Jadalnia
AutorWiadomość
Jadalnia
Ciemne pomieszczenie z boazerią. Nad drzwiami wejściowymi znajduje się dewiza rodu (Per aspera ad astra). Wielki drewniany stół „ugina się” pod ciężarem kwiatów, którym jest ozdobiony. W samym pomieszczeniu znajdują się rozmaite rośliny, przede wszystkim wrzosy z ogrodu. Na półkach znajduje się pełno świec, które najczęściej przyjmują motyw kwiatowy. Na podłodze znajduje się przyjemny w dotyku ciemnoniebieski dywan. Na suficie znajduje się herb rodowy Macmillanów. Naprzeciw okna znajduje się szary kominek z kamienia. Drzwi do kuchni ukryte są poprzez upodobnienie ich do ciemnych, drewnianych ścian. Z okien można dostrzec bramę wejściową.
To był ciężki czas nie tylko dla społeczności czarodziejów jako takiej, ale dla Heatha również. No i w efekcie także dla domowników w dworku w Puddlemere.
Odkąd ogłoszono stan wojenny w świecie czarodziejów, to zaczęto bardziej pilnować małych wszędobylskich Macmillanów. A w tym i Heatha. W zasadzie praktycznie cały czas ktoś miał dzieciaka na oku, szczególnie gdy spędzał czas na zewnątrz. Mlody Macmillan przez to, że w pierwszej połowie sierpnia kiedy było dużo różnych ekscytujących zajęć na Festiwalowu Lata u Prewettów i ciągle coś się działo, teraz wyjątkowo źle znosił przymusowe uziemienie w Puddlemere. W efekcie był dość humorzasty i wymyślał co i rusz nowe zabawy, które były raczej dosyć uciążliwe, głośne i irytujące. Prośby, groźby i próby przekupstwa czasem działały, ale nigdy na dłużej. Trochę lepiej było gdy pogoda dopisywała. Wtedy razem z Mithrą Aydena szalał po ogrodzie, siejąc spustoszenie poza budynkiem. Rabatki trochę na tym cierpiały, ale trudno. Najspokojniej robiło się wtedy gdy zajmował się po raz n-ty przeglądaniem swojej grubaśnej książki o quidditchu. Nieważne, że znał ją całą na pamięć. No spokojny był jeszcze jak spał. Ciekawe czy ktoś już wpadł na pomysł pojenia go codziennie eliksirem słodkiego snu.
Ale teraz ewidentnie energia go rozpierała, a pogoda nie dopisywała, więc znalazł sobie zajęcie pod dachem. Przelatywał z wizgiem na dziecięcej miotełce po korytarzach posiadłości. Wcześniej ustawił sobie coś na kształt 'celów' po drodze, a teraz gdy je mijał to rzucał w nie pacynami z błota. Skąd miał błoto? Uzbierał je wcześniej do szmacianej torby, którą teraz miał przewieszoną przez trzonek miotły. Chyba niczym dziwnym nie było to, że ta zaczynała przeciekać i zostawiała brązową smugę na posadzce? W każdym razie młody przeleciał przez korytarze strasząc bogu ducha winnych czarodziejów i skrzaty domowe i na dłużej zatrzymał się w Jadalnii. Tam sobie ustawił najwięcej celów do strącenia. Pytanie co wymyśli następnego jak ta zabawa mu się znudzi albo skończy.
Ostatnio zmieniony przez Heath Macmillan dnia 23.12.18 22:06, w całości zmieniany 5 razy
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
|27.09.56
– Heath! – Rozradował się Anthony wchodząc do jadalni. Ostatnio przesiadywał zbyt wiele wolnego czasu w swoim pokoju lub w przedsiębiorstwie. Widok młodego Macmillana, który przypominał mu czasem siebie samego z młodości przyprawiał go o wielki uśmiech. W ogóle nie zwrócił uwagi na to, że młodzieniec urządzał sobie mniejsze boisko w jadalni i nie tylko tam. Cały dom przypominał pobojowisko, choć i to było dość częstym widokiem. Anthony natomiast zachowywał się tak, jak gdyby w ogóle nic dziwnego się nie działo. Domyślał się, że prawdopodobnie swego rodzaju zamknięcie w obszarach Puddlemere było wyjątkowo męczące dla tak ruchliwego dziecka, który zwyczajnie potrzebował rozładować całą energię. Rozumiał to. Krzyki i tak by tutaj nie pomogły, sam dobrze pamiętał jak reagował na tego rodzaju upomnienia. – Dlaczego nie bawisz się na dworze? Jest ładna… – chciał już dokończyć, że to pogoda jest ładna, ale wtedy wyjrzał przez okna i zobaczył chmury. Nie powinno padać, ale może to i lepiej, że Heath był w domu, a nie w ogrodzie. Właściwie równie dobrze mógłby chwilę pobiegać i się pobawić tam, a w razie czego uciec przed możliwym deszczem. – Och... No nic. A po co chcesz niszczyć te wazony? – Zapytał, wskazując głową na „cele”. Miał nadzieję, że taki sposób rozmowy był większym zaskoczeniem i sposobem na uspokojenie małego czarodzieja. – To od babci Abbott? Powiedz mi, to błoto na korytarzu to od Mithry?
Nie chcąc przeszkadzać synowi Aydena, obszedł go dookoła, sięgając po czystą szklankę i nalewając sobie odrobinę whisky. Czuł się dziwnie. Atmosfera w Wielkiej Brytanii w ogóle mu nie odpowiadała. Brakowało mu wschodniego ducha. Tutaj, choć był w domu i czuł się bezpiecznie, nie czuł się tak, jak tam. Problemem był stan wojenny, który dla niego pojawił się zupełnie niespodziewanie. Niespodziewanie, bo nie interesował się wydarzeniami… na tyle na ile mógł się nie interesować. Wiedział to, co napisały gazety i o czym plotkowano w domu. Zerknął ponownie na młodzieńca. Tylko dzieci zdawały się być tutaj lekiem na wszelkie problemy.
– Gdzie twój ojciec? – Zapytał zaciekawiony. – Jak on to zobaczy lub jak któraś z ciotek opowie mu co robiłeś, to będziesz miał niepotrzebne kłopoty – westchnął. Nie znał się na wychowywaniu dzieci. Czasem takie rozbijanie przedmiotów dookoła mu przeszkadzało, ale czasem przypominało mu o dawnych czasach. Usiadł przy stole i zerknął na wydanie Proroka Codziennego, który zapewne wcześniej czytał któryś z wujków, jednocześnie popijał whisky. – Ćwiczyłeś coś dzisiaj? – Pytał dalej. – Pomijając rozbijanie zastawy i nie tylko.
[bylobrzydkobedzieladnie]
– Heath! – Rozradował się Anthony wchodząc do jadalni. Ostatnio przesiadywał zbyt wiele wolnego czasu w swoim pokoju lub w przedsiębiorstwie. Widok młodego Macmillana, który przypominał mu czasem siebie samego z młodości przyprawiał go o wielki uśmiech. W ogóle nie zwrócił uwagi na to, że młodzieniec urządzał sobie mniejsze boisko w jadalni i nie tylko tam. Cały dom przypominał pobojowisko, choć i to było dość częstym widokiem. Anthony natomiast zachowywał się tak, jak gdyby w ogóle nic dziwnego się nie działo. Domyślał się, że prawdopodobnie swego rodzaju zamknięcie w obszarach Puddlemere było wyjątkowo męczące dla tak ruchliwego dziecka, który zwyczajnie potrzebował rozładować całą energię. Rozumiał to. Krzyki i tak by tutaj nie pomogły, sam dobrze pamiętał jak reagował na tego rodzaju upomnienia. – Dlaczego nie bawisz się na dworze? Jest ładna… – chciał już dokończyć, że to pogoda jest ładna, ale wtedy wyjrzał przez okna i zobaczył chmury. Nie powinno padać, ale może to i lepiej, że Heath był w domu, a nie w ogrodzie. Właściwie równie dobrze mógłby chwilę pobiegać i się pobawić tam, a w razie czego uciec przed możliwym deszczem. – Och... No nic. A po co chcesz niszczyć te wazony? – Zapytał, wskazując głową na „cele”. Miał nadzieję, że taki sposób rozmowy był większym zaskoczeniem i sposobem na uspokojenie małego czarodzieja. – To od babci Abbott? Powiedz mi, to błoto na korytarzu to od Mithry?
Nie chcąc przeszkadzać synowi Aydena, obszedł go dookoła, sięgając po czystą szklankę i nalewając sobie odrobinę whisky. Czuł się dziwnie. Atmosfera w Wielkiej Brytanii w ogóle mu nie odpowiadała. Brakowało mu wschodniego ducha. Tutaj, choć był w domu i czuł się bezpiecznie, nie czuł się tak, jak tam. Problemem był stan wojenny, który dla niego pojawił się zupełnie niespodziewanie. Niespodziewanie, bo nie interesował się wydarzeniami… na tyle na ile mógł się nie interesować. Wiedział to, co napisały gazety i o czym plotkowano w domu. Zerknął ponownie na młodzieńca. Tylko dzieci zdawały się być tutaj lekiem na wszelkie problemy.
– Gdzie twój ojciec? – Zapytał zaciekawiony. – Jak on to zobaczy lub jak któraś z ciotek opowie mu co robiłeś, to będziesz miał niepotrzebne kłopoty – westchnął. Nie znał się na wychowywaniu dzieci. Czasem takie rozbijanie przedmiotów dookoła mu przeszkadzało, ale czasem przypominało mu o dawnych czasach. Usiadł przy stole i zerknął na wydanie Proroka Codziennego, który zapewne wcześniej czytał któryś z wujków, jednocześnie popijał whisky. – Ćwiczyłeś coś dzisiaj? – Pytał dalej. – Pomijając rozbijanie zastawy i nie tylko.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Ostatnio zmieniony przez Anthony Macmillan dnia 01.12.18 19:14, w całości zmieniany 1 raz
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Heath wyszczerzył się tylko widząc Anthony'ego. Co jak co, może nie znał go jakoś długo, ale czarodziej wyjątkowo szybko wpadł do kategorii "ten fajny wujek", a towarzystwo miał zacne bo w tej samej był również Joe Wright.
W każdym razie przeleciał tuż obok niego ma dziecięcej miotełce i po czym się wyhilił i błotny pocisk świsnął koło starszego Macmillana trafiając w jeden z rzeczonych wazonów.
-Na zewnątrz nie da się poustawiać tak fajnie rzeczy do celowania - odpowiedział wujowi, a minę miał taką jakby mu wyjaśniał najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
-Nie chcę ich rozwalać, ale najfajniej się w nie trafia- odpowiedział ze śmiechem. Akurat robił kolejne okrążenie i wycelował w kolejny z wazonów. Ale Anthony miał trochę racji. Przez zmuszanie młodego do rozmowy i lekkie odrywanie go od zajęcia straty były dużo mniejsze niż gdyby był tutaj sam.
-Uhmmm... pewnie od niej. Ona lubi takie różne bibeloty, nie? - stwierdził po prostu. Chciał z powrotem skupić się na zabawie, ale Anthony zadał mu kolejne pytanie.
-Nie... - pokręcił głową - to mój skład z amunicją... - oznajmił z niejaką dumą - tylko trochę przecieka- westchnął ciężko. Młody Macmillan wykorzystał moment kiedy Anthony zajął się nalewaniem sobie whisky do szklanki i szybko ustrzelił dwa kolejne cele. W jednym przypadku chybił i oberwało się jakiemuś portretowi. Nie muszę chyba mówić, że namalowana postać nie była zbyt zadowolona z takiego obrotu sprawy. -Ups- Heath mruknął tylko do siebie.
Wyhamował przed wujem gdy ten zapytał go o ojca i o kablujące ciotki. W sumie to było bardzo prawdopodobne.
-Nie wiem...pewnie w pracy, albo ma coś do załatwienia.- gdyby Ayden był w posiadłości to pewnie już by próbował przywołać do porządku swoją latorośl. Gdy wreszcie się zatrzymał spojrzał na pobojowisko, którego dokonał. Faktycznie wyglądało imponująco, ale większość dorosłych raczej nie będzie podzielała jego zachwytu.
-A możesz użyć reparo i zrobić tak by te wazony nie były stłuczone?- zerknął z ukosa na Anthony'ego. Co prawda wątpił by Ayden jakoś bardzo się wkurzył, ale pewnie byłby niezadowolony z wybryków Heatha.
-Chwilę, ale samemu trochę nudno tak latać- odpowiedział wujkowi.
W każdym razie przeleciał tuż obok niego ma dziecięcej miotełce i po czym się wyhilił i błotny pocisk świsnął koło starszego Macmillana trafiając w jeden z rzeczonych wazonów.
-Na zewnątrz nie da się poustawiać tak fajnie rzeczy do celowania - odpowiedział wujowi, a minę miał taką jakby mu wyjaśniał najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
-Nie chcę ich rozwalać, ale najfajniej się w nie trafia- odpowiedział ze śmiechem. Akurat robił kolejne okrążenie i wycelował w kolejny z wazonów. Ale Anthony miał trochę racji. Przez zmuszanie młodego do rozmowy i lekkie odrywanie go od zajęcia straty były dużo mniejsze niż gdyby był tutaj sam.
-Uhmmm... pewnie od niej. Ona lubi takie różne bibeloty, nie? - stwierdził po prostu. Chciał z powrotem skupić się na zabawie, ale Anthony zadał mu kolejne pytanie.
-Nie... - pokręcił głową - to mój skład z amunicją... - oznajmił z niejaką dumą - tylko trochę przecieka- westchnął ciężko. Młody Macmillan wykorzystał moment kiedy Anthony zajął się nalewaniem sobie whisky do szklanki i szybko ustrzelił dwa kolejne cele. W jednym przypadku chybił i oberwało się jakiemuś portretowi. Nie muszę chyba mówić, że namalowana postać nie była zbyt zadowolona z takiego obrotu sprawy. -Ups- Heath mruknął tylko do siebie.
Wyhamował przed wujem gdy ten zapytał go o ojca i o kablujące ciotki. W sumie to było bardzo prawdopodobne.
-Nie wiem...pewnie w pracy, albo ma coś do załatwienia.- gdyby Ayden był w posiadłości to pewnie już by próbował przywołać do porządku swoją latorośl. Gdy wreszcie się zatrzymał spojrzał na pobojowisko, którego dokonał. Faktycznie wyglądało imponująco, ale większość dorosłych raczej nie będzie podzielała jego zachwytu.
-A możesz użyć reparo i zrobić tak by te wazony nie były stłuczone?- zerknął z ukosa na Anthony'ego. Co prawda wątpił by Ayden jakoś bardzo się wkurzył, ale pewnie byłby niezadowolony z wybryków Heatha.
-Chwilę, ale samemu trochę nudno tak latać- odpowiedział wujkowi.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Tego, że syn Aydena umiejscowił go w kategorii „tego fajnego wujka” Anthony nie wiedział. Gdyby z kolei ktokolwiek zapytał go o to, co o tym myśli, odpowiedziałby zapewne, że postrzegałby siebie jako przeciętnego wujka. Nie znał się na wychowywaniu dzieci. Sam był, jak mu się zdawało, trochę nieodpowiedzialny. Upijał się nie patrząc na miarę. Nie mówiąc o tym, że w całym dworze Macmillanów znajdowało się wiele ciotek i wujków, których można by było uznać za lepszych od niego, no i rozpieszczające małych Macmillanów. On tego nie potrafił. Nie gonił nikogo, ale jednocześnie nie rozpieszczał nadmiernie młodego pokolenia. Różnica natomiast polegała na tym, że większość nie lubiła dewastowania rezydencji, chociaż niemal wszyscy przechodzili przez podobną fazę w młodości.
– Jak to nie można? Przecież możesz je poustawiać na murze, na drzewach… właściwie mógłbyś, gdyby nie padało – westchnął ciężko, ponownie spoglądając przez okno. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie okropna pogoda. I jak miał na to wszystko zareagować? Heath miał niepisane prawo, żeby bawić się po domu, ale jednocześnie wybrał taką wersję zabawy, która mogłaby przynieść mu tylko kłopoty i to prawdopodobnie od samego Aydena, nie mówiąc o innych.
– Szkoda, że nie chcesz ich zbić… – mruknął wyjątkowo cicho, byleby młody Macmillan go nie usłyszał, spoglądając na wazy. Zaraz jednak głośno zachrząkał i odezwał się już głośniej, udając że wcale nie mamrotał pod nosem o dewastacji waz od babci Abbott: – Gardło, wybacz. Mówiłem, że powinieneś na nie uważać, żeby się nie złościła. W końcu podarowała nam to ze swojej dobrej, jak to mówiła, niewymuszonej woli – uśmiechnął się, a w myślach dodał jedynie: „o ile można to nazwać podarunkiem i o ile moja matka nie musiała jej wypominać, że długo nie chciała zaakceptować jej małżeństwa”. – Dobrze wiesz jak Abbottowie lubią nas dręczyć tym, że przecież coś nam podarowali, a za kilka miesięcy tego nie ma… Że niby nie szanujemy ich podarunków… rozumiesz. Chociaż kto wie… może to dobry pomysł, żeby w końcu przestała nas odwiedzać jednoosobowa delegacja – ostatnie zdanie znowu zostało wypowiedziane wyjątkowo cicho. Twarz Anthony’ego pokazywała jedynak wystarczająco wiele, żeby określić, że nie przepadał za Abbottami, jak spora część Macmillanów, jeżeli nie całość. Nie chciał mieszać syna Aydena w nienawiści rodowe. Dobre było i to, że Heath ograniczył się do błota, a nie do „prawdziwej” amunicji w postaci kamieni.
– Skrzaty będą miały co czyścić – westchnął. – Oby lord nestor tego nie zauważył… ale jak coś, zgoń to na mnie albo ja sam zganię to na siebie – dodał z uśmiechem na twarzy. Nie mógł przecież przerywać zabawy młodemu, nawet jeżeli część sumienia nakazywała, żeby chociaż trochę ograniczyć rozprzestrzenianie się chaosu po rezydencji. Na całe szczęście i Heath miał odrobinę świadomości, że nabroił. Doskonale też wiedział jak reaguje nestor na niektóre zniszczenia. – Mogę go użyć, ale pod jednym warunkiem. Musisz dzisiaj poćwiczyć chociaż szermierkę – nie czekał na odpowiedź potwierdzającą lub przeczącą jego planu. Lepiej wystawić kawę na ławę. Układ wydawał mu się właściwy.
– Jak to nie można? Przecież możesz je poustawiać na murze, na drzewach… właściwie mógłbyś, gdyby nie padało – westchnął ciężko, ponownie spoglądając przez okno. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie okropna pogoda. I jak miał na to wszystko zareagować? Heath miał niepisane prawo, żeby bawić się po domu, ale jednocześnie wybrał taką wersję zabawy, która mogłaby przynieść mu tylko kłopoty i to prawdopodobnie od samego Aydena, nie mówiąc o innych.
– Szkoda, że nie chcesz ich zbić… – mruknął wyjątkowo cicho, byleby młody Macmillan go nie usłyszał, spoglądając na wazy. Zaraz jednak głośno zachrząkał i odezwał się już głośniej, udając że wcale nie mamrotał pod nosem o dewastacji waz od babci Abbott: – Gardło, wybacz. Mówiłem, że powinieneś na nie uważać, żeby się nie złościła. W końcu podarowała nam to ze swojej dobrej, jak to mówiła, niewymuszonej woli – uśmiechnął się, a w myślach dodał jedynie: „o ile można to nazwać podarunkiem i o ile moja matka nie musiała jej wypominać, że długo nie chciała zaakceptować jej małżeństwa”. – Dobrze wiesz jak Abbottowie lubią nas dręczyć tym, że przecież coś nam podarowali, a za kilka miesięcy tego nie ma… Że niby nie szanujemy ich podarunków… rozumiesz. Chociaż kto wie… może to dobry pomysł, żeby w końcu przestała nas odwiedzać jednoosobowa delegacja – ostatnie zdanie znowu zostało wypowiedziane wyjątkowo cicho. Twarz Anthony’ego pokazywała jedynak wystarczająco wiele, żeby określić, że nie przepadał za Abbottami, jak spora część Macmillanów, jeżeli nie całość. Nie chciał mieszać syna Aydena w nienawiści rodowe. Dobre było i to, że Heath ograniczył się do błota, a nie do „prawdziwej” amunicji w postaci kamieni.
– Skrzaty będą miały co czyścić – westchnął. – Oby lord nestor tego nie zauważył… ale jak coś, zgoń to na mnie albo ja sam zganię to na siebie – dodał z uśmiechem na twarzy. Nie mógł przecież przerywać zabawy młodemu, nawet jeżeli część sumienia nakazywała, żeby chociaż trochę ograniczyć rozprzestrzenianie się chaosu po rezydencji. Na całe szczęście i Heath miał odrobinę świadomości, że nabroił. Doskonale też wiedział jak reaguje nestor na niektóre zniszczenia. – Mogę go użyć, ale pod jednym warunkiem. Musisz dzisiaj poćwiczyć chociaż szermierkę – nie czekał na odpowiedź potwierdzającą lub przeczącą jego planu. Lepiej wystawić kawę na ławę. Układ wydawał mu się właściwy.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rozpieszczanie to jedna para kaloszy. Heath za to bardziej sobie cenił towarzystwo, a że akurat ta nieodpowiedzialność Anthony’ego mu przypasowała to detal. Może i inną ciotkę namówi na kolejną paczkę musów świstusów, ale na pewno nie mógłby z nią porozmawiać na temat ustawiania celów w salonie. Pod tym względem Anthony był najlepszy.
-Nie pomyślałem o murze… i drzewach… - odpowiedział szczerze. To byłoby najprostsze rozwiązanie. – tylko co na nich poustawiać? Wazonów z domu nie uda mi się wynieść... [b]– postanowił jeszcze podpytać wujka jak on by to zrobił. Przyda mu się gdy pogoda trochę się poprawi i będzie mógł szaleć na zewnątrz. No i faktycznie przydałby mu się jakiś zamiennik dla wazonów.
Wywód Anthony’ego trochę namieszał Heathowi w głowie. Na razie koncepcje otrzymywania prezentów i posiadania czegoś miał dość proste i co tu dużo mówić, naiwne.
- [b]Ale… jak coś nam dali to to nie oznacza, że w takim razie jest nasze i możemy z tym robić co chcemy? – wypalił z kolejnym pytaniem. Swoją drogą temat podarków przypomniał mu kolejną kwestię. Dalej miał woreczek zapachowy, który już jakiś czas temu chciał wysłać Miriam, zapomniał sobie o nim zupełnie.
-Pomożesz mi napisać list? – zerknął na Anthony’ego z ukosa. – albo weźmiesz mnie ze sobą, jak będziesz szedł kiedyś odwiedzić Prewettów? – zapytał jeszcze licząc, że wujek się zgodzi.
Heath skrzywił się tylko słysząc, że może zrzucić winę na Anthony’ego. To rozwiązanie wcale mu się nie podobało.
-I tak mi nikt nie uwierzy jak spróbuję tak zrobić- oznajmił starszemu Macmillanowi. Heath czasem tak miał, że doskonale wiedział, że robi coś niewłaściwego, ale nie mógł się powstrzymać. Musiał na własnej skórze przekonać się co się stanie.
No, ale potem wujek postanowił przedstawić swoje warunki w zamian za pomoc w przywróceniu pomieszczenia do stanu pierwotnego. Uklad był w sumie uczciwy, chociaż Heathowi wcale nie podobała się opcja ćwiczenia szermierki. Nie żeby miał z nią jakieś doświadczenie czy coś, po prostu wydawało mu się to dużo nudniejsze od latania na miotle.
-No… dobra – przystał na propozycję Anthony’ego, chociaż niechętnie.
-Nie pomyślałem o murze… i drzewach… - odpowiedział szczerze. To byłoby najprostsze rozwiązanie. – tylko co na nich poustawiać? Wazonów z domu nie uda mi się wynieść... [b]– postanowił jeszcze podpytać wujka jak on by to zrobił. Przyda mu się gdy pogoda trochę się poprawi i będzie mógł szaleć na zewnątrz. No i faktycznie przydałby mu się jakiś zamiennik dla wazonów.
Wywód Anthony’ego trochę namieszał Heathowi w głowie. Na razie koncepcje otrzymywania prezentów i posiadania czegoś miał dość proste i co tu dużo mówić, naiwne.
- [b]Ale… jak coś nam dali to to nie oznacza, że w takim razie jest nasze i możemy z tym robić co chcemy? – wypalił z kolejnym pytaniem. Swoją drogą temat podarków przypomniał mu kolejną kwestię. Dalej miał woreczek zapachowy, który już jakiś czas temu chciał wysłać Miriam, zapomniał sobie o nim zupełnie.
-Pomożesz mi napisać list? – zerknął na Anthony’ego z ukosa. – albo weźmiesz mnie ze sobą, jak będziesz szedł kiedyś odwiedzić Prewettów? – zapytał jeszcze licząc, że wujek się zgodzi.
Heath skrzywił się tylko słysząc, że może zrzucić winę na Anthony’ego. To rozwiązanie wcale mu się nie podobało.
-I tak mi nikt nie uwierzy jak spróbuję tak zrobić- oznajmił starszemu Macmillanowi. Heath czasem tak miał, że doskonale wiedział, że robi coś niewłaściwego, ale nie mógł się powstrzymać. Musiał na własnej skórze przekonać się co się stanie.
No, ale potem wujek postanowił przedstawić swoje warunki w zamian za pomoc w przywróceniu pomieszczenia do stanu pierwotnego. Uklad był w sumie uczciwy, chociaż Heathowi wcale nie podobała się opcja ćwiczenia szermierki. Nie żeby miał z nią jakieś doświadczenie czy coś, po prostu wydawało mu się to dużo nudniejsze od latania na miotle.
-No… dobra – przystał na propozycję Anthony’ego, chociaż niechętnie.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
– Nie pomyślałeś… – powtórzył spokojnie za młodym Macmillanem. Słuchał Heatha, jednocześnie popijając whisky, a następnie nalewając sobie kolejną porcję drogocennego alkoholu. – Teoretycznie jest to nasze, ale niestety niektórzy bardzo uważnie przyglądają się temu, co robimy z otrzymanymi prezentami – westchnął ciężko, odstawiając pustą szklankę na stół. – Zawsze może ustawić drewno i celować w nie – dodał, przypominając sobie o kominkach, a w związku z tym i o drewnie na opał.
Pytanie dotyczące listu momentalnie oderwało go od alkoholu. Do kogo niby chciałoby pisać pięcioletnie dziecko? Anthony momentalnie zmrużył badawczo oczy i utkwił swoje spojrzenie na młodszym Macmillanie. W grę, jak mu się zdawało, wchodziły sklepy z miotłami albo cukiernia. Słyszał od innych ciotek, że Młody oszalał na punkcie musów świstusów i co chwilę wyciągał pieniądze na nie… albo namawiał na ich kupno. Ale po co w takim razie Heath wspominał o Prewettach?
– Czekaj, czekaj – zaczął ostrożnie, choć w głowie zaczęły kłębić mu się różne myśli. – Jaki list? – Zapytał w końcu. Zaraz jednak zrozumiał, że ta taktyka była nieodpowiednia. – To znaczy, mogę, bardzo chętnie go napiszę – odpowiedział. Szybko podniósł się z krzesła i podszedł do kredensu, żeby wyciągnąć z niego żółty papier i kałamarz z piórem. – Odłóż to błoto i usiądź obok mnie – dodał, wracając na swoje miejsce przy stole. – Do kogo chcesz go zaadresować? – Zapytał, wskazując na kartkę. – Coś się stało… czy może chcesz kogoś tam odwiedzić? – Wypytywał dalej, podejrzewając o co tak właściwie mogło chodzić.
Nie mógł odmówić pomocy małemu Macmillanowi. A skoro Heath znalazł jakiś przyjaciół wśród Prewettów to znaczyło tylko o jego dobrym wychowaniu. Lepiej Prewettowie niż jacykolwiek Blackowie lub inne konserwatywne do szpiku kości rody.
Inna sprawa, że syn Aydena był o tyle dobrym i kochanym dzieckiem, że nie miał serca mu odmawiać. Mógł wiele napsocić, ale jednocześnie… który Macmillan nie robił podobnie w jego wieku? Sam Anthony wielokrotnie dostawał kary za demolowanie rezydencji. Ważne było to, żeby się wyszaleć zawczasu, żeby jak najszybciej się uspokoić i myśleć o swojej karierze wśród Zednoczonych z Puddlemere.
– Pomogę tobie z porządkiem, ale najpierw napiszmy ten list – dodał, nie chcąc, żeby Heath się martwił. Oby w tym czasie niewiele osób przechodziło korytarzem i nie wchodziło do jadalni… może poza skrzatami, które pewnie zaczęły powolne sprzątanie. – A żebyś mi potem nie uciekł od obowiązków musimy potwierdzić naszą umowę – dodał, wyciągając w stronę Heatha dłoń i czekając na uściśniecię i potwierdzenie danego słowa.
Pytanie dotyczące listu momentalnie oderwało go od alkoholu. Do kogo niby chciałoby pisać pięcioletnie dziecko? Anthony momentalnie zmrużył badawczo oczy i utkwił swoje spojrzenie na młodszym Macmillanie. W grę, jak mu się zdawało, wchodziły sklepy z miotłami albo cukiernia. Słyszał od innych ciotek, że Młody oszalał na punkcie musów świstusów i co chwilę wyciągał pieniądze na nie… albo namawiał na ich kupno. Ale po co w takim razie Heath wspominał o Prewettach?
– Czekaj, czekaj – zaczął ostrożnie, choć w głowie zaczęły kłębić mu się różne myśli. – Jaki list? – Zapytał w końcu. Zaraz jednak zrozumiał, że ta taktyka była nieodpowiednia. – To znaczy, mogę, bardzo chętnie go napiszę – odpowiedział. Szybko podniósł się z krzesła i podszedł do kredensu, żeby wyciągnąć z niego żółty papier i kałamarz z piórem. – Odłóż to błoto i usiądź obok mnie – dodał, wracając na swoje miejsce przy stole. – Do kogo chcesz go zaadresować? – Zapytał, wskazując na kartkę. – Coś się stało… czy może chcesz kogoś tam odwiedzić? – Wypytywał dalej, podejrzewając o co tak właściwie mogło chodzić.
Nie mógł odmówić pomocy małemu Macmillanowi. A skoro Heath znalazł jakiś przyjaciół wśród Prewettów to znaczyło tylko o jego dobrym wychowaniu. Lepiej Prewettowie niż jacykolwiek Blackowie lub inne konserwatywne do szpiku kości rody.
Inna sprawa, że syn Aydena był o tyle dobrym i kochanym dzieckiem, że nie miał serca mu odmawiać. Mógł wiele napsocić, ale jednocześnie… który Macmillan nie robił podobnie w jego wieku? Sam Anthony wielokrotnie dostawał kary za demolowanie rezydencji. Ważne było to, żeby się wyszaleć zawczasu, żeby jak najszybciej się uspokoić i myśleć o swojej karierze wśród Zednoczonych z Puddlemere.
– Pomogę tobie z porządkiem, ale najpierw napiszmy ten list – dodał, nie chcąc, żeby Heath się martwił. Oby w tym czasie niewiele osób przechodziło korytarzem i nie wchodziło do jadalni… może poza skrzatami, które pewnie zaczęły powolne sprzątanie. – A żebyś mi potem nie uciekł od obowiązków musimy potwierdzić naszą umowę – dodał, wyciągając w stronę Heatha dłoń i czekając na uściśniecię i potwierdzenie danego słowa.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Heath zrobił smutną minę gdy Antoś powtórzył jego deklarację, że nie pomyślał o zabawie na zewnątrz i murku. Zwykle ta mina ratowała go przed złością dorosłych Macmillanów.
Potem z uwagą wysłuchał, krótkiego wykładu na temat podarków i tego jak się z takimi rzeczami obchodzi.
-Bez sensu w ogóle- mruknął w ramach komentarza. Po czym zrobił wielkie oczy i wyszczerzył się szeroko- drewno będzie super!- Gdyby była ładna pogoda to Heath pewnie już by śmignął na zewnątrz kontynuować zabawę na miotle według sugestii swojego wujka. No, ale chwilowo aura nie zachęcała do lotów pod domem.
No, ale potem zeszli na temat listu.
-No… taki normalny, jak dorośli sobie wysyłają jak chcą komuś coś przekazać – odpowiedział pewnie wiele Anthony’emu nie wyjaśniając. Gdy wujek wyciągnął pióro i pergamin, Heath posłusznie zostawił torbę z błotem w spokoju i podszedł do starszego Macmillana siadając tuż obok. Któryś ze śmielszych skrzatów wykorzystał okazję i postanowił zutylizować torbę z błotem. Mithra natomiast uznał, że to idealny moment na odpoczynek i ułożył się pod stołem, przy stopach Anthony’ego.
-Do Miriam- od razu podał adresata. – Nic takiego. Na jarmarku dostałem od Solene dwa woreczki z zapachami i chciałem jeden dać Miriam. – wyjawił co mu chodziło po głowie. Zaraz potem, jednak zmartwił się nieco. Ot, napotkał mały problem. – Chociaż… pewnie powinienem wysłać dwa, drugi dla Edwina- spojrzał pytająco na wujka. Co prawda Heath nie spotkał młodszego Prewetta, ale wiedział o nim. Co prawda nie chciał się rozstawać z drugim mieszkiem, ale trudno. Jakoś przeżyje. Zawsze mu zostanie zwierzak z jarmarku. Lubił obserwować harce wiewiórki wieczorami. Nawet jeśli to był tylko srebrzysty cień.
Na dictum o porządku, Heath tylko kiwnął głową. Słysząc o potwierdzeniu umowy tylko się skrzywił, ale chcąc nie chcąc z poważną miną uścisnął dłoń Anthony’ego. Co jak co, lepiej już uczyć się szermierki niż sprzątać, albo co gorsza odbywać jakąś karę.
Potem z uwagą wysłuchał, krótkiego wykładu na temat podarków i tego jak się z takimi rzeczami obchodzi.
-Bez sensu w ogóle- mruknął w ramach komentarza. Po czym zrobił wielkie oczy i wyszczerzył się szeroko- drewno będzie super!- Gdyby była ładna pogoda to Heath pewnie już by śmignął na zewnątrz kontynuować zabawę na miotle według sugestii swojego wujka. No, ale chwilowo aura nie zachęcała do lotów pod domem.
No, ale potem zeszli na temat listu.
-No… taki normalny, jak dorośli sobie wysyłają jak chcą komuś coś przekazać – odpowiedział pewnie wiele Anthony’emu nie wyjaśniając. Gdy wujek wyciągnął pióro i pergamin, Heath posłusznie zostawił torbę z błotem w spokoju i podszedł do starszego Macmillana siadając tuż obok. Któryś ze śmielszych skrzatów wykorzystał okazję i postanowił zutylizować torbę z błotem. Mithra natomiast uznał, że to idealny moment na odpoczynek i ułożył się pod stołem, przy stopach Anthony’ego.
-Do Miriam- od razu podał adresata. – Nic takiego. Na jarmarku dostałem od Solene dwa woreczki z zapachami i chciałem jeden dać Miriam. – wyjawił co mu chodziło po głowie. Zaraz potem, jednak zmartwił się nieco. Ot, napotkał mały problem. – Chociaż… pewnie powinienem wysłać dwa, drugi dla Edwina- spojrzał pytająco na wujka. Co prawda Heath nie spotkał młodszego Prewetta, ale wiedział o nim. Co prawda nie chciał się rozstawać z drugim mieszkiem, ale trudno. Jakoś przeżyje. Zawsze mu zostanie zwierzak z jarmarku. Lubił obserwować harce wiewiórki wieczorami. Nawet jeśli to był tylko srebrzysty cień.
Na dictum o porządku, Heath tylko kiwnął głową. Słysząc o potwierdzeniu umowy tylko się skrzywił, ale chcąc nie chcąc z poważną miną uścisnął dłoń Anthony’ego. Co jak co, lepiej już uczyć się szermierki niż sprzątać, albo co gorsza odbywać jakąś karę.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
– Bez sensu – powtórzył za Heathem, a ton jego głosu wskazywał, że zupełnie zgadzał się z postawioną przez młodszego Macmillana opinią. Dla niego także było to niezrozumiałe. Świat dzieci był prostszy, przejrzysty, nieskomplikowany. W takim świecie mógłby się zatrzymać na zawsze i za nic nie chciałby dorosnąć. Wyjaśnienie takich myśli było równie proste. Dorośli wydziwiali czy tego chcieli, czy nie. Gdyby tylko większość pojmowała świat w ten sam sposób jak Heath, świat byłby może lepszy i przyjemniejszy do życia. Wszyscy skupialiby się na zabawie i utrzymywaniu szczerych kontaktów, nikt nie udawałby przyjaźni… Może to wszystko nie było tak proste… może w myślach Tony wszystko upraszczał, ale gdzieś w całej tej teorii było ziarenko prawdziwości. Na twarzy Anthony’ego pojawił się nieśmiały uśmiech. – Zawsze możesz wrócić do zabawy później, jak pogoda się trochę polepszy… tylko musisz się dobrze ubrać. No, chyba że będziesz bawić się wieczorem i o ile na to pozwoli tobie tata.
Spodziewał się, że Heath zamierzał napisać list do jakiejś cukierni albo pracowni zabawek. Tu jednak został zaskoczony tym, że adresatem listu miała Miriam. Nie było w tym nic niedobrego, wręcz przeciwnie. Sama ta informacja wywołała szczery uśmiech na twarzy starszego blondyna. Nie wiedział jednak co krążyło po głowie młodego Macmillana. Z punktu widzenia rodu dobre było to, że zacieśniał więzi właśnie z Prewettami. Inna sprawa, że Heath wspomniał o Solene, a to delikatnie zasmuciło Anthony’ego. Ich ostatnie spotkanie nie skończyło się przyjemnie… I nie zapowiadało się na to, że nie ma szans na ocieplenie relacji. Jak Młody spotkał się z panną Baudelaire? I czego w ogóle od niego chciała i co miały znaczyć te drobne podarki?
– Dobrze – odpowiedział po chwili. – Napiszemy do szanownej lady Miriam – zgodził się. – A możemy i napisać do szanownego lorda Edwina. Ty tutaj decydujesz. Ja jedynie piszę to, co ty będziesz mi dyktować. Ewentualnie mogę pomóc w poprawianiu pisma. Możemy tak? – Zapytał, a za tym natychmiast umoczył pióro w atramencie, by potem strząsnąć jego nadmiar na stalówce. – Zacznijmy od lady Prewett… Hm… Możemy napisać tak… Szanowna… lady… Miriam Prewett – tu zaczął pisać po papierze, ostrożnie stawiając litery, żeby wyglądały ładnie i wyraźnie. Jednocześnie głośno mówił to, co pisał, żeby Heath w każdym momencie mógł zaprotestować i podać swoją wersję. – Chyba, że chcesz bardziej nieformalnie… ale wiesz… dziewczyny tego nie lubią. One… One lubią czuć się ważne – wyjaśnił, odrywając się od kartki i ponownie mocząc pióro. – Rozumiesz? Co powinienem dalej napisać? Masz jakiś pomysł?
Dobrze, że młody Macmillan poważnie przyjmował dane słowo, a o tym świadczył śmiały uścisk dłoni w związku z obowiązkami, które później go czekały.
Spodziewał się, że Heath zamierzał napisać list do jakiejś cukierni albo pracowni zabawek. Tu jednak został zaskoczony tym, że adresatem listu miała Miriam. Nie było w tym nic niedobrego, wręcz przeciwnie. Sama ta informacja wywołała szczery uśmiech na twarzy starszego blondyna. Nie wiedział jednak co krążyło po głowie młodego Macmillana. Z punktu widzenia rodu dobre było to, że zacieśniał więzi właśnie z Prewettami. Inna sprawa, że Heath wspomniał o Solene, a to delikatnie zasmuciło Anthony’ego. Ich ostatnie spotkanie nie skończyło się przyjemnie… I nie zapowiadało się na to, że nie ma szans na ocieplenie relacji. Jak Młody spotkał się z panną Baudelaire? I czego w ogóle od niego chciała i co miały znaczyć te drobne podarki?
– Dobrze – odpowiedział po chwili. – Napiszemy do szanownej lady Miriam – zgodził się. – A możemy i napisać do szanownego lorda Edwina. Ty tutaj decydujesz. Ja jedynie piszę to, co ty będziesz mi dyktować. Ewentualnie mogę pomóc w poprawianiu pisma. Możemy tak? – Zapytał, a za tym natychmiast umoczył pióro w atramencie, by potem strząsnąć jego nadmiar na stalówce. – Zacznijmy od lady Prewett… Hm… Możemy napisać tak… Szanowna… lady… Miriam Prewett – tu zaczął pisać po papierze, ostrożnie stawiając litery, żeby wyglądały ładnie i wyraźnie. Jednocześnie głośno mówił to, co pisał, żeby Heath w każdym momencie mógł zaprotestować i podać swoją wersję. – Chyba, że chcesz bardziej nieformalnie… ale wiesz… dziewczyny tego nie lubią. One… One lubią czuć się ważne – wyjaśnił, odrywając się od kartki i ponownie mocząc pióro. – Rozumiesz? Co powinienem dalej napisać? Masz jakiś pomysł?
Dobrze, że młody Macmillan poważnie przyjmował dane słowo, a o tym świadczył śmiały uścisk dłoni w związku z obowiązkami, które później go czekały.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przynajmniej tyle, że oboje się zgadzali co do darowanych wazonów. Heath jeszcze przez moment przyglądał się im z uwagą.
-A może jednak powinniśmy je zbić?- zerknął na Anthony'ego. - Wtedy już nic więcej byśmy od cioci nic nie dostali i problem byłby z głowy- zaproponował niezbyt dyplomatyczne rozwiązanie. Ciekawe czy byłoby skuteczne.
Zdaje się, że w końcu zostawili w spokoju temat wazonów i przeszli do latania na miotle.
-Czemu miałby nie pozwolić? - zdziwił się trochę. -Jak się nie dowie o błocie to pozwoli - powiedział po prostu. Jak dla Heatha sprawa była raczej prosta. Poza tym chyba lepiej byłoby gdyby młody mógł się wyszaleć na zewnątrz.
Do cukierni w sumie też miał do napisania list, ale to dopiero przed wizytą w tymże przybytku. W końcu Bertie mu obiecał, że jak dzień wcześniej napisze list to specjalnie dla niego przygotują ciasteczka orzechowe. Sam Heath nie był pewien czy jest fanem orzechowych słodkości, ale skoro te były według cukiernika najlepsze to chyba warto było im dać szansę, prawda?
-Może na razie tylko do Miriam... - zadecydował. W końcu technicznie rzecz biorąc z Edwinem jeszcze się nie spotkali. - Okej - kiwnął głową zgadzając się na takie rozwiązanie mimo, że tak na prawdę nie miał zielonego pojęcia jak się pisze listy.
-Naprawdę?- zaciekawiło go to poczucie ważności. W sumie kto nie lubił czuć się ważny? - Uhm...- zamyślił się na moment zastanawiając się właściwie co chciał napisać Miriam. -Może...- zaczął powoli- że wysyłam jej ten mieszek zapachowy z jarmarku, żeby jej przypominał o lecie? - zaproponował i spojrzał pytająco na Anthony'ego. Heath raczej nigdy nie będzie człowiekiem pióra. Prawdopodnie lepiej mu będzie nawet w przyszłości wyrażać myśli mówiąc niż pisząc. -Co się jeszcze pisze w takich listach - zapytał wujka.
Specjalnie nie wspominał o festiwalu lata, nie chciał, żeby jej się skojarzyło z tym nieszczęsnym kichnięciem kulą ognia na wiankach.
-A może jednak powinniśmy je zbić?- zerknął na Anthony'ego. - Wtedy już nic więcej byśmy od cioci nic nie dostali i problem byłby z głowy- zaproponował niezbyt dyplomatyczne rozwiązanie. Ciekawe czy byłoby skuteczne.
Zdaje się, że w końcu zostawili w spokoju temat wazonów i przeszli do latania na miotle.
-Czemu miałby nie pozwolić? - zdziwił się trochę. -Jak się nie dowie o błocie to pozwoli - powiedział po prostu. Jak dla Heatha sprawa była raczej prosta. Poza tym chyba lepiej byłoby gdyby młody mógł się wyszaleć na zewnątrz.
Do cukierni w sumie też miał do napisania list, ale to dopiero przed wizytą w tymże przybytku. W końcu Bertie mu obiecał, że jak dzień wcześniej napisze list to specjalnie dla niego przygotują ciasteczka orzechowe. Sam Heath nie był pewien czy jest fanem orzechowych słodkości, ale skoro te były według cukiernika najlepsze to chyba warto było im dać szansę, prawda?
-Może na razie tylko do Miriam... - zadecydował. W końcu technicznie rzecz biorąc z Edwinem jeszcze się nie spotkali. - Okej - kiwnął głową zgadzając się na takie rozwiązanie mimo, że tak na prawdę nie miał zielonego pojęcia jak się pisze listy.
-Naprawdę?- zaciekawiło go to poczucie ważności. W sumie kto nie lubił czuć się ważny? - Uhm...- zamyślił się na moment zastanawiając się właściwie co chciał napisać Miriam. -Może...- zaczął powoli- że wysyłam jej ten mieszek zapachowy z jarmarku, żeby jej przypominał o lecie? - zaproponował i spojrzał pytająco na Anthony'ego. Heath raczej nigdy nie będzie człowiekiem pióra. Prawdopodnie lepiej mu będzie nawet w przyszłości wyrażać myśli mówiąc niż pisząc. -Co się jeszcze pisze w takich listach - zapytał wujka.
Specjalnie nie wspominał o festiwalu lata, nie chciał, żeby jej się skojarzyło z tym nieszczęsnym kichnięciem kulą ognia na wiankach.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Jadalnia
Szybka odpowiedź