; tłumaczyła jej pomyłki spokojnie, jakby analizowała jakąś próbę – w kontraście do Anne, której serce zaczęło boleśnie obijać się o żebrową klatkę.
Źle odczytała, nie sprawdziła, trudno było dodać daty do siebie, a może w ogóle zapomniała o czymś tak trywialnym – w rzeczywistości nie posiadała ani wujostwa, ani grobowca własnych rodziców. Nie było miejsca, które mogła była kiedykolwiek odwiedzać; osób, które mogłyby jej pokazać jak wyglądały takie wizyty; jak tworzyło się genealogiczne drzewo i na czym polegała I wojna.
Nie odpowiedziała na pytanie o wiek, zamiast to zaciskając usta w wąską linijkę; zrobiła także krok w tył, zawstydzona i rozżalona – zawstydzona. Rozmową, kłamstwem, tym, że skusiła się przyjąć od obcej jedzenie.
Nie zdążyła odejść dalej; dłoń nieznajomej spoczęła na jej plecach, a ona wzdrygnęła się wyraźnie, ostatni raz odwracając się przez ramię i na moment zastygając w bezruchu.
– Co może pani o tym w ogóle wiedzieć... – wymamrotała, z mieszaniną frustracji i smutku, patrząc jej w oczy tylko przez chwilę. Co mogła wiedzieć o kłamstwie, ucieczce, byciu ofiarą i celem dla kogoś?
Bez pożegnania odwróciła się plecami i ruszyła przed siebie przyspieszonym krokiem, wpychając dłonie do kieszeni, wybierając ścieżkę pomiędzy wysokimi grobowami i krzewami, jakby chciała skryć się pośród nich w razie gdyby kobieta zdecydowała się zaatakować.
Zamierzała na nią donieść? Unieść różdżkę, ruszyć znów jej drogą?
Bała się odwrócić, choć kiedy dystans wyraźnie się zwiększył, w końcu to zrobiła, z zawziętym i zdenerwowanym grymasem na twarzy wyłapując wzrok kobiety. Zaledwie na moment, nim zniknęła w gęstwinie ciemnego lasu.

zt :<


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Cmentarz poległych [odnośnik]08.01.23 17:04
I kolejne, miałkie zaprzeczenie.
Kąciki ust drgnęły w powstrzymywanym rozczuleniu. Wydawało się, że ta dziewczyna zupełnie jej nie słuchała. Że była myślami gdzieś indziej, żyła w swoim własnym, wymyślonym świecie. To błąd, kolejny. Jednakże ze świata majaków, które łapały ją za kostki i nie pozwalały wygrzebać się spod gruzów przeszłości musiała uwolnić się bez jej pomocy. Raczej prędzej, niż później, jeżeli w ogóle pragnęła doświadczyć jakieś później.
Valerie pokręciła delikatnie głową w wyrazie dezaprobaty. Zakręcone w fale włosy poruszyły się razem z nią na ciepłym, późnowiosennym wietrze.
— Nie jesteś na tyle mądra, na ile ci się wydaje — przesłanie słów było równie zimne, co całe Shropshire, a obcy akcent zadźwięczał w głoskach nader wyraźnie. Nie mówiono tak w Londynie, nie mówili tak w Dolinie Godryka, to charakterystyczny sposób wymowy, twarde "r", miękkie "l" miało tylko jedno miejsce na mapie kraju. — Im prędzej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie — dodała, układając usta w drobny dzióbek. Nie trwało to długo, zaraz rozluźniła wyraz twarzy, unosząc dłoń do góry, by odgarnąć jeden kosmyk włosów za ucho, a oczy wznieść do niebios, jakby w niemej prośbie o więcej cierpliwości i pomoc.
Pierwsze wrażenie często bywało mylne — płochliwa dziewczyna uniosła się dumą, jakimś rodzajem zduszonego strachem gniewu, chciała udowodnić, że nie jest byle płotką, odgryźć się w sposób, który uważała za jedyną chyba możliwość. Przynajmniej tak rozumiała jej postawę Valerie, niewzruszenie wbijając w nią ostrza swego spojrzenia, rozbierając wszystko, co chciała jej pokazać na części pierwsze. Nie była nawet zła o tę bułeczkę z konfiturą, było ją stać na kolejne, w odróżnieniu od większości społeczeństwa miała swoje dostępy, swoje znajomości. Czasami zdobywane przy pomocy prawdy, czasami kolorowane dodatkowo kłamstwem. Gdy liczyło się przeżycie, żadna technika nie mogła zostać nazwana jednoznacznie złą.
— Więcej, niż widać na pierwszy rzut oka — nie spodziewała się, że prosta, wydawałoby się, wizyta na cmentarzu stanie się gruntem do rozdrapywania starych ran. Valerie bardzo dobrze wiedziała o tym, co znaczy być ofiarą. Co znaczy uciekać przed zębami złego, przed ostrzem, które przykładano raz po raz do szyi, aż wreszcie przyłożone zostało zbyt mocno, skóra nie zagoiła się, jak powinna. Wiedziała, jak to jest czuć się zupełnie bezsilną wobec losu, który nie był nawet jej świadomym wyborem, jak jeden błąd plątał się z kolejnym, jak to jest kłaść się spać z myślą, że lepiej byłoby się już nigdy nie obudzić.
Była z tego jedynie jedna droga ucieczki. Wzięcie sprawy w swoje własne ręce.
Lub kogoś, komu ufało się ponad własne życie.
Gdy dziewczyna ruszyła do ucieczki, Valerie odprowadziła ją tylko wzrokiem, na tyle na ile mogła. Niedługo później kucnęła przed płytą nagrobną, wyciągając swą różdżkę. Drewno brezylki poruszyło się w znanej, prostej formule Incendio, a wpół dopalony wkład w jednym ze zniczy ponownie zajął się ogniem. Były to winne panu Edmundowi, niezależnie czyim był wujem.

| z/t charming




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Cmentarz poległych
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach