Wydarzenia


Ekipa forum
Duża sala
AutorWiadomość
Duża sala [odnośnik]05.08.17 22:32
First topic message reminder :

Duża sala

Specjalnie przygotowana sala, w której zmieścić może się wiele osób. Oprócz łóżek, w równych rzędach, ułożone są także materace, na których leżą ci mniej dotkliwie zranieni wybuchem. Uzdrowiciele w żółtych kitlach uwijają się jak w ukropie między pacjentami lecząc wszystkich z najgroźniejszych obrażeń. Co jakiś czas usłyszeć można podniesione głosy medyków kategorycznie zabraniające odwiedzin i chodzenia między łóżkami. W całym pomieszczeniu panuje hałas i zamieszanie, w którym zdają odnajdywać się jedynie pracownicy Munga. Nikt, kto się pojawia w szpitalu nie będzie pozostawiony bowiem bez pomocy.

Żeby wyleczyć się z obrażeń, których postaci nabawiły się w wyniku Do odważnych świat należy, trzeba napisać przynajmniej jednego posta w niniejszym wątku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 14:42
Bardzo lubiłem momenty istnego obłędu w pracy. Na przykład to, jak jeszcze kilkanaście godzin temu znajdowałem się w owładniętym anomalią mugolskim warsztacie idealnie kontrastowało z rozwrzeszczaną kobietą, żeby nie powiedzieć bardziej pejoratywnie babą, która kilka minut temu próbowała wymusić na mnie, abym przyjął jej umierające dziecko przed innymi. Kluczowym zdawałby się jednak fakt, że jej córka tak naprawdę nie wymagała natychmiastowego poświęcenia jej uwagi - w gruncie rzeczy to magiczne przeziębienie tak na dobrą sprawę nie potrzebowało w ogóle przyjścia do uzdrowiciela, proste eliksiry lecznicze był w stanie zrobić tak właściwie każdy. A na pewno każdy szanujący się rodzic. Chociaż dobrze, może po prostu nie powinienem był oceniać kogokolwiek, jednak w mojej własnej opinii zajmowanie uzdrowicielom cennego czasu w dobie szalejących wszędzie anomalii było naprawdę bardzo roszczeniowe i nie na miejscu. To twierdzenie było jednak niezwykle subiektywne i najprawdopodobniej dlatego nie brałem go całkowicie na poważnie - pozwalało mu to oscylować gdzieś w granicach czarnego humoru i wyładowywania stresu.
Czułem się trochę jak odchody testrali - nawet po tym, jak po dotarciu z Sophią do Munga poddałem się leczeniu. Oczywiście Archibald nie szczędził mi przy tym uwag i lekko kąśliwych momentami prawideł, jednak niezwykle cieszyłem się z tego, że mogłem ujrzeć kuzyna będąc w miarę jednym kawałku. Niestety nie wszystko poszło po mojej myśli. Rażone niezwykle silną, elektryczną wiązką ręce nie do końca się mnie zawsze słuchały. Zdarzało się, że zaczynały mi drętwieć, trząść się lub po prostu nie reagować na moją wolę. Mrowiły mine też dziwnie i bałem się, że nie pozwoli mi to na wykonywanie swoich obowiązków - w końcu z rana zaczynałem dyżur. Udało mi się złapać kilka godziny snu w prosektorium: miejscu na drzemki wręcz idealnym, ponieważ jego mieszkańcy byli raczej cisi i niezbyt skorzy do przerywania komuś drzemki. Nie mogłem niestety wiecznie leżeć i odpoczywać - całe przysługujące mi w tym miesiącu wolne wykorzystałem po Stonehenge, trzeba było jakoś zwlec się, ubrać w limonkowej barwy kitel i ruszyć na mungowskie korytarze.
Oddałem uzupełnioną kartę poprzedniego pacjenta, wymieniając ją na nową teczkę. Wyjątkowo ciężką i pękatą, co od razu wywołało we mnie stan podniesionej gotowości. Jedno spojrzenie na widniejące na okładce nazwisko wystarczyło jednak, aby wszelkie kołaczące się w głowie obawy zostały potwierdzone.
Ruszyłem żwawym krokiem w kierunku sali, ogarniając wzrokiem kartę przyjęcia do szpitala. Co mój drogi ćwierćinteligent uszkodził sobie tym razem? Gdy w końcu dotarłem do raportu z przyjęcia na oddział zatrzymałem się nagle w miejscu, a wszelkie emocje odpłynęły z mojej twarzy, pozostawiając poważną maskę, za którą starałem się schować obawę. Kilka kolejnych kroków wystarczyło, żebym znalazł się przed drzwiami. Nie popchnąłem ich z agresją, starając się panować nad targającymi mną obawami. Przekraczając próg coś przeleciało ze świstem koło mojego ucha: świetlista sylwetka patronusa przysiadła na krześle stojącym obok łóżka, na którym leżał dobrze znany mi człowiek. Nie wcinałem sie w przekazywaną wiadomość, ani nie zwracałem uwagi na jej treść. Jednak kiedy tylko wrona zaczęła się rozwiewać podszedłem do łóżka i opierając się ciężko na jego ramie otworzyłem usta.
- Chciałbym powiedzieć, że to miła niespodzianka, ale żeby to zrobić musiałbym skłamać  - powiedziałem, odkładając z głębokim tąpnięciem opasłą teczkę Bertiego na odrapany stolik nocny. Ledwo miałem wolne ręce w mojej dłoni pojawiła się różdżka. - Nawet nie próbuj się stąd ruszać, muszę obejrzeć ten befsztyk - mruknąłem, przykucając przy próbującym wstać Botcie. To, co znajdowało się na końcu jego nogi faktycznie mogło kiedyś być stopą, a nawet mogłem z dużą dozą pewności stwierdzić, że nią było, bo giry Bertiego widziałem już nie raz. Wyglądała jakby była po części odcięta, po części trochę nadgryziona, a następnie przypalona. Uniosłem wzrok na Bertiego, ściągając brwi w zamyśleniu, wzdychając. To nie będzie miła procedura, musiałem pozbyć się tego, co zostało ze stopy w stawie skokowym. - Jak? I dlaczego jesteś w samych bokserkach? - zapytałem tylko krótko i nie czekając na odpowiedź zbliżyłem koniec różdżki do jego kolana, mamrocząc znieczulającą inkantację, która błyskawicznie odcięła Bertiemu czucie poniżej kolana. Westchnąłem ciężko i znów obrzuciłem wzrokiem Bertiego. - Połóż się na łóżku tak, żeby łydki opierały się na ramie i patrz w sufit dopóki nie powiem ci, że możesz usiąść - powiedziałem tym tonem, który można by zakwalifikować jako prosząco-rozkazujący, ten typowy dla uzdrowicieli i ciężki do zignorowania, ponieważ biła z niego pewność i spokój. Sam przyciągnąłem dwa krzesła, jedno ustawiając pod nierównym kikutem, na drugim zaś siadając. Podstawiłem miskę pod uszkodzoną nogę Zakonnika i machnąłem różdżką, przywołując stolik z zestawem narzędzi chirurgicznych. Kolejnym machnięciem różdżki zaciągnąłem wokół nas parawan, żeby nikt nie wiedział tego, co za chwilę musiałem zrobić. Założyłem na dłonie cienkie rękawiczki ze skóry młodej sarny i wziąłem w dłoń skalpel, którym zacząłem odkrawać zwęglone kawałki skóry i mięsa, omijając na razie kości. Musiałem jednak przerywać: raz po raz zdarzało się bowiem, że moje ręce zaczynały się trząść, albo przestawałem czuć trzymane w dłoniach ostrze. Na szczęście, Bertie tego nie widział.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
duża sala - Duża sala - Page 6 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 14:57
Próbował się zebrać, prawdopodobnie robiąc to wybitnie niezdarnie. Nie przeszkadzało mu to jednak szczególnie, przez całą noc biegał po lesie w samych gaciach, potykając się o mech i własne nogi, bijąc się z ludźmi i robiąc dziwne rzeczy z których zapewne część była realna, a część - eh, chociaż część! - chyba była snem. Prawda?
Starał się nie poruszać lewą nogą, która bolała mniej więcej jak jasna cholera zakrawając o odrobinkę bardziej wulgarną skalę, jednocześnie gramolił prawą nogę, żeby na niej się oprzeć i trzymał za łóżko, niestety łóżko na kółkach, które zapewne poleciałoby na niego, jednak okazało się dziwnie stabilne. Zapewne dzięki dwóm rękom które mocno się o ów łóżko oparły. Podnosząc się powiódł więc spojrzeniem po tych rękach ku górze zauważając znajomą twarz. Siadając uśmiechnął się więc po swojemu, dość głupkowato, choć nie mógł pozbyć się ścisku w piersi.
- Ze mną dotarły tu przynajmniej dwie kobiety, jedna z ranami kłutymi. Co z nią? - musiał wiedzieć. Kiedy już wiedział, że Anastasia jest cała, musiał dowiedzieć się co z kobietą, którą sam potraktował serią koszmarnych ostrzy.
Jego twarz w tym momencie była kompletnie blada, emocje na niej zmieniały się jak w kalejdoskopie, a kiedy tylko siadł i nie musiał się podpierać, jego dłonie poruszyły się w nerwowej gestykulacji. Znów miały swoją opowieść najwidoczniej.
- Sugerujesz, że istnieje sytuacja w której nie jest najmilej na świecie mnie widzieć? - odetchnął, bo jednak abstrakcyjność całej sytuacji wciąż i wciąż go uderzała, a ulga i poczucie absurdu w połączeniu z szokiem sprawiały, że znów się uśmiechał, choć w tej chwili w nerwowy, niezdrowy, dziwny sposób. Wdech-wydech. Spojrzał na Alexandra i chyba nigdy nie cieszył się na jego widok tak jak dzisiaj. Choć ta radość była dziwna i odrobinkę inna.
- To… - spojrzał na Alexa znowu i pokręcił głową. - nie wiem, Lex. Anomalia chyba. Naprawdę chora, pojebana chyba-anomalia. - stwierdził w końcu uznając, że wdawanie się w szczegóły na nic się nie zda, bo podsumowanie tego wszystkiego chyba nie jest realne w taki sposób, żeby ktokolwiek go zrozumiał.
Spojrzał po sobie, już chyba nawet przestał czuć się nagi po całej tej nocy. Okazuje się że traumatyczne wydarzenia mogą zmienić człowieka w ekshibicjonistę.
- Nie podobam ci się, czy coś? - uważnie obserwował ruch różdżki Alexandra, a kiedy teraz, już spokojniejszy spojrzał na koniec swojej lewej nogi i miał czas - i światło - by zobaczyć ją wyraźnie, poczuł nie tylko ból w nodze, ale przede wszystkim ścisk w żołądku, a potem w gardle. Zamknął oczy, czując duszności które z kolei spowodowały kaszel i niewątpliwie gdyby Bertie nie strawił jeszcze swojej kolacji, Alexander mógłby zobaczyć niestrawioną porcję hot doga. Zamknął oczy na moment, próbując uspokoić oddech, choć w tym momencie chyba zrozumiał co Alex zamierza zrobić.
- Moment. MOMENT. - niby wiedział, że będzie okej, niby już przez to z palcami przechodził, a jednak myśl o tym, co Alex robi trochę go przerastała. Być może przez zmęczenie emocjonalne. A może po prostu nie przywykł jeszcze do obcinania kończyn. Spojrzał faktycznie w sufit i dopiero kiedy ucisk zarówno w gardle i w żołądku zmalał, skinął lekko głową. - Wiedziałem, że w końcu będziesz się chciał zemścić za tę siekierę, ale pamiętaj że to był wypadek, okej? - nie byłby sobą gdyby nie rzucił jakimś durnym żartem. - Dobra, działaj. - w sumie to zapomniał, że Alex zapomniał o siekierze i nie pomyślał, że nie powinien mu przypominać. Po prostu zakrył przedramieniem twarz, żeby nie kusiło go zerkanie w tamym kierunku.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 15:00
Spojrzałem na Berta badawczym wzrokiem - to było dla niego takie typowe, znajdować się w stanie widocznego sponiewierania wyraźnie potrzebującego interwencji uzdrowicielskiej a i tak zaprzątać sobie głowę myśleniem o kimś innym. Czułem się dobrze słysząc pytanie padające z jego ust, ponieważ był to niepodważalny dowód na to, że na przyjaciela wybrałem sobie zdecydowanie właściwego człowieka.
- Jeżeli trafiły tu z tobą to na pewno zajmuje się nimi ktoś bardziej doświadczony niż ja, więc możesz spokojnie założyć, że wszystko będzie z nimi dobrze - odparłem, kiwając lekko głową. Zaniepokojenie było zrozumiałe, lecz jeżeli udało im się dotrzeć aż tutaj to właściwie nie wolałem nawet myśleć o tym, że teraz coś by miało pójść nie tak. - Tak, to właśnie sugeruję, jeżeli zastanowisz się nad okolicznościami tego spotkania może dojdziesz do jakichś pouczających wniosków o tym stanie rzeczy. I co tak właściwie znaczy przynajmniej dwie? Noc była aż tak upojna, że straciłeś rachubę? - rzuciłem szyderczym żartem okraszonym irytującym uśmieszkiem, jednocześnie jednak nie przestając uważnie obserwować Bertiego - jednak do tej czynności zasłona dymna z żartów była zawsze na miejscu. Nie umknęła mi bladość jego skóry i krótkie, nerwowe ruchy poprzetykane niespokojnymi oddechami. Dlatego zaraz po znieczuleniu wymówiłem inkantację zaklęcia uspokajającego: - Paxo.
Podniosłem się z poziomu materaca i przygotowując swoje stanowisko pracy pokiwałem głową ze zrozumieniem. - Też miałem wczoraj przygodę. Wyobraź sobie, że jednego dnia poznałem yeti i anomalię, która chciała przejąć moje ciało i w nim zamieszkać. Świat jest chory - westchnąłem na koniec. Spodziewałem się poniekąd takiej odpowiedzi, ciężko było teraz trafić na inny przypadek niż jakieś reperkusje bliższego zapoznania się ze zdziczałą magią. W takim układzie chyba jednak powinienem bardziej docenić każdy magiczny katar z jakim do mnie przychodzono. Kiedy z jego ust padło bardzo niepoprawne pytanie spojrzałem na Berta z bardzo zmrużonymi oczami, uśmiechając się niczym kot z Cheshire, nie mówiąc nic, zamiast tego poruszając jednak zabawnie brwiami i oblizując usta, akurat w tym momencie, w którym naciągnąłem na dłoń skórzaną rękawiczkę. Nie wiedziałem jednak czy takie zachowania przypadkiem nie podpadają pod szpitalne paragrafy, dlatego zaraz spoważniałem. Nie ja jeden zresztą, do mojego pacjenta w końcu dotarło to, co zaraz się stanie. Zatrzymałem się w pół ruchu, podpierając się pod boki. Uniosłem pytająco jedną brew, kiedy Bertie wypowiedział słowo siekiera. - Siekiera? Jaka siekiera? - zapytałem, dostając w końcu pozwolenie na działanie. Z powstających cięć zaczynały sączyć się płyny ustrojowe, których krople spadając cichutko uderzały o dno stalowej miski. - Mamy dużo czasu, śmiało możesz mi opowiedzieć. Wiesz, nie mam pojęcia czy ktoś miał kiedyś lepszy kontakt z twoim wnętrzem niż ja, nie musisz się przede mną krępować czy wstydzić czegokolwiek - powiedziałem ni to żartem, ni to z wyrzutem, upuszczając kolejny kawałek nogi przyjaciela do miski.
Mmmm, cudownie, pomyślałem lekko marszcząc nos, kiedy krwawienie nasiliło się, gdy po odcięciu wszystkich przypalonych fragmentów. Odrzuciłem skalpel, by przy pomocy szpatułek i szczypców zacząć wybierać pozostałe w kikucie kości skokowe. Zagęściłem ruchy, spiesząc się, aby nie doprowadzić do zbyt dużej utraty krwi przez Bertiego. Miałem ochotę kląć za każdym razem, kiedy moje dłonie przechodził dreszcz spowalniający pracę. Nie robiłem tego jednak z prostego, prozaicznego wręcz powodu: nie należało stresować swoich pacjentów bardziej, niż już byli.

| Szafka
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 09.03.19 21:01, w całości zmieniany 3 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
duża sala - Duża sala - Page 6 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 15:00
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 15:12
- Człowieku, nawet byś nie uwierzył jak. - stwierdził, nie wdając się jednak w szczegóły. Jego psychika była pod tym względem dość silna, potrafiła bronić się przed traumami przez lata sprawdzanym systemem wypierania najgorszych wspomnień. Nie miał potrzeby i nie chciał o tym mówić, nie sądził by miało to w czymkolwiek pomóc i pozostawało mu tylko liczyć, że to wszystko skończy się dobrze.
Zaklęcie Alexa sprawiło (a własciwie dwa, bo Bott pewien był, że dostał dwie porcje), że znów oddychał dość spokojnie, wpierw poczuł właśnie jak jego spięte mięśnie się rozluźniają, jak oddech staje się spokojniejszy, powietrze wcale nie musi przeciskać się do płuc, żołądek się rozluźnia, ustaje chęć wymiotów, dopiero po chwili dotarło do niego, że te wszystkie objawy to były tylko i wyłącznie nerwy, stres.
- O rany… - westchnął pod nosem z ulgi, zupełnie jakby ktoś zdjął z niego jakiś straszny ciężar, odciągnął od niego koszmar. - O kurde. - opadł na poduszkę, nie mogąc nacieszyć się tym zwyczajnym spokojem, jaki rozlał się po jego umyśle. - Alex, rób mi tak częściej, mogę ci płacić.
Zamknął na moment oczy. O tak. Chyba jednak dość dawno się tak nie czuł. Był w stanie nie marudzić, zamknął jednak oczy bo nadal nie miał ochoty oglądać jak Alex odcina mu istniejącą resztę nogi.
- Przejąć? - mruknął. - Spotkałem dzieci przez które przemawiała anomalia. Justine zabrała jedyne, które udało nam się wyciągnąć żywe. - dodał ze spokojem, absolutnie do tej informacji nie pasującym, tym bardziej ciesząc się tym zaklęciem. To było przykre, jednak nadal nie do końca był w stanie odnieść się do tego emocjonalnie. Było tego zbyt wiele, było zbyt dziwne, zbyt mało pojmował swoim umysłem najwidoczniej. A przede wszystkim to zaklęcie dotarło chyba do najdalszych zakamarków jego umysłu, sprawiając mu cholerną przyjemność i niosąc spokój który chyba powinien być refundowany i dostępny w każdej aptece.
- Co zrobiłeś z tym yeti? Wiesz, chcę z Rudery zrobić zwierzyniec, a nie wiem czy ją znasz ale jest bajka o yeti który grał w karty i zawsze chciałem sprawdzić czy to naprawdę możliwe. - dodał jeszcze, przypominając sobie jedną z wielu historii jakie opowiadała mu wiele lat temu mama. Pamiętał je nader doskonale, gdzieś w domu na pewno nadal były książki, choć kilka z nich niewątpliwie powstało w głowie Samanthy Bott.
W tym momencie Alexander dał mu do zrozumienia że młody Bott podoba mu się zdecydowanie za bardzo. Ten parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową.
- Nigdy nie bałem się uzdrowicieli, wiesz? - westchnął jedynie, zaraz jednak kładąc sobie ramię na twarzy żeby jednak nie patrzeć w kierunku nogi bo chyba nawet poczwórna dawka paxo mogłaby mu nie pomóc. - Wiesz, raz już nie miałem palców. Tych z lewej ręki, zagapiłem się przy krojeniu ogórka. Ale wtedy uzdrowiciel nie uspokoił mnie w żaden sposób i go obrzygałem. - nie groził, może lekko uprzedzał, bo nie wiedział jak długo to cudowne zaklęcie potrwa, a jako ubogi człowiek szanował jedzenie jakie miał w żołądku.
W odpowiedzi na pytanie które musiało paść milczał przez chwilę, zastanawiając się nad swoimi zeznaniami.
- Nad lewym okiem masz bliznę, nie? - wspomniał mu, bo w sumie Alex mógł mieć trochę więcej podobnych śladów, choć ten akurat był jedynym póki co śladem po znajomości z Bertiem. Póki co, gdyż znajomość z młodym Bottem potrafi wyryć się nie tylko na psychice, ale i na ciele.
- W każdym razie wiedz, że to NAPRAWDĘ był wypadek. - dodał, mocny nacisk kładąc na swoje zapewnienia. - Poza tym można powiedzieć, że wyryłem ci ślad aż do głębi duszy. Prawdziwa przyjaźń. - uśmiechnął się szeroko patrząc w sufit, pod którym jego ręce znów prawiły opowieść, a po chwili namysłu, unosząc je powoli z namysłem dodał jeszcze - No, krzyczałeś w każdym razie w sumie jakbym to zrobił.
Uśmiechnął się szeroko, wykonując przy tym ruch jakby zamachnięcia zarówno rękami jak i nogami, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że w sumie to w tej sytuacji jest to wybitnie mało korzystny odruch. Dobrze chociaż, że już nie myśli o stopie.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 15:21
Uśmiechnąłem się pod nosem na westchnienia ulgi, które wydobywały się z Bertiego, zaraz jednak donośnie artykułując triumfalne “ha!”, kiedy zostało wspomniane coś o zapłacie.
- Poszerzenie oferty gastronomicznej o gwarantowany deser do obiadu w pracy będzie zawsze mile widziane - wyszczerzyłem się do cukiernika wiedząc, że ten nie da prosić się długo, o ile oczywiście takie zdanie można było nazwać prośbą. Raczej niezbyt subtelną aluzją, zwłaszcza, że i tak dostawałem od czasu do czasu sowę z nowymi słodyczami do testowania. - Jak dorzucisz jeszcze herbatę to mogę ci nawet wymasować stopy - dodałem, dopiero po chwili orientując się, jakie faux pas popełniłem. - Stopę, znaczy się - poprawiłem pomyłkę dochodząc jednocześnie do wniosku, że był to nawet całkiem udany nieśmieszny żart.
Pracując nad kikutem Bertiego skupiłem się bardziej na tym co robiły moje dłonie niż to, co wyrzucały z siebie usta przyjaciela, lecz mimo wszystko starałem się nie zgubić szlaku, jakim prowadził rozmowę.
- Była z tobą Justine? To dość fartownie - mruknąłem w zamyśleniu, czując jak ciekawość coraz bardziej zaczyna naciskać na mój język. Nie poddałem się jednak chwilowej słabości i nie pytałem, ponieważ zestresowanemu Bertiemu na pewno by to nie pomogło. Zamiast tego mówiłem o tym, czego ja miałem okazję doświadczyć. - Yeti raczej nie byłby w stanie zagrać w karty. Chyba że z Louisem, jak na mugola radził sobie cholernie dobrze z porozumiewaniem się z tym stworzeniem - uniosłem lekko brwi, jakbym chciał jednocześnie przytaknąć - jednak jako że to co aktualnie robiłem nie pozwalało na zbyt gwałtowne ruchy to pozwoliłem sobie ograniczyć się tylko do gestykulacji brwiami. Kolejne kawałki zwęglonych tkanek opadały do miski, odsłaniając krwawiące ciało. Prawdziwa zabawa zaczęła się jednak dopiero wtedy, gdy dobrałem się do stawu. Musiałem pozbyć się całej tej części, która tworzyła go od strony stopy. Może dlatego nie do końca słuchałem tego, co Bert mówił o uzdrowicielach, ponieważ wyłączyłem się tak bardzo, że jego słowa na moment srtaciły dla mnie sens. Dopiero kiedy ostatnie z niepotrzebnych na razie kości opuściła nogę Berta wyprostowałem się, spoglądając na paplającego Botta.
- Chyba sam się o to prosił w takim razie. Nawet mi go nie żal - prychnąłem. Przecież wystarczyło spojrzeć na Botta żeby wiedzieć, że trzeba było powziąć przy nim wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa. Pochyliłem się znów nad kikutem, ale ponownie ktoś postanowił mi przerwać. Uniosłem spojrzenie spod lekko ściągniętych brwi i machinalnie uniosłem dłoń, żeby dotknąć miejsca nad lewym okiem gdzie skośną kreską położyła się niewielka blizna. Kiedy poczułem na czole dotyk czegoś mokrego zorientowałem się, że tak nie do końca byłem zawsze bystry.
- Niech to… Dobra, mam bliznę. Co z nią? - pospieszyłem Botta, krzywiąc się pod wpływem świadomości, że mam jego krew na czole. Zdjąłem rękawiczki i złapałem za różdżkę, wskazując na krwawiący kikut. Cóż, czasem trzeba było coś popsuć jeszcze bardziej, żeby to naprawić. - Fosilio - wymówiłem inkantację, zaraz jednak z kikuta znów wlepiając wzrok w gestykulującego przyjaciela. W Bertiem zabawne było to, że gdy coś opowiadał to dodatkowo też to wszystko odgrywał. Uśmiechnąłem się mimo woli, ponieważ wizja Bertiego raniącego mnie siekierą wydała mi się dosyć komiczna. Dość łatwo mogłem w końcu zginąć, a skończyło się tylko na niewielkiej bliźnie.
I wtedy właśnie uderzyła karma. Bertie zamachnął się nie tylko rękoma, ale też i nogą. W ostatniej chwili zorientowałem się, co się święci, odchylając się w bok. Zgromiłem Botta wzrokiem, już ani trochę nie będąc rozbawionym.
- Nie wiem jak wysoko na liście twoich pragnień jest bycie przywiązanym do łóżka, ale jeszcze jeden taki numer i zostaniesz uziemiony - uniosłem palec, w manierze pełniej pogróżek kierując go w stronę Botta.

| Obrażenia Berta: 173/220 (5 - osłabienie, 12 - oparzenia, 10 - psychiczne, 30-cięte [obrażenia lewej stopy]


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
duża sala - Duża sala - Page 6 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 15:21
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 30
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 15:22
Bertiemu nie przeszkadzał czasowy brak zainteresowania ze strony Alexa. Jego zainteresowanie też mu nie przeszkadzało. W sumie to Alex po prostu mu w tej paplaninie nie przeszkadzał, Bertie sobie mówił, machając przy tym kończynami, z początku tylko dwiema najbardziej mobilnymi.
- Ej, a z nogą robi się jak z palcami? W sensie będzie w słoiku rosła i mi ją przykleicie? - spytał zapewne tak spokojnie tylko dzięki zaklęciu uspokajającemu. W innym wypadku niewątpliwie bałby się, że z jakiejś przyczyny tej nogi nie da się jednak odtworzyć i pozostanie kaleką. Ostatecznie anomalie są bardzo nieprzewidywalne. Zaklęcie uspokajające działało jednak bezbłędnie. - Mogę mieć ten słoik? To jest super.
Dodał jeszcze, nie zastanawiając się przy tym jakoś mocno nad ilością szkła jaka notorycznie tłucze się w jego domu absolutnie-nie-z-jego-winy-ani-za-jego-sprawą. Patrzył na Alexandra przy tym uważnie, bo taka stopa w słoiku nad kominkiem całkiem fajnie by mu do Rudery pasowała.
Na wspomnienie o Lou zmarszczył brwi. Faktycznie Alex poznał jego kuzyna, ale co Lou robił w centrum jakiejś anomalii?
- W sensie Louis mój kuzyn? Zastanawiałem się co z nim, dawno go nie widziałem. - przyznał, bo w sumie to jakoś tak rówieśnik trochę zniknął z jego pola widzenia, a rodzinka generalnie dość mocno uważała na swoich mugolskich przedstawicieli. - Wiadomo, że radził sobie dobrze. To Bott, ma komunikację ze wszystkim co dziwne w genach.
Stwierdził z lekkim uśmiechem, bo na prawdę był z tej swojej popapranej rodzinki dumny. Nigdy nie zamieniłby jej na absolutnie żadną inną. Ta dziwna familia stanowiła idealną proporcję chaosu i miłości, z lekką posypką złożoną z tendencji do głupich i lekko patologicznych zachowań.
- Mi trochę tak. Wiesz, on wkurzył się na mnie, byłem mały, a obok była moja mama. Nie chciałbyś tego widzieć. - przechylił lekko głowę z dość ciepłym uśmiechem, który był bardzo charakterystyczny dla chwil w których opowiadał coś o swoim domu rodzinnym. Sammy Bott na codzień nie jest zbyt wojowniczą kobietą, jednak niewątpliwie w obronie dziecka, a tym bardziej kilkuletniego dziecka które panikuje bo straciło palce, potrafi w nią wstąpić hybryda demona i lwicy.
Uśmiechnął się szerzej widząc, jak przyjaciel bada bardzo dobrze mu znany ślad na czole i lekko tylko wzruszył ramionami, zaraz wyjaśniając to. Pokrótce.
- Musieliśmy posiekać trochę drewna i złapałeś za łopatę i próbowałeś sobie z nią radzić. - stwierdził może i nie mówił prawdy, ale kto by się przejmował, skoro Alex nie wie co jest prawdą, a co nie. - No to chciałem ci podrzucić siekierę i pokazać jak to się robi i tak-jakoś-wyszło.
Wzruszył jeszcze ramionami, rozkładając przy tym ręce. Kiedy kłamał, zawsze gestykulował mniej i bardzo często osoby które znały go najlepiej to poznawały. Ewentualnie po mimice, choć tym razem nie mówił niczego, co mógłby mimiką twarzy ewentualnie zdradzić, była więc szansa że Alex mu uwierzy w już nie pierwszą dziwną historię o swoim życiu. Wkręcanie mu ich w sumie było dla Bertiego całkiem zajmującym zajęciem. Szczególnie kiedy zastanawiał się jak wyglądałby exSelwyn próbujący siekać drewno łopatą.
Zaraz z resztą pokazywał mu piękne machnięcie, które na szczęście nie skończyło się źle, a nawet Alexowi udało się uskoczć przed kopniakiem. Brawo!
- No dobra, dobra. - uniósł lekko ręce. - Nie zrobiłem tego celowo.
Co oznacza, że kolejny raz też celowy nie będzie.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 20:11
| Bertowi nie wyszedł blef
Obrażenia Berta: 173/220 (5 - osłabienie, 12 - oparzenia, 10 - psychiczne, 30 - cięte [obrażenia lewej stopy]


Ze skupieniem obserwowałem, jak otwarte naczynie krwionośne w nodze Bertiego zasklepiają się solidnym skrzepem, zamykając swoje światło i tym samym zapobiegając dalszej utracie krwi. Odetchnąłbym z ulgą - byłem jednak profesjonalistą i nawet kiedy przyszło mi leczyć mojego najlepszego kumpla nie pozwalałem sobie na niektóre z niedociągnięć w sztuce uprawiania zawodu uzdrowiciela.
Moja dłoń zadrżała ponownie, a ja pospiesznie opuściłem niżej dłoń. Spojrzałem na Botta z namysłem, zastanawiając się, na ile mówi teraz na poważnie, a jak bardzo się zgrywa.
- Tak, to jak z palcami, będzie rosła w słoiku. I nie, pod żadnym pozorem nie będziesz mieć tego słoika w domu. Słoik zostaje w Mungu, w pracowni alchemicznej, dokładnie opisany i poza zasięgiem twoich destrukcyjnych zdolności - wypowiedziałem na wpół z przekąsem, całkiem na poważnie, a trochę też ze zmęczeniem, odpowiadając na uważne spojrzenie Botta swoim, nieznoszącym sprzeciwu. Wiedziałem, że Bertie tak tej sprawy nie zostawi i pytania o ten słoik będą teraz nieustannie wypływały na powierzchnię przy jakiejkolwiek naszej rozmowie. Choćby dlatego, że męczenie mnie o to będzie sprawiało mu niesamowitą frajdę.
- Tak, Louis, twój kuzyn. Lubię go, jest naprawdę w porządku. I bez niego chyba bym stamtąd nie wyszedł żywy - przyznałem, zabierając miskę z resztkami nogi Berta. Zakryłem ją dokładnie chustą po czym machnąłem różdżką - stalowa misa uniosła się w powietrze i poszybowała przed siebie, prosto do utylizacji. Ja zaś odwróciłem się do przyjaciela, zaplatając ręce na piersi - wcale nie dlatego, żeby ukryć po raz wtóry zdrętwiałe palce - i przypatrując mu się jeszcze przez chwilę. Pod wpływem zaklęcia uspokajającego był naprawdę zabawny - albo inaczej, jego bottowa aura była spotęgowana i atakowała swoje otoczenie trzy razy intensywniej niż zwykle. Wyłapałem jeszcze kilka ran po oparzeniach na dość nagim ciele Bertiego, dlatego kiedy tylko poczułem, że znów mam pełną władzę w dłoniach złapałem po raz wtóry za różdżkę. Słowa o siekierze powstrzymały mnie jednak przed dalszym działaniem. Przechyliłem głowę, unosząc wysoko brwi, lekko nie dowierzając w to, co właśnie usiłował mi wmówić.
- Bertie, ja może i straciłem pamięć, ale idiotą nie jestem - powiedziałem, nie mogąc jednak pohamować uśmiechu, który wpełzł mi na usta. Fakt faktem, że wizja rąbania drewna łopatą była całkiem zabawna. - Ale jak już zacząłeś ten temat to możesz mi powiedzieć, jak tak naprawdę zdobyłem tę bliznę - powiedziałem.
Kiedy Bott w końcu się uspokoił zbliżyłem się do niego, cały czas jednak posyłając ostrzegawcze spojrzenia to jemu, to znów jego nodze. A jako, że leżał wyjątkowo jak na siebie nieruchomo to wyciągnąłem przed siebie różdżkę i przykładając ją wpierw do oparzeń na ciele, a później do kikuta.
- Cauma Sanavi. Curatio Vulnera Horribilis.

| Szafka
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 09.03.19 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
duża sala - Duża sala - Page 6 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 20:11
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 3, 29
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 21:08
- Że też to akurat musisz pamiętać, co? - wywrócił oczami, kiedy Alex tonem jakiego nie raz używała jego mama oznajmił, że młody Bott nie dostanie słoika ze swoją nogą do domu. Kicha, jak żyć? Kiedy ten słoik tak cudownie by się w Ruderze odnajdował. Choć z drugiej strony w sumie to Bottowi zależało na tym, żeby poskładano go jak najszybciej.
Więc może jest w tym trochę racji. OCIUPINKĘ.
- A ta stopa potrafi się poruszać? - w sumie skoro jest w stanie poruszać wszystkimi swoimi kończynami, a ta stopa powstanie z jego kwi i włosów - tak, pamiętał to całkiem dokładnie - to chyba powinien móc ruszać i nią? Może spróbuje ją kiedyś odwiedzić i sam potestuje. Choć pewien uzdrowiciel by go pewnie za to zabił. Z drugiej strony to byłoby nieetyczne ze strony uzdrowiciela, więc może jednak nie?
W sumie to nie był pewien na ile Alex jest zaznajomiony ze światem ludzi pracujących fizycznie. W sumie to wiedział, że tam w lesie złapał za siekierę po raz pierwszy w życiu, a cholera wie co by mu mogło przyjść jeszcze do głowy, szczególnie że o mugolskim świecie chyba nie wiedział jakoś szczególnie wiele. Uśmiechnął się więc szerzej, choć trochę szkoda, że jego rozmówca nie dał się nabrać. Musi mu powymyślać lepsze fałszywe wspomnienia. Przygotuje się następnym razem.
- Warto było spróbować, nie? - uśmiechnął się pod nosem. - Rąbaliśmy drewno w lesie. - nie był pewien czy Alex wie o wybuchu, ale raczej ktoś go już o tym uświadomił. Jak i o tym, że Zakonnicy odnawiali budynek własnymi siłami. - W każdym razie mnie zagadałeś no i wiesz, więc sam jesteś sobie w gruncie rzeczy winien. - dodał, bo powinien wiedzieć, że dłonie Bertiego mają własne, mordercze dusze - No i jakoś tak gadamy, coś ci opowiadam i jebs, nagle słyszę jak się drzesz, krew widzę, myślę se nie no, jak nic zabiłem Selwyna. Już nawet się zastanawiałem, gdzie by tu zwłoki zakopać, bo ponoć za szlachtę to się idzie siedzieć na dłużej niż za takiego normalnego szaraka, a w Azkabanie to na bank nie karmią za dobrze. No i dementorzy to mało rozmowni pewnie są, a przecież człowiek musi sobie czasem pogadać, nie? - kontynuował swój wywód, plotąc przy tym trochę pierdoł jak to on i rozkładając ręce, choć trochę prawdy w tym było, w sumie to się w pierwszej chwili wystraszył. - Ale potem sobie myślę że nie no, martwy to się raczej nie wydziera. No i wyjąłeś różdżkę, ale na szczęście zamiast mi oddawać to się po prostu wyleczyłeś, czy w kazdym razie krwawienie jakoś zatamowałeś, ale blizna ci została. Ot i cała historia.
Podsumował tę jakże szaloną przygodę, która trwała jakieś dziesięć razy krócej niż opowieść o niej, ale kto by się takimi detalami przejmował? Nie on.
Nawet opuścił kończyny, kiedy Alex znów skierował na niego różdżkę, a ta dotknęła śladów po łańcuchach na jego piersi.
- Jest szansa, że nie będzie blizn?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
duża sala - Duża sala - Page 6 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Duża sala [odnośnik]09.03.19 22:00
| Obrażenia Berta: 215/220 (5 - osłabienie, 12 - oparzenia, 10 - psychiczne, 30 - cięte [obrażenia lewej stopy]

Uniosłem kąciki ust w uśmieszku.
- Pamiętać? Nawet jakbym się nie dowiedział wcześniej to z obserwacji poczynionych na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy mógłbym spokojnie wywnioskować to samo - odparłem, a uśmieszek przemienił się na chwilę w pełnowymiarowy wyszczerz, przynajmniej do momentu w którym nie wróciłem do pracy nad tym, żeby Bertie znów był piękny jak dawniej.
Chociaż z początku sprawiały problemy, ostatecznie rany na ciele Berta poddały się działaniu magii leczniczej. Szramy zasklepiły się, pokrywając uszkodzone tkanki świeżym i gładkim bliznowcem. Pokiwałem głową - wszystko wyglądało naprawdę dobrze. Od podziwiania efektów mojej pracy oderwała mnie jednak opowieść, którą zaczął snuć Bertie. Słuchałem go w skupieniu, nie mogąc jednak powstrzymać wesołości - to o czym mówił brzmiało bowiem niczym scenariusz teatralnej farsy. Pokręciłem głową, wybuchając śmiechem przy części o domniemanym wyroku za zabicie arystokraty. Arystokraty - nie wiedziałem dlaczego, ale niewyobrażalnie mnie to teraz bawiło. Westchnąłem w końcu, patrząc się na Botta ciepło.
- Jesteśmy siebie warci, muszę przyznać. Ale wracając do tego, co nas tu przywiodło to wygląda na to, że jeżeli za miesiąc niczego nie sknocę przy dołączaniu stopy do reszty nogi to nie będzie śladów - powiedziałem, nachylając się jeszcze odrobinę nad wcześniej poparzoną klatką piersiową Bertiego. Nie zauważyłem jednak jakichkolwiek nieprawidłowości, dlatego wyprostowałem się i spojrzałem na przyjaciela z pewną dozą samozadowolenia. - Będziesz żyć, stety-niestety, za łatwo się od ciebie nie uwolnię. Poleżysz sobie pięć dni, żeby pozwolić ciału się zregenerować. Pięć dni i ani jednego krócej - położyłem nacisk na tej liczbie, nie chcąc żeby Bertie później próbował mi wcisnąć kit, że powiedziałem inaczej. - Przeniesiemy cię pewnie na inną salę, ale to już kwestie bardziej prozaiczne. Po miesiącu od momentu uwarzenia eliksiru będziesz musiał stawić się na przyszycie stopy - dodałem, sięgając po teczkę Bertiego i otwierając ją na ostatniej stronie. Chciałem napisać wszystko sprawnie, jednak ręce co rusz płatały mi figle i musiałem zatrzymywać ruch pióra na pergaminie. - I proszę cię, próbuj nie zdewastować sobie tej nogi bardziej niż już jest - powiedziałem jeszcze, zerkając na Bertiego z odrobiną troski wmieszaną między uzdrowicielskie zblazowanie.
Wiedziałem w końcu, że moje prośby to równie dobrze mogłoby byś świstanie zeszłorocznego wiatru - Bertie miał w końcu talent do pakowania się w kłopoty.

| zt x2


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
duża sala - Duża sala - Page 6 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Duża sala [odnośnik]10.03.19 0:59
| po odległej stacji metra

Zawiodła. Ta świadomość rozchodziła się po całym jej ciele i umyśle. Zjadała ją, niczym groźny wirus z którym nie była w stanie nic zrobić. Ponownie, pomimo wszystkiego, czego się nauczyła. Wszystkiego, co zrobiła. Co umiała. Pomimo bycia najlepszą w czasie początku kursu. Właśnie, początku. Zaciskała ze złością szczękę. Nie rozumiała co się stało. Zdawała się tam całkowicie bezsilna. Jedna z kobiet nie władała magią dobrze. Ale to co robiła Rookwood było niepokojące. Nikt nie był tak dobry. Nikt nie był tak bezbłędny, wiedziała, że nie. I do tego Horatio. Widziała jak Bertie je rzuca i chociaż nie podejrzwała go o tak zaawansowaną znajomość uroków, to każdym kolejnym udowadniał, że doskonale wie, co robi. Nie była w stanie zrobić nic. Utrata krwi nadal trzymała ją w łóżku. Była zbyt słaba. Napisała kilka listów, ale nie napisała do niego.
Nie mogła, czy nie chciała? Nie wiedziała. Kilka razy zawieszała dłoń nad kartką, na której widniało jego imię i wpatrywała się w nią uparcie próbując znaleźć słowa. A raczej mając nadzieję, że te same do niej dotrą. Ale nie dochodziły. Bo co miała napisać? Że po raz kolejny zawiodła? I dlaczego powinna, skoro próbował odsunąć ją od siebie możliwe najdalej. Nie chciał jej w swoim życiu i chociaż postanowiła, że tak łatwo jej nie odsunie, to bała się. Bała się słów, bała się kolejnego kroku, choć bez nogi i tak nie była w stanie żadnego wykonać. Ale nie mogła się zdecydować, co pomoże jej bardziej. List do niego, czy jego brak? I rozmyślała o tym ciągle, nie mając nic więcej do roboty. Napisała wiadomość do Bones informując ją o tym, że kilka najbliższych dni spędzi w Mungu. Uzdrowiciel widocznie i dosadnie dał jej to do zrozumienia. Zaznaczyła też, że zamierza kontynuować kurs i zjawi się na zajęciach gdy tylko wyjdzie ze szpitala. Na razie nie wiedziała jak, ale miała nadzieję, że Eileen coś wymyśli. Na to liczyła. Gdy ta wchodziła do sali w której ją położono siedziała podciągnięta trzymając na kolanach pusty papier w który się wpatrywała z uporem. Podniosła wzrok czując jej obecność. Kołdra zakrywała jej nogi, choć tam gdzie powinna uwypuklać się prawa łydka opadła znacząc o nicości. Miała podkrążone oczy i szarawą cenę. Znów wyglądała okropnie.
- Nie musiałaś się fatygować. - powiedziała spokojnie unosząc lekko, mizernie, kącik ust ku górze. Nie musiała, ale przyszła i za to Tonks ją kochała całym sercem.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
duża sala - Duża sala - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]10.03.19 10:14
To był dobry dzień. Właściwie zaczął się dobrze. Nie wyspała się, ale po zjedzeniu porządnego śniadania razem z Herewardem miała energię na podejmowania się domowych zadań. Nie musiała dokładnie sprzątać, starała się coś robić codziennie, dlatego zazwyczaj chwytała tylko za miotełkę i strzepywała osadzający się kurz z szafek, kichając przy tym niemożebnie. Potem zazwyczaj zajmowała się czytaniem traktatów alchemicznych, które udało jej się znaleźć w biblioteczce, albo podejmowaniem kolejnych prób nauczenia się od nowa szydełkowania. Marnie jej szło, chociaż starała się trzymać porad matki i przekładać palce odpowiednio do wyciąganej włóczki. Wszystko, co udało jej się do tej pory zrobić, to był jakiś dziurawy skrawek fioletowego szalika. Jak na niego patrzyła, to odchodziły jej chęci robienia czegokolwiek z nim dalej. W kuchni szło jej za to coraz sprawniej. Kiedy mięso miękło w aromatycznym sosie, sama mogła zabrać się za gotowanie kaszy i przyrządzanie surówki z młodej kapusty, którą udało jej się kupić jeszcze w Hogsmeade. Wiedziała, że Hereward zje w Hogwarcie, ale zawsze coś mogło zostać na kolację. Upiekła jeszcze szarlotkę, choć definitywnie wolała gotować niż piec, i odstawiła ją na parapet do wystygnięcia. Usiadła na chwilę w salonie, żeby odpocząć, bo kostki zaczynały już sygnalizować jej, że przeholowała z tym chodzeniem dzisiaj. I wtedy do okna zapukał jakiś ptak. Sporej wielkości, brązowe pióra, bystre spojrzenie.
Baron.
Podniosła się z trudem, z tyłu opierając o kanapę, i podeszła bliżej, zaraz otwierając okno, żeby go wpuścić. Palcem lekko pogładziła go pod dziobem, żeby zyskać jego chwilowe zaufanie, i odwiązała liścik od nóżki. Ucieszyła się, że to od Justine. Ale zaraz ta radość zniknęła w oka mgnieniu. Na początku pomyślała, że to jakiś głupi żart, ale szybko przypomniała sobie, że w Londynie trwała wojna. I że Just była już Gwardzistką.
Wybrała się szybko, próbując utrzymać miarowy oddech i nie pozwalając na to, żeby stres pozwolił jej na utratę kontroli. Dziecko – to o nim myślała w pierwszej kolejności. Spakowała obiad do pudełek, ukroiła ciasto w jakimś wyuczonym odruchu, i wyszła z domu, nawet nie zostawiając Barty’emu karteczki, gdzie jest. Najszybciej było Błędnym Rycerzem. Zawołała go na głównej ulicy w Hogsmeade, żeby tak dostać się do Munga. Nie biegła, nie była w stanie, ale szybkim chodem pokonała korytarze, pytając każdego napotkanego uzdrowiciela, gdzie leży Justine Tonks – aż napotkała mężczyznę, który w końcu na jej pytanie odpowiedział.
Stanęła w progu Sali, rozglądając się za nią. Białe włosy rzuciły jej się w oczy niemal od razu. Za chwilę usłyszała głos.
Fatygować?! – spytała szeptem, który graniczył powoli z agresywnym, odrobinę krzyczącym pytaniem. – Ty chyba sobie ze mnie żarty stroisz! Piszesz mi w liście, że nie masz nogi i jeszcze mi mówisz, że niepotrzebnie się fatygowałam! – zanim przy niej usiadła, nachyliła się, żeby ucałować ją w skroń. Wręczyła jej pakunek obwiązany kremową, lnianą chustką. – Na pewno jesteś głodna, jedz. Jak ty wyglądasz… co się stało? – spytała, nie kryjąc troski. Nie przyzwyczaiła się do stanów zagrożenia, w które wpadali jej najbliżsi. I nie sądziła, że kiedykolwiek się tego nauczy.
Zerknęła na nią jeszcze raz, a potem na kołdrę, pod którą kryły się nogi. Wystarczyło, że widziała ten znaczny i upiorny ubytek. Czuła, jak serce mocno waliło w jej piersi.
Kto ci to zrobił?


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
duża sala - Duża sala - Page 6 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Duża sala [odnośnik]10.03.19 12:37
Może nie powinna tego zrzucać na nią. Ale nie pomyślała o tym wcześniej. O tym, żeby jej nie niepokoić i że informacja o tym, że straciła nogę może być dla niej odrobinę stresująca. Było to dziwne uczucie, miała świadomość, że jej nie ma. Nogi w sensie. Ale niezmiennie o tym zapominała. Próbowała się podnieść, a nawet wstać, ale musiała zabierać się za to sprytnie, bo wredne pielęgniarki gdy tylko zauważały, że próbuje wstać z łóżka znajdowały się przy niej. Udało jej się raz usiąść na skraju łóżka i podnieść i gdy stanęła z wysiłkiem na jednej nodze, pomagając sobie rozstawionymi dłońmi. Nie wiedziała co dalej. Żeby zrobić krok do przodu, potrzebowła drugiej nogi. Powinna skakać? Czemu to jasnej cholery nie przynieśli jej jeszcze jakiś kul, czy laski. Chyba wiedzieli, że wyjdzie stąd tak szybko, jak będzie w stanie sama dojść do drzwi. Zacisnęła zęby w złości nie będąc w stanie zrobić więcej. Więc pisała, czując jeszcze ból i zmęczenie, nadal mając przed oczami koszmary. Piła ekisiry przeciwbólowe jak jej kazali, bo wiedziała, że bez nich nie wytrzyma.
Ale Eileen przyszła niewiele po tym jak wysłała list. Niewiele po tym, jak odzyskała świadomość i przytomność. Spojrzała na nią spokojnie coś w jej sercu poruszyło się na złość wymieszaną z troską, która wypływała z jej ust. Przymknęła powieki, gdy jej wargi musnęły Tonksowe czoło w opiekuńczym geście. Wilde od zawsze miała wielkie serce i niewielkimi gestami sprawiała że wszystko miało znaczenie. Była dla niej jak starsza siostra, której nigdy nie miała.
- Będziesz wspaniałą matką. - powiedziała cicho, czując jak oczy lekko jej wilgotnieją. Dlatego skupiła spojrzenie na pakunek, który trzymała w dłoniach. Będziesz, była o tym przekonana. Ale jednocześnie też radości i pewności towarzyszył żal. Żal, że ich czasy są tak niepewne. Żal, że ona sama nigdy tego nie doświadczy. Zsunęła dłoń z pakunku i położyła na brzuchu. Ale czy nie doświadczyła tego już? Doskonale pamiętała jakie to uczucie, gdy życie rozwija się w tobie. Jakie to uczucie kochać kogoś mocniej niż siebie. - I nie powinnaś. Nie pomyślałam z tym listem. - westchnęła unosząc dłoń żeby podrapać się po policzku. - Ale uzdrowiciel mówił mi o protezach i przeszczepach i trochę nie zrozumiałam do końca bo we wszystko zamieszane były eliksiry. - rozwinęła pakunek uśmiechając się lekko na widok tego, co zostało w środku. - Wyglądam fenomenalnie. - mruknęła wywracając lekko oczami, cóż chyba jednak obecność Randalla jakoś się jej udzielała. To była niedogodność, ale to nie miało szansy by ją zatrzymać. Tylko śmierć była w stanie tego dokonać. Westchnęła na ostatnie z pytań i zabrała się za jedzenie.
- Poszłyśmy z Pomą do metra. - ściszyła bardziej głos unosząc spojrzenie na Eileen. - Ale miałyśmy towarzystwo. Teraz jednak było inaczej. - zmarszczyła brwi i nos nad czymś się zastanawiając. - Rookwood coś wypiła. Widziałam flakon, ale nie jestem pewien jaki to był, chyba miał jasny kolor ale stały daleko. -mówiła, wkładając sobie do ust kawałek jedzenia. Musiała jeść, żeby odzyskać szybko sił i opuścić to ponure miejsce. - Wiesz jak jest przy anomaliach, magia jest niepewna, uroki nie wychodzą, chybiają. Ale jej, jej wychodziło wszystko. - pokręciła lekko głową nadal nie rozumiejąc co zaszło. - Rzuciła Horatio. Horatio, Eileen. To jest potężny urok. Nie byłabym w stanie go rzucić. Niewielu jest, potrzeba lat ćwiczeń żeby to osiągnąć, to cholernie skomplikowane zaklęcie. A ona to zrobiła tak. - uniosła dłoń i strzeliła palcami. Wrzuciła do ust trochę kaszy i surówki. - Gdy zakończyło się jego działanie byłam bez różdżki. Próbowaliśmy uciec Abesio, ale magia mnie zawiodła. Pomona. Pomona uciekła. - chyba, nie napisała do niej jeszcze, ale widziała jak znika z metra. - Próbowała spętać moją wolę, chyba chciała zrobić to co z Alexem. Czułam jej władzę tutaj. - zostawiła na chwilę widelec, żeby popukać się palcem wskazującym w czoło. - Wiem, że tak, bo zaraz po tym jak je rzuciła zaczęła wydawać polecenia. - westchnęła znów zabierając się do jedzenie. Pominęła kawałek o wydłubywaniu oczu. - Ale nie była na tyle silna, by przytrzymać mnie długo. Nie była silna. - zacisnęła dłoń mocniej na widelcu. Ręką zatrzęsła jej się lekko. - Dla własnej rozrywki rzuciła zaklęcie pozbawiając mnie nogi. Zabrała mi różdżkę. Właściwie, chyba prawie udane Abesio i anomalia mnie wyciągnęły. - wzięła się za jedzenie. Wzruszyła lekko ramionami i pokręciła głową sama do siebie. - Powinnam to zgłosić, ale nie byłyśmy tam do końca legalnie - mruknęła unosząc spojrzenie na kuzynkę.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
duża sala - Duża sala - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Duża sala
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach