Ogrody i polana
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ogrody i polana
Posiadłość Macmillanów wydaje się dość skromna w stosunku do otaczającej ją wolnej przestrzeni. Dwór otoczony jest murem z blankami. Przed wejściem znajdują się ogrody z kwiatami w pastelowych kolorach i charakterystycznymi dla Puddlemere wrzosami. Tylna część wydaje się być pusta, z tego względu, że jest przeznaczona na różnego rodzaju aktywności (Quidditch, jeździectwo, szermierka).
Otoczenie jest tutaj najczęściej mgliste, ze względu na znajdujące się w pobliżu moczary. Z tego też powodu przedstawicielki rodu Macmillanów starają się przywiązywać szczególną wagę zagospodarowania terenu i przyrody, by miejsce wydawało się przyjemniejsze. W pobliżu lasu znajduje się stajnia.
Otoczenie jest tutaj najczęściej mgliste, ze względu na znajdujące się w pobliżu moczary. Z tego też powodu przedstawicielki rodu Macmillanów starają się przywiązywać szczególną wagę zagospodarowania terenu i przyrody, by miejsce wydawało się przyjemniejsze. W pobliżu lasu znajduje się stajnia.
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Tłum zaczął szeptać między sobą, coraz wyraźniej interesując się tym, co zaszło pod drzewem.
— Czy to lord Prewett i jego małżonka? — spytała gruba, elegancka dama o czarnych włosach upiętych elegancko pod wystawnym kapeluszem.
— Musiała narozrabiać. Ale żeby tak w trakcie przyjęcia? Czy ona nie ma za grosz godności? — burknęła z niezadowoleniem szczupła z cygaretką, trzymaną między kościstymi palcami odzianymi w bladoróżową rękawiczkę.
— Czy mi się zdawało, czy nestor Prewett próbował zamordować swoją małżonkę przed chwilą?— spytał stary czarodziej w tiarze, spoglądając na scenę spod okularów połówek.
— Od tego alkoholu ci na wzrok poszło, Leonie. — Te i inne głosy były jednak dla wszystkich pod drzewem jedynie masą niezrozumiałych szmerów. Oczy zgromadzonych wściekle zwrócone były w kierunku drzewa, żadne ze spojrzeń nie było przychylne. Goście wyglądali na zdegustowanych — mieli też wystarczająco dużo czasu, by przyjrzeć się awanturnikom, by później obgadywać ich przez resztę wieczoru. Kilka osób zeszło z parkietu, obracając się jeszcze z zażenowaniem w kierunku drzewa. Słowa Alexandra wzbudziły jeszcze większe zamieszanie i dezaprobatę wśród gości. Oburzenie większości rozniosło się szumem po ogrodach. Farleyowi bez trudu udało się wyciągnąć różdżkę Archibalda.
Ryży zdrajca cię obezwładnił. Kiedy oni wszyscy patrzyli. Obronił twoją świętoszkowatą małżonkę. Manipulantkę. Wielki mi bohater. Nie szkodzi. Jego czas nadejdzie. Jeśli nie teraz, to później... Archibald, choć padł na ziemię jak długi wciąż słyszał w swojej głowie głos. Po chwili ucichł, pozostawiając go jednak w niechęci i wrażeniu, że wszyscy, którzy się nad nim zgromadzili chcieli dla niego źle. Został ośmieszony, a kolejno nadchodzące osoby były świadkami jego wyjątkowo obrzydliwej porażki. Z pewnością będą mieć o czym rozmawiać po tym weselu. Nie zdołał się wybudzić z silnego zaklęcia, a kolejne uderzyło w niego, po chwili sprowadzając jego umysł do poziomu dziecka. Wokół niego zgromadzili się źli ludzie. Ludzie, którzy chcieli cię skrzywdzić, Fluviusku, zachciało ci się płakać, ale nawet tego nie mogłeś.
Stefen, który dotarł w końcu do pierwszych zgromadzonych poczuł, jak jaszczurka przemieszcza się w stronę prawego ramienia. Jej małe łapki były lepkie, a jej szybkie ruchy załaskotały czarodzieja, w wyniku czego odruchowo parsknął śmiechem. Machnął różdżką dziwacznie, ale jego zaklęcie było nieudane.
Osobliwa małżeńska kłótnia nie mogła odbyć się bez udziału wścibskich krewnych, znajomych i nieznajomych, którzy jak zwykle wiedzą lepiej, lub poczuwszy słodki zapach afery postanowili stawić się na miejscu. Po chwili do wszystkich dołączył tez Ulysses w towarzystwie Eunice, który postawił zadbać o nieco prywatności. Po jego ruchu nic się nie zmieniło, ale czarodziej był pewien, że jego zaklęcie było rzucone poprawnie i z pewnością skutecznie ukryło rozgrywającą się scenę przed tłumem obserwatorów, tym bardziej, że nagłe zdumienie na parkiecie powoli zmieniało się w utratę zainteresowanie tematem — musieli być już niewidoczni. Również Isabella dotarła na miejsce zwabiona uprzednimi krzykami o bójce i widokiem Alexandra i Steffena. Przyglądała się uważnie wszystkim — leżący na ziemi Archibald z dłonią wyciągniętą przed siebie, już bez różdżki w dłoni wyglądał na poirytowanego. Jego zamrożona twarz wyrażała zniesmaczenie i wyraźną niechęć. Oczy wpatrywały się w niebo, a jego dostojna szata była już przybrudzona. Lorraine wyglądała pięknie, podobnie jak lady Greengrass, ale w przeciwieństwie do tej drugiej na jej szyi pojawiły się lekkie zaczerwienienia. Sam Alexander wyraźnie był zły, jego nos nieco spuchł, był czerwony. Ktokolwiek wymierzył cios nie zrobił tego wyjątkowo mocno, nie było śladu krwi. Steffen śmiał się dziwnie i poruszał ręką jakby stracił nad nią całkowicie kontrolę. Nie wyglądał na uszkodzonego. Jego zachowanie mogło wskazywać zażycie jakiś środków odurzających.
| Na odpis macie 48h.
Mistrz Gry na przyszłość zwraca uwagę, że podczas pojedynku obowiązuje mechanika poruszania się - to znaczy, że postaci dołączające do zabawy nie mogą w magiczny sposób dotrzeć do pojedynkujących się, nie uwzględniając czasu, jaki mija na rzuceniu przez nich zaklęć i ruchach. Ponieważ Mistrz gry nie dołączył mapy, przymknie na to oko.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Regressio 1/2
Steffen, od teraz do końca tego wątku, lub do momentu pozbycia się jaszczurki rzucasz dodatkowo kością k6. I stosujesz się do poniższych wyników.
1- jaszczurka łaskocze cię pod prawą pachą. Łaskotki wywołują w Tobie szybki i krótki napad śmiechu, a także niekontrolowany odruch. Jeśli czarujesz, twoje zaklęcie jest nieudane; wiązka zaklęcia mknie w przypadkowym kierunku. W przypadku powodzenia, zaklęcie trafia przypadkową osobę, skutki określi Mistrz Gry.
2- jaszczurka smyra Cię po karku. Odruchowo podciągasz ramiona do góry, przez co wyglądasz jakbyś nieustannie wzruszał ramionami, albo próbował pofrunąć na niewidzialnych skrzydłach. Jeśli czarujesz ST rośnie o 5.
3- jaszczurka prześlizguje się po twoim lewym ramieniu, powodując łaskotanie. Wymachujesz lewą ręką wokół siebie. Jeśli czarujesz, ST wzrasta o 15. Jeśli stoisz obok kogoś, klepniesz go przypadkowo w dowolną część ciała.
4- jaszczurka przemyka po twoim brzuchu, wywołując straszne łaskotki - te zaś stają się przyczyną niekontrolowanych pląsów. Zaczynasz niezgrabnie tańczyć i poruszać się. Jeśli czarujesz ST rośnie o 10.
5- jaszczurka pełza Ci na plecy. Prostujesz się odruchowo i wyginasz dumnie pierś do przodu. Wyglądasz tak nieco dziwacznie, ale Twoja dumna postawa imponuje kilku nastoletnim pannom w okolicy.
6- jaszczurka przedostaje się pod kilt. Jeśli nie posiadasz pod nim nic - spada, lekko cię łaskocząc - wydajesz z siebie dziwny odgłos i unosisz prawą nogę do góry (chyba posmyrała cię we wrażliwe miejsce). Jeśli posiadasz coś pod kiltem przerażona ślepą uliczką jaszczurka podgryza cię, co doprowadza cię do głośnego okrzyku. Ukłute miejsce staje się czerwone i puchnie. Masz wrażenie, że parzy. Ból może uśmierzyć uzdrowiciel raz dwa, w innym wypadku dyskomfort minie po tygodniu. Twoje czary są tym razem nieudane.
Steffen, możesz spróbować dowolnych sposobów na pozbycie się jaszczurki (należy takie działanie uznać za akcję).
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5
— Czy to lord Prewett i jego małżonka? — spytała gruba, elegancka dama o czarnych włosach upiętych elegancko pod wystawnym kapeluszem.
— Musiała narozrabiać. Ale żeby tak w trakcie przyjęcia? Czy ona nie ma za grosz godności? — burknęła z niezadowoleniem szczupła z cygaretką, trzymaną między kościstymi palcami odzianymi w bladoróżową rękawiczkę.
— Czy mi się zdawało, czy nestor Prewett próbował zamordować swoją małżonkę przed chwilą?— spytał stary czarodziej w tiarze, spoglądając na scenę spod okularów połówek.
— Od tego alkoholu ci na wzrok poszło, Leonie. — Te i inne głosy były jednak dla wszystkich pod drzewem jedynie masą niezrozumiałych szmerów. Oczy zgromadzonych wściekle zwrócone były w kierunku drzewa, żadne ze spojrzeń nie było przychylne. Goście wyglądali na zdegustowanych — mieli też wystarczająco dużo czasu, by przyjrzeć się awanturnikom, by później obgadywać ich przez resztę wieczoru. Kilka osób zeszło z parkietu, obracając się jeszcze z zażenowaniem w kierunku drzewa. Słowa Alexandra wzbudziły jeszcze większe zamieszanie i dezaprobatę wśród gości. Oburzenie większości rozniosło się szumem po ogrodach. Farleyowi bez trudu udało się wyciągnąć różdżkę Archibalda.
Ryży zdrajca cię obezwładnił. Kiedy oni wszyscy patrzyli. Obronił twoją świętoszkowatą małżonkę. Manipulantkę. Wielki mi bohater. Nie szkodzi. Jego czas nadejdzie. Jeśli nie teraz, to później... Archibald, choć padł na ziemię jak długi wciąż słyszał w swojej głowie głos. Po chwili ucichł, pozostawiając go jednak w niechęci i wrażeniu, że wszyscy, którzy się nad nim zgromadzili chcieli dla niego źle. Został ośmieszony, a kolejno nadchodzące osoby były świadkami jego wyjątkowo obrzydliwej porażki. Z pewnością będą mieć o czym rozmawiać po tym weselu. Nie zdołał się wybudzić z silnego zaklęcia, a kolejne uderzyło w niego, po chwili sprowadzając jego umysł do poziomu dziecka. Wokół niego zgromadzili się źli ludzie. Ludzie, którzy chcieli cię skrzywdzić, Fluviusku, zachciało ci się płakać, ale nawet tego nie mogłeś.
Stefen, który dotarł w końcu do pierwszych zgromadzonych poczuł, jak jaszczurka przemieszcza się w stronę prawego ramienia. Jej małe łapki były lepkie, a jej szybkie ruchy załaskotały czarodzieja, w wyniku czego odruchowo parsknął śmiechem. Machnął różdżką dziwacznie, ale jego zaklęcie było nieudane.
Osobliwa małżeńska kłótnia nie mogła odbyć się bez udziału wścibskich krewnych, znajomych i nieznajomych, którzy jak zwykle wiedzą lepiej, lub poczuwszy słodki zapach afery postanowili stawić się na miejscu. Po chwili do wszystkich dołączył tez Ulysses w towarzystwie Eunice, który postawił zadbać o nieco prywatności. Po jego ruchu nic się nie zmieniło, ale czarodziej był pewien, że jego zaklęcie było rzucone poprawnie i z pewnością skutecznie ukryło rozgrywającą się scenę przed tłumem obserwatorów, tym bardziej, że nagłe zdumienie na parkiecie powoli zmieniało się w utratę zainteresowanie tematem — musieli być już niewidoczni. Również Isabella dotarła na miejsce zwabiona uprzednimi krzykami o bójce i widokiem Alexandra i Steffena. Przyglądała się uważnie wszystkim — leżący na ziemi Archibald z dłonią wyciągniętą przed siebie, już bez różdżki w dłoni wyglądał na poirytowanego. Jego zamrożona twarz wyrażała zniesmaczenie i wyraźną niechęć. Oczy wpatrywały się w niebo, a jego dostojna szata była już przybrudzona. Lorraine wyglądała pięknie, podobnie jak lady Greengrass, ale w przeciwieństwie do tej drugiej na jej szyi pojawiły się lekkie zaczerwienienia. Sam Alexander wyraźnie był zły, jego nos nieco spuchł, był czerwony. Ktokolwiek wymierzył cios nie zrobił tego wyjątkowo mocno, nie było śladu krwi. Steffen śmiał się dziwnie i poruszał ręką jakby stracił nad nią całkowicie kontrolę. Nie wyglądał na uszkodzonego. Jego zachowanie mogło wskazywać zażycie jakiś środków odurzających.
| Na odpis macie 48h.
Mistrz Gry na przyszłość zwraca uwagę, że podczas pojedynku obowiązuje mechanika poruszania się - to znaczy, że postaci dołączające do zabawy nie mogą w magiczny sposób dotrzeć do pojedynkujących się, nie uwzględniając czasu, jaki mija na rzuceniu przez nich zaklęć i ruchach. Ponieważ Mistrz gry nie dołączył mapy, przymknie na to oko.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Regressio 1/2
Steffen, od teraz do końca tego wątku, lub do momentu pozbycia się jaszczurki rzucasz dodatkowo kością k6. I stosujesz się do poniższych wyników.
1- jaszczurka łaskocze cię pod prawą pachą. Łaskotki wywołują w Tobie szybki i krótki napad śmiechu, a także niekontrolowany odruch. Jeśli czarujesz, twoje zaklęcie jest nieudane; wiązka zaklęcia mknie w przypadkowym kierunku. W przypadku powodzenia, zaklęcie trafia przypadkową osobę, skutki określi Mistrz Gry.
2- jaszczurka smyra Cię po karku. Odruchowo podciągasz ramiona do góry, przez co wyglądasz jakbyś nieustannie wzruszał ramionami, albo próbował pofrunąć na niewidzialnych skrzydłach. Jeśli czarujesz ST rośnie o 5.
3- jaszczurka prześlizguje się po twoim lewym ramieniu, powodując łaskotanie. Wymachujesz lewą ręką wokół siebie. Jeśli czarujesz, ST wzrasta o 15. Jeśli stoisz obok kogoś, klepniesz go przypadkowo w dowolną część ciała.
4- jaszczurka przemyka po twoim brzuchu, wywołując straszne łaskotki - te zaś stają się przyczyną niekontrolowanych pląsów. Zaczynasz niezgrabnie tańczyć i poruszać się. Jeśli czarujesz ST rośnie o 10.
5- jaszczurka pełza Ci na plecy. Prostujesz się odruchowo i wyginasz dumnie pierś do przodu. Wyglądasz tak nieco dziwacznie, ale Twoja dumna postawa imponuje kilku nastoletnim pannom w okolicy.
6- jaszczurka przedostaje się pod kilt. Jeśli nie posiadasz pod nim nic - spada, lekko cię łaskocząc - wydajesz z siebie dziwny odgłos i unosisz prawą nogę do góry (chyba posmyrała cię we wrażliwe miejsce). Jeśli posiadasz coś pod kiltem przerażona ślepą uliczką jaszczurka podgryza cię, co doprowadza cię do głośnego okrzyku. Ukłute miejsce staje się czerwone i puchnie. Masz wrażenie, że parzy. Ból może uśmierzyć uzdrowiciel raz dwa, w innym wypadku dyskomfort minie po tygodniu. Twoje czary są tym razem nieudane.
Steffen, możesz spróbować dowolnych sposobów na pozbycie się jaszczurki (należy takie działanie uznać za akcję).
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5
Wszystko działo się zbyt szybko, a ona nadal nie otrząsnęła się po tym co zrobił Archibald. Nie chciała go oceniać tak samo jak nie chciała wprost mówić jak bardzo ją to dotknęło. Nadal była przecież święcie przekonana, że jej mąż nie byłby zdolny zrobić czegoś podobnego. Nie jej. Z jednej strony fakt, że tak wiele osób zbiegło się by im pomóc było dla niej podbudowujące. Miała szczęście, że znajdowali się w miejscu publicznym chociaż wiedziała, że tego zdarzenia nie uda im się zamieść pod dywan i przez długie miesiące będzie się zmagać z plotkami i domysłami. To się teraz nie liczyło. Z drugiej strony nie wiedziała co tak naprawdę ma im powiedzieć. Jak wytłumaczyć coś tak absurdalnego? Była wdzięczna wszystkim za to, że z zimną krwią zajęli się gromadzącym się tłumem. Jej krew tak zimna nie była. Wręcz przeciwnie. Czerwona na twarzy, lekko roztrzęsiona. To wszystko dopiero teraz się od niej odbijało. Wcześniej była zbyt zszokowana by nawet racjonalnie myśleć.
Szlachcianka spojrzała na Alexa, gdy ten zapytał czy wszystko z nią w porządku. Psychicznie wcale się tak nie czuła, ale doskonale wiedziała, że chodzi mu teraz o tą stronę medyczną. – Dochodzę do siebie. Zaraz mi przejdzie – odparła próbując oddychać głęboko tak jak po każdym swoim ataku widzenia. Archie leżał całkowicie spetryfikowany, a dodatkowo zaklęcie rzucone przez Alexa miało go na jakiś czas uspokoić. Mogła teraz spojrzeć na bliskie jej osoby i wytłumaczyć co tak naprawdę się tutaj stało. Niestety walczący z jaszczurką Cattermole nie mógł liczyć teraz na pomoc. Wszyscy byli zajęci szalejącym Archibaldem. – To nie tak – zaczęła słysząc podniesiony głos Is. – Tańczyliśmy i wszystko było normalnie. W domu też Archie zachowywał się jak zwykle chociaż był zestresowany całym wydarzeniem. Nagle w trakcie piosenki chwycił mnie mocno za nadgarstek i przyprowadził tutaj. Popchnął na drzewo i zaczął opowiadać, że on ma dość kłamstw. Potem zaczął mi wyrzucać, że go… że jestem mu niewierna. Powiedział, że jestem manipulatorką i całe życie robiłam z niego głupca. Nigdy wcześniej czegoś takiego z jego ust nie słyszałam. Uwierzcie mi… - zatrzymała się na chwile by nabrać więcej powietrza do płuc. – … to wyglądało tak jakby recytował mi przygotowane słowa. Starałam się go uspokoić, ale to jakby jeszcze mocniej go podjudzało. Utwierdzało w przekonaniu, że zrobiłam coś złego. Później zaczął mnie dusić i na szczęście pojawił się Alex. Nie jestem w stanie wytłumaczyć co się z nim stało. To było zbyt nagłe by mogło kumulować się w nim już wcześniej zresztą Archie nie jest taki, nie trzyma złości w sobie. Nie wierzę, że to był on. Więc albo to musi być ktoś inny, albo dotknęła go jakaś klątwa. Musi. – odparła spoglądając na twarz męża i zaciskając mocniej różdżkę w dłoni. Mogła podejrzewać, że ktoś zabawił się ich kosztem i wypił eliksir wielosokowy by dostać się na wesele, ale tego nie mogła się teraz dowiedzieć. Mogła jednak sprawdzić czy był obarczony jakąś klątwą. O ile w ogóle będzie w stanie skupić się na tyle by coś poprawnie rzucić. - Hexa Revelio – rzuciła kierując różdżkę w stronę Prewetta.
Szlachcianka spojrzała na Alexa, gdy ten zapytał czy wszystko z nią w porządku. Psychicznie wcale się tak nie czuła, ale doskonale wiedziała, że chodzi mu teraz o tą stronę medyczną. – Dochodzę do siebie. Zaraz mi przejdzie – odparła próbując oddychać głęboko tak jak po każdym swoim ataku widzenia. Archie leżał całkowicie spetryfikowany, a dodatkowo zaklęcie rzucone przez Alexa miało go na jakiś czas uspokoić. Mogła teraz spojrzeć na bliskie jej osoby i wytłumaczyć co tak naprawdę się tutaj stało. Niestety walczący z jaszczurką Cattermole nie mógł liczyć teraz na pomoc. Wszyscy byli zajęci szalejącym Archibaldem. – To nie tak – zaczęła słysząc podniesiony głos Is. – Tańczyliśmy i wszystko było normalnie. W domu też Archie zachowywał się jak zwykle chociaż był zestresowany całym wydarzeniem. Nagle w trakcie piosenki chwycił mnie mocno za nadgarstek i przyprowadził tutaj. Popchnął na drzewo i zaczął opowiadać, że on ma dość kłamstw. Potem zaczął mi wyrzucać, że go… że jestem mu niewierna. Powiedział, że jestem manipulatorką i całe życie robiłam z niego głupca. Nigdy wcześniej czegoś takiego z jego ust nie słyszałam. Uwierzcie mi… - zatrzymała się na chwile by nabrać więcej powietrza do płuc. – … to wyglądało tak jakby recytował mi przygotowane słowa. Starałam się go uspokoić, ale to jakby jeszcze mocniej go podjudzało. Utwierdzało w przekonaniu, że zrobiłam coś złego. Później zaczął mnie dusić i na szczęście pojawił się Alex. Nie jestem w stanie wytłumaczyć co się z nim stało. To było zbyt nagłe by mogło kumulować się w nim już wcześniej zresztą Archie nie jest taki, nie trzyma złości w sobie. Nie wierzę, że to był on. Więc albo to musi być ktoś inny, albo dotknęła go jakaś klątwa. Musi. – odparła spoglądając na twarz męża i zaciskając mocniej różdżkę w dłoni. Mogła podejrzewać, że ktoś zabawił się ich kosztem i wypił eliksir wielosokowy by dostać się na wesele, ale tego nie mogła się teraz dowiedzieć. Mogła jednak sprawdzić czy był obarczony jakąś klątwą. O ile w ogóle będzie w stanie skupić się na tyle by coś poprawnie rzucić. - Hexa Revelio – rzuciła kierując różdżkę w stronę Prewetta.
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Lorraine Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Co się działo, nigdy w życiu nie padł przecież ofiarą... jaszczurki! I to w ludzkiej postaci! Parę razy zdarzyło mu się uciekać przed wygłodniałymi kotami lub ptakami, ale nie doświadczył ani nie docenił grozy gadów. Łaskotki były w końcu upiorne, a w obecnej sytuacji co najmniej nieodpowiednie!
Rozbieganym wzrokiem potoczył wkoło, napotkał spojrzenie Isabelli, zarumienił się gwałtownie, a potem solennie postanowił, że musi pozbyć się gada.
-Ja... nie... - wydusił. -Nigdy nie uderzyłbym Alexandra, chciałem pomóc! - odparł, rumieniąc się jeszcze bardziej, bo uświadomił sobie, że nie pomógł ani trochę. Magia się go nie słuchała i nic dziwnego, w końcu jakiś stwór łaskotał go pod pachami.
-Jaszczurka wpadła mi pod strój galowy, o tu... - pożalił się, wskazując na swoje ramię i usiłując złapać gada, ale jego uwagę nagle przykuły słowa żony pana Archibalda.
Spojrzał bacznie na Lorraine i rozdziawił usta.
-Klątwa? - powtórzył po niej, a oczy rozbłysły mu z nadzieją. Znaczy, nadzieją na to, że jednak będzie w stanie pomóc. Miał już zasugerować rzucenie Hexa Revelio, ale bystra Zakonniczka pomyślała o tym sama, a jej pewny gest ręki wskazywał, że miała szansę rzucić zaklęcie poprawnie. Steffen wziął głębszy wdech, nadal czując na małe łapki i pazurki. Jeśli to klątwa, a nie atak obłędu, to był właściwą osobą na właściwym miejscu i jego poczucie winy odnośnie wtrącenia się w tą sytuację trochę zelżało. W głowie odruchowo zaczął przewijać listę wszelkich znanych sobie klątw, usiłując dopasować słowa Lorraine do którejkolwiek z nich. Jednak jeśli miał myśleć o runach lub zdejmować klątwy, to koniecznie musiał pozbyć się wszelkich rozproszeń. To za poważna sprawa, by zaprzątać sobie głowę czymkolwiek innym.
Niestety, nie miał serca kazać odejść Isabelli, która rozpraszała go swoim bacznym wzrokiem, smutnym głosem, przepiękną buzią i zapewne jakimiś zawiłymi stopniami pokrewieństwa ze wszystkimi zgromadzonymi (kojarzył, że wśród arystokracji każdy zna każdego i jest spokrewniony z każdym, więc Alex i Isabella nie byli tu pewnie jedyną rodziną?). Mógł za to pozbyć się jaszczurki! Z determinacją sięgnął w stronę ramienia, usiłując złapać i strzepać z siebie ohydnego stwora. Precz!
1. zwinność na zrzucenie jaszczurki
2. efekt jaszczurki
Rozbieganym wzrokiem potoczył wkoło, napotkał spojrzenie Isabelli, zarumienił się gwałtownie, a potem solennie postanowił, że musi pozbyć się gada.
-Ja... nie... - wydusił. -Nigdy nie uderzyłbym Alexandra, chciałem pomóc! - odparł, rumieniąc się jeszcze bardziej, bo uświadomił sobie, że nie pomógł ani trochę. Magia się go nie słuchała i nic dziwnego, w końcu jakiś stwór łaskotał go pod pachami.
-Jaszczurka wpadła mi pod strój galowy, o tu... - pożalił się, wskazując na swoje ramię i usiłując złapać gada, ale jego uwagę nagle przykuły słowa żony pana Archibalda.
Spojrzał bacznie na Lorraine i rozdziawił usta.
-Klątwa? - powtórzył po niej, a oczy rozbłysły mu z nadzieją. Znaczy, nadzieją na to, że jednak będzie w stanie pomóc. Miał już zasugerować rzucenie Hexa Revelio, ale bystra Zakonniczka pomyślała o tym sama, a jej pewny gest ręki wskazywał, że miała szansę rzucić zaklęcie poprawnie. Steffen wziął głębszy wdech, nadal czując na małe łapki i pazurki. Jeśli to klątwa, a nie atak obłędu, to był właściwą osobą na właściwym miejscu i jego poczucie winy odnośnie wtrącenia się w tą sytuację trochę zelżało. W głowie odruchowo zaczął przewijać listę wszelkich znanych sobie klątw, usiłując dopasować słowa Lorraine do którejkolwiek z nich. Jednak jeśli miał myśleć o runach lub zdejmować klątwy, to koniecznie musiał pozbyć się wszelkich rozproszeń. To za poważna sprawa, by zaprzątać sobie głowę czymkolwiek innym.
Niestety, nie miał serca kazać odejść Isabelli, która rozpraszała go swoim bacznym wzrokiem, smutnym głosem, przepiękną buzią i zapewne jakimiś zawiłymi stopniami pokrewieństwa ze wszystkimi zgromadzonymi (kojarzył, że wśród arystokracji każdy zna każdego i jest spokrewniony z każdym, więc Alex i Isabella nie byli tu pewnie jedyną rodziną?). Mógł za to pozbyć się jaszczurki! Z determinacją sięgnął w stronę ramienia, usiłując złapać i strzepać z siebie ohydnego stwora. Precz!
1. zwinność na zrzucenie jaszczurki
2. efekt jaszczurki
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'k6' : 3
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'k6' : 3
Alexander wyprostował się i schował różdżkę Archibalda w wewnętrznej kieszeni własnej szaty, poświęcając w międzyczasie krótkie spojrzenie Steffenowi twierdzącemu, że napadła go jaszczurka. Właściwie to był w stanie w tej chwili zaakceptować wszelkie wytłumaczenia, poziom absurdu jaki był w stanie przyjąć tego dnia został przekroczony w momencie, w którym pojąć że jego rodzony kuzyn jak gdyby nigdy nic postanowił udusić swoją żonę na przyjęciu weselnym przyjaciela. Skinął więc tylko głową na znak, że w porządku, po czym zwrócił się ku Lorraine oczekując od niej odpowiedzi. Niestety nie było mu dane spełnienie tego niezwykle nieskomplikowanego życzenia. Pojawienie się Ulyssesa w towarzystwie lady – bezskutecznie próbował wyszukać w pamięci jej imię, lecz nie było to nowością dla byłego Selwyna, zdążył już do tego przywyknąć, że ludzie musieli mu się nieustannie przedstawiać – Farley skwitował skinięciem głowy w geście przywitania, okraszonym uniesieniem brwi i podskórną irytacją, której nie pozwolił jednak wylać się gdzieś dalej niż klatka piersiowa. Posypały się pytania wręcz identyczne z tym, które zadał sam, ale cierpliwie poczekał na odpowiedź Lorraine, czując ulgę, kiedy okazało się, że czarownicy nic nie dolega.
Chciał działać dalej i nie marnować czasu, ale spotkał się ze ścianą. Spojrzał najpierw na Ulyssesa, a następnie na towarzyszącą mu lady. Czy to naprawdę był największy problem tej całej sytuacji? Nie chciał tego mówić głośno, lecz według niego było już za późno na takie rozczulanie się nad szczegółami. Dostatecznie wiele osób widziało to, co miało miejsce przed chwilą: akt agresji i wynikłą z niego bójkę. Tak czy siak poniesie się plotka o wydarzeniach tego wieczora. Kiedy jeszcze ponad ramieniem różdżkarza ujrzał idącą w ich stronę Isabellę, a kawałek za nią Idę, miarka się dla niego przebrała. Wziął długi i spokojny oddech, bowiem potrzebował chwili na uspokojenie by nie zachować się nietaktownie w towarzystwie dam, za co pewnie otrzymałby kolejne karcące spojrzenie od Ulyssesa. Dodatkowo musiał jeszcze zdusić w zarodku irytację tym, że zamiast przenieść Prewetta i na spokojnie zająć się zbadaniem co w niego wstąpiło stali wciąż pod drzewem i tylko powiększali to radosne zgromadzenie. Kolejny oddech na uspokojenie musiał wziąć, kiedy przyszła do nich Isabella, na szczęście nie zapadła cisza: Lorraine wypełniła ją opowieścią o zdarzeniu z własnej perspektywy, tym samym ratując Alexandra od odpowiadania Isie. Kiedy jednak lady Prewett powiedziała słowo klątwa to Farley nie był w stanie już dłużej się nie odzywać. Nie chciał tego mówić komuś więcej niż Lorraine, lecz skoro ona nie miała problemu z omawianiem tej kwestii publicznie to nie zamierzał się powstrzymywać.
– Lorraine, z tego co wiem to od października życie nie było zbyt łaskawe dla Archibalda. Znajduje się pod ciągłą presją nie tylko jako nestor. Mamy wojnę, na jego barkach ciąży niesamowita odpowiedzialność, ostatnio też pojawiło się w jego życiu wiele zmian – powiedział na tyle łagodnie na ile był w stanie, dość subtelnie omijając bezpośrednie nazwanie problemów jakim było odejście z pracy, stres związany z życiem Zakonu, a także nieustanna troska o bliskich, w tym samego Alexandra, który wraz ze swoimi problemami wcale niczego Prewettowi nie ułatwiał. – Mógł w końcu nie wytrzymać presji, ślub przyjaciela nie przechodzi bez emocji, zwłaszcza jeżeli jest na nim w roli świadka – wymieniał dalsze argumenty. Historia widziała już wiele przypadków kiedy ludziom zwyczajnie coś przestawiało się w głowie gdy osiągnęli granicę swojej wytrzymałości psychicznej: po cichu, w najmniej odpowiedniej po temu chwili, najmniej oczywistej. Klątwa byłaby łatwiejszą oraz poniekąd wygodniejszą opcją, biorąc pod uwagę fakt, że na weselu znajdowało się przynajmniej kilkoro łamaczy, w tym jeden tuż obok. Lorraine rzuciła jednak zaklęcie, a Alexander omal nie dodał coś o wyparciu. Nie negował, że mogła być to klątwa, lecz był sceptyczny: po co ktoś miałby rzucać klątwę na Archibalda? W tej sytuacji Alexowi nie pozostało jednak nic innego niż odsunąć się odrobinę, stając frontem do zmierzającej w ich stronę Idy. Nie wiedział czy bardziej był zadowolony, że po przyjściu Isabelli nie pozostała sama przy stoliku, czy zdenerwowany tym, że i ona wplątywała się w tę całą sprawę.
Chciał działać dalej i nie marnować czasu, ale spotkał się ze ścianą. Spojrzał najpierw na Ulyssesa, a następnie na towarzyszącą mu lady. Czy to naprawdę był największy problem tej całej sytuacji? Nie chciał tego mówić głośno, lecz według niego było już za późno na takie rozczulanie się nad szczegółami. Dostatecznie wiele osób widziało to, co miało miejsce przed chwilą: akt agresji i wynikłą z niego bójkę. Tak czy siak poniesie się plotka o wydarzeniach tego wieczora. Kiedy jeszcze ponad ramieniem różdżkarza ujrzał idącą w ich stronę Isabellę, a kawałek za nią Idę, miarka się dla niego przebrała. Wziął długi i spokojny oddech, bowiem potrzebował chwili na uspokojenie by nie zachować się nietaktownie w towarzystwie dam, za co pewnie otrzymałby kolejne karcące spojrzenie od Ulyssesa. Dodatkowo musiał jeszcze zdusić w zarodku irytację tym, że zamiast przenieść Prewetta i na spokojnie zająć się zbadaniem co w niego wstąpiło stali wciąż pod drzewem i tylko powiększali to radosne zgromadzenie. Kolejny oddech na uspokojenie musiał wziąć, kiedy przyszła do nich Isabella, na szczęście nie zapadła cisza: Lorraine wypełniła ją opowieścią o zdarzeniu z własnej perspektywy, tym samym ratując Alexandra od odpowiadania Isie. Kiedy jednak lady Prewett powiedziała słowo klątwa to Farley nie był w stanie już dłużej się nie odzywać. Nie chciał tego mówić komuś więcej niż Lorraine, lecz skoro ona nie miała problemu z omawianiem tej kwestii publicznie to nie zamierzał się powstrzymywać.
– Lorraine, z tego co wiem to od października życie nie było zbyt łaskawe dla Archibalda. Znajduje się pod ciągłą presją nie tylko jako nestor. Mamy wojnę, na jego barkach ciąży niesamowita odpowiedzialność, ostatnio też pojawiło się w jego życiu wiele zmian – powiedział na tyle łagodnie na ile był w stanie, dość subtelnie omijając bezpośrednie nazwanie problemów jakim było odejście z pracy, stres związany z życiem Zakonu, a także nieustanna troska o bliskich, w tym samego Alexandra, który wraz ze swoimi problemami wcale niczego Prewettowi nie ułatwiał. – Mógł w końcu nie wytrzymać presji, ślub przyjaciela nie przechodzi bez emocji, zwłaszcza jeżeli jest na nim w roli świadka – wymieniał dalsze argumenty. Historia widziała już wiele przypadków kiedy ludziom zwyczajnie coś przestawiało się w głowie gdy osiągnęli granicę swojej wytrzymałości psychicznej: po cichu, w najmniej odpowiedniej po temu chwili, najmniej oczywistej. Klątwa byłaby łatwiejszą oraz poniekąd wygodniejszą opcją, biorąc pod uwagę fakt, że na weselu znajdowało się przynajmniej kilkoro łamaczy, w tym jeden tuż obok. Lorraine rzuciła jednak zaklęcie, a Alexander omal nie dodał coś o wyparciu. Nie negował, że mogła być to klątwa, lecz był sceptyczny: po co ktoś miałby rzucać klątwę na Archibalda? W tej sytuacji Alexowi nie pozostało jednak nic innego niż odsunąć się odrobinę, stając frontem do zmierzającej w ich stronę Idy. Nie wiedział czy bardziej był zadowolony, że po przyjściu Isabelli nie pozostała sama przy stoliku, czy zdenerwowany tym, że i ona wplątywała się w tę całą sprawę.
Skoro plotka i tak się rozniosła, jaki był sens transportować lorda Prewetta do posiadłości? To byłaby dopiero strata czasu, w dodatku okraszona dodatkową lawiną pomówień i szmerów, gdy każdy spotkany gość zerkałby z zaciekawieniem na spetryfikowanego Fluviusa, zastygłego z tak wymowną miną, a oni wciąż nie wiedzieliby, co się z nim dzieje. Całe szczęście, że Ollivander nie musiał przejmować się myślami płynącymi w głowie Alexandra, w innym wypadku na pewno nie żałowałby sobie paru kąśliwych uwag.
- Kameleon byłby w porządku, tak jak przemiana w drobne zwierzę - zgodził się z Eunice, ale reszta zdawała się zupełnie zignorować propozycję, schodząc z tematu przenosin na sedno sprawy. Czy źle, czy dobrze, nie jemu oceniać. Zamiast na uzdrowicielu, skupił swoją uwagę na Lorraine, która bez ogródek wyjaśniła im całą sytuację; Ulysses uniósł brwi, za chwilę jednak ściągnął je w wyrazie podejrzliwego niedowierzania - trudno było połączyć tę opowieść z Prewettem, choć przecież nie miał podstaw, by nie wierzyć kuzynce, zwłaszcza biorąc pod uwagę oczywiste dowody. Mógłby się po nim spodziewać wiele, nie był mistrzem ukrywania emocji i w przeciwieństwie do różdżkarza wcale nie trzymał w sobie złości, ale to - nie, to nie było do niego podobne. Żałował teraz, że od razu nie ruszył za parą, lecz w życiu nie spodziewałby się takiego obrotu spraw, takiego zachowania ze strony Archibalda. Drgnął aż w krótkim przejawie irytacji, spięcie mięśni mogła wyczuć jednak tylko Eunice, której ramię wciąż trzymał przy sobie - to słowa uzdrowiciela zadziałały na mężczyznę w ten sposób. Nie chciał podważać jego kompetencji, w końcu specjalizował się w magipsychiatrii, prawda? Mimo to, trudno było uwierzyć w sprzedaną przez niego teorię, Fluvius był impulsywny, ale do takiej porywczości i nieufności względem żony naprawdę mogłyby sprowadzić go zwykłe nerwy? Mężczyzny nie było tu przy najgorszym zajściu, ale nie miał wątpliwości, że Lorraine próbowała przemówić mu do rozsądku, nie sądził też, by Alexander także ten etap pominął. Ollivander pokręcił głową, czując się okropnie bezużyteczny w tej sytuacji - co bowiem mógł zrobić? Nie znał się ani na klątwach, ani na uzdrowicielstwie, a żadne inne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy - poza jednym, jednak zanim się nim podzielił uniósł różdżkę, mamrocząc pod nosem kolejną inkantację, która może choć trochę mogłaby pomóc - skoro nawet prosty Mobilicorpus stanowił dziś wyzwanie.
- Magicus extremos - wypowiedział, rozglądając się pobieżnie po obecnych. - Może to eliksir? Ktoś mógł mu coś dolać? - zapytał najpierw Lorraine, zaraz po tym spoglądając na Alexandra. - Jeśli to co mówisz jest prawdą, czy nie wystarczyłoby zaklęcie uspokajające? - zapytał neutralnie, bardziej wierząc w teorię lady Prewett. Kto znał Archibalda lepiej niż ona? Mimo tego, to Farley w owym towarzystwie był specjalistą od psychiki, więc wolał ufać, że ten wie, co mówi. - Nie pomogę ani z klątwą, ani leczeniem, ale jeśli czegoś potrzebujecie, możemy spróbować to znaleźć - zerknął na Eunice, szukając u niej potwierdzenia. Nie chciał decydować za nią, nie miał też ochoty stać jak kołek, kiedy mógł się na coś przydać. Wierzył, że Steffen poradzi sobie z klątwą, gdyby to ona okazała się przyczyną.
- Kameleon byłby w porządku, tak jak przemiana w drobne zwierzę - zgodził się z Eunice, ale reszta zdawała się zupełnie zignorować propozycję, schodząc z tematu przenosin na sedno sprawy. Czy źle, czy dobrze, nie jemu oceniać. Zamiast na uzdrowicielu, skupił swoją uwagę na Lorraine, która bez ogródek wyjaśniła im całą sytuację; Ulysses uniósł brwi, za chwilę jednak ściągnął je w wyrazie podejrzliwego niedowierzania - trudno było połączyć tę opowieść z Prewettem, choć przecież nie miał podstaw, by nie wierzyć kuzynce, zwłaszcza biorąc pod uwagę oczywiste dowody. Mógłby się po nim spodziewać wiele, nie był mistrzem ukrywania emocji i w przeciwieństwie do różdżkarza wcale nie trzymał w sobie złości, ale to - nie, to nie było do niego podobne. Żałował teraz, że od razu nie ruszył za parą, lecz w życiu nie spodziewałby się takiego obrotu spraw, takiego zachowania ze strony Archibalda. Drgnął aż w krótkim przejawie irytacji, spięcie mięśni mogła wyczuć jednak tylko Eunice, której ramię wciąż trzymał przy sobie - to słowa uzdrowiciela zadziałały na mężczyznę w ten sposób. Nie chciał podważać jego kompetencji, w końcu specjalizował się w magipsychiatrii, prawda? Mimo to, trudno było uwierzyć w sprzedaną przez niego teorię, Fluvius był impulsywny, ale do takiej porywczości i nieufności względem żony naprawdę mogłyby sprowadzić go zwykłe nerwy? Mężczyzny nie było tu przy najgorszym zajściu, ale nie miał wątpliwości, że Lorraine próbowała przemówić mu do rozsądku, nie sądził też, by Alexander także ten etap pominął. Ollivander pokręcił głową, czując się okropnie bezużyteczny w tej sytuacji - co bowiem mógł zrobić? Nie znał się ani na klątwach, ani na uzdrowicielstwie, a żadne inne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy - poza jednym, jednak zanim się nim podzielił uniósł różdżkę, mamrocząc pod nosem kolejną inkantację, która może choć trochę mogłaby pomóc - skoro nawet prosty Mobilicorpus stanowił dziś wyzwanie.
- Magicus extremos - wypowiedział, rozglądając się pobieżnie po obecnych. - Może to eliksir? Ktoś mógł mu coś dolać? - zapytał najpierw Lorraine, zaraz po tym spoglądając na Alexandra. - Jeśli to co mówisz jest prawdą, czy nie wystarczyłoby zaklęcie uspokajające? - zapytał neutralnie, bardziej wierząc w teorię lady Prewett. Kto znał Archibalda lepiej niż ona? Mimo tego, to Farley w owym towarzystwie był specjalistą od psychiki, więc wolał ufać, że ten wie, co mówi. - Nie pomogę ani z klątwą, ani leczeniem, ale jeśli czegoś potrzebujecie, możemy spróbować to znaleźć - zerknął na Eunice, szukając u niej potwierdzenia. Nie chciał decydować za nią, nie miał też ochoty stać jak kołek, kiedy mógł się na coś przydać. Wierzył, że Steffen poradzi sobie z klątwą, gdyby to ona okazała się przyczyną.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Skandale chętnie lepiły się do szlachetnych głów. Te igrały z życiem chętnie, łamiąc mimowolnie garść wielkich praw. Wcale nie zdziwiła się, kiedy wokół leżącego kuzyna nestora zgromadziły się sylwetki zaciekawionych, może zmartwionych tak niefortunną sytuacją arystokratów. Wierzyła w swoje przypuszczenia. Zakleszczony w dziwnych pląsach Steffen, zaczerwieniony Alex, znokautowany Prewett – wszystkie elementy idealnie pasowały do tamtego scenariusza. Zaniepokojona lady żona wyglądała blado i smutno, choć nie można było odmówić jej dostojności. Trwała dzielnie u boku małżonka, zapewne pragnąc jego zdrowia i sprawiedliwości.
isabella zaczęła się zastanawiać, czy nagle odnalazła się na teatralnej scenie. Ruchome marionetki kuzynów i przyjaciół przesuwały się, na ich twarzach kwitły emocje dziwne, niepasujące do tych, z którymi Bella była zaznajomiona. Wyobrażała sobie bezczelne lamenty oburzonej starszyzny, te ciekawskie oczka wędrujące za żenującymi obrazkami, jakby właśnie dla takich chwil w ogóle zaszczycali parę młodą obecnością na uroczystościach. Trochę przestraszona, ale bardziej jednak głodna wyjaśnień, spoglądała na Farleya i Cattermole’a. Nie zdziwiła się wcale temu, że to ten drugi pospieszył z dość nerwowym tłumaczeniem, że to nie tak… Zamrugała, czujnie przesuwając zielonym spojrzeniem po jego uroczej buzi. Patrzył spanikowany, jakby ktoś go tutaj umieścił przypadkiem, jakby to nie była ta scena, nie ten akt. Poruszające się ciało wzbudziło lęk. Uniosła dłoń, jakby chciała do niego sięgnąć, ale ostatecznie pozwoliła jej opaść. Lekko tylko pokręciła głową. Wzmianka o pomocy tylko mocniej zastanowiła Isabellę. Nie podpowiedziała jednak wiele, bo cała sytuacja wydawała się już dość kuriozalna.
– Och, jaszczurka? Steffenie, nic ci nie jest? Pogryzła cię? Wyglądasz… – przerwała, dostrzegając, jak dziwnie machał rękami. A co jeśli padł ofiarą jakiegoś paskudnego uroku? Nie znała się na tych sprawach i, choć nie wątpiła w pokaźne dawki energii drzemiące w przyjacielu, wydawało jej się, że pod pozorami niewiadomej wciąż bójki mogło kryć się coś więcej. Żaden z nich nie wyglądał na spokojnego. Jak dobrze, że lady Prewett pospieszyła z wyjaśnieniami. Te jednak ułożyły się w dość przerażającą opowiastkę. Dłoń Archibalda uniesiona przeciwko bezbronnej damie? Jak mógł tak zachować się wobec żony? Biedna Lorraine wydawała się taka przestraszona. Isabella przez moment zastanowiła się, co zrobiłaby, gdyby to Mat… Zaraz jednak zgasiła tę myśl, uznając, że wcale nie ma ochoty wracać pomiędzy pozamykane rozdziały. Przytoczone przez lady słowa nestora były okrutne. Archibald nie wydawał się mężczyzną zdolnym do tak niegodnego ataku pośród licznego towarzystwa krewnych. Nie naraziłby pogodnej uroczystości i przede wszystkim nie okryłby hańbą ukochanej. – Droga lady Lorraine, wierzę ci, jestem pewna, że Archibald nigdy by cię nie skrzywdził – powiedziała, spoglądając na poszkodowaną damę. Wyobrażała sobie, jak podle musiała się czuć. – Znasz go najlepiej z nas – stwierdziła, później skupiając uwagę na podejrzeniach Alexandra. Jeśli miał rację, nieszczęsny nestor wpadł w pułapkę własnych emocji, ale czy nawet wtedy byłby zdolny do zadania bólu ukochanej? To nie pasowało do żadnych romantycznych historii, ale Isa wiedziała, że życie nie zawsze układało się w według marzeń. Popatrzyła na lorda Ollivnadera, a potem przelotnie na Steffena. Wierzyła bardziej w teorię związaną z działaniem złej magii. Jakże niepojęte zdarzenie, jakże zagadkowe! – Podanie trucizny w weselnym gwarze, przy tak wielu kieliszkach nie wydaje się trudne. Paskudny wywar mógłby zamieszać mu w głowie – stwierdziła, przywołując w myślach obrzydliwe receptury, które czasami próbowała uwarzyć w kątach pałacowej cieplarni. Jeśli jednak prawdziwa była teoria z klątwą lub załamaniem, Archibald wokół siebie miał przyjaciół, którzy mogli wesprzeć go swoją wiedzą i magią. Alex na pewno będzie wiedział, co należy zrobić. Zmartwiła się jednak Steffenem. Jej oczy znów mimowolnie uciekały w stronę weselnego towarzysza. A może ta jaszczurka to salamandra?
isabella zaczęła się zastanawiać, czy nagle odnalazła się na teatralnej scenie. Ruchome marionetki kuzynów i przyjaciół przesuwały się, na ich twarzach kwitły emocje dziwne, niepasujące do tych, z którymi Bella była zaznajomiona. Wyobrażała sobie bezczelne lamenty oburzonej starszyzny, te ciekawskie oczka wędrujące za żenującymi obrazkami, jakby właśnie dla takich chwil w ogóle zaszczycali parę młodą obecnością na uroczystościach. Trochę przestraszona, ale bardziej jednak głodna wyjaśnień, spoglądała na Farleya i Cattermole’a. Nie zdziwiła się wcale temu, że to ten drugi pospieszył z dość nerwowym tłumaczeniem, że to nie tak… Zamrugała, czujnie przesuwając zielonym spojrzeniem po jego uroczej buzi. Patrzył spanikowany, jakby ktoś go tutaj umieścił przypadkiem, jakby to nie była ta scena, nie ten akt. Poruszające się ciało wzbudziło lęk. Uniosła dłoń, jakby chciała do niego sięgnąć, ale ostatecznie pozwoliła jej opaść. Lekko tylko pokręciła głową. Wzmianka o pomocy tylko mocniej zastanowiła Isabellę. Nie podpowiedziała jednak wiele, bo cała sytuacja wydawała się już dość kuriozalna.
– Och, jaszczurka? Steffenie, nic ci nie jest? Pogryzła cię? Wyglądasz… – przerwała, dostrzegając, jak dziwnie machał rękami. A co jeśli padł ofiarą jakiegoś paskudnego uroku? Nie znała się na tych sprawach i, choć nie wątpiła w pokaźne dawki energii drzemiące w przyjacielu, wydawało jej się, że pod pozorami niewiadomej wciąż bójki mogło kryć się coś więcej. Żaden z nich nie wyglądał na spokojnego. Jak dobrze, że lady Prewett pospieszyła z wyjaśnieniami. Te jednak ułożyły się w dość przerażającą opowiastkę. Dłoń Archibalda uniesiona przeciwko bezbronnej damie? Jak mógł tak zachować się wobec żony? Biedna Lorraine wydawała się taka przestraszona. Isabella przez moment zastanowiła się, co zrobiłaby, gdyby to Mat… Zaraz jednak zgasiła tę myśl, uznając, że wcale nie ma ochoty wracać pomiędzy pozamykane rozdziały. Przytoczone przez lady słowa nestora były okrutne. Archibald nie wydawał się mężczyzną zdolnym do tak niegodnego ataku pośród licznego towarzystwa krewnych. Nie naraziłby pogodnej uroczystości i przede wszystkim nie okryłby hańbą ukochanej. – Droga lady Lorraine, wierzę ci, jestem pewna, że Archibald nigdy by cię nie skrzywdził – powiedziała, spoglądając na poszkodowaną damę. Wyobrażała sobie, jak podle musiała się czuć. – Znasz go najlepiej z nas – stwierdziła, później skupiając uwagę na podejrzeniach Alexandra. Jeśli miał rację, nieszczęsny nestor wpadł w pułapkę własnych emocji, ale czy nawet wtedy byłby zdolny do zadania bólu ukochanej? To nie pasowało do żadnych romantycznych historii, ale Isa wiedziała, że życie nie zawsze układało się w według marzeń. Popatrzyła na lorda Ollivnadera, a potem przelotnie na Steffena. Wierzyła bardziej w teorię związaną z działaniem złej magii. Jakże niepojęte zdarzenie, jakże zagadkowe! – Podanie trucizny w weselnym gwarze, przy tak wielu kieliszkach nie wydaje się trudne. Paskudny wywar mógłby zamieszać mu w głowie – stwierdziła, przywołując w myślach obrzydliwe receptury, które czasami próbowała uwarzyć w kątach pałacowej cieplarni. Jeśli jednak prawdziwa była teoria z klątwą lub załamaniem, Archibald wokół siebie miał przyjaciół, którzy mogli wesprzeć go swoją wiedzą i magią. Alex na pewno będzie wiedział, co należy zrobić. Zmartwiła się jednak Steffenem. Jej oczy znów mimowolnie uciekały w stronę weselnego towarzysza. A może ta jaszczurka to salamandra?
Tuż po tym, jak Lorraine zdecydowała się rzucić zaklęcie, powietrze wokół niej zadrżało, lecz to nie atmosfera stała się nagle cięższa. Wibracje wokół były wyczuwalne, dookoła nich pojawiła się jasna i lekka choć gęsta jak mleko mgła.
Steffenowi udało się złapać jaszczurkę, lecz próba strącenia jej nie mogła się udać. Zwierzątko wciąż znajdowało się pod ubraniem. Wypukłość pod materiałem była wyraźnie wyczuwalna — mała gadzina wystraszona nagłym i gwałtownym atakiem i przytrzymaniem płasko przy skórze ugryzła lekko czarodzieja. Steffen poczuł ukłucie, a zaraz po nim swędzenie. Wciąż trzymał jaszczurkę w jednym miejscu. (Nie bierzesz pod uwagę kości z k6).
Ulysses spróbował wzmocnić wszystkich znajdujących się tu towarzyszy. Jego piękna partnerka prawdopodobnie nieco zdekoncentrowała arystokratę, zaklęcie nie zostało rzucone z sukcesem, nic się nie wydarzyło, nikt nie odczuł nagłego przypływu mocy.
Choć goście z parkietu wciąż przyglądali się scenie przy drzewie, szybko tracili zainteresowanie czymś, czego nie widzieli. Część z nich się rozeszła, część co rusz zerkała w tamtym kierunku.
Tuż przy Archibaldzie zmaterializował się nagle elegancko ubrany skrzat. Spojrzał z niesmakiem na wszystkich obecnych, cmoknął leniwie i spytał:
— Proszę mi wybaczyć wtargnięcie, lecz lord nestor Sorphon Macmillan dopytuje o powód zamieszania. Doszły go słuchy, że goście się niepokoją...— zawahał się na moment, spoglądając z lekkim zdegustowaniem na leżącego nieruchomo Archubalda.— Że jakiś lord nestor się awanturuje.
| Na odpis macie 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Regressio 1/2
Steffen, od teraz do końca tego wątku, lub do momentu pozbycia się jaszczurki rzucasz dodatkowo kością k6. I stosujesz się do poniższych wyników.
1- jaszczurka łaskocze cię pod prawą pachą. Łaskotki wywołują w Tobie szybki i krótki napad śmiechu, a także niekontrolowany odruch. Jeśli czarujesz, twoje zaklęcie jest nieudane; wiązka zaklęcia mknie w przypadkowym kierunku. W przypadku powodzenia, zaklęcie trafia przypadkową osobę, skutki określi Mistrz Gry.
2- jaszczurka smyra Cię po karku. Odruchowo podciągasz ramiona do góry, przez co wyglądasz jakbyś nieustannie wzruszał ramionami, albo próbował pofrunąć na niewidzialnych skrzydłach. Jeśli czarujesz ST rośnie o 5.
3- jaszczurka prześlizguje się po twoim lewym ramieniu, powodując łaskotanie. Wymachujesz lewą ręką wokół siebie. Jeśli czarujesz, ST wzrasta o 15. Jeśli stoisz obok kogoś, klepniesz go przypadkowo w dowolną część ciała.
4- jaszczurka przemyka po twoim brzuchu, wywołując straszne łaskotki - te zaś stają się przyczyną niekontrolowanych pląsów. Zaczynasz niezgrabnie tańczyć i poruszać się. Jeśli czarujesz ST rośnie o 10.
5- jaszczurka pełza Ci na plecy. Prostujesz się odruchowo i wyginasz dumnie pierś do przodu. Wyglądasz tak nieco dziwacznie, ale Twoja dumna postawa imponuje kilku nastoletnim pannom w okolicy.
6- jaszczurka przedostaje się pod kilt. Jeśli nie posiadasz pod nim nic - spada, lekko cię łaskocząc - wydajesz z siebie dziwny odgłos i unosisz prawą nogę do góry (chyba posmyrała cię we wrażliwe miejsce). Jeśli posiadasz coś pod kiltem przerażona ślepą uliczką jaszczurka podgryza cię, co doprowadza cię do głośnego okrzyku. Ukłute miejsce staje się czerwone i puchnie. Masz wrażenie, że parzy. Ból może uśmierzyć uzdrowiciel raz dwa, w innym wypadku dyskomfort minie po tygodniu. Twoje czary są tym razem nieudane.
Steffen, możesz spróbować dowolnych sposobów na pozbycie się jaszczurki (należy takie działanie uznać za akcję).
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5
Salvio Hexa
Steffenowi udało się złapać jaszczurkę, lecz próba strącenia jej nie mogła się udać. Zwierzątko wciąż znajdowało się pod ubraniem. Wypukłość pod materiałem była wyraźnie wyczuwalna — mała gadzina wystraszona nagłym i gwałtownym atakiem i przytrzymaniem płasko przy skórze ugryzła lekko czarodzieja. Steffen poczuł ukłucie, a zaraz po nim swędzenie. Wciąż trzymał jaszczurkę w jednym miejscu. (Nie bierzesz pod uwagę kości z k6).
Ulysses spróbował wzmocnić wszystkich znajdujących się tu towarzyszy. Jego piękna partnerka prawdopodobnie nieco zdekoncentrowała arystokratę, zaklęcie nie zostało rzucone z sukcesem, nic się nie wydarzyło, nikt nie odczuł nagłego przypływu mocy.
Choć goście z parkietu wciąż przyglądali się scenie przy drzewie, szybko tracili zainteresowanie czymś, czego nie widzieli. Część z nich się rozeszła, część co rusz zerkała w tamtym kierunku.
Tuż przy Archibaldzie zmaterializował się nagle elegancko ubrany skrzat. Spojrzał z niesmakiem na wszystkich obecnych, cmoknął leniwie i spytał:
— Proszę mi wybaczyć wtargnięcie, lecz lord nestor Sorphon Macmillan dopytuje o powód zamieszania. Doszły go słuchy, że goście się niepokoją...— zawahał się na moment, spoglądając z lekkim zdegustowaniem na leżącego nieruchomo Archubalda.— Że jakiś lord nestor się awanturuje.
| Na odpis macie 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Archibald, ST wybudzenia się z Petrificusa Alexandra wynosi (10+8+8+8+1+3+9+6+5) x2= 116. Do rzutu dolicza się biegłość odporności magicznej.
Regressio 1/2
Steffen, od teraz do końca tego wątku, lub do momentu pozbycia się jaszczurki rzucasz dodatkowo kością k6. I stosujesz się do poniższych wyników.
1- jaszczurka łaskocze cię pod prawą pachą. Łaskotki wywołują w Tobie szybki i krótki napad śmiechu, a także niekontrolowany odruch. Jeśli czarujesz, twoje zaklęcie jest nieudane; wiązka zaklęcia mknie w przypadkowym kierunku. W przypadku powodzenia, zaklęcie trafia przypadkową osobę, skutki określi Mistrz Gry.
2- jaszczurka smyra Cię po karku. Odruchowo podciągasz ramiona do góry, przez co wyglądasz jakbyś nieustannie wzruszał ramionami, albo próbował pofrunąć na niewidzialnych skrzydłach. Jeśli czarujesz ST rośnie o 5.
3- jaszczurka prześlizguje się po twoim lewym ramieniu, powodując łaskotanie. Wymachujesz lewą ręką wokół siebie. Jeśli czarujesz, ST wzrasta o 15. Jeśli stoisz obok kogoś, klepniesz go przypadkowo w dowolną część ciała.
4- jaszczurka przemyka po twoim brzuchu, wywołując straszne łaskotki - te zaś stają się przyczyną niekontrolowanych pląsów. Zaczynasz niezgrabnie tańczyć i poruszać się. Jeśli czarujesz ST rośnie o 10.
5- jaszczurka pełza Ci na plecy. Prostujesz się odruchowo i wyginasz dumnie pierś do przodu. Wyglądasz tak nieco dziwacznie, ale Twoja dumna postawa imponuje kilku nastoletnim pannom w okolicy.
6- jaszczurka przedostaje się pod kilt. Jeśli nie posiadasz pod nim nic - spada, lekko cię łaskocząc - wydajesz z siebie dziwny odgłos i unosisz prawą nogę do góry (chyba posmyrała cię we wrażliwe miejsce). Jeśli posiadasz coś pod kiltem przerażona ślepą uliczką jaszczurka podgryza cię, co doprowadza cię do głośnego okrzyku. Ukłute miejsce staje się czerwone i puchnie. Masz wrażenie, że parzy. Ból może uśmierzyć uzdrowiciel raz dwa, w innym wypadku dyskomfort minie po tygodniu. Twoje czary są tym razem nieudane.
Steffen, możesz spróbować dowolnych sposobów na pozbycie się jaszczurki (należy takie działanie uznać za akcję).
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5
Salvio Hexa
Kiedy to wszystko się działo, był znacznie dalej, w zacisznym miejscu gdzie degustował wino. Wcześniej przeprosił na moment swoją małżonkę, choć zaznaczył, że jeżeli tylko chciała, to mogła do niego dołączyć. Zauważył bowiem jednego ze swoich kuzynów, którego długo nie widział. Nie mógł ominąć takiej okazji, żeby się z nim nie napić!
Kuzyn był idealną ofiarą do opowiadania po raz tysięczny historyjek z dawnych czasów i głupich momentów. I nie tylko! Anthony zaczynał swoją długą opowieść o kilku latach podróży po Europie, o alkoholach z innych krajów, którą to zamęczał niemal wszystkich. Czuł się, w każdym razie, przyjemnie (choć pytanie czy tak przyjemnie czuł się jego daleki kuzyn). Był zadowolony z przyjęcia, które wydawało się być przyjemnym i spokojnym. Cieszył się z takiej wesołej atmosfery, pomimo tego, że byli w trakcie wojny, która nie miała być łatwa. Goście albo tańczyli gdzieś w oddali, albo pili i rozmawiali lub żartowali między sobą.
Pił właśnie drugi kieliszek wina, gdy podbiegł do niego mały Macmillan i z szerokim uśmiechem na ustach rzucił, że słyszał, że chyba dojdzie do bójki. Macmillan zignorowałby tę uwagę zupełnie (stwierdzając, że pewnie temperament wśród jego rodziny był zbyt ognisty, żeby nie doszło do jakiejś małej bójki), gdyby nie fakt, że mały wspomniał o tym, że był tam i rudy mężczyzna, który stał obok niego na weselu. Anthony był zaskoczony tym szczegółem. Chłopak jednak nie wydusił z siebie więcej informacji i pobiegł dalej, zapewne bawić się z pozostałymi dziećmi. Jeżeli Archibald był w środku zamieszania… Ale jak? Przecież Prewett zawsze był taki spokojny. Chyba nie uderzył mu alkohol do głowy? Przecież beczki wybierał sam Anthony z najbliższą rodziną! A co jeżeli tak szybko się upił? Natychmiast odstawił niedopity kieliszek wina i pobiegł w stronę miejsca, gdzie ponoć wszystko się działo. Był przekonany, że jego świadek spił się w wyjątkowo krótkim czasie.
– Ciociu – rzucił za grubą kobietą, którą napotkał w swoim truchcie do miejsca zdarzenie. – Co się dzieje? – Zapytał, ale zanim ta mu odpowiedziała, ruszył dalej. Dopiero gdzieś z oddali wydawało mu się, że dostrzegł czuprynę Alexandra. – Hej! – krzyknął ostro, by zwrócić na siebie uwagę.
Z całą pewnością nie był zadowolony z tego, że coś dziwnego działo się na jego ślubie i że ponoć Archibald był jednym z powodów zbiegowiska i plotek.
| eee… rzucam na spostrzegawczość, bo chcę wiedzieć (a właściwie zrozumieć) co się dzieje na moim ślubie (mam spostrzegawczość na 1)
Kuzyn był idealną ofiarą do opowiadania po raz tysięczny historyjek z dawnych czasów i głupich momentów. I nie tylko! Anthony zaczynał swoją długą opowieść o kilku latach podróży po Europie, o alkoholach z innych krajów, którą to zamęczał niemal wszystkich. Czuł się, w każdym razie, przyjemnie (choć pytanie czy tak przyjemnie czuł się jego daleki kuzyn). Był zadowolony z przyjęcia, które wydawało się być przyjemnym i spokojnym. Cieszył się z takiej wesołej atmosfery, pomimo tego, że byli w trakcie wojny, która nie miała być łatwa. Goście albo tańczyli gdzieś w oddali, albo pili i rozmawiali lub żartowali między sobą.
Pił właśnie drugi kieliszek wina, gdy podbiegł do niego mały Macmillan i z szerokim uśmiechem na ustach rzucił, że słyszał, że chyba dojdzie do bójki. Macmillan zignorowałby tę uwagę zupełnie (stwierdzając, że pewnie temperament wśród jego rodziny był zbyt ognisty, żeby nie doszło do jakiejś małej bójki), gdyby nie fakt, że mały wspomniał o tym, że był tam i rudy mężczyzna, który stał obok niego na weselu. Anthony był zaskoczony tym szczegółem. Chłopak jednak nie wydusił z siebie więcej informacji i pobiegł dalej, zapewne bawić się z pozostałymi dziećmi. Jeżeli Archibald był w środku zamieszania… Ale jak? Przecież Prewett zawsze był taki spokojny. Chyba nie uderzył mu alkohol do głowy? Przecież beczki wybierał sam Anthony z najbliższą rodziną! A co jeżeli tak szybko się upił? Natychmiast odstawił niedopity kieliszek wina i pobiegł w stronę miejsca, gdzie ponoć wszystko się działo. Był przekonany, że jego świadek spił się w wyjątkowo krótkim czasie.
– Ciociu – rzucił za grubą kobietą, którą napotkał w swoim truchcie do miejsca zdarzenie. – Co się dzieje? – Zapytał, ale zanim ta mu odpowiedziała, ruszył dalej. Dopiero gdzieś z oddali wydawało mu się, że dostrzegł czuprynę Alexandra. – Hej! – krzyknął ostro, by zwrócić na siebie uwagę.
Z całą pewnością nie był zadowolony z tego, że coś dziwnego działo się na jego ślubie i że ponoć Archibald był jednym z powodów zbiegowiska i plotek.
| eee… rzucam na spostrzegawczość, bo chcę wiedzieć (a właściwie zrozumieć) co się dzieje na moim ślubie (mam spostrzegawczość na 1)
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Z każdą chwilą rozumiała coraz mniej - jakby dopiero po czasie ocknęła się, żeby dojrzeć szerszy obraz optujący w kilka dodatkowych sylwetek. W tym mężczyzny wykonującego nieskoordynowane ruchy; wkrótce dołączyły do nich także dwie kobiety; Eunice pomyślała wtedy, że naprawdę zrobiło się paskudnie tłoczno. Na pewno zaczną więc przyciągać spojrzenia bawiących się na weselu gości - tak jakby nie zrobili tego do tej pory… - Może spróbujmy się uspokoić. Wszyscy - rzuciła kolejną propozycją, nawet jeśli poprzednia pozostała bez większego odzewu. Spojrzała przy tym na krzyczącą czarownicę oraz pląsającego jegomościa, którego zaatakowała… jaszczurka? Greengrass otworzyła szerzej oczy, w niedowierzaniu, w zdezorientowaniu. W tym zdziwieniu zerknęła kontrolnie na Ulyssesa, jakby oczekując, że dostrzeże na jego twarzy większe zrozumienie dla dziejącej się przed nimi sceny, a którą niedługo skrupulatnie jej wyjaśni. Jednak nie dostrzegłszy nic ponad niewzruszoną minę skierowała zatroskany wzrok na mówiącą Lorraine. Nie wyobrażała sobie co kobieta musiała czuć - nie poznawać ukochanej osoby, z którą dzieliło się przecież całe życie, a która próbowała ją skrzywdzić; to musiało boleć nawet bardziej od zaciskającej się na gardle ręki. Wysłuchała uważnie zarówno jej wersji jak i wytłumaczenia Alexandra, choć sens całego zajścia umykał Nice coraz mocniej. Dlaczego tu tak po prostu stali i rozmawiali zamiast działać? Im dłużej zwlekali z podjęciem działań, tym bardziej ryzykowali. Obudzenie Archibalda, nakrycie ich przez większą ilość osób. Nie wspomniała natomiast o rzuceniu zaklęcia uspokajającego, towarzyszący jej lord Ollivander sam wytknął tę lukę, nie było sensu powielać tego samego. - Więc… chcecie działać tutaj. Przy weselnych gościach, odsłonięci. Leczyć spetryfikowanego mężczyznę bądź ściągać z niego klątwę. Właśnie w tym miejscu. - Podsumowała z uniesieniem brwi. Na szczęście rzucone zaklęcie maskujące zdawało się działać, uczestnicy ceremonii wydawali się mniej zainteresowani minioną bójką, ale jak długo będzie dopisywać im szczęście nim kolejni ludzie podejdą właśnie w to miejsce? Z drugiej strony skoro zależało im na czasie, dlaczego nie działali tylko dyskutowali? Żałowała w tym momencie bycia bezużyteczną, ponieważ nie potrafiła rzucać uzdrowicielskich zaklęć ani zajmować się klątwami. Westchnęła, wypuszczając tym samym z organizmu nagromadzoną frustrację - nie znosiła poczucia bezsilności. Mimo to pogładziła kciukiem spięte ramię Ulyssesa, dobrze byłoby, gdyby choć jedna osoba pozostała odporna na ciężką atmosferę. Mieli jej już pod dostatkiem, więcej było zbędne. - Oczywiście, że ci wierzymy - potwierdziła łagodnie przyznając tym samym rację lady Prewett. Prawdopodobnie nie miałaby powodu kłamać, Eunice wierzyła zresztą, że kuzynka prędzej czy później powiedziałaby jej o swoich problemach w małżeństwie, gdyby takie miała - choć co jeśli dotąd czuła się zastraszona? Mimo wszystko Greengrass nie potrafiła wyzbyć się z myśli tej drobnej wątpliwości, bez względu na jej niewielkie prawdopodobieństwo. - Pomożemy - przytaknęła swemu dzisiejszemu partnerowi. - Potrzebujesz czegoś Lorri? - Oprócz męża powracającego do siebie. - Wody? Okładów? Apaszki…? - dopytywała, nie wiedząc nawet, czy istniało zaklęcie na takie zaczerwienienia. Nie miała pojęcia o medycynie, zresztą podejrzewała, że uzdrowiciel skupi teraz swoją uwagę na leżącym na ziemi nestorze. Nim jednak Nice podjęła jakiekolwiek kroki, przed nimi zmaterializował się skrzat Macmillanów. Nie odpowiedziała mu, zerkając na Lorraine; to ona powinna zdecydować czy i ewentualnie co chciałaby powiedzieć stworzeniu. Zaraz zresztą umysł ponownie uległ dekoncentracji - usłyszawszy za plecami czyjś krzyk zerknęła przez ramię, żeby dostrzec idącego do nich pana młodego. - Może powinniśmy z nim porozmawiać? - zaproponowała Ulyssesowi. W końcu to wesele Tony’ego, jakby nie patrzeć, zapewne też potrzebował wyjaśnień, choć Eunice nie do końca czuła się upoważniona do rozmowy na ten temat. Zostawiła więc decyzję mężczyźnie, może to jednak kuzynka potrzebowała ich teraz najbardziej.
don't deny your fire my dear, just be who you are andburn
Eunice Greengrass
Zawód : smokolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
i need space
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Anthony pokonywał kolejne metry ogrodów, starając się odnaleźć źródło rzekomego zamieszania, nigdzie dookoła siebie nie dostrzegał jednak śladów bójki. Kiedy krzyknął, jego głos poniósł się wyraźnie, a twarze kilkorga gości odwróciły się z zainteresowaniem w jego stronę. W tym mężczyzny, którego wziął za Alexandra; czarodziej, ubrany w szatę uderzająco podobną do tej noszonej przez byłego Selwyna, obrócił się w stronę pana młodego, rzucając mu pytające spojrzenie, a ten dopiero wtedy zrozumiał swoją pomyłkę: to zdecydowanie nie był Alexander. Anthony nigdzie wokół siebie nie widział również Archibalda, Lorraine, Ulyssesa, Eunice, Isabelli, Steffena, ani swojego skrzata domowego.
Ogrody i polana
Szybka odpowiedź