Fleet Street
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Fleet Street
Jedna z najstarszych ulic Londynu, przy której mieszczą się różnego rodzaju punkty usług. Jeśli wierzyć miejskiej legendzie, niegdyś jeden z nich prowadzony był przez seryjnego mordercę, golibrodę Sweeney Todda. Jego historia rozsławiła to miejsce na cały świat. Zamknięta dla samochodów, stanowi przejście pomiędzy City of Westminster a City of London, ozdobione przepiękną bramą. Można tutaj również podziwiać jedną z wielu rzeźb Charlesa Bella Bircha; postument uwieńczony statuą smoka.
Oni wszyscy mieli pewne ograniczenia i to właśnie one skierowały ją prosto do niego, za sprawką ludzi, którzy lepiej organizowali się w opustoszałym, jak dla niej, Londynie. Nigdyś jej miasto, do którego uciekła z niemalże dzikiej, szkockiej wsi, stało się miastem duchów, w których patrol każdemu deptał po piętach. Obejrzała się jeszcze za siebie, nabierając powietrza w płuca, a potem pozwoliła sobie na głośne westchnięcie.
— Może przestaną nim być, jeśli cena będzie odpowiednia. Wierzę, że da sobie pan radę — mruknęła nieco zniecierpliwiona. Wiedziała, że nie robił nic innego tylko lojalnie uprzedzał ją o tym, że może nie być tak łatwo zdobyć to, co chciała. Przyszła do niego z niewielkimi oczekiwaniami, zdobycie paru produktów w Londynie i to w niewielkich ilościach dla niej było trudne, ale dla kogoś jego pokroju powinno być nieszczególnie wielkim wyzwaniem. — Ale jeśli rzeczywiście możliwości okażą się problemem to może zna pan kogoś, dla kogo nie będą? _ Wątpiła, by zdradził jej personalia kogoś lepszego od siebie, tak samo jak wątpiła, że z łatwością oddelegowałby ją do kogoś lepiej ogarniętego i sprawniej poruszającego się w tych rejonach. Niewiele wiedziała o półświatku, ale sądziła, że podobnie jak w biznesie, nie lubią konkurencji i cenią osobie każdego klienta i każde zlecenie. Chyba, że miało się ich wystarczająco dużo, a żyło ponad stan. Ten człowiek jednak nie wyglądał na kogoś, kto mógł przebierać w podobnych propozycjach. Wysłuchała kwestii zapłaty, wydawała jej się oczywista, rozsądna. Uśmiechnęła się lekko, zaledwie tyle, by pokryć koszty fatygi. Oczywiście. — Zgoda — przytaknęła, nie zamierzając się spierać, nie rozmawiali o konkretnej kwocie, trudno było się więc targować o cokolwiek. Nie usłyszała, ile owa fatyga powinna kosztować, ale znała cenę cukru. — Ale zapłacę dopiero przy odbiorze towaru — Nie mogła mu zagwarantować środków z góry. — Ile potrzebuje pan czasu? Kilka dni? Wyślę panu sowę z miejscem spotkania. — Wtedy zrealizują transakcję, ona otrzyma produkty, on zapłatę. — Jak do pana trafi? Jak mam zaadresować list? — spytała, przechylając głowę nieznacznie. Czekoladowym spojrzeniem przemknęła po jego twarzy i uśmiechnęła się lekko. — Odprowadzi mnie pan? Tam, do końca ulicy? — zaproponowała.
| zt Hannah
— Może przestaną nim być, jeśli cena będzie odpowiednia. Wierzę, że da sobie pan radę — mruknęła nieco zniecierpliwiona. Wiedziała, że nie robił nic innego tylko lojalnie uprzedzał ją o tym, że może nie być tak łatwo zdobyć to, co chciała. Przyszła do niego z niewielkimi oczekiwaniami, zdobycie paru produktów w Londynie i to w niewielkich ilościach dla niej było trudne, ale dla kogoś jego pokroju powinno być nieszczególnie wielkim wyzwaniem. — Ale jeśli rzeczywiście możliwości okażą się problemem to może zna pan kogoś, dla kogo nie będą? _ Wątpiła, by zdradził jej personalia kogoś lepszego od siebie, tak samo jak wątpiła, że z łatwością oddelegowałby ją do kogoś lepiej ogarniętego i sprawniej poruszającego się w tych rejonach. Niewiele wiedziała o półświatku, ale sądziła, że podobnie jak w biznesie, nie lubią konkurencji i cenią osobie każdego klienta i każde zlecenie. Chyba, że miało się ich wystarczająco dużo, a żyło ponad stan. Ten człowiek jednak nie wyglądał na kogoś, kto mógł przebierać w podobnych propozycjach. Wysłuchała kwestii zapłaty, wydawała jej się oczywista, rozsądna. Uśmiechnęła się lekko, zaledwie tyle, by pokryć koszty fatygi. Oczywiście. — Zgoda — przytaknęła, nie zamierzając się spierać, nie rozmawiali o konkretnej kwocie, trudno było się więc targować o cokolwiek. Nie usłyszała, ile owa fatyga powinna kosztować, ale znała cenę cukru. — Ale zapłacę dopiero przy odbiorze towaru — Nie mogła mu zagwarantować środków z góry. — Ile potrzebuje pan czasu? Kilka dni? Wyślę panu sowę z miejscem spotkania. — Wtedy zrealizują transakcję, ona otrzyma produkty, on zapłatę. — Jak do pana trafi? Jak mam zaadresować list? — spytała, przechylając głowę nieznacznie. Czekoladowym spojrzeniem przemknęła po jego twarzy i uśmiechnęła się lekko. — Odprowadzi mnie pan? Tam, do końca ulicy? — zaproponowała.
| zt Hannah
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
Fleet Street
Szybka odpowiedź