Opuszczone cieplarnie
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Opuszczone cieplarnie
Niegdyś znajdowała się tu sporych rozmiarów zielarnia zaopatrująca w zioła handlarzy, zielarzy czy alchemików. Prawdopodobnie był to jeden z obfitszych zbiorów magicznych ziół w kraju, można było tutaj dostać nawet bardzo rzadkie okazy sprowadzane z dalekich krajów i starannie pielęgnowane w tutejszych szklarniach. Swego czasu było to miejsce powszechnie znane w środowiskach zajmujących się czarodziejską roślinnością lub eliksirami, niestety dłuższy czas temu podupadło. Szklarnie ucierpiały podczas magicznej wojny, a ostatni właściciel wyjechał za granicę, pozostawiając to miejsce samemu sobie. Rośliny mniej odporne na brytyjski klimat zginęły, ale część z nich przystosowała się i z powodu braku pielęgnacji zdziczała. Dzisiaj dość nierozsądnym jest zapuszczanie się głębiej w odmęty szklarni; w niektórych z nich wciąż można spotkać niebezpieczne rośliny, jak diabelskie sidła czy jadowite tentakule. Nawet w przeszkolnym korytarzu, dawniej zadbanym i jasnym, można się dzisiaj natknąć na okazy flory wciskające się przez rozbite szyby. Przez wszechobecną zieleń napierającą na ściany światło wydaje się intensywnie zielone.
Miejsce jest praktycznie nieuczęszczane. Czasami jednak przychodzą tu osoby handlujące rozmaitymi substancjami, a także zdesperowani zielarze i alchemicy, którzy podejmują próby odnalezienia jakiegoś cennego okazu w zapuszczonym, od lat nie doglądanym gąszczu.
Miejsce jest praktycznie nieuczęszczane. Czasami jednak przychodzą tu osoby handlujące rozmaitymi substancjami, a także zdesperowani zielarze i alchemicy, którzy podejmują próby odnalezienia jakiegoś cennego okazu w zapuszczonym, od lat nie doglądanym gąszczu.
Nie miała bladego pojęcia, gdzie to znaleźć. Tułała się z miejsca na miejsce, dokładnie przebierając listki i gałęzie, uważnie rozglądając się po kilku potencjalnych źródłach, ale wszelkie okazy jakby zapadły się pod ziemię. Z niechęcią skierowała się nawet do apteki i sprawdzonego dostawcy, ale żadne z nich tym razem nie mogło pomóc. Zapasy wyczerpały się, ale okoliczności tak niespodziewanego popytu było jej znane. Czyżby jakiś nowy eliksir, który wszyscy chcieli wypróbować? Przejrzenie prasy nie przyczyniło się do rozwiania wątpliwości, światło rzucane na zagadkę było po tym tak samo skąpe. Zaczynała się już denerwować, prawdę powiedziawszy dosyć porządnie, od dwóch dni krążąc w miejscu. Z niemałą irytacją przewracała nerwowo strony ksiąg, porównując tabele, fazy księżyca, miejsca występowania, warunki pogodowe i całą masę czynników, jakie mogłyby wpłynąć na rozpłynięcie się poszukiwanej rośliny. Wyglądało na to, że musiała trafić w najgorszy możliwy czas, zaś wszystko, czym mogła liście i korzonki rośliny zastąpić, było wręcz horrendalnie drogie. Nie mogła pozwolić sobie na straty, nie wyobrażała sobie także żądania od klienta wyższej zaliczki na poczet składników. Nie potrafiąc dotrzeć do jakiegokolwiek stawała się podrzędnym alchemikiem, niewartym zainteresowania, nieprofesjonalnym… amatorem!
Dlatego obcasy ślicznych, jasnych pantofelków tonęły w zielonych zaroślach, nie wydając dziś miarowych odgłosów zgrabnych kroków panienki Blythe. Było to, doprawdy, ostatnie miejsce, w jakie chciała się zapuszczać, lecz sytuacja nie pozostawiała jej żadnego wyboru. Z westchnieniem przebiegła wzrokiem po zaroślach i rozbitych szybach. Otoczenie nie było nieruchome. Gdzieś w oddali słychać było powolny szum - zapewne ogromna macka sunęła po ziemi, zbierając w swoje pędy odłamki szkła; po prawej magiczny bluszcz piął się ku górze, w ścianę cienia nad starym zadaszeniem. Jakby tego było mało - przytłaczająca wilgoć i rozmokły teren, pozostawiający na lśniących butach nieestetyczne ślady ziemi. Z różdżką w gotowości i torbą przerzuconą przez ramię, ruszyła powoli na poszukiwania, starając się być najciszej, jak to możliwe, choć nie sądziła, by zdziczałym roślinom robiło to jakąkolwiek różnicę.
you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
Nagle zatrzymała się zdając sobie sprawę, iż nogi znowu poniosły ją w dziwne, nieznane jej miejsce. Naturalnie mniej więcej wiedziała gdzie się znajduje, lecz nigdy wcześniej nie miała okazji oglądać cieplarni od środka. Pogrążona w myślach nawet nie zorientowała się, kiedy weszła do środka i zaczęła iść w nieznanym sobie kierunku. Rozmyślała o książce, którą właśnie czytała i możliwościach alternatywnych zakończeń czy rozwiązań. Gdy zaś skończyła to rozważać, rozpoczęło się powolne przenoszenie akcji starego tomiszcza do czasów jej współczesnych. Zastanawiała się jak wówczas cała historia mogłaby wyglądać. Czy różniłaby się aż tak bardzo? Czy byłaby aż tak bardzo nieprawdopodobna? Jeżeli tak, to w jaki sposób mogłaby zostać dopasowana do teraźniejszości? Możliwości było sporo, a te wypełniały głowę młodej Cattermole. Do rzeczywistości wróciła tylko wówczas, gdy na odsłonięty kark spadło kilka chłodnych kropel wody, które nieprzyjemne spłynęły za ubrania. Wzdrygnęła się, powracając do rzeczywistości. Rozejrzała się dookoła by już po chwili móc stwierdzić, iż najchętniej udałaby się w nieco przyjemniejsze miejsce. A jednak w tym było coś pociągającego, co sprawiało, że zamiast odejść, stała bezczynnie i patrzyła przed siebie. Wszystko dookoła wydawało się być takie tajemnicze, a dreszczyk jaki wywoływała nieprzenikniona ciemność, jedynie dodawało chwili charakteru. Postanowiła ostatecznie oddać się atmosferze i zostać na miejscu. Zapobiegawczo jednak sięgnęła po różdżkę, którą uniosła przed siebie. Przez chwilę zastanawiała się nad możliwością wyczarowania światła, lecz póki co postanowiła ograniczyć się do tego, które padało przez zabrudzone szyby. Ruszyła powoli przed siebie, rozglądając się dookoła. Do jej uszu co jakiś czas dobiegały ciche dźwięki, które prawdopodobnie pochodziły od roślin znajdujących się w cieplarniach. Byłaby naiwna sądząc, iż hodowano tu pomidory i ogórki. Zdawała sobie sprawę niezwykłości wszelkiej zieleni dookoła, toteż musiała być ostrożna. Nagle usłyszała za sobą cichy szmer. Gwałtownie odwróciła się za siebie, starając się dostrzec źródło dźwięku. Zaczęła się cofać o kilka kroków, a gdy udało jej się uspokoić obawy, z powrotem zaczęła patrzeć przed siebie. Akurat droga skręcała, toteż nieco szybciej niż powinna, skręciła i wtem poczuła, jak nagle traci grunt pod nogami. Ani się spostrzegła, a leżała na ziemi. Usłyszała jak książka trzymana w ręku upada niedaleko niej. Powoli podniosła się z miejsca, patrząc za siebie. Myślała, iż dostrzeże wystający korzeń, o który się potknęła. Zamiast tego jednak spostrzegła kobietę, czego absolutnie się nie spodziewała.
- Następnym razem niech pani z łaski swojej kładzie się na ziemi w innych miejscach - wypaliła zdenerwowana, stając na nogi. Rozejrzała się dookoła, chcąc znaleźć swoją książkę.
- Następnym razem niech pani z łaski swojej kładzie się na ziemi w innych miejscach - wypaliła zdenerwowana, stając na nogi. Rozejrzała się dookoła, chcąc znaleźć swoją książkę.
Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
Szła ostrożnie - uważając na każdy szmer i nieznany dźwięk. Szkło co jakiś czas chrzęściło pod butami stanowiąc dźwięk zastępujący stukot obcasów. Im głębiej docierała, tym więcej wybujałej roślinności otaczało ją z każdej strony. W końcu, skuszona wizją małego pędu, przysypanego gruzem i pozostałości niegdyś żywego okazu, kucnęła, by przyjrzeć się znalezisku. Delikatnie odsunęła gruz, i końcem różdżki trąciła jasnozielone maleństwo, w oczekiwaniu na jego reakcję, ale nic się nie zadziało, dlatego postanowiła odkopać je jeszcze odrobinę - w tym samym momencie usłyszała za plecami przerywany szmer - kroków? W plątaninie roślinnych odnóg wszystko było możliwe, dlatego odwróciła się szybko, lecz zbyt wolno, by zapobiec wypadkowi. Zachwiała się lekko, gdy nieznajoma legła na ziemi jak kłoda - wyciągnęła do przodu dłoń, chcąc odruchowo podeprzeć się, ale jej dłoń trafiła na szklany odłamek. Wnętrze lewej dłoni krwawiło lekko. Wstała natychmiast z miejsca, z oburzeniem wpatrując się w intruza, który śmiał prawić jej podobne uwagi, podczas gdy sam nie był w stanie uważać na stawiane kroki. Ściągnęła usta, zaciskając szczękę. Nie była pokojowo nastawiona do takich oskarżycieli, choć sama rzuciłaby zapewne podobne.
- Ustąpiłam pani miejsca, powinna być pani zadowolona - warknęła nieprzyjemnie, czując, jak złość rośnie w niej, niewymiernie do całego zajścia. Książkę dostrzegła nieopodal własnej stopy, więc odkopnęła ją lekko, wpatrując się w kobietę w zdenerwowaniu. - Może wypadałoby patrzeć pod nogi a nie między cholerne wiersze - fuknęła, nakręcając się tylko coraz bardziej, nabierając nieco groźby - Może dobrze byłoby znaleźć lepsze miejsce do czytania! Rozumiem, że mam do czynienia z amatorką wylegiwania się pod zapuszczonymi roślinami, gotowymi skrócić panią o głowę - mówiła, nie schodząc z tonu. Mały pęd, najprawdopodobniej zalążek poszukiwanej przez nią rośliny, został okrutnie zgnieciony, a szansa na znalezienie drugiego graniczyła z cudem. Była naprawdę wściekła - ale zapewniam, że są na tych wyspach przyjemniejsze drzewka i okolice, w których prawdopodobnie nie zniszczy pani czyjejś ciężkiej pracy! - uniosła się, czując pieczenie pod palcami. Świetnie! Właśnie na to sobie zasłużyła!
| rzut na gniew; genetyka +4
- Ustąpiłam pani miejsca, powinna być pani zadowolona - warknęła nieprzyjemnie, czując, jak złość rośnie w niej, niewymiernie do całego zajścia. Książkę dostrzegła nieopodal własnej stopy, więc odkopnęła ją lekko, wpatrując się w kobietę w zdenerwowaniu. - Może wypadałoby patrzeć pod nogi a nie między cholerne wiersze - fuknęła, nakręcając się tylko coraz bardziej, nabierając nieco groźby - Może dobrze byłoby znaleźć lepsze miejsce do czytania! Rozumiem, że mam do czynienia z amatorką wylegiwania się pod zapuszczonymi roślinami, gotowymi skrócić panią o głowę - mówiła, nie schodząc z tonu. Mały pęd, najprawdopodobniej zalążek poszukiwanej przez nią rośliny, został okrutnie zgnieciony, a szansa na znalezienie drugiego graniczyła z cudem. Była naprawdę wściekła - ale zapewniam, że są na tych wyspach przyjemniejsze drzewka i okolice, w których prawdopodobnie nie zniszczy pani czyjejś ciężkiej pracy! - uniosła się, czując pieczenie pod palcami. Świetnie! Właśnie na to sobie zasłużyła!
| rzut na gniew; genetyka +4
you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
The member 'Yvette Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Z pewnością w całym tym zajściu i ona nie pozostawała bez winy. W istocie powinna nieco ostrożniej poruszać się w miejscu, gdzie jej stopa w każdej chwili mogła zahaczyć o nieco większe roślinki, a wręcz wcale nie powinno jej tu być. Skoro jednak nogi i tak ją przywlekły w miejsce tak niebezpieczne, ale i klimatyczne, należało wykorzystać sposobność ku zdobyciu literackich materiałów. Wszak na każdym kroku czekało coś, co mogło stanowić inspirację do tworzenia. Wystarczyło jedynie umieć dostrzegać podobne niuanse. Często skutkowało to jednak straceniem kontaktu z rzeczywistością, co skutkowało podobnymi incydentami.
Belle nie uznawała, iż wina leży jedynie po jej stronie. Z pewnością powinna patrzeć przed siebie, ale skąd mogła wiedzieć, że tuż pod jej nogami napatoczy się tak nieprzyjemna w obyciu kobieta? I to jeszcze jedna z tych, które nie posiadają w sobie za grosz szacunku dla literatury? Trudno było jej powstrzymać złość gdy otarte dłonie nieprzyjemnie piekły, ale próbowała się uspokoić. Zrezygnowała kiedy nieznajoma w tak bezczelny sposób kopnęła książkę, która wypadła z rąk Cattermole podczas upadku. I tak jak wcześniej miała zamiar jedynie odwrócić się do kobiety plecami, zignorować, nagle podobne chęci ją opuściły. Stała więc z zaciśniętymi ustami, gniewnie wpatrując się w jasnowłosą i słuchając z uwagą każdego słowa płynącego z jej ust. Przyjmowała obelgi, obiecując sobie rychłą zemstę.
- Nie jestem pewna kto tu jest "amatorem wylegiwania się", bo o ile dobrze pamiętam to pani była tą, która leżała na ziemi, kiedy tędy przechodziłam i to przez pani prawdopodobną sympatię do leżenia w miejscach tak osobliwych, przewróciłam się i wylądowałam na ziemi - warknęła, zaciskając prawą dłoń na trzymanej książce. - A jakby tego było mało zamiast przeprosić, wyzywa mnie pani i kopie moją książkę! I nie sądzę by podobne roślinki były skutkiem pani pracy, bowiem cieplarnie są od dawna opuszczone, a pani nie wygląda na kogoś gotowego ugiąć kolano podczas ich pielęgnowania...
To nie były wszystkie słowa, które chciała powiedzieć. Było ich o wiele więcej i była gotowa mówić dalej, lecz przeszkodziło jej w tym nagłe pieczenie, które poczuła. Odskoczyła od nieznajomej, czując nagłe bicie serca. Zaskoczona spojrzała na poparzone miejsce, a potem na tamtą.
- Ma pani tupet - warknęła przez zaciśnięte zęby, mocniej ściskając różdżkę, którą trzymała w lewej ręce. Po raz pierwszy od wielu dni, a może i tygodni, poczuła ogromną złość, którą pragnęła jak najszybciej wyładować. Nagły atak ze strony tamtej skłonił ją do sięgnięcia po własną "broń", po którą w normalnych okolicznościach starała się nie sięgać. A jednak dzisiaj cierpliwość ją opuściła, a ona nie miała zamiaru pozwolić tamtej na takie traktowanie.
- Jinx - powiedziała po wymierzeniu różdżki w nieznajomą.
Belle nie uznawała, iż wina leży jedynie po jej stronie. Z pewnością powinna patrzeć przed siebie, ale skąd mogła wiedzieć, że tuż pod jej nogami napatoczy się tak nieprzyjemna w obyciu kobieta? I to jeszcze jedna z tych, które nie posiadają w sobie za grosz szacunku dla literatury? Trudno było jej powstrzymać złość gdy otarte dłonie nieprzyjemnie piekły, ale próbowała się uspokoić. Zrezygnowała kiedy nieznajoma w tak bezczelny sposób kopnęła książkę, która wypadła z rąk Cattermole podczas upadku. I tak jak wcześniej miała zamiar jedynie odwrócić się do kobiety plecami, zignorować, nagle podobne chęci ją opuściły. Stała więc z zaciśniętymi ustami, gniewnie wpatrując się w jasnowłosą i słuchając z uwagą każdego słowa płynącego z jej ust. Przyjmowała obelgi, obiecując sobie rychłą zemstę.
- Nie jestem pewna kto tu jest "amatorem wylegiwania się", bo o ile dobrze pamiętam to pani była tą, która leżała na ziemi, kiedy tędy przechodziłam i to przez pani prawdopodobną sympatię do leżenia w miejscach tak osobliwych, przewróciłam się i wylądowałam na ziemi - warknęła, zaciskając prawą dłoń na trzymanej książce. - A jakby tego było mało zamiast przeprosić, wyzywa mnie pani i kopie moją książkę! I nie sądzę by podobne roślinki były skutkiem pani pracy, bowiem cieplarnie są od dawna opuszczone, a pani nie wygląda na kogoś gotowego ugiąć kolano podczas ich pielęgnowania...
To nie były wszystkie słowa, które chciała powiedzieć. Było ich o wiele więcej i była gotowa mówić dalej, lecz przeszkodziło jej w tym nagłe pieczenie, które poczuła. Odskoczyła od nieznajomej, czując nagłe bicie serca. Zaskoczona spojrzała na poparzone miejsce, a potem na tamtą.
- Ma pani tupet - warknęła przez zaciśnięte zęby, mocniej ściskając różdżkę, którą trzymała w lewej ręce. Po raz pierwszy od wielu dni, a może i tygodni, poczuła ogromną złość, którą pragnęła jak najszybciej wyładować. Nagły atak ze strony tamtej skłonił ją do sięgnięcia po własną "broń", po którą w normalnych okolicznościach starała się nie sięgać. A jednak dzisiaj cierpliwość ją opuściła, a ona nie miała zamiaru pozwolić tamtej na takie traktowanie.
- Jinx - powiedziała po wymierzeniu różdżki w nieznajomą.
Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
Ostatnio zmieniony przez Belle Cattermole dnia 10.08.17 16:06, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Belle Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Słuchała, prawdziwie nie dowierzając w spływające z ust nieznajomej słowa. Czy potrzebowała na swoim ciele jeszcze więcej poparzeń, chciała wywołać jeszcze większą złość? Z sekundy na sekundę twarzy Yvette robiła się coraz bardziej pochmurna, lecz nie kryła się za miękkimi, wiosennymi obłokami, a burzowymi masami ciemnych obłoków, ciężkich i niebezpiecznych. Miała w sobie nieco marzycielki, ale po ziemi stąpała twardo - może podobne połączenie wynikało z lekcji tańca klasycznego, gdzie pozorna lekkość musiała być okupiona siłą, wytrzymałością psychiczną, fizyczną, oraz właśnie - stąpaniem po ziemi. Łączyła więc te dwie natury, nie pochwalając przewagi żadnej z nich. Nie wyobrażała sobie spokojnej przechadzki w towarzystwie niebezpiecznych, wybujałych roślin, stłoczonych w zniszczonej cieplarni. O ile miejsce mogło być inspirujące, tym bardziej, gdy ktoś piękno potrafił widzieć w zniszczeniu, nie sprzyjało odrywaniu się od rzeczywistości. Zgromiła Cattermole spojrzeniem.
- Pani za to wygląda dokładnie tak, jakby potrzebowała kolano ugiąć i zrozumieć, że na drogę wypada patrzeć, zanim zacznie się ciskać oskarżeniami i absurdalnymi teoriami! - nie bała się zniszczyć albo pobrudzić sukienki, jeśli musiała zdobyć daną ingrediencję, co wcale nie znaczyło, że zamierzała wylegiwać się w brudzie. - Może pani pomogę? - zapytała, imitując przyjazny ton, przeszyty nieprzyjemnym jadem sarkazmu. Nie było w nim nawet kropli przyjaznego nastawienia. Nie pomagała jej mówić i nie ciągnęła konwersacji, skupiła się za to na działaniu, na szybkim ciskaniu zaklęć, na małych ognikach, które mogły zranić kobietę - zasługiwała na to. Prychnęła w odpowiedzi na "tupet" - przecież to nie ona go miała. Uniosła zaś brwi, pokpiwając z nieudanego zaklęcia, choć sama, w takiej złości, mogła popełnić przy czarach ogromne błędy. Nigdy nie była asem w zaklęciach, jej obrona również nie przedstawiała się najlepiej. Mimo tego nie zwlekała.
- Adiposio - warknęła, celując pod nogi nieznajomej, licząc na to, że poślizgnie się na tłuszczu, zalewającym stopy i trafi w odpowiednie dla siebie miejsce. - Nie sądzę, bym miała za co przepraszać za niedostateczną podzielność uwagi, która wyraźnie pani dolega - dorzuciła jeszcze szybko.
- Pani za to wygląda dokładnie tak, jakby potrzebowała kolano ugiąć i zrozumieć, że na drogę wypada patrzeć, zanim zacznie się ciskać oskarżeniami i absurdalnymi teoriami! - nie bała się zniszczyć albo pobrudzić sukienki, jeśli musiała zdobyć daną ingrediencję, co wcale nie znaczyło, że zamierzała wylegiwać się w brudzie. - Może pani pomogę? - zapytała, imitując przyjazny ton, przeszyty nieprzyjemnym jadem sarkazmu. Nie było w nim nawet kropli przyjaznego nastawienia. Nie pomagała jej mówić i nie ciągnęła konwersacji, skupiła się za to na działaniu, na szybkim ciskaniu zaklęć, na małych ognikach, które mogły zranić kobietę - zasługiwała na to. Prychnęła w odpowiedzi na "tupet" - przecież to nie ona go miała. Uniosła zaś brwi, pokpiwając z nieudanego zaklęcia, choć sama, w takiej złości, mogła popełnić przy czarach ogromne błędy. Nigdy nie była asem w zaklęciach, jej obrona również nie przedstawiała się najlepiej. Mimo tego nie zwlekała.
- Adiposio - warknęła, celując pod nogi nieznajomej, licząc na to, że poślizgnie się na tłuszczu, zalewającym stopy i trafi w odpowiednie dla siebie miejsce. - Nie sądzę, bym miała za co przepraszać za niedostateczną podzielność uwagi, która wyraźnie pani dolega - dorzuciła jeszcze szybko.
you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
The member 'Yvette Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Belle nie należała do osób czujących ogromny sentyment w stosunku do różdżki, a wręcz niejednokrotnie miała wrażenie, iż wcale jej nie potrzebuje. Magiczne drewienko zdolne do rzucania zaklęć nie stanowiło jej siły. Nie szukała w nim rozwiązań na wszystkie swoje problemy. Nie stanowiło podstawy umiejętności, którymi mogłaby i lubiła się chwalić. Ani w aktorstwie ani w pisarstwie ani innych zainteresowaniach nie wykorzystywała inkantacji. Nie była zdolną czarownicą i nigdy tego nie ukrywała. Wielokrotnie zastanawiała się nad tym czy powinna zabrać ze sobą różdżkę, ponieważ nie wiedziała czy ta będzie jej potrzebna. Na szczęście dzisiaj wzięła ją ze sobą i po raz pierwszy od dłuższego czasu doceniła jej obecność u swojego boku. Była pewna, że nawet gdyby jej nie miała, wydarzenia rozegrałyby się dokładnie tak samo - nieznajoma poparzyłaby ją, a wówczas Belle nie miałaby okazji do samoobrony. Z pewnością nie miała zamiaru przepraszać ani starać się złagodzić sytuacji, bowiem na to było już, według niej, za późno. Naturalnie wszystkie myśli, które aktualnie przewijały się przez jej myśli były nasączone złością i chęcią odegrania się na kobiecie. Wszystko to zaś podsycały słowa płynące z ust jasnowłosej. Te jednak nie uderzały w dumę Cattermole tak, jak jej własne nieudane zaklęcie. Możliwe, że porażka nie miałaby takiego wydźwięku, gdyby zaklęcie przeciwniczki również było pechowe.
Już po chwili Belle siedziała na podłodze, czując ból z powodu obicia. Spojrzała na własne stopy krzywiąc się na widok tłuszczu, który na nich zalegał. Podniosła wzrok na nieznajomą czując nagłą chęć uderzenia w tą nieskazitelną twarz. Zacisnęła prawą pięść tłumiąc to pragnienie, bowiem z pewnością nigdy by go nie ugasiła. Samo wstanie sprawiłoby ogromną trudność, a nie miała teraz ochoty na bycie jeszcze większym pośmiewiskiem.
Belle podniosła różdżkę, celując w tamtą.
- Balneo - powiedziała jedynie, patrząc wściekle na tamtą. Nie przejmowała się banalnością swojego zaklęcia. Chodziło jej jedynie o efekt, a ten z pewnością byłby miły dla oka. Już wyobrażała sobie oblicze tamtej zalane wodą.
kara -5
Już po chwili Belle siedziała na podłodze, czując ból z powodu obicia. Spojrzała na własne stopy krzywiąc się na widok tłuszczu, który na nich zalegał. Podniosła wzrok na nieznajomą czując nagłą chęć uderzenia w tą nieskazitelną twarz. Zacisnęła prawą pięść tłumiąc to pragnienie, bowiem z pewnością nigdy by go nie ugasiła. Samo wstanie sprawiłoby ogromną trudność, a nie miała teraz ochoty na bycie jeszcze większym pośmiewiskiem.
Belle podniosła różdżkę, celując w tamtą.
- Balneo - powiedziała jedynie, patrząc wściekle na tamtą. Nie przejmowała się banalnością swojego zaklęcia. Chodziło jej jedynie o efekt, a ten z pewnością byłby miły dla oka. Już wyobrażała sobie oblicze tamtej zalane wodą.
kara -5
Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
The member 'Belle Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Nie przodowała ani w zaklęciach, ani obronie przed czarną magią, ani w samej czarnej magii. Nie była wybitna w magomedycynie, mimo posiadanych podstaw na jej temat, transmutacja zaś szła jej paskudnie źle - nigdy nie potrafiła się do niej zabrać, jak należy. Również nie była zbyt zdolną czarownicą, życie poświęcała tańcu klasycznemu oraz alchemii - w tych dziedzinach okazywała się też najlepsza. Pojedynków nie miała we krwi, szły jej opornie, zaklęcia często wymijały przeciwnika albo były bardzo łatwe do uniknięcia, nawet najmarniejsze Protego, jeśli tylko udane, rozbijało jej niestabilne uroki w proch. Nie broniła się sprawnie - jej magiczne tarcze przepuszczały z kolei świetliste promienie, które niejednokrotnie zachowywały się, jak nóż wbijany w masło. Napędzała ją głównie złość, adrenalina i naturalna burzliwość - pod ich dowództwem różdżka potrafiła stawać się jakby bardziej posłuszna i sprawnie ciskać czarami. Mimo tego - mimo braku większych zdolności przy używaniu drewna miłorzębu japońskiego - nie wyobrażała sobie wyjścia z domu bez tak istotnej rzeczy. Był to jawny dowód odróżniający od mugoli, słabych, marnych. Była do własnej różdżki niemożliwie przywiązana, z zachwytem przyjmując to, jak bardzo zgrany duet potrafiły tworzyć, nawet jeśli czasem kaprysiły.
Uśmiech rozlał się triumfalnie po ustach, wyciągając na twarz pogardliwie złośliwy wyraz, kiedy lądowała na śliskim, twardym podłożu. Satysfakcja najwyraźniej uśpiła jej czujność i choć uniosła już różdżkę, pragnąc bronić się przed zimnym kubłem wody, w połowie wypowiadania inkantacji Protego, została zmoczona. Ostatecznie wolała być mokra niż tarzać się w tłuszczu, ale zaklęcie nijak nie ostudziło temperamentu, ba, tylko podburzyło zszargane nerwy. Traciła ingrediencję, traciła czas i pojedynkowała się z rozmarzoną lalą, która nie potrafiła nawet dojrzeć swojego błędu. Zamiast fukać i prychać, drżąc lekko z zimna, machnęła gwałtownie różdżką - oby nie zbyt gwałtownie, nie zamierzając już przebierać w środkach.
- Commotio! - spróbowała, intonując słowo ze złością. Ryzykowała. Uwielbiała to zaklęcie, lubując się w jego działaniu, lecz nieczęsto udawało jej się wykonać je prawidłowo. Teraz, we wściekłości, mogła wykonać coś nieprawidłowo, ale nie przejmowała się tym - skupiona była tylko na swojej przeciwniczce.
Uśmiech rozlał się triumfalnie po ustach, wyciągając na twarz pogardliwie złośliwy wyraz, kiedy lądowała na śliskim, twardym podłożu. Satysfakcja najwyraźniej uśpiła jej czujność i choć uniosła już różdżkę, pragnąc bronić się przed zimnym kubłem wody, w połowie wypowiadania inkantacji Protego, została zmoczona. Ostatecznie wolała być mokra niż tarzać się w tłuszczu, ale zaklęcie nijak nie ostudziło temperamentu, ba, tylko podburzyło zszargane nerwy. Traciła ingrediencję, traciła czas i pojedynkowała się z rozmarzoną lalą, która nie potrafiła nawet dojrzeć swojego błędu. Zamiast fukać i prychać, drżąc lekko z zimna, machnęła gwałtownie różdżką - oby nie zbyt gwałtownie, nie zamierzając już przebierać w środkach.
- Commotio! - spróbowała, intonując słowo ze złością. Ryzykowała. Uwielbiała to zaklęcie, lubując się w jego działaniu, lecz nieczęsto udawało jej się wykonać je prawidłowo. Teraz, we wściekłości, mogła wykonać coś nieprawidłowo, ale nie przejmowała się tym - skupiona była tylko na swojej przeciwniczce.
you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
The member 'Yvette Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Nie musiała długo czekać na to, by zwykła wizja stała się rzeczywistością. Zaklęcie zadziałało dość zgrabnie i chociaż nie mogła odczuwać ogromnego triumfu, to słysząc chlust wody poczuła ukłucie satysfakcji. Po jej twarzy przemknął cień uśmiechu, dodający jej nieco wiary we własne możliwości. Nie było to uczucie silne, wszak "Balneo" nie wymagało od niej ogromnych zdolności, ale czasami liczyły się nawet te małe zwycięstwa. Rozejrzała się dookoła, szukając czegoś czego mogłaby się złapać, próbując podnieść się z ziemi. Wciąż obawiała się tłuszczu, w którym miała nieprzyjemność się mazać. Na chwilę sama nawet zapragnęła wylać na siebie kubeł wody, byleby tylko pozbyć się tej nieprzyjemnej mazi. Odrzuciła jednak podobne chęci, skupiając się na próbie podniesienia się z podłogi. Miało to szansę zakończyć się powodzeniem, o ile nie będzie musiała robić gwałtownych ruchów. Chwyciła z boku za fragment okna cieplarni, w którym ktoś dawno wybił szybę. Nie pozostały w niej nawet odłamki, toteż nie musiała się obawiać skaleczenia. W momencie gdy się podnosiła nagle usłyszała inkantację płynącą z ust kobiety. Wstrzymała oddech, czując nagły strach. Miała nieprzyjemność nać zaklęcie i z pewnością nie chciała poczuć jego efektu na własnej skórze. Nie zdążyłaby rzucić zaklęcia ochronnego, więc jedynie zamarła w miejscu, obserwując różdżkę przeciwniczki. Czekała chwilę, a gdy nic się nie wydarzyło, poczuła ulgę. Wstała, stając naprzeciw kobiecie.
- Jesteś szalona! Rzucasz w moją stronę podobne zaklęcia choć dzieli nas jedynie nieporozumienie i dziecinne igraszki pod postacią banalnych zaklęć? - powiedziała w jej kierunku. Wyraz jej twarzy zdradzał szczere zaskoczenie. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, zresztą podobnie jak całej sytuacji. O ile jednak pojedynek, który miał między nimi miejsce był istną błahostką, tak wypowiadane przez tamtą złowrogie inkantacje już nie. Może przemawiała przez nią niewinność, lecz sama nie posunęłaby się do użycia takich zaklęć.
- Expelliarmus - powiedziała, celując różdżką w kobietę. Chciała zakończyć tą całą farsę, toteż mocno skupiła się wypowiadając znane słowo. Możliwe, iż mogła spróbować nieco innego rozwiązania, jak zwykłe słowa. Nie mogła mieć jednak pewności, że tamta nie poczęstuje jej zaklęciem w plecy.
- Jesteś szalona! Rzucasz w moją stronę podobne zaklęcia choć dzieli nas jedynie nieporozumienie i dziecinne igraszki pod postacią banalnych zaklęć? - powiedziała w jej kierunku. Wyraz jej twarzy zdradzał szczere zaskoczenie. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, zresztą podobnie jak całej sytuacji. O ile jednak pojedynek, który miał między nimi miejsce był istną błahostką, tak wypowiadane przez tamtą złowrogie inkantacje już nie. Może przemawiała przez nią niewinność, lecz sama nie posunęłaby się do użycia takich zaklęć.
- Expelliarmus - powiedziała, celując różdżką w kobietę. Chciała zakończyć tą całą farsę, toteż mocno skupiła się wypowiadając znane słowo. Możliwe, iż mogła spróbować nieco innego rozwiązania, jak zwykłe słowa. Nie mogła mieć jednak pewności, że tamta nie poczęstuje jej zaklęciem w plecy.
Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
The member 'Belle Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Opuszczone cieplarnie
Szybka odpowiedź