Lysandra Vablatsky
Nazwisko matki: Vablatsky
Miejsce zamieszkania: urokliwe uliczki Nokturnu
Czystość krwi: czysta
Wzrost: sto osiemnaście centymetrów
Waga: dziewiętnaście kilogramów
Kolor włosów: ciemny brąz wpadający w czerń
Kolor oczu: ciemna zieleń odziedziczona po matce
Znaki szczególne: spojrzenie okolone dojrzałością zbyt dużą jak na siedmiolatkę, blade policzki, ciemna sukienka przyprószona talkiem i wszędobylskim pyłem
brak
mój dom to mama i Umhra
wciąż go nie znam
ujadającego ogara o jaskrawo czerwonych oczach i pyskiem mokrym od krwi
miodem i agrestem, melasą, miętą, startą korą wierzby
ja i mama siedzące pod starą wierzbą; plotę z jej czarnych włosów warkocz, a ona ceruje mi kolejną sukienkę
burczenie i mruczenie do Umhry, obserwowanie pracowitych dłoni mamy
żadnej drużynie, nigdy nie widziałam podobnych rzeczy
pomagam mamie w zajmowaniu się rannymi zwierzętami z moich snów
melodii wiatru wygrywanej na liściach wierzby
Fotografie Sally Mann
Wilki śpią mocno, że aż strach
Skowyt dzikich stworzeń zawsze przeplatał się z melodią wiatru, która niosła się po ostrych źdźbłach traw. Poznawała tę melodię w swoich snach, cichy szept niezrozumiałych słów, których znaczenie miała poznać później – gdy sama odkryje, czym tak naprawdę jest jej dar. Dar jasnowidzenia.
Przyszłość, którą widzi, teraz jest niezrozumiała, zarysowana ostro zębiskami groźnych drapieżników, lękiem lśniącym w jasnych tęczówkach ze szparkowatymi źrenicami, nastroszonymi piórami wygłodniałego ptactwa – wygląda jak koszmary, które kształtowane są przez spuszczoną z łańcuchów wyobraźnię dziecka.
Jest w nich pisklakiem, ledwo co opierzoną ptaszyną, która wciąż szuka schronienia pod skrzydłami dorosłej wrony, matki nauczonej życia i broniącej swojego dziecka przed groźnymi ślepiami potworów, jakich pełno było wśród skomplikowanych uliczek Nokturnu.
Zwierzęta nie były tylko pustymi obrazami w jej snach. Były symbolami, uosobieniem cech, które później pojawiały się w lecznicy w ludzkim ciele. Oderwane strzępy ciała żbika okazywały się potem należeć do barczystego, łysego mężczyzny z siwą brodą, którego lewy bok lepił się od krwi. Słodka turkawka była przerażoną, łkającą, bladą dziewczyną w młodym wieku, która zbyt późno zdała sobie sprawę, że Nokturn to nie miejsce dla takich jak ona. Czarnopióra wrona była jej matką, wiecznie trwającą przy pisklęciu, które ledwo nauczyło się, jak należy machać skrzydłami, by nie opaść na czarną ziemię i stać się pożywką dla łakomych bestii.
Jej świat od samego urodzenia był niewielki, posiadający twarde ramy, ale to głównie dzięki temu tak szybko nauczyła się jego elementów – krzyków słyszanych wśród nocy, bolesnych jęków i trzasków łamanych różdżek, potępieńczych historii mimowolnie werbalizowanych przez usta ciał stojących już jedną nogą w drewnianej, obitej gwoździami trumnie, niebezpiecznych mroków i miejsc, gdzie mogłaby się skryć, by uniknąć kłopotów. Bliskością były spracowane dłonie jej matki, pachnąca lawendą przyjaciółka, Rita, burkliwy głos trolla, który był częścią tej niewielkiej rodziny, jej obrońcą, i mimo swojego niewielkiego móżdżku, doskonale grał rolę przyjaciela małej ptaszyny. Nie potrzebowała niczego więcej – tym bardziej obecności mężczyzn. Nie byli tu mile widziani.
Zakrwawione bandaże tonęły pod zabarwioną na szkarłat wodą. Drobne palce uchwyciły jeden z poszarpanych końców, a szmaragdowe oczy jej matki przyjrzały mu się bacznie. Śnił jej się. Bury żbik uciekający przed wilczymi zębiskami. Wilk dogonił go jednak i zatopił kły w futrze, w miękkim, soczystym mięsie i oderwał jego kawał, zaspokajając oślepiający głód. Żbik uciekł. Trawa znów zaszumiała, wyszeptała cichą melodię o rychłym końcu. Jej dłonie wróciły do pracy – namydlały szorstki, wtóry raz wykorzystywany materiał. Krople krwi spływały do starej miednicy, tonęły po raz kolejny w brudnej już wodzie.
Chciała pomagać, czarnopióra wrona jej potrzebowała. Zakres jej dziecięcych obowiązków w nokturnowej lecznicy zamykał się w kilku czynnościach – sprzątała po krwawiących interesantach, zmywała krew z ciemnej, popękanej podłogi, czyściła opatrunki, służyła za trzecią dłoń swojej ukochanej matki, przynosząc jej zapamiętane po barwie i zapachu maści, gęste i rzadkie mikstury. Miały tylko siebie, a przywiązanie, wspólna krew i miłość, jaką siebie darzyły, sprawiły, że nie było nikogo im bliższego.
