Wydarzenia


Ekipa forum
Korzeniowy Wąwóz, Walia
AutorWiadomość
Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]17.07.17 1:33
First topic message reminder :

Korzeniowy Wąwóz

Mówi się, że jest to efektem naturalnych zmian po jednej z najbardziej deszczowych jesieni. Jedna z pamiętnych burz rozlała do tej pory spokojnie płynący potok, a rwąca woda przelała się przez niewysokie wzgórze. Masy wody miały tak wielką moc, że utworzyły wiodącą w dół rozpadlinę, tworząc koryto pełne odkrytych korzeni wiekowych drzew.
Prawda jest inna, otulona magią, jak życie każdego czarodzieja. Burza istniała, owszem, ale przyczyną była moc czarownicy, którą przydybano na wzgórzu w pościgu urządzonym ku uciesze okrutnego szlachcica. Pozbawiona różdżki w desperackiej próbie rzuciła przekleństwo, a wraz z jej śmiercią uczestnicy polowania zostali skazani na ucieczkę przed potężnym żywiołem, który zmiótł z powierzchni nie tylko ich, ale wszystko, co stanęło mu na drodze.
Ścieżka, którą pokonują niczego nieświadomi przechodnie, naznaczona była krwią, która od czasu do czasu barwiła grube korzenie wystających drzew. Nikt nawet nie przypuszczał, że niektóre zaginięcia wiązały się ściśle z miejscem kaźni czarownicy.


Rzut kością k6 (rzuca jedna osoba a treść dotyczy obu graczy):
1 - Nie dzieje się nic, podziwiacie uroki niezwykłej, naturalnej konstrukcji, zastanawiając się, jakim cudem to wszystko trwa bez najmniejszych zniszczeń. Tylko od czasu do czasy wydaje wam się, że słyszycie w oddali ciche wołanie i śmiech.
2 - Ścieżka przez wąwóz wydaje wam się dziwnie ciężka. Pokonujecie jednak cały odcinek z lekką zadyszką. Macie jednak wrażenie, że ktoś was obserwuje, a pośród szumu okolicznego lasu wyłapujecie pojedyncze, chociaż niewyraźne słowa.
3 - Spacer przechodzi bez najmniejszych przeszkód. Nic nie zakłóciło wam planów, a wokół panowała niezastąpiona cisza. Po drodze znajdujecie nawet szklaną błyskotkę. Jedno z was może ją wziąć.
4 - Nie odstępuje was kołatanie serca i zawroty głowy, a od czasu do czasu wydaje wam się, że czujecie za sobą obecność. Cień drobnej kobiety zastępuje wam drogę, a gdy chcecie ją zawołać, ta rozsypuje się z wiatrem, znikając gdzieś w ziemi. Otrzymujecie 5 punktów obrażeń psychicznych.
5 - Widzicie przed sobą kobietę. Biegnie kilka metrów przed wami i wydaje ci się, że jest przestraszona. Jeśli próbujecie ją dogonić, gwałtownie hamuje i odwraca się, a wy widzicie, jak ku wam płyną szponiaste dłonie. Każde z was rzuca k100 - st uniknięcia ataku wynosi 60, ale możecie również skorzystać z zaklęcia protego. Jeśli się udaje, zostajesz jedynie zadrapany i tracisz 10 PŻ. Jeśli nie wychodzi unik, czujesz jak coś rozcina ci pierś, ale kobieca sylwetka znika. Tracisz 30 PŻ.
6 - Każde z was rzuca dodatkowo k100 na jasny umysł. Jeśli wynik będzie równy bądź większy niż 50 - nie dzieje się nic, chociaż czujesz przenikliwe zimno. Jeżeli wynik jest mniejszy niż 50 - masz omamy. Widzisz, jak środkiem wąwozu płynie rozpędzona fala...krwi, która uderza w ciebie z mocą. Ból jest przeraźliwy, dusisz się i słyszysz cierpiętnicze krzyki mordowanej kobiety. Tracisz 40 PŻ, a gdy w końcu możesz oddychać - po krwi nie ma śladu. Jeśli tylko jednej osobie wyszedł rzut, to widzi swego towarzysza przerażonego, mamrotającego, szamoczącego się i ciężko go uspokoić. Wszystko wraca do normy po kilku chwilach, ale towarzysz wymaga pomocy uzdrowicielskiej.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]08.12.19 13:18
Mogła przewidzieć, że przemykające po miotle spojrzenie szybko zostanie dostrzeżone przez zawodniczkę. Z lekkim zakłopotaniem podniosła na nią wzrok, przygryzając policzek od środka. To było oczywiste, że od razu zdradzi się ze swoim zainteresowaniem. I nie musiała nawet nic mówić. Jamie błyskawicznie przeszła do odpowiedzenia na niewypowiedziane głośno pytania.
— Jest wspaniała — przyznała od razu, pozwalając sobie, by dało się w głosie wyczuć jak duże zrobiła na niej wrażenie. Ale przecież jako zawodniczka musiała korzystać ze sprzętu najlepszej jakości, również od miotły zależały jej sportowe wyniki i osiągnięcia. Była przekonana, że jej dynamika i zwrotność pozwalają jej czynić na boisku godne podziwu sztuczki. Pytanie o sklep zdekoncentrowało ją jednak o wiele bardziej. Miała wrażenie, że sprawy, które zaczynały się powoli prostować znów się komplikowały. A może zwyczajnie komplikowała je sama, zbyt dużo o tym myśląc, przecież wszystko było w najlepszym porządku. — W porządku — odpowiedziała więc krótko i zwięźle, nie rozwodząc się na ten temat. Uciekła spojrzeniem, wyraźnie nie chcąc poruszać tego tematu. Ruch w sklepie był przyzwoity, nie miała na co narzekać. Gdzieś w oddali błyszczało światełko w ciemności; coś miało szansę się zmienić. Musiała tylko zdecydować co i w dylemacie tkwił największy szkopuł. Radziła sobie. Przyzwoicie. Zebrane środki powinny wystarczyć na spłatę zaciągniętych długów, ale inwestycje będzie musiała podjąć z nowych środków. Znalezienie odpowiedniego źródła finansowania było kolejną kwestią, która spędzała jej sen z powiek.
Szybko pokręciła głową, słysząc jej słowa. Jamie była piękna, a fakt, że jej twarz rozpoznawalna powinna pomóc im — zgodnie z oczekiwaniami McKinnonn przekonać do siebie ludzi, którzy potrzebowali ich pomocy. Jeśli potrzebowali.
— Nie, to bardzo doby pomysł. Nie jesteś anonimowa, wzbudzasz zaufanie. To jedna z naszych kart przetargowych.— Powinna przynieść im sukces, wierzyła, że sława i popularność Jamie mają szanse pomóc im w tej sprawie. Uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie, kiedy obie ruszyły przed siebie, rozglądając się dookoła. Zgodnie z jej wskazówką, szukała w okolicy piekarni. Wokół panował spokój, ruch był niemalże żaden, chociaż dostrzegła ruch firanek w oknach, a tam gdzie ich nie było przemykające cienie. Kiedy udało im się dotrzeć do piekarni, omiotła wzrokiem budynek. Spodziewała się czegoś tętniącego życiem, chwilowo zamkniętego, może opuszczonego w pośpiechu. Tymczasem lokal wyglądał tak, jakby nie był czynny od wielu dni. Skinęła McKinnon głową, czekając aż ostrożnie rzuci zaklęcie, dzięki któremu znikną ludziom z oczu. Przeszła dalej, stając za rogiem, licząc, że nagłe zniknięcie nie wzbudzi niczyich podejrzeń, jeśli ktoś im się przyglądał. A po chwili bariera zaistniała. — Udało się?— spytała ciszej Jamie, ale widziała po jej minie, że tak. Ruszyła więc dalej, na tyły budynku w stronę wejścia, po schodkach w górę. Ostrożnie chwyciła za klamkę, a kiedy drzwi łatwością ustąpiły pchnęła je do środka, by zerknąć w głąb mieszkania.
—Carpiene— szepnęła od razu, zapobiegawczo, jeszcze nim weszła do środka, szukając ewentualnych zabezpieczeń, pułapek, a także rodziny Brown, jeśli wciąż się tu ukrywała.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]08.12.19 13:18
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 48
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]08.12.19 22:04
Jamie dostrzegała naprawdę sporo rzeczy, więc nie umknęła jej uwaga Hannah, której mogłaby się spodziewać ze strony kogoś, kto sam tworzył miotły. Ona sama też zwracała uwagę na sprzęt, na jakim latali inni zawodnicy, a także na ich umiejętności. Żeby jak najlepiej sprawdzać się w grze musiała dysponować miotłą z górnej półki, w końcu grała w pierwszym składzie i im lepsze efekty osiągała, tym lepiej dla drużyny.
Miała jednak wrażenie, że pytanie o sklep nie ucieszyło Hannah, choć spodziewała się, że takim pytaniem połechce jej ego i pokaże, że pamiętała o jej pasji do tworzenia mioteł. Czyżby wcale nie szło jej aż tak dobrze? Postanowiła jednak nie drążyć i nie dopytywać, skoro Hannah z jakiegoś powodu nie chciała opowiadać o interesach. Uśmiechnęła się tylko, a potem ruszyły w stronę miasteczka.
- Tak właśnie pomyślałam, że większe zaufanie wzbudzę w nich przychodząc jako ja, bez sztuczek i podstępów, za jakie mogłaby zostać uznana zmiana twarzy. – Metamorfomagowie niekiedy byli uważani za fałszywych właśnie przez to, że mogli dowolnie zmieniać twarze; niektórzy zdawali się sądzić, że skoro dysponowali taką mnogością fizycznych powłok, podobnie było z osobowościami dopasowującymi się do każdej sytuacji, choć to niekoniecznie tak działało i nie stawała się kimś innym zmieniając wygląd. Jamie pozostawała osobą szczerą i uczciwą, i choć czasem dla zabawy i przygód pojawiała się gdzieś ze zmienioną twarzą, nie miała jeszcze okazji faktycznie robić tego w jakimś konkretnym celu wymagającym tkania zmyślnych intryg.
Nie trwało długo nim odnalazły piekarnię, miasteczko było naprawdę niewielkie. Zaniepokoiło ją to, że piekarnia wyglądała na opuszczoną. Nawet nie tymczasowo zamkniętą, a opuszczoną w sposób nagły i być może gwałtowny, biorąc pod uwagę wybite szyby. Czy doszło tam do jakiejś walki? Czy może zdewastowano sklepik już po ucieczce Brownów, by zastraszyć okolicznych mugoli, ale także czarodziejów mogących chcieć naśladować promugolskie postawy właścicieli tego lokalu?
Rzuciła zaklęcie. Dostrzegła, że w miejscu, które wybrała, powietrze lekko zadrgało, co znaczyło że bariera pojawiła się tak, jak chciała.
- Tak – potwierdziła. – Możemy wchodzić, nikt nie powinien nas widzieć.
Pewniejszym krokiem ruszyła w stronę drzwi wiodących, jak wnioskowała, do części mieszkalnej, szybko dołączając do Hannah. Drzwi ustąpiły z łatwością pod naciskiem Wright, mieszkańcy tego domu rzeczywiście nie zdążyli ich zamknąć lub nie mieli do tego głowy. Jeśli uciekali przed realnym niebezpieczeństwem, raczej nie przejmowali się pozostawionymi tu rzeczami.
- Wszystko ok? – zapytała, kontrolnie zerkając na minę koleżanki, która od razu przezornie rzuciła zaklęcie mające sprawdzić, czy nie czekały na nie żadne pułapki. Dopiero po potwierdzeniu ruszyła dalej w głąb mieszkania. – Przeszukajmy dom, sprawdźmy, czy czegoś nie brakuje, co mogłoby nam powiedzieć, dokąd mogli się udać. Może znajdziemy też inne ślady...
Jak krew, choć miała nadzieję, że tej nie znajdą.
Do tej pory nie miała okazji robić nic podobnego. To jej ojciec był aurorem, ona tylko zawodniczką quidditcha. Jej zawód nie wymagał od niej poszukiwania zaginionych ludzi ani przeszukiwania cudzych domów, dlatego działała trochę na wyczucie, zachowując jednocześnie ostrożność i nasłuchując, czy czasem do domu ktoś nie wchodzi.
Mieszkanie na pozór wyglądało normalnie. Ot, zwykłe lokum kilkorga przeciętnych, średnio sytuowanych czarodziejów, którzy jednak stanowili dobrą, szczęśliwą rodzinę. Jaki los ich spotkał? Nad tym zastanawiała się Jamie, ostrożnie przechodząc przez pomieszczenia i dopatrując się odstępstw od normy. Przed wejściem do każdego pomieszczenia czuła nieprzyjemną sensację w środku i od razu omiatała wzrokiem podłogę, by sprawdzić, czy nie leży tam jakiś trup. Na szczęście nie znalazły żadnego ciała, co dawało nadzieję, że rodzina żyje i po prostu gdzieś się ukryła.
W kuchni zauważyła, że w szafkach prawie nie było jedzenia, choć mogłoby się wydawać, że rodzina piekarzy zawsze powinna mieć go pod dostatkiem. W szafach w przedpokoju brakowało też ciepłych ubrań i butów, znalazła jedynie puste wieszaki. Był dopiero początek marca, dopiero co skończył się wyjątkowo mroźny luty. Ucieczka bez zimowych ubrań byłaby kiepskim pomysłem, skutkującym szybkim wychłodzeniem.
- Nie ma jedzenia. Ani płaszczy i butów – zauważyła głośno. – Jeśli uciekali, mogli zabrać ze sobą ciepłe ubrania i jedzenie. Coś, co mogłoby im pomóc przetrwać na zewnątrz przy niedawnych temperaturach, zanim znajdą jakąś kryjówkę.
W łazience znalazła też trochę krwi, czym z niepokojem podzieliła się z Hannah. Smuga czerwieni znajdowała się też obok drzwi wejściowych, przegapiły ją wcześniej, ale przy kolejnym spojrzeniu w tamtą stronę dostrzegła coś, co wcześniej jej umknęło. Ktoś z rodziny mógł być ranny, może oparł się o ścianę tuż obok futryny zanim uciekli?
- Tutaj ich nie znajdziemy. Może powinnyśmy przeczesać okolicę? – zaproponowała po chwili namysłu, gdy już przetrząsnęły co się dało. – Jak myślisz, ryzykowaliby ukrycie się u kogoś w miasteczku, czy raczej spróbowaliby jakoś je opuścić? Tu niedaleko jest dość spory las, jako tutejsi mogliby znać tam jakieś miejsce do ukrycia się.
Zastanawiała się głośno. Mogły popytać wśród mieszkańców, ale to mogłoby być ryzykowne, a nie chciała, by mugoli potem spotkała jakaś krzywda. Jeśli zaś chodzi o czarodziejskich mieszkańców, nie mogły mieć pewności, czy niechcący nie natrafią na kogoś, kto był Brownom wrogi i może miał coś wspólnego z ich zniknięciem.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]10.12.19 12:23
Wystarczyło tylko rzucić okiem na piekarnię Brownów, by zdać sobie sprawę, że w środku nie znajdą nikogo. Powybijane szyby, zdewastowane wnętrze, poprzewracane regały wyraźnie świadczyły o tym, że ktoś zadbał o to, aby rodzina się stąd wyniosła. Musiała przyznać, że nie wyglądało to najlepiej. Z niepokojem jednak zwróciła się w stronę drzwi, bo to właśnie za nimi mogły czaić się odpowiedzi na najbardziej nurtujące je pytania. Rzucone przez nią zaklęcie nic nie wykazało, ale była całkowicie pewna, że inkantację wypowiedziała poprawnie, powinno więc zadziałać.  Żadnych pułapek, ani istot.
— Tak, wszystko w porządku— powiedziała, ale po chwili pokręciła głową, marszcząc brwi. — O ile to może być w porządku. W środku nie ma żywej duszy. Nic. Jakby rozpłynęli się w powietrzu.— Zerknęła na Jamie kontrolnie; to nie był dobry znak. Poszukiwanej rodziny nie było w mieszkaniu. Jeśli byli poszukiwani mogli uciec, lub zostać zamordowani. Myśl o tym, co zastaną w środku napawała ją obawą. Miała wielką nadzieję, że zdołają im pomóc — jeśli rzeczywiście coś było nie tak i groziło im niebezpieczeństwo, musiały dotrzeć do nich jak najszybciej i ściągnąć ich do bezpiecznej oazy. — Tak, to dobra myśl— przytaknęła jej, biorąc głęboki wdech i weszła do środka, ani na chwilę nie opuszczając różdżki, z czystej przezorności — zaklęcie bowiem nie wskazało na żadne niebezpieczeństwa. Skręciła w prawo, ostrożnie stawiając kroki, aż doszła do sypialni. Zawróciła później w stronę kolejnych pokoi. — Wygląda tak, jakby uciekali w pośpiechu. Myślisz, że mogli tu z kimś walczyć?— spytała głośniej, oddalając się od Jamie. W mieszkaniu było dość pusto, niektóre rzeczy leżały na podłodze. W końcu dostrzegła jednak to, czego szukała, choć jednocześnie miała nadzieję nie odnaleźć wcale — przewrócona komoda była uszkodzona, drzwi pęknięte, wyłamane z zawiasów. Z pewnością oberwała jakimś zaklęciem. Dalej na ścianach również ujrzała pęknięcia, dziury i wgłębienia. Z pewnością doszło tu do walki. Westchnęła cicho, dotykając opuszkami palców uszkodzonego drewna. — Gdzie się podzialiście?— spytała cicho, samą siebie. Wtedy tez dobiegł ją głos koleżanki.
Czyli wynieśli się stąd. Uciekali. Czy daleko mogli być? Czy znaleźli miejsce, w którym mogli się ukryć? Nie miała pojęcia, ale tok myślenia McKinnon wydawał się dobry. Zabrali większość ciepłych ubrań, a to znaczyło, że brali pod uwagę wszystkie możliwe warunki atmosferyczne.
— Jeśli rzeczywiście przygotowali się w ten sposób nie sądzę, by zostali w mieścinie. Tu znaleźliby ciepły kąt, ktoś by ich odpowiednio ugościł, ale jeśli pomagali ludziom, a to wszystko sprawka tych zwyrodnialców, zostając tutaj narażali ich na ich gniew, jednocześnie zaprzepaszczając całą swoją dotychczasową pracę. Musieli stąd uciec gdzieś... gdzie trudno byłoby ich znaleźć. — Czy las był odpowiednim miejscem? Możliwe, że udało im się tam zgubić ślady, ale wtedy też trudniej będzie im na nich trafić. — Nie powinnyśmy zwlekać, sprawdźmy to jak najszybciej. — Zgodziła się, ruszając żwawym krokiem przez przedpokój do wyjścia. Na schodach, nie zatrzymując się ani na chwilę, wyciągnęła miotłę, którą z powodzeniem udało jej się powiększyć do normalnych rozmiarów. Wsiadła na nią i obejrzała się za siebie, na Jamie, nie chcąc odlatywać bez niej. Wciąż obie znajdowały się za barierą wyczarowaną przez zawodniczkę, nikt nie mógł ich ujrzeć wzbijających się wysoko.
— Jeśli ktoś tu był przed nami, mogą być już na ich tropie. Brownowie mogą potrzebować naszych różdżek. Nie wiem, czy jesteś... przygotowana na to, co możemy tam zastać, ale...— zawahała się, spoglądając na nią niepewnie. Dobrze pamiętała swoje pierwsze przygody, aż w końcu kubeł zimnej wody w sowiej poczcie, który tak naprawdę uświadomił jej, z kim mieli do czynienia i z czym wiązała się pomoc Zakonowi. Mimo to nie żałowała ani przez chwilę. — Może być gorąco.
Kiwnęła jej głową, wierząc, że mentalnie jest na to gotowa, choć czy w ogóle mogłaby? Wzbiła się w powietrze, wypatrując lasu.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]10.12.19 14:58
Przed oczami Jamie także przesuwały się różne obrazy. Umysł snuł naprawdę różne scenariusze rozgrywających się tu wydarzeń, łącznie z walką między Brownami a tymi, którzy wdarli się do ich piekarni lub mieszkania. To byłby najgorszy scenariusz, ale miała nadzieję, że rodzina przeżyła i żadnych ciał tutaj nie znajdą. Wolałaby móc zameldować Zakonnikom, że znalazła rodzinę żywą i zabrała ich do Oazy.
- Miejmy nadzieję, że po prostu uciekli i gdzieś się schronili, a nie... że są martwi – odezwała się po słowach Hannah. Jej zaklęcie oznaczało że nie ma tu nikogo, nie tylko potencjalnych wrogów, ale również poszukiwanych. Musiały więc przeszukać mieszkanie, co też zaraz zrobiły, sukcesywnie przeczesując pomieszczenia jedno po drugim w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów i poszlak mogących im powiedzieć, co tu się stało i gdzie jest poszukiwana rodzina.
- Wszystko jest możliwe. Może ktoś ich tu napadł, ktoś, komu nie w smak była ich działalność promugolska. – Gdy weszła do tego samego pomieszczenia, w którym była Hannah, także dostrzegła ślady wyglądające jak pozostałości po zaklęciach. Dziury w ścianach, potrzaskana komoda i wyrwane z zawiasów, pęknięte drzwi.
Ale przezornie sprawdziła kuchnię, a także szafy w przedpokoju. Bo mimo niebezpieczeństwa Brownowie, chcąc przeżyć, mogli zabrać ciepłą odzież i jedzenie. Najpotrzebniejsze rzeczy, nie mieli czasu zabrać stąd wszystkich przedmiotów, a tylko to, czego najbardziej potrzebowali żeby nie zamarznąć i nie umrzeć z głodu po opuszczeniu miasteczka. Bo zgadzała się z Hannah – ich pozostanie w miasteczku mogłoby ściągnąć niebezpieczeństwo na sąsiadów udzielających schronienia, do czego z pewnością nie chcieliby dopuścić. Skoro poświęcili tak wiele, by pomagać tym ludziom, nie naraziliby ich, a woleliby się wynieść gdzieś poza miejscowość, by ewentualni prześladowcy ruszyli za nimi pozostawiając społeczność w spokoju.
- Wydaje mi się że masz rację, że ludzie tacy jak oni, dbający o dobro mugolskich sąsiadów, nie chcieliby ich narażać. Ja pewnie na ich miejscu, gdybym chciała stąd uciec i zarazem unikać ludzi, w pierwszej kolejności ruszyłabym właśnie do tego lasu. – Próbowała wczuć się w ich tok myślenia i położenie. Co zrobiłaby, gdyby musiała uciec z miejsca takiego jak to, a nie chciałaby narażać innych mieszkańców? Prawdopodobnie wybrałaby las, gdzie natura zawsze oferowała jakieś tymczasowe kryjówki. Ale co, jeśli już go opuścili i ruszyli dalej? Jeśli teleportowali się gdzieś daleko, może nawet byli na drugim końcu kraju? Jak wtedy ich znajdą?
Musiały sprawdzić to jak najszybciej. Skoro w domu nie było nikogo, nie było sensu zostawać tu dłużej. Każda chwila zwłoki mogła oddalać je od Brownów i szans znalezienia ich żywych, bo czego nie zrobili napastnicy, którzy zdemolowali dom i piekarnię, mogło zrobić zimno lub dzikie zwierzęta.
Wyszły z mieszkania i na zewnątrz Jamie także zgrabnie wskoczyła na miotłę. Nadal znajdowały się w miejscu osłoniętym barierą, więc nikt nie powinien ich widzieć. Odbiła się od ziemi, czując jak pęd zimnego, wczesnowiosennego powietrza rozwiewa jej włosy. Usłyszała jednak słowa lecącej obok Hannah. I choć wydawało jej się, że po rozmowach z gwardzistami i panem Rineheartem była przygotowana, bo nikt nie ubarwiał przed nią rzeczywistości, to dopiero faktyczne niebezpieczeństwo miało zweryfikować to, czy rzeczywiście była gotowa, bo słuchać o czymś a przeżywać to, to dwie różne rzeczy. Nigdy dotąd nie walczyła w innych warunkach niż klub pojedynków, nie była aurorem jak jej ojciec, a tylko zawodniczką quidditcha. Czy okaże się równie silna jak ojciec?
- Muszę być gotowa – zapewniła więc, upewniając się, czy ma różdżkę w miejscu, gdzie możliwe było jej szybkie dobycie. Nie było innego wyjścia, cokolwiek miało na nie czekać musiała wyjść temu na przeciw. Skierowała trzonek miotły w stronę lasu, tam musiały zacząć poszukiwania. Kiedy oddaliły się poza zasięg zabudowań i wzroku mugoli znacznie zniżyła lot, pikując w dół tak, by teraz lecieć tuż nad drzewami. Tylko tak miała szansę coś zauważyć, a to, że na drzewach nadal nie było liści, ułatwiało sprawę. Dalej za lasem majaczył łańcuch niezbyt wysokich wzgórz.
Leciały tak kilkanaście minut, oddalając się od miasteczka o dobrych kilka kilometrów i w końcu nie widziały już w polu widzenia żadnego budynku, a tylko las i oddalone wzgórza, aż w końcu coś zwróciło uwagę Jamie. Znacząco zwolniła i skinęła na Hannah, by zrobiła to samo. Wskazała jej coś ręką.
- Patrz – powiedziała, wskazując na coś, co wyglądało jak miejsce po ognisku, a wokół walały się jakieś śmieci.
Zniżyła lot jeszcze bardziej, wlatując między drzewa, aż w końcu wylądowała. Było to miejsce częściowo zakryte przez gałęzie wiekowego drzewa, zaciszne i osłonięte od wiatru, dzięki czemu nie było tu zbyt wiele śniegu. Gdyby nie sokoli wzrok, prawdopodobnie nie dostrzegłaby resztek ogniska, które nie musiało być dziełem Brownów, ale mogło. Dlatego należało je sprawdzić. Wydawało jej się, że w tej porze roku nikt nie biwakowałby w lesie rekreacyjnie.
- Jeśli uciekali wieczorem, mogła ich tu zastać noc i mogli chcieć gdzieś przenocować, grzejąc się przy ogniu – zauważyła. Wzięła jakiś kij i rozgarnęła resztki popiołu, a także kilka śmieci wyglądających jak opakowania po żywności. Czarodziejskiej żywności znanej jej z codziennego życia. Nie mogli więc tego zostawić mugole. Rodzina mogła próbować je ukryć, ale sądząc po śladach łap wszędzie dookoła, odpadki rozrzuciło jakieś zwierzę zwabione zapachem jedzenia i szukające resztek, które mogłoby zjeść. Na śniegu dostrzegła też smugę krwi, a między korzenie drzewa był wciśnięty zwinięty zakrwawiony bandaż. Może któreś z rodziny było ranne i tutaj, korzystając z chwili spokoju, zmieniało opatrunek, a stary wyrzuciło.
- Mogli tu być, ale potem ruszyli dalej. Więc chyba powinnyśmy znowu wznieść się nad lasem i rozejrzeć się za dalszymi śladami, które wskazałyby nam kierunek. Możemy lecieć w stronę tych wzgórz, które widziałyśmy wcześniej, z powietrza – zaproponowała po chwili, gotowa do tego, by znów odbić się od ziemi i wznieść się w górę.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]11.12.19 9:37
Jamie przedstawiła najgorszy z możliwych scenariuszy, odruchowo przełknęła wtedy ślinę, nie spoglądając na dziewczynę. Nie chciała w jej oczach odnaleźć tego, co usłyszała już w głosie — wahania, niepewności, braku nadziei. Musiały być dobrej myśli i wierzyć w to, że Brownowie mają się dobrze. Może nawet udało im się utrzeć nosa ludziom, którzy ich ścigali, może ich nie doceniły? Westchnęła głośno, zaczesując włosy za uszy, próbując wyobrazić sobie podobną sytuację. Gdzieś podświadomie przeczuwała, że ta wizja ma w sobie coś z ułudy. Jest tak samo mało realna jak fakt, że ona w tym wieku zostanie jeszcze gwiazdą quidditcha.
— Nie widzę innego wyjaśnienia, dla tego, co tu zastałyśmy. Chyba, że oni sami to wszystko zrobili, chcąc zatrzeć za sobą ślady. Na wypadek, gdyby przed nami znaleźli się tu ludzi, którzy im zagrażają — mruknęła, choć bez przekonania. Może mogli w podobny sposób sfingować swoje zniknięcie i ewentualną walkę, by zniechęcić wrogów do dalszych poszukiwań, ale jeśli posiadali dzieci, wątpiła, że zdecydowali się właśnie na taki krok. Poza tym ta krew... Czy była ludzka, czy była prawdziwa — nie wiedziała, ale miała nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
Pewność Jamie była jednak dobrą wróżbą. Pokiwała głową. Z pewnością była twarda i zawzięta, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości, ale ludzkie cierpienie i wszystko to, do czego zdolni byli sojusznicy Voldemorta potrafiło przekroczyć wszelkie pojęcie. Życzyła jej, aby nie przekonała się o tym zbyt szybko, by zdążyła przygotować się na najgorsze. Bo to, że nadejdzie, było pewne. To tylko kwestia czasu, jak przyjdzie im stanąć w otwartym konflikcie, twarzą w twarz, podejmując prób ratowania siebie i bliskich, a jednocześnie zlikwidować wroga. Czasem właśnie to okazywało się dla niektórych najtrudniejsze. Odnalezienie w sobie siły, by nie przebierać w środkach. Kiedy się o tym mówiło trudno było nie ulec wrażeniu, że jest w tym coś potwornego, ale gdy dochodziło do podobnego starcia, w grę wchodził instynkt przetrwania, emocje, w tym mnóstwo negatywnych, czasem nie dało się postąpić inaczej. Była przekonana, że zasłużyli na o wiele gorsze traktowanie niż to, jakie otrzymywali.
Lecąc wpierw ponad dachami, a później ogołoconymi koronami drzew wypatrywała czegoś... czegoś, co rzuciłoby jej się oczy, wskazując na obecność ewentualnych uciekinierów. Podejrzewała, że nie będzie to zbyt łatwe. Z pewnością zadbali o to, aby ich obecność była niezauważona lub prawie niezauważona. Ale czujne oko McKinnon szybko wypatrzyło to, co przeoczyła Wright. Podleciała bliżej niej i spojrzała we wskazanym kierunku. Ognisko świadczyło o obecności ludzi — czy tych, których poszukiwali? Śladem za Jamie zapikowała w dół, między drzewa, omijając wystające gałęzie, póki nie wylądowała na ziemi. Ostrożnie zeszła z miotły i trzymając ją wciąż w lewej dłoni wyciągnęła różdżkę, rozglądając się uważnie dookoła, szukając wszelkich możliwych śladów obecności ludzi.
— Możliwe— odparła, kucając przy ognisku, również dostrzegając krew. Niedobrze. Wszystko wskazywało na to, że któreś z nich było ranne. To obalało jej pierwotną teorię. Raczej wykluczało tę możliwość. Przygryzła policzek od środka i przeszła się wokół tego miejsca, próbując odszukać jakiegoś sensu w znalezionych śladach. — Będziesz w stanie coś dostrzec z tak wysoka? — spytała koleżankę, zerkając na nią. Sama nigdy nie dostrzegłaby tych śladów znad drzew. — Wydaje mi się, że mogli iść tędy, ale... nie jestem pewna. — mruknęła, wskazując kierunek, po czym znów wsiadła na miotłę. — Lećmy niżej, drzewa są wysokie, nie powinny nam niczego utrudniać. — A w ten sposób łatwiej będzie im dostrzec cokolwiek. Minusem tego był czas - zajmie im to go znacznie więcej niż podróż ponad drzewami, ale istniała szansa, że nie zgubią żadnego możliwego tropu.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]11.12.19 13:33
Tak też mogło być, że Brownowie sami zdemolowali dom, by ktoś, kto mógłby ich szukać, uznał że zostali napadnięci już wcześniej. Mogli zatem przeprowadzić się gdzieś indziej i żyli sobie bezpiecznie, ale... tak czy inaczej musiały sprawdzić wszystko i przeczesać okolicę, by mieć pewność, że rodzina nie ukrywa się tam gdzieś czekając na pomoc.
Szybko opuściły więc dom, kiedy stało się jasne, że tam nie znajdą nic więcej i jeśli chciały poszukać dalszych śladów, musiały ruszyć dalej. Na szczęście obie miały miotły i umiały się z nimi obchodzić, co mogło znacznie ułatwić i przyspieszyć poszukiwania, niż gdyby miały iść pieszo. Z powietrza mogły też ogarnąć wzrokiem większą połać terenu.
Skoro już dołączyła do Zakonu, nie zamierzała się tak łatwo poddawać. Jej ojciec na pewno by się nie poddał. Oddał swoje życie, by pomagać w ratowaniu ofiar szatańskiej pożogi w ministerstwie, słyszała o tym od paru jego dawnych współpracowników aurorów. Tamten dzień zmienił życie Jamie, a także jej podejście do niego, które stało się mniej rozrywkowe, bo pojęła, że sytuacja jest poważna, że nie można dalej ignorować tego, co się dzieje. Marzyła też o tym, by tych, przez których straciła ojca i przez których ginęło tylu niewinnych, pewnego dnia spotkała sprawiedliwość. Kiedy jednak nadejdą spokojne czasy, kiedy nikt nie będzie musiał obawiać się o swoje życie tylko z powodu pochodzenia? I ile każde z nich będzie musiało znieść, zanim to nastąpi? Próbowała jednak wierzyć w to, że przetrwa, choć miała świadomość, że jej umiejętności obronne nadal pozostawiały wiele do życzenia, dlatego starała się trenować umiejętność rzucania zarówno zaklęć obronnych, jak i uroków, by być bardziej gotową.
Leciały przed siebie, robiąc krótki postój kiedy Jamie wypatrzyła resztki ogniska, mogącego stanowić pozostałość po tymczasowym obozowisku ludzi, którzy ukrywali się w lesie lub przynajmniej przez niego przechodzili. Obejrzały to miejsce uważnie.
- Ciekawe, jak dawno tutaj byli. Musiało minąć co najmniej kilka dni, może nawet ponad tydzień – zastanowiła się głośno. – I masz rację, możemy spróbować lecieć pod gałęziami, potrwa to trochę dłużej, bo będziemy musiały lecieć wolniej i omijać drzewa, ale na pewno zobaczymy więcej.
Tak też zrobiły. Nie wzniosły się ponad drzewa, a leciały tuż pod baldachimem gałęzi, czasem musząc robić szybki unik, by ominąć jakiś konar. Jamie leciała slalomem między pniami, co jakiś czas rzeczywiście dostrzegając jakieś subtelne ślady, jak kolejna smuga krwi na śniegu czy zgubione opakowanie po jedzeniu. To wytyczało możliwą drogę pokonaną przez Brownów, w pewnym przybliżeniu, bo i tu opakowania mogły zostać przeniesione przez zwierzęta. Ale nie ulegało wątpliwości, że zbliżały się w stronę wzgórz, widziała je coraz wyraźniej, gdy spoglądała w górę ponad bezlistnymi drzewami.
- Myślisz, że mogli tam znaleźć schronienie? Gdzieś na wzgórzach może być jakaś porzucona chata, albo jaskinia czy coś w tym rodzaju – spytała. – Żeby sprawdzić wzgórza musimy wznieść się wyżej i podlecieć w górę – dodała, gdy tylko znalazły się blisko miejsca, gdzie las się kończył i zaczynały się wzniesienia. Na skale u podnóża jednego z nich znowu dostrzegła coś, co wyglądało jak zaschnięta krew, zupełnie jakby słaniająca się ze zmęczenia osoba oparła się tu na moment, by odpocząć przed dalszą wędrówką.
Zadarła trzonek miotły do góry, wzbijając się ponad drzewa i przybliżając do nieszczególnie wysokiego, ale dość stromego wzgórza, które znajdowało się najbliżej nich. Bez mioteł wspinaczka po nim zajęłaby wiele godzin, a prawdopodobnie żadna z nich na wspinaniu się nie znała, więc fakt, że mogły oblecieć wzgórze i obejrzeć je z powietrza, bardzo wiele ułatwiał.
W którymś momencie między szarawymi, częściowo omszałymi głazami Jamie zauważyła coś, co wyglądało jak wlot do niedużej jamy, ale wystarczającej, by mógł tam wejść pochylony człowiek.
- Sprawdzimy to? – spytała. Z powietrza na żadnym okolicznym wzgórzu nie widziała żadnej chaty, a przy takich temperaturach każdy dach nad głową był na wagę złota. Nawet jaskinia mogłaby zostać dobrą tymczasową kryjówką po odpowiednim ogrzaniu ogniem, bo była osłonięta od deszczu, śniegu czy wiatru. Nie było to rozwiązanie idealne, ale na pewno lepsze niż dalsze pozostawanie w wiosce i narażanie się na kolejny atak, choć i tu mogli zostać wytropieni. Małżeństwo nie było w końcu wyszkolonymi aurorami ani nikim w tym rodzaju, a zwykłymi piekarzami, którzy nieszczególnie potrafili zacierać za sobą ślady.
Znów zniżyła lot, w końcu lądując na czymś w rodzaju płaskiej półki skalnej. Zsiadła z miotły i ujęła ją w lewą dłoń, prawą sięgnęła po różdżkę, woląc ją mieć w pogotowiu. Jeśli Brownowie tam byli mogli wziąć je za potencjalnych wrogów i zaatakować. Powoli weszła do groty, pochylając głowę, by nie uderzyć o górny brzeg wlotu do jaskini i mrucząc pod nosem „Lumos”, żeby lepiej widzieć, ale po chwili okazało się, że w jaskini i tak jest dziwnie jasno i ciepło jak na naturalne warunki. I rzeczywiście, dalej na jej końcu płonęło nieduże ognisko, za którym kuliła się dwójka ludzi, którzy na widok Jamie wyraźnie się spłoszyli, a na ich twarzach pojawił się strach, że ktoś ich znalazł i że niebezpieczeństwo znów mogło wrócić.
- Hej, nic wam nie grozi! Nie chcemy was skrzywdzić, przybywamy w pokoju – krzyknęła, unosząc rękę z różdżką w górę, by pokazać, że nie zamierza atakować. – Państwo Brown, prawda? – zapytała, ale coś jej tu nie pasowało, bo widziała tylko kobietę, która mogła być panią Brown, a mężczyzna był młody, wyglądał raczej na jej syna niż męża. Wiedziała, że małżeństwo miało syna, ale w takim razie gdzie była głowa rodziny, Thomas Brown? – Słyszałyśmy o waszej działalności na rzecz mugoli z miasteczka. Nazywam się Jamie McKinnon, wraz z moją towarzyszką chcemy wam pomóc.
Podeszła bliżej, poruszając się powoli i nie wykonując gwałtownych ruchów. Chciała by zobaczyli jej twarz, jako mieszkańcy Walii mieli szansę rozpoznać w niej zawodniczkę jednej z tutejszych drużyn. Kogoś, kto nigdy nie wypowiadał nienawistnych poglądów, kto sam nie miał czystej krwi. Miała nadzieję, że uda im się ich do siebie przekonać, choć wciąż niepokoił ją brak Thomasa.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]12.12.19 18:38
Dołączenie do Zakonu Feniksa zmieniło jej życie, ale dopiero z czasem zdała sobie sprawę, jak bardzo. Naturalna była dla niej obecność w życiu innych — przyjaciół, którzy nie raz nie mieli z kim zostawić dziecka, czy sąsiadów, którym brakowało kilku sykli, by przetrwać do końca tygodnia, a nawet życzliwych ludzi, którzy potrzebowali tylko lub aż cudzego towarzystwa. Zdawało się, że proste rzeczy są w stanie zmienić tak wiele. Jeden uśmiech wynagradzał wszystko, nawet jeśli nie było w nim wdzięczności. Dopiero kiedy zmieniła się perspektywa, gdy wyjrzała za horyzont zwyczajnej codzienności zrozumiała, jaką kroplą w morzu potrzeb były jej działania. Trudno było jej uwierzyć w istnienie tej jednostki, w jej działania, sposób funkcjonowania - tajny, przecież brali w tym udział wszyscy jej najwięksi przyjaciele, jej brat, kuzyni. A później niebezpieczeństwa, z którymi przyszło jej się zmierzyć wykraczały poza granice jej wyobraźni. Grindelwald, jego poplecznicy, szaleńcy, chaos jaki wywoływał i terror były niczym z wizją nadchodzącej przyszłości pod rządami Voldemorta. Przerażała ja myśl o jutrze, a przecież plany były nieodłączną częścią jej rzeczywistości. Co będzie, kiedy się zbudzi kolejnego dnia. Czy wybuch równy anomaliom ma szansę się powtórzyć? Czy rozruchy w Londynie przybiera na sile, a ludzie Malfoya staną się jeszcze bardziej bezczelni i bezkarni w swych działaniach? Rodzina Brownów przypominała jej o tym, jak wiele ludzi walczyło znów o życie; jak liczne niebezpieczeństwa czekały na niewinnych każdego dnia. Prawo było bezradne, prawo było podporządkowane czarodziejom, którzy drwili ze sprawiedliwości i idei równości. Prawo stanowiło o równych i równiejszych, czystych i brudasach, godnych i niegodnych. W jak potwornym świecie przyszło im żyć?
Zerknęła na koleżankę, nie wiedząc skąd jej przypuszczenia, ale ufając całkowicie jej osądom. Jeśli byli tu kilka dni temu, z pewnością ciągle byli w drodze. Zmarnowały aż tyle czasu, by im pomóc? Czy gdyby pojawiły się tu wcześniej miały szansę zapobiec dramatom, jakie ich spotkały?
— Skąd wiesz?— spytała jednak z ciekawości, zerkając na ognisko. Skórzanym butem rozgarnęła popiół i rozejrzała się smętnie, w końcu obierając kierunek. Nie wiedziała nawet, czy dobry.
Droga dalej dłużyła się, ale próbowała doszukać się śladów obecności ludzi. Dobrze się kryli. Śnieg, który topniał dawał złudne wrażenie podążania we właściwym kierunku. Ślady były zatarte, słabo widoczne w miękkim, wodnistym podłożu. Ale nie rezygnowały, zmierzając cały czas przed siebie.
— Mam nadzieję, że są bezpieczni — odpowiedziała jej tylko, spoglądając na nią sceptycznie. Skinęła jednak głową i poderwała miotłę wyżej, zaraz za Jamie, wzbijając się wysoko ponad drzewa i przecinając powietrze w stronę wzgórza. Było strome. Jeśli tędy szli, ich wędrówka z pewnością się wydłużała, trasa była nieprzyjemna, grunt grząski, stromy. Gdzieś w oddali dostrzegła jamę, ale dopiero kiedy Jamie ją wskazała i spytała, czy powinny to sprawdzić. Odpowiedź była jedna, więc nie wahała się niepotrzebnie, od razu kierując miotłę w dół, w jej stronę. Pozwoliła McKinnon by osiadła na skalnej ścianę pierwsza, uczyniła to tuż po niej, zsiadając od razu z miotły i odważnie, lecz ostrożnie kierując się do środka. Pochylona do przodu, wolno stawiała kroki, póki nie znaleźli ich. Ale ku jej zdziwieniu była ich tylko dwójka. Dwójka ludzi, nie pasowało to do informacji, które pozyskała. Zerknęła na Jamie, która  rozsądnie podeszła do sprawy, próbując ich do siebie przekonać.
— Przyleciałyśmy wam pomóc — zapewniła ich, wspierając w słowach koleżankę. Sama uniosła dłonie wyżej, aby mogli je widzieć. Nie trzymała różdżki, tylko miotłę, zbliżała się do nich bez pośpiechu i nerwowych ruchów. — Mam na imię Hannah— przedstawiła się, nie spuszczając z nich wzroku. — Mogę podejść?— Ale jeszcze nim skinęli głowami, niepewnie, patrząc to na jedną to na drugą z obawą uczyniła kilka kroków. W końcu kucnęła, nieopodal ognia, pokazując im się w całej okazałości. Nie miały złych zamiarów, musiały ich w tym upewnić. — Jamie na pewno znacie. Szukałyśmy was w domu, ale...— byli przecież tutaj. Co się stało?— Znalazłyśmy ślady krwi. I tam i przy ognisku. Co się wydarzyło? Gdzie podział się pan Brown?— spytała niepewnie. Też to dostrzegła — pani Brown ściskała syna, ale zdawało się, że Jamie została rozpoznana, szczególnie przez młodego chłopaka, który wyraźnie się rozluźniał z każdą chwilą. — Jeśli się zgodzicie, zabierzemy was w bezpieczne miejsce. Tam, gdzie nikt was nie znajdzie i nie skrzywdzi. Daję słowo — obiecała i wskazała swoją miotłę. Były we dwie, podróż nie powinna stanowić dla nich żadnego problemu.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]12.12.19 22:31
Życie Jamie jeszcze nie uległo znaczącej zmianie po dołączeniu do Zakonu, bo była w nim dość krótko i cały ten czas spędziła jako sojusznik, osoba stojąca z boku, próbująca się dopiero wykazać. Ale niewątpliwie zmieniło się po śmierci ojca, bo to wtedy przejrzała na oczy i dotarło do niej, jak źle się dzieje i że nie można dłużej patrzeć na to nie próbując zrobić czegokolwiek. Zaczynała od małych rzeczy, dyskretnie pomagając mugolskim sąsiadom dręczonym anomaliami, a w listopadzie po raz pierwszy dowiedziała się o Zakonie Feniksa, choć nadal nie znała większości członków ani innych istotnych spraw. Nie znalazła się też jeszcze w prawdziwym niebezpieczeństwie, więc nie miała pojęcia o tym, co przeżywała Hannah czy inni. Pamiętała jednak, jak dziwnie zachowywała się Just, jak bardzo zmieniła się w stosunku tego, co pamiętała ze szkoły. Czy Zakon działał tak na każdego? Czy może to wojna zmieniała ludzi tym bardziej, im dłużej w niej tkwili? Czy ona też za kilka miesięcy taka będzie, jeśli oczywiście tego dożyje? I ilu ludzi będzie musiało żyć w strachu tak jak Brownowie, prawdopodobnie zmuszeni do ucieczki i ukrycia się?
- Tak mi się wydaje, to ognisko jest już całkiem zimne, a ślady dość mocno zatarte. Choć i tak mamy szczęście, że chyba nie było tu w ostatnich dniach dużych opadów, inaczej nic byśmy już pewnie nie znalazły – odezwała się. Gdyby to zasypał śnieg, albo rozmył silny deszcz, to nawet ona nic by nie wypatrzyła. Gdy leciały dalej w niektórych bardziej odsłoniętych miejscach rzeczywiście nie było już nic widać, ale po jakimś czasie znów udawało się coś zobaczyć i tym sposobem doleciały do wzgórz, a przeczucie podpowiadało Jamie, że warto sprawdzić je z powietrza, korzystając z tego że obie były na miotłach.
Prawdopodobnie miały wiele szczęścia, że udało im się odnaleźć Brownów i to wcześniej niż potencjalni prześladowcy. Niestety nie w komplecie, ale zaraz po wejściu do jaskini i zobaczeniu w niej dwójki grzejących się przy ognisku ludzi Jamie od razu przystąpiła do próby przekonania ich, że obie przybyły w dobrych zamiarach i nie mają zamiaru ich skrzywdzić.
Tak jak wcześniej myślała, jej prawdziwa twarz okazała się pomocna. Syn Brownów, który na pierwszy rzut oka mógł mieć koło dwudziestki, a może nawet trochę mniej, dobrze orientował się w rozgrywkach quidditcha i rozpoznał ją, zwłaszcza gdy powoli i ostrożnie podeszła bliżej, pozwalając, by lepiej zobaczyli jej twarz w blasku płomieni. Zależało jej na tym, by im zaufali i zrozumieli, że przyszły tu, bo chciały im pomóc. Zachowywała spokój i starała się wypadać przekonująco. Brownowie prawdopodobnie mieli świadomość, że gdyby przyleciał tu wróg, już leżeliby martwi, więc po chwili ostrożnie zaczęli się otwierać.
Z rozmowy z ukrywającymi się czarodziejami mogły się jednak dowiedzieć, że Thomas Brown zginął, zabity przez nieznanych sprawców, ale jego żonie i synowi z trudem udało się uciec i zabierając jedynie trochę najbardziej potrzebnych rzeczy zbiegli do lasu, a potem dostali się tu, do jaskini. Jamie spojrzała na nich z żalem, sama wiedziała, jak wielki ból powoduje utrata członka rodziny. Ona też straciła ojca w tragicznych okolicznościach, ale wiedziała, że muszą opuścić to miejsce możliwie szybko.
- Nie możecie tu dłużej zostać. Skoro my dałyśmy radę was tu znaleźć, lecąc od waszego domu, oni też mogą. To nie jest bezpieczna kryjówka, ale znamy miejsce, gdzie możecie się ukryć i gdzie oni nie będą mogli się dostać. – A przynajmniej taką miała nadzieję, że Oaza pozostanie bezpiecznym schronieniem dla takich ludzi jak Brownowie i im podobni. – Rozumiem, że po tym co przeżyliście jest wam trudno, ale proszę tylko o odrobinę zaufania.
Każda z nich miała miotłę i mogły zabrać po jednym pasażerze. Podeszły bliżej wylotu, gdzie Jamie pomogła jednemu z Brownów usadowić się za sobą, a chwilę później wystartowały, zabierając znalezionych czarodziejów w bezpieczne miejsce. Lot miał trochę potrwać, w końcu była to spora odległość, ale ostatecznie, po kilku godzinach dolecieli do celu. Chociaż rodzina nie była w komplecie, cieszyło ją, że udało się uratować i ukryć chociaż jej część.
Po wszystkim podziękowała też Hannah za nieocenioną pomoc i towarzystwo. W pojedynkę byłoby jej o wiele trudniej, a we dwie dały radę nie tylko odnaleźć czarodziejów, ale i dostarczyć ich do bezpiecznego schronienia.

| zt. x 2






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]03.03.20 11:48
7 kwietnia
Powtarzała sobie w myślach, że powinna czuć się bezpiecznie, że mogła czuć się bezpiecznie, ale rzeczywistość przesłaniała próbę oszukania samej siebie i natychmiast kończyła ją fiaskiem. Wsiadając na miotłę i obierając drogę najszybszą za Londyn, patrzyła w dół, na horror odbijający się w pustych uliczkach, w szmaragdowych błyskach zaklęć gdzieniegdzie plączących się między kolejnymi zakrętami, w ludzi, którzy sądzili, że zdołając uciec przed czekającym na nich losem. Odroczą śmierć na dzień, dwa, ale oni ich odnajdą. I wyrżną jak chorobę, której już dawno powinni się stąd pozbyć. Transport był znacznie utrudniony – zabezpieczenie Londynu przed ucieczką zwierząt miało swoje dobre i złe strony, ale na pewno warte było całego zamieszania. Żałowała tylko, że nie udało jej się zabrać do badań wcześniej, bo być może teraz cała podróż Yany i Caldera wyglądałaby inaczej. Poprosiła go, by spotkali się poza granicami miasta, skąd mogła zabrać go do miejsca wspmnianego przez nią w liście. Lot na miotle mógł być wyczerpujący i zbyt długi, a ona nie miała czasu do stracenia. Teleportacja łączna przeniosła ich daleko w stronę walijskich pól i gajów w trakcie zaledwie pojedynczego mrugnięcia powiekami.
Rozgonione magią powietrze zareagowało natychmiast, gdy znaleźli się tuż za wąwozem wybudowanym na korzeniach starych drzew, wdarło się chłodnym podmuchem pod ubrania, zatrzepotało materiałami, jakby w panice i pośpiechu chciało zbadać intruzów. Przed nimi znajdowała się stara chata – od białych desek odchodziła farba, czerń spozierała leniwie z dziur, promienie słońca zatrzymywały się na brudnych szybach, obdrapane drzwi nie zachęcały. Yana odrobinę skrzywiła się, gdy jasne światło dotarło do nich zza chmur, sprawiło, że biały dom stał się mniej brudny, wcale nie zmęczony. Spojrzała na Caldera, swoje włosy zaczesując do tyłu, by wiatr nie zwiewał ich jak szalony.
Co za przewrotny los, myślała, że połączyły nas lustra. Najpierw w jednym z nich cię widziałam, teraz – pomożesz mi wybrać to, w którym przejrzymy się oboje.
Byłam tu kiedyś – odezwała się, podejmując krok w stronę starego domu, z zewnątrz mogłoby się wydawać, że pustego. – Bonnard mnie tu zabrał. W dokładnie ten sam sposób, w jaki ja zabrałam ciebie – zerknęła na sylwetkę Borgina jeszcze raz, tym razem uśmiechając się łagodnie, w rozbawieniu wspomnieniami i ich sposobem adaptowania się do otaczającej ich rzeczywistości. Historia uwielbiała się powielać, zamieniała tylko malutkie szczegóły, zastępowała imiona innymi imionami. – Czarodzieja, który opiekuje się lustrami, ludzie z branży i ci, którzy zdołali już o nim usłyszeć, nazywają Panem Lusterko. Przez całe życie nie robił nic innego, zamykał tylko szkło w ramach i patrzył, jak innym ludziom podoba się to, co w nich widzą. Nie jest zbyt gadatliwy. Ponoć zawarł kiedyś umowę, jakiś dziwny zakład i przegrał go, dlatego teraz uświadczysz od niego tylko chaotycznych gestów schorowanymi dłońmi i ostrych spojrzeń. Ale nie o tym chciałam, Cal… – ten wstęp miał otworzyć jej usta, sprawić, że będą gotowe wypowiedzieć całą historię badań bez zająknięcia. Spacer, który podjęli w stronę domu wystarczył, by opowiedziała mu o to, co udało jej się już zrobić, sprawdzić, zgromadzić. – Kiedy wybierzemy już lustra, kolejnym krokiem będzie odnalezienie odpowiednich kamieni, które posłużą jako magiczne mediatory – będą w stanie wytrzymać presję magicznej teleportacji, zachowując przy tym stosowne proporcje w paradoksie dystansu i stałej czasowej. Krócej: muszą posiadać na tyle dużą energię, by sprostać wyzwaniu i na tyle mały rozmiar, by zmieścić się w ramie lustra. Nie mogę zrobić tego sama, bo o ile jestem doskonałą numerolożką, o tyle kompletnie nie znam się na przepływie energii między przekaźnikami, nie znam się na astrologii, astronomii, alchemii… ty natomiast znasz się na nich doskonale. Byłbyś w stanie dobrać je dla mnie? – zatrzymali się przy drzwiach, przy progu domu. Skupienie na jej twarzy było łagodne, przy nim wychodziła ze skóry głodnego wiedzy monstrum, przywdziewała zwiewny jedwab i opowiadała o swoich potrzebach w sposób, którego nie zrozumieliby postronni. Zawsze przy niej był. Choć oddalony od niej nie tylko ciałem, ale i często myślami, zawsze był. Nie miał pojęcia, jak bardzo ceniła sobie jego obecność, słowa i spojrzenia.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]05.03.20 3:43
Dyskomfort wynikający z zamieszania w Londynie odczuwał coraz bardziej, i choć popierał samą ideę, uciążliwość napotykana podczas każdej próby opuszczenia piwnicznego lokum zaczęła mu doskwierać ewidentnie, objawiając się zgryźliwym tonem i łukiem brwi, wybrzuszonych pod gniewnym kątem. Marcowe zmagania z odrobaczaniem domów z bahanek były swego rodzaju preludium do tego, co w stolicy działo się teraz, odrobaczanie wciąż miało miejsce, choć na większą skalę, bo i szkodniki były większe. Miał tylko nadzieję, że pójdzie to sprawnie, bo czuł się już znużonym faktem, iż szybką teleportację zastąpić musiał wzmożonym kombinowaniem, by w miarę szybko pokonać spore dystanse.
W umówionym miejscu już za granicami Londynu znalazł się z wyprzedzeniem, kalkulując wszystko tak, by zostawić sobie odpowiedni zapas, żeby w żadnym z przewidzianych wariantów to ona nie musiała na niego czekać. Po nieprzesadnie wylewnym powitaniu przenieśli się do miejsca, o którym wspomniała w swym liście - najpierw usłyszeli ciszę, tę niepokojącą, gdy świat rozmywa się jeszcze w pędzie teleportacji, a dźwięk nie istnieje. Afonia tkwiła też w bezgłosie enigmatycznych spojrzeń - bo choć nie oderwał od Yany wzroku, już nie szukał odpowiedzi w jej oczach; kiedyś próbował znaleźć je na tafli lustra, w refleksach tego, co kryło się w odbiciu spozierającej na niego dziewczynki. Opowiadali sobie o światach z dwóch krańców lustra - teraz słowa z jego listu stały się prawdą, przestał ich dzielić niebyt, przestrzeń pomiędzy bliźniaczymi lusterkami, znaleźli się po tej samej stronie. We wszystkich znaczeniach tego sformułowania, o których tylko mógł pomyśleć.
Wciąż nie zadawał żadnych pytań - czekał, aż sama zacznie mówić, a gdy tak się stało, w milczeniu wysłuchał wszystkiego, co miała do przekazania, dopiero wtedy pozwalając sobie na to, by samemu zabrać głos. Gdy znał już cały kontekst, ledwie zarysowany w liście, teraz pociągnięty już grubą linią konkretów.
- Zapomniałem już, że mówisz o nich tak, jakbyś wierzyła, że lustra mają dusze - z jakiegoś powodu ten komentarz, choć całkiem zbędny, pojawił się na jego ustach pierwszy; słowa, których używała, wzmianki o opiekowaniu się nimi, jakby były żywymi istotami, ten ton, którym o nich opowiadała - z lodowej krwi i tafli kości lustra stawały się przy niej czymś, czego sam nie potrafił w nich dostrzec. Kiedyś. Później nauczył się patrzeć na nie jej oczami, czasem łapał się na tym, że w chłodzie tafli szuka czyichś spojrzeń - jakby normalne było to, że są w nich zaklęte dusze właśnie, te ludzkie, wędrujące od ram do ram, czasem pozostające w jakiejś na stałe, a przynajmniej na dłużej. Nigdy nie był pewien, czyje odbicie ujrzy, gdy spojrzy się w jedyne lustro we własnym mieszkaniu, którego jeszcze nie stłukł. Może nawet na jakieś czekał.
- Skończyłaś już obliczenia? Co z dylatacją czasu? Ile szacunkowo trwałoby zrobienie kroku na drugą stronę, a raczej jak dużo czasu zajęłoby obiektowi przemieszczenie się z miejsca A do B? - może nie powinno go to interesować, bo nie w tym celu zwróciła się do niego o pomoc, ale poruszona przez nią tematyka była tak szalenie interesująca, że nie potrafił się powstrzymać przed drążeniem. - Same kamienie muszą być potężnymi nośnikami magii, nie chodzi nawet o ich rodzaj, lecz o konkretne egzemplarze; nie możemy w ciemno implikować, że kamienie wykorzystywane powszechnie jako mediatory sprawdzą się i w tym przypadku - zaskakujące, jak niewiele potrzeba było, by wskrzesić w nim jakieś emocje - a zdawać by się mogło, że jest to awykonalne. - Postaram się je dla ciebie dobrać - dodał jeszcze, bez chełpliwej pewności, zostawiając sobie miejsce na margines błędu. Miał kilka pomysłów, które należałoby przetestować.



i ache in a language so old that even the earth no longer remembers; so dead that it has returned to dust

Calder Borgin
Calder Borgin
Zawód : zaklinam teraźniejszość
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
you're not dead but
you're not alive either

you're a ghost with
a beating heart
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
i am my demon.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8051-calder-borgin https://www.morsmordre.net/t8128-atramentem-niesympatycznym-spisane#232432 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f89-smiertelny-nokturn-19 https://www.morsmordre.net/t8113-skrytka-bankowa-nr-1918#232052 https://www.morsmordre.net/t8127-calder-borgin
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]08.03.20 19:44
Surowe otoczenie tego kawałka angielskiej ziemi, zapomnianej przez wszystkich ludzi, zdawało się do nich pasować. Podobnie ciche i twarde, w rzeczywistości kryło ogrom tajemnic, niezbyt zapraszające, by kluczyć między kolejnymi korytarzami umysłu.
Mają – odpowiedziała krótko, obserwując uważnie, na jaką ziemię padają jej stopy. Dłońmi złapała suknię z obu stron, by lepiej je widzieć. Teren był suchy, trawiasty, ale wolała być pewna swojego kroku. – Ale nie posiadają własnych. Wydarły nam je, kiedy po raz pierwszy w nie spojrzeliśmy. – uśmiechnęła się lekko. Prawdopodobnie nie pamiętała swojego pierwszego razu, może matka pokazywała niemowlęciu jego własne oczy odbite w gładkiej tafli szkła, może świadomość nie wyodrębniła się jako samodzielny byt i dłoń dotykająca zimnej powłoki uleciała niczym pojedynczy poryw wiatru, ale doskonale pamiętała każde kolejne. Pamiętała chwile, gdy uparcie wpatrywała się w odbite zakręty, ściany i cienie, szukała w nich jego – niewielkiej figury chłopca, którego twarz, choć zmieniała rysy, wciąż pozostawała pozornie beznamiętna, wyryta w marmurze. Szukała jego oczu i ust, które za chwilę otworzą się i wypowiedzą światu wojnę na dokładność, skrupulatność, szczegółowość. Szukała jego głosu, teraz dojrzałego, zrywanego z rzeczywistości z rozkoszą jak dojrzałe jabłko.
Nie występuje. A przynajmniej nie powinna wystąpić, jeśli odpowiednio wyliczyłam współczynniki stabilności teleportacji i względnej pozycji masy wobec pochłanianej energii. Dłoń przechodząca przez lustro powinna znaleźć się natychmiast w innym miejscu po jego drugiej stronie. Dokładnie tak, jak palec przedostający się z powietrza do wody. Energia magiczna kamieni i odpowiednia inkantacja powinna obudzić szkło i sprawić, by było zaledwie delikatną błoną do pokonania, wodną kurtyną – spojrzała na klamkę, wyciągnęła nawet do niej dłoń, ale nim za nią pociągnęła, przeniosła wzrok na Cala, delikatnie unosząc brodę na znak, że słucha go uważnie. – Masz już jakieś na myśli?
Weszli do środka zaraz po tym, jak Yana otworzyła drzwi. W środku było jasno i przestronnie, szybko musiało dotrzeć po nich, że z pozoru mała chatka została magicznie powiększona na potrzeby przybytku – wszystkie ściany, a nawet i sufity, zajmowane były przez wszelkiego rodzaju, wielkości i obramowania lustra. Gdziekolwiek się nie spojrzało, dostrzec można było swoje odbicie z każdej strony – z góry, z boku, od tyłu. Srebrzyste, miedziane, złote i drewniane ramy szeptały między sobą o intruzach, szklane tafle obserwowały. Kilka płomieni stojących na knotach długich świec zatańczyło w przestrzeni, gdy drzwi zamknęły się za Borginem z cichym sykiem. Chociaż na zewnątrz był dzień, pozasłaniane ciężkimi kotarami okna sprawiły, że w środku wciąż i wciąż trwała noc. W Yanie coś zadrżało. Mistyka tego pomieszczenia niepokoiła. Efektu dopełnił stary człowiek o wilgotnej łysinie, mdłym spojrzeniu pobielonych źrenic i jedynej dłoni zaciśniętej na lasce. Na jego ramieniu usiadł kruk, ponuro zakrakał, ułożył skrzydła wzdłuż czarnego ciała. Zapewne on był jego oczami.
Yana Dolohov i Calder Borgin – przedstawiła ich prędko, ale nie podeszła bliżej. – Ja… powiadomiłam pana o swoim przybyciu. – prędko dotarło do niej, jak źle to brzmiało. Ślepiec czytający jej list. Oczywiście. – Chcielibyśmy kupić od pana lustra. Kilka. Sowicie zapłacę, oczywiście.
Mężczyzna nie poruszył się ani na milimetr, wzrok utkwiony miał w drewnianych panelach ułożonych w nierówną podłogę, zdawał się trawić to, co zostało mu powiedziane. W końcu bez słowa odwrócił się, kruk uniósł lekko skrzydła, rozszerzył wachlarz lśniących piór na ogonie, i zniknęli obaj w kolejnym pomieszczeniu. Odetchnęła cicho.
Nie traćmy więcej czasu – powiedziała do Caldera, rozpoczynając poszukiwanie. – Przeczytałam, że miedź dobrze przewodzi magię. Podobnie złoto, choć to jest zdecydowanie za drogie rozwiązanie. Połączenie obu byłoby doskonałe.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]23.03.20 12:57
Spojrzeniem jałowym jak otaczająca ich ziemia objął osypujące się ściany zacieśniającego się wokół nich wąwozu, nie śledził jednak korzeni wijących się pod już nie idealnie czystymi butami, szedł więc powoli, tuż obok niej i jej zmagań z powłóczącym się rąbkiem spódnicy. - Powiedz mi jeszcze, że ci, którzy ponoć nie mają duszy, stracili ją w taki właśnie sposób - może zostawili ją sami w ramach którejś z tafli całkiem przypadkiem, a może w zwierciadle ją zaklęli, bo taki był ich wybór - gdybym miał stworzyć swojego horkruksa, rozszczepiłbym duszę, podzieliłbym ją na równe pół i zakląłbym w lustrze właśnie - wyznał po chwili milczenia; mógłby przejrzeć się wtedy we własnej duszy, nie był jednak pewien, czy chciałby ją zobaczyć, tak zdeformowaną, skarłowaciałą, bezkształtną - wołał, gdy kryła się w nim samym, niewidoczna dla niego przynajmniej. - Kiedyś zastanawiałem się, czy w ogóle byłbym w stanie to zrobić, ale perspektywa nieśmiertelności zupełnie do mnie nie przemawia - pod jakąkolwiek postacią przyjdzie niegdyś do niego śmierć, będzie na nią gotów; skostniały uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy zatrzymał się na chwilę, pomagając jej przedostać się przez gruby korzeń, przecinający im drogę; ciekaw był, czy ona skłonna byłaby własną duszę oddać za nieśmiertelność, za bezcielesną wędrówkę po świecie - a jeśli tak, to w imię czego; nauki? Czy może ze strachu przed nicością? Choć niezadane wprost, pytanie zawisło między nimi, dopełniając ciszę.
- Istotne jest też to, by sama rama była nośnikiem pozwalającym magii tworzyć zamknięty obieg; żeby osadzone na niej kamienie były otoczone cyrkulującą energią, dzięki której teleport będzie mógł pełnić swoją funkcję w sposób kontrolowany - wiedziała o tym, oczywiście, on jednak w tym momencie zastanawiał się na głos, jak w ogóle wyobraża sobie tego typu obiekt magiczny, i zaczął od pewników. - Poszukamy ram z tworzyw charakteryzujących się odpowiednią konduktywnością - dodał jeszcze, zanurzony już całkiem w świecie prowadzącym na drugą stronę lustra. Analityczny umysł, poruszony procesem precyzyjnej kreacji, zaczął pracować na najwyższych obrotach. - Nad doborem samych kamieni muszę się zastanowić nieco dłużej, to raczej temat na osobne spotkanie, ale teraz przyszło mi do głowy coś jeszcze, to tylko hipoteza, oczywiście, ale powiedziałbym, że najlepiej byłoby wykorzystać do stworzenia tak wymagającego teleportu te kamienie, które zdążyły już w swoisty sposób nasiąknąć otoczką magiczną będącą integralną częścią miejsc, do których będzie się można przenosić za pomocą luster. Pomogłoby to utworzyć trudniejszą do zerwania więź między lustrami, mniej podatną na wszelkie zakłócenia magiczne. Nie chodzi o to, żeby szukać kamieni występujących lokalnie, ale można by choć na tydzień zostawić poszczególne nośniki w tych miejscach, w których będą ulokowane lustra. I nawet jeśli później lustra już z ramą stworzoną z tych kamieni będą dzielić od siebie mile, echo magii pozostanie w nich. To jak pamięć mięśniowa, magia nie zniknie z nich całkiem, a kiedy pomiędzy lustrem w Londynie zostanie nawiązane połączenie z lustrem z Walii, chociażby, kamień, który zdążył już wchłonąć choć część tutejszej energii, przypomni sobie o tym miejscu, nie będzie próbował odrzucić nieznanej mu magii, charakterystycznej dla tych rejonów - kto lepiej od niej mógł wiedzieć, że magia jest płynna, jej gęstość zmienia się, zupełnie tak, jakby naprawdę można było doszukać się analogii pomiędzy wodą a nią właśnie; pozostawała lokalnie zróżnicowana pod względem twardości czy zawartości minerałów, a raczej elementów, które się w niej znajdowały - choć wydawać by się mogło, że magia wszędzie jest taka sama, strumień identycznego zaklęcia rzucony w dwóch różnych miejscach będzie przecież wyglądał inaczej - zauważalnie inaczej dla wytrenowanego spojrzenia, inne będzie jego nasycenie, koloryt, czy nawet sama moc - i magia byłaby wtedy lepiej przyswajalna przez lustro obramowane w kamień, który miał już styczność z tutejszą energią i nauczył się, jak z niej korzystać - nie był pewien, na ile udało mu się wyjaśnić to, co w jego głowie nie brzmiało aż tak zawile, wiedział jednak, że nawet jeśli on na tym polu zawiódł, to jej umysł poradzi sobie z interpretacją. - Chodzi o ułatwienie samego wytworzenia się połączenia; a kamienie nie bez przyczyny są wykorzystane do tworzenia amuletów, które wzmacniają czarodziejów, one właśnie chłoną otaczającą ich magię, kumulują ją w sobie i przechowują ją latami, nawet jeśli źródło tej magii już dawno temu wygasło - gdyby odpowiednio wybrane typy kamieni zawczasu wchłonęły lokalną energię, powinno to znacznie ułatwić ci etap, w którym będziesz musiała nawiązać połączenia pomiędzy poszczególnymi lokacjami - dokończył i dopiero przed drzwiami zamilknął całkiem, nieprzesadnym zainteresowaniem obdarzając właściciela lustrzanego sklepu - całą uwagę pochłonęły lustra właśnie, w których zobaczył już setki swoich twarzy, pod najróżniejszymi kątami. Która z nich była prawdziwa? Może żadna?
Nadwątlona ogniem świec czerń otoczyła ich zewsząd, dzień przejrzał się w swym lustrzanym odbiciu, a była w nim tylko noc i ciemność szklanych głębi. Stanął tuż obok niej, we dwójkę musieli zmierzyć się z tym, co czekało na nich w środku; krucze oczy były mu doskonale znane, nawiązał z nimi niewerbalny dialog, zupełnie tak, jak ze swoją Myślą.
Ich obecność w tym miejscu - choć niechętnie - została w końcu zaakceptowana. Dwie pary oczu - w tym ta jedna, ślepa, lecz wszechwidząca - odwróciły się w końcu od nich, a Borgin poczuł się tak, jakby przyszło mu się przejrzeć w spojrzeniu samego Odyna.
- Miedź będzie najlepszym wyborem, złoto jest miękkie i kruche, nawet gdybyś dysponowała nieograniczonym budżetem, wciąż trzeba byłoby poszukać odpowiedniego stopu, który nie zostałby zbyt szybko wyeksploatowany i nadawałby się do tego, by latami przewodzić magię; zdecydowanie powinniśmy znaleźć miedzianą ramę, domieszka złota również nie zaszkodzi, choć najlepiej, gdyby lustro było po prostu odrobinę pozłacane, samo złoto nie może zdominować miedzi, bo zamiast wspomóc proces konduktywności, tylko go utrudni; nie jestem natomiast pewien, czy nie powinniśmy na wstępie odrzucić ram ze wszystkimi zdobieniami - ruszył przed siebie, postawił jeden tylko krok, choć zrobił ich setki.

zt x 2



i ache in a language so old that even the earth no longer remembers; so dead that it has returned to dust

Calder Borgin
Calder Borgin
Zawód : zaklinam teraźniejszość
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
you're not dead but
you're not alive either

you're a ghost with
a beating heart
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
i am my demon.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8051-calder-borgin https://www.morsmordre.net/t8128-atramentem-niesympatycznym-spisane#232432 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f89-smiertelny-nokturn-19 https://www.morsmordre.net/t8113-skrytka-bankowa-nr-1918#232052 https://www.morsmordre.net/t8127-calder-borgin
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]06.06.20 7:50
7 kwietnia

Misja poboczna - Michael & Ria

Chociaż Michael nie wiedział o olbrzymach zbyt wiele, to postanowił uzupełnić zaległości zaraz po spotkaniu Zakonu Feniksa. Książki nie mogły mu powiedzieć jednak aż tyle, co pan Wiggins, Walijczyk zaznajomiony z nietypowym plemieniem podziemnych olbrzymów. Tonks nie wiedział nawet, że takie istoty istnieją, ale nigdy nie jest za późno na naukę. Ucieszył się z tego, że odbędzie misję z zawodniczką Quidditcha - oboje będą mogli wykorzystać miotły do ucieczki przed olbrzymami, a możliwe, że nawet do poruszania się w podziemnych tunelach. Nie grał co prawda codziennie, ale nie zapomniał, jak siedzi się na miotle i miał czasem okazję do treningów. Do czasu spotkania Zakonu nie znał osobiście panny Weasley, ale Brendan z Biura Aurorów pozwolił mu wyrobić sobie jak najlepsze zdanie o całej rodzinie.
Przylecieli do Korzeniowego Wąwozu na miotłach - to gdzieś tutaj znajdowało się wejście do kopalni opanowanej przez nieprzyjazne plemię olbrzymów, w której ukryty był cel ich wyprawy. Musieli zdobyć Złoty Bursztyn jak najszybciej, przekazać artefakt skoremu do negocjacji z Zakonem olbrzymowi Krehanowi, a potem przekonać go do sojuszu. Osobiście, Michael uważał, że możliwość dokuczenia nieprzyjaznym olbrzymom (skłaniająca je, chociażby, do rozważenia opuszczenia kopalni) byłaby dobrym bonusem, ale priorytetem był Złoty Bursztyn.
Przywitał Rię uśmiechem, chcąc dodać dziewczynie wiary w powodzenie ich misji. Prawdę mówiąc, sam nieco niepokoił się pierwszym w życiu spotkaniem z olbrzymami, ale był starszy od Rii i był aurorem. To on powinien być dzisiaj ostoją spokoju.
-Jesteś zwinniejsza i drobniejsza ode mnie, co powiesz na to bym rozproszył olbrzymy, gdy ty będziesz szukać Bursztynu? - zaproponował, przechodząc od razu do ustalania planu. Jeśli ktoś miał dziś walczyć z olbrzymami to wolał wziąć to na siebie - ale prawda wyglądała też tak, że Ria lepiej nadawała się do "kradzieży" z ich oryginalnej dwójki (auror i szlachcianka, co za para do okradania olbrzymów!). Wyciągnął coś z kieszeni i wręczył Weasleyównie.
-To magiczny kompas, zawsze wskazuje drogę w bezpieczne miejsce. Nie przyda się pewnie do szukania Bursztynu, ale powinien pozwolić ci znaleźć najszybsze i najbezpieczniejsze wyjście z kopalni. Nie oglądaj się na mnie, tylko od razu poleć z artefaktem na ziemie Krehana. - zdecydował. Byli partnerami, ale namówienie dziś olbrzymów do współpracy było cenniejsze niż jego zdrowie. Wierzył zresztą, że sam też wydostanie się z jaskini, nie będąc poobijanym przez olbrzymy. Chciał je rozproszyć i odciągnąć jak najdalej od Rii, ale zdaniem pana Wigginsa, stwory były prawie ślepe i polegały głównie na węchu i słuchu. Tonks przezornie zaopatrzył się więc w łajnobombę.
-Dołączę do Ciebie jak najszybciej, mogę też przekonać go do współpracy. - dodał pokrzepiająco. -W zależności od tego, ilu strażników jest przy wejściu, albo wejdę do kopalni pierwszy, albo odciągnę ich od wejścia abyś mogła się przemknąć.
Gdy ostrożnie ruszyli w stronę kopalni, zaczął uważnie wypatrywać wejścia do podziemi olbrzymów oraz tego czy i jak intensywnie jest strzeżone. Położył palec na ustach i wytężył nie tylko wzrok, ale też słuch - zdając sobie sprawę, że olbrzymy mogą kryć się w ciemnościach za samym wejściem, ale że odgłosy ich kroków i mowy były chyba trudne do przeoczenia.


ekwipunek: licencjonowany fałszoskop, magiczny kompas (na czas misji do użytku Rii), miotła, peleryna niewidka (nie ubrana), różdżka, trzy białe kryształy, eliksiry: niezłomności (1 porcja stat. 5), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 30, moc +10), wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0), łajnobomba

rzut na spostrzegawczość (III, +60) (edit - dodanie daty misji)
rzut k6 na nasz los: parzyste - strażnicy są przy wejściu i muszę ich odciągnąć / nieparzyste - samo wejście wydaje się niestrzeżone, strażnicy będą dopiero w głębi kopalni



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 02.07.20 4:46, w całości zmieniany 2 razy
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Korzeniowy Wąwóz, Walia [odnośnik]06.06.20 7:50
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 39

--------------------------------

#2 'k6' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
korzeniowy - Korzeniowy Wąwóz, Walia - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Korzeniowy Wąwóz, Walia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach