Wydarzenia


Ekipa forum
Jarzębinowy gaik
AutorWiadomość
Jarzębinowy gaik [odnośnik]17.07.17 1:44
First topic message reminder :

Jarzębinowy gaik

Największe zagęszczenie odwiedzających jarzębinowy gaik stwierdza się w czasie miesięcy letnich, zwłaszcza, jeśli temperatury dochodzą do 26 stopni Celsjusza, a magiczni mieszkańcy Anglii chcą schłodzić swe skronie odrobiną niższych temperatur. To miejsce jest idealne na taką okoliczność. Wszystkie drzewa jarzębiny, trawa i żwirowane ścieżki pokryte są szronem, roznosi się nad nimi delikatna, chłodna mgiełka, która przynosi ulgę każdemu strudzonemu przez upały. Na drobnych gałązkach rośnie zawsze po trzynaście liście, a miejscowi wierzą, że zerwanie takiej gałązki i włożenie jej do wazonika z wodą, który następnie ustawi się na najwyższej półce w domu, przyniesie dobrobyt całej rodzinie.
Gaik zamieszkiwany jest przez wilgaczki szaropióre - rzadkie, przecudnie śpiewające ptaszęta. Wilgaczki są również niezwykle cwane i psotliwe. Zawsze urywają trzynasty listek na gałązce, nie pozwalając innym, by została ona zerwana. Ludzie jednak wciąż ich poszukują, wierząc, że jednak szczęśliwa gałązka jarzębiny przyniesie ład do ich domów.

By sprawdzić rezultat swoich działań, rzuć kością k3:
1 - brawo! Udało ci się zerwać gałązkę z trzynastoma liśćmi! Do końca fabularnego tygodnia (aż gałązka nie zwiędnie) wilgaczka będzie przynosiła na twój parapet jeden, mały, losowy cukierek.
2 - udało ci się zerwać gałązkę z trzynastoma listkami, ale w ostatniej chwili, akurat gdy nie patrzyłeś, wyrwała ci ją z dłoni wilgaczka, urywając ostatni listek. Dwanaście z nich już nie przyniesie szczęścia!
3 - niestety w zasięgu twojego wzroku brak było jakichkolwiek gałązek z trzynastoma listkami.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
jarzębinowy gaik - Jarzębinowy gaik - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]03.09.17 18:48
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 45

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
jarzębinowy gaik - Jarzębinowy gaik - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
jarzębinowy gaik - Jarzębinowy gaik - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]04.09.17 19:54
Uśmiechnęła się, lekko, subtelnie, słysząc naiwne pytanie dziewczynki, była już młodą panienką, nie dzieckiem, podlotkiem u progu dorosłości, ale Cassandra - matka - nie potrafiła traktować jej w taki sposób. Była dzieckiem zagubionym w chaosie wywołanym dziwnym zachowaniem czarnej magii wszechobecnie wirującej w powietrzu. Wszystko, co działo się wokół, nawet wizja dziewczynki, napawały ją strachem, a strach ciągnął ją do dziecka - musiała odnaleźć Lysę i upewnić się, że była bezpieczna. Natychmiast. Lekko pokręciła głową, przecząco, kimkolwiek była kuzynaczka Lyra, zapewne nie była dziewczyną, którą poznała Cassandra. Wydziedziczona Weasleyówna - nie poznała jej imienia - z pewnością pozostawała dla niej obca.
- Jestem prawie pewna, że miała na imię inaczej - odparła spokojnie, szczegóły zostawiając dla siebie - waśnie dorosłych często pozostawały dla dzieci obce. Neala wydawała się wystarczająco dojrzała, żeby pewne rzeczy rozumieć, ale nie jej rolą było uświadamianie cudzego dziecka. Jej słowa były bardzo piękne, choć niekoniecznie zgodne z rzeczywistością, ale nie mogła przecież wiedzieć, jak złą i zepsutą kobietą była Cassandra - mając w sobie pokorę obdartą z arogancji zdawała sobie sprawę z tego, że nie nosiła w sobie dobroci. Nie epatowała altruizmem ani empatią, nie przejmowała się innymi ludźmi - za wyjątkiem córki, dla której zdolna byłaby uczynić wszystko. - Dobroć w sercu a dziecko pod sercem to niewielka różnica - odparła z lekkim rozbawieniem, ponownie nie przejmując się tym, że dziewczynka najpewniej jej nie zrozumie. Nie potrzebowała dobroci, żeby poświęcić się Lysie - wystarczyła jej łącząca ich więź. Słowa dziewczynki wydawały jej się całkowicie naturalne, rolą matki było poświęcić swoje życie dla innego istnienia. Swojego istnienia. Cząstki siebie.
- Nic ci nie będzie - odparła, dostrzegając jej dezorientację, gdy wyczuła pod nosem krew; uśmiechnęła się ciepło, pokrzepiająco. Rozpoznałaby u niej atak sinicy, gdyby zaatakowało ją to samo, co Cassandrę - to nie było to samo. - Jesteś tylko lekko osłabiona - dodała z zapewnieniem, na dłużej zatrzymując wzrok na twarzy dziewczynki, na bladości jej skóry usianej słonecznymi piegami, jakby chcąc się upewnić, że rzeczywiście mówiła prawdę. W istocie, chciała.
Zaklęcie wyraźnie dodało jej sił - nabrała kolorów, wydała się mniej zmęczona, nawet jej głos wydał się jakiś pewniejszy; teraz mogły spróbować opuścić to miejsce, odnaleźć cywilizację, innych czarodziejów, sieć Fiuu lub jakikolwiek inny punkt, który pozwoli im na szybką podróż. Zbyt rzadko zwiedzała okolice Londynu, by rozpoznać to miejsce jako część lasów Waltham - nie miała pojęcia, gdzie mogły się teraz znajdować.
Ostrożnie poddała się zabiegom dziewczynki, obserwując znikające z jej skóry zasinienia, po czym skinęła głową.
- Doskonale sobie radzisz - pochwaliła ją bez zawahania, ceniła sobie ludzi, którzy potrafili słuchać, a zwłaszcza tych, którzy słuchali mądrzejszych od siebie. Przywarą nie tylko dzieci, ale i większości dorosłych było przekonanie o tym, że wiedzą lepiej. Dostrzegała, że Neala podążała za jej wskazówkami, czerpała z nich: wciąż się ucząc. Będziesz kiedyś bardzo mądra czarownicą, panno Weasley. - Czuję się już znacznie lepiej - odparła, z wolna powstając z podmokłej trawy na bose stopy. Nocny strój był naprawdę mało komfortowy, na szczęście wszystko wskazywało na to, że znajdowały się na odludziu, nie w samym centrum zatłoczonej mugolskiej ulicy. Zawsze mogło być gorzej. - Dzięki tobie - podkreśliła, bo rozsądne zachowania dzieci zawsze chwaliła. - Widzę, że ty też masz już więcej sił - oceniła ostrożnie, nie bez pytania w głosie - nie przebadała jej w końcu dokładnie, nie mogła mieć pewności, czy nie ma żadnych obrażeń wewnętrznych - ale nie sprawiała wrażenie, jakby doskwierał jej ból. - Nie zwlekajmy dłużej, spróbujmy przejść tą ścieżką - z wolna ruszyła przed siebie, w kierunku, w którym dziewczynka zmierzała wcześniej. - Zobaczymy, dokąd prowadzi - dodała, właściwie bardziej już do siebie; jej obawy były niepotrzebne, znajdowały się w gaiku na obrzeżach miasta - udało im się szybko dojść do zrujnowanego nocną katastrofą miasta, skąd mogły prosto przetransportować się do ścisłego centrum i rozejść się w swoich kierunkach.
Żegnaj, Nealo Weasley

/zt x2




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]16.02.18 22:57
1 czerwca

Ciepłe płaszcze, czapki, rękawiczki wieczorami, dniem znów sukienki i dużo lżejsze ubrania, dające wytchnienie w trakcie letnich upałów. Ani śnieg ani skwar nie były podobne do czerwca. Mi, jako osobie całkowicie zaznajomionej z magią, ciężko było nadążyć za tymi zawirowaniami... stąd nie do końca potrafiłam sobie wyobrazić, co czują mugole, choć pogoda wydawała się być ich najmniejszym zmartwieniem. Tego niedorzecznie ciepłego dnia rozpoczynającego czerwiec, udałam się na poszukiwanie mieszkania, w którym mogłabym zamieszkać wraz z Jamiem. Korzystałam ku temu z każdej wolnej chwili, licząc, że znajdę miejsce idealne, czyli tanie i niewymagające wielkiego wkładu finansowego. A czas uciekał z każdym dniem, nie wiem, w jaki magiczny sposób został tylko miesiąc do zakończenia Hogwartu. Miesiąc do momentu, gdy Benjamin opuści mury szkoły, teraz, bez Grindelwalda, całkiem bezpiecznej. Czy wolałabym żeby tam został? Odpowiedź się nie liczyła, musiałam wziąć odpowiedzialność za jedyną pozostałą rodzinę, nieważne, jak bardzo nie czułam się na to gotowa. Nie mogłam tego zawalić.
Miałam jeszcze chwilę przed kolejnym spotkaniem, całkiem niedaleko od gaiku, do którego wkroczyłam z wyraźną ulgą przyjmując nie tyle schronienie pomiędzy gałęziami, co szron i chłodną mgiełkę unoszącą się w powietrzu - to zdecydownie lepsze niż zwykły cień, nawet jeśli miałabym to przypłacić bólem gardła i katarem. Zajęłam miejsce na jednej z ławek ustawionej wzdłuż żwirowej ścieżki i na chwilę przymknęłam powieki, delektując się zimnem.
Pac. Coś mokrego uderzyło w moją rękę, czoło... Otworzyłam oczy, z lekkim zaskoczeniem rozglądając się dookoła. Deszcz... Doprawdy... Myśl urywała się w mgnieniu oka, a ja zamarłam wpatrzona w nieznaną sobie kobietę. - Na wszelkie goblińskie skarby... - wyrywało mi się, chyba na głos. Może się nie znamy, jednak już wiedziałam, że nie pozwolę jej odejść - byłby to błąd, jaki wypominałabym sobie do końca swoich dni. Zanim podeszłam bliżej, zdążyłam się już dokładnie przyjrzeć - jej włosom, jasnej cerze, gibkiej posturze... Jej oczom tak niewinnym, że aż zapomiałam, gdzie się znajduję. Przez chwilę po prostu się wpatrywałam, zbyt zagubiona by cokolwiek powiedzieć. Na Merlina, odnalazłam prawdziwe cudo, kogoś, z kim czuję niezwykłą więź, a tylko się ośmieszam! - Wiedziałaś, że wilgaczki lubią jarzębinę? - wypaliłam nagle, co, gdy tylko padły słowa, wydało mi się wręcz straszliwie głupie... Cóż zamierzałam tym osiągnąć? Na moje policzki w mgnieniu oka wystąpiły rumieńce, a ja mogłabym zapaść się pod ziemię.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]17.02.18 0:15
Powoli spacerowała żwirowymi ścieżkami gaiku, szukając wśród jarzębinowych drzew spokoju i ukojenia. Wpatrując się w pokryte szronem liście, nuciła po cichu zasłyszaną niedawno melodię tkwiącą uparcie w jej głowie. Nie przeklinała jednak delikatnych nut, znajdując przyjemność w odtwarzaniu każdej sekundy kompozycji. Dzięki jej kojącym tonom niemalże zapomniała o świecie dookoła niej, odnajdując w tym swoistą rozkosz. Zniknął przerażający maj, anomalie i strach przed ciemnością, a tajemnicza siła wciągająca ją pod ziemię stała się nieważną już przeszłością. Rozpoczynał się czerwiec - miesiąc pełen nadziei na lepszą, pomyślniejszą przyszłość.
Zatrzymała się przy jednym z drzew, podnosząc głowę ku górze. Idąc śladem innych odwiedzających gaik osób, zaczęła doszukiwać się szczęśliwej gałązki, która mogłaby przynieść pomyślność jej domowi i jej samej. Z lekko rozchylonymi wargami, wypatrywała trzynastu listków nucąc przy tym wciąż tą samą melodię. Próbowała przypomnieć sobie moment, w którym po raz pierwszy ją usłyszała. Czyżby było to jeszcze w szkolnych czasach? A może ta melodia w jakiś magiczny sposób po prostu pojawiła się w jej głowie, zapowiadając jakieś magiczne wydarzenia? Nie znała odpowiedzi na te pytania, lecz dzięki temu miała możliwość na snucie kolejnych przypuszczeń. Podobne domysły dawały jej możliwość tworzenia, a czasami z jednego prostego pytania mogła wyrosnąć ciekawa historia. Belle była w końcu pisarką - miała więc nadzieję na znalezienie motywacji po czarnym miesiącu bez marzeń.
Nagle poczuła na czole krople deszczu, a później kolejną i kolejną... Wraz z nimi (a może jednak to skądś indziej) pojawiły się znajome, miłe jej zapachy. Z początku poczuła kakao i maliny, co wygięło jej usta w delikatnym uśmiechu. Kiedy jednak do jej nozdrzy doszła woń starych książek i desek sceny teatralnej, nieznacznie zmarszczyła czoło. Czyżby sobie wymyśliła to wszystko? Czyżby to był jedynie sen?
Wtem do jej uszu dobiegł kobiecy głos, który już w pierwszym odczuciu wydał się przyjemny dla ucha. Przeniosła wzrok z drzewa na znajdującą się niedaleko nieznajomą, która wyraźnie wpatrywała się w nią. I wtedy jej serce przyspieszyło, a usta rozchyliły się lekko w niemym zachwycie nad pięknem blondynki, a szczególnie niebieskimi oczami przypominającymi niebo usłane gwiazdami.
Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała co powinna powiedzieć. Przez jej głowę przewinęło się milion, które powinna powiedzieć. Żadne z nich nie wydawało się jednak być odpowiednie. Nie chciała zniszczyć tej chwili, która wydawała się trwać wiecznie i będąc czymś idealnym. Perfekcyjnym. Na szczęście kobieta postanowiła przerwać ciszę, co dało Cattermole możliwość po raz kolejny usłyszeć głos nieznajomej. Posłała jej przy tym uśmiech, czując nagle nieopisaną wprost radość.
- Naprawdę? - odpowiedziała, w pierwszej chwili potrafiąc zdobyć się tylko na tak proste słowo. Szybko jednak wzięła się w garść. Przecież musiała powiedzieć coś jeszcze, choć tak naprawdę najchętniej zamilkła by na wieki, wsłuchując się w ten przyjemny głos. - A wiedziałaś, że masz przepiękny głos? - wypaliła po chwili, dając upust swojemu zachwytowi. Czuła jednak, iż nie było w tym nic złego. - Słyszałam, choć nie znam się na zwierzętach, że to wilgaczki są posiadaczami cudownych głosików. Najwyraźniej się mylili...
Choć stwierdzenie było śmiałe, to nie wstydziła się tej nagłej szczerości. Chciała sprawić nieznajomej przyjemność, a z doświadczenia wiedziała że komplementy dają wiele radości.

<3


Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.


Belle Cattermole
Belle Cattermole
Zawód : aktorka życia|wolontariuszka|pisarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
In the end, we’ll all become stories.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4436-belle-cattermole https://www.morsmordre.net/t4476-bilbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-heather-avenue-21 https://www.morsmordre.net/t5044-skrytka-bankowa-nr-1142 https://www.morsmordre.net/t4477-belle-cattermole
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]19.02.18 2:33
Para alchemików, którzy zginęli przy wybuchu nawet nie może wiedzieć, na jakie katusze mnie skazali. Osobiście ani przez moment nie podejrzewam w tym wszystkim działania eliksiru, szukam znacznie głębiej, nadając spotkaniu rangę magicznego. Przecież wystarczyłoby pójść inną uliczką do innego parku, spojrzeć w innym kierunku, a nigdy byśmy się nie spotkały! Ta wizja wywołuje u mnie nieprzyjemne ciarki, jakbym właśnie była świadkiem czegoś przerażającego, niszczącego cały porządek świata. A chwila pomiędzy moim wręcz rozpaczliwym stwierdzeniem, a jej reakcją zdaje się trwać zbyt długo. Nieomal panikuję - czyży chcąc ją zatrzymać, tak naprawdę odstraszyłam tę uroczą istotę? Już chcę zacząć przepraszać, chwycić ją za rękę, byleby tylko nie odeszła... Najpewniej jestem przy tym wszystkim zaczerwieniona jak dorodna petunia, ale padają magiczne słowa, ratujące mnie przed popadnięciem w obłęd; słowa, które sprawiają, że życie znów nabiera sensu. Przecież to byłoby tak łatwe, trwać tutaj przy tej kobiecie o łagodnym spojrzeniu, której dusza musi zawierać wiele dobra, inaczej nie oczarowałaby mnie w mgnieniu oka. Oddaje się całkowicie ciepłu i szczęściu, które zalewa mnie nierównomiernymi falami. Nie widzę w tym jednak nic niewłaściwego - wręcz przeciwnie, wszystko odnajduje swoje miejsce, niczym elementy dopasowanej układanki. A niech tylko ktoś spróbuje powiedzieć, że tak nie jest! Jestem gotowa walczyć do ostatniego tchu, by bronić tych przekonań, które wywołują szczery uśmiech - widzę światełko w tunelu, mające wyprowadzić mnie z majowej ciemności, usłanej nieszczęściami i zwichrowaną magią. Jeśli ona też czuła się w tym wszystkim zagubiona... Jestem gotowa chronić ją przed pułapkami życia, odstraszać mroczne dusze kryjące się w cieniu, nie pozwalając, by uczyniły jej jakąkolwiek krzywdę.
Deszcz nabiera na sile, zraszając włosy, powoli wsiąkając w ubrania, potęgując specyficzny zapach. Nie wiem skąd się bierze, ale tylko wzmaga poczucie szczęścia, które odczuwam na słodki komplement o wilgaczkach, choć dla mnie to jej głos przypomina wyjątkowe ptasie trele. Nie dowierzam, że podoba jej się ta część mnie, którą zwykłam uważać za mankament - głos zwykle mnie zdradza, moje prawdziwe emocje. Teraz na pewno też może w nim usłyszeć nuty niedowierzania, ale i szczęścia, które wydaje się przepełniać cały jarzębinowy zakątek. Unosi się w powietrzu wraz z żywicą wypełniającą dobrze znany iglasty las i wrzosami tak charakterystycznymi dla wyżyn, na których się wychowałam. W mgnieniu oka przenoszę się w dawno zapomniane, bezpieczne miejsce - do domu. Wpatrzona w jej oblicze, właśnie tak się czuję... jakbym znalazła coś dawno utraconego. - Naprawdę? - teraz ja wykrztuszam, przypominając sobie, że nie mogę stać w milczeniu, tocząc w głowie dziesiątki fikcyjnych dialogów w odpowiedzi na słowa, które odrobinę wytrącają mnie z równowagi - na Merlina, nie jestem w swoich uczuciach osamotniona! Czy to już przeznaczenie? - Szukałam tutaj trzynastolistnej gałązki, ale nie spodziewałam się, że znajdę coś... kogoś nieprawdopodobnie cenniejszego - stwierdzam nieśmiało, jakby nie dowierzając w tę magiczną chwilę, która przecież mogłabym nierozważnie rozwiać.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]27.11.20 17:08
| 25 września

Rutyna dobijała z każdym kolejnym dniem, trzeźwość umysłu gasła wraz z każdym chwilowym kryzysem. Tych było coraz to więcej, na dodatek pojawiały się jakby znikąd, kąsając niepewnością na każdej płaszczyźnie. A on, myśląc że ucieka, pogłębiał się w tym bardziej. Załatwiał sobie to ścierwo, upychał je potem do przypadkowej bletki albo osmolonej fifki, palił w swojej samotni i podpadał iluzorycznej beztrosce. Czasem też przydarzył się mu kieliszek czy dwa sikacza w podłej spelunie, ale rum bynajmniej nie gwarantował mu spokoju. Gdzieś pomiędzy całym tym chaosem grasował wśród uliczek, łypiąc przy tym jakoś podejrzliwie, choć w istocie szukał tylko zbawiennego grosza. I tak niezmiennie płynął ten cykl, czasem z ludźmi, zwykle jednak bez nich. W czterech ścianach cichej klitki, gdzie towarzystwa dotrzymywał mu ten niewdzięczny sierściuch, co tylko potrafił syczeć na każde jego przekleństwo albo gapić się wymownie, gdy znów bajdurzył głupoty. Wszakże te mugolskie, filozoficzne bzdety, które sukcesywnie wypożyczał, były nie tylko intelektualnym wysiłkiem, ale też źródłem inspirujących idei. Nie zawsze obiektywnie moralnych - o czym przypominał sobie w każdej chwili swojej niepoprawnej fascynacji - lecz zawsze sensownych i wcale nie tak irracjonalnych. Izolacja zrobiła z nim coś dziwnego. Cholernie mocno zaczął wierzyć w nicość, tym samym pogłębił tylko swój cynizm; wizja ludzkości o nierównej sile stała się na tyle rzeczywista, że już nawet nie kwestionował tożsamych z nią nieetycznych występków. Niegdyś dla rozrywki czytywał psychologiczne kryminały, czasem też traktując je jako logiczny sprawdzian; przede wszystkim chciał jednak poznać te intrygi, usilnie próbując zrozumieć przyczynę popełnionej zbrodni. Teraz natomiast zdawało się, że porzucił rolę obserwatora i powoli przeistaczał się w samego nikczemnika, jakby zamiast analizy, wolał realizację. Z narratora w antagonistę, przynajmniej mentalnego, bo wciąż jeszcze nie popełnił grzechu większego od niewinnej kradzieży. Czy też dlatego dał wkręcić się w motyw będący jedynie nikłym zaproszeniem? Czy też dlatego pragnął rozwiązać zagadkę?
Enigmatyczny list pojawił się któregoś zwykłego dnia września, a wraz z nim moment nieznanej mu ekscytacji. Nie było podpisu, nie było żadnych szczegółów, ledwie poetycki szyfr. Nieprędko pojął istotę wiadomości, błądząc długo w lirycznym opisie, bez pewności i zdecydowania. Jednakże ani myśl było mu porzucać tę sprawę, duchowe zaangażowanie stało się zbyt silne, a i ciekawość nie pozwoliłaby mu poddać się tak od razu. Stąd też szukał zaciekle miejsca, odliczał dni do kulminacyjnego dwudziestego piątego, aż w końcu pojął wszystkie metaforyczne nieścisłości. To jarzębinowy gaik; tam, gdzie czerwień pokryta jest lodem, tam, gdzie gaj splamiony został krwią. Pojawił się tam przed wschodem słońca, ujrzał kobietę, jedyną w gąszczu chłodnej kniei.
- Już wiem, gdzie na mnie czekasz - stwierdził cicho, zbliżywszy się do sylwetki nieznajomej. W ręku trzymał pomięty list.
I co dalej?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]27.11.20 19:55
Wiedziała o nim niewiele. Urywki pijackiej piosenki dźwięczały w uszach, zachęciły pewnego wieczora do zadania pytań, tu i ówdzie, w dolinie wypełnionej gniazdem kąsających węży; wiedziała, jak grać, by tańczyły wedle jej zachcianek. I tak go odnalazła, poznała adres, poznała zarys, chętna zgłębić go doszczętnie, ocenić, czy był katastrofą, za jaką tego pamiętnego dnia przyszło jej go uważać. Zaproszenie dla odważnych, zatytułowała zatem list, pewna, że przynętę połknie bez zawahania. Pożre ją całą, znudzony, wypełni nią żołądek i zapłonie od środka ogniem, który mogła mu ofiarować - jeśli tylko okaże się interesujący. Nie wiedziała, jak wyglądał. Bazowała na krótkim, niekoniecznie precyzyjnym opisie pewnej cwanej żmii przekupionej kuflem ciemnego, ciężkiego piwa, przekonana jednak, że rozpozna samotnego wędrowca na krańcu lata zapuszczającego się do zionącego zimnem gaju. Wciąż było ciemno, niebo rozświetlał całun leniwej czerwieni sugerującej pobudkę słońca - i czekała już na niego, czekała w miejscu, w którym winien był ją odnaleźć, zakładając, że posiadał odrobinę oleju w głowie. Zagadka nie była przecież trudna, właściwie była banalna, stała się przedsionkiem do ogrodu tajemnic okrutniejszych, przedziwnych, uwitych w głowie dawno, lata temu, odkąd zaczęła obcować z mugolami, obracać się w ich pozbawionym magii świecie. Wszystko przychodziło im trudniej, jak mrówkom uwijającym się w popłochu by stworzyć podziemne królestwo, tylko po to, by patrzeć później, jak wielcy czarnoksiężnicy zalewają je wodą, wypełniają żelazem, przemieniają w wojenną dekorację.
Stała więc nieopodal wejścia do jarzębinowego gaju. Odziana w kożuch czerwono-szmaragdowy, na plecach z wizerunkiem złotego, chińskiego węża wijącego się w walce przeciw feniksowi, odwrócona od zbliżającego się wędrowca tyłem. Luźny kok hebanowych włosów drżał lekko na chłodnym wietrze, a czarne buty nikły w mglistej mgiełce unoszącej się nad pokrytą szronem ścieżką. Słyszała jego kroki. Wiedziała, że to on - nie musiała widzieć listu w jego dłoni, nie wtedy, gdy w końcu odezwał się, alarmując ją o swojej obecności, potwierdzając tożsamość. Azjatka obróciła lekko głowę, powoli, spoglądając przez ramię na skąpaną w półciemności sylwetkę londyńskiej łachudry.
- Zabaw mnie - wyszeptała głosem gorącym, ledwie prawdziwym, po czym ruszyła - lecz nie na wprost, nie w dół wydeptanej ścieżki, a weszła pośród jarzębinowe drzewa, zwinnie unikając co szerszych, rozleglejszych gałęzi. Czerwone owoce spoglądały na nich w ciszy. Niemi świadkowie tragedii, która naznaczy ten gaj grzechem wyobraźni. Kim okaże się Michael Scaletta? Bierną ofiarą czy godnym przeciwnikiem? - Rozbaw. Wij się i cierp ku naszej wspólnej, intelektualnej uciesze. Co ty na to? - znikała wśród pokrytych szronem konarów, by po chwili pojawić się znów, ze spojrzeniem czarnych oczu śledzącym jego kroki. Oddech ujawniał się na zimnym powietrzu mlecznym widmem, dłonie natomiast raz po raz muskały zamrożone owoce, ciesząc opuszki palców ich abstrakcyjną temperaturą. - Uważasz, że jesteś odważny, sprawdźmy to. Otworzę przed tobą bramy do gaju, w którym pozbawię cię magii; zabiję na sto różnych sposobów, zaklęciem, myślą, a ty wyjaśnisz, jak to zrobiłam. Jako mugol - delikatne echo uniosło ciężar cichego parsknięcia, zaś sylwetka przylgnęła do jednego z drzew, obejmując je skrytymi pod ciepłym materiałem rękoma, z głową na wpół widoczną zza kory; spoglądała na niego jednym okiem, prawie niewidocznym w cieniu rzucanym przez korony jarzębiny.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]29.11.20 19:18
Żył w przekonaniu, że oswoił anonimowość; że jego nijaka statura nie ujawni się nikomu, bo nikt przecież nie będzie pytał. Co za naiwniak, ludzka ciekawość najwyraźniej sięgała gdzieś głębiej, nawet w otchłań pozornej nudy. Zwykła koszula i milczące oblicze nie zmieszały go z nicością, bodaj kufel ohydnego piwska pozwolił wyróżnić go spośród tłumu, pozwolił nadać mu obco brzmiące nazwisko, pozwolił skojarzyć go z jakąś konkretną masą. Kto wie ilu już łebków łączyło jego łapska z cudzymi sakiewkami? Kto wie jak długo jeszcze potrwa jego iluzoryczne bezpieczeństwo? Nie tak trudno było poznać adres jego ciasnej klitki, pewnie z podobną łatwością można było odkryć jego grzechy. Cholera, jakież nierozsądne było wciągnąć się w wir zagadki, jakież lekkomyślne było dać się złapać. Gdzieś chyba ulotnił się jego pragmatyzm, albo w obliczu naturalnej emocji po prostu podpadł entuzjazmowi. Nic zresztą dziwnego, jakakolwiek inicjatywa rozdarłaby jego powolne zastyganie w samotni, wszak byle list wystarczył. Byle niewiadoma, zwyczajnie enigmatyczna wiadomość zdołała uśpić jego czujność; niczym łatwowierny dzieciak uległ niepoznanej intrydze, samoświadomie wlazł tam, przed czym przestrzegało przeczucie. Czy jarzębinowy gaik okaże się złudną pułapką? Oprzytomniał w miarę wypowiedzenia pierwszych słów, niemalże w chwili ujrzenia kolorowego kożucha; czy powinien był ulec intelektualnemu odruchowi? Nie oceniał swych decyzji zbyt pochopnie, to dopiero początek nieznanego, który okazać się może zaskakującą inauguracją czegoś do tej pory niedoświadczonego. List wepchnął bez ładu do kieszeni spodni, w mroku nocy zastępowanej przez dzień obserwował lodową skorupę, niewyraźnie zielone liście, chwiejne gałązki, zgaszoną czerwień owoców. Oddychał spokojną, ciepłą parą, z cierpliwością oczekiwał wyrokujących słów nieznajomej, choć dłonie drżały impulsywnie, jakby od zimna albo gorejącego pragnienia szczegółów. Czuł w powietrzu gęstniejącą prawdę, nie wiedział tylko, czego dotyczyła. Aż w końcu doczekał się lapidarnej formy, wyszeptanej bezwstydnie propozycji. Nie dopraszał się wciąż o więcej, patrzył tylko, jak niknie gdzieś w jarzębinie, jak w tajemniczej zadumie układa metafizyczną myśl w namacalną ideę. Kobieta żądająca rozrywki przywoływała tylko jedno, bynajmniej nie wysiłki, o które faktycznie prosiła. Szybko jednak uzupełniła swą koncepcję, prędko naprostowała jego perspektywę, choć czyniła to z niepojętą mu poetyckością. Intelektualne cierpienie brzmiało jak dobrowolna katusza, tyle że w imię czego? Nie imponował przecież tęgim umysłem, ba!, można by rzec, że nawet odstraszał niewiedzą, acz w mniemaniu co niektórych to właśnie prostota była szczytem wyrafinowania. Zamierzała oceniać jego mądrość? Chciała weryfikować jego wykształcenie? W takim razie wcale nie musiała poświęcać mu tego metaforycznego listu, był tylko cwanym złodziejaszkiem, tylko londyńskim chłystkiem, podobnym do portowych spryciarzy i mieszkańców nokturnowych melin. Mówiła jednak o wspólnej krzywdzie, zatem może nie nadała mu z automatu roli upokorzenia? Kroczył za nią, nie opuszczał jednak wyznaczonej ścieżki, wsłuchiwał się dalej w wizje, nareszcie pojął ich istotę. Zatem stąd ten spirytualizm, stąd ta gotująca się krew - nie z pożądania, a w ramach fikcyjnej zbrodni. Była to swoista zachęta do abstrakcji, do teoretycznego spełnienia konceptu morderczego bezprawia. Dziwił się jej wyborom, dziwił się zaproszeniu, jak gdyby ciążyła już na nim wina z przeszłości, tym samym brzemię kompetencji. Czy potrafił wcielić się w mugola? Czy potrafił myśleć jako człowiek pozbawiony przywileju magii? Czytywał te przeklęte kryminały, zanurzał się bezwzględnie w literackiej rzeczywistości pełnej przestępstw, albo poznawał niemoralne refleksje filozofów, co to rozumowali w analogicznej dla niego logice. Czy to miało wystarczyć, by sprostać rzuconemu przez nią wyzwaniu?
- Zatem zaczynaj. Zabij - rzekł przyzwalająco, tym samym z niejaką prowokacją, jak gdyby faktycznie miała dopuścić się zaraz niechlubnego bezeceństwa. Czyją krwią pragnęła splamić bór? A przede wszystkim jak?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]03.12.20 19:24
Szedł za nią - w jarzębinę, w nieznane, podążał ślad w ślad pośród mgły mrozu i roztoczonej tajemnicy, chwytał w dłonie nieistniejącą nić Ariadny, licząc, że doprowadzi go do celu. A tych było wiele. Milion, miliard możliwości, scenariuszy, przyszłości, z których wybierać można było garścią; pełne usta wykrzywił uśmiech, złowieszczy, złośliwy, ale i w pewien sposób uroczy, gdy chowała się przed nim za konarem rozłożystego drzewa, zadowolona, że podjął wyzwanie. Oczywiście, że to zrobił - musiał zrobić, znała go na tyle z opowieści, z urywków pijackich wywodów i filozoficznych dysput nad ognistą whisky, ze słów opisujących jego charakter. Pozornie nijaki, przezroczysty, a jednak waleczny.
- Nie bez zasad - odparła mu melodyjnie, nim zniknęła za kolejną ścianą roślinności. Pląsała wokół niej zwinnie, uchylała się przed gałęziami ciężkimi od zmrożonych owoców, a pod jej stopami co rusz pękały gałązki i oszronione liście zwiastujące powolne acz skrupulatne nadciąganie jesieni. Czaiła się za rogiem, okres przejściowy, metaforyczny, metafizyczny, sprzyjający zmianom - jakimkolwiek, szczególnie jednak tym duchowym, a ich miało nie zabraknąć. - Nie martw się, wymyśliłam je dla nas, na pewno ci się spodobają - zapowiedziała. - Będę dziś twoją czarownicą, Michaelu, a ty zwykłym śmiertelnikiem, pionkiem. Opiszę ci zagadkę. Rozegram scenę, z której ty będziesz musiał wyłuskać prawdę dobrą dla mugoli, którzy tak długo w nas nie wierzyli - ciągnęła spokojnie, przepełniając gaj nirwaną. Nie było to łatwe, musieli przecież ustalić wspólny grunt: ona z założenia miała mieć w tej grze łatwiej, była nie tyle postacią zrodzoną z fikcji i wyobraźni, z kłamstw podłego mordercy skrywającego się jak wilk wśród owiec, ale też umysłem stojącym za całym przedsięwzięciem. To Scaletta musiał zrozumieć, że rzeczywiście dawała mu szansę na zwycięstwo. Na dotarcie do logicznej odpowiedzi, nieważne, jak absurdalną by była, i unicestwienie podłej wiedźmy zagrażającej fakturze pozbawionego magii świata. Po co? By odegnać od siebie znużenie, sprawdzić, czego był warty. I czy był w stanie utrzymać ją przy sobie na dłużej. - Narracja może kłamać, pamiętaj o tym. Ale ja, poza narracją, jako mistrz tej gry, mogę weryfikować prawdę lub kłamstwo pewnych wypowiedzi. Możesz kazać mi powtórzyć i potwierdzić swoje założenie, żeby skorygować domysły - dłoń na moment zsunęła się w dół, do kieszeni płaszcza, z którego dobyła kasztanową różdżkę. - W takim wypadku odegnam od nas ciemność za pomocą lumos, to będzie dowodem, że informacja, którą ci daję, jest prawdziwa - wyjaśniała. Nie było to banalną grą. Nie było to też grą przyjemną, zamierzała wydrzeć z niego każdą krztynę logiki, złamać ją, nagiąć, by myślał w sposób nieprzewidywalny, dla wielu wręcz nieosiągalny. A potem znów zatrzymała się przy drzewie, tym razem obrócona do niego, widoczna, oparta plecami o zimny konar, palcami wodząc natomiast po kiści karminowych kuleczek uwieszonych nieopodal. - Ale mogę odmówić, jeśli będzie mi to zagrażać, mojej magicznej iluzji - bez podania przyczyny. Tak samo nie muszę podawać ci powodów, dla których coś potwierdzę - jej uśmiech wciąż był wyzywający, toksyczny, spojrzenie zaś głodne, pożerało go do cna, wwiercało się w umysł, z nadzieją, że niczego nie będzie musiała tłumaczyć mu dwukrotnie. Nie mieli na to czasu. Niedługo wzejdzie świt, a nic nie komponowało się tak idealne ze szkarłatem poranka jak przelana w opowieści krew.  - To ty musisz wyjaśnić, jak dokonałam tego, czego dokonałam - mugolskim sposobem, z mugolskim sprawcą. Zniszcz iluzję podłej wiedźmy - zachęciła go. Zabij mnie, zniszcz, unicestwij, pokaż, że jesteś tego wszystkiego wart. - Nawet jedna rozwikłana przez ciebie zagadka będzie dla mnie ciosem. Jesteś gotów? Czy może wciąż masz wątpliwości? - zapytała, przechyliwszy głowę do boku.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]06.12.20 19:04
Snuł się posępnie pośród krzewów zlodowaciałej jarzębiny, jak gdyby podążał ślepo wyznaczoną ścieżką tajemnicy. Dał się złapać w absolutną sieć ciekawości, zupełnie zapomniawszy o pojęciu zaufania; dał się złapać w sieć wszechogarniającej potrzeby poznania. A nie rozumiał przecież wielu kwestii - nie pojmował rzeczy dostrzegalnie istotnych, tym bardziej też marnego widma niuansu. Być może dlatego tak bezkrytycznie uwierzył w cień; wszakże zdawała się być ledwie mgłą, jakąś swoistą fatamorganą wydzierającą się z mroku. Nie wiedział o niej nic, tyle co dojrzał fikuśny wzór na plecach kożucha i nieskładne fragmenty twarzy, zwykle ukrytej w zimnym gąszczu. Nie wiedział nic, tyle co dosłyszał enigmatyczny szept, który wyzywał go do podłej, intelektualnej walki. Chciałby znać choćby imię, choć jednocześnie doceniał element anonimowości. Niczym prawdziwa morderczyni pozostanie jedynie żywą, acz nijak określoną masą. Być może tylko do momentu logicznego rozwikłania zagadki, która jako idea wybrzmiewała w jego umyśle nadzwyczaj kusząco. Kto by podejrzewał, że swą umiejętność schematycznego rozumowania sprawdzi w podobny sposób? Istotnie waleczność nie pozwoliła mu patrzeć na tamten list z dystansem, tym samym spoglądał na daną mu sposobność jak na bezwstydną zabawę, swego rodzaju sposób na zapomnienie o dręczącej samotni. I słusznie, nawet jeśli obca perspektywa naznaczała ich gdybanie linią niemoralności. Czy grzesznym było zabijać w teorii? Czy grzeszną była abstrakcyjna zbrodnia? Nie dbał o to, cała ta rozgrywka miała być przecież tylko poetycko-inspirującą mrzonką, fikcyjną opowieścią, gdzie spierały się dwa światy, gdzie istniały różne rzeczywistości. Nie będzie spoglądał z zawstydzeniem na własne potknięcie; nie będzie obruszał się urażony, jeśli nie spełni jej oczekiwań. Ona rozdawała karty tej gry, ona manipulowała dzisiejszością, manipulowała też nim; a on, w nieznanym mu konformizmie i uległości, godził się na dyktowane warunki, bezkrytycznie przyjmował ustalone zasady. Aż dziw, że nie kręcił nosem na sprzyjające jej reguły - te same, co to miały uprzykrzać mu w przyszłości pragmatyczne łącze sensów. Aż dziw, że nie odezwał się ani słowem na odgórne własności. To takie nie w jego stylu, to tak bardzo nie pasowało do natury indywidualisty; winien sprzeciwić się czemuś, choćby dla zasady, w końcu buntownikiem był bez powodu. Miast tego milczał, słuchał, podążał bezwiednie torem niewypowiedzianej głośno, wciąż jeszcze nie zastałej zbrodni, tym samym czując wrzące napięcie i metaliczny smak. Nie musiała tłumaczyć niczego dwukrotnie, nie musiała dobitnie dawać mu znać, że tkwi w murach onirycznej jawy. Chciałby zwyciężyć, zwłaszcza że wygrana nie należała do niej na wyłączność; mógł bowiem odebrać ją sprytem, mniej lub bardziej absurdalną koncepcją wyrwać satysfakcję z jej morderczych rąk, w końcu otwarcie dawała mu ku temu szansę. Pytanie tylko, czy potrafił ją wykorzystać; czy potrafił przybrać maskę mugolskiej mentalności? Przyzwyczajony był do istnienia w ramach wykształtowanej persony, zatem nie winno to stanowić dla niego skomplikowanej próby. Kwestią niewiadomą pozostawała jednak kategoria autentyczności; czy zdolny był wykrzesać z siebie obcą mu prawdę? Literackie doświadczenie nie miało w tym względzie większego znaczenia, bowiem liczył się niebanalny tok myślowy, pozbawiony przewodniego systemu czy ograniczających barier. Czy umiał unicestwić coś, co właściwie fizycznie nie istniało? Jak miał zniszczyć nikczemną bajeczkę, w którą nie należało wierzyć? Jak miał zabić nienamacalne złudzenie, które niepodparte było faktycznym czynem?
- Jestem. I wytężam wewnętrzne, mugolskie oko, któremu przyjdzie ujrzeć krwawy akt bezprawia - odparł ze spokojem, wzrokiem szukając jej twarzy pośród zgaszonej czerwieni, ciemnego brązu, niewyraźnej zieleni. Udzielił mu się ten wzniosły ton; w analogicznej pozie oczekiwał niecierpliwie na szczegóły fikcyjnego przestępstwa. Czyżby oszalał już do tego stopnia, że cieszył się na wieść o potencjalnym zabójstwie?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]07.12.20 20:07
Zgodził się - a zatem grajmy, Michaelu, niechże podniesie się kurtyna, a reflektory rzucą światło na podłą rozgrywkę, w jaką zamierzam cię uwikłać. Uśmiechnęła się, krótko, niepokojąco, po czym kiwnęła mu głową, zadowolona, że pojął wszystko od razu. Podobno był bystry, pragnęła to sprawdzić, a on i tym razem nie zawiódł, najpierw odgadując miejsce i datę spotkania, później asymilując w swym umyśle zawiłe zasady, jakie niektórych mogłyby przysporzyć o ból głowy. Grajmy. Azjatka klasnęła w dłonie, a odgłos poniósł się po sennej okolicy cichym echem jakby rozłamanego szkła; miał stworzyć wrażenie pękającej obok nich granicy między fizycznością a metafizycznością. Przenieść ich w iluzoryczny świat szachownicy, gdzie pionki poruszałyby się względem jej scenariusza. Zaczynajmy.
- Ta historia ma miejsce w rodowej posiadłości w jednym z angielskich hrabstw. Stary hrabia jest na łożu śmierci, w gorączce szepcząc imię swej kochanki, dawnej miłości, czarownicy Yuexiu, która, wedle rodzinnej legendy, oferowała mu złoto na odbudowę majątku po mugolskiej wojnie - rozpoczęła opowieść głosem spokojnym, pozbawionym wyrazu. Jej narracja była prosta. Póki co. Przejrzysta, klarowna, choć Michael winien pamiętać, że w każdym szczególe mogło kryć się drugie dno zdolne doprowadzić go do wiktorii. Chude nogi zaparły się na zroszonej lodem ziemi gdy Wren pochyliła się do tyłu, mocniej opierając plecy o masywny konar drzewa. Na nogach miała duże, przyduże jakby buty w kolorze ciemnego brązu, z których wystawały białe skarpetki - a pod nimi do samej góry sięgały czarne rajstopy. - Hrabia ma dwóch synów, Alcotta i Thomasa. Synowie czekają na wieści o stanie ojca od rodzinnego doktora, grają w szachy w salonie, gdzie na honorowym miejscu wisi portret wiedźmy. Traktują ją jako bajkę z dzieciństwa mającą przestrzegać dzieci przed wejściem do lasu - najważniejszym było przedstawienie bohaterów, na to Wren zamierzała poświęcić dużo czasu. Wszakże to oni byli pionkami na biało-czarnych polach, które należało przesuwać w odpowiedniej konfiguracji na wyznaczone miejsca. Czarownica odetchnęła głębiej, wpatrzona w swojego towarzysza. - Wraz z nimi jest ciotka, siostra hrabiego, starsza dama, Hedwig. Spogląda przez okno w ciszy, pije herbatę, której do filiżanki dolewa naczelny lokaj, Herbert. Przy drzwiach oczekuje dwóch młodych służących, Ranald i Giselle. Każdy ze służących posiada uniwersalny klucz pasujący do wszystkich zamków w posiadłości - pierwsza wskazówka, lecz nie pierwsza informacja godna zapamiętania. By zwyciężyć, Michael musiał wyryć w swym umyśle nawet najbardziej nieistotne słowo; pozornie mogło ono być niczym, w większym obrazie natomiast stanowić absurdalnie istotną poszlakę. - Bracia dyskutują na temat tego, kto powinien otrzymać spadek. Bezpośrednim spadkobiercą jest starszy syn, Thomas. Alcott uważa jednak, że to on dłużej zajmował się schorowanym ojcem i powinien otrzymać tytuł hrabiego. Rozmawiają jednak bardzo spokojnie. Kochają się jak kochać winni się bracia - snuła dalej, raz po raz czyniąc w tym przerwę, by zaczerpnąć oddechu. Rzadko kiedy mówiła przecież aż tyle; zwykle cicha, skoncentrowana na słuchaniu niźli wypluwaniu z siebie potoku nic nieznaczących słów. Te jednak znaczyły tak dużo. Miała nadzieję, że Scaletta wkrótce doceni ich kunszt. - Wtem odzywa się Herbert. Przestrzega, że jego pan przyrzekł oddać wszystko Yuexiu, która odbierze to, co jej należne, przelewając obiecaną krew, aż w posiadłości nie zostanie nikt - zamilkła tu. Oddawała ciszę, która zapadła w salonie po wyznaniu leciwego sługi, przygarbionego lokaja o szarej brodzie i nieprzeniknionych, błękitnych oczach. - Ciotka opowiada im zatem o Yuexiu, przypomina bajkę. Wspomina też dawne słowa brata, że, gdy na czele rodziny stanie kobieta, wiedźma przestanie się mścić; myśli skrycie, że powinna nią być ona sama. Bracia słuchają jej w ciszy, podobnie służący, którzy dolewają im herbaty. Czują jak po karkach przechodzi im dreszcz. Wiedzą, że tej nocy nie zasną spokojnie - coś błysnęło w jej oczach, ponownie poczyniła przerwę, pozwoliła mu w ten sposób zapamiętać to, co do tej pory usłyszał. - Jesteś gotowy na prawidłową część historii, Michaelu? Nie zawiedziesz mnie, prawda? - spytała nęcąco, przechyliwszy głowę do boku w ptasim zwyczaju.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]13.12.20 22:44
Z satysfakcją zacierał rączki na zasłyszaną obietnicę dokonania fikcyjnej zbrodni, zupełnie jakby żywił się cudzym cierpieniem i sączącą się z wolna krwią. Zupełnie jakby zwariował, w niepodobnym sobie szale fascynując się ledwie wizją; zupełnie jakby samozwańczo ustanowił się w roli niemoralnego sędziego, co to nie opowiada się po stronie ofiary, a niechlubnie docenia poczynania oprawcy. Jedna już go niegdyś takowym nazwała, potem swe oskarżenia ze wstydem odwołała; i słusznie, wszak określenie winnego nie pasowało do pragmatycznego oblicza niewinnego Scaletty. Wówczas pomogły mu fakty i niezachwiana prawda; dziś jednak decydująca miała być manipulacja i to, na ile wiarygodna ona była w oczach absolutnej narratorki. Tej odzianej w krzykliwy kożuch i przyduże buty; tej z enigmatycznie piękną, obcą urodą; tej z nieznanym mu nazwiskiem, z nieokreślonym imieniem licem. Dziwnym było snuć iluzje z zagadkową staturą, gdzieś w głębi zlodowaciałej rzeczywistości jarzębinowej kniei; tym samym zainteresowanie osiągnęło swe apogeum wraz z początkiem nowej, skrzętnie przez nią malowanej, dzisiejszości. Dopiero teraz zdążył doświadczyć dreszczu wewnętrznego niepokoju, zupełnie jakby obraz porażki w tejże rozgrywce zaważyć miał o jego wartości. Zapewne właśnie tak było, zapewne pierwsza gra miała być odpowiedzią na niejednoznaczne, niewypowiedziane przez nią na głos pytania. Wciąż nie dowierzał, że to właśnie jego - byle kmiota, byle złodziejaszka, zaprosiła do intelektualnych potyczek. Nie chwalił się przy kielichu sikacza, że haniebnie czytuje o historiach z pogranicza życia i śmierci. Nie chwalił się także, że od jakiegoś czasu bezwstydnie ulega nikczemnym koncepcjom, nie rozważając ich już w kategorii całkowitego odrzucenia, a raczej w ich samoświadomym przyjęciu i akceptacji. Takich umysłowych niegodziwości dopuszczał się tylko w czterech ścianach własnej kawalerki, w zbrukanej patologią kamienicy. Na parterze chłystek, co to podbierał po cichu sakiewki pełne drobniaków; obok sąsiad alkoholik, co to nie mógł znieść widoku tego pierwszego i planował podsunąć mu sprytnie truciznę; na górze popieprzony schizofrenik, co to nie raz już targał się na własne życie, albo w obłąkańczej pozie planował głośno masowe morderstwo; drzwi naprzeciw skrywały mieszkanie wiecznie przyćpanej kurtyzany, która odwiedziła czasem moczymordę z dołu. Istna śmietanka towarzyska, na tle której nie spoglądał na siebie jak na największego niegodziwca. Jednakże kto wie, czy przyszłość nie szykowała dla Scaletty brzemienia grzechu innego od kradzieży; kto wie, czy z czasem nie zacznie przypominać wariata, którego podłoga jednoczyła się z jego sufitem.
A zatem zaczęła, z pisarskim zaangażowaniem kreując przed nim realistyczne uniwersum, nie szczędząc przy tym mniej lub bardziej istotnych szczegółów. No właśnie, do niego należało zadanie rozpoznania tego, która prawda w obliczu całości stanowi tę najważniejszą cząstkę opowieści; do niego należało zadanie krytycznej klasyfikacji tego, co w całym toku myślowym miało przyczynić się do jego wiktorii. Cholernie się w to zaangażował, właściwie to rzadko kiedy wykazywał się takowym stanowiskiem w jakiejkolwiek sprawie, niemniej teraz wręcz gotował się w nim ten niezwyczajny entuzjazm i nieokreślona potrzeba zwyciężenia. Stąd też spamiętywał każdy, w ostatecznym rozrachunku najpewniej nieważny detal, zupełnie jakby od tego zależał jego własny los. Począwszy od salonowej gry w szachy, skończywszy na bezsennej, niespokojnej nocy, zapisywał w pamięci elementy opowieści. Czy zdoła połączyć je później w spójną całość, kiedy to logiczną myślą poszukiwać będzie odpowiedzi?
- Kontynuuj - rzekł tylko, nijak zapewniając ją o własnym powodzeniu, coby to przypadkiem niczego nie zapeszyć. Nawet jeśli w duchu wierzył, że faktycznie nie zawiedzie. To nie jej miał tym coś udowadniać, co najwyżej chciał tylko dokarmić swoje wybujałe ego i nieco wysilić strapiony letargiem mózg.
Zatem niechże poleje się krew.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]14.12.20 19:57
Kontynuuj. Dobrze, zatem nie zagubił się w jej skądinąd początkującej narracji, którą powołała do życia zaledwie poprzedniej nocy. Długo myślała nad tym, jaką historię mu sprezentować. W co go uwikłać, by jak najdłużej pozostał czynnym graczem, uwiedzionym przedsionkiem prowadzącym do nowego, lepszego świata - pierwszym smakiem słodyczy, której pragnie się więcej, z zachłannością błyszczącą w oczach. Wren skinęła głową, lecz nie odezwała się od razu. Najpierw oblizała usta i odetchnęła głęboko, zanim otworzyła przed nim kolejny rozdział opowieści.
- Nie warto pleść o zabobonach, mówi młodszy z braci. Starszy przytakuje mu znad porcelanowej filiżanki, a jego spojrzenie, uspokojone, wraca do szachownicy. Razem z bratem częstują się ostatnimi dwoma ciastkami. W tym czasie oburza się na ich głupotę - przestrzega, że pożałują, jeśli dalej będą tkwić w podobnej ignorancji - snuła więc kolejne etapy baśni, założywszy ręce na piersi. Zanim miało dojść do faktycznego morderstwa, musiała przedstawić mu cały ten mikroświat, potencjalnych morderców i drzemiące w ich sercach motywy; rozumieli to oboje, ciesząc się spokojem aury zaszronionej kniei, do której nikt normalny o tej porze nie śnił nawet zaglądać. - Wtem odzywa się Ranald. Drżał już od długiej chwili, uspokajany dłonią siostry, ale nie wytrzymuje, buzuje w nim krew: obojgu z braci zarzuca brak szacunku do historii, w którą wierzy hrabia. Sugeruje, że żaden z nich nigdy nie będzie godzien zastąpić tak niesamowitej osobistości jak ich ojciec. Herbert szybko go gani. Odsyła z salonu, więc młodzieniec odrzuca imbryk na wózek i prędko wychodzi, wściekły. Za nim gna siostra, przepraszając paniczy w popłochu. - W końcu zarysowała dwie następne postacie. Robiła to tylko powierzchownie, wszak Michael będzie mógł zgłębić fakty na ich temat na późniejszym etapie gry poprzez swoje domysły i prośby o powtórzenie najszczerszej prawdy, jaką zapewnić mógł mu narrator. - Thomas i Alcott są oburzeni takim zachowaniem, rozmawiają między sobą o możliwości zwolnienia młodzieńca, jednak bez zgody hrabiego - mają związane ręce. Hedwig twierdzi, że zasłużyli sobie na podobne traktowanie. Później do salonu wraca rodzinny lekarz, Jerome. Stan hrabiego jest ciężki, ale stabilny. Przeżyje jeszcze tydzień. - Jej mowa była krótka, pozbawiona ornamentalnych wstawek i niepotrzebnych poezji, bo i wcale nie potrzebowała sięgać po zawoalowane wyrażenia, by grać dziś Scaletcie na nosie. - Aż w końcu zapada wieczór. Wszyscy znajdują się w swoich pokojach - ale z wypoczynku wyrywa ich straszliwy rumor przewracanych mebli. W korytarzu na piętrze zbierają się wszyscy, oprócz Alcotta. To z jego pokoju dobiegał hałas: teraz jest zamknięty, a nikt w środku nie odpowiada na wołania zaniepokojonych krewnych. W końcu Herbert dobywa swojego uniwersalnego klucza i otwiera zamek. Alcott leży na martwy na ziemi. Wciąż ciepły. - I oto jest, Michaelu. Moment, na który czekałeś. Usta Azjatki ułożyły się w ponurym uśmiechu, zaś ona ruszyła w jego stronę - powoli, zwinnie, jak poruszać mógłby się kot. Okrążyła go raz w jednym kierunku, raz w drugim, dłoń układając na męskim ramieniu, gdy stanęła za jego plecami. - Jako pierwszy do środka wpada Thomas. Dopada do brata przed pozostałymi, przewraca go na plecy i widzi, jak z gardła bucha świeża krew - mówiła, przesunąwszy palcem wskazującym wzdłuż szyi maga, jakby replikując omawiany przez siebie gest, obrażenie, które odebrało młodzieńcowi życie. - Płacze nad bratem, przyciska go do siebie, ale Alcott nie odpowiada. Lekarz rodzinny stwierdza, że nie żyje. Stolik nocny jest przewrócony, kołdra ściągnięta na ziemię; wygląda to tak, jakby miał zamiar położyć się do łóżka, ale coś wyrwało go z tego zamiaru w ostatniej, niespodziewanej chwili. Hedwig próbuje uspokoić bratanka, ale na próżno; ostrzegała ich przecież przed drwinami z Yuexiu, a oni niemądrze zasłużyli na jej gniew. Thomas pewnie będzie następny - westchnęła teatralnie i znów cofnęła się o krok, czuła, jak w jej własnych żyłach zaczyna tlić się wulgarne podekscytowanie. Oby tylko Michael nie zdusił go w zarodku swą nieporadnością - czy to rozsądne, pokładać w nim tak wielkie nadzieje? - W tym momencie kończy się scena. Miejsca zbrodni nigdy nie zbada policja, ciała nie obejrzy... jak oni się nazywają? Patolodzy? Nieważne. - Jedynie ona mogła udzielić mu odpowiedzi, szczerych i kluczowych, jeśli umiejętnie zada pytanie.
Jej uśmiech poszerzył się nieznacznie, wyrażał podekscytowanie oczekiwanie na pierwszy z jego ruchów, nim zachęciła go dodatkowo, - Dedukuj. - Mówiąc to przysiadła na jednym ze ściętych pni jarzębinowego drzewa, oparłszy się o nie jedną stopą skrytą pod masywnym, skórzanym butem.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]21.12.20 21:24
Zapisywał w pamięci fikcyjne sylwetki, utrwalał ruch każdej z nich, spamiętywał kolejno byle szczegół, zupełnie jakby choćby jedno słowo absolutnej narratorki mogło zmienić cały bieg historii. Bynajmniej tak nie było, jej opowieść wiła się zapewne zgodnie z ukształtowanym uprzednio schematem, gdzie niuanse nie wpływały na fabułę. To do niego bowiem należała rola Stwórcy czy innego Kreatora, tego co to niechlubnie mącił w rzeczywistości czarodziejskiej tragedii. Stąd zapewne tlił się w nim ten zapał, to dziwaczne zaangażowanie, które popychało umysł w stronę logicznego rozwiązania. Nie podejrzewałby jednak, że tak niewiele było mu trzeba do wyswobodzenia tkwiącej w wydłużającym się letargu duszy; nie podejrzewałby, że z podobnym entuzjazmem przyjdzie mu oczekiwać na ostateczny rozlew krwi. Wciągnęła go w świat angielskiej elity: tej, którą zaklinał zwykle w duchu, głównie z zazdrości o upragniony dostatek; tej, z której kpił pod maską drwiącego uśmieszku, zobaczywszy te nieporadne ręce zakochanych w sobie lordów, zobaczywszy te przyzwyczajone do bezwzględnego komfortu, zatroskane nic nieznaczącym problemem twarzyczki lady. Nie pojmował ram ich świata i chyba nawet nie chciał rozumieć. Dobrze mu znane parszywe, portowe towarzystwo niechlubnie śmierdziało (dosłownie i w przenośni), co rusz rzucając kurwą, tu i ówdzie kombinując bezwstydnie, ale zdawało się, że spośród nich nawet największy kanciarz był bardziej autentyczny od szlacheckich panów. Co za hipokryta, sam Scaletta właściwie kisił się w nieprawdzie, tym samym zarzucał burżujom jakąś nieszczerość. Dawno już przestał dbać o słuszność własnych poglądów, zwłaszcza że w tej sprawie źródło niechęci leżało gdzieś pośród finansowej materii. Jego bynajmniej nie obchodziła polityczna niesprawiedliwość, te popieprzone podziały społeczne, co to definiowały człowieka na podstawie jego urodzenia, doprowadziwszy do konfliktu, w imieniu którego niepotrzebnie przelewała się krew. Nie przewodziła mu rasistowska myśl, tym samym nie był skory do nadstawiania karku dla szczytnej, prawdopodobnie niemożliwej do zrealizowania idei. Nie chciał być oprawcą, nie chciał też tytułu heroicznego wojownika. W końcu najważniejszy był własny interes, nie cudze porachunki. Takimi przynajmniej pragnął je określać, kiedy to spisywał comiesięczny donos dla ministerialnego skurwysyna. Potem tylko usprawiedliwiał się brakiem wyboru, nawet jeśli alternatywna opcja wybrzmiewała w głowie nieznośnie głośno. A tymczasem, w momencie gdy ktoś dogorywał wśród gruzów ustrojowej nierówności, gromada tych arystokrackich dupków - analogicznie do opowiedzianego przez Chang mitu - zabawiała się w najlepsze na tych swoich nadętych imprezkach, niby w akcie prostolinijnych relacji, w istocie jednak w gotowości do tego, by wzajemnie utopić się w łyżce wody. Nieobiektywnie naznaczał grzechem tylko jedną stronę konfliktu, takim myśleniem obmywał się z własnych win, co do których całkowitej pewności nie miał, ale żadne to zdziwienie, zawsze bowiem uciekał od odpowiedzialności. Tak też było przez ostatnie miesiące, kiedy nijakim zdaniem w raporcie być może wydał na kimś wyrok. Dziś jednak to nie on uśmiercił; dziś jednak zbrodnia dokonała się na zwykle uprzywilejowanym Alcottcie. Czy odnajdzie dla niej pragmatyczne uzasadnienie?
Na jej rozkaz rozpoczął zawiłą dedukcję; zaraz potem odpalił w skupieniu fajkę, w ciszy porządkując wydarzenia, charakteryzując postaci, poszukując mordercy. Wszakże inaczej się nie dało, nie mógł ofierze nadać miana samobójcy, nic na to bowiem nie wskazywało. Musiał oskarżyć któregoś domownika, musiał określić winowajcę. Minęło kilka minut, w międzyczasie zdążył już przyjrzeć się jej nieco lepiej, porzucić niedopałek gdzieś w jarzębinowej otchłani, jednocześnie wymyśliwszy maksymalnie rozsądny scenariusz. Być może nie był to szczyt kreatywności, lecz o nią pokusi się dopiero w razie potrzeby. Czy zaakceptuje pierwotną wersję wydarzeń, w której to wcale nie nikczemna Yuexiu sieje spustoszenie w murach rodowej posiadłości?
- W mugolskiej wersji tej opowieści Alcott nie umiera z powodu bajeczki... a raczej z rąk służących. Ci prawdopodobnie działają na zlecenie ciotki Hedwig, która łasi się na majątek schorowanego brata i tytuł nestorki. Rodzeństwo ma przecież dostęp do wszystkich pokoi, dysponuje uniwersalnymi kluczami - zaczął, wzrok skupiwszy na jaśniejącym z wolna horyzoncie. - Oboje wychodzą też wcześniej z salonu. W tym czasie planują, jak wyglądać ma całe zajście. Kto wie, być może młodszy syn hrabiego od czasu do czasu sypia ze służebnicą Giselle. Załóżmy, że ta czeka już na niego w łożu, on natomiast, skupiony tylko na niej, nie słyszy, jak do pokoju wchodzi Ranald. Alcott orientuje się w ostatniej chwili, dla zaalarmowania pozostałych przewraca nocną szafkę, tym samym odgradza się od Ranalda. Ostatecznie ginie od cięcia Giselle, która klęcząc na krawędzi łóżka wyciąga z pończochy nóż i podrzyna mu gardło. Rodzeństwo wychodzi z pokoju, zamyka go na klucz, pozbywa się dowodów zbrodni - siostra zrzuca z siebie zakrwawioną halkę, brat obmywa ostrze z krwi, a po chwili, jak gdyby nigdy nic, oboje pojawiają się wśród pozostałych - zakończył z niepewną intonacją, zupełnie jakby zaczął wątpić w powstałą wersję wydarzeń.
Rozczarowałem czy usatysfakcjonowałem? Weryfikuj, sprawdź wyłożone przeze mnie karty. Sprawdź, czy mogę mieć rację.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarzębinowy gaik [odnośnik]21.12.20 22:25
|| Od teraz gdy z perspektywy MG tego morderstwa chcę przekazać ci prawdziwą informację, zmienię font dialogu na trochę jaśniejszy! Dzięki temu łatwiej będzie później analizować wskazówki.

Z każdym słowem jego opowieści coraz goręcej buzowała w niej krew. Mówił tak pięknie, tak szczegółowo, ubierał w kolorowe intrygi starannie wyselekcjonowane w ciszy podejrzenia, próbując ugodzić ją włócznią białej, niesplamionej magią prawdy. I choć błądził, nie rozczarowywał. Obiecywał natomiast grę pełną niespodzianek, skręcającą w boczne alejki, gdy na główny gościniec rzucano zbyt dużo jaskrawego światła. Czarownica czuła jak w jej ciele budzi się wspomniana Yuexiu, słyszała w głowie śmiech podłej wiedźmy wyzywającej do walki jego miałką dedukcję, gotową zdeptać go, zmiażdżyć w szaleńczym tańcu wystosowanej odpowiedzi. Ale skoro on skorzystał z wcześniejszego prawa do ciszy, ona czyniła to samo, wsłuchana w potok rozumowania portowego pijaczyny, miejscowego złodziejaszka przemykającego przez londyńskie ulice wraz z bezpieczeństwem cienia; wiedziała o nim więcej, niż śmiałby przypuszczać, świadoma w którym miejscu nadstawić ucho, gdy szeptano jego imię. Doskonale, Michaelu. Rozpoczęliśmy pierwszy akt, prolog mamy już za sobą, wypowiedziano też otwierające słowa tego rozdziału, a zatem grajmy, grajmy, grajmy, aż karmin naszej posoki przeobrazi się we wspólną czerń.
- Och - wyrwało jej się w usatysfakcjonowanym zdumieniu, gdy zrozumiała jaką to ścieżkę zdecydował się obrać. A więc to tak - ruszył, mimo wszystko, drogą zrozumiałą i logiczną, zupełnie akceptowalną w pełnym dwuznaczności świecie rozpuszczonej w grzechu arystokracji, ale musiał zdawać sobie sprawę z tego, że przeszedł zaledwie przez pierwsze drzwi tej makabrycznej wędrówki. Wren dysponowała orężem, które tę diagnozę mogło zdusić w zarodku. I wystarczyło jej tylko jedno zdanie. - Zakazana miłość, pożądanie i ukartowane morderstwo w imię pieniądza. Podoba mi się twoje myślenie - przyznała, kilka razy uderzając szpicem różdżki o swoje usta. Hedwig byłaby zdolna do przelania goryczy podobnego grzechu na niewinniejsze istotki, ponoć w imię większego dobra. Ale czy Giselle miałaby czas zrzucić z siebie zakrwawione ubrania od momentu przejmującego krzyku do nadejścia krewnych? Czy Ranald zdążyłby pozbyć się narzędzia zbrodni? To nie miało teraz znaczenia. Musiała obmyślić metodę wytrącenia mu z ręki broni tej historyjki, by zasiany zamęt przybrał formę powoli wzbierającego tornada zbliżającego się w jego kierunku; powinien wiedzieć, że nieustannie stąpała mu po piętach, oddychała gorącem na tył karku, duchowo krok przed nim. To przecież jej gra. Stworzona w sposób umożliwiający mu zwycięstwo, zachęcający do niego, ale wciąż jej. Zamruczała zatem w zadumie, zanim niewerbalnie przywołane światło rozgrzało grot kasztanowego drewna dzierżonego w jej dłoni.
- Pamiętasz naszą zasadę, Michaelu? Wykorzystam ją teraz, patrz. Morderstwo Alcotta zaplanowała i dokonała jedna osoba - wyartykułowała powoli, miękko, akcentując odpowiednio każde słowo. Na ustach błąkał się krnąbrny uśmiech. Nie bez powodu własną odpowiedź tkała w ten sposób; podejrzewał w niej brak niuansów, a jednak to one w podobnych opowieściach często grały kluczową, koronną rolę, Wren nie zamierzała ich lekceważyć. Mogły przyczynić się do jej zwycięstwa lub porażki - los pokaże, jaki czekał ich dziś werdykt. - Oczywiście mam na myśli Yuexiu, bo kogo innego? - Jej oczy błysnęły wyzywająco. - Kto inny mógł dostać się do pokoju młodego szlachcica, poderżnąć mu gardło i zniknąć bez śladu, jeśli nie głodna zemsty czarownica? Powiedz mi, no powiedz - zachęcała, niewrażliwa na zimno pnia posiadanego za siedzisko, zbyt mocno podekscytowana toczoną między nimi wymianą; póki co Scaletta nie sięgał po wskazówki, które mogła mu zaoferować swoją wszechwiedzą, a powinien. Bez tego będzie błądzić po omacku do wieczora - ach, ale to nic, przecież to nic, Azjatka była gotowa zamarznąć z nim w jarzębinowym gaiku, byle tylko zaspokajał jej waleczne potrzeby do nadejścia okrutnej, prześmiewczej hipotermii. Zgińmy razem w tej historii.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Jarzębinowy gaik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach