Jadalnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Jadalnia
Ciemne pomieszczenie z boazerią. Nad drzwiami wejściowymi znajduje się dewiza rodu (Per aspera ad astra). Wielki drewniany stół „ugina się” pod ciężarem kwiatów, którym jest ozdobiony. W samym pomieszczeniu znajdują się rozmaite rośliny, przede wszystkim wrzosy z ogrodu. Na półkach znajduje się pełno świec, które najczęściej przyjmują motyw kwiatowy. Na podłodze znajduje się przyjemny w dotyku ciemnoniebieski dywan. Na suficie znajduje się herb rodowy Macmillanów. Naprzeciw okna znajduje się szary kominek z kamienia. Drzwi do kuchni ukryte są poprzez upodobnienie ich do ciemnych, drewnianych ścian. Z okien można dostrzec bramę wejściową.
Sytuacja dynamicznie się rozwijała. Archibald leżał pośrodku ogrodu bez możliwości ruchu, a wokół niego zbierało się coraz więcej ludzi, rzucającymi pomysłami na prawo i lewo jakby w ogóle nie leżał tuż obok. Walczył ze swoim ciałem, chciał wstać i wykrzyczeć im wszystkim prosto w twarz co o nich myśli, zabrać swoją różdżkę i rzucić na nich najgorsze zaklęcie jakie zna, rzucić się na nich gołymi rękoma i udusić, skrzywdzić, sprawić ból. Zniszczyli mu życie, każde po kolei. A potem te wszystkie rozmyślenia zniknęły i zastąpił je ból w czystej postaci. Po prostu było mu źle, chciał się rozpłakać, dać upust tym wszystkim silnym emocjom. Wszyscy ci ludzie byli źli. A on był zmęczony i chciało mu się siusiu, ale najbardziej na świecie chciał się znaleźć w bezpiecznym miejscu u boku kogoś, kto go nie skrzywdzi. Po paru minutach wróciły urwane wspomnienia, znowu rozsadzało go od środka, znowu chciał się ich pozbyć. Próbował krzyczeć, żeby go puścili i nie zabierali do pałacu. Nie chciał tam być.
Nie wiedział ile dokładnie minęło czasu, kiedy wreszcie Alex zdjął z niego zaklęcie. Był cały odrętwiały, ale i tak od razu się zerwał, żeby wstać. Zakręciło mu się w głowie, więc zatoczył się dość obszernie, ale nie przewrócił się. Zaczął się szarpać, żeby wydostać się z kajdanek, ale na nic to się nie zdało. Spojrzał na otaczających go czarodziejów, czując się jak dzikie zwierzę w klatce. Niech znikną mu z oczu. - Klątwa, oczywiście! Próbujecie zrobić ze mnie wariata, obrócić tę sytuację na waszą korzyść! Wyrzucić mnie z Weymouth, zabrać wszystko co mam, ale nigdy wam się to nie uda - wycedził, czerwony ze złości, jednak kiedy spojrzał na Steffena, mina mu zelżała. Tylko on jeden nie uczynił mu nic złego. Tylko on jeden mu wierzył, był tego pewny. - Oczywiście, że słyszałem - warknął, zaraz sobie uświadamiając, że przecież chłopak nie mógł mieć nic złego na myśli. To tamci jawnie wykorzystywali sytuację. - Przy nich nic nie powiem - splunął na dywan, bo nic więcej nie mógł teraz zrobić, by pokazać co o nich wszystkich myśli. Jeszcze by wykorzystali jego słowa przeciwko niemu. Miał tylko jednego sojusznika, musiał to wykorzystać. - Wyjdźcie stąd - rozkazał im, bo już robiło mu się niedobrze od patrzenia na ich zdradzieckie twarze. Mogli mieć jednak pewność, że jeszcze popamiętają swoje czyny. Archibald nigdy im tego nie zapomni.
Nie wiedział ile dokładnie minęło czasu, kiedy wreszcie Alex zdjął z niego zaklęcie. Był cały odrętwiały, ale i tak od razu się zerwał, żeby wstać. Zakręciło mu się w głowie, więc zatoczył się dość obszernie, ale nie przewrócił się. Zaczął się szarpać, żeby wydostać się z kajdanek, ale na nic to się nie zdało. Spojrzał na otaczających go czarodziejów, czując się jak dzikie zwierzę w klatce. Niech znikną mu z oczu. - Klątwa, oczywiście! Próbujecie zrobić ze mnie wariata, obrócić tę sytuację na waszą korzyść! Wyrzucić mnie z Weymouth, zabrać wszystko co mam, ale nigdy wam się to nie uda - wycedził, czerwony ze złości, jednak kiedy spojrzał na Steffena, mina mu zelżała. Tylko on jeden nie uczynił mu nic złego. Tylko on jeden mu wierzył, był tego pewny. - Oczywiście, że słyszałem - warknął, zaraz sobie uświadamiając, że przecież chłopak nie mógł mieć nic złego na myśli. To tamci jawnie wykorzystywali sytuację. - Przy nich nic nie powiem - splunął na dywan, bo nic więcej nie mógł teraz zrobić, by pokazać co o nich wszystkich myśli. Jeszcze by wykorzystali jego słowa przeciwko niemu. Miał tylko jednego sojusznika, musiał to wykorzystać. - Wyjdźcie stąd - rozkazał im, bo już robiło mu się niedobrze od patrzenia na ich zdradzieckie twarze. Mogli mieć jednak pewność, że jeszcze popamiętają swoje czyny. Archibald nigdy im tego nie zapomni.
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
Lorraine nie wiedziała czego powinna się spodziewać po Archibaldzie. Wiedzieli już, że jego zachowanie było kierowane czymś więcej niżeli własną zazdrością. Klątwa, która wkładała mu do głowy nieprawdziwe treści wciąż w nim była, a ona nie miała bladego pojęcia jak do tego w ogóle doszło. Czy Prewett miał ostatnio kontakt z kimś przeklętym? Czy dotknął jakiegoś przedmiotu obciążonego klątwą, a może jakimś cudem ktoś pozyskał jego krew? To wszystko brzmiało absurdalnie, ale blondynka wiedziała, że przy ich trybie życia mogli spodziewać się niemal wszystkiego. Jeśli myślała, że są bezpieczni to bardzo się myliła. Jeśli myślała, że odsunięcie się od aktywnych działań Zakonu da im jakiekolwiek poczucie spokoju to także się mylili.
Kiedy Archie podniósł się na nogi zdezorientowany blondynka cofnęła się o krok. Choć jej mąż był spięty magicznymi kajdanami i nie mógł zrobić jej krzywdy to wolała nie ryzykować. Nawet jeśli z całego serca chciała mu pomóc to mężczyzna nie mógł tego dostrzec. Widział w niej wroga. Jego słowa i zachowanie wskazywało na to, że nie istniały słowa, które mogłaby mu powiedzieć, aby ten się uspokoił i jej uwierzył. Równie dobrze mogłaby uderzać grochem o ścianę. Chciałaby mu pomóc, ale na szczęście nie musiała samotnie się z tym zmagać. Obecny łamacz klątw na pewno poradzi sobie z zaistniałą sytuacją, a Lorraine mogła tylko dziękować Merlinowi, że klątwa nie uaktywniła się kiedy byli sami w domu. Wtedy mogło dojść do tragedii, a szlachcianka niewiele mogłaby zrobić dla siebie i dla Prewetta.
Gdy mężczyzna odezwał się głosem pełnym nienawiści skrzywiła się. Ciężko było patrzeć na takiego Archiego. Znała swojego męża i wiedziała, że on nigdy tak by się nie zachował. Ten obraz do niczego jej nie pasował i mogła tylko czekać na to aż cała sprawa się wyjaśni. Kiedy mężczyzna zażądał by ona, Alex i Isabella wyszli z pomieszczenia chyba poczuła nawet ulgę. Nie chciała już tego słuchać. Nie chciała widzieć w jego oczach nienawiści. Nie chciała, gdy to wszystko się skończy mieć jakiś żal do niego czy do kogokolwiek. – Wyjdźmy – powiedziała spoglądając na Alexa i Isabellę – Skoro ma to pomóc to wyjdźmy. Poradzisz sobie? – zapytała jeszcze spoglądając na łamacza klątw. Nie wiedziała czy zaklęcie, które rzucił Alex nadal będzie działać, gdy ten opuści pomieszczenie, a wszyscy dobrze wiedzieli, że Prewett był w tym momencie nieobliczalny i zdolny do wszystkiego.
Kiedy Archie podniósł się na nogi zdezorientowany blondynka cofnęła się o krok. Choć jej mąż był spięty magicznymi kajdanami i nie mógł zrobić jej krzywdy to wolała nie ryzykować. Nawet jeśli z całego serca chciała mu pomóc to mężczyzna nie mógł tego dostrzec. Widział w niej wroga. Jego słowa i zachowanie wskazywało na to, że nie istniały słowa, które mogłaby mu powiedzieć, aby ten się uspokoił i jej uwierzył. Równie dobrze mogłaby uderzać grochem o ścianę. Chciałaby mu pomóc, ale na szczęście nie musiała samotnie się z tym zmagać. Obecny łamacz klątw na pewno poradzi sobie z zaistniałą sytuacją, a Lorraine mogła tylko dziękować Merlinowi, że klątwa nie uaktywniła się kiedy byli sami w domu. Wtedy mogło dojść do tragedii, a szlachcianka niewiele mogłaby zrobić dla siebie i dla Prewetta.
Gdy mężczyzna odezwał się głosem pełnym nienawiści skrzywiła się. Ciężko było patrzeć na takiego Archiego. Znała swojego męża i wiedziała, że on nigdy tak by się nie zachował. Ten obraz do niczego jej nie pasował i mogła tylko czekać na to aż cała sprawa się wyjaśni. Kiedy mężczyzna zażądał by ona, Alex i Isabella wyszli z pomieszczenia chyba poczuła nawet ulgę. Nie chciała już tego słuchać. Nie chciała widzieć w jego oczach nienawiści. Nie chciała, gdy to wszystko się skończy mieć jakiś żal do niego czy do kogokolwiek. – Wyjdźmy – powiedziała spoglądając na Alexa i Isabellę – Skoro ma to pomóc to wyjdźmy. Poradzisz sobie? – zapytała jeszcze spoglądając na łamacza klątw. Nie wiedziała czy zaklęcie, które rzucił Alex nadal będzie działać, gdy ten opuści pomieszczenie, a wszyscy dobrze wiedzieli, że Prewett był w tym momencie nieobliczalny i zdolny do wszystkiego.
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Gdy drogi Archibald został oswobodzony z magicznego bezruchu, powstał szybko, gwałtownie. Przez chwilę Bella zastanawiała się, jak mógł się czuć, czy minęły już złośliwości złej magii i czy teraz powróci do nich jako ten dawny Prewett, przyjaciel i opiekun. Przemówił jednak oburzony i nieufny wobec działań podejmowanych przez krąg jego sojuszników. Sojuszników! Przecież każdy chciał wesprzeć opętanego mężczyznę, nikt nie był mu wrogiem, nikt nie próbował zatajać prawdy. Wydawało się, że zamroczony wciąż rudowłosy dalej nie zdawał sobie sprawy z tego, co naprawdę wydarzyło się w ostatnich minutach wokół niego – co dotknęło jego samego. Martwił ją i zarazem budził lęk ten obraz. Nestora rozgrzewała nienawiść niesłuszna, fałszywe wyobrażenie. Działanie Steffena, cokolwiek uczynił, zdołało jednak wzbudzić w Archibaldzie namiastkę zaufania. Bella nie pojmowała, jak do tego doszło, z niepokojem i jednocześnie wielką ulgą wyłapała ten drobny postęp w całej sprawie – kuzyn chciał rozmawiać ze Steffenem. Malujący się na twarzy udręczonego jad i niechęć zabolały Isę, choć przecież wiedziała, że to kłamliwe emocje, które nie są jego, których nigdy nie skierowałby przeciwko żonie i.. rodzinie. Przygryzła lekko usta, spoglądając to na Prewetta to na Cattermola. Jak wiele czasu minęło, odkąd pojawiła się między nimi? Nie umiała jednak myśleć o głośnej zabawie zza zdobnych ścian. Archi wyganiał ich, ale może właśnie tak należało postąpić w walce z niewiadomą siłą. Przytaknęła lady Lorraine.
– Chodźmy więc. Pozwólmy im porozmawiać – zgodziła się, powoli obracając w stronę drzwi. Popatrzyła jeszcze na Steffena. – Proszę, uważaj na siebie – odezwała się przejęta, wyraźnie zmartwiona wizją pozostawieniem młodzieńca samego z zaczarowanym Prewettem. Czy mógł go skrzywdzić? Nie, przecież Steff był dzielny. Na pewno potrafiłby się obronić. Na tę myśl powoli wypuściła powietrze, jakby sama sobie chciała dodać otuchy. Zerknęła na Alexandra, spodziewając się, że i on dołączy do nich. Czy uważał, że właśnie tak należało postąpić? Wyglądało na to, że należało przyjąć taktykę, która niekoniecznie mogła się wszystkim podobać. Isabella ufała ekspertom. Jeśli mężczyzna wolał rozmawiać z jej towarzyszem, należało (chyba) pozwolić im na to. Być może to jedyny sposób, by ten wreszcie zaczął mówić. By zagadka została rozwiązana.
– Chodźmy więc. Pozwólmy im porozmawiać – zgodziła się, powoli obracając w stronę drzwi. Popatrzyła jeszcze na Steffena. – Proszę, uważaj na siebie – odezwała się przejęta, wyraźnie zmartwiona wizją pozostawieniem młodzieńca samego z zaczarowanym Prewettem. Czy mógł go skrzywdzić? Nie, przecież Steff był dzielny. Na pewno potrafiłby się obronić. Na tę myśl powoli wypuściła powietrze, jakby sama sobie chciała dodać otuchy. Zerknęła na Alexandra, spodziewając się, że i on dołączy do nich. Czy uważał, że właśnie tak należało postąpić? Wyglądało na to, że należało przyjąć taktykę, która niekoniecznie mogła się wszystkim podobać. Isabella ufała ekspertom. Jeśli mężczyzna wolał rozmawiać z jej towarzyszem, należało (chyba) pozwolić im na to. Być może to jedyny sposób, by ten wreszcie zaczął mówić. By zagadka została rozwiązana.
Poczuł, że Amicus chyba się udał, ale nigdy nie rzucał tego zaklęcia poza Klubem Pojedynków w Hogwarcie i nie miał pojęcia, jak działa poza magicznymi potyczkami. Dlatego, widząc wściekłą minę nestora Archibalda, aż cofnął się o krok i wyraźnie stropił. Dlaczego lord nestor mu nie wierzył? Czy to klątwa tak działa? Steffen próbował sobie przypomnieć nazwy i objawy wszystkich znanych klątw, które mogły owocować utratą kontroli nad własnym zachowaniem, nieufnością do wszystkich wkoło oraz podduszaniem własnej żony. Zdawał sobie sprawę, że istnieją również rzadkie klątwy, wynajdywane przez najbieglejszych i najmroczniejszych runistów, o których mógł nigdy nie słyszeć. Uczył jednak o większości tych, które zostały już kiedyś zdjęte i opisane w literaturze. Aby zachować spokój, musiał się trzymać na razie tego, co wie. Wybada sprawę dalej, przeanalizuje objawy i może, metodą eliminacji, uda mu się coś ustalić.
I znaleźć runy, ale jak mam to zrobić, gdy lord nestor nie kooperuje i nas nienawidzi? - pomyślał sfrustrowany. Musiał wyglądać jak zbity szczeniak, bo w tym momencie lord Prewett posłał mu nieco łagodniejsze spojrzenie niż pozostałym. I kazał wszystkim wyjść. O... och. Steffen aż rozdziawił lekko usta, zastanawiając się, czy to działanie Amicusa, czy też klątwa zmusza Archibalda do wrogości jedynie w stosunku do nieznajomych. No i, to właściwie dość naturalna reakcja, być oburzonym po przymusowym Petryficusie.
Cattermole postanowił podjąć psychologiczną grę, wyprostował się i posłał Alexowi znaczące spojrzenie. To on i Lorraine rozbudzali teraz największą wrogość w nestorze, lady Prewett miała rację, chcąc dostosować się do życzeń męża.
-Porozmawiam z lordem nestorem na osobności. - zapewnił wszystkich zgromadzonych, uważając, aby nie powiedzieć o słowo za dużo. Jeśli zyskał choć nikłe zaufanie Archibalda, nie miał zamiaru go zniweczyć. Przybrał pokerową twarz i lekko skinął głową Lorraine oraz Isabelli.
Poradzę sobie.
Ledwo dostrzegalnie (a przynajmniej taką miał nadzieję, w końcu obok stał Alexander) musnął palce ladySelwyn Presley, gdy wychodziła, potem spojrzał wyczekująco na Alexa, a potem przeniósł spojrzenie na lorda nestora i uśmiechnął się blado, zachęcająco.
-Mnie może lord wszystko powiedzieć, szczerze. Jestem po lorda stronie. - zapewnił, nie kłamiąc. Strona lorda była przecież również stroną Lorraine, Alexa i wszystkich zainteresowanych, nestor był ofiarą tej koszmarnej sytuacji. Tylko jeszcze tego nie rozumiał.
pasywnie (? w razie czego proszę o informację i dorzucę w rzutach kością) runy IV i pytam MG czy z moją wiedzą i po usłyszeniu relacji Lorraine oraz oglądaniu Archibalda, mam szansę odgadnąć typ klątwy albo zawęzić podejrzenia do kilku klątw (Opętania, Szaleńca, itp.)?
jako nowy przyjaciel Archibalda mam też kłamstwo II
I znaleźć runy, ale jak mam to zrobić, gdy lord nestor nie kooperuje i nas nienawidzi? - pomyślał sfrustrowany. Musiał wyglądać jak zbity szczeniak, bo w tym momencie lord Prewett posłał mu nieco łagodniejsze spojrzenie niż pozostałym. I kazał wszystkim wyjść. O... och. Steffen aż rozdziawił lekko usta, zastanawiając się, czy to działanie Amicusa, czy też klątwa zmusza Archibalda do wrogości jedynie w stosunku do nieznajomych. No i, to właściwie dość naturalna reakcja, być oburzonym po przymusowym Petryficusie.
Cattermole postanowił podjąć psychologiczną grę, wyprostował się i posłał Alexowi znaczące spojrzenie. To on i Lorraine rozbudzali teraz największą wrogość w nestorze, lady Prewett miała rację, chcąc dostosować się do życzeń męża.
-Porozmawiam z lordem nestorem na osobności. - zapewnił wszystkich zgromadzonych, uważając, aby nie powiedzieć o słowo za dużo. Jeśli zyskał choć nikłe zaufanie Archibalda, nie miał zamiaru go zniweczyć. Przybrał pokerową twarz i lekko skinął głową Lorraine oraz Isabelli.
Poradzę sobie.
Ledwo dostrzegalnie (a przynajmniej taką miał nadzieję, w końcu obok stał Alexander) musnął palce lady
-Mnie może lord wszystko powiedzieć, szczerze. Jestem po lorda stronie. - zapewnił, nie kłamiąc. Strona lorda była przecież również stroną Lorraine, Alexa i wszystkich zainteresowanych, nestor był ofiarą tej koszmarnej sytuacji. Tylko jeszcze tego nie rozumiał.
pasywnie (? w razie czego proszę o informację i dorzucę w rzutach kością) runy IV i pytam MG czy z moją wiedzą i po usłyszeniu relacji Lorraine oraz oglądaniu Archibalda, mam szansę odgadnąć typ klątwy albo zawęzić podejrzenia do kilku klątw (Opętania, Szaleńca, itp.)?
jako nowy przyjaciel Archibalda mam też kłamstwo II
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy Prewett zaczął się poruszać to Alexander postąpił krok w tył, starając się znaleźć poza ewentualnym zasięgiem Archibalda. Mierzył kuzyna bardzo ostrożnym spojrzeniem, ściśle kontrolując przy tym swój wyraz twarzy i unikając gwałtownych ruchów. Bardzo nie chciał rozsierdzić kuzyna jakimś nieopatrznym gestem, który przeklęty nestor mógłby opacznie zrozumieć. Alexander nie wiedział, co zrobić: klątwy pozostawały poza jego wiedzą, nawet jeżeli mogłoby się wydawać, że działają jak choroba psychiczna. Otóż nie działały, bo jakby działały to przecież w ostateczności wiedziałby, jak naprawić umysł rozstrojony w ten sposób – i nie było w tym ani grama zarozumiałości. Mogłoby mu to chwilę zająć, ale potrafiłby. Teraz zaś mógł być jedynie bezradny.
Patrzenie na Archibalda w takim stanie doprawdy było niełatwe. Alexander nie pozwolił sobie jednak na zamartwienie się nad tym, bowiem poczuł na sobie wzrok kilku osób jednocześnie. Odchrząknął i wyprostował się.
– Jeżeli Archibald sobie tego życzy to pozostaje nam uszanować jego wolę – oznajmił, po czym pozostawiając Archibalda i Steffena w polu widzenia podszedł do drzwi i otworzył je, aby przepuścić przodem wszystkie panie. Skorzystał z tego momentu, aby skrzyżować spojrzenie ze Steffenem. Wciąż nie był pewien jak czuł się z tym, że jego droga kuzynka i Cattermole znali się, w mniemaniu Alexandra aż za dobrze, lecz jakkolwiek z jakichkolwiek względów miałby być niezadowolony to tak naprawdę nie miało to znaczenia. Alexander ufał Steffenowi: z własnym życiem, z Isabellą, a w tej chwili również i z Archibaldem. Temu ostatniemu Farley posłał spojrzenie nieco smutne, lecz nic innego nie dało się z twarzy młodego uzdrowiciela wyczytać. Po cichu życząc powodzenia Alexander opuścił pomieszczenie w ślad kobiet, zamknął za sobą drzwi, po czym sięgnął po różdżkę i machnął nią na wspomniane drzwi.
– Abspectus – bardzo cicho wymamrotał inkantację, nie do końca przejmując się tym, że właśnie otwarcie i bez skrępowania zamierzał podglądać całą sytuację. Alexander ufał Steffenowi, lecz niestety nie mógł powiedzieć tego samego o Archibaldzie.
| Przepraszam za tragiczne opóźnienie! :c
Rzucam zaklęcie po wyjściu z pomieszczenia; jeżeli to za dużo na jedną kolejkę to będę bardzo wdzięczne za uznanie tego za niebyłe <3
Patrzenie na Archibalda w takim stanie doprawdy było niełatwe. Alexander nie pozwolił sobie jednak na zamartwienie się nad tym, bowiem poczuł na sobie wzrok kilku osób jednocześnie. Odchrząknął i wyprostował się.
– Jeżeli Archibald sobie tego życzy to pozostaje nam uszanować jego wolę – oznajmił, po czym pozostawiając Archibalda i Steffena w polu widzenia podszedł do drzwi i otworzył je, aby przepuścić przodem wszystkie panie. Skorzystał z tego momentu, aby skrzyżować spojrzenie ze Steffenem. Wciąż nie był pewien jak czuł się z tym, że jego droga kuzynka i Cattermole znali się, w mniemaniu Alexandra aż za dobrze, lecz jakkolwiek z jakichkolwiek względów miałby być niezadowolony to tak naprawdę nie miało to znaczenia. Alexander ufał Steffenowi: z własnym życiem, z Isabellą, a w tej chwili również i z Archibaldem. Temu ostatniemu Farley posłał spojrzenie nieco smutne, lecz nic innego nie dało się z twarzy młodego uzdrowiciela wyczytać. Po cichu życząc powodzenia Alexander opuścił pomieszczenie w ślad kobiet, zamknął za sobą drzwi, po czym sięgnął po różdżkę i machnął nią na wspomniane drzwi.
– Abspectus – bardzo cicho wymamrotał inkantację, nie do końca przejmując się tym, że właśnie otwarcie i bez skrępowania zamierzał podglądać całą sytuację. Alexander ufał Steffenowi, lecz niestety nie mógł powiedzieć tego samego o Archibaldzie.
| Przepraszam za tragiczne opóźnienie! :c
Rzucam zaklęcie po wyjściu z pomieszczenia; jeżeli to za dużo na jedną kolejkę to będę bardzo wdzięczne za uznanie tego za niebyłe <3
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Wszyscy opuścili jadalnię, zostawiając Archibalda i Steffena samych pośród drewna i kwiatów. Prewett, wciąż będący pod wpływem działania klątwy nie przestawał obserwować wychodzących bliskich z olbrzymią podejrzliwością i niechęcią. Wystawiony na pośmiewisko w końcu został sam na sam z jedynym czarodziejem, który wydawał mu się przyjazny. Młody czarodziej wydawał się miły i sympatyczny. To trwało jednak krótko — co jeśli współpracował z tymi zdrajcami? Pozytywne nastawienie względem Steffena słabło z każdą chwilą, proporcjonalnie rosła względem niego taka sama nieufność, którą żywił względem pozostałych.
Cattermole mógł podejrzewać, że to, co działo się z Archibaldem pasowało do klątwy opętania. Potwierdzenie mogły dać mu wyłącznie runy.
Zaklęcie Alexandra było słabe, jednak skuteczne. W ścianie pojawiło się okno, przez które Farley mógł dostrzec to, co działo się w środku. Nie słyszał jednak nic.
| Na odpis 48h.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Archibald: esposas
Abspectus 1/3
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
Cattermole mógł podejrzewać, że to, co działo się z Archibaldem pasowało do klątwy opętania. Potwierdzenie mogły dać mu wyłącznie runy.
Zaklęcie Alexandra było słabe, jednak skuteczne. W ścianie pojawiło się okno, przez które Farley mógł dostrzec to, co działo się w środku. Nie słyszał jednak nic.
| Na odpis 48h.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Archibald: esposas
Abspectus 1/3
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
Kiedy ostatnia osoba wyszła z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi, Archibaldowi udało się nieznacznie rozluźnić. Wreszcie znalazł się w towarzystwie porządnego człowieka, chociaż jego dociekliwość wydała mu się nieznacznie podejrzliwa. - Przedmioty - zaśmiał się. - Łyżka, filiżanka, doniczka, kran, poduszka, pióro, listy, ubrania, zabawkowa miotła... Dotykam wielu przedmiotów, wie pan, tak jak każdy inny człowiek - żachnął się. Dziwny człowiek. - Cóż, a z kim ostatnio się kontaktowałem... - zamyślił się na moment, bo przecież jako nestor miał mnóstwo obowiązków i każdego dnia wysyłał niemalże dziesiątki listów. - Z wujem Eddardem... Z panem Eugenem, świetny malarz, swoją drogą... Pisałem do Biura Doradztwa w Zwalczaniu Szkodników, bo przecież nasz przypałacowy ogród zaatakowały niezwykle zjadliwe korniczaki... Pisałem też do różnych handlarzy, do młodego lorda Ollivandera, do lorda Macmillana oczywiście - wymieniał w nieskończoność, krzywiąc się nieznacznie przy poniektórych nazwiskach jak ten zdrajca Macmillan na przykład, który zdradził go i zniszczył mu życie, a wcześniej jeszcze śmiał poprosić o bycie świadkiem na ślubie. - O, byłbym zapomniał, do cioci Morgany, tej dwulicowej, zdradzieckiej, kłamliwej... - poczerwieniał na twarzy, przerywając nagle swoją tyradę, spoglądając podejrzliwie na Steffena. - W zasadzie dlaczego tak cię to interesuje? Ciebie też przekabacili na swoją stronę, co? - Podniósł głos, podchodząc bliżej niego. Znowu zaczął się szamotać, żeby wydostać się z kajdanek, ale nic z tego. Zepsuła mu się tylko misternie ułożona fryzura, włosy sterczały w różną stronę, teraz z pewnością wyglądał jak szaleniec. - Też chcesz zrobić ze mnie wariata? Popamiętasz! Wszyscy popamiętacie! - Aż opluł się ze złości, jego też chciał uderzyć, rzucić urok, więc ostatecznie zamachnął się, żeby uderzyć Steffena z główki, bo tylko to mu teraz pozostało.
Rzucam na uderzenie z główki w główkęchociaż nie umiem
Rzucam na uderzenie z główki w główkę
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Steffen z napięciem przyglądał się Archibaldowi, jedynemu żywemu okazowi, na którym mógł obserwować - jak mu się zdawało, przynajmniej dzięki nabytej niegdyś wiedzy teoretycznej - Klątwę Opętania. Czytał o tej strasznej przypadłości, mógł się domyślać, że objawy pasują do tej potężnej klątwy, musiał dostać się do run aby otrzymać ostateczne potwierdzenie i poczynić dalsze kroki. Niepewny, czy Amicus i zdrowy rozsądek okażą się silniejsze od klątwy, złapał kontakt wzrokowy z lordem nestorem, chłonąc każde jego słowo niczym gąbka. Z pełną powagą i oddaniem zaczął zapamiętywać wszystkie przedmioty i dopiero żachnięcie się lorda nestora wybiło go nieco z równowagi. Chyba sobie z niego nie drwił? O nie, a co jeśli coś pominął?
Zanim Steff zdążył dobrze się nad tym namyślić, rudy lord rozpoczął wywód nazwisk. Łamacz klątw nie śmiał mu przerywać, notując w pamięci aby spytać Lorraine kim są "wuj Eddard" i "pan Eugene". Lorda Macmillana wyeliminował z grona podejrzanych, to w końcu jego własny ślub, lord Ollivander też był godny zaufania, o ile ktokolwiek może być godny zaufania... aż podskoczył ze zdumienia, zapominając o tym, że chciał słuchać wszystkiego z neutralną miną.
-Morgany, Morgana Selwyn?! - upewnił się, blednąc i wybałuszając oczy. Miał o tej kobiecie jak najgorsze zdanie, choć wyrobione jedynie na podstawie zdrady Alexandra i zazdrości o (odwołane, na szczęście!) zaręczyny Isabelli. Merlinie, Merlinie, czy własne uprzedzenia powinny kierować jego podejrzeniami? Ale nawet Archibald nazwał ją kłamliwą i zdradziecką... ale klątwa wpływała w ten sposób na zdanie o bliskich, czyżby Morgana była mu bliska?
-Dlaczego lord pisał do lady Morgany, zwłaszcza mając o niej taką opinię? - musiał się tego dowiedzieć. Merlinie, czy można w ogóle ukryć klątwę w liście? To byłby jeden z najbardziej perfidnych i sprytnych przypadków o jakich słyszał, przeklęcie nestora korespondencją... mógłby napisać o tym naukowego bestsellera! Albo chociaż artykuł do "Horyzontów Zaklęć", gdy Londyn przestanie być pod cenzurą Ministra Malfoya i jego sługusów. Albo chociaż, za kilkadziesiąt lat, trafić na kartę najtańszej czekoladowej żaby. Jego serce zapłonęło aspiracjami, a nieco buńczuczna pycha podszeptywała mu, że lord Archibald będzie z nim kooperował - zarówno po Amicusie, a także ze względu na naturę domniemanej klątwy, która zwracała się przede wszystkim przeciwko bliskim ofiary.
Wnet nadzieje Steffena runęły w gruzach, ideał naukowej obiektywności sięgnął bruku,
-AAAA! - zakrzyknął bohatersko na widok rozjuszonego rudzielca, a potem cofnął się przezornie i wcale nie tchórzliwie.
-Spokojnie, jestem po pana stronie, jestem łamaczem klątw, jest pan przeklęty, to chyba klątwa Opętania, może się przenosić za sprawą przedmiotów, mogła ją nałożyć pańska ciot.. - zaczął wyjaśniać gorączkowo, ale wnet Archibald zamachnął się głową, a Steffen pognał w stronę drzwi. Pomocy, musi poprosić o pomoc Alexandra i Isabellę!
Nie w kwestii uniku ciosu, rzecz jasna. Steffen pobiegł do drzwi*, wypadł z pomieszczenia, prędko zamknął drzwi za sobą i wydyszał:
-Morgana, lord Archibald pisał do Morgany! I jeszcze do innych osób, wszystkiego się dowiem, ale... Alexandrze, Isabello, czy wasza ciotka byłaby w stanie nałożyć jedną z najpotężniejszych klątw, albo wynająć kogoś odpowiednio biegłego?! - wydyszał, spoglądając na rodzeństwo eks-Selwynów z nieskrywaną zgrozą.
-Bo jeśli nie, to... podejrzanymi są też pan Eugene i wuj Eddard, kimkolwiek nie są. - bąknął, zaczerpnąwszy oddechu i spojrzawszy pytająco na Lorraine.
*Archibald chyba nie umie mnie uderzyć, ale jeszcze tego nie wiem, więc na wszelki wypadek rzut na zwinną ucieczkę do drzwi
Zanim Steff zdążył dobrze się nad tym namyślić, rudy lord rozpoczął wywód nazwisk. Łamacz klątw nie śmiał mu przerywać, notując w pamięci aby spytać Lorraine kim są "wuj Eddard" i "pan Eugene". Lorda Macmillana wyeliminował z grona podejrzanych, to w końcu jego własny ślub, lord Ollivander też był godny zaufania, o ile ktokolwiek może być godny zaufania... aż podskoczył ze zdumienia, zapominając o tym, że chciał słuchać wszystkiego z neutralną miną.
-Morgany, Morgana Selwyn?! - upewnił się, blednąc i wybałuszając oczy. Miał o tej kobiecie jak najgorsze zdanie, choć wyrobione jedynie na podstawie zdrady Alexandra i zazdrości o (odwołane, na szczęście!) zaręczyny Isabelli. Merlinie, Merlinie, czy własne uprzedzenia powinny kierować jego podejrzeniami? Ale nawet Archibald nazwał ją kłamliwą i zdradziecką... ale klątwa wpływała w ten sposób na zdanie o bliskich, czyżby Morgana była mu bliska?
-Dlaczego lord pisał do lady Morgany, zwłaszcza mając o niej taką opinię? - musiał się tego dowiedzieć. Merlinie, czy można w ogóle ukryć klątwę w liście? To byłby jeden z najbardziej perfidnych i sprytnych przypadków o jakich słyszał, przeklęcie nestora korespondencją... mógłby napisać o tym naukowego bestsellera! Albo chociaż artykuł do "Horyzontów Zaklęć", gdy Londyn przestanie być pod cenzurą Ministra Malfoya i jego sługusów. Albo chociaż, za kilkadziesiąt lat, trafić na kartę najtańszej czekoladowej żaby. Jego serce zapłonęło aspiracjami, a nieco buńczuczna pycha podszeptywała mu, że lord Archibald będzie z nim kooperował - zarówno po Amicusie, a także ze względu na naturę domniemanej klątwy, która zwracała się przede wszystkim przeciwko bliskim ofiary.
Wnet nadzieje Steffena runęły w gruzach, ideał naukowej obiektywności sięgnął bruku,
-AAAA! - zakrzyknął bohatersko na widok rozjuszonego rudzielca, a potem cofnął się przezornie i wcale nie tchórzliwie.
-Spokojnie, jestem po pana stronie, jestem łamaczem klątw, jest pan przeklęty, to chyba klątwa Opętania, może się przenosić za sprawą przedmiotów, mogła ją nałożyć pańska ciot.. - zaczął wyjaśniać gorączkowo, ale wnet Archibald zamachnął się głową, a Steffen pognał w stronę drzwi. Pomocy, musi poprosić o pomoc Alexandra i Isabellę!
Nie w kwestii uniku ciosu, rzecz jasna. Steffen pobiegł do drzwi*, wypadł z pomieszczenia, prędko zamknął drzwi za sobą i wydyszał:
-Morgana, lord Archibald pisał do Morgany! I jeszcze do innych osób, wszystkiego się dowiem, ale... Alexandrze, Isabello, czy wasza ciotka byłaby w stanie nałożyć jedną z najpotężniejszych klątw, albo wynająć kogoś odpowiednio biegłego?! - wydyszał, spoglądając na rodzeństwo eks-Selwynów z nieskrywaną zgrozą.
-Bo jeśli nie, to... podejrzanymi są też pan Eugene i wuj Eddard, kimkolwiek nie są. - bąknął, zaczerpnąwszy oddechu i spojrzawszy pytająco na Lorraine.
*Archibald chyba nie umie mnie uderzyć, ale jeszcze tego nie wiem, więc na wszelki wypadek rzut na zwinną ucieczkę do drzwi
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Klątwa ciążąca na Archibaldzie była wyjątkowo silna, bez problemu złagodziła, a w końcu całkowicie zneutralizowała działanie rzucone przez Steffena zaklęcie, które miało zmienić nastawienie nestora. Rozjuszony Prewett, spętany magicznymi kajdanami i na kostkach i nadgarstkach spróbował uderzyć młodego łamacza klątw z główki. Niestety, spudłował.
Rozemocjonowany Cattermole wezwał na pomoc, czekających za drzwiami przyjaciół.
W tym samym czasie, przed drzwiami jadalni pojawił się ubrany w odświętne szaty, sędziwy czarodziej. Na jego piersi widniała brosza z rodowym herbem i kamieniami, a starcze palce zdobiły rodowe sygnety, które bez wątpliwości rozpoznali Lorraine, Isabella i Alexander. To był nikt inny, jak sam Sorphon Macmillan.
— Co tu się wyprawia? Pryncypałek doniósł mi, że ktoś zażartował sobie z nestora. Ktoś z gości? Czy Anthony postradał rozum i sprosił jakiś niegodziwców do Puddlemere? Spieszcie z wyjaśnieniami!— zawołał donośnie, mierząc wszystkich wzrokiem spod krzaczastych brwi.
| Na odpis 24h.
Mistrz Gry przypomina STEFFENOWI o PONIŻSZYCH zasadach. W związku z poniższym, Steffen nie mógł zareagować na cios Archibalda.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone. (ani ciosy walki wręcz).
Archibald: esposas
Abspectus 2/3
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
[bylobrzydkobedzieladnie]
Rozemocjonowany Cattermole wezwał na pomoc, czekających za drzwiami przyjaciół.
W tym samym czasie, przed drzwiami jadalni pojawił się ubrany w odświętne szaty, sędziwy czarodziej. Na jego piersi widniała brosza z rodowym herbem i kamieniami, a starcze palce zdobiły rodowe sygnety, które bez wątpliwości rozpoznali Lorraine, Isabella i Alexander. To był nikt inny, jak sam Sorphon Macmillan.
— Co tu się wyprawia? Pryncypałek doniósł mi, że ktoś zażartował sobie z nestora. Ktoś z gości? Czy Anthony postradał rozum i sprosił jakiś niegodziwców do Puddlemere? Spieszcie z wyjaśnieniami!— zawołał donośnie, mierząc wszystkich wzrokiem spod krzaczastych brwi.
| Na odpis 24h.
Mistrz Gry przypomina STEFFENOWI o PONIŻSZYCH zasadach. W związku z poniższym, Steffen nie mógł zareagować na cios Archibalda.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone. (ani ciosy walki wręcz).
Archibald: esposas
Abspectus 2/3
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 28.06.20 13:05, w całości zmieniany 1 raz
Z jednej strony poczuła ulgę, gdy drzwi jadalni się za nimi zamknęły. Z drugiej jednak martwiła się o męża i o Zakonnika. Nie wiedziała jakie jeszcze konsekwencje może nieść ze sobą rzucona klątwa. To nie dawało jej spokoju. Kto chciałby rzucić tak okrutną klątwę na jej męża? Wiedziała, że to absurdalne pytanie, bo swoimi poglądami podpadli wielu szlachetnie urodzonym, ale szczyt odbył się już dawno, a Archibald przejął obowiązki nestora miesiące temu. Gdyby komuś stał w gardle fakt, że to właśnie Prewett został nestorem, albo gdyby w oczy kogoś raziły ich przekonania już dawno zrobiłby coś by to pokazać. Może niepotrzebnie brała za pewnik ich bezpieczeństwo. To była cisza przed burzą, a burza właśnie się rozpoczęła.
Lorraine była wdzięczna Alexowi za wykazanie się pomysłowością i zachowanie zimnej głowy. Dzięki rzuconemu zaklęciu mogli obserwować to co dzieje się w środku. Widząc jak po raz kolejny Archibald zmienia swoje nastawienie na negatywne nawet względem łamacz klątw pokręciła głową. Co mogli zrobić? Jak pomóc? Chciałaby móc dotrzeć do męża i zrozumieć to z czym aktualnie się zmaga, ale wiedziała, że jej obecność w jadalni tylko pogorszy sprawę. Kiedy Archibald uderzył głową w Steffena aż podskoczyła. – Na Merlina – odparła zaciskając dłoń w pięść. Bała się tego co może wydarzyć się później. Blondynka już chciała wejść do środka by pomóc wzywającemu ich łamaczowi, ale przed tym powstrzymał ją dźwięk zbliżających się kroków. Szlachcianka spojrzała na stojącego przed nimi lorda nestora. – Szanowny Lordzie Nestorze – zaczęła Lorraine kłaniając się lekko przed szlachetnie urodzonym. – Bardzo przepraszamy za to nagłe najście, ale schronienie się w lordowskiej posiadłości wydało się być najrozsądniejszym wyjściem, bowiem mój mąż Lord Nestor Prewett źle się poczuł. Niestety podejrzewamy, że to coś więcej niżeli żart jednego z weselnych gości. – dodała, a z jej twarzy łatwo było wyczytać jak się z tym aktualnie czuje. Nie było sensu zakładać na twarz niepotrzebnej maski. Czasami kobieca słabość była jej kartą przetargową.
Lorraine była wdzięczna Alexowi za wykazanie się pomysłowością i zachowanie zimnej głowy. Dzięki rzuconemu zaklęciu mogli obserwować to co dzieje się w środku. Widząc jak po raz kolejny Archibald zmienia swoje nastawienie na negatywne nawet względem łamacz klątw pokręciła głową. Co mogli zrobić? Jak pomóc? Chciałaby móc dotrzeć do męża i zrozumieć to z czym aktualnie się zmaga, ale wiedziała, że jej obecność w jadalni tylko pogorszy sprawę. Kiedy Archibald uderzył głową w Steffena aż podskoczyła. – Na Merlina – odparła zaciskając dłoń w pięść. Bała się tego co może wydarzyć się później. Blondynka już chciała wejść do środka by pomóc wzywającemu ich łamaczowi, ale przed tym powstrzymał ją dźwięk zbliżających się kroków. Szlachcianka spojrzała na stojącego przed nimi lorda nestora. – Szanowny Lordzie Nestorze – zaczęła Lorraine kłaniając się lekko przed szlachetnie urodzonym. – Bardzo przepraszamy za to nagłe najście, ale schronienie się w lordowskiej posiadłości wydało się być najrozsądniejszym wyjściem, bowiem mój mąż Lord Nestor Prewett źle się poczuł. Niestety podejrzewamy, że to coś więcej niżeli żart jednego z weselnych gości. – dodała, a z jej twarzy łatwo było wyczytać jak się z tym aktualnie czuje. Nie było sensu zakładać na twarz niepotrzebnej maski. Czasami kobieca słabość była jej kartą przetargową.
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Rozgorączkowany Steffen za drzwiami krzyczał coś o lady Morganie, a Bella odruchowo przytknęła dłoń do ust i z szeroko otwartymi oczkami popatrzyła na Alexandra. Skąd, jak… jak to możliwe, że nestorka zechciała skrzywdzić Prewetta? Ród płomienia faktycznie od jakiegoś czasu gardził rodzinami stającymi zbyt blisko mugolskiego świata, ale wciąż byli jedną krwią, byli nawet kuzynami! Więzi Prewettów i Selwynów wydawały się głębokie, ale jednocześnie Bella znała moc i bezwzględność wielkiej damy. Tylko że tropów było więcej, a dywagacje mogły wpędzić biednego łamacza klątw w zagubienie. Z tej pozycji też niewiele mogli mu pomóc. – Alexandrze, czy myślisz, że mogłaby coś takiego uczynić? Czy to… – czy to może przeze mnie? Przez przyjaźń, którą okazał jej kuzyn nestor, kiedy okazała się zdrajczynią? Obydwoje cenili i lubili Archibalda. Zresztą zdawało się, że teraz przywódczyni familii miała naprawdę dużo ważniejsze sprawy na głowie niż bawienie się w dokuczenie wrogiemu nestorowi. Mimo to Bella panicznie zaczęła doszukiwać się związku z ich obecnym statusem. Tym bardziej, że to wszystko miało miejsce naprawdę niedawno, a złośliwe ogniska być może jeszcze nie wygasły. Poczuła winę, miała o wiele więcej pytań, ale może w tej przedziwnej konwersacji należało się powstrzymać przed zbyt śmiałymi teoriami. Jedno jednak wiedziała: tak, Morgana byłaby zdolna do wielkich podłości i na pewno nie miałaby problemu z najęciem odpowiednio uzdolnionej osoby. W jej dłoniach i w jej umyśle chowała się potęga, którą wielu łatwo lekceważyło. Bella jednak wiedziała.
Nie trwali długo w tym przejmującym oczekiwaniu, bo oto nagle zjawił się sam gospodarz pięknej posiadłości, najważniejszy przedstawiciel rodu. No tak, przecież musiał wiedzieć o wszystkim, co działo się w objęciu murów tego domu. Isabella skłoniła się grzecznie, pamiętając o dobrych manierach. Nie wiedziała, czy starszy Macmillan wiedział, kim była, ale wolała teraz nie wdawać się w dworskie pogawędki. Zdecydowanie była to nieodpowiednia pora. – Drogi lordzie nestorze Macmillan – powitała go najpierw, a potem wysłuchała odpowiedniego wyjaśnienia lady Prewett. O tak, błahy żart to z pewnością nie był. Lord Archibald stanowił zagrożenie i dla siebie i dla otoczenia, a największym tego dowodem były ślady na ciele jego żony. – Bardzo się niepokoimy o lorda Prewetta. Jest taki dobry, nie zasługuje na żadną ze złych przygód – dopowiedziała, wspominając bezsprzeczną szlachetność kuzyna. Nie tylko tą płynącą w jego żyłach.
Nie trwali długo w tym przejmującym oczekiwaniu, bo oto nagle zjawił się sam gospodarz pięknej posiadłości, najważniejszy przedstawiciel rodu. No tak, przecież musiał wiedzieć o wszystkim, co działo się w objęciu murów tego domu. Isabella skłoniła się grzecznie, pamiętając o dobrych manierach. Nie wiedziała, czy starszy Macmillan wiedział, kim była, ale wolała teraz nie wdawać się w dworskie pogawędki. Zdecydowanie była to nieodpowiednia pora. – Drogi lordzie nestorze Macmillan – powitała go najpierw, a potem wysłuchała odpowiedniego wyjaśnienia lady Prewett. O tak, błahy żart to z pewnością nie był. Lord Archibald stanowił zagrożenie i dla siebie i dla otoczenia, a największym tego dowodem były ślady na ciele jego żony. – Bardzo się niepokoimy o lorda Prewetta. Jest taki dobry, nie zasługuje na żadną ze złych przygód – dopowiedziała, wspominając bezsprzeczną szlachetność kuzyna. Nie tylko tą płynącą w jego żyłach.
Spojrzenie Alexandra było całkowicie zafiksowane na dwóch sylwetkach za przejrzystymi drzwiami, kiedy młody uzdrowiciel nieco w manierze sępa nachylał się nad ich skrzydłem i wytężał słuch. Nie chciał przegapić niczego, dlatego kiedy Steffen podniósł głos Farley aż podskoczył. Wymienił spojrzenia z Lorraine i Isabellą, na tej drugiej zawieszając burzowe oczy na moment dłużej.
– Tak, ale nie jestem obiektywny w tej opinii – odparł kuzynce, znów łapiąc w dłoń różdżkę, a drugą kładąc na bogatą klamkę z zamiarem ponownego otwarcia drzwi, jednak jego działania przerwał odgłos nowych kroków, szelest odświętnych szat i donośny głos. Z samego sposobu mówienia przybysza wnioskował, że ma do czynienia z którymś ze starszych lordów Puddlemere, a obrócenie się przez ramię przyniosło niezwykle dokładne wyjaśnienie.
– Lordzie nestorze – Alexander skłonił się pokornie, czując zalewającą go falę poczucia wyższości autorytetu Sorphona: kolejne echo przeszłych zdarzeń, po któreych zostały mu tylko intuicyjne przeczucia i domysły. Kobiety odezwały się jako pierwsze, lecz Alexander spojrzał po nich z dozą rezerwy nim nie przeniósł wzroku na postać pana tego dworu. – Sir, nie znamy jeszcze szczegółów, lecz wszystko wskazuje na to, że lord Prewett padł ofiarą klątwy. Jest z nim łamacz – powiedział wprost, nie widząc jakiegokolwiek sensu w ukrywaniu prawdy przed czarodziejem. Był nestorem Macmillanów, ich dzisiejszym gospodarzem, przeciwnikiem konserwatystów pozostającym w dobrych stosunkach z Prewettami – jeżeli ktoś wiedział czym były sprawy wymagające najwyższej dyskrecji to młody uzdrowiciel wierzył głęboko w to, że był nim właśnie ktoś pokroju lorda Sorphona.
Wtedy jednak dotarła do nich fala okrzyków Steffena, a Alexander w myślach zaklął sążniście, tym razem szarpiąc za klamkę i otworzywszy drzwi na oścież uniósł różdżkę i wymierzył ją w Archibalda. Mam cię znów spetryfikować?!, chciał wypalić, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wolał nie wiedzieć, co Sorphon mógłby sobie wtedy pomyśleć o stosunku Alexandra do Archibalda. Cóż, sam Alex nie był w stanie stwierdzić jak tak naprawdę określić ich niezwykle swobodną, bardziej braterską niż kuzynowską relację, w ogóle nie wspominając już o nestorstwie Prewetta, które mózg Gwardzisty chyba po prostu czasem wypierał ze świadomości.
Zamiast tego Farley zrobił bardziej sensowną rzecz. – Amicus! – wymówił inkantację z nieodłącznym świstem hikorowej różdżki.
– Tak, ale nie jestem obiektywny w tej opinii – odparł kuzynce, znów łapiąc w dłoń różdżkę, a drugą kładąc na bogatą klamkę z zamiarem ponownego otwarcia drzwi, jednak jego działania przerwał odgłos nowych kroków, szelest odświętnych szat i donośny głos. Z samego sposobu mówienia przybysza wnioskował, że ma do czynienia z którymś ze starszych lordów Puddlemere, a obrócenie się przez ramię przyniosło niezwykle dokładne wyjaśnienie.
– Lordzie nestorze – Alexander skłonił się pokornie, czując zalewającą go falę poczucia wyższości autorytetu Sorphona: kolejne echo przeszłych zdarzeń, po któreych zostały mu tylko intuicyjne przeczucia i domysły. Kobiety odezwały się jako pierwsze, lecz Alexander spojrzał po nich z dozą rezerwy nim nie przeniósł wzroku na postać pana tego dworu. – Sir, nie znamy jeszcze szczegółów, lecz wszystko wskazuje na to, że lord Prewett padł ofiarą klątwy. Jest z nim łamacz – powiedział wprost, nie widząc jakiegokolwiek sensu w ukrywaniu prawdy przed czarodziejem. Był nestorem Macmillanów, ich dzisiejszym gospodarzem, przeciwnikiem konserwatystów pozostającym w dobrych stosunkach z Prewettami – jeżeli ktoś wiedział czym były sprawy wymagające najwyższej dyskrecji to młody uzdrowiciel wierzył głęboko w to, że był nim właśnie ktoś pokroju lorda Sorphona.
Wtedy jednak dotarła do nich fala okrzyków Steffena, a Alexander w myślach zaklął sążniście, tym razem szarpiąc za klamkę i otworzywszy drzwi na oścież uniósł różdżkę i wymierzył ją w Archibalda. Mam cię znów spetryfikować?!, chciał wypalić, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wolał nie wiedzieć, co Sorphon mógłby sobie wtedy pomyśleć o stosunku Alexandra do Archibalda. Cóż, sam Alex nie był w stanie stwierdzić jak tak naprawdę określić ich niezwykle swobodną, bardziej braterską niż kuzynowską relację, w ogóle nie wspominając już o nestorstwie Prewetta, które mózg Gwardzisty chyba po prostu czasem wypierał ze świadomości.
Zamiast tego Farley zrobił bardziej sensowną rzecz. – Amicus! – wymówił inkantację z nieodłącznym świstem hikorowej różdżki.
Jadalnia
Szybka odpowiedź