Wydarzenia


Ekipa forum
Altana
AutorWiadomość
Altana [odnośnik]15.11.17 11:19

Altana

Jedno z nieco mniej dzikich, a przez to przyjemniejszych miejsc wśród ogrodów wokół Durham Castle - w lecie mieszkańcy zwykli jadać tam posiłki, o ile pogoda dopisywała. Altana stanowi mocną konstrukcję, bogato zdobioną u góry motywem roślinnym, w co wkomponowane są również elementy oświetlenia. W zależności od potrzeby, miejsce to może służyć również do wystawienia stołów z przekąskami dla gości lub scenę dla orkiestry grającej na przyjęciu... pamiętajmy jednak, że Burke'owie zdecydowanie stronią od tego typu imprez.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Altana Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Altana [odnośnik]21.11.19 17:01
adeline & jayden15 marca
Dostając list od lady Burke, która powoływała się na jego mamę, musiał upewnić się u rodzicielki, o którą konkretnie osobę chodziło. W końcu nie orientował się w tej arystokratycznej menażerii małżeństw, która niczym labirynt zawiłości potrafiła zgubić poszukiwacza prawdy już na samym początku. Na szczęście wystarczyło powiedzieć Josephine Vane imię, a już doskonale wiedziała, do kogo dopasować resztę opisu. Musiała naprawdę lubić tę młodą pannę, skoro wypowiadała się o niej w samych superlatywach, pozwalając na to, by cień uśmiechu przemknął przez jej gładką twarz. Sam Jayden czuł zaskoczenie już w momencie, gdy nieznana sowa osiadła na parapecie Wieży Astronomicznej, pohukując groźnie i ponaglająco. Nie, żeby obce ptaki przynoszące listy były czymś nadzwyczajnym w jego przypadku, lecz ostatnie wydarzenia z jego życia zupełnie wytrąciły go z oczywistego rytmu naukowca. Pomimo że brał udział w całym plutonie projektów oraz badań, miały one już drugorzędne znaczenie. Bo czy świadomość pokonywania wspólnych trudów z kimś drogim u boku, nie znaczyło więcej ponad całą wiedzę świata? Od zawsze wiedział, że to sercem należało się kierować, nie zaś rozumem i chociaż czasami się na tym sparzył, nie przestawał podążać tym tropem. Zawiódł go wszak tak daleko i nie pozwolił, by Vane się zatracił w rozpaczy, która po drodze go dopadła i bezlitośnie próbowała rozszarpać. Żaden człowiek nie był silny w pojedynkę. Nawet największy mędrzec, będąc jedyny i samotny nie miał z kim swoją wiedzą się dzielić. Na co więc pozjadanie wszystkich rozumów świata, jeśli nie było kogoś jeszcze? Właśnie dlatego Jayden zawsze miał wybierać drugiego człowieka nad naukę. Chociaż kochał ją całym sercem, wiedział, że koniec końców była ona bezcelowa i że to właśnie to kryło się na końcu wszelkich erudycyjności. Nie samemu, lecz razem.
Zmierzając ku domostwu jednego ze skrajnie konserwatywnych rodów, Jayden zastanawiał się, jak bardzo moralna była decyzja, której się podejmował. Wiedział wszak, że przekraczając próg zamku, znajdował się na terytorium ludzi wspierających niemalże neutralizację czarodziejów pochodzenia mugolskiego. Na wybiciu ich i kultywowaniu cech iście czystych. Gdyby nie jego urodzenie, nigdy nie miałby wstępu do tego świata, chociaż mógłby mieć taką samą wiedzę, taki sam status. Przez lata przewinął się przez wiele domów należących do rodzin szlachciców — wspominał swobodnych, lecz eleganckich Flintów żyjących na pograniczu lasów; oczami wyobraźni widział również ciepłe barwy posiadłości Shafiqów, którzy zawsze bacznie wieszali spojrzenie na jego bladej twarzy; słyszał w głowie śmiechy małych, rudawych pociech z pałacu Prewettów; miał do czynienia z eleganckimi, delikatnymi pannami z francuskich brzegów wyspy Lestrange'ów. Nigdy nie miał do czynienia z żadnym z przedstawicieli rodu Burke. W samym Hogwarcie pojawiali się sporadycznie, a gdy już do tego dochodziło, nie interesowali się astronomią. Jayden wiedział, że byli starym, bardzo surowym w realiach odłamem północnej arystokracji, a ich polityka wyostrzyła się wraz z wyborem nowego nestora rodu. Edgar Burke był od niego kilka lat starszy, lecz poważany wśród elity wprowadzał rodzinę w nową erę. Czy stąd pojawił się ów list od jego żony w gabinecie astronoma? Mógł się jedynie tego domyślać, lecz będąc coraz bliżej celu wyprawy, ufał, że zostanie mu to wyjaśnione na miejscu. Intrygowało go to wszystko, dlatego już od rana spacerował po okolicy nowego domu, nie mogąc przestać zachwycać się tamtejszym spokojem. Irlandia była jego matką, podczas gdy Szkocja, mimo że wspaniała, nie mogła zagnieździć się odpowiednio w jego sercu. Jakie było Durham? Wkrótce miał się przekonać, a godzina spotkania zbliżała się wielkimi krokami. Południe było najodpowiedniejszą porą na spotkanie, chociaż mogło się to wydawać dziwaczne — wszak inni nauczyciele mieli wtedy swoje zajęcia. Jayden jednak zachwycał się nocnym niebem, stąd też jego lekcje najczęściej miały miejsce po zmroku. W chwili gdy gwiazdy powoli przejaśniały ciemne niebo, dając początek swojemu własnemu dniu.
Przekraczając próg zamku, nie był w stanie się nim nie zachwycać. Ponura warownia mogła przerażać, lecz nie jego. Na chwilę uciekły od czarodzieja myśli o wojnie rozgrywającej się między zwolennikami idei czystej krwi i tymi drugimi. Spłoszyły się domniemania o dwóch skrajnie różnych obozach, z których żaden z nich nie miał racji. Idąc ciemnymi korytarzami za milczącym lokajem, Jayden nie był w stanie nie rozglądać się na boki w niemym podziwie. Odgłosy jego kroków ginęły w gargantuicznych rozmiarach posiadłości i odbijały się echem w oddali. Z teczką zapisków pod ręką nie pasował do tego przepychu. Dobrze skrojony garnitur i narzucany na to uniwersytecki płaszcz czynił z Vane'a odpowiednio nauczyciela, lecz nie człowieka należącego do wysokich szczebli socjety. Jednak nigdy nie pragnąłby zamiany. Surrealistyczna wizja została przerwana przez zatrzymanie się służącego, każącemu astronomowi zrobić to samo.
- Lady Burke. Profesor Vane - przedstawił go, po czym usunął się w bok, czekając na dalsze instrukcje. W tym samym czasie Jayden zrobił pierwszy krok, stając w świetle altany, lecz nie wszedł na jej stopień. Nikły skłon głowy w geście szacunku oraz powitania dział się w ciszy.
- Lady Burke. - Jego głos rozbrzmiał niedaleko miejsca, gdzie znajdowała się kobieta najwyraźniej pochłonięta przez swoje własne zajęcia. Dostrzegając urywek jej twarzy, Jayden zdał sobie sprawę, że widywał ją na korytarzach Szkoły Magii i Czarodziejstwa, gdy uczęszczał do Hogwartu jeszcze jako uczeń. Czy kiedykolwiek pomyśleliby wtedy, że spotkają się właśnie w takiej sytuacji? Dwójka przeciwstawnych sobie w politycznych oraz moralnych kwestiach ludzi, a jednak łączących się w sprawie dobra kolejnego pokolenia? Czy i ich dzieci miały niegdyś zrobić to samo, czy stanąć naprzeciwko siebie po dwóch stronach barykady?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Altana [odnośnik]28.11.19 23:10
15/03

Kreśląc te kilka słów do pana Vane, nie mogła mieć stuprocentowej pewności co do ich przyszłej współpracy. Owszem, szanowała jego matkę, która wprowadziła ją w tajniki muzyki, rozszyfrowała zapisy nutowe na pięciolinii i w końcu pozwoliła, aby spod jej palców mogły wypływać kolejne dźwięki, łączące się w cudowną, przyjemną dla odbiorcy melodię. Niemniej jednak lady Burke w sposób bardzo krytyczny podchodziła zarówno do nauczycieli jak i guwernerów czy guwernantek, którzy mieli mieć styczność z jej dziećmi. Wszakże już w swoim liście podkreśliła, jak bardzo istotne dla niej jest dobro pociech. Jednocześnie doceniała ludzi nauki, mało kto bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że lady Adeline była kobietą zafascynowaną nauką chociaż specjalizowała się w nieco innej dziedzinie niżeli profesor Vane. Z zafascynowaniem badała stare woluminy, księgi czy nawet alchemiczne manuskrypty, mogąc przy tym pochwalić się znajomością języka starożytnych run. Jednakże ponad bycie pianistką i fascynatką ubiegłych wieków, była matką, która miała teraz władzę i możliwości do tego, aby zapewnić swoim dzieciom wszystko co najlepsze. Szczerze? Gdy wyszła za Edgara nie sądziła, że będzie kiedykolwiek mogła pokochać tak mocno. A jednak, kochała swe pociechy z całego serca i jeżeli miałaby skoczyć za nimi w przepaść to zrobiłaby to bez najmniejszego zawahania. Niegdyś ta więź między matką, a jej dzieckiem była znana jej jedynie z opowiadań czy też licznych powieści obyczajowych, które jako młoda panna wykradała z rodowej biblioteki, aby chociaż na chwilę zająć swój umysł czymś błahym, nakarmić młodzieńczą naiwność.
Marcowa pogoda zdecydowanie za bardzo rozpieszczała. Pogoda była na tyle sprzyjająca wizytom w ogrodzie iż to właśnie pod dachem ogrodowej altany lady Burke postanowiła spędzić swoje przedpołudnie i wypełnić czas w oczekiwaniu na profesora Vane'a. Z tejże okazji pod zadaszeniem ustawiony został stolik oczywiście z parującą ciepłem herbatą, a lady Burke zajmowała jedno z krzeseł. Nie wypatrywała jednak z niecierpliwością przybycia swojego gościa. Jej niebieskie spojrzenie śledziło tekst na kolejnych stronicach księgi, która spokojnie spoczywała na blacie okrągłego stolika.
Można stwierdzić, że z biegiem lat Adeline przesiąkła atmosferą panującą w Durham. Wymyślne fryzury zastąpiły proste upięcia tudzież proste włosy puszczone luźno na szczupłe ramiona. Barwne suknie, będące ostatnim krzykiem mody zostały wyparte przez klasyczne stroje w rodowych barwach. Dzisiaj również siedziała ubrana w prostą, czarną suknię z długim rękawem. Z pewnością wyciszyła się, dużo uważniej dobierała słowa i nabrała dużo więcej pokory. A może to nie sprawa Durham? Może po prostu dojrzała. Wkomponowała się w otaczającą ją scenerię i stała się białą damą mrocznej warowni.
Gdy dobiegł ją głos służącego, zamknęła książkę, dosuwając ją delikatnie na bok. Wstała z miejsca, nieco pedantycznym ruchem prostując materiał sukni, po czym skupiła całą swoją uwagę na przybyłym gościu.
- Profesorze Vane, dziękuję za przybycie. Proszę usiąść - zaprosiła go, płynnym gestem ręki zapraszając do stolika pod zadaszeniem. I jego twarz wydawała się jej znajoma, chociaż nie umiała jeszcze znaleźć w nim młodzieńca, którego niejednokrotnie mijała na szkolnym korytarzu. - Napije się pan czegoś? - spytała uprzejmie, jednocześnie utrzymując delikatny uśmiech, który latami praktykowała zarówno przed lustrem jak i w towarzystwie, a mimo to wyglądał zupełnie naturalnie. Na powrót zajęła wcześniejsze miejsce i oddała księgę służącemu, polecając odniesienie jej do rodowej biblioteki oraz przyniesienie czegoś dla jej gościa, jeżeli mężczyzna faktycznie czegoś sobie zażyczył.
- Niezmiernie cieszę się, że znalazł pan czas na nasze dzisiejsze spotkanie - zaczęła słowami okrytymi płaszczem kurtuazji. Jako szlachetnie urodzona dama nie mogła ominąć tej części rozmowy. Miała to we krwi, niemalże machinalnie wyrzucała podobne, wyuczone frazy z ust. - Tak jak zaznaczyłam w liście, poszukujemy wraz z mężem nowego nauczyciela dla naszych córek. Dzieci dorastają i z czasem należy odkrywać przed nimi kolejne dziedziny nauki. Nie śmiem wątpić w pański talent pedagogiczny z pewnością odziedziczony po pańskiej cudownej matce, niemniej jednak muszę spytać, czy ma pan doświadczenie w nauczaniu domowym? - oto zaczęła się seria pytań i odpowiedzi. Jednakże głos Adeline był spokojny i uprzejmy. Czy tego się spodziewał?
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Altana [odnośnik]17.12.19 16:15
Pisząc list z odpowiedzią, wiedział, że sprawa jego zatrudnienia nie była całkowicie jasna i sprecyzowana. Nie leżało to jedynie po stronie lady Burke, jednak również i jego samego. W końcu chciał poruszyć temat zgody z Pomoną, a dopiero później spotkać się z kobietą z odpowiednią już decyzją. Pytanie wszak, czy powinien był pracować dla kogoś, kto posiadał tak odmienne od jego własnych poglądy było jakby kwestią rozpatroszoną już dawno temu, lecz zamierzał poznać zdanie Sprout i nie podejmować niczego bez jej wiedzy. Ostatnie czego pragnął to rozjechania się ich komunikacji. Nie mieli tego już nigdy robić. Po rozmowie, która mogła się wydawać niezbyt przyjemna, doszli do porozumienia, a dzięki odpowiednim słowom Jayden, zdołał odpędzić lęki ukochanej osoby. Bo czy nie robili tego samego w Hogwarcie? Nie pracowali dla kogoś okropnego? Czy nie był to ich obowiązek, by czuwać nad wszystkimi dziećmi? By zapewniać im wsparcie, wiedzę, a gdy tego chciały, również i być oparciem. Bezpieczeństwo wśród murów Durham było niepodważalne i Vane nie wyruszał do zamku z przekonaniem krucjaty. Nie chował za swoją odpowiedzią żadnych przesłanek ani planów. Zamierzał wykonywać powierzone mu obowiązki, o ile takie w ogóle zostaną mu powierzone. Nie miał na to wpływu i bez żadnego żalu miał się zgodzić z werdyktem. Było wielu innych, lepszych i większych od niego w sztuce astronomii i ród Burke na pewno mógł sobie na takich profesorów pozwolić. Czy naprawdę było to pokierowane relacją z jego rodzicielką? Wolał się nad tym nie zastanawiać, lecz szedł za swoim przewodnikiem, który bez większych problemów odnajdywał się w labiryncie sieci korytarzy rodowej posiadłości.
Posiadłości, która wydawała się gargantuicznych wręcz rozmiarów, lecz w porównaniu ze Wszechrzeczą, nie było nawet pyłkiem na wietrze. Przechodząc kolejne zakręty, dostrzegał wszędzie wielkie kolumny, wysokie sufity, ogromne posągi, szerokie na długość ściany obrazy. Wszystko dosłownie wręcz wołało o swojej potędze. Potędze czarodziejów. Podczas gdy ich świat nie był tak wielki, jaki się wszystkim wydawał. Stanowili niewielki procent społeczności na świecie i jeśli ktoś miał się podporządkować demokratycznie, to właśnie oni. A mimo to nie potrafili poradzić sobie w odpowiedni sposób ze świadomością przenikania się dwóch, odmiennych światów, które istniały równolegle względem siebie. Różniły się jedynie tym, że jeden uznawał magię za legendę, a drugi ów legendą władał. Czy czarodzieje nie powinni być więc bardziej wyrozumiali? Czy jako uznający się za mądrzejszych, nie winni właśnie tak się zachowywać? Czy nie powinni byli wychodzić naprzeciw problemom, zamiast je stwarzać? Nie rozumiał tego, co się działo. A Jayden była naukowcem. Z natury i z zawodu musiał być ciekawy świata, dlatego nie potrafił odcinać się od mugolskiej części. Nie pozwalał na to, by cokolwiek wpłynęło na to postrzeganie sytuacji. Goszczenie wśród przeciwników ów idei tym bardziej.
Wiele się zmieniło, odkąd po raz ostatni znajdował się w szlacheckim domu i można było jedynie snuć przypuszczenia co do tego, jak aktualnie wyglądałoby jego życie, gdyby nie niektóre z tych faktów. Teraz jednak stał przed nestorową, której uważny wzrok przebiegł po jego osobie. Skinął głową w niemym podziękowaniu za jej słowa. - Herbaty jeśli można - odpowiedział, podejrzewając, że na swoją tradycyjną herbatę o trzeciej po południu już nie będzie w stanie się załapać z uwagi na gromadzące się obowiązki. Skoro jednak miał okazję zrobić to tu i teraz, nie zamierzał odmawiać. Szczególnie że ta rozmowa mogła przebiegać naprawdę przeróżnie. Zajął wskazane przez kobietę miejsce, a następnie czekał na dalsze instrukcje, bo z tego, co wiedział, ród Burke nie słynął z krasomówstwa, preferując twarde ścieżki bez zbędnych upiększeń. Słuchał słów padających z ust swojej gospodyni z pełnią uwagi, zastanawiając się, jakim on sam miał okazać się rodzicem. Przypominającym kobietę przed sobą, która wzbudzała wspomnienia jego własnej rodzicielki, czy może zupełnie innym? Gdy padło pytanie, nie rzucał się do odpowiedzi, pozostając w kilkusekundowym opóźnieniu. - Tak, chociaż nie w takim wymiarze, w jakim bym chciał. Od najmłodszych lat zajmowałem się edukacją córek Chonsu Shafiqa. Wzywano mnie na wyspę Wight do Alix Lestrange i przez jakiś czas współpracowałem z rodziną Flint. Pominę krótsze staże, jednak to na wyspie Man przebywałem najdłużej. Dokładnie cztery lata i pół roku - odpowiedział spokojnie i nie wahając się przy żadnym słowie. To była prawda. Do teraz nie mógł dokładnie pojąć, jak to się stało, że Shafiqowie zdecydowali się na tak młodego nauczyciela dla swoich dzieci. I to mężczyznę, który nie pochodził z ich kraju. Czy renoma Hogwartu cokolwiek dla nich znaczyła w takim układzie? Cokolwiek to było nie żałował. Uśmiechnął się delikatnie do swoich myśli, przypominając sobie młodego chłopaka zafascynowanego tamtejszą innością — w architekturze, mowie, w ludziach. Zaraz jednak wrócił do zimnego zamku Durham, opuszczając ciepłe barwy domu Man. - Ile lat mają państwa córki? Ktoś je kiedyś przyuczał astronomii? - Kolejne pytania padające jednak teraz i z jego strony.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Altana [odnośnik]12.01.20 17:16
Można powiedzieć, że nie tylko Jayden zmagał się z dylematem; owszem Adeline uwielbiała jego matkę, jako swoją nauczycielkę gry i dobrze wspomina zajęcia przez nią prowadzone. Pytanie jednak, czy jej syn potrafił utrzymać swe prywatne osądy i pozostać neutralnym, jeżeli jego serce nie stało po właściwej stronie barykady - a raczej tej, którą Adeline i jej najbliżsi uważali za jedyną odpowiednią stronę konfliktu. Nie chciała też podejmować żadnej decyzji bez wcześniejszej konsultacji z szanownym mężem. Nie miała w zwyczaju działać wbrew jego woli. Wiedziała, że edukacja ich dzieci była tematem, w których nie miała całkowitej dowolności i wszelkie ważniejsze przedsięwzięcia powinny omówić wspólnie. Z pewnością serca Jaydena i Adeline opowiadały się po dwóch różnych stronach konfliktu, ale jednocześnie nie byli w niego zaangażowani w wystarczający sposób, aby mieć na celu wykorzystywanie każdej możliwej okazji na wymierzenie sprawiedliwości, innej w mniemaniu każdego z nich. I tak, jak pan Vane nie przybył tu z zamiarem swoistej krucjaty, tak w intencji Adeline nie było zaszkodzenie pedagogowi, także na próżno byłoby doszukiwać się podstępu zarówno w samym liście lady Burke, jak i w jej zachowaniu. Wszakże teraz mieli okazję skupić się na tym co ich łączyło - dobro młodego pokolenia, które złapie za stery kierujące światem, kiedy oni odejdą w niepamięć, pogrążając się w starości. Taka była kolej rzeczy, dlatego rodzice tak pieczołowicie dbali, a przynajmniej powinni dbać, o przyszłość swych ukochanych pociech.
Lubiła spędzać czas w otoczeniu ogrodów - altana stała się jej miejscem ucieczki od monumentalności i posępności rodowej posiadłości jej męża. Nigdy nie przeszkadzał jej przepych, wszakże wychowała się w złotej klatce, ale każdy potrzebował miejsca, w którym mógł złapać chociaż trochę oddechu. Miała nadzieję, że obecna sceneria również będzie sprzyjała rozmowie z potencjalnym nauczycielem jej córek. - Naturalnie - odparła łagodnie, po czym już nieco bardziej zdecydowanym tonem zażądała przygotowania owego napitku dla przybyłego gościa. Oczywiście jej słowo nie spotkało się z przejawem chociażby najmniejszego sprzeciwu. Na przestrzeni lat spędzonych w Durham Adeline nabrała większego szacunku do słowa mówionego - bo chociaż wcześniej z rozwagą dobierała słowa to skupiała się na ich pięknym brzmieniu, nie wahała się przed wyrażeniem swojego niezadowolenia na głos w taki sposób, aby każda osoba w zasięgu jej głosu zdawała sobie z tego sprawę. Posępne mury Durham wszczepiły w nią zdecydowanie więcej pokory, odkryły przed nią inne drogi na wyrażanie swoich wątpliwości, dezaprobaty czy zadowolenia.
Obserwowała Jaydena uważnie chociaż nie natarczywie, jednakże w jej oczach na próżno było szukać roztargnienia. Niebieskie spojrzenie było czujne i jeżeli jakikolwiek szczegół w zachowaniu profesora miał zdradzić jego niechęć lub wskazywać na cokolwiek co mogłoby przekreślić go jako przyszłego nauczyciela jej dzieci to z pewnością miała to wyłapać. Cierpliwie jednak pozwoliła ciszy wybrzmieć, nim profesor Vane zaczął krótką prezentację swojego doświadczenia. Musiała przyznać, że wymienione nazwiska wielkich rodów pozytywnie wpływały na opinię lady Burke. Skinęła głową, popijając łyk wcześniej przygotowanej herbaty. - Cóż za różnorodność - odparła, a w jej głosie na próżno było szukać negatywnego zabarwienia. Była pozytywnie zaskoczona, wszakże zebrane doświadczenie wskazywało, iż pan Vane nie miał problemu z dostosowaniem się do różnego typu sytuacji. Wszakże wychowanie lady Lestrange musiało różnić się od tego, w jaki sposób lord Shafiq prowadził swe córki. - Aldora i Arnora skończyły siedem lat w grudniu ubiegłego roku i jeszcze nie miały styczności z astronomią - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Dlatego też zależało jej na kimś kto w umiejętny sposób odkryje przed jej córkami tajemnice astronomii i zaprezentuje ją z jak najlepszej strony, aby w przyszłości dziewczynki mogły zdecydować czy jest to dziedzina, w której będą mogły się spełniać.
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Altana [odnośnik]31.01.20 18:10
Patrząc na ostatnie miesiące swojego życia, Jayden zauważył, że nieważne w jak druzgocącym stanie się wtedy znajdował, nie mógł powiedzieć, że był to czas zmarnowany. Astronom mógł coraz pewniej stawać pewniku o cennych, choć kryzysowych momentach, bo wyciągał lekcje z każdego upadku. Plasował siebie i innych w rolach, do których już nigdy nie chciał dopuścić. Których zamierzał unikać i chronić przed nimi swoich najbliższych. Wiedział, że zaznane cierpienie miało być przestrogą i uświadomieniem sobie, czego tak naprawdę pragnął i do czego powinien był dążyć. I chociaż ból trwający tak długo, został uśmierzony, wnętrze czarodzieja wciąż się leczyło, a rany goiły. Sytuacja z Pomoną, która zaczęła w końcu wracać na odpowiednie tory, sprawiała, że czuł się pewniej ze świadomością odpowiedniego porządku. Ważne było wiedzieć, że pomimo kryzysów udało im się przetrwać najgorsze i teraz musieli się skupić na dobru nie tylko swojej, zdrowiejącej relacji, lecz również na rozwijającym się w łonie Sprout dziecku. To był moment, w którym musieli się otrząsnąć i przestać skomleć nad swoim losem. Nie mieli żyć już tylko dla siebie, lecz również i dla niego. Lub dla niej. Podjęcie się rodzicielstwa równało się ze wzięciem odpowiedzialności na swoje barki i postawieniu się w sytuacji, w której nie było odwrotu. Był jedynie rozwój, postęp, dorosłość oraz zrozumienie etapów czekających na ich drodze. Nie tylko z nauką życia w rodzinie, lecz również i stanięcia się strażnikiem niewinnego życia. Jayden od zawsze miał kontakt z dziećmi i zajmowanie się nimi nie sprawiało mu większego problemu, lecz rodzina, uczniowie — to była zupełnie inna warstwa od tej, w której zostawało się ojcem. Dopiero teraz miał zauważać, jak bardzo różniły się te dwie drogi — opiekuna oraz rodzica i chociaż znajdował się w każdej z nich, krócej lub dłużej, dostrzegał konflikt w jednym i drugim stanowisku. Mógł być troskliwym nauczycielem, czasami zastępującym studentom figurę ojcowską, lecz to nigdy nie były jego dzieci. Nie w takim znaczeniu, które nabrało pełniejszego kształtu w chwili, w której Pomona powiadomiła go o swojej ciąży. Radość z tego faktu wciąż przyświecała astronomowi, jednak wiedział też, że świat, w którym miało przyjść żyć ich dzieciom, był potłuczony i pokrzywiony. A to równało się z kryjącym pod ziemią strachem, którego nie można było się pozbyć.
Obserwując lady Burke, Jayden zastanawiał się, czy również i ją dotykało ów zmartwienie. Podejrzewał, że tak. Jak każda matka, która chciała jak najlepiej dla swoich pociech zapewne nie raz i nie dwa myślała o przyszłości córek. Czy miały sobie poradzić? Czy ktoś miał się nimi odpowiednio zająć? Vane od samego początku pragnął, żeby sam został obciążony wszystkimi problemami, byle tylko przyszłe pokolenie nie musiało potykać się o przeciwności. Jeśli i lady Burke podzielała to zdanie, na pierwszy rzut oka tak różni czarodzieje, mieli wiele cech wspólnych. Końcowa decyzja o współpracy zależała całkowicie od faktu, czy obie strony miały odnaleźć porozumienie i zgodę w fakcie tak fundamentalnym, jakim było dobro dzieci. W końcu i jedni i drudzy wiedzieli o jego istocie oraz nie chcieli popełnić błędu. Nie odpowiedział na pierwszą uwagę kobiety, chociaż zanotował, że w każdym momencie mógł wysłać prośbę o rekomendację do każdego z wymienionych rodów. Milczał jeszcze chwilę, zanim podjął się dalszej części spotkania. - Rozumiem. - Zarejestrował fakt o wieku oraz stopniu zapoznania się z dziedziną astronomii przez dziewczynki, od razu kładąc nacisk, by o tym pamiętać. - Czy posiada lady wymogi w stosunku do zaawansowania programu? Oczywiście jestem w stanie zapewnić dobór odpowiednich projektów z dostosowaniem do wieku oraz poziomu dzieci, jednak zawsze wolę spytać rodziców, czego sobie życzą. W zależności od tego w ciągu dwóch tygodni mogę przygotować rozpiskę dopasowanego programu nauczania - zapewnił solennie, wiedząc, że mógł to zrobić szybciej. I zapewne tak właśnie miało się wydarzyć, jeśli lady Burke miała okazać zainteresowanie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Altana [odnośnik]10.02.20 13:02
Słowa lady Crouch, które wypowiedziała w stronę córki na kilka chwil przed tym, nim ojciec miał oficjalnie i na oczach wszystkich oddać ją w opiekę Burke'om, towarzyszyły Adeline przez całe życie; nie musisz go kochać, kochaj dzieci, które ci da. I rzeczywiście, matczyna miłość pozwoliła jej nie tylko przetrwać, ale także nawiązać nić zrozumienia z Edgarem. Zupełnie, jakby ustawienie swych pociech na pierwszym miejscu sprawiło, że wszystko inne ułożyło się samo w odpowiedniej kolejności. Z biegiem czasu potrafiła już przebywać w obecności męża bez teatralnego wywracania oczami i sztywniejącego karku. Odnajdywała w ich dysputach przyjemność, oderwanie od codzienności. Czasem w istocie rozprawiali o rzeczach ważnych, istotnych dla nich obojga, jak na przykład przyszłość ich dzieci, a czasem były to tematy dużo mniejszej wagi, zwiewne słowa, które często nawet nie zapisywały się w ich pamięci. Teraz tworzyli duet - książkowy przykład tego, jak małżeństwo podyktowane interesami obu rodów nie musi okazać się katastrofą. Łączyła ich troska o rodzinę, wartości, które wyznawali i ideały, w które wierzyli. I chociaż Adeline nie dopatrywała się w ich uczuciu niczego romantycznego, niczego poza wzajemnym szacunkiem to nie była pewna, czy chciałaby zamienić swoje życie, zmienić bieg wydarzeń. Wszakże była już kobietą dorosłą, pozbawioną złudzeń naiwnej nastolatki, która wierzyła, że w tej grze pozorów byłaby w stanie odnaleźć prawdziwą miłość. Była pewna, że to co ma teraz jest dużo bardziej szczere i prawdziwe, przynajmniej nie pozostawia złudzeń.
Można powiedzieć, że Adeline była matką w każdym tego słowa znaczeniu i podobnie, jeżeli tylko okazałoby się, że ktokolwiek zagraża jej dzieciom to bez najmniejszego zawahania położyłaby na szali własne życie, a jeszcze wcześniej sięgnęłaby po środki, o których użycie nikt by jej nie posądził. Wszakże była jedynie damą, delikatną w swej postawie i taktowną w każdym wypowiedzianym słowie. Jednakże każdy wiedział, że matka jest gotowa na wszystko, aby obronić swe dzieci, odnajduje w sobie niekończące się pokłady siły i nie ma oporu przed łamaniem kolejnych granic.
Właściwie to niezmiennie to samo zmartwienie spędzało sen z powiek lady Burke. Zmartwienie o los swych trzech pociech, kochanych córek i jedynego syna, który jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielki ciężar spocznie w przyszłości na jego barkach i jak wysokie wymagania miał wobec niego świat. Nawet jeżeli w jej oczach pozostanie po prostu jej najdroższym synem. Teraz, w dobie zdrajców krwi, plugawiących dawne tradycje chciała mieć dzieci jak najbliżej siebie, aby nigdy nie odważyły się sięgnąć po to, co zakazane i zwyczajnie złe. Owszem, to egoistyczne, ale serce Adeline biło dla tej trójki i nie była pewna czy udałoby się jej pozbierać po czymś takim. I tak, mimo dzielących ich różnic, opinii i wyznawanych ideałów, które nie pozwoliłby im nawiązać nici przyjaźni w codziennym świecie to obydwoje byli rodzicami, czy też mieli się nimi stać w najbliższym czasie i prezentowali gotowość do przejęcia wszelkiego zła czyhającego na ich pociechy na swoje barki, byleby te niewinne istoty nie musiały się z nim zmierzyć. Okrutna prawda była jednak taka, że los lubił płatać figle i obojętnie co by nie zrobili to los zawsze znajdzie sposób, sprowadzi na głowy ich dzieci niebezpieczeństwa, których oni jako rodzice przewidzieć nie mogli.
- Cóż, bliźniaczki to bardzo bystre dziewczynki i wierzę, że potrzebują edukacyjnych wyzwań, aby coś je zainteresowało, dlatego nie chciałabym, aby zajęcia był zbyt monotonne. Naturalnie, wiadomo iż program musi zawierać podstawy i dostosowanie do wieku oraz obecnego poziomu wiedzy dzieci, dlatego z tą małą wskazówką zdam się na pana i z chęcią zapoznam się z programem, który mógłby pan przygotować - odpowiedziała. Tak naprawdę to właśnie różne propozycje programów od osób, z którymi lady Adeline miała się spotkać oraz podsumowanie wszystkich spotkań miało ostatecznie dać odpowiedź na pytanie, który z uczonych będzie miał tę niewątpliwą przyjemność nauczania astronomii w Durham. - Panie Vane, nieodłączną częścią naszej rozmowy wydaje się być kwestia zapłaty. Zatem proszę mi przedstawić swoją propozycję - odparła z delikatnym uśmiechem na twarzy. Cóż, nie owijała w bawełnę, z klasą i ze spokojem przechodziła do kwestii pieniężnych.
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Altana [odnośnik]10.02.20 19:15
Wizja życia, które miał prowadzić z Pomoną różniła się diametralnie od tego, co wydarzyło się w życiu lady Burke. To nie inni ich dla siebie wybrali, a oni sami byli za to odpowiedzialni — odrzucając wręcz ów innych i trzymając swoje plany w tajemnicy. Nie zamierzali pytać nikogo o zgodę, oddając się jedynie emocjom, które trwały między nimi. Wyłamując się z tradycyjnego, przyjętego przez społeczeństwo schematu związku, przypominali wręcz zbiegów, którzy probowali odnaleźć swoją drogę w ciemności podziemia. Jednak czy zachowałby się inaczej, gdyby przyszło mu podjąć decyzję drugi raz? Wiedział, że nie. Nigdy nie grał zgodnie z zasadami ogółu, woląc własne przekonania nad to, co mogło wręcz odtrącać pozostałych i chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy, tej zasady trzymał się o wiele mocniej niż podejrzewał. Z Pomoną nie było inaczej. Pomimo faktu, że uciekli przed ciekawskimi spojrzeniami, musieli się koniec końców z nimi zmierzyć — nie tylko dla siebie nawzajem, lecz dla dzieci, które miały się pojawić i żyć z piętnem swoich rodziców. Na razie skryci i żyjący w półcieniach astronom wraz z zielarką ponosili konsekwencje swoich działań, lecz już niedługo. Już wkrótce miało się to skończyć, a oni mieli mieć możliwość stanięcia w pełnym słońcu ramię w ramię. Nikt nie miał prawa ich osądzać. Ani ich, ani potomstwa, które wkrótce miało się pojawić na świecie. Obrona tego małego, niewinnego życia była w tym momencie dla Jaydena priorytetem i podobnie jak Makowa Pani siedząca tuż przed nim, z miejsca mógł zadeklarować oddanie życia w zamian za przetrwanie kolejnego pokolenia pochodzącego z jego krwi. Adeline nie musiała kochać swojego męża, lecz wraz z Vanem łączyło ją poświęcenie. Byli jak dwa krańce tego samego łańcucha, które nigdy nie miały się spotkać, chociaż dążyły do tego, by utrzymać okowy w ryzach i zapewnić im trwanie. Byli rodzicami i chociaż czarownica mogła pochwalić się własną gromadką, profesor opiekował się już dziesiątkami ludzi dorastających w murach Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
Obserwując jej spokojną, dostojną twarz, Vane zastanawiał się, czy kiedyś dane będzie się ów rysom zestarzeć. Rozpaść się pod wpływem delikatnego uśmiechu dumy na wspomnienie swoich pociech, gdy tuż przed oddaniem ostatniego tchnienia, jej spojrzenie zabłyśnie w wizji dziecięcej beztroski. Czy i on miał doczekać tego dnia? Gdy otoczony rodziną, będzie mógł odpocząć, niosąc w sobie świadomość dobrze spełnionego obowiązku? Zdał sobie okrutnie sprawę, że chciał żyć dopóty dopóki jego rodzina będzie całkowicie bezpieczna, a później... Czy marzyciele żyli długo? Na ziemię sprowadziły go słowa kobiety, które dokładnie analizował. Jak każdy rodzic, zachwalała swoje córki, ale nie wątpił, że nie były to jedynie puste słowa. Może w innych rodach takie by były, ale w tym ponurym zamczysku nie rzucano ich na wiatr. Gdy czarownica zwinnie przeszła do tematu zapłaty, Jayden nie drgnął, a jego twarz wciąż pozostawała tak samo spokojna, jak wcześniej. Ta procedura była czymś naturalnym, a i on posiadał swoją odpowiedź. - Wraz z wysłaniem lady programu nauczania zostanie dostarczona cena za moją obecność tutaj. W zależności od tego, czego się podejmę i co mogę zaoferować, udostępnię kilka możliwości. Nie chcę jednak rozmawiać o pieniądzach, jeśli nie zapoznała się jeszcze lady z tym, co mam do zaoferowania. - To był jego warunek. Zresztą mieli czas do podjęcia decyzji o współpracy. I on, i lady Adeline Burke. - Ma lady jeszcze jakieś pytania? - spytał otwarcie, nie zamierzając ukrywać, że nie posiadał już żadnych zagadnień ze swojej strony do poruszenia. Ani nie zamierzał marnować cennego czasu dwójki dorosłych czarodziejów.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Altana [odnośnik]11.02.20 16:39
Pomona i Jayden mieli ten przywilej, którego większość szlachetnie urodzonych była pozbawiona, jednakże Adeline nie widziała w tym niczego złego. Od urodzenia tkwiła w hermetycznym społeczeństwie brytyjskiej arystokracji, przygotowana na swój los od chwili, kiedy zaczęła samodzielnie chodzić i pojmować to, co działo się wokół niej. Nigdy nie miała mieć realnej, oficjalnej władzy w swoich rękach. Musiała w inny sposób znaleźć sobie drogę na szczyt, zapewnić sobie nietykalność nie tylko poprzez wydawanie na świat dzieci.
Niemniej jednak tak - to jedno ich łączyło, mieli być ostoją dla swojej rodziny, drogowskazem dla niewinnych istnień dzieci, których umysły dopiero się kształtowały i za które oni, rodzice, mieli wziąć stuprocentową odpowiedzialność za to, jakimi ludźmi w przyszłości będą ich pociechy. I to kolejna płaszczyzna, na której Adeline i Jayden nie mogliby dojść do porozumienia. Ale czy to naprawdę miało znaczenie? Dopóty temat nie wypłynie dopóki nie powinni zastanawiać się co na temat obecnej sytuacji sądzi drugie. Zresztą, ich znajomość była zaledwie powierzchowna, znali się jedynie z mglistej, szkolnej przeszłości, wspólnym mianownikiem była jego matka, która spędziła długie godziny przy fortepianie wraz z młodą, wtedy jeszcze lady Crouch.
Pozornie pan Vane wydawał się idealnym kandydatem, nie był staruchem zacietrzewionym w metodach nauczania, które pamiętali jeszcze jej pradziadowie, czyli mógł sprostać wyzwaniu jakim było zapanowanie nad bliźniaczkami i faktycznie postawić na ich drodze odpowiednie przeszkody i wyzwania, które mogą sprawić, że jej córki prawdziwie zainteresują się astronomią. Chociaż sama Adeline nie była fanką tejże konkretnej dziedziny, zawsze lepiej czując się wśród starych woluminów, rozszyfrowywaniu historii i oddzielaniu prawdy historycznej od mitów, wymyślonych przez bajarzy i artystów. Czasem odczytywała alchemiczne manuskrypty za pomocą znajomości run, czasem po prostu odnajdowała się wśród rodowych zawiłości, starając się wypełnić kolejne białe plamy na kartach historii. Historia przecież zawsze pozostawia po sobie jakieś skrawki dowodów, ślady, które czekają na odkrycie. To właśnie fascynowało lady Burke.
Uśmiech nie znikał z jej twarzy, wyrzeźbiony delikatnie w marmurowej twarzy. Mówił rozsądnie, a ona lubiła ludzi, którzy nie próbowali mydlić jej oczu, uważając, że skoro mają przed sobą kobietę mogą sobie z nią pogrywać. Otóż nie, nie tak to wyglądało. - Oczywiście, w takim razie będę wypatrywać od pana wiadomości i postaram się jak najszybciej odesłać odpowiedź zwrotną - odpowiedziała równie spokojnie i łagodnie. Nie musieli się nigdzie śpieszyć, ale wiedziała, że zwyczajne zwlekanie nie będące wynikiem komplikacji, a zwyczajnego niedbalstwa było zwyczajnie niegrzeczne i źle świadczyło o człowieku. - Myślę, że na ten moment wszystko jest dla mnie jasne. Zatem jeżeli i pan nie ma już żadnych pytań to myślę, iż nie będę zajmować już pańskiego, cennego czasu - dodała po chwili. Jakiż byłby sens w bezsensownym przeciąganiu dzisiejszego spotkania. Przecież każde z nich miało obowiązki, do których chciało niezwłocznie wrócić.
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Altana [odnośnik]11.02.20 21:11
Skinął głową kobiecie, przyjmując do wiadomości, że ich spotkanie miało się ku końcowi. Sam nie posiadał więcej pytań, bo wszystko, czego chciał się dowiedzieć, już zostało powiedziane. Nie była to długa rozmowa, lecz niebywale konkretna i trzeba było przyznać, że komunikacja nie była w żadnym stopniu utrudniona. Ostatnie czego by chciał, to niesnasek już na samym początku. Wiedział, że nie tylko status profesora pozwolił mu pojawić się w murach zamku rodu Burke, lecz równocześnie jego nieskalanie czysta krew, o którą było tak wiele szumu w świecie czarodziejów. Miał to szczęście, że urodził się w rodzinie, która posiadała swoje tradycje, lecz nigdy nie szkalowała innych za ich status krwi. W końcu jego kuzynka była półkrwi i nie odstawała od niego umiejętnościami czy oddaniu pracy. Niestety niektórzy nie mieli patrzeć na jej umiejętności, a na urodzenie, co według niego było po prostu śmieszne. Odrzucano ją z góry za coś, co nie miało żadnego znaczenia. Mógł jedynie cieszyć się z faktu, że urodził się w rodzinie, która patrzyła szerzej, bo gdyby trafiło mu się być szlachcicem i to jeszcze w konserwatywnym rodzie, zdecydowanie miałby spore problemy z adaptacją. Mając pod nadzorem wiele dzieci z arystokratycznych domów, dostrzegał wielką przepaść między nimi a ich rówieśnikami. Jednak to był zupełnie inny świat. Wyobcowany i zamknięty w swoich własnych schematach. Na swój sposób smutny i ograniczony.
- Dziękuję za spotkanie i herbatę, lady Burke - odpowiedział, po czym skłonił głowę w geście pożegnania i szacunku. Mało kiedy obcowało się z takimi osobami, jednak akurat pod względem prezencji czarownica niewątpliwie zrobiła na nim wrażenie. Nie przypominała ozdobionych, pławiących się w luksusie i tandecie matron, które zdarzało mu się widywać. - Zgodnie z zapowiedziami proszę spodziewać się programu nauczania w ciągu następnych dwóch tygodni - przypomniał, nie chcąc pozostawiać złudzeń co do terminu. Wolał dotrzymywać obietnicy, a to właśnie nią było. Wstał od stołu, jeszcze raz posyłając ostatnie spojrzenie szlachciance i żegnając się z nią pokrótce. Jego wizyta w zamku Durham dobiegła końca. Czy była jego ostatnią? Nie mógł stwierdzić, ale opuszczenie jego progów było niczym odetchnięcie z ulgą. Niewątpliwie było to przytłaczające miejsce.

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Altana [odnośnik]23.02.20 2:00
Nie zawiodła się. Po raz kolejny była świadkiem tego, że dobre geny czyniły czarodzieja godnym zaufania. Wszakże jego matka była mentorką o nienagannej reputacji i cieszyła się wielkim szacunkiem, szczególnie wobec młodych panien, które miały przyjemność pobierania u niej nauki gry na fortepianie. Jayden nie zdegustował lady nestorowej swoim zachowaniem, mogłaby wręcz powiedzieć, że zaskoczył ją prezencją i elegancją oraz znajomością obyczajów panujących na dworach. Bogaty życiorys mógł być zarówno oznaką jego talentu pedagogicznego co i nieudolności w dziedzinie przekazywania wiedzy kwiatowi czarodziejskiej młodzieży. Naturalnie nie miała zamiaru podejmować pochopnych decyzji po zaledwie jednym spotkaniu i braku konkretnych informacji odnośnie planu jaki przygotowałby pan Vane dla jej córek. Młodzieńcza pochopność, z której niegdyś mogła słynąć lady Burke ulotniła się wraz ze zdobytym doświadczeniem i bagażem życiowym, ale także czasem spędzonym w surowych murach Durham, który niczym strumień zmiótł wszystkie niechlubne cechy młódki. A raczej ukrył je pod warstwą rozwagi i powagi. Obecnie nie pozwalała dawnej butności i porywczości wychodzić przed szereg, a jeżeli w jej sercu miał narodzić się bunt, to nigdy nie śmiałaby go okazać. Nie była już panną tupiącą pantofelkiem o posadzkę, gdy coś jej przeszkadzało.
Wstała z miejsca, machinalnie wygładzając materiał swojej sukni, po czym przeniosła wzrok na swego gościa, który właśnie zmierzał do wyjścia. - Cała przyjemność po mojej stronie, panie Vane - odparła z wyuczoną uprzejmością, łudzącą przypominającą tą szczerą, którą nie raz można było usłyszeć w głosie gospodarza. Czy faktycznie tak było? Jayden miał się tego nie dowiedzieć. - Zatem będę wypatrywać pańskiej sowy - zapewniła, po czym pożegnała swojego gościa, a gdy ten zniknął z pola jej widzenia, zasiadła ponownie na swoim poprzednim miejscu, mając nadzieję na spokojne doczytanie swej wcześniejszej lektury w spokoju. Z pewnością będzie musiała jeszcze trochę przemyśleć, omówić sprawę zatrudnienia nowego nauczyciela dla dziewczynek z mężem, ale na razie miała zamiar rozkoszować się pierwszym z wielu słonecznych dni, zwiastujących przybycie wiosny.

/zt
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Altana [odnośnik]12.10.20 14:33
2 września 1957 rok


Pogoda była na tyle sprzyjająca siedzeniu w ogrodzie iż to właśnie pod dachem ogrodowej altany Primrose Burke postanowiła spędzić popołudnie w towarzystwie kuzyna Craiga. Z tejże okazji pod zadaszeniem ustawiony został stolik, na którym znajdowały się trzy dzbanki z różnymi rodzajami herbat oraz filiżanki i patera z kruchymi ciasteczkami i powidłami różanymi. Zbliżała się godzina szesnasta, ale Prim nie wypatrywała jednak z niecierpliwością przybycia kuzyna. Jej spojrzenie śledziło tekst na kolejnych stronicach gazety, która spokojnie spoczywała na blacie okrągłego stolika.
W powietrzu czuć było jeszcze zapach lata, kwiaty pyszniły się w gąszczu krzewów, a pszczoły oraz motyle pracowicie zbierały pyłek i nektar. Sama zaś Prim idealnie wpasowywała się w otoczenie gęstego ogrodu Durham. Ubrana w granatową spódnicę z dobrej jakości lejącej się wełny zebrana była w talii skórzanym, tłoczonym w delikatne wzory paskiem, spinając tym samym kremową koszulę z delikatnym dekoltem ukazującym jasną skórę młodej kobiety. Na nim zaś pysznił się wisior w kształcie ćmy. Skrzydełka były zrobione z delikatnych szkiełek, a tułów ze szlachetnych kamieni w oprawie srebra. Równie dobrze ta ozdoba mogła być talizmanem wykonanym przez jego właścicielkę. Całości dopełniała rozpięta kamizelka w beżowo – niebieska kratę oraz ciemne włosy zebrane w niedbały kok tuż nad karkiem i spięty kokardą. Parę niesfornych kosmyków wymknęło się i wiło na karku oraz wokół twarzy Prim. Ciemna, gęsta grzywka opadała na czoło nadając kobiecie nieco figlarny wygląd.
Podniosła wzrok znad gazety by spojrzeć na trzy pękate dzbanki z herbatami. Już nie pamiętała kiedy ostatnio miała okazję spędzić popołudnie z kuzynem, na czymś co obydwoje lubili. W dzieciństwie myślała, że Craig wypija dziennie cały kubeł herbaty. Patrząc na ilości filiżanek jaką potrafił spożyć każdego dnia nie zdziwiłaby się gdyby to było całe wiadro. Specjalnie na tą okazję zamówiła nowe rodzaje herbat, które chciała poddać degustacji z kuzynem. Nie brakowało więc czarnej herbaty, zbieranej kiedy liście dopiero zaczynały się rozwijać, dzięki temu płyn miał ciemno złocisty kolor i nie czuć było zatrzymującego się osadu na języku. W drugim dzbanku nabierała mocy i aromatu zielona herbata z dodatkiem rumianku, o bardzo delikatnym ale niezwykle mlecznym smaku, a całości dopełniała jaśminowa herbata z różą, która była ostatnio hitem na salonach i większość się nią zachwycała. Nie miała okazji spróbować jeszcze żadnej z nich. Ciasteczka kusiły swoim wyglądem i Prim była gotowa się złamać, ale uznała, że nie tym razem. Była niemalże pewna, że jak tylko sięgnie po jedno z nich to pojawi się Craig ze swoim uśmiechem na twarzy i wypomni jej, że ma cukier na policzku. Tak jak to robił w dzieciństwie aby jej dokuczyć.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana [odnośnik]22.10.20 12:58
Jego grafik zawsze był dosyć napięty - życie Burke'a opierało się w dużej mierze na bieganiu z miejsca na miejsce, nadzorowaniu, doglądaniu rodzinnego biznesu. Lubił to, lubił być w ruchu, załatwiać jedną rzecz w sklepie, by w następnej chwili dokonać jakiejś transakcji w porcie, w międzyczasie przeglądając papiery przewozowe ostatnio dostarczonych artefaktów. Dodatkowo, czas Craiga wypełniały także sprawy, o których w murach Durham nie mówiło się zbyt często, ani tym bardziej - zbyt głośno. Sprawy rycerzy były równie ważne - a właściwie nawet ważniejsze, niż Nokturnowe sprawunki Burke'ów... co wiązało się z tym, że i one powodowały, że Craigowi ciężko było znaleźć wolną chwilę. Był jednak jeszcze jeden aspekt jego życia - coś, co, tak jak pozostałe elementy, było dla mężczyzny niezwykle istotne. Chodziło rzecz jasna o rodzinę. Nie dało się ukryć, że Craig miał lekkie wyrzuty sumienia. O ile dość często spotykał się z Edgarem, tak już zdecydowanie mniej czasu spędzał na przykład z własnym bratem - czy też z Primrose. Miał jednak na tyle przyzwoitości, aby nie odrzucić kolejnego już zaproszenia kuzynki. Doszedł też do wniosku, że właściwie wcale nie pogardziłby dniem wolnym - inne sprawy mogły poczekać jeden dzień, podczas gdy on spędzi popołudnie na piciu herbaty razem ze swoją krewniaczką. Zasłużył. Ona z resztą też.
Nie kazał jej czekać na siebie wcale długo. Droga do altany nie była przecież aż tak daleka. Jego buty przez chwilę chrzęściły na żwirowej alejce, by w następnej chwili ucichnąć - trawa, po której przeszedł, wygłuszyła odgłos kroków mężczyzny. Już po chwili znalazł się u boku kuzynki. Ubrał się dziś w zdecydowanie lżejsze, cieńsze ubrania. Choć był już wrzesień, pogoda nadal wyjątkowo dopisywała. Prawdopodobnie już wkrótce miało się to zmienić, brytyjski klimat od zawsze był raczej kapryśny. Lada moment powrócić miały charakterystyczne, przelotne deszcze i przenikliwy, zimny wiatr.
- Prim, moja miła - odezwał się, chcąc zwrócić jej uwagę na siebie. Nie mógł nie dostrzec - i przy okazji nie docenić - tych wszystkich dzbanów z herbatami. Oczywiście, że przepadał za tym napojem. Który Brytyjczyk odmówiłby zaoferowanej mu filiżanki? Schlebiało mu więc, że kuzynka pomyślała o nim i specjalnie zamówiła nowe mieszanki do parzenia. Zanim mężczyzna zasiadł naprzeciwko kuzynki, nachylił się ku niej, by złożyć na jej policzku krótki pocałunek na powitanie. Istotnie, ta odrobina cukru na jej skórze rzuciła mu się w oczy. Postanowił jej jednak nie mówić o tej małej wpadce - przynajmniej nie od razu. Dumna Primrose Burke, upaćkana lukrem - w takim wydaniu była ciekawszym obrazkiem. - Dziękuję jeszcze raz za to zaproszenie. - usiadł w końcu na swoim miejscu - Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - dodał, wskazując na herbaty - Tak oddanej kuzynki ze świecą szukać. Więc co dla mnie przygotowałaś?


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Altana [odnośnik]22.10.20 14:28
Zajęta czytaniem artykuły o możliwościach pewnego surowca nie dosłyszała chrzęstu żwirku pod męskimi butami. Gdy doszedł ją głos kuzyna podniosła gwałtownie głowę do góry szczerze zaskoczona jego nagłym pojawieniem się. Jasną twarz kobiety ozdobił radosny uśmiech. Widok Craiga realnie ją ucieszył i z wdzięcznym uśmiechem przyjęła całusa w policzek. Złożyła czasopismo odkładając je na bok aby nie przeszkadzało w tym przyjemnym popołudniu.
Ostatnio życie Prim kręciło się wokół badania artefaktów, tworzenia nowych talizmanów oraz dbania o dobre samopoczucie członków rodziny. Nie uszło jej uwadze, że zarówno Edgar jak i Craig w domu są przelotem, a głównie zajmują się innymi sprawami. Nie wiedziała wszystkiego co robią w swoim życiu, ale też nie była wścibska, choć nie raz ją bardzo korciło aby zalać ich falą pytań. Wyszła jednak z założenia, że jeżeli będzie taka potrzeba to sami jej powiedzą. Choć znając upór członków rodziny, będą milczeć jak zaklęci w myśl zasady chronienia reszty rodu. W związku z tym pilnowała aby raz na jakiś czas zwolnili tempa, usiedli i odpoczęli. Tym razem wypadło na kuzyna. Zastanawiała się czy się zjawi, ostatnie spotkania były odwoływane więc i tym razem liczyła się z tym, że pojawi się nagle Maczek albo Smark informując, że szlachetny pan Craig Burke nie może skorzystać z zaproszenia. Tym razem jednak usiadł naprzeciwko niej z tym swoim zniewalającym uśmiechem, co już sprawiło jej wiele radości.
-W dniu dzisiejszym na popołudniu herbacianym z panną Primrose Burke do degustacji przygotowano czarną herbatę z młodych listków, niezwykle łagodną, ale jednocześnie bardzo aromatyczną, zalecaną aby podawać z cytryną. – Zaczęła Prim z lekką teatralizacją. – Zieloną herbatę z rumiankiem o dość mlecznym smaku, ponoć jej smak jednych zachwyca, a inni nie są w stanie się do niego przekonać, a na koniec delikatna herbata jaśminowa z płatkami róż, ostatnio hit na salonach. Wszyscy się nią zachwycają.
Mówiąc to, wskazywała na odpowiedni dzbanek, w którym mieściła się dana herbata.
-Do tego mamy kruche ciasteczka cytrynowe i konfiturę różaną. Wobec tego, drogi kuzynie, której herbaty życzysz sobie skosztować jako pierwszej? – Mówiła z pełną powagą na twarzy, ale jej szaro -zielone oczy śmiały się w stronę rozmówcy, a cień tego uśmiechu czaił się w kąciku ust. Sięgnęła po filiżankę aby móc czynić honory i jednocześnie zadała kolejne pytanie.
-Co u ciebie słychać? Dawno nie mieliśmy okazji ot tak usiąść w spokoju. – Zagadnęła już normalnym tonem i przekrzywiła lekko głowę na bok niczym ciekawski ptak. – Poznałeś kogoś ciekawego? Odkryłeś coś niezwykłego? Zobaczyłeś coś godnego zainteresowania?
Przez ciągłe potyczki w Londynie i okolicach ostatnie tygodnie siedziała w Durham od czasu do czasu spotykając się z przyjaciółmi, jednak nie docierały do niej wszystkie informacje, a w sklepie nie była od bardzo dawna. Zajrzała tylko przelotem do Londynu gdyż musiała udać się do biblioteki i to wszystko. Była niezwykle ciekawa co też działo się u kuzyna. Wiedziała, że pewne rzeczy przemilczy, czegoś nie dopowie, ale nie miała mu tego za złe. Zdawała sobie sprawę, że robi to bo na pewno ma ważne powody. Chciała jednak aby miał świadomość, iż zawsze może na nią liczyć.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana [odnośnik]17.11.20 19:13
Durham było prawdziwą ostoją. Chociaż Craig właściwie nigdy nie narzekał na swoje lokum, bardzo ceniąc sobie zarówno lata spędzone w Hogwarcie, jak i we Francji, to jednak ponure zamczysko na północy Anglii zawsze było najbliższe jego sercu. Tu się urodził, tu się wychował, to tutaj znajdowało się jego dziedzictwo. Czasami zdarzało mu się jednak o tym zapomnieć. Złapanie oddechu przy wszystkich sprawach, które wypełniały mu dni, zdawało się momentami czymś niemal nierealnym. Jakże więc miłą odmianą było faktycznie spojrzeć kuzynce w twarz, uśmiechniętą, radosną. Burke często zapominał także o czymś innym - o tym, jak wielką podporę stanowiły w jego życiu kobiety. Durham nie byłoby tym samym miejscem gdyby nie jego siostra, kuzynka, a nawet matka. Robiły dla niego tak wiele i był im za to wdzięczny, nawet jeśli nie potrafił tego okazać tak otwarcie, jak by tego pragnął. Z całą pewnością ciężko byłoby mu to powiedzieć na głos. Może dobrze, że wciąż nie posiadał żony. Bardzo możliwe że zaniedbywałby ją i w ogóle tego nie zauważał. Tego typu związek wymagał w końcu zdecydowanie większego zaangażowania niż to, co łączyło niegdyś jego i Belvinę. A nawet Craig posiadał na tyle przyzwoitości, by myśl o pozostawieniu jego ślubnej samej sobie na całe tygodnie, sprawiała mu wyrzuty sumienia. Ale może byłoby wtedy zupełnie inaczej? Może kobieta ta pochłonęłaby całą jego uwagę? Ciężko mu było stwierdzić. By tak się stało, musiałby trafić na kogoś naprawdę wyjątkowego. I właściwie była jedna taka dusza coś... wciąż za wcześnie by cokolwiek ocenić wprost.
Wobec tego zamierzał skupić się na sprawach teraźniejszych i cieszyć tym spotkaniem z kuzynką tak bardzo, jak się tylko dało. Z uwagą wysłuchał opisów wszystkich mieszanek, które Prim przyszykowała na to spotkanie. Entuzjazm z jakim przedstawiała gatunki herbat zaczynał mu się udzielać. Dobrze było na kilka chwil przestać zadręczać się tym, że świat walczył o przywrócenie porządku - skupienie się na degustacji zdawało się być idealną rozrywką.
- Naprawdę mnie rozpieszczasz. Zasłużyłem czymś konkretnym na takie frykasy? - spytał, przyglądając się dzbankom. Gestem dłoni poprosił o nalanie czarnej herbaty - chyba najbardziej ją preferował ogółem, niemniej zamierzał skosztować wszystkich rodzajów. Naturalnie. Gdy przyjmował parujący napój, delektował się przez kilka chwil aromatem. Widok tak roześmianej i rozanielonej Primsore sprawiał, że robiło mu się lżej na sercu. Bo to przecież między innymi dla niej robił to wszystko. Zarówno w kwestiach biznesowych, jak i rycerzy. I oba aspekty były tak samo ważne. Przecież nie mógł pozwolić, aby jego najdroższej kuzynce czegokolwiek brakowało - choć to oczywiście na głowie Edgara spoczywała główna odpowiedzialność. Jednakże to na barkach Craiga ciążyła konieczność zadbania o to, aby Primrose mogła w przyszłości wyjść na ulice Londynu, nie obawiając się niczego. Gdyby kiedyś przytrafiło jej się coś złego, nigdy by sobie nie wybaczył.
- Musisz mi wybaczyć to zabieganie. Czasy nie są łaskawe - westchnął cicho. Zgodnie z podejrzeniami Prim, nie miał zamiaru rozwodzić się za bardzo na temat pracy lub misji. Kilka kontrolowanych wzmianek mogło mu się jednak wymsknąć - Chyba ratujesz mi życie tą odrobiną wytchnienia, kochana. - dodał, upijając łyk. Herbata smakowała naprawdę dobrze, ale też nie spodziewał się niczego innego po swojej kuzynce. Nie podałaby mu byle popłuczyn - Cały czas poznaję kogoś ciekawego. Ostatnio w końcu miałem okazję spotkać się z kapitanem, który przewozi dla nas najwyższej jakości opium. Fascynujący człowiek. Miał naprawdę wiele historii w zanadrzu. Opowiadał o Chinach w taki sposób, że mogłaś się poczuć zupełnie tak, jakbyś tam była. Niezwykły, egzotyczny kraj, pełen cudów i zupełnie innej, fantastycznej magii - opowiedział, pomijając naturalnie sporą część z bajeczek wspomnianego mężczyzny. Historie kapitana faktycznie pełne były dziwów, jednocześnie wspominał także o wszystkich bolączkach chińskich prowincji - głodzie, biedzie i wszędobylskich prostytutkach z których usług chętnie korzystała załoga jego statku. Jak widać, nawet tak dalekie, zdawałoby się, cudowne kraje, mierzyły się ze swoimi problemami. - Chciałem się z nim spotkać ponownie, ale niestety, już ponownie wypłynęli w morze.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Altana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach