Jadalnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Jadalnia
Ciemne pomieszczenie z boazerią. Nad drzwiami wejściowymi znajduje się dewiza rodu (Per aspera ad astra). Wielki drewniany stół „ugina się” pod ciężarem kwiatów, którym jest ozdobiony. W samym pomieszczeniu znajdują się rozmaite rośliny, przede wszystkim wrzosy z ogrodu. Na półkach znajduje się pełno świec, które najczęściej przyjmują motyw kwiatowy. Na podłodze znajduje się przyjemny w dotyku ciemnoniebieski dywan. Na suficie znajduje się herb rodowy Macmillanów. Naprzeciw okna znajduje się szary kominek z kamienia. Drzwi do kuchni ukryte są poprzez upodobnienie ich do ciemnych, drewnianych ścian. Z okien można dostrzec bramę wejściową.
I on chciałby wiedzieć, co było tematyką plotek. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiedzą lub ewentualnie dowiedzą się tego dopiero na ślubie, gdy będą rozmawiać z poszczególnymi ciotkami. Podejrzewał, że matka coś przygotowywała albo zwyczajnie musiała rozgadać wszystkim o swoich planach związanych ze ślubem, łącznie z bardzo szczegółowymi detalami. W przypadku ojca, nie miał nic przeciwko myśleniu Rii. On sam mógłby tak pomyśleć, znając przy tym jacy byli Macmillanowie. Ba, sam do niedawna zapijał i smutek, i radość… i pewnie robiłby to dalej, gdyby nie uczucie wszechogarniającego zagrożenia, które podpowiadało mu, że lepiej zostać trzeźwym niż dać się podpuścić czyhającemu na każdym kroku złu. Stonehenge wyraźnie go zmieniło, choć starał się zachowywać jak dawniej. Alkohol w obecnych czasach nie był dla niego rozwiązaniem, choć często kusił go niemiłosiernie. Rozumiał też ojca, jeżeli chodzi o zapijanie szczęścia. Dla Anthony'ego to także był długi okres czasu bez kogokolwiek u swoim boku. Nie mówiąc o jego rodzicach. Możliwość wyboru swojej małżonki była dla niego jak zbawienie. Kto wie, kogo zaproponowałby mu lord nestor, gdyby stwierdził, że czas najwyższy zmienić panującą sytuację. On zapewne nie mógłby się zgodzić na zmuszenie kogokolwiek do życia z nim we wspólnocie małżeńskiej.
Zaśmiał się, gdy usłyszał przeprosiny z jej ust. Nie miała za co go przepraszać. I on by tak pomyślał, gdyby nie pochodził z Macmillanów. Poklepał ją po ramieniu dla dodania otuchy. Nie chciał, żeby czuła się nieswoja, ani żeby powstrzymywała się od wyrażania swoich myśli, uczuć i obaw.
– Przestań, nic się nie stało – wyjaśnił, machając przy tym ręką, żeby naprawdę odpuściła przeprosiny za takie głupoty. Wciąż był delikatnie rumiany na policzkach. Pokonał jednak swoją nieśmiałość, ścisnął przy tym jej rękę w odpowiedzi na jej gest (ale nie za mocno!). Jeszcze raz ją ucałował, tym razem w polik. Naprawdę nie było czym się przejmować. On sam uspokoił się, a zdawało się, że jego czerwone place na polikach powoli znikają. – Jeżeli cokolwiek ci się nie podoba, to lepiej żebyś o tym mówiła. Nie chciałbym, żeby ten dom stał się dla ciebie więzieniem – dodał, zatrzymując się jeszcze na chwilę zanim weszli do jadalni. Był przy tym śmiertelnie poważny. Wolał, żeby Ria od razu informowała go o tym, co nie podobało jej się w jego rodzinie. Za kilka miesięcy sama miała przecież tutaj zamieszkać.
Nie był głodny, szczególnie kiedy jego rodzice zaczęli kłótnię między sobą. Skupiał się jedynie na tym, żeby rodzice nie przejęli zbyt wiele inicjatywy w związku ze ślubem. Nie chciał wielkiego wesela (choć pewnie tego nie dało się ominąć). Pragnął, żeby (nawet przy wielkiej liczbie gości) ślub wciąż należał do „nich”, a nie do starszeństwa Macmillanów. Cieszył się, że oczywiście rodzice martwili się o bezpieczeństwo i pewnie przez to także o listę gości, ale jednocześnie przerażało go to, że zaplanowali ją sami, bez jakiejkolwiek porady od niego czy jego narzeczonej. Co gorsza, myśleli, że tak po prostu to wszystko przejdzie bez jakiejkolwiek dyskusji… Nie mówiąc o tym, że zaskoczyli samch siebie poprzez przygotowanie osobnych list. Pochłonięty swoimi rodzicami nawet nie zwrócił uwagi na zachowanie pana Weasleya, które zdawało mu się być normalnym.
Cieszył się, kiedy to oni, tj. on i Ria, przejęli inicjatywę w rozmowie. Zgoda ze strony Rii, co do jego propozycji także sprawiała mu przyjemność. Od razu uśmiechnął się, choć zdawał sobie sprawę z tego, że kłopotliwy wybór świadka należał do niego. Kłopotliwy, bo nie chciał urazić nikogo z wymienionych przyjaciół… a mimo wszystko musiał ograniczyć się do jednej osoby. Wieść o Neali jako świadku sprawiła, że szeroko się uśmiechnął i pokiwał głową wyraźnie zadowolony. Lady Macmillan natychmiast się rozpromieniła (zapominając przy tym o wydarzeniu z nożem) i zaczęła zachwycać się na głos swoją siostrzenicą, szukając przy tym potwierdzenia ze strony państwa Weasley. Starszy Macmillan jedynie popił kolejny kieliszek, co nie obeszło się bez uwagi jego żony (płynnie przechodzącej z zachwytów do uwag, a następnie wracając do zachwytu).
– Skoro mamy to za sobą, to chciałbym też zaproponować, żeby na zaproszeniach umieścić informację o tym, że zamiast prezentu, mogą wesprzeć jakąś fundację… czy coś podobnego – dodał, gdy tylko matka przestała rozgadywać się na temat Neali. Zerknął w stronę Rii, a potem w stronę państwa Weasley, na końcu spoglądając w stronę rodziców. Chciał zobaczyć reakcję każdego z obecnych. Tak czy inaczej, chciał żeby goście skupili się nie tylko na nich w tym jednym specjalnym dniu, ale także na ciężkiej sytuacji Anglii. Pieniędzy i tak Macmillanowie mieli dużo. A tego typu „prezent” na pewno wzbudziłyby wsparcie i zainteresowanie dla Macmillanów i Weasleyów nie tylko wśród Kornwalijczyków, ale czarodziei w całej Anglii. – Oczywiście, o ile ty się na to zgadzasz. Chyba, że masz inną propozycję- zwrócił się wprost w stronę swojej narzeczonej.
Zaśmiał się, gdy usłyszał przeprosiny z jej ust. Nie miała za co go przepraszać. I on by tak pomyślał, gdyby nie pochodził z Macmillanów. Poklepał ją po ramieniu dla dodania otuchy. Nie chciał, żeby czuła się nieswoja, ani żeby powstrzymywała się od wyrażania swoich myśli, uczuć i obaw.
– Przestań, nic się nie stało – wyjaśnił, machając przy tym ręką, żeby naprawdę odpuściła przeprosiny za takie głupoty. Wciąż był delikatnie rumiany na policzkach. Pokonał jednak swoją nieśmiałość, ścisnął przy tym jej rękę w odpowiedzi na jej gest (ale nie za mocno!). Jeszcze raz ją ucałował, tym razem w polik. Naprawdę nie było czym się przejmować. On sam uspokoił się, a zdawało się, że jego czerwone place na polikach powoli znikają. – Jeżeli cokolwiek ci się nie podoba, to lepiej żebyś o tym mówiła. Nie chciałbym, żeby ten dom stał się dla ciebie więzieniem – dodał, zatrzymując się jeszcze na chwilę zanim weszli do jadalni. Był przy tym śmiertelnie poważny. Wolał, żeby Ria od razu informowała go o tym, co nie podobało jej się w jego rodzinie. Za kilka miesięcy sama miała przecież tutaj zamieszkać.
Nie był głodny, szczególnie kiedy jego rodzice zaczęli kłótnię między sobą. Skupiał się jedynie na tym, żeby rodzice nie przejęli zbyt wiele inicjatywy w związku ze ślubem. Nie chciał wielkiego wesela (choć pewnie tego nie dało się ominąć). Pragnął, żeby (nawet przy wielkiej liczbie gości) ślub wciąż należał do „nich”, a nie do starszeństwa Macmillanów. Cieszył się, że oczywiście rodzice martwili się o bezpieczeństwo i pewnie przez to także o listę gości, ale jednocześnie przerażało go to, że zaplanowali ją sami, bez jakiejkolwiek porady od niego czy jego narzeczonej. Co gorsza, myśleli, że tak po prostu to wszystko przejdzie bez jakiejkolwiek dyskusji… Nie mówiąc o tym, że zaskoczyli samch siebie poprzez przygotowanie osobnych list. Pochłonięty swoimi rodzicami nawet nie zwrócił uwagi na zachowanie pana Weasleya, które zdawało mu się być normalnym.
Cieszył się, kiedy to oni, tj. on i Ria, przejęli inicjatywę w rozmowie. Zgoda ze strony Rii, co do jego propozycji także sprawiała mu przyjemność. Od razu uśmiechnął się, choć zdawał sobie sprawę z tego, że kłopotliwy wybór świadka należał do niego. Kłopotliwy, bo nie chciał urazić nikogo z wymienionych przyjaciół… a mimo wszystko musiał ograniczyć się do jednej osoby. Wieść o Neali jako świadku sprawiła, że szeroko się uśmiechnął i pokiwał głową wyraźnie zadowolony. Lady Macmillan natychmiast się rozpromieniła (zapominając przy tym o wydarzeniu z nożem) i zaczęła zachwycać się na głos swoją siostrzenicą, szukając przy tym potwierdzenia ze strony państwa Weasley. Starszy Macmillan jedynie popił kolejny kieliszek, co nie obeszło się bez uwagi jego żony (płynnie przechodzącej z zachwytów do uwag, a następnie wracając do zachwytu).
– Skoro mamy to za sobą, to chciałbym też zaproponować, żeby na zaproszeniach umieścić informację o tym, że zamiast prezentu, mogą wesprzeć jakąś fundację… czy coś podobnego – dodał, gdy tylko matka przestała rozgadywać się na temat Neali. Zerknął w stronę Rii, a potem w stronę państwa Weasley, na końcu spoglądając w stronę rodziców. Chciał zobaczyć reakcję każdego z obecnych. Tak czy inaczej, chciał żeby goście skupili się nie tylko na nich w tym jednym specjalnym dniu, ale także na ciężkiej sytuacji Anglii. Pieniędzy i tak Macmillanowie mieli dużo. A tego typu „prezent” na pewno wzbudziłyby wsparcie i zainteresowanie dla Macmillanów i Weasleyów nie tylko wśród Kornwalijczyków, ale czarodziei w całej Anglii. – Oczywiście, o ile ty się na to zgadzasz. Chyba, że masz inną propozycję- zwrócił się wprost w stronę swojej narzeczonej.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie poświęciła już większej uwagi tematyce plotek pani Macmillan. Skoro żadne z nich nie wiedziało o co chodzi, nie pozostawało nic innego jak płynąć z prądem. Może najbliższe miesiące miały rozwiązać tę sprawę, może wcale nie - to i tak nie było w tym wszystkim najistotniejsze. Ria pragnęła jedynie akceptacji. Nie, nie szukała żadnego uwielbienia ani przesadnych sympatii, w końcu nie należała do rodziny szlacheckiej mieszkającej w pałacach i tarzających się w galeonach. Była bezpośrednia, trochę w tym wszystkim nieokrzesana i choć Macmillanowie sprawiali wrażenie podobnych w zachowaniu, to mimo to dzieliła ich pewna przepaść. Może niewielka, ledwie kilkumetrowa, ale jednak. Widać to było w korytarzach przepełnionych obrazami w złotych ramach, kątach przyozdobionych drogimi rzeźbami - wielokrotnie zastanawiała się czy podoła temu wyzwaniu. Udawaniu, że nie widzi jak bardzo ta rodzina miała różnić się od tej, w której została wychowana. Czy w ogóle zdoła w końcu mijać te zabytki w drodze do konkretnego pomieszczenia, przestając przy tym uważać te dobra za zbyteczny balast. Weasley oczywiście rozumiała, że w tych przedmiotach zaklęte zostały historie dzielnych przodków, porażki oraz zwycięstwa, aczkolwiek wciąż tkwiło w niej przeczucie, że znacznie lepszy pożytek byłby z tych rzeczy, gdyby przysłużyły się szczytniejszym celom niż prezencja. Spieniężone mogłyby uczynić wiele dobra, aczkolwiek rudowłosa z pewnością nie zamierzała mieszać się do rodowej polityki mieszkańców tego dworu. Na razie czuła się w tym miejscu obco, przeraźliwie wręcz - jedynie sylwetka narzeczonego dodawała czarownicy otuchy, tym samym wprawiając w stan rozluźnienia. Żałowała, że jej obecność nie działała podobnie na niego, ponieważ kobieta dostrzegała obawy, spięcie oraz zawstydzenie na licu mężczyzny. Starała się więc żartować, ale także ten plan spalił na panewce, gdy okazało się, że zabrnęła za daleko. Przyglądała się Tony’emu z uwagą, niejako oceną - naprawdę go to nie obeszło? Jeszcze niedawno mogłaby przysiąc, że wspomnienie zmarłej narzeczonej zaboli go do żywego; sama nie czuła się z tym pewnie, choć spychała wszystkie obawy na bok. Nie zamierzała mu utrudniać i tak skomplikowanej sytuacji, nie doszukiwała się zapewnień, że zapomni. Pragnęła, żeby chciał stworzyć z nią rodzinę i żeby w plątaninie pesymistycznych myśli pamiętał o niej. Nic więcej, nic mniej - czy na pewno miała to dostać?
- Na pewno jest w porządku? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, tak? - dopytywała. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła, po prostu. Martwiła się o niego, chciała otoczyć troską, choć sprawiał wrażenie zdystansowanego. Pewnie przez nerwy zbliżającego się posiłku. Prawda?
Uśmiech zatańczył lekko na piegowatej twarzy, wkrótce skropionej odrobiną pocałunku. - Obiecuję, że dowiesz się od razu - odparła solennie. Na razie nie wiedziała czego się spodziewać, nie poznała zbyt wielu Macmillanów, dopiero uczyła się ich osobowości.
Szybko okazało się, że były niezwykle płonne. Kłócili się z pasją, choć gospodyni należała niegdyś do Longbottomów. Widocznie ich również nie ominął ogień w żyłach, może za sprawą wspólnych przodków, może lwia odwaga objawiała się również w przemowach oraz stawianiu na swoim. Obserwowała ich uważnie, nasłuchując każdej wymiany zdań, jakby gromadziła pewne informacje. Rhiannon lubiła wiedzieć, tak jak posiadać przydatne informacje. Dzięki nim wiadomo jak się zachować, żeby oszczędzić sobie i innym wstydu - nie zawsze było to możliwe, acz zamierzała próbować.
Według niej najważniejsze punkty omówienia wesela zostały odhaczone, choć nie zauważyła zadowolenia na twarzach rodziców narzeczonego. W przeciwieństwie do jej własnych, siedzących w dobrych nastrojach. Matka wyraźnie odżyła, mogąc powrócić myślami do czasów, gdy spotykała się z większą ilością ludzi - i przede wszystkim z mężem u boku. Tego praktycznie nigdy nie było w domu, przez zawód i mroczne czasy wiszące nad ich głowami niczym chmura, która obrywa się od czasu do czasu. Chciałaby widzieć ich takich częściej. Uśmiechniętych, odprężonych, razem. Jak to zatrzymać? Znów pogrążyła się w myślach, ledwie ruszając posiłek z talerza. Nie zarejestrowała także połowy zachwytów pani Macmillan, aczkolwiek zrozumiała, że chwaliła Nealę. To dobrze. Choć Ria nie zamierzała zmienić zdania, znacznie prościej było z aprobatą rodziny, do której miała przecież dołączyć. To nadal brzmiało dość abstrakcyjnie; tylko miłość była w stanie popchnąć ją do tego czynu. W przeciwnym razie rudowłosa unikałaby szlacheckich dworków jak zawodnik tłuczków. Uśmiechnęła się w tej konkluzji do Tony’ego, w międzyczasie analizując jego pomysł. - Podoba mi się ta opcja. Nie znam się co prawda czy istnieją jakieś większe zorganizowane fundacje, ale jeśli tak, to na pewno należałoby je wesprzeć. Ślub to dobra na to okazja - przyznała ostrożnie. Ona nie potrzebowała pieniędzy, utrzymywała się praktycznie sama, panowie Kornwalii najprawdopodobniej też mieli już wystarczającą ilość galeonach w skarbcach. Pomóc jest zawsze najlepiej, choć sama Weasley robiła to na małą skalę, sama, bez jakichkolwiek organizacji. Może czas to zmienić? Rodzice kobiety wyraźnie poparli pomysł, ale to nie było żadnym zaskoczeniem, nie dla niej. - Czy potrzebujemy jeszcze coś ustalić? - Co tu dużo mówić, nie znała się na ślubach. Nie wiedziała na ile musieli zrobić ustaleń teraz, na ile później, co dalej. Czego od niej wymagano. Spojrzała więc głównie w stronę gospodyni, najpewniej najbardziej zorientowaną w tym wszystkim.
- Na pewno jest w porządku? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, tak? - dopytywała. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła, po prostu. Martwiła się o niego, chciała otoczyć troską, choć sprawiał wrażenie zdystansowanego. Pewnie przez nerwy zbliżającego się posiłku. Prawda?
Uśmiech zatańczył lekko na piegowatej twarzy, wkrótce skropionej odrobiną pocałunku. - Obiecuję, że dowiesz się od razu - odparła solennie. Na razie nie wiedziała czego się spodziewać, nie poznała zbyt wielu Macmillanów, dopiero uczyła się ich osobowości.
Szybko okazało się, że były niezwykle płonne. Kłócili się z pasją, choć gospodyni należała niegdyś do Longbottomów. Widocznie ich również nie ominął ogień w żyłach, może za sprawą wspólnych przodków, może lwia odwaga objawiała się również w przemowach oraz stawianiu na swoim. Obserwowała ich uważnie, nasłuchując każdej wymiany zdań, jakby gromadziła pewne informacje. Rhiannon lubiła wiedzieć, tak jak posiadać przydatne informacje. Dzięki nim wiadomo jak się zachować, żeby oszczędzić sobie i innym wstydu - nie zawsze było to możliwe, acz zamierzała próbować.
Według niej najważniejsze punkty omówienia wesela zostały odhaczone, choć nie zauważyła zadowolenia na twarzach rodziców narzeczonego. W przeciwieństwie do jej własnych, siedzących w dobrych nastrojach. Matka wyraźnie odżyła, mogąc powrócić myślami do czasów, gdy spotykała się z większą ilością ludzi - i przede wszystkim z mężem u boku. Tego praktycznie nigdy nie było w domu, przez zawód i mroczne czasy wiszące nad ich głowami niczym chmura, która obrywa się od czasu do czasu. Chciałaby widzieć ich takich częściej. Uśmiechniętych, odprężonych, razem. Jak to zatrzymać? Znów pogrążyła się w myślach, ledwie ruszając posiłek z talerza. Nie zarejestrowała także połowy zachwytów pani Macmillan, aczkolwiek zrozumiała, że chwaliła Nealę. To dobrze. Choć Ria nie zamierzała zmienić zdania, znacznie prościej było z aprobatą rodziny, do której miała przecież dołączyć. To nadal brzmiało dość abstrakcyjnie; tylko miłość była w stanie popchnąć ją do tego czynu. W przeciwnym razie rudowłosa unikałaby szlacheckich dworków jak zawodnik tłuczków. Uśmiechnęła się w tej konkluzji do Tony’ego, w międzyczasie analizując jego pomysł. - Podoba mi się ta opcja. Nie znam się co prawda czy istnieją jakieś większe zorganizowane fundacje, ale jeśli tak, to na pewno należałoby je wesprzeć. Ślub to dobra na to okazja - przyznała ostrożnie. Ona nie potrzebowała pieniędzy, utrzymywała się praktycznie sama, panowie Kornwalii najprawdopodobniej też mieli już wystarczającą ilość galeonach w skarbcach. Pomóc jest zawsze najlepiej, choć sama Weasley robiła to na małą skalę, sama, bez jakichkolwiek organizacji. Może czas to zmienić? Rodzice kobiety wyraźnie poparli pomysł, ale to nie było żadnym zaskoczeniem, nie dla niej. - Czy potrzebujemy jeszcze coś ustalić? - Co tu dużo mówić, nie znała się na ślubach. Nie wiedziała na ile musieli zrobić ustaleń teraz, na ile później, co dalej. Czego od niej wymagano. Spojrzała więc głównie w stronę gospodyni, najpewniej najbardziej zorientowaną w tym wszystkim.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
– Na pewno wszystko jest w porządku. Nie martw się. Wiem, wiem – potwierdził kolejny raz. Owszem, wspomnienie o byłej było wciąż bolesne i całkiem żywe. Jednak od pewnego czasu było przyćmione przez uczucia względem panny Weasley. Starał się zapomnieć… albo raczej zaakceptować dawną stratę, której i tak nie dało się wrócić. Być może było to wbrew jego dotychczasowym poglądom, ale sytuacja też była druga i nie mógł myśleć tylko o jednym. Nie mógł żyć tym samym przez kolejne dziesięć lat. Ria z kolei wyjątkowo dobrze pomagała mu w akceptacji wszystkiego, a i pozwalała mu skupić się na nowym rozdziale w swoim życiu. Nie miał pojęcia jak to robiła, być może był to urok, być może fakt, że odczuwał bliskość. Stwierdzał, że zwyczajnie musiała być to prawdziwa miłość.
Nie było też mowy o tym, żeby panna Weasley nie była zaakceptowana w przyszłej nowej rodzinie Macmillanów. Zaakceptował ją nestor, a to był list gwarancyjny na akceptację przez pozostałych (choć w każdym dużym domu znalazłaby się osoba, która zamierzała mieć inną opinię). Była przecież z Weasleyów, którzy pomijając niektóre różnice, byli całkiem podobni względem zachowania (przynajmniej według Anthony’ego, któremu zdawało się, że w miarę dobrze dogadywał się z kuzynostwem). Nie mówiąc o tym, że jego matka zwyczajnie uwielbiała kogokolwiek z „rudej rodziny” i właściwie to uwielbienie przeszło z niej na niego. Nie było więc mowy o wykluczeniu przynajmniej przez najbliższych Anthony’ego. A i tak, Weasleyowie nadal byli na liście szlachty… i kto wie, gdyby miało dojść do nagłych zmian w ich magicznym świecie – pewnie właśnie oni wraz z Macmillanami byliby pierwszymi rodami do wyrzucenia ze spisu rodzin krwi szlachetnej.
Skupiał się teraz jednak na ślubie i kluczowych punktach jego organizacji. Wsparcie pieniężne jakiś fundacji byłoby dobrą opcją, ale trzeba było uważać na Ministerstwo. Póty co atmosfera była chłodna, a on ledwo uniknął procesu związanego z katastrofą, którą wywołał w Stonehenge. Nie był z tego dumny, ale jednak lepiej było uniknąć więzienia niż pozwolić Malfoyowi na sensację i sztuczny proces. Nie miał też pojęcia czy takie wsparcie nie oznaczałoby też zwrócenia uwagi na nich przez śmierciożerców i tych tak zwanych „rycerzy”. Nie mówiąc, że znowu Ministerstwo, które schodziło na psy, mogłoby się przyczepić do ich akcji i stwierdzić, że w ten sposób zapewne sponsorują „terrorystów”.
– Nie mam pojęcia, ale rozejrzę się. Musimy i tak uważać. Takie wsparcie równie dobrze mogłoby zwrócić uwagę Ministerstwa – przyznał swojej ukochanej. – Coś wymyślimy. – Chciał zabrzmieć bardziej optymistycznie na sam koniec. Nie wiedział też czy zostało im coś jeszcze do ustalenia poza małymi szczegółami dekoracji i przebiegu wydarzenia. – Ograniczyłbym mimo wszystko zabawy. Niektórzy mogliby to źle odebrać, że bawimy się, gdy cała Anglia ma swoje problemy. To jest, ograniczyłbym… pompatyczność wydarzenia. Niech to będzie przyjemna zabawa w gronie osób, które znamy i lubimy – stwierdził. – No i ustaliłbym jedynie formułkę zaproszenia, ale to możemy zrobić później.
Uśmiechnął się szeroko. Miał nadzieję, że to, co było najważniejsze zostało omówione. Nie chciał, żeby jakaś ważna sprawa została pominięta, ale zawsze mogli ją omówić później. Teraz z kolei chciał mimo wszystko zostawić rodziców i choć na chwilę pobyć ze swoją narzeczoną sam na sam.
– Ja dziękuję – dodał, odstawiając sztućce. – Zostawimy was samych i przejdziemy się po domu – stwierdził, wstając z krzesła i czekając na Rię, aż ta wstanie. Podał jej ramię, by następnie powoli odejść. – Trochę cię oprowadzę, bo wiele rzeczy się pozmieniało – wyjaśnił jej, a za tym zaczął jej wyjaśniać wszystko po kolei, prowadząc ją przy tym przez niemal każdy korytarz. Świadomość bycia sam na sam z ukochaną wyraźnie przyprawiła go o lepszy humor.
|zt2
Nie było też mowy o tym, żeby panna Weasley nie była zaakceptowana w przyszłej nowej rodzinie Macmillanów. Zaakceptował ją nestor, a to był list gwarancyjny na akceptację przez pozostałych (choć w każdym dużym domu znalazłaby się osoba, która zamierzała mieć inną opinię). Była przecież z Weasleyów, którzy pomijając niektóre różnice, byli całkiem podobni względem zachowania (przynajmniej według Anthony’ego, któremu zdawało się, że w miarę dobrze dogadywał się z kuzynostwem). Nie mówiąc o tym, że jego matka zwyczajnie uwielbiała kogokolwiek z „rudej rodziny” i właściwie to uwielbienie przeszło z niej na niego. Nie było więc mowy o wykluczeniu przynajmniej przez najbliższych Anthony’ego. A i tak, Weasleyowie nadal byli na liście szlachty… i kto wie, gdyby miało dojść do nagłych zmian w ich magicznym świecie – pewnie właśnie oni wraz z Macmillanami byliby pierwszymi rodami do wyrzucenia ze spisu rodzin krwi szlachetnej.
Skupiał się teraz jednak na ślubie i kluczowych punktach jego organizacji. Wsparcie pieniężne jakiś fundacji byłoby dobrą opcją, ale trzeba było uważać na Ministerstwo. Póty co atmosfera była chłodna, a on ledwo uniknął procesu związanego z katastrofą, którą wywołał w Stonehenge. Nie był z tego dumny, ale jednak lepiej było uniknąć więzienia niż pozwolić Malfoyowi na sensację i sztuczny proces. Nie miał też pojęcia czy takie wsparcie nie oznaczałoby też zwrócenia uwagi na nich przez śmierciożerców i tych tak zwanych „rycerzy”. Nie mówiąc, że znowu Ministerstwo, które schodziło na psy, mogłoby się przyczepić do ich akcji i stwierdzić, że w ten sposób zapewne sponsorują „terrorystów”.
– Nie mam pojęcia, ale rozejrzę się. Musimy i tak uważać. Takie wsparcie równie dobrze mogłoby zwrócić uwagę Ministerstwa – przyznał swojej ukochanej. – Coś wymyślimy. – Chciał zabrzmieć bardziej optymistycznie na sam koniec. Nie wiedział też czy zostało im coś jeszcze do ustalenia poza małymi szczegółami dekoracji i przebiegu wydarzenia. – Ograniczyłbym mimo wszystko zabawy. Niektórzy mogliby to źle odebrać, że bawimy się, gdy cała Anglia ma swoje problemy. To jest, ograniczyłbym… pompatyczność wydarzenia. Niech to będzie przyjemna zabawa w gronie osób, które znamy i lubimy – stwierdził. – No i ustaliłbym jedynie formułkę zaproszenia, ale to możemy zrobić później.
Uśmiechnął się szeroko. Miał nadzieję, że to, co było najważniejsze zostało omówione. Nie chciał, żeby jakaś ważna sprawa została pominięta, ale zawsze mogli ją omówić później. Teraz z kolei chciał mimo wszystko zostawić rodziców i choć na chwilę pobyć ze swoją narzeczoną sam na sam.
– Ja dziękuję – dodał, odstawiając sztućce. – Zostawimy was samych i przejdziemy się po domu – stwierdził, wstając z krzesła i czekając na Rię, aż ta wstanie. Podał jej ramię, by następnie powoli odejść. – Trochę cię oprowadzę, bo wiele rzeczy się pozmieniało – wyjaśnił jej, a za tym zaczął jej wyjaśniać wszystko po kolei, prowadząc ją przy tym przez niemal każdy korytarz. Świadomość bycia sam na sam z ukochaną wyraźnie przyprawiła go o lepszy humor.
|zt2
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
kontynuacja wątku: stąd
Cichy trzask towarzyszył przeniesieniu całej trójki do wnętrza rezydencji. Dwie służki pisnęły na widok nieruchomego mężczyzny o paskudnym wyrazie, ale obecność skrzata szybko je uspokoiła. Wygładziły fartuszki i opuściły cicho pomieszczenie. Archibald w pierwszej chwili wylądował na eleganckim dywanie, ale zmęczony, stary skrzat zaraz rozpoczął przygotowania do przeniesienia go we właściwe miejsce. Pstryknął palcami, a stojące na imponującym stole wazony rozsunęły się na boki. Później, kilkoma ruchami przeniósł spetryfikowanego Archibalda na blat. Lord Prewett, gdyby nie jego groźny i wyraźnie niezadowolony wyraz twarzy i gdyby nie to nienawistnie zamrożone spojrzenie, wyglądałby jakby był martwy, wśród kwiatów wzniesiony w celach ostatniego pożegnania.
— Pani tu poczeka, udam się po mojego Pana — powiedział skrzat i ukłonił się nisko, po czym żwawym krokiem ruszył w kierunku wyjścia z jadalni, zostawiając Lorraine samą z Archibaldem.
| Na odpis macie 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Magicus Extremos 53/2 = 27 1/3
Cichy trzask towarzyszył przeniesieniu całej trójki do wnętrza rezydencji. Dwie służki pisnęły na widok nieruchomego mężczyzny o paskudnym wyrazie, ale obecność skrzata szybko je uspokoiła. Wygładziły fartuszki i opuściły cicho pomieszczenie. Archibald w pierwszej chwili wylądował na eleganckim dywanie, ale zmęczony, stary skrzat zaraz rozpoczął przygotowania do przeniesienia go we właściwe miejsce. Pstryknął palcami, a stojące na imponującym stole wazony rozsunęły się na boki. Później, kilkoma ruchami przeniósł spetryfikowanego Archibalda na blat. Lord Prewett, gdyby nie jego groźny i wyraźnie niezadowolony wyraz twarzy i gdyby nie to nienawistnie zamrożone spojrzenie, wyglądałby jakby był martwy, wśród kwiatów wzniesiony w celach ostatniego pożegnania.
— Pani tu poczeka, udam się po mojego Pana — powiedział skrzat i ukłonił się nisko, po czym żwawym krokiem ruszył w kierunku wyjścia z jadalni, zostawiając Lorraine samą z Archibaldem.
| Na odpis macie 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Magicus Extremos 53/2 = 27 1/3
Blondynka nie wiedziała czy skrzat uwierzył w jej słowa, ale tak naprawdę nie miało to teraz żadnego znaczenia. W końcu nie było w jego gestii robienie im problemów, a jedyne co go obchodziło to służba rodzinie, której życie powierzył. Podejrzewała, że jego słowa były w dużej mierze wiadomością przekazaną im przez obserwującego całe zamieszanie lorda.
Kiedy skrzat przeniósł ją i Archibalda do posiadłości zakręciło jej się w głowie. Chyba wszystko działo się dla niej zbyt szybko. Została sama z petryfikowanym mężem. Czy wszystko mogłoby się skomplikować jeszcze bardziej? W duchu miała nadzieję, że skrzat przede wszystkim powiadomi Anthonego. Nie chciała przeszkadzać mu w tak ważnym dniu, ale był przyjacielem i wolała tłumaczyć się przed nim niż przed jakimkolwiek innym lordem, które na pewno zdążył już wysunąć odpowiednie wnioski na temat całego zderzenia. Z drugiej strony jak mogła bronić Archiego skoro tak naprawdę nie wiedziała co się z nim stało? Została z tym wszystkim sama. Nie było Steffena, który mógłby odpowiedzieć na pytania dotyczące klątwy, nie było też Alexa, który w razie czego zareagowałby odpowiednio. Choć nie czuła się najlepiej wiedziała, że musi pomóc mężowi.
Blondynka skinęła głową, kiedy skrzat poinformował ją, że mają tu zaczekać. Nie wiedziała z kim przyjdzie jej się skonfrontować, ale szczerze mówiąc nie miała żadnego wyjścia. Szlachcianka podeszła do leżącego na stole męża. Wyglądał spokojnie. Trochę jakby spał. Zastanawiała się co by było gdyby teraz uwolnił się z petryfikacji. Czy znów by się na nią rzucił? Czy to było chwilowe zaćmienie, które teraz potrafiłby jej wytłumaczyć? Nie miała zamiaru się o tym przekonywać, ale niepewność, która ciągle się w niej gromadziła była ciężarem. Lorraine dotknęła delikatnie ręki męża i westchnęła. Naprawdę to wszystko zawsze musiało spotykać właśnie ich? Czy mogli mieć choć trochę pozornego spokoju? Czarownica rozejrzała się po pomieszczeniu chcąc przyjrzeć się mu dokładnie. Chyba nigdy wcześniej nie była w posiadłości Macmillanów. Takie przynajmniej miała wrażenie.
/ spostrzegawczość - II
Kiedy skrzat przeniósł ją i Archibalda do posiadłości zakręciło jej się w głowie. Chyba wszystko działo się dla niej zbyt szybko. Została sama z petryfikowanym mężem. Czy wszystko mogłoby się skomplikować jeszcze bardziej? W duchu miała nadzieję, że skrzat przede wszystkim powiadomi Anthonego. Nie chciała przeszkadzać mu w tak ważnym dniu, ale był przyjacielem i wolała tłumaczyć się przed nim niż przed jakimkolwiek innym lordem, które na pewno zdążył już wysunąć odpowiednie wnioski na temat całego zderzenia. Z drugiej strony jak mogła bronić Archiego skoro tak naprawdę nie wiedziała co się z nim stało? Została z tym wszystkim sama. Nie było Steffena, który mógłby odpowiedzieć na pytania dotyczące klątwy, nie było też Alexa, który w razie czego zareagowałby odpowiednio. Choć nie czuła się najlepiej wiedziała, że musi pomóc mężowi.
Blondynka skinęła głową, kiedy skrzat poinformował ją, że mają tu zaczekać. Nie wiedziała z kim przyjdzie jej się skonfrontować, ale szczerze mówiąc nie miała żadnego wyjścia. Szlachcianka podeszła do leżącego na stole męża. Wyglądał spokojnie. Trochę jakby spał. Zastanawiała się co by było gdyby teraz uwolnił się z petryfikacji. Czy znów by się na nią rzucił? Czy to było chwilowe zaćmienie, które teraz potrafiłby jej wytłumaczyć? Nie miała zamiaru się o tym przekonywać, ale niepewność, która ciągle się w niej gromadziła była ciężarem. Lorraine dotknęła delikatnie ręki męża i westchnęła. Naprawdę to wszystko zawsze musiało spotykać właśnie ich? Czy mogli mieć choć trochę pozornego spokoju? Czarownica rozejrzała się po pomieszczeniu chcąc przyjrzeć się mu dokładnie. Chyba nigdy wcześniej nie była w posiadłości Macmillanów. Takie przynajmniej miała wrażenie.
/ spostrzegawczość - II
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Lorraine Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Lorraine była przez pewien czas sama z Archibaldem w jadalni. Minuty mijały, a w pomieszczeniu nie zjawiał się nikt. Skrzat zaginął, póki co nie powrócił. Rozglądająca się po pomieszczeniu arystokratka mogła mogła podziwiać wystrój wnętrza. Boazeria na ścianach miała ciemny kolor, a nad drzwiami, za którymi zniknął teleportujący ja tu skrzat widniała dewiza rodu: Per aspera ad astra. Na licznych półkach paliły się świece, pachniały głównie wrzosami. Kilka z nich znajdowało się również na sporym kominku z szarego kamienia, który znajdował się naprzeciw okna. Podłogę zajmował imponującej wielkości, ciemnoniebieski dywan. Był miękki i dość gruby. Archibald jak leżał tak leżał, nieruchomo, wciąż spetryfikowany wpatrując się w sufit. Jego wzrok był pełen emocji, zdawał się być jednak zamrożony. Wykrzywiona twarz przypominała rzeźbę z kamienia. Jego ubranie pozostawało schludne, dokładnie takie, jak wtedy gdy wspólnie opuszczali własną rodową rezydencję. Czarownica wiedziała, że póki nie zwalczy samodzielnie oporu lub ktoś nie wyzwoli go spod działania zaklęcia - nie wstanie. Możliwe, że bez niczyjej pomocy - już nigdy.
Ukryte w boazerii drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich drobna służka, niosąc na tacy dzban ze świeżą wodą i dwoma szklankami. W milczeniu podeszła do Lorraine i zaoferowała jej zimny napój.
| Na odpis 48h. Mistrz Gry bardzo przeprasza za zamulę i obiecuje poprawę. W związku z tym, wszystkie postacie w tym wątku (Archibald, Lorraine, Steffen, Alexander, Isabella) mogą w tej turze dokonać dwóch akcji jednocześnie.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane)
Magicus Extremos (wszyscy w wątku prócz Alexandra) 53/2 = 27 2/3 [/size]
Ukryte w boazerii drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich drobna służka, niosąc na tacy dzban ze świeżą wodą i dwoma szklankami. W milczeniu podeszła do Lorraine i zaoferowała jej zimny napój.
| Na odpis 48h. Mistrz Gry bardzo przeprasza za zamulę i obiecuje poprawę. W związku z tym, wszystkie postacie w tym wątku (Archibald, Lorraine, Steffen, Alexander, Isabella) mogą w tej turze dokonać dwóch akcji jednocześnie.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane)
Magicus Extremos (wszyscy w wątku prócz Alexandra) 53/2 = 27 2/3 [/size]
stąd
Steffen szedł pod ramię z Isabellą, choć nieco szybszym krokiem niż wymagałaby etykieta (a przynajmniej jego wyimaginowana etykieta, bo na tej prawdziwej się nie znał). Ukąszenie jaszczurki nadal go swędziało, ale postanowił mężnie znieść dyskomfort. Wszyscy inni, a szczególnie nestor Prewett, znajdowali się w końcu w zgoła bardziej dramatycznej sytuacji i mieli teraz poważniejsze problemy!
Był wdzięczny za towarzystwo damy swojego serca, ale po drodze - co nietypowe dla niego - głównie milczał. W głowie rozważał wszelkie możliwe przyczyny zachowania nestora, od czarnomagicznych zaklęć, po okrutne klątwy. Obie wersje zdarzeń wydawały się przerażające, ale z klątwami czułby się nieco lepiej. Przynajmniej się na nich znał.
Kiedyś, gdy nudził się za biurkiem w Ministerstwie, snuł śmiałe marzenia o tym, że kiedyś będzie jedynym łamaczem klątw w jakiejś dramatycznej sytuacji - że nie będzie przyjmował przeklętych petentów za biurkiem, ani pomagał upartym aurorom, a zostanie bohaterem na prawdziwym miejscu zbrodni. Usiłował teraz odgonić od siebie te marzenia, uświadamiając sobie, że - nawet jeśli właśnie się spełniały - nie ma w nich nic ekscytującego.
Wszedł do pokoju i spojrzał na zatroskaną Lorraine oraz zesztywniałego Archibalda.
-Czy... czy on mnie słyszy? - zerknął nieco niespokojnie na Alexandra. -W sensie... powinien, prawda? Te Twoje zaklęcia są bardzo, ehm, potężne. - bąknął, przypominając sobie jak Farley powalił tamtego sadystę w antykwariacie. Wtedy mu kibicował, ale lord Prewett nie był żadnym... sadystą. Chyba.
Odchrząknął nerwowo.
-Lordzie nestorze, szanowna milady - skłonił się nieporadnie Lorraine i dygnął nad leżącym Archibaldem, czując, że sytuacja wymaga ponownego wstępu i uspokojenia wszystkich zebranych. -Jestem łamaczem klątw i chciałbym upewnić się, czy lord nestor padł ofiarą takowej, jak sugerowałoby zaklęcie rzucone przez pańską żonę. Powtórzę teraz Hexo Revelio, które może powiedzieć mi coś więcej dzięki mojemu doświadczeniu z tym zaklęciem, a lorda nestora poproszę o zastanowienie się nad podejrzanymi osobami lub przedmiotami, z którymi mógł mieć lord styczność. Może jeszcze lord logicznie myśleć, prawda? - zwrócił się ciepło i uprzejmie do sztywnego Archibalda. Każdego należy traktować przecież z szacunkiem!
-Hexa Revelio. - szepnął, celując w mężczyznę. Sądząc po tym, co powiedziała Lorraine, jej Hexa wykazało potencjalną klątwę gdzieś w okolicy, ale Steffen chciał wiedzieć wszystko.
-Powinniśmy go przeszukać, ale nie powinniśmy dotykać żadnych podejrzanych przedmiotów, a jeśli już to przez materiał. Chyba, że mogłoby nam pomóc... Festivo. - rzucił kolejne zaklęcie, nadal celując w Archibalda. Miał nadzieję, że zdołałoby ono wskazać dokładną lokalizację wszystkich przedmiotów, które mogłyby być powiązane z czarną magią.
akcja 1 - Hexa Revelio (bonus z IV poziomu run)
akcja 2 - Festivo
Steffen szedł pod ramię z Isabellą, choć nieco szybszym krokiem niż wymagałaby etykieta (a przynajmniej jego wyimaginowana etykieta, bo na tej prawdziwej się nie znał). Ukąszenie jaszczurki nadal go swędziało, ale postanowił mężnie znieść dyskomfort. Wszyscy inni, a szczególnie nestor Prewett, znajdowali się w końcu w zgoła bardziej dramatycznej sytuacji i mieli teraz poważniejsze problemy!
Był wdzięczny za towarzystwo damy swojego serca, ale po drodze - co nietypowe dla niego - głównie milczał. W głowie rozważał wszelkie możliwe przyczyny zachowania nestora, od czarnomagicznych zaklęć, po okrutne klątwy. Obie wersje zdarzeń wydawały się przerażające, ale z klątwami czułby się nieco lepiej. Przynajmniej się na nich znał.
Kiedyś, gdy nudził się za biurkiem w Ministerstwie, snuł śmiałe marzenia o tym, że kiedyś będzie jedynym łamaczem klątw w jakiejś dramatycznej sytuacji - że nie będzie przyjmował przeklętych petentów za biurkiem, ani pomagał upartym aurorom, a zostanie bohaterem na prawdziwym miejscu zbrodni. Usiłował teraz odgonić od siebie te marzenia, uświadamiając sobie, że - nawet jeśli właśnie się spełniały - nie ma w nich nic ekscytującego.
Wszedł do pokoju i spojrzał na zatroskaną Lorraine oraz zesztywniałego Archibalda.
-Czy... czy on mnie słyszy? - zerknął nieco niespokojnie na Alexandra. -W sensie... powinien, prawda? Te Twoje zaklęcia są bardzo, ehm, potężne. - bąknął, przypominając sobie jak Farley powalił tamtego sadystę w antykwariacie. Wtedy mu kibicował, ale lord Prewett nie był żadnym... sadystą. Chyba.
Odchrząknął nerwowo.
-Lordzie nestorze, szanowna milady - skłonił się nieporadnie Lorraine i dygnął nad leżącym Archibaldem, czując, że sytuacja wymaga ponownego wstępu i uspokojenia wszystkich zebranych. -Jestem łamaczem klątw i chciałbym upewnić się, czy lord nestor padł ofiarą takowej, jak sugerowałoby zaklęcie rzucone przez pańską żonę. Powtórzę teraz Hexo Revelio, które może powiedzieć mi coś więcej dzięki mojemu doświadczeniu z tym zaklęciem, a lorda nestora poproszę o zastanowienie się nad podejrzanymi osobami lub przedmiotami, z którymi mógł mieć lord styczność. Może jeszcze lord logicznie myśleć, prawda? - zwrócił się ciepło i uprzejmie do sztywnego Archibalda. Każdego należy traktować przecież z szacunkiem!
-Hexa Revelio. - szepnął, celując w mężczyznę. Sądząc po tym, co powiedziała Lorraine, jej Hexa wykazało potencjalną klątwę gdzieś w okolicy, ale Steffen chciał wiedzieć wszystko.
-Powinniśmy go przeszukać, ale nie powinniśmy dotykać żadnych podejrzanych przedmiotów, a jeśli już to przez materiał. Chyba, że mogłoby nam pomóc... Festivo. - rzucił kolejne zaklęcie, nadal celując w Archibalda. Miał nadzieję, że zdołałoby ono wskazać dokładną lokalizację wszystkich przedmiotów, które mogłyby być powiązane z czarną magią.
akcja 1 - Hexa Revelio (bonus z IV poziomu run)
akcja 2 - Festivo
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 33
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 33
Nie musiała dodawać Steffenowi odwagi. Przecież sam gnał, patrząc ciekawie, z widoczną powagą i przejęciem oddając się tej sprawie. Nie wahał się, nie lękał wesprzeć przyjaciół i prowadził Bellę za sobą, choć zastrzegł niebezpieczeństwo tej sprawy. To nie były widoki i bolączki dla damy, to nie były historie eleganckie i niewinne. Tutaj zdarzyło się coś perfidnego, klątwa, zła magia, wstrętne trutki i ohydne manipulacje. Czy ją to zdziwiło? Przecież dorastała w świecie nieustannych przepychanek, podstępów i zazdrosnych intryg. Lord Prewett naraził się i ktoś właśnie karał go po swojemu, testował jego małżeństwo i przyjaźnie na wielkim wydarzeniu, próbował pogrążyć dobrego kuzyna, otoczyć złą sławą, zadeptać w płomiennym skandalu. Zaintrygowanie zwyciężyło i posłusznie objęła ramię towarzysza, przyjmując jego prośbę. Nie potrafiła odpowiedzieć Steffenowi, choć gdyby tylko otworzyła buzię, całe potoki zdań wydostałyby się na zewnątrz. Wyobrażenia Isy były niestabilne, szybko się przemieniały, potem znów wracały do dawnych form, by zaraz odkształcić się na nowo. Wkraczała pod ślubne namioty i altany bardzo niepewna tego, jak środowisko szlachetne przyjmie ją po tym występku. Towarzyszyli jej jednak ludzie, którzy zapewniali wyjątkowe wsparcie, dzień za dniem stawali się podporą, a bez niej trudno byłoby jej poradzić sobie w nowej rzeczywistości.
Gdy wkraczali do jadalni, mocniej ścisnęła ramię swego partnera. Głowę lekko przechyliła, by móc wyszeptać mu do ucha: – Będę ostrożna, ale ty również uważaj, Steffenie. Rozwiążesz tę niepokojącą zagadkę, wierzę w ciebie – odparła, opadając znów na całe stopy. Przywykła już do tego, że niski wzrost zmuszał do nieustannego wyginania szyi i unoszenia pięt. Wyższe buty może sprawdzały się na takich przyjęciach, ale poza nimi, szczególnie w Kurnikowej rzeczywistości, nie miały racji bytu. O tym zdążyła się w ostatnich dniach chyba nieco nawet brutalnie przekonać.
Puściła rękę przyjaciela, by mógł ruszyć do poszkodowanego. Zdawało się, że przez tę chwilę nie zmieniło się zupełnie nic. Poszukała spojrzenia Alexandra. Czuła się pewniej, wiedząc, że był tak blisko. Nie była potrzebna przy tak wyspecjalizowanej ekipie, ale pozostali, może poza nieruchomym lordem nestorem, zdawali się nie widzieć niczego złego w jej obecności. Z podziwem przyglądała się konkretnym, pewnym działaniom panicza Cattermole’a. Naprawdę wiedział, co należało zrobić. Ostrożny, tak profesjonalny i mądry. Zapatrzyła się, a gdy tylko złapała się na zbyt namolnym przyglądaniu, odwróciła spojrzenie ku zdobnym ścianom i wytwornym meblom. Czy jako Selwyn kiedykolwiek była w tej rezydencji? Zgniotła lekko między palcami kawałeczek falbankowej sukienki i z bijącym sercem oczekiwała tego, co wkrótce miało się wydarzyć. Tylko że myśli zdawały się nader często zbaczać gdzieś do wydarzeń możliwych po odkryciu zagadki i zdjęciu ewentualnej klątwy.
Pachniało wrzosami. Jak przy chłopcu, który pewnego dnia w oranżerii w Boreham zapytał o drzewko pomarańczowe.
Gdy wkraczali do jadalni, mocniej ścisnęła ramię swego partnera. Głowę lekko przechyliła, by móc wyszeptać mu do ucha: – Będę ostrożna, ale ty również uważaj, Steffenie. Rozwiążesz tę niepokojącą zagadkę, wierzę w ciebie – odparła, opadając znów na całe stopy. Przywykła już do tego, że niski wzrost zmuszał do nieustannego wyginania szyi i unoszenia pięt. Wyższe buty może sprawdzały się na takich przyjęciach, ale poza nimi, szczególnie w Kurnikowej rzeczywistości, nie miały racji bytu. O tym zdążyła się w ostatnich dniach chyba nieco nawet brutalnie przekonać.
Puściła rękę przyjaciela, by mógł ruszyć do poszkodowanego. Zdawało się, że przez tę chwilę nie zmieniło się zupełnie nic. Poszukała spojrzenia Alexandra. Czuła się pewniej, wiedząc, że był tak blisko. Nie była potrzebna przy tak wyspecjalizowanej ekipie, ale pozostali, może poza nieruchomym lordem nestorem, zdawali się nie widzieć niczego złego w jej obecności. Z podziwem przyglądała się konkretnym, pewnym działaniom panicza Cattermole’a. Naprawdę wiedział, co należało zrobić. Ostrożny, tak profesjonalny i mądry. Zapatrzyła się, a gdy tylko złapała się na zbyt namolnym przyglądaniu, odwróciła spojrzenie ku zdobnym ścianom i wytwornym meblom. Czy jako Selwyn kiedykolwiek była w tej rezydencji? Zgniotła lekko między palcami kawałeczek falbankowej sukienki i z bijącym sercem oczekiwała tego, co wkrótce miało się wydarzyć. Tylko że myśli zdawały się nader często zbaczać gdzieś do wydarzeń możliwych po odkryciu zagadki i zdjęciu ewentualnej klątwy.
Pachniało wrzosami. Jak przy chłopcu, który pewnego dnia w oranżerii w Boreham zapytał o drzewko pomarańczowe.
Pomieszczenie nie różniło się zbytnio od tych, które widywała w posiadłościach innych rodów. Nie wiedziała sama co tak naprawdę spodziewała się dostrzec. Może chciała wierzyć już w przeprowadzony na jej rodzinie spisek, który przecież mógł dotyczyć każdego. To przykre jak szybko ulatnia się zaufanie do ludzi, których się zna. Nie mówiła tu już nawet o Archiem. Intuicja podpowiadała jej, że nie mógł zrobić tego z własnej woli. Może i była prawda w tym co mówił Alex i stres związany z ostatnimi wydarzeniami odbił się na jej mężu, ale na pewno nie w taki sposób. Nie znała się na chorobach psychicznych, nie wiedziała jak stres może wpływać na zachowanie. Tak naprawdę kwestionowanie wiedzy uzdrowiciela nie było zbyt mądre, ale przeczucie, które miała było dla niej jasne i przy tym miała zamiar obstawać. Tym bardziej, że jej zaklęcie coś wykazało. Nie wiedziała co, ale coś unosiło się w powietrzu i nie mogła wyprzeć tego z umysłu nawet przy racjonalnych słowach Selwyna.
Kiedy w pokoju pojawiła się służka niosąc na tacy dzbanek wody i szklanki, Lorraine uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Choć zaschło jej w gardle z tego wszystkiego to nie sięgnęła po szklankę prosząc służkę o odstawienie wody gdzieś z boku. Kiedy Prewett się obudzi może się mu przydać.
Widząc wchodzącego do pokoju Steffena wraz z towarzyszką poczuła ulgę. To właśnie oczekiwanie było w tym momencie najgorsze. Z jednej strony chciałby, żeby Archie się obudził, bo wtedy mogliby sprawdzić czy jego stan się poprawił, ale z drugiej strony nie chciała ponownie paść ofiarą jego ataku. Bała się jednak, że rzucone przez Alexa zaklęcie może okazać się zbyt silne dla jej męża. Tak bardzo chciałaby wiedzieć o czym ten aktualnie myślał, co czuł. A może nie powinna?
Na pytanie Steffena odpowiedziała choć było prawdopodobnie skierowane do gwardzisty. – Myślę, że nas słyszy i rozumie. Po takim czasie regressio już powinno przestać działać. – odparła spoglądając na Alexa szukając w nim potwierdzenia jej słów. Miała nadzieje, że Archie jest na tyle przytomny by wiedzieć, że wszyscy dookoła starają się mu pomóc. Nikt nie był tutaj wrogiem.
- Może powinniśmy poczekać na lorda Macmilliana? – zapytała głośno zdając sobie sprawę z tego, że znajdowali się w czyjeś posiadłości. Ona chyba sama nie chciałaby, żeby ktokolwiek rzucał zaklęcia w jej jadalni bez wcześniejszego powiadomienia jej. – Dziękuje, że tu przyszliście. – powiedziała zmuszając się do delikatnego, ale pełnego wdzięczności uśmiechu.
Kiedy Cattermole wspomniał o tym, że powinni przeszukać Archibalda skinęła głową. Sama też o tym pomyślała, ale nie wiedziała czy przy klątwie powinno się dotykać czegokolwiek. Blondynka ścisnęła mocniej dłoń męża, a następnie zaczęła przeszukiwać marynarkę męża, ale tak by nie wkładać rąk do kieszeni. Jeśli coś się w nich znajdowało to na pewno byłaby w stanie to wyczuć przez materiał marynarki, prawda?
Kiedy w pokoju pojawiła się służka niosąc na tacy dzbanek wody i szklanki, Lorraine uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Choć zaschło jej w gardle z tego wszystkiego to nie sięgnęła po szklankę prosząc służkę o odstawienie wody gdzieś z boku. Kiedy Prewett się obudzi może się mu przydać.
Widząc wchodzącego do pokoju Steffena wraz z towarzyszką poczuła ulgę. To właśnie oczekiwanie było w tym momencie najgorsze. Z jednej strony chciałby, żeby Archie się obudził, bo wtedy mogliby sprawdzić czy jego stan się poprawił, ale z drugiej strony nie chciała ponownie paść ofiarą jego ataku. Bała się jednak, że rzucone przez Alexa zaklęcie może okazać się zbyt silne dla jej męża. Tak bardzo chciałaby wiedzieć o czym ten aktualnie myślał, co czuł. A może nie powinna?
Na pytanie Steffena odpowiedziała choć było prawdopodobnie skierowane do gwardzisty. – Myślę, że nas słyszy i rozumie. Po takim czasie regressio już powinno przestać działać. – odparła spoglądając na Alexa szukając w nim potwierdzenia jej słów. Miała nadzieje, że Archie jest na tyle przytomny by wiedzieć, że wszyscy dookoła starają się mu pomóc. Nikt nie był tutaj wrogiem.
- Może powinniśmy poczekać na lorda Macmilliana? – zapytała głośno zdając sobie sprawę z tego, że znajdowali się w czyjeś posiadłości. Ona chyba sama nie chciałaby, żeby ktokolwiek rzucał zaklęcia w jej jadalni bez wcześniejszego powiadomienia jej. – Dziękuje, że tu przyszliście. – powiedziała zmuszając się do delikatnego, ale pełnego wdzięczności uśmiechu.
Kiedy Cattermole wspomniał o tym, że powinni przeszukać Archibalda skinęła głową. Sama też o tym pomyślała, ale nie wiedziała czy przy klątwie powinno się dotykać czegokolwiek. Blondynka ścisnęła mocniej dłoń męża, a następnie zaczęła przeszukiwać marynarkę męża, ale tak by nie wkładać rąk do kieszeni. Jeśli coś się w nich znajdowało to na pewno byłaby w stanie to wyczuć przez materiał marynarki, prawda?
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Droga do jadalni nie była jakoś wybitnie odległa, lecz Farleyowi nieco się dłużyła. Z jednej strony chciał bowiem upewnić się, ze z Archibaldem wszytko będzie w porządku, z drugiej zaś niezwykle mocno pragnął aby ta sytuacja w ogóle nie zaistniała: ani dziś, ani kiedykolwiek indziej. Średnio czuł się także z obecnością Idy i Isabelli w całym tym zamieszaniu: zamierzał w końcu chronić je przed takimi właśnie wydarzeniami, nie zaś wciągać je w sam ich środek. Wychodziło jednak na to, że nie ważne jak by się starał to problemy go znajdywały, a w raz z nim także i jego najbliższych. Taka była cena walki o lepsze jutro: ich dzisiaj.
Przeszli przez próg jadalni bez większego zawahania, a Alexander bardzo dokładnie przestudiował całą scenę, starając się upewnić, że pomieszczenie było aby na pewno bezpieczne. Opuścił ramię, pozostawiając Idę bardziej z tyłu, posyłając też ostrzegawcze spojrzenie ku Isabelli, aby nie zbliżała się nadto. Sam podszedł bliżej Archibalda i stanął po drugiej stronie stołu niż Steffen, pozostawiając jednak więcej przestrzeni między sobą a spetryfikowanym nestorem. Omal nie zaśmiał się gorzko na widok Prewetta, wyglądającego jakby był obecny na swoim ostatnim pożegnaniu i ktoś – Bertie najpewniej – wyrządził psikus, wykrzywiając twarz nieboszczyka w dziwaczny grymas. Tak, niegdyś pasowałoby do Botta takie zachowanie w celu rozjaśnienia ponurej atmosfery pogrzebu. Farley nie był już jednak aż taki pewien tego, że Bertie zrobiłby to znów, obaj bowiem przez ostatni rok znacznie dorośli.
Młody uzdrowiciel podchwycił pytające spojrzenie Steffena, zaraz odpowiadając na jego pytanie.
– Domysły Lorraine są słuszne, nawet silne Regressio zdążyłoby już utracić swój efekt. Co zaś się tyczy petryfikacji – powiedział, znów zerkając na kuzyna – to Archibald raczej zdany jest na naszą łaskę. Wątpię, by był w stanie sam się obudzić, ale nie wykluczam tego całkowicie. Zawsze warto pozostać przezornym – powiedział, sięgając po różdżkę. – Myślę, że dobrze byłoby go jednak wybudzić. Może z jego zachowania byłbyś w stanie coś więcej wywnioskować? – zapytał Cattermole'a. – Ale rozsądnym byłoby zachować pewne środki bezpieczeństwa, zwłaszcza jeżeli ma do nas dołączyć lord Sorphon. Esposas – wymówił inkantację, wskazując na nieruchomą sylwetkę Archibalda.
| #1 rzucam na spostrzegawczość; #2 rzucam na Esposas w Archibalda
i bardzobardzobardzo przepraszam za obsuwę!
Przeszli przez próg jadalni bez większego zawahania, a Alexander bardzo dokładnie przestudiował całą scenę, starając się upewnić, że pomieszczenie było aby na pewno bezpieczne. Opuścił ramię, pozostawiając Idę bardziej z tyłu, posyłając też ostrzegawcze spojrzenie ku Isabelli, aby nie zbliżała się nadto. Sam podszedł bliżej Archibalda i stanął po drugiej stronie stołu niż Steffen, pozostawiając jednak więcej przestrzeni między sobą a spetryfikowanym nestorem. Omal nie zaśmiał się gorzko na widok Prewetta, wyglądającego jakby był obecny na swoim ostatnim pożegnaniu i ktoś – Bertie najpewniej – wyrządził psikus, wykrzywiając twarz nieboszczyka w dziwaczny grymas. Tak, niegdyś pasowałoby do Botta takie zachowanie w celu rozjaśnienia ponurej atmosfery pogrzebu. Farley nie był już jednak aż taki pewien tego, że Bertie zrobiłby to znów, obaj bowiem przez ostatni rok znacznie dorośli.
Młody uzdrowiciel podchwycił pytające spojrzenie Steffena, zaraz odpowiadając na jego pytanie.
– Domysły Lorraine są słuszne, nawet silne Regressio zdążyłoby już utracić swój efekt. Co zaś się tyczy petryfikacji – powiedział, znów zerkając na kuzyna – to Archibald raczej zdany jest na naszą łaskę. Wątpię, by był w stanie sam się obudzić, ale nie wykluczam tego całkowicie. Zawsze warto pozostać przezornym – powiedział, sięgając po różdżkę. – Myślę, że dobrze byłoby go jednak wybudzić. Może z jego zachowania byłbyś w stanie coś więcej wywnioskować? – zapytał Cattermole'a. – Ale rozsądnym byłoby zachować pewne środki bezpieczeństwa, zwłaszcza jeżeli ma do nas dołączyć lord Sorphon. Esposas – wymówił inkantację, wskazując na nieruchomą sylwetkę Archibalda.
| #1 rzucam na spostrzegawczość; #2 rzucam na Esposas w Archibalda
i bardzobardzobardzo przepraszam za obsuwę!
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 19
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 19
Służka, która zawitała do jadalni odstawiła wodę i zniknęła z powrotem za ukrytymi w boazerii drzwiami, zanim ktokolwiek zjawił się w pomieszczeniu.
Zaklęcie Steffena sprawiło, że powietrze wokół niego zadrżało, zrobiło się ciężkie, intensywne. Błyskawicznie zmętniało, przypominając białą jak mleko mgłę, najsilniej zgromadzoną wokół leżącego nieruchomo Archibalda. Łamacz klątw nie miał wątpliwości, że to właśnie leżący nestor jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Jego wyjątkowa, ponadprzeciętna wiedza o klątwach, wraz z rzuconym zaklęciem i zebranymi od Lorraine informacjami pozwoliły mu jednoznacznie stwierdzić, że klątwa ciążąca na czarodzieju bez wątpienia spowodowała utratę zdolności kontrolowania własnego zachowania, a nawet pchnęła go do ataku na bliską mu osobę. To, co działo się w głowie Prewetta nie było jego własnym wytworem, a kreacją czegoś, co fałszowało jego obraz rzeczywistości. Nieprawidłowe przekonanie, być może nawet ciche szepty, których sam nie był świadom, pchały czarodzieja do coraz to bardziej niepokojących czynów.
Kolejne zaklęcie rzucone przez łamacza klątw nie wykazało żadnego skupiska czarnej magii w pobliżu.
Lorraine dokładnie zbadała kieszenie Archibalda, nie wsuwając jednak dłoni do nich w obawie przed napotkaniem czegoś, co mogłoby ją narazić. Czarownica mogła wyczuć wszystkie przedmioty, które jej mąż zabrał ze sobą z domu, jeśli jakiekolwiek przy sobie posiadał.
Alexander nie dostrzegł niczego, co mogłoby go zaniepokoić. Próba spętania Prewetta magicznymi kajdanami nie powiodła się.
| Na odpis 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane)
Magicus Extremos (wszyscy w wątku prócz Alexandra) 53/2 = 27 3/3 [/size]
Zaklęcie Steffena sprawiło, że powietrze wokół niego zadrżało, zrobiło się ciężkie, intensywne. Błyskawicznie zmętniało, przypominając białą jak mleko mgłę, najsilniej zgromadzoną wokół leżącego nieruchomo Archibalda. Łamacz klątw nie miał wątpliwości, że to właśnie leżący nestor jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Jego wyjątkowa, ponadprzeciętna wiedza o klątwach, wraz z rzuconym zaklęciem i zebranymi od Lorraine informacjami pozwoliły mu jednoznacznie stwierdzić, że klątwa ciążąca na czarodzieju bez wątpienia spowodowała utratę zdolności kontrolowania własnego zachowania, a nawet pchnęła go do ataku na bliską mu osobę. To, co działo się w głowie Prewetta nie było jego własnym wytworem, a kreacją czegoś, co fałszowało jego obraz rzeczywistości. Nieprawidłowe przekonanie, być może nawet ciche szepty, których sam nie był świadom, pchały czarodzieja do coraz to bardziej niepokojących czynów.
Kolejne zaklęcie rzucone przez łamacza klątw nie wykazało żadnego skupiska czarnej magii w pobliżu.
Lorraine dokładnie zbadała kieszenie Archibalda, nie wsuwając jednak dłoni do nich w obawie przed napotkaniem czegoś, co mogłoby ją narazić. Czarownica mogła wyczuć wszystkie przedmioty, które jej mąż zabrał ze sobą z domu, jeśli jakiekolwiek przy sobie posiadał.
Alexander nie dostrzegł niczego, co mogłoby go zaniepokoić. Próba spętania Prewetta magicznymi kajdanami nie powiodła się.
| Na odpis 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane)
Magicus Extremos (wszyscy w wątku prócz Alexandra) 53/2 = 27 3/3 [/size]
Ośmielony wiarą Isabelli, poprawnie rzucił oba zaklęcia - a chociaż drugie z nich nie wykazało czarnej magii, to pierwsze powiedziało mu bardzo dużo. Teraz miał już niezachwianą pewność, że...
-LORDZIE NESTORZE, PAN JEST PRZEKLĘTY! - wypalił odrobinkę za głośno, bo był podekscytowany, troszkę przestraszony, i troszkę niepewny, czy Petryficus i klątwa nie osłabiły zdolności poznawczych lorda Archibalda. Może paraliż zatkał mu uszy? A klątwa na pewno zmąciła jego umysł, mogła zmącić też słuch.
Odetchnął głębiej, rozglądając się po zebranych.
-Nie ma tutaj żadnego skupiska czarnej magii, ale zaklęcie jednoznacznie wykazało, że lord Archibald padł ofiarą klątwy. - obwieścił. -Zła wiadomość jest taka, że klątwy wpływające w ten sposób na czyjeś zachowanie są bardzo potężne, to nie jest zwykły psikus z przyprawieniem komuś oślich uszu. Ktokolwiek zrobił to lordowi nestorowi, chciał jego krzywdy... i zapewne krzywdy całej jego rodziny, a może nawet zepsucia wesela! Istnieją klątwy, które potrafią wpływać na czyjeś zachowanie, nakłaniać do strasznych czynów... mąż milady nie jest teraz sobą, miała milady rację! To klątwa powoduje takie zachowanie. Bazując na mojej wiedzy, mogę mieć nawet pewne podejrzenia, ale najpierw faktycznie będzie dobrze z nim porozmawiać. - zwrócił się do Lorraine, ale przemawiał też do słuchającego go (miejmy nadzieję) Archibalda. -I trzeba działać szybko, wiele klątw pogarsza się z czasem. Nadal są możliwe do zdjęcia, ale powodują szkody dla poszkodowanego... a chciałbym porozmawiać z lordem Prewettem jeśli potrafi nadal logicznie myśleć. - dodał, przenosząc wzrok na Alexa.
-Masz rację, zachowajmy środki ostrożności. Lordzie nestorze, to dla lorda dobra! Esposas! - dodał, celując różdżką w Archibalda. Skoro Alexowi nie wyszło zaklęcie, to wzmocniony Steff też postanowił spróbować swoich sił - wszyscy byli dziś zestresowani, a magia krnąbrna, ale nie mieli czasu do stracenia. Cattermole chciał jak najprędzej dowiedzieć się, z jakimi przedmiotami lub osobami lord Archibald (lub jego krew) miał do czynienia i zdobyć wskazówki, pozwalające na dotarcie do run i zdjęcie klątwy.
-LORDZIE NESTORZE, PAN JEST PRZEKLĘTY! - wypalił odrobinkę za głośno, bo był podekscytowany, troszkę przestraszony, i troszkę niepewny, czy Petryficus i klątwa nie osłabiły zdolności poznawczych lorda Archibalda. Może paraliż zatkał mu uszy? A klątwa na pewno zmąciła jego umysł, mogła zmącić też słuch.
Odetchnął głębiej, rozglądając się po zebranych.
-Nie ma tutaj żadnego skupiska czarnej magii, ale zaklęcie jednoznacznie wykazało, że lord Archibald padł ofiarą klątwy. - obwieścił. -Zła wiadomość jest taka, że klątwy wpływające w ten sposób na czyjeś zachowanie są bardzo potężne, to nie jest zwykły psikus z przyprawieniem komuś oślich uszu. Ktokolwiek zrobił to lordowi nestorowi, chciał jego krzywdy... i zapewne krzywdy całej jego rodziny, a może nawet zepsucia wesela! Istnieją klątwy, które potrafią wpływać na czyjeś zachowanie, nakłaniać do strasznych czynów... mąż milady nie jest teraz sobą, miała milady rację! To klątwa powoduje takie zachowanie. Bazując na mojej wiedzy, mogę mieć nawet pewne podejrzenia, ale najpierw faktycznie będzie dobrze z nim porozmawiać. - zwrócił się do Lorraine, ale przemawiał też do słuchającego go (miejmy nadzieję) Archibalda. -I trzeba działać szybko, wiele klątw pogarsza się z czasem. Nadal są możliwe do zdjęcia, ale powodują szkody dla poszkodowanego... a chciałbym porozmawiać z lordem Prewettem jeśli potrafi nadal logicznie myśleć. - dodał, przenosząc wzrok na Alexa.
-Masz rację, zachowajmy środki ostrożności. Lordzie nestorze, to dla lorda dobra! Esposas! - dodał, celując różdżką w Archibalda. Skoro Alexowi nie wyszło zaklęcie, to wzmocniony Steff też postanowił spróbować swoich sił - wszyscy byli dziś zestresowani, a magia krnąbrna, ale nie mieli czasu do stracenia. Cattermole chciał jak najprędzej dowiedzieć się, z jakimi przedmiotami lub osobami lord Archibald (lub jego krew) miał do czynienia i zdobyć wskazówki, pozwalające na dotarcie do run i zdjęcie klątwy.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jadalnia
Szybka odpowiedź