Noc, kiedy po raz pierwszy odezwały się w niej magiczne zdolności, była nocą dziwną, nocą straszną. Sen, który wyśniła, niewiele odbiegał od niej charakterem.
Kiedy tylko objęły ją ramiona zmierzchu, zobaczyła jasne, żarzące się czerwienią ślepia. Wpatrywały się w nią, zaglądały w głąb jej duszy, a z wyszczerzonych kłów spływała parująca jeszcze krew. Trawa nie szeptała, ustała, wiatr nie grał na niej znajomej melodii. Wszystkie zwierzęta uciekły, zniknęły, zapadły się pod ziemię. Nawet ukochana wrona, której pióra połyskiwały w świetle księżyca. Obudziła się z płaczem, wrzaskiem, niezrozumieniem. Wybuch magii ściągnął na Nokturn chmarę drobnego ptactwa, które rozbiło się na szybach lecznicy z głuchym trzaskiem, ciała części z nich wpadły do środka, z martwym stukiem poturlały się po podłodze blisko łóżka dziewczynki. Ukojenie znalazła dopiero w ramionach matki, pod jej skrzydłami, które zawsze obiecywały, że nigdy nie stanie jej się nic złego.
Kilka lat później sen się powtórzył, ale tym razem oczy koloru jaskrawych płomieni odwróciły się od niej, a ogar, którego pysk wciąż był brudny od krwi, zaczął ujadać. Stary niedźwiedź, którego sztywne futro poprzetykane było siwizną, ryknął, czarny wilk o srebrnych, lśniących oczach rzucił się na ogara, przegryzł mu gardło. Trawa poruszyła się, zaśpiewała cichą melodię, kołysankę do wiecznego snu. Matka wrona pojawiła się, trzepotała skrzydłami niczym sztyletami, ale wilcza łapa dosięgła i ją. Wiła się na ziemi w bólu, zalewała okolicę wdzierającym się do umysłu bolesnym krakaniem. Przerażone pisklę wołało ją, chciało zmusić młode skrzydła do lotu, do ucieczki.
Szmaragdowe oczy zobaczyły zbyt wiele tamtego dnia, a młoda pamięć zbyt wiele zapamiętała, sprawiając, że dziewczynka jeszcze ciaśniej przylgnęła do matki i jeszcze mocniej pragnęła nie ufać złym ogarom, których oczy lśniły jak żarzące się węgła.
Trawy wciąż szeleszczą w jej snach, zawiadamiają o zrywającej się nici życia. Wilki wciąż wyją do księżyca, świętują triumf nocy. Ślepia wygłodniałych kocurów i jastrzębi zawsze najjaśniej lśnią tuż po zmierzchu. W ciemności wszystko jest wyraźniejsze, bardziej rzeczywiste. W ciemności śmierć jest najpiękniejszą z baśni.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
trollański | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | - |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Wróżbiarstwo (mag.) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | - |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Jasnowidz | - | 0(+2) |
Reszta: 2 |
Emocja | k10 | Efekt | |
STRACH | |||
S T R A C H | |||
1-3 | Magia się nie przebudziła. | ||
4 | Dziecko deportuje się na odległość do 15 metrów w dowolnym kierunku; dokładne usytuowanie dziecka określa ono samo. Teleportacja może przenieść dziecko również w górę (na dach lub drzewo). | ||
5 | Dziecko otacza świetlista przeźroczysta bariera, która przypomina nietłukącą się szybę. Dziecko nie może z niej wyjść, ale tak samo nic (człowiek, pocisk, magia, warunki zewnętrzne) nie przedostanie się do środka. Bariera będzie trwała tak długo, jak długo dziecko będzie czuło strach. | ||
6 | Jeżeli zagrożenie pochodzi od zwierzęcia lub magicznego stworzenia, to nagle staje się niezwykle przyjazne. Jeżeli zagrożenie pochodzi od czarodzieja, jego różdżka upada. Jeżeli zagrożenie pochodzi od człowieka posługującego się innym niebezpiecznym przyrządem, ten zamienia się w kwiat wybrany przez dziecko. | ||
7 | Dziecko wydaje z siebie ogłuszający krzyk, który oszałamia wszystkich w zasięgu jego głosu. Dziecko może wykonać trzy ruchy zanim inne postaci dojdą do siebie. | ||
8 | Dziecko staje się niewidzialne. Efekt będzie trwał tak długo, jak długo dziecko będzie odczuwało strach.* | ||
9 | Znajdujące się najbliżej zwierzę rusza dziecku na ratunek. | ||
10 | Dziecko teleportuje się za plecy najbliżej znajdującego się dorosłego, któremu ufa. |
Brak
[bylobrzydkobedzieladnie]
skrzydła jej
jak je chowała pod sukienką
Ostatnio zmieniony przez Lysandra Vablatsky dnia 11.02.18 22:36, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Percival Nott
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.02.18 2:57, w całości zmieniany 2 razy
[01.08.19] Rozwój postaci: -2 PB z reszty (zielarstwo na I)
[20.04.18] Zakup kota, -5 PD
[28.12.18] Zakup 2 czekoladowych żab -20PD