Salon
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
W odróżnieniu od pokoju dziennego, salon jest przeznaczony dla spotkań z gośćmi (przede wszystkim przedstawicielami rodów, z którymi Macmillanowie nie utrzymują szczególnie bliskich więzi) i z tego powodu ma chłodniejszą kolorystykę. Ma charakter reprezentacyjny.
Na ścianie, nad kominkiem, znajduje się obraz nestora rodu, Sorphona Macmillana, a nad nim herb rodu. Przy wejściu do salonu znajdują się jedynie dwie stare miotły, które należały do poprzednich nestorów. Nad drzwiami znajduje się dewiza: Per aspera ad astra. Na jednej ze ścian znajdują się szable, a pod nimi najwspanialsze puchary zdobyte przez Macmillanów w Quidditchu.
Na ścianie, nad kominkiem, znajduje się obraz nestora rodu, Sorphona Macmillana, a nad nim herb rodu. Przy wejściu do salonu znajdują się jedynie dwie stare miotły, które należały do poprzednich nestorów. Nad drzwiami znajduje się dewiza: Per aspera ad astra. Na jednej ze ścian znajdują się szable, a pod nimi najwspanialsze puchary zdobyte przez Macmillanów w Quidditchu.
Heath tak łatwo się nie poddawał.
-No… polecielibyśmy na Queerditch Marsh, tam nie wieje tak bardzo- raczej nie wierzył, że wujek się zgodzi na taką eskapadę, ale próbować zawsze można.
-Pokazywał mi jak machać w taki specjalny sposób, żeby było ładnie- Coin pewnie mu pokazał jakieś proste cięcie, ale chłopcu całkowicie wyleciało z głowy to określenie więc opisał to czego nauczył go tata najlepiej jak potrafił.
Co do nagłego ataku małego Macmillana na Antosia. To faktycznie trochę tak, że nie mógł w ogóle usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż minutę, a trochę tak, że drewniany kij do ćwiczeń bardzo fajnie mu zaciążył w ręce. No nie mógł się powstrzymać.
Nacierał z entuzjazmem na Antosia i dopiero słowa o strąceniu Pucharu go osadziły w miejscu. Nie żeby bał się jakoś bardziej Sorphona… po prostu Puchar był bajerancki i szkoda byłoby go zepsuć. Taki wielki Puchar za jakieś zwycięstwo w quidditchu to było w końcu jego marzenie. Czasem przychodził do salonu, żeby na niego popatrzeć i wyobrazić sobie jakby to było zdobyć takie trofeum. To musiało być fajne uczucie.
-Uhm… myślisz, że kiedyś też zdobędę taki Puchar?- zapytał zerkając na przedmiot ich rozmowy. Przy okazji też przestał machać kijem i opuścił go w ten sposób, że teraz końcówka kija była oparta o ziemię. -Byłoby super… Jak w ogóle wygląda Puchar Mistrzostw Świata? Zawsze jest taki sam czy każdego roku inny?- jak zwykle młody lord miał mnóstwo pytań na które chciał poznać odpowiedzi. Normalnie może i by się skończyło jedynie na tych dotyczących tego ulubionego sportu czarodziejów, ale od jakiegoś czasu pewna sprawa zaprzątała myśli Heatha.
Blondynek zerknął przelotnie na Anthony’ego jakby rozważając czy w ogóle zadać to pytanie i szybko doszedł do wniosku, że nie ma co zwlekać. W końcu jedyną mądrzejszą osobą od wujka Antosia jaką znał był tata, a taty o to zapytać jakoś głupio.
-Wujkuuuu…- zaczął powoli po to by zaraz nieświadomie spuścić bombę- A dlaczego w ogóle dorośli się całują? – wypalił. Tony pewnie spodziewał się trudnych pytań od Heatha, ale pewnie nie tego rodzaju. Pytanie tylko na który zestaw wolałby bardziej odpowiadać.
-No… polecielibyśmy na Queerditch Marsh, tam nie wieje tak bardzo- raczej nie wierzył, że wujek się zgodzi na taką eskapadę, ale próbować zawsze można.
-Pokazywał mi jak machać w taki specjalny sposób, żeby było ładnie- Coin pewnie mu pokazał jakieś proste cięcie, ale chłopcu całkowicie wyleciało z głowy to określenie więc opisał to czego nauczył go tata najlepiej jak potrafił.
Co do nagłego ataku małego Macmillana na Antosia. To faktycznie trochę tak, że nie mógł w ogóle usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż minutę, a trochę tak, że drewniany kij do ćwiczeń bardzo fajnie mu zaciążył w ręce. No nie mógł się powstrzymać.
Nacierał z entuzjazmem na Antosia i dopiero słowa o strąceniu Pucharu go osadziły w miejscu. Nie żeby bał się jakoś bardziej Sorphona… po prostu Puchar był bajerancki i szkoda byłoby go zepsuć. Taki wielki Puchar za jakieś zwycięstwo w quidditchu to było w końcu jego marzenie. Czasem przychodził do salonu, żeby na niego popatrzeć i wyobrazić sobie jakby to było zdobyć takie trofeum. To musiało być fajne uczucie.
-Uhm… myślisz, że kiedyś też zdobędę taki Puchar?- zapytał zerkając na przedmiot ich rozmowy. Przy okazji też przestał machać kijem i opuścił go w ten sposób, że teraz końcówka kija była oparta o ziemię. -Byłoby super… Jak w ogóle wygląda Puchar Mistrzostw Świata? Zawsze jest taki sam czy każdego roku inny?- jak zwykle młody lord miał mnóstwo pytań na które chciał poznać odpowiedzi. Normalnie może i by się skończyło jedynie na tych dotyczących tego ulubionego sportu czarodziejów, ale od jakiegoś czasu pewna sprawa zaprzątała myśli Heatha.
Blondynek zerknął przelotnie na Anthony’ego jakby rozważając czy w ogóle zadać to pytanie i szybko doszedł do wniosku, że nie ma co zwlekać. W końcu jedyną mądrzejszą osobą od wujka Antosia jaką znał był tata, a taty o to zapytać jakoś głupio.
-Wujkuuuu…- zaczął powoli po to by zaraz nieświadomie spuścić bombę- A dlaczego w ogóle dorośli się całują? – wypalił. Tony pewnie spodziewał się trudnych pytań od Heatha, ale pewnie nie tego rodzaju. Pytanie tylko na który zestaw wolałby bardziej odpowiadać.
Słuchał uważnie Heatha, uśmiechając się przy każdej próbie dobrego wytłumaczenia tego, co ten robił z tatą (w kwestii treningu w ramach szermierki). Młody Macmillan coś wiedział, ale nie wiedział jak przekazać własną myśl, a to było dla Anthony’ego całkiem urocze. Tym bardziej, że mały czarodziej skupiał się jedynie na zabawie i dobrym spędzeniu czasu i w ogóle nie interesowało go to, że wokół była wojna. Gdyby i on, Anthony mógł tak bardzo nie przejmować się wszystkim i żyć „we własnym świecie”. Takie zachowanie było też i całkiem kłopotliwe, bo nie wyjaśniło nic, jeżeli chodzi o umiejętności szermiercze Heatha. Nie pozwalało mu też na wznowienie treningu.
Problem był także w tym, że starszy Macmillan obawiał się o to, co by się stało, gdyby przypadkiem Heath zbił parę rzeczy. Owszem, dało się je naprawić jednym prostym zaklęciem… ale i tak każde rozbicie sprawiało, że niektórzy właściciele pucharów i innych ważnych przedmiotów się wściekali. Kiedy więc młodszy Macmillan choć trochę się uspokoił i popuścił z atakowaniem, Anthony odetchnął z ulgą. Właśnie dlatego nie był do końca przekonany do ćwiczenia w salonie. Od ćwiczeń była przecież druga sala.
– Jeżeli będziesz ćwiczyć, a potem i grać w Quidditch… to tak, miałbyś całkiem wielkie szanse – odpowiedział chłopakowi z uśmiechem na twarzy. Sam kiedyś marzył o zdobyciu takiego pucharu, co obecnie nie mogło się w ogóle spełnić. Wszystkie te marzenia z młodości wciąż były dla niego jak niemiłe ukłucie w żołądek. Gdyby nie matka, może byłby kapitanem drużyny… albo przynajmniej latał wspólnie z Josephem w barwach Zjednoczonych. Westchnął ciężko, chcąc w ten sposób przegonić wszystkie złe myśli. – Jeżeli masz na myśli rozgrywkę, to wygląda jak każda. Czasem krótsza, czasem dłuższa, zależy od tego jak dobre są drużyny. Jeżeli chodzi o miejsce, zmienia się, a wystroje niektórych mistrzostw potrafią zadziwiać i to bardzo. Tak samo jak i drużyn – starał się odpowiedzieć na tyle, na ile na tę chwilę potrafił. Nie wiedział co tak właściwie chciał wiedzieć Heath.
Po tym Anthony stanął w odpowiedniej pozycji i zamierzał nawet zachęcić młodszego Macmillana do tego samego, ale ten znowu mu przerwał. Tym razem z bardziej zadziwiającym pytaniem. Skąd wzięło się w ogóle to pytanie? Co sprawiło, że Mały w ogóle o to pytał?
– Z miłości – odpowiedział po chwili. Ku swojemu zdziwieniu, nawet nie czuł się szczególnie zawstydzony, raczej wyraźnie zaskoczony pytaniem. – Dlaczego pytasz? – Tu przyjrzał się uważnie Heathowi, tak jak gdyby go analizował od czubka głowy do stóp. Czyżby?...
Problem był także w tym, że starszy Macmillan obawiał się o to, co by się stało, gdyby przypadkiem Heath zbił parę rzeczy. Owszem, dało się je naprawić jednym prostym zaklęciem… ale i tak każde rozbicie sprawiało, że niektórzy właściciele pucharów i innych ważnych przedmiotów się wściekali. Kiedy więc młodszy Macmillan choć trochę się uspokoił i popuścił z atakowaniem, Anthony odetchnął z ulgą. Właśnie dlatego nie był do końca przekonany do ćwiczenia w salonie. Od ćwiczeń była przecież druga sala.
– Jeżeli będziesz ćwiczyć, a potem i grać w Quidditch… to tak, miałbyś całkiem wielkie szanse – odpowiedział chłopakowi z uśmiechem na twarzy. Sam kiedyś marzył o zdobyciu takiego pucharu, co obecnie nie mogło się w ogóle spełnić. Wszystkie te marzenia z młodości wciąż były dla niego jak niemiłe ukłucie w żołądek. Gdyby nie matka, może byłby kapitanem drużyny… albo przynajmniej latał wspólnie z Josephem w barwach Zjednoczonych. Westchnął ciężko, chcąc w ten sposób przegonić wszystkie złe myśli. – Jeżeli masz na myśli rozgrywkę, to wygląda jak każda. Czasem krótsza, czasem dłuższa, zależy od tego jak dobre są drużyny. Jeżeli chodzi o miejsce, zmienia się, a wystroje niektórych mistrzostw potrafią zadziwiać i to bardzo. Tak samo jak i drużyn – starał się odpowiedzieć na tyle, na ile na tę chwilę potrafił. Nie wiedział co tak właściwie chciał wiedzieć Heath.
Po tym Anthony stanął w odpowiedniej pozycji i zamierzał nawet zachęcić młodszego Macmillana do tego samego, ale ten znowu mu przerwał. Tym razem z bardziej zadziwiającym pytaniem. Skąd wzięło się w ogóle to pytanie? Co sprawiło, że Mały w ogóle o to pytał?
– Z miłości – odpowiedział po chwili. Ku swojemu zdziwieniu, nawet nie czuł się szczególnie zawstydzony, raczej wyraźnie zaskoczony pytaniem. – Dlaczego pytasz? – Tu przyjrzał się uważnie Heathowi, tak jak gdyby go analizował od czubka głowy do stóp. Czyżby?...
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Można powiedzieć, że bardzo młody wiek młodego Macmillana był dla niego błogosławieństwem. Dzięki temu zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego co wyrabiało się w szerokim świecie. Po co pięciolatek miał się przejmować wojną. Pytanie czy w ogóle zrozumiałby takie pojęcie jak wojna.
Jednym z powodów, dla których Anthony mógł mieć problemy z ogarnięciem tego co potrafił Heath, mogło być to, że wcale z tatą za dużo nie ćwiczył szermierki. Zwykle i tak kończyło się na paru machnięciach, a potem się wygłupiali albo po prostu szli polatać. Wujek mógł więc zatem śmiało założyć, że chłopiec nie potrafi zbyt wiele.
Co do samej Sali, fakt ta do ćwiczeń byłaby lepsza do ich celów, niestety pechowo była zajęta już przez innych krewniaków. Z drugiej strony po przesunięciu paru mebli w salonie robiło się całkiem sporo przestrzeni. W sam raz na tyle by pięciolatek nie strącił niczego przypadkiem.
-Uhmmm… to go zdobędę! - o proszę i postanowione. -Tylko w sumie jeszcze nie wiem czy jako obrońca czy jako szukający- przez ostatni rok Heath bardzo chciał zostać obrońcą po tym jak zobaczył niesamowity występ jednego gracza. Teraz jednak spostrzegł, że ta pozycja miała jedną zasadniczą wadę. Obrońca nie latał tak dużo po boisku. Grając w dobrej drużynie nie miałby zbyt wiele do roboty na boisku. A najgorzej chyba byłoby się nudzić podczas meczu. Pod tym względem pozycja szukającego była dużo ciekawsza. -Fajnie byłoby pojechać na Mistrzostwa- powiedział jeszcze.
-Och…- odpowiedział tylko całkowicie akceptując krótkie wyjaśnienie Anthony’ego. No bo miało sens. -No bo… widziałem jak tata kogoś całuje… i tak się zastanawiałem… – odpowiedział bez większych oporów. W każdym razie ciekawość chłopca została zażegnana i mogli przejść do tego po co tu przyszli.
-To co teraz?- zapytał patrząc na swojego wujka i dla animuszu machnął sobie jeszcze dwa razu ćwiczebną bronią. Może Tonik miał rację i to może być całkiem fajne?
Jednym z powodów, dla których Anthony mógł mieć problemy z ogarnięciem tego co potrafił Heath, mogło być to, że wcale z tatą za dużo nie ćwiczył szermierki. Zwykle i tak kończyło się na paru machnięciach, a potem się wygłupiali albo po prostu szli polatać. Wujek mógł więc zatem śmiało założyć, że chłopiec nie potrafi zbyt wiele.
Co do samej Sali, fakt ta do ćwiczeń byłaby lepsza do ich celów, niestety pechowo była zajęta już przez innych krewniaków. Z drugiej strony po przesunięciu paru mebli w salonie robiło się całkiem sporo przestrzeni. W sam raz na tyle by pięciolatek nie strącił niczego przypadkiem.
-Uhmmm… to go zdobędę! - o proszę i postanowione. -Tylko w sumie jeszcze nie wiem czy jako obrońca czy jako szukający- przez ostatni rok Heath bardzo chciał zostać obrońcą po tym jak zobaczył niesamowity występ jednego gracza. Teraz jednak spostrzegł, że ta pozycja miała jedną zasadniczą wadę. Obrońca nie latał tak dużo po boisku. Grając w dobrej drużynie nie miałby zbyt wiele do roboty na boisku. A najgorzej chyba byłoby się nudzić podczas meczu. Pod tym względem pozycja szukającego była dużo ciekawsza. -Fajnie byłoby pojechać na Mistrzostwa- powiedział jeszcze.
-Och…- odpowiedział tylko całkowicie akceptując krótkie wyjaśnienie Anthony’ego. No bo miało sens. -No bo… widziałem jak tata kogoś całuje… i tak się zastanawiałem… – odpowiedział bez większych oporów. W każdym razie ciekawość chłopca została zażegnana i mogli przejść do tego po co tu przyszli.
-To co teraz?- zapytał patrząc na swojego wujka i dla animuszu machnął sobie jeszcze dwa razu ćwiczebną bronią. Może Tonik miał rację i to może być całkiem fajne?
Chłodny kolorystycznie salon na ten jeden magiczny dzień został choć trochę ocieplony dekoracjami. Sofy zostały ustawione w taki sposób, by stworzyć przyjemną atmosferę do spokojnej rozmowy. Skrzat pojawiaja się czasami by uzupełnić stan alkoholu i upewnić się, że gościom niczego nie brakuje.
- JEŻELI TO TWOJA PIERWSZA WIADOMOŚĆ NA PRZYJĘCIU:
- Na każdego z gości czeka z kolei służba lub skrzat, którzy witają ich i wręczają jedną z przygotowanych na ten dzień ozdób. Aby dowiedzieć się co się otrzymało, należy w swoim pierwszym poście w temacie oznaczonym [ślub] rzucić kością k6 i sprawdzić wynik z niniejszą listą:
K1: Służąca lub skrzat podaje Tobie mały kotylion w kolorze rodu Macmillanów albo Weasleyów. Przypina go do Twojego kołnierza lub sukienki. Kotylion niestety nie ma magicznych właściwości i ma tylko funkcję dekoracyjną.
K2: Otrzymujesz małą dekorację. To prawdziwy wrzos. Zostaje on przypięty do twojego ubioru we wskazanym przez ciebie miejscu.
K3: Otrzymujesz ozdobę w postaci małego metalowego lisa, który czasem uśmiecha się do pozostałych gości.
K4: Otrzymujesz kotylion i balon, którego kolor zmienia się w zależności od twojego nastroju. Biały balon oznacza, że czujesz się świetnie; różowy, że jesteś w nastroju do flirtowania; czerwony, że jesteś zły; niebieski, że jesteś smutny; żółty, że jesteś bardzo pijany.
K5: Otrzymujesz stożkowatą czapeczkę w jaskrawych kolorach. Narysowane jest na niej jedno z magicznych stworzeń, które najbardziej odpowiada Twojemu charakterowi. Czasem z czubka wylatuje kolorowe konfetti.
K6: Otrzymujesz kwiat, który najbardziej lubisz. Kwiat ma bardzo intensywny i przyjemny zapach.
Organizatorzy proszą aby liczyć ilość (kieliszków, kufli, etc.) i rodzaj alkoholi, które Wasze postaci piją w trakcie wesela.
Przypominamy, że dzieci nie powinny pić alkoholu! Jeżeli wezmą alkohol - zamieni się on w sok (dyniowy, marchewkowy lub pomidorowy - każdy z nich bez dodatku cukru)!
Oferowane alkohole: Kremowe Piwo, szampan, nalewki, Magiczne Laudanum, Quintin, wino, czarodziejski miód pitny, Toujours Pur, Ognista Whisky Macmillanów
I show not your face but your heart's desire
Nadal się nie poddawał i ciągle uparcie poszukiwał swoich prezentów. Gdzieś musiały być schowane! A że nie miał ochoty już dłużej czekać, aż zostaną mu wręczone postanowił wziąć sprawy we własne małe rączki i obdarować się samemu. Ileż można czekać? Tak naprawdę Heath był zdania, że powinien je dostać od razu z rana, tak jak na gwiazdkę. No ale... tak się nie stało.
Mały Macmillan przeszedł już prawie całą posiadłość wciskając swój nos w różne zakamarki. Nadal jednak jego poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów i coraz bardziej blondynek utwierdzał się w przekonanie, że na pewno wszystko jest schowane w gabinecie Sorphona. Na sto procent tak było. Musiał się tam jakoś dostać.
Pewnie poszedłby od razu realizować swój brawurowy plan włamania do rzeczonego pomieszczenia, gdyby nie to, że jego wzrok przykuły różne trunki znajdujące się w salonie. Zdążył już się połapać, że praktycznie każdy dorosły pił coś wziętego właśnie z takich stolików z alkoholami. Niektóre wyglądały naprawdę interesująco. Ognistą Whisky mniej więcej znał, więc ta interesowała go najmniej. W końcu był Macmillanem. Często widział jak tata i wujkowie sobie ją sączą. Opatrzyła się.
Najbardziej z wszystkich dostępnych alkoholi zainteresowało go Toujours Pur, które było w pękatym kieliszku i bąbelkujący szampan. Teraz sobie przypomniał, że takie coś z bąbelkami pili dorośli podczas Sylwestra. Ba, nawet wtedy w pubie dostał jeden kieliszek dla siebie.
Mały Macmillan niestety nie zdawał sobie sprawy, z tego, że wtedy dostał szampana w specjalnej, bezalkoholowej wersji. Teraz zaś wymyślił sobie, że skoro wtedy mógł, to teraz też chyba może, nie? Przez moment zerkał jeszcze na magiczne laudanów, które miało specyficzny zapach. To nie fair, że dorośli zawsze mieli takie ciekawe rzeczy do picia. Z tą myślą zdecydował się w końcu porwać kieliszek szampana i wypić go od razu duszkiem zanim ktokolwiek zdąży go powstrzymać. Pech chciał, że alkohol zamienił się w sok marchewkowy. Okropność. Prawie od razu wypluł to co mu jeszcze zdażyło zostałać w buzi, brudząc nieco obicie kanapy. -Pfuuuuuj!- skrzywił się i odstawił zdegustowany pusty już kieliszek na stół. Ohyda.
Pierwszy post na ślubie!
Naturalnie, Florence była już na ślubach. Nie raz i nie dwa. Jedne były bardziej huczne, inne znacznie skromniejsze. Czasami Florence uczestniczyła w nich w roli pomocy kuchennej, doglądała przygotowywania deserów lodowych lub tortu. Innymi dniami razem z pozostałym oklaskiwała parę młodą jako jeden z gości. Nie zdarzyło się jednak chyba jeszcze ani razu, aby ślub, na który ją zaproszono, był wyprawiany przez kogoś z rodziny szlacheckiej. Sama Florence nie była pewna, czy w ogóle powinna się pojawiać. Przecież wcale nie znała jakoś wybitnie pary młodej. Nie mogłaby powiedzieć, że są z lordem Macmillanem przyjaciółmi, a pannę młodą kojarzyła jeszcze słabiej. Nie mogła jednak odmówić, gdy w liście z zaproszeniem wyczytała także, iż uroczystość zaślubin połączona będzie z imprezą urodzinową najmłodszego z Macmillanów. Heath chyba by był na nią obrażony aż do końca świata. Albo i jeszcze dłużej.
Zjawiła się więc - i choć spodziewała się, że ślub lorda i lady na pewno będzie obchodzony niezwykle hucznie, a gości będzie mnóstwo, odrobinkę zaskoczył ją ten tłum. Nie chciała dać jednak tego po sobie poznać. Nie skierowała się też prosto ku parze młodej - chociaż powinna im pogratulować, a także życzyć szczęścia na nowej drodze życia, jakoś nie potrafiła się na to zdobyć. Poszukiwała raczej najmłodszej latorośli rodziny. Coś podejrzewała, że ślub w rodzinie mógł odrobinę przyćmić urodzinową część całej uroczystości. Całe szczęście że większość gości przebywała na dworze. Florence nie czuła się aż tak głupio, gdy jeden ze skrzatów poinformował ją, że panicza Heatha należy szukać raczej w posiadłości.
- Tu jesteś! - zawołała akurat w momencie, gdy chłopiec krztusił się i prychał po skosztowaniu jednego z napojów. - Co ty kombinujesz, Heath? - Florence zmarszczyła brwi, wkraczając do salonu i podchodząc do dzieciaka. Zerknęła najpierw na multum kieliszków i szklanic, wypełnionych po brzegi przeróżnym alkoholem, a następnie znów na Heatha. Chyba mogła się domyślić co próbował zrobić. Dobrze jednak wiedziała, że napitki zaczarowano, aby dzieciom nie stała się krzywda. Skąd więc to obrzydzenie?
- Skąd taka krzywa mina? Co piłeś? - chyba wręczenie prezentu będzie musiało poczekać. Panna Fortescue musiała przeprowadzić małe śledztwo!
Naturalnie, Florence była już na ślubach. Nie raz i nie dwa. Jedne były bardziej huczne, inne znacznie skromniejsze. Czasami Florence uczestniczyła w nich w roli pomocy kuchennej, doglądała przygotowywania deserów lodowych lub tortu. Innymi dniami razem z pozostałym oklaskiwała parę młodą jako jeden z gości. Nie zdarzyło się jednak chyba jeszcze ani razu, aby ślub, na który ją zaproszono, był wyprawiany przez kogoś z rodziny szlacheckiej. Sama Florence nie była pewna, czy w ogóle powinna się pojawiać. Przecież wcale nie znała jakoś wybitnie pary młodej. Nie mogłaby powiedzieć, że są z lordem Macmillanem przyjaciółmi, a pannę młodą kojarzyła jeszcze słabiej. Nie mogła jednak odmówić, gdy w liście z zaproszeniem wyczytała także, iż uroczystość zaślubin połączona będzie z imprezą urodzinową najmłodszego z Macmillanów. Heath chyba by był na nią obrażony aż do końca świata. Albo i jeszcze dłużej.
Zjawiła się więc - i choć spodziewała się, że ślub lorda i lady na pewno będzie obchodzony niezwykle hucznie, a gości będzie mnóstwo, odrobinkę zaskoczył ją ten tłum. Nie chciała dać jednak tego po sobie poznać. Nie skierowała się też prosto ku parze młodej - chociaż powinna im pogratulować, a także życzyć szczęścia na nowej drodze życia, jakoś nie potrafiła się na to zdobyć. Poszukiwała raczej najmłodszej latorośli rodziny. Coś podejrzewała, że ślub w rodzinie mógł odrobinę przyćmić urodzinową część całej uroczystości. Całe szczęście że większość gości przebywała na dworze. Florence nie czuła się aż tak głupio, gdy jeden ze skrzatów poinformował ją, że panicza Heatha należy szukać raczej w posiadłości.
- Tu jesteś! - zawołała akurat w momencie, gdy chłopiec krztusił się i prychał po skosztowaniu jednego z napojów. - Co ty kombinujesz, Heath? - Florence zmarszczyła brwi, wkraczając do salonu i podchodząc do dzieciaka. Zerknęła najpierw na multum kieliszków i szklanic, wypełnionych po brzegi przeróżnym alkoholem, a następnie znów na Heatha. Chyba mogła się domyślić co próbował zrobić. Dobrze jednak wiedziała, że napitki zaczarowano, aby dzieciom nie stała się krzywda. Skąd więc to obrzydzenie?
- Skąd taka krzywa mina? Co piłeś? - chyba wręczenie prezentu będzie musiało poczekać. Panna Fortescue musiała przeprowadzić małe śledztwo!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 3
'k6' : 3
Heath aż podskoczył z wrażenia, gdy usłyszał za plecami głos Florence. Nie spodziewał się, że ktoś się akurat tutaj pojawił. Do tego jego reakcja mogła podpowiedzieć czarownicy, że młodzian nie robił nic co mogłoby jej się spodobać.
-Ciocia Flo!- ucieszył się na jej widok, jednak zaraz trochę spoważniał. Ciocia zadawała ciężkie pytania, na które nie miał ochoty odpowiadać. W końcu doskonale wiedział, że nie powinien próbować dobierać się do napojów przeznaczonych dla dorosłych.
-Nic… odpowiedział w zasadzie zgodnie z prawdą, bo w tym momencie już nic nie kombinował. W każdym razie biorąc pod uwagę niefortunną przygodę z napojami istniała duża szansa, że Heath nie będzie próbować szczęścia ponownie. Chociaż to nie fair. Ten szampan, który dostał na Sylwestra był całkiem smaczny, a to tutaj było paskudne.
-Nic takiego…- odpowiedział wymijająco nadal nie chcąc się za bardzo przyznać co też mu się przytrafiło. Jeszcze tego brakowało by musiał wysłuchać (należącej mu się to prawda) tyrady na temat tego co wolno, a czego nie. Chociaż, czy Flo byłaby skłonna uraczyć go pouczającą mową akurat dzisiaj? Może nie. W każdym razie nie chciał tego sprawdzać.
Pewnie przez dobrą chwilę stałby tak zmieszany nie wiedząc co ze sobą zrobić, gdyby z tarapatów nie wyciągnął go metalowy lisek jakiego Florence miała przypiętego do swojej sukienki.
-OOOOO! Lisek! Uśmiechnął się do mnie! Ale super!- zaciekawiony podszedł nieco bliżej przyglądając się ozdobie. -Ja mam wrzoska!- oznajmił z dumą pokazując przyczepiony na piersi kwiatek. -Fajne są jeszcze te czapeczki, które plują konfetti. Ciekawe jakie zwierzątko byłoby na mojej… ale byłoby super, gdyby to był znikacz. Fascynacja tymi tworzeniami dalej mu nie minęła, a w zasadzie z każdym dniem zdawała się pogłębiać. Ciekawe czy Heath dalej byłby nimi tak zainteresowany, gdyby nie miały nic wspólnego z quidditchem. Wtedy chyba jego ulubionymi stworzeniami byłyby smoki. Szczególnie, że całkiem niedawno miał okazję pojawić się w rezerwacie smoków. Dla Heatha to była wręcz przygoda życia.
-Ciocia Flo!- ucieszył się na jej widok, jednak zaraz trochę spoważniał. Ciocia zadawała ciężkie pytania, na które nie miał ochoty odpowiadać. W końcu doskonale wiedział, że nie powinien próbować dobierać się do napojów przeznaczonych dla dorosłych.
-Nic… odpowiedział w zasadzie zgodnie z prawdą, bo w tym momencie już nic nie kombinował. W każdym razie biorąc pod uwagę niefortunną przygodę z napojami istniała duża szansa, że Heath nie będzie próbować szczęścia ponownie. Chociaż to nie fair. Ten szampan, który dostał na Sylwestra był całkiem smaczny, a to tutaj było paskudne.
-Nic takiego…- odpowiedział wymijająco nadal nie chcąc się za bardzo przyznać co też mu się przytrafiło. Jeszcze tego brakowało by musiał wysłuchać (należącej mu się to prawda) tyrady na temat tego co wolno, a czego nie. Chociaż, czy Flo byłaby skłonna uraczyć go pouczającą mową akurat dzisiaj? Może nie. W każdym razie nie chciał tego sprawdzać.
Pewnie przez dobrą chwilę stałby tak zmieszany nie wiedząc co ze sobą zrobić, gdyby z tarapatów nie wyciągnął go metalowy lisek jakiego Florence miała przypiętego do swojej sukienki.
-OOOOO! Lisek! Uśmiechnął się do mnie! Ale super!- zaciekawiony podszedł nieco bliżej przyglądając się ozdobie. -Ja mam wrzoska!- oznajmił z dumą pokazując przyczepiony na piersi kwiatek. -Fajne są jeszcze te czapeczki, które plują konfetti. Ciekawe jakie zwierzątko byłoby na mojej… ale byłoby super, gdyby to był znikacz. Fascynacja tymi tworzeniami dalej mu nie minęła, a w zasadzie z każdym dniem zdawała się pogłębiać. Ciekawe czy Heath dalej byłby nimi tak zainteresowany, gdyby nie miały nic wspólnego z quidditchem. Wtedy chyba jego ulubionymi stworzeniami byłyby smoki. Szczególnie, że całkiem niedawno miał okazję pojawić się w rezerwacie smoków. Dla Heatha to była wręcz przygoda życia.
Chyba nie było nikogo na świecie, kto nabrałby się na podobne zaprzeczenie. Dziecięce "nic" zawsze jednak skrywało "coś". Nie musiało to być nic strasznego, przykrego, niedozwolonego czy złego - ale zawsze było to "coś". Florence nie dała się więc nabrać, patrząc na chłopca z jedną uniesioną brwią. Musiał się domyślić, że panny Fortescue tak łatwo nie oszuka. Czemu z resztą miałby ją oszukiwać, czy była dla niego niemiła? Okrzyczała kiedyś? I czy krzyczałaby wiedząc, że głównym motorem napędowym działań chłopca była ciekawość? Tak po prawdzie, pewnie by nie mogła - raz, że nie wypadało wydzierać się w nieswoim domu, do tego gdy stało przed nią dziecko pochodzące ze szlachty. Ale przede wszystkim dlatego, że jednak miała miękkie serce, w którym Heath już znalazł swój kącik. Nie potrafiłaby go bezceremonialne zbesztać za coś takiego - choć krótka uwaga bądź nawet pogadanka z pewnością miałaby miejsce. Jakieś resztki rozsądku i siły woli jeszcze posiadała, nawet wobec młodego Macmillana.
- Próbowałeś się dobrać do szampana? - sama wygłosiła swoje domysły. I miała nadzieję, że właśnie to był trunek, który chłopiec próbował wychłeptać. Oczywiście wszystkie alkohole były zaczarowane, ale aż się bała pomyśleć, co by się stało, gdyby jednak jakimś wyjątkowym cudem Heath wlał w siebie coś mocniejszego. Miała tylko nadzieję, że to, co zdążył wypić istotnie było sokiem, który nie przypadł mu do gustu - inaczej mogliby mieć tu spory problem - Wierz mi, to jest smak, do którego trzeba dorosnąć. Nie spiesz się z tym - pokręciła głową. Ba, sama przecież nie przepadała za alkoholem. Okazjonalna lampka wina, szampan - bardzo rzadko sięgała po coś mocniejszego. Nie znosiła tego, co alkohol potrafił robić z ludźmi.
Nie mogła się nie uśmiechnąć, kiedy Heath zwrócił uwagę na ozdobę na jej piersi. Tak, była wyjątkowo urodziwa i z pewnością będzie piękną pamiątką po tym dniu. Florence przykucnęła przy chłopcu, poprawiając mu odrobinę zagięty kołnierzyk koszuli i układając niesforne włosy. - Twój wrzosek też jest super. - pozwoliła usiąść sobie na brzegu jednej z kanap, żeby nie musieć kucać, ale by jednocześnie Heaht nie musiał zadzierać głowy do góry, by na nią patrzeć - Jaką chciałbyś czapeczkę? Jeśli jakieś zostaną po weselu, może wujek którąś ci sprezentuje?
- Próbowałeś się dobrać do szampana? - sama wygłosiła swoje domysły. I miała nadzieję, że właśnie to był trunek, który chłopiec próbował wychłeptać. Oczywiście wszystkie alkohole były zaczarowane, ale aż się bała pomyśleć, co by się stało, gdyby jednak jakimś wyjątkowym cudem Heath wlał w siebie coś mocniejszego. Miała tylko nadzieję, że to, co zdążył wypić istotnie było sokiem, który nie przypadł mu do gustu - inaczej mogliby mieć tu spory problem - Wierz mi, to jest smak, do którego trzeba dorosnąć. Nie spiesz się z tym - pokręciła głową. Ba, sama przecież nie przepadała za alkoholem. Okazjonalna lampka wina, szampan - bardzo rzadko sięgała po coś mocniejszego. Nie znosiła tego, co alkohol potrafił robić z ludźmi.
Nie mogła się nie uśmiechnąć, kiedy Heath zwrócił uwagę na ozdobę na jej piersi. Tak, była wyjątkowo urodziwa i z pewnością będzie piękną pamiątką po tym dniu. Florence przykucnęła przy chłopcu, poprawiając mu odrobinę zagięty kołnierzyk koszuli i układając niesforne włosy. - Twój wrzosek też jest super. - pozwoliła usiąść sobie na brzegu jednej z kanap, żeby nie musieć kucać, ale by jednocześnie Heaht nie musiał zadzierać głowy do góry, by na nią patrzeć - Jaką chciałbyś czapeczkę? Jeśli jakieś zostaną po weselu, może wujek którąś ci sprezentuje?
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Co jak co, ale za każdym razem jak mówił „nic” był święcie przekonany, że wszyscy w to uwierzą. Nie wpadł jeszcze na to, że jego umiejętności aktorskie były raczej mizerne. Starał się mieć minę niewiniątka, ale zdecydowanie przesadził. Chyba tylko ktoś na wpół ślepy by się nie połapał, że mały Macmillan coś kombinował.
Co do reakcji, Flo musiała wybaczyć Heathowi. Na co dzień jednak miał do czynienia z różnymi ciotkami, a większość z nich wcale nie była tak wyrozumiała jak panna Fortescue. Ot, odruch.
-No…- przyznał, gdy zapytała go wprost -Myślałem, że będzie taki sam jak wtedy na Sylwestrze, wiesz? – wyjawił powód, dla którego sięgnął po kieliszek. Przekrzywił nieco głowę zdziwiony słowami Florence. Ale jak to trzeba dorosnąć do smaku? Nic z tego nie rozumiał.
-No ale tamten smakował całkiem dobrze? Czy jeszcze się jakoś zmieni, jak będę starszy? – Flo mogła zauważyć lekką panikę w wzroku Młodego Lorda. Otóż, przez myśl mu przeszło, że w przyszłości faktycznie zmienią się smaki. I co, jeśli słodycze przestaną być takie pyszne? W końcu czy dorośli nie jedli ich trochę mniej? Chociaż przestroga Florence może była na miejscu. W końcu Macmillanowie nigdy nie wylewali za kołnierz.
Heath, zajęty obserwowaniem metalowego liska, w spokoju znosił zabiegi Flo z poprawianiem kołnierzyka i przygładzaniem fryzury. Nawet za bardzo przy tym wszystkim się nie kręcił. Co było dosyć wyjątkowe, biorąc pod uwagę jego typową ruchliwość. Jak widać nawet i on potrafił przez chwilę stać spokojnie jeśli tylko go coś zainteresowało.
-No wrzoski w ogóle są super! Chociaż najfajniejsze są te takie mooocno fioletowe! - oznajmił czarownicy.
-Są takie czapeczki, które pokazują zwierzę, które Cię przypomina, wiesz? – szybko poinformował Flo o którą mu chodzi. -Ooooo, faktycznie! Tak zrobię! - ucieszył się tak jakby mu właśnie oznajmiono, że urodziny będzie obchodzić od teraz dwa razy do roku. Cóż, miejmy tylko nadzieję, że jakieś faktycznie zostaną, bo inaczej chłopiec będzie wyjątkowo niepocieszony.
Co do reakcji, Flo musiała wybaczyć Heathowi. Na co dzień jednak miał do czynienia z różnymi ciotkami, a większość z nich wcale nie była tak wyrozumiała jak panna Fortescue. Ot, odruch.
-No…- przyznał, gdy zapytała go wprost -Myślałem, że będzie taki sam jak wtedy na Sylwestrze, wiesz? – wyjawił powód, dla którego sięgnął po kieliszek. Przekrzywił nieco głowę zdziwiony słowami Florence. Ale jak to trzeba dorosnąć do smaku? Nic z tego nie rozumiał.
-No ale tamten smakował całkiem dobrze? Czy jeszcze się jakoś zmieni, jak będę starszy? – Flo mogła zauważyć lekką panikę w wzroku Młodego Lorda. Otóż, przez myśl mu przeszło, że w przyszłości faktycznie zmienią się smaki. I co, jeśli słodycze przestaną być takie pyszne? W końcu czy dorośli nie jedli ich trochę mniej? Chociaż przestroga Florence może była na miejscu. W końcu Macmillanowie nigdy nie wylewali za kołnierz.
Heath, zajęty obserwowaniem metalowego liska, w spokoju znosił zabiegi Flo z poprawianiem kołnierzyka i przygładzaniem fryzury. Nawet za bardzo przy tym wszystkim się nie kręcił. Co było dosyć wyjątkowe, biorąc pod uwagę jego typową ruchliwość. Jak widać nawet i on potrafił przez chwilę stać spokojnie jeśli tylko go coś zainteresowało.
-No wrzoski w ogóle są super! Chociaż najfajniejsze są te takie mooocno fioletowe! - oznajmił czarownicy.
-Są takie czapeczki, które pokazują zwierzę, które Cię przypomina, wiesz? – szybko poinformował Flo o którą mu chodzi. -Ooooo, faktycznie! Tak zrobię! - ucieszył się tak jakby mu właśnie oznajmiono, że urodziny będzie obchodzić od teraz dwa razy do roku. Cóż, miejmy tylko nadzieję, że jakieś faktycznie zostaną, bo inaczej chłopiec będzie wyjątkowo niepocieszony.
- Najwidoczniej tamten był jakoś inaczej zaczarowany. Albo był przygotowany specjalnie dla takich dzielnych łobuzów jak ty - szczerze, to zupełnie nie pamiętała jaki szampan podawano podczas uroczystości sylwestrowych. Zwyczajnie przejmowała się wtedy czymś zupełnie innym. Albo raczej - kimś zupełnie innym. - I tak, z wiekiem smaki się zmieniają. Na pewno jest coś, czego teraz nie lubisz. Zapewne jakieś warzywo albo owoc - spróbowała zgadnąć. Skoro już Heath'a zainteresowała ta kwestia, Florence postanowiła pokrótce wyjaśnić mu to pokrótce. Miała tylko nadzieję, że nie zachęci tym chłopca do próbowania innych alkoholi. Niech lepiej trzyma się różnych smakołyków podawanych na półmiskach - Ja na przykład, kiedy byłam mała, to nie lubiłam jeść ryby. Nie i koniec. Nie ważne, czy moja mama ją upiekła, usmażyła czy przygotowała w inny sposób. Po prostu nie chciałam jej jeść i już! A teraz jestem już duża i sama bardzo często gotuję sobie dobrą rybkę! Bo ją polubiłam. Chociaż oczywiście są też takie rzeczy, których nie lubiłam i nadal nie lubię. Na przykład oliwki. - wytłumaczyła. Miała nadzieję, że młody Macmillan zrozumie, co miała na myśli. To właściwie mógłby być nawet ciekawy sposób na zabawę dla Heatha - gra w poznawanie nowych ulubionych smaków.
- Myślę, że na pewno jakieś zostaną - pocieszyła go. A jeśli istniało ryzyko, że jednak owych czapeczek zabraknie, zawsze można było poprosić którąś z guwernantek albo pokojówek, aby jedną dla Heatha odłożyły. Ale tego pomysłu Florence nie zamierzała podsuwać chłopcu - wiedziała, że od razu pognałby, aby swoimi słodkimi oczkami i nachalnymi prośbami wymusić na którejś z kobiet ze służby spełnienie owej prośby. A te i tak miały ręce pełne roboty z ogarnianiem wesela.
- No, ale ja przecież cię szukałam z zupełnie innego powodu! - zauważyła nagle, dopiero teraz orientując się, że przecież przybyła do Puddlemere z zupełnie innej okazji. Już nawet nie chodziło o ten ślub, tylko właśnie o najmłodszego Macmillana - Słyszałam, że tu ktoś chyba ma dziś urodziny?
- Myślę, że na pewno jakieś zostaną - pocieszyła go. A jeśli istniało ryzyko, że jednak owych czapeczek zabraknie, zawsze można było poprosić którąś z guwernantek albo pokojówek, aby jedną dla Heatha odłożyły. Ale tego pomysłu Florence nie zamierzała podsuwać chłopcu - wiedziała, że od razu pognałby, aby swoimi słodkimi oczkami i nachalnymi prośbami wymusić na którejś z kobiet ze służby spełnienie owej prośby. A te i tak miały ręce pełne roboty z ogarnianiem wesela.
- No, ale ja przecież cię szukałam z zupełnie innego powodu! - zauważyła nagle, dopiero teraz orientując się, że przecież przybyła do Puddlemere z zupełnie innej okazji. Już nawet nie chodziło o ten ślub, tylko właśnie o najmłodszego Macmillana - Słyszałam, że tu ktoś chyba ma dziś urodziny?
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Heath na moment odwrócił się by spojrzeć na kieliszek szampana, o którym rozmawiali. Z tej odległości wyglądał identycznie jak ten, który pił podczas Sylwestra, ale może Flo miała rację i tamten był inaczej zaczarowany? Będzie musiał powiedzieć wujkowi, że na następny ślub musi się dowiedzieć od tamtego właściciela pubu jak porządnie zaczarować napój. Przynajmniej miałby fajny smak, a nie jakiegoś obrzydliwego soku. Co to w ogóle miało być.
-No… grzybów nie lubię, ale na pewno ich nie polubię. Są dziwne. – aż się skrzywił na samą myśl o nich. Służba Macmillanów już wiedziała, że jeśli Heath znalazł na swoim talerzu choćby i ślad grzyba to całe danie stawało się automatycznie niejadalne. Na szczęście był taki wybredny tylko z tą jedną rzeczą. No wiadomo jak każde dziecko nie przepadał za warzywami (a tym bardziej za sokami warzywnymi), ale przy nich nie robił takich scen jak z grzybami.
No ale w każdym razie mniej więcej zrozumiał co mu chciała przekazać Florence.
-Oliwki?- nie bardzo był w stanie sobie przypomnieć co to było i jak wyglądało. -Pewnie muszą być strasznie niedobre- zawyrokował. Skoro nie smakowały Flo od zawsze to tak musiało być, prawda?
-Uhm- kiwnął głową. Czarownica mogła być pewna, że po skończonej uroczystości malec ruszy na poszukiwanie rzeczonej czapeczki. No chyba, że po drodze padnie ze zmęczenia i nie dotrwa do końca. Co wcale nie było takie nieprawdopodobne. Mały Macmillan raczej nie był przyzwyczajony do siedzenia do późna, ale kto wie. Może się uprze i wytrzyma?
Blondynek uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe, kiedy Florence wyjawiła, że go szukała i to jeszcze z powodu urodzin. Prawidłowo. Lubił wujka, ale co to miało być, że wszyscy przyszli głównie do niego?
-MAM! SZÓSTE WIESZ!- prawie podskoczył w miejscu z ekscytacji i równocześnie wyciągnął przed siebie ręce pokazując na palcach ile ma dokładnie lat. Tak jakby Florenca miała jakieś wątpliwości, ile to jest te całe sześć. Ha, jaszcze trochę i braknie mu miejsca na obu dłoniach. Wtedy to już na pewno będzie duży.
-No… grzybów nie lubię, ale na pewno ich nie polubię. Są dziwne. – aż się skrzywił na samą myśl o nich. Służba Macmillanów już wiedziała, że jeśli Heath znalazł na swoim talerzu choćby i ślad grzyba to całe danie stawało się automatycznie niejadalne. Na szczęście był taki wybredny tylko z tą jedną rzeczą. No wiadomo jak każde dziecko nie przepadał za warzywami (a tym bardziej za sokami warzywnymi), ale przy nich nie robił takich scen jak z grzybami.
No ale w każdym razie mniej więcej zrozumiał co mu chciała przekazać Florence.
-Oliwki?- nie bardzo był w stanie sobie przypomnieć co to było i jak wyglądało. -Pewnie muszą być strasznie niedobre- zawyrokował. Skoro nie smakowały Flo od zawsze to tak musiało być, prawda?
-Uhm- kiwnął głową. Czarownica mogła być pewna, że po skończonej uroczystości malec ruszy na poszukiwanie rzeczonej czapeczki. No chyba, że po drodze padnie ze zmęczenia i nie dotrwa do końca. Co wcale nie było takie nieprawdopodobne. Mały Macmillan raczej nie był przyzwyczajony do siedzenia do późna, ale kto wie. Może się uprze i wytrzyma?
Blondynek uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe, kiedy Florence wyjawiła, że go szukała i to jeszcze z powodu urodzin. Prawidłowo. Lubił wujka, ale co to miało być, że wszyscy przyszli głównie do niego?
-MAM! SZÓSTE WIESZ!- prawie podskoczył w miejscu z ekscytacji i równocześnie wyciągnął przed siebie ręce pokazując na palcach ile ma dokładnie lat. Tak jakby Florenca miała jakieś wątpliwości, ile to jest te całe sześć. Ha, jaszcze trochę i braknie mu miejsca na obu dłoniach. Wtedy to już na pewno będzie duży.
- Faktycznie, grzyby są dość specyficzne - pokiwała głową, w zupełności zgadzając się z chłopcem. Sama nie przepadała za nimi jakoś bardzo, również dlatego że miała świadomość, jak łatwo jest się pomylić. Niektórej trujące wyglądały przecież bardzo podobnie do tych jadalnych! Sama panna Fortescue nie miała o zbieractwie grzybów bladego pojęcia, pewnie gdyby wysłać ją do lasu, pozbierałaby same trujaki. Stąd też Florence raczej sama nie sięgała po te specyfiki w swojej kuchni - ufała jednak tym, którzy z nich korzystali, wierząc w to, że jednak wiedzieli co robili.
Zaśmiała się kiedy Heath od razu wydał wyrok na biedne oliwki. Pogłaskała go po głowie.
- Nie próbowałeś ich jeszcze, może tobie zasmakują? - mrugnęła jeszcze do chłopca. Żeby jednak chłopiec nie myślał już o dobrym i niedobrym jedzeniu, a także o próbie skosztowania któregoś z alkoholi, Florence postanowiła się skupić na tych urodzinach. No bo przecież, chłopiec powinien dostać trochę uwagi w tym dniu! Kto to widział, żeby tak zupełnie go pominąć? Oczywiście kobieta domyślała się, że dla małego Macmillana z pewnością również są przygotowane niespodzianki. Jego najbliżsi nie byli ludźmi, którzy zapominają lub ignorują jakieś uroczystości rodzinne - i nawet tak młody członek tej familii nie miał tu być wyjątkiem.
- O rety! - zawołała, udając szok i niedowierzanie - Aż sześć!? To strasznie dużo! Zaraz będziesz starszy ode mnie! - dodała entuzjastycznie. Niesamowicie rozczulały ją dzieci - pełne energii i ciekawości, nadal niewinne, spoglądające na wszystko tymi swoimi wielkimi, szeroko otwartymi oczami. Oczywiście Florence zdążyła się już pięć razy zastanowić, na jakiego mężczyznę wyrośnie Heath - nie doszła jednak do żadnego jednoznacznego wniosku, jego losy mogły potoczyć się w końcu w tylu różnych kierunkach. Miała tylko głęboką nadzieję, że jego życie nie zostanie zniszczone przez wojnę. Oby los zlitował się nad biednym, małym Macmillanem...
- No to teraz zobacz, co ja tu dla ciebie mam! - zapowiedziała dość tajemniczo. Zaraz potem sięgnęła do niewielkiej torebeczki, którą miała przewieszoną przez ramię. Wyciągnęła z niej niewielką figurkę - która do złudzenia przypominała złoty znicz. Rozprostowała ona skrzydełka i wzniosła się kilka centymetrów nad dłoń kobiety. Nie uciekała jednak tak szybko jak prawdziwy znicz, łatwo dając się złapać dziecięcym dłoniom. Dodatkowo, figurka po chwili zamieniła się w znikacza dokładnie tej samej wielkości - a potem znów w znicz. Transformacja następowała co jakiś czas, w różnych odstępach. Może Florence nie znała Heatha wcale aż tak długo - ale domyślała się, co mogłoby spodobać się młodemu. Nie oszukujmy się, był przecież Macmillanem...
Zaśmiała się kiedy Heath od razu wydał wyrok na biedne oliwki. Pogłaskała go po głowie.
- Nie próbowałeś ich jeszcze, może tobie zasmakują? - mrugnęła jeszcze do chłopca. Żeby jednak chłopiec nie myślał już o dobrym i niedobrym jedzeniu, a także o próbie skosztowania któregoś z alkoholi, Florence postanowiła się skupić na tych urodzinach. No bo przecież, chłopiec powinien dostać trochę uwagi w tym dniu! Kto to widział, żeby tak zupełnie go pominąć? Oczywiście kobieta domyślała się, że dla małego Macmillana z pewnością również są przygotowane niespodzianki. Jego najbliżsi nie byli ludźmi, którzy zapominają lub ignorują jakieś uroczystości rodzinne - i nawet tak młody członek tej familii nie miał tu być wyjątkiem.
- O rety! - zawołała, udając szok i niedowierzanie - Aż sześć!? To strasznie dużo! Zaraz będziesz starszy ode mnie! - dodała entuzjastycznie. Niesamowicie rozczulały ją dzieci - pełne energii i ciekawości, nadal niewinne, spoglądające na wszystko tymi swoimi wielkimi, szeroko otwartymi oczami. Oczywiście Florence zdążyła się już pięć razy zastanowić, na jakiego mężczyznę wyrośnie Heath - nie doszła jednak do żadnego jednoznacznego wniosku, jego losy mogły potoczyć się w końcu w tylu różnych kierunkach. Miała tylko głęboką nadzieję, że jego życie nie zostanie zniszczone przez wojnę. Oby los zlitował się nad biednym, małym Macmillanem...
- No to teraz zobacz, co ja tu dla ciebie mam! - zapowiedziała dość tajemniczo. Zaraz potem sięgnęła do niewielkiej torebeczki, którą miała przewieszoną przez ramię. Wyciągnęła z niej niewielką figurkę - która do złudzenia przypominała złoty znicz. Rozprostowała ona skrzydełka i wzniosła się kilka centymetrów nad dłoń kobiety. Nie uciekała jednak tak szybko jak prawdziwy znicz, łatwo dając się złapać dziecięcym dłoniom. Dodatkowo, figurka po chwili zamieniła się w znikacza dokładnie tej samej wielkości - a potem znów w znicz. Transformacja następowała co jakiś czas, w różnych odstępach. Może Florence nie znała Heatha wcale aż tak długo - ale domyślała się, co mogłoby spodobać się młodemu. Nie oszukujmy się, był przecież Macmillanem...
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Czarownica nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo ucieszyła małego Macmillana tym stwierdzeniem o grzybach. W większości przypadków chłopiec spotykał się z niezrozumieniem jak można nie lubić grzybów. No i jeszcze to irytujące pytanie czy pieczarek też nie lubi. Przecież to też były grzyby! Prawda? Ale fakt faktem teksturę miały co najmniej dziwną, a do tego jak dla Heatha same z siebie wcale nie były takie smaczne. Na szczęście nikt go specjalnie nie przymuszał do jedzenia grzybów.
-No nie wiem- odparł nieco sceptycznie. -Skoro tobie nie smakują to na pewno nie są zbyt fajne- dodał jeszcze. Cóż może kiedyś przez przypadek dostanie oliwkę i zje ją nie wiedząc co to jest i się do nich przekona? Albo też się okaże, że mu nie smakują i razem z Flo będą narzekać na dania w których znajdują się oliwki. Zaraz jednak przeszli do dużo ważniejszych spraw niż lubiane i nielubiane potrawy.
Heath wyszczerzył się od ucha do ucha słysząc okrzyk czarownicy. Wiadomo, sześć lat to już nie byle co! -Starszy?- to stwierdzenie go nieco zaskoczyło, ale z drugiej strony sama myśl o tym była całkiem przyjemna. W końcu mógłby się porządzić tymi wszystkimi dorosłymi. Przesiedzieć całą noc jedząc słodycze albo latając na miotle, gdy oni musieliby już iść spać. Super sprawa! -Czy będę kiedyś starszy niż tata? – wpadła mu do głowy, ale i to stało się nieważne, gdy Florence wyciągnęła niespodziankę. Heath jak zaczarowany obserwował lot znicza i wydał z siebie głośny piosk gdy ten zamienił się w znikacza.
-JEST SUPER!!! DZIĘKUJĘ CIOCIA!- wydał z siebie głośny krzyk, na moment przytulił się do Florence, po czym zabrał się za próby złapania znicza. Nie udało mu się za pierwszym razem. Mimo, że zabawka wcale nie była taka szybka to wciąż miała zwrotność swojego prawdziwego odpowiednika. Jednak za drugim razem Heath zdołał pochwycić znikacza w swoje małe łapki. Przez dobrą chwilę uważnie przyglądał się przedmiotowi, szczególnie gdy zamienił się w znikacza.
-Wygląda jak prawdziwy! - oznajmił ze śmiechem po czym wypuścił go w powietrze. Za chwilę pewnie znów spróbuje go złapać.
-No nie wiem- odparł nieco sceptycznie. -Skoro tobie nie smakują to na pewno nie są zbyt fajne- dodał jeszcze. Cóż może kiedyś przez przypadek dostanie oliwkę i zje ją nie wiedząc co to jest i się do nich przekona? Albo też się okaże, że mu nie smakują i razem z Flo będą narzekać na dania w których znajdują się oliwki. Zaraz jednak przeszli do dużo ważniejszych spraw niż lubiane i nielubiane potrawy.
Heath wyszczerzył się od ucha do ucha słysząc okrzyk czarownicy. Wiadomo, sześć lat to już nie byle co! -Starszy?- to stwierdzenie go nieco zaskoczyło, ale z drugiej strony sama myśl o tym była całkiem przyjemna. W końcu mógłby się porządzić tymi wszystkimi dorosłymi. Przesiedzieć całą noc jedząc słodycze albo latając na miotle, gdy oni musieliby już iść spać. Super sprawa! -Czy będę kiedyś starszy niż tata? – wpadła mu do głowy, ale i to stało się nieważne, gdy Florence wyciągnęła niespodziankę. Heath jak zaczarowany obserwował lot znicza i wydał z siebie głośny piosk gdy ten zamienił się w znikacza.
-JEST SUPER!!! DZIĘKUJĘ CIOCIA!- wydał z siebie głośny krzyk, na moment przytulił się do Florence, po czym zabrał się za próby złapania znicza. Nie udało mu się za pierwszym razem. Mimo, że zabawka wcale nie była taka szybka to wciąż miała zwrotność swojego prawdziwego odpowiednika. Jednak za drugim razem Heath zdołał pochwycić znikacza w swoje małe łapki. Przez dobrą chwilę uważnie przyglądał się przedmiotowi, szczególnie gdy zamienił się w znikacza.
-Wygląda jak prawdziwy! - oznajmił ze śmiechem po czym wypuścił go w powietrze. Za chwilę pewnie znów spróbuje go złapać.
- Niż tata to chyba nie - zachichotała. Całe szczęście, że Heath zastanawiał się głębiej nad jej słowami tylko przez chwilę. Pewnie mocno by się poplątała w zeznaniach, nie pomyślała że przecież chłopiec może wziąć jej słowa na poważnie! A ona tylko żartowała! Dobrze jednak, że prezent całkowicie odwrócił jego uwagę. Na taką też reakcję liczyła! Wiedziała, że zabawka spodoba się małemu Macmillanowi. Byłaby szczerze zdumiona, gdyby okazała się nietrafiona. Mocno objęła Heath'a, kiedy ten się do niej przytulił. Puściła go jednak, z uśmiechem obserwując jak chłopak radośnie skacze, próbując pochwycić znikaczoznicza. Uwielbiała patrzeć, jak inni cieszą się z oferowanego im prezentu - szczególnie kiedy trafiła w dziesiątkę. Zawsze starała się dawać prezenty, które nie tylko ładnie wyglądałyby na półce - ale także służyłyby pod względem praktycznym. W tym przypadku była bardzo zadowolona, że udało jej się wymyślić coś, co nie tylko sprawiłoby Heath'owi frajdę, ale także pozwoliłoby poćwiczyć łapanie. Była pewna, że kiedy tylko będzie już dość duży by iść do Hogwartu, zaraz dołączy do drużyny.
- Cieszy mnie, że ci się podoba - uśmiechnęła się szeroko. - Bardzo się starałam znaleźć coś, co będzie do ciebie pasować! - poinformowała go jeszcze. Zależało jej, by mieć dobry kontakt z Heath'em. Był świetnym dzieciakiem, który zasługiwał na najlepsze. Ale nie oszukujmy się, Florence cały czas pamiętała o tym, co kiedyś łączyło ją z jego ojcem. I o tym, jak łatwo to wszystko straciła. A przecież gdyby tylko los potoczył się trochę inaczej, może Heath nadal miałby matkę?
Szybko jednak odepchnęła od siebie te myśli. Były zbyt posępne jak na taki dzień - przecież dziś było zarówno wesele jak i urodziny Heatha! Na twarzy obowiązkowo musiał widnieć uśmiech, nie było innej opcji.
- Pokaż go potem wujkowi i tacie, na pewno będą ci strasznie zazdrościć! - podpowiedziała chłopcu. Sama zawsze lubiła się chwalić nowymi rzeczami, podejrzewała że mały Macmillan miał tak samo! - Może ich poszukamy? - zaproponowała, podając chłopcu dłoń. Posiadłość była duża, a ogród jeszcze większy! Na pewno im te poszukiwania chwilę zajmą, ale przynajmniej Heath będzie miał zabawę. No i Florence przy okazji upewni się, że chłopiec nie wpakuje się w żadne tarapaty, szukając swoich pozostałych prezentów lub tortu.
zt x2
- Cieszy mnie, że ci się podoba - uśmiechnęła się szeroko. - Bardzo się starałam znaleźć coś, co będzie do ciebie pasować! - poinformowała go jeszcze. Zależało jej, by mieć dobry kontakt z Heath'em. Był świetnym dzieciakiem, który zasługiwał na najlepsze. Ale nie oszukujmy się, Florence cały czas pamiętała o tym, co kiedyś łączyło ją z jego ojcem. I o tym, jak łatwo to wszystko straciła. A przecież gdyby tylko los potoczył się trochę inaczej, może Heath nadal miałby matkę?
Szybko jednak odepchnęła od siebie te myśli. Były zbyt posępne jak na taki dzień - przecież dziś było zarówno wesele jak i urodziny Heatha! Na twarzy obowiązkowo musiał widnieć uśmiech, nie było innej opcji.
- Pokaż go potem wujkowi i tacie, na pewno będą ci strasznie zazdrościć! - podpowiedziała chłopcu. Sama zawsze lubiła się chwalić nowymi rzeczami, podejrzewała że mały Macmillan miał tak samo! - Może ich poszukamy? - zaproponowała, podając chłopcu dłoń. Posiadłość była duża, a ogród jeszcze większy! Na pewno im te poszukiwania chwilę zajmą, ale przynajmniej Heath będzie miał zabawę. No i Florence przy okazji upewni się, że chłopiec nie wpakuje się w żadne tarapaty, szukając swoich pozostałych prezentów lub tortu.
zt x2
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź